1 września 2018

[KP] Czerń i biel.


Matthew "Matt" Harris

25 lat • zmarły brat • matka i siostra w niebezpieczeństwie • nielegalne walki • długi u rodziny Boltonów, które musi spłacić • mechanik samochodowy • niedoszły student • niespełnione marzenie o uciecze • dobrze zbudowany 
______________________________________________________


Nikolai ''Nick'' Bolton 


27 lat • miedzy narodowy przestępca • brat bossa mafii • łącznik FBI • ścigany przez wrogą mafię • ciągle w cieniu brata • oszust • nadużywa kokainy • tatuaże • dwa amstaffy • szybkie samochody • chęć przejęcia władzy • zbyt mało empatii 


50 komentarzy:

  1. [ Dziękuję ;P Zakochałam się w wizerunku Boltona, nawet mam gdzieś to zdjęcie zapisane, w razie gdybym kiedyś planowała zrobić pana jakiegoś xd ]

    Zawsze chciała pomagać ludziom. Odkąd pamiętała, miała w sobie coś, co nie pozwalało jej przejść obojętnie obok cierpiących, bezdomnych czy w jakikolwiek sposób strapiony. Odziedziczyła to zapewne po ojcu, który z zawodu był lekarzem, dzięki czemu ich więź była jeszcze silniejsza. Spędzali wspólnie czas od małego, w czasach dzieciństwa ojciec niejednokrotnie pozwalał jej bawić się w lekarkę i dzielnie udawał jej pacjenta, wraz z jej rozwojem, ich rozmowy także stały się poważniejsze. Niejednokrotnie można było ich spotkać, gdy w śmieszny sposób sprzeczali się na tematy, co do których zajmowali odmienne stanowiska. Była łagodna, dobra... A przynajmniej tak jej się kiedyś wydawało, ponieważ z każdym kolejnym dniem, gdy przebywała w tym domu, czuła, że wewnętrznie umiera, a tamte cechy także zostają przykryte ciemnością. Nie była w stanie zliczyć ile widziała krwi, bólu, cierpienia. Ile sama go doświadczyła, gdyż w Paradise wszystkie te rzeczy były na porządku dziennym. Może mimo wszystko świat dla każdego napisał jakiś scenariusz, skoro nawet w domu uciech odgrywała rolę pielęgniarki?
    Przestała zajmować się swoim ograniczonym zestawem lekarskim, gdy drzwi do pokoju, w którym pracowała, gwałtownie się otworzyły. Spojrzała na chłopaka, który nie był w dobrym stanie, ale nie on jedyny. Zresztą przez czas, w którym tu była, widziała gorsze przypadki, widziała śmierć, która zapewne na zawsze wyryje się pod jej powiekami. Nie można się było na to uodpornić, nie była w stanie pozostać obojętna, gdy przychodziło jej opatrywać kobiety, po spotkaniu z mężczyznami, którzy nie powinni chodzić wolno po ulicy, a zostać zamknięci na oddziale psychiatrycznym, ponieważ tylko tam nadawały się ich brutalne upodobania. Opatrywała mężczyzn, którzy ledwo stali, czasami mdleli, gdy tylko ich do niej przyprowadzono. Większość z tych osób potrzebowała pomocy specjalistów, potrzebowali szpitala, acz wiedziała, że nikt się do niego nie zgłosi, więc już przestała o tym napomykać. Odpowiedź zawsze była taka sama.
    Skinęła głową w stronę ochroniarza, który już niejednokrotnie przyprowadzał do niej mężczyzn po walkach. Wskazała chłopakowi leżankę, na której miał usiąść, a sama przygotowała na tacy niezbędne rzeczy. Nałożyła rękawiczki i przysunęła sobie metalowy stolik do leżanki, stając przed chłopakiem. Odetchnęła z ulgą, gdy ochroniarz zamknął drzwi i wyszedł. Gdy był w pobliżu, była napięta jak struna, a jej instynkt bezpieczeństwa zaczynał wariować. Przez pierwsze dni przy każdym pacjencie dłonie jej się trzęsły i nie mogła tego opanować, teraz na szczęście przynajmniej ten aspekt udało jej się przezwyciężyć.
    Wpierw zajęła się jego nosem, dokonując szybkich oględzin, delikatnie przekrzywiając jego głowę na bok, po czym sięgnęła po gazę. - Nie jest złamany. To tylko uraz mechaniczny. - odparła, kończąc i przykładając mu gazę. - Przytrzymaj to i schyl trochę głowę. - zarządziła, biorąc go za rękę i przykładając, jakby sądziła, że sam nie był do tego zdolny. Działała mechanicznie, co nie znaczyło, że nic nie czuła. W środku w dalszym ciągu drżała wewnętrznie, widząc takie obrażenia, ale wiedziała, że musi zacisnąć zęby i działać. - Weź wdech, gdy powiem. - dodała, przechodząc do oględzin jego żeber. One akurat zawsze obrywały, raz mocniej, raz lżej, ale bez wyjątku. Starała się dotykać go w miarę delikatnie, acz wiedziała, że tak czy siak, to nie będzie przyjemne. - Teraz. - nie wyczuwała pod palcami ostrych odłamków kostnych, ale nie mogła mu tu zrobić prześwietlenia, więc musiała przyłożyć się do badania, w czym miała już wprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidziła świata, w którym przyszło jej żyć. Brudu, kłamstw, narkotyków, wszechobecnej przemocy. Nienawidziła tego, że nie mogła stąd uciec, wydostać się z tego piekła, w którym ją zamknięto. Nienawidziła, gdy drzwi jej pokoju się otwierały i zabierał ją ochroniarz. Na początku zawsze się mu wyrywała, szarpała, czasami udało jej się odbiec kilka metrów, jednakże zawsze kończyło się to tak samo. Czasami zastanawiała się, co by było, gdyby ją zabili, ale później widziała swoją siostrę i wiedziała, że za nic nie zostawiłaby jej tu samej, ponieważ cokolwiek się tu nie działo, zawsze miały jeszcze siebie. Teraz po prostu szła obok, mentalnie się przygotowując, ostrzegając swój umysł, że zaraz będzie musiał spróbować się wyłączyć, przenieść do lepszego miejsca, wszystko byle uciec od tego, co za chwile miało nastąpić. Później zostawała przekazywana niczym przedmiot, ponieważ w takich chwilach chyba nie była niczym więcej, przedmiotem, którego chcieli sobie chwilowo poużywać. Czasami wracali, czasami nie.
      Nauczyła się oceniać ich spojrzenia, domyślać się jakie pragnienia kryły się w zakamarkach ich umysłu, a gdy widziała zwierzęcy błysk i brutalność, odbijające się w ich tęczówkach, już wiedziała co się szykowało. W takich momentach nie oczekiwali od niej zbyt wiele. Karmili się jej strachem, to dawało im najwięcej przyjemności. Stanęła na środku, mimowolnie zaczynając się cofać, jej ciało samo reagowało, instynkt przetrwania nigdy nie dawał o sobie zapomnieć. Obserwowała, jak mężczyzna, przyglądając się jej, odpinał marynarkę i odrzucał ją na bok, po chwili to samo zrobił z paskiem. Ona nie miała zbyt wiele na sobie jak zwykle tutaj. Nocną halkę i cienki szlafrok, tylko to pozwalali jej nosić, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
      Początkowo procedura przebiegała jak nieraz w tym miejscu. Nauczyła się odsuwać niektóre rzeczy od siebie, nie płakać za każdym razem i nie trząść się jak osika, ponieważ wtedy kończyło się jeszcze gorzej. Nie słuchała jego szeptów, udawała, że nie czuje jego dłoni, nie dostrzega gwałtownych ruchów, nie czuje bólu, niczego.
      Powróciła do siebie, gdy wymierzył jej pierwszy policzek, później drugi. Nie powstrzymała jęki bólu, a później kolejnego, gdy szarpnął ją za włosy. Próbowała się odsunąć, choć wiedziała, że nie powinna, a może powinna, w końcu to nakręcało ich bardziej. Później czuła tylko dłoń, która zacisnęła się na jej szyi, początkowo tylko by ją przytrzymać. Jej wzrok skupił się na jego drugiej dłoni, w której błysnął scyzoryk, krzyknęła, gdy przyłożył go do jej policzka i jakimś cudem udało jej się podkurczyć nogi i wymierzyć cios w czułe miejsce. Ostrze smagnęło po jej policzku, pozostawiając po sobie piekący ślad, znosiła gorsze rzeczy. Spróbowała przeczołgać się z łóżka, ale gdy znalazła się tylko poza jego krawędziami, ten chwycił ją za stopę, przeciągnął po podłodze, chwycił za włosy i uderzył jej głową o drewniane panele. Przeklęła, wierzgając, ale była słabsza, zawsze tak się kończyło. Później mogła wpatrywać się w jego twarzy, gdy gwałtownie przewrócił ją na plecy, unieruchomił i zacisnął dłonie na jej szyi, odcinając dopływ powietrza i możliwość wołania o pomoc. O pomoc, której i tak nikt by jej nie udzielił. Nie tutaj.
      Jednakże chwilę później ciężar znikł. Nie usłyszała, że ktoś wchodził, a jednak teraz nie widziała już swojego oprawcy, a innego mężczyznę. Nim zdążyła mrugnąć, usłyszała strzał i cicho krzyknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej i spoglądając w stronę martwego faceta. Przeniosła spojrzenie na niego, gdy skierował do niej pytanie. Przyłożyła donie do szyi, przełykając i wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
      - Ja, nie... Tak. - rzuciła, kaszląc i kręcąc głową, jakby nie wiedziała co się właśnie stało, bo tak właściwie nie wiedziała. - Zabiłeś go. - wydusiła. Wiedziała, że w tym świecie lepiej jest milczeć, ale ona nigdy nie mogła przestrzegać reguł.

      Usuń
  2. Podejrzewała, że skoro ten mężczyzna był w złym stanie, ale go do niej przyprowadzili, wygrał, a jego przeciwnik, cóż, bez wątpienia skończył o wiele gorzej. Może już nie żył, może kiedyś go opatrywała. Sama ta myśl przyprawiała ją o zimny dreszcz. Do śmierci nie można było przywyknąć, a w tym miejscu było jej naprawdę dużo. Nie pojmowała, dlaczego ci mężczyźni walczyli, zachowywali się niczym zwierzęta, dzicy, nieposkromieni, brutalni. Wiedziała, że niektórzy robią to dla pieniędzy, ale inni, tak samo, jak ona, zostawali do tego zmuszeni. Nie miała jednak pewności, po której stronie stał jej obecny pacjent. Przestała już ufać swojemu osądowi, w tym miejscu niejednokrotnie zawodził. Chciała widzieć dobro, lecz gdziekolwiek się nie odwróciła, wszędzie było zło. Gdyby nie jej siostra, zapewne już dawno by się poddała. To dla Low jeszcze walczyła, próbowała zaciskać zęby i robić co powinna. Obie były dla siebie wsparciem, dodawały sobie siły, acz jednocześnie były swoimi słabymi punktami, a ludzie w tym domu wiedzieli jak to wykorzystać, by zmusić je do pracy i spełniania ich zachcianek.
    Uniosła głowę, słysząc jego pytanie, ale zaraz przywołała się do porządku i ponownie skupiła na swoim zadaniu, dokańczając badanie. - Nie są złamane, ale mocno poobijane. Założę bandaż elastyczny, musisz się oszczędzać i polecam tabletki przeciwbólowe, bo inaczej będzie ciężko. Możesz mieć problemy z oddychaniem i poruszaniem przez najbliższe kilka dni. - stwierdziła rzeczowo, wyprostowując się i odchodząc na bok do szafki po żel i wspomniany bandaż. Po chwili wróciła i odsunęła jego rękę od nosa, upewniając się, że krwawienie ustało. Odebrała od niego zabrudzony gazik i wrzuciła go do tacki, po czym przysunęła sobie stojące obok krzesło i usiadła, by móc w spokoju dokończyć opatrywanie jego żeber.
    - To maść z ketoprofenem. Chwilowo pomoże, ale w nocy i tak będzie ciężko. - odparła, nie owijając w bawełnę, po czym odkręciła tubkę i zaczęła delikatnie rozsmarowywać chłodny żel na poobijanych żebrach.

    Nie chciała patrzeć w tamto miejsce, a jednak jej wzrok na sekundę tam powędrował i było to o jedną sekundę za dużo. Zobaczyła krew, plamę na ścianie i dziurę w czole, to wystarczyło, by niewielki posiłek, który dzisiaj spożyła, podszedł jej do gardła. Zacisnęła wargi, przykładając dłoń do ust i odwracając na bok wzrok. Mogła zobaczyć tu różne rzeczy, ale to nie znaczyło, że robiła się mniej wrażliwa. To w dalszym ciągu było odrażające i mrożące krew w żyłach. Tym razem przynajmniej nie zwymiotowała, a to można było uznać za pewny postęp, z czego wcale się nie cieszyła. Wolałaby uniknąć tego miejsca, tych widoków, wszystkich tych makabrycznych rzeczy, które zobaczyła.
    Pokiwała jedynie głową i odsunęła się pod ścianę, byle znaleźć się jak najdalej od trupa. Gdy była małą dziewczynką wierzyła, że w przyszłości zostanie superbohaterką. Teraz jednak wiedziała, że się do tego nie nadawała. Nie mogła ratować ludzi. Samej siebie nie mogła uratować, a dowodem na to był fakt, iż siedziała w jednym pokoju z martwym mężczyzną, który leżał przykryty jedynie kocem, który już zmienił barwę w miejscach, gdzie nasiąkał krwią. Potrzebowa swojej starszej siostry, jej ramienia, w którym mogłaby się ukryć i słów pociechy. Czegokolwiek. Kiedyś sądziła, że jest silna. Najwyraźniej niewystarczająco.
    Skupiła się na głosach dobiegających z drugiego pokoju. Próbowała wywnioskować coś z dyskusji, ale dosłyszała jedynie nieliczne słowa, wyjęte z kontekstu i nic nieznaczące. Nie była jednak pewna, czy chce by tamten mężczyzna wrócił. Uratował ją, a później groził śmiercią. Cóż, przyzwyczaiła się do podobnych gróźb. Aczkolwiek ten mężczyzna był inny. Wzbudzał lęk, ale nie ten zwykły, który czuła często. To było coś pierwotnego, o wiele bardziej mrocznego. Był niewzruszony, zimny. Znała gwałtowność, porywczość, z tym się tu spotykała, a nie kalkulowane zło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przełknęła, gdy zjawił się z powrotem, ale nie protestowała. Cóż innego mogła zrobić? Po prostu próbowała jakoś za nim nadążyć, zastanawiając się co ją teraz czeka. Gdy znalazła się na łóżku, podkuliła nogi, owijając ramiona dookoła i czekając. Wodziła za nim wzrokiem, by być przygotowaną, nic nie przeoczyć.
      - Przeczytaj menu. - odparła po prostu, nie wiedząc, dlaczego tym razem wysiliła się bardziej. Zazwyczaj mówiła tak lub nie, nic ponadto. - A ty jesteś kolejnym pachołkiem? - rzuciła, zastanawiając się, czy częste spotkania ze śmiercią wzbudzają w niej starą iskrę... Najwyraźniej. Wiedziała, że mężczyzna nie jest taki jak ona, nie jest tu trzymany siłą, jest tu z własnej woli, a większość tych, którzy byli tu z własnej woli, byli pionkami Smitha. Mogli się łudzić, że są kimś więcej, ale to on rozkładał karty. W jej przypadku na pewno.

      Usuń
  3. Skinęła prawie niezauważalnie głową, nie bardzo wiedząc, czy powinna się do tego przyznawać. Z drugiej jednak strony, skoro pytał, musiał wiedzieć, że jej siostra tu pracowała. Zresztą „pracowała” nie było dobrym określeniem. Cierpiała, a Vivienn nie mogła nic zrobić, by zmienić obecny stan rzeczy. Próbowała już wielu sposobów, ale jak widać, obie dalej były tu zamknięte, więc najwyraźniej żadne rozwiązanie, które wymyśliła, nie było skuteczne. Oni mieli wprawę z niechętnymi dziewczynami, znali ich sztuczki, a ona nie była w stanie w żaden sposób ich zaskoczyć i przechytrzyć. Co więcej, jaką miała szansę z ochroniarzami trzy razy większymi od siebie, którzy byli porozsiewani po całym budynku? Zerową, ot co.
    Przełknęła, słysząc jego następne słowa, ale nic nie odpowiedziała. Grzebała przy tacy, przygotowując rzeczy potrzebne do opatrzenia rozciętego łuku brwiowego. Bała się, każdego dnia, każdej sekundy, gdy jej siostry nie było w pobliżu i nie wiedziała tak naprawdę co się z nią dzieje. Mogła starać się coś podsłuchać, ale i to na niewiele się zdawało. Dlatego robiła co jej kazali i modliła się, by Willow była cała i zdrowa. Już nieraz musiała ją opatrzeć, za każdym razem jednak dziękowała opatrzności, że jej siostra żyje.
    Zabrała się za oczyszczanie rany, a później za zszywanie. Udawała niewzruszoną, gdy ściszył głos i nie oderwała wzroku od rany. Z jednej strony chciała wiedzieć co usłyszał, z drugiej wolała, by siedział cicho i jej tego oszczędził. Dopiero po chwili spojrzała mu w oczy, jakby w ten sposób mogła przejrzeć go na wylot, po czym wróciła do zaszywania rany. - Możecie walczyć. Bronić się. Ona może po prostu wierzyć. - odparła pewnie, ponieważ właśnie tak to widziała. Los tych mężczyzn nie był gorszy od tego, co przeżywała jej siostra. Tutaj kobiety były nikim, oddawano je w ręce psychopatów, nie zważając na to, że większość z nich jest praktycznie bezbronna. Nikogo to nie interesowało. Nie przejmowali się tym, że któraś z nich umrze, ponieważ wystarczyło kilka minut, by zastąpili ją następną. - Ale ona jest silna. Zaradna. Da sobie radę. Nic jej nie będzie. - zapewniła i nie wiedziała, czy przekonuje jego, czy siebie. Bardzo chciała wierzyć w swoje słowa, przez co dłoń jej zadrżała, a jej ruch nie był tak pewny, jak zwykle. - Cholera, przepraszam. - mruknęła, domyślając się, że musiało go to zaboleć. Na całe szczęście już kończyła. Sięgnęła jeszcze po opatrunek, zaklejając miejsce.

