9 stycznia 2018

[KP] Symfonia śmierci

Mówią, że najgorzej kiedy ktoś zapomina o tym kim jest. Kiedy ktoś nie zabija według kodeksu lecz dla własnego zysku. 
Ramsay. Wiedźmin. Na wygnaniu. Szkoła Niedźwiedzia. Najemnik. 

Kiedy ojcu groziło bankructwo, a matka zaszła ponownie w ciążę sprzedali go do wiedźmińskiej szkoły. Miał wtedy sześć lat. Lat spędzonych na szkoleniu wolałby nie pamiętać. Tak samo jak prób wiedźmińskich, które uczyniły go tym kim jest. 
Po tym jak zamordował jednego ze swoich braci został wygnany z Hall Vador. Teraz zarabia na życie nie tylko zabijaniem potworów, ale przyjmuje zlecenia na ludzi. Tych złych jak i dobrych... 

112 komentarzy:

  1. Leo uważał się za pana i władcę na swoich włościach. Nie mógł na nich przebywać nikt, kto miał odmienne zdanie od niego. Chyba, że ten ktoś przyszedł wyzwać go na pojedynek i, oczywiście, w nim zginąć. Wtedy chętnie zajmował się takim wyrostkiem. Kiedyś, gdy był jeszcze młody, ludzie przychodzili tutaj w grupach, by pokazać mu, gdzie jego miejsce. Potem jednak odkryli, że porywają się z motyką na słońce. Przelał wiele ludzkiej i nieludzkiej krwi, by udowodnić swoją wielkość. I właśnie przez to, lubił się cenić. A cenił się jak mało kto, każdy jednak wiedział, że za ceną podąża porządny łowca. Nigdy nie polował na słabe bestie, uważał, że to zadanie było tylko dla głupich wiedźminów. On lubił zdobywać. Nie było niczego ciekawego w wyzwalaniu bagna od utopców, wolał rozbijać grupki bandytów i wypalać gniazda brux, razem z nimi w środku.
    Bonhart rozsiadł się wygodnie przy stole, patrząc jak służka prowadzi do niego jakiegoś kmiota, który śmiał nazywać się wiedźminem. Potarł wierzchem dłoni swoją mordę, ścierając z ust i wąsów resztki jedzenia. Wybierał się tego dnia na polowanie z Puszczykiem, dlatego nie mógł zająć się jakimś gównem, które śmiało przyleźć na jego posiadłość. Poza tym, uważał, że ktoś z jego reputacją, nie powinien brudzić sobie rąk i miecza czymś takim.
    - Więc to ty jesteś tym wiedźminem, który zgodził się podjąć mojego zadania? - Cmoknął cicho, poklepując się po pełnym brzuchu. Przyglądał mu się uważnie. - Oczyść moją posiadłość z ghuli i strzyg, płacę po wykonanej usłudze. - Rzucił krótko. Ponownie zacmokał i rozejrzał się. Zdecydowanie zaschło mu w ustach.
    - Wina! - Ryknął, jednocześnie uderzając pięścią w stół. W oddali rozległ się dźwięk łańcucha, na który Leo uśmiechnął się parszywie. Lubił to zgrzytanie. - A ty, towarzyszu, napijesz się wina? Pewnieś spragniony po podróży.

    [Wybacz, jeśli jest za krótko. :P]

    Delia Crow

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarozumiałość Leo miała swoje dobre strony. Sądził, że tak wiele wie o Aguarach, że nie ma potrzeby się dokształcać. Dzięki temu myślał, że są to istoty podobne do wilkołaków, które tylko się przemieniają. Wiedział też od wiedźminów, że pochodzą od zwierząt i, że srebro je osłabia, zmuszając do pozostania w jednej formie. Dlatego jej obroża była z niego wykonana, a on sam wmuszał w nią opiłki srebra. Nakazał wrzucać służącym do jej jedzenia, a kiedy nie chciała jeść, przyduszał ją, a następnie wpychał do gardła. Brzydził się nią, a zarazem lubił chwalić, że pojmał istotę, której boją się nawet wiedźmini. Dobrze, że nie wiedział, że Aguary nabywały moce z czasem, a ona była całkiem młoda i jedyne, co potrafiła, to zaglądać w słabe umysły i przemieniać się. Nawet nie próbowała swoich możliwości na Leo, jej brak doświadczenia sprawiał, że silna ofiara wyczuwała, że próbuje zajrzeć do jej umysłu. A ten stary zgred był silny. Zatłukłby ją albo próbował czerpać z niej korzyści. Nakazywał zaglądać w umysły wroga i tworzyć w nich iluzje.
    Jedna ze służących dobiegła do niej i szybko wepchnęła drugi kielich do ręki. Była młoda i zawsze panicznie bała się, kiedy Leo wpadał w szał i próbował kogoś z nich zabić. Skinęła jej głową w podzięce, nawet się nie zatrzymując. Stary zgred przyłożyłby jej, gdyby łańcuch się teraz zatrzymał. Zamierzał popisać się przed wiedźminem. Pochwalić się, jakiego to ma zwierzaczka.
    Kiedy weszła do pokoju, stary uśmiechnął się pod nosem. Nieznajomy stał do niej tyłem, więc spokojnie przeszła obok, dzwoniąc łańcuchem o te cholerne, marmurowe podłogi, od których ciągnęło chłodem. Zębami wyciągnęła korek i zaczęła rozlewać wino. Leo nie pozwalał jej wyciągać korka inaczej przy innych. Chciał im pokazać, jakimi zwierzętami bywają Aguary i, że tak samo powinny być traktowane. Wyrwał jej kielich, a potem kopnął skórzanym butem w kostkę. Ból rozszedł się po jej ciele, a skrzywienie mimowolnie pojawiło się na twarzy. Jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku, by nie prowokować tego zgreda.
    - Nie ociągaj się, marnujesz nasz czas. - Warknął Leo, kiedy nalewała wina wiedźminowi. Podała mu kielich, ale nie odważyła się spojrzeć w oczy. Źle znosiła bycie poniżaną przy osobach, które faktycznie zdawały sobie sprawę z tego, jakie moce posiadają Aguary. Zdążyła wcisnąć korek do butelki, kiedy Leo szarpnął jej łańcuchem. Zaskoczona o mało nie upadła, kiedy ten ciągnął ją ku sobie.
    - Nie życzę sobie, żebyś zbliżał się do tej suki, kiedy mnie nie będzie. Nie płacę ci tyle za pogaduszki, a za zabijanie, rozumiesz? - Zakrztusiła się, kiedy obroża docisnęła się do jej gardła, uniemożliwiając oddychanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Delia nienawidziła Leo całą sobą. Życzyła mu śmierci chyba bardziej niż ktokolwiek inny. Pewnie życzyła mu jej tak mocno, jak wszyscy ci wiedźmini, z którymi się przyjaźnił, a których podstępnie wymordował. Teraz chodził dumny, jak paw, że udało mu się zdobyć ich medaliony. Pokazuje je wszystkim, na każdej z imprez, gdzie zostaje zaproszony. Żadnego z nich nie zdobył w czystej walce.
    Szarpnęła się, ale zgred chwycił ją mocniej i poddusił, unosząc nad ziemią na obroży. Zamajtała stopami w powietrzu, krztusząc się. Jej dłonie z trudem zaczęły przemieniać się w łapy przez osłabienie srebrem. Puścił ją, odpychając od siebie z obrzydzeniem. Zatoczyła się i upadła na kolana, uderzając barkiem o nogę stołu.
    - Jeśli chcesz, możesz się z nią zabawić. Ale uważaj, bo może wydrapać ci oczy. - Leo wyprostował się, dumny ze swojej oferty. - Albo odgryźć co nieco. - Zaśmiał się parszywie. Przeszedł ją dreszcz na ten dźwięk, a w odruchu wcisnęła się jeszcze bardziej pod stół. - Jeszcze nikogo nie miała, ale czas najwyższy zacząć na siebie zarabiać. Nie będę trzymał darmozjada w moim domu. Jeśli się pośpieszysz, możesz mieć ją za darmo. Wyglądasz na takiego, co lubi rozrywkowe dziewki. Znaj moją łaskę. - Podszedł do wiedźmina i poklepał go po ramieniu. Ruszył powoli do wyjścia. - Wyjeżdżam, ale to nie znaczy, że nikt nie będzie miał na ciebie oka. I to nie znaczy, że nie zamierzam ci zapłacić.
    Delia skuliła się pod stołem, gotowa zniknąć. Słyszała, że Leo ostatnio przechwalał się swoim kumplom, że zamierza zrobić z niej użytek. Podobno postanowił tak, bo wielu mężczyzn zachwalało jej zwierzęcą urodę i było gotowych za nią płacić. Zwietrzył interes, a teraz nie zamierzał z niego zrezygnować. Nie wiedziała, dlaczego sądziła, że to kłamstwo. Przecież mogła się tego spodziewać. Najgorsze było to, że przed wiedźminem nie miała szans się obronić. Była silniejsza od człowieka, ale nie od kogoś, kto był poddawany ulepszeniom, by wygrywać z potworami. A przecież była potworem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czując na sobie spojrzenie, okręciła się i zawarczała na niego. Z tymi swoimi wyczulonymi zmysłami na pewno słyszał, jak kości jej trzeszczą, gotowe do przemiany i ataku. Jednak przemiana szybko się wycofała, pozostawiając po sobie mrowienie skóry. Przeklęci starzy wiedźmini, którzy zdradzili temu staruchowi swoje sekrety. Przeklęte niech będą ich zwłoki, zakopane pod tym domem. I przeklęty niech będzie Leo, któremu zamierzała wyrwać serce, gdy tylko nadarzy się taka okazja.
    - Myślisz, że nie próbowałem? - Leo zatrzymał się i spojrzał na wiedźmina, trąc swoje wąsy. Prychnął gniewnie, zarzucając na ramiona gruby kożuch. - Raz ją sprzedałem, chłop powiesił się przy niej na klamce. Potem mój stary służący próbował bez mojej wiedzy. Nie dość, że go pogryzła to jeszcze zabił się pod moim lasem, przyciągając to całe gówno na moje tereny. - Przypiął miecz do swojego pasa. - Teraz nikt nie chce mi za nią zapłacić. Chłopi wierzą, że jest przeklęta. Głupia suka. - Spojrzał na niego uważnie, uśmiechając się szkaradnie. - Ale, gdyby tobie się udało, mógłbym powiedzieć, że zdjąłeś z niej klątwę. W końcu jesteś wiedźminem, potrafisz takie rzeczy. Co za różnica czy zdejmiesz klątwę kutasem, czy magicznymi sztuczkami. Niewielu idiotów potrafi rozróżnić dziewicę od kobyły. Mnóstwo mężczyzn będzie ci wdzięcznych! A na pewno ja!
    Zamarła w oczekiwaniu na odpowiedź nieznajomego. W głębi siebie modliła się do wszelakich bóstw o to, żeby wiedźmin nie wyjawił mu kolejnych faktów o Aguarach. Żeby niczego o nich nie wiedział. A najlepiej, żeby już sobie poszedł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bonhart zacmokał, kiedy usłyszał warkot dobiegający spod stołu. Szarpnął łańcuchem, by ją poddusić i tym samym uciszyć. Zamilkła niemalże natychmiast, bo wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, Leo postanowi ją zatłuc. A srebro sprawiało, że gojenie się bolało dwa razy bardziej niż same rany, które zrobiłby jej swoim mieczem czy pięściami.
    - Uświadamiam ludziom, że nie ma potrzeby bać się tych ścierw. Nie różnią się prawie niczym od wilkołaków, gadanie o nich bajek nie ma sensu. Poza tym, na balach płacą mi za pokazywanie tego dziwadła, co prawda nie jest to dużo, jednak zawsze coś. Dzięki tobie płaciliby więcej. - Zebrał swoje skórzane rękawice z kominka. Podszedł bliżej wiedźmina, przyglądając mu się. - Zarabiam na życie w podobny sposób. Gdybym odjął ci coś za zabawę z nią, próbowałbyś mnie zatłuc. Przynajmniej ja tego próbowałbym na twoim miejscu. Przyjechałeś tutaj wybić trupojady, a nie walczyć ze mną. Gdybym tego właśnie chciał, któryś z nas już dawno leżałby i gryzł piach. - Wcisnął rękawice na swoje grube, wielkie paluchy. - Nie mam teraz czasu na pierdoły. Wchodzisz w to czy nie? Im szybciej pozbędziesz się problemów, tym więcej zapłacę. - Wyciągnął do niego rękę, drugą układając na rękojeści swojego miecza. Był zarozumialcem i psycholem, ale zawsze był czujny. Gdyby wiedźmin postanowił szaleć, cały czas był gotowy odeprzeć jego atak. - Najpierw wykonaj zadanie, potem możesz sobie ulżyć. Wtedy zapłacę całą sumę. Zgoda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Widząc, że Leo zmierza już do drzwi frontowych, wymknęła się spod stołu i szybkim krokiem zaczęła podążać w stronę pomieszczenia dla służby. Obserwowała go uważnie, warcząc nawet na mrugnięcie powiekami. Niestety musiała przejść obok, a im bliżej była, tym szybszy krok miała. O mało nie zabiła się o swój łańcuch, bo nie spuszczała z niego wzroku. Nie chciała zostawać z nim sam na sam. Nie po tym, co słyszała. Nie potrafiła określić, jakim spojrzeniem ją uraczył wtedy, ale nie zamierzała ryzykować. Wiedziała natomiast, co tacy jak on, robią z takimi jak ona. Na pewno nie zawierali przyjaźni.
    Przebiegając, widziała, jak Leo ładuje swój tyłek na swojego konia. Widziała ten brzydki uśmiech, jakim ją uraczył. Pewny siebie, władczy. Widać było, że był przekonany, że wiedźmin zrobi porządek z potworami i z nią. Ona też miała takie zdanie. Był tutaj po to, by zabić stwory, które tu sprowadziła za sprawą zboczonego sługusa Bonharta.
    Nie mogła pozwolić sobie na pozostanie w tym wielkim salonie. Cokolwiek zostałoby tu zniszczone, Leo zrobiłby jej z życia jeszcze większe piekło. Zawsze przechwalał się, że nawet noga od stołu jest warta więcej niż jej życie. Jeśli już miałoby dojść do szarpaniny z nieznajomym, wolałaby, by doszło do niej w pomieszczeniu służby. Nie było tam nic wartościowego, a sam stary zgred nigdy tam nie zaglądał, duma mu nie pozwalała. Jeszcze zaraziłby się od nich wszystkim biedą.
    - Udanych łowów! - Krzyknął Leo, poganiając konia do drogi. Drzwi od domu zatrzasnęły się od przeciągu, który zerwał się nagle. Modliła się, żeby to był przeciąg, a nie jakieś wiedźmińskie sztuczki. Trochę spanikowała przez huk, więc zamiast z resztką gracji przejść pozostałą przestrzeń salonu na korytarz, postanowiła pokonać ją w susach. Szybko okręciła się twarzą do przybysza, chwytając swój łańcuch i przyciągając go do siebie, by nie miał ją za co złapać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszała, jak służki zachwycają się nim, przepychając się jedna przez drugą, by móc mu się przyglądać podczas pracy. Świergotały radośnie, za każdym razem, kiedy patrzył w kierunku domu, zakładając się, że akurat patrzył na którąś z nich. Liczyły, że po powrocie z walki wyrazi chęć poznania bliżej wybranej. Przewracała oczami na te „ochy” i „achy”. Nie mogła mieć do nich pretensji, seks z wiedźminem mógł być dla nich najbardziej szaloną rzeczą, którą zrobiłyby w życiu. Potem opowiadałyby o tym, jak udało im się zaciągnąć do łoża dzikiego łowcę potworów, swoim córkom, a nawet wnuczkom. Pewnie naiwnie liczyły, że nieznajomy zadurzy się w którejś, a potem porwie ją ze sobą. Oh, naiwne.
    Cały czas czuwała. Słyszała, jak potwory wyją z bólu w chwilach śmierci, a inne z rykiem przystępowały do ataku. Leo pochował na tym terenie tyle ciał, że po tych, przyjdą następne. To tylko kwestia czasu. W ciągu kilku tygodni, ghule wykopały tyle ciał, że ich zapach na pewno kogoś lub coś tutaj przywlecze. Liczyła, że to będzie coś potężnego, coś, co zmiecie Bonharta z tego świata.
    Majordom zabronił służkom zbliżać się do wiedźmina. Wiedział, co siedzi w ich głowach. Dostał też zadanie od Leo, więc po wpakowaniu w nią srebra, nakazał jej zanieść mu jedzenie i picie. Miała za nim łazić, nawet jeśli nie chciała. A kiedy wiedźminowi zechce się amorów, ma poderwać spódnicę i wyć z zachwytu. Niedoczekanie.
    A mimo to stała tuż obok niego, trzymając tacę z jedzeniem i piciem. Przesunęła stopą swój łańcuch po posadzce, by zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedy ich oczy się spotkały, obróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem do pokoju, który służba przygotowała dla niego. Dziewczyny pościeliły mu łóżko oraz przygotowały ciepłą kąpiel.
    - Tędy. - Rzuciła i wzdrygnęła się na dźwięk własnego głosu. Nie słyszała go tak dawno, że aż przestała go poznawać. Wolną ręką uchyliła drzwi do pomieszczenia, które miał zajmować i poczekała aż wejdzie pierwszy. Nie było mowy, że to ona będzie stać dalej od drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wbiła wzrok w stolik, który znajdował się po drugiej stronie pokoju. Daleko od drzwi, tuż obok niego. Nastroszyła się, ściskając mocniej tacę. Wzięła głęboki oddech, ruszając we wskazanym kierunku. Ominęła łukiem drewnianą balię, w której wesoło kołysała się woda. Ten widok przypomniał jej, jak Leo podtapiał ją, kiedy próbowała mu pierwszy raz uciec. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. To wydarzenie zabiło jej całą dziecięcą fascynację światem. Kiedyś lubiła bawić się w jeziorach z Matką. Teraz nawet nie zbliżałaby się do nich, unikała jak ognia.
    Postawiła tacę na wskazanym miejscu, starając się niczego nie rozwalić. Nie była szkolona na służkę. Nigdy nie miała w ręku tacy. Ręka jej zdrętwiała od trzymania jej w sposób, w jaki uczyły ją służki. Szczerze nienawidziła tego, co musiała tutaj robić. Nienawidziła bycia uległą. Lisy nigdy nie są uległe.
    - Gdybyś czegoś potrzebował, będę za drzwiami. - Podniosła łańcuch, by się o niego nie przewrócić i szybko ruszyła w kierunku wyjścia. Dziewki miały pilnować, by nie ruszyła się spod drzwi. Miała łazić za wiedźminem, kiedy jest w domu. Poniekąd pilnować, żeby niczego nie ukradł, ale też zachęcać go do siebie. Leo obiecał, że jeśli zrobi coś wbrew jego woli, wychłosta ją i przywiąże do pnia na kilka dni. Zero jedzenia, zero ruchu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podskoczyła, a lisie kły wyskoczyły same, przyprawiając ją o ogromny ból głowy. Na sekundę przytrzymała się futryny drzwi, by nie upaść. Czuła, jak srebro rozsadza jej żyły, więc szybko zaczęła cofać przemianę. Wzięła głęboki oddech, przywracając swoje ciało do porządku. Czekała tylko na moment aż będzie mieć w organizmie tyle srebra, że jej serce się zatrzyma. Kiedy przemiana próbowała dojść do skutku, czasami miała wrażenie, że bierze swój ostatni oddech.
    Szybko odepchnęła się od drzwi, mając nadzieję, że jej zatrzymanie wziął za nasłuchiwanie. Zresztą, co go to obchodziło, co się z nią działo? Nie miał na nią zlecenia, więc wszystko, co się działo w domu, powinien mieć gdzieś.
    - Już ktoś się zajął twoimi ubraniami. - Wychyliła głowę na korytarz, nasłuchując, co się dzieje w domostwie. Słyszała, jak dziewki chichoczą podczas prania jego rzeczy. Zapewne z chęcią poskakałyby tutaj dookoła niego. - Przyniosę, gdy będzie gotowe. - Obróciła się w jego stronę, dygając, jak inne służące. Podpatrzyła to u nich, kiedy kłaniały się przed Leo, który sądził, że jest dla nich wszystkich panem.
    - Jedna czy dwie butelki? - Starała się nie zwracać bezpośrednio do niego, patrzeć gdzieś w podłogę koło jego butów, ewentualnie na ścianę obok. Potem przypomniała sobie, że ten stary zgred liczył każdą butelkę tego trunku. Jedną chętnie się dzielił, resztą niekoniecznie. Jeśli zorientowałby się, że wiedźmin wypił więcej, próbowałby go zabić. - Odradzam wino. Przyniosę piwa, jest lepsze. - Leo w piwniczce trzymał całkiem sporą kolekcję bardzo dobrego piwa, które dostawał od jakichś bandziorów, by w zamian na nich nie polował. Potem zamierzał sprzedać to komuś po większej cenie, a tamtych wybić za lepiej opłacalne zlecenie. I kto tu był potworem?

