Viserys Falandir. Syn Vegarna. Mroczny elf. Kraina cienia zwana Xaden.
Od dziecka wmawiano mu, że elfy leśne to nasi wrogowie. Zawsze powtarzano mu, że to przez ich władcę zostali skazani na wieczne potępienie. Został wychowany czekając na dzień w którym opuści Xaden i dopełni swego przeznaczenia. Przeznaczenia, które uwolni jego rasę i pozwoli znów wyjść na powierzchnię.
Agrivia miała pecha, że przyszło jej mieć na następczynię tronu kogoś takiego jak Felaern. A może wręcz przeciwnie? Może to niesamowite szczęście, że ten przerośnięty, zdziczały, zapomniany przez bogów ogródek miał być rządzony przez kogoś kto dla zakładu wkracza do najgorszej, najbardziej niebezpiecznej części puszczy, której już podstawowy całokształt do przyjemnych nie należy. Prawdopodobnie królestwo się już nie zdoła o tym przekonać. Felaern zawsze wiedziała, że jej brat będzie lepszym królem.
OdpowiedzUsuńFalva Agrivia słynęło z tego, że jak raz się tam zapuściło, to już się nie wracało. Jednak nikt tam nie wchodził od lat! Może jednak coś się zmieniło… na lepsze…? O ile to możliwe. W końcu to miejsce było przesiąknięte tą paskudną magią, wywołującą ciarki na plecach. Felaern czuła ją całą sobą, gdy przeskakiwała z jednego ogromnego korzenia na drugi, nie chcąc ugrzęznąć w rozmokniętej ziemi z której wyrastały drzewa. O ile to w ogóle była ziemia. Czasami miała wrażenie, że cholerstwo się rusza. Falva w pradawnym było jednym ze słów na kolor czarny, ale używano go w negatywnych określeniach, często też w sensie brudu. Dość dosadne, ale zrozumiałe. Krajobraz był raczej monotematyczny - nienaturalnie ciemna kora drzew sprawiała wrażenie, jakby roślina była chora, co dało się też powiedzieć o reszcie okolicznej flory. Wszystko tutaj wydawało się być takie… chore. Felaern zrobiło się ich niemal żal. Kiedyś musiała to być część Agrivii, a teraz to wszystko… jakby gniło i nie mogło do końca umrzeć. Najbardziej ją jednak niepokoił brak jakichkolwiek dźwięków. Tyle się nasłuchała o niebezpiecznej faunie tego miejsca, a tu nic. Instynkt podpowiadał jej, że nie jest to powód do radości. Dłoń trzymała blisko rękojeści miecza, ale zawsze też była gotowa sięgnąć po łuk w razie zagrożenia. Niewiadomo co się tu może trafić. Albo kto.
W końcu to tutaj gdzieś znajdowało się wejście do podziemi. Trochę szkoda, że jeżeli jakiś mroczny elf jedynie wyjrzy na zewnątrz, to trafi akurat do Falva Agrivia. Chociaż, jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, to w końcu oni podczas ucieczki zostawili po sobie te klątwy jako ochronę. Przynajmniej tak mówiły książki historyczne, które czytała. Nie była na tyle głupia, by nie wiedzieć, że historia jest pisana przez zwycięzców, ale miała tę świadomość, że na czymś musiało się to opierać.
Jednak dzisiaj nie planowała zakradać się do żadnych podziemnych krain. Miała zamiar wygrać zakład. No, dobrze, nie weszła tu tylko dla zakładu. Jakiś przerośnięty wąż wypełzł ostatnio z Falva Agrivia i zrobił trochę zamieszania wśród Salarilów, polegającym na tym, że zanim zdołali go ubić to zdążył kilku pokąsać. Dwóch wojowników już nie żyło, trzech jeszcze dychało. Według uzdrowicieli istnieje jakieś zielsko, które powinno im pomóc, ale oczywiście rośnie w Falva Agrivia.
Nikt rozsądny nie wysłałby następczyni tronu. Więc wysłała się sama, manipulując rozmową tak, że wyszło na to, że wyruszyła z winy jednego ze swoich kolegów. Gdyby Zakon Salarilmona nie trwał od wieków i nie był integralną częścią ich kultury, to jej ojciec by go pewnie zamknął.
Widząc przerośnięte pajęczyny, wiedziała że to dobry znak - zielsko, którego nazwy zapomniała, podobno przyciągało pająki. Do czego to doszło, że cieszyła się z ogromnych pajęczyn i pająków?
Jej ruchy stały się jeszcze bardziej ostrożne, uważnie nasłuchiwała jakichkolwiek oznak życia, jednak nadal otaczała ją martwa cisza. Do czasu. Usłyszała dziwaczny syk, zerknęła w górę i zamarła. Ogromny, czarny pająk o lśniącym odwłoku, właśnie owijał jakąś wyrywającą się ofiarę. Felaern aż się wzdrygnęła, ale ruszyła dalej, chociaż mając oko na potwora.
UsuńSzkoda że nie miała oka na podłoże.
Jej noga ześlizgnęła się z korzenia, przez co poleciała w dół, a kolano elfki uderzyło o twardą korę. Wydała z siebie wyjątkowo szpetne przekleństwo nie przystające młodej damie o jej pozycji. Pająk przerwał i zaraz ruszył po pajęczynach w jej stronę, była nawet pod wrażeniem tego jaki był zwinny patrząc na jego gabaryty. Wiedząc, że nie zdąży wypuścić strzały, sięgnęła po miecz przygotowując się na walkę w zwarciu. Potwór był szybki, podłoże nierówne i śliskie. Pierwszy unik wykonała bez gracji, ale skutecznie. Drugi atak nogogłaszczków udało jej się już skontrować cięciem miecza, co pająkowi się nieszczególnie spodobało, ale trochę wycofał. To dało jej okazję go okrążyć, coraz lepiej wyczuwając podłoże. Tym razem to ona zaatakowała, z boku, biorąc sobie za cel jedne z owłosionych odnóży. Udało jej trafić w zgięcie, zostawiając poważne obrażenie. Kawałek odnóża zwisał smutno, czekając aż uda mu się odpaść. To pająka już rozwścieczyło. Atakował niemal jakby na oślep, chociaż posiadał stanowczo zbyt dużo oczu jak na porządną istotę przystało. Nareszcie jednak zdołała wbić miecz w pysk potwora, efektownie go rozdzierając. Poleciała pajęcza krew, głównie na Felaern, która skrzywiła się z niejakim obrzydzeniem. Znowu ją czeka czyszczenie zbroi z jakiegoś syfu. Jak nie wnętrzności węża, to krew pająka. Odetchnęła głęboko, zadowolona że to już koniec gotowa do kontynuowania swojej misji. Może ten pierwszy sukces trochę uśpił jej czujność. Zaraz coś oplotło jej nogi i powaliło na ziemię. W niesamowicie szybkim tempie została poderwana do góry. Kolejny pająk tworzył kokon, tylko tym razem to ona była ofiarą. Zalało ją przerażenie. Czy to naprawdę koniec? W ten sposób? Przestała już widzieć świat, pajęczyna dostawała się do jej nosa, nie mogła oddychać.
