Alex Connor. Sleepwalkers. Wokal.
Wczoraj? Uzależniony od narkotyków oraz kobiet tak samo jak od muzyki i tatuaży.
Dziś? Świeżo po odwyku z poważnymi planami co do swojej kariery.
Jutro? Tego nie wie nikt. Zwłaszcza kiedy jesteś tylko marionetkę w szponach show biznesu.
Vill nie bardzo wiedziała, jak ma traktować tę całą sytuację. Niby spędzili spokojny wieczór, nic się nie działo, było całkiem miło, bo zwyczajnie i niby też Alex powiedział, że wcale nie chce, aby się wynosiła, bo wolałby, żeby została… Ale Vill i tak miała dylemat. Ostatecznie zabrała kilka rzeczy i pojechała na noc do koleżanki, a skoro nie namawiał jej, żeby została, to uznała, że tak będzie lepiej. Gdyby powiedział drugi raz, gdyby wspomniał, że zależy mu na tym, aby się nie wyprowadzała… Wtedy najprawdopodobniej nigdzie by nie szła.
OdpowiedzUsuńMiała w głowie mętlik, więc następnego dnia po południu uznała, że zamiast jechać, przejdzie się do Alexa piechotą po resztę rzeczy. Chciała sobie po drodze pomyśleć. Choć ogólnie nie była o nic zła, nie byłą też przygnębiona, tylko miała całkiem dobry humor, nawet jeśli w perspektywie mieli intensywną pracę, którą mieli zacząć następnego dnia. Powinna się więc cieszyć ostatnim wolnym wieczorem. Ale cieszyła się też w powodu pracy, bo wyglądało na to, ze od teraz będzie się nawet całkiem kreatywnie udzielać przy tworzeniu nowej płyty Sleepwalkers. Wszystko po to, aby nauczyć się produkcji od doświadczonego producenta. Ani Vill, ani nikt inny jeszcze nie wiedział, że wytwórnia następnego dnia zrobi im psikusa.
Przeszła się parkiem, żeby się nawdychać dla zasady trochę świeżego powietrza. To, co tam zobaczyła, niemalże zwaliło ją z nóg.
Do mieszkania Alexa dotarła wręcz w ekspresowym tempie. Klucza nie oddała poprzedniego wieczoru i mogłaby sobie wejść ot tak, ale najpierw kulturalnie zapukała. Spieszyło jej się, więc pukała zaskakująco mocno i gwałtownie, zniecierpliwiona, że nie otworzył od razu, natychmiast. Chwilę później nacisnęła klamkę, a skoro drzwi były otwarte, to oznaczało, że Alex jest w domu, więc wcale mu się nie włamuje do pustego mieszkania, nie?
- Chodź szybko! – zawołała już od drzwi.- Musisz zobaczyć, co się stało!
Vill napomknęła poprzedniego wieczoru, ze przyjdzie po resztę rzeczy, choć nie określiła godziny, o której się pojawi. Może dlatego Alex nie był przygotowany na tę wizytę i wyskoczył z łazienki. A z innej strony, pewnie miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż myśleć o tym, że Vill przyjdzie i czekać na nią. Tak naprawdę powiodła tylko po nim szybko spojrzeniem, gdy się pojawił, ale nie skupiła się na tym jakoś konkretnie i nie przyglądała się tylko dlatego, że stał w samy ręczniku. Nie czuła się tez niezręcznie, bo gdyby pokazała, że faktycznie coś jej przeszkadza, to wtedy rzeczywiście mogłoby się zrobić nieswojo. A póki nie zwracała na to uwagi, było okej.
OdpowiedzUsuń- Ludzie to są debile, serio – zaczęła, nie wyjaśniając, skąd takie stwierdzenie.- Niektórzy nie powinni się w ogóle rozmnażać. Nie rozumiem, jak można robić takie okropne rzeczy, jak można być tak bezdusznym… - paplała tak trochę, przejęta tym, co widziała w parku.- Wyobraź sobie, że jak szłam przed chwilą przez park… - zaczęła wyjaśniać, ale szybko się zreflektowała. Bezwiednie przesunęła też dłonią po materiale cienkiej, dżinsowej kurtki.- Weź się ubierz lepiej, bo zaraz ci ten ręcznik z wrażenie spadnie – stwierdziła.
Gdyby Vill wybrała w lotto, to na sto procent by się tym nie chwaliła. Podejrzewam, że zachowywałaby się tak samo, jak dotychczas, postawiłaby tylko bardziej na swoją karierę, bo pieniądze dają większe możliwości. Tam, gdzie nie dali jej szansy do tej pory, zapewne teraz daliby ją bez problemu. Pewnie założyłaby swoją firmę… Tak, na pewno było z niej dużo ambicji.