    Chwyciła biały ręcznik w ostatniej chwili, nim zdążyłby trafić w jej twarz. Nie wiedziała jednak co z nim zrobić, więc po prostu go trzymała. W dalszym ciągu podążała za nim wzrokiem, gdy znikał w łazience, a po chwili ponownie wracał do pokoju. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła w jego dłoniach miskę z wodą. Obserwowała, jak kładzie ją na stoliku obok łóżka, zastanawiając się co on tak właściwie robi i próbując się domyślić, co złego za chwilę się stanie. Zawsze działo się coś złego, bez wyjątku. Kiedyś się łudziła, miała nadzieję, acz z czasem to miejsce nawet to z niej wyssało. Odebrało wiarę i pozostawiło niepewność, wieczną gorzką podejrzliwość.
    Spojrzała na niego jak na wariata, gdy zarządził, by zrobiła z sobą porządek. Może to jego polecenie miało ukryte dno? A może nie krzywdził kobiet ubrudzonych krwią, ponieważ był jakiegoś rodzaju pedantem, perfekcjonistą i jednym z tych dziwnych wariatów? Przełknęła, gdy wyciągnął pistolet i naboje. Zastanawiała się, czy jakimś cudem udałoby się jej sięgnąć do tego stolika. Cóż, już kiedyś próbowała podobnych zagrań, nie kończyło się zbyt dobrze. Zawsze jednak chyba warto próbować, choć gdy zobaczyła biały proszek, poczuła jeszcze większy strach. Tacy byli gorsi, bardziej nieprzewidywalni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cofnęła się na łóżku, gdy się do niej zbliżył. Przełknęła, gdy się nad nią nachylił, aczkolwiek ani na chwilę nie spuściła z niego wzroku. Nie do końca wiedziała jak miała rozumieć jego słowa. Zawsze sądziła, że Gregory rządził, nawet jej siostra w to wierzyła. Odkąd tu przybyły, to właśnie on decydował, zawsze był w centrum. Dla niej był niczym kosiarz, decydował o życiu i śmierci. Diabeł w całej okazałości. Gdyby ktoś kiedyś zapytał, jak wygląda szatan, nie miałaby wątpliwości, nie wahałaby się ani sekundy. Odpowiedź brzmiałaby po prostu Smith.
      Gdy się odsunął, opuściła wreszcie nogi na podłogę, siadając na skraju łóżka. Posłuszeństwo to znała. Nigdy nie miała być miła. Zazwyczaj po prostu milczała, to wystarczyło. Nie przychodzili do niej na rozmowę, co najwyżej chcieli usłyszeć jej krzyk, nic więcej. Skupiła się jednak na jego ostatnich słowach. Nie odda jej ochroniarzom? W jakim znaczeniu? - Czyli mnie zabijesz? - zapytała, wstając i podchodząc do miski, by obmyć twarz. Woda od razu się zabarwiła, gdy zmyła z siebie zaschniętą krew.

      Usuń
  4. Gdy mówił, miała ochotę zakryć uszy, krzyczeć i kręcić głową. Słyszała o dziewczynach, które znikały, ale wierzyła, że Willow to nie spotka. Chciała wierzyć, ponieważ inaczej nie mogłaby funkcjonować. Teraz ktoś jeszcze mówił jej o prawdzie, której nie chciała znać, którą wolałaby odsunąć jak najdalej. Jednakże to właśnie była rzeczywistość, nieważne jak tego nienawidziła. Kiedyś nie wierzyła, że takie rzeczy naprawdę się dzieją, nie mogła sobie tego wyobrazić. Teraz nie mogła uwierzyć jak głupia była, jak naiwna. Wszystko się działo, rzeczy gorsze, od tych które mogła sobie wyobrazić. Gdy w jej głowie pojawiał się jakiś tragiczny obraz, z nim przychodziła tylko jedna myśl – w takim razie będzie gorzej.
    Położyła palce na jego podbródku, obracając głowę lekko w lewo, później w prawo, aż wreszcie spojrzała mu w oczy, przez kilka długich sekund tylko się wpatrując, badając, sprawdzając. Nie próbowała się przekonać czy mówił prawdę. Nie miała co do tego wątpliwości. Jej siostrę mógł spotkać właśnie taki los. Obiecała jej chronić, pilnować. Tak było od dziecka. Gdy Low uczyła się chodzić, Vi, była przy niej, choć sama jeszcze była pokracznym maluchem, który niewiele rozumiał, aczkolwiek już wtedy wiedziała, że będzie dla swojej młodszej siostry wspierającym ramieniem, tarczą, obrońcą. Teraz czuła się tym bardziej bezsilna.
    - Dla kogo walczysz? - zapytała cicho, dalej się w niego wpatrując, by nie przegapić kłamstwa, czegokolwiek. Chciała mu ufać, potrzebowała kogoś, komu mogłaby zawierzyć. Nie wiedziała, czy był dobrą osobą, a może wysłali go, aby ją sprawdzić, wybadać ile zostało w niej siły i determinacji. To był jednak jedyny sposób, jakiego jeszcze nie wypróbowała. Nie szukała tu pomocy.

    Przetarła twarz ręcznikiem, czując się odrobinę lepiej i spojrzała na niego, akurat w chwili, gdy polerował szklankę chusteczką. Najwyraźniej miała rację, biorąc go za pedanta. Nic na ten temat jednak nie powiedziała. Po ostatnim przytyku, który rzuciła w jego stronę, teraz wolała w gruncie rzeczy milczeć i czekać. Tutaj zresztą nie pozostawało jej już nic innego. Każdego dnia czekała, sama nie wiedziała na co. Robiła to jeszcze chyba tylko dla siostry, po prostu próbowała się nie poddawać, nie całkowicie.
    Wzruszyła ramionami, nic nie mówiąc. Widziała na własne oczy, jak zabił innego człowieka, teraz zachowywał się dosyć niejednoznacznie i mogła się jedynie domyślać, o co mu chodzi. Przyglądała się jak wypijał alkohol do połowy, a widząc to, aż sama poczuła pieczenie w gardle. W tym świecie ludzie podchodzili do wszystkiego inaczej. Do kobiet, alkoholu, narkotyków. Później skupiła się na jego słowach, a z jej ramion mimowolnie spadł jakiś ciężar. Zmarszczyła brwi, gdy wyciągnął w jej stronę szklankę. Posłusznie jednak ją od niego wzięła i spojrzała na zawartość. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała w ustach alkohol. Westchnęła i po chwili wahania, także opróżniła alkohol, prawie całą szklankę nim odsunęła ją od siebie, by drugą ręką zakryć usta, gdy wstrząsnął nią kaszel. - Cholera. - mruknęła, gdy już wreszcie się opanowała. Jej ciało nawet od tego się odzwyczaiło.
    Usiadła na skraju łóżka, w dalszym ciągu czując pieczenie w gardle, ale nie skarżyła się, ponieważ ten ból, w porównaniu do tego, co tu przeżywała, był niczym, czymś nawet przyjemnym. Dlatego w ciszy obserwowała, jak sprawnie czyścił broń, mimowolnie zastanawiając się jak często jej używa. Po dzisiejszym wydarzeniu wiedziała, że w kwestii zabijania jest niewzruszony. Musiał, więc zabić wielu ludzi, by cechować się taką obojętnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczyła brwi zaskoczona jego kolejnym poleceniem, ale po chwili przywołała się do porządku. Te słowa słyszała już nieraz. Czemu sądziła, że tym razem miałoby być inaczej? Chyba poczuła jakiś cień nadziei, w końcu ten mężczyzna uratował jej życie, a później stwierdził, że jej nie zabije. Jakkolwiek idiotycznie, by to nie brzmiało, w tym świecie takie zapewnienie było czymś większym. Skąd wiedziała, że nie kłamał? Po prostu. Zdążyła domyślić się, że nie był człowiekiem, który owijał w bawełnę, gdyby chciał z nią skończyć, bez wątpienia by jej o tym powiedział. W ten swój lodowaty, prosty sposób. Bez ubarwiania słów, bez zbędnych pustych gróźb. Spojrzała na siebie i zrzuciła z ramion cienki szlafrok. Koszulka była potargana, a na ramieniu porwana, wcześniej nawet nie zwróciła na to uwagi. Ją też zrzuciła i usiadła na łóżku, podciągając nogi i owijając wokół nich ramiona, czekając, aż tamten wyjdzie z łazienki. Spojrzała w stronę stolika, żałując, że zabrał broń. Nie był w końcu idiotą...

      Usuń
  5. Przestała wierzyć w sprawiedliwość na tym świecie, w którym było o wiele więcej zła niż dobra. Przestała już zadawać pytania, dlaczego padło na nią, ponieważ do tej pory nie znalazła odpowiedzi. Dlaczego musiała cierpieć, skoro na świecie byli gorsi ludzie od niej? Ona chciała pomagać, ratować życia, robić coś, działać, tak jak robił to jej ojciec, a jednak teraz była tutaj, zamknięta i zastanawiająca się, kiedy ktoś otworzy drzwi i strzeli jej prosto w głowę. Dlaczego to ona musiała żyć w wiecznym strachu o siostrę? Tych pytań była cała lista, a odpowiedzi nie było. Mogła zadowolić się zwykłym „Po prostu taki jest świat”, ale to w żaden sposób nie zmniejszało jej goryczy i złości.
    Nie opuściła wzroku, nawet, gdy podniósł głos. Dalej obserwowała, a później odsunęła się i skinęła głową. Wierzyła mu, wierzyła, że bał się o siostrę i matkę, to dla nich tu był, dla nich walczył. To ich łączyło. Mieli kogoś dla kogo chcieli żyć, działać. On miał jednak większe pole do popisu, mógł walczyć, aby one nie musiały cierpieć. Ona zrobiłaby dla siostry to samo, przejęłaby jej los, acz już próbowała i nic z tego nie wyszło. Co jednak się stanie z jego matką i siostrą, gdy zginie, przegra? Nie był niezniszczalny. Kiedyś przyjdzie ktoś lepszy, silniejszy, taki był świat.
    - Nie. Pielęgniarstwo. Sądziłam, że może kiedyś pójdę na medycynę. Gdy będę pewna, że udźwignę ten ciężar. - odparła, wracając wspomnieniami do tamtych myśli, do chwil, gdy miała dalekosiężne plany, marzenia. Teraz nie patrzyła w przyszłość, nie widziała zbyt wiele. Przestała wyobrażać sobie chwile wolności, dawały zbyt wiele nadziei, która była później zabijana. - Boli cię coś jeszcze? - zapytała, podchodząc do tacki i wyrzucając na dół zużyte już rzeczy.

    Złapała ręcznik, przyglądając mu się przez chwilę, jakby widziała taką rzecz po raz pierwszy, po czym szybko go na siebie założyła, szczelnie zawiązując go w pasie, gdy mężczyzna zajmował się jej podartymi rzeczami, wrzucając je do worka, a następnie do stojącego w rogu kosza. Z całą pewnością nie było jej ich szkoda. Nienawidziła tych kilku skrawek materiału tak jak większości rzeczy tutaj. Wszystko było złe i brudne.
    Ponownie ją zaskoczył. Nie odpowiedziała na jego pytanie, po prostu na niego patrzyła, ponieważ w tym świecie to było oczywiste. Tylko tego się od niej oczekiwało, tylko tego chciano. Ludzie płacili, by spędzić z nią czas, ale nie przychodzili na rozmowy. W grę wchodziło znęcanie się i różne inne rzeczy, o których wolałaby zapomnieć, ale seks był oczywistą częścią, nieważne, z jakim wariatem miała do czynienia.
    Wolności? Zamierzał z nią tak tu siedzieć, a ona powinna patrzeć, jak bierze kokainę, ponieważ bez wątpienia to właśnie znajdowało się w tej małej folii. Teraz był spokojny, w miarę opanowany, co było trochę przerażające, ale wydawało się, że jest po prostu racjonalny. Nie wiedziała co stanie się, gdy weźmie tego więcej. Widziała jak to działa na ludzi, nigdy nie kończyło się dobrze. Zapewne inaczej podchodzili do pojęcia „wolność”, w końcu on nie był więziony, nie wiedział czym są prawdziwe tortury, zamknięcie w piekle.
    Nim zdążyła się dłużej nad tym zastanowić, wstała i stanęła obok niego. - W takim razie mnie uderz. - odparła bezbarwnym głosem, nie wahając się ani sekundy. Zabił człowieka, co prawda jej nie chciał zabić, ale wątpiła, by miał jakieś opory przed zrobieniem jej krzywdy. Tutaj nikt się przed tym nie wahał. - Zrób to, a wtedy będziesz mógł zaprowadzić mnie do siostry. Wtedy to będzie dzień wolności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pokręciła głową, ponieważ gdyby takie lekarstwo istniało, sama musiałaby je zażyć. Ich dusze były zapewne poharatane w podobnym stopniu, może na inne sposoby, a jednak to też ich łączyły. Widzieli rzeczy, których nigdy nie zapomną, żyli w strachu i robili rzeczy, których tak naprawdę nie chcieli robić. Byli niewolnikami i nie znali drogi ucieczki z piekła, które ich spotkało.
    Kącik jej ust prawie niezauważalnie uniósł się do góry. W tym miejscu nie było miejsca na śmiech, na dobry humor. Wszędzie był ból, płacz i zły, aczkolwiek on tym jednym zdaniem sprawił, że jakiś mały jej fragment odrobinę pojaśniał. - Vivienn. - odparła po prostu, uświadamiając sobie, że od dawna nikt nie pytał jej o imię. Niewiele rozmawiała z pacjentami, większość z nich wiła się z bólu, nic więc dziwnego, że nie mieli ochoty na pogawędki. Niektórzy byli typowymi liczącymi typami, którzy siedzieli nieruchomo i czekali, aż skończy. Niektórzy czasami próbowali rozmawiać, ale ona zazwyczaj niewiele mówiła. Nie wiedziała czemu tym razem było inaczej. Może dlatego, że jej umysł kalkulował, pracował na najwyższych obrotach i po raz kolejny szukał sposoby na ucieczkę, co od jakiegoś czasu się nie zdarzało, ponieważ nie mogła wymyślić niczego nowego. Do teraz.
    - Jeszcze siedź. - zarządziła, kładąc mu dłoń na ramieniu i zmuszając, by ponownie zajął miejsce. Wzięła jego dłoń i powoli zaczęła ją oczyszczać, zajęcie w sumie zbędne, ale gdyby ktoś wszedł, nie wyglądałoby to podejrzanie, ponieważ ochroniarze nie znali się na medycynie. Nie interesowało ich jak leczyła, ważne było, że doprowadzała do tego, że pacjent stał o własnych siłach. - Od paru miesięcy. Ciężko zliczyć, gdy wszystko zaczyna się zlewać. Zbyt długo, po prostu. - odparła, nie odrywając wzroku od jego knykci. - Nie ma tu kamer, ale nie wiem co z podsłuchem. Nic nie znalazłam i wątpię, by byli ciekawi co w spazmach jęczą niewolnicy. - dodała cicho, na chwilę unosząc głowę, by na niego spojrzeć. - Próbowałeś? Uciec?

