23 czerwca 2018

[KP] “This is my domain, domain…”


“…You’re in my kingdom now…”


Heather Frye

dawniej Diana Mikitiuk

Ukraina | kariera w wojsku | morderstwo żołnierza ze swojej jednostki | wydalenie z armii | upozorowana śmierć | szkolenie w tajnej organizacji zabójców | świetnie walczy i strzela | potrafi kilka języków | pragnienie zemsty | skryta | siostra i siostrzenica w rodzinnym kraju | telekineza | obecnie Tokio




Shay Frost

Australia | najbiedniejsza dzielnica stolicy | złodziej od najmłodszych lat | samochody, pieniądze, biżuteria ulubionymi łupami | perfekcyjny kierowca | trudny do złapania | mimo to kilka lat w więzieniu za kradzieże aut | odpowiedzialny za zwinięcie diamentu z wystawy w rodzinnym mieście | martwy przyjaciel | wyrzuty sumienia | spowolnienie czasu | obecnie Sydney



Mila Kunis; Sebastian Stan 
"My Domain" (feat. Svrcina) // Produced by Tommee Profitt


54 komentarze:

  1. -Na początek chciałam podkreślić, że sprawa o której będziemy dyskutować jest ściśle tajna i nikt…. Powtarzam absolutnie nikt nie może poznać prawdy. -Rita Marsh od lat sprawowała najwyższe stanowisko w Departamencie Bezpieczeństwa Międzynarodowego do spraw nadludzkich. Stała spoglądając przez swoje okulary na dwójkę ludzi, których wybrała do tej sprawy wierząc iż postąpiła słusznie. Dlaczego tylko dwójkę? Im mniej ludzi o tym wiedziało tym lepiej. Nie chciała by sprawa ujrzała światło dzienne, by mówiono o niej w telewizji. Bo jak niby społeczeństwo miało odebrać coś takiego nawet jeśli na mięso armatnie zamierzali wysłać zwykłych złoczyńców. Zawsze znajdą się obrońcy życia, oszołomy głoszące słowo boże i świry z transparentami krzyczący, że każdy powinien sam decydować o swoim życiu. Głośno robiło się gdy tylko jakaś kobieta chciała usunąć niedzianą ciążę. Co zrobiłoby społeczeństwo gdyby się dowiedziało, że chcą zabić czwórkę nadludzi? Wolała nie ryzykować. –Akta sprawy macie przed sobą. Ten pierwszy ze zdjęcia to nasz cel. Mutant o ogromnych zdolnościach, który zagraża naszej ziemi. Lecz nie to jest tajemnicą. Tajemnicą jest misja, która ma za zadanie wyeliminować go. Dalej… -Przekartkowała strony. –Macie potencjalne obiekty, który mają stawić się w departamencie w ciągu miesiąca. Owe obiekty. Powtarzam obiekty, nie ludzie…. Przyczynią się do ocalenia naszej planety.
    -Chwileczkę. –Przemówiła starsza kobieta. Miała krótko ścięte, siwe włosy. Ubierała się w ogrodniczki i koszulę w kratę. –Chcecie byśmy doprowadzi do was owe… obiekty jak to określiliście by ocalili ziemię. Wybaczcie, ale czegoś nie rozumiem. Obiekty są jednymi z najbardziej poszukiwanych nadludzi na naszej planecie. O weźmy na przykład tego tutaj. Pan Frost spowolnił czas tylko po to by okraść jednego z najbogatszych ludzi na świecie czy oszukać kilka alarmów w międzynarodowych bankach. A on… Jego nigdy nie uda nam się złapać. Teleportuje się gdy tylko zwęszy niebezpieczeństwo. Ta tutaj… zabiła żołnierza z własnej jednostki. Nie cofnie się przed zamordowaniem nas. Takiej osobie nie można ufać. O tej też wolę nie wspominać. Obejrzyjcie sobie nagranie jak policja strzela do jej pięciu kopii podczas gdy ona odjeżdża bezpiecznie samochodem. To banda świrów, a nie bohaterów.
    -Nie potrzebuję do tej sprawy bohaterów. –Zaprzeczyła zdejmując okulary z nosa. Spojrzała na swoich towarzyszy. Skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B, pomyślała. –Z bohaterów pożytek jest tylko wtedy gdy są żywi. A oni… oni będą martwi gdy zakończą pomyślnie swoją misję.
    -Już rozumiem. –Sylvia Green pokręciła głową spoglądając na swojego towarzysza. –Chcą ich wysłać na misję samobójczą.
    -To konieczne. Czasem trzeba poświęcić pojedyncze jednostki dla dobra ogółu. –Rita odparła zimnym tonem. –Macie rodziny, przyjaciół…. Każdy z was chce żyć i zapewnić swoim bliskim bezpieczeństwo. Uwierzcie mi to jedyny sposób. A po nich… Po tych obiektach nikt nie będzie płakać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sylvia owszem miała rodzinę. Dwie siostry, trzech braci i ukochanego męża. Miałaby też córkę, ale niestety straciła ją przez takich jak choćby panna Frye. Powinna zatem z przyjemnością wykonać tę misję. Coś jednak ją powstrzymywało. To byli ludzie. Nie powinno było się nikogo wysyłać na misję samobójczą bez jego zgody, a co grosza obiecując mu, że gdy wróci jego życie zmieni się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
    Zawsze miała miękkie serce. Dlatego ojciec odradzał jej pracę w departamencie, ale co mogła poradzić? Po śmierci córki chciała chronić rodziny takie jak ona i chciała łapać złoczyńców. Teraz usmaży cztery pieczenie w jednym piecu.
    -Tak to dobry pomysł. -Zgodziła się ze swoim towarzyszem. -Zatem pierwsza panna Frye. -Wyciągnęła swój tablet i wpisała dane dziewczynę w bazę. Kliknęła 'enter'. -Trochę to potrwa. -Uspokoiła Sylvlia i zaczesała swoje siwe włosy do tyłu. -Co o tobie wiemy Heather? Panna Frye nie jest głupia. Potrafi posługiwać się kilkoma językami, pochodzi z Ukrainy i świetnie włada bronią. Musimy być czujni. Ostatnio widziano ją w Tokio. Jej super moc to telekineza. -Spojrzała na swojego towarzysza. -W takim razie co? Pora udać się do kraju kwitnącej wiśni. -Schowała tablet, poprawiła okulary na nosie i ruszyła do przodu w stronę lotniska departamentu. Ich prywatny odrzutowiec już na nich czekał.
    -Tokio. -Powiedziała krótki do pilotów, którzy jak zawsze nie pytali o szczegóły. -W sumie to będzie interesujące. -Usiadła przy barku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sylvia spojrzała na swojego towarzysza. Skinęła głową jakby chciała dać znać, że to ona zajmie się wszystkim.
    -Panno Frye... -Zaczęła spokojnym tonem. -Zostałaś wybrana spośród wielu utalentowanych ludzi przez departament bezpieczeństwa. Zależy nam byś wzięła udział w tej misji ponieważ twój talent jest niezbędny do pokonania JEGO. -Podała jej teczkę z papierami, gdzie znajdowało się jedyne zdjęcie jakie udało im się przechwycić, opis jego mocy i lista tych, którzy zginęli przez niego.
    -Możesz odmówić. To zrozumiałem. Nikt nie chce narażać się. Ale musisz wiedzieć, że jeśli jego moc wzrośnie będzie niepokonany, a wtedy... nikt już nam nie pomoże. Obawiam się, że nie zginiemy tylko my lecz również nasi bliscy. -Spojrzała jej w oczy. Wtedy zadzwonił jej telefon. -Przepraszam. Dam ci chwilkę na przejrzenie akt, a sama odbiorę. To ważny telefon.
    Odeszła pospiesznie na bok. To był informator, który odnalazł kolejny obiekt. Lilian Jones ukrywała się bowiem na przedmieściach Berlina, gdzie ostatnio zanotowano dziwne zjawisko na kamerach.
    Podeszła do swojego towarzysza i szepnęła w jego stronę:
    -Mamy tę Jones. Kamery nagrały filmik na którym widziano trzy takie same kobiety. Chwilę później okradziono pobliski bank.

    [A przypisałam? XD ]

    OdpowiedzUsuń
  4. -Wiesz co? Kiedyś zajmowałam się takim mutantem. Miał moc przenikania przez dosłownie wszystko niczym duch. Rząd wysłał mnie bym sprowadziła go do podziemi ponieważ uznał go za niebezpiecznego. Mógł przecież przejść przez ściany banku, dostać się do zakazanych miejsc czy po prostu pomóc komuś w ucieczce z więzienia. Zawsze karzą mi sprawdzać takich, którzy posiadają niebezpieczne moce. On okazał się bardzo sympatyczny i jedyne miejsce w jakim używał swoją moc to było jego mieszkanie. Ale wiesz co? Ta cała Lilian jest z tej drugiej grupy. Ona wykorzystuje swoją moc. -Sylvia rozsiadła się w fotelu i wlepiła wzrok w okno.

    Choć Sylvia spodziewała się, że panna Jones będzie przebywać w jakiejś biedniejszej i niebezpiecznej dzielnicy Berlina to jednak grubo się pomyliła. Znaleźli ją dopiero wieczorem. Szła ulicą ulicą w stronę jednego z najbogatszych hoteli w mieście.
    -Widać nie ukradła małej sumki z banku. -Skomentowała Sylvia.
    Było już dość późno i korytarz był zupełnie pusty. Wszyscy już spali. Blondynka ubrana w czarne dżinsy, bluzkę w biało czarne paski i kamizelkę dżinsową sięgnęła do swojej kieszeni po klucze. Włożyła je do zamku i przekręciła delikatnie uchylając drzwi.
    -Czego one mnie chcecie? -Warknęła. Jednak głos nie dobiegał od postaci przy drzwiach tylko zza ich pleców. Sylvia obróciła się gwałtownie i ujrzała pannę Jones. W dłoni trzymała mały pistolet, którym mierzyła w ich stronę.
    -Spokojnie Jones. -Zaczęła Sylvia unosząc lekko dłonie. -Tu są kamery. Nie pogrążaj się.
    -Na kamerach zobaczą mnie wchodzącą do pokoju. -Znów warknęła. -Kim jesteście i czego ode mnie chcecie?
    -Opuść broń i wejdźmy do środka. Nie chcemy przecież obudzić wszystkich, prawda?
    -Jesteś Sylvia Green z departamentu obrony. -Odparła po chwili milczenia. -Ściągasz do więzienia tych, którzy mają niekorzystne moce, które mogą zagrozić światu.
    -Tym razem jestem tu z moim kolegą z innych powodów. Jeśli pozwolisz opowie ci o wszystkim, ale musisz opuścić broń. Chodzi o twoją lepszą przyszłość. Lepszą przyszłość nas wszystkich.
    -Oooo... -Uśmiechnęła się szyderczo. -Potrzebujecie pomocy? Niebywałe... Ale zaskoczyliście mnie. Mnie ciężko zaskoczyć.
    Wtedy niespodziewanie otworzyły się drzwi przy których stała Sylvia z towarzyszem. Stanęła w nich kolejna Liliana. Uśmiechnęła się miło rozkładając dłonie w geście powitalnym.
    -No to zapraszam.
    Pozostałe kopie rozpłynęły się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jones spojrzała na akta. Przejrzała wszystko dokładnie. Każdą stronę, zdjęcie i opis. Po czym po prostu rzuciła je pod nogi swoich towarzyszy.
    -Od nowa? To wszystko? Płacicie mi kurwa za taką misję szansą na "zaczęcie od nowa"? -Parsknęła śmiechem. Obróciła się plecami do nich i weszła do środka pokoju. Do pokoju w którym zdążyła już wyczarować iluzję. Pokój bowiem nie był tymi lawendowymi ścianami hotelowymi lecz małym domkiem w widokiem na najwyższy szczyt gór i gęstą puszczę.
    -Chcę dziesięć milionów dolarów, furę taką jaką sobie wybiorę, białego rumaka, dom z basenem i oświadczenie pisemne z podpisami wszystkich tych dupków z departamentu, że nie będziecie mnie obserwować, ani śledzić. Inaczej możecie wsadzić sobie akta tego mutanta w dupę. -Uniosła dumnie głowę.
    Zawsze w razie czego mogła stanąć po jego stronie. W sumie czemu nie? Często zmieniała strony byle tylko na swoją korzyść.