Nagle poczuła, że pająk przestał nią obracać. Czyżby był już czas na soki trawienne? Czekała na bolesną śmierć, która nie nadchodziła. Znudziło się jej więc czekanie. Wyciągnęła zza pasa nóż i zaczęła rozcinać kokon, mając tylko nadzieję, że nie znajduje się zbyt wysoko. Po dość długiej chwili, zdołała rozedrzeć swoje więzienie i już leciała w dół. Upadek pozbawił ją oddechu, ale chyba nic sobie nie złamała. Będąc jeszcze zbyt obolała, by wstawać rozejrzała się słysząc odgłosy walki. Ktoś właśnie zajmował się jej oprawcą. Tylko kto?
[No właśnie, któż to może być? :D ]
Zdołała się w między czasie podnieść ignorując protesty obolałego ciała, kątem oka obserwując sprawną walkę nieznajomego z pająkiem. Jego technika była godna podziwu, musiał być niesamowicie doświadczony. Nie tak, że ona należała do nowicjuszy, Zakon takich nie wypuszczał w dzicz. Były takie momenty w jej życiu, że więcej czasu spędzała na treningach szermierki niż lekcjach dykcji. W sumie, niewiele się zmieniło. Teraz głównie każdą wolną chwilę wykorzystywała na wypady do puszczy, sama albo w grupie. Trochę to już zaczynało konfliktować z czasem który obiecała spędzać na dworze, ale ojciec nie wyraził otwartej dezaprobaty, jeszcze. Igrała z ogniem, ale czymże by było życie bez odrobiny ryzyka i sprawiania lekkiego zawodu rodzicom? Kiedyś się tam jeszcze wynudzi.
OdpowiedzUsuńJednak pomimo jej obycia z bronią, musiała przyznać, że już dawno nie walczyła w kompletnie nowym środowisku, szczególnie w tak nietypowym. Przyzwyczaiła się do puszczy. Nic dziwnego, że potrzebowała czasu, by się dopasować. Tego samego jednak nie można było powiedzieć o nieznajomym, którego płynne, szybkie ruchy niemal ją hipnotyzowały. Dlatego nie od razu zauważyła kim jest. Dopiero gdy zadał ostateczny cios, w jej dłoni znalazł się łuk, a gdy się do niej odwrócił, już celowała w niego strzałą.
- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie, chociaż na jej twarzy błąkał się zaczepny uśmiech.
Było to dość ekscytujące przeżycie. Z tego co wiedziała, ich rasy nie kontaktowały się ze sobą od wieków. A jeżeli jacyś się spotkali to nie przeżyli, by opowiedzieć tę historię. Felaern miała niejaką nadzieję, że jej będzie dane podzielić się swoją przygodą, chociaż też nie było jej spieszno by wypuszczać strzałę. Mogła tak jeszcze trochę postać, utrzymywanie takiej pozycji męczyło, ale ramię naciągające cięciwę jeszcze nawet nie drżało. Chociaż wolałaby przyjąć jakąś wygodniejszą pozycję, z jej ściągniętych w warkocz włosów, wydostał się złośliwy kosmyk i opadł jej na twarz. Denerwowało ją to, że nie mogła go sobie zgarnąć.
Wyglądało na to, że mężczyzna jej pomógł, pytanie tylko czy przez przypadek, czy taki miał zamiar. Jeżeli to ta druga opcja, to stawiało to kolejne pytanie - dlaczego? Z dobrego serca, którego podobno nie powinien mieć według wszystkich straszliwych podań? Czy może miał jakiś inny powód? Nie powinien w niej chyba rozpoznać nikogo ważnego - jej strój jej niczym nie zdradzał.
- Szczerze, to wolałabym wyciągać pajęczynę z włosów, niż ci grozić, więc wolałbym znać twoje zamiary. O ile jakieś masz - stwierdziła nie przerywając kontaktu wzrokowego, mówiąc tonem raczej lekkim jak na zaistniałą sytuację, chociaż była gotowa strzelić, jeżeli wyczułaby zagrożenie. - I o ile mnie rozumiesz - dodała, bez cienia złośliwości. Nie sugerowała, że jest głupi, po prostu mogli używać innych języków. - Bogowie, mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Chyba nasze języki aż tak bardzo się nie mogły rozdzielić… To będzie bardzo problematyczne jeżeli się rozdzieliły… - Chyba teraz mówiła bardziej do siebie, niż do niego.
Miała nadzieję, że jednak ją rozumie i nie skończy się to krwawą jatką. Na pojedynek może i była chętna, ale wolała też po nim przedyskutować go ze swoim przeciwnikiem, a nie taki od razu na śmierć i życie.
Odetchnęłą z ulgą. No dobrze, przynajmniej na tym poziomie się dogadają, że się zrozumieją. Przynajmniej będą wiedzieli, że się ze sobą nie zgadzają, jakby co.
OdpowiedzUsuńCałą swoją siłę woli skupiła na tym by nie dmuchnąć w ten cholerny kosmyk.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale nadal nie znam twoich zamiarów, co raczej wprowadza mnie w niejaki dyskomfort, sam rozumiesz - odparła, unosząc brew. Normalnie by mu podziękowała i zaproponowała wspólną podróż, jeżeli zmierzali w tym samym kierunku, ale normalnie napotkałaby jednego ze swoich. A tu stał przed nią przedstawiciel przeklętych, wyklętych, strach się bać w ogóle. Co prawda patrzyła na te wszystkie legendy z przymrużeniem oka, ale musiała się mieć nadal na baczności. Legendy nie biorą się znikąd.
Otaksowała go uważniejszym spojrzeniem. Opis się zgadzał z bajkami którymi straszyło się dzieci. Szara skóra i krwistoczerwone oczy upodobniały go bardziej do jakiegoś demona niż elfa. Według podań jej ludu to bogowie zesłali na mrocznych tę karę za przekraczanie granic, jednak wszelkie zmiany jakieś to były granice zostały usunięte z Archichów. Podobno. Ona nadal miała nadzieję się kiedyś dowiedzieć. Jakoś te ciekawsze części historii zawsze bywały wymazane.
