Pascal Kodra
Lat dwadzieścia i cztery
asystent konserwatora zabytków
Patrząc na niego wydaje się, że wyłącznie z tęsknoty się składa.
Tęsknotą są jego oczy i ciemne włosy.
Płaszcz jest tęsknotą podszyty. Każdy jego krok i wygłodniałe spojrzenia z niej są właśnie. Z tęsknoty rodzą się jego koszmary.
Człowiek myśli sobie, że to niemożliwe, zęby tyle tęsknoty mogło się zgromadzić w jednym zwykłym facecie. A przecież to nie takie trudne. Wystarczy kochać, raz tylko jedną istotę w życiu i nigdy nikogo więcej. Tak, że nieposiadanie ukochanej trawi cię gorączką.
Kochać, a potem odejść. Brzydzisz się samym sobą, bo wiesz, że to wyłącznie twoja decyzja, żeby odejść. Miotasz się między rzeczywistością, a zwierzęcym pragnieniem i nie możesz sobie pozwolić nawet na ostatnia wspólną noc, ostatnią czułość.
Głos szepcze, że musisz odejść bez słowa, inaczej nie odejdziesz w ogóle i ty wiesz, że on ma rację, dlatego resztkami sił powtarzasz za nim.
Później już tylko regularnie pozbywasz się nadziei, na to, że kiedykolwiek będziesz patrzył na kobietę tak, jak patrzyłeś na Nią
Ona - Rossella Valentino
Gdy przyjeżdżała do posiadłości, była przygotowana na obraz, który miała zastać. Znała swoją przyjaciółkę doskonale, w końcu znały się od lat. W dzieciństwie razem tworzyły książkę, w której ze szczegółami planowały przebieg swoich ślubów. Wraz ze wszystkimi najmniejszymi detalami. Nie miała więc wątpliwości co do tego, iż Lora potraktuje tę uroczystość z godną królowej Anglii perfekcją. Chciała, aby wszystko było wspaniałe, idealne i niezapomniane. Kiedyś planowały, że będą dzielić ten dzień wspólnie, lecz od tego czasu wiele się zmieniło, a ślub dla Rosie przestał być sprawą priorytetową. Spadł gdzieś na dół i wiedziała, że w obecnej chwili nie jest jeszcze gotowa na ten ogromny krok. Już nie… Nie pozwoliła jednak, by te nostalgiczne myśli zdążyły zakorzenić się w jej umyśle i czym szybciej odsunęła je w cień, skupiając się na chwili obecnej.
OdpowiedzUsuńZ kilkuminutowym spóźnieniem, jak to miała w zwyczaju, wkroczyła do przestronnej sali, która już zdążyła zapełnić się sporą garstką ludzi. Ślub miał się odbyć dnia następnego, aczkolwiek niektórzy goście zjawili się dzień wcześniej, by spędzić wieczór z główną parą. Lora pragnęła zorganizować coś na wzór połączonego wieczoru panieńskiego i kawalerskiego. Najbliższa rodzina i przyjaciele zgromadzili się dzisiaj, zajmując pokoje w zarezerwowanej posiadłości, by wieczorem zjawić się na tym małym przyjęciu. Rosie niestety z powodów zawodowych przyjechała najpóźniej, ponieważ dopiero na przyjęcie. Nie zdążyła ta jak inni na poranny zjazd i zajmowanie pokojów, ale na całe szczęście pannie młodej to nie przeszkadzało i wybaczyła swojej druhnie, jeśli ta dzięki temu będzie całkowicie wolna przez następne parę dni, by mogły wspólnie cieszyć się tymi chwilami.
Lora miała prawdopodobnie jakiś szósty zmysł i gdy tylko Rossella zrobiła kilka kroków, blondynka wyrosła przed nią w jakiś magiczny sposób. Bez słów rzuciły się sobie w ramiona, jakby nie widziały się co najmniej od roku i naszła pora słów gratulacji, wzruszenia i niedowierzania. Gdy wreszcie się od siebie odsunęły i spojrzały na siebie, obie parsknęły śmiechem.
– Jak zwykle spóźniona, mam nadzieję, że chociaż na ślub przyjdziesz punktualnie… – zaczęła żartobliwie, pacając druhnę w ramię, na co ta nonszalanckim gestem odrzuciła włosy do tyłu, posyłając jej swój firmowy uśmiech.
– Znasz mnie, lubię wielkie wejścia. – odparła, by trochę się z nią podroczyć, jak to obie miały w zwyczaju. Panna młoda w odpowiedzi jedynie wywróciła oczami, a po chwili wyraz jej twarzy odrobinę się zmienił. Może niedostrzegalnie, aczkolwiek po tylu latach znajomości Rossella była w stanie wyłapać tak drobne szczegóły i zmarszczyła brwi, zaintrygowana nagłą zmianą.
– Wiesz, że oboje postanowiliśmy nie zdradzać kogo wybieramy na świadków. W moim przypadku w sumie oczywistym było, że wybiorę ciebie, ale ja dowiedziałam się dopiero dzisiaj… – Rosie chciała się wtrącić i przypomnieć przyjaciółce, że to ona zarządziła ten cały pomysł z tajemnicą, ale postanowiła nie zaburzać jej wizji.
– Wiem i już nie mogę doczekać się, by poznać swojego partnera. Przecież nie może być aż tak źle. – odparła, wzruszając ramionami i rozglądając się po sali, jakby sądziła, że w jakiś magiczny sposób wypatrzy wspomnianego nieznanego mężczyznę. Wątpiła, by miał przy sobie karteczkę podobną do tych, które widywała na lotniskach, na której pisałoby na przykład „Drużba”.
– Wiem, że to będzie dziwne, ale… – Lora urwała, gdy jej uwagę przykuł narzeczony, który próbował najwyraźniej kogoś dogonić. Zresztą nie tylko ona odwróciła się zaciekawiona, Rosie tak jak co niektórzy goście także skupiła na nim uwagę, zastanawiając się kogo gonił. Mężczyznę, jednakże nie widziała jego twarzy, dopóki nieznajomy się odwrócił.
OdpowiedzUsuńGdy jej wzrok padł na towarzysza pana młodego, zamarła i nie miała wątpliwości. Może stała kawałek dalej, jednakże tej twarzy nigdy by nie zapomniała. Była wyryta w jej umyśle, niczym wyskrobany w kamieniu obraz i nieważne jak bardzo by się starała, nigdy nie zapomniała. Był taki sam, a jednocześnie całkowicie inny. Starszy, poważniejszy… Mimo to wiedziała, że znała tę twarz najlepiej ze wszystkich ludzi w tym pomieszczeniu. Wiedziała jaki kolor mają jego oczy, jak potrafią zmieniać barwę w zależności od jego humoru, wiedziała o zmarszczce, która czasami pojawiała się pomiędzy jego brwiami, znała jego uśmiechy i grymasy… Wspomnienia, nawet te najdrobniejsze zaczęły ją bombardować niczym lawina. Już dawno odgrodziła się od nich murem, zrobiła wszystko, by przestały ją nawiedzać, a wystarczyła sekunda, by zburzyć tę ścianę.
– Rossella? – dopiero słysząc głos przyjaciółki zamrugała i przeniosła na nią oszołomione spojrzenie. W jej umyśle kotłowało się tyle myśli, a jednocześnie brakowało jej słów, powietrza, czegokolwiek.
Zdawała sobie sprawę, że on i Felice się przyjaźnią. Jednakże to było lata temu. Nie sądziła, że utrzymywali kontakt, po jego wyjeździe. Zresztą nigdy też nie pytała, nie chciała znać odpowiedzi. W pewnym momencie po prostu wszystko odcięła, a każdy, kto ją znał, wiedział, że nie należy o nim wspominać. Był jak wymazana karta, a zły ruch mógłby wywołać niepotrzebne spięcie. Teraz jednak miała świadomość, że on jednak nie odciął się od wszystkich i choć tego nie chciała, poczuła, jakby ktoś ponownie uderzył ją w twarz i wyśmiał za młodzieńczą naiwność.
Wiedziała, że nie będzie w stanie tego zrobić. Z całą pewnością nie w tym konkretnym momencie. W innej rzeczywistości zapewne bez wahania, by do niego podeszła, obdarzając go swoim promiennym uśmiech i wyciągając rękę, przywitałaby się, przekrzywiając głowę, by móc uważnie mu się przyjrzeć.
– Rosie, proszę, to nie miało tak wyglądać… – ponowiła Lora, zapewne nie bardzo wiedząc co dzieje się w umyśle jej przyjaciółki. Szatynka w odpowiedzi posłała jej zirytowane spojrzenie. Czego ona się spodziewała? Powinni rzucić się sobie w ramiona i serdecznie uściskać? Zacząć wspominać stare lata? Ten człowiek złamał jej serce na miliony kawałków w chwili, gdy była pewna, że wie co znaczy „prawdziwa miłość”. Szok powoli ustępował miejsca gniewowi. To znała. Złość była czymś z czym potrafiła sobie poradzić, z tym czuła się bezpiecznie, niczym w zbroi.
Wiedziała, że przyjaciółka nie zrobiła tego umyślnie. Lora znała historię, widziała Rosie w najczarniejszych chwilach, gdy trzęsła się od płaczu, nad którym nie mogła zapanować, gdy przeklinała wszechświat, a w szczególności jego. Widziała też moment, w którym Rossella zdecydowała się odpuścić i przekreśliła przeszłość, która wcześniej wydawała się taka szczęśliwa. Z całą pewnością, by tego nie zaplanowała. Jednak stało się, a ona nie wiedziała jak mogłaby przejść z tym do porządku dziennego.