    [Romans zawsze dobry :D możemy zrobić :D ]

    OdpowiedzUsuń
  6. Lilian przekręciła oczami i westchnęła głośno. Jak wszyscy zginą to zginą co za problem, ale dlaczego miałaby nie spróbować dostać tego wszystkiego co wcześniej wymieniła.
    -Podeszła do szafki, wzięła swoją czarną torbę z napisem "Zombie Girl", zarzuciła ją na ramię po czym stanęła na przeciwko nich. -A gdzie oklaski? Właśnie wasz zbawca stoi przed wami. -Puściła im oczko. -To gdzie ten dupek, któremu mamy skopać tyłek?
    -Najpierw musimy pojechać jeszcze po dwóch panów. -Wyjaśniła Sylvia. Zajrzała w kolejne akta podając je swojemu towarzyszowi. -Pan Shay Frost. Świetny kierowca a do tego spowolnienie czasu.
    -Koleś spowalnia czas? -Wtrąciła Lil -Totalny odlot. Zawsze będzie mógł spowolnić cały ten szajs i dać nam chwilę do ucieczki. -Uśmiechnęła się szyderczo. W jej naturze była ucieczka kiedy robiło się niebezpiecznie bo po co było narażać się? Chyba, ze było na prawdę warto.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lil dokładnie się wszystkiemu przyglądała. Choć wyglądała często niewinnie większość ludzi jej nie doceniało. Była przebiegła, podstępna i zawsze ratowała tylko siebie. Tego nauczyło ją życie i tak było jej dobrze.
    -Lilian. -Usiadła obok swojej nowej towarzyszki. -Więc razem mamy ocalić nasza matkę ziemię, co? -Poruszała charakterystycznie brwiami.

    Sylvia czekała aż Deacon wyjaśni wszystko kolejnemu przyszłemu "bohaterowi" całą sytuację. Potem podała mu tak jak dziewczyną akta z których mógł przeczytać sobie co nieco o mutancie.
    -Możesz mieć więcej takich samochodów i wyczyszczone konto. Będziesz niekaralny i zaczniesz wszystko od nowa. W przeciwnym razie nie będzie już gdzie kraść bryk i z kim wygrywać wyścigi.
    -O ja pierdziele. Facet ma mustanga. Widzicie? -Zza ich pleców niespodziewanie wyszła Lil. Używała swoją moc bardzo często. Wykorzystywała iluzję i kopiowanie jak tylko się dało. Wręcz nadużywała swoją moc niczym ćpun narkotyki.
    -Panno Jones prosiłam żeby pani została w samolocie. -Skomentowała Sylvia.
    -Przecież i tak się zgodzi. -Machnęła dłonią w powietrzu i zbliżyła się do samochodu zaglądając do środka. -To ja chce też mustanga. Ale ma być szybszy niż jego. -Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
    -Panno Jones. Proszę wrócić do...
    -Ej jak spowolnisz czas to jej wyciągnę z torebki portfel. -Wyszeptała w stronę Shay'a.
    -Na litość boską. -Zacisnęła zęby. Blondynka zaczynała ją irytować. -Panie Frost czy zgadza się pan przyjąć naszą ofertę? -Postanowiła ją ignorować.

    OdpowiedzUsuń
  8. -Widzicie wiedziałam że się godzi!! -Lil podbiegła do Shay'a. -To co dasz mi się przejechać tym wozem? Ostatnio trochę zarobiłam. No wiesz... -przekręciła oczami. -Taki mały... napad. -Wyszeptała ostatnie słowo do jego ucha. -Chciała kupić fajną furę, ale moje włosy były totalnie do bani to dałam parę baniek jakimś znanym fryzjerom jak to laski lubią i teraz mam włosy skrócone o połowę, a miała podciąć tylko...
    -Cisza!! -Wrzasnęła Sylvia. -Moja koleżanka, która posiada moc wyczuwania innych mocy odkryła właśnie częste poruszanie się cząsteczek powietrza w... Hamburgu. To niedaleko stąd. Być może tam właśnie znajduje się nasz ostatni cel. -Spojrzała na Deacona. -Musimy tam pojechać. SAMI. -Podkreśliła. -Inaczej Hills może nam zwiać.

    Jackson Hills siedział właśnie w jednym z moteli. Nie musiał podróżować samochodami. Właściwie nawet ich nie lubił. Używał tylko teleportacji by uciekać przed kolejnym oddziałem specjalnym ,który go namierzył. Tak było również tym razem. Przelał pare tysięcy dolarów z konta swojego byłego szefa na własne konto Szwajcarii. Znał się na rzeczy. W końcu był hakerem. Ostatni żył w stresie więc czuł znaczną potrzebę wypicia alkoholu. Teleportował się do sklepu, ale zapomniał portfela. Wrócił więc teleportacją oczywiście do domu, ale tam też nie znalazł dokumentów. Ostatecznie skończył z kradzionym piwem w motelu. Wszystko byłoby ok.... byłby czujny... ale zmęczenie i alkohol to nie jest dobry pomysł.
    Zamknął oczy tylko na chwilę. Lecz chwila trwała znacznie dłużej....

    OdpowiedzUsuń
  9. Sylvia stała długo i myślała czy lepiej będzie przemycić go do samolotu czy obudzić. W końcu doszła do wniosku, że gdyby obudził się w nieznanym miejscu mógłby od razu się teleportować.
    -Budzimy odparła uderzając Hills'a bezpośrednio w twarz.
    Chłopak obudził się gwałtownie. Rozejrzał w koło i zatrzymał wzrok na obcej parze.
    -Za nim cokolwiek powiesz i uciekniesz obiecuję ci bezpieczeństwo i czyste konto. W żadnym ze stanów nie wyświetli się, że jesteś ścigany.
    -Zatem zamieniam się w słuch. -Uśmiechnął się.
    Tym sposobem cała czwórka znalazła się w końcu na pokładzie samolotu, który zmierzał do celu. A mianowicie do siedziby gdzie wpierw mieli odbywać nauki i kontrolować swoje moce.
    -A wam co obiecali? -Jackson zapalił papierosa. -Jakie moce macie wy? -Uniósł brwi do góry.
    -Nie interesuj się. -Odparł drugi Jackson, który po chwili zmienił się w Lil.
    -Wow to całkiem niezłe. Laska zmieniła się we mnie.
    -Taaaa.... -przekręciła oczami i przybrała postać pana Frost'a -Ja to potrafię spowolnić czas. -Mrugnęła w stronę oryginału uśmiechnięta.

    OdpowiedzUsuń
  10. Sylvia spojrzała nie pewnie na swojego towarzysza.
    -Nie jestem pewna czy to był dobry pomysł. -Pokręciła przecząco głową. Sięgnęła po torebkę i zapięła pasy. Zamknęła oczy opierając głowę o fotel. -Zawsze boję się lądowania.

    -Jesteś jakimś płatnym zabójcą czy co? -Lil przekrzywiła głowę wpatrując się w dziewczynę. -Ja jestem złodziejem. Okradłam ostatnio bank. -Ściszyła głos. -Schowałam kasę tam gdzie się nie domyślają. Nawet jeśli nasza misja nie wypali to będę mieć odłożone na czarną godzinę.
    -Jak nasza misja nie wypali to chyba będziemy martwi. -Wtrącił Jackson i zapiął pasy. Oczywiście nie wierzył, że one mogę uratować mu życie ale co tam...
    -Hej... jeśli zrobi się za gorąco ja odpadam. -Lil uniosła dumnie głowę. -A ty? -Spojrzała na Shay'a. -Kradniesz bryki i się ścigasz. Musisz mieć plan B. Wszyscy musicie nawet jeśli jesteśmy dla nich mięsem armatnim.
    -Ja się teleportuję kotku i mnie nie ma. -Jackson mrugnął do niej.
    -A możesz teleportować kogoś?
    -Tylko jeśli go dotykam.
    -No to po sprawie co? Jeśli poczujemy że coś jest nie tam spadamy.

    OdpowiedzUsuń
  11. -Byłoby zbyt pięknie gdybym mógł się teleportować wszędzie. -Uśmiechnął się. -Mogę przenosić się w miejsce, które już widziałem. Może być to miejsce z dzieciństwa gdzie pamiętam np. domek babci, albo amazońska dżungla, którą widziałem w filmie dokumentalny. Jeśli chodzi o zasięg to bez ograniczeń. Jedynie mam problem z przeniesieniem się na morza czy oceany.

    Hills wzruszył ramionami i wszedł do ich pokoju rzucając torbę na łóżko przy oknie.
    -To moje. W nocy jak mam problem ze snem teleportuje się w różne miejsca, które widzę z okna. Nie chcesz chyba, żebym cię obudził co? -Mrugnął do niego i zwalił się na swoje łóżko. -To jaka jest twoja historia? -Zerknął na współlokatora. -I nie pytam o to jak odkryłeś moc, ani co potrafisz. Dlaczego zostałeś tym złym?
    Jackson uważał, że każdy złoczyńca jest bohaterem swojej historii. Każdy z jakiegoś powodu poszedł tą drogą a nie inną.