    Jedynym jasnym punktem w tym życiu był fakt, iż mogła widzieć swoją siostrę. Co prawda wolałaby, aby Vi. tu nie było, przynajmniej nie ciążyłoby jej na piersi ogromne poczucie winy, które zresztą starsza siostra próbowała już wybić jej z głowy. Jednakże znajdowały się tu obie i w jakiś sposób nawzajem dodawały sobie siły, nawet jeśli przez kilka długich dni nawet przez sekundę się nie widziały. To były te dni niepewności, gdy nie wiedziały co dzieje się z tą drugą i mogły mieć tylko nadzieję. Dlatego była skłonna do wielu rzeczy, byle znaleźć się przy siostrze, by poczuć jej obecność i upewnić się, że wszystko jest dobrze. Dobrze jak na standardy, w których obecnie żyły.
    Nie bił kobiet... Cholerna nowość. Gdy akurat trafił się dziwny odmieniec, musiał nie bić kobiet. Gdy nadarzała się szansa, by zobaczyć siostrę, znowu przechodziła jej obok nosa. Może powinna sama się walnąć, rozbić szklankę na głowie, cokolwiek. W rodzinie to ona była od robienia szalonych rzeczy, może czas, który tu spędziła, bardziej na nią wpłynął i powoli zamieniała się w jakąś opętaną pannę, gotową robić niezrozumiałe rzeczy. Skinęła głową z krzywym uśmiechem. Jej siostra nawet tutaj musiała być chwalona, aczkolwiek nie czuła z tego powodu goryczy. Vi. była fantastyczna, dobra, pełna ciepła, dobrze, że przynajmniej ona nie musiała znosić tego cierpienia i mogła zszywać rannych, zamiast być zszywaną. Gdyby było inaczej, poczucie winy Low osiągnęłoby jeszcze skrajniejszy poziom.
    - Jakie sposoby? - zapytała, po czym spojrzała na paczkę papierosów. Okazjonalnie paliła, kiedyś, za co zawsze obrywała po uszach od siostry. Dlatego teraz pokręciła głową i odsunęła od siebie paczkę. Nie chciała palić, chciała, by zabrał ją do Vi. skoro najwyraźniej był tu kimś ważnym. Nie chciał jej zabić, nie bił kobiet, więc może los w jakiś sposób się do niej uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przełknęła, słysząc jego historię. - Przykro mi. - szepnęła po prostu, opuszczając głowę i wracając do oczyszczania małych zadrapań. Jak maszyna nakładała maść i owijała bandaż, gdy przed oczami miała obraz, który jej opisał. Tutaj tacy ludzie jak oni zawsze cierpieli, bez wyjątku. Widzieli straszne rzeczy, o których nigdy nie zapomną, o ile uda im się przeżyć. Byli naznaczeni bliznami, ale nie tylko tymi fizycznymi. W środku byli pokaleczeni i nic nie mogła już tego zmienić, ponieważ nie dało się odwidzieć czegoś, co przynajmniej raz się zobaczyło, a oni widzieli tu dziesiątki takich rzeczy.
    - Moja młodsza siostra była gwałcona i bita, oczywiście, że próbowałam. Nieraz. Jeśli się przyjrzysz, gdy będziesz wychodził, zauważysz, że gdzieś przy drzwiach kręci się dwóch ochroniarzy. Przez jakiś czas jeden stał w rogu pokoju i mnie pilnował. Wiesz jak to jest, szalona pielęgniarka i ostre narzędzia... - mruknęła, uśmiechając się do niego krzywo, gdy na chwilę ponownie uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Ale każda nasza próba kończyła się tak samo. Ta, która czegoś próbowała, później patrzyła jak krzywdą drugą. Wiedzieli, że większą karą dla nas będzie patrzenie na ból siostry. - wytłumaczyło chłodno, zaciskając dłonie w cienką linię, gdy przypomniała sobie kilka takich momentów.
    Informacja o lochach mogła być pomocna, ale miała świadomość, że bez czyjeś pomocy miały marne szanse. Nie wiedziała też jakim cudem mogłaby dotrzeć do lochów, nigdy tam nie była. Nie miała też możliwości swobodnego spacerowania po domu. Była więźniem, ochroniarze eskortowali ją z miejsca do miejsca. Podejrzewała, że stali się mniej czujni, ponieważ od ostatniego czasu niczego nie próbowała, ale mimo wszystko i tak miała z nimi marne szanse. Nawet lekcje samoobrony, które kiedyś brała, na niewiele się tu zdały.
    Gdy opatrzyła obie ręce, odwróciła się do metalowej tacki, stając do niego plecami i zamykając na chwile oczy. Wiedziała, że jej następne słowa będą brutalne, ale były prawdą, którą on na pewno znał, ale postanowiła wypowiedź to na głos, może wtedy coś zdziała. - Pewnego dnia przegrasz. Jutro, za tydzień, ale kiedyś tak. Znajdzie się ktoś nowy, ktoś, kto nie spędził tu tyle czasu, żywszy, silniejszy. Nie przyprowadzą cię do mnie. Nie będą mieli po co, bo nie jestem cudotwórcą. Nie jestem Bogiem. Co wtedy z twoją siostrą? Matką? Wolisz czekać, aż zginiesz, niż spróbować uciec i je uratować? Walcząc tu wcale ich nie ratujesz. Podtrzymujesz przy życiu, tylko tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepewnie zajęła miejsce przy stole, splatając ręce na kolanach i czekając. Nie wiedziała czego mogła się po nim spodziewać. Nigdy zresztą nie była zbyt dobra w odczytywaniu intencji ludzi, dlatego tak często się myliła. To jej siostra miała intuicję, była rozsądna. Ona z kolei była tą nierozważną, tą która popełniała błędy, które ktoś niejednokrotnie musiał naprawiać. Znalazł się tutaj właśnie przez jeden z jej błędów.
      Słowo ucieczka było w jej przypadku kluczem. To tak jakby pomachać głodującemu człowiekowi kawałkiem jedzenia, ożywiła się, a jej ciało stawało się czujniejsze, gotowe. Próbowała się stąd wydostać, nieraz, a później patrzyła, jak tną jej siostrę i nie pozwalają odwrócić wzroku. Patrzyła, jak ją podtapiają i nigdy nie miała pewności, czy pozwolą zaczerpnąć powietrza, czy przypadkiem nie będzie już za późno. Było tego zbyt wiele, więc w końcu przestała, choć Vi. w dalszym ciągu ją zachęcała. Nie przeszkadzał jej ten ból, mówiła, że była gotowa znieść więcej, byle tylko się stąd wydostały. Ona zawsze odpowiadała to samo i kończyło się na tym, że obecnie obie się bały. Napatrzyły się na cierpienie tej drugiej i to je obie powstrzymywało.
      Naprawdę był jej ostatnią deską ratunku? Szczerze w to wątpiła, ale z drugiej strony jej możliwości były bardzo ograniczone. Nie wiedziała po co mu wiedza, której od niej żądał, niespecjalnie ją to też interesowało. Chciałaby powiedzieć, że nie wie, że wszystko zlewa się w jedno, ale tak nie było. Każdy mężczyzna miał w jej głowie osobną szufladkę, a ona, pomimo tego, że próbowała z całych sił, nie była w stanie ich stamtąd wyrzucić.
      - Na jednego wołali Carter. Miał bliznę na policzku. Nic nie mówił. Gdy skończył, przypalił sobie papierosem skórę na przedramieniu. Miał tam dużo takich wypalonych kropek. Wyszedł, gdy ktoś powiedział, że towar jest gotowy do transportu. - mówiła, wpatrując się w dłoń, którą trzymała na kolanie. Na przemian zaciskała ją i otwierała, jakby nie potrafiła przestać. - Był facet, który miał wytatuowane prawe oko, a na czole tatuaż z tęczówką. Dziewczyny mówiły na niego Sanchez. Był związany z dostarczaniem broni, nie wiem, czy był głową, czy pionkiem, ale podczas wszystkiego w pokoju był jego ochroniarz. Nie stał na zewnątrz jak zwykle, stał w pokoju. - dodała, przeszukując pamięć w poszukiwaniu kolejnych nazwisk, jednakże zauważyła, że dłoń, w którą się wpatrywała, drżała, ta druga zresztą też. Znowu czuła się jakby niewidzialne ściany w jej umyśle napierały. Wiedziała z czym to jest związane. Jej siostra nazwała to zaburzeniami nerwicowymi, dysocjacyjnymi, w każdym razie wszystko sprowadzało się do traumy, którą przeżywała. Nie mogła sobie teraz pozwolić na odcięcie. Nie chciała, a wiedziała, że jedyny sposób to odwrócenie myśli, więc nim zdążyła się zastanowić, chwyciła za szklankę, którą jej podsunął i cisnęła nią przez pokój, a ta rozbiła się na ścianie. Później wstała i chwyciła krzesło, na którym siedziała, waląc nim o podłogę.

      Usuń
  8. Zamknęła oczy i odwróciła wzrok, kręcąc lekko głową. Kiedyś zapewne by się nie wahała, od razu chciałaby komuś pomóc, ale te czasy już minęły. Mogła walczyć później z poczuciem winy i goryczą, ze wszystkim, co ją spotka, byle zapewnić siostrze bezpieczeństwo, a by to zrobić, musiała być samolubna, racjonalna. Nie mogła poddać się nadziei i zwykłej wierze. Tak naprawdę nie znała tego człowieka. Chciała, by pomógł jej uciec, by razem się stąd wydostali, ale niczego więcej po prostu nie mogła mu dać ani obiecać.
    - Tylko ty możesz uratować swoją rodzinę, a nie zrobisz tego, zostając tutaj. - odparła, patrząc na niego i licząc, że jakoś uda im się dogadać. Wiedziała, że następnymi słowami może go do siebie zrazić, ale nie zamierzała go okłamywać. Nie była jeszcze tak bezwzględna. - Gdyby udało mi się uciec, przykro mi, ale nie udałabym się do twojej rodziny. Najważniejsza jest dla mnie siostra, musiałabym zapewnić jej bezpieczeństwo, ukryć ją. Nie mogłabym ryzykować dla kogoś, kogo nie znam. - odparła, odwracając wzrok. Chciała ratować życia, chciała pomagać ludziom, ale to było nim świat kazał jej wybierać, a wybór był oczywisty. Low była najważniejsza.
    - Poza tym we dwie nam się nie uda. Wystarczy jeden ochroniarz, by nas złapać. Ty byś sobie wtedy poradził. Znasz to miejsce, znasz lochy, może chłopaki ci pomogą. Możemy działać razem i się wydostać, możesz zaryzykować i spróbować uratować rodzinę albo czekać tutaj i wiedzieć, że i tak zginą.

    Nie spodziewała się ochroniarza, który wpadł no pokoju jak jakiś superbohater. Jakimś cudem zapomniała, że w tym miejscu nie ma prywatności. Wszędzie ktoś się czaił, gotowy zaatakować, bez skrupułów, a tym bardziej bez wahania. Wszyscy tu byli bezwzględni, pozbawienie moralności i kręgosłupa. Zastanawiała się, czy wracają do domów, do rodzin, do swoich kobiet i udają dobrych ludzi. Z całą pewnością nimi nie byli. Nie wyobrażała sobie, jak można robić takie rzeczy tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Wolałaby być całe życie biedna, niżeli zniżyć się do ich poziomu.
    Stała nieruchomo czując zimny metal przy skroni. Nie było to obce uczucie, coś takiego już nieraz ją spotkało. Na początku regularnie mierzono do niej z pistoletu, teraz to w dalszym ciągu robiło wrażenie, ale już nie takie. Dlatego stała jakby niewzruszona, czekając. Niespecjalnie skupiała się na ich rozmowie. Próbowała dojść do ładu z samą sobą po tym wybuchu. Uspokoić szybko bijące serce i zapanować nad ciemnością, która chciała przejąć kontrolę. To była słabość, z którą chciała walczyć, ale po prostu nie wiedziała jak. Gdy takie epizody się zaczynały, często była bezsilna i musiała je przeczekać. Tym razem udało jej się nad tym zapanować, ale był to jeden z nielicznych sukcesów.
    Ocknęła się, dopiero gdy poczuła uderzenie i z impetem wylądowała na podłodze. Przewróciła się na bok i splunęła krwią na podłogę, za co w innych okolicznościach pewnie ponownie by oberwała, ale tym razem uniknęła ciosu. Przynajmniej powróciła do świata żywych i przestała błądzić w obłokach. W głowie znowu jej pojaśniało, choć przecież powinno stać się odwrotnie. Zamrugała kilkakrotnie i podniosła się na łokciach, odgarniając ciemne włosy do tyłu.
    Słysząc jego słowa, spojrzała na roztrzaskane krzesło i wzruszyła obojętnie ramionami. - Chyba lepsze krzesło niż ty. - odparła po prostu, podnosząc się z grymasem z podłogi. - Rozumiem, że dzisiaj jest dzień rzucania mną, gdzie popadnie. - mruknęła, rozmasowując biodro, na którym zapewne pojawi się siniak, który zresztą dołączy do kolekcji innych ciemnych śladów, które pokrywały jej ciało. Przestała już nawet zwracać na nie uwagę. Były bez znaczenia tak jak wiele rzeczy tutaj.
    - Powiedziałam co wiedziałam. - oznajmiła, spoglądając na niego z determinacją, której od dawna jej brakowało. Kłamała, przynajmniej po części. Zapewne, gdyby bardziej się wysiliła, mogłaby przypomnieć sobie coś więcej, ale nie miała już siły.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zmarszczyła brwi, niepewna co powinna teraz zrobić, ale skinęła głową, bo co innego mogła zrobić? Jeśli dałby jej jakiś list, zapewne by go wysłała, pewnie w końcu by się złamała i nawet sama go wręczyła. Co zapewne byłoby idiotyczne, ale podejrzewała, że tak właśnie by uczyniła, ponieważ tyle mogła zrobić. Oczywiście, jeśli by jej pomógł i jeśli jakimś cudem udałoby im się uciec, ale to były tylko marzenia. Tak naprawdę nie mieli żadnego planu, pomysłu jak się za to zabrać i jak wcielić wszystko w życie.
    - Muszę porozmawiać z siostrą. Znowu będę ją narażać. - stwierdziła, wyrażając na głos swoje myśli, po czym odsunęła na bok stolik na kółkach. Zerknęła na zegar, który wisiał na ścianie, upewniając się, że za niedługo ktoś po niego przyjdzie.
    - Nie mamy dużo czasu. Przyjdą po ciebie, gdy zjawi się ten Bolton. - odparła, zerkając na drzwi, jakby sądziła, że te zaraz się otworzą i wejdzie przez nie jeden ze strażników. - Czym on się zajmuje? - zapytała, odwracając się z powrotem do chłopaka. Tak naprawdę dla niej szefem był Smith, w jej przypadku to on podejmował decyzję, w jej oczach rządził i decydował. Gdy coś się działo, gdy próbowała uciec lub sprawiała problemy, to właśnie on się zjawiał. Niczym władca ciemności gotowy karać za każdy występek. Był jednym z pierwszych osób, które tu zaatakowała, ale nożyczki, które były przeznaczone dla niego trafiły w udo ochroniarza. Za to z kolei oberwało się Low.

    Westchnęła zrezygnowana, z niesmakiem przyglądając się jak rozsypywał kolejną kreskę. Miała ogromną ochotę podejść bliżej i przewrócić ten cholerny stolik, ale stłumiła swój temperament, wpatrując się w jakiś punkt za jego plecami i po prostu czekając na to co będzie dalej. Miał racje, nie wiedziała kim był. Nie pytała i nie zamierzała. Powiedział już, że jest ważny, nie musiała wiedzieć jakie stanowiska zajmował. Pełnił funkcję kata, porywacza, króla, nieważne.
    Przełknęła, gdy nagle przyciągnął ją do siebie i odwzajemniła spojrzenie, oddychając szybciej i czekając. Mógł mówić, że jej nie uderzy. Problem w tym, że mu nie wierzyła. Pracował tutaj, wątpiła, że był o wiele lepszy od innych mężczyzn, których spotykała. Mówił, że może pomóc jej uciec, ale nie miała pewności czy był nawet do tego zdolny. Westchnęła zdenerwowana i wyswobodziła się z jego uścisku, robiąc krok do tyłu. Nie potrzebowała ochrony, chciała uciec wraz z siostrą, nie zamierzała mu jednak tego teraz tłumaczyć. Po prostu zacisnęła zęby, biorąc się w garść i zaczęła mówić.
    - Samuel jakiś. Nie wiem. Był ciemnoskóry, miał tatuaż na ramieniu, celtyckie wzory. Z tego, co usłyszałam, przyjeżdża raz na jakiś czas na walki i wybiera chłopaka, który wyda mu się odpowiedni. Pracuje dla Hamiltona, ale jego nie spotkałam. On przychodzi tylko do jednej dziewczyny raz w miesiącu. Ma na jej punkcie obsesje, nie pozwala, by ktoś inny ją odwiedzał. Ma na imię Sierra. - stwierdziła, splatając dłonie za głową i odchylając się, by spojrzeć w sufit, jakby w ten sposób mogła sobie w jakiś sposób pomóc i powstrzymać wspomnienia, które musiała tak szczegółowo przeszukiwać. Nigdy nie przykładała większej wagi do tych wszystkich nazwisk i historii. Nie sądziła, że ta wiedza kiedykolwiek jej się przyda. - Diemid. Rosjanin. Mówił dużo, ale tylko po rosyjsku, więc nic nie zrozumiałam. Jego córka robiła za tłumacza. Wiem tyle, że przyjechał przetestować towar, nim dobiją targu. Chodziło mu o dziewczyny, które tu pracowały. - odparła gorzko, zaciskając dłonie na włosach, by móc skupić się na tym fizycznym bólu i odgrodzić się od tego mentalnego. - Nie wiem więcej, może były jakieś nazwiska, ale nie skupiałam się na nich. Naprawdę sądzisz, że interesowało mnie, jak oni mieli na imię? - rzuciła zdenerwowana, odwracając się w jego stronę, wpatrując się w niego gniewnie, choć wiedziała, że to i tak nie zrobi na nim wrażenia. - Nie interesuje mnie nawet jak ty się nazywasz. Chcę się po prostu stąd wydostać!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pokręciła przecząco głową, ponieważ choć chyba wcześniej gdzieś usłyszała to nazwisko, nie mogła go połączyć z żadną inną sensowną informacją, a tym bardziej z żadną twarzą. Podeszła do szafki i nalała mu do szklanki wody, którą mu po chwili podała, siadając obok na kozetce. Musiała przyznać, że fakt, iż Smith był tylko pionkiem bardzo ją zaskoczył. O tym młodszym bracie zresztą też wcześniej nie słyszała i nie dziwiła się temu. Jeśli, któraś z nich mogła znać te nazwiska, to prędzej jej siostra. Ona miała większą styczność z tymi wszystkimi ludźmi, z kolei Vi. większość czasu spędzała tutaj, okazjonalnie wychodząc na ring, gdy akurat zabrakło im dziewczyn. Co za tym idzie, nie miała możliwości pozyskiwania informacji, czasami coś posłyszała, ale nie było tego aż tak wiele. Jej pacjenci nie byli plotkarzami, ochroniarze też nie przychodzili do niej na zwierzenia.
    - Dużo wiesz. Jak długo ty tu jesteś? - zapytała, przyglądając mu się kątem oka. Zapewne nie powinna tak tu sobie spokojnie siedzieć i prowadzić z nim pogawędki, aczkolwiek od dawna nie prowadziła tak luźnej rozmowy. Poza tymi ze swoją siostrą, które zresztą były dosyć rzadkie.