OdpowiedzUsuńPotrzebowała chwili, by zrozumieć, że się do niej zbliżał i niczym spłoszone zwierze rozglądała się dookoła, szukając drogi ucieczki. Chciała pobiec jak najdalej, nie zważając na spojrzenia gości ani na potencjalny upadek, do którego zapewne i tak by doszło, biorąc pod uwagę szpilki, które zdobiły jej stopy. Nie przejmowała się tym. Po prostu chciała uciec. Lora najwyraźniej to wyczuła i złapała ją za rękę, posyłając jej proszące spojrzenie. Samym wzrokiem przekazywała jej, że jest wystarczająco silna i da sobie z tym radę. Musi. Ona jednak nie chciała „musieć”.
Kiedyś wyobrażała sobie, że wracał. Za dnia i w nocy przed jej oczami majaczyła niespełniona wizja. Była wściekła, zraniona, aczkolwiek nie mogła wyrzucić go ze swojej głowy, a przede wszystkim z serca. Czekała godzinę, dzień, tydzień. To przemieniło się w miesiące, te z kolei w rok. Tyle potrzebowała czasu, tyle dała go sobie na pogrążanie się w żałobie, po kimś, kto nie umarł, ale po kimś, kto dla niej przestał istnieć. Wtedy postanowiła odciąć się od wszystkiego i przestać czekać. Wyrzucić go z głowy i z serca. Wiedziała, że nie będzie w stanie udawać, że nigdy go tam nie było. Zmienił ją, odebrał czystą i niczym niezmąconą wiarę w miłość. Jednakże od wszystkiego innego się odcięła. Postawiła przed tym gruby mur i zrobiła co mogła, by podnieść się z ciemności, w którą popadła. Nie mogła dalej pozwolić, by miał nad nią władzę. Nie chciała dłużej patrzeć na zmartwione spojrzenia rodziny i przyjaciół. Była rozbita, ale w jakiś sposób się pozbierała i wtedy przestała wyobrażać sobie, że wracał, przestała czekać. Co więcej, nie chciała, by kiedykolwiek jeszcze pojawił się w mieście. Co w jej mniemaniu i tak wydawało się mało prawdopodobne. Zniknął, tak jakby nigdy go nie było.
Teraz zatrzymał się przed nią, a ona wstrzymała powietrze, napinając ramiona jakby szykowała się do walki. Nie spojrzała mu w oczy, obawiała się, ze, teraz gdy stał tak blisko, będzie w stanie coś z nich wyczytać, a on zrobi to samo. Czy tego chciała, czy nie, znali się, a może i tego już nie mieli? Może w rzeczywistości byli dwojgiem obcych ludzi, którzy na przestrzeni lat diametralnie się zmienili i teraz łączyła ich przeszłość, o której ona chciała zapomnieć? Ona z całą pewnością się zmieniła, a on musiał mieć świadomość, że był tego głównym powodem. Dlatego wreszcie uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, próbując zablokować kolejne wspomnienia, które zaczęły ją nawiedzać.
W gruncie rzeczy cała ta sytuacja mogłaby wydawać się w jakimś stopniu komiczna. Dwie strony – panna młoda i druhna, a po drugiej pan młody i jego świadek. Stali, wszyscy skrępowani, nie wiedząc co nastąpi za chwilę i jak naprawić tę sytuację. Zapewne, gdy emocje opadną, najbardziej ucierpi Felice, on znał cały sekret, a mimo to wybrał Pascala na drużbę.
– Myślę… – nim Lora zdążyła dokończyć tę myśl, Rosie podjęła szybką, dorosłą decyzję. Nie była już nastolatką. Była dorosłą kobietą, która ułożyła sobie życie i zamierzała to dzisiaj udowodnić samej sobie.
– Myślę, że powinniśmy wyjść na taras. Goście zaczynają się nam przyglądać. – wtrąciła, posyłając przyjaciółce wymuszony uśmiech. – To dla was wszyscy dzisiaj przyjechali. Zajmijcie się tym. – dokończyła, wskazując dłonią na zebrany w sali tłum, po czym po raz ostatni ścisnęła dłoń przyjaciółki, wzrokiem przekazując jej, że da sobie radę, po czym minęła Pascala i ruszyła sztywnym krokiem w stronę tarasu. Gdy wreszcie znalazła się na zewnątrz, westchnęła i podeszła do barierki, zaciskając drobne dłonie na balustradzie i czekała. Nie zapytała go o zdanie, nie zaproponowała, po prostu pozostawiła otwarte drzwi, dając mu okazję, by z nich skorzystał.
UsuńTyle razy pragnęła zapytać „dlaczego”. Dlaczego odszedł? Dlaczego porzucił ją bez słowa? Dlaczego kłamał, mówiąc, że ją kocha i pozwalając w to bezgranicznie wierzyć? Spędzała godziny na tworzeniu takich pytań, a lista nigdy się nie kończyła. Teraz to jedno słowo dalej czekało na jej języku, gotowe, by zostać wypowiedziane, jednakże z uporem trzymała je dla siebie. Już nie chciała wiedzieć. Teraz to nie miało znaczenia. Te pytania znajdowały się za murem, który zamierzała odbudować, kostka po kostce.
OdpowiedzUsuńDokładnie wiedziała, w którym momencie wszedł. Włoski na jej karku stanęły i nie miała wątpliwości. Od zawsze tak było, gdy pojawiał się w pobliżu. Jakby miała w sobie wbudowany wewnętrzny czujnik, który uruchamiał się za jego sprawą. Kiedyś uważała, że to magiczne, niczym przeznaczenie. Teraz nienawidziła tego uczucia.
Zmarszczyła brwi i pokręciła prawie niezauważalnie głową. Oni to spieprzyli? Ta cała niezręczność, odległość, niewypowiedziane słowa, przelane łzy i gniew, to wszystko stworzył właśnie on. W momencie, gdy odszedł, zostawił za sobą zgliszcza. Oni po prostu ich przed sobą postawili, ale to nie oni odpowiadali za emocje, które pomiędzy nimi wisiały.
– To tylko kilka dni. – zaczęła, nie odnosząc się w żaden sposób do jego poprzednich słów. Nie zamierzała dyskutować z nim na ten czy inny temat. Chciała jedynie przedstawić suche fakty i odejść. Właśnie dlatego dla bezpieczeństwa uparcie wpatrywała się przed siebie, ponieważ obawiała się, że jeśli wyczyta coś z jego twarzy, tama puści.
Musiała się trzymać obojętności i półsłówek. Dyplomacji. Wiedziała, że jeśli zacznie mówić więcej, powie zbyt wiele, poleje się tama, nad którą nie zdoła zapanować. Tak było z nią od zawsze. Gdy przekraczała jakąś granicę, była niczym tornado, którego nie dało się opanować, a później niejednokrotnie żałowała podobnej porywczości. W takich momentach nie filtrowała swoich słów, one po prostu płynęły i nie dało się ich powstrzymać. W jego obecności jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Nie mogła ukazać swojego bólu, żalu i wściekłości, ponieważ nie chciała się do nich przyznawać. Pragnęła wierzyć, że to wszystko odeszło, pomimo tego, że teraz czuła wszystkie te uczucia, jakby były żywe, krążyły tuż pod skórą i wypalały znamię. Drwiąc z niej i przypominając, że nigdzie się nie wybierają, niczym żywe istoty, których nie mogła się pozbyć.
– Ślub jest jutro, niczego nie da się już zmienić. Ty przyjmiesz rolę idealnego światka, a ja druhny. – stwierdziła beznamiętnie, pilnując się by jej głos nie zdradzał żadnych emocji. Nie pamiętała, by kiedykolwiek do kogoś się tak zwracała, acz on nie zasłużył na uczucia z jej strony, ani złe, ani tym bardziej dobre.
Gdzieś w głębi chyba jednak chciała, by coś powiedział, cokolwiek. Minęło tyle lat, a jakaś głupia cząstka, która w dalszym ciągu w niej żyła, pragnęła jakiegoś znaku, słowa, czegokolwiek co pomogłoby jej zrozumieć.
Zacisnęła dłonie mocniej na balustradzie, aż zbladły jej knykcie, gdy usłyszała jak jego oddech przyśpiesza i jak na to wszystko reaguje. W jakimś stopniu chyba poczuła się winna, czego nie rozumiała. Przecież powinna chcieć go zranić, tak jak on zranił ją, roztrzaskując jej serce na miliony małych kawałków. Jednakże nigdy nie była taką osobą. Mogła go nienawidzić, a mimo to w dalszym ciągu jej idiotyczna natura czuła się źle, z tym że w jakiś sposób sprawia mu ból. Chciała pozbyć się tego gorzkiego posmaku w ustach, poczuć ulgę, a jednak to nie następowało. Dlatego nic więcej nie mówiła, po prostu stała i wpatrywała się w punkt przed siebie, mając nadzieję, że on zniknie jak najszybciej. W głębi jednak szeptał jakiś głosik, który pragnął, by on coś powiedział, cokolwiek. On jednak milczał i wiedziała, że zaraz zrobi to w czym jest najlepszy, ucieknie.
