30 sierpnia 2017

[KP] I am a lion and I want to be free

I am a dragon and I want to be wild.

The Dragon.
The Lion.
Viserio Lannister. Lat 25. Lord Casterly Rock. 
Ojciec zawsze mu powtarzał, że ważne jest by pielęgnować przyjaźń. Zwłaszcza przyjaźń z rodami, które utrzymują z tobą sojusz. Jak dziecko pamiętał lorda Starka. Mężczyznę o surowym wyrazie twarzy, który był dla niego niczym wujek i spędzał z nim tyle czasu co ojciec.
Lord Tormund Lannister nauczył go strategii, jazdy konnej i strzelania z łuku. Lord Stark walki mieczem i sprawiedliwych osądów. Z kolei jego córka jak nie dać się zajść od tyłu... Chociaż po latach zapomniał jej rad...
Dziś jest jedyną nadzieją na zjednanie rodów. 

25 komentarzy:

  1. Nieco zmęczona dźwignęła się z trawy, na której spędziła całą noc. Już dawno powinna się przyzwyczaić, lecz wciąż nie potrafiła. Spanie na ziemi nigdy nie należało do najprzyjemniejszych czynności. Ale póki co nie mogła liczyć na nic lepszego. Pocieszała się tym, że mogło być gorzej. Mogła nie mieć ciepłego płaszcza, który skutecznie chronił przed zimnym powietrzem. Mogła się nim otulić i zasnąć bez obawy, że zamarznie na śmierć.
    Westchnęła cicho i otrzepała swój czarny płaszcz z odrobinek kurzu, ziemi i trawy. Upewniła się, że na pewno jest czysty i dopiero wtedy go założyła. Wypuściła włosy z luźnego warkocza, którego zrobiła specjalnie na noc. Przeczesała je palcami i ulokowała pod obszernym kapturem. Dopiero wtedy z torby wyciągnęła suchy prowiant. Zjadła lekkie śniadanie i jeszcze raz westchnęła cicho.
    To, co miało nastąpić za jakiś czas, planowała już od dawna. Cierpliwość nigdy nie była jej mocną cechą, ale zagryzała zęby, wbijała je w dolną wargę i czekała na odpowiedni moment.
    Wyśledzenie młodego Lannistera nie było takie trudne, jak jej się z początku wydawało. Wystarczyło zrobić krótki wywiad, rozejrzeć się po okolicy i wyruszyć do ataku. Musiała przyznać, że wyczucie czasu miała genialne. Pełne szkolenie zakończyła kilka dni przed wesołą nowiną o jednoczeniu rodów przez Młodego Lwa. Wiedziała, że teraz to jest najlepszy moment do realizacji planu, która opracowywała przez wiele lat.
    O wiele trudniej było znaleźć sobie odpowiednią kryjówkę. Nie mogła się od razu zdradzić. W końcu przez wielu była uważana za martwą. Zresztą, jadąc tutaj szczerze wątpiła, aby Młodym Lwem był Viserio. Nie wierzyła, dopóki nie ujrzała go na własne oczy. I wbrew pozorom ucieszyła się na jego widok. Był jedną z ostatnich przyjaznych jej sercu osób. Nie wiedziała, czy może mu ufać. Minęło bardzo dużo czasu, odkąd widziała go po raz ostatni. Ale był jej ostatnią deską ratunku. Widziała, że rody za nim podążają. Miał szanse odbić Północ, którą niegdyś rządzili ich ojcowie.
    Lecz musiała czekać na odpowiedni moment, bo w innym wypadku wszystkie jej starania i plany poszłyby na marne, a szansa na odzyskanie zamku przeszłaby jej koło nosa.
    Opuściła swoją kryjówkę, przeszła kawałek przez leśną polanę, po czym wspięła się na najbardziej dogodne drzewo. Przysiadła na jednej z gałęzi i zaczęła obserwować. Widziała stąd rozłożone namioty żołnierzy, co było jej na rękę.
    Zgrabnie przeskakiwała z gałęzi na gałąź. Uważała, aby przypadkiem płaszcz jej się nie zaplątał, co nieco odwracało jej uwagę. Odetchnęła z ulgą, kiedy udało jej się z gracją zeskoczyć z drzewa, tuż za plecami bruneta. Nim zdążył się odwrócić, przyłożyła mu jedną dłoń do ust, a drugą przystawiła nóż do szyi.
    — Będziesz krzyczał? — zapytała cicho, starając się nie dotykać ustami jego ucha. — Pokiwaj głową…

    OdpowiedzUsuń
  2. Nim trafiła do Braavos, to trochę błąkała się po świecie. Trafiła nawet do Królewskiej Przystani, gdzie usługiwała jakiemuś pomniejszemu lordowi. W swoim życiu przerobiła naprawdę wiele ról. Od żebraczki, poprzez służącą i damę na morderczyni kończąc. I tylko ta ostatnia rola najbardziej jej odpowiadała. Musiała przyznać, że lubiła zadawać śmierć. Lubiła patrzeć, kiedy ludzie umierali i powoli uchodziło z nich życie. Tym bardziej, że wiedziała, że w jakimś stopniu na to zasługują. Tak naprawdę, to nikt nie był bez winy.
    Do Świątyni Boga o Wielu Twarzach trafiła przez zupełny przypadek. Nie sądziła, że uratowanie tamtego mężczyzny tak wpłynie na jej dalsze życie. To dzięki niemu stała się tym, kim jest teraz. Jemu zawdzięczała właściwie życie. Nie zawsze było łatwo i przyjemnie. Niejednokrotnie zwijała się z bólu, kiedy mocniej oberwała. Niejednokrotnie została przyłapana na kłamstwie. Jednak wszystkiego dało się wyuczyć. I kłamstwo również stanowiło taką czynność.
    Nie chciała zabijać Viseria. Może nie była doskonałym strategiem, ale miała głowę na karku. Wiedziała, że mężczyzna mógł okazać się przydatny, a nawet bardziej niż przydatny. Ich ojcowie byli kimś więcej niż sprzymierzeńcami. Byli również najlepszymi przyjaciółmi. I nie bez przyczyny chcieli wyswatać ze sobą swoje dzieci.
    Prędko odrzuciła myśli o przeszłości. Nie mogła się rozpraszać. Szczególnie teraz, kiedy przystawiała nóż do gardła mężczyźnie, który miał jej pomóc.
    — Doooobrze — powiedziała, celowo przeciągając samogłoskę i nieco zmieniając głos na bardziej męski. Powoli odsunęła dłoń od jego ust, jednak wciąż trzymała ją dostatecznie blisko, aby w razie czego znów ją przystawić i go uciszyć. — Nie chcę twoich pieniędzy, ani bogactw. Zresztą, teraz ich i tak za dużo nie masz. Potrzebuję ciebie. I od ciebie tylko zależy, czy posłużysz mi żywy, czy martwy — dodała spokojnie. Gdyby go przypadkiem zabiła, również mogłaby stworzyć do tego jakąś genialną historyjkę, która podziałałaby na jej korzyść. Ale o wiele bardziej wolałaby go mieć po swojej stronie. — Czy chcesz odbić Winterfell?