    Wywróciła oczami, słysząc jego pochwałę i zdrobnienie, które słyszała zbyt wiele razy. To nazywali słodkim określeniem? Kiedyś może też tak uważała. Teraz kojarzyło jej się z tymi wszystkimi mężczyznami i dołączyło do listy słów zakazanych. Odwróciła się, gdy poszedł porozmawiać z ochroniarzem. Początkowo sądziła, że zamierza ją wydać, a serce zabiło jej szybciej z przerażenia i mimowolnie poczutej zdrady, ale stało się inaczej. Usłyszała jakieś polecenie dotyczące ciuchów, ale nic dotyczącego jej największej obawy. Odetchnęła i skierowała się w stronę łóżka, na którym spokojnie usiadła. Skoro roztrzaskała krzesło, musiała zadowolić się materacem. Co więcej, niespecjalnie uśmiechało jej się siedzenie przy tym stole. Była niemal pewna, że mogłaby tam dostrzec resztki narkotyków.
    Skinęła głową, po raz pierwszy od bardzo dawna pozwalając sobie na iskierkę nadziei, na zalążek wiary, który się w niej pojawił. Może była głupia i naiwna, ale chciała wierzyć, że mężczyzna dotrzyma słowa, że ją stąd wyciągnie. Może resztę życia spędzi oglądając się przez ramię i budząc się w nocy z krzykiem, ale przynajmniej znajdzie się daleko stąd, wraz z siostrą, która z całą pewnością nie powinna dłużej przebywać w tym miejscu.
    - Zabierzesz mnie dzisiaj do niej? Oni jej nie wypuszczą. - rzuciła, spoglądając na niego uważnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez rok walczył nieustannie na ringu. Musiał być dobry skoro tyle wytrzymał. Widziała kilka walk, zazwyczaj jednak większość czasu tam spędzała na odwracaniu wzroku, ponieważ nie była w stanie tak po prostu przyglądać się jak ci mężczyźni wymieniają się ciosami, które dla przeciętnych ludzi byłyby zapewne śmiertelne. Co więcej, miała świadomość, że jeden z nich może później trafić do niej i tym bardziej nie chciała na to patrzeć. Nie mogła sobie wyobrazić, jak ludzie mogli chcieć przyglądać się temu z własnej woli, co więcej, jeszcze za to płacić. Jakby byli w jakimś cholernym kinie i nie zdawali sobie sprawy, że patrzą na zwykłych ludzi, takich samych, jakimi byli oni.
    - Mogę też wbić ci skalpel w udo i nie będę musiała kłamać. - stwierdziła, spoglądając na niego z kamienną twarzą, jakby naprawdę rozważała taką możliwość. - Spokojnie. Żartowałam. Chyba już za długo tu siedzę. - odparła, trącając go lekko ramieniem, uważając, by przypadkiem nie podrażnić, któregoś z jego obolałych miejsc, chociaż podejrzewała, że w gruncie rzeczy bolało go praktycznie całe ciało.

    Skinęła głową już nie mogąc doczekać się aż wyjdą z tego pokoju. Nie potrzebowała tych ciuchów, niczego. Chciała po prostu jak najszybciej zobaczyć się z Vi. Nie mogła go jednak pośpieszać, więc po prostu czekała. Od zawsze była niecierpliwa, acz w ostatnich miesiącach ta cecha przestała dawać o sobie aż tak często znać. Zresztą dotychczas nie było zbyt wielu rzeczy, na które pilnie oczekiwała.
    - Sam możesz sobie podać. - mruknęła, ale wbrew swoim słowom wstała i podeszła do hotelowego wózka, na którym stała taca z jedzeniem. Zapewne nie była urodzoną damą, ponieważ zaburczało jej w brzuchu, gdy dotarł do niej zapach przyszykowanych dań. Może powinna się zbuntować i podziękować za posiłek, ale była głodna, a jedzenie od zawsze było jedną z ulubionych rzeczy w jej życiu. Dlatego, choć początkowo rzuciła ironiczną uwagę, zabrała się za podawanie do stołu. Przynajmniej rękę miała pewną z czasów, gdy jeszcze pracowała jako kelnerka w restauracji niedaleko domu. Odległe czasy.
    - Dziwne, że jeszcze nie najadłeś się tym proszkiem. - odparła z przekąsem, bez większego zastanowienia, gdy kładła przed nim talerz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pokręciła głową, ponieważ wiedziała, że nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Matt cierpiał w życiu wystarczające męki, nie mogłaby być kolejną osobą, która go rani. Co więcej, nigdy nie chciała krzywdzić ludzi, pragnęła ich ratować. W tym miejscu jej priorytety się zmieniły i była w stanie krzywdzić tych, którzy krzywdzili ją lub Low, choć w dalszym ciągu nie czuła się z tym wspaniale. Gdyby kogoś stąd zabiła, miałaby krew na rękach, chociaż może i tak już ją miała, skoro pomagała w tym całym przedsięwzięciu...
    - Tylko mniej więcej. Jak już mówiłam, tu nie mam monitoringu, w pokojach w pobliżu też. Ten korytarz, którym przyszedłeś jest tylko i wyłącznie pilnowany przez ochroniarzy. Co do innych, nie mam stuprocentowej pewności. Miałam kilka okazji, by się rozejrzeć po niektórych pomieszczeniach. - stwierdziła, intensywnie się nad czymś zastanawiając. - Logan, on zajmuje się monitoringiem. Kiedyś u mnie był, mówił, że całe dnie spędza piętro wyżej. Czyli tam wszystkiego dopilnowuje.

    - Może jestem wegetarianką? - rzuciła ironicznie, co może i nie było prawdą, ale przecież zawsze mogło nią być. Chociaż czy nawet wegetarianka utrzymałaby swoje standardy w tym miejscu? Sprawa dosyć wątpliwa. Ona bez wątpienia by się złamała. Skrzywiła się, ale po chwili przysiadła do stołu.
    Oczywiste było, iż wolała spożyć dobry posiłek, niżeli robić to, o co zapewne podejrzewali ich inni. Zabrała się za jedzenie, odkrawając pierwszy kawałek steku, a gdy jej kubki smakowe wreszcie zorientowały się co zostało im poddane, mimowolnie zamruczała. Nie można było jej się dziwić. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz jadła coś tak dobrego, uniosła wzrok, ponieważ teraz dostarczyła mu niezbitych dowodów na to, że z całą pewnością nie należy do gatunku roślinożerców.
    - Tym razem możesz powstrzymać się od komentarza, kotku... - mruknęła, wskazując na niego widelcem, przy zdrobnieniu próbując naśladować ton jego głosu, w chwili, gdy to on się tak do niej zwracał.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Chyba mogłabym znaleźć coś z podobnym skutkiem. - odparła, przeszukując w głowie listę środków, jakie miała tu do dyspozycji. Nie było ich znowu aż tak wiele. Miała się skupiać na zszywaniu, sklejaniu i doprowadzaniu ich do stanu używalności, nic więcej, aczkolwiek dzięki temu, że Smith w jakiś pokręcony sposób ją doceniał, jej asortyment był odrobinę większy i prawdopodobnie udałoby jej się znaleźć odpowiedni środek.
    - Nikt nie pilnowałby kamer. To byłaby chwilowa okazja, ale przy mnie zawsze jest jakiś ochroniarz, poza tym oni są wszędzie. Musieliby chwilowo skupić się na czymś innym, byśmy mogli przejść. - stwierdziła, próbując wszystko dokładnie przeanalizować. Z nim miały większe szanse trafić do lochów, same nie dotarłyby tam wystarczająco szybko, biorąc pod uwagę, że zbyt słabo znały rozkład budynku. - Skoro nie wychodzisz z nami, będziemy musiały skombinować broń.

    Zaufanie... W tym miejscu to słowo nieczęsto było wypowiadane. Poza tym dla niej zaufanie działało w obie strony, jeśli jedna strona nie ufała, druga tym bardziej nie była w stanie się do tego zmusić. Czy ona mu ufała? Z całą pewnością chciała mu wierzyć, ponieważ w przeciwnym razie straciłaby resztki nadziei. Był jej ostatnią deską ratunku, nie miała już innych pomysłów na wydostanie się z tego przeklętego miejsca.
    Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Nazwisko wydawało jej się znajome, możliwe, że kiedyś przelotnie je usłyszała, ale nic więcej nie przychodziło jej do głowy. Może inne dziewczyny, które pracowały dłużej mogłyby mu coś na ten temat powiedzieć. Zresztą rzadko z nimi rozmawiała. Pracownice nie miały zbyt wiele okazji na pogawędki, a nawet jeśli, to większość z nich nie miała na nie ochoty. Wszędzie panował rażący brak zaufania, wszyscy byli podejrzliwi i bali się odezwać. Jednakże po chwili coś sobie przypomniała. Może mało znaczące, ale w końcu miała mu mówić tyle ile wiedziała.
    - Ten Rosjanin, Diemid. Powiedział jedno zdanie po naszemu, kaleczył, ale wyraźnie wymówił Bolton. Tylko nie Victor, to było inne imię, ale nie pamiętam jakie. - stwierdziła w zamyśleniu, próbując sobie dokładnie przypomnieć co mężczyzna wtedy powiedział.

    OdpowiedzUsuń
  14. Skinęła głową, rozważając taką możliwość. Nie chciała, by ktoś się dla niej narażał, wiedziała, że ci mężczyźni będą mieli przez to później problemy, ale z drugiej strony miała świadomość, że jej możliwości są bardzo ograniczone. Nie mogła uratować wszystkich, tutaj musiała wpierw pomyśleć o sobie, a gdy się stąd wreszcie wydostanie, zapewni siostrze bezpieczeństwo, postara się o to, by wszyscy, którzy są tu przetrzymywani, zostali uwolnieni.
    - Nie chcę jej narażać. - wtrąciła od razu, kręcąc przecząco głową, ale po chwili przygryzła dolną wargę, gdy do jej umysłu wkradły się pytania i wątpliwości. Prawda była taka, że i tak obie się narażały, samą próbą ucieczki, aczkolwiek w takich chwilach jej siostrzany instynkt zawsze brał górę. - To musi być jej decyzja, pewnie się zgodzi, ale to będzie ostateczność. - dodała po chwili, czując jak na jej barkach pojawia się kolejny ciężar odpowiedzialności. - Może moglibyśmy po prostu ukraść broń, któremuś z ochroniarzy. Dałbyś radę? - zapytała, spoglądając na niego z nadzieją.

    Gdy wymówił odpowiednie imię, lampka w jej głowie się zapaliła i pokiwała twierdząco głową, zastanawiając się kim był ten mężczyzna i dlaczego blondyn tak się nim interesował. Zmarszczyła brwi, uważnie mu się przypatrując, ale nijak tego nie skomentowała. W końcu nie była od zadawania pytań, w gruncie rzeczy miała tylko na nie odpowiadać, dzięki czemu później mogłaby się stąd w jakiś sposób wydostać. Co prawda on jeszcze nie opowiedział jej o tym swoim wybitnym planie, ale wyglądał na inteligentnego typa, a to w połączeniu z jego możliwościami, mogło stanowić idealną drogę ucieczki.
    - Diemid jest specyficzny, ale nazwał tego chłopaka lisem, tyle zrozumiałam. Wspomniał też, że właśnie przez takich ludzi ma wszędzie swoich ludzi. Dziwne, zresztą tak jak cały on. - odparła, wzruszając ramionami i nabierając na widelec kolejną porcję jedzenia. Nie skorzystała z wódki, a szklanka obok niej w dalszym ciągu była pełna, ale chciała zachować całkowitą trzeźwość umysłu. Wystarczyło jej to co wypiła wcześniej. - A ten Nikolai, kim jest? - zapytała, nim zdążyła się ugryźć w język. Jej ciekawość znowu dawała o sobie znać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przełknęła, przez chwilę milcząc. Kolejna osoba, która miała się dla niej narażać. Polubiła Matta, choć niedawno go poznała. Był jedną z niewielu dobrych osób, z jaką ostatnio miała styczność. Wiedziała, że walczył dla rodziny, że dla nich był gotowy zginąć. Musiał wiele przeżyć, zobaczyć straszne rzeczy, a mimo to wciąż chciał jej pomóc. Żałowała, że takich ludzi spotykają takie krzywdy, ale to samo mogła powiedzieć o sobie i swojej siostrze. Nikt z nich nie zasłużył na to co teraz przeżywali.
    Plan wydawał się krótki i w miarę prosty. Musieli zdobyć broń, ukryć ją, podtruć Logana i obezwładnić ochroniarza, a później dostać się do lochów. Wiedziała jednak, że wszystko było o wiele trudniejsze, a jedno niepowodzenie wystarczyło, by cały plan się posypał. Prawda była taka, że kluczowym członkiem był właśnie Matt, a jeśli coś mu się stanie i nie uda mu się do niej dotrzeć, bez niego sobie nie poradzi.
    - Jesteś pewny, że chcesz nam pomóc?

    Cofnęła się o krok, gdy z łazienki wybiegły dwa duże psy. Przełknęła niepewnie, zastanawiając się jakim cudem ich nie usłyszała, ani nie zorientowała się, że spokojnie tam czekają. Nie wiedziała co takiego mogłaby wykombinować. Nie znajdowali się na parterze, tylko na którymś piętrze, sama nie wiedziała dokładnie, na którym. Nawet jeśli w łazience byłoby jakieś okno, nie była na tyle głupia, by przez nie wyskoczyć, gdy w perspektywie miała inny plan ucieczki. Mianowicie pomoc tego nieznajomego mężczyzny. Z całą pewnością więc nie zamierzała robić liny z ręczników i wyskakiwać. Najpewniej i tak zostałaby złapana.
    Zasalutowała i zgarniając z łóżka torbę z ciuchami, ruszyła w stronę łazienki. Wpierw jednak zerknęła do środka, jakby obawiała się, że znajdzie tam jeszcze jednego psa, a gdy upewniła się, że teren jest czysty, weszła do środka, zamykając za sobą drzwi i przekręcając metalowy zamek. Była to przynajmniej minimalna namiastka prywatności, jaką mogła sobie zapewnić. Położyła torbę na marmurowym blacie przy zlewie i zajrzała do środka. Wiedziała jak powinna się ubrać, dlatego naszykowała sobie odpowiedni strój i wreszcie pozbyła się puchatego ręcznika. Z ulgą zmyła z siebie cały dzisiejszy dzień, żałując, że woda nie działa na wspomnienia, których także chciała się pozbyć.
    Gdy skończyła się szykować, stanęła przed lustrem, przyglądając się krótkiej, czerwonej, skórzanej spódniczce, którą miała na sobie i obcisłemu czarnemu topowi. Strój dopełniały ciasno plecione kabaretki. Przypatrywała się im przez chwilę, aż wreszcie schyliła się i zrobiła w nich kilka dodatkowych dziur. Skoro miała wyglądać, jak przykładna pracownica, musiało to wyjść przekonująco. Dopiero wtedy wyszła z łazienki, przeczesując palcami włosy. - I tak wyjdziesz na łagodnego. Wracałam w gorszym stanie.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Rozumiem. Bardziej niż zdajesz sobie z tego sprawę. - odparła, posyłając mu pokrzepiający uśmiech, po czym zeskoczyła z kozetki i podeszła do blatu. Wysunęła jedną z szuflad, zgarnęła mały notes i długopis. Miała go na potrzeby zapisywania rzeczy, które były jej niezbędne do leczenia pacjentów. Gdy czegoś jej brakowało, musiała po prostu zrobić listę i przekazać ją ochroniarzowi, a on na zlecenie Smitha miał dopilnować, by miała co potrzebne. Oczywiście mogła prosić jedynie o podstawowe rzeczy, ponieważ nic ponadto nie zamierzali jej oferować. Dlatego niejednokrotnie ciężko było jej pomóc, któremuś z pacjentów i musiała radzić sobie innymi sposobami.
    - Proszę. - powiedziała, podając mu przedmioty i oddalając się na bok, by mógł spokojnie pisać i nie czuć skrępowania. Zajęła się czyszczeniem narzędzi, by dać mu przynajmniej namiastkę prywatności. Na jego miejscu zapewne by jej potrzebowała.