OdpowiedzUsuńOdliczała w głowie sekundy, czekając i zaciskając usta w cienką linię, by powstrzymać targające nią emocje. Całe jej ciało krzyczało, by się odwróciła, by na niego zerknęła, ale wykorzystała każdy cal samokontroli, by powstrzymać tę chęć. Dopiero, gdy była pewna, że się oddalił, odwróciła się, a jej wzrok przyciągnęła paczka papierosów leżąca na deskach tarasu. Nie wiedziała czemu, ale te małe pudełko było wszystkim czego potrzebowała, by cienkie linie jej obojętności pękły, a po jej policzkach popłynęły łzy. Przycisnęła dłoń do ust, by powstrzymać szloch. Wypłakała przez niego tyle łez, iż nie była w stanie ich nawet zliczyć. Przysięgła sobie, że więcej tego nie zrobi, a jednak teraz stała tu i znowu czuła się jak tamta słaba, porzucona dziewczyna ze złamanym sercem. Nim zdążyła się nad tym zastanowić, kucała już na deskach i podnosiła małą paczkę. Kierowała nią jakaś dziwna wewnętrzna potrzeba, której nie potrafiła zrozumieć. Sentymentalność, a może coś jeszcze innego. W każdym razie podniosła się trzymając w dłoniach papierosy, które musiał z nieznanych jej powodów wyrzucić, próbując dociec, dlaczego właściwie to robi. Przesunęła po nich palcami, wiedząc, że to jest jedyna namiastka jego dotyku, jaki byłaby w stanie zdzierżyć. Kiedyś uwielbiała czuć na sobie jego dłonie. W głowie wciąż kołatały jej się wspomnienia jego dotyku, wystarczało muśnięcie, by doprowadził ją do drżenia. Przy nim była jednym wielkim kłębkiem oczekiwania. Pragnęła zawsze być blisko niego, stopić się w jedno, ponieważ przy nim czuła się najlepiej, przy nim była pełna i znikało to uczucie, jakby czegoś jej brakowało. Początkowo to ją przerażało. Cała ta intensywność, która między nimi panowała. Wszystko było nowe i nieznane, później jednak dotarło do niej, że w tym tkwiła cała magia. Wtedy był jej jedynym i sądziła, że tak będzie już zawsze.
Zamrugała i wróciła do rzeczywistości. To była przeszłość, a wspomnienia zalewały ją w tak barwny sposób, ponieważ od lat się od nich odcinała, a teraz spotkała się twarzą w twarz z kimś, kto grał w nich główną rolę. Postanowiła skupić się na wspomnieniach, które były bezpieczniejsze, na tych, w których leżała w łóżku, wpatrując się w ścianę i zastanawiając się, kiedy wróci i dlaczego odszedł. Do tego ją doprowadził. W tamtym czasie była żywym ciałem, w którym mieszkała martwa dusza i tylko to chciała pamiętać. Mimo to, choć racjonalna strona jej umysłu przekreślała ten zamiar, zacisnęła dłonie na paczce papierosów, nie zamierzając ich wyrzucić. Wzięła oczyszczający oddech i otarła policzki. Musiała wrócić do środka i udawać, że nic nie poczuła. Naprawdę wierzyła w to co mu powiedziała. Chciała być idealną druhną, bez względu na to, że w głębi chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Nie zerknęła na ogród, choć bardzo ją kusiło. Po prostu odgarnęła z twarzy kosmyk włosów i wkroczyła z powrotem na salę, jakby nigdy nic, oddzielając zbędne emocje murem. Zdawała sobie sprawę, że każdy, kto znał ją trochę lepiej, bez problemu wyłapie prawdę w jej oczach, ale z tym nie mogła nic zrobić. Gdy tylko znalazła się w środku, Felice i Lora znaleźli się tuż przy niej, jakby przez ostatnie kilka minut obserwowali drzwi tarasu, czekając aż świadkowie wrócą.
– Jest w ogrodzie. – odparła, nim zdążyli zadać pytanie. Celowo nie używała jego imienia, robiła to z rozmysłem i wiedziała, że w końcu ktoś to zauważy, ale nie była w stanie się do tego po prostu zmusić.
Usuń– Felice idź po niego, czas na przemowę przed wieczorem kawalerskim i panieńskim. – zarządziła Lora, popychając swojego męża. W przypadku L. to było normalne. Uwielbiała przemowy od czasów szkolnych i zawsze starała się gdzieś je wplątać. Dziwne hobby, ale nikt nie mógł tego zmienić.
Gdy Felice się oddalił, Lora położyła jej dłonie na drobnych ramionach i zmusiła, by spojrzała jej w oczy. Teraz nic nie dało się już ukryć. Mogła udawać silną, niewzruszoną, uśmiechać się i stwarzać pozory, ale przed bacznym wzrokiem przyjaciółki nie mogła ukryć, co kryje się w jej oczach. A było tam wiele emocji, których nie chciała okazywać. Smutek, ból, zranienie, dezorientacja. Sama nie była w stanie części nazwać. Miała ochotę zamknąć oczy i ukryć się za bańką, w której mogła się schronić, ale wytrwała, prowadząc milczącą rozmowę ze swoją przyjaciółką. Umiejętność, którą opanowały jeszcze w latach dziecięcych.
OdpowiedzUsuń– Dasz radę? – zapytała, przyglądając jej się uważnie, jakby obawiała się, że coś przegapi. Rosie nie chciała, by kto znów tak na nią patrzył. Miała tego wzroku dość w przeszłości. Teraz nie była już tą kruchą dziewczyną, którą mogło złamać każde słowo. Przetrwała wtedy, przetrwa teraz.
– Oczywiście! Planowałyśmy te rytuały od dziecka. Czas na przemowę od druhny dla jeszcze nie-żony. – odparła, unosząc podbródek do góry i posyłając jej szeroki uśmiech.
Dla niej zamierzała się postarać. Lora zaplanowała ten ślub z najmniejszymi szczegółami. Chciała wracać do niego wspomnieniami ze łzami wzruszenia i szczęścia. Chciała, aby było idealnie, a Rosie nie miała serca jej tego psuć, więc kilka minut później stanęła na prowizorycznym podeście, przyglądając się gościom, którzy się jej przyglądali. Wiedziała, że on był gdzieś tam na sali. Kiedyś wyszukałaby go wzrokiem, teraz nie zamierzała. Co więcej, niebawem i tak się dowie, gdzie jest, ponieważ Lora zapewne i jemu nie odpuści, by zabrał głos i odbębnił swoje zadanie.
Cały rytuał był dosyć dziwny. Nie było tak jak na wszystkich ślubach i typowych wieczorach przedmałżeńskich. Nie było knajp i wypadów do klubów ze striptizem. W pierwszej kolejności wszyscy spotykali się razem, by wspólnie przez chwilę świętować. Następnie była przemowa światków, do której właśnie przygotowywała się Rosie, a później kobiety rozchodziły się do swojej sali, a mężczyźni do swojej. Kulturalnie i spokojnie. Tradycyjnie, a jednocześnie dziwnie. Czyli cała Lora.
– Przywitam się ze wszystkimi, choć swoje słowa kieruję głównie do naszej głównej gwiazdy. – zaczęła, wskazując kieliszkiem, który zgarnęła po drodze na swoją przyjaciółkę. Nie stresowała się występów na scenie. Kiedyś sądziła, że będzie grała przed publicznością, że zwiąże swoją przyszłość z muzyką, ale to było dawno.
– Maluchu, dzisiaj jest twój ostatni dzień wolności, chociaż zapewne powinnam skierować te słowa do twojego biednego wybranka. Felice, uciekaj, póki możesz, ponieważ wszyscy wiemy, że to ona nosi w tym związku spodnie. – rzuciła, kierując wzrok na pana młodego, uważając, by przypadkiem nie zerknąć na kogoś innego, po chwili ponownie wróciła wzrokiem do swojej przyjaciółki, ponieważ to do niej kierowała swoje słowa.
– Wszystkie żenujące sekrety zostawię sobie na później, gdy będziemy miały pewność, że twój mąż wypowie słowa przysięgi i nie będzie mógł cię opuścić. Teraz jednak chcę ten ostatni raz mieć cię tylko dla siebie i udawać, że nasz plan wzięcia ślubu po czterdziestce nadal jest aktualny…
– Mała, dla ciebie się z nim rozwiodę! – krzyknęła Lora, doprowadzając ją do śmiechu. Pokręciła rozbawiona głową i posłała jej ze sceny całusa, unosząc do góry mały paluszek, czyli ich zwyczaj, znaczący po prostu obietnicę.
– Wybiłaś mnie z tematu! W każdym razie pożegnaj się ze swoim ukochanym, ponieważ dzisiaj cię kradnę i odstawię, dopiero gdy będziesz miała do niego dołączyć w kościele. – zakończyła, kiwając głową w stronę gości, którzy zakończyli jej przemowę oklaskami. Wiedziała, że teraz przyszła pora na niego, a Lora zapewne już popychała go w stronę podestu. Nie była pewna czego Lora od niego oczekiwała. Dzisiaj zaszczycił ją zaledwie kilkoma słowami, wątpiła, by przed publiką zamierzał powiedzieć o wiele więcej.
