11 sierpnia 2018

[KP] Złota Adela



...tkwię w słoju na złote rybki, w przeogromnym akwarium i moje płetwy nie są wystarczająco silne, bym mógł poruszać się po tym podwodnym mieście, rozumiesz? 

Charles Bukowski




Adela Hundertwasser

Lat trzydzieści i jeden

Trochę za wysoka. Trochę zbyt znudzona życiem. Za często zgryźliwa. Zawyżone standardy i upodobanie do zanurzania się w marazmie na całe dnie, tygodnie. Za dużo czarnych golfów w szafie i kotów na kanapie. I niekochanych kochanków. 
Ogółem to po prostu spora tendencja do przesady, która na nikim nie robi wrażenia, a którą Adela stara sobie pojaskrawić świat. Bo ile można być głaskanym po głowie przez całe literackie towarzystwo, ile można zebrać nagród, zanim przestanie się czuć satysfakcję?
Zaczęła nawet chodzić na terapię, ale trzasnęła drzwiami po drugiej sesji. Teraz leczy się z apatii samodzielnie, w wiedeńskich barach. 



Wątek z Władca Nocy Złodziej Snów (Insenhart)

20 komentarzy:

  1. Pusta szklanka stała samotnie na stole. Wpatrywał się w rozpływające kostki lodu. Ignorowanie realnego świata, poza jego umysłem, wychodziło mu już całkiem dobrze. Trzej mężczyźni zawzięcie rywalizowali ze sobą w grze w rzutki. Co rundę któryś z nich mruczał pod nosem przekleństwa, ogłaszając dodatkowo, że powinni rozegrać jeszcze jedną rundę. Starszy pan w okrągłych okularkach wczytywał się w gazetę, kręcąc głową i mlaskając ze zniesmaczeniem, gdy tylko przeczytał coś co mu się nie spodobało. Gdyby człowiek zechciał przyjrzeć się czasem innym homo sapiens i ich zachowaniom, doszedłby do wniosku, że właściwie wszyscy na tym globie są w pewien sposób szaleni i niezrównoważeni.
    Lubił przesiadywać w tym barze. Właścicielka wprowadziła niedawno do sprzedaży zapiekanki, które jego zdaniem były czymś wybitnym. Znacznie poprawiały mu humor.
    Telefon zawibrował w kieszeni. Nie należał do posiadaczy najnowszych modeli telefonu, ale dochodziły do niego wiadomości i połączenia a to było najważniejsze. Zmarszczył brwi, odczytując sms. Agentka jednej z powieściopisarek raczyła go poinformować, że w związku z promocją nowej ksiażki, do której ilustracje tworzył, organizują duży bankiet wraz ze spotkaniem z autorką oraz z aukcją charytatywną oraz że będzie chciała się z nim spotkać w najbliższym czasie gdy już coś ustali z autorką. Odpisał proste "OK". Nie był zbyt wylewny. Z resztą Elsa Schnider znała go już dobrze. Współpracowali ponad rok i bardzo dobrze ta współpraca się układała. Mimo, że jego prace stały się bardzo popularne i cenione, Elsa wciąż trwała w przekonaniu, że nie zdradzi jego tożsamości żadnemu z pismaków czy kolekcjonerów. Podejrzewał, że miał to wiele wspólnego z pieniędzmi, gdyż tajemniczość autora obrazów, grafik i rysunków, znacznie podbijała ich cenę. Właśnie dlatego ilustracje Isenharta zdobiły powieści najpopularniejszych autorów, jacy dopchali się do Elsy i na których Isenhart wyraził zgodę.
    Drzwi do baru otworzyły się, wypuszczając cudowny zapach pieczonego boczku i topiącego się sera. Zerknął przelotnie na osobnika, a raczej osobniczkę, która weszła do pomieszczenia. Raczej nie stanowiła zagrożenia.

    OdpowiedzUsuń

  2. ​[Masz cudowny styl ]

    Mohito... Nikt o zdrowych zmysłach nie pojawiał się w miejscach, takich jak to tylko po to by zamówić mohito.
    Mohito...
    Nie umiał się powstrzymać. Przekręcił głowę. Musiał uważniej przyjrzeć się owej amazonce, która postanowiła walczyć w tej spelunce o łyk przyzwoitego alkoholu. Dawno minęły czasy, kiedy przejmował się jeszcze swoim wyglądem. Eleganckie koszule dawno odeszły w zapomnienie gdzieś w głębi szafy dawnego życia. Nowa era - ciemnych kolorów, koszulek w jednolitych kolorach i wiekowej kurtki ze skóry, zdominowała jego życie. Przestał dbać o to jak inni oceniają jego wygląd. Natomiast siedząca obok kobieta posiadała w swoim wyglądzie niewymuszoną elegancję, której w tej okolicy nieczęsto można było doświadczyć. Może się zgubiła? Takie wyjaśnienie byłoby logiczne.
    Miała bardzo ładne włosy. Falowały delikatnie. Ciekaw był czy to u niej naturalne czy też poświęciła na to godzinę czy dwie.
    - Nie wydajesz się tu na swoim miejscu. - powiedział, lekko zachrypniętym głosem. Barman zabrał stojącą przed nim szklankę. Zagrzechotały kostki lodu, zabulgotała whisky wlewana do szklanki a potem cichy stuk oznajmił, że napełniona trunkiem szklaneczka wylądowała na korkowej podkładce przed nim. Z kieszeni wyciągnął świeżą paczkę papierosów i zapalniczkę. Puknął trzy razy paczką w blat, by luźne kawałeczki tytoniu upadły na dno i zgrabnym ruchem zdarł folię. Wyjęty srebrny papierek zgniótł w palcach i wrzucił do popielniczki. Wsunął między wargi jedną fajkę i pytająco spojrzał na kobietę, przechylając paczkę w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  3. [oj tam. Jeśli ktoś ma ciekawy styl to nie widzę powodu by o tym nie wspomnieć :) ]