    OdpowiedzUsuń
  3. Odruchowo spojrzała w dół. Nie mogła powstrzymać chwilowego śmiechu. Bardziej z siebie samej, niż z tej sytuacji. Była przekonana, że mężczyzna już zakończył swoją potrzebę i się ubrał. Ale cóż, najwyraźniej nieco się pomyliła. Niewielka szkoda.
    — Nie — odparła szybko. — Pozwolę ci zapiąć rozporek, a ty wyciągniesz ukryty nóż? — mruknęła mu do ucha i lekko wywróciła oczami. — Najpierw odpowiesz mi na jeszcze kilka pytań. A potem, co się z tobą stanie, zależy tylko od ciebie — ostrzegła. Pytań nie miała wiele. Musiała jedynie wybadać teren, nim przystąpi do jakichkolwiek działań. — Dlaczego chcesz odzyskać Winterfell? — zapytała. Przez krótką chwilę była cicho i zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby od razu zadać mu kilka pytań. W końcu i tak były ze sobą w pewien sposób połączone. — Prawowitymi władcami Winterfell są Starkowie. Więc dlaczego ty chcesz je odbić? — Zadała kolejne pytanie, dochodząc do wniosku, że zadanie seriami będzie najkorzystniejszą opcją. I szybciej dojdą do jakiegoś porozumienia, a on w końcu będzie mógł dokończyć ubieranie się, które tak perfidnie mu przeszkodziła.

    OdpowiedzUsuń
  4. — A może odetnę ci to, co tak starasz się schować? — zaproponowała. Gdyby zdenerwował ją dostatecznie, to nawet nie wahałaby się tego zrobić. Jednak, jakby nie było, był ostatnim z rodu Lannisterów. Musiał zapewnić ciągłość dynastii, a bez strategicznej części ciała, było to zwyczajnie niemożliwe. Z tego powodu musiała zachować zimną krew. Ale mogła mu pogrozić. To nic nie kosztowało. A ona czerpała jakąś dziwną satysfakcję.
    — To bardzo szlachetne z twojej strony — przyznała bez cienia kpiny, czy sarkazmu w głosie. — Ale… czy jesteś pewien, że cały ród Starków nie żyje? — zapytała, wznosząc oczy do nieba. Viserio, swoimi słowami, zaczynał ją irytować. Zawsze to robił, jednak miała cichą nadzieję, że tym razem, nie stanie się to tak szybko. Westchnęła cicho. Jedną ręką szybko przesunęła ku rozporkowi. Nie omieszkała się przesunąć ukrytym ostrzem niebezpiecznie blisko strategicznego miejsca. Sprawnym ruchem zapięła rozporek. — Zadowolony? A teraz odpowiadaj na wcześniej zadane pytanie — poleciła. Nóż wciąż trzymała niebezpiecznie blisko jego szyi. A drugi niebezpiecznie blisko jego rozporka. I tylko zdrowy rozsądek nie pozwalał jej na podejmowanie pochopnych działań.

