1 czerwca 2000

[KP] Vanturus Vendin

vanturus vendin
ZŁODZIEJ // 26 LAT // CESARSKI

Zawsze zastanawiał się nad tym, jak to jest mieć wszystko. Z zazdrością spoglądał na rówieśników, potomków bogatych mieszkańców Cyrodiil, po czym wracał do drewnianego domu, zbudowanego przez ojca jeszcze zanim umarł. Został on, matka, młodsza siostra i starszy brat, który to przejął rolę zajmowaną niegdyś przez najstarszego z rodziny. Za to on, spychany na dalszy plan, mógł w ciszy przekradać się przez domy bogatych, ujmując im tego, czego mieli najwięcej: kosztowności. Sprzedawał, a następnie wracał z pieniędzmi, kłamiąc matce, że zarobił je w tartaku. Czym więcej ich przynosił, tym brat stawał się bardziej podejrzliwy, aż w końcu nakrył go z diademem w ręku zanim jeszcze zdążył dotrzeć do pośrednika Gidli Złodziei. Zhańbiony wybył w świat, mając lat kilkanaście, by udać się do Skyrim, gdzie prowadził go kupiec złodziei, do Pękniny, do domu.


wątek z sweetroll

2 komentarze:

  1. Szczęście nie sprzyjało Favani od kiedy przybyła do Skyrim. Można by było zacząć i skończyć na tym, że swój pobyt rozpoczęła w Wichrowym Tronie. Chociaż na samym początku nie było aż tak źle, skoro pierwsze co zobaczyła do przerośnięte jaszczurki robiące to do czego nadawały się najlepiej - niewolniczej pracy w okropnych warunkach. Wtedy owymi warunkami była śnieżyca, pierwsza jaką Favani miała okazję odczuć na własnej skórze - nie podobało jej się, a to był dopiero początek rzeczy które nie przypadły jej do gustu. Szara Dzielnica, na przykład, była kompletnym żartem i hańbą. Jej mieszkańcy byli jeszcze gorsi, potrafili tylko narzekać zamiast zrobić coś ze swoją sytuacją, a Favani nie czuła się w obowiązku aby ich jakkolwiek wesprzeć. Nie zasługiwali na to. Wykorzystała trochę ich “gościnność” (niektórzy dunmerzy widząc biedną, obcą pobratymczynię zechcieli się nad nią zlitować za drobną opłatą), po czym opuściła to miejsce jak najszybciej. Chciała się dostać do Zimowej Twierdzy. Nie miała wysokiego mniemania o tamtejszych magach, nie spodziewała się po nich czegokolwiek tak na prawdę, ale przynajmniej w pewnym sensie byłaby wśród swoich. A raczej, bardziej wybrakowanej wersji “swoich”.
    Pech za nią jednak podążał. Już w połowie drogi jej wóz został zaatakowany przez przeklętych bandytów. Woźnica zginął, koń niestety też (chociaż on by za wiele jej nie dał), zanim jej udało się wytłuc wrogów (a raczej, jej atonarch ich zgniótł, przecież ona sobie rąk brudzić nie będzie). A więc znalazła się w przysłowiowej dupie. Dopóki nie napotkała Muglaka.
    Poczciwy ork inteligencją nie grzeszył, ale był… o dziwo przyjazny. W taki sposób w jaki Favani nie potrafiła być, ale jemu to nie przeszkadzało. Po kilku robotach razem zaczynała przyzwyczajać się do żywotu najemnika. Jednak ta konkretna pobudziła w niej coś więcej niż żądzę zarobku.
    Pamiętała tak dobrze ekspedycje do Nchurdamz, a raczej odkopywanie ruin z popiołu, a dopiero potem zwiedzanie ich na nowo. Albo Nchurdumz, które znajowało się tuż obok. Nie przejmowała się gorącem czy trudnością z oddychaniem, chciała to po prostu zobaczyć. Pamiętała też jak prosiła swojego mistrza o pozwolenie i wsparcie w podróży na Solstheim. Nie dostała żadnej z tych rzeczy.
    A teraz jest w Skyrim, gdzie dwemerskich ruin jest pod dostatkiem.
    Skłamałyby, twierdząc, że nie czuje podeksytowania na samą myśl o czekającym ich zadaniu, przez co była jeszcze bardziej gburowata niż zwykle (Favani nie mogła się przyznać do posiadania jakichkolwiek pozytywnych uczuć). No i w dodatku została otoczona innymi osobami. Muglak był jeden, jego jeszcze potrafiła zdzierżyć. Ale tutaj nagle miała jakąś taką różnorodność, i to wszystko przy jednym stole, i tak na prawdę to była tak zestresowana takim licznym towarzystwem, że potrafiła tylko rzucać niezadowolone spojrzenia. Ciężko to było wszystko znieść na trzeźwo, ale już dawno się nauczyła, że tego norskiego świństwa nie dało się pić. Ileż by dała za łyk sujammy, albo nawet mazte. Na wsparcie Muglaka nie miała co liczyć, jako że on był zbyt zajęty jedzeniem i piciem. Jeszcze kiedyś by próbowała go powstrzymać, ale teraz wiedziała, że ork musi się uchlać na tyle by jeszcze do jutra nie wytrzeźwieć. Tak mu się najlepiej walczyło, szczególnie z falmerami, tak przynajmniej twierdził. Od kiedy go poznała te kilka miesięcy temu to nie chciał zawędrować do żadnych dwemerskich ruin, bo od ich mieszkańców dostawał ciarek na plecach. A skoro Muglak miał taką reakcję to znaczy, że coś musiało być na rzeczy. Favani nie wiedziała jak to jest stanąć w oko w oko z falmerem, jedynie miała przyjemność zmierzyć się z automatonami (nawet jej się kiedyś jednego udało złożyć!), ale nie potrafiła sobie wyobrazić, aby to musiało być aż tak złe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do jej uszu dotarła rozmowa jej dwóch towarzyszy i komentarz jednego z nich ją zainteresował na tyle by wychylić się i już próbować zadać pytanie.
      - Uwagaaaa lecę! - rozdarła się leśna elfka. Właśnie w dłoniach niosła z sześć kufli, które walnęła na stół. Trochę alkoholu rozlało się na stół, ale większość pozostała w swoich naczyniach. - Dwa dla Muga… - Zaczęła rozdzielać kufle. Brzmiała na podpitą, chociaż Favani miała wrażenie, że elfka jedynie takową grała. Wypiła stanowczo za mało i czasami jej spojrzenie było stanowczo zbyt przytomne. - Dla Favi… - Favani skrzywiła się słysząc zdrobnienie.
      - Favani nie chce! Ja chcę! - Muglak krzyknął unosząc dłoń.
      - Więc trzy dla Muga… Jeden dla Amata… - Podsunęła kufel khajitowi. - Venni nic nie chciał. - Tutaj spojrzała się na jednego z ludzi, który akurat rozmawiał z khajitem i który też powiedział coś co przykuło uwagę Favani, ale jej odwaga została trochę rozproszona przez radosną elfkę. - I jeden dla Strella… - Podsunęła kufel drugiemu człowiekowi, któremu już z pewnością wystarczyło.
      Favani była pod wrażeniem, że elfka spamiętała wszystkie imiona. Dunmer nie miała pojęcia kto kim był, oprócz Muglaka. Ludzi rozróżniała po tym, że jeden siedział w kapturze jak jakiś debil, a drugi nie.

      [ukradłam Ci orka.]

      Usuń