    OdpowiedzUsuń
  10. Zakołysała się na piętach, patrząc na niego czujnie. Na jego twarz i na jego rękę. Majordom nie mógł opuścić rezydencji, a ona nie mogła dotykać pieniędzy. Może nie tyle, co nie mogła, a bała się, że potem zostanie pociągnięta do jakichś konsekwencji. Zacisnęła mocno ręce w pięści, cofając się od niego odrobinę.
    - To piwo warzone jest na innym alkoholu, nie pamiętam na jakim. Majordom mówił, że jest bardzo dobre i ma ciekawy smak. - Znowu się cofnęła, ściszając głos, bo ktoś przechodził w pobliżu. - Przyniosę je, a jeśli nie będzie ci odpowiadać, przyniosę wino. - Znowu wbiła wzrok w podłogę, łapiąc za łańcuch. Leo i tak znajdzie powód, by jej wlać. Co za różnica czy za wino dane wiedźminowi, czy za głośne oddychanie. Lepiej za coś niż za nic.
    Złapała za klamkę w drzwiach i, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zatrzasnęła drzwi. Zaskoczona tym, co zrobiła, stała jeszcze chwilę, zanim rzuciła się biegiem do piwniczki. Całe szczęście, że ten durny łańcuch starczał na takie wyprawy. Inaczej musiałaby poprosić kogoś o pomoc, a to oznaczałoby, że ktoś inny niż wiedźmin, doniósłby na nią. Żadna nowość w tym domu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powrót z piwniczki zajął jej chwilę. Głównie dlatego, że musiała zwinąć z kuchni dzbanek i kielich tak, żeby nikt jej tam nie zobaczył. Wtedy ktoś ze służby mógłby się zorientować, że nie tylko majordomus sobie podpijał piwo w tajemnicy przed Leo. Na szczęście udało jej się, w pomieszczeniu nikogo nie było. Wszyscy służący tak bardzo przyzwyczaili się, że jej łańcuch prawie cały czas dzwoni, że w końcu przestali sprawdzać, gdzie dokładnie. Mieli to gdzieś, chyba, że stary zgred kazał im pilnować. Na szczęście od ostatniej ucieczki minęło kilka lat, a każdy dał sobie spokój z łażeniem za nią.
    Weszła do pokoju wiedźmina i zamarła. Zgubiła go. Zgubiła wielkiego chłopa w równie wielkiej posiadłości. To chyba jakiś żart! Już miała zacząć panikować, ale wtedy usłyszała plusk i omal nie zemdlała z ulgi. Podeszła do łazienki, przeklinając fakt, że mężczyźni nigdy nie zamykają drzwi. Nalała piwa do kielicha, a dzban odstawiła gdzieś na komodę obok. Wbiła wzrok w sufit i zrobiła kilka kroków z wyciągniętą ręką.
    - Proszę. - Powiedziała, uparcie gapiąc się w górę. Chociaż, co jakiś czas zdarzało jej się zezować w jego kierunku. Nigdy dotąd nie widziała nagiego mężczyzny. A raczej nagiego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Jej dziewczęca ciekawość była silniejsza niż perspektywa wstydu bycia przyłapaną na gorącym uczynku. Teraz już rozumiała, do czego wzdychały te głupie służki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Udawała, że na suficie jest więcej interesujących rzeczy niż w całym tym pomieszczeniu. Gdyby jej wzrok mógł przenikać obiekty, już dawno patrzyłaby w niebo i podziwiała chmury. Nigdy dotąd nie znalazła się w takiej sytuacji. Chyba nawet mogłaby nazwać ją intymną, ale zdecydowanie wolała unikać tego słowa. Na pewno nie chciała być w takiej sytuacji przed łowcą potworów. Według nich nie różniła się niczym od zwierzęcia. Natomiast zwykli ludzie widzieli ją raczej jako uroczą elfkę z magicznymi zdolnościami. W świecie elfów była tym samym, co wiedźmini dla ludzi. Mutantem. Od nich wszystkich powinna trzymać się z daleka.
    Na pewno mogłaby nazwać go bezwstydnym. Chyba miał też w sobie coś z sadysty, bo zdecydowanie lubił patrzeć na kogoś postawionego w niekomfortowej sytuacji. Pewnie te dwie cechy czyniły go dobrym wiedźminem. Może powinna brać z niego przykład? Kto ośmieliłby się podnieść rękę na okrutną Aguarę? Może dzięki temu zdołałaby obronić Matkę przed tym starym zgredem?
    - Nie. - Pokiwała przecząco głową i cofnęła się. Nie lubiła, gdy jej rozkazywano. Leo zawsze wymuszał coś na niej siłą, ale gdyby była silniejsza, nie mógłby jej nic zrobić. Wiedźmina nie musiała słuchać. To nie on ją skuł i lał do nieprzytomności. I nagle ją olśniło. Może powinna go znieważyć? Może powinna wylać na niego to piwo? Wiedźmin nie musiał utrzymywać jej przy życiu, mógłby przebić ją jednym ze swoich mieczy i uwolnić od cierpienia, jakie fundował jej Leo.
    - Będę korzystać do woli, kiedy nie będę mieć pana. - Warknęła, mimowolnie wsuwając się w głąb łazienki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mimo, że go obserwowała, jakimś cudem umknęło jej, że złapał za łańcuch. Może dlatego, że jej mózg był akurat zbyt zajęty analizowaniem jego ciała zamiast skupić się na ważniejszych rzeczach? Miała ochotę przyłożyć sobie w twarz za to, że postanowiła się ślinić jak suka w rui, zapominając o jego morderczych zapędach. Zaparła się stopami, próbując wyrwać łańcuch z jego dłoni. Wiedziała, że to na nic, bo ona wkładała w to całą siebie, a on tylko odrobinę swojej siły.
    - Nie, wiesz, normalnie łażę za nim z łyżką i próbuję nią zamordować. - Syknęła przez zaciśnięte zęby. Srebro na obroży zaczęło parzyć, a ona starała się utrzymać je z dala od swojej szyi. - Ciężko zamordować kogoś, kto czuwa nawet podczas snu. - Znowu się szarpnęła, a łańcuch nawet nie drgnął. Głupi, silny wiedźmin. Mogłaby mu teraz ściągnąć ręcznik, ale bardziej tym zawstydzi siebie niż jego. Oh, głupi, bezwstydni wiedźmini!
    - Próbowałam. - Warknęła. - Trudno się skradać, kiedy ten przeklęty łańcuch cały czas dzwoni. - Obserwowała go czujnie, kiedy unosił kielich do ust. - Po wszystkim przeniósł swoją sypialnię gdzie indziej, gdzieś, gdzie mój łańcuch nie sięga.
    Patrzyła, jak bierze kilka łyków piwa. I wtedy rzuciła się na niego z impetem. Najwidoczniej się tego nie spodziewał, bo nie zdążył zaprzeć się o cokolwiek. Albo nie zamierzał się bronić. Nie miała pojęcia. Uderzyła swoim bokiem w jego tors i pchnęła go do pokoju. Zatoczył się i upadł, a ona runęła zaraz za nim. Jej twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko jego ręcznika, więc szybko poderwała się do góry. Bolał ją bark, a ona czerwieniła się ze złości i ze wstydu.
    - Myślisz, że to przyjemne?! - Warknęła, wyciągając spod niego łańcuch. - Czy ja trzymam twoje jaja i za nie ciągnę, kiedy rozmawiamy?!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wycofała się szybko pod szafkę i łypała na niego ze swojego kąta. Może i nie miał złych zamiarów, ale nie zamierzała mu ufać. Nie miała do tego podstaw. Miał rację z tym, że jest pierwszą osobą, która z nią rozmawia. Bo to prawda, nikt nigdy nie chciał z nią rozmawiać. A jeśli próbował, Leo pokazywał mu, że nie powinien. Służba omijała ją szerokim łukiem, jeśli nie musiała jej pilnować.
    Przyglądała mu się ze zmarszczonym nosem. Nie rozumiała, dlaczego się śmiał. Czy trzymanie kogoś za jaja nie bolało? Bonhart mówił, że boli. Kłamał?
    - Gdyby ktoś mi płacił za każdym razem, kiedy ktoś mówi, że mnie nie skrzywdzi, a potem to robi, to nie Leo byłby tutaj panem. - Oparła się plecami o szafkę. Obserwowała go uważnie, w każdej chwili gotowa była do ucieczki. Srebro osłabiało ją coraz bardziej. Kiedyś była w stanie przerzucić tego starego zgreda przez salon. Wiedziała, że niedługo przestanie mieć siłę na przemieszczenie się. Leo zwiększył dawkę, by przykuć ją do łóżka i zrobić z niej dziwkę. Pokazywanie jej na balach przestało mu wystarczać.
    - Najwidoczniej nie widziałeś nigdy, jak lisica broni młode. - Jej matka prawie rozorała Leo na pół. Szkoda tylko, że ten stary gnój nie gra uczciwie. Nigdy. - Leo zawsze ma przy sobie dwie bronie. Jeden z mieczy pokryty jest jadem paraliżującym i wywołującym halucynacje, wystarczy niewielka rana, by kogoś powalić. Dlatego zawsze wygrywa. Trudno się bronić, kiedy twoje ciało zamienia się w więzienie, a umysł zasnuty jest omamami. Twoi poprzednicy tego nie wiedzieli. Lepiej wykorzystaj to mądrze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ukryła twarz w dłoniach. Mógł uprzedzić. Naprawdę. Nie wszyscy chcą tu podziwiać wiedźmińskie uroki. Potarła oczy, próbując zapomnieć, czego właśnie doświadczyły. Jego nagi, blady tyłek chyba będzie śnił się jej po nocach. Głupi, bezwstydni wiedźmini. Powinno się im zakładać pas cnoty.
    - Nie mnie to oceniać. - Wzruszyła ramionami, odkrywając oczy. - Jeśli Leo już coś się nie spodobało w tobie, nie da tego po sobie poznać. To ty masz być ofiarą, nie on. Wiesz, krowie mięso smakuje lepiej, kiedy krowa nie wie, że zostanie zabita. - Uśmiechnęła się do niego wrednie. Dobrze wiedziała, że staremu nie spodobał się wiedźmin. Jeszcze się taki nie urodził, który spodobałby się temu cepowi. Będzie szukał jego słabych punktów, a kiedy je znajdzie, ruszy na niego z kopyta. Może mu zapłaci i pozwoli odjechać, a potem napadnie na niego w jakimś burdelu. Albo zabije go tutaj i pochowa jego ciało z resztą. Nie życzyła nikomu źle, ale Bonhart miał zbyt duże doświadczenie w oszukiwaniu. Wiedział, jak grać, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
    - Więc, jak cię zwą, kamieniu? - Spojrzała mu w oczy. To był chyba jedyny raz, kiedy to zrobiła sama z siebie. Ale szybko wbiła wzrok w jakiś inny punkt.
    - Nie jest głupi, nosi odtrutkę. Pewnie zaciął się tym mieczem kilka razy. Nie wiem, gdzie ją ma. Jeśli wlewa ją sobie codziennie do wina to raczej masz małe szanse do zabicia go jego własną bronią.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Nie byłoby cię tutaj, gdyby jeden z wiedźminów przed śmiercią nie wspomniał o tobie. - Wyrzuciła z siebie natychmiast po tym, jak usłyszała jego imię. Wiedziała, co to dla niego znaczy. Leo nie słyszał o nim niczego dobrego. Był go ciekaw. Ale nie na tyle, by się z nim przyjaźnić. Nie, on nie przyjaźnił się z kimś, kto był równie niebezpieczny jak on. Lubił otaczać się słabszymi, którzy mu nie zagrażali. A wielu słabszych chciało pozbyć się wiedźmina, który poluje na ludzi.
    - Delia. - Podwinęła nogi, gdy się do niej zbliżył. Chciała nawet groźnie zasyczeć, ale odpuściła sobie przedstawienie.
    - Żaden z was tak naprawdę nie zna żadnej Aguary. Myślicie, że jesteśmy podstępne, bo tego właśnie chcemy. Żeby wszyscy się nas bali. Wtedy nikt nie porywa naszych młodych. I nie zbliża się do nas, gdy jesteśmy dorosłe. - Wzruszyła ramionami. Jeszcze kilka lat temu jego słowa wzburzyłyby ją i kazały się bronić. Ale to było kilka chłost i podtopień temu. Była już zmęczona całym tym cyrkiem, jakim było jej życie.
    - Jest różnica między adoratorem, a facetem, który chce cię zerżnąć. Pewnie tego nie wiesz, nie dziwi mnie to. Żaden z nich nie zasługiwał na życie. Myślisz, że wejście do ich umysłów pozwoliłoby mi zdobyć klucz do mojej obroży? Żaden z nich nie umiał walczyć, Leo zmiótłby ich z tego świata, a potem dowiedział się, że Aguary nie tylko się przemieniają, ale też wywołują iluzję. Wtedy musiałabym za nim wszędzie łazić i wchodzić w umysły ludzi, których on chce zabić. W końcu ludzie chcieliby się pozbyć mnie, a nie jego, bo to dzięki mnie byłby w ich oczach niezwyciężony.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Leo nie wierzy w nic, tylko w pieniądze. I ich władze nad człowiekiem. - Skrzyżowała ramiona, przyciskając się bliżej ściany. Przyglądała mu się uważnie. - Nikt tutaj nie przyjdzie. Majordom jest pijany podczas nieobecności Bonharta, a służki chowają się przed nim po kątach, bo dobiera się do nich, kiedy tylko je widzi. - Poprawiła się w swoim kącie. Plecy bolały ją już od spania na podłodze. Tęskniła za łóżkami i ciepłym jedzeniem. Za codziennymi kąpielami i noszeniem tego, co jej się podoba.
    - Sprowadza tutaj znachora, który sprawdza czy z kimś spałam. - Skrzywiła się na samo wspomnienie. Przycisnęła do siebie nogi, obejmując je ciasno rękoma. - Ludzie gadają. Jeśli powie im, że zabawiał się ze mną wiedźmin, mogą uznać, że odwróciłeś klątwę. Pierwszy raz słyszę ten pomysł, więc nie wiem, co za nim stoi. Może faktycznie tak myśli? A może chce cię oskarżyć o gwałt na jego kundlu i potem za to ścigać? - Wzruszyła ramionami. - Nie powinieneś był tutaj przyjeżdżać, ta posiadłość to tylko problemy. Więcej tu trupów niż ludzi. Nie musiałam tutaj ściągać ghuli, szybko wyłapały zapach zgnilizny, który krąży po tych ziemiach.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Wiesz, trudno wmówić coś komuś, kiedy on sprawdza to na własne oczy. Panowanie nad umysłami przychodzi z czasem, nie umie się tego od tak. Myślisz, że dlaczego jeszcze nie siedzę w głowie Leo? Jego umysł jest na równi z twoim. Wyczułby mnie przy próbie zajrzenia tam. Srebro nie ułatwia mi zdobywania umiejętności. Jednego dnia robię krok do przodu, a potem nowa dostawa srebra cofa mnie o dwa kroki. - Nie wiedziała, co zrobić z rękoma, więc zaczęła nerwowo poprawiać swoją brudną spódnice. Miała ochotę płakać. Kiedy mówiła o tym wszystkim, uświadamiała sobie, w jakiej dupie jest. I jak bardzo nie chciała w niej być. Obliczyła już nawet, za którym z okien kończy się jej łańcuch. Wystarczyłoby tylko przez nie wyskoczyć, by powiesić się na nim, jak na sznurze. Zamierzała to zrobić, jeśli Leo zacznie wcielać w życie swój plan sprzedawania jej.
    - Co z tego, że nie pilnuje? Sama sobie nie zdejmę tego cholernego łańcucha. - Poderwała na niego wzrok. Nawet przez myśl jej nie przechodziło, że on miałby jej pomóc. Nie miała pieniędzy, by mu zapłacić za uwolnienie. Nie mogła mu nic zaoferować. A Leo ścigałby ich do końca swojego życia, bo nie zniósłby upokorzenia, jakie na niego przez nich spadło.
    - Założę się, że na długich polowaniach jesz lepiej i kąpiesz się częściej niż ja. - Wzdrygnęła się z obrzydzenia do siebie. Dawno nie patrzyła w lustro. Od kilku lat unikała ich w całym domu. - Nie mogę sobie pozwalać. Wiesz, jak ciężko potem wrócić do tej niewygody? Piłabym codziennie, ale po jego powrotach gorzej znosiłabym rzeczywistość. Mogłabym spać w łóżku, ale potem byłoby mi bez niego jeszcze gorzej. Od lat nie było mi ciepło, już nawet nie wiem, jak to jest. - Spojrzała na niego. - Lepiej stąd wyjedź, ta posiadłość to przekleństwo. Leo na pewno będzie chciał cię zabić. Może teraz, może za rok lub więcej. Ale będzie chciał. Powiem mu, że zabiły cię strzygi, a ghule rozszarpały na strzępy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Spojrzała na niego, przechylając głowę na bok. Słuchała go uważnie, wiercąc się na swoim miejscu. Skóra ją swędziała. Czuła, jak srebro pod nią płynie, drażniąc zwierzęcą stronę. Ostatnio, kiedy się przemieniła całkowicie, była jeszcze dzieckiem. W dniu śmierci Matki. Potem srebro jej na to nie pozwalało. Tęskniła za bieganiem w tej formie. Za polowaniami, za zapachem trawy o poranku. Za tymi wszystkimi magicznymi miejscami, które pokazywała jej Matka.
    - Wiem, z którego okna skoczyć, żeby się zabić. - Powiedziała beznamiętnie. Nie czuła się z tą myślą nieswojo. Śmierć była dla niej tylko kwestią czasu. Stała cały czas za jej plecami, kiedy Leo ją tłukł i podtapiał. Za każdym razem miała wrażenie, że to ostatni raz, kiedy widzi świat. - Przynajmniej zadecyduje o swojej śmierci.
    Spojrzała na swój łańcuch, wzdychając ciężko. Tak, on był odporniejszy. Dzięki mutacjom. Czasami żałowała, że nie jest wiedźminem. Oni byli potężni i odporni na dużo rzeczy. Nie byli nieśmiertelni, ale żadnego z nich Leo nie zakuł w kajdany.
    - Leo ma wrażliwe lewe kolano. Bardzo wrażliwe. Najpierw roztrzaskała mu je moja Matka, potem ja. Jeśli porządnie w nie uderzysz, nie wstanie. To nieczyste zagranie, ale on też nie będzie walczył sprawiedliwe. Zawsze je osłania przed walką. Zakłada jakieś usztywnienie. Ale na pewno ci się uda z twoją siłą. - Uśmiechnęła się do niego słabo. Nawet, jeśli wiedźmin powie Leo, że to ona wymieniła jego słabostki, miała to gdzieś. I tak jej żywot dobiegał końca. To tylko kwestia dni. Więc było jej bez różnicy czy przyśpieszy cały ten proces.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zmarszczyła brwi w wyrazie zdziwienia. Nie rozumiała jego toku myślenia. Tamci wiedźmini tak nie robili. Liczyły się dla nich pieniądze i one też sprowadziły na nich klęskę.
    - Dlaczego miałbyś mnie uwolnić? Nic z tego nie będziesz miał. - Wskazała na siebie. Na swoje brudne, podarte ubranie. I tak samo wyglądające ciało. - Nie mogę ci niczego zaoferować. Nie mam pieniędzy, wyglądam gorzej niż bezdomny pies. Na pewno się z tobą za to nie prześpię. I nie mówię, że na tym ci zależy. Nie siedzę w twojej głowie, nie wiem, na czym ci zależy. - Westchnęła ciężko, popychając stopą krzesło. - Jeśli mnie uwolnisz, zrzucisz na siebie gniew Leo. Mogę przesadzać, może ten staruch wcale nie chce cię zabić. Wtedy zrobisz sobie tylko niepotrzebny problem. - Kiedyś prosiłaby go o uwolnienie, jak zrobiła z pierwszym z wiedźminów. Ten tylko ją wyśmiał, kopnął, a potem powiedział Leo, o co go prosiła. Żałowała tego przez dwa lata.
    - Nie martw się, nie będę zła, jeśli mnie zignorujesz. Rozumiem to całkowicie. - Machnęła ręką, jakby odganiała natrętną muchę. A raczej natrętną propozycję wiedźmina. Nie chciała o tym myśleć. Musiała szybko wyrzucić to z pamięci. Jej życie było piekłem, do którego przywykła, nie zamierzała ryzykować czyjegoś w zamian. Może i był wiedźminem i swoje przeszedł, ale nie musiał przechodzić więcej przez jakieś jej widzimisię.
    - Poza tym, co miałabym tam robić? Biegać za ludźmi i na nich szczekać? - Parsknęła śmiechem, by zmienić temat.

    OdpowiedzUsuń
  21. Może i to była wspaniała szansa na ucieczkę, ale jak ktoś, kto prawie całe swoje życie spędził w niewoli, miał umieć funkcjonować poza nią? Już dawno zapomniała, jak polować, jak wskrzesić ogień i jak rozpoznawać zagrożenie. Po wyjściu zginie równie szybko, co tutaj. Z tą różnicą, że tutaj będzie mogła wybrać rodzaj śmierci. Nie bała się Leo, bała się, że sobie nie poradzi. Może i miała po swojej stronie magiczne sztuczki, ale na co jej one, skoro nie bardzo umiała z nich korzystać? Miałaby żyć w stadzie ghuli i żreć z nimi padlinę? Albo zostać żoną jakiegoś chłopa i uprawiać z nim pole oraz bydło? Nie umiała sobie wyobrazić, co miała tam robić.
    - Leo wraca jutro wieczorem. - Gapiła się na swoje palce u stóp, wzdrygając się na zimno, które wiało od okna. Potarła swoje ramiona i szybko zwinęła się w kłębek. - Nawet, jeśli zostaniesz dłużej, nie będę mogła już z tobą rozmawiać.
    Chciała zabić Leo. Od zawsze o tym marzyła. Ale co będzie potem? Dokąd miała pójść? Ta niewiedza ją przytłaczała. Wiedźmin był panem swojego losu. To on decydował, kiedy i gdzie zamierza być. Nigdy na nikim nie polegał, tylko na sobie.
    - Nie jesteś samotny? - Podniosła na niego głowę. - Wiesz, jedynie koń towarzyszy ci w twoich podróżach. Nie jest ci z tym źle? Nie brakuje ci przyjaciół? - Może nie powinna była pytać. W zasadzie to nie był jej interes. - Przepraszam, nie chciałam być wścibska. - Gdyby mogła, właśnie podkuliłaby uszy i ogon.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaczęła się powoli podnosić, zastałe kości strzelały w proteście. Zdecydowanie nie podobało jej się to. Srebro wyrządzało duże szkody w jej organizmie. Pewnie nieodwracalne. Jak miałaby potem wrócić na wolność i skradać się w krzakach, kiedy jej ciało informowałoby wszystkich o jej zamiarach?
    - Zawołaj mnie, kiedy już go powalisz. - Spojrzała na niego, wstając z kucek. - Chcę mu wyrwać serce. Może być nawet głowa. Cokolwiek, byle cierpiał. - Zarzuciła pasmo zmatowiałych włosów do tyłu. - Ale nie chcę, żeby ktoś oprócz nas wiedział, że miałam w tym udział. Może i Leo ma wrogów, ale ma też sprzymierzeńców. Nie chcę mieć ich na głowie.
    Przystanęła, nasłuchując. Gdzieś w pobliżu zaczęły kręcić się służki. To znaczyło, że majordom zasnął i mogą sobie pozwolić na szaleństwo. Czy też spokój.
    - Jeśli nie będziesz mnie wiązał i ganiał za mną z mieczem, mogę być twoim zwierzątkiem. - Parsknęła na samą myśl o tym. Już widziała, jak wiedźmin rzuca jej patyk, by za nim biegała. Albo jak przynosi mu upolowanego ghula. Albo tylko jego łapę, a on w nagrodę klepie ją po głowie, jak przystało na dobrego psa.
    - Więc mówisz, że gadasz do swojego konia? - Ściszyła głos, by dać mu znać, że ktoś kręci się w pobliżu. Ale on na pewno to wiedział. - Skoro nie jesteś w pełni wiedźminem, to kim? Niech zgadnę. Jesteś w połowie wróżkiem? Do tych włosów brakuje ci tylko słodkiej kiecki i skrzydełek.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przyglądała mu się uważnie. I poniekąd czujnie. Aguary miały w zwyczaju być podejrzliwe odnośnie wszystkiego. Tylko dlatego, że same zawsze obracały umowę na swoją korzyść. Im silniejsze, tym bardziej bezwzględne się stawały. Niewiele było istot, które mogłyby im zagrozić, dlatego się nie bały, że zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Z Delią było inaczej. Była słaba i musiała uważać, komu ufa, bo nawet ktoś taki, jak Leo, mógł ją z łatwością zabić. A co dopiero wiedźmin.
    - To okaże się jutro. Na pewno na jego włościach jesteś w niebezpieczeństwie. - Powiedziała to, co było oczywiste. - Głupi nie jest, nie będzie za tobą jawnie ganiał. Leo ma lekkie problemy przy walkach z wiedźminami, nawet osłabieni potrafią być silniejsi. A to szansa dla wrogów, by go zaatakować. - Poczuła się odrobinę urażona jego stwierdzeniem. Zwierzęca połowa zjeżyła się na tę obrazę. - Na początku pewnie nie nadążałabym, zgadzam się. Aguary słyną z tego, że są szybkie i wytrzymałe w zwierzęcej formie. Kto wie, może i mnie udałoby się swobodnie przebiec kilka kilometrów.
    Uniosła brew na jego wyznanie. Niewiele wiedziała o świecie, w jakim przyszło mu żyć. Nigdy nie miała okazji rozmawiać z kimś takim. Słyszała jedynie plotki.
    - Nie wiem, jak to jest między wami, wiedźminami. Tylko wy wiecie, jak to jest. Normalni ludzie słyszą tylko to, co chcecie, żeby słyszeli. Nie boisz się zatem, że Leo sprowadzi na ciebie innych wiedźminów? Jest do tego zdolny. Powiedziałabym nawet, że to całkowicie w jego stylu. Może teraz nie jest na polowaniu, a zbija grupę przeciw tobie? Masz w sobie więcej wigoru i sprytu niż tamci, których zabił. - Zamarła na chwilę, analizując sytuację. - Powinieneś stąd uciekać, mam przeczucie, że to właśnie robi ten staruch. Będzie polował, ale na ciebie. Na własnym terenie. A ty wcześniej wybijesz potwory, które mogłyby mu przeszkodzić.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Właśnie teraz, dzięki Tobie, doszłam do wniosku, że zabijanie Leo będzie trochę bezsensowne, bo zabije nam to jakoś akcję, znaczy głównego złego bohatera. Leo może ich ścigać czy coś. Wiedźmin może ją zabrać, by zrobić na złość Bonhartowi i wyciągnąć go z jamy. Lub możemy zrobić tak, że ktoś włamie się na posiadłość Leo, kiedy Ramsay już odjedzie, wypuści ją i spotkają się gdzieś po drodze. :P
    Co o tym sądzisz?]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Jestem za. Wybacz, że Cię nie uprzedziłam o moim pomyśle, czasami logiczne myślenie przerasta mój mózg. >.<
    Możemy potem głównym złym zrobić jakiegoś wiedźmina, który chce pozbyć się Ramsay'a, który "hańbi ich imię swoją osobą".]