    - Low. A ty? - odparła, sądząc, że skoro ona się przedstawiła, on także mógł. Co, jeśli okaże się, że już usłyszała gdzieś jego nazwisko i to w złym kontekście? W sumie i tak już upewniła się, że nie jest dobrym człowiekiem. Poza tym w końcu tu pracował, był kimś ważnym, był tego częścią i się na to zgadzał. Nie był dobry, nawet jeśli mógł pomóc jej uciec.
    Taki punkt widzenia też mógł się sprawdzić, choć wątpiła, by ludzie w Paradise zwracali zbyt wielką uwagę na to, czy ktoś jest cywilizowany, czy też nie. Sama niejednokrotnie słyszała ich wymiany zdań dotyczące kobiet i z pewnością nie było tam mowy o zachowaniu cywilizowanym. Traktowali je jak zwierzęta, nawet uprzedmiotawiali, jakby zapomnieli, że te wszystkie kobiety były ludźmi, zapewne o wiele lepszymi moralnie od nich. Oni jednak zachowywali się jakby byli władcami, a one nędznymi robalami, którymi czasami się zabawiali i wyładowywali na nich swoje dziwne upodobania.
    Wzruszyła ramionami, ponieważ niczego innego się nie spodziewała. W oczach ochroniarzy, a także innych ludzi Smitha była nikim i tak ją traktowali. On także nie powinien traktować jej inaczej, nawet tego od niego nie oczekiwała. Szczerze mówiąc niespecjalnie nawet ją to interesowało. Ona chciała jedynie spotkać się z siostrą, a później się stąd wydostać.
    - Jedna z lepszych. Ponoć mała ma pazura. - stwierdził jeden z ochroniarzy, mierząc ją wzrokiem. Przełknęła, ponieważ dopiero teraz zaczęła się zastanawiać czy mężczyzna dla niepoznaki nie posunie się dalej i pozwoli ochroniarzom przekroczyć granice, a z doświadczenia wiedziała, że każdy z nich miał lepkie rączki. Sama ich praca była w jej oczach obleśna. Koczowali pod drzwiami ze świadomością, że za nimi jakaś dziewczyna jest gwałcona.
    Mężczyzna, który przed chwilą mierzył ją wzrokiem, podszedł do niej bliżej, chwytając za ramię. Nie mogła im się dziwić, miała swoje za uszami. - Odprowadzić ją na dół? Kilka razy próbowała zwiać. - stwierdził, a ona spojrzała na niego gniewnie, szarpiąc ręką, na co on jedynie zacisnął uścisk i przyciągnął ją bliżej siebie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Odwróciła się w jego stronę ze smutkiem, spoglądając na notes, który odłożył. Nie mogła go przekonywać. Sama nie wiedziała co zrobiłaby na jego miejscu. Co napisałaby rodzicom? Nie miała wątpliwości co do tego, że zapewne odchodzili od zmysłów i martwili się o córki, ponieważ od miesięcy nie mieli od nich żadnych wieści. Tęskniła za nimi i miała nadzieję, że wszystko z nimi w porządku. Gdyby świat był idealny, od razu po ucieczce pobiegłaby do nich, ale nie mogła. Nie mogła ich narażać ani siebie i siostry. Musiały się skryć i jakoś ich ostrzec, zapewnić, że teraz będzie dobrze, że już są bezpieczne. Nienawidziła tego, że wszystko było tak skomplikowane.
    - Za czym tęsknisz najbardziej? Poza rodziną. - zapytała, ponownie do niego podchodząc i siadając z boku. Licząc, że w ten sposób oderwie na chwilę jego myśli i choćby na sekundę przegoni smutek w jego oczach. Mogła zrobić przynajmniej tyle.

    Zacisnęła usta i spuściła głowę, udając, że ignoruje ich rozmowę. W takich momentach niejednokrotnie była tak wyczerpana, że ledwo sama stała na nogach, ale w większości przypadków brało się to z obrażeń, jakie jej zadawali, a teraz nie była specjalnie ranna. Tak jak on to nazwał, wychodził na cywilizowanego człowieka. Oni jednak prawdopodobnie stwierdzą, że mężczyzna niespecjalnie się postarał, skoro wyszła w całkiem dobrym stanie. Gdy mężczyzna zniknął, ochroniarz popchnął ją do przodu, dając tym samym znać, że powinna się ruszyć. Jakimś cudem udało jej się utrzymać równowagę i nie wywrócić na wyłożonej ciemną wykładziną podłodze. Ruszyła do przodu, licząc, że jak najszybciej znajdzie się na zewnątrz, ponieważ wtedy ten idiota pójdzie i przestanie odcinać dopływ krwi w jej ramieniu.
    - Chyba potrzebujesz czegoś więcej, skoro chodzisz o własnych siłach. - stwierdził, co ona z kolei skwitowała głuchym milczeniem, ponieważ nie miała mu nic innego do powiedziała. Wątpiła też, że oczekiwał od niej jakiejkolwiek odpowiedzi. To była raczej jednostronna rozmowa. Przez większość drogi ze szczegółami opowiadał co chciałby jej zrobić, a ona zastanawiała się, czy to właśnie robią ochroniarze, gdy stoją pod tymi drzwiami. Po prostu wyobrażają sobie siebie. Zareagowało, dopiero gdy przy wyjściu z budynku, zbliżył się do niej i przesunął językiem po jej uchu. Wzdrygnęła się i szarpnęła, co i tak było bezowocne, ponieważ dalej mocno ją trzymał.
    - Prędzej zwymiotowałabym ci twarz. Pewnie jak każda inna laska. - warknęła, spoglądając na niego z obrzydzeniem, zapominając o tym, że powinna ugryźć się w język. Najwyraźniej jej dzień wolny sprawił, że nabrała więcej ikry. Wtedy uderzył ją wierzchem dłoni w twarz, ponieważ... Cóż, ponieważ mógł, tak po prostu. Więcej już się nie odezwała, a on zaprowadził ją do samochodu, wpychając do środka i zamykając drzwi.
    Oparła głowę o szybę, przesuwając językiem po wardze i wciągając z sykiem powietrze, gdy poczuła rozcięcie. Wolała nie wiedzieć jak zareaguje na to siostra. Jeden policzek przecięty, drugi zaczerwieniony, a do tego jeszcze rozcięta warga. Gdy usłyszała jego pytanie, spojrzała na niego, przekrzywiając na bok głowę. - Byłam grzeczna jak aniołek. - odparła sarkastycznie, uśmiechając się bez humoru.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jego rozbawienie także i jej się udzieliło i na tę krótką chwilę pozwoliła sobie oderwać się od rzeczywistości i powędrować do świata, za którym tęskniła całą sobą. Wpływ na to miał też fakt, iż na nowo wierzyła, że może jakimś cudem uda jej się stąd uciec. Znowu miała plan, całkiem dobry plan. Miała również kogoś do pomocy, kogoś, kto mógł wiele zdziałać.
    - Za mrożoną kawą, którą zawsze robiła moja mama. Za filmowymi wieczorami z Low. Za słońcem. - stwierdziła, choć mogło brzmieć to dziwnie, aczkolwiek brakowało jej zwykłych spacerów w ciągu dnia. Dopiero tutaj zdała sobie sprawę ile prostych, codziennych rzeczy kocha i za którymi mogłaby tęsknić. Tęskniła nawet za grą w szafy z ojcem, choć za każdym razem z nim przegrywała, nawet gdy ten próbował dać jej wygrać.

    Wywróciła oczami i powróciła do wyglądania przez okno, ponieważ była już przyzwyczajona do takich sytuacji. Znosiła gorsze krzywdy, niżeli zwykły policzek. To w dalszym ciągu bolało, ale bardziej mentalnie, niżeli fizycznie.
    Cofnęła się zaskoczona, wtulając się w szybę, gdy w samochodzie pojawił się ten sam obślizgły ochroniarz. Przełknęła, niepewna co tak właściwie się działo, ponieważ dotychczas taka sytuacja nie miała miejsca, nawet nic zbliżonego do tego. W innej sytuacji zapewne roześmiałaby się słysząc porównanie, które zastosował blondyn, aczkolwiek w tym momencie akurat nie było jej do śmiechu.
    - Suka szczekała, co miałem zrobić? - mruknął ochroniarz, próbując wydostać się z uścisku, ale w efekcie na jego twarzy wymalował się jeszcze większy grymas. Wcześniej nie podejrzewała swojego towarzysza o taką sprawność fizyczną, ale najwyraźniej źle go oceniła. Potrafił coś więcej niż wymachiwać pistoletem i nie była pewna czy jest pełna podziwu, czy raczej jeszcze bardziej przerażona. - Sory, nie wiedziałem, że zwracasz uwagę na takie gówna. - rzucił wreszcie, spoglądając na nią wściekle, jakby to ona była temu wszystkiemu winna. Teraz pewnie powinna powiedzieć, aby go puścił. W końcu tego chciała, chyba. Z całą pewnością nie miała ochoty, by jego krew znalazła się na jej twarzy, a to zapewne mogłoby się stać, biorąc pod uwagę to co stało się wcześniej z jej poprzednim klientem. Zapewne sprzątaczce nie udała się doczyścić ścian... Jednakże dalej musiała grać jego klientkę, a co za tym idzie, nie mogła mu rozkazywać.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak, kawa była zdecydowanie jedną z rzeczy, za którymi tęskniła najbardziej. Zwykła, mała rzecz, której wcześniej chyba wystarczająco nie doceniała. Miała świadomość, że przynajmniej raz dziennie musi dostarczyć swojemu ciału dawki kofeiny, aczkolwiek nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo może jej tego brakować. Zaśmiała się, gdyż teraz sama zapewne miałaby ochotę na jakiegoś kalorycznego hamburgera, choć wcześniej jadała takie rzeczy sporadycznie. Obecnie zadowoliłaby się nawet zimnymi frytkami.
    Pokiwała głową, ponieważ taki plan wydawał się prosty, banalny. Wyjść i zjeść hamburgera, nie martwić się o nic więcej. Obejrzeć ulubiony serial, wypić małą czarną. Zrobiłaby wszystko, aby te plany kiedyś się spełniły. Jak wiele może się zmienić przez tak krótki okres... Kiedyś marzyła o wielkich rzeczach, teraz ich miejsce zastąpiły te drobne, z pozoru niezauważalne, aczkolwiek gdy ich zabrakło, świat tracił swoje barwy.
    - Co robiłeś, zanim tu trafiłeś? Wiesz, pracowałeś?

    Usłyszała jak ochroniarz przeklina siarczyście, w odpowiedzi na coś, co wyszeptał mu do ucha blondyn. Zapewne sama wolałaby tego nie słyszeć i może dobrze, że ją ta wypowiedź ominęła. Dałaby sobie rękę uciąć, że była to jakaś barwna groźba. A wypowiedziana jego prostym, a jednocześnie grożącym tonem, musiała być tym bardziej przerażająca. - Jasne jak słońce. - mruknął w odpowiedzi, zaciskając zęby jakby z trudem panował nad samym sobą. Zapewne obecna sytuacja uświadomiła mu, że także nie znajdował się zbyt wysoko w hierarchii, a jego męska duma cierpiała z każdą sekundą.
    Chwilę później mężczyzny nie było w samochodzie, a jego miejsca zajęły dwa duże psy, które nadal napawały ją strachem, ale jak na razie nie wykonały w jej stronę żadnego groźnego ruchu, toteż uznała, że nie musi się obawiać. Najwyraźniej czekały na polecenie swojego pana, a ona miał nadzieję, że ich właściciel nie postanowi jej uśmiercić we wnętrzu samochodu.
    Spojrzała na niego i po prostu się uśmiechnęła, nic nie mówiąc. Nie musiała mu dziękować, wiedział, że jest mu wdzięczna. Nikt tutaj się za nią nie wstawił, oczywiście prócz jej siostry, ale one widziały się sporadycznie. Przez resztę czasu była zdana na siebie, a on, choć nie musiał tego robić, pomógł jej. Co prawda z drugiej strony pilnował wykonywania poleceń, ale wierzyła, że chodziło o coś więcej.
    - Dobrze, że go nie zabiłeś. - odparła po prostu, opierając głowę o szybę i przyglądając się mu kątem oka.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Pracowałam dorywczo w małej klinice. Gdy miałam jakieś dni wolne, byłam wolontariuszką w jadłodajni dla bezdomnych. Początkowo zajmowałam się podawaniem jedzenia, acz później pomagałam także odwiedzającym z różnymi ranami i skaleczeniami, z którymi nie chcieli zwrócić się do szpitala. - odpowiedziała, wspominając tamte chwile, które zresztą sama zgodziła się porzucić i wyjechać wraz z siostrą. Nigdy jednak nie przypuszczała, że trafi tutaj. Słyszała o takich historiach w telewizji, czytała w gazetach, aczkolwiek to wszystko wydawało się odległe, niewiarygodne historie, które zdarzają się obcym ludziom. Teraz stała się częścią tego świata, tych strasznych historii.
    - Wiesz, chciałam zmieniać świat, przynajmniej w małym stopniu. Wierzyłam, że wszystkim należy się pomoc, nie dostrzegałam wielu rzeczy, choć przecież pracowałam w szpitalu. - stwierdziła, zamyślając się i przez chwilę nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. - Aż trafiłam tutaj, gdzie dobro staje się po prostu wspomnieniem. Odległym, nawet śmiesznym.

    Wyprostowała się na siedzeniu i przyjrzała się mu uważnie, gotowa wysłuchać wszystkiego, co miał do powiedzenia i przystać na każdą propozycję, byle plan się powiódł, a ona mogła się stąd bezpiecznie wydostać wraz z siostrą. Jednakże słysząc jego słowa, spojrzała na niego zaskoczona, jakby przestała widzieć racjonalnego człowieka, a dostrzegła wariata. - Zwariowałeś. - oznajmiła, od razu kręcąc głową i odmawiając wykonania zadania.
    - Ustaliliśmy, że nie jesteś popieprzony, ja nie jestem specjalnie pobita, bo jesteś w miarę normalny. - oznajmiła racjonalnie, licząc, że w ten sposób go przekonana. Co więcej, nie była pewna czy on naprawdę aż tak bardzo jej ufał. W końcu chciał, by zrobiła mu krzywdę, a co gdyby zrobiła mu coś więcej niż tylko draśnięcie? W końcu bywała nieprzewidywalna, a on nie mógł wiedzieć do czego była zdolna, choć prawdę mówiąc, zapewne nie byłaby w stanie poważnie go uszkodzić. Gdy jej siostra chodziła na lekcje samoobrony, ona poszła tylko na jedną, a później spędzała czas w innych miejscach. Była zmienna jak pogoda, szybko się nudziła, a statyczność nie leżała w jej naturze. Lubiła zmiany, dlatego ciężko było jej zachować systematyczność i dyscyplinę, której wymagał od niej trener walk.

    OdpowiedzUsuń
  21. Słuchała jego słów z nostalgią. Nienawidziła tego, że taki właśnie był świat, choć przecież nie mogła nic z tym zrobić. Pragnęła sprawiedliwości, która na świecie istniała, aczkolwiek w zbyt małym stopniu. Chciała, by świat wyglądał inaczej, jednakże nie była Bogiem, nie mogła podejmować decyzji za innych ludzi, za tych złych, którzy nie przestrzegali granic, nie mieli skrupułów i dążyli do wyznaczonego celu, bezwzględu na to, jakie szkody po drodze sporządzą.
    Wierzyła jednak, że nie wszystkich dobrych ludzi spotyka od razu zło. Chciała w to wierzyć, ponieważ bez tego zabrakłoby we wszystkim sensu. Wierzyła w jakąś równowagę, która może jej nie spotkała, ale spotkała innych dobrych ludzi. Może cierpiała, by akurat oni nie musieli cierpieć... To również nie wydawało się sprawiedliwe, ale dowodziło, że dobro niektórych dosięga i się ich trzyma. Pamiętała historię, którą opowiadała jej matka. Biblijna przypowieść o człowieku, którego Szatan chciał wystawić na próbę, udowodnić, że się złamie. Zabrał mu wszystko, co dobre, aczkolwiek mężczyzna, choć zadawał pytania, nie dostrzegał swej winy, nie zwątpił i nie wyrzekł się swojej wiary. Na końcu z kolei otrzymał nagrodę za swą wytrwałość. Ona mogła jedynie wierzyć, że los się wreszcie do niej uśmiechnie i pozwoli jej wyrwać się z tego piekła.
    Głos ochroniarza był bolesnym powrotem i przypomnieniem. Oderwał ją od marzeń i wspomnień, ponownie sprowadzając ją do rzeczywistości. Zeskoczyła z leżanki na podłogę, odchrząkując, by mieć pewność, że jej głos zabrzmi w miarę pewnie i neutralnie. - Potrzebuję jeszcze kilku minut. - rzuciła spokojnie.
    - Masz pięć. - usłyszała w odpowiedzi, po czym odwróciła się z powrotem do Matta. - Jak się czujesz?

