Kiedy mijasz go na ulicy widzisz młodego, przystojnego i dobrze ubranego mężczyznę przed trzydziestką. Widzisz jak wyjmuje z kieszeni telefon. Myślisz sobie, że pewnie odbiera połączenie od swojego szefa z pracy. Ma poważną i opanowaną minę. Wyraża na coś zgodę, a potem odłącza się i rusza w stronę parkingu. Zastanawiasz się czy to ferrari należy do niego. Tak. Mężczyzna wsiada do najdroższego samochodu w mieście.
Właśnie kazał zabić oszusta, który przemycał ich towar i sprzedawał na własną rękę. Torturowali go trzy dni. Odcięli mu palce, wiertarką wywiercili mu dziury w kolanach, a gdyby to jeszcze nie pomogło przypalali mu plecy.
Syn człowieka, który trzyma w garści całe miasto. Syn człowieka, który jest okrutnym gangsterem, a jednocześnie kochającym ojcem i mężem. Prawa ręka ojca. Na swoim konie ma nie tylko zabójstwa. Robił rzeczy o którym lepiej by nie wiedziała jego matka.
Willa z basenem, szybkie samochody, imprezy, kobiety, najdroższe alkohole i życie pełne luksusów. Tak właśnie żyje Christian. Gdzieś tam pomiędzy tym pięknym amerykańskim życiem przewija się krew, okrucieństwo, prochy i całe zło tego świata.
Wyjazd na Malediwy nie był planowany. Jednak już od dawna pragnęła wyrwać się z domu i odpocząć od całego zgiełku, który tam panował, choćby na krótką chwilę. Co prawda ten pomysł niespecjalnie przypadł do gustu jej ojcu, w szczególności, gdy usłyszał, że chce wyjechać sama, bez ochrony w postaci dwóch barczystych mężczyzn, chodzących za nią krok w krok i odstraszających wszystkich w promieniu kilku kilometrów. Minęło sporo czasu, nim go przekonała, co było dziwnie, ponieważ żadna inna kobieta w jej wieku nie musiała prosić o zgodę na wakacyjny wyjazd. Jej sytuacja jednak była inna. Sama doskonale wiedziała, że dla niektórych osób byłaby łatwym, a zarazem cennym celem. Ciężko było zliczyć wrogów jej ojca, którzy chcieli zemścić się na jej rodzinie w każdy możliwy sposób. W tym także poprzez dobranie się do ich jedynej księżniczki i jedynej słabości dona. Całe szczęście po matce odziedziczyła upór i dar przekonywania, więc po godzinach dyskusji udało jej się postawić na swoim.
OdpowiedzUsuńRozejrzała się po zebranych, przeczesując palcami ciemne kosmyki włosów. Na parkiecie już znajdował się całkiem spory tłum ludzi, ciała wymachujące rękami i przybliżające się do siebie z każdym kolejnym taktem muzyki. Żadko, kiedy przychodziła na imprezy już na samym początku. Dlatego tym razem także odczekała, by ominąć pierwszą falę i oszczędzić sobie niezręcznych rozpoczęć. Wreszcie ruszyła w stronę baru, witając się po drodze z niektórymi osobami, które zdążyła poznać podczas kilkudniowej podróży. Wreszcie dotarła do długiej, czarnej lady, zajmując jedno z pustych wysokich krzeseł. Uniosła dłoń, machając w stronę barmana, który najwyraźniej kończył przygotowywanie innego drinka. Mężczyzna zerknął w jej stronę, zauważając jej gest i po kilku chwilach stanął przed nią, czekając na zamówienie. Poprosiła o rum z colą, odwracając się jednocześnie w stronę tłumu i przyglądając się tańczącym osobą. Szybko wlała w siebie drinka, gdy ten pojawił się przed nią, krzywiąc się lekko na gorąc palący jej przełyk, po czym pewnym siebie krokiem ruszyła na parkiet, gdy wypatrzyła grupkę dziewczyn, z którymi spędziła kilka wieczorów. Po kilku przetańczonych piosenkach znowu wróciła na swoje miejsce, rozglądając się w poszukiwaniu barmana, który na jej nieszczęście znajdował się na samym końcu lady, starając się obsłużyć roześmianą gromadkę. Westchnęła, odgarniając z karku kotarę ciężkich włosów, by zapewnić sobie pewnego rodzaju ochłodzenie. Zesztywniała, gdy poczuła na swoim ramieniu dotyk obcych dłoni i szybko odwróciła się w stronę intruza, który uśmiechał się do niej zalotnie, nawet odrobinę niezrażony jej zdziwieniem.