    OdpowiedzUsuń
  26. Zmarszczyła brwi i cofnęła się lekko do tyłu aż wpadła na stolik. Nie wiedziała, jak powinna się zachować w takiej sytuacji. Czy to coś normalnego w świecie wiedźminów? Należy zabić mentora, by byś lepszym od niego? Słyszała, że wilkołaki tak robią, by pokazać swoją siłę. Czy tu chodziło o to samo?
    - Powinieneś go zabijać? - Przekrzywiła głowę, przebiegając wzrokiem po medalionie. - Chyba nie, skoro teraz na ciebie polują. W takim razie, dlaczego to zrobiłeś? Nie był dla ciebie dobry? Skrzywdził cię w jakiś sposób? - W świecie, w którym obecnie żyła, czyli tym wykreowanym w głowie, panowała zasada: oko za oko. Nie podejrzewała więc, że wiedźmin mógł dopuścić się takiego czynu z jakichś innych pobudek. Leo był dla niej obrazem psychopatycznego mordercy, jedynym w swoim rodzaju, nie widziała nikogo innego w tej roli.
    - Możesz się nie bać, ale tutaj to on ma przewagę. Zna ten teren jak własną kieszeń. Skoro przez tyle lat udawało mu się ukrywać trupy, myślisz, że z żywymi ludźmi będzie miał problem? - Analizowała odległość, jaka ich dzieli, niemalże wchodząc na stolik, który znajdował się za nią.
    - Raczej poszukałabym kompana. Nie lubimy mieć właścicieli.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie lubiła być dotykana. Dotyk kojarzył jej się jedynie z bólem i nieudolnymi próbami leczenia się, spowolnionymi przez srebro. Nie pamiętała już czasów, kiedy to kojarzyło jej się z czymś przyjemnym. Owszem, bała się go. Kto w jej sytuacji nie bałby się wiedźmina, który może zmiażdżyć lub rozerwać cię jednym ruchem? Nie lubiła być zdana na czyjąś łaskę, a przez srebro była tak słaba, że nie potrafiłaby się nawet obronić przed dzieckiem. Jak miała się przez to czuć pewnie przy kimś tak potężnym, jak Ramsay? Jego kichnięcie mogłoby ją złamać.
    - Inni wiedźmini tego nie wiedzą czy nie wierzą? A może wiedzą, ale mają gdzieś życie wilkołaka, liczy się dla nich strata zmutowanego człowieka? - Nie potrafiła postawić się w jego sytuacji. Jedyną istotą, która była dla niej kiedyś ważna, była Matka, zupełnie z nią niespokrewniona. Wiedziała również, że Aguara musiała zabić kogoś z jej prawdziwej rodziny, by móc ją od nich zabrać. I nie czuła nic w związku z tym. Może to z powodu upływu czasu?
    - Jeśli jesteś pewien, że o tym wiedział, zdecydowanie zasłużył sobie na taki los. Wiedźmini muszą być dobrzy w zabijaniu, ale nie muszą być wyprani z emocji. Macie zwyciężać z potworami, a nie stawać się nimi. Miałbyś potem bronić ludzi przed samym sobą? - Warknięcie narastało w jej gardle, ale je stłumiła. Nie patrzyła mu w oczy. Gapiła się na jego bark i obojczyk, a kątem oka na drzwi. Przesunęła się powoli w bok, by ponownie zwiększyć między nimi dystans.
    - To nie tak, po prostu... - Próbowała poskładać to w logiczne zdanie. - Moja zwierzęca strona jest tak długo więziona wewnątrz mnie, że bardzo źle znosi odbieranie reszty przestrzeni. Poza tym, cuchnę, nie ukrywajmy tego. - Tak, to też było na rzeczy. Brzydziła się sobą i nie chciała, by ktokolwiek się do niej zbliżał, kiedy była w takim stanie.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Nie wiem, jak to jest u was. Leo mówił, że nic nie czujecie, że mutacje wypaczają z was uczucia. W zasadzie, nie wiedziałam o waszym istnieniu, dopóki nie zjawił się tutaj pierwszy wiedźmin. Chyba od niego się to wszystko zaczęło. Wydaje mi się, że jakaś kobieta wolała tamtego od Leo i on nie mógł tego znieść. - Cofnęła się kawałek dalej. W zasadzie, otwarcie okna było bardzo mądrym pomysłem z jego strony. Przynajmniej nie zabiła go swoim zapachem. Chociaż tym mogłaby. - Może mutacje po prostu tłumią w was emocje, a wy próbujecie sobie wmówić, że nic nie czujecie, co z czasem się dzieje? Skoro czujecie nienawiść i przywiązanie, gdzieś tam musi być reszta odczuć.
    Zerknęła w stronę łazienki. Poczuła ogromną pokusę, by zmyć z siebie cały ten brud. Zrzucić z siebie to ubranie i w końcu oczyścić swoje ciało, a tym samym umysł. Jej włosy były tak matowe z brudu, że już dawno zaczęły się robić miedziane, nie rude.
    - Nawet jeśli, nie mam nic na przebranie. Może ty jesteś bezwstydny, ale ja niekoniecznie. - Chociaż powinna być. W naturalnym środowisku Aguary lubiły paradować nago, ale wśród ludzi zawsze narzucały coś na siebie, by nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. - Nie powinieneś zwracać się przeciw niemu, dopóki nie okaże swoich zamiarów względem ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Cóż, ludzie uważają inaczej. Ale to dobrze, bo oni boją się tych, którzy nic nie czują. Jeśli nic nie czujesz, nie masz nic do stracenia. A z kimś takim ciężko walczyć. - Przesunęła wzrok na niego, mrugając powoli. - To taki wasz sekret, którym nie ze wszystkimi możecie się dzielić. - Rozumiała go całkiem dobrze. Jej gatunek też był bezpłodny i słyną z porywania dzieci, którymi potem się opiekował i wychowywał. - Właśnie dlatego nie możecie być potworami, jesteście od nich lepsi.
    Coraz bardziej skłaniała się w kierunku kąpieli. Wiedziała, że nie wyjdzie z tego nic dobrego, ale nie potrafiła się oprzeć. Potrzeba zanurzenia ciała w wodzie była silniejsza niż strach przed konsekwencjami. Znała Leo, wiedziała, że nie zareaguje dobrze. Najprawdopodobniej rzuci się na nią z pięściami, ale przynajmniej nie umrze brudna i cuchnąca.
    - Mogę ukraść coś od służących. - Nie chciała brudzić sobą czegoś, co należało do niego. Zniszczyłaby mu koszulę. Ruszyła nawet do drzwi, by upewnić go, że zamierza to zrobić. - Niedaleko stąd wieszają pranie, przy okazji przyniosę twoje rzeczy, tak, jak obiecałam. - Mruknęła, otwierając powoli drzwi. Rozejrzała się czujnie i powoli ruszyła w tamtym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dawno temu odkryła, że jeśli stawia powoli kroki, łańcuch wydaje tylko niewielkie dźwięki, które nie rzucają się aż tak bardzo w uszy. W ten sposób mogła przemieszczać się prawie niezauważona. Prawie, bo jednak zawsze coś, gdzieś dzwoniło. Służki nie zwracały na to uwagi, miały ważniejsze rzeczy na głowie, kiedy majordom leżał spity w kuchni. Mogły sobie w spokoju odpocząć, bo nikt nad nimi nie stał.
    Zebrała jego, jeszcze wilgotne rzeczy, jakąś przypadkową sukienkę i od razu pośpieszyła do jego pokoju. Ubrania trzymała na wyciągniętych rękach przed sobą, byle nie miały kontaktu z jej brudnymi. Słyszała służki z salonu, jak cicho chichoczą. Jedna z nich brzmiała nawet na podpitą. To dobrze, nikt nie będzie do nich zaglądał.
    - Trzeba je jeszcze powiesić. - Zrzuciła swoją nową kieckę gdzieś na podłogę, a z jego rzeczami ruszyła w stronę kominka. Ostrożnie odstawiła je na szafkę, a potem przysunęła do siebie krzesło, by je powiesić. Nie mogła pozwolić, by ubrania jej nowego znajomego były wilgotne. Chociaż tyle mogła dla niego zrobić w zamian za pozwolenie na kąpiel. - Tutaj powinny szybciej wyschnąć. - Poderwała swoje nowe ubranie z podłogi, a potem ruszyła do łazienki. Z powodu łańcucha, nie mogła całkowicie zamknąć drzwi, ale mimo wszystko starała się je jak najbardziej domknąć.
    - Wiem, wiem, wiem. - Zaczęła, bo dobrze wiedziała, co powie. - Ale mimo to powiem, żebyś nie podglądał. - Przystanęła. Nasłuchiwała przez chwilę, a dopiero potem zrzuciła z siebie brudne ubranie i wskoczyła do wanny.

    OdpowiedzUsuń
  31. Uważnie czyściła swoje ciało, napawając się kąpielą. Niemalże zdrapywała swoją skórę, by pozbyć się z siebie brudu. Nadal czuła do siebie obrzydzenie. Kąpiel przynosiła niewielką ulgę. Musiałaby zanurzyć się w wodzie jeszcze kilka razy, by w końcu wrócić do normalności. Na skutek nadmiernego tarcia, czuła lekkie pieczenie skóry, a za nim podążało mrowienie pod nią. Dokładnie szorowała włosy, a woda szybko stawała się czarna. Zakładała, że żadna szanująca się kobieta nie zapuściłaby się tak bardzo.
    - Ten mężczyzna jest tutaj od jakiegoś roku. Może dłużej. Puszczyk sprowadził go tutaj ze swojej posiadłości, po śmierci poprzedniego. Majordom jest w niego wpatrzony jak w obraz, wykonuje każdy jego rozkaz. Dlatego Leo mu ufa. - Zastanowiła się, uważnie oglądając swoją czystą, zaróżowioną rękę. - Wydaje mi się, że jest jedna, która z nim sypia. Może dwie. Są w średnim wieku, młodsze od niego, ale starsze ode mnie. Są ładne, obie mają jasne włosy. Pozwala im się ubierać inaczej, ale nadal wykonują te same czynności, co inne. Czasami z nim jedzą. - Opłukała się jeszcze raz, wycisnęła włosy, a następnie wyszła z wanny. Otrzepała się z wody niczym pies i zaczęła naciągać na siebie czyste ubranie. - Jedna z nich jest albo żoną, albo córką miejscowego młynarza. Druga jest jakąś jej kuzynką. - Odgarnęła mokre włosy z twarzy. Zaczęły wracać do swojego naturalnego, rudego koloru. - Dziękuję za nagrzanie wody. - Odepchnęła drzwi i wyszła z łazienki. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. Czuła ogromną ulgę po kąpieli. Jakby zrzuciła z siebie ogromny ciężar.

    OdpowiedzUsuń
  32. Spojrzała na niego niepewnie. Przesunęła się dalej i ponownie przysiadła przy tej samej szafce. Przyciągnęła bliżej siebie łańcuch, by w razie czego mieć go pod ręką. Odtwarzała w głowie jego słowa.
    - Chcesz mu to wmówić? Czy coś takiego faktycznie miało miejsce? - Podrapała się po policzku. - Czy może mam ich do tego namówić? W tej obroży niewiele mogę zdziałać, kiedy są tak daleko. Majordom jest pijany, więc łatwo będzie go przekonać do tego pomysłu. Ona chyba też piła. To wszystko ułatwia. - Była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Wiedziała, jak Leo odreagowuje trudne sytuacje. Na niej. Nie dość, że zrobiła coś bez jego wiedzy, to jeszcze dowie się o rzekomym romansie. Lepiej, żeby nikt mu nie wchodził wtedy w drogę.
    - Chcesz go na mnie napuścić? A raczej na mnie i na siebie? Sprowokować? - Podniosła na niego wzrok, zaraz czerwieniąc się i wracając nim na podłogę. Kąpiel pomogła jej w pozbyciu się brudu, ale nie uczyniła pewniejszą. Na pewno jego komentarz nie pomógł. Głupi, bezwstydny wiedźmin. Sprawia, że czerwieni się jak nastoletnia dziewucha.

    OdpowiedzUsuń
  33. Zacisnęła usta w wąską linię. Potem odgarnęła włosy w nerwowym geście. Złapała za obrożę, unosząc ją do góry i odsuwając od swojej szyi. Robiła już tak wcześniej, kiedy nawoływała ghule i strzygi na ten teren. Dzięki temu srebro nie paliło jej skóry, a tym samym nie odwracało uwagi. Bez tego mogłaby grzebać w słabych umysłach od tak.
    - Spróbuję go namówić. - Namowa nie była tym, co robiła w jego głowie. Zamknęła oczy i odchyliła lekko głowę do tyłu. Muskała powoli umysły, które znajdowały się w rezydencji i poza nią. Wiedźmin musiał poczuć ten lekki napór na jego głowę. Ale to nie jego szukała, nie w jego wnętrzu chciała zasiać zamęt. Żeby rozpoznać umysł, musiała powierzchownie wnikać w wspomnienia. Majordoma udało jej się rozpoznać po piwnych marzeniach. Był kompletnie zalany, więc wniknięcie było łatwe. Zaczęła tworzyć w nim inne marzenia. O kobietach, które oficjalnie należały do Leo, o tym, co chciałby z nimi robić, a co już robił. Zmusiła go do wstania i odszukania ich, wybiła z głowy pilnowanie siebie. Czuła, jak srebro pali jej palce, więc szybko wycofała się.
    - Majordom uważa teraz, że wielokrotnie kochał się z jedną z nich. Nie zamierza się z tym kryć, będzie się do nich dobierał. - Spojrzała na swoje poparzone palce i zaczęła na nie dmuchać. - Zobaczymy czy to coś zmieni, może.

    OdpowiedzUsuń
  34. Czuła, jak srebro gryzie ją mocno pod skórą. Świerzbi i drażni tą zwierzęcą naturę. To takie wkurzające podszczypywanie, które uświadamia bestii, że niewiele może. Obroża wcale niczego nie ułatwiała, teraz paliła w kark. Kręciło jej się lekko w głowie, ale miała to szczęście, że siedziała i nie musiała martwić się o ustanie na nogach.
    - Leo nie lubi wysługiwać się innymi w zabijaniu, będzie chciał zrobić to sam. - Potarła swoje skronie, łapiąc oddech. - Miejmy nadzieję, że któraś z nich jest na tyle pijana, że ulegnie i pójdzie do łóżka z majordomem. Służki, ze strachu przed konsekwencjami, powiedzą prawdę. Zawsze mówią. - Znowu wbiła w niego wzrok. Teraz wytrzymała znacznie dłużej walkę na spojrzenia. W zasadzie to tylko w jej głowie było walką, on po prostu patrzył, a ona starała się utrzymać z nim kontakt wzrokowy chociaż przez chwilę.
    - Puszczyk jest jego dobrym znajomym. Widziałam go tylko kilka razy. Nie wiem, jak nazywa się normalnie, nigdy nie słyszałam jego imienia i nazwiska. - Zawahała się przez chwilę. - Leo nigdy nie mówił o rodzinie, więc nie wiem czy ją ma, czy nie. Może wszystkich zabił? A może wychował się w bidulu?

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie była przyzwyczajona do żartów. W tym domu żartowało się raczej o jakichś obrzydliwych rzeczach w obrzydliwy sposób. O zabijaniu, posuwaniu kobiet i ich upokarzaniu. Żarty nigdy nie mogły dotyczyć samego gospodarza albo jego zainteresowań. Dlatego potrzebowała chwili, by zrozumieć jego dowcipy. Robiła to z przymrużeniem oka, zmuszając swój mózg do pracy.
    - Może którymś z jego rodziców był Nekker, a drugim jakiś olbrzym? - Zastanowiła się na głos. Każdy kojarzył te małe gnoje, które zalęgają się na polach. Wilkołaki i Aguary miały z nimi straszne problemy, bo te małe bestie zawsze siały szkody w pobliżu ich legowisk. - Z Twojego opisu wynika, że to matka mogła nim być. Wcale bym się nie zdziwiła, Leo wrzeszczy w podobny sposób, kiedy się złości. - Burknęła, udając dźwięki, jakie wydaje to stworzenie. Ni to bulgot, ni to pisk wydobywał się z jej gardła. - Tak samo trudno się ich pozbyć, jak jego. - Dodała w końcu z ciężkim westchnięciem. Wiedźmini mieli trochę ułatwioną sprawę, mieli broń i ogień. A inne istoty musiały walczyć z nimi gołymi rękoma czy też pazurami. Ciężko walczyć w pojedynkę na całe stado.
    - Poznałeś kiedyś jakąś Aguarę? Może wiesz, jak powinny się zachowywać?

    OdpowiedzUsuń
  36. - No tak, rozumiem. Ale nawet taka wiedza mi pomaga. - Przyznała szczerze. Nie miała pojęcia, jakich rzeczy powinna jeszcze unikać. I czy wie o wszystkich, czy jakieś umknęły jej uwadze. Nie chciała, żeby kolejny człowiek wskoczył jej na głowę z jakimś magicznym ziołem i powalił na długie godziny. Albo w ten sposób zabił. Będzie przynosić wstyd swojemu gatunkowi, jeśli uda się jej przeżyć i stąd wydostać. Straszne.
    - Aguary są bezpłodne, porywamy elfie dziewczynki i przemieniamy, by nasz gatunek przetrwał. Najgorsze, co możesz zrobić to wejść między matkę, a córkę. Ale to pewnie wiesz. - Miała gdzieś, że może mu zdradzić najcenniejsze tajemnice swojej rasy. I tak sama długo nie pociągnie, może sobie ryzykować. Co ma do stracenia? Życie? Nie miała go już zbyt wiele, srebro niszczyło ją od środka.
    - O nie, fuuuj. - Zakryła swoje uszy niczym mała dziewczynka, obrzydzona czynami dorosłych. Ale nie chciała słuchać, jak dwoje ludzi ze sobą współżyje gdzieś w pokoju obok. - To straszne. Będę mieć koszmary. Dlaczego ludzie tak przy tym sapią? - Wzdrygnęła się. - Mieczem, truciznami, w zasadzie wszystkim, co jest pod ręką. Nie lubi monotonii. Jeśli postanowi ich zabić, nie zginą z tej samej broni.

    OdpowiedzUsuń
  37. Wzdrygnęła się z lekką odrazą, zaraz kręcąc głową na boki. Chyba nie chciała tego słyszeć. Ale i tak mimowolnie wyobrażała sobie, co tam się dzieje. W jej głowie kończyło się to tylko na podwijaniu kobiecej spódnicy. Bo tylko tego zdołała doświadczyć. O reszcie nie miała pojęcia, było to dla niej niczym czarna magia. Co mogło być przyjemnego w rozbieraniu się przed kimś i dotykaniu go? Brzmiało kiepsko.
    - Czyli w różnych stanach emocjonalnych jest to inny rodzaj przyjemności? - Spojrzała na niego sceptycznie. Nie wierzyła w to, co emocje miały w tym zmieniać? To tylko dwa ciała, które ocierały się o siebie i dotykały. - Wy, jako wiedźmini, czujecie to inaczej niż ludzie, którzy nie zostali poddani mutacjom? - Staranie unikała wyrażenia „normalni ludzie”. Uważała, że w tym świecie nie było nikogo, kto mógłby klasyfikować się jako normalny. I po części nie chciała go też obrazić. - Macie zmniejszony ten cały seksualny popęd? Nie odczuwacie go? Musicie coś zażywać, by go obudzić? Czy może macie go więcej niż inne gatunki? - Nie przestawała pytać. Jak to mówią: „Ciekawość zabiła kota”, szkoda, że nikt nie wie, że potem jest: „A satysfakcja go wskrzesiła”. Mogłaby go tak nagabywać do końca życia, byle wyciągnąć z niego więcej informacji odnośnie świata, który był poza rezydencją tego starego gbura. No i, koniecznie chciała zagłuszyć dźwięki, które dochodziły z innego pomieszczenia.