    - Każdy ma swoje miejsce tylko nie każdy je akceptuje. - odparł z lekkim wzruszeniem ramion. Odłożył paczkę na blat. Cichy szczęk i pojawił się płomień. Przysunął zapalniczkę do końca jej papierosa. Potem przypalił swojego. Zaciągnął się dymem i przytrzymał go chwilę w płucach nim odpowiedział.
    - Czy to ważne?
    Pytanie zawisło w powietrzu wraz z szarawym dymem tytoniowym, o lekkim zapachu mięty. Tutaj wszystko było przesiąknięte zapachem starego drewna, chłodną wilgocią ziemi i starych cegieł oraz wonią dymu z papierosów i słodkawym zapachem płonącego ze świeczek wosku. Takie zapachy zwykle towarzyszyły lokalom umieszczonym w piwnicach. Światła przejeżdżającego samochodu przedarły się przez długo nieczyszczone witrażowe okna baru, tworząc przez kilka chwil barwny obraz na ścianie.
    Nie był pewien jak dużo czasu tu spędził i ile kolejek już wypił. Właściwie miał się zaraz zbierać do domu. Powinien kupić kawę, gdyż była elementem niezbędnym do procesu twórczego. Chociaż z drugiej strony prze ostatnie dwa miesiące żywił się na mieście, wydając swoje ciężko zarobione pieniądze aby chociaż w części uciec od smutnych obowiązków domowych, do których zaliczało się również gotowanie.
    Ujął chłodną szklaneczkę i wypił spory łyk. Alkohol połaskotał w gardle i spłynął do żołądka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wykrzywił wargi w lekkim grymasie, który był jego zwyczajnym uśmiechem.
    - Gdybym je akceptował, nie siedziałbym teraz tutaj. - zdradził. Znów zaciągnął się dymem. W tych słowach było bardzo dużo prawdy. Gdyby zaakceptował wszystko to co wydarzyło się w jego życiu, tkwiłby w zamknięciu czterech ścian, skazany na ludzi, których towarzystwo było mu tak bardzo wstrętne.
    Nie był do końca wolny. Przeszłość ścigała go, aż w końcu stawała tuż za nim, krzycząc "Znów cie mam! Uciekaj sprytny chłopcze albo zaakceptuj swój los". Czasem był już zmęczony. Miał ochotę usiąść i czekać aż to wszystko się skończy. A chwilę potem znów czuł pęd wiatru i to przyjemne podniecenie, gdy rozpoczynała się nowa przygoda.
    - Słyszałaś kiedyś historię o człowieku, który znalazł swoje miejsce? –spytał, popijając whisky. Rozgryzł kostkę lodu. Chrupał ją chwilę, aż poczuł w ustach i przełyku przyjemny chłód. – To było tak… Mężczyzna siedzi w gospodzie w Damaszku, podnosi wzrok znad wina i widzi, wpatrzoną w siebie Śmierć. Woła: „To jeszcze nie mój czas”
    I ucieka z Damaszku. Pędzi konno przez pustynie do Samary. Dociera tam spragniony. Patrzy, a przy studni stoi Śmierć. Widząc Śmierć po raz kolejny, mężczyzna woła: „To nie możliwe! Uciekłem ci w Damaszku”
    A Śmierć kładzie mu dłoń na ramieniu i mówi:
    „Ja również się zdumiałam widząc cie w Damaszku. Od początku mieliśmy spotkać się tu, w Samarze.”
    Dopił whisky. Odstawił pustą szklankę na korkową podkładkę.
    - Nie można uciec. Można tylko próbować.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Siódma pieczęć - parsknął, strzepując popiół do popielniczki. - Ktoś to jeszcze pamięta? Gra ze śmiercią... Przynajmniej się człowiek nie nudzi.
    Zaciągnął się mocno dymem. Dawno nie miał partnera do szachów, chociaż jeszcze kilka lat temu grywał często i chętnie. Ale prawda jest taka, że gra w szachy nie jest nikomu potrzebna. To tylko przestawianie figur i oczekiwanie na błąd przeciwnika.
    Wcisnął niedopałek do popielniczki, wypuszczając ostatnie kłęby dymu z ust.
    - Uważaj na siebie. Świat jest pełen złych ludzi.
    Nie nosił portfela. Banknoty spinał starą spinką do krawata a drobne wrzucał luźno do kieszeni. Zsunął srebrną spinkę i odliczył banknoty.
    - Reszta dla ciebie Kurt. - zwrócił się do barmana, kładąc pieniądze obok swojej pustej szklanki. - Za drinka tej pani też.
    - Już lecisz? Tak wcześnie? - dopytywał barman, zaciekawiony dalszym rozwojem sytuacji między jego stałym gościem a tą piękną kobietą, którą z nieznanych sobie powodów, skądś znał.
    - Jutro pewnie znów wpadnę. Nawet nie zdążysz za mną zatęsknić.
    Na jego nieco ponurym obliczy, na kilka krótkich chwil zagościł uroczy uśmiech. Lubił Kurta. Ten barman zawsze udawał, że go nie zna gdy jakieś dziwne typki starały się czegoś dowiedzieć.
    Zsunął się ze stołka. Wsunął spięte banknoty do wewnętrznej kieszeni kurtki.
    - Wezwij sobie taksówkę. Lepiej nie kręcić się tu o taj porze samotnie. Może się jeszcze spotkamy i podebatujemy nad twórczością Bergmana, a kto wie może i nawet Lyncha.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świeże powietrze było teraz jak zbawienie. Zupełnie jakby wynurzył się z głębokich lochów czy katakumb, gdzie powietrze było zastałe, zgniłe i ciężkie.
    To miasto rzadko bywało uśpione, ciche i spokojne. Był przyzwyczajony do hałasu, wielu różnych przeplatających się dźwięków, które były niejako wpisane z architekturę miasta. Od dziecka spał usypiany tą melodią, bo mimo tego że miast było wiele i każde było inne, to ich głos brzmiał niemal tak samo.
    Wsunął dłonie w kieszenie kurtki. Musiał się upewnić czy wciąż posiada klucze do domu oraz czy nóż sprężynowy jest na miejscu. Nie uważał się za osobę, wpadającą w panikę. Już od dłuższego czasu uczył się zachowywania pozorów, pewności siebie i nie ulegania instynktowi ucieczki. Mimo to jego ciało spinało się momentalnie gdy tylko mijał policjanta albo radiowóz.
    Przeszedł przez ulicę i zanurzył się w ciemny park.
    Jest noc. Drzewa garbią się nad żwirową ścieżką niczym tłum staruch pochylających się nad otwartą trumną w czasie pogrzebu. Wydaje się, że gdzieś między gałęziami słychać ciche jęki i szepty. Ale to tylko złudzenie. Nie trzeba bać się umarłych, tylko żywych. Spomiędzy drzew wypełzła sinoszara mgła. Nocami przychodzi chłód, nakrywając ulice Wiednia płaszczykiem wilgoci i mgły, którą rozpędzają dopiero pierwsze promienie słońca. Wiatr przepycha się między drzewami, przenikając przez ubranie aż do skóry.
    Zatrzymał się w świetle brudnej latarni. Było tak cicho. Dawno nie miał okazji rysować czegoś dla siebie, a gdyby teraz miał przy sobie szkicownik i ołówki...
    Ruszył w dalszą drogę. Liczył na to, że jutro dowie się jakichś szczegółów o zleceniu. Ostatnio praca szła mu coraz oporniej. Braki weny i motywacji wykańczały powoli od środka.