OdpowiedzUsuń- Widziałam – przewróciła oczami.- Dlatego chcę uniknąć widoku tego, co odsłonisz, gdy z wrażenia ten ręcznik upuścisz. No bo sory, skoro nie masz cycków, to nie jesteś w moim typie – w sumie nie wiadomo było, czy Villemo robi sobie w tym momencie jaja, bo przecież nie mogła mówić poważnie, że woli kobiety, ale powiedziała to takim tonem, że jednak brzmiało tak, jakby było w tym ziarno prawdy…
- Szłam sobie spokojnie – zaczęła opowiadać.- I usłyszałam, jak coś piszczy w krzakach. Brzmi głupio wiem, ale nawet gdyby to miał być ptak ze złamanym skrzydłem, to pewnie i tak bym zajrzała. W krzakach był karton zaklejony taśmą, bez żadnych dziurek ani nic, no i… - urwała. Nie miała pewności, że Alex w ogóle ją słyszy, nawet mimo tego, że drzwi od łazienki były uchylone.
Znalezisko, póki co, siedziało spokojnie ukryte pod kurtką, a teraz jakby się przebudziło, jakby wyczuło, że o nim mowa. Vill podeszła więc do drzwi, stanęła w progu, a potem odchyliła materiał dżinsowej kurtki, zza którego wychyliła się głowa szczeniaka, który teraz cicho popiskiwał.
- Nie mogłam go tam zostawić, przecież nie jestem bez serca – powiedziała jeszcze w ramach wyjaśnień, choć pewnie to było oczywiste, że nie zostawiłaby maleństwa na pewną śmierć w kartonie.- Ludzie są bezduszni – dodała z lekką goryczą w głosie.
Vill zdawała sobie sprawę z tego, że taki nieoczekiwany, zwierzęcy gość będzie dla Alexa zaskoczeniem. No ale serio, co miała zrobić? Zostawić psa samego, żeby się potem błąkał albo zdechł z głodu?
OdpowiedzUsuń- No pies – potaknęła, choć podejrzewała, że cale nie potrzebował potwierdzenia, przecież widział, co trzymała w dłoniach.- Może aż taki duży nie będzie… - mruknęła jeszcze, stawiając popiskującego szczeniaka na podłodze.- Hm… No ja nie bardzo mam gdzie go trzymać – poinformowała z krzywym uśmiechem, kierując wzrok z powrotem na Alexa. Przecież o tym wiedział. Nie miała jeszcze mieszkania, musiała coś wynająć. Dotychczas, gdy go nie było, mieszkała przecież tutaj, ale teraz z powrotem wskoczyła w rolę gości, bo jednak nie była u siebie, tylko u niego.- No ale nie mogłam go tam zostawić – powtórzyła to, co powiedziała już wcześniej, tym razem tonem bardziej takim, jakby się usprawiedliwiała. Spróbowała się jeszcze ładnie uśmiechnąć na koniec, jakby próbowała go zmiękczyć, żeby piesek jednak został tutaj, u Alexa. A najlepiej, gdyby oboje mogli zostać, i pies, i Villemo. Ale nie zamierzała o to pytać ani teraz, ani nigdy. To Alex musiał to zaproponować. Jeśli tego nie zrobi, trudno, będzie musiała wymyślić coś innego.
Vill wychodziła z takiego założenia, że póki człowiek nie dostanie czegoś, czym musi się opiekować, bo to coś (lub ktoś) jest od niego zależne, to nie nauczy się odpowiedzialności. Nawet, jeśli wcześniej miał problem z dbaniem o samego siebie. Łagodniejszą formą było zaczynanie od roślin, potem brało się zwierzęta i choć było to tak trochę rzucanie na głęboką wodę, to Vill wierzyła że to działa.
OdpowiedzUsuń- To co, mam go wyrzucić z powrotem? Zanieś do parku, zamknąć w kartonie i zostawić? – trochę się teraz zjeżyła, nie ukrywajmy. Nie dlatego, że jej odmawiał, bo to była w stanie zrozumieć, ale, cholerka, nawet jeśli pies nie mógł zostać na stałe, to przecież nie mogła go teraz tak po prostu wyrzucić. Mogła za to zacząć szukać mu nowego domu, a do tego czasu go przetrzymać przez jakiś czas. Tylko że faktycznie nie miała gdzie. Ale cóż, to przecież jej problem, skoro ona znalezisko przyniosła. I absolutnie od nikogo nie wymagała, ze podejmie decyzję za nią i przejmie odpowiedzialność za małe stworzenie.- Dobra, nieważne, coś wymyślę – mruknęła już łagodniej. W końcu to nie był problem Alexa, tylko jej.
Już nawet nie wspomniała nic o tym, że teraz marudzi, mówiąc, że nie potrafi się zatroszczyć nawet o siebie. To może trzeba było się nauczyć i tyle, wziąć się w garść do końca, a nie unikać wszystkiego, co wymaga choćby odrobiny odpowiedzialności i zaangażowania.
- Nie szukałam – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Wcześniej mówił, ze może zostać, a teraz gdy Vill podjęła decyzję, że nie powinna, zwyczajnie nie miała czasu, aby czegokolwiek poszukać.