    OdpowiedzUsuń
  38. - Czasami myślę, że chciałabym być wiedźminem. Ludzie baliby się mnie, nie szanowali, a co za tym idzie, ignorowali. Mogłabym zabijać, polować na potwory. Nikt nie próbowałby mnie zakuć w kajdany i dymać. A jeśli już, mogłabym go po prostu spalić. - Westchnęła tęsknie, jakby już to przeżyła. - To byłoby warte tego cierpienia przy mutacjach, którego doświadczacie. I kobiety śliniłyby się na mój widok, bo oczywiście, byłabym przystojnym wiedźminem. I miałabym te wszystkie blizny, a którymi one szaleją. - Tu wypięła dumnie pierś, odrzucając włosy do tyłu. Nawet mutacje nie zmusiłyby jej do bycia brzydalem. - Nie musiałabym się martwić o to, że którąś z nich zapłodnię. Postawiłabym sobie dom na jakimś końcu świata, a gdybym poznała kogoś, kto byłby godny mojego zainteresowania, zamieszkałabym tam z nim. I wtedy tam, w tych czterech ścianach, z dala od ludzi i potworów, chędożyłabym tą osobę. - Burknęła, łypiąc gniewnie na ścianę, zza której dochodziły dwuznaczne odgłosy. Miała nadzieję, że zaraz skończą i będzie mieć spokój. Brzydziło ją to.
    - Zrobić kobiecie dobrze? To nie chodzi o to, żeby obojgu było dobrze? - Zmarszczyła brwi. Nie rozumiała jego poświęcenia. A przynajmniej to wyrażenie uznawała za przejaw poświęcenia. - Czyli, wy jęczycie, żeby one jęczały z rozkoszy? O fuj, cyli jest gorzej niż myślałam? - Znowu się wzdrygnęła. I po co tu uprawiać seks? Tożto obrzydlistwo.

    OdpowiedzUsuń
  39. - Oj, daj spokój, Ramsay – Chyba pierwszy raz zdołała wypowiedzieć jego imię odkąd się poznali. - Nie odbieraj mi marzeń. W mojej głowie to coś prostego, coś, co nie wymaga poświęceń. Wiem, jak jest w rzeczywistości. Wielu z was umiera podczas mutacji lub podczas walk z potworami. Myślisz, że z Aguarami jest inaczej? Dla elfów jesteśmy tym samym, czym wy dla ludzi. Mutantami, którymi należy gardzić, a nawet na nie polować. Nie wszystkie dzieci przeżywają przemianę, nie wszystkie dają sobie radę u boku nowej matki. Nie wszystkie matki są kochane i opiekuńcze, są też takie, które traktują młode gorzej niż Leo mnie. - Złapała swoje włosy i przerzuciła je na podłogę, układając w prowizoryczną poduszkę. Podłożyła sobie ręce pod głowie i zawinęła się w kłębek. Bolał ją już tyłek od siedzenia, wolała się położyć.
    - Ty możesz uważać, że lepiej jest być zwykłym człowiekiem, a ja będę uważać, że lepiej jest być wiedźminem. Nie odbieraj mi tego. - Spojrzała na niego i na chwilę zrobiła naburmuszoną minę, żeby pokazać mu, że nie żartuje. A może to miało mu pokazać, że jednak tak? Sama nie wiedziała, co ma na myśli.
    - Kompletnie nie rozumiem tego seksualnego świata. - Przyznała. - Brzmi naprawdę dziwacznie. Aż odechciewa się sprawdzać. Nie zachęca do rozkładania nóg. Nawet do rozkładania rąk. - Zerknęła na niego. - Może Aguary nie uprawiają seksu? Skoro nie muszą rodzić dzieci, po co im to?

    OdpowiedzUsuń
  40. Zaśmiała się na jego stwierdzenie. Zrobiła to cicho, ze strachu przed zwróceniem na siebie uwagi. I od razu zamieniło się to w kaszel. Dawno się nie śmiała, jej organizm zapomniał już, jak to jest. Myślał chyba, że złapał ją atak duszności.
    - Nie wszyscy z kręgu mutantów chcą trzymać się razem. Niektórzy wiedźmini lubują się w polowaniu na nas, a niektóre Aguary nie lubią mieć towarzystwa. Cóż, jutro się okaże czy dobrze pracujemy w grupie. - Zerknęła na niego ze swojego miejsca. Miała ogromną nadzieję, że to nie zamieni się w samotną walkę z wkurzonym Leo. Że wiedźmin jej nie wystawi. Albo, że ona nie zrobi czegoś, co wyjawi jego zamiary. Do tej pory nie pracowała w grupie, miała nadzieję, że nie zepsuje tego w żaden sposób.
    - Czyli mówisz, że mam problem? - Skrzywiła się. Zdecydowanie powinna zebrać jakieś pieniądze i wybrać się do burdelu. Tam, ktoś pomoże pozbyć się jej tego. Oboje będą to robić z przymusu i nikomu nie sprawi to przyjemności. Ale tam dowie się wielu istotnych rzeczy, a to na pewno pomoże jej potem w życiu. - W takim wypadku pójdę do burdelu. Na pewno mają tam mężczyzn. I może czegoś mnie nauczą.

    OdpowiedzUsuń
  41. Łypnęła na niego ze swojego kąta. Nie chciała tego robić z nim. Nie dlatego, że jej nie odpowiadał. Ale dlatego, że zaczynała go lubić. Jak miałaby potem na niego spojrzeć? Jak miałaby się potem zachowywać w stosunku do niego? Udawać, że nic takiego się nie stało? Czy tak się to robiło? Nie bez powodu chciała to zrobić z kimś, kogo potem nie spotka.
    - Wiem, że nie masz z tym problemu, bezwstydny wiedźminie. - Podkuliła pod siebie nogi i poprawiła swoją spódnicę, by było jej ciepło w stopy. Użyła jej jak koca. Zawsze tak robiła. - W zasadzie, moja wolność zależy tylko od ciebie. Podobno możesz stopić mój łańcuch. Podobno możesz zabić też Leo. Podobno. Tak mówiłeś. Sama niewiele zdziałam. Nie zerwę łańcucha, nie powalę Leo, żeby ukraść mu klucz do mojej obroży. - Uśmiechnęła się do niego. Mówiąc to, miała rację, nie mogła sobie stąd ot tak zwiać. Bez jego pomocy pozostawało jej tylko powieszenie się. Jeśli jej odmówi albo coś nie pójdzie po ich myśli, to był całkowity koniec. Na pewno jej koniec. Być może też jego.

    OdpowiedzUsuń
  42. Przymknęła oczy, słuchając go.
    - Czyli nie będziesz mógł go zatrzymywać w wyżywaniu się na mnie. - Poprawiła się na swoim miejscu, bo coś wbijało jej się w bok. Chyba jakiś kamyczek. Żadna nowość przy leżeniu na podłodze. - Mówię poważnie. Leo nie pozwoli ci się ich pozbyć, jeśli będziesz mu przeszkadzał. - Spojrzała na niego jednym okiem. Nie będzie mu miała za złe, że nie obronił jej przed tym staruchem. Nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś jej nie bronił. Jeśli to przeżyje, da radę się uzdrowić. Z każdego możliwego stanu. - Jeśli pokażesz mu, że jesteś równie bezduszny, może trochę ci zaufa. Przede wszystkim musisz go przekonać, że nie powinien sobie brudzić tym rąk. Powiedzieć, że upozorujesz zabicie przez ghula czy coś. - Może, jeśli Leo trochę ją pobije, a ona straci krew, srebro szybciej wydostanie się z jej organizmu. To całkiem prawdopodobne. Dzięki temu nie będzie bezużyteczna. Będzie odstraszać niechciane potwory od wiedźmina.
    - Nie możesz zjeść ciastka i mieć ciasta, Ramsay. Nie martw się, nic mi nie będzie. Potem najwyżej ponosisz mnie na rękach, jeśli połamie mi nogi. - Uśmiechnęła się do myśli o byciu noszoną. Połamane nogi brzmiały źle, ale perspektywa, że ktoś będzie o nią dbał w międzyczasie, była bardzo kusząca.

    [Niech będzie kruk. Wiem tylko, że w miastach to sieroty lub bezdomni przynosili listy. xd]

    OdpowiedzUsuń
  43. - Nie możesz mnie winić, że podchodzę do tego sceptycznie. Wierzyłam w pozostałych wiedźminów, a on znalazł na nich sposób. - Do tej pory pamiętała, jak bardzo któryś z nich wrzeszczał, kiedy Leo postanowił się go pozbyć. Miała wrażenie, że jego krzyk pozostanie w tym budynku do końca jego istnienia. - Wiem, że są ludzie, którzy są od niego gorsi, zdaję sobie z tego sprawę. Nie chcę natomiast stawiać, który z was wygra. Ciebie nie bardzo znam, nie wiem, na co cię stać. Ale wiem, na co stać Leo. Wiem, jak ciężko radzi sobie z porażką. I jak wygrana motywuje go w ciężkich chwilach. - Zamarła na dźwięk kroków, które rozchodziły się po korytarzu. Słysząc głos majordoma i chichot służek, prawie wcisnęła się pod szafkę, by się ukryć. W milczeniu czekała aż przejdą dalej.
    - Możesz go namówić, żeby zabrał majordoma do prawowitego właściciela, żeby się nim zajął. Przecież to Puszczyk odpowiada za tego chłopa i jego poczynania. Wtedy jego wściekłość przeniesie się na innych, być może straci na chwilę czujność. Jeśli obróci się przeciw Puszczykowi, nie będzie mu on pomagał w walce z tobą. Nie przyłoży ręki, żeby go wesprzeć, jeśli tamten będzie mu działał na nerwy. Wyciągniemy go też z posiadłości. Poza nią nie jest już taki bezpieczny i wszechmocny. - Zaproponowała nieśmiało.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Cześć! Żyję, nie martw się, nie porzuciłam wątku. Rozchorowałam się bardzo, a przez to mój wyjazd, o którym nie zdążyłam Ci powiedzieć, się przedłużył. Będę odpisywać dzisiaj wieczorem, tj. 16 lutego. Wybacz za brak informacji, ale wciąż mam gorączkę i ledwo zipię.]

    OdpowiedzUsuń
  45. Delia przyglądała mu się chwilę w milczeniu. Przez chwilę rozmowy z nim, zyskała niewielką pewność siebie. To całkiem sporo, bo wczorajszego wieczoru nie miała żadnej z tych cech. Potrafiła już nawet utrzymać kilkusekundowy kontakt wzrokowy i nie wpadać w panikę. Musiała jednak pamiętać, by przypadkiem nie zachowywać się w ten sposób w stosunku do Leo.
    - Możesz powiedzieć, że majordom i ta kobieta przeszkodzili ci w dobieraniu się do mnie. Że próbowałeś mnie wziąć w salonie, ale zastałeś ich tam, jak robili swoje. Albo, że po prostu przechodziłeś w nocy przez salon, by pójść polować, a oni tam robili swoje. Służące to potwierdzą. Ta druga kobieta Leo też to potwierdzi, byle wyjść na lepszą. Obie rywalizują o jego względy, więc łatwo będzie ją namówić, by oczerniała tamtą. - Potarła swoją twarz. Nie była pewna czy to zadziała. Leo nie był głupi, mógłby nie dać się na to nabrać.
    - Uwierzyłbyś w coś takiego na jego miejscu? Nie wiem czy brzmi to przekonywująco. - Westchnęła ciężko. Jedyne, co planowała to ucieczki. W nich nie trzeba było przewidzieć czy Leo w coś uwierzy. Zrywało się łańcuch i biegło najszybciej, jak się dało. Albo kradło mu klucz i robiło dokładnie to samo. Może dlatego jej nie wyszło? Bo nie planowała tylko działała?

    OdpowiedzUsuń
  46. - W sypialni chowa wszystkie cenne rzeczy. I na strychu, na który można dostać się tylko z jego pokoju. Drzwi ma zamknięte na klucz, a ten nosi przy sobie. Nikt nie ma do niego dostępu, nie ma zapasowego. Już raz jeden zgubił i musiał porąbać siekierą drzwi, a potem je wymienić. Teraz jest czujniejszy. - Ostrożnie zaczęła podnosić się z podłogi. Jej kości zatrzeszczały buntowniczo. - W pokoju ma mnóstwo obrazów, ale tak naprawdę nie zna się na sztuce. Musi coś za nimi chować albo w nich. Jest praktycznym człowiekiem, nigdy nie kupuje rzeczy, których nie potrzebuje. Dlatego uważam, że ma tam coś, co trzeba ukryć przed włamywaczami. - Otrzepała spódnicę z kurzu i powoli ruszyła do drzwi. Znowu zrobiło jej się zimno. Tęskniła za futrem, które w zimne dni otaczało jej skórę i zatrzymywało wszelakie ciepło. - Nie wiem, co to za roślina, z której pozyskuje truciznę. Ale może hoduje ją bezmyślnie na swojej posiadłości, by mieć ją blisko? Może uda ci się ją znaleźć? Sama trucizna trochę śmierdzi zgnilizną, tak jakby miecz nie został wyczyszczony po zabiciu i został pozostawiony tak na kilka dni. Nie wiem czy moje informacje jakoś ci pomogą. - Westchnęła ciężko. Nadal bała się, że wiedźmin obróci się przeciw niej i naśle na nią Leo. Zaczynała myśleć, że popełniła błąd, mówiąc mu o tym wszystkim.
    - Będę na korytarzu.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Założyłam, że już wrócił.]

    Delia odrobinę skłamała. Nie czekała pod jego drzwiami, przeniosła się kawałek dalej, by ukryć się przed zimnem i przed samym wiedźminem. Korytarze nie były ocieplane, nie docierało do nich nic z kominków pokojowych czy też z tego w salonie. Położyła się więc w kuchni koło piecyka, na jakiejś starej szmatce. Z każdą chwilą miała coraz większe wyrzuty sumienia, że w ogóle coś powiedziała. W oczekiwaniu na Leo, straciła całą swoją nadzieję i wiarę w Ramsay'a.
    Tuż przed samym przybyciem Bonharta niemalże trzęsła się z nerwów. Unikała wszystkich ze służby, korzystając z ostatniej szansy, by najeść się do syta. I modliła się, by nie zacząć wymiotować z nerwów. Planowała nawet, że ponownie będzie udawać ubrudzoną, jednak służki już wcześniej zauważyły, że się wykąpała. Nie było sensu udawać, że coś takiego nie miało miejsca, Leo bez wahania uwierzy w ich bajeczkę, bo to im ufał. One nigdy go w niczym nie okłamały, dobrze im płacił za donoszenie.
    Ze swojego kąta widziała, jak wchodzi do posiadłości. Widziała, jak rzuca rękawice na komodę i idzie do salonu, gdzie już czekał na niego posiłek przygotowany przez kucharkę. Słyszała, jak jego kochanki kręcą się koło niego, ale najwyraźniej był czymś zdenerwowany, bo szybko je odprawił. Nie chciał słuchać ich jazgotu. Gdzie podział się wiedźmin? Powinna była po niego iść?
    - Gdzie jest moje wino?! - Ryknął Bonhart, łupiąc pięścią o stół. - Do cholery, mam czekać na nie do końca życia?! - O mało nie upuściła karafki z winem, kiedy w panice rzuciła się do przodu. Przyciskała ją do siebie, próbując wyrównać oddech. Nie chciała, by wyczuł jej nerwowość.
    Nawet na nią nie spojrzał, kiedy weszła. Był zbyt pochłonięty jedzeniem. Jego mlaskanie roznosiło się echem. W pokoju paliło się tylko kilka świec i kominek, więc nie widział jej dokładnie.
    - Wreszcie! Gdzieś się podziewała?! - Warknął i niemalże wyrwał jej kielich z winem. Wychylił je duszkiem, nadal nie obdarzając ją spojrzeniem. Otarł swoje wąsy z tłuszczu i wrócił do jedzenia
    - Nie ma mnie kilka dni i wszyscy dziczeją. - Sarknął z pełnymi ustami. Spuściła głowę najniżej jak się dało, kiedy na nią spojrzał. - Zgubiłaś wiedźmina?

    OdpowiedzUsuń
  48. Wiedziała, że Leo jest zdenerwowany. Nie stała zbyt blisko niego, żeby przypadkiem nie oberwać, kiedy ten wpadnie w szał. A czuła, że nie jest z czegoś zadowolony. Czyżby wjeżdżając do posiadłości zauważył więcej stworów? A może usłyszał o tym, co zrobił dla niej wiedźmin i teraz zamierzał go z tego rozliczyć?
    - Powiedz mi, wiedźminie. - Bonhart okręcił się na krześle, by ustawić się przodem do Ramsay'a. W nerwowym odruchu ponownie otarł swoje wąsy i usta. Cmoknął, jakby coś utknęło mu w zębie. - Nie zginął ci jakiś proszek albo eliksir? A może niechcący podałeś coś komuś? - Zarzucił rękę na oparcie krzesła i wyciągnął ją w jej kierunku. Natychmiast dolała mu wina i podała kufel. Cieszyła się, że to nie ona jest jego głównym celem. Ale też bardzo współczuła wiedźminowi. Jeszcze nie rozumiała toku myślenia Leo, ale to była tylko kwestia czasu, by ich oświecił.
    Majordom zachowywał się od wczorajszego wieczoru bardzo dziwnie. Na pewno było to przez to, że nieumiejętnie grzebała mu w głowie. Nic nie mówił, a jego oczy biegały w różnych kierunkach. Nie podał jej dzisiaj dawki srebra, nie wydał żadnych poleceń służbie. Był obecny tylko ciałem, umysłem skupiony tylko na jednej z kochanek Leo. Próbowała jakoś to odwrócić, ale nie dała rady. Jego głowa była dla niej zbyt zamknięta, nawet teraz, kiedy w jej krwi krążyła już niewielka dawka srebra. Przez to też przemiana czaiła się tuż pod jej skórą, pazury wysuwały się i chowały. Kości trzeszczały jej tak bardzo, że bała się, że Bonhart je usłyszy. Leo zwiększał jej dawkę nie tylko dlatego, by ją unieruchomić, ale też dlatego, że bestia po jakimś czasie oswajała się z ilością i zaczynała walczyć. Oczywiście, nie przyzwyczai się ona do śmiertelnej dawki, bo ta zdąży ją zabić.

    OdpowiedzUsuń
  49. Delia rzuciła mu wrogie spojrzenie. Nie chciała, żeby Leo skupiał na niej swoją uwagę, kiedy ledwo nad sobą panuje. Zaraz jednak spuściła głowę, by okazać skruchę i pokorę. Ścisnęła karafkę w jednej dłoni i schowała rozdygotane ręce za sobą.
    - Jesteś więc pewien, że wcześniej niczego nie zgubiłeś? - Ponownie okręcił się na swoim krześle i wbił w nią wzrok. - A zdjąłeś klątwę? - Oceniał ją uważnie, upijając swoje wino. - Wolałbym usłyszeć, że tak. Jutro będzie mieć pierwszego klienta. - Wrócił do swojego jedzenia. Postawił kufel tuż obok siebie i zaczął kroić mięso. - Ale, jak sam mówiłeś, za dziewicę dostanę więcej. Na szczęście w przyrodzie nic nie ginie.
    Ścisnęła palcami szkło, a ono zatrzeszczało w proteście. Zrobiło jej się duszno. Miała wrażenie, że świat się kręcił, a ściany zamykają się ciasno dookoła niej. Miała ochotę zemdleć i wymiotować jednocześnie. Jutro? Zostało jej już tak mało czasu do życia? Przerwał jej trzask i odgłos szkła spadającego na podłogę. Karafka pękła w jej dłoni, wbijając się w nią boleśnie. Jej kawałki razem z resztkami wina spadły na podłogę. Zapach krwi dotarł do jej nozdrzy zanim poczuła ból. Zacisnęła usta, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Łzy natychmiast napłynęły jej do oczu.
    - Lepiej szybko to posprzątaj. - Drgnęła, słysząc ton Leo. - Nie chcę tego widzieć, kiedy skończę jeść. - Natychmiast okręciła się i zaczęła zbierać szkło w zdrową rękę. Drugą nieumiejętnie ścierała wino i krew z pomocą swojej spódnicy, jednocześnie wbijając sobie kawałki karafki głębiej.

    OdpowiedzUsuń
  50. Widziała, jak opiłki srebra mienią się w jej krwi w blasku świec. A może to były odłamki szkła? Kto by to wiedział. Z cichym syknięciem wyciągnęła największy kawałek karafki ze swojej ręki, wrzucając go na spódnicę. Uważnie im się przysłuchiwała, ze skupieniem dłubiąc w ranach, które jej się zrobiły.
    - Majordom zachowuje się, jakby ktoś mu coś podał. Rozszerzone źrenice, rozbiegany wzrok, zero kontaktu. Dlatego upewniam się, że nie miałeś z tym nic wspólnego. - Leo odsunął krzesło, o mało nie uderzając nim skulonej z tyłu dziewczyny. Ona podskoczyła, stary jednak nie zwrócił na to uwagi. Wytarł ręce o swoje skórzane spodnie, bacznie obserwując Ramsay'a.
    - Dwóm gołąbeczkom? Niby komu? - W bezwarunkowym odruchu, Bonhart położył swoją dłoń na mieczu, przesuwając się teraz do przodu. Delia zaczęła się podnosić, stając tuż za nim. On, wyraźnie przyzwyczajony do jej pokory, zignorował ją.
    - Komu jeszcze odbiło w tym domu podczas mojej nieobecności? Kogo sprosiliście?

    OdpowiedzUsuń
  51. Leo cały się wyprostował. Z jego zimnych, stalowych oczu teraz trzaskały błyskawice. Zrobił się czerwony na twarzy, a jego dłoń zacisnęła się mocno na mieczu. Delia usłyszała również, że jego serce bije coraz szybciej. Wiedźmin na pewno też to usłyszał.
    - Czy dobrze zrozumiałem? - Wycedził przez zaciśnięte zęby. Zrobił kilka nerwowych kroków w bok, ale potem znów wrócił na swoje miejsce. - Sugerujesz, że mój majordom oszalał i posuwał w domu jedną ze służek? Pod moim dachem? W moim salonie? Tu gdzie teraz stoimy? I to pod moją nieobecność?! - Ostatnie słowa prawie wykrzyczał, wolną ręką wskazując na Ramsay'a. Nie zbliżał się jednak do niego. Stał w bezpiecznej odległości, gdyby to wiedźmin miał pierwszy zaatakować. Zamierzał zasłonić się dziewczyną, która za nim stała. Potem znowu potarł swoje wąsy, wpadając w nerwowy śmiech. Pokiwał z uznaniem głową.
    - Czyli jednak coś mu podałeś, żeby mu odbiło. Nikt normalny się tak nie zachowuje. I po co ci to było? Żeby mnie sprowokować? - Zaśmiał się głośno, a jego śmiech brzmiał bardziej jak krztuszące się zwierzę. - Masz mnie za głupca, wiedźminie?