    OdpowiedzUsuń

  7. Drobinki kurzu unosiły się w powietrzu, oświetlane przez promienie słońca wdzierające się do pomieszczenia przez w połowie zaciągnięte zasłony. Wpatrywał się w te drobiny, które w jego oczach stawały się złotym pyłem, pyłem z umierających gwiazd, spadający z nieba.
    - Zgadzasz się?
    Pytanie zawisło na chwilę w przestrzeni. Mężczyzna wyrwany z kontemplacji nad gwiezdnym pyłem, przeniósł spojrzenie na Elsę Schnider. Lubił tę kobietę. Miała przyjemny głos. W swoich rysunkach przedstawił ją jako różowego kota. Tak właśnie mu się kojarzyła. W jego nieco spaczonym i nadzwyczajnym spojrzeniu na świat, każdy człowiek posiadał pewne cechy które upodabniały ich do zwierząt. Zwykle trudno było dostrzec te elementy, gdyż nieczęsto odnosiły się do samego wyglądu.
    - Wykonam swoją pracę. Ale dobrze wiesz, że nie chadzam na żadne takie imprezy.
    - Myślałam, że może zrobisz wyjątek. - westchnęła. - Ale trudno. Masz tu kilka rozdziałów. Przeczytaj i stwórz coś do tekstu. Ogólny plan jest taki, że będą czytane waśnie te fragmenty. No i na licytacji będą sprzedawane książki razem z obrazami, także spodziewamy się wielu propozycji.
    - Brzmi to wybornie. Zastanawia mnie tylko ile pieniędzy wydaliście na tę całą gale i czy nie lepiej było te pieniądze od razu przekazać na te dzieci czy na co tam zbieracie.
    - Nie mnie o tym decydować. - westchnęła Elsa, wzruszając ramionami. - Jakby ode mnie to zależało wszystko wyglądałoby inaczej.
    - Jasne. Na kiedy potrzeba skończonych obrazów?
    - Masz właściwie trzy tygodnie. Gala jest równo za miesiąc, ale ten tydzień zapasu zostanie w razie gdyby pojawiły się jakieś nowe okoliczności czy coś.
    Podniósł się powoli. Sięgnął po teczkę. Oblizał wargi otwierając ją i przeglądając tytuły i nazwiska autorów powieści, do których miał tworzyć obrazy. Najbardziej lubił ten moment. Chwilę oczekiwania i napięcia nim pozna tajemnicę. W pewnym sensie był uzależniony od adrenaliny i szukania tajemnic. Lubił przesiadywać nocami w miejscach, uznawanych za nawiedzone i czekać aż coś się wydarzy. Zwykle nie działo się nic.
    - Odezwę się jak skończę.

