„Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął
Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi.”
Delia Crow
aguara
Została porwana jako dziecko przez Matkę, która wydarła ją z rąk zamożnych, wysoko postawionych i chciwych elfów. Aguara opiekowała się nią czule i czujnie, dbając, by dorosła na potężną istotę. Delia nie była pierwszą córką Matki, była natomiast ostatnią. Dorosła Aguara poświęciła swoje życie, by obronić ją przed łowcą, Leo Bonhartem, który lubował się w mordowaniu dla rozrywki i pieniędzy. Została osierocona, gdy wchodziła w wiek dojrzewania, jedynie z podstawową wiedzą, jaką powinna posiadać. Nie zdołała obronić się przed Leo, została przez niego zabrana na jego włości, przykuta srebrnymi łańcuchami i wystawiana jako jego maskotka czy też zwierzak.
Siedział na ogromnym gniadym ogierze, który stał spokojnie tuż przed bramą wjazdową. Na zewnątrz było dość chłodno i z każdym oddechem z końskich chrap wydobywała się para. Ramsay odgarnął włosy z twarzy i spojrzał swoimi żółtymi ślepiami na posiadłość o której krążyło wiele nieprzyjemnych słów. Wiedział, że Bonhart mógł zająć się to pieprzoną sprawą sam, ale za pewne wpatrzony w swoją jakże cudowną i waleczną osobę nie zamierzał nawet ruszyć dupy by upić jednego utopca. Dlatego też postanowił zostawić to głupim wiedźminom. Tylko Ramsay nie do końca był wiedźminem. Może i przeszedł próby, może i miał ich zdolności i potrafił tworzyć eliksiry i całe te ich głupie znaki, ale z Hall Vador łączył go tylko naszyjnik z głową niedźwiedzia, który delikatnie zawibrował. Szturchnął ogiera łydkami i ruszył w stronę wejścia.
OdpowiedzUsuńTak jak się spodziewał Bonhart był obleśnym psychopatom, który uważał się za wyższego niż inni, ale wina nie zamierzał odmawiać. Skinął więc głową rozglądając się po posiadłości i wsłuchując w dziwny dźwięk włóczącego łańcucha oraz kroki. Kroki słyszalne tylko dla kogoś takiego jak on.
Kiedy Ramsay ujrzał dziewczynę na jego twarzy nie pojawiła się żadna emocja. Może to właśnie była zaleta bycia wiedźminem. Takie widoki nie były mu obce. Niejednokrotnie widywał jak mężczyźni pokroju Bonharta przetrzymywali ludzi, nieludzi czy też przeróżne istoty w niewoli traktując jak swoje zabaweczki. Jeśli o niego chodziło wolałby, żeby jakaś ładna panienka z własnej woli paradowała przed nim w jego pałacu. Ale o gustach się nie dyskutuje.
OdpowiedzUsuńPierwsze co na myśl przyszło mu to, że stary psychopata ma swoje zwierzątko i chce się nim pochwalić. Pokazać mu jakim to nie jest cudownym myśliwym. Potem zaczął zastanawiać się czy stary jest też zboczeńcem i zabawia się z rudowłosą po nocach, a w dzień poniża ją przed służbą i gośćmi. Aż w końcu wziął od niej kielich przyglądając się jej uważnie. Dziewczyna wyglądała na przerażoną. Nic dziwnego.
Ramsay jako wiedźmin powinien pozostać obojętny na tą sytuację. Jednak jedyne czego szczerze nienawidził to niewolnictwa. Tego jak ktoś w tym przypadku z pozoru silniejszy zapinał taką istotę w łańcuchy by powiększyć swoje ego. Mógł tylko mieć nadzieję, że dziewczyna pewnego dnia uwolni się i poderżnie temu psycholowi gardło we śnie. Nic jednak nie powiedział na ten temat. Póki Bonhart mu płaci będzie siedział cicho. Skinął tylko głową i dodał:
-Ze zwierzętami nie rozmawiam. Wyjeżdża więc pan? Do kiedy mam się uporać z tym draństwem jakie nawiedzą pana posesję?
Ramsay może i byłby przerażony postępowaniem Leo, ale w okolicach Hall Vador takie typki były czymś zupełnie normalnym. Wiedział jak postępować by myśleli, że jest ich oddanym sługą czy przyjacielem. W zależności który co wolał. Leo przypominał mu pewnego lorda o nazwisku Torkins. Facet był gruby, brzydki i miał paskudną bliznę po oparzeniu na twarzy. Był jednak obrzydliwie bogaty co dawało mu mnóstwo przywilejów między innymi do tego by trzymać w swojej willi małe dziewczynki. Gwałcił je co noc, a kiedy ku ich szczęściu stawały się zbyt dorosłe wyrzucał na ulicę. Część z nich popełniła samobójstwa część została damami do towarzystwa a ta trzecia grupa wynajęła wiedźmina, któremu zapłaciły za poderżnięcie gardła.
OdpowiedzUsuńKiedy Bonhart wspomniał o tym by sobie poużywał na dziewczynie Ramsay spojrzał na leżącą na ziemi istotę, która wydała mu się niezwykle słabą istotą. Wpatrywał się w nią długo co mogło ją zaniepokoić zwłaszcza, że większość ludzi, nieludzi i potworów bała się takiego wzroku.
-Jeśli mogę doradzić to za nietkniętą zapłacą ci znacznie więcej. -Spojrzał na Bonharta. -Ja nie lubię dziewic, ale są i tacy, którzy oddadzą fortunę za noc z taką.
Wiedźmin ponownie na nią spojrzał. Wiedział, że gdyby udało się jej przemienić doszłoby między nimi do niezłej walki, której zakończenia nie mógł znać ani on ani ona. Uśmiechnął się podstępnie do niej, a może do Leo? Czasami lubił uśmiechać się w ten sposób. Ludzie bali się tego uśmiechu bo Ramsay wydawał im się wtedy jeszcze bardziej opętany szaleństwem niż na co dzień.
OdpowiedzUsuń-Niegrzeczne to twoje zwierzątko. Same z nią problemy. -Nie odrywał od niej wzorku. Mogło to wyglądać dwuznacznie jakby właśnie zastanawiał się nad skorzystaniem z propozycji gospodarza, ale prawda była taka, że nie miał w zwyczaju brać kobiet siłą, a już na pewno za to płacić. -Po co więc ją trzymasz? Pytam z czystej ciekawości.
To akurat naprawdę go ciekawiło. Facet mógłby mieć mnóstwo niewolnic, dziwek i towarzyszy, ale wybrał sobie Aguarę. Jeśli chciał pokazać swoją siłę i to jaki jest okrutny to wystarczy wieść, że pomordował wiedźminów. A może stary psychol po prostu miał słabość do tej dziewczyny? Może żywił do niej jakieś uczucie? O ile ktoś taki w ogóle coś czuje...
-Mówisz, że mam twoje pozwolenie? -Uniósł brwi do góry i zrobił krok w stronę dziewczyny. Wszystko to było tylko grą po to by przekonać do siebie Bonharta. Nie dlatego, że zależało mu na jego przyjaźni. Miał on swoje osobiste powody, które wolał pozostawić w tajemnicy. Nachylił się nad nią na tyle by nie mogła dosięgnąć go szponami. -A potem potrącisz mi to z wypłaty, co? -Uśmiechnął się złowieszczo. -Dobra do kiedy mam czas by pozbyć się tego ścierwa z twojej posesji?
I tym, który gryzłby piach byłbyś ty... Pomyślał Ramsay, ale ugryzł się w język by nie rozzłościć swojego gospodarza. Tego właśnie nauczyli go w szkole wiedźminów. Przemilczeć to i owo by nie dostać po skórze za niewypatrzony język, a jemu zdarzało się to w przeszłości bardzo często. Zwłaszcza od swojego opiekuna. Miał na swoi ciele tysiące siniaków i złamań od pięści Harolda. Z tym, że kości złamane zrastają się i stają silniejsze.
OdpowiedzUsuń-Zacznę jeszcze dziś. Po północy zbierze się ich najwięcej... -Uśmiechnął się w ten swój podstępny sposób, a potem wyciągnął dłoń w jego stronę tym samym ubijając interes. -Strasznie zależy ci by ktoś ją rozdziewiczył. - I boisz się sam włożyć w nią kutasa bo nie jesteś pewien czy przypadkiem nie ma tam zębów i ci go nie odgryzie... Dodał w myślach ciesząc się, że nie wszystkie istoty zwłaszcza tak prymitywne jak Leo nie potrafiły czytać w myślach. -Zatem życzę udanej podróży. -Dodał opierając się o zimną ścianę tuż obok drzwi wyjściowych i zerkając kątem oka na kulącą się pod stołem istotkę.
Ramsay ucieszył się kiedy Bonhart wyszedł. Wolał jak nikt nie ogląda go podczas pracy chociaż dobre wiedział, że służba będzie mieć go na oku jak zresztą pan domu powiedział. Kiedy drzwi się zatrzasnęły, a dziewczyna przyciągnęła swój łańcuch oglądając się na niego ich spojrzenia się spotkały. Choć w salonie panował półmrok doskonale ją widział. A potem bez słowa ruszył w stronę salonu. Usiadł przy stoliku gdzie leżało wino i sięgnął po puchar. Upił kilka głębszych łyków nie zwracając uwagi na zwierzątko Bonharta. Potem wyjął swój srebrny miecz i zaczął go czyścić. Lubił to robić przed walką. To go uspokajało.
OdpowiedzUsuńKiedy zegar wybił północ wyszedł nie oglądając się za siebie. Faktycznie utopców i trupojadów na ziemiach Bonharta nie brakowało. Będzie potrzeba dobrego tygodnia by wszystko wytępić, ale nie była to rzecz niemożliwa. Zabrał się wpierw za grupę utopców krążących przy niewielkim stawiku. Ramsay ucinając głowy potworom wyobrażał sobie jak Bonhart topił tam młode dziewki, albo głupców, którzy weszli z nim w interesy. Wrócił nad przed świtem. Zdjął z siebie brudną od krwi utopców kurtkę oraz koszulę i rzucił ją na podłogę w przedpokoju. Miał nadzieję, że służba zajmie się praniem bo nie zamierzał panoszyć się po obcej posiadłości.
Ramsay nigdy nie narzekał na powodzenie u kobiet. Większość wiedźminów była albo już stara, albo ich twarze szpeciły liczne blizny. W obecnych czasach potwory panoszyły się znacznie częściej niż za dawnych lat co był im znacznie na rękę. Ramsay miał tylko jedną bliznę która biegła pod jego prawym okiem wzdłuż nosa aż pod lewe oko, ale jak twierdziło wiele panien dodawało mu to uroku. Wiedział, że służki go obserwują, ale jak to powiadają nie srał tam gdzie jadł.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na zwierzątko, które w każdym swoim geście miało strach. Leo musiał nieźle ja tłuc skoro bała się nawet własnego głosu czy cienia.
Wiedźmin ruszył w jej stronę biorąc po drodze karafkę z winę. Bonhart może i był skurwielem, ale wiedział jak ugościć kogoś w swoim domu. Nawet jeśli zazwyczaj na koniec tej wizyty wbijał im nóż w plecy. Przechodził właśnie obok dziewczyny kiedy odchylił głowę do tyłu i pociągnął kilka głębszych łyków z karafki. Lubił pić alkohol. Ciężkie czasy do tego zmuszały. A potem wszedł do pomieszczenia. Rozpiął pas przy którym przymocowane miał dwa miecze i rzucił bronie na łóżko, a sam oparł się o nocną szafkę i spojrzał na zwierzątko Leo.
-Tam. -Kiwnął głową na stolik. -Postaw to tam.
Ramsay zaczął się zastanawiać czy dziewczyna też może się kąpać? Czy ma swoje łóżko czy zwykłą budę do której Leo rzuca jej ochłapy.
Aguara jako kobieta wydała mu się atrakcyjna. A raczej byłaby atrakcyjna gdyby odziała się w jakąś elegancką szatę porządnie uczesała, wykąpała i przestała się garbić. Brakowało jej dostojności i pewności siebie. Musiał jednak przyznać, że trochę go bawił fakt jak dziewczyna się go boi, jak uważa by zbytnio się do niego nie zbliżyć bo myśli, że ten chce jej zrobić krzywdę. Obserwował każdy jej ruch, każdy spięty mięsień i najeżony na ciele włos. Nie kręciło go to, że była tak przerażona. Po prostu pierwszy raz widział takie coś. Bardziej go to fascynowało.
OdpowiedzUsuń-Wino. -Powiedział nieco za głośno przez co mogła się przestraszyć. -Jeśli możesz przynieś mi wino. -Powiedział nieco łagodniejszym tonem ruszając w stronę stolika. Kolacja pachniała wyśmienicie. Żałował, że on nie ma tendencji do oszczędzania. Przydała by mu się taka posesja i służące, które skakały by wokół niego jak wokół jakiegoś księcia. Będzie musiał pomyśleć o swojej przyszłości. Do Hall Vador nie mógł przecież wrócić. Groziło mu to śmiercią.
-I co z moją kurtką i koszulą? Nie będę przecież paradował z nagim torsem. Ktoś się tym zajmie czy mam sam uprać rzeczy? -Przeszył ją swoimi pionowymi źrenicami.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie na darmo nazywano go wiedźminem. Wiedział, że to właśnie był początek przemiany. Przemiany, którą powstrzymało srebro. Leo nieźle się zabezpieczył przed uwolnieniem się lisicy. Musiało mu na niej bardzo zależeć.
OdpowiedzUsuń-Jeśli ten twój skąpy właściciel nie życzy sobie bym pił jego trunki wystarczy, że mi powiesz. -Zrobił kilka kroków w jej stronę, a potem sięgnął do kieszeni od spodni. Miał tam jeszcze kilka monet, które mogły wystarczyć na parę butelek jakiegoś taniego alkoholu, którym będzie mógł umilić sobie oczekiwanie na kolejną walkę z trupojadami. Wyciągnął zamkniętą dłoń w jej stronę bacznie ją obserwując. -Niech ten majordom pojedzie i coś kupi. Droga przez jezioro została oczyszczona. Możesz mu to przekazać. I jeszcze jedno... -Zerknął na jej łańcuch. Gdyby chciał mógłby go teraz pochwycić. Był wyjątkowo szybki. Gdyby chciał mógłby ją wciągnąć do środka i zamknąć drzwi, ale na razie marzył by zjeść ciepły posiłek. -Nie zrobię ci krzywdy. - Chyba, że będziesz coś kombinować. Ale w to wątpił. W końcu Leo nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd.
Przypominała mu przerażoną łanię, która została odłączona od stada. Istotę pragnącą uciec lecz będącą w tak beznadziejnym położeniu, że nie jest zdolna nawet do tego. Gdyby był człowiekiem za pewne nie mógłby znieść jej widoku oraz tego jak traktował ją jej właściciel. W takich chwilach dziękował losowi, ze jest pozbawionym uczuć mutantem. Tylko czy aby na pewno wiedźmini byli całkiem pozbawieni uczuć?
OdpowiedzUsuńDrzwi zatrzasnęły się, usłyszał dźwięk oddalającego się łańcucha, a potem usiadł do stołu i zaczął jeść kolację. Bonhart na pewno nie mógł narzekać na kuchnię bo jedzenie było naprawdę wyśmienite. Przez chwilę wiedźmin zastanawiał się jaka to kara spotykała kucharki za przesoloną zupę. Aż strach było pomyśleć. Kiedy skończył wstał od stołu i udał się do łazienki, gdzie rozebrał się i wszedł do jeszcze parującej wody. Oparł głowę o wannę planując kolejne polowanie. Dziś zamierzał zająć się małym zagajnikiem. Będzie trudno, ale tam zgromadziło się ich najwięcej chyba, że uda mu się odciągnąć część i zabić ich na moście.