Chciała odejść, zbiec z podestu i ukryć się gdzieś za filarem. Mimo to stała w miejscu, wpatrując się w niedopity kieliszek szampana, jakby skrywał w sobie odpowiedzi na wszelkie dręczące ją pytania, a było ich zbyt wiele. Jednak reszta jej ciała pozostała czujna. Nasłuchiwała i wiedziała, kiedy wchodził na podest, kiedy się zatrzymał… Nieważne jak bardzo pragnęła wyłączyć wszystkie swoje zmysły, teraz działały na pełnych obrotach, jakby w jego obecności jej całe ciało nagle ożyło, stało się wrażliwsze na bodźce dookoła. Wmawiała sobie, że to czujność, chęć zachowania ostrożności, ale zdradliwy głosik w jej głowie wątpił w ty wytłumaczenia. Mogła znać prawdę, lecz nigdy by się do niej nie przyznała. Nie tylko z uwagi na niego, ale głównie ze względu na samą siebie.
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, gdy zaczął swoją przemowę. Sądziła, że będzie milczący, ale ją zaskoczył, co więcej, jego głos brzmiał odrobinę dziwnie. Niepewnie uniosła głowę i odnalazła w tłumie Lorę, która także w tym momencie na nią zerknęła, zapewne z podobnym wyrazem niezrozumienia w oczach. Przecież nie minęło aż tak dużo czasu od ich rozmowy na tarasie. Ile on zdążył w tym krótkim czasie wypić? Zapewne obie kobiety zadawały sobie to samo pytanie. Zapewne, gdyby sytuacja miała się inaczej, Rosie bez wahania ściągnęłaby go z podestu, by przypadkiem nie narazić idealnego wieczoru Lory na uszczerbek, lecz nawet dla najlepszej przyjaciółki nie mogłaby się zdobyć na ten gest. To było ponad jej siły, więc po prostu stała i słuchała. Spięła się, gdy wspomniał o czasach licealnych, w duchu modląc się, by nie ciągnął tego tematu. Nie chciała zbiec ze sceny niczym opętana wariatka, a on do tego mógł właśnie doprowadzić. Wtedy spojrzała z przerażeniem na Felice, widząc, że jego przezorna żona już zaczęła pchać go w stronę przyjaciela. Bogu dzięki…
Nie mogła się powstrzymać i odprowadziła ich wzrokiem. Była śmielsza, ponieważ miała pewność, że on nie odpowie jej tym samym. Zapewne nie był już w stanie, co więcej, Felice szybkim krokiem prowadził go w stronę wyjścia. Co niektórzy goście coś szeptali, ale ich uwagę przykuł brat panny młodej, który zajął się całą sytuacją, jak zwykle kierując uwagę wszystkich na siebie. Gdy sceniczne przedstawienie dobiegło końca, zeszła ze sceny, odnajdując w tłumie swoją przyjaciółkę, która najwyraźniej wypatrywała powrotu swojego narzeczonego.
– Rosie, może to jakiś znak? – zapytała zmartwiona, spoglądając na przyjaciółkę niepewnie. Lora była odrobinę przesądna, zapewne odziedziczyła tę cechę po swojej babci, która lubiła stawiać tarota i czytać horoskopy. Wierzyła w przeróżne znaki i tym podobne rzeczy, często na darmo się zamartwiając.
– Już dopada cię ślubna trema? – zażartowała w odpowiedzi, zarzucając jej ramię na szyję. Sama próbowała robić dobrą minę do złej gry, chociaż najchętniej zamknęłaby się w pokoju i długo z niego nie wychodziła. Może już nigdy… – Będzie dobrze. Felice się tym zajmie, a my idziemy się bawić. Obyśmy tylko nie skończyły rano w innym mieście. – rzuciła, trącając ją biodrem i patrząc jak na twarz przyjaciółki wraca uśmiech. Nikły, bo nikły, ale to już był jakiś postęp.
Po tej krótkie przemowie dziewczyny zabrały się do roboty i kilkanaście minut później oficjalnie wraz z innymi znajomymi rozpoczęły panieński wieczór. Po kilku kieliszków wina, Rosie pozbyła się swoich szpilek, a po kilku następnych wszystkie zaczęły się bawić tak, jak robiły to za młodszych czasów, bez zmartwień i planów. W typowy dziewczyński sposób, przepełniony śmiechem, plotkami i śpiewaniem idiotycznych tekstów popularnych piosenek. Gdzieś w zakamarkach jej umysłu dalej czaiły się złe myśli o poprzednich wydarzeniach tego dnia, ale wino z czasem coraz lepiej je rozmazywało.
Na drugi dzień obudziła się z twarzą wtuloną w poduszkę i z cicho pochrapującą obok Lorą. Jak tradycja nakazywała, panna młoda przed dzień ślubu nie spała ze swoim narzeczonym, a zobaczyć się mogli dopiero w kościele. Ten ślub może i różnił się odrobinę od tych tradycyjnych, ale mimo wszystko jej przyjaciółka zachowała niektóre rytuały.
Przetarła oczy, cicho wzdychając. Jej umysł zalały wspomnienia, których wolałaby nie pamiętać. Powróciły uczucia z wczoraj. Pragnęła, by to był tylko sen, by go tu w rzeczywistości nie było, ale niestety. On gdzieś tam był. Może spał niedaleko, sama nie wiedziała, nie pytała. Dobrze, że jej zamroczony alkoholem umysł wczorajszej nocy nie wpadł na pomysł odwiedzin. Jak widać, nawet po alkoholu złe uczucia przeważały, a resztki rozsądku trzymały ją w ryzach.
Usuń– Wstawaj śpiochu, twój wielki dzień. – zaćwierkała, trącając przyjaciółkę w ramię. Jakąś godzinę później schodziła na dół, by przygotować pannie młodej coś do jedzenia, by ta tym samym uniknęła spotkania ze swoim narzeczonym. Co więcej, dziewczyny już zaczęły przygotowania, a Lora obecnie była czesana przez jedną z jej przyjaciółek. Wiadomo, to był najważniejszy dzień w jej życiu, a więc zamierzała wyglądać nienagannie. Rosie z kolei nie śpieszyła się ze wszystkim aż tak i dopiero co wyszła spod prysznica, ze wciąż wilgotnymi włosami, które spięła na czubku głowy, bez grama makijażu i szlafrokiem owiniętym wokół ciała. Schodziła tylko po jedzenie, nie uważała, więc by musiała specjalnie się wysilać. Jakaś jej część obawiała się, że może natknąć się na niego, ale przekonała samą siebie, że faceci po wczorajszym wieczorze będą spali o wiele dłużej, a ona będzie bezpieczna.
Niektórzy o poranku mieli fatalny humor. Ona nawet odczuwając lekkie skutki poprzedniego wieczoru, w dalszym ciągu budziła się w całkiem dobrym nastroju. Zapewne byłoby lepiej, gdyby niektóre rzeczy się nie zdarzyły, ale potrafiła wypierać złe wspomnienia i skupiać się na pozytywach. Dlatego rześkim krokiem zmierzała na dół z zamiarem przygotowania śniadania.
OdpowiedzUsuńUśmiech jednak spełzł z jej twarzy, gdy schodząc po schodach spojrzała w dół i ujrzała właśnie jego. Ze wszystkich gości w posiadłości musiało paść na osobę, której nie chciała spotkać najbardziej ze wszystkich. Miała ochotę spojrzeć w górę i unieść pytająco brwi, ponieważ los bez dwóch zdań się z niej naigrawał i sprawdzał co może zrobić, by przerwać linię jej samokontroli i ile potrzeba, by doprowadzić ją na skraj. Nie zauważyła nawet, że gdy tylko go zobaczyła od razu się zatrzymała. Zerknęła za siebie, a opcja powrotu do pokoju wydawała się taka kusząca i bezpieczna. Zacisnęła jednak usta w cienką linię i zamknęła powieki, licząc do trzech. Wiedziała, że to nie będzie łatwe. Nie miała zbroi w postaci szpilek i makijażu, a jej obecny strój z całą pewnością nie był odpowiedni. Zresztą on także nie był dobrze ubrany, całe szczęście nie pozwoliła sobie długo się mu przyglądać i szybko odwróciła wzrok.
Zdawała sobie sprawę, jak dziwnie to musi wyglądać, gdy tak stała na schodach wahając się co powinna zrobić. Sądziła, że będzie mogła go unikać, ale w gruncie rzeczy ich spotkanie i tak było nieuniknione. Mogłaby się chować po kątach, jednakże przed ołtarzem i tak stanęłaby z nim oko w oko. Wczoraj ją zaskoczył, nie była na to przygotowana. Dzisiaj zamierzała poradzić sobie lepiej, udowodnić sobie, że jest wystarczająco silna, by dotrzymać obietnicy danej przyjaciółce. To było tylko kilka dni, później wszystko się skończy, a ona powróci do swojego poprzedniego życia, w którym go nie było, a wspomnienia o nim były zakopane głęboko pod ziemią. Dlatego zeszła na dół, poprawiając po drodze szlafrok, by owinąć się nim szczelniej. Minęła go i zaczęła schodzić na parter, by dotrzeć do kuchni. On zapewne także się tam wybierał, dlatego, choć nie chciała tego robić, wypowiedziała cicho tylko jedno słowo.