    Elsa westchnęła przeciągle. Zsunęła z obolałych stóp buty na wysokich obcasach. W końcu mogła odetchnąć z ulgą, wiedząc że to już koniec tego ciężkiego dnia. Przestała już proponować Isenhartowi wspólne wyjście na drinka albo na kolacje. Ten człowiek krył w sobie wielką tajemnicę, która była niezwykle pociągająca. Chciała go odkryć. Zbadać każdy szczegół jego życia i ciała. Znała go już trzy lata, a ten człowiek wciąż nie ulegał. Może jest gejem?


    Constantin siedział na oparciu ławki, ze stopami na siedzisku i palił papierosa. Teczkę udało mu się zrolować i wcisnąć do wewnętrznej kieszeni kurtki. Słońce dawno zniknęło pod pierzynom z chmur. Zrobiło się chłodno a dziwna cisza jaka zapadła w parku zwiastowała burzę. Mijali go ludzie, spieszący się do domu, byle tylko uciec przed burzą i kapiącą z nieba wodą. Chcieli ukryć się w swoich mieszkankach z dala od ludzi. Cóż, niektórzy mają większe przywileje od innych.
    Na końcu uliczki, obsadzonej cisami, pojawiła się jakaś postać. Szła szybkim krokiem, jakby się spieszyła na ważne spotkanie. Dopiero kiedy się zbliżyła, zrozumiał dlaczego zwróciła jego uwagę. Gdzieś głęboko w podświadomości poznał jej chód i sylwetkę, mimo że widział ją tylko raz.
    - Spieszysz się czy masz czas na partyjkę szachów ze śmiercią? - spytał gdy była już na tyle blisko by go usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ XD To ciekawe życie w taki razie :D Ja czasem odpisuje o 3 rano jak nie mogłem spać XD ]

    Uniósł kącik ust w w lekko sarkastycznym uśmiechu. Miasto było ogromne, a prawdopodobieństwo że dwukrotnie spotka się te samą osobę w ciągu dwóch dni, była bardzo niewielka. A tutaj taka niespodzianka.
    Zeskoczył z ławki.
    - Wyglądasz jakbyś się gdzieś spieszyła. Jesteś pewna, że to warte kawy z nieznajomym?
    Wsunął dłonie do kieszeni. Ta kobieta bardzo mu się podobała. Wydawała się stanowcza, pewna siebie a jednocześnie na tyle szalona by umawiać się na kawę z nieznajomym. Zaciekawiła go.
    Gdzieś w oddali rozległ się grzmot. Wiatr się wzmógł, pędząc chmury po niebie. Pierwsze krople zaczęły już uderzać w liście drzew. W kilka minut okolica wyludniła się. W oknach budynków rozjaśniły żarówki i błękitne światło włączonych telewizorów i laptopów. Miał wrażenie, że są tu sami. I chyba chciałby by tak pozostało. Doskonale wiedział, że nie powinien. Musiał pozostać niezapamiętanym nieznajomym, którego po prostu mija się na ulicy. Jednak ta kobieta była zbyt fascynująca by oprzeć się jej tak łatwo jak Elsie.
    Mieszkańcy Wiednia chętniej jadali na mieście niż w domu. W okolicy było kilka kawiarni i restauracyjek. Większość z nich była warta odwiedzenia. Obecna mieszanka etniczna i kulturowa, którą obecnie przesiąkało to miasto, sprawiła że wybór knajpek i kawiarni był tak duży, że codziennie można było jeść i pić coś innego. Był ciekaw jej decyzji i tego, dlaczego mu na to pozwala. Taka kobieta może mieć każdego mężczyznę a nawet kobietę. Doskonale wiedział, że popełnia błąd. Ale bez tych błędów życie byłoby nudne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się. To była kobieta, jakiej potrzebował. Niczego nie będzie od niego wymagać. Nie będzie próbowała odkryć jego prawdziwego "ja", poznać całego jego życia,a tym bardziej próbować go zmieniać. Zwykła przelotna znajomość, której później oboje będą żałować albo przez to co się wydarzy albo przez to do czego nie dojdzie.
    Patrząc na świat obiektywnie, zauważyć można, że życie jest bardzo proste. Człowiek dokonuje wyborów, a potem musi funkcjonować dalej z ich konsekwencjami.
    Ruszył za nią, zrównując się po kilku krokach. Burza była już blisko. Krople uderzały w chodnik coraz gęściej. Dzwonek zawieszony nad drzwiami wydał dźwięk życia gdy weszli. Kawiarenka była niemal pusta. Zapach kawy i cynamonu wypełniał wnętrze. Usiedli przy stoliku blisko okna. Po szybie spływały krople wody. Burza rozpoczęła się na dobre.
    - Ledwie państwo zdążyli przed wejściem. - uśmiechnęła się kelnerka, pojawiając się jak spod ziemi tuż przy stoliku. Wręczyła karty i wróciła do baru. Zaszumiał młynek do kawy i zabulgotało podgrzewane parowo mleko.
    Przejrzał pobieżnie kartę. Teraz trudno było dostać zwykłą kawę. Kawy słabe, mocne, ze spienionym mlekiem, z piekielnie słodkimi syropami, czekoladą, karmelem i innymi cudami, które zmieniały kawę w słodką ciecz, którą zachwycały się nastolatki i popularne teraz blogerki.
    Gdy nazbyt urocza i uczynna kelnereczka znów się pojawiła, oddał jaj kartę mówiąc:
    - Dużą czarną, proszę.
    - Z bitą śmietaną?
    - Bez.
    - A może jakiś syrop? Mamy świetny z rabarbaru - zaproponowała z uśmiechem, notując coś na małej karteczce.
    -Mam alergie na cukier. - odparł nieco oschle.
    - Aha... - odparła, jakby zawiedziona. - A dla pani?