    OdpowiedzUsuń
  52. Nie tylko on sądził, że Leo jest głupi. Delia wiedziała, że łatwo go sprowokować, a kiedy to się uda, przestaje on logicznie myśleć i wpada w szał. Wtedy żaden jego ruch nie jest całkowicie przemyślany, popełnia błędy. Z jakiegoś powodu Bonhart nie zamierzał odpuścić wiedźminowi.
    - Wiem, że wy, wiedźmini, potraficie mieszać ludziom w głowach. Pewnie to mu zrobiłeś. - Obserwował go uważnie, by go wybadać. Chciał sprawdzić czy uda mu się dostrzec jego kłamstwo. Oczekiwał jakiegoś załamania. Nie dostrzegł go, a więc uznał, że nieostrożnym będzie atakować wiedźmina, który fizycznie ma przewagę.
    - Nie dopilnowałaś, żeby nie pił?! - Leo obrócił się po nią tak gwałtownie, że aż podskoczyła i upuściła kilka kawałków szkła. Złapał ją za gardło i przeciągnął do przodu, unosząc nad ziemią. Zrzucił swoją złość na wiedźmina na nią. Nie odwrócił się jednak tyłem do Ramsay'a, cały czas miał go przed sobą, kiedy ją dusił. Ona zaś dyndała jak lalka, próbując zaczerpnąć powietrza. Jej ciało drżało, bo bestia próbowała się uwolnić.
    - Więc to twoja wina. - Warknął, zaciskając mocniej palce na jej szyi. Myślała, że to już nie było możliwe, ale jednak się myliła. Teraz wiedziała, że on zamierza ją udusić, to nie był pokaz władzy. Czuła, jak jej ciało zaczyna się przemieniać w odruchu bezwarunkowym. Jak ją trzęsie, a walka o oddech stawała się coraz trudniejsza. Warknęła i na ostatnim wydechu, zamachnęła się i uderzyła wielką łapą o twarz Leo. Zaskoczenie natychmiast odmalowało się w jego oczach, kiedy jej pazury rozrywały mu kawałek twarzy. Puścił ją w momencie, kiedy robiło jej się ciemno przed oczami.

    OdpowiedzUsuń
  53. Kasłała, przesuwając się jak najdalej od Leo. Sunęła tyłkiem po podłodze, świszcząc głośno. Powoli wracał jej wzrok. Wrócił jej tylko po to, by mogła zobaczyć spojrzenie Bonharta i pożałować tego, że nie pozwoliła mu się udusić. Wiedziała, że to byłaby najmniej bolesna śmierć z jego rąk.
    Leo splunął krwią na podłogę. Nie poruszał się przez dłuższą chwilę, a krew ciekła mu po twarzy. Jej ciało zaczynało już wracać do ludzkiego stanu, zmęczone przemianą. Wiedziała już, że nie da rady się obronić. Nawet nie próbowała patrzeć w stronę wiedźmina, wiedziała, że tym już całkowicie rozwścieczyłoby starego. Zacisnęła mocno oczy, kiedy Leo gwałtownie chwycił za jej łańcuch i zaczął ją do siebie wlec. Wiedziała, że to skończy się tragicznie. I, że zdradził ją wiedźmin.
    Stary podniósł ją za włosy z podłogi i bez chwili wahania, uderzył jej głową o stół. Kilkukrotnie. Słyszała, jak pęka jej nos i kilka kości w czaszce. Wydawało jej się, że w jakiś sposób rozwalił jej szczękę. Ból był nie do opisania. Rozrywał ją od środka. Ale on jeszcze nie skończył.

    OdpowiedzUsuń
  54. Leo puścił jej głowę, a ona natychmiast stoczyła się na podłogę. Pluła krwią, jednocześnie się nią dusząc. Kręciło jej się przed oczami, więc nie wiedziała nawet czy oparła się plecami o nogę stołu, czy o nogę starucha. Twarz bolała ją tak straszliwie, że miała ochotę wyć. Czuła, że została jej z niej miazga. Nie miała siły na oddychanie, a co dopiero na regeneracje.
    - Wiesz, wiedźminie. - Bonhart również splunął, pocierając swoją gębę. - Zatłukę ją za to, co zrobiła. A potem powiem, że zrobił mi to jakiś poważniejszy potwór. Za szramę z rąk tej słabej suki mnie wyśmieją. - Wyciągnął z pochwy miecz, który przypięty miał do pasa. Odór zgnilizny rozszedł się po całym salonie. - A prawda jest taka, że jej dupa jest warta mniej niż twoja głowa. - Ponownie splunął, wskazując na drzwi obok siebie. Zza nich wyszedł wiedźmin, uśmiechając się szyderczo do Ramsay'a. Drugi wszedł przez drzwi frontowe, memląc w ustach jakieś ziele.

    [Chyba postanowiłam zabić Bonharta, pomyślałam, że ten cały Puszczyk może się mścić za zabicie jego towarzysza.]

    OdpowiedzUsuń
  55. [Ja też nie umiem w walki, nie martw się. Może po prostu uznajmy, że Ramsay wygrał i jakie szkody poniósł, a ja będę kontynuować, jakby już było po wszystkim? :D]

    OdpowiedzUsuń
  56. Delia dyszała, zwinięta pod rozwalonym stołem. Jakby już nie miała wystarczającego problemu z oddychaniem, pogorszyło jej się jeszcze ze stresu. Nie miała pojęcia, co się właściwie stało. Nagle wszyscy rzucili się sobie do gardeł, wrzeszcząc opętańczo.
    Ostrożnie zaczęła się wyczołgiwać. Na początku myślała, że ślizga się na swojej zakrwawionej dłoni i sukience. Dopiero potem zauważyła, że brodziła w czyjejś krwi. Widziała buty jednego z wiedźminów i serce podeszło jej do gardła razem z obiadem.
    - Ramsay? - Wyrwało jej się zanim zdążyła się uciszyć. W zasadzie wyszedł z tego jakiś niekontrolowany gulgot, więc liczyła, że Leo jej nie usłyszał. Szybko zaczęła ścierać krew ze swojej twarzy z pomocą rękawa sukni, czołgając się dalej. Bała się podnieść, bo podłoga była pełna przeróżnych mazi i płynów pomieszanych z krwią, na których z łatwością mogłaby sobie skręcić kark. W duchu cały czas modliła się, żeby Leo leżał gdzieś tutaj martwy. Chyba umarłaby z wrażenia, gdyby zobaczyła go teraz żywego.

    OdpowiedzUsuń
  57. Poderwała głowę na dźwięk jego głosu. O mało się przy tym nie poślizgnęła. Mrużyła oczy, by mu się przyjrzeć. By w ogóle coś zauważyć. Była na niego tylko odrobinę zła, ale nie zamierzała wywlekać tego teraz. O nie, wywlecze to z zaskoczenia, kiedy nie będzie się tego spodziewał.
    - Nie stój tam tak. - Syknęła na niego. - Służki na pewno już dawno pobiegły do najbliższego domostwa i doniosły, co tu się stało. Zaraz zjadą się ludzie. - Szarpnęła swoim łańcuchem, ale ten został przyciśnięty przez połamany stół i regał. Nie mogła się już dalej ruszyć. A dalej nie widziała nigdzie ciała Leo, z którego mogła zabrać klucz do swojej wolności.
    - Mówiłam ci, że na górze ma cenne rzeczy. Nie stój tak. Zarobisz na nich więcej niż na zleceniach, przecież wiesz. - Burczała, cały czas szarpiąc się z łańcuchem. Liczyła, że drgnie, ale ten najwidoczniej nie zamierzał ustąpić. Więc zostanie tu aż do przybycia ludzi. Świetnie. Zaczęła rozglądać się za jakimś mieczem, gdyby potrzebowała się nim bronić.

    OdpowiedzUsuń
  58. Gdyby podłoga nie była wymazana we krwi, pewnie zdołałaby się zaprzeć nogami w odruchu samoobrony. Łypała na niego wrogo, kiedy wlekł ją w swoim kierunku. Obroża paliła w kark, jeżąc jej włoski na ciele. Oboje nie wyglądali najlepiej. W zasadzie wyglądali jak niedobitkowie wojenni. Zaskoczona wpatrywała się w niego, kiedy usłyszała kliknięcie obroży.
    Była wolna. Nie musiała podlegać pod nikogo. I co teraz? Co powinna była zrobić.
    - Nie potrzebujesz jego głowy, by udowodnić, że jest martwy? - Szybkim krokiem obeszła martwych i odnalazła w nich ciało Leo. Zaparła się i z całej siły kopnęła jego zwłoki. Przesunął się kawałek, a ją rozbolała od tego noga. Mimo to, nie żałowała. Przykucnęła przy nim i wygrzebała mu klucz do sypialni z kieszeni na piersi.
    - Nawet nie wiem, gdzie jest moja strona. - Przyznała szczerze. Podeszła do niego, zatrzymując się obok. Przyjrzała mu się uważnie, a potem uderzyła go z pięści w jeden z barków. - To za prowokacje. - W normalnych okolicznościach pewnie zrobiłaby coś na kształt groźnej miny, ale przez zaschniętą krew ledwo poruszała mięśniami twarzy.
    - Nawet, jeśli pójdę z tobą, będę potrzebować pieniędzy. - Wyszła na korytarz i ruszyła do sypialni Leo. Jej bose stopy ślizgały się od krwi po marmurowej podłodze. Zostawiała za sobą chwiejny ślad. - Tak się składa, że mam do nich dostęp.

    OdpowiedzUsuń
  59. Przekręciła klucz w drzwiach, a potem naparła na nie całym ciałem, by się otworzyły. Kilka razy zamajtała stopami po podłodze, bo nadal się ślizgała. Dopiero, kiedy wskoczyła na drewniane schody, udało jej się pozbyć tego uczucia.
    - Spokojnie, wiem, gdzie ma skrytkę ze złotem. Słyszałam od kochanek, jak sobie zdradzają, skąd podbierają od niego pieniądze. - Na górę prowadziło dosłownie kilka schodów, było to bardziej półpiętro niż piętro. Zatrzymała się tylko na chwilę, by przyjrzeć się deskom w podłodze. Ignorowała przepych panujący w pokoju. Próbowała sobie przypomnieć, o którym miejscu mówiły. Przywykła do bólu, a raczej do udawania, że nie istnieje. Trochę ją mdliło, a przy szybszych ruchach obrazy zlewały się ze sobą. Spojrzała na niego na chwilę, próbując zmarszczyć brew na jego ton.
    - Oh, nos. Tak. Będziesz musiał mi go nastawić. - Pomacała go przez chwilę, a potem się skrzywiła. Zły pomysł. Upadła na kolana i zaczęła obmacywać parkiet. Uderzała w niego pięścią w poszczególnych miejscach, czekając na pusty dźwięk.
    - Jeszcze chwila. - Mamrotała. W końcu to usłyszała. Podparła palcami, unosząc luźny kawałek drewna. Odrzuciła go na bok, wyciągając kilka sakw. Zajrzała do nich, by upewnić się, że na pewno są to pieniądze. Miała rację. Wyciągnęła tyle, ile mogła i podniosła się.
    - Masz gdzie to schować? - Przyjrzała mu się, podając mu kilka w zdrowszą rękę. Potem złapała pościel, drąc ją na kawałki. - Daj, nie mogę patrzeć, bo przeciekasz jak konewka.

    OdpowiedzUsuń
  60. Delia z pomocą pościeli zrobiła mu dość prowizoryczne opatrunki. Nie była w tym najlepsza, zdecydowanie mogłaby zrobić to lepiej. Teraz jednak nie było na to czasu. Gdy skończyła, zabrała od niego sakwy i ruszyła do wyjścia.
    - Chodźmy. Zaraz zlecą się tutaj złodzieje i inni przyjaciele Leo. - Przyjrzała mu się uważnie, a potem, dla pewności, szła bardzo blisko niego, gdyby nagle postanowił upaść. Nie znała się na wiedźmińskich czarach, ale wiedziała, że stracił trochę krwi, a normalny człowiek już dawno zemdlałby na jego miejscu. Cały czas obserwowała go kątem oka.
    - Masz wszystko czy mam ci coś przynieść? Nie powinieneś dźwigać, twoje rany nie wyglądają najlepiej. Goisz się tak szybko jak zmienni? Czy tak samo jak ludzie? - Stresowała się tak bardzo, że nie potrafiła się zamknąć. Nie była na zewnątrz od lat. W dodatku czuła się dziwacznie bez obroży. Mówiła, by nie dotarło do niej, jak przerażające to wszystko jest.

    [Wybacz, że tak pytałam. Przywykłam, że odpisujesz chociaż raz dziennie. W dodatku, robiłam zmiany w linkach i zastanawiałam się czy Delię też mam z nich wywalić, a przenieść do pomysłów, które robiłam.
    Dzięki Tobie przypomniałam sobie, że miałam je już dawno napisać i przypomniałam też sobie o moim mafijnym pomyśle. Dziękuję <3]

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie zamierzała się z nim sprzeczać. To on tutaj znał się na ucieczkach i spędził całe życie w ruchu. Była gotowa mu całkowicie zaufać w tej sprawie. Wystarczyło, że odczekałaby trochę, a potem mogłaby się spokojnie przemienić i uciec, jeśli byłaby taka konieczność.
    - Jesteś pewny tego swojego znajomego? Nie obróci się przeciw nam? - Mówiąc „nam” miała na myśli siebie. Nie znała w końcu osoby, której ufał Ramsay. Musiała spodziewać się po nim wszystkiego. Musiała być czujna.
    - Nie wiem, w którą stronę jest za miastem. - Przyznała przy wychodzeniu z posiadłości. Wiatr poruszył jej posklejanymi od krwi włosami, a ona odetchnęła mocniej przez usta. Nos był istną sieczką, chyba umarłaby z bólu, gdyby nim cokolwiek zrobiła. Mimo, że była noc i zapowiadało się na deszcz, cieszyła się z możliwości bycia na zewnątrz.

    [W KA mam teraz "pomysły", jeśli chcesz, zerknij. :P Jest tam "mafijny" pomysł, ale sama "mafijność" jest do rozbudowania.]

    OdpowiedzUsuń
  62. Delia spojrzała w oczy konia, a on w jej. Czuła jego strach przed sobą, zresztą z wzajemnością. Nie przypominała sobie, żeby jeździła konno. Nerwowo potarła dłonie, nieco się cofając. Nie czuła się na siłach, ale może powinna była spróbować przemienić się w lisa i biec obok? Nie byłoby łatwiej? Sięgnęła po swoją bestię, ale ta nie odpowiedziała na jej wezwanie, uśpiona po latach kurczowego wyrywania się na wolność. Całkiem zabawne.
    - Deszcz nie zatrze naszych śladów? - Zapytała, znowu się zbliżając do niego. - Nigdy nie jeździłam konno. Może w połowie drogi spróbuję się przemienić? - Spojrzała na niego niepewnie. Wyciągnęła rękę, żeby dotknąć zwierzaka, ale szybko ją cofnęła, gdy ten się poruszył. Spróbowała zapamiętać kierunek, w którym mieli się udać. Jak na razie była tylko kulą u jego nogi, chciała się chociaż na coś przydać.

    [I co? Chyba nie są takie złe? :P]

    OdpowiedzUsuń
  63. Przez chwilę wahała się czy to zrobić. Dopiero wtedy, z pełnym skupieniem, zaczęła wspinać się na konia, który wyraźnie nie był z tego zadowolony. Skupiała się, dlatego, że nigdy nie jeździła konno, a nie chciała dosiąść zwierzaka tył na przód. Chwyciła się niepewnie siodła, mimowolnie jedną ręką chwytając jego bark. Miała nadzieję, że nie robi mu przez to krzywdy.
    - Dasz znać, jeśli poczujesz się źle lub będziesz miał zemdleć? - Zapytała, kiedy ruszyli. Rozejrzała się czujnie po posiadłości, uśmiechając się mimowolnie. Chociaż oboje kończyli w niewyjściowym stanie, mieli Leo z głowy. Wiedźmin miał pieniądze, a ona swoją wolność. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła pobiegać na czterech łapach i polować. Aż z radości uściskała Ramsaya.

    OdpowiedzUsuń
  64. Delia usilnie próbowała zsiąść z konia. Próbowała było bardzo dobrym słowem. Zamiast tego, niezdarnie zsunęła się ze zwierzaka, upadając na ziemię. Nie przyłożyła w nią jakoś mocno, ale mimo wszystko jęknęła z bólu. Tyłek wchodził jej w kręgosłup, wyginając go w przeciwnym kierunku.
    - Nikt nie mówił, że jazda konna boli. - Marudziła pod nosem. Tak bardzo chciała się położyć i to odleżeć. Całą sobą. Podniosła spojrzenie na Ramsay'a, podrywając się na nogi. Grymas przebiegł jej po twarzy. Ale nic więcej nie powiedziała. Odruchowo chwyciła wiedźmina za jego zdrowszą rękę, gdyby planował zaryć twarzą w błoto, podobnie jak ona.
    - Pomogę ci. - Zaoferowała cicho. Nie mówiła tego głośno, by krasnolud nie usłyszał. Kto wie, jakim przyjacielem był? Mimowolnie skrzywiła się na porównanie o elfce. Wzięła głęboki oddech i zignorowała je.
    - Dobry wieczór. - Powiedziała niepewnie. Powinna była się z nim witać? Może powinna udawać, że nie istnieje?

    OdpowiedzUsuń
  65. Uśmiechnęła się do niego słabo, niemalże wlekąc go w stronę krasnoluda. Było jej ciężko, bo tyłek miała zdrętwiały i cały czas miała wrażenie, że jedzie konno. Świat się bujał, a mięśnie drgały nerwowo, jakby znowu próbowały się dopasować do jazdy.
    - Podobno tylko krasnoludy potrafią być wulgarne i kulturalne zarazem. - Stęknęła, zwalniając na chwilę. Zaczerpnęła chłodnego powietrza, uśmiechając się, gdy deszcz zaczął spływać na jej twarz. Od razu wszystko zapachniało intensywniej. To ją pobudziło. A raczej bestię. Poczuła wolność, a była niej spragniona. Kości zatrzeszczały, wracając na swoje miejsce. Nie ujawniła się, ale dodała jej siły, która pozwoliła prowadzić wiedźmina.
    - Ramsay, chyba się roztyłeś. - Wymamrotała cicho, wciągając go na werandę domu. - Mieliśmy mały wypadek. Potrzebujemy się ukryć, umyć, wyleczyć i zjeść. - Zerknęła na konia, który stał z tyłu. Jak się je woła? - Hej, mała, chodź tutaj. Kici kici. - Czy to w ogóle rozumie? Czy reaguje na kocie wołanie? Zrezygnowana zacmokała i odetchnęła z ulgą, kiedy zwierze podeszło. Bez ogródek wepchnęła się do domu.
    - Gdzie mogę go położyć? Muszę go opatrzyć. - Rozejrzała się po wnętrzu, oglądając się na krasnoluda.

    OdpowiedzUsuń
  66. Nie miała pojęcia, jak to wszystko działa. Jak powinno się zdejmować tę całą zbroję, którą miał na sobie. Obmacywała go żarliwie, jak bogacz drogą prostytutkę, byleby pozbyć się tego i dotrzeć do ran. Przepraszała go za każdym razem, kiedy szarpnęła lub ucisnęła za mocno. W tej chwili nienawidziła swojego braku doświadczenia w życiu.
    - Teraz już pewnie nas śledzą. - Wylała alkohol na materiał i zaczęła przemywać rany Ramsay'a, do których w końcu się dokopała. Nie wyglądały dobrze. I nie pachniały. - Wpakowałam go w kłopoty. Może deszcz pomoże nam zetrzeć ślady. - Wyburczała sfrustrowana. Cieszyła się, że widziała już dzisiaj sporo, bo dzięki temu rany i krew wiedźmina nie przyprawiały jej o mdłości.
    - Mogłeś powiedzieć, że to tak poważne, opatrzyłabym to wcześniej. - Rzuciła do Ramsay'a, chociaż nie sądziła, że ją zrozumie. Starała się połatać go najlepiej, jak mogła. - Wszyscy wiedźmini to takie głupki? - Kątem oka spojrzała na krasnala, nie przerywając swoich czynności. Czuła zmęczenie i ból w ciele, ale poczucie winy i odpowiedzialność za czyny, nie pozwalała jej odstąpić od niego na krok. Głupie, opiekuńcze aguary.

    OdpowiedzUsuń
  67. Psy? Psy nigdy nie lubiły lisów. A tym samym jej gatunku. Co, jeśli wpadnie na jakiegoś, a on postanowi ją zjeść? Albo wpadnie na całe stado? To nie skończy się dobrze.
    - Muszą być wielkie. - Słyszała je bardzo dokładnie. Nie tylko ze względu na dobry słuch, ale też na to, jak głośne były. A przecież małe psy nie bywały takie głośne.
    Odkręciła fiolkę i zrobiła coś głupiego. Powąchała. Magia uszczypnęła ją w połamany nos, drażniąc go jeszcze bardziej. Z wrażenia aż zrobiło się jej gorąco i duszno. Poczuła to charakterystyczne mrowienie pod skórą, kiedy przemiana była blisko.
    - Dziękuję. Będę wdzięczna, jeśli nastawisz mi nos. - Uśmiechnęła się niemrawo. Złapała Ramsay'a za głowę i uniosła ją nieco, by było mu łatwiej przełykać ten eliksir. - Mam podać mu cały? - Zapytała, wlewając to cuchnące coś do jego gardła. Robiła to powoli, by biedak się nie zakrztusił. Przeżył już tyle, nie mógł zginąć przez jej głupotę.

    OdpowiedzUsuń
  68. Wzięła wino w dłonie i przyglądała mu się uważnie. A zaraz potem jej wzrok powędrował na krasnala.
    - Nigdy nie piłam alkoholu. - Wymamrotała, zawstydzona tym faktem. Nawet nie wiedziała czy aguary powinny pić alkohol. Nie szkodził im? Chciała powąchać, ale na wspomnienie tej fiolki z eliksirem aż ją odrzuciło. To byłby zły pomysł.
    - Oh, nie, Ramsay nie zrobił nic złego. W zasadzie, to ja wpakowałam go w duże kłopoty. Uratował mnie, a teraz będą go za to ścigać. - Spojrzała smętnie na wiedźmina. Gdyby była silniejsza, nie musiałby się teraz jeszcze bardziej ukrywać. Nie dość, że ścigali go wiedźmini, łowcy nagród to jeszcze ludzie Leo.
    - Ma pan gdzieś lusterko? Muszę nastawić nos zanim się zrośnie. A już to robi. - Upiła wina, zaraz się krzywiąc. Zakasłała głośno, z trudem je przełykając. - Co to jest? - Jęknęła płaczliwie.