    Zmarszczyła brwi, nie bardzo rozumiejąc, o jakiego mężczyznę chodzi, aczkolwiek to chyba nie miało w tym momencie większego znaczenia. We dwie nie miałyby najmniejszych szans, potrzebowały pomocy, w gruncie rzeczy nikt nie wiedział co mogłoby się wydarzyć, więc jeśli miałyby w nich jakąś ochronę, tym lepiej. Skinęła jedynie głową i przekręciła się na siedzeniu tak, by być z nim twarzą w twarz. Odetchnęła i przysunęła się bliżej, uprzednio zerkając w stronę dwóch psów, z niemym zapytaniem, czy przypadkiem się na nią nie rzucą. Później spojrzała mu w oczy i musnęła opuszkami palców jego policzek, samym wzrokiem upewniając się, że na pewno tego chce. Ona z całą pewnością wolałaby się bez tego obyć.
    Pokiwała głową, jakby próbowała przekonać samą siebie. Zamknęła oczy, licząc do trzech, a później po prostu to zrobiła, patrząc jak zostawia na jego policzku głęboki ślad. Mimowolnie się skrzywiła, od razu żałując, że dała się przekonać. - Przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzała na niego, przez kilka sekund nic nie mówiąc, aż wreszcie wypuściła długo wstrzymywany oddech i skinęła głową. - Tak, wierzę. - dodała na potwierdzenia, ponieważ naprawdę tak było. Od dawna nie pozwalała sobie na nadzieję, na wiarę. Powoli wszystkie plany w niej umierały i choć chciała walczyć dla siostry, nie widziała żadnego światełka na końcu tunelu. Czuła się jakby wszystkie drogi prowadziły donikąd i po prostu zaprzestała bujania w obłokach, ponieważ rozczarowanie było coraz bardziej przygnębiające. Teraz jednak był ktoś, kto mógł jej pomóc, ktoś, kto miał jakieś predyspozycje i wiedzę, której ona z kolei nie posiadała. Matt był właśnie jej światełkiem na końcu ciemnego, strasznego tunelu i mógł ją stąd wyprowadzić.
    - Po prostu... Uważaj tam na siebie. - poprosiła, podchodząc do niego i opuszkami palców sprawdzając ponownie stan jego obrażeń. Wszystko wyglądało w miarę dobrze i liczyła na to, że Matt szybko stanie na nogi. Odsunęła się od niego szybko, gdy usłyszała przytłumiony znajomy głos za drzwiami. Co tu robił Smith?

    Przeklęła zaskoczona, gdy nagle wypchał ją z samochodu. Z trudem udało jej się utrzymać równowagę, co było dodatkowo utrudnione przez wysokie buty, które miała na nogach. Ile by teraz dała za zwykłe tenisówki. Wygodne, płaskie i jak najbardziej bezpieczne. Kolejna z rzeczy, za którymi tęskniła. Teraz jednak nie miała czasu się nad tym rozwodzić, ponieważ gdy tylko upewniła się, że nie wyląduje na podłodze, on pojawił się obok niej i zacisnął palce na jej ramieniu, na tyle mocno, iż bez wątpienia zostawił po sobie małe sine odciski. Ledwo za nim nadążała, gdy stawiał szybkie kroki w stronę drzwi prowadzących do środka samego piekła. Paradise... To miejsce bez trudu sprawiało, że miała ochotę skulić się w sobie i zniknąć.
    W ostatniej chwili zamortyzowała upadek, cudem unikając spotkania twarzą z podłogą. Odgarnęła z twarzy zbłąkane kosmyki włosów, przewracając się na plecy i podnosząc do pozycji siedzącej. Kolana już miała obdarte, zresztą tak samo, jak dłonie. Miała ochotę posłać mu gniewne spojrzenie za to, że tak bardzo wczuł się w rolę, ale z drugiej strony wszystko musiało być realistyczne, więc wpatrywała się w plamę na dywanie i czekała. Uniosła głowę, dopiero gdy usłyszała wzmiankę o swojej siostrze. Widziała też minimalną reakcje Smitha. Miał nikłą, aczkolwiek jednak istniejącą słabość do jej siostry. Co prawda okazywał to na swój pokręcony sposób, ale chyba trochę ją szanował.
    - Wstawaj! - nim jednak zdążyła wykonać polecenie, Smith pociągnął ją do góry. - Idź. Siostrzyczka znowu będzie musiała oberwać za to, że zachowujesz się jak pieprzona dzikusa. - rzucił, wyciągając zza pasa pistolet i lufą wskazując, by ruszyła przed siebie. Posłała mu gniewne spojrzenie, ale ruszyła do przodu, czując na plecach metal broni. Wcale jej się to nie podobało. Ona mogła udawać, ale nie zamierzała pozwolić, by coś znowu stało się jej siostrze.

    OdpowiedzUsuń
  23. Vivienn wiedziała, że wizyta Smitha nigdy nie wróży niczego dobrego. Jego odwiedziny nie miały formy przyjacielskiej. Zawsze oznaczały, iż stało się coś złego, a on nie był zadowolony z faktu, iż musi zajmować się tym osobiście, marnując swój jakże cenny czas. Wątpiła jednak, by było to dla niego aż tak straszne, podejrzewała nawet, że sprawianie bólu jej czy też Willow sprawiało mu przyjemność.
    Cofnęła się, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły, ale po chwili wpadła do środka jej siostra. Nie potrzebowała nawet sekundy, by ją rozpoznać. Już zrobiła krok do przodu, by do niej podejść, ale pistolet, który został skierowany w jej stronę, sprawił, że niechętnie się zatrzymała. Wpierw popatrzyła na siostrę, która uniosła głowę i skinęła jej głową, informując, że jest dobrze. Problem w tym, że nie było. Oboje to wiedziały. Vi przeniosła spojrzenia na Smitha i drugiego mężczyznę, który wszedł do pomieszczenia. Jego policzek zdobiło długie, głębokie cięcie. Szybko okazało się, że odpowiedzialna była za to Low, a Vi od razu poczuła satysfakcję. Małą, ale jednak.
    Willow z kolei podniosła głowę, przypatrując się z odrazą na Grega, który się nad nią pochylił. Cóż mogła mu odpowiedzieć? Wiedziała, że ma do czynienia z kimś ważnym, nic ponadto. Właściwie nawet nie znała jego imienia, aczkolwiek nie mogła go o tym poinformować. To wszystko miało być grą, żałowała jedynie, że nie ma jak poinformować o tym siostry, która nie wiedziała kompletnie co się dzieje, a sytuacja ta mogła wyglądać w jej oczach bardzo nieciekawie. Sapnęła, gdy poczuła uderzenie w brzuch i od razu skuliła się, próbując złamać oddech. - Stój, Vi. - jęknęła, kątem oka dostrzegając, że siostra ponownie próbowała się do niej zbliżyć. Zebrała się w sobie, gdy zobaczyła, że mężczyzna zbliżył się do jej siostry, a po chwili przykładał ostrze do jej policzka. Jednak dopiero jego imię zmroziło jej krew w żyłach. Czy ona naprawdę próbowała bratać się z bratem samego bossa? Spróbowała się podnieść, ale Smith ją uprzedził i ponownie oberwała, lądując twarzą na podłodze.
    - Wszyscy tu są nienormalni, ale kolesie, którzy mówią o sobie w trzeciej osobie są jeszcze bardziej popieprzeni. - mruknęła, wpatrując się w niego z pogardą. Czyli właśnie poznała jedną z najważniejszych osób. Jakim cudem jej młodsza siostra do niego trafiła?

    OdpowiedzUsuń
  24. Słyszała słowa Vivien i doskonale wiedziała co dziewczyna robi. To chyba była właśnie jej taktyka. W takich momentach skupiała ich złość na sobie, różnymi pyskówkami doprowadzając ich na skraj wytrzymałości. W ten sposób Vi chciała odciągnąć ich od młodszej siostry, raz ta taktyka działała, raz nie, w zależności z kim miały do czynienia.
    Vivienn prychnęła ironicznie, słysząc odpowiedź Smitha, który na swój sposób próbował nie dopuścić do tego, by musiała zajmować się, jak to ujął, „tymi” sprawami. Teraz pierwszy raz widziała go w odsłonie uniżonego pachołka, który musi po prostu przytakiwać głową. Stracił całą werwę, którą wcześniej zawsze okazywał. Jednakże prawda była taka, że choć zgrywała twardą, w środku cała drżała, ale mimo to wściekłość i chęć obrony siostry przejmowały kontrolę. Kątem oka widziała Low, która wreszcie podniosła się z podłogi z grymasem bólu, ale mimo to stała o własnych siłach.
    Willow odsunęła twarz, gdy Nick się do niej zbliżył, szepcząc jej ciche pytanie. Przestała mu ufać, przestała wierzyć. W końcu od początku ją okłamywał, jak mogła mieć nadzieję na to, że sam Nikolai Bolton pomoże jej wydostać się stąd, zdradzając własnego brata. Przeniosła wzrok na siostrę i pokręciła lekko głową, wymieniając z nią milczące spojrzenie.
    - Zostaw ją w spokoju. - odpowiedziała, patrząc mu przy tym w oczy, próbując jednocześnie rozgryźć czy wszystko, co wcześniej powiedział było kłamstwem. A może to wszystko było grą, która za daleko zabrnęła...

    OdpowiedzUsuń
  25. Spojrzała na niego z wyrzutem, gdy przypinał jej nadgarstek do metalowej rurki przy łóżku. Miała już styczność z kajdankami, nienawidziła tego zimnego uczucia i bezbronności. Wiedziała, że gdy będzie się szarpać, narobi sobie bolesnych śladów, ale to nigdy jej nie powstrzymywało. Chęć wyswobodzenia się była większa niż rozsądek. Dlatego szarpnęła ręką, patrząc jak Smith zajmuje się jej siostrą. Gdy Gregory wreszcie się odsunął, obie na siebie spojrzały, dodając sobie otuchy, jak zwykły to robić w takich momentach. Obie wiedziały, że jest źle, aczkolwiek próbowały się nawzajem wesprzeć.
    Dopiero po chwili przeniosła wzrok na jedynego chłopaka, którego nie znała z imienia. Wiedziała, że walczył, ale nic ponadto. Zastanawiała się kto był na zdjęciu, które pokazywał mu Bolton. Sądząc po wyrazie twarzy Vi, jej starsza siostra musiała wiedzieć kim była ta osoba. Co z kolei nasuwało pytanie, jak się tego dowiedziała? Wyczytała w oczach Vivienn współczucie, którego do końca nie mogła pojąć, ponieważ chłopak najwyraźniej nie zamierzał się sprzeciwić, jeśli każą mu ją skrzywdzić.
    - Popieprzyło cię? - warknęła gniewnie, szarpiąc nadgarstkiem i patrząc na niego wściekle. - Rozepnij te cholerne kajdanki. - dodała, zaciskając usta w cienką linię. Z jednej strony zalała ją fala ulgi, a z drugiej była niesamowicie wkurzona. Z kolei Vivienn patrzyła na nich z dezorientacją wypisaną na twarzy, po czym tym samym spojrzeniem obdarzyła Matta, może on coś z tego rozumiał. - Low, co tu się dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  26. Spojrzała wpierw na niego, a później na kluczyki, którymi mogłaby sprawnie uwolnić siebie i Vivienn, ale z drugiej strony wiedziała, że Bolton miał rację. Gdyby Smith postanowił jednak sprawdzić co u nich słychać, byłby zapewne zdziwiony faktem, iż dziewczyny jakimś cudem nie są już przykute do kaloryfera czy też łóżka. Dlatego skinęła głową i zacisnęła kluczyk w dłoniach.
    - Low, co ty robisz? - zapytała zirytowana, patrząc na siostrę z wyrazem dezorientacji na twarzy. Dlaczego Low, zamiast odpiąć kajdanki, tak jak powinna to zrobić, schowała kluczyk? Najważniejsze jednak pytanie brzmiało, dlaczego Bolton w ogóle jej go wręczył. Miała tyle pytań i nie wiedziała nawet, od którego zacząć. - Oczywiście, że jest szalony. - odparła, potwierdzając słowa Matta i ponownie patrząc na siostrę, która w milczeniu wszystkiemu się przyglądała.
    - Vivi rób co mówi. Pomoże nam. - odezwała się wreszcie, patrząc na siostrę błagalnie, licząc, że to wystarczy. Mogła jej wszystko wytłumaczyć, ale z całą pewnością nie teraz. - On nam pomoże? Nie bądź śmieszna. Jest taki sam jak cała reszta. Widzisz jak wyglądasz? To jest dla ciebie pomoc? - odparła wściekle, patrząc na nią z niedowierzaniem. Zaczęła podejrzewać, że jej siostra została poddana jakiemuś praniu mózgu albo czymś ją nafaszerowali, skoro teraz rozpowiadała takie brednie. Low jednak, zamiast jej odpowiedzieć, zaczęła szarpać kajdankami, wywołując głośne uderzenia, po czym wyrzucała z siebie jakieś pełne przerażenia zdania, poczynając od „zostaw ją”, które zaproponował Bolton, na płaczliwym „zrobię wszystko” kończąc. Jej umiejętności były bardzo imponujące.

    OdpowiedzUsuń
  27. Low otworzyła szerzej oczy, słysząc kwotę, jaką wymienił Nick. Wcześniej nie doszukiwała się powodów, dla których chciał jej pomóc. Ważne było, iż w ogóle chciał to zrobić. Teraz jednak wszystko stało się jasne. Zrozumiała wreszcie, dlaczego chciał uratować także jakiegoś przypadkowego zawodnika. Cóż, już wiedziała, że nie był on aż taki przypadkowy, skoro w domu prawdopodobnie ukrywał papierek z kwotą, której ona zapewne nie zarobi przez całe swoje życie.
    - Matt, chyba nie zaczynasz wierzyć w te brednie... Gdyby twój brat ukrył czek, to Victor z pewnością przeszukałby wasz dom albo nie zabijał twojego brata, zanim nie wyciągnie z niego informacji albo... Cholera nie wiem, ale Victor musiałby być idiotą. - stwierdziła zdenerwowana, patrząc na Matta i zastanawiając się, czy tylko ona ma jeszcze resztki zdrowego rozsądku. Chciała stąd uciec, ale ta historyjka była zbyt piękna, by być prawdziwą. Brat zdradzał brata i pomagał uciec trzem niewolnikom? Co więcej, zrozumiałaby, gdyby uratował Matta, to miałoby jeszcze jako taki sens, aczkolwiek jeśli chodzi o nie dwie, to był już zbyt kolorowy scenariusz. Może była przesadnie podejrzliwa i nieufna niczym dzikie zwierze, ale właśnie tak działało na ludzi to miejsce.
    - Willow rozepnij mi te kajdanki. - zażądała apodyktycznie, patrząc na nią wzrokiem starszej siostry, która nie zamierzała dłużej dyskutować na ten temat. Low jednak nie należała do posłusznych panienek i odwzajemniła twarde spojrzenie, w dalszym ciągu trzymając się swojej wersji.
    - Trzymajmy się planu. - stwierdziła racjonalnie, co dla Vi brzmiało z kolei paradoksalnie.
    - Planu? Od kiedy niby masz jakiś plan?
    - Ja... Cóż, ja nie mam, ale on ma. - odparła, wskazując głową na Nicka jakby to było oczywiste.
    - Oh, jestem bardzo ciekawa jak wygląda jego plan zastrzelenia nas wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  28. Low wywróciła jedynie oczami, w ten sposób komentując fakt, iż w dalszym ciągu zwracał się do niej ty idiotycznym określeniem, aczkolwiek miał rację. Już się dogadali i była to dobra umowa, wystarczyło przekonać do tego faktu Vivienn, co niestety mogło okazać się trudne, ponieważ jej siostra niejednokrotnie wykazywała się cechą, która miały wszystkie starsze siostry — sądziła, że wszystko wie najlepiej.
    - Willow naprawdę mu wierzysz, że jest naszą jedyną opcją? Mówiłam, że jakoś damy sobie radę. - spróbowała ponownie, gdy Nick wreszcie zakończył swoją próbę racjonalnego wywodu. Nie zwracała się na razie do Matta, wiedziała, że chłopak potrzebuje kilku sekund, by przetrawić informacje, które do niego dotarły. W dalszym ciągu chciała dotrzeć do swojej siostry, która jakimś cudem wierzyła temu bandycie.
    - Wyczerpały Ci się opcje, robiłaś już wszystko. - odparła zmęczona, patrząc na siostrę błagalnie. Doceniała każdą próbę ucieczki z tego miejsca, której podejmowała się Vi, nie zważając na to ile musiała cierpieć. Wiedziała jednak, że ich opcje malały, aż w końcu doszły do całkowitego zera i choć ona starała się podtrzymywać jej nadzieję, obie wiedziały, że mają nikłe, praktycznie nieistniejące już szanse. Czekały po prostu na cud.
    - Nie wszystko. - odparła z naciskiem, przelotnie zerkając na Matta, ponieważ dalej wierzyła w ich plan. Plan, który teraz prawdopodobnie poszedł do kosza, ale gdyby jej siostra nie dogadała się z bandytą, może jednak by wypalił.
    - Chcę się stąd wreszcie wydostać. Szansa stoi obok, a ty chcesz ją zignorować. Nie musisz mu ufać, zaufaj mi, tyle wystarczy.
    - Low, chcę żebyś stąd wyszła żywa, on ci tego nie zapewni. Dba tylko o siebie, przy pierwszej lepszej okazji wystawi cię do wiatru, bo nie jesteś mu potrzebna do zgarnięcia pieniędzy. Wierzysz, że ten człowiek ma jakikolwiek honor? Chce wykiwać własnego brata. Widzisz jak ty wyglądasz? Jesteś cała poturbowana. Masz syndrom sztokholmski, bo tylko to wydaje się sensowne.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Prawda. - potwierdziła, licząc, że tym samy uspokoi siostrę w tej jednej kwestii. Oczywiście zdawała sobie sprawę, jak to mogło wyglądać. Weszła tutaj obdarta i poraniona, a Bolton w dodatku odegrał tę swoją przesadnię dramatyczną scenę. Nic dziwnego, iż jej siostra wyciągnęła pochopne wnioski, aczkolwiek jednocześnie nie mogła pojąć, iż Vi mogła myśleć, że miała jakiś syndrom sztokholmski i zaufałaby komuś kto ją wcześniej skrzywdził.
    Skrzywiła się, słysząc słowo gwałt odnoszące się do jej młodszej siostry. Mogła mieć świadomość co się dzieje, gdy znajdują się osobno, ale słyszenie tego na głos nigdy nie było i nie będzie przyjemne. Gdy się do niej zbliżył, uniosła głowę, patrząc mu w oczy, ale nie odpowiedziała na jego pytanie. Zapewne powinna podziękować mu za uratowanie Low, aczkolwiek w dalszym ciągu mu nie ufała i wciąż była wściekła za scenkę, jaką odegrał, doprowadzając ją do przerażenia. Co więcej, skute kajdankami nadgarstki także utrudniały pamiętanie o dobrych manierach. Słysząc słowa Matta, spojrzała na niego z niedowierzaniem, że tak szybko dał się przekupić i ot tak odrzucił ich plan. Z jednej strony go rozumiała, acz z drugiej czuła się jakby została sama po przeciwnej stronie barykady.
    - Ty sobie rzucasz przedmiotami, a mnie już boli nadgarstek. - rzuciła z przekąsem, ale mimo to ponownie zaczęła uderzać kajdankami, wywołując głośny dźwięk uderzenia. Po chwili zaczęła szlochać jakieś niezrozumiale zdania, dziękując sobie za lekcje aktorstwa, na które niegdyś uczęszczała. Poza tym w tym miejscu napatrzyła się na tyle rzeczy, iż nie musiała się specjalnie wysilać, by przypomnieć sobie wszystkie emocje.
    - Dobra, wystarczy tej szopki. Low, zaraz złamiesz sobie nadgarstek. Może powiesz jak chcesz nas stąd wyciągnąć? - odparła wreszcie Vivienn, patrząc na niego twardo i tym samy przyznając się do tego, iż wreszcie zaczęła rozważać możliwość przystania na jego plan.