    Lilian weszła z kolei do ich pokoju. Zaczęła od razu się rozpakowywać. Ze swojej torby wyjęła bluzę z kapturem w kształcie głowy jednorożca, kilka bluzek na ramiączkach, spodnie i ogromną kosmetyczkę z akcesoriami do makijażu.
    -Jak człowiek brzydki z natury to musi się malować. -Obróciła się w stronę swojej towarzyszki. -Ale ty chyba nie narzekasz. -Zmierzyła ją wzorkiem. -TO ilu masz już na swoim koncie? Masz jakieś zasady? Nie zabijam dzieci czy starców? -Położyła dłonie na biodrach i wpatrywała się w nią z przechyloną głową. -Dobrze płacą? Można wyżyć z tego?

    OdpowiedzUsuń
  12. Jackson był totalnym przeciwieństwem swojego kolegi. Urodził się w bogatej rodzinie. Matka i ojciec od zawsze go rozpieszczali. Nie musiał kraść. Wystarczy, że o coś poprosił. Rodzice byli pracoholikami więc wszystko załatwiali obdarowując syna pieniędzmi.
    -Ścigają nie za hakowanie. Potrafię włamać sie na każdą stronę. Myślę, że nawet do tajnej bazy tych typków którzy nas tu ściągnęli. -Wyciągnął papierosa i zapalił go. Paczkę rzucił do Frost'a chcąc go poczęstować jakby z góry założył, że też pali. -Najpierw przelałem całą kasę z konta moich rodziców na nowe konto w Szwajcarii. Oczywiście moje. Zostałem tym jak to się mówi złym dlatego, że chciałem zrobić im na złość. Tak... -Zaciągnął się dymem. -Jestem typkiem, który miał wszystko a mimo to było mu mało więc został przestępcą.

    Lil sięgnęła po lusterko spoglądając na swoje odbicie. Pokazała sobie język, a potem usiadła na łóżko opierając plecy o chłodną ścianę.
    -Banki... jubilerzy... galerie... Wszystko gdzie da się zarobić. Zbieram kasę na emeryturę. I nie śmiej się. -Spojrzała na nią poważna jak nigdy. -Zawsze marzyłam o wielkiej, romantycznej miłości. Wiem głupie. -Przekręciła oczami. -Jak z telenoweli, ale ja chciałam się zakochać i robić te wszystkie głupstwa z miłości. Tylko, że faceci to zwykłe dupki i myślą tylko o tym co mamy między nogami. Więc pochowałam marzenia o moim księciu i postanowiłam zostać bogata.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jackson spojrzał na niego i uśmiechnął się. Wstał podchodząc do okna.
    -To oczywiste, że coś ukrywają, ale jeśli teraz włamię się do ich bazy odkryją to i kto wie co się stanie? Mam lepszy pomysł. -Pozwólmy im nam zaufać. Spuszczą nas trochę ze smyczy i wtedy pogadamy z dziewczynami. Powiemy im o naszych planach i sprawdzimy co tu się dzieje. Wolę uważać... wiesz... ta cała Jones... -Zamyślił się przez chwilę. Nie ufał ludziom, a już zwłaszcza tym, którzy tworzyli iluzję, własne kopie i zmieniali kształt. -Mogłaby się wcześniej wygadać. Jesteś... jakaś taka zakręcona nie to co jej koleżanka. Sprawia wrażenie rozsądnej. Co o nich myślisz?

    -Po co ci się przyda? -Spytała od razu kiedy tylko wróciła z łazienki. Lil była już przebrana i odświeżała makijaż. Włosy spięła w wysokiego koka na czubku głowy. Swój medalion w kształcie strzały schowała pod bluzkę by nie przeszkadzał w zajęciach. -Pytałaś go czy ma jakieś ograniczenia. Chcesz by cię gdzieś przeniósł prawda? Ja bym jednak wolała by zrobił to z każdym z nas kiedy zrobi się za gorąco. Nie będę poświęcała się dla ogółu. Jeśli stracimy kontrolę spadam. -Uniosła dumnie głowę. -Kto wie może nigdy by nas ten mutant nie dopadł? Shay spowalnia czas, Jackson mógłby nas teleportować. No pomyśl. Lepiej mieć wyjście awaryjne. Zawsze miałam i wychodziłam na tym dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wszyscy spotkali się w ogromnej sali, gdzie na środku stała Sylvia. Sala była pusta co nieco zdziwiło Jackson'a przecież powinny tu być jakieś tarcze czy coś w tym stylu. Jak niby mają zaprezentować swoje moce? Na powietrzu?
    -Najpierw chce wam powiedzieć... -Zaczęła Sylvia. -Że nie jesteście tutaj przetrzymywani. Jeśli, któreś z was zapragnie odejść wystarczy nas powiadomić.
    -Kiedy wyruszymy na wojnę z tym mutantem? -Przerwał jej Jackson.
    -Kiedy będziecie gotowi. Jak do tej pory nadużywaliście swojej mocy dla własnego zysku bądź zysku innych, którzy was o to prosili. Od dziś chcę byście używali tych potężnych mocy w pełni świadomie i tylko i wyłącznie dlatego by czynić dobro. To po to stworzyliśmy waszą grupę. By uratować świat.
    -To jak się będziemy nazywać? -Tym razem przerwała jej Lil. -No co? Zawsze grupy suprbohaterów mają jakieś nazwy. -Widziałam kiedyś taki film. Nie pamiętam jak się nazywali, ale dali niezłego kopniaka w dupę temu gościowi, który zbierał jakieś tam kamyczki....
    -Panno Jones możemy przejść do rzeczy?
    -Najpierw nazwa skoro mamy być grupą. Co nie? Byle nie koty. Nie cierpię kotów.
    Sylvia przekręciła oczami spoglądając na Morgana. Co miała zrobić? Blondynka ją irytowała od początku, ale jeśli nie pozwoli im wybrać tej cholernej nazwy będzie słuchać jej gorzkich żali do końca treningów.
    -Dobrze. Wybierzcie nazwę. -Westchnęła ciężko i podeszła do stolika, gdzie postawiła wcześniej kawę. Była zimna.

    OdpowiedzUsuń
  15. -Był niesamowity prawda? -Lil spojrzała w stronę Shay'a i aż jej zabłyszczały oczy.
    Jackson sprawiał wrażenie jakby się wcale nie przejął tą "dziecinadą". W swoim życiu spotkał wielu świrów. Co prawda ci byli wyjątkowi, ale nazwa? Czemu nie jak chcą niech sobie robią nazwę. Jeśli to ma sprawić im jakąś frajdę on nie miał nic przeciwko. Zerknął na Heather i pokręcił głową uśmiechając się pod nosem. No to już wiedział z kim tu się bardziej dogada.
    -Hot? -Parsknęła śmiechem. -No przestań. To zbyt oczywiste. Wystarczy na nas spojrzec wszyscy wiedzą, że jesteśmy hot i seksi...-Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. -Dangerous Villains. Nieee.... -skrzywiła się. -To za długie.
    -Doprawdy będziemy czekać aż wybiorą? -Sylvia spojrzała na Jackson'a.
    -Jeśli mamy ratować ten cholerny świat to tak. -Wzruszył ramionami.
    -Last Villans. -Powiedziała udając męski głos. -Bo bo jakby nie patrzeć jak nie my to wszystko to pójdzie się pierdo... Wolno nam przeklinać? -Zerknęła na Sylvię. Kobieta pacnęła się w czoło.
    -Serio oni mają nas ratować? -Wyszeptała do Morgan'a.
    -No to co wy na to? I przydomki. Tak każdy z nas musi mieć przydomek. -Sprawiała wrażenie bardzo poważniej jakby to było najważniejsze w całej ich misji. -Ty.... -przymrużyła oczy patrząc na Shay'a. -Ty powinieneś nazywać się hm.... coś od czasu. Timer? Stoper?

    OdpowiedzUsuń
  16. -Co prawda do prawda fani sami wybiorą nam ksywki. Tak to chyba działa. No nie? -Uśmiechnęła się. -Dobra jestem gotowa do działania.
    Jackson przysłuchiwał się rozmowie Heather i Morgan'a. Coś tu nie grało i nie tylko dwójka, która ich tutaj sprowadziła miała jakieś tajemnice. Najwyraźniej panna Frye również coś ukrywała i zamierzał się dowiedzieć co takiego. Z resztą na pewno każdy z nich skrywał coś mrocznego. Co? To tylko kwestia czasu.
    -Mam jeszcze pytanie. -Lil podniosła rękę.
    -Tak... słucham. -Sylvia odparła zirytowana.
    -Czy jak wykonamy program na dziś to dostaniemy piwa na wieczór? Wypadałoby się zintegrować jeśli mamy ginąć u swego boku.
    -Tak. Skrzynka piwka załatwi sprawę. -Jackson od razu się zgodził. Jedyne czego mu brakowało to zimnego piwka na koniec tego cholernego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jackson pomyślał dokładnie to samo. Jeśli nie dadzą im piwa sam je przyniesie. Przecież go nie wyrzucą? Gdyby nie był im tak potrzebny wzięliby sobie kogoś kto ma zadatki na bohatera, a nie złoczyńcę.
    -Wojsko? -Sylvia uniosła brew do góry. -Wojsko pokonałby w kilka sekund. Jedyne co nam potrzebne to wasze moce. Tam... kiedy się z nim spotkacie polegacie już tylko na sobie.
    -To ja bym jednak prosił o flaszkę czystej. -Jackson westchnął. -Mięso armatnie z nas zrobić chcecie co? Nie uda się im to może tym lepszym? Założę się, że macie drugą grupę jakiś super bohaterów, którzy dokończą sprawę w razie gdybyśmy nie dali rady.
    Sylvia spojrzała na Morgan'a. Nie było żadnej innej grupy, a ona musiała przekonać ich do tego.
    -Owszem znamy wielu honorowych i porządnych obywateli, którzy ratują na co dzień świat z opresji. Moglibyśmy wezwać taką grupę i liczyć, że się im uda jak w jakimś filmie o superbohaterach. Ale to nie film. A bohaterom brakuje tego co macie wy. -Wskazała na nich. -Wy złoczyńcy. Brakuje im tej iskry. Odrobiny szaleństwa.
    -O kurde... dobra jest. -Lil otworzyła szeroko oczy. -Gadka rodem z uniwerku.
    -Niech wam będzie. -Jackson mimo wszystko tego nie kupił. Coś mu się nie podobało w tym wszystkim. -To co mamy robić? Będziemy strzelać do tarczy? Biegać na czas czy co?