    OdpowiedzUsuń
  69. Upiła większy łyk w drodze do wskazanego pomieszczenia. Krzywiła się, a w jej oczach pojawiały się łzy. Mimo okropnego smaku, mogła śmiało stwierdzić, że rozgrzewa. Jedyna zaleta tego paskudztwa.
    - Prędzej Krowie Łzy. - Wzdrygnęła się, cały czas czując smak tego czegoś. - Pewnie też byłby pan tak wytrzymały, gdyby pił pan te wiedźmińskie eliksiry. Śmierdzą gorzej niż to. - Zignorowała swój tragiczny wygląd, skupiając się na nosie. Przyłożyła do niego dłonie, robiąc głęboki wdech. Chrupnęło, a jej aż zakręciło się w głowie. W przypływie słabości zatoczyła się i wpadła plecami na ścianę. I wtedy poczuła swój ogon. Szybko okręciła się do nich przodem, odstawiając wino na przypadkowe miejsce. Schowała za plecami rozedrgane ręce i pomacała ogon ukryty pod posklejaną od krwi spódnicą. Był tam. A jej dłonie zaczynały przemieniać się w łapy.
    - Żyjesz. - Uśmiechnęła się z ulgą, opierając o ścianę. Chętnie podeszłaby do niego, żeby się upewnić, że nie usłyszała go w swojej głowie. Ale nie mogła. Dawno nie miała ogona, a on zaburzał jej błędnik, powodując, że chodziłaby, jakby była pijana. A może była? Na pewno ten przeklęty bimber wywołał przemianę.
    - Muszę wyjść. - Zaczynała dygotać od tłumionej przemiany. Nie mogła uruchomić jej tutaj, bo co, jeśli bestia rzuciłaby się na krasnoluda lub, co gorsza, na wiedźmina? Już wolała pogryźć się z psami. Siłą umysłu mogła je wszystkie policzyć, widziała ich położenie. Odruchowo zaczęła wciskać się do psich głów, gotowa nimi zawładnąć.

    OdpowiedzUsuń
  70. [Dziękuję!]

    Delia zachwiała się, chwytając kurczowo stołu, który znajdował się najbliżej. Pazury wbiły się w drewno niczym w masło, utrzymując ją w pionie. Kości w jednej z nóg tak mocno jej strzeliły, że o mało nie upadła, chwiejąc się ze stołem. Bestia właśnie połamała jej nogę, by zagoić stare, źle zrośnięte złamanie. Bolało jak diabli. I chyba to nie pozwoliło jej się całkowicie przemienić.
    - Jeden z psów. - Odchrząknęła z trudem, starając się skupić. - Pachnie jak ofiara. - Zatkała sobie nos łapą, o mało nie wydrapując sobie połowy twarzy. - Albo jest chory, albo będzie się szczenić. - Z trudem skupiła wzrok na Ramsay'u. Wszystko jej się rozmazywało przez zatrzymywanie przemiany. Zła strona aguary chciała dostać się do umysłów mężczyzn i rozerwać ich od środka. Zemścić się na nich za lata gnębienia i pozostawania w ukryciu.
    Zaczęła dygotać jak osika, kiedy na chwilę cofnęła przemianę. Nadal kiepsko widziała, ale zaczęła po omacku sunąć w stronę wiedźmina.
    - Ramsay. - Jęknęła niemalże płaczliwie, łapiąc go i wciągając na łóżko. - Jeśli zaczniesz krwawić jeszcze bardziej, zjem cię. - Sfrustrowana pchnęła go na poduszki, upadając na niego. Szybko przesunęła się na miejsce w jego nogach, dysząc ciężko.
    - Proszę pana. - Zwróciła się do krasnala ze swojego kąta. - Postaram się nie przemienić, ale jeśli zasnę, na pewno to zrobię. Czy mogę dostać coś na pobudzenie?

    OdpowiedzUsuń
  71. Delia wbiła poirytowany wzrok w Ramsay'a. Jej umysł otarł się o jego, badając bariery i odporność na iluzję. Bestia sprawdzała potencjalnego wroga, gotowa reagować w danej chwili. Każdy krok krasnoluda odbijał się echem w jej czaszce, zaznaczając jego położenie.
    - Nie chcę was zabić. - Wyburczała cicho, łypiąc na niego. Zacisnęła zęby, tłumiąc warknięcie. - Potrzebuję się przemienić, żeby połączyć się z tą drugą stroną. Czuję się, jakby były we mnie dwie różne istoty. - Skuliła się, z trudem przenosząc spojrzenie gdzieś indziej.
    Aguara czuła zagrożenie od wiedźmina, nie chciała spuszczać go z oczu. Mimo, że był słaby, nadal był gorszym przeciwnikiem niż krasnolud. Ale jego też nie zamierzała lekceważyć.
    - Chętnie napiję się tego i tego. - Wierciła się, bo z powodu ogona nie wiedziała, jak powinna usiąść. - Podobno ludzkie mięso jest okropne. - Zwróciła się do mniejszego z towarzyszy. - Im starszy, tym gorsze. - Dodała cicho. Właśnie dlatego wilkołaki polowały często na małe dzieci, ich mięso było delikatniejsze niż dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
  72. Poczuła się totalnie urażona ich zachowaniem. Mimo, że podświadomie czuła, że sama zrobiłaby tak samo na ich miejscu, dotknęło ją to bardziej niż się spodziewała. Nie była pewna tego, czego oczekiwała od Ramsay'a, ale to na pewno nie było to. Uświadomiła sobie, że nie pasuje do takiego otoczenia, nieważne, jak bardzo będzie próbowała udawać, że jest inaczej.
    Upiła mirrę, bacznie obserwując wiedźmina. Wszelakie zaufanie, jakim go darzyła, zniknęło w momencie wyciągnięcia miecza. Aguara poczuła się zagrożona i przyczaiła się pod jej skórą, gotowa wyskoczyć w każdej chwili. Dzięki temu nie targała już nią przemiana, jedynie oczy błysnęły złotem, ostrzegając go. Po kilku łykach podniosła się i odstawiła naczynie na szafkę obok.
    - Wychodzę. - Ruszyła do drzwi, ale nie odwróciła się do niego tyłem. Patrzyła mu wrogo w oczy, wciskając się w umysły psów i je oślepiając. - Zatrzymaj złoto, nie będzie mi potrzebne. - Złapała za klamkę i otworzyła drzwi, wpuszczając chłodne powietrze do środka. Powolny krok do tyłu, a potem trzasnęła drzwiami, odcinając się od niego.

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie była wychowywana na bestię, dlatego poczuła się całkowicie urażona widokiem miecza w dłoniach Ramsay'a. Wstrzymywała w sobie przemianę, żeby oni obaj nie czuli się zagrożeni, chociaż to sprawiało jej straszny dyskomfort, a tym samym ból. Mimo to została potraktowana jak wilkołak, który w emocjach nie potrafi nad sobą zapanować i rozrywa wszystko, co stanie mu na drodze. Aguary takie nie były. Mimo, że przybierały podobny wygląd, by budzić strach, nigdy nie atakowały fizycznie. Pierwszy ruch zawsze był wykonywany na podłożu mentalnym, mając rozłożyć ofiarę na łopatki. To oszczędzało czas i problemy. Aguary były silniejsze od ludzi, ale żadna z nich nie miałaby szans w czysto fizycznej walce z wilkołakiem. Delia bezmyślnie założyła, że wiedźmin zdaje sobie z tego sprawę, dlatego się zezłościła. Nie przyszło jej do głowy, że mógł nie posiadać takowej wiedzy.
    Złość tylko wzmogła przemianę. Nie mogła jej się już dłużej opierać, a gdyby straciła kontrolę nad umysłami psów, mogłoby się to źle skończyć. Dla niej, oczywiście. Dlatego wspięła się na dach chaty, poddając się całkowicie. Na początku ogarnął ją ból, ale kiedy już połączyła się z bestią, ulga była porównywalna do ekstazy. Ciepło futra ochraniało ją przed deszczem i zimnem. Mimo to spod niego można było zauważyć sterczące kości, powód niedożywienia. Nie było problemu z policzeniem żeber i kręgów w kręgosłupie.
    - Gdybym chciała, żeby krasnolud nie żył, nie marnowałabym energii na atak fizyczny. - Głos aguary wpychał się do umysłu wiedźmina, chociaż słowa nie zostały wypowiedziane. Lisi pysk, trochę przypominający wilczy, spojrzał na niego z góry, błyskając oczami. - Może ty byś tak postąpił w mojej sytuacji, ale nie ja. - Zaszurała pazurami o dach podczas układania się na nim.

    OdpowiedzUsuń
  74. - Znajdź taką, która by was obu chciała głaskać po główkach, nie dostając przez was szału. - Delia nie była zadowolona jego zachowaniem, ale sama też nie była lepsza. Oboje mogliby się teraz obrzucać oskarżeniami i żadne nie byłoby górą. Nie zamierzała brać się za wypominki, ale nie zamierzała również zapomnieć, że wyciągnął na nią miecz. To w zasadzie pomogło jej uświadomić sobie, że jest dla niego tylko przymusowym towarzyszem, z którym ukrywa się przed pościgiem. W tym świecie też musiała znać swoje miejsce.
    Zeskoczyła z dachu, a raczej z niego spadła. Kości nadal miała zastane, a mięśnie odzwyczajone od przemieszczania się w ten sposób. Łupnięcie o ziemię zostało zagłuszone przez trawę, podobnie jak przyszłe siniaki. Otrząsnęła się, powoli stając na tylnych łapach. Było jej głupio przyznać się do tego, że zeszła w zasadzie tylko dla jedzenia, bo nadal - niczym dziecko - była lekko nabzdyczona na Ramsay'a. Nawet pomimo tego, że lubiła jego towarzystwo.
    - Podarłam sukienkę. - Zażenowanie dało się wyczuć nawet w przesłanych myślach. - Norman może popuścić w spodnie, jeśli usiądę tak do stołu. - Dosyć niepewnie poruszyła ogonem na swój żart. Potem zdała sobie sprawę, że z drugiej strony, Norman osmarkałby się, gdyby zasiadła naga do stołu. Nie była żadną pięknością, ale nawet taka nagość mogła swoje robić.

    OdpowiedzUsuń
  75. Jego śmiech wywołał u niej szczeniacki odruch, którego sama się nie spodziewała. Ogon zaczął latać jej jak szalony, a ciało poruszyło się, bo już chciało się o niego otrzeć, by podkreślić w ten sposób swoje zadowolenie z jego pozytywnych emocji. Zaskoczona przydepnęła sobie ogon, udając, że takowe zachowanie nie miało miejsca. To oznaczało, że teraz musi być czujniejsza, żeby przypadkiem nie otrzeć się o niego, jak dzikuska. Najgorzej będzie, kiedy postanowi tak zrobić w ludzkiej postaci.
    - Koń również nie będzie zachwycony moim widokiem. - Mimo to ruszyła w tamtą stronę. Nie chciała przemieniać się tuż przy nim. Za bardzo przerażała ją myśl o tym, że widział w życiu wiele kobiecych ciał, a tym samym będzie ją do nich porównywał. Jakoś krasnolud nie bardzo ją obchodził, ale wiedźmin? To było coś innego. - Nie chcę wiedzieć, skąd miałby mieć te kiecki. - Przystanęła tuż obok stodoły, przemieniając się pod jej zadaszeniem. Uniknęła przemoczenia i świecenia z bliska nagim tyłkiem przed Ramsay'em. Potem zniknęła za drzwiami, licząc na to, że jego wiedźmińskie zmysły nie pozwalają mu widzieć przez ściany.

    OdpowiedzUsuń
  76. Owinięta jego kurtką, szła w kierunku domu. Na widok psów nieco przyspieszyła kroku. Co innego mieć nad nimi władzę, kiedy są daleko, a próbować je omamić i je widzieć. Nie była nawet pewna czy jej iluzja na nie działa.
    - Dzięki, Ramsay. To też będzie mi się śnić. Zaraz obok blasku bijącego od twojego nagiego tyłka. - Mówiła cicho, stawiając coraz większe kroki. I chociaż nie chciała kontynuować, wbrew sobie zapytała:
    - Ale nikt go nie obmacywał, prawda?
    Psy były coraz bliżej, więc i ona starała się pokonać jak najszybciej odległość, jaka dzieliła ją od wiedźmina. Skoro jego znały, nie zaatakują go, jeśli będą zachowywać się normalnie. Objęła się mocniej, by docisnąć do siebie kurtkę i resztę odległości pokonała w susach. Spory błąd, zważywszy na mokrą trawę, po której stąpała. Potem poszło gładko. Przy wskakiwaniu na werandę poślizgnęła się i wpadła na Ramsay'a z całą siłą swojego rozpędu. Docisnęła go przez to do ściany, z jękiem dokonując tego przymusowego wtulenia. Miała wrażenie, że cały dom się przez to zakołysał, a to sprawiło, że ciekawski nos Normana wyjrzał przez szparę w drzwiach. Delia zaczerwieniła się tak bardzo, że przez chwilę pomyślała, że cała krew z jej organizmu znajduje się właśnie w jej twarzy.
    - Przepraszam. - Wymamrotała cicho, odsuwając się od wiedźmina.

    OdpowiedzUsuń
  77. Czerwieniła się tak bardzo, że pewnie można ją było stąd dostrzec w posiadłości Leo. To była tak niezręczna chwila, że aż skręcało ją od środka. Cały kręgosłup ją mrowił od zetknięcia się z Ramsay'em. Była przekonana, że to od nadchodzącej przemiany, ale kiedy wsunęła się do środka, jej ciało nie uległo żadnej zmianie. Była tym zdziwiona. No bo, jak to tak? Z jakiego powodu coś takiego miałoby miejsce?
    - To ta sukienka? - Zapytała, chwytając w palce materiał. Starała się zachować spokój, chociaż miała wrażenie, że szybkie bicie serca wprowadza ją w drgania. Zmarszczyła nieco nos, bo owa rzecz wydawała się dosyć krótka. Ale czego mogła się spodziewać, skoro miała ona pasować na krasnoluda?
    - Nie za duży dekolt, jak na tak skromnego krasnoluda? - Przeniosła wzrok na mniejszego z towarzyszy. Uśmiechnęła się lekko, bo nie była pewna czy powinna w taki sposób żartować. Czy w ogóle powinna.
    - Pokój? Wspólny? - Uniosła brwi, owijając się ciaśniej kurtką wiedźmina. Poniekąd dlatego, że była na nią za duża i każdy nieprzemyślany ruch mógł pokazać za wiele. Poniekąd dlatego, że podobał jej się zapach, który wydzielała przy każdym ruchu.

    OdpowiedzUsuń
  78. Wzdrygnęła się lekko na dźwięk zakrztuszenia. Była przekonana, że nadchodzi jego koniec, ale na szczęście myliła się. Jeszcze brakowało, żeby zszedł przy stole.
    - Niektóre bogaczki mają włosy na dekolcie. - Przypomniało jej się, jak na jednym z balów Leo pokazały się te dziwne kobiety. Mężczyźni niemalże bili się o nie, by tylko móc przekonać się, że na reszcie ciała też mają takie włosy. - To był straszny widok. - Wywaliła język, wzdrygając się. - Mógłby pan zarobić fortunę. Bogacze daliby mnóstwo pieniędzy za to, żeby móc pana złapać za taki cycek. - Podniosła się powoli, przytrzymując kurczowo kurtkę.
    - Pójdę się przebrać. - Nie chciała przed nimi przyznać, że nie może poruszać rękoma, bo wystarczyłoby sięgnąć po chleb, by jedna z jej piersi postanowiła pokazać się światu. Zniknęła więc w przypadkowym pokoju, narzucając na siebie ową sukienkę. Miała nadzieję, że chociaż krasnolud prezentował się w niej lepiej. Ale nie zamierzała narzekać, dopóki zasłaniała ona wszystko.
    Przysiadła do stołu, zabierając się za jedzenie. Żuła powoli, hamując się przed obwąchiwaniem wszystkiego w poszukiwaniu srebra. Czekała na moment aż zacznie palić jej przełyk.
    - Zajmę podłogę albo fotel, żebyś mógł wypocząć. - Zwróciła się do Ramsay'a. W końcu przywykła do spania na ziemi, nie było to dla niej żadnym problemem. Większym było spanie z wiedźminem. Chyba rozsadziłoby jej od tego mózg.

    OdpowiedzUsuń
  79. Wbiła w niego wzrok, robiąc nieco głupią minę. Przechyliła lekko głowę na bok, cały czas mu się przyglądając. Potem przysunęła się do niego powoli, nachylając się bliżej.
    - Wielkie? - Zapytała cicho, oglądając się za krasnoludem. - Twój przyjaciel nie gubi się w nim? - Zapytała szeptem. Była kompletnie poważna. Dla niej wielkie łóżko było czymś dziwnym dla kogoś jego wzrostu. Skoro ona dostawała klaustrofobii w niewielkich pomieszczeniach to czy Norman nie gubił się w dużych?
    Zaczerwieniła się na wspomnienie o wspólnym spaniu, zaraz cofając się na swoje wcześniejsze miejsce. Upiła trochę piwa, krzywiąc się przy tym jak dziecko.
    - Chyba nie umiem już spać na łóżku. - Przyznała, ocierając usta. Mimo smaku, podobało jej się to ciepło, które rozchodziło się po jej ciele. I to rozluźnienie, które je ogarniało. Dlatego znowu chwyciła za kufel, skupiając na nim uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  80. Odbiła głową w kierunku krasnoluda. Uważnie go otaksowała, jakby oceniała, którą część ciała zamierza odgryźć najpierw. Już chciała zakryć sobie uszy, by nie musieć słyszeć tych wszystkich łóżkowych opowiastek, ale powstrzymała się, nerwowo przeczesując włosy.
    -Oh. Uprawiasz seks? - Potarła oczy, bo tuż przed nimi pojawił jej się obraz krasnoluda w akcji. Umysł ją rozbolał. - Jeśli właśnie to daje ci szczęście. - Wymamrotała, wbijając spanikowany wzrok w swoją zupę. Poruszyła w niej łyżką, doszukując się czegoś w resztkach. Potem niepewnie zerknęła na Ramsay'a, jakby szukając pomocy.
    - Czyli wszyscy to robią? - Zapytała, zupełnie jak małe dziecko. Co było zabawne, bo akurat kończyła piwo. A zaraz potem dostała pijackiej czkawki.

    OdpowiedzUsuń
  81. Spojrzała na niego z ciężkim westchnięciem. Próbowała zapanować nad czkawką, zatykając sobie nos i wstrzymując oddech.
    - Popracuję nad tym. - Wymamrotała, łapiąc oddech. - Chociaż nie wiem czy kiedyś się przyzwyczaję. - Potarła swoją rękę, odsuwając od siebie dzban. Już czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie, a co dopiero po kolejnym piwie. Pewnie skończyłaby w połowie przemieniona, wymiotując. Albo gorzej.
    - Mi wystarczy. - Znowu czknęła. Westchnęła na to sfrustrowana. - Jeśli wypiję jeszcze trochę, będzie po mnie. Nic mnie już nie uratuje. - Przytrzymała się stołu, wstając powoli. Nie chwiała się, ale jednak musiała skupiać się bardziej, by łapać ostrość. Zupełnie bez powodu uśmiechnęła się, oglądając się na niego.
    - Potrzebujesz pomocy? Nie sądzę, żebyś był pijany, ale może twoje rany znowu dają się we znaki? Zaprowadzić cię do łóżka?

    OdpowiedzUsuń
  82. - Przemiana wszystko zagoiła. - Podeszła do niego, ostrożnie łapiąc go za ręce. Gdy podciągnęła go do góry, wślizgnęła się pod jego zdrowsze ramię, łapiąc w pasie. Jej oczy błysnęły, kiedy pożyczyła siły od swojej zwierzęcej strony. Powoli prowadziła go do sypialni, uśmiechając się do niego. Mimo, że wcześniej panikowała na ich kontakt cielesny, ten zdawał jej się nie przeszkadzać. Chociaż niewiele różnił się od tamtego, przypadkowego.
    - Nie martw się o mnie, nie zjem twojego przyjaciela, kiedy będziesz spał. - Mruknęła, prowadząc go w stronę łóżka. Mrowienie w kręgosłupie nie było już takie wyraźne, zagłuszone przez alkohol. - Różowy? Nie będę pytać. Najlepiej nie będę niczego dotykać. - Stwierdziła, kręcąc głową. I nie powinna była tego robić. Cały świat zawirował, a ona runęła do przodu, upadając z Ramsay'em na łóżko. Całe szczęście, że zrobiła to tutaj, a nie wcześniej. Jeszcze by go zabiła.
    - Przepraszam! - Stęknęła. - To przez to przeklęte piwo. -Dodała szybko.

    OdpowiedzUsuń
  83. Wczołgała się dalej na łóżko, wciągając go na poduszki. Zmęczyło ją to, jakby sam wiedźmin ważył z tonę i w dodatku był bezwładny. Opadła na kolana tuż obok, przyglądając mu się i rozmasowując swoje plecy. Nie podobało jej się, że materac łóżka dostosowuje się do kształtu, przez to gibała się w panice na różne strony. Miała ochotę na niego nawarczeć. W tym wypadku wybrałaby podłogę.
    - Mówiłeś, że zbijesz fortunę na tym zleceniu. - Poruszyła nozdrzami, jak królik, badając czy w powietrzu nie unosi się zapach kłamstwa. Albo raczej stresu, który występuje przy kłamstwie. - Narażałeś swoje życie za marne pieniądze, przybywając do Leo i chcąc go zabić, by oczyścić swoje sumienie? - Oceniała go, chociaż była mu wdzięczna za to, co dla niej zrobił. - To głupie. Łatwiej poszłoby dokarmiając bezdomne zwierzaki i ludzi. - Pouczała, wciąż chwiejąc się na materacu. Chwyciła się ramy łóżka nieco sfrustrowana.