    OdpowiedzUsuń
  10. - Constantin. - mruknął, nie spuszczając z niej chłodnego błękitnego spojrzenia. - Gdybyś się kiedyś zastanawiała nad moim imieniem.
    Nie pasowało do niego to imię, tak bardzo że aż się dziwił, ze nikt nigdy go o to nie zapytał. Przyjął to imię gdy przyjechał do tego kraju. Było pierwszym, które wpadło mu do głowy kiedy policjant z drogowego patrolu, uznał iż wygląda podejrzanie i nakazał się wylegitymować. Może było to spowodowane, wiszącym tuż nad głową funkcjonariusza plakatem firmy "Constart" albo tym, że całkiem niedawno czytał Hellblazer. Jakimś cudem przylgnęło do niego to imię, uznając że przynosi mu szczęście.
    - Zatem... Dlaczego mnie śledzisz? - spytał pół żartem pół serio.

    OdpowiedzUsuń
  11. [ To to witaj klubie XD Bardzo mi się podoba to imię ]

    - Podejrzewam, że wszystko to ma jakiś swój wewnętrzny sens i cel. - odparł, uśmiechając się lekko. Podniósł się z krzesła, starając się przy tym zrobić jak najmniej hałasu. Nie znosił wysokich dźwięków. Każdy głośniejszy pisk czy zgrzyt, wwiercał mu się w umysł. Drażniły go piski wydawane przez nietoperze. Cały świat był kłębowiskiem dźwięków, barw i zapachów, które odczuwał zupełnie inaczej od większości ludzi. Dlatego właśnie był tutaj, daleko od domu i tego co znał.
    Przyniósł szachownicę, leżącą na ladzie. Młoda kelnereczka śledziła wzrokiem każdy jego ruch. Stała z metalowym kubeczkiem do pieniania mleka, ale będąc tak zaabsorbowana nieznajomym o pięknych oczach, że nie mogła trafić owym kubeczkiem pod duszę parową.
    Constantin wrócił do stolika. Wysypał ostrożnie pionki na stolik i rozłożył drewniane pudełko, tworzące planszę.
    - Zastanawiałem się. - odparł zgodnie z prawdą. - Zdradzisz je, czy uznałaś tę informację na tyle cenną by była nagrodą w pojedynku?
    Wskazał dłonią na rozrzucone jeszcze figury szachowe.
    - Białe czy czarne?

    OdpowiedzUsuń
  12. - Zbyt szybko się poddajesz. Zupełnie jakbyś zakładała, że ja umiem grać w szachy. Zaczynając partię oboje byśmy uznali, iż nasze ruchy to przebiegła i przemyślana strategia a nie chaotyczne poruszanie figurami.
    Objął dłońmi kubek z kawą. Zawsze przepadał za zapachem mielonych ziaren kawy. Kojarzył mu się ze spokojem, popołudniowymi chwilami samotności kiedy człowiek układał w głowie, ciele i duszy wszystko to co wydarzyło się przez cały dzień. Opadało napięcie.
    - Złota Adela to jeden z moich ulubionych obrazów. - przyznał. Kilka lat temu gdy jeszcze uczył się rysunku, specjalnie poleciał do Nowego Jorku by tylko móc spojrzeć na to złociste dzieło i próbować odwzorowywać małe detale na kartce papieru. Później wykształcił własny styl. Może nieco zbyt wulgarny, nieco zbyt dosłowny i chaotyczny, ale jego własny.
    Uśmiechnął się szerzej. Jego twarz nabrała teraz bardziej pogodnego a wręcz młodzieńczego wyrazu.
    Piękna, fascynująca kobieta. Miała w oczach ten ciepły blask, jak u ciekawskiego i rozkapryszonego dziecka, które właśnie miało otworzyć swój prezent. Wiedział, że źle czyni. Ale perspektywa poznania jej bliżej była zbyt kusząca. Każda zła decyzja, była w pewnym sensie nauką. Chociaż nie... nie istniały złe decyzje, a jedynie takie które w danym czasie i miejscu był nieodpowiednie.
    - Zatem, Złota Adelo, masz jakieś plany na resztę dnia?

    [Wybacz opóźnienie. 3 dniowe wesele staropolskie wyłączyło mnie z życia xD ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Cala, cala. I tak największą radość sprawiła gościom trampolina XD Niestety pewnych rzeczy nie można już odzobaczyć XD ]