Rzeczywiście, zauważyła, co takiego Alex znalazł w szafce i praktycznie zesztywniała. Nie wiedziała, co dokładnie jest w srodku, ale nietrudno było się domyślć, że to raczej nie jest czekolada. Dziwne, że przez miesiąc mieszkania w tym miejscu sama tego nie znalazła. Musiało się to pojawić tutaj dopiero co albo zwyczajnie nie używała niczego z tej szafki, nie pamiętała. Bez zastanowienia wyciągnęła rękę w jego stronę z otwartą dłonią skierowaną wnętrzem do góry, aby oddał jej zawiniątko. Gdyby nie miał siły się go pozbyć, to Vill by to zrobiła. Zdawało się jednak, że odwyk zadziałał, bo Alex sam się pozbył białego proszku, a Villemo odetchnęła z ulgą, może troszkę zbyt głośno. A potem się uśmiechnęła, choć pewnie nawet tego nie zauważył.
Kucnęła zaraz koło psa, gdy ten dopadł do piski i zaczął chłeptać wodę. Dotychczas nie pomyślała, aby sprawdzić, co to właściwie jest i teraz pochyliła głowę, podnosząc szczeniakowi ogon.
- Facet – orzekła.- Choć jajka jeszcze mikroskopijne i można by się pomylić.
- A ty się pewnie skromnie zaliczasz do tej mniejszości z wielkimi jajami, co? – odparowała bez zastanowienia. Wbrew pozorom, to wcale nie miało być złośliwe, było powiedziane raczej w formie żartu i Alex absolutnie nie powinien się o to obrażać.- Czekaj, czekaj, on wcale nie ma być twój - Vill szybko zaprotestowała, bo to, co Alex mówił, brzmiało tak, jakby od teraz to on miał być właścicielem szczeniaka. Już, już miała powiedzieć, cś więcej, ale się zatrzymała, bo w sumie te słowa brzmiały dziwnie. W jej głowie, póki co, ale gdyby powiedziała je na głos… Zrobiłoby się pewnie niezręcznie. A zresztą, raz kozie śmierć.- Ma być nasz - powiedziała to bez wahania, podkreślając przy tym to jedno, konkretne słowo.- Tylko się zatrzyma u ciebie, bo u mnie nie ma jak… - zwłaszcza, że żadnego „u mnie” w przypadku Villemo nie było.- Och, boże, jeśli ci pogryzie trampki, to sobie kupisz nowe, o co tyle szumu? – zamruczała, bagatelizując tę kwestię, no bo to przecież tylko zwierzątko. Jak nasika, to się wytrze i tyle.
OdpowiedzUsuńZgarnęła teraz psiaka z podłogi, przytuliła na sekundę do policzka, po czym usiadła naprzeciwko Alexa przy stole, sadzając sobie szczeniaka na kolanach.
- U Evana – wypaliła, chcąc zbadać reakcję, bo jak by nie patrzeć, ledwie dzień wcześniej Alex wrócił i zobaczył ich we dwójkę we własnym mieszkaniu, co wyglądało tak, jakby się Vill z owym Evanem spotykała, co nie było prawdą. Tak samo jak to, że u niego spała.- Nie no, żartuję, spałam u koleżanki tę jedną noc. Ale jakbyś nie zauważył, moje rzeczy są tutaj, wiesz? Więc tak jakby zatrzymałam się tutaj – przypomniała. Musiał się natknąć na jakieś damskie majtki w łazience albo inne typowo babskie rzeczy rozrzucone po mieszkaniu, Vill nie była w stanie zabrać wszystkiego. Liczyła zresztą po cichu, gdzieś tam wewnątrz siebie, że wcale nie będzie musiała tego zabierać. Cholera, trzeba było zostać, skoro powiedział, że chciałby, aby tak było, a nie upierać się i uciekać. Zepsuła wszystko w ten sposób.
- A co ja jestem, twoja ona, że potem miałabym żądać alimentów?- też wymyślił. Choć Vill, oczywiście, wiedziała, że to tylko takie gadanie w ramach żartu.- Randi? – prychnęła.- To imię dla dziewczynki. A to jest facet. FACET, czaisz? Może mieć na imię Viggo, żeby było na V, jak moje – uniosła psiaka z kolan do twarzy i popatrzyła na jego mordkę, a kiedy polizał ją w nos, uśmiechnęła się.