    OdpowiedzUsuń
  5. — Nie proś dwa razy… — zaniosła się nieco upiornym śmiechem. Nie znała magicznego sposobu, aby zmusić wilka do współpracy. Jednak, jeszcze jako mała dziewczynka, miała swojego wilka. Jednak po porażce Starków i Lannisterów, nie widziała go. I szczerze wątpiła, aby on jeszcze żył. A tym bardziej, aby ją rozpoznał. Ale Viserio nie musiał o takich szczegółach wiedzieć.
    — A twoja dostałaby ataku paniki i szału. Pamiętaj, że liczyła na piękne wnuki. — Tylko tyle zdążyła odpowiedzieć, nim odwrócił się w jej stronę. Pozwoliła mu na to i nawet się nie odsunęła. Ta bliskość nieco wyprowadzała ją z równowagi, ale nic nie dawała po sobie poznać. Nie mogła dać. Wciąż musiała być twarda i w miarę nieprzewidywalna. — Oczywiście, że to ja, Lwie — uśmiechnęła się do niego. Ni to wesoło, ni to strasznie. Nie chciała się bawić w zbędne czułości, ale… cholera!, naprawdę cieszyła się na jego widok. A wesołe ogniki w jej oczach skutecznie ją zdradzały. Wiedziała, że nie powinna się tak zachowywać. Jej twarz i wzrok powinny pozostać niewzruszone, ale… nie potrafiła.
    Ostrożnie ściągnęła nóż z jego krtani. Schowała go do pochwy. I zrobiła kolejny ruch. Zarzuciła mu ręce na szyję i najzwyczajniej się do niego przytuliła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, ich rodzice nigdy nie ukrywali, że oni pewnego dnia spotkają się na ślubnym kobiercu. I tylko od nich zależało, czy pójdą tam z własnej woli, czy zostaną do tego zmuszeni. Arisha buntowała się od kiedy dotarło do niej, co to właściwie oznacza. Nie miała najmniejszego zamiaru zostawać żoną Lannistera. Był tylko irytującym chłopcem, którego miała ochotę zastrzelić z łuku. Niestety, Młody Wilk nie dawał jej prawdziwych strzał i musiała zadowolić się tymi do szkolenia.
    Niejednokrotnie toczyła walki na miecze z Viserio. I niby jak miała zostać jego żoną? Nie mieściło jej się to w głowie. Zresztą, dalej nie widziała w nim kandydata na męża. A jeszcze przed chwilą groziła mu, że poderżnie mu gardło. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę jakiejkolwiek słabości. Szczególnie w stosunku do niego.
    — Nie mam liści we włosach — wymruczała, wciąż się do niego tuląc. Nie była pewna, czy na pewno ich nie ma. Mogły się niespostrzeżenie wkraść, kiedy przemierzała trasę po drzewach.
    — Nie mogę ci tego zdradzić — odparła i dopiero wtedy się od niego odsunęła. Stanęła w bardziej bezpiecznej odległości. Jednak wciąż pozostawał niebezpiecznie blisko i jednym ruchem mogła mu przeciąć gardło. — Ale mam dla ciebie pewną propozycję, Lwie — uśmiechnęła się tajemniczo. Skrzyżowała ręce na wysokości piersi i wbiła w niego uważne spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wierzyła, że ten ślub może przynieść coś dobrego. Było to niemożliwe z wielu bardzo różnych powodów. Jak miała być dobrą żoną, skoro nawet nie była dobrą dziewczyną? Nie potrafiła wyszywać i haftować. Nie znała się na gotowaniu i robieniu pięknych fryzur. Jako żona poległaby już podczas samego ślubu. Tego była nawet bardziej niż pewna.
    Jednak z drugiej strony, wolała zostać żoną Lwa, niż jakiegoś obcego Lorda, do którego mogłaby pałać żywą nienawiścią.
    — Bo naprawdę ci coś odetnę… — odpowiedziała i lekko wywróciła oczami. Znów przybrała swój kamienny i nieodgadniony wyraz twarzy. Wciąż trzymała ręce na wysokości piersi, lecz w razie czego, bez większego problemu, mogłaby sięgnąć do miecza, czy noża. — Wieść o tym, że ostatni Lew jednoczy rody, aby odzyskać co jego, obiegła już prawie cały świat. W większości są to dziwne plotki. W nocy nie zamieniasz się w lwa, prawda? Moja propozycja, więc jest następująca. — Zrobiła celową pauzę i przez tę krótką chwilę jedynie wpatrywała się w mężczyznę. — Pomożesz odzyskać mi Winterfell, a ja daruję ci życie. I obiecuję, że zostawię wszystkie twoje kończyny w spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  8. Słysząc komentarz, najpierw spojrzała na niego z nieukrywanym politowaniem, a potem wywróciła oczami. Jej poczucie humoru nigdy nie było jakoś mocno rozwinięte. Jednak przez szkolenie na skrytobójcę stała się jeszcze bardziej ponura. Humor i głupawe żarty jej się nie trzymały.
    Kiedy tak chodził, uważnie go obserwowała. Dłoń odruchowo ułożyła na rękojeści miecza, aby w razie czego móc go sprzątnąć.
    — Dokładnie tak — powiedziała i skinęła lekko głową, aby potwierdzić swoje słowa. Wciąż uważnie go obserwowała. I już dalej się nie wtrącała. Dała mu dokończyć to co zaczął. Na chwilę zapadła nieznośna cisza, podczas której powoli trawiła jego słowa. Musiała wszystko dokładnie przemyśleć. Nie mogła zadziałać instynktownie, bo wtedy wszystko by przepadło.
    — Mylisz się, mój drogi — uśmiechnęła się niepewnie. — Mogłabym cię zabić, a ty nawet nie będziesz wiedział, kiedy nastąpi atak z mojej strony. Jeśli byłbyś trupem, to sprawa stałaby się nieco bardziej skomplikowana, a wszystko niepotrzebnie wydłużyło. Ale wierz mi. Z twoją pomocą, czy bez niej i tak odbiję Winterfell. Potrzebny mi jesteś żywy. Ale umarły także się przydasz. Martwy na pewno będziesz mniej irytujący — odparła spokojnie, uśmiechając się do niego zagadkowo i wciąż nie odrywając od niego spojrzenia. Podobną miała minę, kiedy wpatrywała się w swoich osobistych wrogów.
    — Przecież to ty masz armię, a nie ja — zauważyła. — Ale jeśli uda się odzyskać Winterfell, to mogę ci obiecać, że Północ cię poprze. Ale nigdy przed tobą nie klęknę.