    Uśmiechnął się szerzej. Przyhamuj? Mógłby, ale po co? Nie należał do osób natarczywych; jednak w uśmiechu tej pięknej istoty było coś hipnotyzującego i przyciągającego. Gdzieś na dnie oczu dostrzegał wahanie, może niepewność? Wcale go to nie dziwiło. Jednak postara się by ten lęk wypalił się całkowicie. To nieodpowiednia noc na lęki.
    To bardzo dobrze. Musiał jeszcze wpaść do sklepu po kilka nowych pędzli i farby. Znał swój charakter i wiedział, że spędzi w tym artystycznym, pachnącym terpentyną, olejem sosnowym i drewnem ze świeżo naciągniętych płócien, raju sporo czasu. To było silniejsze od większości wielkich umysłów.
    - Jeśli mam ci psuć plany to może wpadniemy na siebie... jutro?
    Uniósł brew. Oto wielka tajemnica kobiecych decyzji. Podejrzewał, że one same nie były pewne czego tak na prawdę chcą i dlaczego podejmują takie decyzje. Jednak chyba właśnie w tym tkwiło sedno niezwykłości płci pięknej. Gdyby każdy był tak prosty w obsłudze jak większość mężczyzn, życie byłoby niezwykle nudne i monotonne.
    kolejny łyk kawy pobudził kubki smakowe i przypomniał, ze spływa do pustego żołądka. Jedzenie przypominało mu o smutnej konieczności egzystencji. Jemu zawsze brakowało odwagi by to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Wszystko zleży od tego jak zakończy się pierwszy dzień. - odparł z tajemniczym uśmiechem. - Chociaż ja nie uznaje etykiety. Została stworzona dla bufonów i głąbów, którzy nie są ani kreatywni ani na tyle inteligentni by samemu coś wymyślić.
    Pochlebiało mu jej zainteresowanie. Czuł się nadzwyczajnie pobudzony i podniecony całą tą sytuacją. Nie wierzył w przypadki. Bóg nie był tak leniwy by pozwalać ludziom spotykać się bez powodu.
    Dopił kawę. Deszcz wciąż uderzał o szybę. Kilka osób ociągało się z wyjściem, obawiając się kapiącej z nieba wody jak kwasu, zdolnego rozpuścić ostatnie szare komórki. Constantin od najmłodszych lat życia należał do cichych myślicieli, z krótką przerwą na okres szaleństw, którego żałował najbardziej. Bywał spontaniczny, romantyczny czasem nazbyt odważny czy szalony, ale tego wszystkiego trudno było się dopatrzeć, gdy nie było możliwości poznać go chociaż trochę lepiej.
    - Gdzie cie później złapię? - spytał, odstawiając kubek na blat stołu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiechnął się. Nie musiał odpowiadać. Oboje wiedzieli, że będzie tam czekał.
    Odprowadził ją spojrzeniem. Jej sylwetka niknąca w oddali była hipnotyzująca. Ta niezwykła fascynacja istota uświadomiła mu jak jeszcze niedawno pragnął zwyczajnego życia. Spotkać kogoś wyjątkowego, założyć rodzinę i dotrwać do jesieni życia z poczuciem, że to było dobre życie.
    Patrząc obiektywnie, życie było bardzo proste. Człowiek rodził się, istniał a potem umierał, zmieniając się w pożywkę do robaków. Wytyczne, które jako dziecko otrzymywał od rodziców również wydawały się proste. Mimo to człowiek dorastał i gdy został obdarzony przez pokrętny los, bardziej rozwiniętymi funkcjami poznawczymi, zaczynał sobie uświadamiać istnienie rzeczy, które dla większości ludzi, pozostawały tajemnicą i pewna dziwnością, z którą nie chcieli się mierzyć.
    On sam został wychowany w wierze katolickiej, pod grubym kloszem zasad, konwenansów i wyższości. Jego dzieciństwo wypełniała mieszanka woni kadzidła, woskowanego drewna z kościelnych ławek i szorstki zapach starych ksiąg. Najpierw chór kościelny. Potem te wszystkie obrzędy i modły. Wciąż pamiętał pełne skutku i zawodu spojrzenie matki, gdy przestał chodzić z nią do kościoła. Dopiero po latach zrozumiał, jak bardzo ta kobieta była samotna i jak bardzo potrzebowała wsparcia innych.

    Usiadł ciężko na antycznym krześle, które jakiś czas temu znalazł przy śmietniku. Odnowił lakier i zmienił materiał na siedzisku. Teraz prezentowało się całkiem nieźle, mimo że do niczego w mieszkaniu nie pasowało. W pokoju pachniało farbami, olejem sosnowym z lekką domieszką rozpuszczalnika. Miał wrażenie, że cały przesiąkł już tym zapachem. Że unosi się nad nim zielonkawą chmurką tak jak przedstawiano to w starych bajkach. Rzucił teczkę z tekstami na łóżko. Zerknął na zegarek. Wskazówki powoli dążyły do wyznaczonej godziny. Zbyt dużo czasu spędził w sklepie plastycznym, wybierając podkład do płótna.
    Wziął prysznic, krótki i chłodny. W szafie nie posiadał zbyt różnorodnej odzieży. Byleby było czyste
    Przeczesał palcami włosy, chwilę przyglądając się swojemu odbiciu w zaśniedziałym ozdobionym wykwitami lustrze. Jak bardzo nie przypominał człowieka, którym był.