OdpowiedzUsuńUśmiech jednak szybko zniknął z jej twarzy. Przez chwilę myślała, że wszystko będzie w porządku, skoro Alex stwierdził, że rano to Vill ma wyjść z psem, bo to oznaczało, że rano jeszcze tu będzie, przecież nie mówiłby tak, gdyby miało jej nie być, bo nie jechałaby przecież przez pół miast po to, aby wyprowadzić psa na sikanie. Problem w tym, że takie oglądanie ogłoszeń było aż nazbyt wyraźnym sygnałem, że Vill ma się wynieść. Poczuła chwilowy napływ rozczarowania i złości niestety też, chciała nawet powiedzieć, że sama sobie potrafi znaleźć mieszkanie, takie, które jej się będzie podobało i takie, na które ją będzie stać, a Alex nie musi się wtrącać, bo to nie jego sprawa tak po prawdzie. Ale milczała przez chwilę z nieodgadnioną miną, aż w końcu wstała i postawiła szczeniaka na podłodze. Mogło się zdawać, że wstała po to, aby zrobię tę kawę, o której wspomniał, ale Vill nie zamierzała robić żadnej kawy ani niczego innego.
- Pozbieram swoje rzeczy – powiedziała cicho, ruszając od razu na zwiad po mieszkaniu, bo zdecydowanie nie podobała jej się wizja tego, że Alex potem się natknie na jakieś jej majtusie, których zapomniała zabrać.
- Jak smok? To może od razu Szczerbatek, co? A nie, sory, zęby jeszcze ma. Póki mu nie wypadną, co niedługo nastąpi. Wtedy będzie mógł być Szczerbatkiem? – czemu nawet wybór imienia dla psa był taki trudny? – Jeszcze to ustalimy. Trzeba go poobserwować, jaki ma charakter, wtedy się dobierze coś adekwatnego. Co to za film w ogóle? – tak, zdecydowanie trzeba było to na chwilę odłożyć i pomyśleć na spokojnie. Oboje nie byli przygotowani na psa, a co dopiero na wymyślanie imienia. Nie można było tak strzelać w byle co.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, pies podreptał za nią, gdy poszła do pokoju. Zgarnęła z szafki trochę kosmetyków do kuferka, potem otworzyła szafę, do której wrzuciła ubrania, ale nie zaczęła ich wyciągać, bo przypomniało jej się, że w łazience, w koszu na pranie faktycznie są jej rzeczy i to takie, które podpadały pod określenie „bielizna”.
Kiedy Alex przyszedł, Vill wyjrzała zza drzwi szafy, do której na chwilę zanurkowała.
- O nic nie chodzi. Dlaczego miałoby o coś chodzić? – spytała, starając się, aby brzmiało to naturalnie.- Zbieram tylko swoje rzeczy, przecież nie chcesz oglądać moich babcinych majtek, które wcześniej cały dzień miałam na tyłku, nie? – wprawdzie nie miała żadnych babcinych majtek, bo w tej kwestii Vill upodobała sobie raczej koronki niż bawełniane majciochy, ale chciała to jakoś sensownie zobrazować aby Alex zrozumiał, że jej rzeczy walające się po jego domu to nie jest dobry pomysł. Co innego, gdyby byli w bardziej zażyłej relacji.
- Ale co masz na myśli? Że mogę ot tak po prostu, czy że chcesz, abym została? Wczoraj tak właśnie mówiłeś… - no to skoro wczoraj tak mówił, to czemu nie została, tylko się uparła na swoje? A teraz, głupia, chciała, aby tamto powtórzył, choć przecież mógł się zrazić albo coś. Zwłaszcza, że tak trochę go odepchnęła, gdy chciał się zbliżyć w inny sposób. Ale nie zrobiła tego celowo, tylko się zwyczajnie czuła niekomfortowo po wstaniu z łóżka, kiedy się ma trampka w gębie i nikt raczej nie myśli w takich chwilach o całowaniu się z kimkolwiek.
[O lol, już szukam xD]
OdpowiedzUsuń[http://oi67.tinypic.com/2v92fth.jpg tu masz]
OdpowiedzUsuńCały czas mówili o tym szukaniu mieszkania, a przecież wiadomo, że jak sę człowiek gdzieś zasiedzi, to potem nie chce się nigdzie ruszać i w efekcie dzieje się tak, że nie może się wynieść z dotychczasowego lokum. Vill wyczuwała, że mogłoby być między nimi trochę niezręcznie, ale nie potrafiła doprecyzować, dlaczego miałoby się tak dziać.
Zresztą, ogólnie miała okropny mętlik w głowie.
Ominęła więc kwestię tego mieszkania, a skupiła się na drugiej części.
- Ale dlaczego miałbyś stracić silną wolę? – spytała, może trochę z dezaprobatą, e w ogóle coś takiego mówił na głos.- Jeśli będziesz tak myślał, to może ci się przytrafić, a jeśli będziesz nastawiony na to, ze nic takiego się nigdy nie stanie, to… Cóż, nie stanie się.
Trochę ją zabolało stwierdzenie, że chciał, aby miała go na oku, bo chociaż chciała pomóc, to jednak nie chciała być tutaj tylko po to, aby go pilnować. No bo jak to zabrzmiało, jak mogła to odebrać? Miała tylko robić za niańkę, pomagać ciągle, dawać z siebie mnóstwo zaangażowania, ale w imię czego? Przyjaźni? Tylko że przyjaźń powinna działać w obie strony, a póki co, to Vill mnóstwo dawała, a niewiele dostawała w zamian, no może oprócz możliwości mieszkania teraz. Ale miała też swoje problemy, a o nich nawet nie miała komu powiedzieć.