Oczywiście, że usłyszał jej kroki zresztą nie sposób było nie usłyszeć tego łańcucha. Kiedy weszła do pomieszczenia i speszyła się jego nagością nie bardzo się przejął. Widział jak nie chce na niego patrzeć jednocześnie pragnąć zobaczyć jak najwięcej. Nawet zaczęło go to bawić bo w dzisiejszych czasach myślał, że nie ma już tego typu kobiet, które rumienią się od nagiego torsu mężczyzny.
OdpowiedzUsuńWtedy niespodziewanie wstał wychodząc z wanny. Przyglądał się jej uważnie. Dopiero po chwili sięgnął po ręcznik wiszący obok i obwinął go sobie wokół pasa, a potem wziął od niej kielich i wypił całą zawartość. Piwo wcale nie było takiej dobrej jakości. Jeśli faktycznie Bonhart myślał, że sprzeda je za wysoką cenę to musiał się pomylić.
-Zostań na miejscu. -Wydał jej polecenie. Może zabrzmiał za bardzo jak właściciel psa, który chce by kundel nie ruszył się z miejsca, ale nie przejął się tym. Podszedł pod dzban, sięgnął po niego i przechylił nalewając do pełna kielicha, a potem zaczął iść w jej stronę. Zatrzymał się dość blisko.
-Pij. -Wystawił rękę z kielichem. -No pij. Twojego pana nie ma i na twoim miejscu korzystałbym do woli.
Zrobił to celowo by sprawdzić ile prawdy jest w jej strachu. Uznał, że jeśli w końcu namówi ją na piwo to albo to jakaś podstępna sztuczka Leo, albo to dziewczyna tak naprawdę tutaj rządzi. Druga opcja, że nie tknie alkoholu nawet pod jego nieobecność utwierdzi go tylko w przekonaniu, że Bonhart to niezły treser.
Ramsay wzruszył ramionami i wypił kolejny puchar w piwem. Podszedł do drzwi od łazienki i nasłuchiwał przez chwilę. Nikogo nie było pod drzwiami do jego komnaty, a przynajmniej na tę chwilę więc mógł sobie pozwolić na nieco luźniejszą rozmowę.
OdpowiedzUsuńNie dziwił się, że Bonhart kazał go mieć na oku. Nie dość, że miał wiele drogocennych rzeczy w domu, które z pewnością nie interesowały wiedźmina to jeszcze zostawiał mutanta samego ze swoją maskotką i służbą. Każdy pan zleciłby pilnowanie kogoś takiego jak on. Dlatego nie miał mu tego za złe. To było rzeczą zupełnie naturalną. W końcu klient nasz pan.
-Liczysz, że stary zejdzie podczas której ze swoich podróży?
Przymknął delikatnie drzwi. Przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynę, a potem uśmiechnął się w złowieszczy sposób. Chyba nawet nie zauważyła kiedy pochwycił jej łańcuch. Teraz podniósł go w prawej dłoni i owinął sobie wokół nadgarstka.
-Czy sama zabijesz go której nocy? Może poderżniesz mu gardło we śnie. Co? Czemu nie zrobiłaś tego do tej pory?
Pociągnął delikatnie łańcuch w swoją stronę tak, że chcąc nie chcąc musiała zrobić choćby krok w jego kierunku.
-Twój łańcuch nie sięga do jego sypialni? -Uniósł brwi do góry.
Wiedźmin przeczuwał, że dziewczyna zaraz zaatakuję. W końcu była lisicą. Lisy nie potrafią się powstrzymać. Gdyby chciał mógłby odeprzeć atak bez najmniejszego wysiłku. Może w drugiej formie miała siłę lecz nie teraz. Zwłaszcza zmęczona tymi torturami. Kiedy skończyła mówić Ramsay po prostu się zaśmiał wesoło. Podciągnął się opierając plecami o łóżko i nadal śmiejąc się.
OdpowiedzUsuń-Gdybyś trzymała to byśmy na pewno nie rozmawiali. -Próbował być poważny, ale jakoś mu to nie wychodziło. W końcu się uspokoił i przechylił głowę na bok bacznie się jej przyglądając. -Tak jak powiedziałem... -Zaczął nieco już mniej przyjemnym tonem. -Nie skrzywdzę cię więc nie ma powodów byś zachowywała się jak lisica broniąca swoje młode. Jestem prawdopodobnie jedyną osobą z którą rozmawiasz od dawna... może od bardzo dawna. Na twoim miejscu byłbym miły.
Odgarnął dłonią włosy do tyłu głowy, a potem ciężko westchnął. Pomyślał, że to będzie długi tydzień w ogromnej posiadłości, gdzie każdy go szpieguje, a ta mała na łańcuchu albo trzęsie się ze strachu, albo szczerzy zęby.
Wstał z podłogi zrzucając z siebie ręcznik. Sięgnął po spodnie, które leżały na krześle i ubrał je nie spiesząc się zbytnio. To ona przecież się wstydziła nie on. Słuchał jej uważnie i zapamiętywał każde słowo. Czyżby ostrzegała go przed swoim panem? A może dawała mu wskazówki w razie gdyby doszło między nimi do walki? Dla niej zamordowanie Leo byłoby wybawieniem.
OdpowiedzUsuń-Owszem nie gra uczciwie. Ale nie jest najgorszy w tym podłym świecie. -Obrócił się w jej stronę. -Nawet na takich skurwieli jak on są sposoby, a tak się składa, że wynajął drugiego skurwiela, który nie da sobie zajść za skórę.
Harold był prawdopodobnie najsilniejszym wiedźminem, który położyłby tego pieprzonego Bonharta na łopatki tak, że błagałby jak mały szczeniak o łaskę. A mimo tego dał się podejść i zginął z ręki swojego podopiecznego.
Ramsay zaczął przechadzać się po pokoju. Włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej medalion z głowa wilka. Zaczął bawić się nim owijając go sobie wokół palców. Podszedł do drzwi i oparł się o nie uniemożliwiając jej tym samym wyjście z pokoju.
-Najlepiej zabić kogoś jego własną bronią. -Rzucił medalion na łóżko. -Twój Leo któregoś dnia zginie. Każda kosa trafia na kamień. Byle tylko mi zapłacił... w przeciwnym razie pooglądasz sobie naszą walkę. Ciekawe po czyjej będziesz stronie. -Znów się zaśmiał.
Słyszał o Bonharcie to i owo. Znał też jego wrogów. Wrogów, którzy chcieli jego śmierci. Bonhart pewnie nawet nie wiedział, że gdzieś tam może ktoś na niego polować. Mógł sobie być psycholem i dupkiem, ale nie był nieśmiertelny. Na całe szczęście.
OdpowiedzUsuńNie ufał jej na tyle by powiedzieć cokolwiek więcej. Nie można było przecież być niczego pewnym. Ale to, że był tutaj w jego posiadłości jako przypadkowy wiedźmin to nie był przypadek jak sądził Bonhart. Sam fakt czy Leo wrzuci mu złotem czy nie nie był najważniejszy. Ale to pozostawało już słodką tajemnicą wiedźmina.
-Ramsay. A ty? Masz jakieś imię? -Zmierzył ją wzrokiem. -Skąd pomysł, że miałem na myśli truciznę?
Przez chwilę milczał.
-Spójrz na siebie. -Zrobił krok w jej stronę i wskazał na nią dłonią. -Aguara... na łańcuchu jak jakiś kundel. A mogłabyś wypatroszyć mu flaki gdybyś tylko chciała. Musiałaś być młoda kiedy cię złapał. To srebro... -Kiwnął głową w stronę łańcucha. Ono cię w końcu zabije.
Będzie zbyt słaba by chodzić, by wstawać, a jeśli jeszcze zrobi sobie z niej swoją dziwkę...
-Mówią, że lisy są najprzebieglejsze na świecie. Podstępne i zdradliwe. Dlatego zastanawia mnie jedno... jak mogłaś być tak głupia i sprawić by twoi adoratorzy popełnili samobójstwa?
-Delia... -Powtórzył jakby chciał dobrze zapamiętać. Potem zamilknął i nasłuchiwał. Nikt się nimi nie interesował? Może myśleli, że właśnie się nią zabawia. Dziwne huki spowodowane ich przepychaniem mogły zostać odebrane dwuznacznie.
OdpowiedzUsuń-A nie zastanawiał się dlaczego popełnili samobójstwa? Mogłaś wmówić im, że zerżnęli cię i było im przyjemnie jak nigdy albo, że nie ma w tym nic przyjemnego i jeszcze mogłaś dodać kilka obraźliwych obelg z ich ust w jego stronę.
Wiedźmina zaczęło zastanawiać jak długo tutaj jest? Czy naprawdę nigdy nie miała żadnej okazji by go zabić? By w jakiś sposób się uwolnić?
-Dlaczego naprawdę kazał mi cię wychędożyć, co? Nie chce mi się wierzyć, że facet myśli iż ciąży na tobie jakaś klątwa, którą może jak on określił zdjąć mój kutas. -Odszedł od drzwi i zbliżył się do okna. Już stąd widział gromadę utopców panoszącą się przy lesie. Było ich coraz więcej. Dobrze wiedział czyja to sprawka.
-Nie mogłaś wmówić znachorowi, że nie jesteś dziewicą?
OdpowiedzUsuńAguara musiałaby być totalnie głupia gdyby spiskowała ze swoim oprawcą, a na taką na pewno nie wyglądała. Wiedźmin poczuł, że robi mu się jej żal. Została odebrana matce, życie jakie dotychczas wiodła zostało zamienione na takie którego wcale nie chciała. Nie zasługiwała na taki los. Cierpiała po cichu i cud, że jeszcze się nie poddała, że nie odebrała sobie życia.
On wiedział jak się czuje. Znał to uczucie kiedy ktoś narzuca ci jak masz żyć. W końcu to za niego ktoś podjął decyzję by uczynić go mutantem. Nikt nie pytał go o zdanie. Wpakowano go na konia i wywieziono do Hall Vador gdzie poddano najgorszym torturom-próbą wiedźmińskim.
-Majordom śpi, służki są schowane. Nikt cię nie pilnuje.
Skoro była taka przekonana co do tego, że Leo i tak mu nie zapłaci i go wykończy czemu nie spytała go wprost czy jej nie pomoże? Może nie wierzyła mu? Miałby ją sprzedać temu psycholowi? Polecieć na skargę, że uciekła?
-Nie siedź na podłodze jak kundel. Karmi cię on w ogóle czy żywisz się resztkami? Jak często się kąpiesz? I do cholery przestań się zachowywać tak jakby stał tuż za tobą.
Jako wiedźmin powinien zostać neutralny. Pozostawić ją swojemu panu i nie przejmować się jej losem. Ale ta istota kuląca się na ziemi przypominała mu siebie samego. Małego chłopca płaczącego po kątach w pokoju, unikającego wzroku innych wiedźminów, marzącego o śmierci. Aż przyszedł taki moment, że postanowił, że się nie podda. Zapragnął stać się najlepszym z najlepszych i pokazać temu światu, że nie tak łatwo się go pozbyć.
OdpowiedzUsuń-On znajdzie sposób by jak to nazwał zdjąć z ciebie klątwę. Jeśli nie zrobię tego ja zrobi to inny wiedźmin, a potem? Częściej będziesz rozkładać nogi przed facetami, którzy zapłacą mu choćby za chwilę rozkoszy z tobą niż będziesz dostawać od niego lanie. Jeśli nie wykończy się srebro to ilość klientów.
Ramsay wiedział, że Leo będzie próbował go zabić. To była tylko kwestia czasu. Nie ważne jak postąpi. Czy zdejmie z niej klątwę czy nie. Czy pozabija wszystkie utopce czy nie... To bez znaczenia. Był skurwysynem, który polubił zabijanie. Ale Ramsay nie zamierzał odchodzić jako przegrany.
-Nie boję się go. Mi łańcucha nie założy. A nawet jeśli znam milion sposób by zdjąć taki łańcuch. -Spojrzał jej w oczy.
Dalia nie miała nawet pojęcia jak bardzo pomogła mu wszystkimi tymi informacjami na temat Leo. Uśmiechnął się w ten swój dziwny sposób i powiedział cicho pod nosem słowa jakie zawsze powtarzał mu jego opiekun:
OdpowiedzUsuń-Niech umierają od własnej broni.
Mogła pomóc mu jeszcze bardziej była przecież jedyną istotą na ziemi, która wiedziała dosłownie wszystko o Leo Bonharcie, któremu śmierci życzył nie jeden. Sztuczki z trucizną? Odtrutka? Słabe lewe kolano? Mogła wiedzieć jeszcze więcej. Mogła sprawić, że Leo z potwora stanie się zwykłym słabeuszem. Mogła zabić go jego własną bronią.
-Słyszałaś o wiedźmińskich znakach? Na przykład znak aksji działa podobnie jak czar hipnotyzując, albo znak Yrden uniemożliwia otwarcie na przykład drzwi? Sarkofagu? Z kolei Igni... Mogę nim zlutować kociołek, roztopić miecz czy... łańcuch.
Przez chwilę zapadła cisza. Coś na dworze wrzasnęło przerażająco. Może to jeden z potworów albo jakaś ich nowa ofiara? A może to majordom po pijaku gdzieś wyszedł i cóż... zakończył swój żywot?
-Dlaczego nie spytasz mnie czy uwolnię cię? Jesteś o krok od wolności. Mogę to zrobić jednym ruchem ręki.
Pokręcił głową z niedowierzania. Szansa na ucieczkę i na wolność trafiła się jej jak ślepej kurze ziarno, a ona wolała tutaj zostać bo tak panicznie bała się starego zgreda, którego wiedziała jak pokonać?
OdpowiedzUsuń-Kiedyś... -zaczął otwierając okno. Lubił czuć lekki chłód wiatru w pomieszczeniu w którym przebywał. -Kiedyś ktoś bardzo mądry powiedział mi: Lepiej wstać i walczyć niż uciekać. Jeśli uciekasz umierasz jedynie zmęczony. Wtedy nie rozumiałem tych słów. Teraz jest inaczej. -Spojrzał na nią. -Masz rację nie ma nic w zamian. Dlatego pomożesz mi zabić Leo. Nie chcę jednak cię namawiać. Prześpij się z tym. Wyciągnij wnioski. Wszelkie argumenty za i przeciw. Ja zamierzam tu być jeszcze przez kilka dni. Masz zatem sporo czasu.
Jeszcze nie chciał jej mówić kto i dlaczego chce śmierci Leo, ale uważał, że kiedy się o tym dowie tym bardziej zapragnie zemsty na staruchu. Musiała tylko obudzić w sobie swojego ducha walki. A to mogło trochę potrwać. Byle by nie było za późno.
Ramsay nie potrafił zrozumieć dlaczego chce się poddać. Umrzeć tak po prostu przez strach do Leo. Bo właśnie tak to odbierał.
OdpowiedzUsuń-Nie będę cię namawiał na ucieczkę. Skoro wraca jutro to... Cóż twój los jest w twoich rękach...
Nie chciał zabijać Leo jutro. To nie był odpowiedni czas. Ktoś płacił mu za perfekcję. A on był bogiem podstępu. Leo musiał zostać oszukany nawet jeśli tej biednej dziewczynie wydawało się, że nigdy nikt go nie oszuka.
-A co? Chcesz być moim zwierzątkiem? -Spytał nie złośliwie lecz zupełnie naturalnie. -Bo skoro boisz się wolności to możemy ustalić warunki. -Poruszył brwiami dla zabawy tak po prostu dla żartu. -Jeśli chodzi o samotność... Dobrze wiesz, ze można udawać, że się do niej przywyknęło, ale nigdy nie można się z nią pogodzić. Niestety jeśli się jest wiedźminem trzeba nauczyć się żyć w samotności. Chociaż.... nie do końca jestem wiedźminem.