    [Pomyślałam, żeby do Normana przyjechała kochanka, która jest fryzjerką. Doprowadziłaby wiedźmina i Delię do porządku, bo na pewno oboje wyglądają, jakby uciekli z dziczy. I w końcu Delia przestałaby łazić w kiecce, w której krasnolud wyrywał facetów, bo to mnie przeraża. xDD]

    OdpowiedzUsuń
  84. [Wybacz milczenie, ale miałam pod opieką bardzo ruchliwego szczeniaka. Wystarczyło stracić czujność na minutę, a on właził na blat kuchenny, wyjadał cukier z cukierniczki albo sikał na kuchenkę. Wspomnę tylko, że ten mały demon sięgał połowy łydki, ale chyba był skoczny po zającu. Prawie nie spałam przez tego szatana. XD]

    Wpatrywała się w niego uważnie, nieco się wiercąc. Ledwo zauważalnie zsuwała się na kraniec łóżka, by móc z niego uciec. Nie przywykła do miękkich rzeczy, wywoływały w niej zagubienie i dyskomfort.
    - Bonhart nie zadzierał tylko z ludźmi, których się bał. Zawsze upewniał się czy musi grać z kimś czysto, czy może robić przekręty. Tacy jak on... - Wzdrygnęła się mocno, pocierając swoje ramiona. - Nie wierzę, że on nie żyje. Nadal mam wrażenie, że czai się gdzieś w ciemności i wyskoczy w najmniej dogodnym momencie. - Chciała złapać za obrożę, ale tylko potarła swoją szyję w roztargnieniu. - Zasługiwał na dużo gorszy los. - Miała nadzieję, że Leo za krzywdzenie słabszych smażył się w piekle. Przechodzi tam to samo, co jego ofiary.

    OdpowiedzUsuń
  85. [Mam nadzieję, że się nie obrazisz, że ją wzięłam.]

    Delia zwinęła się w kłębek na fotelu, który umiejscowiony był w kącie pokoju. Wybrała to miejsce, ponieważ było najmniej widocznym, kiedy wpadało się do pokoju. Można było też z niego dostrzec zbliżające się zagrożenie, a przede wszystkim, nie było łóżkiem. Ani podłogą. Mimo gimnastyki, którą musiała na nim wykonać, by się ułożyć, wolała to niż materac, który zdawał się ją pochłonąć.
    Prawie w ogóle nie spała. Nie wiedziała czy było to spowodowane mirrą, czy może nowym otoczeniem. Czuwała więc spokojnie przy wiedźminie, dopóki krasnolud nie zaczął tłuc się po całej chacie niczym oszalały. Ruszyła do drzwi, by sprawdzić, co się dzieje, ale ten już był w środku. Przez jego krzyki dało się słyszeć łomot. Kilka sekund zajęło jej zlokalizowanie go.
    - Wydaje mi się, że słyszy pana okoliczna wioska. - Nie była pewna czy Norman usłyszał jej przyciszony głos w swoim szale. Mimo to, kontynuowała: - Otworzyć drzwi? - Zerknęła na Ramsay'a, by chociaż od niego uzyskać jakąś odpowiedź. Wtedy walenie do drzwi ustało.
    - Norman! - Kobiecy wrzask rozdarł ową ciszę. - Przysięgam na bogów, że lepiej dla ciebie, jeśli nie znajdę tu z tobą żadnej dziewki! Znowu zapomniałeś, że przyjeżdżam?! - Delia zrobiła przerażoną minę, ostrożnie cofając się w stronę łóżka.
    - Chyba już za późno na sprzątanie. - Wyszeptała do krasnoluda.

    OdpowiedzUsuń
  86. Spojrzała z paniką na Normana, a potem na wiedźmina. Nie znała się na sprawach modowych i na tym, jak przystoi wyglądać, ale krasnolud z całą pewnością prezentował się nie najlepiej. A na pewno mógł wyglądać lepiej. Rozejrzała się więc szybko za czymś, co może uratować sprawę. W oczy rzucił jej się dzbanek, do którego niedbale włożone były kwiaty. Szybko do niego dopadła, wciskając kwiaty pod pachę, a dłonie maczając w wodzie. Potem przystanęła przy mężczyźnie i szybkimi ruchami zaczęła zaczesywać jego włosy i zarost. Tu i ówdzie lekko poczochrała, by nie wyglądał na zbyt przylizanego. Potem zerknęła na kwiaty, wybierając z nich największego i to takiego, który nie wyglądał jak chwast. Resztę wyrzuciła przez otwarte okno, bo nie prezentowała się zbyt dobrze. Na pewno były zbierane na biegu przed domem.
    - Teraz powinno być lepiej. Kwiatek odwróci jej uwagę. - Uśmiechnęła się do niego, popychając w kierunku drzwi wejściowych. - Nie każmy jej czekać. - Doradziła.

    OdpowiedzUsuń
  87. - Dobrze, że nie spałam w jego łóżku. Twoje włosy jakoś można wyjaśnić, gorzej byłoby z moimi. - Mruknęła, cofając się za drzwi od sypialni. Nie była zbyt dobra w rywalizacji z innymi, szczególnie z kobietami. A już na pewno z zazdrosnymi. Mogła wydawać się waleczna przez swoje geny, ale taka nie była.
    - Może wyjdę oknem? - Zapytała niepewnie.
    Elia spojrzała ze skrzyżowanymi rękoma na Normana. Prychnęła głośno na jego powitanie, a potem pochyliła się, by go ucałować. Dotknęła jego ramienia, zaraz marszcząc brwi. Ściągnęła z niego rudy włos Delii, unosząc go powoli.
    - Norman czy może zaczynasz robić się rudy na starość, czy gdzieś tutaj jest jakaś dziewucha? - Wyprostowała się gwałtownie, patrząc uważnie na Ramsay'a w tle. - Oh, wiedźmin, to wiele wyjaśnia. - Rzuciła mu krytyczne spojrzenie. - Znalazłeś go w lesie razem z tą dziewuchą?

    OdpowiedzUsuń
  88. Nagle rozbawiona, przesunęła spojrzeniem za krasnoludem, wsuwając się do chaty ze swoimi rzeczami. Postawiła torby niedaleko drzwi, zamykając je. W pomieszczeniu szybko zaczął się roznosić zapach jej perfum, wypierając wczorajszy alkohol.
    - Norman, słonko, minął miesiąc. - Zmarszczyła brwi na ślady po pazurach na stole, a następnie obróciła się w ich stronę. Przez chwilę mierzyła się spojrzeniem z wiedźminem, a potem przesunęła je na Delię. Ta druga w mimowolnym odruchu wcisnęła się mocniej w Ramsay'a, spuszczając wzrok na podłogę. Nie chciała z nią rywalizować ani bawić się w te babskie podchody, gdzie jedno źle dobrane słowo może wywołać wojnę.
    - Dzień dobry. - Wydukała. Brew Elii wystrzeliła ku górze, a podejrzliwe spojrzenie wbiło się ponownie w wiedźmina.
    - Powinieneś coś o tym wiedzieć, prawda, wiedźminie? - Wymusiła uśmiech podchodząc do nich powoli. Delii wyrwał się cichy warkot, kiedy stanęła zbyt blisko niej. - Oh, wy naprawdę znaleźliście ją w lesie? - Przyjrzała jej się uważnie, łapiąc za jej długie, rude włosy. - Dobry boże, przecież ta dziewczyna jest skrajnie zaniedbana i w dodatku wcisnęliście ją w sukienkę, w której Norman paraduje, kiedy się urżnie. - Pacnęła karcąco Ramsay'a w ramię. - A ty kiedy ostatnio widziałeś się w lustrze? Może jeszcze jakoś byś wyglądał, gdyby twoja broda rosła równo, a nie jak placki. - Okręciła się na pięcie i ruszyła w kierunku krasnoluda. - Norman, powinieneś ich wykąpać zanim ich upiłeś. - Poczochrała włosy niziołka i chwyciła za wiadra. - Przyniesiesz mi wody, kochanie? Trzeba się nimi zająć, wyglądają gorzej niż twoje psy. - Żeby go przekonać, cmoknęła go w policzek i uśmiechnęła zalotnie. Delia nerwowo zerknęła na swojego towarzysza, wiercąc się.
    - Może powinnam była uciec, kiedy mogłam? - Wymamrotała cicho.

    OdpowiedzUsuń
  89. Czując dreszcz, który przebiegł jej po plecach, odruchowo lekko odsunęła się od Ramsay'a. Gdyby miała się przemieniać, wolała nie być przy tym zbyt blisko innych. Nie wiadomo, jak mogłaby zareagować w takiej sytuacji i czy zapanowałaby nad bestią.
    Elia wzięła wiadra i wstawiła je nad ogień w kominku, by je zagrzać. Spojrzała uważnie na parkę, a zaraz na Normana.
    - Cóż, ona najwyraźniej wie, jak dbać o figurę, kochany. - Posłała mu znaczące spojrzenie. Podeszła do jednej ze swoich toreb i zaczęła w niej grzebać. - Wiedźminie, tobą zajmiemy się najpierw. Zajmie nam to mniej czasu niż z dziewczyną. Trzeba ją doprowadzić do porządku, żeby prezentowała się należycie. Wtedy dopiero im się zbierze na amory. - Wyciągnęła kilka męskich koszul ze swojej torby i położyła je na stole. - Przywiozłam jakieś koszule dla Normana. Niektóre trzeba byłoby dla niego skrócić, więc mogą być dobre dla ciebie. - Poruszyła nimi, szeleszcząc materiałem. Delia nieco się nastroszyła, słysząc, jak Elia o niej mówi. Nie odezwała się słowem, ale przypominało jej to trochę zachowanie kobiet, z którymi Leo miał styczność.

    OdpowiedzUsuń
  90. Zmarszczyła nos na wódkę, zaraz przesuwając ją w kierunku krasnoluda. Nie chciała tego pić. Samo pieczenie w nosie mówiło jej, jak bardzo może boleć przy przełykaniu. Na myśl o tym zbierało jej się na mdłości. Z wrażenia zaburczało jej w brzuchu.
    - Na amory? - Podniosła wzrok na wiedźmina, próbując zrozumieć znaczenie tego słowa. - Znaczy, na wymioty? Po wódce na pewno będzie nam się na to zbierać. - Wzdrygnęła się na widok butelki z tym przeklętym płynem. Elia zdumiona wcisnęła się Normanowi na kolana, tym samym odsuwając od niego alkohol. Zrobiła niewinną minę, tarmosząc jego brodę.
    - Ja tam wolę twoje inne krasnoludzkie atuty. - Szepnęła i uśmiechnęła się znacząco do swojego kochanka. Zaraz przeskoczyła spojrzeniem na parkę obok. - Oh, kto by pomyślał, że wiedźmini potrafią być tacy słodcy. - Delia z całej siły starała się ją ignorować. Wbiła więc wzrok w swoje dłonie, włosami próbując zakryć zaczerwienioną z zawstydzenia twarz. Nie wiedziała, co powinno się robić w takich sytuacjach. Czuła się maksymalnie skrępowana słowami Ramsay'a i odkryciem Normana.
    - Ramsay, woda się zagotowała. - Elia zwróciła mu uwagę. - Ogolę cię, jak się wykąpiesz. W końcu trzeba pokazać pani twojego serca, że potrafisz też się jakoś prezentować.

    OdpowiedzUsuń
  91. Była zawstydzona ową sytuacją. Chciała jak najszybciej się z niej wyplątać. Nie wiedziała, jak powinna się zachować, bo nigdy nie była w takiej. Ale miała przeczucie, że tłumaczenia tutaj nie pomogą. Raczej zaszkodzą. Pewnie, gdyby wychowywała się w normalnym otoczeniu, poradziłaby sobie z tym. Jej Matka była pewną siebie kokietką, do której wzdychało mnóstwo mężczyzn. Kiedyś chciała być taka, jak ona, niestety z czasem zrozumiała, że wystarczy jej samo bycie na tym świecie.
    - Na Ramsay'u zrobiłam już wrażenie, kiedy roztrzaskano mi nos o stół, a ja nie zemdlałam. Nie od razu. - Zacisnęła usta i pięści, nawet na nich nie patrząc. Krępowało ją samo obserwowanie i ich jawne okazywanie sobie czułości. Tego świata nie znała, była przecież wychowanką brutalności. Wiedziała, kiedy należy atakować, a kiedy udawać bezbronnego. I w tym wszystkim zatarło się, jakiej płci była. Bycie kobiecą i możliwość podobania się komuś lub sobie, była dla niej zupełnie obca.
    Elia zerknęła pytająco na Normana, a potem zsunęła się z jego kolan. Pokręciła się przez chwilę po pomieszczeniu, a potem skorzystała z nieuwagi aguary i złapała za jej długie włosy. Szybkim ruchem nożyc, odcięła poskręcane końce zanim tamta zdążyła zareagować.
    - I tak nie dałoby się ich rozczesać. - Wzruszyła ramionami na oburzone spojrzenie rudowłosej. - Łatwiej będzie cię potem uczesać. - Wyjaśniła, wyrzucając je.

    OdpowiedzUsuń
  92. Delia przesiadła się bliżej ściany, ustawiając się do niej tyłem. Chciała w ten sposób uniknąć ataków ze strony Elii. Cały czas ją obserwowała, przytulając do siebie resztki włosów. Nadal miała ich sporo, ale nie mogła przeżyć, że te nie będą już sięgać do kolan.
    - Nadal wyglądałby lepiej niż w tej różowej kiecce. - Parsknęła Elia, podsuwając krzesło dla wiedźmina. Zdążyła już sobie przygotować wszystkie przybory, które będą jej potrzebne przy doprowadzeniu go do porządku. - Spójrz, Norman, jeszcze go tylko ogolić, przystrzyc i mógłby uchodzić za panicza z zamku. W końcu nie wygląda na mulata. - Pomachała peleryną, gotowa zarzucić ją na ramiona Ramsay'a. Potem przeniosła spojrzenie na Delię, która uważnie ich obserwowała. - Nie martw się, zrobimy go na przystojniaka, żebyś miała na czym zawiesić oko. - Mrugnęła do niej, na co aguara zaczerwieniła się i uparcie unikała ich wzroku. Teoretycznie była na to przygotowana, w praktyce dała się pokonać ludzkiej kobiecie szybciej niż Bonhartowi. Te aluzje przyprawią ją o zawał, jak tak dalej pójdzie.
    - Kochany, przygotujesz kąpiel dla naszej nowej znajomej? - Elia była cała w skowronkach. Widocznie podobało jej się z jaką celnością trafia w czułe punkty aguary. Nic jej tak nie cieszyło, jak możliwość bycia czyjąś swatką.

    OdpowiedzUsuń
  93. Pokiwała mu powoli głową, przyglądając się wszystkiemu z bezpiecznej odległości. Uśmiechnęła się w podzięce do Normana, kiedy wychodził z pomieszczenia, a potem zaczęła się rozbierać. Z ulgą weszła do wody, ciesząc się z jej ciepła. Zanurzyła się w niej aż po czubek nosa, przez co z trudem mogła cokolwiek słyszeć.
    - Daj spokój, Ramsay. - Elia zabrała się za strzyżenie i golenie go. - Czekam aż mi się odszczeknie. Jeśli zacznie się bronić, przestanę. Może mi nawet przyłożyć. - Stwierdziła spokojnie. - Nie możesz jej wiecznie bronić, nie masz takich możliwości. Musi się nauczyć być niezależną i dbać o siebie, nie może się kulić za każdym razem, kiedy się na nią spojrzy. Na tym świecie są dużo gorsze istoty i rzeczy niż ja. I nikt tam nie będzie jej oszczędzał. - Uśmiechnęła się do przechodzącego Normana. - Poza tym, jesteście tacy siebie nieświadomi, że aż słodcy. - Uniosła jego podbródek, by móc swobodniej go ogolić.

    OdpowiedzUsuń
  94. - Czy warto poświęcać siebie dla takiej kobiety? - Zapytała, patrząc mu w oczy. Zatrzymała się tylko na chwilę, a potem szybko zajęła się jego włosami. - Nie neguję twojego wyboru, to nie moja sprawa. Ważne, żebyś ty wiedział, co robisz. Sam musisz zadać sobie to pytanie. - W skupieniu przesuwała palcami po jego czuprynie, by jakoś nad nią zapanować. Kiedy w końcu jej się to udało, uśmiechnęła się z zadowoleniem.
    - Skończyłam. W końcu wyglądasz jak człowiek. - Złapała za butelkę wódki i podsunęła mu ją, by mógł się jej napić. Zanim to zrobił, sama się napiła, a potem ruszyła dalej, krzywiąc się. Uwolniła go od peleryny. - Czy to ważne, co mam na myśli? Kto by się tym przejmował. - Machnęła na niego ręką. Zebrała kilka innych rzeczy, a potem wepchnęła się Delii do łazienki, uprzednio pukając. Dało się słyszeć przytłumiony pisk, a potem na dłuższy czas zapanowała cisza. Żadna z nich nie wychylała się z tego pomieszczenia przez około godzinę. Dopiero potem Elia wychyliła się z uśmiechem, zaraz posyłając krasnoludowi ostrzegawcze spojrzenie.
    - Nawet nie próbuj się gapić. - Ostrzegła go, podpierając się pod boki.

    OdpowiedzUsuń
  95. Cały ten kobiecy rytuał łazienkowy był jej zupełnie obcy. I niepotrzebny. Elia wzięła sobie jednak za cel, by doprowadzić ją do kobiecego porządku, jakby sam porządek nie wystarczał. Pomogła jej się wykąpać, chociaż Delia zapierała się tak bardzo, że o mało obie się nawzajem nie podtopiły. Ludzka kobieta była najbardziej upartą, jaką przyszło jej spotkać. Głucha na jej protesty i wstyd, robiła swoje. Szorowała jej włosy, podcinała je i splatała, by odgarnąć je z twarzy i pokazać elfie uszy. Zabrała się nawet za wycieranie jej nim ta zaczęła reagować. Przeszorowała ją tak bardzo, że jej skóra była zaróżowiona, ale niezwykle delikatna w dotyku. Przez chwilę poczuła się znowu jak mała dziewczyna, której kobiece atuty są nieważne. Czar prysł, kiedy Elia zaczęła ją stroić. Wcisnęła ją w tą złotawą kieckę, która była wycięta na plecach i dekolcie w literę V. Nie dość, że odsłaniała dużo, to jeszcze była na tak cienkich ramiączkach, że Delia bała się oddychać, by te nie puściły. A sprawę z oddychaniem i tak miała utrudnioną, bo ta szalona kobieta przewiązała ją szalem pod biustem, by go uwidocznić poprzez uniesienie go i zmniejszenie optycznie talii.
    - Tak będzie dobrze. - Tłumaczyła. - Tak powinnaś się ubierać. Niedługo poczujesz się w tym lepiej. - Na szczęście umysł Delii był nadal nieco dziecięcy, więc przestała się boczyć, kiedy tamta posmarowała ją olejkiem z wanilii i goździków, a potem obiecała go jej oddać. Nie mogła przecież wiedzieć, że aguary mają lekkiego świra na punkcie słodkich zapachów i przy niektórych z nich może im odbić. Nie będą wykazywać agresji, ale nadmierne pobudzenie.
    Z łazienki wyszła dopiero, kiedy Elia się odsunęła i ruszyła do części kuchennej. Słyszała, jak tamta ciągnie za sobą krasnoluda, namawiając go słodkimi słówkami do wspólnego gotowania. Kiedy tylko dostrzegła, że i wiedźmin jest czymś zajęty, czmychnęła na swojej poprzednie miejsce przy ścianie, zwijając się na krześle w precel.
    - Powinni coś zjeść, Norman, nie możesz karmić ich samą wódką. - Elia głośno pouczała krasnoluda, celując w niego drewnianą łyżką. - Może jeszcze zrobisz im zupę chmielową?!
    - Wszystkie związki tak wyglądają? - Zapytała cicho, obserwując parkę. - Wkurzacie się za dnia, a w nocy godzicie seksem? Albo odwrotnie? - Przeniosła spojrzenie na Ramsay'a.

    OdpowiedzUsuń
  96. Wpatrywała się w niego z zawstydzeniem. Potem uśmiechnęła się lekko, zaraz wbijając wzrok w stół. Dopiero po kilku sekundach przesiadła się bliżej niego, nadal unikając jego spojrzenia, a jednocześnie próbując zakryć, odkryte elementy ciała, włosami.
    - Powinieneś częściej nosić koszule, pasują ci. - Jedyny komplement, jaki była w stanie z siebie wyrzucić. Mogłaby powiedzieć ich więcej, ale wtedy jej twarz mogłaby spłonąć żywcem ze wstydu. Przy okazji dostałaby też zawału.
    - Elfice są bardzo ładne. Powinnam zabrać cię w rodzinne strony, żebyś mógł się przekonać. - Potem ściszyła nieco ton. - Aguary wyglądają odrobinę inaczej. Są napiętnowane przez magię, którą władają, a przez to brzydsze. Tak przynajmniej mówią elfy. Jesteśmy dla nich tym samym, co wilkołaki dla ludzi. Lub wiedźmini. - Nerwowo skubała kawałek stołu. - Przepraszam, nie wiem, dlaczego ci to mówię. Pytałam, czy w związkach już tak jest, że przez dzień się wkurzacie, a w nocy naprawiacie wszystko seksem? - Skinęła głową na parkę, gdzie Elia łypała gniewnie na Normana, ale zaraz zmieniła wyraz twarzy, gdy on skradł jej całusa.

    OdpowiedzUsuń
  97. Od razu dało się zauważyć jej wycofanie. Nie tyle, co fizyczne, a mentalne. Ostrzejsze spojrzenie, postawa, jakby zamierzała się właśnie bronić przed atakiem z jego strony. Po kilku sekundach dało się dostrzec błysk bestii w oczach, a dzięki niej Delia z powrotem się rozluźniła. Odebrała jego pytanie, jako zachętę do zrobienia tego, ale zwierzęca strona – ta, która do tej pory traktowała Ramsay'a jako niechcianego członka stada – uspokoiła ją, zapewniając o swojej obecności. I o neutralnych zamiarach wiedźmina.
    - To wszystko zależy od tego, na jakim procesie nauki jesteś. - Przyznała, teraz już spokojnie. - Jeśli jesteś samodzielna, panujesz nad sobą to możesz robić to, z kim chcesz. Młodsze, mniej stabilne, zazwyczaj uprawiają seks z wilkołakami. Są na tyle silne, że zapanują nad tobą, kiedy stracisz kontrolę nad zwierzęciem czy też mocą. Poza tym, młode lubią to robić w zwierzęcej formie, bo uważają to za oryginalne i buntownicze. - Przewróciła oczami, obrzydzona samą myślą o tym. Zdawała sobie sprawę z tego, że to przez to, że większość swojego życia spędziła w ludzkim ciele. Gdyby wychowywała się normalnie, byłaby bardziej zwierzęca niż teraz.
    - Zostawić ich? - Wizja słuchania całonocnych jęków była dla niej okropna. - Ale gdzie mielibyśmy pójść? - I nagle dostała olśnienia. Zanim się zorientowała, przysunęła się bliżej wiedźmina, chwytając jego rękę w swoje dłonie. Nagła ekscytacja wybudziła bestię, przez co oczy Delii znowu się rozświetliły. - Pójdziemy na polowanie? - Niemalże zapiszczała z podniecenia. Potarła swoim policzkiem wierzch jego dłoni, wpatrując mu się uważnie w oczy. Dotyk był ważnym aspektem dla zwierzęcej strony. Bestia potrzebowała przypadkowych muśnięć i otarć, by czuć się lepiej. Nawet, jeśli Elia się na nich gapiła. I nawet, kiedy ludzka część Delii źle je znosiła.