Dla Vill to wszystko były wymówki, szukanie furtki, usprawiedliwiania się. W końcu od jakiegoś czasu też uczestniczyła w tym życiu, też funkcjonowała czesiowo w show biznesie, a jednak nie poddała się presji i woli innych, nie zaczęła się staczać i daleko było jej do tego, by sięgnąć dna. Po prostu miała w sobie tyle siły, by mówić głośno i wyraźni NIE, gdy coś jej nie odpowiadało. Swoje też przeżyła, więc miała świadomość tego, jak mogłoby się to skończyć, gdyby się poddała czyjejś woli.
OdpowiedzUsuń- Trasa na razie nie jest nawet zaplanowana, więc spokojnie – zamruczała faktycznie uspokajające, mając nadzieję, że to zadziała. Patrzyła chwilę na Alexa, potem przeniosła wzrok na psa, a do głowy wpadło jej idealne imię dla niego, jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo rozległ się dzwonek, a Vill aż się wzdrygnęła.
- Nikogo nie zapraszałam – powiedziała jedynie. Wątpiła, aby był to Evan, bo skoro Alex wrócił, to raczej by się tutaj nie pojawił. Zgarnęła psa pod pachę i poszła za Alexem na dół, choć zdecydowanie wolniej niż on. Zatrzymała się w progu przedpokoju, gdy się witali. Odstawiła też psa na podłogę. Akurat w momencie, gdy uwaga skierowała się na nią. Bez zastanowienia wyciągnęła rękę, nie miała oporów, by to zrobić, choć domyśliła się, kto właśnie zaszczycił ich wizytą, bo przecież Alex jej opowiadał wcześniej o bracie.
- Villemo – powiedziała, choć trochę niemrawo.- Czyli co, będziecie spali razem w jednym łóżku teraz, a ja będę miała całe łóżko i cały pokój dla siebie? – spytała po chwili z rozbawieniem, przenosząc wzrok z jednego na drugiego i z powrotem, i tak kilka razy.- No dobra, z tobą się podzielę, skoro Alex cię nie chce w łóżku – powiedziała jeszcze do psa, patrząc teraz na niego.
Odruchem Vill też było powiedzenie „bez przesady”, ale nie odezwała się. Według niej nie do pomyślenia też było, aby sobie tak zaraz po przyjściu grzebać w lodówce i ogólnie zachowywać tak, jakby się było u siebie. Ale na ten temat też nic nie powiedziała.
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy powinna się cieszyć, bo tak od słowa do słowa wyszło samoistnie, że jednak ma zostać. Tylko że teraz z dwójki zrobiła się nagle czwórka. Nie żeby miała zamiar marudzi, przecież to nie do niej należała decyzja i nie była u siebie, nie?
- Nie nazwałabym siebie wyrzutkiem… - mruknęła bardziej do siebie niż do kogokolwiek w pomieszczeniu.- Skoro się nadaje, to niech spróbuje, ja tam się na przykład nie nadaję – rzuciła jeszcze, tak trochę żartem, choć to akurat nietrudno było zauważyć, Vill z tym swoim krasnalim wzrostem ochroniarzem byłaby raczej kiepskim.- Przejdziemy się do sklepu po jakąś karmę? A Steve w tym czasie posiedzi z Beau, co? – zaproponowała, nazywając psa bezwiednie, bo już w głowie sobie zakodowała, że to będzie Beau i już.- Lepiej go nie brać, póki nie ma smyczy. Może jakąś kupimy od razu.
- Sam masz pedalskie imię – tak jej się wyrwało, ale jak by nie patrzeć, miała rację, bo imię funkcjonowało też jako imię dla kobiet [nie żeby coś, ale sama takie mam xD].- Jago, też wymyślił – burczała pod nosem, bardziej do siebie.- Ja go zaraz walnę w łeb chyba – dodała też bardziej do siebie i nie miała, oczywiście, na myśli psa. Psu by krzywdy nie zrobiła. Drażniło ją gadanie w stylu „jeśli nie chcecie, żeby wylądował z powrotem w parku”, ale nie zamierzała się o to kłócić, choć bardzo źle to odebrała i gdyby dążyła do spięcia, to powiedziałaby coś dosadnego, a potem zabrałaby psa pod pachę i się wyniosła. Daliby radę, gdzieś na pewno mogliby się zatrzymać, może Peter by pomógł, bo ostatnio też się trochę zmienił.
OdpowiedzUsuńWyrzuciła to jednak z głowy. O dziwo, bez problemu złapała kluczyki, choć nie spodziewała się, że zostaną rzucone w jej stronę.
- Pies jest w porządku, najnormalniejszy tutaj, to od waszej dwójki można ześwirować – stwierdziła, wskazując palcem to na jednego, to na drugiego.