Zmarszczyła brwi, lekko zniecierpliwiona brakiem konkretów z jego strony.
OdpowiedzUsuń- Czemu akurat to kręcenie się wokół tematu musimy mieć wspólne? - westchnęła ciężko.
Jakby znowu znalazła się na dworze jej ojca. Nawet tutaj ją to spotkało. Nadal budowała w sobie pokłady cierpliwości gdy przychodziło do takiego typu zachowania. Wśród wojowników właśnie ceniła najbardziej ich bezpośredniość, że nie musiała zaplątywać się w sieci półsłówek i drobnych gestów, które podobno miały jakieś znaczenie.
W końcu wypuściła strzałę, jednak celując nią w coś w górze. Po chwili na ziemię opadł zniszczony kokon z którego się wcześniej uwolniła. W pajęczynie został jej nóż i miecz.
- Więc założę sobie, że ty polowałeś sobie na pająki i pomogłeś mi przez czysty przypadek - powiedziała, wyrywając nóż z pajęczyny i chowając go do pochwy przy pasie. Wnioskując po zachowaniu elfa polowanie miało nawet sens. - I rozstaniemy się w pokoju, a ja będę miała nadzieję, że nie wbijesz mi noża w plecy. - Miecz wyrwała już z większym trudem, pajęczyna była mocna. Dopiero kiedy już jej broń znajdowała się na swoim miejscu, elfka pozwoliła sobie na zagarnięcie przeklętego kosmyka za ucho.
Dobrze, teraz była gotowa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobrze, w końcu zaczęła coś z niego konkretnego wyciągać.
OdpowiedzUsuńPrzekrzywiła głowę w bok, patrząc na niego z niejakim zainteresowaniem. Więc chciał jej pomóc naprawdę? Od razu zaczęła się zastanawiać jaki by miał w tym cel. Pomimo jej stosunkowo otwartego umysłu, nauki i stereotypy wpajane jej od dzieciństwa zdołały wpłynąć na jej postrzeganie mrocznego elfa. Dlatego ciężko jej było sobie wyobrazić, aby zrobił to kompletnie bezinteresownie.
- Dziękuję w takim razie - odpowiedziała. - Chyba… - dodała trochę ciszej, bezwiednie przesuwając dłonią po warkoczu. - Mieszkasz tutaj? Myślałam, że falkir… - Urwała, uświadamiając sobie, że chciała użyć słowa falkirnok, czyli to jak jej pobratymcy nazywali mroczne elfy. Pomimo że straciło ono obecnie na swojej sile, kiedyś miało negatywne konotacje, w końcu wywodziło się od słowa falva. Odchrząknęła. - Że mroczne elfy żyją w podziemiach - dokończyła.
Dlaczego ktoś by żył tutaj? I jak? Dało się tutaj w ogóle żyć?
Wiadomość o polowaniu na bazyliszka ją ogromnie zaciekawiła. Ugryzła się w język zanim zdążyła się zapytać, czy mogłaby się przyłączyć. Bazyliszek byłby ekscytującą zdobyczą, ale to jednak był mroczny elf, którego pierwszy raz widziała na oczy.
- Ja…? - Była szczerze zaskoczona jego wręcz uprzejmym zainteresowaniem. - Ach, no, jak na leśnego elfa przystało, przyszłam kwiatki zbierać - odparła z rozbrajającym uśmiechem, całkiem dumna ze swojego żarciku, który w sumie pokrywał się z prawdą. Przyszła tu przecież znaleźć zielsko, które powinno pomóc jej zatrutym towarzyszom.
- A sama, no bo… nie wszyscy uznali, że kwiatki są warte wycieczki do Falva Agrivia. - Wzruszyła ramionami. Przecież nie przyzna się, że doprowadziła do tego, że założyła się z innymi o to, że jej się uda. Samej. Bo trochę też chciała udowodnić, że jej się uda. Jak widać, szło jej… różnie. Dziwne, że nikogo za nią nie posłali na wszelki wypadek.
Uniosła brwi, patrząc nie niego z niejakim niedowierzającym podziwem. Jeżeli mówił prawdę, to naprawdę była pod wrażeniem, że udawało mu się tutaj przeżyć. Ale w końcu mógł też tutaj mieszkać od wczoraj i nadal nie kłamać. Biorąc jednak pod uwagę to jak sprawnie rozprawił się z pająkiem… może naprawdę żył tutaj znacznie dłużej niż jakakolwiek żywa, rozumna istota powinna, co jej zainponowało, musiała przyznać. Można pewnie było się od niego wiele nauczyć. Ona się mogła nauczyć. Jej potrzeba rozwijania się i doskonalenia swoich umiejętności była bardzo silna.
OdpowiedzUsuń- Musisz więc być albo wyjątkowo głupi, albo wyjątkowo odważny, ale to się przecież nie wyklucza - odparła dość dosadnie, tak jak miała w zwyczaju i co starano się w niej wyplenić. Negocjatorka była z niej żadna. - Ale jest to imponujące, jeżeli to prawda. - Uśmiechnęła się do niego trochę zaczepnie. Wydawał się wystarczająco przyjaźnie nastawiony, gdyby chciał ją zabić to już by ją zaatakował, chyba że wciąż czekał na odpowiedni moment. Musiała więc się pilnować, aby takowego nie stworzyć.
Słysząc jego propozycję, zaczęła się bawić jednym z kolczyków wyraźnie rozważając swoje opcje.
-Hm, szukam… czegoś o grubej, włoskowatej łodydze o jakimś takim ciemnym kolorze, ma małe liście z białymi plamkami, a jak się zetnie to wpływa z tego jakiś czarny syf. - Rozejrzała się, przesuwając dłonią po warkoczu. - Podobno przyciąga pająki, więc powinno rosnąć gdzieś w pobliżu. Mam nadzieję. - Westchnęła. - Nie podam ci nazwy, bo nie pamiętam. I tak pewnie nazywamy to inaczej. - Ta roślina musiała się rozwinąć po rozłamie elfów, więc miało to sens.
[sure.]
OdpowiedzUsuńTa nazwa jej nic mówiła, więc pewnie jej lud nazywał ją jakoś inaczej. Zakładała, że gdyby brzmiało podobnie to zdołałaby wygrzebać to jakoś ze swojej pamięci.
Uśmiechnęła się do niego promiennie słysząc jego odpowiedź. Postanowiła na razie mu uwierzyć, chociaż być gotowa na to że może ją zdradzić w każdej sekundzie.