– Chodź. – rzuciła, nawet nie zerkając za siebie i nie zatrzymując się ani na chwilę. Szybkim krokiem podążyła do kuchni, po drodze próbując zebrać wszelkie siły, jakie jeszcze w niej pozostały. Bardzo chciała krzyczeć, zadawać pytania, ale nie robiła tego. To oznaczałoby, że może jednak jej zależy, nawet jeśli odrobinę, nie mogłaby się z tym pogodzić. Ten rozdział miał pozostać zamknięty.
Zerknęła za siebie, gdy usłyszała, że odkręcił kran i przez kilka krótkich sekund przyglądała się jego poczynaniom. Pokręciła lekko głową, gdy kącik jej ust uniósł się w prawie niezauważalnym krzywym uśmiechu i szybko odwróciła się w stronę lodówki, by przypadkiem nie przyłapał jej na tym, że mu się przyglądała.
OdpowiedzUsuńLubiła gotować, co zresztą nie było czymś dziwnym, gdy wychowywała się nad restauracją, a babcia i matka we krwi miały rodzinną kuchnię. Czy tego chciała, czy nie, część czasu w młodzieńczych latach spędzała siadając na blacie w kuchni i pomagając przygotowywać różne posiłki. Przez lata zdążyła się naprawdę dużo nauczyć i choć nie związała swojej przyszłości z rodzinną restauracją, dalej lubiła to robić. Nie kochała tego wystarczająco mocno, by oddać temu swoje życie, tak jak zrobili to jej rodzice. Na to poświęcenie zdecydowała się jej starsza siostra, która po skończeniu szkoły zaczęła pracę wraz z ojcem i matką.
Spięła się słysząc swoje imię i zastygła w miejscu, wpatrując się w pojemnik z jogurtem, po który właśnie zamierzała sięgnąć. Kiedyś uwielbiała to brzmienie. Uwielbiała, gdy wymawiał jej imię, sama zresztą przepadała za smakiem jego imienia na języku. Szeptała je na różne sposoby, ponieważ wtedy to było jedno z jej ulubionych słów. Wtedy też było odpowiedzią na wszystko. Teraz jednak nic już nie było takie same, a choć jej serce przyśpieszyło na to jedno krótkie słowo, wypowiedziane jego zachrypniętym głosem, spróbowała nie dać nic więcej po sobie poznać i wróciła do wykładania produktów na blat. Mimo to czekała, aż powie coś jeszcze, on jednak milczał i wiedziała, że jeśli chce usłyszeć coś więcej, musi mu otworzyć furtkę. Pytanie, czy chciała coś usłyszeć? Wszystkie liny jej rozsądku próbowały ją przed tym powstrzymać, powtarzając, że nie mógł już nic powiedzieć, a jednak najwyraźniej wciąż była zbyt głupia i naiwna, by odpuścić.
– Jeśli chcesz coś powiedzieć, powiedz. – powiedziała po prostu, zamykając lodówkę, gdy przyszykowała wszystko co było jej potrzebne. Zapewne powinna milczeć i zignorować ten jego cichy szept, a jednak wolała grzebać patykiem w ogniu i czekać aż się sparzy, ponieważ miała pewność, że to i tak nastąpi. Prędzej czy później.
Miała ochotę w dalszym ciągu chować się za drzwiczkami lodówki, ale to zapewne byłoby już przesadnym tchórzostwem, dlatego zabrała się za szukanie patelni, w dalszym ciągu uparcie odmawiając spojrzenia na niego.
– Poczekaj, zrobię śniadanie dla Felice. – dodała jeszcze, sięgając do szafki po dwie patelnie. Mogła powiedzieć jedno, ale wiedziała, że jego także nie wypuści z pustymi rękami. Była inaczej wychowana, a jej matka zapewne zdzieliłaby ją po głowie drewnianą łyżką, gdyby dowiedziała się, że odmówiła komuś śniadania, nawet jeśli ten ktoś złamał jej lata temu serce.
[ Nie, nie, jest dobrze. c; ]
Przełknęła i zacisnęła zęby, by nie wybuchnąć. Zacisnęła dłonie na rączce patelni, którą trzymała i odłożyła ją na kuchenkę, zapewne odrobinę gwałtowniej niż planowała. Chciała krzyknąć, że to nie jemu oceniać czy będzie chciała tego słuchać. Sama zresztą zachęciła go, by coś powiedział, cokolwiek. Nie zamierzała jednak więcej prosić. Zrobiła to raz, dała mu okazję, by spróbował się wytłumaczyć, zrobił coś więcej poza milczeniem, ale on jak zwykle obdarzył ją niczym, więc postanowiła się wycofać. Najwyraźniej tak było lepiej.
OdpowiedzUsuńSkinęła w odpowiedzi jedynie głową, w dalszym ciągu krzątając się po kuchni. Wcześniej nie zastanawiała się jak wyglądał ich wieczór kawalerski, ale teraz zaczęła jeszcze bardziej podejrzewać, że pan młody nie oszczędzał w alkoholu. Wolała nie wiedzieć w jakim był stanie i nie zamierzała też o tym wspominać jego narzeczonej, ponieważ ta zapewne zaczęłaby niepotrzebnie panikować. Znała Felice i wiedziała, że co by się nie stało, nie zawiedzie swojej ukochanej. Ta myśl, choć piękna, poprowadziła do następnej, gorzkiej. Ją już ktoś zawiódł, a co gorsze ta osoba stała kilka metrów dalej…
Wskazała dłonią w stronę koszyka leżącego na blacie, a sama zabrała się za krojenie owoców. Część miała posłużyć do koktajlu, a druga była do sałatki, którą zażyczyła sobie panna młoda. Dobrze, że zdecydowała się zjeść cokolwiek, w końcu nikt nie chciałby, aby Lora zemdlała jeszcze przed wypowiedzeniem sakramentalnego „Tak”.
Nie zorientowała się nawet, że w którymś momencie zaczęła cicho pod nosem nucić. Tak było od dziecka, wystarczyło, że nad czymś się skupiła, a jej usta same z siebie zaczynały się poruszać. Muzyka zawsze była jej dużą częścią. Przyciągała ją, rozumiała… Kochała jej wszelakie rodzaje, aczkolwiek to skrzypce zawsze zajmowały pierwsze miejsce w hierarchii.
Gdy pozwalała sobie tak odpłynąć myślami, kontrolę przejmowała jakaś wrażliwsza część jej osobowości, a melodia płynęła sama z siebie, nie musiała się nawet nad tym jakoś specjalnie skupiać. Nuciła to, co akurat grało w jej głowie, nie zastanawiając się skąd wzięła się ta piosenka albo dlaczego akurat padło na nią.
OdpowiedzUsuńZ transu wyrwał ją jego nagły dotyk. Sapnęła i odskoczyła od blatu, o mało co nie przecinając sobie palca wskazującego. Tego z całą pewnością się nie spodziewała, a tym bardziej nie była na to przygotowana. Nie tylko na jego dotyk, ale także na ten przepływ elektryczności, który nie powinien się pojawić. Kiedyś to iskrzenie było naturalne, wręcz niesamowite, teraz dla niej było czymś złym i bez wątpienia nie powinna tego czuć, na pewno nie do niego.
– Nie… Nie rób tego więcej. – odparła słabo, wzdychając i zaciskając usta w cienką linię, by zebrać myśli. Nienawidziła tego, że miał nad nią jakąś władzę, że traciła kontrolę i nie mogła zachować obojętności. Wszystko w jej ciele drgało i czuła się jakby jakieś uśpione komórki obudziły się do życia, choć przez tak długi czas pozostawały uśpione. Wiedziała, że musi to załatwić tu i teraz i postawić sytuację jasno, ponieważ nie poradziłaby sobie, gdyby takie momenty zdarzały się częściej. Potrzebowała dystansu, tylko w ten sposób mogła przetrwać te dni i jego obecność.
– Nie wiem czego oczekujesz. Nie chcesz rozmawiać, dobrze. Poza tym nie ma już nic do powiedzenia. Nie otworzysz drzwi, które sam zatrzasnąłeś. – sama nie wiedziała po co to wszystko mówi, słowa płynęły nim miała czas je przeanalizować. Chciałaby, żeby wszystko było klarowne i poukładane. Najlepiej, aby było tak jak kilka dni wcześniej, gdy wszystkie wspomnienia o nim były głęboko zakopane i nie pozwalała sobie do nich wracać. Gdy jej życie było dobre, pozbawione zawirowań i niezrozumiałych emocji. – Czego ty chcesz? – zapytała wreszcie, choć zapewne wolała nie znać odpowiedzi. Nie chciała przyjaźni, nie mogłaby udawać, że nic się nie stało. Chciała, by zniknął i przestał mieszać w jej głowie.
Zmarszczyła brwi, początkowo nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Myliła się? Cóż, to było jego zdanie i najwyraźniej nie zamierzał dać jej szansy na odpowiedź, ponieważ zmierzał do drzwi kuchennych. Zaskoczył ją, jednak gdy nie wyszedł, a trzasnął nimi, tak że sama podskoczyła w miejscu. Dopiero po chwili dotarło do niej co takiego próbował jej przekazać. To była jego odpowiedź. Uniosła głowę do góry, jakby spodziewała się, że w magiczny sposób przejrzy sufit i dostrzeże, czy któryś z gości został zaalarmowany ich zachowaniem i za chwilę się tu zjawi. Może tak byłoby lepiej? Gdyby ktoś zmusił ją do zakończenia tej rozmowy?