Tak się złożyło, że wcześniej nawet nie zdjęła butów, więc nie musiała ich teraz ubierać, tak więc chwyciła tylko mini-torebkę, którą wcześniej zostawiła na szafce w przedpokoju i wyszli.
- Za co siedział? – spytała bez ogródek, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły. Jeśli to byłą jakaś bzdura, to nie należało się martwić, każdemu się mogło przydarzyć, z głupoty chociażby się wpadło. Ale jeśli to było coś gorszego, to może jednak nie powinna być taka spokojna, jak była do tej pory.
Jak dla Vill, wystarczyłoby tylko wyjść do pobliskiego sklepu, na piechotę, kupić karmę, bo na pewno jakaś była i wrócić. Nie sądziła, że się od razu wybiorą do centrum handlowego, ale wsiadła do auta bez słowa. Domyśliła się, gdzie jadą, więc zagapiła się od razu w telefon, chcąc sprawdzić, jakie sklepy będą na miejscu, żeby nie tracić czasu i nie biegać potem po całej galerii w poszukiwaniu jednego.
OdpowiedzUsuń- Napad z bronią w ręku? – trochę się zdziwiła. Do tego jeszcze to pobicie, nie było tak łagodnie, jak sobie myślała. Kradzieże by przełknęła, bo to oznaczało, że się nikomu nie robi fizycznej krzywdy, tak samo handel narkotykami albo wszystkie te drobnostki. Ale reszta... Siedziała więc w milczeniu dosyć długo, jedynie słuchając, a minę miała nieodgadnioną.
- Nie wiem, miśku. Po prostu nie wiem – powiedziała w końcu, nie zdając sobie sprawy z tego, w jakiej formie się do Alexa zwróciła.- Może mu pomożesz i faktycznie wyjdzie na prostą, wtedy zrobisz coś dobrego… Albo wpędzi cię w kłopoty. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Nie znam go, więc nie wiem, czy dobrze robisz. Ale na pewno każdy zasługuje na drugą szansę.
- Masz małą lukę w tym swoim rozumowaniu i wyobrażeniu przyszłości – stwierdziła Vill po wysłuchaniu opisu wizji Alexa.- On przyjeżdża z żoną i dziećmi, a ty co? Masz tylko psa? To mimo wszystko nie jest pełne wyobrażenie rodziny, bo przecież nie będą z tobą cały czas – zauważyła, może trochę zbyt racjonalnie, przez co można było odnieść wrażenie, że się czepia, ale Vill nie chciała się o nic czepiać, tylko chciała, aby wszyscy byli szczęśliwi.- I co, będzie tak za tobą chodził wszędzie? – podpytała jeszcze, bo nie wiedziała, jak ma to wyglądać. Zamyśliła się przy tym trochę, bo to, co mówił Alex, było sprzeczne z tym, co mówił Peter.- Słuchaj, jak rozmawiałam z Peterem, to on chciał pójść w bardziej niszowym kierunku teraz, a nie żebyście grali coś, co się sprzedaje, czyli jest szmirą do radia… Chciał wrócić do korzeni czy coś… - zmarszczyła lekko brwi w tym zastanowieniu.- Nie wiem, o co chodzi. Ktoś tu kręci chyba – orzekła na koniec, choć i to stwierdzenie niewiele im dawało.
OdpowiedzUsuńDojechali w końcu, ale Vill ociągała się jeszcze chwilę z wysiadaniem z auta.
Prawdą było, ze w Tm całym świecie gwiazd wszystko działo się jakoś tak… Szybciej, a stabilność była czymś rzadkim. Vill nigdy się nad tym nie zastanawiała, po prostu przyjmowała to jako istniejący fakt. Sama też nie czuła, aby należała do tego świata, pewnie dlatego aż tak tego nie analizowała.
OdpowiedzUsuń- No nie wiem – mruknęła dosyć enigmatycznym tonem.- Według mnie wszystko, co jest łagodniejsze, to już nie jest prawdziwy rock – stwierdziła szczerze.- Ale to tylko moje zdanie, wszyscy wokół mogą mieć inne – na koniec wzruszyła ramionami.
Porządny rock albo metal nie sprzedawały się tak dobrze jak pop, nie były to rodzaje muzyki uwielbiane przez masy. Dlatego kiedy Villemo słyszała, że od teraz będą jacyś super znani – nie wierzyła w to tak do końca. Chyba że naprawdę zaczęliby grać łagodniejszą muzykę,- Z Peterem jest spoko. Odkrył nową metalową perełkę, słuchałam ich, naprawdę dobrze grają, ostro. Chce ich wypromować. Chciał wam chyba zaproponować wspólną trasę, ale to się jutro dowiemy.
Zaskakująco się rozgadała. Zwykle nie przekazywała aż tylu informacji, nie lubiła mówić tak dużo . Kiedy jedna usłyszała w sklepie komentarz o kagańcu dla Steve’a, zaśmiała się i pomyślała, że on to musi dużo gadać, skoro pojawił się u Alexa taki pomysł.