- Ach, dobry stary Sal się do mnie dzisiaj uśmiechnął - powiedziała, ruszając za elfem. Przez Sal miała na myśli Salarimona, boga łowów. Mistrz zakonu by na nią spojrzał karcąco, ale już oduczyła się mówić tak o ich patronie. Przy mistrzu oczywiście.
- Według starych tekstów, powinna zniwelować działanie trucizny tego wielkiego węża co stąd wypełzł - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Udało nam się go zabić, ale jego ukąszenia już zgasiły dwa życia. Trzy się jeszcze tliły kiedy wyruszałam. - Westchnęła, przesuwając dłonią po warkoczu bezwiednie, przez kilka sekund na jej twarzy było widać szczere strapienie. Martwiła się o swoich towarzyszy broni. Po chwili jednak na jej usta powrócił lekki uśmiech. Nie mogła sobie pozwolić na ponure myśli. Musiała patrzeć w przyszłość i wierzyć, że uratuje przynajmniej jeden płomień. - Ach, więc, czemu odszedłeś od swoich, tajemniczy nieznajomy? - zapytała patrząc na niego z zainteresowaniem. Niby powiedział, że to długa historia, ale mieli tak w ciszy iść jak na podróżnych w przeklętym lesie przystało? Niedoczekanie.
Przekrzywiła głowę zaskoczona. Czyżby ten mroczny elf właśnie się wykazał zdrowym rozsądkiem? To nie pasowało do obrazu świata, którym była trzaskana po łepetynie od najmłodszych lat. To by przecież znaczyło, że może miała czasami trochę racji w swoich dywagacjach. Historię piszą zwycięzcy.
OdpowiedzUsuńPaprocie jemu sięgały do pasa, jej jednak zakrywały połowę brzucha. Była od niego niższa, od czego trochę się od odzwyczaiła. Wśród swoich pobratymców uchodziła za raczej wysoką. Najwyraźniej leśnym elfom łatwiej było funkcjonować w mniejszych rozmiarach i w tę stronę też zaprowadziła je ewolucja. Dawało im to pewną swobodę w zwinnym poruszaniu się po puszczy, a także w ukrywaniu się w jej zakamarkach.
- Co się lubi wyle…? - zaczęła swoje pytanie, jednak widząc jakiś minimalny ruch kątem oka, urwała i spojrzała w tamtą stronę dłonią już sięgając do miecza. Po drzewie w niesamowicie szybkim tempie schodziła przerośnięta, skrzydlata jaszczurka. Nie wyglądała przyjaźnie. - Nieważne, chyba wiem - stwierdziła.
Jaszczurka wydała z siebie coś między skrzekiem, a rykiem i zaraz plunęła w ich stronę… czymś. Felaern nie miała zamiaru się dowiadywać co to takiego, więc zgrabnie odskoczyła w bok, co okazało się dobrym posunięciem. Paprocie w miejscu w którym stała powoli przestawały istnieć.
Z początku kompletnie nie pojęła dlaczego jest taki spokojny, dopiero po jego wyjaśnieniu pokiwała głową, nadal jednak bacznie obserwując zwierzę. Nie spodziewała się, że trafi tutaj na coś co nie będzie chciało rozerwać jej na strzępy.
OdpowiedzUsuńOdetchnęła jednak z ulgą, gdy już się oddalili od jaszczurki i jej potencjalnych towarzyszy. Zwierzę to zwierzę, nigdy nie wiadomo co takiemu odbije. Wolała wiedzieć, że może coś zaatakować, a nie tkwić tak w niepewności.
- Wspominałeś coś o tym, że polujesz na bazyliszka… - zagaiła, widząc niezdrowo wyglądającą rzekę w oddali. Według mężczyzny tam powinno rosnąć to czego szukała. Albo czekała tam pułapka zastawiona na niewinne, elickie dziewoje. Niezależnie od tego co tam napotka, przynajmniej był to jakiś cel. - To tak dla rozrywki? Czy potrzebny jest ci do czegoś? - zapytała, zainteresowana potworem z którym jeszcze nigdy nie miała przyjemności walczyć.
Popatrzyła w stronę którą wskazywał wpadając na chwilę w zamyślenie. Nie miała pojęcia co to są orkany, ale założyła, że pewnie są one mu w jakiś sposób przydatne. Mówił o nich trochę jak zwierzynie w łownej.
OdpowiedzUsuń- Niesamowite, że to wszystko się tu rozwinęło - powiedziała nagle. - Niby wygląda na chore, niby jest niebezpieczne, ale czarna magia stworzyła tutaj całkowicie nowe życie. Pewnie cię nie zaskoczy to, że moi ludzie czasami zastanawiają się nad tym co zrobić z Falva Agrivia, jak ją uleczyć. - Odchyliła głowę do tyłu, z cichym westchnieniem. - Ale ta choroba stała się tak organiczną częścią tego miejsca, że może już przestała być chorobą. Magia niby zniszczyła część puszczy, ale to nie tak, że teraz to miejsce nie tętni życiem. No, ale może pierdolę głupoty, skoro przynajmniej jeden mroczny elf się nie zgadza z tym sentymentem. Chyba. - Zerknęła na niego z ukosa, chcąc się mu lepiej przyjrzeć, ale żeby nie wyszło, że się gapi. - Musisz mi wybaczyć mój sceptycyzm, jak się domyślasz, nie krążą o was najlepsze legendy. Ale jestem pewna, że wy też nas dobrze nie mówicie - dodała lekkim tonem.
Zaśmiała się cicho.
OdpowiedzUsuń- A więc racjonalne myślenie nazywacie… hm, wychodzi na to, że nazywają, tchórzostwem - stwierdziła kręcąc głową. - Wolę patrzeć na magię jak na narzędzie, niezależnie czy jest biała, czarna czy niebieska. A to od użytkownika narzędzia zależy od tego jak zostanie ono użyte. To że jest się w stanie coś zrobić, nie oznacza od, że razu trzeba. Z tego co słyszę mroczne elfy wykorzystują więc to narzędzie w najgorszy możliwy sposób. - Zacisnęła usta. Panowało wśród nich przekonanie, że kto wejdzie do Falva Agrivia już stamtąd nie wyjdzie. Jak wielu jej pobratymców zginęło w takich męczarniach?
Słuchając go była… zawiedziona. Czasami miała nadzieję, że nikt nie rodzi się z gruntu zły, że dopiero takim się staje, ale z tego co słyszała sposobowi życia mrocznych elfów jedynie należało się potępienie.