    OdpowiedzUsuń
  9. — Nie masz pojęcia, co bym z tobą zrobiła. — Odparła, uśmiechając się w pewien sposób tajemniczo i na swój specyficzny sposób zadziornie. Jednak nic więcej nie powiedziała, chcąc zachować pewną nutkę tajemniczości. Lepiej, aby nie wiedział, jaki miała alternatywny plan. Ale tak, jak już kilkakrotnie wspominała – bardziej przydałby jej się żywy, co nie znaczyło, że martwy byłby do niczego.
    — Ale ja nie chcę cię powstrzymywać — powiedziała ostrożnie. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, czy w swoich wypowiedziach przypadkiem nie dała mu do zrozumienia, że zdobycie Siedmiu Królestw to zły pomysł. Ale nie przypominała sobie niczego takiego. — Rób co chcesz, ja chcę tylko odzyskać Winterfell — oznajmiła, aby miał pewność. Jeśli pójdzie na Królewską Przystań i zechce obalić ród rządzących, nie sprzeciwi się. Zgodnie z obietnicą wyśle z nim tych, którzy ją poprą. — Swoją drogą, bardzo błędnie interpretujesz moje słowa — powiedziała, uśmiechając się niepewnie. Szybkim ruchem ręki odgarnęła włosy, które uparcie pchały jej się do oczu. — Moje słowa to nie są groźby. To pewne ostrzeżenia i warunki, na jakich prowadzimy negocjację — sprostowała. Właściwie mogłaby się dłużej nad tym rozwodzić, ale po co? Zatrzymywanie się na tych samych tematach było jedynie marnowaniem czasu.
    — Gdzie teraz wyruszasz?

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogła od razu się zdradzić. Wolała, aby myślał, że jest jedynie morderczynią. Gdyby wydało się, że stała się Człowiekiem bez Twarzy (w pewnym sensie) jej plan mógłby ulec zniszczeniu. Jej przeszłość miała być owiana tajemnicą. Im mniej osób o niej wiedziało, tym lepiej. Szczególnie dla nich samych. Ponadto najpierw musiała sprawdzić, czy na pewno może zaufać młodemu Lannisterowi. Co prawda ich ojcowie byli dla siebie nawet kimś więcej niż przyjaciółmi, lecz to wcale nie znaczyło, że Viserio dalej to respektował. Z tego co zdążyła zauważyć, to był bardziej sentymentalny od niej, ale to do niczego nie prowadziło. I nie znaczyło tak naprawdę nic. W końcu mógł kłamać. Mało to spotykała na swojej drodze kłamców i krętaczy?
    — Dobry wybór. Lord Robert zapewne wciąż pamięta, jak nasi ojcowie pomogli mu odzyskać zamek — powiedziała i skinęła lekko głową. Nie miała zamiaru wtrącać się w jego polityczną grę. Ona nie była od intryg i innych krętackich gierek. Była mordercą. Żołnierzem. I do tego się nadawała. A te wszystkie dworskie intrygi naprawdę nie były dla niej.
    — Armii Boltonów może i nie pokonamy. Ale samych Boltonów? — zapytała bardziej samą siebie, niż jego. Uśmiechnęła się i narzuciła kaptur na głowę. Odwróciła się, zagwizdała i cierpliwie poczekała. Po chwili na polanie zjawił się jej czarny koń. Spojrzał na nią i tracił jej rękę swoim nosem. Dosiadła go i zrównała krok z Viserio.
    — Opowiesz im historię o tym, jak mnie znalazłeś i uratowałeś z tarapatów? — zapytała, a w jej głosie była wyczuwalna nutka rozbawienia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdawała sobie sprawę, że pokonać armię Boltonów może być bardzo ciężko. Ale pokonać samych Boltonów? Przecież oni byli tylko zwykłymi ludźmi. Jeśli mieliby ułożony plan, który nie byłby nieukrytym samobójstwem, to mogliby ich pokonać. Nie armię, nie żołnierzy. Ale sam ród Boltonów. Jednak taki plan wymagał genialnego dopracowania w każdym, nawet w najmniejszym, kawałeczku. A póki co nawet nie widziała cienkiej nici szansy na wyjście zwycięską ręką.
    — Nie uwierzą w umówione spotkanie. Czy na umówione spotkanie poszedłbyś pijany i bez broni? Przecież sam twierdziłeś, że nie żyję — zauważyła i uniosła lekko brew w górę. Musieli wymyślić jakąś inną, bardziej realną historię. — Możesz powiedzieć, że byliśmy umówieni, ale mieliśmy spotkać się dopiero na zamku lorda Roberta. A wpadłeś na mnie po drodze — zaproponowała. Pomysł wciąż wydawał jej się nieco naciągany, ale chyba na nic lepszego i tak nie uda im się wpaść.
    Szła spokojnie, starając się nie wyprzedzać go na koniu. Było to nieco trudne, zważywszy na fakt, jej koń był nastawiony na szybsze podróżowanie.
    — Coś znacznie większego niż armia? — zapytała, nie kryjąc swojego zdziwienia. Zmarszczyła lekko brwi. — Co masz na myśli? Smoki już dawno wyginęły. Olbrzymy również. Jedyna nadzieja w ludziach. I w potężnych armiach. Może jacyś najemnicy zgodziliby się za nas walczyć? Z tego co wiem, to Drudzy Synowie są do kupienia. — Powiedziała. Słyszała różne plotki i pogłoski. Jednak mogliby sprawdzić tę informację, bo może okazać się pomocna.