    OdpowiedzUsuń
  98. Uśmiechnęła się, nadal patrząc mu w oczy. To chyba był ich najdłuższy kontakt wzrokowy, odkąd się poznali. W dodatku był to kontakt ze zwierzęcą stroną. Tą, którą posługiwały się normalne aguary.
    - Dziękuję. - Aguara wydała z siebie cichy, zwierzęcy dźwięk. Ni to pomruk, ni to pisk. Znów potarła policzek o jego dłoń, ale tym razem zrobiła to tak, by odsuwając się, musnąć ją ustami. Delikatnie i szybko. Zostawić ślad zapachu, który pozwoli rozróżnić go od innych. Może poniekąd zaznaczyć, że wiedźmin jest jej.
    - Ty tak na mnie nie patrzysz. - Szepnęła Elia, a potem wydęła lekko usta. Zamieszała w garnku, dodając przypraw. - Jest jeszcze stodoła, nie zapominaj. - Przypomniała mu.
    Aguara odłożyła jego rękę i odsunęła się powoli. Wycofała się do środka, ale nadal zwierzęcy blask czaił się pod powierzchnią, zbyt podekscytowany myślą o polowaniu, by zniknąć całkowicie.
    - Właśnie... - Delia odchrząknęła nerwowo, wracając do skubania stołu. Czerwieniła się jak głupia. - Właśnie o tym mówiłam. - Wymamrotała zawstydzona. - Jeśli jesteś niespójna ze zwierzęcą stroną, ona postępuje po swojemu bez twojej wiedzy. Podczas seksu może rozszarpać kogoś, kogo lubisz, bo taki miała kaprys. Rozszarpanie fizyczne nie jest takie złe, jeśli w grę wchodzi też psychiczne. Wiesz, podczas seksu wchodzimy partnerom do głowy. Podobno. - Znów chrząknęła. - Takie łączenie wspomaga doznania. - Mówiła coraz ciszej. - Odblokowuje inne rodzaje przyjemności. - Zagryzła wargę, wiercąc się na swoim miejscu. - Ale, jeśli zwierzęcej stronie coś odbije, zaatakuje. I najprawdopodobniej zabije. - Zerknęła na niego, zaraz odbijając wzrok na okno.

    OdpowiedzUsuń
  99. Przeniosła na niego powolne spojrzenie, a potem uśmiechnęła się w ten niewinny, nieświadomy sposób.
    - Mówisz tak, jakbyś poważnie się zastanawiał nad spróbowaniem tego. - Przez chwilę wpatrywała się w niego, zagryzając wargę. - Mogę ci pokazać, jak to jest. - Wypaliła nagle, a potem nieco się zmieszała. - Znaczy, tylko w umyśle. Nie fizycznie. Na szczęście nie jestem na tyle silna, by wyczuwać, co cię podnieca, a co przeraża. Wtedy nie zobaczę czy robisz listę zakupów podczas całego połączenia. Nie mogę też wyczytać twoich myśli. Mogę jedynie poczuć czy są negatywne, czy pozytywne. Ale musisz mnie wpuścić do swojej głowy. - Z wahaniem ponownie złapała go za rękę, którą wcześniej zaznaczyła swoim zapachem. To dodawało jej pewności, bo – mimo że ręka była Ramsay'a – ślad mówił, że należała do niej. Chyba tym gestem chciała też pokazać swoje dobre zamiary.
    - Daj spokój, Norman. - Elia syknęła na krasnoluda. - Oni nawet nie wiedzą, że do czegoś zmierzają. Jak im nagle wypalisz, że zostawiamy im dom, by mogli pobyć sami, zepsujesz wszystko. Udawaj, że nic się nie dzieje. - Pochyliła się nad nim, obejmując od tyłu. - Poza tym, mnie nie przeszkadza nocowanie w stodole. Przecież mnie ogrzejesz. - Rzuciła kokieteryjnie.
    - Tylko lepiej, żebyśmy nie robili tego tutaj. Potrzeba jakiegoś ustronnego miejsca, bo... - Delia zakłopotała się, skubiąc jego palec. - Twój organizm odczuje to jako normalny stosunek. - Szybko na niego zerknęła. - Chyba, nigdy nie próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
  100. - Na pewno rozumiesz o co mi chodzi? - Spojrzała na niego uważnie, wracając do mieszania zupy. - Dobrze, możemy tak zrobić.
    Nie poczuła się urażona jego odrzuceniem. Rozumiała je. Nie był w końcu pierwszą istotą, która bała się lub brzydziła magii aguar. Nie mogła go do niczego zmusić, nawet nie chciała.
    - Byłeś ciekaw. - Wzruszyła ramionami, odsuwając się pod ścianę. Bezpieczna ściana dawała jej przewagę i widok na cały pokój. - Nie umiem ci wyjaśnić, jak działa mój gatunek. Czasami nawet nie mogę, bo złamałabym przez to wiele zasad. Ale one nie mówią nic o doświadczaniu, w końcu nasza magia ingeruje w inne organizmy. - Podparła brodę o dłonie, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. A potem uśmiechnęła się zaczepnie. - Wiesz, że alkohol osłabia twoje bariery i przez to możesz być bardziej podatny na moją magię? - A zaraz spoważniała. - Niestety jestem tak słaba, że nie potrafię zaatakować pijanego umysłu twojego przyjaciela, a co dopiero twojego. - Stwierdziła przygaszonym tonem.

    OdpowiedzUsuń
  101. Przyglądała się, jak Elia nalewa im wszystkim zupy, a potem podaje miski krasnoludowi, by ten zaniósł je do stołu.
    - To nie atak, jeśli ty się na to godzisz. - Stwierdziła cicho, zerkając na niego badawczo. Wiedziała, że każda przysługa musi mieć swoją cenę. Ale czy ona chciała znać myśli wiedźmina? Może na początku by ich nie poznała, ale z czasem byłoby jej łatwiej je odkodować.
    - Jeśli kiedyś jeszcze raz podniesiesz na mnie miecz, to będzie ostatni raz, kiedy będziemy stać po tej samej stronie. - Teraz patrzyła mu w oczy. Nie zerkała, nie unikała jego spojrzenia. - I wiem, że to samo tyczy się mnie. - Dodała, urywając ich kontakt wzrokowy. - Jest pewna rzecz, o której nie wiedzą wiedźmini, a o której wiedział Bonhart. - Potarła swoje ramiona, lekko się kuląc na samo wspomnienie o tym wydarzeniu. - Mamy większą słabość niż srebro. Jeśli zdecydujesz się pomóc, zdradzę ci, jak ogłuszyć aguarę. - Skuliła się bardziej, układając swoje dłonie na kolanach i wpatrując się w nie. - Ale musisz obiecać, że użyjesz tego tylko na mnie i nikomu tego nie zdradzisz.
    - Jedzcie, bo do wieczora nic z was nie zostanie. - Zawołała Elia, dosiadając się do nich.

    OdpowiedzUsuń
  102. Trudno jej było ufać komuś, kto w jednym zdaniu mówi, że nie zawaha się zabić ciebie, a w następnym, że chce pomóc. Dostawała sprzeczne sygnały, a przez to jej myśli i odczucia się plątały. Zaczynała popadać w lekką paranoję. Lubiła Ramsay'a i była mu wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobił, ale to nie zmieniało faktu, że się go bała. Aktualnie jej naturalny instynkt był zaburzony z powodu długoletniego zniewolenia. Wszyscy tutaj mogli być jej potencjalnymi wrogami, a ona nie potrafiła tego wyczuć. Gdyby teraz spotkała jakąś aguarę w swoim wieku, stałaby się ofiarą i pośmiewiskiem. Jej magia była słabsza niż niektórych dzieci z ich gatunku.
    Zwierzę w niej już nie chciało polować. Chciało się ukryć. Wykopać głęboką norę i schować się w niej, dopóki nie odzyska większej części swojej mocy. Być może nawet zdziczeć, jeśli tak miało być bezpieczniej. Odizolować się od wszystkiego, co mogłoby być zagrożeniem.
    Mimo, że zrobiło jej się niedobrze i słabo, zmusiła się, żeby jeść zupę. Ignorowała wszystkich dookoła, próbując panować nad sobą. Jedna z jej rąk, ta ukryta pod stołem, zaczęła się przemieniać. Wcisnęła ją jeszcze bardziej pod ławę i wbiła sobie pazury w wewnętrzną stronę dłoni. Krew sączyła się powoli na podłogę, ale w ten sposób przemiana zakończyła się tylko na łapie. Ból utrzymywał ludzką świadomość na powierzchni, nie pozwalając oszaleć.
    - Zostajecie tutaj na jakiś czas? - Elia spojrzała na wiedźmina. - Mogę was gdzieś podrzucić, kiedy będę wyjeżdżać, jeśli będziecie chcieli. - Zaproponowała spokojnie. - Na pewno w moim wozie będziecie mniej rzucać się w oczy. - Zerknęła znacząco na Delię, która kuliła się na swoim miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  103. Unikała spojrzenia w kierunku Ramsay'a. W zasadzie unikała spojrzenia na kogokolwiek, byleby móc skupić się na sobie i ochłonąć. Panika niczego by tu nie zmieniła, mogłaby jedynie wszystko pogorszyć.
    - Spodnie? - Elia zastanowiła się przez chwilę. - Mam kilka par, wystarczy tylko wziąć wymiary i mogę je pod nią przerobić. Nie takie rzeczy się robiło. - Uśmiechnęła się lekko – Potem sobie coś kupi, kiedy już stąd wyjedziecie.
    - Spodnie są niepraktyczne. - Stwierdziła cicho Delia. Poruszyła powoli dłonią, gdy ta wróciła do ludzkich kształtów. Nie wyciągała jej jednak, bo wiedziała, że wciąż sączy się z niej krew. - Przemiana zajmuje w nich więcej czasu. Zanim je zdejmę, będę martwa. Albo ty będziesz. - Zajęła się grzebaniem w swojej misce. Dobrze wiedziała, że sukienki nie nadają się na konia, ale myśl o zrywaniu z siebie spodni, kiedy są atakowani, była jeszcze gorsza. Jeśli je rozerwie, co wtedy? Co, jeśli nie zdąży ich zdjąć i ktoś pchnie Ramsay'a mieczem?
    - Z łuku nie trafię nawet w nieruchomą skałę, a co dopiero w mniejszy, ruchomy cel. - Zaczęła wiercić się na swoim miejscu. - Wolę miecz. - Z mieczem byłoby łatwiej. Mogłaby się chociaż częściowo przemienić i atakować również wolą ręką, rozrywając pazurami. Co prawda, walka bronią uwłaczała aguarą. Była poniżej ich godności, bo to one miały być bronią, a nie się nią posługiwać. Ale ona już i tak była poniżej godności.

    OdpowiedzUsuń
  104. Zaczęła się ostrożnie podnosić od stołu, by ruszyć za nim. Chociaż już nie miała ochoty na polowanie, liczyła, że to minie jej, kiedy tylko wyjdą z domu.
    - Jasne, coś wymyślimy. - Elia potargała włosy Normana, zaraz uśmiechając się do niego delikatnie. - I po co nam dzieci, skoro możemy mieć wiedźmina, który się ukrywa? - Rzuciła do swojego kochanka, trącając go lekko biodrem.
    Delia posłusznie ruszyła do drzwi wejściowych, by móc przez nie wyjść na zewnątrz. Ręka zaczynała ją mrowić, symbolizując rozpoczęcie gojenia.
    - Chcesz teraz ćwiczyć walkę? - Szybko na niego zerknęła. - Wolałabym nie. - Przyznała.

    OdpowiedzUsuń
  105. Ostrożnie obserwowała, jak psy biegną w kierunku lasu. W tym momencie nie odważyła się drgnąć. Pamiętała, jak psy Puszczyka goniły za nią przez bagno i wgryzały się w jej ciało, robiąc ogromne rany. Z powodu głodu i srebra, leczyła je potem miesiącami.
    - Są rzeczy, których nie mogę ci powiedzieć. - Spojrzała na niego, szukając zrozumienia. - Tu nie chodzi o mnie, a o cały gatunek. Właśnie dlatego jeszcze żyjemy, bo wy, wiedźmini i ludzie, wiecie o nas niewiele. I tu nie chodzi o to, że boję się, że się komuś wygadasz. - Pokręciła przecząco głową. - Są inne sposoby, które mogą sprawić, by ktoś zaczął mówić. Zdradzając ci wszystko o moim gatunku, narażam cię na ataki innych. Jeszcze bardziej. A jeśli te ataki się powiodą, narażę wszystkie aguary. - Bawiła się pasem, którym była przewiązana w talii. Zamierzała go rozwiązać, a potem zdjąć sukienkę, by się przemienić. - Nie pamiętam już, jak one żyją. Widzę schematy, ale ich nie rozumiem. Nie pamiętam już, jak działa nasza magia. Jak mam sprawić, by stała się silniejsza. - Zignorowała pas i zaczęła pocierać twarz zdrową ręką. Irytowała siebie samą. - Nawet nie umiem nad sobą zapanować. Nawet nie wiem, jak mam to zrobić. - Stęknęła głośno. - Nic nie wiem, Ramsay.

    OdpowiedzUsuń
  106. - Oczywiście, że wiem. - Cofnęła się tylko o krok, a nie o kilka, jak chciała. Niby nic, ale jednak duża różnica. - Ale to nie działa. Była więziona zbyt długo, powstała zbyt duża różnica między nami i nie jestem w stanie nad nią zapanować. Ona wszystko odbiera zupełnie inaczej, ma inne odruchy. - Odgarnęła sobie włosy z twarzy. - Nie wiem czy chcę się z nią połączyć. Jeśli to zrobię, stracę część człowieczeństwa i będę mówić te wszystkie rzeczy... - Aż poczerwieniała z irytacji. I może po części z zawstydzenia. Zwierzęca część, w porównaniu do ludzkiej, bardzo dobrze wspominała obraz tyłka wiedźmina. I jak ona miała to rozumieć?
    - Łatwo ci powiedzieć. Myślisz, że to zacznie działać od tak? Powiesz mi, że mam się nie bać, a ja przestanę? - Znów zaczęła bawić się pasem, lekko go rozwiązując, ale nadal przytrzymując. - Jak mam ci ufać, kiedy mówisz mi, że nie zawahasz się mnie zabić, a zaraz potem, że mam się nie bać, bo nic mi nie zrobisz? - Spojrzała mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  107. Przestąpiła z nogi na nogę, robiąc głęboki wdech.
    - Nie powiesz o tym nikomu ani nie użyjesz tego przeciwko żadnej innej aguarze. - Zaznaczyła głośno. - Mnie to ogłuszy i powstrzyma, a inną wkurzy świadomość, że o tym wiesz. - Zerknęła na swoje stopy, potem na niego. - Wiciokrzew. Jego zapach jest tak intensywny, że zmusza nas do skupienia się tylko na nim. Chociaż przez chwilę. - Nie wiedziała czy poczułaby się gorzej, gdyby musiała wystąpić przed nim nago. To chyba byłoby nieporównywalne. - Porównuje jasność twojego tyłka do księżyca. - To też była prawda. Nie musiała mówić, że zwierzęciu się ona podoba. Ono miało bardzo prymitywne potrzeby.
    - Zamierzasz tu stać, kiedy będę to robić? - Odpowiedziała mu pytaniem. Nadal ściskała w dłoniach pas od sukienki. Gdyby tego nie robiła, jej piersi mogłyby wyskoczyć spod sukienki bez ostrzeżenia.

    OdpowiedzUsuń
  108. Delia nie potrzebowała wiele do wpadnięcia w panikę. Po tych wszystkich przeżyciach i doświadczeniach, bliskość Ramsay'a mogła łatwo przyprawić ją o stan przedzawałowy, a tym samym doprowadzić do płaczu. Sama jego obecność czy zbliżenie z nim jej nie przeszkadzało, dopóki się tego spodziewała i mogła się na to przygotować psychicznie. Tego się nie spodziewała.
    - Myślisz, że ten fakt daje ci prawo do oglądania każdej kobiety nago? - Skupiała się tylko na jego dłoniach, przygotowując się do ucieczki. Na szczęście panika wybudziła wyciszone zwierzę, a ono przecież lubiło wyzwania oraz zabawy. I nie lubiło, kiedy pastwiono się nad umęczoną ludzką świadomością.
    Zrobiła jeden duży krok w jego stronę i całą sobą naparła na jego ciało. Może na początku lekko go pchnęła, ale kiedy oboje znaleźli już stały grunt, docisnęła się do niego jeszcze bardziej, by zostawić między nimi jak najmniej wolnej przestrzeni. Brak wolnej przestrzeni sprawiał, że suknia pozostawała w miejscu nawet bez pasa. W dodatku ona mogła wyczuć poruszenie mięśnia, a tym samym móc zareagować zanim wiedźmin postanowi się odsunąć. I w taki sposób, ona poruszy się z nim. Wcisnęła mu rękę pod pachę, by zaraz ułożyć ją na jego łopatce. To pomogło jej utrzymać równowagę, kiedy zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Niby mogła się już przemienić albo wsunąć się do jego umysłu, ale jaka byłaby z tego zabawa?

    OdpowiedzUsuń
  109. [Odezwę się pod Twoim KA, bo mam pewien pomysł. :D]

    Mimo, że nie należała do niskich, musiała się unieść na palcach, by móc się nieco zrównać z Ramsay'em. Uniosła tę zakrwawioną dłoń i delikatnie musnęła opuszkiem palca jego skroń, zostawiając na nim nikły ślad. Potem wytarła to wierzchnią, czystą stroną tej samej dłoni.
    - Za dużo emocji. - Zwierzę wpatrywało mu się uważnie w oczy. Próbowało cokolwiek z niego wyczytać, ale nie potrafiło tego zrobić bez użycia mocy. A ta mogła popsuć całą zabawę. Przez moment chciało nawet pokazać mu ten wir emocjonalny, który odczuwa ludzka strona, ale po namyśle uznało, że to mogłoby mieć złe konsekwencje.
    - Terytorialny? - Śmiech przeszedł w zwierzęcy pomruk. Leniwie zarzuciła mu ręce na ramiona, a potem przysunęła swoją twarz jeszcze bliżej. - Ty ładnie pachniesz. - Wyszeptało, a gdy zetknęli się nosami, dopuściło do głosu ludzką stronę, żeby mogła mierzyć się z konsekwencjami. Od razu dało się wyczuć tę zmianę. Serce Delii przyśpieszyło, jakby miało wyskoczyć z piersi, źrenice rozszerzyły się, a ich blask zniknął. Najpierw mięśnie spięły się, a ona zaparła się dłońmi o jego ramiona, by się wyrwać. Panika zaćmiła jej umysł na tyle, że nie przejmowała się czy jej pierś właśnie wyskoczy mu przed twarzą, czy już jest naga, a może przemieniona.
    - Nie, nie, nie, nie. - Popiskiwała. Panika płynnie przeszła w histerię, a potem ewoluowała w rezygnacje. Mięśnie rozluźniły się, a ona zawisła w jego ramionach, kurczowo trzymając się koszuli. - Nigdy nie byłam tak blisko. - Wyszeptała mu płaczliwie w koszulę.

    OdpowiedzUsuń
  110. Kiedy ten cały szał zaczął opadać, zaczęła zwracać uwagę na inne rzeczy, które działy się dookoła. Wiatr się nieco uspokoił, psy szczekały gdzieś w oddali, a wiedźmin był przyjemnie ciepły. Odczuwała to szczególnie w miejscach, w których się stykali, a to znowuż sprawiało, że dreszcze przebiegały jej po kręgosłupie, a żołądek skręcał się w bolesny supeł. Nie potrafiła wyjaśnić, jak, ale jej ciało stało się wrażliwsze na dotyk, przez co dokładniej odczuwała jego obecność. Każdy jego ruch, który skutkował otarciem się o nią, wyzwalał dziwne uczucie w podbrzuszu i reszcie ciała.
    Potarła swoją twarz, a następnie poprawiła górę sukienki. Nadal była niespokojna, a to zaczynało przemieniać się w frustrację. Chwilę jej zajęło zanim zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. Musiała zwalczyć wstyd i dyskomfort.
    - To ty zacząłeś. - Odchrząknęła, bo nadal głos jej się łamał. - Niepotrzebnie mnie prowokowałeś. - Tu pozwoliła ponieść się frustracji i walnęła go ręką w pierś. Nie było to mocne uderzenie, raczej takie, które pokazuje kobiece niezadowolenie. - Potrafię się rozebrać sama.

    OdpowiedzUsuń
  111. Chwyciła za suknię, aby utrzymać ją w miejscu, a następnie odsunęła się od niego. Rzuciła mu pseudowrogie spojrzenie i odeszła na kilka kroków. Wcześniej nawet nie oderwałaby od niego wzroku, robiąc tę czynność, a teraz okręciła się do niego tyłem. Całkiem spory postęp.
    Przystanęła obok spróchniałego drzewa, by jednocześnie w jakiś sposób się odgrodzić od niego, ale też, by mieć na czym zostawić ubranie. Nie wyglądałoby dobrze, gdyby zostawiła je na ziemi.
    - Czy mógłbyś..? - Wskazała gestem, by odwrócił się do niej tyłem. Zależało jej na prywatności w tej chwili. - Zaczynam odnosić wrażenie, że ty po prostu chcesz zobaczyć mnie nago. - Zerknęła na niego, czekając cierpliwie. - A niby jak inaczej mam polować, jeśli nie jako zwierzę? - Aż uniosła na niego brew ze zdumienia.

    OdpowiedzUsuń
  112. Poruszyła ramiączkiem sukienki, na co przez jej ciało zaczęły przebiegać dreszcze, które symbolizowały nadchodzącą przemianę. Szybko okręciła się na pięcie, by być tyłem do wiedźmina i budynku. Skóra zaczynała swędzieć, a kości nieprzyjemnie trzaskać. Normalnie nie powinno to tak wyglądać, ale - z powodu wieloletniego przetrzymywania - nic nie było już takie samo. Zanim ponownie opanuje postać lisa, zajmie jej to trochę czasu.
    - Jesteśmy anterionami, nie teriantropami, Ramsay. - Zdjęła z siebie sukienkę, a jej naga skóra niemal natychmiast zaczęła pokrywać się futrem. Kilka sekund później zaczęła biec: najpierw na dwóch nogach, potem na czterech, napawając się tym uczuciem.

    OdpowiedzUsuń