Jego zadaniem owszem było zabicie Leo, ale nie tutaj. Nie w jego posiadłości. Za pewne człowiek, który mu to zlecił chciał zabezpieczyć się w razie śmierci wiedźmina i dokonać zemsty w inny sposób. Cóż dla Ramsaya nie miało to różnicy gdzie go zaatakuje aczkolwiek poza jego posiadłością byłoby znacznie lepiej. To dawało mu znaczną przewagę.
OdpowiedzUsuń-Nie zabiję go jutro chyba, że on będzie chciał zabić mnie. -Wiedźmin odgarnął włosy do tyłu i również się zaśmiał. -Oferuję ci pełną swobodę, ale obawiam się, że nie nadążysz za moim koniem. Trzeba by ci sprawić jakiegoś rumaka równie szybkiego jak mój. I tak rozmawiam z nim. Czasami mam wrażenie, że zwierzęta więcej rozumieją niż ludzie.
Próbował się wyobrazić w kiecce i ze skrzydełkami. Znów się zaśmiał.
-Właściwie nie powinienem w ogóle się nazywać wiedźminem. Zostałem wygnany i wydziedziczony. Nie mam prawa do wykonywania wiedźmińskich zadań i zbierania za to złota. Poza tym prawie każdy wiedźmin w tym kraju na mnie poluje. Myślisz, że ten medalion dostałem od przyjaciela? -Wskazał na drugi medalion z głową wilka.
[Nie bardzo wiem co chcesz teraz zrobić? Ona ucieknie z nim czy on ma zabić Leo na jego posiadłości? ]
OdpowiedzUsuń[Hmmm... co ty na to żeby Leo wrócił, ale znów wyjechał? Jakiś super interes na którym zarobi. Wtedy Ramsay dostanie polecenie, że ma wywabić Leo z jego posiadłości. Więc uwolni twoją panią i ją zabierze :D przy okazji trochę narozrabia w domu :P ]
OdpowiedzUsuń[Pasuje mi :D]
OdpowiedzUsuńCo może być gorszego od grupki wiedźminów, którzy polują na ciebie i pragną zemsty za śmierć ich największego mentora? Jakiś tam Leo? Owszem stwarzał zagrożenie, ale nie takie jakie Ramsay miał już na swoim koncie.
-Naśle na mnie wiedźminów? -Zaśmiał się wesoło. Sięgnął po wilczy medalion i obrócił go w palcach. -Należał do mojego mentora. Miał na imię Harold. Zabiłem go. -Spojrzał w jej oczy przeszywając ją swoim wzorkiem, który sprawiał, że bali się go nie tylko ludzie, ale i inne istoty. -Reszta ze szkoły wilka chce się na mnie zemścić. Wilk polujący na niedźwiedzia... -Znów się zaśmiał. -Leo nie jest mi straszny. Chce mnie zabić? Niech spróbuje. Nie boję się śmierci.
Wstał z łóżka i podszedł bliżej niej. Jak taka istota jak ona, która mogłaby być kimś naprawdę potężnym pozwoliła by ten człowiek zmienił ją w tak bezbronną i słabą osobę?
-Co jeśli on by umarł? Zmieniłabyś właściciela? -Spytał niespodziewanie.
OdpowiedzUsuńRamsay znów zrobił krok w przód. Bała się go jak każdego. Gdyby chciał powiedzieć coś Leo na temat jej zachowania byłaby zgubiona b ten sadystyczny dupek uwielbiał się na niej wyżywać i to nie podlegało dyskusji.
-Zabiłem go bo... -Przez chwile milczał. Myślał na odpowiedzieć. Skłamać? Nie. Zbyt dobrze się mu z nią rozmawiało. W jakiś sposób było mu jej żal, a samego też dusiły wyrzuty sumienia. -To on dopuścił się zdrady. -Sięgnął po kielich z piwem, który stał tuż obok niej. -Dał mi zlecenie na wilkołaka. Kiedy go zabiłem okazało się, że to mój... mój brat. Ojca i matki nienawidziłem za to, że sprzedali mnie do wiedźmińsiej szkoły. -Wypił piwo do dna. -Ale braci i siostry kochałem. Harold wiedział, że ten wilkołak jest moim bratem. Zrobił to celowo by zrobić ze mnie maszynę do zabijania, która pozbawi życia nawet swojego brata. Chciał pokazać innym wiedźminom, że nie czujemy niczego nawet wobec dawnych bliskich. Ale ja pamiętałem Maxa i kochałem go. Był starszy ode mnie i był mi jak ojciec. Odwiedzał mnie w szkole nim ugryzł go wilkołak... -A potem oparł się o stolik tuż obok niej. -Nie bój się mnie. Nie będę próbował odebrać ci dziewictwa co zlecił mi Leo... Ani nie skrzywdzę cię.
-To nie tak, że nie czujemy żadnych emocji, ale próbuje się nam to wmówić. To prawda nie boimy się. Nie martwimy niczym. Ale przecież nienawidzimy. Niektórzy nawet kochają. Tęsknią, albo przyzwyczajają się do danych miejsc, osób...
OdpowiedzUsuńMiał wyczulone zmysły i czuł jej przykry zapach, ale nic do tej pory nie powiedział na ten temat. Nie przeszkadzało mu to bo czuł w życiu zacznie gorsze zapachy. Nawet taki ścierwojad śmierdział bardziej niż ona.
-Mógłbym zaproponować ci kąpiel w mojej łazience, ale pewnie i tak odmówisz bo jutro wraca Leo. Od razu by poznał, że się kąpałaś. Ale jakby nie patrząc zlecił mi dodatkowo bym się z tobą przespał. Możemy się wytłumaczyć, że wrzuciłem cię siłą do wanny bo tak śmierdziałaś, że nie byłem w stanie nawet się do siebie zbliżyć. -Uśmiechnął się do niej. -Nie bój się tak go. Póki tu jestem nic ci nie grozi.
-Coś w tym musi być. W końcu nie raz słyszałem o wiedźminach, którzy kochali kobiety, dzieci... Nie swoje oczywiście bo... jesteśmy bezpłodni, ale przygarniali obce i wychowali jak własne. Więc nikt mi nie powie, że nic nie czujemy. Znam nawet jednego, który tak pokochał jakaś obcą rodzinę od której wziął zlecenie, że został z nimi i opiekował się nimi. Był tam traktowany jak najstarszy syn. Coś tam chyba jednak czujemy.
OdpowiedzUsuńCzuł na pewno, ale w jakimś stopniu mniej niż inni. A może nie potrafił tego pokazywać bo przecież nikt go tego nie uczył, nikt mu nie mówił, że go kocha. Słyszał tylko od swoich opiekunów kiedy ma zrobić piruet i pół paradę.
-Możesz wziąć sobie moją koszulę. -Kiwnął na czarną koszulę wiszącą na jednym z krzeseł. Powiesił ją tam wcześniej. To była jego zapasowa koszula w razie gdyby coś rozszarpało mu poprzednią. Tą jego ulubioną. -Jutro przebierzesz się te łachy które ci dał. A poza tym nie przeciwstawiam się jemu... Chciałem byś powitała go taka świeża i uśmiechnięta... obiecując poprawę...
Ramsay skinął głowa. Przymknął drzwi do swojego pokoju, a potem ruszył do łazienki w której były jeszcze wiadra z wodą do podgrzania gdyby zechciał rano wziąć kąpiel. Zabrał je do pokoju i powiesił nad kominkiem czekając aż się nagrzeją. Nie bał się reakcji Leo. Wiedział co robić, a nawet jeśli on wpadnie w szał i zostanie sprowokowany tą kąpielą to tym lepiej dla niego.
OdpowiedzUsuńKiedy woda zaczęła już parkować wlał ją do wanny i wrócił do pokoju czekając na dziewczynę na łóżku. Nie zamierzał jej podglądać czy coś. Nie chciał jej w żaden sposób przekupić. On ją rozumiał. Sam kiedyś wyrzucany z zamku w Hall Vador spędził w lasach trzy tygodnie żywiąc się tym co upolował, nie kąpiąc się, śmierdząc gorzej niż zwierzęta i walcząc o przetrwanie z potworami. Może i jego mentor był dobry w walce i znał się na życiu, ale jeśli chodzi o jakikolwiek rodzaj człowieczeństwa to on nie miał ani skrupułów ani sumienia czy jakiejkolwiek empatii.
Położył się na łóżku opierając głowę o poduszę i czekając aż skończy kąpiel. Ziewnął po cichu czując nieco zmęczenie. Westchnął żałując, że on nie ma swojego łóżka, domu i ziemi. Bo co miał? Jedynie swojego konia, dwa miecze i te ciuchy, które mu przyniosła, a poza tym nie miał niczego.
OdpowiedzUsuń-Ten majordom... co to za jeden? -Spytał tak by mogła go usłyszeć. -Dlaczego Leo mu ufa zostawiając pod opiekę całą posiadłość? A te służki? Czemu od niego nie odejdą? Jest aż tak zły dla nich? Którą z nich dupczy? Bo na pewno to robi.
Nie wierzył, że żadna nie wpadła mu w oko .Był sadystą i na pewno w jakiś sposób zabawiał się z młodymi dziewczynami, które jakby nie patrzeć wcale nie były brzydkie. A te informacje mogły mu pomóc w przyszłości. Zależy jakie dalsze wskazówki dostałby od człowieka dla którego warto było walczyć z kimś takim jak Leo.
A więc miał tutaj swoje kochanki. Może nie kochał tych kobiet bo był zwykłym dupkiem, ale na pewno był do nich przywiązany tak samo jak do Aguary.
OdpowiedzUsuń-Co gdyby... przypuśćmy któraś z nich zaczęła się dobierać do gościa Leo? Gdyby dawała mu wyraźne znaki, że chce z nim pójść do łóżka pomimo tego, że ten gość by ją odtrącał? Albo co gdyby jedna z nich i majordom... Gdyby nagle okazało się, że sypiają ze sobą?
Kiedy stanęła w drzwiach otworzył szeroko oczy i zmierzył ja z góry na dół swoim spojrzeniem. Wyglądała dużo lepiej. W końcu przypominała kobietę. Dostrzegł jej rudawe włosy, czystką skórę i ogólnie wydała mu się nieco bardziej rozpromieniona i pewna siebie. Kiedyś słyszał jak jakiś facet, który go wynajął mówił do syna, że kobiety stawiają na pierwszym miejscu swój dobry wygląd. Kiedy wyglądają ładnie czują się atrakcyjne oraz szczęśliwe. Chyba coś w tym było.
-Teraz żałuję, że nie zaproponowałem ci czy pomóc ci umyć plecy. -Zażartował chociaż dopiero kiedy wypowiedział te słowa pomyślał o tym, że mogła to źle odebrać. -Zrobimy tak. Staniesz taka czysta przed Leo przywitasz go w jakiś sposób, który go usatysfakcjonuje, a resztę zostaw mnie.
-Pomyślałem, że jeśli odkryje ich romans to... nam da spokój. To mogłoby odwrócić od nas uwagę. Mnie by nie zaatakował, a twoja kąpiel nie byłaby taka straszna gdyby okazało się, że przyprawiali mu oboje rogi. Ale to ty już wiesz lepiej jak on zareaguje.
OdpowiedzUsuńOczywiście zauważył, że się czerwieni. Bonhart mówił, że nie miała żadnego mężczyzny, ale nie sądził, że będą ją zawstydzać nawet takie głupie komentarze czy żarty. Chyba dopiero teraz docierało do niego jak bardzo skrzywdził ją Leo, ale z kolei nie umiał sobie wyobrazić w jakich związkach pozostawały Aguary. Wiedział, że podobnie jak on są bezpłodne, ale czy to oznaczało, że nie kochały? Że łączyły się z kimś w pary? Harlod zawsze karcił go za to, że wtyka nos w nie swoje sprawy, ale Ramsay zawsze był zbyt ciekawski. Czasami przysparzało mu to mnóstwo kłopotów, a czasami okazywało się dodatkowym atutem.
-Chcę go jakoś udobruchać bo walka z nim na jego terenie nie uśmiecha mi się. Poza tym jest ktoś kto chciałby jeszcze się z nim pobawić.
Medalion na jego szyi zawibrował lekko w tym samym czasie co medalion, którym bawił się cały czas w lewej dłoni. Spojrzał na dziewczynę i uważnie się jej przyglądał. To musiał być dla nie duży wysiłek zwłaszcza, że cały czas była osłabiona przez srebro.
OdpowiedzUsuń-Jeszcze żeby one zechciały się z nim zabawić byłoby idealnie. -Wyszczerzył zęby w podstępnym uśmiechu. -Jak myślisz co im zgotuje za taką zniewagę? Będzie kazał mi ich zabić?
Dla Ramsaya nie było różnicy czy zabijał potwora, człowieka, krasnoluda czy elfa. Byle tylko dostać za to złoto. Czasy były ciężkie, a wygnany wiedźmin musiał jakoś na siebie zarabiać. A znał się przecież najlepiej na zabijaniu.
-Czy Bonhart ma jakaś rodzinę? Kogoś bliskiego na kim mu zależy? Z wyjątkiem oczywiście ciebie.
-Mam dobry słuch. Jeśli, któraś mu ulegnie to... cóż będziemy wiedzieć. -Poruszył charakterystycznie brwiami.
OdpowiedzUsuńLudzie tacy jak Bonhart zazwyczaj pochodzili z jakiś patologi, mieli straszne przeżycia lub byli poniżani przez innych. Kto wie może to małego Leo jakiś psychol trzymał na łańcuchy, a kiedy miał ochotę przyciągał go do siebie, ściągał mu portki i korzystał z wdzięków chłopięcego tyłka tak długo póki nie padł na swój pijacki pysk. Ale Ramsay nie powiedział jej tego. Była zawstydzona samym faktem, że facet może robić to z kobieta, a co dopiero facet z facetem. Ale cóż... świat był popieprzony.
-Aż dziwnie pomyśleć, że taki pojeb miał kiedyś matkę. -Zaśmiał się wesoło. -Wyobrażam sobie starą ropuchę z gnijącym nosem, która sra gdzieś w krzakach, a nagle słyszy płacz. Zerka w dół i widzi małego chłopca brudnego od krwi i całego tego syfu. Spogląda na niego i mówi: będziesz miał na imię Leo.
Może i wiedźmini byli postrzegani jako maszyny do zabijania bez uczuć, ale w Hall Vador często między sobą żartowali zwłaszcza pijąc wino i odpoczywając po godzinach spędzonych na treningach. Ramsay czasami też potrafił być zabawny.
-Nie uczono mnie o ich zwyczajach tylko jak je zabijać. -Nie zamierzał przecież tego ukrywać. Dobrze wiedziała do czego został stworzony. -Ale kiedyś widziałem jedną będąc jeszcze dzieckiem. Pamiętam, że w postaci ludzkiej była bardzo piękna. Trzymała za rękę jakąś małą dziewczynkę. Wyglądała dostojnie, poruszała się prawie bezszelestnie. Harold nie zabił jej wtedy bo nie miał takiej potrzeby. Wtedy przeobraziła się w lisa i uciekła w krzaki, a dziewczyna podążyła za nią jak za matką. Ty nie przypominasz jej w ogóle... Przez srebro. Tak sam jak przez nie poddałaś się. Ono osłabia cię nie tylko fizycznie, ale i psychicznie...
OdpowiedzUsuńPrzerwał niespodziewanie i nasłuchiwał.
-Słyszysz? -Uśmiechnął się delikatnie. -Chyba dobiera się do jednej. Jakoś nie słuchać by się mu bardzo opierała. Leo będzie w niebo wzięty kiedy odkryje prawdę. Czym lubi zabijać? -Zadał niespodziewanie pytanie.