    OdpowiedzUsuń
  12. Słuchała go uważnie. Bardzo dużo słyszała o smokach i innych podobnych stworach. Jednak nigdy nie sądziła, że ktoś jeszcze na serio myślał o tym, że smoki powrócą. Ostatni z nich zginął wiele lat temat. Znała go jedynie z opowieści maesterów, bo nawet jej ojciec nie pamiętał ostatniego ze smoków.
    Była zbyt zaskoczona, aby się dziwić. Może Młody Lannister miał rzeczywiście coś nie po kolei w głowie? Snuł jakieś mrzonki o smoku. Mówił i zachwycał się nim. A ona naprawdę sądziła, że mógł mieć coś z głową. Może te plotki o jego szaleństwie są prawdą?
    Miała mętlik w głowie. Jednak nie jej było oceniać. Nie uwierzy, póki nie zobaczy tego na własne oczy. Sama jeszcze niedawno nie wierzyła, że on w ogóle żyje. A tu proszę, stał przed nią. Ba! Prawie skróciła go o głowę. I klejnoty. Więc może i jego marzenia o smoku mają jakieś sensowne wyjaśnienie?
    — Nie uwierzę, póki nie zobaczę jaja na własne oczy — powiedziała otwarcie. Póki nie zobaczy jaja, to mu nie uwierzy. — Możliwe, że to co mówisz jest kompletną bzdurą. Jednak w naszym świecie dochodziło do wielu bardziej bzdurnych i absurdalnych rzeczy. Nie zdziwię się jeśli to prawda. I nie zdziwię się jeśli to nieprawda — dodała. Przez chwilę jechała w zupełnej ciszy, starając się poukładać to wszystko w głowie. — Smocza Skała nie jest teraz jakoś szczególnie strzeżona. Za kilka dni jest rocznica zaślubin lorda, który tam zasiada i jego żony. Moglibyśmy się tam zakraść. Nie proponuję ci urządzenia Krwawych Godów, bo gdyby rody się o tym dowiedziały, to my zostalibyśmy uznani za zdrajców i szaleńców. Ale moglibyśmy coś zrobić. Jednak do tego potrzebny byłby jakiś sensowny plan. — Powiedziała i zeskoczyła ze swojego konia. — Ale moja propozycja jest następująca, prześpij się i wytrzeźwiej. A rano porozmawiamy, kiedy będziesz trzeźwy — zaproponowała. Rozejrzała się wkoło. — Dotykałeś wcześniej ognia? I co wiesz o Ludziach bez Twarzy?

    OdpowiedzUsuń
  13. — A po to, że nie dostaniesz smoka, jeśli boisz się ognia — powiedziała. — Słyszałeś o Królowej Zrodzonej w Burzy. Nie mogła się spalić. Weszła do ognia i przyniosła swoje smoki, które były jej dziećmi. Smok ci się nie wykluje jeśli sam nie jesteś smokiem. Chociaż w pewnym sensie — dodała. Trochę sensu w tym co mówiła jednak było. Musiała wszystko sprawdzić w jakiś księgach. A na zamku lorda Roberta na pewno będzie jakiś maester, który chętnie jej pomoże rozwiązać tę zagadkę i odpowie na jej kilka pytań.
    — Mam nadzieję, że to jedynie alkohol spowalnia twoje logiczne myślenie… — wymruczała cicho, uśmiechając się niczym wariatka. Odwróciła się w jego kierunku. — Nie masz pewności, że nie jestem nią. Nie masz również pewności, że nią jestem — odparła zagadkowo. Stanęła tak, aby koń ich zasłaniał. Spojrzała mu prosto w oczy. — Mogę powiedzieć ci coś o czym wiedziały tylko trzy osoby. Ja, ty i mój brat, Jon. On nikomu o tym nie powiedział. — Powiedziała pewnie. Jej brat miał wiele wad, ale na pewno by się nie wygadał. Stawiałoby go to w dość niewygodnej pozycji, gdyby ona dopowiedziała swoją kwestię. A przecież ona nigdy nie kłamała. Przynajmniej wtedy nie.
    Zrobiła krok w jego stronę. Raptownie wyciągnęła ręce i chwyciła za poły koszuli. Szybkim ruchem przyciągnęła go do siebie i złożyła krótki, mokry pocałunek na jego ustach. — Pierwszy raz cię pocałowałam, kiedy byliśmy w drodze na Mur. Walczyliśmy i prawie udało ci się mnie pokonać. Po pocałunku byłeś w takim szoku, że nie dość, że dałeś się rozbroić, to jeszcze w dodatku powaliłam cię na łopatki. Jon, który to wszystko widział, ze śmiechu spadł z konia. — Powiedziała, dając mu tym samym do zrozumienia, że to ona jest tą prawdziwą Arishą Stark. Ale czy na pewno nią była?
    - Co wiesz o Ludziach Bez Twarzy?

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie drgnęła, kiedy się do niej zbliżył. Wpatrywała się w jego oczy, a na ustach majaczył pewien cień nieznacznego uśmiechu. Była ciekawa co takiego zrobi. Czy naprawdę ją pocałuje, czy chciał ją jedynie w pewien sposób nastraszyć. Uśmiechnęła się, kiedy jedynie odpowiedział.
    — Miałam wtedy dziesięć lat, trudno jakby było inaczej — zauważyła, unosząc brew lekko w górę. Pomysł, aby go wtedy pocałować, pojawił się nagle. I to Jon jej go podsunął. Zaskocz swojego przeciwnika! Zrób coś, czego się nie spodziewa! A pocałunek był jedną z ostatnich czynności, jakiej oboje mogliby się spodziewać.
    — Musi, nie musi… kwestia sporna — odpowiedziała, również zmierzając w stronę obozu. Prowadziła swojego konia, który co jakiś czas szturchał ją nosem, wyraźnie domagając się uwagi i zapewne jedzenia. — Wejście do Riverun nigdy nie będzie banalnie proste — stwierdziła, patrząc przed siebie. — Nie możesz lekceważyć swoich przeciwników. Nawet jeśli jesteś pewien swojej wygranej — skarciła go, cytując słowa swojego ojca. — Mam pewne… znajomości, które mogłyby nam pomóc. Jeden z nich należy do Ludzi Bez Twarzy. Ale o wszystkim porozmawiamy jutro, kiedy już na dobre wytrzeźwiejesz — powiedziała i jedną ręką odrzuciła włosy na plecy. — Gdzie będę spała?

    OdpowiedzUsuń
  15. — O to, to — uśmiechnęła się w jego kierunku. Inni nie musieli wiedzieć o ich małym spisku. Zresztą, dla niektórych lepiej było, jeśli nie wiedzieli zbyt wiele. Nawet najwierniejszy sługa, jeśli był plotkarzem, mógł coś puścić i narobić im problemów. Wolała zachować wszelkie środki ostrożności, niż potem żałować, że doszło do czegoś dużo gorszego.