Dotarli nad rzekę, która wyglądała równie nienaturalnie co wszystko inne wokół. Wypatrzyła roślinę której poszukiwała, rosła stosunkowo blisko brzegu. Felaern trochę korciło aby wsadzić łapę do czarnej wody i zobaczyć co się stanie, ale powstrzymała swoje samodestrukcyjne odruchy i ograniczyła się do podejścia do rośliny. Wyjęła nóż, aby ją ściąć kiedy nagle poczuła jak coś zaciska się wokół jej kostki. Coś pociągnęło, a ona upadła na plecy, przeklinając jak kompletnie księżniczce nie przystało. Teraz mogła zobaczyć, że złapała ją ogromna macka, która zaczęła ją ciągnąć w stronę rzeki.
[byłam zmuszona napisać to z telefonu, co prawda błędy autokorekty poprawiłam, więc mam nadzieję, że nic mi umknęło ^^" ]
OdpowiedzUsuńO dziwno na samym początku nie pomyślała, że oto zbliża się jej koniec. W końcu miała ze sobą dziarskiego mrocznego elfa, który z pewnością uratuje jej szanowny tyłek po raz drugi dzisiejszego dnia. Powinna mu postawić kubek jaggi. Albo dwa. Ciekawe czy mroczne elfy miały mocne głowy do alkoholu?
Dopiero widząc jak miecz jej tajemniczego towarzysza na nic się nie zdaje, dopiero wtedy poczuła dreszcz paniki. A więc taki będzie mój koniec. Pokarm dla rybek… wielkich ośmiornic. Może to lepsze, niż trawienie na żywca w pajęczym kokonie? pomyślała powoli godząc się z losem, chociaż nadal starała się łapać czego popadnie, jeszcze chcąc utrzymać się przy życiu przez kilka dłuższych chwil. Kiedy nagle macka odpuściła, pozostawiając za sobą jedynie umykający ból w kostce. Dopiero głos elfa przywołał ją na ziemię, spojrzała na niego zaskoczona i skonfundowana, jeszcze przez kilka sekund starając się pojąc umysłem całą sytuację. Stwierdziwszy jednak, że nie ma teraz na to czasu, poderwała się, ścięła trzy rośliny.
- Już, już! - rzuciła w stronę elfa, oddając się jak najszybciej, mając nadzieję, że tyle wystarczy. Odetchnęła z ulgą, kładąc dłoń na klatce piersiowej.
Wtedy do niej dotarło, co mężczyzna zrobił. Czy przypadkiem kontrolowanie umysłów istot żywych nie było uznawane za czarną magię? Nie to, że miała zamiar go teraz osądzać, już swoje na ten temat powiedziała. A mimo wszystko, widząc kogoś kto potrafił robić takie rzeczy… przerażające i fascynujące zarazem.
- A więc co się z stało z “czarna magia to zło i zniszczenie”? - zapytała przekrzywiając głowę.
Zaczynało się to robić bardziej przerażające, gdy magia zaczynała go oplatać. Czy właśnie przed tym zawsze ostrzegano młodych adeptów? Czy to dlatego zakazano im podobnej sztuki?
OdpowiedzUsuń- Zło dzięki któremu uratowałeś mi życie… - westchnęła. Niby wpisywało się to w jej teorię o magii jako narzędziu, ale od kiedy to narzędzie się zachowuje w taki sposób? Czy dało się nad tym jakoś zapanować? Podeszła do niego, przyglądając mu się uważnie, zapomniawszy na chwilę o bezpieczeństwie i ostrożności. Mógłby ją teraz zabić z taką łatwością. - Nie jest z tobą w porządku prawda? - zapytała wyglądając na naprawdę zmartwioną. Nie pytała czy wszystko w porządku, bo przecież widziała, że nie. Używanie magii musiało się na nim pożądnie odbić. - Jak rozumiem, podjąłeś ryzyko, tylko po to aby uratować moją bezmyślną dupę. - Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. - Dziękuję ci. - Westchnęła ciężko po chwili. - Ach, a ja cię nawet na obiad nie mogę zaprosić. Mój ojciec by się wściekł. - Zmarszczyła brwi, lekko rozbawiona. - Matka pewnie by dostała ataku histerycznego śmiechu.
Śmiesznie było mówić o nich w ten sposób, jakby wcale nie byli rodziną królewską, komuś kto przecież nie wiedział o tym, że rozmawia z bardzo bezmyślną następczynią tronu. Jej brat naprawdę by się do tego lepiej nadawał.
[Mam propozycję. Nawet dwie. Ona teraz pewnie się będzie spieszyć, aby wrócić do swoich, ale go jeszcze nie zaprosi, no bo w sumie ledwo co go zna mimo wszystko, i właśnie zobaczyła, że używał magii która jest fe wśród jej ludu. Propozycję mam następującą: zanim Felaern stwierdzi “dobra, wracam, siema, miło było” to jeszcze go ładnie poprosi, czy by mógł poczekać ze swoim polowaniem na bazyliszka do jutra, bo ona też chce. I przeskakujemy na następny dzień - polowanie na bazyliszka. Propozycja druga, konkurencyjna: on jako dżentelmen zaprowadza ją do wyjścia z Falva Agrivia, ale gdzieś po drodze ziemia się pod nimi otwiera i wpadają do starożytnych ruin.
Co sądzisz? :) ]
Pokiwała głową. Chyba mu wierzyła. Jaki miał interes w tym by kłamać? Na magii się nie znała na tyle dobrze, by wydawać tego typu osądy. Z tego co słyszała, to jak się przesadziło, jak wykorzystało się za wiele energii, to wtedy zaczynało się ciągnąć z własnych sił życiowych, zaczynało się ranić własne ciało. Ale to było u jej ludzi i ich magów. Mroczne elfy pewnie korzystały z magii inaczej. I innej.
OdpowiedzUsuńMoże miała do tego zbyt proste podejście do tej pory.
- Przykro mi - powiedziała słysząc o jego rodzicach. - Musi być… ciężko, zostać odrzuconym nawet przez własną rodzinę. - Podrapała się po bliźnie na twarzy. - Ja nie potrafię sobie nawet wyobrazić życia bez mojej. - Jej ojciec potrafił być wymagający, ale w dobrym sensie. Jeżeli zaczynał przesadzać, to już stała za nim żona, która kładła mu dłoń na ramieniu i szeptała czule do ucha, aby przestał pierdolić.
Schowała ścięte rośliny do przygotowanej na to sakwy, która była zaklęta jakimiś runami, co miały utrzymywać świeżość [magiczna lodówka turystyczna]. Z tego co było jej wiadomo właśnie w takim stanie rośliny były uzdrowicielom potrzebne.