-Słyszałem kiedyś o wiedźminie, który zabił dziecko Aguary. Jego ciało zbierali przez trzy dni z lasu. Oczywiście było rozczłonkowane.
OdpowiedzUsuńKiedy usłyszał jej pytanie głośno wybuchnął śmiechem. Dopiero po chwili sie uspokoił. Pokręcił głową z nie dowierzania i spojrzał na nią.
-Od razu widać, że jesteś dziewicą. On... -Kiwnął w stronę drzwi. -Sapie bo jest spasiony i pijany. Ale przeważnie... robią to z przyjemności. Mogą nawet krzyczeć... Zależy jak bardzo jest im dobrze. No chyba, że robi się to z dziwkom. Dziwka zawsze udaje. Ale ponoć... kiedy robisz to z miłości może być na prawdę przyjemnie.
Ale potwierdzić tego nie mógł bo przecież nigdy nie kochał żadnej kobiety. Wszystkie jakie miał to były tylko przygody kiedy jako młody wiedźmin wyruszył pierwszy raz zabijać potwory. Były to jakieś przypadkowe kobiety, które były nim zauroczone, ale już dawno przestał się w to bawić.
Dla niego to było normalne, że interesowały ją takie sprawy. Oprócz przemocy nie dostała ze strony Leo niczego, a do tego facet groził jej jeszcze, że miała zacząć zarabiać na siebie swoim ciałem. Dla niej to nie było przecież nic przyjemnego.
OdpowiedzUsuń-Jeśli ktoś złapie cię na siłę, wciągnie w krzaki i zrobi swoje po czym odejdzie i rzuci ci jak będzie na tyle bezczelny miedziaka to jak ma być to przyjemne? Jeśli robisz to po pijaku z jakimś facetem, który ci się podoba to owszem jest to rozkoszne, ale nie tak gdybyś robiła to z facetem, którego kochasz... Nie wiem sam ja nie mam doświadczenia w uczuciach. Rany powoli... -Złapał się za głowę, ale za chwilę zaśmiał. -Nie wiem jak odczuwają to ludzie bo kiedy nie byłem mutantem byłem zbyt młody by mogła pociągać mnie kobieta, ale zapewniam cię, że nie potrzebuję niczego zażywać, żeby zrobić kobiecie dobrze.
Poniekąd Ramsay właśnie o tym marzył. By wybudować sobie gdzieś dom z daleka od tego całego świata, by tam żyć w spokoju i nie musieć zarabiać na siebie nie tylko zabijaniem potworów, ale również zabijaniem ludzi, nie ludzi i wszystkiego byle tylko się utrzymać. Gdyby to wszystko było takie proste jak mówiła dziewczyna na pewno nie byłoby go tutaj.
OdpowiedzUsuń-Może miałabyś szczęście i przeżyła próby... Większość umiera i nikt nawet po nich nie zapłacze. Wrzucają ciało do wykopanego dołu, rzucą marne 'szkoda' i zabierają się za następnego dzieciaka.
Kiedy tak dziwiła się na te wszystkie sprawy łóżkowe coraz bardziej go to bawiło.
-Tu nie chodzi żeby tylko kobiecie robić dobrze, ale jak jej już to zrobisz to uwierz odwdzięczają się aż nadto. Nie wiem czy faceci jęczą bo nie sypiam z nimi. Ten tutaj -Znów kiwnął w stronę drzwi. -Sapie czy jęczy, a może się krztusi? Nie wiem. Z resztą... zamiast pytać przekonaj się. Może kiedyś kiedy będziesz wolna trafisz na jakiegoś super faceta przed którym rozłożysz nogi. Jak ci się spodoba to zaczniesz to robić regularnie, byle nie za często i nie z byle kim.
-My mutanty powinniśmy trzymać się razem. -Zamyślił się na dłuższą chwilę. Skoro on był dla świata wyrzutkiem i ona dlaczego tacy właśnie jak oni nie powinni połączyć sił i skopać dupę reszcie świata. Tylko, że nie zawsze również w przypadku wiedźminów każdy był w porządku. Zdarzali się i tacy, którzy wprost idealnie pasowali do stereotypu wiedźmina. Znał nawet kilku takich, a najgorszy z nich był Igor. Siał postrach wśród wiedźminów, a co dopiero wśród ludzi...
OdpowiedzUsuń-Wszyscy uprawiają seks... -Przerwał milczenie. -Tak już na tym świecie jest. Wszyscy się dupczą i nie tylko po to by się rozmnażać. Właściwie to dupa rządzi światem i to dosłownie. Za dupę można załatwić wszystko. Męską czy damską dla niektórych nie robi to różnicy.
-Do burdelu? -Wytrzeszczył oczy na jej stwierdzenie. -Owszem w niektórych to i nawet dzieci znajdziesz, ale lepiej takie miejsca unikać. A z resztą po co masz to robić byle tylko stracić dziewictwo? To już lepiej by było żebyśmy to zrobili teraz niż miałabyś za to płacić. -Kiedy tylko to wypowiedział zaraz pożałował. Miał ochotę palnąć się w ten głupi łeb ale ostatnio obracał się w takim towarzystwie, że zapominał o dobrym wychowaniu. -To znaczy... nie żebym chciał, ale jak masz tracić dziewictwo to nie w burdelu jak ludzka kobieta. No i nie z dziwką męską no nie? A może będziesz wolała kobiety? Kto to wie... Najpierw jednak na twoim miejscu zacząłbym się zastanawiać jak się stąd wyrwać, a nie komu i gdzie dać byle tylko się przekonać jak to jest.
OdpowiedzUsuńWtedy pomyślał, że jeśli zabije Leo i otrzyma za to swoje wynagrodzenia, które ustawi go do końca życia część sumy da jej. Bo przecież to ona dała mu jakże ważne wskazówki, których nie mógł wiedzieć nawet wiedźmin. W końcu w książkach nie uczą jak zabijać ludzi... Tą wiedzę trzeba zdobyć.
OdpowiedzUsuń-Owszem, a ty uznałaś, że tam na wolności nie miałabyś co robić... ale... -Uśmiechnął się podstępnie. Uwolni ją. Jeśli tylko go zabije zrobi to i z czystej ciekawości pójdzie za nią by zobaczyć czy faktycznie biega za ludźmi i szczeka. -Spróbuję utwierdzić go w przekonaniu, że jestem tu jeszcze potrzebny. Powinien zająć się zemstą nad majordomem i służką, która właśnie... Z resztą sama słyszysz. Nie pozwolę cię skrzywdzić to ci mogę obiecać. Jeśli będzie chciał cię zabić czy skatować dojdzie między nami do walki. Jednak człowiek, który mnie wynajął wolałby by nie stało się to dziś.
Poza tym czekał na wiadomość od swojego zleceniodawcy. Dlatego między innymi spoglądał co chwilę w stronę okna.
[Nie pamiętam jak tam poczta funkcjonowała. Możemy założyć, że nie wiem kruk przyniesie mu list o tym, że ma wywabić go z posiadłości? :D]
Ramsay spotykał wiele złych charakterów w swoim życiu. Choćby Igor, najniebezpieczniejszy wiedźmin, który pokonałby Leo jednym kiwnięciem palca. To był dopiero wróg, a nie jakiś tam Leo.
OdpowiedzUsuń-Rozumiem, że Leo jest przebiegłym skurwysynem, ale nie trafił też na byle kogo. Nie tylko on zabijał swoich bliskich. Nie tylko on znęcał się nad istotami żywymi. Ja wykonuję tylko rozkazy, ale mój szef zrozumie jeśli coś z jakiegoś powodu wymknie się spod kontroli. To dobry człowiek lecz przeżył zbyt wiele. -A potem uniósł wzrok odrywając go od medalion i spoglądając na nią. -Mogę sprawić, że przybędzie tu tyle utopców i ghulii, że Leo będzie błagał bym mu pomógł.
-Powiedz mi tylko w jaki sposób Leo dowie się o ich romansie? Będziesz musiała pomóc mi jakoś nakierować go na to. Przecież ani ona ani on nie wyskoczą w geście powitalnym ,nie padną na kolana i nie poproszą o wybaczenie bo przyprawili mu rogi.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek Ramsay bardzo by chciał by właśnie tak było to by ułatwiło mu sprawę. Jednak sam fakt nie wystarczył. Prawda musiała wyjść na jaw i to od razu by nie miał czasu na czepianie się Ramsaya bo tak na pewno będzie.
-Zgadza się lepiej nie polować na nikogo na jego terenie. Musze go wyprowadzić z tej posesji.
[Uffff mogę odetchnąć z ulgą :D w takim razie nie spiesz się ja poczekam grzecznie hehe :D]
OdpowiedzUsuń-Czasami najlepszy plan może okazać się niewypałem. -Ramsay westchnął i zamyślił się. Faktycznie będzie musiał jakoś naprowadzić Leo na tę myśl, że jedna z jego kochanek poszła w tany z innym. Jak? To już powinno wyjść w trakcie rozmowy. Na szczęście miał po swojej stronie drugą kochankę. A przecież nie ma niczego lepszego niż broń w postaci zazdrosnej kobiety.
OdpowiedzUsuń-Powiedz mi coś o tym domu. Gdzie i co skrywa? Co znajduje się w jego sypialni? Co to za trucizna, która podtruwa swoich wrogów. Dobrze by było posiadać taką odtrutkę w razie czego. -Uśmiechnął się do niej. Chociaż oczywiste było to, że przed walką mógł wypić eliksir, który spowalniał działanie inny trucizn. Tak więc sztuczka Leo mogłaby nie wypalić nawet gdyby Ramsay o niej nie wiedział.
-Dobrze będzie wyspać się przed jutrzejszym wielkim dniem.
Informacje jakie mu podała były bardzo pomocne i Ramsay domyślał się jaka to może być roślina, ale jutro z samego rana przeczesze całą posiadłość by się upewnić. Jeśli było faktycznie tak jak myślał to trucizna nie była nieśmiertelna dla wiedźmina, który użyje odpowiedniego eliksiru. A zamierzał to zrobić jak tylko usłyszy, że Leo dociera do posiadłości. Bo dowie się o tym znacznie wcześniej niż przeciętny śmiertelnik.
OdpowiedzUsuń-Dziękuję ci za pomoc. -Spojrzał w jej oczy. -Jeśli go zabiję to głównie dzięki tobie. Teraz jednak musze się wyspać. Zmęczyła mnie nieco ta walka, a przed nami ważny dzień.
Dzień, który miał zmienić ich losy. Dzień, który miał przeważyć o losie dziewczyny.
Ramsay odprowadził ją wzrokiem, a potem podszedł do okna by uchylić je szerzej. Jakoś lepiej spało mu się przy otwartym .Wtedy dostrzegł kruka. Kruk siedział tutaj już od jakiegoś czasu lecz Ramsay nie chciał obierać listu jaki przyniósł w obecności dziewczyny.
Nie ufał jej do końca.
Kruk przyniósł list od zleceniodawcy, który prosił by Ramsay nie zabijał go jeszcze teraz. Miał on jakieś plany wobec jego służby i posiadłości. Ramsay domyślał się o co może chodzić. Zatem będzie jutro musiał zrobić wszystko byle tylko Leo nie zaatakował go...
[Możemy przeskoczyć do rana albo nawet do momentu jak Leo wraca :D ]
Odesłał odpowiedź do swojego zleceniodawcy, a potem położył się do łóżka. Chociaż był bardzo zmęczony nie mógł długo zasnąć. Przewracał się z boku na bok zastanawiając się jaki plan na jutro będzie lepszy. W końcu uznał, że do tej pory najlepiej wychodziło mu improwizowanie. Dlaczego zatem nie miał zrobić tego i tym razem?
OdpowiedzUsuńW dniu kiedy wszystko miało się rozegrać tuż przed powrotem Leo, Ramsay udał się na polowanie. Nie chciał by pan domu zastał go nie pracującego. To mogło dodatkowo go rozwścieczyć. Chociaż takiemu skurwysynowi trudno było zaimponować czymkolwiek.
Wiedział, że Leo przybywa. Tuż przed wejściem do domu wypił eliksir, który miał mu zapewnić odtrutkę w razie ataku. Eliksir, który miał pomóc mu wygrać gdyby niefortunnie nie udało się odłożyć tej walki na potem.
-Prędzej ja bym ją zgubił niż ona mnie. -Stanął w drzwiach opierając się o framugę. Czyścił swój srebrny miecz brudny od czarnej mazi. -Podróż udana? -Zerknął w stronę Leo kompletnie ignorując obecność dziewczyny jakby nic dla niego nie znaczyła.
Ramsay oparł się o framugę drzwi i przecierał miecz kawałkiem szmatki, która i tak była już brudna od ciemnej krwi utopców.
OdpowiedzUsuń-Nie przypominam sobie, żeby coś mi zginęło. -Odparł chłodno spoglądając na Bonharta. -Chyba, że teraz kiedy polowałem. Zostawiłem szkatułkę w swojej sypialni. -Wzruszył ramionami i schował miecz zza pas. Odgarnął białe włosy do tyłu. Nie bał się. Niech mnie zaatakuje pomyślał.A potem przerzucił niespodziewanie wzrok na dziewczynę i kiwną ręką w jej stronę.
-Kazałem się jej wykąpać bo cuchnęła jak szczyny. Nie dało się do niej nawet podejść, a co dopiero zdjąć klątwę. -Spojrzał w oczy Leo i czekał na jego reakcję. Lepiej było od razu przejść do rzeczy.
-A coś sugerujesz? -Uniósł brwi do góry. Nie zgubił żadnego eliksiru. Proszku też nie miał przy sobie więc nie bardzo wiedział o co może chodzić temu staremu idiocie.
OdpowiedzUsuńNa wzmiankę o jutrzejszym kliencie wtopił wzrok w podłogę. Nie widział dziewczyny, ale domyślał się jak musi się teraz czuć. Wtedy chyba po raz pierwszy wpadł na pomysł jak wywabić z posiadłości Leo. Jakoś mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Chciałem to zrobić, ale zaczęła uciekać. -Zaśmiał się dopiero teraz na nią spoglądając. Teraz powinna wiedzieć, że on nie zamierza jej zdradzić. Tylko czy i ona dotrzyma słowa? -Nawet stawiała opór. Trochę nahałasowaliśmy. -To było wiarygodne. Zwłaszcza, że służba musiała słyszeć ich przepychanki. -Chciała mi uciec do salonu, ale cóż... był zajęty. I nie chciałem przeszkadzać tym dwom gołąbeczką.
A więc połknął haczyk. Na zachowanie Leo, Ramsay tylko się uśmiechnął.
OdpowiedzUsuń-Myślisz, że ktoś tu był pod twoją nieobecność? -Pokręcił przecząco głową. -O ile mi wiadomo zostałem wynajęty do zabijania utopców i tym też zajmowałem się po zmroku. -Mówił to tonem normalnym. Nie brzmiało to jak tłumaczenie się ani oburzenie lecz zwykłe stwierdzenie. -Ale wiem co dolega twojemu majordomowi. -Uśmiechnął się podstępnie. -Kiedy kota nie ma myszy harcują...
schował szmatkę do kieszeni i zaczął rozpinać swoją skórzaną kurtkę. Ją też trzeba było przeczyścić. Była brudna od krwi i błota.
-Tą czarną służkę wziąłeś z domu uciech? Bo kiedy ta...-Znów kiwnął na dziewczynę. -Uciekała w stronę salonu ze swoim dziewictwem to czarnulka nieźle szalała na majordomie. Koniec końców nie chciałem im przeszkadzać. Aż się obrazy trzęsły na ścianach tak świetnie się bawili. Z reszt a spytaj resztę twoich służek. Ich chichot było słychać w mojej sypialni nawet.