    OdpowiedzUsuń
  18. Lilian rozejrzała się po swoich towarzyszach, a potem wzruszyła ramionami i wyszła na środek. Stanęła na baczność, zasalutowała po czym zmieniła się w Deacona.
    -No dobra panno Frye. Do roboty. Zapraszam na środek. Chcę by wszyscy latali za pomocą pani telekinezy. -Mówiła zupełnie poważnie jak Deacon. Po chwili jednak przybrała wygląd samej Heather. -I niby co będę z tego miała? Niech pierwszy idzie on. -Wskazała na Shay'a i przybrała jego wygląd. -Dajcie mi najszybszą brykę to wam pokażę co potrafię. -Skrzyżowała ręce na piersi i uniosła dumnie głowę.
    -Nie chodziło nam o popisywanie się. -Sylvia zanotowała coś na kartce. Kazano im przecież obserwować każdy ich ruch i utworzyć profile psychologiczne. Dla Sylvii jak na razie panna Jones była najniebezpieczniejsza. Wykorzystywała swoją moc pod każdym względem dla zabawy, bo miała taką ochotę, albo chciała komuś zaimponować.
    Wtedy niespodziewanie zadzwonił telefon. Sylvia odeszła na bok i odebrała. Po chwili zawołała do siebie Deacona.
    -To Rita Marsh. Powiedziała mi, że mogą urządzić sobie imprezę po dzisiejszych ćwiczeniach. Chce by się ze sobą zaprzyjaźnili. Chce by może między nimi było coś więcej niż tylko wspólne wygłupy. -Spojrzała towarzyszowi w oczy. -Rita mówi, że wtedy nie uciekną. Jeśli będzie im na sobie zależeć.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jackson'owi też nie spodobał się dziwny obrót zdarzeń. Dlaczego po telefonie nagle mogą poimprezować? Musieli być podsłuchiwani. Kto wie czy podsłuchów nie było też w pokojach. Będzie to musiał potem sprawdzić. Znał się na takich rzeczach. Wiedział gdzie tego szukać, a na razie wszystko zapowiadało się, że nikt o tym nie widział.
    -Nie mogą się kopiować. Mogę to robić tylko sama ze sobą. -Stworzyła pięć swoich kopi, które zaczęły po kolei zamieniać się miejscami, aż wszyscy stracili rachubę która Lil jest prawdziwa.
    -Z kolei kopii mogę tworzyć nieskończenie wiele. -Powiedziała pierwsza Lil.
    -Mój rekord.... -Zaczęła druga.
    -To sto dwadzieścia siedem.
    -Ale musiałam się ewakuować.
    -Bo policja się mną zainteresowała.
    -To która to ja prawdziwa? -Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
    -No pewnie ty. -Kiwnął Jackson.
    -Błąd. -Odparła niespodziewanie szósta Lil, która stała za nim przykładając mu do pleców dłoń ułożoną w kształt pistoletu. Pozostałe kopie zniknęły. -Ale iluzja to moja specjalność. -Puściła oczko do Shay'a.

    OdpowiedzUsuń
  20. -Ona chyba już kiedyś z nimi pracowała. -Lil wyszeptała do Shay'a. Mogła wydawać się szalona i nieokrzesana, ale na swój sposób była inteligentna i spostrzegawcza. Inaczej nie zaszłaby tak daleko.
    -Panno Frye... -Zaczęła Sylvia notując coś w notesie. -Czy potrafi pani rozbroić ładunek wybuchowy telekinezą? Zatrzymać jego wybuch? Bądź go przyspieszyć? Jak daleki zasięg ma pani telekineza?
    Jackson musiał przyznać, że jego też to ciekawiło. Telekineza zawsze wydawała mu się potężną mocą, ale jeśli jej zasięg był niewielki cóż można było zdziałać? Z kolei jeśli miałaby nieograniczoną moc... cóż mogłaby przecież sama pokonać owego mutanta. A skoro oni również tu byli... jakieś ograniczenia musiała mieć.

    OdpowiedzUsuń
  21. Sylvia nacisnęła guzik i spod podłogi wyjechały trzy głazy. Jeden był wielkości może świni. Drugi samochodu, a trzeci czołgu.
    -Spróbuj podnieść je za pomocą telekinezy jedne po drugim. Później wszystkie naraz. A pan Frost niech się przygotuje. Następny będzie on. -Zanotowała coś w zeszycie.
    Jackson dokładnie obserwował ją. Czy to jakiś test? Badają ich? Robią profile psychologiczne żeby mieć na nich haka? Wątpił by mógł teraz zrezygnować. Właściwie to pożałował że się zgodził. Po co ma stawać się jakimś głupim bohaterem i ratować świat? Świat był beznadziejny. Ludzie byli do dupy. Może pora wypróbować teraz ich? Nie.... Pomyślał. Zaczekam na swoją kolej.
    -A mógłbyś zatrzymać czas i polecielibyśmy po pizzę? -Lil spytała Shaya. -Trochę zgłodniałam, a dawno nie jadłam pizzy. Jak to wszystko się skończy przewieziesz mnie tą swoją super bryką na pizzę. -Uśmiechnęła się wesoło. Lilian zawsze wydawała się wszystkim trochę szalona i dziecinna, a ona nie narzekała na to. Dzięki tym cechą okradła banki i nikt jej nie podejrzewał o nic.

    OdpowiedzUsuń
  22. Lil odwzajemniła uśmiech.
    -No pewnie po tym całym cyrku będę bogata i będę latać własnym odrzutowcem.
    O ile przeżyjemy, pomyślał Hills. Był ciekawy co zaprezentuje im jego współlokator. Jego moc wydawała się kluczowa w całej tej walce o planetę. A tym bardziej jeśli będzie trzeba uciekać.
    -Dobrze panie Frost. -Sylvia ponowie coś zanotowała. -Spowolnienie czasu. To twoja moc. Powiedz nam proszę czego się to dotyczy? Możesz spowolnić czas w całym mieście? Na ulicy? Jaki to ma zasięg? -Może właśnie przed chwilą zatrzymał czas by flirtować z panną Jones? Pomyślała. Ci dwoje dogadywali się aż za dobrze, ale w końcu takie było polecenie z góry. Gorzej będzie z pozostałą dwójką. -Ty decydujesz kto nie zostanie spowolniony? Czy nie masz nad tym kontroli? Na jak długo potrafisz utrzymać ten stan?
    Zalała go mnóstwem pytań, ale o jego mocy chciała wiedzieć najwięcej. No i o mocy Jacksona, który w sumie był najbardziej niepewny z całej tej szalonej czwórki.

    OdpowiedzUsuń
  23. -No dobrze. Chyba tyle nam wystarczy na dziś. -Sylvia skinęła głową. -Jeszcze pan Hills. Zapraszam.
    Jackson wyszedł na środek. Co tu było pokazywać? Teleportował się i tyle. Żadna nowość. Ale zamierzał testować czy mają tu jakieś bariery, blokady na ich moce. Chciał teleportować się poza bazę. Nikt nawet by się nie zorientował się gdyby zaczął przenosić się w szybkim tempie z miejsca na miejsce. Ale Sylvia zaskoczyła go....
    -Wiemy doskonale, że potrafisz się teleportować. Nie musisz nam tego pokazywać. Powiedz tylko jakie masz ograniczenia.
    -Nie mam żadnych. -Skłamał spoglądając na pannę Frye. Przecież jej wcześniej mówił o tym, że może przenieść się tylko w miejsca które sam widział choćby w gazecie czy laptopie. Ale oni nie musieli wiedzieć wszystkiego.
    -Potrafisz włamać się do każdej bazy danych? Na każde konto czy portal społecznościowy?
    -Nie inaczej. -Zgodził się.
    Sylvia spojrzała na towarzysza. Hills był ogromnym zagrożeniem, którego nie należało lekceważyć.
    -Dobrze. Możecie wracać do pokojów. W którym urządzicie sobie imprezę zależy od was. Przyślemy pokojówki z jedzeniem i alkoholem. Tylko nie nadużywajcie mocy. Lepiej żebyście się oszczędzali.

    OdpowiedzUsuń
  24. -Masz racje. -Zgodziła się Sylvia. -Jutro zajmiemy się nimi, a tymczasem wracajmy do domu. Pora odpocząć. -Skinęła głową zadowolona, że ten dzień już się skończył.

    Lil rozpuściła włosy, zjadła paczkę ciasteczek, które przywiozła ze sobą kiedy czekała na Heather. Kiedy jej współlokatorka wyszła właśnie poprawiała makijaż.
    -Taaaa jestem gotowa. -Podskoczyła zadowolona. Miała na sobie bluzę z kapturem jednorożca i leginsy w czarno białe paski. -Lecimy. Mam ochotę się napić. Trochę mi odbija jak piję... -Przekręciła oczami.

    Jackson wysunął stolik na środek, przysunął do niego cztery krzesła i odebrał zamówienie, które przyniosła mu jakaś ruda dziewczyna ubrana w stroju zdecydowanie nie przypominającym kelnerki.
    -Co ty o tym wszystkim myślisz? -Spytał Shaya. Coś nie dawało mu spokoju. Dlaczego nie pozwolili mu pokazać swojej mocy? Czyżby się obawiali czegoś? A może na prawdę mieli jakieś bariery które miały go kontrolować?
    Wtedy dziewczyny zapukały do drzwi.
    -Otwórz im. Ja rozleję wódkę. -Hills pochwycił butelkę i uśmiechnął się do Frosta.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jackson dziwił się, że byli testowani. Po co? Jako przestępcy musieli mieć już jakiś określony profil. Skąd te testy? A może wszystko jest wymyślone? Nie zamierzał być królikiem doświadczalnym. Wpierw uśpi ich czujność, a potem znajdzie na nich haka. Być może będzie mu do tego potrzeba czyjaś pomoc. Lil i Shay by się przydali, ale byli dla niego nieco dziecinni i porywczy. Za to panna Frye... ona mogła mu pomóc i dotrzymać tajemnicy.
    -Wiem. Wiem. -Lil wstała i uniosła swój kieliszek. -Wypijmy za wygraną.
    -Tak... To nie głupi pomysł. -Zgodził się Jackson. Sięgnął po swojego kieliszka i przechylił go. Mógł nie wierzyć tej parce która ich testowała, ale to nie znaczyło że nie może się zabawić. -No dobra. Jesteśmy tu. Jesteśmy jedną drużyną.
    -The Last Villans. -Uśmiechnęła się Lil.
    -Tak... Niech będzie. Każdy z nas jest na swój sposób totalnie popieprzony i... -Rozlał kolejną kolejkę. -Każdy z nas ma jakaś historię dlaczego taki właśnie jest. Walcie. Przy wódce każdy się rozkleja.
    -Nie jem mięsa. To straszne. Nie lubię krzywdzić zwierzą. -Lil spoważniała.
    -Kurwa Lil. -Jackson walnął w stolik. -Kogo obchodzi krzywda zwierząt? Mutant chce rozpiepszyć naszą planetę.
    -Ale dla mnie ten problem jest ważniejszy niż jakiś głupi mutant.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Błagam o wybaczenie. Byłam pewna że dodałam odpis.... ]

    -Byłaś, ale już nie jesteś? -Jackson uniósł brew do góry. -Dlaczego cię wylali.
    Wolał od razu przejść do rzeczy. Skoro mają walczyć u boku i ginąć za siebie chce wiedzieć czy warto. Albo czy warto w ogóle uciekać z takimi ludźmi.
    -Mogę wejść na neta i dowiedzieć się wszystkiego o tobie bo zhakuje system, ale po co? Wolę to usłyszeć od ciebie.
    -O rany potrafisz tak wszystko przez neta? Mam byłego którego chciałabym udupić. -Lil uśmiechnęła się zadowolona.
    -Tak Lil... -Jackson przewrócił oczami teatralnie. -Załatwimy go. Ale najpierw Heather. Pozwólmy jej skończyć. -Mrugnął do niej.
    -Jasne jasne... -machnęła ręką. -Wy zawsze lecicie na laski w mundurach. Albo w mini. Jedno z dwóch. -Nachyliła się nad stołem sięgając po butelkę. Pora była rozlać kolejną kolejkę.