    OdpowiedzUsuń
  30. Spojrzała na niego nieufnie, mrużąc oczy i poddając fakt, iż powinna robić wszystko co jej kazał w wątpliwość. Biorąc pod uwagę szopkę, którą odegrał, wolała nie wyobrażać sobie co jeszcze przyjdzie mu do głowy. Wydawało jej się, że może wszystko, byle uwolnić stąd Low, aczkolwiek jednocześnie nie zamierzała pozwolić, by Nick zmuszał małą do jakichś wykraczających poza skalę popaprania, rzeczy.
    - Świetnie, plan bez skazy. - mruknęła sarkastycznie, mając ochotę unieść ręce do góry, co niestety uniemożliwiały jej kajdanki. - Matt jest poobijany, wystarczy, że przeciwnik bardziej się wysili i złamie mu żebra, a już nie powalczy. Poza tym to nie jest cholerne laboratorium, tylko dziupla do zszywania. Nie mam tu magicznych proszków z każdej półki. Małe szanse, że znajdę coś co wywoła efekt przedawkowania i jednocześnie będzie całkowicie bezpieczne. - odparła racjonalnie, jak widać w dalszym ciągu jak najbardziej sceptyczna do Boltona i jego planów. Plan jej i Matta zapewne był równie słaby, nie wymagał aż takich przekrętów, acz jednocześnie wszystko wydawało się znakiem zapytania. Jemu jednak chociaż trochę ufała, wierzyła, że nie chce jej skrzywdzić, chce naprawdę pomóc.
    - To chyba powinna być moja decyzja. Poza tym zawsze mogę coś dograć, powiesz mi co mam robić. A on na pewno da radę, przecież wygląda jak dąb. - odparła bardziej optymistycznie Low, ręką wskazując na Matta, który najwyraźniej był najważniejszym członkiem tej historii. To dzięki niemu uciekały, a dokładniej dzięki bratu, który ukradł niezłą sumę pieniędzy.
    - Ci ludzie widzą przedawkowanie codziennie, myślisz, że możesz ich nabrać? Jeśli się skapną, odstrzelą cię na miejscu. Przecież on się za ciebie nie wstawi.
    - To nasza jedyna szansa. On może nie obroni mnie przed kulką, ale nie dopuści do tego, by ktoś jakoś bardzo mnie badał. To w końcu twoje zadanie.
    - Jesteś tego pewna? Chcesz aż tak ryzykować?
    - Vivi, jestem gotowa odciąć sobie nogę, byle stąd spieprzyć.
    - Nie podrzucaj mu pomysłów...

    [ Można zrobić. Albo za karę mogą ją też sprzedać do gościa, który raz na jakiś czas kupuje dziewczyny za okazyjną cenę :P „promocja” I później robi różne psychopatyczne rzeczy, odcina palce, jakieś akcje z prądem, szczurami, aż nie umrą albo sam ich nie zabije, albo po prostu ją wysłać tak jak mówisz, do zwykłego kosiarza. Chociaż wtedy myślę, że mogliby mieć mało czasu, pojechałaby, kulka w głowę i po sprawie. ]

    OdpowiedzUsuń
  31. Co prawda wizja Matta była bardzo pesymistyczna, ponieważ ona wiedziała, że nie tylko ich trójka znajdowałaby się w takiej sytuacji. Wierzyła, że jakoś dałaby sobie radę, zresztą musiałaby. Ponadto ona miałaby wsparcie Low, we dwójkę zawsze było raźniej, acz Matt musiałby sobie jakoś radzić. One mogły spróbować skontaktować się z rodzicami i skorzystać z zaskórniaków, które rodzice odłożyli na czarną godzinę. Coś by pewnie wymyśliły, jednakże perspektywa otrzymania pewnej części z tej irracjonalnie dużej kwoty wydawała się rozsądnym rozwiązaniem. Z drugiej strony w jej oczach te pieniądze były brudne. Low zresztą patrzyła na to w podobny sposób, mając świadomość, że zapewne część z tej kwoty jest zarobiona dzięki pracy dziewczyn takich jak ona. Pomogłyby im jednak wystartować, a później poradziłyby sobie na własną rękę.
    Westchnęła i odpięła wreszcie kajdanki, krzywiąc się na widok czerwonych krwawiących pręg na nadgarstku. Zignorowała to jednak i podeszła do siostry, by szybko ją uwolnić. Gdy tylko to zrobiła, Vi mocno ją objęła, nie zwracając uwagi na fakt, iż od kilku minut nieustannie się sprzeczały i zajmowały przeciwne stanowiska co do kwestii ucieczki. Po chwili Vi się odsunęła i skinęła głową, po czym obie wstały i nie zwracając uwagi na chłopaków, udały się w róg pokoju, gdzie stał poszarpany parawan, który wcześniej był rzadko używany, ale zapewniał w tym momencie chwilę prywatności.
    - Ja naprawdę wierzę, że nam się uda. - odparła cicho, patrząc Vi w oczy, by upewnić ją, iż mówi prawdę, na co ta skinęła głową, a później zabrały się do roboty, która składała się z poszarpania włosów, rozdarcia góry jasnej sukienki, odrywając większość guzików, rozerwania jej u dołu, poszarpania i pozbycia dolnej części bielizny.
    - Nie mogę ci teraz opatrzyć nadgarstków, skoro... No, byłam zajęta czymś innym. - stwierdziła, krzywiąc się na ostatnią wzmiankę, gdyż nie była w stanie nawet o tym myśleć.
    - Dam sobie radę. - zapewniła Low, po czym wyszły zza parawanu, a Vi od razu podeszła do szuflady, wyciągając z niej potrzebną rzecz.
    - Nie patrz się tak, nie jestem aż tak dobrą aktorką, jak ty, nie płaczę na zawołanie. - stwierdziła Vi, patrząc na siostrę z uśmiechem, przypominając jej o chwilach, gdy mały potworek wykorzystywał tę umiejętność, by przekupić rodziców. - Dzięki temu oczy zaczną mnie szczypać i łzawić. - wytłumaczyła, po czym zakropliła oczy.

    [ Ten to jest kurde Terminator xd ]

    OdpowiedzUsuń
  32. Vivienn przeklęła, gdy oczy od razu zaczęły ją szczypać, a po chwili łzawić. Wiedziała, że zaraz zapewne będzie czerwona, a gałki będą przekrwione, ale właśnie o to chyba chodziło. Wszystko miało być wiarygodne, by nikt nie nabrał podejrzeń. Spojrzała na Matta, zdając sobie sprawę, że zapewne też czuje się fatalnie po tych pompkach. Zauważyła także, że odkąd pojawił się Nikolai, nie zamienili ze sobą zbyt wielu słów. Chciała wiedzieć co o tym wszystkim myślał i jaki miał plan, ale teraz nie było na to wszystko czasu, dlatego jedynie skinęła głową i podeszła do kaloryfera, gdzie Low już czekała z kajdankami, by pomóc jej się przypiąć.
    - To co? Niedługo się widzimy? - na nowo odbudowany optymizm Willow, był zadziwiający, może nawet trochę niezdrowy i niebezpieczny, ale nie zamierzała jej teraz upominać, skinęła jedynie głową, po czym szarpnęła nadgarstkami, by sprawdzić, czy metal dobrze się trzyma, a później skuliła się na podłodze.
    Low z kolei wstała i zapięła jedną część kajdanek na swoim nadgarstku, podchodząc do Nicka, by drugą zapiąć na jego nadgarstku. Przez kilka sekund się wahała, nim zacisnęła je do końca, ale wreszcie to zrobiła, przesądzając całą sprawę. Zdawała sobie sprawę, że jeśli ktoś będzie chciał ich rozdzielić, zapewne bez problemu utnie jej rękę i po problemie. Wolała, aby ten scenariusz się nie ziścił.
    Vi nie mogła niestety zgodzić się z jego ostatnią wypowiedzią. Ufała swojej siostrze, może nawet ufała Mattowi, ale Nikolai to całkowicie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
  33. Low skrzywiła się mimowolnie, ponieważ nienawidziła tej wersji chłopaka. Wrednej, zimnej jak lód, traktującej ludzi jak zero. Chociaż może to właśnie była jego prawdziwa wersja, a to przed nimi udawał? W końcu tak naprawdę go nie znała. Wiedziała jednak, że jest jej jedyną szansą, więc siedziała cicho, wierząc, że wszystko jakoś się ułoży. Ruszyła za nim w stronę wyjścia, nastawiając uszu, by dosłyszeć co też szeptał Smithowi, ale udało jej się rozpoznać tylko jedno słowo, które nic jej nie podpowiadało. Chwilę później wyszli na korytarz, a ochroniarze zajęli się Mattem. Zerknęła za siebie, by dostrzec jeszcze siostrę, ale drzwi się zamknęły, a ona przełknęła. Liczyła na to, że Smith nic jej nie zrobi. Zazwyczaj o nią dbał, przynajmniej jak na te standardy. Chciała zapytać chłopaka, co takie wyszeptał Smithowi na ucho, ale nie mogła zrobić tego tutaj, gdy na każdym rogu ktoś się czaił.
    Vi. wiedziała, w którym momencie Smith się nad nią pochylił, ale nie podniosła głowy. Jej mokrą twarz zasłaniały włosy, niczym pewnego rodzaju kurtyna, przez co on także nie mógł zbyt dobrze jej się przyjrzeć. Przysłuchiwała się jak bez słowa odpinał jej kajdanki, a gdy wreszcie ją od nich uwolnił, próbował odgarnąć z jej twarzy splątane kosmyki, ale ona od razu jak oparzona odskoczyła do tyłu, odsuwając się w miarę jak najdalej, patrząc na niego z gniewem, co wcale nie było czymś nowym, właśnie tak zazwyczaj na niego patrzyła. Gardziła nim, nieważne, iż na swój pokręcony sposób starał się o nią dbać i nie pozwolić, by tu zginęła. Teraz wiedziała, że był tylko pionkiem, ale to nic nie znaczyło. Patrzył, jak krzywdzą jej siostrę, sam dawał rozkazy...
    - Musisz doprowadzić się do porządku. - stwierdził, co było zresztą oczywiste. W końcu nie mógł posłać jej do pielęgniarki, skoro to ona pełniła tę jakże zaszczytną funkcję. Widziała w jego oczach, że chciał coś powiedzieć, często mu się zdarzało, ale zazwyczaj się powstrzymywał i zaciskał usta w cienką linię, jakby walczył ze słowami. - Przyślę później ochroniarza, teraz zostawimy cię samą. - i tyle. Jakże wielkodusznie z jego strony. Nim się obejrzała, już go nie było, a ona mogła przestać udawać. Otarła wściekle policzki, rozcierając nadgarstki. Pozostawało tylko czekać.

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Mhm, chyba możemy już do tego przeskoczyć. ]

    Roztarła nadgarstek, lekko się krzywiąc. Powoli rozglądała się dookoła, przesuwając wzrok z miejsca na miejsce. Niepewnie wzięła od niego szklankę, wpatrując się milcząco w jej zawartość. Była bezpieczna... Jak dziwnie to brzmiało. Niestety wcale się tak nie czuła, nie w pełni. Chociaż pewnie już nigdy nie poczuje się całkowicie bezpieczna. Zawsze będzie jakiś cień, który nie będzie dawał jej spokoju.
    Myślami była gdzieś daleko, modląc się by z jej siostrą wszystko było dobrze, by przetrwały najbliższy czas i niebawem się spotkały, tym razem już na wolności. Dopiero po chwili przechyliła szklankę, wypijając całą jej zawartość. Odkaszlnęła, odstawiając szkło na blat komody, po czym uniosła wzrok zdziwiona, słysząc jego falę pytań. Przekrzywiła głowę, uważnie mu się przyglądając. Był zagadką. Zmieniał barwy jak kameleon, a ona nie potrafiła odgadnąć, kiedy wciela się w jakąś rolę, a kiedy jest po prostu sobą. Teraz nie musiał udawać brata bosa mafii? Przecież był nim cały czas. Czemu, więc robił to wszystko, choć najwyraźniej nie sprawiało mu to, aż takiego szczęścia? Mogła po prostu zapytać, sam zresztą udzielił jej pozwolenia, jednakże wszystkie pytania wydawały się zbyt niebezpieczne. Może czasami było lepiej niektórych rzeczy po prostu nie wiedzieć...
    - Byłam wolnym ptakiem. - odparła po prostu, wzruszając lekko ramionami i przechadzając się po pokoju, przyglądała się różnym przedmiotom. - Byłam przeciwieństwem swojej siostry, poukładanej, z planem na życie. Szukałam swojego miejsca. Dorywczo pracowałam jako fotograf, robiłam zdjęcia do gazety, ale zawsze czegoś mi brakowało. Właśnie dlatego tu trafiłam. - stwierdziła, odwracając się w jego stronę. - Czegoś mi brakowało, byłam naiwna i dałam się złapać. - dokończyła z grymasem, biorąc głęboki oddech. - Mogłabym się przebrać? - zapytała szybko, zmieniając temat i spoglądając po sobie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Gdy wreszcie ten dzień nadszedł, była gotowa. Przemyślała wszystko dokładnie, zaplanowała tyle, ile mogła, mając nadzieję, że przygotowała się na każdą ewentualność. Była gotowa zrobić wszystko, by ich plan wypalił, skoro już się na niego zgodziła. Gdy emocje opadły, przyznała, że tak naprawdę nie mieli już innego wyjścia. To był najlepszy plan, na jaki mogli trafić, nawet jeśli jednocześnie był podpisaniem paktu z diabłem.
    Gdy jednak godziny mijały, ona miała coraz silniejsze przeczucie, iż coś jest nie tak. Ta dziwna intuicja prześladowała ją od zawsze. Nieprzyjemne uczucie, jakby gdzieś w jej żołądku zagnieździł się rój owadów. Nie chodziło wcale o miłosne uczucia motyli w brzuchu. To było coś zupełnie innego. Wszystko w niej jakby drżało, a ona nie mogła usiedzieć na miejscu. Całą sobą czuła, że coś się stanie, po prostu nie wiedziała co to takiego będzie. Próbowała to tłumaczyć stresem związanym z całym planem. Z tym że Matt musi dać się pobić, a jej siostra przebywa z niezrównoważonym psychicznie przestępcą, jednak coś w dalszym ciągu nie dawało jej spokoju. Nienawidziła tego, że była zamknięta w tych czterech ścianach, odcięta od wszystkiego.