I teraz pozostało mu tylko czekać na reakcję. Albo wariat dostanie szału, albo wybuchnie śmiechem, albo rzuci się na niego twierdząc, że to jakieś wiedźmińskie czary jeśli jest aż tak głupi by podejrzewać jego...
A więc jednak Bonhart był głupi. Ramsay zaśmiał się wesoło jakby Leo opowiedział jakiś żarcik. A potem przekrzywił głowę i przyglądał mu się przez krótką chwilę. Jeśli zaatakuje zdąży wyciągnąć miecz. Odbić cios, a potem uderzyć go w jego chore kolano.
OdpowiedzUsuńJednak miał nadzieję, że to nie będzie konieczne.
-Gdybym podał mu jakikolwiek eliksir wiedźmiński to mógłbyś już szukać nowego majordoma. -Odparł zupełnie spokojnie. -Po co niby miałbym cię prowokować? -Uniósł brwi do góry. -Przyszedłem tu pracować, a nie mieszać się w sprawy twoich służących. Za dużo chyba masz wrogów skoro podejrzewasz mnie o takie coś.
Ramsay wyprostował się.
-Facet zaczął chlać jak tylko opuściłeś posiadłość. Nie wiem czy mu pozwalasz na to czy twoje zwierzątko tego nie dopilnowało, ale radzę mu ukrócić dojście do alkoholu. Facetowi po nim odbija.
Gdyby Ramsay mógł teraz coś powiedzieć na temat tego co zrobiła powiedziałby, że jest z niej dumny. Co prawda zesłała na siebie jeszcze większy gniew i to za jego sprawą. To on ją podburzał do tego by uciekła. By go poprosiła o pomoc. No i co? I teraz zadrapała go na twarzy.
OdpowiedzUsuńTeraz Bonhart był łatwym celem. Zupełnie zszokowany tym co się stało. Nie spodziewał się teraz ataku. Ale Ramsay musiał podążać za wskazówkami jakie wysyłał mu jego zleceniodawca. Nie mógł złamać zasady. Nie dlatego, że człowiek, który zlecił mu jego zabójstwo próbowałby zabić Ramsaya ale dlatego, że wiedźmin darzył go sympatią. No i miał dostać od niego ziemie i złoto, które miało ustawić go do końca życia.
Ramsay uznał, że lepiej będzie jeśli poczeka jak dalej potoczą się sprawy. Uznał też, że jeśli nie wtrąci się i nie skomentuje tej sytuacji to nie rozwścieczy Leo jeszcze bardziej. W końcu na pewno nie chciał usłyszeć od swojego gościa że nie panuje nad zwierzątkiem.
-Chcesz ją zabić? -Spytał niespodziewanie Ramsay. Musiał przecież interweniować. Chociaż był wiedźminem, zwykłym mutantem, który nie czuje niczego to jednak słowa dotrzymywał zawsze. A przecież jej obiecał, że nie pozwoli jej skrzywdzić... Cóż nie do końca mu się udało, ale na pewno nie pozwoli by dziś została zabita.
OdpowiedzUsuń-Nie zarobisz na martwej Aguarze. -Nie patrzył nawet w ich stronę. Udawał, że zainteresowało go malowidło na ścianie. -Znam faceta, który sporo zapłaci za to by choćby wsadzić jej palec w dupę. To jakiś fanatyk i lubi chędożyć zwierzaczki. Oboje możemy na tym zarobić. Ja nieco mniej... -Udał trochę zawiedzionego. -Ale mi zapłaci tylko za dojście do ciebie. Z kolei tobie będzie gotowy oddać wszystko i jeszcze dorzuci młodą, cycatą żonkę, która dyma od niechcenia.
Zamilknął i nasłuchiwał. Dwie służki zmierzały właśnie w ich stronę. Cudownie, pomyślał. Teraz swoją nienawiść powinien skupić na niewiernej panience, która zaraz pojawi się w wejściu do pokoju.
Jak na skurwysyna przystało zrobił skurwysyńskie zagranie, pomyślał Ramsay. Nie czuł jednak strachu. Eliksiry działały. Nawet jeśli zginie nawet nie poczuje, że umiera. Wszystkie te magiczne napoje sprawiały, że nie czuł bólu. Można było go dźgać i dźgać, a on nawet się nie skrzywił. Lecz dziś nie zamierzał umierać.
OdpowiedzUsuńRozpoznał dwóch wiedźminów. Jeden z nich również był uczniem Harolda w Hall Vador. Znał jego słaby punkt. Wiedział jak go zabić. Pokonał go nie raz w walce na miecze czy wręcz. Drugi był obcy, ale miał medalion z wilkiem. Jednego już zabił. Drugi nie powinien stanowić problemu.
-No to tańczymy... -Ramsay uśmiechnął się pod nosem. Wyjął powoli miecz zza pleców, który wysunął się z charakterystycznym świstem.
Trzech na jednego nie było uczciwe, ale w dzisiejszych czasach ci którzy postępowali zgodnie z sumieniem zazwyczaj kończyli szybko w piachu.
[Jejku nie jestem dobra w opisywaniu walk xD ]
[No i ja uważam, że to jest odpowiednie wyjście z tej sytuacji :D ]
OdpowiedzUsuńTak jak przewidział wiedźmina z Hall Vador zabił bez najmniejszego problemu. Wbił mu miecz w brzuch, a jego flaki wyleciały na podłogę niczym zupa z przewróconego garnka. Drugi wiedźmin był na tyle dobry by rozciąć my ramię i podbić lewe oko. Lecz nie na tyle by przeżyć. Padł jako drugi przekłuty nie mieczem Ramsaya lecz Leo dzięki zwinności białowłosego Bonhart sam pozbył się sprzymierzeńca. Leo trochę to zszokowało więc dało mu również przewagę.
OdpowiedzUsuńWalka z Leo trwała najdłużej, a informacje dziewczyny na temat jego słabego punktu okazały się strzałem w dziesiątkę. Chociaż Leo przeciął mu dłoń w którą złapał jego miecz i powaznie uderzył jego drugą dłoń z której wytrącił mu miecz nie przewidział, że Ramsay może grać równie nieczysto jak i on.
-Wiesz co? -Wyszeptał mu na koniec. -Jednak zgubiłem ten pierdolony proszek. -Zacisnął dłoń na mieczu Bonharta. -I tak mi się wydawało, że wpadł do twojego wina...
I tak Leo został pokonany w taki sposób w jaki zabijał znacznie silniejszych od siebie.
Zabij go własną bronią...
Opierał się o zimną ścianę. Nie czuł bólu, ale próbował ocenić straty. Lewą ręką długo nie będzie mógł ruszać była głęboko przecięta. Prawa będzie boleć, ale da się przeżyć. Dopiero po chwili zauważył wychodzącą spod stołu Delię.
-Jesteś w stanie iść? -Spojrzał na nią.
Ramsay wytarł krew z wargi ,którą miał rozciętą. Sięgnął po kurtkę i zarzucił ją na obolałe plecy. Chwycił chustę, która leżała na środku stołu i obwinął nią sobie obficie krwawiącą dłoń.
OdpowiedzUsuń-Ktoś kto zlecił mi jego zabójstwo ma więcej bogactwa niż Leo widział na oczy. Nie potrzebne mi jego świecidełka.
Wiedźmin podszedł do Delii. Chwycił ją niespodziewane za łańcuch i z całej siły szarpną w swoją stronę. Może za mocno, ale oswobodził trochę więcej łańcucha. Z kieszeni wyjął kluczyk, który zerwał z szyi Leo kiedy ten konał w kałuży własnej krwi. Włożył go do dziurki od obroży i przekręcił.
-Jesteś wolna. Wybacz za prowokację i to co ci zrobił. Miałem go wyprowadzić z posiadłości, ale skurwiel miał inne plany. -Obrócił się do niej plecami i zaczął odchodzić. Zatrzymał się dopiero przed schodami. -Idziesz ze mną czy w swoją stronę?
Ramsay wytrzeszczył oczy kiedy go uderzyła, a potem ledwie żywy zdobył się na uśmiech.
OdpowiedzUsuń-Na to zasłużyłem. -Zgodził się z nią. Gdyby wiedział jak sprawy się potoczą zaatakował by Leo nim zdążyłby podnieść na nią rękę. Ale chciał trzymać się planu...
-Zatem panie przodem. -Ruszył za nią w stronę sypialni. Zerknął na niebo zza oknem. Już niebawem będzie północ, pomyślał. -Posłuchaj... musisz się pospieszyć. Kiedy moje eliksiry przestaną działać może być ze mną kiepsko. Jeśli zamierzasz ze mną iść to musimy znaleźć bezpieczną kryjówkę i opatrzyć rany. Złamał ci nos? -Spytał niespodziewanie troskliwym tonem.
-Zabierzemy tyle ile damy radę udźwignąć. Musimy tylko dojść do konia.
OdpowiedzUsuńNa początku będą mogli wsiąść na ogiera razem, ale nie na dłuższą chwilę ponieważ było to męczące nawet dla tek dużego konia jak on. Będą musieli poszukać jakiegoś rumaka dla Delii. Za taką sumkę mogą kupić sobie najszybsze w kraju. Ramsay uśmiechnął się na tę myśl.
Spojrzał na nią gdy poprosiła go by pokazał jej rękę. Nie przywykł do tego, że ktoś opatrywał mu rany. Nigdy nikomu na to nie pozwalał. Nawet ludziom z którymi kiedyś pracował. Mimo to wyciągnął dłoń w jej stronę.
Poczuł lekki ból. Eliksiry przestawały działać.
Ramsay pokiwał przecząco głową. Niczego nie musiał stąd zabierać z wyjątkiem swoich mieczy. Ruszyli w stronę wyjścia. Miał nadzieję, że zdążą uciec przed tymi przyjaciółmi bo nie był w stanie walczyć.
OdpowiedzUsuń-Goimy się szybciej. Będę musiał wypić eliksir i przyda mi się dużo snu. Musimy znaleźć jakieś miejsce, gdzie zatrzymamy się na noc. Dopiero rano będę w stanie ruszyć dalej. Nie znam tutejszych okolic ty pewnie tym bardziej. Ale mam niedaleko przyjaciela. -Zerknął w jej stronę. -Może nas przenocować. Mieszka za miastem w domu w lesie.
[Jaki mafijny pomysł? :D Staram się codziennie odpisywać, ale ostatnio choroba mnie męczy :P]
-Jest najpewniejszy pod słońcem i zna takie sztuczki, że nikt nas tam nie wytropi. -Podszedł do czarnego konia do którego zaczął przypinać worki jakie zabrali. Rumak zarżał wesoło na jego widok. Jednak na widok Delii zamarł w bezruchu obserwują ją bacznie.
OdpowiedzUsuń-Musimy ruszyć w tę stronę. -Wskazał na północ. -Mamy jednego konia. Da radę nas nieść razem ale nie na długo. Mój przyjaciel odda nam swojego wierzchowca. To da nam przewagę. -Obrócił się i spojrzał w jej oczy.
[Idę obczaić twoje pomysły :D]
Ramsay wsiadł na konia. Spojrzał na nią i przez chwilę się zastanawiał. -Nie wiem czy to dobry pomysł byś się przemieniała już dziś. Nie masz dość siły... Możesz spróbować, ale nie za wszelką cenę. Ale Norman może ci pomóc. Zna się na medycynie. W końcu żyje z tego. -Kiwnął na tył konia. -Wsiadaj Delio. Musimy stąd uciekać. Niebawem będę bez sił.
OdpowiedzUsuń-Tak dam znać. -Uśmiechnął się jakoś mimowolnie. Miał jeszcze trochę czasu. Zdążą dotrzeć do chaty Normana. A potem kiedy go uściskała lekko jęknął z bólu. -Może nie tak mocno bo chyba pogruchotał mi żebra. -Zaśmiał się w miarę możliwości i popędził łydkami konia. Rumak parsknął i przyspieszył. Ruszyli w stronę gęstego lasu.
OdpowiedzUsuń-Norman jest dość specyficzny... -Zaczął spoglądając przed siebie. -Ciągle żartuje i czasami mu to nie wychodzi... Czasami może cię urazić, ale wiedz, że robi to z niewiedzy i myśli, że jest zabawny.
Jechali już dość długo. Gęstwina lasu powoli zamieniała się w puste pole. Kiedy wyjechali na polanę koń próbował wierzgać i chciał galopować, ale Ramsay go opanował. Jego bolące żebra nie zniosłyby galopu...
W końcu dotarli do małej chatki na skaju puszczy przy brzegu niewielkiego jeziora. Ramsay podjechał pod ogrodzenie. Z komina chatki wydobywał się dym. Norman był w domu. Ramsay zsiadł z konia i skrzywił się z bólu.
-Ale mnie załatwili... -Spojrzał na Delię.
-A wy tu kurwa czego? -Usłyszał głos za plecami. Obrócił się gwałtownie. Stał tam brodaty, rudowłosy krasnolud. W jednej ręce trzymał lampion, który oświetlał mu drogę, a w drugiej topór. -Niech mnie wydupczy elfia dziewoja toż to Ramsay!!
Ramsay pozwolił się jej dotknąć. Gdyby nie czuł tak okropnego bólu pewnie zaśmiałby się na myśl, że tylko Delii pozwolił się dotykać w ten sposób. Co prawda był znacznie bliżej z kobietami, ale jeśli chodzi o rany czy swoje słabości nie okazywał ich nikomu. Jednak widząc Delię słabą i bezbronną w łańcuchu jemu przyszło znacznie łatwiej pokazać jej i swoje słabości. A poza tym na prawdę polubił tą dziewczynę. Objął ją wspierając się na jej ramieniu. Eliksiry nie działały a on widział wszystko za mgłą. Pewnie było jej ciężko go prowadzić lecz naprawdę nie miał siły....
OdpowiedzUsuń-Dobry wieczór panienko! -Krasnolud ukłonił się w ich stronę. -Ramsay ty draniu w końcu masz kobietę, która do ciebie pasuje! Panienko... -Zamarł w bezruchu kiedy podeszli bliżej. -Panienko co mu dolega? Wygląda jak śmierć... i panienka też jest blada... Na sto cycków kto was tak urządził?!
Krasnolud poderwał się by pomóc jej go podtrzymać.
OdpowiedzUsuń-Tutaj panienko. -Wskazał na kanapę. -Tu go położymy.
Kiedy Ramsay leżał już na kanapie czuł okropny ból. Nie tylko z pogruchotanych kości, ale również tej przeklętej przeciętej dłoni. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał nawet siły.
-Pierdoleni wiedźmini... zawsze wpadają w kłopoty. To genetyczne Ramsay? -Krasnolud podszedł pod szafkę i zaczął w niej grzebać. -Kiedy tylko przejdziecie te wasze próby od razu sprowadzacie na siebie pecha? Kurwa... gdzie ja to dałem. A jest. -Wyjął kuferek i podał go dziewczynie. -Wszystko co potrzeba. Bandaże, maści, igła, nici i gorzałka... na znieczulenie. -Wytłumaczył szybko. -W piwnicy mam jeszcze eliksiry lecznicze od czarodziejki. Przyniosę je i schowam do stodoły waszego konia. Ktoś was śledził? -Zbliżył się do Delii i wyszeptał.
-Niech się panienka nie martwi. Jak spuszczę psy z łańcucha to żaden kurwi syn nie ujdzie z życiem. Jesteście tutaj bezpieczni.
OdpowiedzUsuńWrócił po chwili. Na zewnątrz było słychać ujadanie psów. Krasnolud miał ich jedenaście. Wszystkie ogromne, wściekłe i głodne. Wszystkie wierne jemu i... Ramsayowi. W końcu to przez tą sforę psów się poznali i prawie zabili o prawa do nich. A potem zostali przyjaciółmi, kiedy zaczęła ścigać ich straż.