    Spało jej się całkiem dobrze. Wszystko było lepsze od twardej i niewygodnej ziemi, bądź gałęzi drzewa. Podczas swojej podróży spała w tylu niewygodnych miejscach, że przenośne łoże wydawało jej się spełnieniem pewnych marzeń.
    Jedynie żałowała, że ma tak mało ubrań na zmianę. Jednak nakazała sobie w myślach, aby zajść do krawca, kiedy znajdą się w jakimś większym mieście. Nie mogła brać za dużo bagaży, bo wtedy jej podróż byłaby znacznie wolniejsza. Ale teraz jeden, dodatkowy komplet ubrań nie robił jej większej różnicy.
    Wstała stosunkowo wcześnie. Nigdy nie spała zbyt wiele. Musiała być wciąż czujna. Zresztą, nie mogła marnować cennego czasu. Jej organizm w pewnym stopniu się przestawił. I minie wiele czasu nim w końcu naprawdę się wyśpi. Prawdopodobnie nastąpi to dopiero, kiedy znajdą się w Winterfell. Kiedy zamknie się w swojej komnacie i zapomni o otaczającym ją świecie.
    Narzuciła swój płaszcz. Włosy starannie schowała pod kapturem i wybrała się na zwiedzanie obozowiska. Niemal od razu rzucił jej się w oczy rozpalony ogień. Ostrożnie i bezszelestnie zbliżyła się do niego. Niczym posąg stanęła w bezruchu za mężczyzną i jedynie obserwowała jego poczynania. Było to o tyle ciekawe, że jeszcze w nocy śmiał się z dotykania ognia.
    — Interesujące — wymruczała pod nosem z ogromnym trudem powstrzymując się od wrzucenia go w ogień. Mogłaby go pchnąć i przytrzymać. Lecz wtedy ona by się poparzyła, a na tym jej nie zależało. Zresztą, obiecała mu, że go nie dotknie i w żaden sposób nie uszkodzi. Ogień nie trawił jego dłoni. Ale co z pozostałymi częściami ciała? Nie miała pewności, że na pewno cały uszedłby bez szwanku. Stała za nim i tylko jej błyszczące oczy zdradzały, że wcale nie jest stojącym posągiem. — Lew igrający z ogniem… Jesteś hybrydą. W połowie lwem, w połowie smokiem… kogo masz w sobie więcej?

    OdpowiedzUsuń
  16. Wciąż wstała niewzruszona. Chociaż w środku odczuwała dziwną radość z powodu, że go wystraszyła. Wyglądał dość zabawnie, kiedy wzywał siedem piekieł. Ale niewiele się pomylił. W jednym z nich z całą pewnością, kiedyś się znajdzie. Tego była nawet bardziej niż pewna.
    — Nie możesz być smokiem w całości — zauważyła, wciąż się w niego wpatrując. Dla zwykłego obserwatora musiała wyglądać niczym gadający posąg. Ale właśnie o takie coś jej chodziło. Również tego uczyła się przez te wszystkie lata w Świątyni. — W połowie jesteś Lwem. I nie zapominaj o tym — poradziła. Widziała na własne oczy, jak jego ręka płonęła w ogniu, a skóra została nietknięta. Wychodziło na to, że jego mrzonki o posiadaniu smoka mogły okazać się możliwe do spełnienia. Musieli jedynie zdobyć to jajo, a potem wymyślić, jak sprawić, aby wykluł się z niego smok.
    Nie drgnęła, kiedy powtórzył tę zabawę. Uważnie obserwowała ogień, patrząc jak trawi rękawiczkę i pozostawia z niej jedynie suchy popiół. Uśmiechnęła się dopiero, kiedy ogień zgasł, a na jego skórze nie powstało nawet zaczerwienienie.
    — Jeśli wyruszymy natychmiast, to mamy szansę zdążyć na uroczystość na Smoczej Skale. W tłumie trudniej będzie nas dostrzec. Ale to nie jest wyprawa dla całej armii. Nie będziemy mieli szans z armią lorda i tych, którzy go popierają. Musimy wyruszyć sami — stwierdziła, przenosząc wzrok z jego dłoni na oczy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Spojrzała na niego nieco zdziwiona, lecz wciąż opanowana i niezwykle spokojna. Teraz, kiedy emocje związane z powitaniem opadły, znów mogła być sobą.
    — Nie — powiedziała po chwili zastanowienia. — Potrzebujemy armii Roberta. Obiecałeś mu, więc dotrzymasz danego słowa — dodała, robiąc niewielki krok w jego stronę. — Musisz do niego iść. Nie możesz go okłamywać. I nie możesz mu w pełni ufać. Zastosuj metodę ograniczonego zaufania — poradziła. Sama ufała lordowi Robertowi, lecz miała wiele obiekcji przed zaufaniem mu w pełni. Co jeśli poczuje się urażony? Wtedy jego armia mogłaby stanąć przeciwko nim. I wtedy w ogóle nie mieliby szansy.
    — Mogę sama wyruszyć na Smoczą Skałę. W pojedynkę wzbudzę jeszcze mniej podejrzeń, niż gdybyśmy wybrali się tam razem. Tym bardziej, że nie wiedzą, kim jestem. Przeszukam Smoczą Skałę. Odwiedzę każdą grotę, każdy skarbiec, każdą komnatę i zdobędę to jajo. Wrócę z nim. A potem od ciebie będzie zależało co dalej — powiedziała. Ukucnęła tuż koło niego i położyła rękę na jego ramieniu. — Musisz mi tylko zaufać. I iść po armię do Roberta.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jakoś nigdy się nie złożyło, aby była na Smoczej Skale. Nie zdążyła tam wyruszyć, ponieważ nastąpił atak na Starków i Lannisterów. Gdyby nie to, to zapewne wiedziałaby o czym teraz mówił Viserio. A tak jedynie mogła sobie wyobrażać na podstawie tego, co gdzieś tam usłyszała.
    — W takim razie masz czas do jutra, aby sobie przypomnieć. Dłużej nie możemy czekać — powiedziała. Podróż na Smoczą Skałę zajmie wiele czasu. A przecież musiała się wyrobić i przybyć w odpowiednim dniu, aby nie wzbudzać podejrzeń. Jeśli nie udałoby jej się dotrzeć na czas, mogłaby zostać zdemaskowana. A tego bardzo by nie chciała. — Dobrze się zastanów, gdzie widziałeś to jajo. Jeśli sobie nie przypomnisz, to nie wiem, czy podróż i szukanie po omacku ma jakikolwiek sens — powiedziała zgodnie z prawdą. I tak nie wiedziała, czy to w ogóle ma jakiś sens. Ogień mógł nie dotykać mężczyzny. Ale to wcale nie znaczyło, że jajo wciąż tam jest. Równie dobrze, już dawno mogło zostać sprzedane, rozbite albo gdzieś zakopane i dawno zapomniane.
    Wstała z ziemi i otrzepała swój płaszcz z brudu.
    — Gdzie jest tu jakieś najbliższe jezioro? Muszę się wykąpać.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiwnęła lekko głową. Jeszcze raz otrzepała się z kurzu i ruszyła za nim. Szła dość wolno, bo i tak nie mieli się gdzie śpieszyć. W międzyczasie rozmyślała nad wieloma sprawami. Czy rzeczywiście na Smoczej Skale wciąż było jajo? Czy rzeczywiście uda im się obudzić smoka? A jeśli nawet, to skąd mieli pewność, że smok na pewno ich będzie słuchał? Albo czy jajo w ogóle będzie prawdziwe? Szła w milczeniu, bo i tak nie wiedziała o czym teraz mogliby rozmawiać. To co najważniejsze zostało już omówione. A na całą resztę trzeba było cierpliwie czekać.
    Stanęła na brzegu jeziora. Odpięła klamrę od swojego płaszcza, który wylądował przy jej kostkach. Ściągnęła pas, do którego miała doczepioną pochwę na długi, ostry miecz, sztylet oraz saszetkę z dziwną zawartością. Odwiązała mechanizm z ukrytym ostrzem, a z cholewki buta wyciągnęła krótki nóż. Całość położyła na płaszczu. Następnie przystąpiła do ściągania ubrania. Najpierw spodnie, następnie koszula, potem gorset, który był wzmacniany kawałkiem metalu, aby chronił przed ciosami.
    Mając w głębokim poważaniu Viserio, kompletnie naga weszła do jeziora. Weszła głębiej, gdzie woda nie była już tak rozkosznie ciepła. Zanurzyła się w zimnej, niemal lodowatej wodzie i mruknęła cicho.