- Tylko nie mów, że jest gadułą – jęknęła teatralnie, z przesadą.- Chyba nie zniosę was obu – żartowała sobie, oczywiście.
- No to zrób tak, żeby ci nic nie narzucili – dla Vill było to proste. Nigdy nie chciała robić tego, co jej każą. Tylko ze niekiedy miało się związane ręce… - Peter ma dobrą wizję, trzymaj się do – dodała jakoś tak bezwiednie i pewnie brzmiało to dosyć dziwnie, zwłaszcza jeśli wzięło się pod uwagę fakt, że sama miała z nim na pieńku jeszcze jakiś czas wcześniej.
OdpowiedzUsuńMyślała podobnie, jeśli chodziło o wspólną trasę z nowym zespołem, którego też nie miała jeszcze okazji poznać. Słyszała ledwie króciutkie demo, bo jednak była na tyle ciekawska, by je wyprosić, ale to było kilka dni wcześniej, gdy Alex jeszcze siedział w klinice, no i podobno tamte nagrania były do modyfikacji, więc ostatecznie nie miała pojęcia, jak ta nowa kapela gra.
- Może faktycznie trochę kpi…- mruknęła takim lekko zrezygnowanym tonem. Zaraz jednak jej twarz się rozjaśniła.- Chodź tam, popatrz, jakie urocze zabawki. Kupmy mu takiego pluszaka, będzie z nim spał – pociągnęła Alexa za rękę na drugi koniec sklepu niemalże. Postanowiła, ze bez zabawki dla psa stąd nie wyjdą. I to Vill ją wybierze.
- Chcesz jeszcze gdzieś pójść? – spytała później.- Odświeżyć garderobę albo coś? Dorobić sobie tatuaż na rozpoczęcie nowego etapu w życiu? – tak tylko strzelała, bo gdyby chciał wracać do domu to przecież by pojechali i już, nie musieli nigdzie więcej iść.
Psy, a zwłaszcza szczeniaki też lubiły się bawić i gryźć wszystko jak leci, a z tego, co zaobserwowała Vill, zamiast gryźć zabawki, które się kupowało, psy gryzły albo kapcie, albo wszelkie pluszowe misie. I choćby ten misiaczek, którego wybrała, miał w najbliższej przyszłości zostać bez głowy albo łapy – co z tego. I tak by go kupiła.
OdpowiedzUsuń- Taaak, w końcu jak feniks z popiołów się odradzasz – zgodziła się, choć brzmiała, jakby była rozbawiona, bo, cóż, była.- Tylko że to będzie musiał być duuuży feniks, bo zmiana jest ogromna. Czekaj, a w ogóle masz tam miejsce? – tak się nagle zainteresowała, bo podał konkretne miejsce, w którym by to chciał, ale czy to się zmieści w ogóle? Tylko w sumie co jej było do tego? Przecież nie ona będzie to oglądać.
Nie zdążyła się odnieść do pomysłu grilla, bo przerwał im telefon. Zdążyła jedynie pomyśleć o tym, że nie bardzo jest gdzie go zrobić, chyba że na balkonie.
- A co oni robią o tej porze w wytwórni? – zmarszczyła lekko brwi, zdziwiona tą informacją. Przecież jeszcze wczoraj Villemo tam była i nie zapowiadało się na to, aby cokolwiek miało być nie tak.- Też sobie wybierają momenty – zaburczała pod nosem, chyba nieco zła.- Ja tu się staram, żeby było fajnie, a oni mi psują – mruczała dalej do siebie, idąc na podziemny parking.
[Znalazłam tego gościa, co jest na zdjęciu xD]
Usuń[Nie wiem, jak się tak właściwie nazywa, jest tylko pseudonim podany, tu jest insta: https://www.instagram.com/inkstaboy/?hl=pl]
OdpowiedzUsuńDobrze, że do brata i psa nie doszła jeszcze Vill, bo jakby uważał, ze i ją ma na głowie, to byłoby jej pewnie przykro.
- Najważniejsze osobistości – zaśmiała się.- Czyli na mnie? – wiedziała, ze chodzi raczej o niego, a właściwie to i tak był żart, ale mogła go pociągnąć. Choć przecież ona to akurat była w tym wszystkim najmniej ważna, pewnie gdyby akurat nie byli w tym momencie razem, to wcale by jej nie wołali na to spotkanie, tak więc załapała się „przy okazji”.- Nie wiem co, niestety – zamruczała jeszcze. Nie była z tego zadowolona i to była widać. Nie wiedziała nawet, czego się spodziewać, nie domyślała się niczego, a teraz akurat nie miała ochoty w ogóle o tym myśleć, więc nie zastanawiała się i nie analizowała, chcąc przewidzieć działania wytwórni.
Telefon jej zapikał, zerknęła więc na wiadomość, która przyszła. Mina jeszcze bardziej jej zrzedła.