-Proszę panienko. -Wręczył jej fiolkę z fioletowym płynem. -Od czarodziejki na regenerację. To mu pomoże. -Podszedł pod barek i wyjął z niego wino. -Panienka się napije? Trzeba i panienkę opatrzyć. -Kiwnął na jej nos. -Mogę pomóc.... Wiedźmini to głupie kurwie syny. -Splunął na podłogę. -A ten tutaj to najgłupszy z nich. -Zerknął na Ramsaya który był na wpół świadomy tego co się działo. -Tylko idiota mógł zabić najsilniejszego i najpotężniejszego wiedźmina, którego bał się nawet sam król.
-Tak tak... niech panienka poda całość. Ta cała Sibilla wymierzyła mi porcje do fiolek bo ostatnim razem zbiłem jednego jak sam musiałem mu podać porcję... Nie lubię do tego wracać. -Nalał wino do kielicha i podał jej. -Panienka wypije. Jemu już pomóc nie można. Trzeba czekać na eliksir. Ale ten nos... nie wygląda dobrze... co was tam spotkało? Ramsay to idiota, ale dobry chłop. -Zerknął na wiedźmina, który wyglądał jakby spał. -Ale jakim cudem wkręcił w swoje problemy taką panienkę? Jaja mu urwę jak dojdzie do siebie. Co panienka w nim zobaczyła toż to głupi wiedźmin i do tego ma mocną głowę. Ile razy go chcę upić padam na pysk i rano i nic nie pamietam.
OdpowiedzUsuńKrasnolud upuścił szklankę ze swoją porcją. Spojrzał na nią jak na ducha.
OdpowiedzUsuń-NIGDY? -Wrzasnął nagle. -To jak ty tego jełopa poznałaś? On chleje więcej niż ja i gnojek stoi dalej na nogach.
-Tak tak... Tutaj panienko. -Otworzył drzwi do małego pomieszczenia w którym na ścianie wisiało lustro. Zachęcił ją machnięciem ręki. -To wino mojej roboty. -Wypiął dumnie pierś. -Kurwia Łezka. Yyy... ale możemy go nazywać po prostu Łezka. -Zakaszlał nerwowo. -No to niezłych kłopotów sobie narobiliście.
-Kurwie Łzy... -Odparł niespodziewanie Ramsay. Wciąż leżał z zamkniętymi oczami. -I ja to wymyśliłem. I wszystko słyszę tu krasnalu ogrodowy.
[Nowe zdjęcie jest boskie :o]
OdpowiedzUsuńRamsay otworzył oczy. Wiedział co się z nią dzieje. O dziwo krasnolud też to zauważył. Stał jak wryty obserwując jej dłonie, które przemieniły się w łapy.
-Ramsay... -Norman zbliżył się do wiedźmina. -Twoja panna...
-Tak wiem to Aguara. -Odparł obojętnie. Eliksiry działały. Przestawał czuć ból. -Delia... Delia. -Zwrócił się do niej nieco głośniejszym tonem i spojrzał w jej oczy. -Nie przemieniaj się teraz. Zawładnij tym. Potrzebuję cię.
-Panienko... kurwa mać on zawsze miał dziwne fetysze. -Krasnolud poklepał się po głowie. -Panienko lepiej niech panienka usiądzie czy coś... Ramsay ty zboczeńcu zrób coś.
Ramsay zmusił się by podnieść się na łóżku. Usiadł na jego skraju. Wiedział, że Delia może wymknąć się im spod kontroli i wtedy będzie musiał ją zabić. Tylko, że on... nie byłby w stanie tego zrobić. Za bardzo się do niej przyzwyczaił.
-Delio... -Wyszeptał wstając na nogi. -Przyjdzie na to czas, lecz nie dziś. -I wtedy upadł na ziemię czując jak kręci mu się w głowie
-O kurwa. -Wyszeptał krasnolud.
Ramsay nie wiele teraz mógł poradzić. Był bezsilny i ledwo kontaktował ze światem. Faktycznie jeden z psów miał się szczenić. Kasnolud obserwując to wszystko chwycił za łopatę, która leżała przy kominku i stanął za dziewczyną gotowy walnąć ją z całej siły w głowę. I tak też by zrobił gdyby nie jej uwaga o tym, że nie może zasnąć.
OdpowiedzUsuń-Kurwa mać! -Zaczął wyzywać... dalsze zdania nie były zrozumiałe bo były w krasnoludzkim języku, ale nie trudno było się domyślić, że to same przekleństwa. -Mam mirrę. Nie pozwala zasnąć i mogę panience kawy zrobić tylko niech panienka nie je tego idioty! Toż to zakażone mięso!
-Skup się Delia. -Ramsay spojrzał w jej oczy. -Nie nas chcesz zabić. Nie my cię krzywdziliśmy...
-Kurwa mać pięknie! -Wrzasnął krasnolud i podał jej mirrę oraz popędził szybko zaparzyć kawę. -Zje nas! Kurwa zje nas! No jakże by inaczej z kim miałby sypiać wiedźmin jak nie z wariatką, która... która chce nas wpieprzyć na kolację! -Wstawił wodę czekając aż się zagotuje. -Kurwa... kurwa...
OdpowiedzUsuń-Podaj... podaj mi niebieski eliksir... -Ramsay ostatkami sił podniósł się na łokciach. -W mojej kurtce...
Eliksir miał bowiem postawić go na nogi. Krasnolud w mgnieniu oka skoczył do jego skórzanej kurtki i wyjął eliksir. Wiedźmin pospiesznie go wypił. Po chwili zerwał się na równe nogi.
-Norman... wyjdź stąd. -Wiedźmin złapał za swój srebrny miecz. Musiał być gotowy do walki w razie gdyby Delia przemieniła się w bestię, która mogłaby ich pożreć. -Schowaj się w szopie. -Ramsay nie wierzył już, że Delia powstrzyma przemianę.
Woda się zagotowała.
-Kobity... nikt ich nie zrozumie. -Skomentował krasnolud opadając z ulga na fotel. -Lepiej zabarykaduj czymś drzwi gdyby jednak zachciało jej się nas zjeść na kolację.
OdpowiedzUsuń-Zamknij się. -Ramsay usiadł przy stole. Mógł ufać Delii, ale nie ufał jej drugiej stronie zwłaszcza, że od dawna nie przybierała tej postaci. Jak miał się zachować? Miał stać i czekać czy Aguara go pożre czy może jednak zapanuje nad sobą? Każdy zachowałby się tak samo i nie zamierzał mieć żadnych wyrzutów sumienia.
Wyszedł przed dom dopiero po dłuższej chwili szukając jej wzrokiem po podwórku. Eliksir jeszcze będzie działał długo, ale nim położy się spać wolał upewnić się, że dziewczynie przeszła cała złość.
-Delia? Nie rozumiem o co ci chodzi. Jeśli będziesz chciała skrzywdzić mnie lub mojego przyjaciela nie zamierzam stać i się przyglądać. Nikt nie chce zostać rozszarpany. -Usiadł na ganku opierając głowę o drewnianą barierkę.
Ramsay nie zdziwił się na jej widok. Wiedział dobrze jak wygląda Aguara. Nie wstał jednak. Siedział dalej na ganku i wpatrywał się w czyste niebo i las rozpościerający się przed nimi.
OdpowiedzUsuń-Norman zawsze był strachliwy, a ja zawsze wolałem dmuchać na zimno. -Powiedział spokojnym głosem. -Nie wyglądałaś na kogoś kto przemieni się i będzie nas głaskać po główkach... Nie przemieniałaś się dawno i dobrze wiesz, że mogłaś stracić kontrolę. Jeśli zamierzasz się przez to złościć to proszę bardzo, ale Norman zabrał się za robienie kolacji więc jeśli przejdą ci te muchy w nosie to zapraszam do środka. Ja zamierzam coś zjeść póki jeszcze trzymam się na nogach. -Wstał i zaczął wchodzić po schodach w stronę drzwi wejściowych.
Ramsay obrócił się kiedy usłyszał huk, a właściwie nieco się wzdrygnął bo już w głowie miał jakaś pędzącą na niego bestię i wcale nie pomyślał o Delii. Kiedy tak żartowała z krasnoluda zaśmiał się głośno.
OdpowiedzUsuń-Norman dostałby zawału. A z martwego krasnoluda nie ma pożytku. -Zatrzymał się przed drzwiami. -Przy moim koniu jest druga kurtka możesz na razie się nią obwinąć, a w domu Norman coś dla ciebie znajdzie. Założę się, że ma sukienki... -Spojrzał na nią i poczuł, że już nie złości się z powodu tej całej sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. -Słuchaj... będziemy musieli spędzić tu jakiś czas nim ruszymy dalej. Wątpię bym szybko doszedł do siebie... Norman nigdy nie wiedział Aguary więc... -Nie wiedział jak jej nie urazić. -No wiesz on może się przestraszyć. Lepiej z nim obchodzić się jak z dzieckiem.
Ramsay oparł się o ścianę i czekał na nią spokojnie. Zaśmiał się sam do siebie i pokiwał głową na wspomnienie o Normanie.
OdpowiedzUsuń-Możesz mi wierzyć lub nie, ale kiedyś ten karzeł ubrał się w różową kieckę, zrobił sobie koka ze swoich włosów, pomalował usta szminką i wszedł do karczmy. Ludzie mieli dziwne miny... Połowa twierdziła, że to facet w przebraniu baby, a druga połowa, że to krasnoludzka kobieta. Robiliśmy nawet zakłady.... -Ramsay zauważył, że dwa psy wypuszczone przez przyjaciela właśnie wróciły na teren posesji. -Kiedyś często podróżowaliśmy razem, ale... cóż zrobiło się ze mną zbyt niebezpiecznie, a on się zasiedział w tej chacie.
Musiał przyznać, że brakowało mu towarzystwa podczas tych wszystkich podróży.
-Już? Możemy wejść do środka? Norman. -Krzyknął. do krasnoluda. -Przygotuj Delii jakaś sukienkę.
Krasnolud wyjrzał przez okienko.
-Chłopie ty to od razu przechodzisz do rzeczy! Słyszałem te huki i jak baraszkowaliście na dachu!
Ramsay aż poczerwieniał ze wstydu.
Ramsay ryknął śmiechem, aż zakrztusił się.
OdpowiedzUsuń-Nie... nie... nikt się do niego nie dobierał. Ale to byłoby coś. -Próbował się uspokoić.
Kiedy na niego wpadła Ramsay spojrzał w jej oczy i wpatrywał się w nie przez całą tą krótką chwilę, kiedy byli tak blisko siebie. Było mu nieco wstyd, ale musiał przyznać, że lubił jej bliskość. Nawet jeśli jej ona nie odpowiadała i płoszyła się przy każdym dotknięciu.
Ramsay uśmiechnął się do niej delikatnie i otworzył drzwi. Wszedł do środka, a krasnolud wyszczerzał zęby z radości.
-Przygotowałem wam pokój. Ale najpierw zjemy kolację pichciłem ją pół dnia. Siadajcie... -Zachęcił ich gestem by usiedli przy zastawionym już stole.
Ramsay usiadł tuż obok niej przysuwając do siebie miskę z zupą. Od razu chwycił za bochenek chleba i oderwał sobie kawałek przegryzając go pospiesznie. Norman postawił na stół dzban piwa.
OdpowiedzUsuń-Dokładnie to ta, ale nie bój się wyprał ją. -Mrugnął do niej.
Krasnolud zarechotał ze śmiechu krztusząc się przy tym piwem. Wypluł część zawartości swojej buzi przed siebie i śmiał się do łez.
-Żeby panienka widziała minę jak spomiędzy cycków wystawały mi kępki włosów. -Podsunął jej kufel z piwem, a sam zajął miejsce na przeciwko nich. -Przecież nie będziecie spać na kanapie do kurwy nędzy! Przyjaciół należy ugościć tak jakby sam król posadził dupsko przy moim stole!
-Dziękujemy. -Ramsay zerknął w stronę Delii i przez jakiś czas może zbyt długo się jej przyglądał. Wydała mu się jakaś inna. Wyglądała na bardziej rozpromienioną i radosną. Na jej twarzy nie było już skrzywienia jakie towarzyszyły jej z każdym dźwiękiem łańcucha ciągnącego za sobą.
-Ramsay ty stary draniu. -Krasnolud uniósł kufel i stuknął nim o kufel wiedźmina. -Gdzie udało ci się znaleźć taką cudowną kobitkę? -Spytał nieco ściszonym tonem kiedy poszła się przebrać.
OdpowiedzUsuń-W samym środku piekła... -Wiedźmin zamyślił się. Oparł się o krzesło czując nieco ból w żebrach. Eliksir przestawał działać, ale na szczęście zdąży jeszcze dopić piwo i dojść do pokoju.
Krasnolud poszedł po garnek z zupą by dolać sobie kolejnej porcji. Ramsay zmierzył Delię wzorkiem.
-Wiesz jakie to łóżko jest wielkie? Nie musisz spać zaraz obok mnie. Chyba, że chcesz. -Wypalił bezmyślnie i zaraz pożałował przypominając sobie, że Delia nie zna takich żartów i nie reaguje na nie jak inne kobiety. -Smakuje ci zupa? -Zmienił szybko temat.
-Nie umiesz? -Zaśmiał się wesoło. -Kładziesz się i tyle poza tym... Delio tamto życie cię już nie dotyczy. -Ściszył nieco głos by krasnolud nic nie usłyszał. -Jeśli mamy razem podróżować to nie pozwolę ci spać na ziemi jak psu. A co do tego karła to cóż... czasami... nie śpi sam i ...
OdpowiedzUsuń-Och na litość boską rozmawiasz z nią jak z dzieckiem jakby była jeszcze dziewicą. -Krasnolud postawił garnek na stole by oni również mogli nałożyć sobie kolejną porcję. -Czasami panienko goszczą u mnie kobiety waszych rozmiarów, a im nie widzi się spanie na zwykłych łóżkach, a co dopiero na łóżkach dla krasnoludów.
-Co nie lubią jak im nogi zwisają? -Sięgnął po piwo i wypił kufel do dna.
-Tak. Wszyscy. -Ramsay pokiwał głową.
OdpowiedzUsuńKrasnolud nie słuchał już ich rozmowy. Założył na siebie ciężkie, ubłocony buciory, kurtkę, a w dłoń chwycił swój topór. Zasunął się po samą szyję:
-Pora na mnie... Psy odstraszyły waszych prześladowców, ale pora by ktoś zatarł wasze ślady. Kiedy wrócę pozmywam, a wy lepiej kładźcie się spać bo mieliście ciężki dzień. -Skinął i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
-Jest czasem obleśny i chamski, ale to dobry chłop. -Ramsay dolał sobie jeszcze piwa i przetarł oczy. Czuł już zmęczenie, a może to było piwo, które w końcu na niego podziałało bo był przecież ranny i osłabiony?
-Będziesz musiała się przyzwyczaić do tego, że każda istota na tym parszywym świecie uprawia seks i nie możesz tak dziwić się kiedy ktoś opowiada o tym otwarcie. -Uśmiechnął się do niej by nie odebrała tego jak atak tylko jak dobrą radę. -W tych czasach to chyba jedyna przyjemność jaka nam została... Z wyjątkiem piwa. -Podsunął jej dzban.
Próbował wstać, ale ból wracał coraz szybciej. Opadł ponownie na krzesło i westchnął. Nie lubił okazywać słabości, ale do cholery właśnie walczył z największym pojebem jakiego znał świat i z dwoma wiedźminami na raz.
OdpowiedzUsuń-Tak... pomóż mi westchnął dopijając na szybko piwo. -A ty? -Spojrzał na nią. -Jak się czujesz? Norman ma w tej szafce. -Wskazał na czarną drewnianą szafeczkę stojącej tuż przy beczce z winem. -Gdybyś poczuła sie gorzej tam trzyma leki i różne eliksiry. Tylko nie pij różowego. On... używa je... do dziwnych celów.