- Jeżeli poczujesz się lepiej, byłabym ogromnie wdzięczna, gdybyś… - Uśmiechnęła się trochę zakłopotana, przesuwając dłonią po warkoczu. - Ha, uratowałeś mnie już dwa razy, a ja znowu chcę cię prosić o przysługę. Chyba ci ten obiad tutaj przyniosę… - westchnęła. - Nie jestem jednak pewna jak wrócić do Agrivii.
[W ruinach więc obiecuję, że będą jedynie niewinne szkielety, które bardzo łatwo rozwalić, bez potrzeby rozbudowanych opisów ^^ ]
To było smutne. To było zwyczajnie smutne. Że w ogóle przychodziły mu do głowy takie określenia na własną matkę. Westchnęła ciężko. Oczywiście, w jej królestwie nie każdy miał dobre relacje z rodzicami, ale nie na aż tak ekstremalnym poziomie. Chociaż zdrada króla zwykle kończyła się wygnaniem do Dolnej Agrivii, z bronią lub bez, zależnie od sytuacji.
OdpowiedzUsuńRuszyła za nim, wciąż go obserwując, aczkolwiek bardziej po to by jakby co pędzić mu z pomocą, niż spodziewając się, że zaraz ją zaatakuje. Może nie powinna być taka ufna, ale też nie mogła się po prostu kimś nie przejmować.
- W samej puszczy już dam sobie radę. - Machnęła ręką. Dolną Agrivię dobrze znała, ją oraz stwory które się niej czaiły. To tutaj nie była w swoim żywiole. - Nie śmiałabym cię wyciągać z twojego przytulnego… hm… bagna? - Uśmiechnęła się, chociaż po prostu nie chciała przyznać, że miał rację. Dostałby strzałą niemal od razu. Szczególnie gdyby już opuścił jej towarzystwo.
Nie chcąc go za bardzo męczyć zamknęła się na chwilę, w końcu. Miała wrażenie, że ciągle paplała. Więc szli w milczeniu. Dopóki nie szli.
Ziemia się pod nimi zapadła tworząc równię pochyłą. Bardzo stromą. Tego typu przy którym już jest się ciężko zatrzymać, gdy się zaczęło na niej zjeżdżać.
Felaern zasłoniła twarz ramionami by niczym nie dostać.
Wypadła z impetem i zatrzymała się chyba na ścianie. Jęknęła z bólu, otwierając oczy. Było ciemno jak w dupie, pod palcami czuła śliską powierzchnię, jakby marmur. Jej pierwszą myślą było to, że robienie podłogi ze śliskich kamieni to najgłupsza rzecz jak można zrobić. Dopiero po tym zaczęła się zastanawiać gdzie do cholery jest.
Podniosła się otrzepując tyłek. Westchnęła ciężko. No to nie było zgodne z planem.
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieję, że starożytne, zapomniane miejsce ma jeszcze starożytne, działające łaźnie, bo naprawdę potrzebuję kąpieli - stwierdziła.
Czuła się jakby jej lekki pancerz nagle dostał nową warstwę w postaci krwi pająka, pajęczyny i ziemi. Chciała już zmyć z siebie ten cały syf. Co prawda pewnie nie tutaj, bo to nie brzmiało zbyt bezpiecznie, ale zażartować i pomarzyć zawsze można.
Kiedy tylko zrobiła krok do przodu, na ścianie zapłonęła sama z siebie pochodnia, a potem też zaczynały płonąć kolejne, ożywiając się jedna po drugiej, odkrywając, że stali teraz w dość długim korytarzu. Sądząc po małej liczbie zdobień wykutych w ścianach, musiała to być nieszczególnie reprezentatywna część budynku.
Mimo wszystko Felaern poczuła znowu przypływ nowej ekscytacji, powiązanej z odkrywaniem nieznanego miejsca. Jednak sakwa z roślinami ciążyła jej nieprzyjemnie. Nie mogła tu przecież tracić czasu. Spojrzała na dziurę z której wypadli.
- No, tędy nie wyjdziemy - westchnęła. - Nie zostaje nam nic innego jak iść na przód - orzekła i zwyczajnie ruszyła w którąkolwiek stronę. - Chyba nigdy się sobie nie przedstawiliśmy, prawda? - odezwała się. Nie sądziła do tej pory, że imiona będą potrzebne. - Jestem Fel, członek Zakonu Salarimona. - Nie miała zamiaru przedstawiać się swoim pełnym imieniem, ani wspominać o tym, że jest księżniczką, no aż tak głupia i ufna to nie była. Wystarczyło, że należała do zakonu któremu patronował bóg łowów.
[więc nieśmiało założę, że chciałabyś jeszcze wątek kontynuować. przepraszam Cię bardzo jeszcze raz ;-; ]
OdpowiedzUsuńSzła sobie rozglądając się uważnie, szukając jakiś znaków które mogłyby jej podpowiedzieć gdzie dokładnie się znaleźli. Większość ruin rozsianych po Agrivii, w tym i Falva Agrivia, pochodziło jeszcze z czasów gdy dolna część puszczy nie była zamieszkana przez krwiożercze stwory, zanim istniał podział na leśne i mroczne elfy. Historią Felaern musiała się interesować podczas swoich zwyczajnych nauk, ale to czym ją podczas tych lekcji karmiono nie zaspokajało jej ciekawości. Tego typu ruiny, w których mogła poznać historię swoich przodków, najbardziej ją fascynowały. I do nich nie powinna właśnie zaglądać. Zerknęła kątem na Viserysa. Pewnie dlatego, że to nie tylko jej przodkowie tutaj kiedyś rezydowali.
Zaśmiała się krótko, bo w porę się powstrzymała przed swoim zwyczajowym głośnym śmiechem. Tutaj nie wiadomo kto by go mógł usłyszeć, gdyby rozniósł się echem po opuszczonych korytarzach.
- Kwiatki to ja zbieram. - Poklepała sakwę z roślinami przy pasie. - Po drzewach się wspinam. - Uśmiechnęła się do niego, trochę zadowolona, że elf przejawia jakieś zainteresowanie. Do tej pory miała wrażenie, że to ona podtrzymuje rozmowę… ale to dlatego, że nie za bardzo przepadała za ciszą między nieznajomymi. Siedzieć w ciszy potrafiła tylko z kimś bliskim, z kimś przy kim nie czułaby się niezręcznie. - Salarimon to bóg łowów. Nasz zakon… no zajmuje się właśnie tym. Polujemy na zwierzynę Agrivii w imię Salarimona. Tak w skrócie. - No i byli jeszcze zwiadowcami i częścią wojska, ale to już nie było takie ważne.