    Usiadł na ławce, wydobywając paczkę papierosów. Po deszczu powietrze było rześkie i świeże. Świat wydawał się czysty i spokojny, ale to tylko złudzenie, unoszące się na powierzchni.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czuł to przyjemne łaskotanie we wnętrzach, które przez wielu nazywane było motylami. Przez chwilę miał wrażenie, że cofnął się do czasów nastoletniej, szczenięcej młodości i nieudolnego całowania się z dziewczynami, gdzieś ukradkiem, gdzieś po kątach. Zupełnie jakby na coś czekał. Jakby już na wyciągnięcie ręki miał odpowiedzieć na nurtującego go pytania, których nie umiał sformułować.
    Zaciągnął się. Wypuścił z płuc kłąb dymu. Wiedział, że nadchodzi. Ekscytacja rosła z każdym jej krokiem. Usiadła obok. Uniósł kącik ust, w szelmowskim uśmiechu.
    Gdzieś? Tylko gdzie było to konkretne gdzieś?
    Wstał. Wcisnął niedopałek w popielniczkę nad śmietnikiem. Wyciągnął ku niej dłoń.
    - Więc chodźmy.
    Wcześniej nie miał okazji jej dotknąć. Zachowywali bezpieczny dystans. A teraz trzymał w swojej zawsze ciepłej dłoni jej drobną dłoń. Dopiero niedawno, przez czysty przypadek, zwrócił uwagę na to jak drobne i smukłe są kobiece dłonie.
    Szli przed siebie, bez konkretnego celu. Constantin mógłby ją zabrać w wiele miejsc, pięknych i tajemniczych. Jednak miał niejasne wrażenie, że nie tego od niego oczekuje. Mógłby też zabrać ją do swojego mieszkania, pachnącego farbą, gdzie wszechobecna atmosfera pracy twórczej częściej przytłaczała niż zachwycała. Do przypałacowego ogrodu w Schunbrunnie najprzyjemniej chadzało się nocą, kiedy człowiek mógł być sam a jednocześnie czując, że w każdej chwili może zostać przyłapany przez któregoś z nocnych stróży.
    - Jest jakieś szczególne miejsce, które chcesz odwiedzić właśnie teraz? - spytał.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeszcze nigdy nie spotkał takiej kobiety jak ta. Erato w czystej postaci. Jej bliskość elektryzowała. Skóra muśnięta jej dotykiem przyjemnie mrowiła.
    Tak piękna, tak kusząca jak ten zakazany owoc w Edenie. Głos wewnątrz niego krzyczał, że popełnia błąd. Jednak czasem trzeba wyciszyć podszepty rozsądku, by potem mieć pewne wspomnienia, które będą dobrą myślą. Spojrzał na nią z uwagą i lekkim zdziwieniem.
    Głos rozsądku krzyczał jeszcze głośniej, by już robił co chciał byle tylko nie zabierał jej do swojego mieszkania. Nie mogła wiedzieć o nim zbyt wiele. Dobrze czuł się w tym mieście i w tym kraju, zatem czy ta znajomość była warta kolejnej przeprowadzki?
    - Znam dobre miejsce. - powiedział, z wyraźną chrypką w głosie.
    Skręcili na zachód. Zeszli z głównych uliczek wiedeńskiego starego miasta, wkraczając w miej popularne i uczęszczane części starego centrum. Przyrdzewiała metalowa brama zaskrzypiała w proteście gdy mężczyzna pchnął ją silnie. Wiele lat temu brama musiała być małym dziełem sztuki, zrobionym przez zręcznego rzemieślnika. Jednak wieloletnie zaniedbanie odcisnęło piętno czasu na metalu. Wykwity rdzy przeżarły cieńsze elementy, niszcząc je doszczętnie.
    Weszli na podwórko. Okolony ścianami kamienicy wewnętrzne podwórko było wyjątkowo zadbane. Kwadratowy kwietnik z posadzonymi żółto-pomarańczowymi aksamitkami, tujami, cyprysikami i różami, wyglądał schludnie i czysto. Wewnętrzne ściany wyłożone zostały niebiesko-białymi i turkusowo-brązowymi ceramicznymi płytkami, przez co całe podwórko nabierało marokańskiego charakteru.
    Miał szczęście. Wszystkie ławeczki były puste. Starej Goldbaumm nie było na posterunku. Wydobył klucze z wewnętrznej kieszeni kurtki. Otworzył pomalowane na biało drzwi z ostrym łukowym zakończeniem. Tuż za nimi ukazały się schody, prowadzące w górę.
    Na klatce pachniało starym drewnem, z którego zrobione były schody i drzwi, prowadzące do mieszkań. Lokatorami byli głównie starsi ludzi, którzy zamieszkiwali tę kamienicę od wielu lat i nie byli chętni do zbyt intensywnych remontów i ingerencji w stary porządek. Możliwe, że właśnie to przekonało Constantina do wynajęcia pracowni właśnie w tym budynku. Weszli na ostatnie piąte piętro. Tutaj były tylko jedne drzwi. Otworzył trzy zabezpieczające je zamki i wpuścił Adelę do środka.
    Pomieszczenie było dosyć wąskie i długie. Bardzo dużo dziennego światła wpadało przez wysokie, ponad trzy metrowe okna, po trzy na każdej z dłuższych ścian. Okna z jednej strony wychodziły na marokańskie podwórko a z drugiej na uliczki i dachy starego miasta. Pomieszczenie to zostało zaprojektowane i zbudowane dla syna właściciela kamienicy, który już od najmłodszych lat wykazywał duże zdolności plastyczne. Mimo świetnego miejsca do pracy i dużego majątku, którym szczyciła się rodzina, nigdy nie został doceniony w szerokim świecie. Szybko zrezygnował ze swojej pasji na rzecz realnego życia i pracy w banku. Później pracownia była wynajmowana różnym artystom, którzy pozostawiali po sobie ślady na ścianach, które z każdym rokiem nabierały coraz żywszego oblicza. Wynajmował tę pracownie ponad rok. Pokochał to pomieszczenie i chciał je nabyć na własność, jednak oficjalnie nie mógł niczego posiadać na własność. Za zgodą właścicielki wycyklinował podłogi i nałożył nowy lakier, który znacznie uwydatnił skomplikowany wzór, ułożony z drewnianych klepek. Poprawił też łazienkę, nadając jej marokańskiego charakteru, podobnego do tego panującego na podwórku kamienicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Napijesz się czegoś? - spytał, zdejmując kurtkę. Odwiesił ją na starodawny stojący wieszak, który zwykle służył mu za cel do rzucania kartami z pokerowej talii, gdy tylko pojawiał się brak weny i pomysłu.
      Na szerokim blacie masywnego drewnianego stołu, ułożone były farby, barwniki, rozpuszczalniki, pędzle i wszystko to co było niezbędne do malowania. Na sztaludze wisiało świeżo zagruntowane płótno. Kilka innych, zupełnie nowych stało opartych na stojakach przy ścianie. Na obrotowym taborecie przy sztaludze leżało kilka wstępnych szkiców nigdy nie skończonych a raczej niezaczętych obrazów. Stół kreślarski zarzucony był papierami, kolejnymi szkicami i dziełami prawie ukończonymi. Jedynym miejscem gdzie nie było bałaganu był stolik oraz stojąca obok zupełnie nowa ogromna i, na oko, niebywale wygodna skórzana kanapa, zarzucona kolorowymi poduszkami. Jednak najbardziej zaskakiwał przyjemna mieszanka zapachów farb, świeżego drewna, piżmowej woni skóry i czegoś jeszcze, czym przesiąkły ściany tego miejsca, czego jednak trudno było nazwać.