Ramsay chociaż poczuł ból to zaśmiał się. Obrócił się na plecy i zaczął wpatrywać w sufit. Lubił towarzystwo Delii i miał nadzieję, że dziewczyna wyruszy z nim w dalszą podróż aczkolwiek wiedział, że nie można oswoić Aguary jak jakiegoś pieska kanapowego. Jeśli zatem będzie chciała odejść da jej mapę, broń i najlepszego konia.
OdpowiedzUsuń-Przyjąłem zlecenie na Bonharta... -zaczął nie odrywając wzroku od sufitu. -Bo zlecił mi je ktoś dla kogo było warto wykonać to zadanie. Co prawda płacił dużo, ale czasem kiedy wiesz, że możesz przegrać nie piszesz się na to. Tylko, że on miał powód. Powód dla którego było warto zginąć... -Teraz obrócił głowę i spojrzał na nią. -Po tym wszystkim co zrobiłem, kogo zabijałem i jakiej opinii się nabawiłem chciałem zrobić coś dobrego... Dlatego pojawiłem się u Bonharta.
[Hahaha ok dobry pomysł :D zjawi się rano :D]
OdpowiedzUsuńWiedźmin westchnął ciężko i na chwilę zamknął oczy, a potem dalej mówił.
-Bo to prawda. Czeka na mnie spora nagroda. Facet nazywa się Edward Hill. To jeden z najbogatszych ludzi w tym kraju. Zlecił mi to zadanie, a ja je przyjąłem bo bez pieniędzy jestem i tak martwy. Polują na mnie inni wiedźmini, wojsko i król. -Spojrzał w jej oczy obserwując ją chwilę. -Ale głównie dlatego, że chciałem w końcu zrobić coś dobrego. Nawet jeśli wiązało się to z zabiciem kogoś. A to był dobry uczynek. -Wierzył w to co mówił. -Edward zlecił kiedyś Leo pewne zadanie. Nie powiedział mi jakie, ale wiem, że Leo go okłamał i wykorzystał. Ukradł mu złoto i kosztowności po czym zgwałcił i zabił jego żonę i małą córeczkę... Dziwiłem się, że wybrał mnie nie kogoś innego zwłaszcza, że wiedział o mnie wszystko bo wynajął detektywa. Kiedy go spytałem dlaczego ja odpowiedział, że tylko ktoś kto nie ma nic do stracenia tak jak on może to wykonać dobrze.
[Szczeniaki są najlepsze hahah :D
OdpowiedzUsuńPrzeskoczę już do rana i tej kochanki Normana xD]
Ramsay czuł się coraz bardziej zmęczony. Oczy same mu się zamykały. Spojrzał jeszcze na chwilę na Delię.
-Już go nie ma i jesteś wolna... Teraz musisz pomyśleć o swojej przyszłości... Ale najpierw dojdźmy do siebie i pojedźmy po naszą nagrodę.
Zasnął momentalnie.
Nie wiedział ile spał i jak długo. Czy był ranek czy może już południe. Wiedział tylko, że ktoś okropnie wali do drzwi. Otworzył oczy. Usiadł na łóżku i ziewnął głośno. Czuł się znacznie lepiej. Trochę bolała go rozcięta dłoń i lewy bok, ale poza tym wszystko było dobrze.
-Wstawać kurwa jakby sam król zawitał do chałupy!!! -Do ich pokoju wpadł nagle Norman. -BIEGIEM KURWA!! -Krasnolud podbiegł pod okno i otworzył je pospiesznie. -SPRZĄTAĆ! SPRZĄTAĆ SZYBKO!
-Zamknij, że się... -Ramsay rzucił w niego poduszką. -Kto do diabła wali tak w drzwi?
-TO ELIA!
Wiedźmin otworzył szeroko oczy.
[Super akurat ja prowadzę Normana to się zgrało idealnie :D ]
OdpowiedzUsuńRamsay dobrze znał Elie. Nie raz gościł w chacie Normana w tym samym czasie co ona. I nie raz nie zmrużył nawet oka przez ich baraszkowanie w nocy. Pokiwał przecząco głową w stronę Delii i zerwał się tak szybko na ile pozwoliły mu jego bolące żebra. Zaczął układać ciuchy i ścielić łóżko, ale na komentarz Delii przestał i stanął wpatrując się w krasnoluda, który pocił się ze stresu.
-Jak wyglądam?
-Jak bezdomny nizołek na kacu. -Skomentował Ramsay.
-Nic z tobą nie da się załatwić. Panienko jak wyglądam? -Przeczesał ręka włosy i wyprostował się. -Bardzo śmierdzę piwem? -Zapiął guzik od swojej koszuli. Kobieta znów zaczęła walić do drzwi.
-Nic nie odwróci jej uwagi... -Burknął wiedźmin. -Chyba, że ty. -Wyszczerzył zęby w uśmiechu w jej stronę. -Jeśli nie chcesz, żeby rąbnęła się torebką czy butem w głowę lepiej siadaj obok mnie. Blisko mnie. -Spojrzał w jej oczy. -To bardzo zazdrosna kobieta i obawiam się, że ja i ty nawet w swojej drugiej postaci nie dalibyśmy jej rady...
OdpowiedzUsuń-Raz w życiu powiedział coś mądrego. -Krasnolud kiwnął głową. -Dziękuję panienko. Pora stanąć do walki. -Ruszył w stronę drzwi z dumnie uniesioną głową i kwiatkiem w dłoni.
-Ten krasnal ogrodowy nie boi się chimery, nie boi się kopnąć w żyć nawet samego wilkołaka, a drży na widok rozgniewanej Elii. -Wiedźmin zaczesał włosy do tyłu i przygotował się na spotkanie.
Norman właśnie podszedł pod drzwi, sięgnął dłonią w stronę zamka. Chwile się zawahał, a potem otworzył drzwi.
-O moja piękna Elia. Mój kwiatuszku. -Rozłożył ręce w geście powitalnym.
Norman gorączkowo poprawił włosy zaczesując je do tyłu. Ramsay pomachał jej na powitanie stając obok Delii i obejmując ją ramieniem tym samym chcąc pokazać, że rudy włos na Normanie musiał się na nim znaleźć przypadkiem bo owa 'dziewucha' przyszła z nim.
OdpowiedzUsuń-Witaj Elia. -Uśmiechnął się do niej.
-Miałaś odwiedzić mnie dopiero za miesiąc. -Norman zamknął drzwi od chaty. -Mieliśmy tu małe... no kłopoty. Ale nad wszystkim już panuję. Wiedźmin i jego dziewczyna zatrzymają się u mnie na parę dni.
Krasnolud pobiegł szybko do kuchni by zaparzyć wodę na herbatę tym samym zostawiając ich z kobietą. Grzebał w szafce w poszukiwaniu kociołka strasznie przy tym hałasując. Na głowę spadł mu talerz i potrzaskał się uderzając o podłogę. Krasnolud zaczął przeklinać pod nosem.
-A więc Elia... -Ramsay przerwał niezręczną ciszę. -Wciąż w podróży co?
Wiedźmin i Elia znali się już od lat. Elia nie lubiła wiedźmina bo zawsze kiedy się zjawiał Normana trzeba było nieść pijanego do łóżka i czekać trzy dni by doszedł do siebie. A wiedźmin nie lubił z kolei jej bo Norman zachowywał się przy niej jak pantoflarz.
Wiedźmin zerknął na Delię, a potem w stronę okna.
OdpowiedzUsuń-Możemy jeszcze wyskoczyć...
Krasnolud pospiesznie chwycił za wiadra i wybiegł przed chałupę, żeby napełnić je wodą w studzience. Po jakimś czasie wrócił do salonu i postawił dumnie wiadra przed sobą nerwowo zerkając w stronę butelki wódki, która leżała na blacie kuchennym. Miał ochotę się napić, ale nie wypadało teraz... Pokręcił przecząco głową.
-Sukienka leży na niej o wiele lepiej niż na nim. -Ramsay uśmiechnął się.
-Bo ma talię osy, a nie bęben piwny. -Krasnolud poklepał się po brzuchu.
-I nie znaleźliśmy jej w lesie. -Ramsay nagle spoważniał. -Delia podróżuje ze mną... jakiś czas. -Skierował wzrok na dziewczynę.
-Wiosna przyszła to im się na amory zebrało. -Norman zarechotał na cały głos.
Ramsay usiadł przy stole i sięgnął po butelkę wódki, która tam stała. Pociągnął kilka głębszych łyków.
OdpowiedzUsuń-Na trzeźwo tego nie przeżyje. -A potem podsunął butelkę w stronę Delii. -Trzymaj to taki afrodyzjak. Dopiero nam się zbierze na amory... -Udał sposób w jaki mówiła Elia.
-Porządny krasnolud powinien mieć ogromny brzuch i kawał łapy inaczej dupa z niego nie krasnolud. -Norman usiadł obok wiedźmina. -Panienko... -Zwrócił się do Delii. -Niech panienka się nie boi. Elia to mistrzyni stylizacji. Zrobi z panienkę prawdziwą piękność.
-I bez stylizacji jest piękna. -Wypalił wiedźmin po czym zrozumiał co powiedział i lekko się zaczerwienił co wkurzyło go jeszcze bardziej. Nie wstydził się nagości ani rozmów o miłosnych zbliżeniach a zawstydził się no powiedział o Delii, że jest piękna... Miał ochotę walnąć się w czoło.
-Ty już się jej tak nie podlizuj wszyscy wiemy, że jej wpadłeś w oko. -Norman znów zarechotał.
Ramsay nie pomyślał nawet przez chwilę, że Delia nie wie co to znaczy amory i nieco go to zdziwiło. Zastanawiał się czy Agurary nie współżyją z nikim? Czy nie mają jakiś partnerów? Przecież wszystko na tym świecie uprawiało seks więc i one musiały to robić.
OdpowiedzUsuńNie zaprotestował kiedy Elia powiedziała o niej "wybranka jego serca". Wstał posłusznie i zniknął za drzwiami wchodząc do ciepłej wody. Ostatnio kąpał się w posiadłości Leo i Delia była tego świadkiem.
Norman bawił się włosami Elii, która siedziała na jego kolanach owijając je sobie wokół palców. Jednak przyglądał się Delii z zaciekawieniem. Nie żeby miał o niej jakieś grzeczne myśli, ale miał wrażenie, że dziewczyna jest naprawdę nieśmiała.
-Panienko Delio. -Powiedział spokojnym i uprzejmym głosem. -Jeśli panienka chce wywrzeć na nim wrażenie to Elia pomoże panience jak nikt inny. To mistrzyni podrywu. -Uśmiechnął się do Delii. -A Ramsay to dobry chłop tylko trochę zagubiony.
Norman wlepił wzrok w stół. Nie wiele wiedział o tym co ich spotkało, ale był przyjacielem wiedźmina i kiedy ten oświadczał mu, że kogoś zabił... kogoś kogo nie powinien Norman pytał gdzie go zakopać. Tym razem miał jednak przeczucie, że para wplątała się w coś znacznie gorszego.
OdpowiedzUsuńPo jakimś czasie Ramsay wrócił już wykąpany do pokoju. Ubrany był w nową koszulę i czyste spodnie.
-Ta koszula lepiej by leżała na mnie. -Burknął Norman.
-Tak jako sukienka. -Odburknął mu Ramsay dopinając guziki.
-Się robi skowronku mój. -Norman poderwał się do łazienki. Wylał zimną już wodę, wannę napełnił ciepłą wodą z wiader zgiętych znad ogniska, a potem machnął ręką zachęcając Delię by poszła za nim.
OdpowiedzUsuń-Tutaj panienka ma mydło, tu jakieś dziwadła do kąpieli jakie przywiozła Elia. Nie wiem co to jam prosty chłop, ale mówiła, że dużo piany po tym, a to do włosów. -Podał jej małą buteleczkę z filetowym gęstym płynem. -Jest i sukienka. -Powinna na panienkę pasować. Niebieska i brązowo złota, ale jak mogę doradzić to... do czerwonych włosów bardziej będzie pasować złota-. -Mrugnął do niej.
Tymczasem Ramsay siedział czekając aż Elia zacznie się nad nim pastwić.
-Musisz tak na nią naciskać? -Spytał niespodziewanie. -Ona... wystarczająco jest wystraszona widząc Normana, a co dopiero ciebie. Dużo przeszła... więc nieco zwolnij. -Upomniał kobietę.
-Jeszcze niedawno była niewolnicą, a teraz ma przed sobą cały świat... -Pozwolił by go ogoliła. -Dlatego może daj jej spokój na jakiś czas, a jeśli trzeba będzie to będę ją bronić zawsze i wszędzie. -Odparł dumny z siebie. Wiedział, że Delia kiedyś przestanie go potrzebować, że pozna świat i nauczy się być Aguarą, ale na razie podobało mu się, że była taka bezbronna i że mógł ją bronić. W końcu od tego byli wiedźmini... z tym, że oni nie bronili takich jak ona lecz je zabijali. Ale Ramsay nigdy nie był typowym wiedźminem.
OdpowiedzUsuń-Nieświadomi? -Spojrzał na nią zdziwiony. -O czym ty mówisz?
Ramsay spojrzał w jej oczy i postanowił milczeć. I mówi to kobieta, która poświęca siebie dla wiecznie pijanego, krasnoluda, który sięga jej ledwie ramienia...
OdpowiedzUsuńKiedy skończyła odetchnął z ulgą i z przyjemnością odebrał od niej butelkę wódki. Nie powinien był pić za dużo, ale po tych wszystkich przejściach wódka smakowała wyśmienicie.
-Dawaj! -Norman wyrwał mu butelkę, kiedy została opróżniona. Podbiegł do szafki w kuchni i zamienił butelkę na drugą, prawie pełną. Upił kilka głębszych łyków i podał Ramsayowi. -Cicho jak co to ta pierwsza. -Mrugnął do niego. A potem zmieszany skinął głową w stronę Elii. -Tak tak skowroneczku nawet nie zerknę na chwilę!
Ramsay czekając aż Elia umyje, obetnie i ubierze Delię w końcu zajął się za czyszczenie miecza. Norman co chwilę polewał mu wódki i sam ukradkiem podpijał robiąc się coraz bardziej czerwony.
OdpowiedzUsuń-Czemu po prostu nie pijesz przy niej? -Ramsay uniósł wzrok znad miecza.
-To nie takie proste.
-Boisz się jej.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak! -Przekomarzali się jak dzieci.
Wkrótce wiedźmin skończył czyścić miecz i zabrał się za ostrzenie sztyletów, które zabrali z domu Leo. Sztylety mogły mu się przydać w przyszłości w walce. Była to elficka robota wykonana naprawdę solidnie. Były idealnie wyważone i ostre. Nie jedna istota padnie od nich trupem.
Elia właśnie wyszła z łazienki. Norman wyciągnął ziemniaki i zaczął jeobierać. Ramsay zachwycony z nowych zabawek nawet nie zdał sobie sprawy, że Delia siedzi już przy ścianie. Dopiero kiedy przemówiła przerwał ostrzenie i spojrzał na nią...
Spojrzał i wytrzeszczył szeroko oczy wpatrując się w nią jak w obrazek. Dziewczyna kompletnie nie przypominała tej samej Delii, która przybyła tutaj z nim na koniu. Jej piękne włosy opadały na ramiona, suknia idealnie podkreślała kobiece atuty, a twarz... cóż kiedy zmyła z siebie ten brud aż promieniało od niej.
Dopiero po czasie ocknął się jak z hipnozy.
-Pięknie wyglądasz... -Odparł odkładając sztylety na bok. -O coś pytałaś? -Zdał sobie sprawę, że chyba coś do niego mówiła, ale trudno było mu teraz oderwać wzroku od dziewczyny. -Usiądź tutaj. -Odsunął krzesło, które stało obok niego.