Bezwiednie przesunęła dłonią po warkoczu.
OdpowiedzUsuń- Kiedy stawiasz sprawę w ten sposób, to aż głupio mi się przyznać, że tak - odparła, wciąż lekkim tonem, chociaż jego pytanie jej się nieszczególnie spodobało. Miała wrażenie, że wyczuła tam nutkę pogardy do jej wiary. Do wiary jej ludu.
Pogarda to głupia rzecz. Zamyka osoby na nowe doświadczenia, na rozwój, na doskonalenie się. To czy bogowie istnieli często nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Jako istoty długowieczne elfy potrzebowały kogoś kogo mogły podziwiać, bać się. Nadawało im to pokory.
Rozumiem, że ty nie wierzysz? - zapytała, zerkając w jego stronę.
Parsknęła cichym śmiechem jakby powiedział coś kompletnie absurdalnego. Jak to dobrze, że on nie był bogiem.
OdpowiedzUsuń- Ależ bogowie nie są od sprzątania naszych porażek i niedociągnięć. To nasza sprawa co zrobimy z tym światem. Poza tym… stworzył nas Stwórca i on się nami rzeczywiście nie interesuje. - Przesunęła dłonią po warkoczu, zastanawiając się czy w ogóle jest sens w tłumaczeniu sposobu wierzeń jej ludu, skoro jej rozmówca wydawał się mieć już na ten temat wyrobione zdanie. Jednak wydawał się zainteresowany szczegółami, więc może jednak nie będzie języka na próżno zdzierać. - To często nie jest kwestia wiary, a zwyczajne… naszej kultury. Bogowie to nasi przodkowie, którzy po prostu zostali wyniesieni na piedestał. Więc wiadomo, że istnieli. Zwyczajowo każdy chcąc nie chcąc podąża za ich naukami, bo dzięki temu zwyczajnie się lepiej żyje. Więc… - Zamyśliła się na chwilę. - Więc nawet jeżeli przykładowo rzemieślnik nie wierzy, że nasi przodkowie mają coś do powiedzenia po naszej śmierci, to i tak ma w swojej pracowni symbol Lithoniel, bo ona założyła pierwszy cech. No i zrobiła kilka innych rzeczy, ale to tak ogólnie.
Korytarz zakończył się szerokimi schodami na których szczycie znajdowały się potężnie wyglądające drzwi z kamienia. Fel bez zawahania niemal wbiegła na górę nie mogąc się doczekać aby zobaczyć co znajduje się za nimi. Problem w tym tylko jak otworzyć kamienne drzwi… Wzruszyła ramionami i zwyczajnie położyła na nich dłoń, zaczynając od najprostszej rzeczy, spod której błysnęło światło, a kamienne płyty rozsunęły się na boki. Otworzył się przed nimi kolejny korytarz, który również został rozświetlony pochodniami gdy tylko przekroczyli próg. Jednak tutaj nie byli już sami, w pewnym sensie. Pod ścianami, na podłodze, leżały szczątki. Szkielety. Tak stare, że miękkie tkanki zostały już całkowicie przez coś zeżarte. Niektóre “ciała” miały na sobie fragmenty zbroi, tkanin, chociaż czas pozbawił je blasku i koloru, teraz dodawały jedynie upiorności. Jeden z nich, najbliżej drzwi, znajdował się w pozycji siedzącej, opierając się o ścianę. A raczej to miecz wbity w jego żebra i kamień za nim, go przytrzymywał. Fel podeszła do niego i pochyliła się lekko, by przyjrzeć się broni. Może mogłaby rozpoznać skąd pochodziła…
Kiedy nagle koścista dłoń zacisnęła się na jej gardle, a czaszka poruszyła się by zwrócić ku elfce swoje puste oczodoły.
Ciekawe pytanie na które nie zdążyła już odpowiedzieć. Nie zdążyła też sięgnąć po swój własny miecz, bo pół kościstego ramienia już leżało na podłodze, a ją ktoś pociągnął do tyłu. Śmieszne. Miło było mieć kogoś przy sobie kto by mógł wyratować z opresji, nawet jeżeli sama by umiała się z tego wykaraskać. No może patrząc na liczbę szkieletów mogłaby mieć problem, aby się przez nie przebić, ale z tego jednego potrzasku by jakoś wyszła.
OdpowiedzUsuńZdążyła jedynie usłyszeć huk kamiennych drzwi, które zamknęły ich w pułapce.
Wyciągnęła miecz z pochwy. Wciąż pozostawało im jedynie przeć naprzód.
- Zamiast modlitw, wolę mu posłać parę tych zbłąkanych duszyczek - odparła uśmiechając się do niego zadziornie z błyskiem w oku, by już sekundę później zrobić zgrabny unik gdy najbliższy szkielet zamachnął się na nich ociężale toporem. Tym razem to ona pozbawiła kościotrupa ręki, przez co biedny zachwiał się i rzucił się w jej stronę kłapiąc wściekle żuchwą, jakby chcąc w ten sposób przynajmniej jakąś jej krzywdę zrobić. Ona jednak zgrabnym cięciem pozbawiła go głowy. Cała konstrukcja posypała się na ziemię, chociaż czaszka turlała się, wciąż zawzięcie kłapiąc zębami. Fel kopnęła ją, chyba już przypadkowo, bo zaczęła zajmować się kolejnym szkieletem, który natarł na nią z mieczem. Czaszka trafiła w ścianę, pękła i nareszcie uleciało z niej życie. Fel już tego nie widziała, parując kolejny cios, odskakując po chwili przed innym nadchodzącym gdzieś z boku. Wir walki pochłonął ją całkowicie. Jej ruchy były przypruszone niejaką gracją, która świadczyła o doświadczeniu. Nie było wśród nich spanikowanych cięć, nerwowych spojrzeń. Potrafiła zaimplementować wpojone na treningach ruchy bez zastanawiania się jak to zrobić. Zastanawianie się kosztowało. Blizny jej o tym przypominały.
Nie wiedziała ile szkieletów powaliła. Kto by miał czas na liczenie? Kątem oka czasami udawało jej się uchwycić jej towarzysza, ale nie martwiła się o niego. Nie dlatego, że był mrocznym elfem, a dlatego, że widziała go w akcji. Domyślała się, że sobie poradzi z tego typu przeciwnikiem.
W pewnym momencie jednak szkieletom udało się ich otoczyć. Plecy Fel napotkały przeszkodę gdy cofnęła się o krok. Zerknęła za siebie, odkrywając że właśnie z Viserysem stanęli do siebie plecami. Śmieszne. Leśny elf i mroczny elf. Walczący ramię w ramię. A raczej plecy w plecy. Ich przodkowie się pewnie w grobach przewracają.