OdpowiedzUsuńNie odpowiedziała, wróciła do krojenia owoców, po chwili przerzucając wszystkie do jednej miski. Niebawem będzie musiała wrócić na górę, by pomóc Lorze w dalszym szykowaniu się na ceremonię. Co więcej, obawiała się, że przyjaciółka będzie później zadawać pytana o powód jej tak długiego pobytu w kuchni. Pytania, na które nie znałaby odpowiedzi, ponieważ sama nie wiedziała co tak właściwie robi. Z jednej strony pragnęła odpowiedzi, z drugiej się ich obawiała i wolała od nich uciekać, mając świadomość, że żadne słowa nie naprawią tego, co zostało zniszczone.
Ta sytuacja jednak nie mogła trwać w kółko. Trwali w stanie zawieszenia i najwyraźniej musieli sobie jednak pewne rzeczy wytłumaczyć, ponieważ milczenie nie wychodziło w ich przypadku na dobre. Byli światkami na ślubie, niemożliwe było, aby całkowicie się unikali. Lepiej, więc aby powiedzieli co trzeba tu, ponieważ później dyskusja mogłaby się rozwinąć w bardziej nieodpowiednim momencie.
Nie chciała zaczynać, wylewać swoich żalów i pokazywać swojego bólu, ale czy mogła zrobić to w jakiś inny sposób? Jak mogłaby skłonić go do mówienia, jeśli sama uparcie milczała. Co prawda to on miał o wiele więcej rzeczy do wyjaśnienia, lecz znała go wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie wyłoży kart na stół. Te zagadki, które jej ofiarował nie były odpowiedzą na jakiekolwiek pytania. Trzaśnięcie drzwiami? Próbował coś udowodnić, ale na niewiele się to zdało.
– Rok. Czekałam rok. Na początku sama cię szukałam. Chyba byłam gotowa błagać, byś przyjął mnie z powrotem. – zaśmiała się, choć w śmiechu nie było ani krzty humoru. Nie mogła zrozumieć jak bardzo ślepa i naiwna była, jak bardzo go kochała i ilu rzeczy nie chciała przyjąć wtedy do wiadomości.
– Przeszłam chyba przez wszystkie fazy. Szok, zaprzeczenie, rozpacz, tęsknota, gniew. Wiesz czego to są etapy? Żałoby. Aż wreszcie pozwoliłam temu odejść. Nie tobie, na to nie miałam wpływu, ale wszystkiemu, co się z tobą wiązało. Tak jakby po prostu umarło... – odparła ani na chwilę nie odrywając wzroku od owoców, którymi się zajmowała. Kiedyś wierzyła, że gdy opowie mu co się z nią działo, poczuje się lżej, ale tak się nie stało. Chyba przegapiła swoją szansę na oczyszczenie.
Początkowo nie zrozumiała co chciał jej przekazać, jednakże słysząc jego ostatnie słowa, zbladła jeszcze bardziej. Poczuła jak krew odpływa z jej twarzy i gdyby miała teraz coś w dłoniach, bez wątpienia wylądowałoby to na podłodze. Mogła spodziewać się wszystkiego, ale z całą pewnością nie tego. Przecież to on wszystko zakończył. Uciekł i nie miał nawet grama odwagi, by się z nią, chociażby pożegnać albo choćby dać jej jakiś znak, by mogła się na to przygotować. Chociaż czy w tamtym czasie to dałoby cokolwiek? Tak czy siak, by go opłakiwała. Jednakże może uspokoiłby choćby odrobinę jej skołatane nerwy, dał znać, że z nim wszystko okej, że nie musi się martwić i rozmyślać czy zrobiła coś złego. On jednak zostawił ją z niczym, pozostawił tylko pytania, na które w dalszym ciągu nie odpowiedział. Co prawda ani razu ich nie zadała, ale przecież musiał się domyślić. Oczywiste było, że choć jej rozum się z tym nie zgadzał, jej serce chciało wiedzieć czemu ją zostawił, choć niejednokrotnie obiecywał, że będą zawsze razem, a ona w to wierzyła.
OdpowiedzUsuńZamiast odpowiedzi dał jej wyznanie, którego nie chciała i na które nie mogła odpowiedzieć. Czy nie widział, że wszystko w jej życiu się zmieniło? Byli innymi ludźmi, w jej oczach już obcymi. Zrobiła wszystko co mogła, by o nim zapomnieć, by ruszyć ze swoim życiem i poukładać je tak, by nie było w nim dla niego miejsca. Kiedyś oddała mu całą siebie, bez pytań, bez wahania. Wtedy się nie bała. Popłynęła z prądem, ponieważ wiedziała, że on ją złapie. Wtedy jeszcze nie przypuszczała, że wyrzuci ją za burtę bez przygotowania. Teraz wszystko się zmieniło, a ona nie miała niczego, co mogłaby mu dać.
Czemu więc mu tego wszystkiego nie powiedziała? Czemu milczała? Sama nie rozumiała, czemu słowa nie popłynęły, choć miała je na końcu języka. W ciszy przeniosła przygotowane śniadanie na tacę, próbując opanować drżenie rąk. Powtarzała sobie, że nie może z nim teraz rozmawiać, udzielić mu odpowiedni, której oczekiwał. Powtarzała sobie, że robi to ze względu na Lorę i na Felice, nie chciała przecież, by drużba wyjechał przed ślubem. Sama jednak w to do końca nie wierzyła.
– Nie wiem czego oczekujesz, ale nic już nie jest takie samo. Miałeś mnie, całą, ale okazałam się niewystarczająca, przez lata nie stałam się kimś lepszym. – odpowiedziała cicho, po czym zgarnęła tacę i ruszyła w stronę wyjścia.
Sama nie wiedziała czemu zareagowała na jego prośbę i się zatrzymała. Powinna uciec, zostawić go w tyle tak jak robiła to od wielu lat. Powinna wbiec po schodach na górę i nie oglądać się za siebie, ale była słaba i nieważne jak bardzo ze sobą walczyła, jakaś jej cząstka, którą już zdążyła znienawidzić, dalej mu ulegała. Wystarczało jedno krótkie „proszę”, a ona miękła i mało brakowało, a stałaby się niczym plastelina, którą mógłby modelować tak łatwo, jak kiedyś. Zatrzymała się i czekała. Mogła powtarzać sobie, że to ze zwykłej ciekawości usłyszenia co chciał jeszcze dodać, ale to było coś więcej. Z nim zawsze było więcej.
OdpowiedzUsuńNie rozumiała co chciał jej przekazać. Wiedziała jedynie, że z każdym jego słowem dłonie jej bardziej drgały i musiała mocniej je zaciskać, by nie upuścić tacy. Zaczęła brać głębsze oddechy, obawiając się, że może z niedotlenienia coś miesza się w jej głowie. Nie ufała mu, sobie przy nim też nie ufała, a tym bardziej nie ufała swoim osądom. Nie mógł bez niej, co? Żyć, funkcjonować, a może to po prostu dopowiadała sobie ta naiwna dziewczyna, która obudziła się w niej po śpiączce, w której była przez ostatnie lata. Teraz to on miał być lepszy? Jeśli miała rację i nie zaczęła tracić rozumu, pragnął znowu z nią być, po tym wszystkim… Nie wiedziała jak powinna na to zareagować. To on zniknął, bez słowa, bez pożegnania. Nie odzywał się tyle lat, a teraz spotkali się przypadkiem i coś w niego wstąpiło?
– Chcesz ze mną być? Po tym wszystkim? Chcesz, żebym zapomniała o tym, że złamałeś mi serce? Wiesz co? Nie mogę, bo czy tego chcę, czy nie, ono zawsze będzie złamane. To ty mnie zostawiłeś! To ty odszedłeś, a teraz pojawiasz się i sądzisz, że ruszymy do przodu, zapominając o tym co było? Pojawiasz się bez wyjaśnienia, bez sprostowania i stawiasz oczekiwania? – sama nie wiedziała, w którym momencie pękła, ale najwyraźniej nie mogła powstrzymać emocji, które w niej buzowały, więc nim się powstrzymała już do niego krzyczała. – Tych zatrzaśniętych drzwi nie da się otworzyć, bo zostały zamurowane, a ty najwyraźniej próbujesz się do nich dostać za pomocą pieprzonej łyżeczki! Tamtej dziewczyny już nie ma, zabiłeś ją, a teraz stoisz i nie masz nawet odwagi powiedzieć mi czemu! – dalej krzyczała, zapewne przykuwając uwagę większości gości, acz jakimś cudem dalej trzymała w dłoniach tacę z jedzeniem, jakby to była jej ostatnia deska ratunku, tarcza.