Wiedźmin nie raz widział elfki i jak dla niego owszem były znacznie piękniejsze niż ludzkie kobiety, ale nigdy nie wywierały na nim specjalnego wrażenia. Widząc Delię zupełnie odmienioną nawet przez myśl nie przeszło mu, że jakaś elfka mogłaby być piękniejsza.
OdpowiedzUsuń-One wcale nie są takie piękne... -Odparł nie mogąc oderwać od niej oczu. Norman zauważył to i zachichotał pod nosem wstawiając wodę na zupę. Dopiero kiedy powtórzyła pytanie skierował spojrzenie na swoje sztylety i lekko się uśmiechnął. -Mówią, że seks na zgodę jest najlepszy... Wy Aguary nie uprawiacie w ogóle seksu? -Wypalił zerkając na nią i oczekując odpowiedzi. -Oni za to w nadmiarze. -Kiwnął na Normana i Elię. -Co ty na to, żeby dziś na noc zostawić ich w chacie? Nie chcesz chyba słuchać tego jak się godzą?
-Znaczy się co? -Ramsay uśmiechnął się. -Jeśli nie jesteś samodzielna i pójdziesz do łóżka z facetem to możesz się przemienić i... to będzie ostatnia jego noc?
OdpowiedzUsuńW szkole wiedźmińskiej uczyli typowych zachowań, miejsca występowania potworów jak i metody ich zabijania. Ale przecież nikt nie uczył ich jak Aguary uprawiają seks.
Jej nagła zmiana zachowania zaskoczyła wiedźmina. Otworzył szeroko oczy, ale nie odrywał od niej wzroku. Jej dotyk wywarł na nim nieco inne myśli i nie koniecznie takie, że jakaś tam ukryta w niej bestia cieszy się teraz na myśl o polowaniu po nocach.
-Chyba podziałało co? -Norman wyszeptał do Elii. -Może powinniśmy pojechać do miasta i zostawić ich samych?
-Tak. -Odparł w końcu Ramsay. -Możemy iść na polowanie czemu nie?
Słuchał jej uważnie wciąż zaszokowany jej zachowaniem. Zdziwiło go, że nagle była taka śmiała, a dopiero potem zrozumiał, że to za sprawą polowania, a nie jego osoby i miał ochotę zwyczajnie walnąć się prosto w swój głupi wiedźmiński łeb.
OdpowiedzUsuń-Mam ich przegonić do stodoły? -Norman oburzył się.
-No to jak to? -Wiedźmin nachylił się nieco w jej stronę by tylko ona mogła go usłyszeć. -Możesz wejść w mój umysł podczas seksu i co? Jak to ma niby zwiększyć doznania? Chyba tylko twoje bo co jakbyś weszła mi do głowy i nagle wyczytała w myślach, że zastanawiam się czy naostrzyłem miecz? -Zadawał pytanie za pytaniem. -I wtedy twoja zwierzęca strona rozszarpałaby mnie za brak skupienia całej uwagi na tobie. I jestem trupem...
-Aaaaa... -Krasnolud walnął się z całej siły w czoło. -Już chyba wiem co chcesz i przez to powiedzieć. -Uśmiechnął się szyderczo. Odwrócił głowę i wyszeptał jej do ucha. -Podajmy im zupę, a potem zamknijmy się w sypialni.
OdpowiedzUsuńRamsay słuchał dość uważnie i cały czas się w nią wpatrywał ale nagle odsunął się nieco jakby ktoś poparzył go gorącą wodą.
-Ooo zaraz zaraz.... -Pokręcił głową przecząco. -Chcesz mi zrobić dobrze poprzez wejście do mojego umysłu? Co to to nie. -Pokiwał ponownie głową i oparł się o krzesło. -Jeśli ktoś komuś ma tu robić dobrze to tylko poprzez fizyczny kontakt. Nie wiem może są tacy co lubią szczytować poprzez wyobraźnie czy co tam mi uruchomisz, ale ja wolę stare zasady. -Sięgnął po butelkę wódki. Alkoholu była jedna trzecia butelki, ale wypił wszystko do dna.
-A co? Chciałabyś zaatakować mój umysł? -Odstawił butelkę wpatrując się w nią. -Jak mnie wykorzystasz bez mojej wiedzy to jakoś to przeżyje. -Zaśmiał si rozsiadając się na krześle i spoglądając w stronę kociołka w którym piekła się zupa. Był już bardzo głodny i ciężko było mu wytrzymać.
OdpowiedzUsuń-Wiesz co.. -Spojrzał jej w oczy. -Chciałbym ci pomóc, ale boje się, że twoja zwierzęca strona zawładnie tobą,a wtedy...
To było przecież oczywiste będzie musiał z nią walczyć na śmierć i życie.
-Ale wtedy nie wiem czy będę potrafił z tobą walczyć...
-Jeśli mnie zaatakujesz to nawet chwili nie zawaham się... -Spojrzał w jej oczy. -Więc lepiej zapanujmy nad twoją zwierzęcą naturom nim stanie się coś złego. -Informacja jak ogłuszyć ją byłby mu bardzo przydatna zwłaszcza gdyby Delia straciła panowanie nad sobą, a przecież nie chciał jej zabijać... Problem w tym, że gdyby ona zaatakowała jego to pragnąłby przeżyć jak każdy inny... i wtedy musiałby walczyć.
OdpowiedzUsuńRamsay sięgnął po swoja porcję. Norman usiadł przy stole i oboje w tym samym czasie rzucili się na talerze. Dopiero po chwili krasnolud spojrzał na Elię, która nie wyglądała na zadowoloną.
-Ach wybacz... -Odchrząknął uderzając Ramsaya łokciem. -Smacznego wszystkim życzę. -Uśmiechnął się i wrócił do jedzenia już w nieco bardziej kulturalnej formie.
Ramsay właśnie kończył zupę kiedy zobaczył, że z Delią jest coś nie tak. Nauczył się przez lata obserwowania tych wszystkich istot, które miał zabijać wyczuwać ich zmiany. Zerknął tylko przelotnie na Normana i Elię, którzy byli niczego nieświadomi. Postanowił na razie nie ingerować i pozwolić Delii zapanować nad sobą. Bo jak ma to zrobić jeśli nie sama?
OdpowiedzUsuń-Jutro wieczorem wyjdziemy, ale nie ukrywam, że przydałby nam się jeszcze jeden koń. Delia musi mieć swojego. W miasteczku dalej jest tutaj ten rolnik? Może odsprzeda nam jakiegoś?
-Taaaaaak. -Norman dolał mu kolejną porcję zupy. -Jutro z samego rana pojadę do Ziggo i postaram się przywieść jakiegoś konia dla Delii.
-Ma być nie płochliwy. Najodważniejszy.
-Nie jestem głupi wiem, że z tobą to same kłopoty i koń musi być dzielny jak lew by nie spłoszyć się przy byle stęknięciu chędożących się w krzakach lisów. -Zarechotał na cały głos krztusząc się kawałkiem chleba. Cały aż poczerwieniał.
Ramsay spojrzał na Delię.
-Sukienki są w porządku, ale musi mieć spodnie do jazdy konnej. I miecz. -Uśmiechnął się do niej. -Albo łuk. Strzelałaś kiedyś z łuku?
Wiedział, że żadna Aguara nie potrzebuje broni, ale przecież nie zawsze będzie mogła się przemienić. Nie każdy potraktuje ją przyjaźnie. Będzie zatem musiała nauczyć się też posługiwać bronią.
-Zrobi z ciebie wiedźminkę. -Norman w końcu opanował krztuszenie.
-Tak... właściwie to zaraz idziemy na polowanie. -Wrócił do jedzenia zupy. -Może złapiemy jakiegoś dzika czy jelenia. Chociaż tak ci się odwdzięczymy za pomoc.
-Mimo wszystko weźniemy spodnie. Najlepiej dwie pary. Jakiś lekki miecz. Ciężki mało się przyda na początek nauki. -Ramsay przeniósł wzrok na Normana.
OdpowiedzUsuń-Wyruszę jutro rano. W miasteczku będzie niewielki ruch i nie powinni na mnie zwrócić uwagi. -Krasnolud zaczął zbierać brudne naczynia i zanosić je do zlewu. -Podpytam też czy nikt was nie szuka.
-Gotowa na polowanie? -Ramsay wstał od stołu i rozglądał się w poszukiwaniu swoich mieczy.
-To samo pomyślałem skowroneczku. -Norman wpatrywał się w nich dopóki nie zniknęli za drzwiami.
OdpowiedzUsuńRamsay schował za pas miecz i ruszył w stronę klatki w której Norman przetrzymywał psy. Otworzył ją i olbrzymie ogary wyskoczyły na zewnątrz pędząc od razu w stronę lasu. Musiał je wypuścić by krążyły po okolicy i odstraszały ich prześladowców o ile w ogóle ich mieli? Ramsay chciał wierzyć w to, że za Leo nikt nie będzie się mścić.
-Właściwie to chciałem porozmawiać. Chodź. -Kiwnął w stronę puszczy. -Posłuchaj... -Zaczął gdy oddalili się na bezpieczną odległość. -Po pierwsze chcę wiedzieć czy dalej chcesz ze mną podróżować? Bo jeśli tak to... Nie wiele wiem o Aguarach... To znaczy uczyli mnie jak je zabijać, jakie macie zwyczaje i gdzie można was spotkać. Ale nie uczyli o tym jak widzicie świat, jak żyjecie na co dzień i... jak sprawić być mogła panować nad swoją drugą stroną i... jak możesz znów być szczęśliwa. -Zatrzymał się spoglądając na nią.
-To oczywiste, że nie możesz i nawet cię o te rzeczy nie proszę. -Podszedł do niej bliżej. -Ale myślałem, że wiesz cokolwiek na temat powstrzymania swojej bestii... Cóż będziemy musieli się tego nauczyć metodą prób i błędów. Tylko nie nie zjedz. -Zdobył się na żart. -Zacznijmy od tego, że... -Zbliżył się jeszcze bardziej. -Musisz przestać wszystkiego się bać. Rozejrzyj się. -Wskazał dłonią w dal. -Nie ma tu Leo ani żadnych twoich prześladowców. Jesteśmy tylko my, a mnie nie musisz się bać. Wiem, że moim przeznaczaniem jest zabijać takie jak ty, ale... ja już nie jestem wiedźminem. Dawno przestałem. -Spojrzał w jej oczy.
OdpowiedzUsuńW dniu kiedy zabił swojego nauczyciela został automatycznie wygnany i skazany na śmierć. Nie miał już praw nazywać się wiedźminem więc stał się najemnikiem i robił rzeczy, które nawet wiedźmin nie powinien robić.
-Jak każda istota na tym świecie chcę żyć, a jeśli byś się rzuciła na mnie musiałbym z tobą walczyć... No chyba, że powiesz mi jak cię ogłuszyć to obejdzie się bez miecza. -Oparł się o pień drzewa, które rosło za nim i wpatrywał się w księżyc, który był dziś w pełni. -Mówić te wszystkie rzeczy? -Uniósł brew do góry. -A co takiego tamta Delia powie czego ta by nie chciała?
OdpowiedzUsuńA potem spytał zupełnie niespodziewanie:
-Zamierzasz się teraz przemienić?
-Użyję tego tylko i wyłącznie wtedy kiedy stracisz panowanie byś wróciła do ludzkiej postaci. -Skinął głową. Będzie musiał poprosić Normana by zakupił trochę tego wiciokrzewu bo w tych okolicach z tego co było mu wiadome nie rosły w ogóle. Skrzyżował ręce przyglądając się jej uważnie.
OdpowiedzUsuń-Daj spokój myślisz, że widok nagiej kobiety mnie zdziwi? -Uniósł brew do góry. A potem zrobił kilka kroków w jej stronę i pochwycił jedną dłonią pas, który tak zawzięcie trzymała i zaczął go powoli ciągnąć w swoją stronę.
Gdyby zrobiła tak ludzka kobieta pewnie skończyło by to się jednym... Ale Delia nie była zwykła. A poza tym miał jej pomóc, a nie wykorzystywać tę stronę, która chciała się zabawić. Mimo wszystko uśmiechnął się do niej i objął ją w talii.
OdpowiedzUsuń-Widzisz? Teraz twoje zwierze góruje nad twoją ludzką stroną. Bo przecież ta Delia, która stała tu przed chwilą nie odważyłaby się tak zrobić. Spróbuj... nad nią zapanować, ale nie uciekać ode mnie. -Przytrzymał ją nieco mocniej.
Znał kiedyś jednego wilkołaka. Facet był w porządku i nie było w nim nienawiści, ani agresji, ale kiedy przemieniał się w formę wilka... cóż wtedy wychodziła z niego straszna bestia. Po długich i żmudnych ćwiczeniach panowania nad instynktem Will w końcu mógł przybierać postać wilkołaka, a myśleć jak człowiek. Zakładał, że podobnie będzie z Delią.
-Powiedz tak szczerze? -Zmienił nagle temat. -Twoja zwierzęca strona reaguje tak tylko na mnie czy każdego mężczyznę? No wiesz.... gdyby Norman był tu zamiast mnie i zrobił to samo to ty... też byś się tak rzuciła na niego?
Mógł dziękować tylko za wiedźmińskie zdolności bo zaczął już rozróżniać która strona zaczyna przemawiać przez Delią za pomocą zmian w jej ciele. Nie trudno było mu się domyślić, że zwierze miało proste potrzeby i do wszystkiego podchodziło z łatwością. Zwłaszcza do takich zbliżeń. W końcu jakby nie patrzeć to zwierze. Ale on nie uwolnił i nie pomógł temu zwierzęciu lecz ludzkiej stronie, która w tej chwili stała się Delia.
OdpowiedzUsuń-Uspokój się.... słyszysz? Spójrz mi w oczy. No spójrz. -Ścisnął zaledwie minimalnie mocnej swoje dłonie na jej ciele. -Czasem ta zwierzęca strona pragnie tego samego co ty, ale ona postępuje nagle. Nie myśli tylko działa. Ty z kolei masz być jej mózgiem. Rozumiesz? Więc... Jeśli chcesz być tak blisko to bądź, a ona niech pogodzi się z twoją decyzją. -Uniósł lekko kąciki ust.
Może i mało wiedział o Aguarach, ale dziękował teraz za przyjaciela, który był wilkołakiem. To na pewno przyda się w pomaganiu Delii.
-Zatem nic nie robię. -Uniósł ręce do góry uśmiechając się. Cokolwiek nie zrobił przynajmniej na chwile zapomniała o swojej zwierzęcej naturze. -Jeśli chcesz się wyszaleć to przemieniaj się bo potem idziemy na polowanie. My nie twoje zwierzątko.
OdpowiedzUsuńJeśli mieli razem podróżować to Delia będzie musiała kontrolować swoje zwierzęce zapędy i to w najgorszych okolicznościach. Inaczej może wydarzyć się coś bardzo złego, a on nie będzie mógł jej obronić. No bo gdyby nagle przemieniła się w obecności innych wiedźminów? Nie dość, że będą polować na niego za zdradę to jeszcze na nią.
Ramsay obrócił się na jej prośbę, ale ustawił się tak, że kątem oka mógł wszystko zobaczyć choć nie tak wyraźnie jak widziałby stojąc na przeciwko dziewczyny.
OdpowiedzUsuń-Musisz nauczyć się polować jako człowiek. Nie zawsze będziemy sami. Nie zawsze będziemy w miejscu gdzie będziesz mogła się przemienić. Wtedy będziesz musiała mieć silną wolę. Bo... właściwie Delio... -Przez chwilę milczał. -To ty powinnaś władać swoją zwierzęcą stroną. Bo to ty jesteś silniejsza. Nie ona. Wiem to bo mało kto poradziłby sobie z tym co przeżyłaś...