- Myślisz, że mamy jeszcze do czego wracać po tym, jak obaj tam robią tę nieszczęsną pizzę? – zmieniła temat.- Kupmy jeszcze lody – podsunęła.- A w ogóle, jak ci się spało pierwszą noc w domu? I to samemu – skakała trochę z tematu na temat.- Coś ciekawego ci się śniło?
[To jedź na Woodstock teraz, tam jest takich mnóstwo :)]
OdpowiedzUsuń- To powinno minąć, tak myślę – orzekła Vill.- W końcu jesteś już u siebie… I nie jesteś obcy. No i może o wyszło tak dlatego, że byłeś sam, a teraz… Teraz nie będziesz sam, bo kompanię mamy dosyć zabawną – no naprawdę, tyle różnych osób w jednym mieszkaniu… I pies do tego, oczywiście.
- Masz jakiś ulubiony smak? – spytała, gdy stali już w supermarkecie przy lodówkach. Sama przez chwilę też przeszukiwała wzrokiem zawartość, czytając smaki lodów na etykietkach pudełek, ale chwilę później przeniosła wzrok na Alexa i patrzyła na niego bez słowa przez minimum minutę, gdy też przyglądał się lodom.- Nie możemy ich dzisiaj tak po prostu olać? – wypaliła nagle.- Nie chcę wcale tam jechać. Nie możemy sobie razem posiedzieć i… - zamilkła, bo chyba trochę się zagalopowała. Co też jej strzeliło do głowy? Nie powinna się wychylać i niczego proponować, tylko brać, co dają, a że aktualnie nic się nie działo i nikt jej nic nie dawał… Cóż, skoro trwała w tym tyle czasu, to i teraz to przełknie. Powinna przestać sobie wyobrażać bóg wie co.
[To jedź sama :) To tylko podróż, a potem już na przykład jestem ja :) I już nie będziesz sama.]
OdpowiedzUsuń- Nie, chyba nie… - zamyśliła się na chwilę, ale w sumie można było wsadzić lody do termicznej torby, po którą Vill zaraz sięgnęła z racji tego, że wisiały obok. Na miejscu wsadzi się z powrotem do zamrażarki i wszystko będzie grało.- To chyba wszystko już mamy… - zamruczała jeszcze, co miało być sugestią, żeby w końcu poszli do kasy. Na chwilę zacisnęła usta, przygryzła też bezwiednie dolną wargę… Zdecydowanie nie powinna namawiać Alexa na taki otwarty bunt tuż po powrocie, choć miała chęć mu powiedzieć, aby do wszystkich napisał wiadomość, że nie zaszkodzi mały sabotaż, dzięki czemu nikt z zespołu by się nie pojawił i nie byłoby problemu.- Może… - zamruczała jeszcze, choć raczej niemrawo, jakby nie wierzyła w to, ze faktycznie dostaną jeszcze jeden wolny dzień. Problem w tym, że cokolwiek chcieli im powiedzieć, po tym już nic nie będzie takie samo i tego najbardziej obawiała się Vill.
[No jutro. Ja jadę dzisiaj. Nawet moja siostra, która kompletnie nie jest w klimacie, stwierdziła wczoraj nagle spontanicznie, że chce jechać i jedzie xD Więc dla Ciebie też jest szansa :P]
OdpowiedzUsuń- Ja to bym puszczała znaki dymne – zażartowała, choć faktycznie, w obecnych czasach telefon był konieczny do kontaktu z innymi ludźmi, choć Vill uważała, że i bez niego dałoby się radę funkcjonować.
OdpowiedzUsuńAle jeśli wzięło się pod uwagę fakt, że w tym konkretnym przypadku mieli do czynienia z byłym więźniem, który kupę czasu funkcjonował w innych realiach, a do tego psa, który nie był jeszcze niczego nauczony, to rzeczywiście lepiej było wiedzieć, co się dzieje w domu. Poza nim zresztą też. Można było powiedzieć, że od teraz mają pod opieką dwójkę dzieci.
- Nie no, tak po prawdzie to pół dnia już minęło, a zanim tam dotrzemy… - Vill się na chwilę zamyśliła. Pozwoliła Alexowi nieść zakupy, a sama szła tylko obok niego, milcząc.- Myślę, że wiem, o co może chodzić – odezwała się nagle.- Niedługo jest coachella, chyba chcą, żebyście tam zagrali, to przecież naprawdę ogromny festiwal przyjeżdża tam mnóstwo ludzi i naprawdę to byłby dobry sposób na taki huczny powrót… Tak mi się zdaje, że ktoś o tym wspominał, gdy ciebie nie było – nie mogła mieć pewności, ale to było prawdopodobne. Krótki termin potwierdzał fakt, że tak bardzo się spieszyło i musieli jechać jeszcze tego dnia… Villemo uważała, że pomysł jest dobry. No ale oczywiście nie mogła zagwarantować w stu procentach, że to o to chodzi. Jednak nieco się teraz rozluźniła, jakby przyjęła do świadomości, że to tylko ta sprawa.