Podświadomie chyba miała nadzieję, że mimo wszystko zmusi go do mówienia, sprawi, że on wreszcie powie jej prawdę, na którą chyba zasługiwała. Może powtarzała, że to nie ma znaczenia, a jednak w głębi serca chciała wiedzieć. Wierzyła, że to jest ostatnia kropka, by pozbyć się wszelkich pytań, zamknąć rozdział i więcej do niego nie wracać, aczkolwiek jej wybuch przyniósł najwyraźniej odwrotny skutek. Patrzyła na niego i widziała jak się zamyka, oddala. Znów widziała mężczyznę, którego potraktowała jak obcego wczoraj na tarasie. Znów był tym nieznajomym, który nie wnosił niczego dobrego.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego z niedowierzaniem, gdy czekał aż przepuści go w drzwiach. W myślach zaklinała go, by na nią spojrzał, zrobił cokolwiek, wykonał ruch w dobrą stronę, ale on wolał się cofać. Prychnęła ironicznie, nie tylko w odniesieniu do jego zachowania, acz jednocześnie do swojej głupoty i naiwności. Naprawdę uwierzyła, że tym razem coś ruszy się do przodu, że uzyska odpowiedzi, których tak łapczywie łaknęła. Mogła wmawiać sobie, że ruszyła dalej, ale to on zaczął naciskać, dotykać ją, choć nie miał do tego prawa. Mówił, że chciał z nią być, chciał, być częścią jej życia, ale to wszystko były kłamstwa. Takie same, jakimi karmił ją lata temu, jednak wtedy była zakochaną i oddaną dziewczyną. Była gotowa błagać, naciskać, ale to wszystko już odeszło.
Dlatego odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów. Nie przepuściła go, zostawiła go w tyle, tak jak powinna zrobić od chwili jego przyjazdu. Zostawić to za sobą i udawać, że nie istnieje. Nie odwróciła się przez ramię, nie zatrzymała, po prostu szła przed siebie, by znaleźć się jak najdalej od niego. W środku cała drżała, lecz nie zamierzała mu tego pokazywać. Pokazała mu wystarczająco swojej złości i żalu. Teraz przyszedł czas na obojętność. Zimną skorupę, którą on chyba także był.
Gdy dotarła na górę, dziewczyny już uwijały się wokół panny młodej, która z kolei popatrzyła w jej oczy, dostrzegła emocje wymalowane na twarzy, acz zrozumiała niemy przekaz i nic na ten temat nie powiedziała. Dla Rosie najlepszym oderwaniem od myślenia było działanie, więc właśnie za to się zabrała. To był najważniejszy dzień, wszystko musiało działać prężnie, a czas uciekał. Niebawem zapewne zjadą się kolejni goście, a w tym także ktoś, kto miał zawieźć druhnę i pannę młodą na miejsce ceremonii.
[ Nie ma sprawy ;) ]
Stała przed lustrem, przyglądając się kobiecie, którą widziała w odbiciu. Teraz widziała przed sobą kobietę w burgundowej symetrycznej sukni, krótszej z przodu i dłuższej z tyłu. Poprawiła wiązanie na szyi, które sprawiało, że jej plecy były praktycznie całkowicie odkryte. Wiedziała, że to jej kolor. Podkreślał jasność jej cery, ciemne usta, które dodatkowo podkreśliła swoją ulubioną pomadką w winnym kolorze. Swój niewielki wzrost podreperowała sandałkami w kolorze sukni. Jasną twarz okalały luźne ciemne kosmyki, które wyciągnęła ze splecionego koka. To był obraz, który miała przed oczami, lecz jej umysł wędrował gdzieś daleko. Nieważne jak bardzo starała się odsunąć od tych myśli, od wspomnień, które zalewały jej umysł, przypominając o tym, że barykada, którą postawiła lata temu, nagle runęła i nie mogła jej ot tak odbudować. Nie wystarczyło pstryknięcie długimi, smukłymi palcami i krótkie polecenie. Umysł, serce... To wszystko rządziło się swoimi zasadami, a ona nie była w stanie nad tym zapanować. W głowie widziała dziewczynę z przeszłości. Widziała wszystko tak dokładnie, iż czuła się, że stoi tuż obok i jest w stanie, wysuwając dłoń, musnąć palcami postać, swym dotykiem dodać jej otuchy, której najwyraźniej potrzebowała. Tamta dziewczyna nie miała na sobie burgundowej sukienki, lecz bladoniebieską. Siedziała na ławce w parku, na tej, która była ich ulubioną, na której niezliczoną ilość godzin spędzili, trzymając się za rękę, skradając śmiałe pocałunki. Niemal czuła na policzki dotyk jego dłoni, gdy wiatr mocniej zawiał, a on odsuwał na bok jej ciemne loki. Siedziała na ławce, która była kwintesencją wszystkich dobrych chwil, lecz teraz była miejscem, gdzie dziewczyna w bladoniebieskiej sukience ocierała z policzków płynące nieprzerwanie łzy. Jej serce chciało wierzyć, że się myli, a on zaraz się pojawi. Wróci, a świadomość, że zniknął tak nagle, bez słowa, zniknie wraz z jego powrotem. Jednak jej serce było złamane, było głupie i nie wiedziało co ze sobą zrobić, gdy jego nie było w pobliżu. Miało bić szybciej, a może zatrzymać się całkowicie? Miało go szukać czy czekać spokojnie na jego powrót? Serce było zrozpaczone, lecz rozum podpowiadał bolesną prawdę. Szeptał cicho, że to koniec, a ona kręciła głową, bo nie chciała w to wierzyć. Taka zmiana przecież nie była aż tak możliwa. Niecałe cztery dni wcześniej siedzieli na tej ławce, wtedy byli całością. Wierzyła w to całą sobą. Teraz jednak siedząc na ławce samotnie, zastanawiała się, czy to wszystko było złudzeniem? Może kochała zbyt mocno, może nie dostrzegała tak wielu istotnych rzeczy? Może przegapiła znaki?
OdpowiedzUsuńTą właśnie dziewczynę widziała. Dziewczynę w bladoniebieskiej sukience, która była jej młodszą wersją, zrozpaczoną rozstaniem, niepotrafiącą poradzić sobie z samotnością i odrzuceniem. Teraz była starsza, była kimś innym. Wierzyła, że poskładała siebie w całość, choć nie wszystkie kawałki znajdowały się na swoim miejscu. On jednak nagle się pojawił i tamta pokiereszowana dziewczyna znowu wyszła zza zasłony, oznajmiając, że wcale nie zniknęła, nie tak na dobre. W dalszym ciągu tu była, po prostu skrywała się głęboko za kartonami wspomnień, za pudłami, w których Rosie poukrywała wszystkie swoje wspomnienia związane właśnie z nim.
Z tych zamyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi. Otrząsnęła się i szybko poszła otworzyć, wpierw uchylając lekko drzwi, by sprawdzić kto to. Gdy zobaczyła przed sobą wysokiego, postawnego mężczyznę, który był chyba we wspomnieniach ich wszystkich. Ojciec Lory był mężczyzną silnym i niezawodnym. Z czujnym spojrzeniem badającym to, co działo się dookoła. Nie rozdawał rad na prawo i lewo, nie pouczał wszystkich wkoło, choć zauważał więcej, niżeli gotów był przyznać. Wiele lat temu pożegnał żonę, która zmarła zdecydowanie zbyt wcześnie. Mimo to od tamtego czasu nie związał się z nikim innym, choć z tego, co wiedziała Rosie, Lora próbowała namówić do tego swojego ojca. On jednak nigdy nie uważał, iż musi córce szukać drugiej matki, powtarzał, że kochał swoją żonę nad życie i tak pozostanie aż do śmierci. Był szczery, nie zamierzał oszukiwać żadnej kobiety, kłamiąc, że jest tą jedyną, ponieważ ona już odeszła. Był dowodem na to, że prawdziwa miłość istnieje.
Usuń- Fallaci proszę, wejdź. - odparła, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając go środka. Mężczyzna uśmiechnął się, wchodząc do pokoju, po czym jak zwykle wziął ją w ramiona, obdarzając silnym uściskiem. Nie był specjalnie wylewny, acz potrafił ukazywać uczucia. Był kimś w rodzaju dobrego wujka dla nich wszystkich. Znał ich lepiej niż niejeden przyjaciel i dlatego, gdy odsunął się od Rosie, by dobrze się jej przyjrzeć, wiedziała, że widział w jej oczach więcej, niż mówił na głos. Był jednak równie inteligentny i o nic nie zapytał.
- Wyglądasz prześlicznie, kwiatuszku. - odparł, na co ona ze śmiechem wywróciła oczami, kręcąc lekko głową. Wtedy do pokoju weszła Lora w białej sukni. Jej ojciec mógł być wsparciem dla każdego, jednakże oczkiem w jego głowie była córka. Wychował ją i świata poza nią nie widział. Rosie widziała moment, gdy jego oczy zaszkliły się na widok Lory. To powinien być ich moment, dlatego Rosie szepnęła tylko, że pójdzie sprawdzić, jak sprawy się mają na dole i zawoła Lorę, gdy samochód będzie gotowy, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi. Zeszła po schodach i dopiero wtedy zauważyła, kto stał na korytarzu. Pokręciła głową, nic nie mówiąc i ruszyła na dół. Nie zamierzała z nim teraz rozmawiać. W kuchni powiedziała zbyt wiele, on natomiast zareagował milczeniem. Tym razem ona postanowiła pójść za jego przykładem. Wtedy w polu jej widzenia pojawił się wysoki, jasnowłosy mężczyzna, który miał zawieźć ją i Lorę na miejsce ceremonii. Wiedziała, że przyjedzie, a mimo to otworzyła oczy zaskoczona, szybciej schodząc po schodach, by znaleźć się na dole.
- Skarbie, wyglądasz prześlicznie. - stwierdził, po czym wziął ją w ramiona. - Miałeś napisać, że już jesteś. - zauważyła, na co on odsunął się i spojrzał na nią z tym swoim krzywym uśmieszkiem. - Rozładował mi się telefon, przepraszam. - odparł, składając na jej ustach delikatny pocałunek.