    OdpowiedzUsuń
  27. -Spooookoooo.... -Lil przekręciła oczami kiedy Heather skończyła opowiadać. -Dobrze wiem, że nie zabiłaś go bez powodu. Może my kobiety jesteśmy szalone z miłości, ale na pewno nie aż tak. Pytanie co ci zrobił, że go tak skatowałaś?
    Jackson spojrzał na Lil. Odkąd się poznali to była najmądrzejsza rzecz jaką usłyszał z jej ust. Czyżby panna Jones udawała tylko głupią, a w rzeczywistości była wyjątkowo inteligentna?
    -No? -Uśmiechnął się unosząc kieliszek, który podsunęła mu Lil. -Więc jak to było na prawdę? -Spojrzał na Heather. -Skoro mamy umierać w swoich ramionach możesz nam powiedzieć prawdę.
    -On cię skrzywdził, prawa? -Lil spytała poważnie co zupełnie nie było do niej podobne.

    OdpowiedzUsuń
  28. -Nie wierzę ci. -Lil pokiwała przecząco głową. -Może i taki dupek istniał ale musiał zrobić coś więcej. -Sięgnęła po drinka.
    -Ja? -Jackson zaśmiał się również patrząc w jej oczy. -Cóż... pomyśl, że jesteś osoba która wcześniej czy później włamie się wszędzie. Kto miałby cię lubić? Shakowałem rząd.... Ustawiłem wybory dla zabawy, a oni nie chcieli się przyznać więc włada nami ten kto włada. -Puścił do niej oczko. -Mogą mnie namierzać, mogą namierzać komputer na którym pracuje, ale nigdy nie znajdą mnie.
    -A mnie tam podoba się to zatrzymywanie czasu. -Lil dopiła kolejnego drinka. -Czy zatrzymujesz ten czas również z towarzyszącymi uczuciami? No wiesz.. -Przekręciła oczami. -Jest fajna chwila, którą chciałbyś zatrzymać i to robisz?
    -Tak... władanie czasem może nam się przydać w walce z ty super mutantem. Choćby po to byśmy mogli wszyscy uciec. -Jackson jako pierwszy postanowił wejść na ten temat. No co? Przecież każde z nich planowało ucieczkę. Po co więc wiać a własną rękę skoro można to zrobić perfekcyjnie, ale razem.

    [Wydaje mi się, że to jest kolba właśnie :D ]

    OdpowiedzUsuń
  29. -Pomóc biednym ludziom w potrzebie? -Zdziwił się. -Dokonać zmian by nie pogłębiali zmian klimatycznych? Ludzie są skazani na porażkę. -Powiedział poważnym tonem. -Sami się wykończą i nie potrzebują jakiegoś mutanta. A ja... cóż walczę to raczej o przetrwanie niż o ludzkość.
    Kiedy Heather wyznała, że ma zamiar go pokonać Lil i Jackson spojrzeli na nią z zaskoczeniem.
    -Ale chyba nie za wszelką cenę? -Lil uniosła brew.
    -Tak na prawdę nic o nim nie wiemy. Jaką ma moc? Skąd pochodzi i czego właściwie chce? -Jackson wstał podchodząc do okna jakby chciał sprawdzić czy nikt ich nie podsłuchuje. Wcześniej rozejrzał się po pokoju i nie zauważył niczego podejrzanego. Czyżby tylko tu dali im trochę swobody? -Skoro spośród całego tego popieprzonego świata wybrali nas złoczyńców to jestem przekonany, że nawet jeśli nie zabijemy go to będziemy mogli przed nim się ukrywać. Ja mogę teleportować się tak długo jak tylko się da. Z resztą przekonali się o tym sami.
    -Teleportuj nas. -Lil wstała gwałtownie. -Przekonajmy się jak szybko nas znajdą. Może nawet mamy już jakieś czipy i nawet o tym nie wiemy. Idźmy w miasto. -Uniosła dumnie głowę. -Zawsze chciałam zabawić się w typowym amerykańskim barze.
    Jackson spojrzał na Heather.
    -Co ty na to? Wrócimy, ale zobaczymy co oni na to. -Uśmiechnął się.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jackson uśmiechnął się złowieszczo.
    -Mogą państwo odczuwać początkowo nudności, ale to z czasem minie. Gwarantuję niesamowite przeżycia. -Puścił oczko do Heather.
    Lil zaklaskała w dłonie.
    -No to czad. -Podbiegła jeszcze do stolika i wzięła butelkę wódki. -No co? -Parsknęła. -To na drogę.
    -Znam jeden fajny klub w Chicago. Może być?
    -No nie pytaj tylko nas zabieraj. Rany... -Lil przekręciła oczami. Potem podeszła do Shaya i złapała go za ramię. -Nooo dawaj Jackson jesteśmy gotowi.
    -Okey.... okey...- Położył dłoń na ramieniu Heather i Shaya. -No to już.

    Po chwili wszyscy znaleźli się na parkiecie zatłoczonego klubu w Chicago. Grała głośna muzyka, wszyscy szaleli w jej rytm, a Jackson stał pośród tych wszystkich obcych ludzi i uśmiechał się. A więc nie mają zabezpieczeń przed teleportacją. Czyli gówno wiedzą o jego mocy. Tego właśnie chciał się dowiedzieć.
    -Ale super. -Lil otworzyła butelkę. Upiła kilka łyków i podała do Shaya. -No to zabawmy się. Umiesz tańczyć? To nic. Po tym będziesz niczym Patrick Swayze.
    -A my? -Hills zerknął na Heather. -Obstawiam bar. Ponoć robią tu niezłe drinki. No i omówimy plan ratowania świata i polepszania warunków życia.

    OdpowiedzUsuń
  31. Lilian nigdy nie miała problemu z wyczuciem rytmu, ale tak na prawdę nie przepadała za tańcem. No bo jaki w tym był sens? Kręcić tyłkiem do jakiejś piosenki? Robiła to kiedy musiała, kiedy nie było nic innego do roboty, albo potrzebowała z kimś porozmawiać na osobności tak jak teraz...
    -Częściej niż myślisz. Okradałam w takich klubach takie bogate dzieciaki jak nasz Jackson. -Uśmiechnęła się sięgając po butelkę wódki. Zrobiła na raz kilka porządnie dużych łyków i oddała mu alkohol nawet nie krzywiąc się. -Wypić też potrafię dużo. -Puściła do niego oczko powoli przesuwają się na koniec parkietu jak najdalej z pola widzenia Jacksona i Heather.
    Nie mogła powiedzieć, że ich nie polubiła czy ją drażnili. Heather wydawała jej się w porządku, a Jackson choć czasem był dziwny to jednak skłonny do spontanu, a to jej się podobało. Mimo wszystko uznała, że warto mieć plan awaryjny, gdyby jednak okazało się, że tamta dwójka nie ucieknie kiedy zrobi się za gorąco. A poza tym Shay był słodki.
    -A ty? Lubisz tego typu miejsca? Po wyścigach pewnie nie raz lądowaliście w klubach, co? -Zbliżyła się do niego.

    Jackson zajął miejsce obok niej podziwiając wystawę przeróżnych trunków. Sięgnął do kieszeni od spodni i wyjął portfel, a z niego platynową kartę. Zerknął w jej stronę.
    -Wybieraj co chcesz. Moi starzy starzy fundują ten wieczór. -Podsunął jej kartę. Nigdy jakoś specjalnie nie lubił pokazywać, że jest obrzydliwie bogaty bez tych wszystkich przekrętów i hakowania, ale cóż taka była prawda. -Nie zablokują mi karty bo i tak znajdę sposób by ją odblokować więc chyba pogodzili się, że mają syna przestępcę. -Machnął ręką jakby chciał zakończyć temat. Nie lubił mówić o swoich rodzicach.
    -A twoja rodzina? -Barman podszedł do nich. -Daj nam coś mocnego.

    OdpowiedzUsuń
  32. Lil choć wyglądała na słodką idiotkę i czasem, a nawet dość często tak się zachowywała to jednak była mądrzejsza niż mogło się wydawać. Wiedziała, że pewnie kogoś po nich poślą. Jackson też musiał to wiedzieć i mogła się założy, że znaleźli się tutaj by mógł to sprawdzić.
    Nie przeszkadzała jej jego bliskość wręcz przeciwnie więc nie opierała się.
    -Myślisz, że iluzja byłaby tak realistyczna? -Uniosła brew do góry nie odrywając wzorku od jego oczu. -Miałam trzynaście lat kiedy pierwszy raz użyłam mocy i skończyło się to bardzo źle , ale od zawsze wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak. A jak było z tobą? -Przechyliła głowę i objęła go splatając swoje dłonie na jego karku.

    -Jasne... -Jackson zapłacił kartą a potem schował wszystko do kieszeni. Barman położył butelkę burbona i dwie szklanki przed nimi i zniknął by zająć się kolejnymi klientami. -Powiesz kiedy będziesz chciała. -Rozlał alkohol. -Moi starzy... -Przekręcił oczami na ich wspomnienie. -Od czego by tu zacząć? Może od tego, że oboje byli pracoholikami, a mnie wychowała opiekunka. Rosita była meksykanką, która straciła swoje dziecko i przyjechała do nas by zarobić na życie. Tak to już jest. -Sięgnął po szklankę. -Kiedy masz pieniądze możesz kupić za nie wszystko, ale nie kupisz czyjejś uwagi. Więc jako dzieciak znalazłem na to inny sposób. A teraz robię to bo lubię. Nie upijajmy się na smutno. -Mrugnął do niej.