Zaśmiała się rozbawiona. A więc on też posiadał poczucie humoru! To tylko jej żarty nie przypadały mu do gustu w takim razie. Jaka szkoda…
OdpowiedzUsuń- Ach, czego bym nie oddała za… - Spojrzała w górę mimowolnie, jakby spodziewając się, że rzeczywiście jakiś anioł stróż nadleci jej z pomocą i wtedy właśnie zauważyła ich potencjalne zbawienie… przynajmniej miała nadzieję, że właśnie tym było. - Tam po prawej… znaczy po twojej lewej - powiedziała, kopiąc jeden ze szkieletów tak, że wpadł na dwa za sobą.
Niektóre z kamieni tworzących ścianę, były bardziej wysunięte tak że dało się po nich wspiąć, aż do tkwiącej wysoko wnęki, w której chyba widniało jakieś przejście. To wyglądało jak sposób na przeżycie. Jednak między nimi, a ścianą znajdowały się wciąż szkielety. Naprawdę by chciała posiadać taki pyłek. I wtedy sobie przypomniała. Sięgnęła do jednej ze swoich sakiewek przy pasie i wyciągnęła garść czegoś sypkiego.
- Mam nadzieję, że zapamiętałeś w którą stronę mamy się kierować - powiedziała, otwierając przed swoją twarzą dłoń na której znajdowała się kupka pyłku, przypominająca popiół. Dmuchnęła w nią i w ciągu paru sekund otoczyła ich szara chmura, przez którą nie było kompletnie nic widać. Dobrze, że szkielety wydawały się z siebie najwięcej głośnych dźwięków. Skrzyp ich starych kości ocierających się o siebie robił z nich jeszcze prostszych przeciwników, więc Fel i Viserys z łatwością mogli się przedrzeć do ściany. Jednak elfka uświadomiła sobie, że nie da rady dosięgnąć wystających kamieni. Była za niska. Viserys nie powinien mieć z tym problemu.
- Podsadzisz mnie? - zapytała z pośpiechem, jako że chmura niedługo mogła zacząć opadać.
Zdążyła nawet przewrócić oczami rozbawiona na jego dumną reakcję. Oczywiście, że nigdy się gubił. Jakże ona śmiała w ogóle to kwestionować?
OdpowiedzUsuńRzuciła tylko pobieżne spojrzenie za siebie, gdy obok niej przeleciał sztylet. Uśmiechnęła się do Viserysa z wdzięcznością. Na więcej nie było czasu, trzeba było się spieszyć. Zaczęła się wspinać bez większych ceregieli i już po chwili znajdowała się w we wnęce. Na razie się nie rozglądała, więc nie zauważyła, że czeka na nich kolejny korytarz, który mógł skrywać kolejne przyjemne niespodzianki. Spojrzała w dół, by sprawdzić jak Viserysowi idzie. Zaczął się już wspinać, kiedy chmura już niemal całkowicie opadła. Widząc jak jeden ze szkieletów już szykuje łuk, Fel sama sięgnęła po swój oręż i posłała w stronę kościotrupa strzałę. Kolejny się zabierał do tego by zestrzelić Viserysa, jednak elfka zdołała go powstrzymać.
Szkoda strzał, powiedziałoby większość z jej pobratymców.
Mogła mrocznemu elfowi pozwolić po prostu tutaj zginąć, ale chyba by się z tym źle czuła. On jej uratował dupę tyle razy. Teraz ona mogła pomóc jemu.
Chociaż nie osłaniała go, gdy się wspinał, z potrzeby wykazania się, czy próby zaimponowania mu, bo przecież nie po to poświęciła tyle lat i zdrowia by ją pod niebiosa wychwalali. Szczególnie nie potrzebowała tego od nieznajomego mrocznego elfa. No ale. Skinienie głowy by wystarczyło. Ona okazywała wdzięczność w ten czy inny sposób, dobre maniery zwyczajnie miała we krwi. Ale czego można było się spodziewać od mrocznego elfa? Nawet gdyby jej podziękował to by powiedział coś w stylu nie potrzebowałem tego, ale dzięki. Albo nawet bez “dzięki”. Wymagała zbyt wiele. Na jej twarzy pojawił się cień rozbawionego uśmiechu, potrząsnęła głową. Brak manier u mrocznego elfa był wyjątkowo mało istotny.
OdpowiedzUsuń- Interesujące, prawda? - zapytała, jakby kompletnie nie zauważyła jego niezadowolenia. - Z początku myślałam, że to ruiny jakiejś zwykłej konstrukcji, o funkcji mieszkalnej, czy reprezentatywnej… - kontynuowała, przypinając łuk do pasa na plecach z powrotem. Sama również wyciągnęła miecz, ruszając naprzód, rozglądając się uważnie, chociaż z nieukrywaną też fascynacją. - Jednak zważając na co natknęliśmy się do tej pory i w jaki sposób wyszliśmy z tego… to wszystko może mieć inną rolę. A my przez przypadek weszliśmy nawet od dobrej strony. - Spojrzała na niego, wyglądając na rozbawioną tą sytuacją. Bo było to dla niej dość śmieszne. Myślała, że wpadli do podziemi, do samych trzewi jakiegoś zamku, gdzie kiedyś kręciła się jedynie służba. Ale wyglądało na to, że podążali jakąś ustaloną ścieżką. Więc musiała ona gdzieś prowadzić. Sama myśl była ekscytująca. - Ach, i wracając do naszej rozmowy, zanim została ona nam tak brutalnie przerwana… - Przejechała dłonią po warkoczu. - Stwórca o nas raczej nie myśli, co go obchodzą jakieś istotki pętające się po jakimś wielkim zapuszczonym ogródku? Teoretycznie interesował się jakiś czas, a potem oddał takie rzeczy ocenianie czyjejś duszy po śmierci, naszym przodkom… ale ty nie za bardzo znasz ich zasady, więc to było niesprawiedliwe gdyby czekała cię kara, jeżeli nie wierzysz w coś czego nie znasz. - Wzruszyła ramionami, pomijając fakt, że zostało ogólnie przyjęte, że mroczne elfy już z góry są skazane na wieczne spadanie w Otchłani, jako że jej samej było ciężko to przełknąć i uwierzyć. - Nie jestem specjalistką, ale może dopóki nie będziesz krzywdził tych którzy sobie na to nie zasłużyli, to może wyjdziesz obronną ręką.