– Jesteś sama. – to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie, które wymruczał, przybliżając się do niej jeszcze bardziej, drastycznie naruszając jej przestrzeń osobistą. Skrzywiła się, strącając jego dłoń i próbując się odsunąć. – Z całą pewnością nie jestem z tobą. – mruknęła, gdy zacisnął dłoń na jej udzie. Gwałtownie zerwała się z krzesła, posyłając mu miażdżące spojrzenie. Powstrzymała się jednak od jakiegoś komentarza i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Nim jednak tam dotarła, poczuła zacisk na przedramieniu i mężczyzna, którego przed chwilą spławiła, gwałtownie odwrócił ją w swoją stronę, aż z impetem przylgnęła do jego piersi. Zamruczał jej do ucha, przyprawiając ją o dreszcz, gdy próbowała się wyszarpać. Chciała unieść kolano, by zderzyło się ono z jego kroczem, ale mężczyzna przewidział ten ruch, łącząc nogi i zacieśniając uścisk. – Puszczaj... – warknęła, w odpowiedzi czując jak jego klatka wibrowała od cichego śmiechu.
Nie była całkowicie bezbronna. W swoim życiu przeżyła wiele treningów. Fakt, iż była kobietą utrudniał jej położenie w mafijnym świecie, ale mimo to ojciec zadbał, by nie czuła się bezsilna. Zresztą była jego jedynym dzieckiem, więc czuł ojcowską potrzebę wpojenia w nią pewnych umiejętności. Potrafiła całkiem nieźle strzelać, jednak nie nosiła broni zawsze przy sobie. Ta była ukryta w jej pokoju, na wszelki wypadek. Znała technikę samoobrony i kilka chwytów, ale prawdą było, że w dalszym ciągu była słabsza od mężczyzny i gdy trzymał ją w żelaznym uścisku, przyciśniętą do swojego ciała, pozostawiał jej niewiele możliwości wyjścia z tego kłopotliwego położenia.
OdpowiedzUsuńOtworzyła szerzej oczy, gdy jej napastnik został szarpnięty przez nieznanego wybawcę i cofnęła się o krok, przyglądając się zaistniałej sytuacji. Nim się spostrzegła, nachalny typ stracił swoją pewność siebie niczym przekłuty balonik, a jego oczy, wcześniej przepełnione zuchwałością i rządzą, teraz świeciły czystym strachem. Blondyn pokiwał niepewnie głową w odpowiedzi na słowa drugiego mężczyzny, a chwilę później szybkim krokiem maszerował w stronę wyjścia, jakby chciał czym prędzej znaleźć się mile od tego miejsca. Pokręciła głową na ten pokaz tchórzostwa i przeniosła wzrok na swojego wybawcę. Ktoś inny na jej miejscu pewnie trząsłby się teraz ze strachu, dziękował Bogu i całował ziemię, ale w życiu widziała i przeżyła gorsze rzeczy niż krótka szarpanina. Nie było nawet rozlewu krwi. Na całe szczęście...
– A więc bohater, hm? – rzuciła, krzyżując ramiona na piersi i przechylając lekko głowę na bok, by uważnie mu się przyjrzeć. Nie był typowym bohaterem, w lśniącej zbroi, na białym rumaku, broniącym honoru niewiasty. Był raczej mrocznym rycerzem, otaczającym wokół siebie ciemną aurę odstraszającą ludzi wkoło. Jednak nie ją. Była przyzwyczajona do pozbawionego emocji wzroku lub wypełnionych groźbą tęczówek. To było coś, co znała, coś, z czym potrafiła sobie w miarę radzić. Po chwili ruszyła ponownie w stronę baru, a gdy przechodziła obok, lekko trąciła go ramieniem. Zatrzymała się kilka kroków za nim, zerkając w jego stronę. – Idziesz? Zdecydowanie jesteś mi winny drinka. – dodała, kiwając głową w stronę połyskującej czernią lady.