      [Cóż takiego nieciekawego oglądaliście? ]

      Usuń
  18. Obserwował ją w niemym zachwycie. Jak bardzo pasowała do tego miejsca. Może gdyby poprosił, zostałaby jego modelką, choćby na krótki szkic. Jednak powoli nabiera pewnosci, iż byłby w stanie namalowac ją tylko z pamięci i sennych marzeń.
    - Pije wino ze szklanki. Kieliszki nie sa w stanie przetrwać w panujących tu warunkach.
    Kulturę picia wina wyniósł jeszcze z domu. Miał kilka swoich ulubionych szczepów i regionów. Bez rytualnego picia wina nie czuł atmosfery ani motywacji do pracy. Zgubne przyzwyczajenie.
    Wybrał różowe wino, słodsze, bardziej orzeźwiające i lżejsze nic czerwone. Wydobył nowa butelkę z lodówki, przeleciał wzrokiem etykietę. Hiszpańskie wino z okolic Rioja było całkiem znośne. Sięgnął po trybuszon. Korek zszedł z głośnym pufnięciem. Nie przeszkadzało mu to, że poprzestawiała naczynia i otworzyła okno. Miał już dawno trochę tu posprzątać. Teraz będzie musiał optymalnie wykorzystać swój czas, by zdążyć przeczytać tekst i wymyślić coś co mogło się z nimi pokryć. Pewnie znów nagra je na dyktafon i do znudzenia będzie odsłuchiwał swój własny głos, tkwiąc wyprostowany jak struna na taborecie przed sztalugą. Proces twórczy nie jest prosty i lekki, jak większość ludzi się spodziewa.
    Ustawił dwa czyste kubki na stoliku. Do jednego wlał trochę wina, powąchał i spróbował. Zimne, przyjemnie owocowe i lekkie. Wlał wino do obu kubków.
    - Nie lubisz zapachu farb? - spytał, zbierając z podłogi kilka szkiców, które strącił wiatr.

    [Mój przyjaciel ma taką pracownie. Jest architektem, ale też maluje i rozwija swoją pasję jako autor komiksów.
    Ciekawy repertuar. Dobrze, że to piszesz :) Ja zwykle też piesze spontanicznie, ale czasem lepiej jest napisać jakie ktoś ma plany, by ich przypadkiem nie zepsuć ]

    OdpowiedzUsuń
  19. - W takim razie musi być to bardzo ciekawa historia. - odparł z lekkim przekąsem. Znał to spojrzenie. Wyraz oczu osoby, która nie chce mówić o przeszłości chociaż właśnie wspomnienia krążą jej w głowie, wyrywając się z najgłębszych czeluści dawno zapomnianych skrytek wspomnień niechcianych. Usiadł obok niej. Postawił swój kubek z winem na stole i nachylił się w jej kierunku.
    - Ty pachniesz dużo lepiej.
    Musnął wargami jej szyję i linię żuchwy, łaskocząc nieco trzy dniowym zarostem. Złożył delikatny pocałunek na skórze jej szyi.
    - Zdecydowanie dużo lepiej. - powtórzył, uśmiechając się łobuzersko. Miał zamiar przeciągać i smakować tę chwilę. Nieczęsto się zdarzały. Pragnął tej kobiety a ukrywanie tego byłoby czymś naiwnym i po prostu głupim.
    usadowił się wygodniej. Omiótł wzrokiem swoją pracownię. Za każdym razem był zaskoczony, gdy patrzył na sufit tego pomieszczenia. Spędzał tu bardzo dużo czasu, jednak bardzo rzadko podnosił spojrzenie. Zatem w tych rzadkich i wyjątkowych chwilach kiedy miał na to czas i po prostu możliwość, dawał się zaskoczyć tym jak niezwykle pięknie wyglądały złote gałązki i liście wymalowane na sklepieniu. Przeniósł spojrzenie na swoją towarzyszkę. Przez krótką chwilę wydawała mu się jawić jako delikatna i krucha istota. Uśmiechnął się.
    - Królestwo za twoje myśli

    OdpowiedzUsuń