    OdpowiedzUsuń
  20. Moczyła ciało w zimnej, niemal lodowatej wodzie i z każdą chwilą czuła się coraz lepiej. Oddychała powoli, kiedy zimna woda okalała jej nagie ciało. Czuła się niezwykle odprężona i spokojna. Chociaż wolałaby mieć przy sobie chociaż jeden ze sztyletów. Ale z drugiej strony, co jej mogło grozić na niemal środku lodowatego jeziora? Jedynie jakaś przerośnięta ryba.
    — Początkowo ścięłam włosy. Stałam się służką Fraya. Wierz, bądź nie, ale ten stary kretyn się nie zorientował, że jestem Starkiem — zaśmiała się. Na chwilę przestała mówić i po raz kolejny zanurzyła się w wodzie. — Podczas buntu udało mi się uciec. Uratowałam z płonącego wozu pewną kobietę. Była aktorką i została skazana na wyśmiewanie się z króla. Wraz z nią udałam się do Volantis. Byłam jej prywatną służką. Pomagałam wiązać sukienki, podawałam wino i takie tam — machnęła ręką. — A potem ona dołączyła do trupy aktorów. Wyruszyła w podróż. Trafiliśmy do Braavos. A tam trafiłam do… Nikogo — uśmiechnęła się pod nosem. Wynurzyła się z wody i wyszła na ląd.
    — Wierz mi. Więcej problemów miałam z tobą, niż bez ciebie — zaśmiała się. Na wilgotne zarzuciła jedynie płaszcz. Ubrała buty i usiadła tuż koło Viserio. — Za bardzo rzucasz się w oczy. I bardzo łatwo cię wyśledzić — znów się zaśmiała. — I nietrudno zaskoczyć — stwierdziła i na potwierdzenie swoich słów pociągnęła go za włosy, zmuszając aby przechylił głowę w tył i spojrzał w niebo. — No i sam widzisz.

    OdpowiedzUsuń
  21. Parsknęła śmiechem, kiedy usłyszała jego wrzask. Potem spojrzała na niego i jeszcze raz wybuchła śmiechem. — O tym właśnie mówię, skarbie — zacmokała w jego kierunku. — Może i dobrze posługujesz się mieczem. Ale nietrudno cię zaskoczyć. Powinieneś nad tym popracować, jeśli nie chcesz zbyt szybko stracić głowy — poradziła, rozluźniając uścisk. Zakręciła kosmyk jego włosów na swoim palcu i uważnie się mu przyjrzała. — Zawsze zastanawiał mnie twój kolor włosów. Farbujesz je? — wypaliła i nieco mocniej go pociągnęła. — Lannisterowie byli blondynami. Targaryenowie mieli charakterystyczne, srebrzyste włosy. Po kim, na starych i nowych bogów, masz takie ciemne? — wymamrotała, przez chwilę kompletnie ignorując jego historię.
    — I jak tam jest? Za murem? A dzicy? To prawda, że wcale nie są tacy źli, jak wszyscy wkoło mówią? — zapytała, przekręcając się delikatnie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się w dość nieznaczny sposób. Zabrała dłoń z jego włosów i ułożyła ją przy sobie. Oparła się wygodniej o pień drzewa, przyglądając się młodemu mężczyźnie.

