“…they will not control us
We will be victorious!”
Remy LeBeau
dawniej Klan Złodziei w Nowym
Orleanie | jego dotyk potrafi naładować energią kinetyczną nieożywioną
materię | hipnotyczny głos | zwinność, szybkość | świetnie walczy | karty
najlepszymi towarzyszami | wkrótce Bractwo Złych Mutantów Magneto
Taylor Kitsch, Muse
Dasz radę, Wando… dasz radę. Westchnęła głośno, biorąc kolejny głęboki wdech. Przymknęła powieki, zacisnęła dłonie na swoich kolanach i starała się skupić. Wcale nie pomagał jej w tym fakt, że on patrzył. Wstydziła się tego, że nie potrafi najprostszych rzeczy, że moc wymyka jej się spod kontroli, a ona nie wiedziała, jak nad nią zapanować. On patrzył, przez co drżała jej dłoń, gdy wyciągnęła ją w przód. Powoli, do góry, spokojnie. To tylko jedna filiżanka, dasz radę. Podnosisz samochody, zakrzywiasz rzeczywistość, a nie potrafisz podnieść małej filiżanki? Zaraz usłyszała zgrzyt, przez który otworzyła oczy. Podnoszona przez nią filiżanka rozpadła się na miliony kawałków.
OdpowiedzUsuń— Odpocznij.
Męski głos, który bardzo dobrze znała. Wiedziała, że Erik wymusza pocieszający uśmiech. Podszedł do niej, przyklęknął na jedno kolano i westchnął cicho.
— Jesteś naszym najcenniejszym nabytkiem, Wando. Potężna mutantka umiejąca kontrolować rzeczywistość. Nie załamuj się z powodu brzydkiej filiżanki — zaśmiał się cicho. Wstał z klęczek i wyciągnął w jej kierunku dłoń. Przyjęła ją.
— Agatha mówiła, żeby zacząć od rzeczy prostych…
— Agatha to, Agatha tamto. Zaufaj mi, Wando. Choć raz — uśmiechnął się.
Westchnęła cicho, kiwając głową. Coraz bardziej żałowała decyzji, że razem z Pietro nie przystąpią do X-Men, jak im proponował profesor Charles Xavier. Teraz trzymał ich tylko przy Magneto dług wdzięczności. Wierzyła, że gdzieś tam w głębi Erik Lehnsherr był dobrym człowiekiem, nie takim jak teraz.
— Przecież ci ufam — prychnęła pod nosem i spojrzała na niego, poprawiając czerwone rękawiczki. — Gdybym ci nie ufała, dawno by mnie tu nie było. Pietro dalej na misji?
Wzięła z podłogi swoją bluzę, po czym założyła ją na siebie. Erik pokiwał głową.
— Otworzysz drzwi, Wando? — spytał. — Ktoś stoi pod nimi od kilku minut. Może to kolejny interesujący mutant.
Westchnęła cicho, ale przytaknęła. Wyszła z sali treningowej spokojnym krokiem. Miała już tego dość, już dawno przestała wytrzymywać w Bractwie. Kiedyś z Pietro nawet dobrze sobie radzili; z mocami, z życiem i innymi rzeczami. Dlatego podjęli razem decyzję o odrzuceniu zaproszenia do szkoły Xaviera. Jak się okazało, kompletnie odbiło im się to czkawką. Moc Wandy okazała się na tyle nieprzewidywalna, że ta zaczęła wariować i naraziła się mieszkańcom wioski, w której prowadzili spokojny żywot. Uratował ich wtedy Magneto i poznawszy się na umiejętnościach rodzeństwa, zaproponował miejsce w Bractwie. Z początku było dobrze, zaczęła traktować tam wszystkich jak… rodzinę, przyjaciół. Potem nagle uświadomiła sobie, że robią coś złego.
Pod drzwiami znalazła się minutę później. Musieli sprawić sobie kogoś od otwierania drzwi i przynoszenie herbaty, bo to było naprawdę uciążliwe. Przekręciła klucz w drzwiach i je pchnęła. Uniosła brwi.
— Mogę w czymś panu… pomóc?
Wanda zmarszczyła brwi, zaciskając dłoń na ogromnych drzwiach. Sytuacja była dość niecodzienna. Zazwyczaj do ich, pożal się boże, bazy przychodzili doręczyciele pizzy lub kebabów, bo nigdy nie było nic do jedzenia. Ten gość na pewno dostawcą pizzy nie był, a nawet twierdził, że jest przydatnym mutantem. Prychnęła śmiechem cicho pod nosem. Dziwne i niecodzienne. Równie dobrze mógłby to być szpieg z Instytutu Xaviera, choć nie wydawał się nim być. Zrobiła z ust charakterystyczny dla siebie dzióbek. Chwilę wahała się bez odpowiedzi, bo jednak nie chciała narazić się znowu Magneto. Ostatnio trochę zwaliła swoją misję, którą jej przydzielił jej i Mastermindowi. Po pierwsze nienawidziła tego gościa, po drugie wymagała współpracy, do czego nie byli raczej zdolni. Samo z siebie poszło co najmniej źle, a wręcz tragicznie. Erik bardzo się zdenerwował, szczególnie na nią. Czasem strasznie wkurzało ją to, że non stop się jej czepiał, krytykował. Czasem lubiła go za całkowicie odwrotne rzeczy. W końcu Magneto był jej przyjacielem, który chciał jakoś jej pomóc. Chyba zależało to od dnia i jego nastroju.
OdpowiedzUsuń— Oczywiście, że mamy tutaj hierarchię. Ty jesteś najniżej łańcucha pokarmowego — mruknęła poważnie, ale zaraz jednak uśmiechnęła się do niego szeroko. — Może Erik cię przyjmie, jeśli go zainteresujesz. Wątpię, ale może. Wejdź.
Zrobiła kilka kroków w tył, zapraszając go gestem do ich siedziby. Jeśli nawet był szpiegiem, to mogło leżeć w jej interesie wyrwania się stąd, chociaż bardzo w to wątpiła. Takie okazje przecież nie pukają do drzwi i same nie pchają ci się do domu. Z drugiej strony, gdyby naprawdę nim nie był, to Bractwo mogło zyskać nowego członka. Westchnęła cichutko, zamykając za nim drzwi. Nigdy nie lubiła tego domu. Jak na drużynę swego rodzaju super złoczyńców nie byli wcale ze sobą zgrani, wcale nie współpracowali, wcale się ze sobą nie dogadywali. Wyjątkiem byli chyba tylko ona i jej brat bliźniak Pietro. Choć czasem jak to rodzeństwo wiele razy się kłócili, to próbowali konflikt zażegnać na czas misji i nie działać pochopnie, pod wpływem emocji. Czasem nie wychodziło, ale na razie nikt o tym nie wiedział. Quicksilver był najgorszym wrzodem na tyłku, jakiego kiedykolwiek spotkała, ale za żadne skarby świata by się go nie pozbyła.
— Więc, panie mogę zainteresować Magneto, jak się nazywasz? — spytała po chwili i spojrzała na niego, mrużąc oczy. — I co potrafisz. To ważniejsze o wiele bardziej niż twoje imię i nazwisko.
Zaczęła go prowadzić, uważnie go obserwując. Kwatera Magneto znajdowała się dość blisko, więc szła w miarę wolno.
Jasne, wezmę. Przepraszam za tygodniową przerwę, miałam trochę zamieszenia odnośnie z przeprowadzką i nie miałam kiedy napisać. Teraz obiecuję, że wszystko będzie regularne.