Takie sytuacje w jej życiu miały miejsce nieczęsto. Mianowicie chwila, w której jakiś nieznajomy mężczyzna musiał ratować ją z niekorzystnej pozycji. Właśnie dlatego ojciec pilnował, by w jej pobliżu zawsze znajdował się jakiś ochroniarz, gotowy zginąć w jej obronie. Na każdym zakręcie mógł czaić się wróg, pałający chęcią zemsty. Wszędzie usłyszeć można było spiski i przekręty. Nie patrzyła na świat przez zamglone okulary jak większość ludzi. Widziała czarną rzeczywistość, przed którą matki chroniły swoje dzieci.
OdpowiedzUsuńJuż dawno zrozumiała jak działa ten świat. Należało się trzymać z silnymi, by przetrwać. Jej rodzina była silna, wytrwała, mściwa, skąpana krwią i niewątpliwe potężna. Może właśnie dlatego, zamiast podziękować i odejść, postanowiła zostać przy nieznajomym. Wewnętrzny radar podpowiadał, że on także należał do tej grupy, która ma największe szanse przetrwać i możliwe, iż jakaś nieznana siła popychała ją w jego stronę. Instynkt przetrwania, który od wieków posiadał każdy człowiek, jeden bardziej wyostrzony, drugi mniej.
- Pozwoliłam ci wybawić się z opresji, pozwoliłam wykazać się męskością, dzięki czemu mogłeś połechtać to wasze delikatne ego. Nie zapominaj, że dałam ci też szansę na wyrzucenie szczypty tej twojej wściekłości. - wytłumaczyła, po czym zwinnym ruchem przechyliła kieliszek, szybko przełykając jego zawartość. Podpierając brodę na dłoniach, przyglądała się jak ponownie nalewał alkohol do kieliszków, po czym uniosła spojrzenie, skupiając się na jego twarzy i śledząc ją uważnym wzrokiem.
Poczęstowała się proponowanym papierosem, przysuwając go do ust i zwinnie kradnąc zapalniczkę swojemu towarzyszowi, posyłając mu przy tym niewinny uśmiech. Szybko odpaliła i oddała mu jego własność, zaciągając się dymem, który w znajomy sposób rozprzestrzenił się po jej ciele.
OdpowiedzUsuńVivienn była naprawdę dobrą aktorką. Przez lata nauczyła się w ważnych chwilach udawać emocję, zakładać je niczym maskę, pod którą chowała to, co tak naprawdę czuła. Gdy była zdenerwowana, potrafiła idealnie odegrać rolę dziewczyny z uniesionym podbródkiem i niezachwianą pewnością siebie. Gdy czuła strach, przepędzała go w głąb umysłu, pozostawiając jedynie zimną kalkulację lub przeciwnie, palącą wściekłość. W tym świecie emocje grały ważną rolę, a jej ojciec utrzymywał swoją pozycję, ponieważ naprawdę dobrze potrafił wyczytywać ludzi. Mógł pochwalić się czymś w rodzaju szóstego zmysłu, który podpowiadał mu czy ktoś go oszukiwał lub okłamywał. Był świetnym obserwatorem, co dodatkowo podwyższało jego skalę przerażenia, jakie budził wkoło.
- To pewność siebie. - odparła z lekkim wzruszeniem ramion. - W tym świecie... - urwała, rozglądając się po barze, choć tak naprawdę nie to dokładnie miała na myśli, po czym nachyliła się do niego odrobinę bliżej. - Możesz pożerać albo być pożartym. - dokończyła, prostując się i posyłając mu mrugnięcie, by obrócić swoje słowa w żart, pomimo tego, że mówiła całkowitą prawdę. Jej życie opierało się na mordercach i trupach. Silnych i słabych.- Samotność to czasami cholernie dobra rzecz. - odpowiedziała, z minimalnym uśmiechem. - Też nie jesteś zbyt towarzyski. - dodała, nie pytając, a stwierdzając po prostu fakt.
Sama nie wiedziała czemu dalej przy nim siedziała, skoro mogła zniknąć w tłumie i aktywnie spędzić resztę nocy. Jednak musiała przyznać, że była zafascynowana, a ostatnimi czasy rzadko jej się to zdarzało. Jemu jakoś udało się wzbudzić jej ciekawość i sprawić, że miała ochotę po prostu zostać.
OdpowiedzUsuń- Nie. Teraz jeszcze stoję na cienkiej lince, unosząc się w powietrzu i obserwując. - odpowiedziała, odgarniając włosy na plecy pod jego czujnym wzrokiem.