    OdpowiedzUsuń
  22. [A rzeczywiście... Matkokochana, kompletnie o tym zapomniałam! I coś mi się uroiło. Czekaj, nieco edytuję to pytani. I mega przepraszam za ten głupi błąd :D]

    *— Zawsze zastanawiał mnie twój kolor włosów. Farbujesz je? — wypaliła i nieco mocniej go pociągnęła. — Mam wrażenie, że tak. W różnym świetle, czasami się nieco zmieniają. Nie pamiętam, aby u twojej matki, czy ojca coś takiego było. Więc po kim, na starych i nowych bogów, masz takie ciemne? Czy rzeczywiście je farbujesz? — wymamrotała, przez chwilę kompletnie ignorując jego historię.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Nawet nie wiesz, jak mi teraz głupio. Moje zapominalstwo i jakieś urojenia nie są dobrym połączeniem, niestety :< ]

    — Wiedziałam! — Zawołała radośnie. Prawie tak samo, kiedy po raz pierwszy udało jej się go pokonać w walce na miecze. Uśmiechnęła się przy tym niczym mała dziewczynka. I nieco naburmuszyła się, kiedy tak wstał i sobie poszedł. Chcąc, nie chcąc również wstała. Podeszła do kupki ubrań, która wciąż leżała. Powoli zaczęła się ubierać i doczepiać cały swój sprzęt z bronią.
    — Myślisz, że gdybyśmy wpuścili dzikich na tę stronę muru, to oni mogliby za nas walczyć? — zapytała. Podrapała się lekko po głowie, a potem spojrzała na niego. Ściągnęła płaszcz i stanęła do niego tyłem. — Niestety, nie we wszystkim radzę sobie całkiem sama — westchnęła cicho. — Zapewne tylko rozwiązywałeś gorsety. Ale teraz mi go zwiążesz. Tylko musisz dobrze ścisnąć. Samej tak mocno nie potrafię, bo mam za krótkie rączki — Nawijała, podając mu odpowiednie sznurki.

    OdpowiedzUsuń
  24. Przez te wszystkie lata sama nauczyła się wiązać gorset. Jednak nie potrafiła tak mocno go ścisnąć. Brakowało jej sił i jej ręce były na to nieco za krótkie. Nie lubiła, kiedy ktoś się koło niej kręcił i pomagał się ubierać. Nie była ułomna i sama mogła się ubierać. Ale co innego wiązanie gorsetu. A raczej jego mocne ściśnięcie. Choć nie za mocne, aby przypadkiem nie zabrakło jej tchu.
    Czekała cierpliwie, aż w końcu gorset będzie gotowy.
    — Nieco mocniej go ściśnij — mruknęła i lekko się skrzywiła, kiedy rzeczywiście to zrobił. Zaraz potem uśmiechnęła się szeroko, dochodząc do wniosku, że teraz jest idealnie. Nic nie odstawało, nic nie przeszkadzało i nic nieprzyjemnie nie uwierało. Po prostu idealnie.
    — Czyli gdzie? — zapytała, odwracając się w jego kierunku. Pochyliła się po płaszcz, pod którym ukryła swój strój i całą broń, którą miała przy sobie. Wciąż mokre włosy odrzuciła na plecy i wbiła w niego uważne spojrzenie. — Nie możesz mówić do mnie takimi ogólnikami — mruknęła, poprawiając zapinkę od płaszcza. — Wiesz dobrze, że nigdy nie byłam na Smoczej Skale, więc nie mam pojęcia, gdzie jest pracownia twojej matki — powiedziała, nieco prostując zaistniałą sytuację. Poprawiła włosy i nasunęła kaptur na głowę. Tak było o wiele lepiej. — Zresztą, wciąż nie mamy pewności, że na pewno jajo wciąż tam jest. Mogło zostać przeniesione — zauważyła. — Musisz mi powiedzieć, gdzie ewentualnie mogłoby zostać ukryte. Jakieś tajemne i sekretne pomieszczenia. Cokolwiek, co może się nam przydać.

    OdpowiedzUsuń
  25. Spojrzała na niego spod byka z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Jednak doczekała do końca, ciesząc się, że oszczędziła sobie ten kąśliwy komentarz, który cisnął się jej na usta. Czasami warto było się powstrzymać i cierpliwie zaczekać na odpowiedni moment, bo różne rzeczy działy się w trakcie.
    Gwałtownie się odwróciła i spojrzała na niego uważnie. Zmarszczyła brwi, przez chwilę uważnie się nad tym wszystkim zastanawiając.
    — Jak, na stu bogów, mam przejechać pół świata z tak wielkim jajem i nie wzbudzić podejrzeń?! — zapytała. Wykradnięcie tak wielkiego jaja to jedno. I to jeszcze dałaby radę zrobić. Kilka magicznych sztuczek, trochę sprytu i by jakoś się udało. Ale jak miała je dostarczyć ze Smoczej Skały? I to jeszcze tak, aby nikt się nie domyślił?! Było to prawie niewykonalne. Musiała się nad tym głęboko zastanowić. Ale sama raczej nie da rady tego zrobić. Ludzie nie byli głupcami i od razu ktoś mógłby coś zauważyć.
    — Sądziłam, że chodzi ci o znacznie mniejsze jajo — powiedziała i westchnęła ciężko. Przyłożyła sobie dłonie do skroni i wzięła kilka głębszych oddechów.
    — Chyba trzeba zmienić nasz plan — powiedziała cicho i przysiadła koło najbliższego drzewa.

    [Wybacz, że dopiero teraz. Ale powstał ten nowy blog o Wiedźminie i jakoś tak… przepadłam xD]

    OdpowiedzUsuń