    [Hmmmm może wszyscy mogliby mieć po te ok 25 lat? Faktycznie jak Heather będzie nieco starsza może być ciekawie :D zróbmy tak :D]

    OdpowiedzUsuń
  33. -Oczywiście, że je kontroluję. Nie mogą sobie tak po prostu chodzić po świecie. Co jak jedna by zjadła mięso, albo druga rozjechała jakiegoś słodkiego szczeniaczka? To nie byłoby w porządku wobec mnie.
    To dzięki tej mocy Lil potrafiła okradać banki. Przecież w pojedynkę napad nigdy by się nie udał. Potrzebowała kierowcy, kogoś kto osłaniał tyły, pilnował pracowników przed wciśnięciem magicznego guziczka. No i pomocy do ładowania kasy z sejfu.
    -Ale nie klonowanie daje największą frajdę. Najbardziej lubię zmiennokształtność. Mogę być wtedy kim chcę. -Zbliżyła się do niego na tyle blisko, że ich policzki dotknęły się i wyszeptała mu do ucha. -A ty chciałbyś bym kim była?

    -Rosita była najmilszą osobą jaką kiedykolwiek poznałem. Nie zasłużyła na taki los jaki ją spotkał. Ale o przykrościach, naszej przeszłości i rodzinach pogadamy może innym razem... na przykład przed śmiercią? -Zaśmiał się. Nikt przecież nie lubił mówić o przeszłości, która wcale nie była taka kolorowa.
    -Jak myślisz co oni dla nas szykują? Ubiorą nas w jakieś stroje lateksowe, wręcza tarcze, flagę i karzą iść walczyć za ojczyznę? Masz jakieś podejrzenia? Nie jesteśmy tutaj przypadkiem. Na pewno o tym wiesz. -Zbliżył się do niej. Nie chciał by ktoś go usłyszał. -Na pewno już wiedzą o naszej uciecze.

    [Jestem jak najbardziej za :D]

    OdpowiedzUsuń
  34. -Świetnie. -Powiedziała ożywiona uśmiechając się. -To poprawna odpowiedź. -Zerknęła w stronę baru, ale nie widziała już ani Heather ani Jacksona. Tłum ludzi zupełnie odciął ich od siebie. Była jednak spokojna. Wiedziała, że oni nie wybiorą się nigdzie. Byli przecież bardziej rozsądni. Nie to co ona i Shay...
    -Więc powiedz mi. -Sięgnęła po butelkę, którą wcześniej odstawił na bok. Zrobiła kilka łyków. Alkoholu nie zostało już dużo. -Zamierzasz umierać za tych wszystkich ludzi? Czy masz plan awaryjny? -Wciąż trzymała jedną rękę na jego karku.

    -Oby te stroje nie były żółte. Źle mi w tym kolorze. -Próbował zażartować tylko że zawsze żarty jakoś kiepsko mu wychodziły. -Zgadza się. Jesteśmy mięsem armatnim. Idziemy na pierwszy ogień. Przecież nie obiecaliby nam czystych kont i nowego życia gdyby wiedzieli, że może nam się udać.
    Przez chwilę pomyślał, że byłoby całkiem nieźle gdyby faktycznie udało im się go pokonać. Ależ by mieli miny gdyby stanęli w bazie w czwórkę i zażądali wypłaty. Może więc Heather miała rację by zabić tego mutanta?
    -Tak pokazały się, ale nie wiele to dało. Mało kogo obchodził gość, który okrada rząd. -Zerknął w stronę parkietu. Lil i Shay gdzieś zniknęli. Miał tylko nadzieję, że nie an dobre. -A dlaczego pytasz?

    OdpowiedzUsuń
  35. -Mogę pomóc coś zrobić... coś by inni mieli łatwiej. By zwiększyć im szansę. -Spojrzała mu w oczy. -Ale jeśli stracimy kontrolę... Nie wiem jak Heather czy Jackson, ale ja uciekam i mam nadzieję, że ty zrobisz to samo.
    Nagle niespodziewanie ktoś szturchnął Shaya w ramię tak mocno, że Lil upuściła upuściła butelkę wódki, która roztrzaskała się o parkiet. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że jakiś mięśniak przechodził obok nich zupełnie nic sobie z tego nie robiąc.
    -Ej ty łysy dupku. -Warknęła w jego stronę. -Do ciebie mówię ty kupo mięśni. Odkupisz nam tą butelkę. -Wskazała palcem na mężczyznę.
    -Słucham dziewczynko? Coś ci się pomyliło chyba. -Mięśniak zaśmiał się do swojego czarnoskórego kolegi, który najwyraźniej też świetnie się bawił.

    -Nie wiem czy dotrzymają słowa, ale jeśli nie... a my przeżyjemy zamierzam pokazać światu kto ocalił mu dupę. -Wypił szklankę na raz i od razu rozlał im kolejną kolejkę. Nie nalewał zbyt dużo. Ktoś musiał być trzeźwy, a znając pozostałą dwójkę pewnie byli już pijani.
    Jackson obserwował faceta, który wyglądał na typowego imprezowicza. Znał takich jak on. Miał pełno takich kolegów, którzy chodzili po klubach, przepijali pieniądze rodziców i wpadali w kłopoty.
    -Nie rozumiesz nie? -Spytał unosząc brwi do góry. -Znajdź sobie inną dziewczynę do tańców.

    OdpowiedzUsuń
  36. Lil nic nie powiedziała. Stała tylko tak i patrzyła na Shaya. Nie musiała nic robić w końcu i tak zmienił zdanie i akcja potoczyła się wyjątkowo szybko. Może gdyby nie to, że Shay uderzył czarnoskórego w twarz zauważyła by, że coś dzieje się przy barze. Ale nie mogła tego zrobić. Ludzie otoczyli ich dookoła czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
    Lil nigdy nie należała do grzecznych dziewczynek. Nigdy nie stała z boku nawet jeśli jej koledzy się bili. Nie potrafiła być bierna, a zwłaszcza teraz kiedy Shay najwyraźniej nieźle się bawił.
    Nie zastanawiając się wskoczyła na plecy łysego i zaczęła okładać go pięściami. Wcześniej oczywiście wysyłając swoją kopie by przegrzebała kieszenie gapiów. Za darmo nie ma oglądania co nie?

    Jackson podskoczył z krzesła kiedy Heather zareagowała tak błyskawicznie. Wpierw był zaskoczony jej reakcją. Potem zrobiło mu się głupio bo to chyba on powinien był przyłożyć temu facetowi. Tylko, że on był z tych co załatwiali wszystko pokojowo, albo uciekali. Nie tym razem, Jackson. Pomyślał.
    -Heeeeej heeeej, Heather. -Położył swoją dłoń na jej ramieniu. -Wyluzuj. -Próbował ją uspokoić. -Myślę, że on już nie ma ochoty na taniec.

    OdpowiedzUsuń
  37. Kiedy łysemu udało się zrzucić z pleców Lil czas nagle zatrzymał się wokół niej.
    -To dupek. -Opluła go. Potem jeszcze kopnęła prosto w krocze. -Zaczekaj. -Do czarnoskórego podbiegła, odpięła mu pasek od spodni by opadły w dół. -Teraz możemy spadać. -Uśmiechnęła się do Shaya jak gdyby nigdy nic.

    Jackson odruchowo odsunął się od niej, ale potem zaśmiał się.
    -Spokojnie nic mi nie jest. Są tu gliny. Pora nas teleportować.
    -Ten klub jest do dupy. -Lil podbiegła do nich ciągnąc za rękę Shaya. -Spadajmy stąd.
    -Gdzie wy do cholery byliście? Mieliśmy tu małe kłopoty i...
    -Jackson... teleportuj. -Jones zmierzyła go zimnym wzrokiem.
    -No to gotowi? Spadamy.

    Po chwili znaleźli się z powrotem w pokoju chłopków. Nic tu się nie zmieniło jakby wcale się nie teleportowali. Jackson przyzwyczajony do szybkich podróży od razu podszedł do okna by zobaczyć co dzieje się na zewnątrz, ale nic nie wskazywało na to, że ich szukali. Obrócił się w stronę trójki i dopiero teraz zauważył, że Shay ma zaczerwienioną jedną stronę twarzy.
    -A tobie co się stało?

    OdpowiedzUsuń
  38. -Nic mi nie jest. -Uspokoiła go jak zawsze zadowolona. -Ale ty lepiej zrób sobie zimny okład bo rano będzie niezły siniak.
    Jackson stał niespokojnie czekając aż ktoś wpadnie do pokoju, zacznie na nich wrzeszczeć, że co sobie myśleli tak po prostu uciekając, że to było głupie i tak nie postępują dorośli ludzie. Ale nic takiego się nie stało.
    -Heather wszystko gra? -Spojrzał na nią zmartwiony. Dlaczego tak szybko uciekła? Dość wrażeń? Przecież w jej zawodzie to powinno być normalne. A przynajmniej tak mu się wydawało.
    -No dobra to ja chyba też już wrócę. -Lil złapała swojego drinka, podbiegła do Shaya i dała mu buziaka w policzek po czym wybiegła szybko za Heather.
    Jackson zerknął na swojego współlokatora i pokręcił głową.
    -Serio? Już? Tak szybko? Ledwie się znacie. -Usiadł przy stole rozlewając resztę wódki do dwóch szklanek. -Gdzie zniknęliście? Chyba nie żeby... no wiesz...

    -Co się stało? Czemu chciałaś udusić tego typka? -Lil zamknęła drzwi za sobą. Dopiła drinka, szklankę odłożyła na stolik i wskoczyła na swoje łóżko. Głowę położyła na bluzie z głową jednorożca, a sama wlepiła wzrok w sufit.
    -Fajnie, że sama umiesz się o siebie zatroszczyć. Ale jak chcesz poderwać Jacksona to musisz mu czasem pozwolić dominować.

    OdpowiedzUsuń
  39. Czy tego chciał czy nie Shay mówił prawdę. Jeśli ten mutant jest na prawdę tak silny jak opisywali go ci dwoje z rządu to prawdopodobnie koniec świata tym razem wypali.
    -Co z wami wszystkimi jest? -Jackson westchnął. -Wy lejecie jakiś dupków, Heather o mało nie udusiła faceta. Co prawda należało się mu, ale czy tylko ja byłem grzeczny? -Pokiwał głową nie wierząc w to co mówi. Raczej to on pakował się w kłopoty od najmłodszych lat.
    -Wiesz co? Jeśli oni nic nam nie powiedzą na ten nasz wypad zamierzam jutro zrobić to samo. Nie będe ostatnie dni siedzieć w zamknięciu i zastanawiać się jak umrę.