Nie zanotowała momentu, w którym Pascal gdzieś nagle zniknął, ponieważ ukryła twarz w ramieniu mężczyzny, zaciskając dłonie na ramionach odzianych tym razem w materiał ciemnego, idealnie dopasowanego garnituru. Wdychała znajomy zapach wody kolońskiej, próbując odnaleźć w sobie to uczucie, które zawsze czuła, gdy Matteo znajdował się pobliżu, uczucie, na które pozwoliła sobie dopiero w momencie, gdy mężczyzna przebrnął przez pierwszą warstwę jej ochronnych murów. Uczucie nowego startu, bezpieczeństwa i stałości. Jednakże wszystkie uczucia mieszały się w jej wnętrzu lub dla odmiany zaciskały w ciasny supeł, który uniemożliwiał jej swobodny oddech. Nie chciała szukać przyczyny tego zjawiska, lecz część prawdy uderzyła ją prosto w twarz, niczym wiatr smagający delikatną skórę podczas zimnych, jesiennych dni. Gdy mężczyzna odsunął się, by ponownie na nią spojrzeć, a ich wzrok się skrzyżował. Zawsze podziwiała w nim szczerość, która biła z jego tęczówek. Był niczym otwarta księga i może dlatego wreszcie pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Nie był w stanie niczego przed nią zataić ani ukryć, zresztą nigdy też nie próbował. Teraz również widziała w tych błękitnych oczach gamę uczuć, tęsknotę zmieszaną z namiętnością. Tym razem jej serca nie zalała fala ciepła, tak jak zdarzało się to w tych chwilach zawsze. Na jej żołądku osiadł ciężki kamień uzbrojony w ostre krawędzie, które musiały stanowić swoistą pokutę. Poczuła jak wypełnia się gorzkością, niczym fala kwasu, które strumieniami krążyła w jej krwiobiegu, jakby próbowała zmyć grzechy i poczucie winy. Świadomość, że przez ostatnią dobę nie poświęciła mu ani jednej myśli, ani jednej sekundy. Cenne minuty oddała komuś, kto ją zniszczył, zamiast oddać je w ręce kogoś, kto ją uratował. Pozwoliła, by zalewały ją wspomnienia chwil i uczuć z przeszłości. Dawała się omamić, niejednokrotnie tracąc czujność, racjonalność swoich poczynań. Pozwalała, by kierowała nią nieznana zwodnicza siła, która w dalszym ciągu miała niesłychany sentyment do chłopaka, który lata temu zniknął z dnia na dzień.
OdpowiedzUsuńOd wyznania, które ciążyło jej na końcu języka, uratowały ją kroki, które sprawiły, że odwróciła się przez ramię. Pan młody rozglądał się dookoła ze zdenerwowaniem wypisanym na twarzy, lecz gdy dostrzegł ich dwójkę, na jego twarzy zagościł przelotny, uprzejmy uśmiech. Odsunęła się na bok, by mężczyźni mogli się przywitać i złożyć niezbędne w tym dniu gratulacje. Gdy wreszcie skończyli, Felice spojrzałam na nią i zapytał o osobę, o którą z całą pewnością nie chciała być pytana. Pokręciła jedynie głową, odpowiadając krótkie „nie wiem” i czując jak wszystko w niej ponownie się spina, gdy dwa kontrastujące światy w jej umyśle znowu próbowały się zderzyć. Na całe szczęścia Felice nic więcej nie dodał, przeprosił i chwile później już go nie było. Ona także musiała spełnić swoje obowiązki, więc całując Matteo w policzek, poprosiła, by poczekał w samochodzie, a ona wróci po gwiazdę wieczoru.
Niecałe pół godziny później dojechały. Ich kierowca oznajmił, że znajdzie miejsce parkingowe i zajmie swoje miejsce, a one w towarzystwie ojca Lory weszły do budynku tylnym wejściem, by dopiąć wszystko na ostatni guzik. Stały w niewielkim pokoiku, z którego miały wyjść dopiero, gdy usłyszą pierwsze takty muzyki, która zawiadomi ich, iż wędrówkę do ołtarza czas zacząć. Rosie w skupieniu układała sukienkę panny młodej, by była idealna, jednakże jej myśli krążyły dosłownie wszędzie i żadnej nie była w stanie uchwycić na dłużej. Dopiero głos przyjaciółki przywrócił ją do rzeczywistości.
- Sprawdzisz, czy wszystko jest gotowe? Mam złe przeczucia. - wyznała cichym głosem, na co Rosie lekko się uśmiechnęła, by dodać jej otuchy. W głębi jednak sama odczuwała pewną obawę. Myśl o tym, że Pascal mógł zniknąć chwilę przed ceremonią, nie dawała jej spokoju, aczkolwiek z całą pewnością nie zamierzała uświadamiać o tym i tak już zestresowanej przyjaciółki.
- To stres przedślubny czy naprawdę obawiasz się, że ukochany ucieknie? - zapytała, prostując się i próbując rozładować atmosferę, pomimo tego, iż sama nie mogła z ręką na sercu zapewnić jej o swojej pewności, iż wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Dlatego, gdy Lora posłała jej zdenerwowane spojrzenie, pokiwała głową i ruszyła szybkim krokiem przez korytarzyk, który doprowadził ją do serca budynku. Nie skupiła się jednak na wyłożonym dywanie, na ozdobionych ławkach, na kwiatach czy gościach. Jej uwagę przykuł pies, który sprawił, że przyśpieszyła.
UsuńZatrzymała się w pół kroku, gdy dotarł do niej sens słów, które usłyszała. Zerknęła w stronę ustawionych rzędami ławek, zdając sobie sprawę, że znajdują się w zbyt daleko, by uwaga mężczyzny mogła dosięgnąć ich uszu. Co więcej, większość gości była pogrążona w cichej rozmowie, co rusz wymieniając się jakimiś szeptami i z niecierpliwością wyczekując rozpoczęcia się ceremonii. Wiedziała, że Matteo znajduje się na przodzie, wątpliwe więc, by był w stanie ją teraz dostrzec, co odrobinę ukoiło jej nerwy. Westchnęła i zaciskając wściekle dłonie w pięści podeszła do obydwu mężczyzn, kilka kroków przed nimi cicho odchrząkując, by uprzedzić ich o swoim pojawieniu. Nijak jednak nie skomentowała słów, które przyszło jej usłyszeć, posyłając jedynie ich nadawcy wściekłe spojrzenie, tym samym informując go o tym, iż jego uwaga, która nawiasem mówiąc, była zdecydowanie nie na miejscu, nie uszła jej uwadze, aczkolwiek to zdecydowanie nie był moment, by to wywlekać. Przeniosła wzrok na psa, który zresztą był głównym powodem, przez który zdecydowała się zainterweniować.
- To ceremonia ślubna, nie groteska. - syknęła szeptem, unosząc wzrok z powrotem na winowajcę całej tej idiotycznej sytuacji. - Jeśli chcesz uświadamiać wszystkich o swoim infantylnym zachowaniu, zrób to później i weź pod uwagę, że panna młoda zemdleje, nim dojdzie do ołtarza, gdy zobaczy, że czeka na nią pies zamiast jej narzeczonego. - odparła, przenosząc wzrok na pana młodego, jednakże nie dając mu dojść do słowa, kontynuowała swoją tyradę. - Jeśli go nie wyprowadzisz, to przynajmniej dopilnuj, by siedział gdzieś z tyłu, by Lora zemdlała, gdy już wypowie sakramentalne „Tak". A teraz z łaski swojej, stańcie na swoich miejscach i czekajcie. - zakończyła, używając tonu, którego zapewne powinna używać w stosunku do niefrasobliwych dzieci, ale w obecnej chwili ci dwaj w jej oczach nie plasowali się wyżej w życiowej hierarchii. Odwróciła się napięcie i nie pozwalając im na żaden sprzeciw, ruszyła z powrotem do panny młodej. Skinęła głową, informując ją, że wszystko jej w porządku i w duchu dziękując opatrzności, iż Lora z tego zakątku nie miała możliwości zobaczenia parodii, która miała miejsce na jej własnym ślubie. Zajęła swoje miejsce za panną młodą, chwytając skrawek jej sukni, by unieść go do góry i z wdziękiem przytrzymać. Fallaci stał wyprostowany obok córki, z dumą trzymając ją za rękę, by w tradycyjny sposób przekazać ją mężczyźnie, który zamiast niego będzie odgrywał rolę najważniejszej osoby w świecie Lory.
Rosie nie pozwoliła sobie na rozmyślania. Odcięła się od poczucia winy, od wściekłości, smutku czy zawodu. Odgrodziła to wszystko barykadą, pozwalając by po jej stronie pozostały jedynie dobre rzeczy. Teraz w jej świecie nie było miejsca na sercowe rozterki, na złamane obietnice i dręczące wspomnienia. Teraz była jedynie druhną, która miała towarzyszyć przyjaciółce w najważniejszym dla niej dniu. Dlatego, gdy rozległy się pierwsze takty melodii, spokojnym krokiem i z lekkim uśmiechem na ustach ruszyła przed siebie, dopasowując wolne tempo do kroków Lory i modląc się jedynie o to, by nie spotkały po drodze słodkiego, kudłatego, lecz zdecydowanie nie na miejscu, psiaka.