- Liczyłam na to, że zostaniemy przy Wybawicielu i Wybawicielce. - odparła z cichym westchnieniem, po czym przechyliła wciąż pełny kieliszek wódki. Kciukiem starła kroplę, która osadziła jej się w kąciku ust i ponownie spojrzała na swojego rozmówcę, posyłając mu lekki uśmiech. - Vi. - odparła po prostu, będąc zdania, że taka wiadomość jest już wystarczająca. Była nauczona, aby o sobie mówić jak najmniej, w szczególności, gdy rozchodziło się o podstawowe informację.
Vivienn z natury była nieufna i miała ku temu doskonałe powody. Dlatego też rzadko mówiła o sobie, jeszcze rzadziej wyjawiając istotne fakty ze swojego życia. Jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało i sam także przyjął taktykę podobną do jej. Nie był bezmyślnym gadułom, obserwował, analizował i to czyniło z niego dobrego kompana, a z całą pewnością intrygującego.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego uważnie, gdy zadał pytanie, wiedząc, że za chwilę udzieli jej także odpowiedzi. Słysząc ją, uśmiechnęła się szerzej i przeniosła wzrok na parkiet, gdzie co niektórzy najwyraźniej zapomnieli, jakie jest jego poprawne wykorzystanie i powoli zaczynali traktować go jak pokój hotelowy. Trzeba im to było przyznać, przechodzili do rzeczy bardzo szybko. Wiedziała jednak, że większość z tych mężczyzn nazajutrz nie będzie pamiętać imion swoich towarzyszek. Co było żałosne w przeważającym stopniu dla kobiet, ponieważ to zazwyczaj one naiwnie liczyły na coś więcej. Nigdy nie mogła pojąć jak którakolwiek z nich mogła myśleć, że znajdzie w takim przybytku miłość życia? Pokręciła głową na tę myśl i wróciła spojrzeniem do Chrisa, przypominając sobie jego wcześniejszą wypowiedź.
- Spójrz na nich i powiedz czy przyszli tu dla dobrej muzyki. - zaczęła, ponownie zerkając na tłum. - Nie, ponieważ jedyne czego szukają to zapomnienia, ewentualnie zaspokojenia. Ta muzyka ma ich otępić i właśnie to się dzieje. - dokończyła, machając w tamtą stronę ręką i wzruszając przy tym lekko ramionami.
- Byłeś na dachu? - odparła ni stąd, ni zowąd, odwracając się w jego stronę i uważnie mu się przypatrując, z typowym dla siebie błyskiem w oku.
- Poczułabym się urażona, gdyby to nie była prawda. - odparła, wzruszając przy tym lekko ramionami i wychylając kolejny kieliszek. - Trzeba jednak przyznać, że wszyscy jesteśmy troszkę szaleni. - odparła, unosząc dwa palce i pozostawiając pomiędzy nimi kawałek wolnej przestrzeni, by zobrazować swoje poprzednie słowa. - Jedni bardziej od drugich. - dodała, zerkając na blondynkę, która w dalszym ciągu słała w ich stronę zawistne spojrzenie. Gdyby spojrzeniem można było rzucać sztylety, Vi nabawiłaby się z całą pewnością kilku draśnięć od tej dziewczyny. Nigdy nie mogła pojąć tej idiotyczne zazdrości o kogoś obcego. Tak jakby co niektóre kobiety były zdania, że danego mężczyznę zobaczyły pierwsze, oznaczyły go, obsikując teren wokół niego i teraz należał do nich. Pomijając fakt, że ów osobnik najwyraźniej jawnie odrzucił te zaloty, przecież jego zdanie w ogóle się nie liczyło...
OdpowiedzUsuń- Powodów jest bardzo wiele. - odpowiedziała, jakby to było czymś oczywistym, po czym wypiła zaoferowany kieliszek. - Na przykład tylko po to, by zobaczyć świat z innej perspektywy. Coś o wiele interesującego niż tłum ocierających się o siebie ciał. - wytłumaczyła, podnosząc się ze stołka i zgarniając szybko z baru butelkę. - Poza tym, muszę uciec od tego morderczego wzroku. - dodała konspiracyjnie, wskazując palcem na wspomnianą wcześniej blondynkę, po czym ruszyła w stronę wyjścia, posyłając mu jeszcze zachęcający uśmiech.