    -Oni nigdy nie rozumieją słowa nie. -Lil zaśmiała się. -A Jakcson... nie wiem chyba jest w moim wieku. Tak mi się wydaje. -Podniosła się opierając plecy i ścianę. -Czemu nie... ale mam też swoje sposoby na facetów. Zawsze... ale to zawsze jak jakiegoś poznaje podsyłam mu swoją kopię. -Nagle przy stoliku pojawiła się kopia Lil, która puściła oczko do Heather. -Jak zda egzamin dopiero poznaje mnie. -Kopia pomachała i zniknęła. -Ale dziś nie chciało mi się bawić w te kopie i całą iluzję. -Ziewnęła zaczesując włosy do tyłu. -Jak myślisz? Pójdziemy jutro na dywanik?

    OdpowiedzUsuń
  40. Jackson przekręcił oczami kiedy usłyszał powitanie. W sumie nieco się uspokoił bo zaczynał się martwić, że nikt ich nie wezwał, ani nie nakrzyczał na nich. Cóż.... a więc wszystko wróciło do normy.
    Wiedział, że dali im wolną rękę, ale bacznie obserwowali i za pewne w przyszłości zamierzali to wykorzystać przeciwko nim
    -O nie... -Lilian pacnęła się w czoło. -Jak ja tu okropnie wyszłam. Możecie usunąć te zdjęcia?
    -Nie możecie nam zabronić wychodzić. Jesteśmy tu z własnej woli i to my narażamy własne tyłki dla was więc coś nam się należy. -Hills postanowił być twardy. -Dziś też wychodzimy.
    -Wychodzimy? -Oczy Lil się powiększyły. -Byle już nie do klubu bo wbrew pozorom nie lubię tańczyć. Może kino? Albo wybierzmy się w jakieś nietypowe miejsce...
    -Panno Jones proszę na razie zająć się tym co dzieje się w obecnej chwili. -Sylvia znów coś zanotowała w swoim zeszycie. -Czyli treningiem. Ponieważ spotkanie z mutantem jest waszym głównym celem najpierw musimy wypracować w was pewne cechy. Musicie nauczyć się działać jako zespół. Dlatego też na początku zlecimy wam nieco inne zadania.

    OdpowiedzUsuń
  41. Lilian stała z boku sprawiając wrażenie znudzonej. Roboty? Drony? Imitacja pola bitwy? To nie dla niej. Dlaczego po prostu nie mogą iść pokonać tego mutanta tylko muszą ćwiczyć jak w liceum? Pokiwała głową i podeszła do swojej grupy.
    -Nic nie widzę. -Jackson jednak sprawiał wrażenie zaangażowanego. -Możesz je powstrzymać telekinezą? Jeśli nie Lilan może wysłać swoje kopie by odciągnąć ich uwagę.
    -Och dajcie spokój. Trzeba walić w dużego. -Kiwnęła na robota. -Nie możecie nim zawładnąć czy coś?
    -Lil skup się nie jesteś już na imprezie. -Jackson spojrzał na nią z powagą. Jemu też nie uśmiechało się walczyć z robotem, ale co mieli zrobić? W końcu się zgodzili na ten cały syf.
    -Więc jak Heather? Dasz radę je powstrzymać na jakiś czas? Ja i Shay moglibyśmy teleportować się bliżej robota.
    -ZA DUŻO MÓWIENIA. ZA MAŁO DZIAŁANIA. -Zawdzięczał głos w ich głowie. -DO ROBOTY.

    OdpowiedzUsuń
  42. Lilian stała zupełnie niezaangażowana. Może dlatego, że jeśli coś robiła w swoim życiu robiła to dla siebie, a nie dla kogoś. Niejednokrotnie przekonała się, że lepiej jest siedzieć na dupie i przyglądać się niż narażać własny kark dla kogoś. A to przecież były tylko ćwiczenia co nie? Poza tym widziała, że świetnie sobie radzą.
    Jackson podszedł od Shaya i teleportował ich z tyłu robota.
    -I jak dostrzegasz coś? Ja chyba widzę jakiś mały panel. Tam na jego... o kurwa. Twarzy. -Hills załamał się. No tak jednak wcale nie było tak prosto. -Teleportuje się tam i sprawdzę czy da się go wyłączyć. Może jak go dotknę zyskam nad nim kontrolę. -Skinął do Shaya po czym zniknął.
    Po chwili pojawił się na ramieniu robota po stronie gdzie na jego policzku znajdował się niewielki panel. Dobrze, że Jackson miał niezły wzrok.
    Lil przysiadła na jednym z kamieni i obserwowała.

    -Idzie im zbyt lekko. -Sylvia spojrzała na swojego towarzysza po czym wcisnęła guzik.

    Jackson właśnie zamierzał dotknąć robota dłonią, kiedy przeciwnik nagle "ożył" i z całej siły walnął go metalową dłonią. Kiedy spadał na ziemię zrobiło mu się ciemno przed oczami.Stracił przytomność.

    OdpowiedzUsuń
  43. -Niech sobie radzą. -Sylvia była zimna jak lód. -Tam nie będzie taryfy ulgowej. Ten mutant nie powstrzyma się przed wykończeniem reszty.

    Lilian siedziała na głazie. Obserwowała wszystko niczym film. Ale krzyk Shaya ocknął ją niczym kubeł zimnej wody.
    Spojrzała na niego. Wydał się jej dziwnie zaangażowany, a to jakoś nie pasowało do niego. Potem przeniosła wzrok na Jacksona. Leżał bezpieczny za głazami. Heather wyglądała na nieco wystraszoną.
    -Rany.... dajcie sobie siana. -Przekręciła oczami. Po chwili wokół niej pojawiło się dodatkowych siedem kopii. Każda z nich odciągała drona. Ona sama podeszła do Shaya. Machnęła dłonią, ale efekt mógł zobaczyć tylko Deacon i Sylvia, bowiem stali się niewidoczni dla przeciwnika. Drony w koło walczyły z klonami Lil, a ona sama stała jak gdyby nigdy nic i uśmiechała się.
    -Mogę sprawić, że zaatakuje ścianę i roztrzaska się o nią. Albo mogę zmienić kształt na drona i zniszczyć ten cały panel.

    OdpowiedzUsuń
  44. Gdyby Jackson był teraz przytomny i mógłby coś powiedzieć to na pewno uznałby, że to był najszybszy nokaut w historii superbohaterów czy też złoczyńców jak kto wolał.
    Kilka dronów właśnie zaczęło lecieć w stronę Shaya i Jacksona. Lilian podeszła w ich kierunku, a z jej dłoni wyleciała cieniutka wiązka zielonego dymu po czym drony odleciały w przeciwnym kierunku i tylko Lil mogła wiedzieć dlaczego atakowały same siebie.
    Słodka iluzja.
    -Jakim cudem twoja moc nie działa? -Spytała nachylając się nad Jacksonem. Położyła swoją dłoń na na jego skroni i ponownie cieniutkie zielone iskierki wyleciały z jej dłoni. Jackson otworzył oczy. Iluzja przydawała się do wszystkiego. Można nią było wykorzystać do ucieczki albo namieszać komuś w głowie. W tym przypadku wystarczyło zmienić nieco sen Jacksona.
    -Co ty? -Zerknął na Lil. Podniósł się choć głowa mu pękała. -Dlaczego mi to pokazałaś?
    -Musiałam cię jakoś obudzić. To co walimy w tego robota? Zgłodniałam, a dziś chce wyjść na miasto.
    -Osłaniajcie mnie. Teleportuje się od razu na jego twarz. Jeśli znów mnie zrzuci...
    -Nie zrzuci. -Lil zamieniła się w Jacksona. -Odwrócę jego uwagę.
    -Heather. -Krzyknął prawdziwy Jackson. -Jesteś w stanie zatrzymać jego ręce? to by mi bardzo pomogło.

    OdpowiedzUsuń
  45. Jackson skinął głową i teleportował się tuż przy twarzy robota. Na policzku znajdował się niewielki panel sterujący. Przystawił dłoń do maleńkich drzwiczek. tyle wystarczyło by przejąć kontrolę nad robotem i po prostu go wyłączyć.
    Cudowna technopatia. I dziwić się, że został hakerem? Inni tworzyli specjalne hakujące programy. On wystarczy, że dotknął komputer i sieć należała do niego.
    Po chwili cała sceneria rozmyła się, a oni znów znaleźli się w pustym pomieszczeniu do którego drzwi właśnie się otworzyły. Do środka weszła dwójka ich "ulubionych" agentów.
    -Udało się. -Lil uśmiechnęła się. -Robot pokonany.
    -Ale ty nie wiele zrobiłaś co? -Sylvia uniosła wzrok znad zeszytu. -Nie podobało nam się to. Za dużo mówienia, za mało działania. Teleportacja od razu do panelu przed wcześniejszym upewnieniem się, że Shay ma nad wszystkich kontrolę? -Uniosła brew do góry. Pokręciła głową przecząco. -Urywanie nogi telekinezą? Zbyt długo to trwało. Panie Frost, a co jeśli trafisz kontrole? Będziesz stać bezczynnie? Do pani Jones mamy jeszcze więcej zastrzeżeń. Jeśli ci nie zależy możesz wracać do domu.

    OdpowiedzUsuń
  46. Jackson podejrzewał, że Heather musi być w swoim żywiole. Skoro była w wojsku musiała mieć świetną kondycję, strzelać też pewnie nieźle potrafiła. Umiała pracować w zespole i sprawiała wrażenie ogarniętej. Zatem dlaczego była z tych złych? Bo zabiła jakiegoś typka? Bohaterowie często zabijają i ich plakaty wiszą w pokojach dziecięcych.
    Musieli ją tu ściągnąć więc żeby ktoś ich poprowadził. Bo siebie, ani Shaya a tym bardziej Lil nie widział w roli przywódców.
    -Chcecie nauczyć się strzelać? -Zerknął na swoich towarzyszy. Chociaż on nie miał na to ochoty. Po co mieli korzystać ze zwykłej broni skoro mieli te super moce.
    -Wszystko mi jedno. -Odparła znudzona Lil. -Mam już dość. Jestem głodna. Chce do pokoju. I nie podoba mi się to wszystko.
    -A ty? -Kiwnął do Shaya. Potem przechodząc obok niego wyszeptał po cichu. -Zaangażujmy się, a wieczorem zlokalizujemy te chipy.
    Jeśli myślą, że będą mogli nimi kierować z biura podczas gdy oni będą narażali swoje życie to grubo się mylili.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jackson stanął obok Heather i spojrzał w stronę strzelnicy oraz na rozłożone na stole różne rodzaje broni. Nie był typem, który wpadał w kłopoty przez drobne kradzieże czy wdał się w porachunki z mafią. Broń była mu obca. Miał swoje moce, to one zapewniały mu przetrwanie w obecnych czasach.
    -Dobra. -Stanął na przeciwko stołu z arsenałem i westchnął. -Wyjaśnij mi na co przyda się broń, kiedy może okazać się, że nawet nasze moce nie pomogą? Bo normalnie zwyczajnie ja tego nie rozumiem. No chyba, że w ten sposób jakoś się odstresujesz.

    Lil wzruszyła ramionami. Nie chciała ani strzelać, ani ćwiczyć. Ale z dwojga złego wolała salę gimnastyczną niż ścisłe instrukcje na temat tego jak ma trzymać broń czy w którą stronę ma mierzyć. Oczywiście kiedyś trzymała w ręce broń. Nie powinna była tego robić bo to też skończyło się źle.
    Ruszyła więc za Shayem w stronę sali marząc jedynie o tym by wrócić do pokoju. Po co się zgodziła? Chyba z czystej ciekawości jak to będzie? Czy da radę pokonać najsilniejszego mutanta na świecie?
    Na miejscu stał jakiś mężczyzna, prawdopodobnie trener, który polecił im rozgościć się i potrenować co chcą. Lilian rozejrzała się w koło. Nie było tu nic godnego uwagi.
    -Mam poodbijać piłkę? W jaki sposób to pomoże ludzkości? -Powiedziała oburzona. -Albo poskakać przez kozła?

    OdpowiedzUsuń
  48. Świetnie, pomyślał, zostałem agentem. Stanął w rozkroku, wymierzył
    pistolet w stronę tarczy.
    -Jakoś jak ty to robisz wygląda to wszystko łatwo. -Próbował wymierzyć w środek tarczy. -Mam oddychać? Czy raczej przestać? Co jak nie trafię w tarcze? Tam nikogo nie ma z tyłu? -Po czym zamknął oczy i nacisnął na spust. -I co? I co? -Odparł ożywiony. -Trafiłem w sam środek? -Zerknął na Heather uśmiechnięty.

    -Sport jest beznadziejny. Uprawiałam jeden i byłam w tym świetna zanim... a nie ważne. -Machnęła ręką. Nie chciała wracać do tamtych czasów. One minęły... już nie wrócą... Tak samo jak ci, którzy odeszli.
    -Niech będzie. -Uśmiechnęła się idąc w stronę ścianki wspinaczkowej. -Ej oglądałam kiedyś taki horror. Para wspinała się na ściankę i jakieś popieprzone mutanty... totalnie paskudni goście zamordowali ich chyba kilofem. To było chore.
    Stanęła na przeciwko ścianki, podparła ręce o biodra i przyglądała się jej.
    -Jak wysoko tu może być? Zaraz.... -Dotarło do niej po chwili. -Parkour? No nieźle.... byłeś tym dzieciakiem, który skakał po dachach, kradł i uciekał szybkimi furami?

    OdpowiedzUsuń
  49. -Ale zabić bym nie zabił. -Odparł zrezygnowany. Cóż nie można było być najlepszym we wszystkim. -Jeśli nasze moce zawiodą to nie zostanie już nic. -Odparł wracając do stolika z bronią. -Te wygląda całkiem fajnie. -Wziął rewolwer. -Może nim spróbuję?
    Stanął obok Heather z nową zabawką.
    -Jak trafię go w głowę to powiesz mi dlaczego wylali cię z wojska. -Założył słuchawki. -Mam trzy próby. -Obrócił się tyłem do niej. Wymierzył ponownie w tarczę i wystrzelił.

    -Ty pierwszy. Jak zrobisz z siebie idiotę ja się wycofam. -Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. No co? Lubiła go, ale sama nie bardzo wiedziała jak to się robi. Poza tym nie do końca była przekonana czy to dobry pomysł. No i agenci na pewno ich obserwowali.
    Lilian podeszła do linek, które leżały obok ścianki. Wybrała jedną z nich po czym wzięła się za wybór kasków.
    -Jeździłam konno. -Odparła. -Zakwalifikowałam się do miedzy narodowego konkursu. Byłam na prawdę dobra. A ten dupek wjechał w moich rodziców pijany i został uniewinniony.

    OdpowiedzUsuń
  50. Wykonał kolejny strzał, a potem ponownie zdjął słuchawki i odłożył broń na bok. Spojrzał na Heather z powagą.
    -Każdy ma jakiś motyw. Osiedlowy ćpun zabił bo potrzebował kasy na dragi. Zazdrosna żona zabiła bo mąż miał kochankę i nie potrafiła się z tym pogodzić. Nie chce mi się wierzyć, że ty.... która wydajesz się być najnormalniejsza z nas wszystkich zabiłaś bez powodu czy dla zabawy. Nie jesteś typem seryjnego mordercy. Wiem to. Znałem takiego. -Obrócił się w stronę tarczy. Nacisnął guzik i tarcza zaczęła zbliżać się w ich stronę.

    -Miałam jedenaście lat. -Machnęła ręką. -I już mówili, że będę mistrzynią świata. Przed największymi i najważniejszymi zawodami on mi to odebrał.... Ale spokojnie. Jego już nie ma. -Uśmiechnęła się sztucznie. -Był bogatym dzieciakiem z dobrej rodziny jak moja. Tylko był pierdolonym narkomanem i imprezowiczem, który dostał szybki samochód od swoich idealnych rodziców. Walić to, Shay. -Podeszła bliżej ścianki. -Walić ich wszystkich. Ja nie walczę o ludzi czy ich popierdolony świat. Walczę o siebie. I jak chcesz mogę też o ciebie. -Zerknęła w jego stronę. -Wchodzimy?

    OdpowiedzUsuń
  51. -Widzisz... problem z bogatymi do porzygu ludźmi jest taki, że odwala im od pieniędzy. Mają wszystko więc szukają sobie zajęć. -Oparł się o stolik z bronią i rozejrzał się po strzelnicy. Jakaś dwójka agentów strzelała sobie niewinnie, ale dobrze wiedział, że mają ich obserwować. -Na moim osiedlu mieszkał taki. Znaleźli w jego piwnicy odcięte dłonie kobiet, które jak się potem okazało pasowały do wcześniej znalezionych ciał sprzed czterech lat. Od zawsze wiedziałem, że coś z nim jest nie tak.

    Lilian nie spodziewała się takiego gestu. Choć wpierw zesztywniała to po chwili również się do niego przytuliła. Całe życie była zdana na siebie, a jak kogoś spotykała to nie był on wart zachodu. Zawsze wszyscy patrzyli na siebie. Może teraz będzie inaczej? Chciała w to wierzyć.
    -Przykro mi. -Odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy. -No to chyba zostałeś właśnie moi chłopakiem. -Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się w ten swój nieco szalony sposób.

    OdpowiedzUsuń
  52. Jakson z zainteresowaniem patrzył jak Heather strzelała. Dziewczyna wiedziała co robi i znała się na rzeczy. On był przy niej jak dzieciak w podstawówce. Ale w jakiś sposób mu się to spodobało. Mało kobiet potrafiło o siebie zadbać. Większość była uzależniona od mężów.
    -Więc nie zabijałaś dobrych ludzi. Ej... kiedyś wpadłem na pewne pliki znanego polityka. -Zaśmiał się sam do siebie. -Głupia sprawa... Miałem wtedy może dziewiętnaście lat i zagroziłem mu, że zdjęcia wyciekną do pracy. Nie uwierzysz ile przelał mi na konto kupując moje milczenie. Później został senatorem. Chory pojeb.... -Spoważniał. -Mam dość. Ty strzelasz świetnie, a ja do dupy. Chcesz dołączyć do Shaya i Lil?

    Była trochę zaskoczona tym pocałunkiem, ale uśmiechnęła się po chwili. Zerknęła w stronę agenta i przekręciła teatralnie oczami.
    -Powiedzieli, że możemy wychodzić. Więc zabierz mnie dziś wieczorem po tym wszystkim na randkę. -Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się niewinnie. -Tylko nie na wspinaczkę, nie na romantyczny film do kina i nie na basen. Nie rozbiorę się na pierwszej randce bo zobaczysz mój tatuaż. A tego nie chcę. -Podeszła do ścianki i spojrzała do góry. -Ty się znasz na parkurze to jedziesz. -Kiwnęła głową.

    OdpowiedzUsuń
  53. -No wiesz co... -Spojrzał na nią oburzony. -Czy ja wyglądam na geja? -Pokręcił przecząco głową. -Co jak co, ale do geja mi daleko. Nie noszę rurek, nie nosze pedalskich sweterków czy choćby nie robię o tak... -Jedną dłoń położył na biodrze, a drugą udawał, że odgarnia długie włosy.
    Obok nich właśnie przechodziło dwóch agentów.
    -Nie mówili, że jeden z nich to homo. -Jeden wyszeptał do drugiego.
    Hills od razu spoważniał.
    -Jestem sam jak palec, ale w pewnym sensie to dobrze. Nie masz zobowiązań, możesz być panem swojego losu...

    Lilian stała wpatrzona jak Shay się wspina. Jeśli ona miała robić to samo co on to mogli już iść do domu. Przecież nie była silna, ale zwinna. Nie potrzebowała. DO tego używała iluzji.
    -Oceanarium? -Otworzyła szeroko oczy podchodząc do ścianki. -Zawsze chciałam zobaczyć rekiny. Kiedyś widziałam w telewizji jak nurkowali w klatce. To było super. Ale sama chyba by się bała. Z orką to chętnie bym popływała... Czy tobie nie za lekko idzie do wspinanie?

    -No i mamy ich. -Jackson kiwnął w stronę Shaya i Lil, która właśnie zrobiła pierwszy krok by wejść na ściankę. -Mamy tu chyba zakochaną parę. -Ściszył nieco głos by tylko Heather mogła go usłyszeć. -Ja bym z nią nie wytrzymał. Najbardziej bałbym się, że w sytuacji intymnej ona wypuści jakiegoś swojego klona i będzie siedzieć z boku i dobrze się bawić moim kosztem.

    OdpowiedzUsuń
  54. Jackson nie miał złego podejścia do osób homoseksualnych. Właściwie nie znał żadnej, ale nie lubił kiedy jego nazywano gejem. Chyba jak każdy hetero facet. Ale nie czas było na takie rozmowy. Shay właśnie schodził ze ścianki a Lil ledwie zdrapała się do jej połowy i spadła. Rzuciła jakieś przekleństwo pod nosem i nie pozwoliła pomóc sobie agentowi. Cała Lil...
    Jeśli chodziło o sport to Jackson unikał go jak ognia. Tak był jednym z tych dzieciaków, które całe swoje najlepsze lata spędziły przed kompem. A poza tym jego moc nie zmuszała do bycia aktywnym...
    -Chrzanić to. I tak możemy się teleportować. Założę się, że tu w okolicy nie ma nic ciekawego. Ale jeśli zamierzamy dziś wyjść to oby obeszło się bez kłopotów. Znam takie jedno fajne miejsce, gdzie nikt nie będzie nas...
    -Hej tam mają basen. -Lilian przerwała u przechodząc tuż między nim, a Shayem. -Idziemy? -Spojrzała na nich zalotnie.

    OdpowiedzUsuń