    Wszystko wydawało się nieprawdopodobne, gdy wreszcie otworzyła oczy o poranku ze świadomością, że gra wreszcie ma się zacząć. Ostatnie dni były spokojne. Mogła funkcjonować bez klientów, bez ciągłego strachu, co było nowe, dziwne, ale odświeżające. Nikolai był jak współlokator, nie osaczał jej i pozwalał po prostu być. Od czasu do czasu musieli grać i udawać jakby za drzwiami ich pokoju działy się nieprawdopodobne rzeczy, ale musiała też przyznać, że rzucanie talerzami o ściany było w jakiś sposób oczyszczające.
    Fakt, że ten spokój się kończył i dzieliły ją godziny od ucieczki, był jednocześnie niepokojący, a z drugiej strony wyczekiwany. Chciała zobaczyć już siostrę, upewnić się, że wszystko będzie dobrze. Przestała też wątpić w Nicka. Jakaś jej dominująca część postanowiła po prostu mu zaufać, a to głównie dzięki temu, iż traktował ją teraz naprawdę dobrze. Nawet niczym dżentelmen zgodził się spać na kanapie, zostawiając jej tym samym łóżko, o co głośno nie śmiała prosić, ale na czym jej w głębi zależało. Miała swoje własne demony, z którymi nie zawsze sobie radziła.
    Gdy drzwi ich pokoju się otworzyły, akurat nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w telewizor, co chwila jednak zerkając na zegarek. Było zbyt wcześnie, więc już otwierała usta, by zapytać chłopaka, czy coś się stało, ale do środka nie wszedł blond włosy mężczyzna, do którego twarzy zdążyła się już przyzwyczaić. Pojawił się wysoki, mocno zbudowany ochroniarz, którego chyba już kiedyś widziała. Było ich tylu, że straciła rachubę. W każdym razie nim zdążyła się cofnąć, on znalazł się przy niej i chwycił za ramię. Szarpała się, ale na nic się to nie zdało. On zresztą był niewzruszony, nawet nic nie mówił. Jakiś jej głupi głosik szeptał, że może to nowy plan Boltona, ale w głębi czuła, że nie.
    - Gdzie mnie zabierasz? - warknęła, dalej się szarpiąc. Dziwnym trafem, facet tym razem postanowił odpowiedzieć. - Sory mała, ale już się zużyłaś. - odparł po prostu, a ona otworzyła oczy zaskoczona, ponieważ wiedziała co to znaczy. Zaczęła się mocniej szarpać, ale wtedy poczuła mocne uderzenie w tył głowy i wszędzie zrobiło się ciemno. Obudziła się dopiero w jakimś pomieszczeniu. Potrzebowała chwili, by dojść do siebie, a gdy mroczki przed oczami zniknęły, uświadomiła sobie, że ma związane nadgarstki. Z trudem się podniosła, opierając się o zimną ścianę. Musieli jej coś podać, po tym, jak już walnęli ją w głowię, ponieważ mało prawdopodobne, by odpłynęła, aż na tak długo. Zresztą nie wiedziała też, jak długo zajęło im przeniesienie jej tutaj. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu. To chyba była jakaś piwnica, zresztą nie było tu praktycznie niczego. Gołe ściany, migająca żarówka i co uświadomiła sobie z przerażeniem, zaschnięta krew.

    OdpowiedzUsuń
  36. Potrzebowała kilku dobrych minut, by jej umysł całkowicie przejaśniał, a ona mogła wreszcie świadomie ruszać kończynami, co i tak nie zdawało się na wiele, skoro została związana. Z drugiej strony nie widziała sensu, by musieli unieruchamiać ją za pomocą więzów. Drzwi zapewne były zamknięte, a w środku nie było niczego, co mogłoby jej pomóc. Przeklęła cicho, opanowując przyśpieszony oddech. Nie wierzyła, by Nikolai miał coś z tym wspólnego. Wątpiła, by jego zachowanie w ciągu ostatnich kilku dni było tylko grą, która miała uśpić jej czujność. Po cholerę miałby marnować na coś takiego czas?
    Jednakże jakkolwiek by nie było, znalazła się tutaj i wiedziała co to oznacza. Co prawda nie mogła powiedzieć, które historie o tym miejscu są prawdziwe, ponieważ żadna z dziewczyn, które tu trafiały, nie wracała, ale sam ten fakt był wystarczającą odpowiedzią. Tu wysyłali dziewczyny, które już nie wracały, a na ich miejsce od razu pojawiał się ktoś nowy. Cały proces zsyłki tutaj był owiany tajemnicą, a co niektóre historie o tym miejscu, były niczym wyrwane z krwawego horroru, lecz ciężko było powiedzieć, ile było w nich prawdy.
    Uniosła gwałtownie głowę, gdy usłyszała trzask zamka, po chwili drzwi się otworzyły i pojawił się w nich jakiś mężczyzna. Zszedł po kilku schodkach, które dzieliły go od podłogi, a gdy wreszcie na nią spojrzał, na jego twarzy pojawił się perfidny uśmieszek. - Wreszcie się obudziłaś. Zaczynałem się nudzić, a teraz mogę się już tobą zająć. - oznajmił z akcentem. Pokręciła lekko głową i niezdarnie zaczęła się od niego oddalać. - Nie, proszę... - szepnęła przez łzy, co sprawiło, że jego uśmiech jedynie się poszerzył. Znalazł się przy niej w kilku krokach i łapiąc za włosy, pociągnął do góry, a następnie zaczął prowadzić w stronę schodów.

    Siedziała na obrotowym krześle stojącym w kącie i wpatrywała się uparcie w zegar wiszący na ścianie, przeklinając wskazówki, że przesuwają się w tak ślimaczym tempie. Nie pomogło chodzenie po pomieszczeniu od jednej do drugiej strony, zapewne zdzierając sobie przy tym podeszwy. Nie pomogło sprawdzenie po raz setny, czy ma wszystkie niezbędne rzeczy. Nie pomogło analizowanie planu krok po kroku. Wreszcie postanowiła usiąść, a jej stopa wystukiwała nerwowy rytm o podłogę.
    Uniosła gwałtownie głowę, gdy do pomieszczenia jak wystrzelony z procy wpadł Nikolai. Od razu zerwała się z miejsca, ponieważ wiedziała, że coś musiało się stać. Gdy poinformował ją o tym, że z planu nici, w jej głowie pojawiło się tysiące scenariuszy. Matt nie żył, przeciwnik go pokonał i był wystarczająco silny, by dokończyć robotę i zapewnić tłumowi rozrywkę, za którą w rzeczywistości zapłacili. Ktoś ich podsłuchał, jakimś cudem dowiedział się o planie i zaraz wszystkich powystrzelają. Na końcu była jej siostra i wszystkie czarne scenariusze z nią związane, których nie chciała nawet sobie wyobrażać. Niestety następne słowa chłopaka upewniły ją w tym, że jej ostatnia opcja się sprawdziła. Kim był do cholery Iwanow i dlaczego zabrał jej siostrę? Nie zdążyła nawet zadać tego pytania, ponieważ od razu otrzymała odpowiedź. Niestety straszniejszą niż sobie wyobrażała.
    - To wszystko twoja wina. Miałeś jej pilnować. Miałeś plan. - warknęła wściekle, popychając go z całej siły. Jej serce waliło, dłonie się trzęsły, a wzrok zamazywał, ale jednocześnie wiedziała, że jeśli chce ją uratować, może to zrobić tylko z tym dupkiem, który do tego doprowadził. Dlatego nieporadnie zaczęła grzebać, aż wreszcie z torby wyciągnęła to czego potrzebowała. Musiała się uspokoić, wiedziała, że musi zapanować nad emocjami, ale teraz to nie było takie łatwe. Odwróciła się do niego i podała mu niewielki pojemnik. - Jeśli mojej siostrze coś się stanie, zabiję cię. Przysięgam. - odparła, wpychając mu do ręki środki przeczyszczające. To nie była czcza obietnica. Podejrzewała, że on nie rozumiał więzi, jaka łączyła ją z Low, wątpiła, by rozumiał jakąkolwiek niezwiązaną z nienawiścią relację.

    OdpowiedzUsuń
  37. Sapnęła, gdy nagle przyciągnął ją do siebie i w instynktowym mechanicznym ruchu od razu próbowała się wyrwać, ale on przytrzymał ją w żelaznym uścisku i mogła jedynie zadrzeć głowę, by spojrzeć na niego przepełnionym gniewem wzrokiem. Właśnie na tym chciała się skupić. Na wściekłości, złości. Wiedziała, że w przeciwnym razie podda się rozpaczy, zacznie wariować bardziej niż robiła to teraz, a on był obecnie jedyną osobą, na którą przelewała swój gar nienawiści. Zacisnęła usta, słuchając jego słów i nie dając nic po sobie poznać. Tego się właśnie tutaj nauczyła. Grania. Gdy wystarczająco mocno się postarała, ukrywała wszystko pod powierzchnią, nic nie ukazując, tak jakby była skorupą, a w środku nic już nie pozostało. Czasami nawet tak się czuła. Jakby wszystko z czego się składała, po prostu umierało.
    Gdy wyszedł, przełknęła i wypuściła wstrzymywane wcześniej powietrze. Przetarła twarz zimnymi dłońmi, odgarniając splątane kosmyki włosów do tyłu. Czy była mu wdzięczna? W tym cholernym momencie niespecjalnie. Mógł mówić o tym, że dbał o jej siostrę, że mogła odciąć się od brudu, który tu panował, choćby na te parę dni, ale to były tylko słowa. Teraz widziała tylko to, iż pozwolił na to, by ją zabrali. Nie było go przy niej, gdy ktoś siłą wyciągnął ją z pokoju. Nie było go, gdy musiała krzyczeć, walczyć i błagać o pomoc. Zacisnęła powieki, by te obrazy zniknęły, ale one w dalszym ciągu usilnie przemykały przez jej umysł. Wiedziała, że dopóki jej siostra nie znajdzie się obok cała i bezpieczna, Bolton nie mógł liczyć na jej wdzięczność, szacunek, czy czego od niej oczekiwał.
    Ocknęła się z tych myśli, gdy za drzwiami doszło do zamieszania, a prąd szlag trafił. Zgarnęła z blatu plecak, zarzucając go na ramiona i czekała, wpatrując się z wyczekiwaniem w drzwi. Gdy te wreszcie się otworzyły, mentalnie odetchnęła z ulgą i skinęła głową. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie czuła przerażenia. Miała świadomość, że jeśli ktoś ich zobaczy, w każdej chwili może strzelić im między oczy i tak skończy się ich wielka ucieczka. Wiedziała jednak, że nic nie zmusiłoby jej teraz, by tu zostać. Spojrzała na jego pistolet i skinęła głową, podchodząc bliżej. Teraz musieli swoją niedogodną relację odłożyć na bok i zacisnąć zęby.
    - Za tobą, nie znam korytarzy. - rzuciła krótko, wychodząc z pomieszczenia i rozglądając się mimowolnie dookoła, jakby była pewna, że zaraz ktoś się na nich rzuci. Miała świadomość, że jeśli się pośpieszą, droga do samochodu zajmie im chwilę, acz to nie zmniejszało jej stresu. Po tylu miesiącach wreszcie miała opuścić ten budynek i czy tego chciała, czy nie, przepełniał ją lodowaty strach. Przed śmiercią, przed stratą siostry, przed nieznanym... Mogłaby tak wymieniać bardzo długo, lecz w tamtym momencie zza korytarza wyszedł ochroniarz, który na ich widok raptem się zatrzymał. - Smith kazał przyprowadzić pielęgniarkę. - stwierdził rzeczowo, trzymając dłoń na pistolecie.

    OdpowiedzUsuń
  38. Dała się przyciągnąć, niepewnie zerkając w stronę ochroniarza z sercem bijącym tak szybko i głośno, iż wydawało jej się, że nawet Nick może to usłyszeć. On w przeciwieństwie do niej idealnie zachowywał zimną krew, bez mrugnięcia okiem grając swoją rolę. Zacisnęła usta, słuchając ich wymiany zdań, a gdy chłopak wreszcie się oddalił, tak samo, jak Bolton, wypuściła wstrzymywany oddech.
    Spojrzała zaskoczona na klucz, który jej podał, zaciskając na nim palce, choć nie mogła zrozumieć, dlaczego akurat teraz jej go oddawał. Wraz z jego kolejnymi poleceniami, jej powieki się rozszerzały, a ona miała ochotę pokręcić głową, mówiąc, że nie da sobie rady dojść tam sama. Spojrzała na drugie kluczki, które z kolei były do samochodu, po czym skinęła głową, odpowiadając tym samym na jego pytanie. Chciała zapytać co zamierzał, ale może wolała nie wiedzieć, dlatego poprawiła plecak na ramionach, przekładając klucze do jednej ręki. Ruszyła w stronę schodów, oglądając się na niego przez ramię, aż wreszcie odwróciła się i pędem ruszyła na dół.
    Od razu wiedziała, że znalazła się w lochach. Zapach, ciemność, ogarniający chłód. Miała się nie zatrzymywać. Całe jej ciało jednak miało na ten temat inne zdanie. Nie mogła wyobrazić sobie, że oni wszyscy umrą tu zapomniani, w bólach, cierpieniach, opuszczeni. Wtedy wyobraziła sobie swoją siostrę i z zaciśniętymi zębami biegiem ruszyła do drzwi, wiedząc, że kiedyś pewnie się za to znienawidzi. Wydostała się na zewnątrz, opierając się o drzwi i łapczywie łapiąc świeże powietrze. Nie mogła przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz znalazła się na zewnątrz. Rozejrzała się, aż dostrzegła krzaki, o których mówił Bolton. Zerknęła na boki i szybko ruszyła do samochodu. Weszła do środka, zajmując miejsce pasażera i zgodnie z kolejnym poleceniem, zamknęła się od środka. Nie wiedziała, jak mógł jej tak zaufać. Teraz mogłaby spokojnie odjechać, choć jednocześnie nie odnalazłaby swojej siostry, ponieważ nie wiedziała, gdzie ją przywieźli. Zerknęła do tyłu i sapnęła, ponieważ jakimś cudem zapomniała, że Matt już będzie w samochodzie. Ledwo było go widać spod koca, którym był przykryty, toteż nie wiedziała nawet, jakie są jego obrażenia.
    - Matt? - nie miało to zabrzmieć jak pytanie, ale zabrzmiało. Zrzuciła plecak pod nogi i odwróciła się na siedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  39. Skrzywiła się mimowolnie, gdy obrócił się w jej stronę i mogła przyjrzeć się jego twarzy. Nie wiedziała skąd brał się ten jego optymizm, skąd brał siłę, by unieść usta w niewyraźnym uśmiechu. Ona czuła się jakby całe jej ciało wypełniło się drobinkami lodu, a zobaczenie, w jakim stanie jest Matt, wcale nie pomogło. Jego oddech był świszczący, nie musiała być geniuszem, by wiedzieć, że cierpiał. Podejrzewała, że walka będzie ciężka, ale nie przypuszczała, że do tego stopnia. Westchnęła, słysząc jego pytanie. Już zamierzała odpowiedzieć, że nie może mu niczego podać, dopóki nie upewni się, że nie miał wstrząśnienia mózgu i nie sprawdzi, czy są obrażenia, które potrzebują natychmiastowej reakcji. Wtedy jednak dostrzegła jego minę i podążyła wzrokiem do tego, co wprawiło go w takie osłupienie.
    Modliła się by tu nie podszedł, by odszedł, by wrócił Bolton. Cóż za ironia, że teraz modliła się o jego powrót. Miała jednak świadomość, że w dójkę są skazani na porażkę, jeżeli mężczyzna się do nich zbliży. Nie mieli broni, a szyby przecież nie były kuloodporne. Matt nie mógłby nawet uciec, ledwo się ruszył, a ona, nawet jeśli wydostałaby się z samochodu, od razu zostałaby zapewne postrzelona.
    Jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy światło latarki zostało skierowane w jej kierunku. Rozejrzała się dookoła, jakby rozważała swoje możliwości, które niestety były praktycznie zerowe. Odskoczyła na bok, uderzając się w ramię i lądując na miejscu kierowcy, jakby naprawdę wierzyła, że ten dystans coś zmieni. Szarpała się z klamką, gdy lufa została skierowana w jej kierunku, jednakże strzał nie nastąpił. Powędrowała wzrokiem w dół, dostrzegając powiększającą się plamę krwi, która barwiła jego koszulkę. Ochroniarz uniósł zakrwawioną dłoń, jakby próbował się czegoś chwycić, ale po chwili opadł bezwiednie na ziemię, a jej oczom ukazał się Nikolai trzymający w dłoniach broń. Broń, którą zamordował właśnie człowieka.
    Jego polecenie dotarło do niej dopiero po kilku sekundach patrzenia, jak ciągnie ciało ochroniarza w stronę krzaków. - Choler, cholera... - powtarzała niczym mantrę, próbując odpalić samochód. Pierwsza próba skończyła się niepowodzeniem, może przez to, że tak bardzo drżały jej ręce, może przez to, że od wielu miesięcy nie prowadziła samochodu. W myślach próbowała się uspokoić, aż wreszcie jej się udało. Odpaliła samochód, rozglądając się dookoła, po czym wreszcie odblokowała zamki w drzwiach, by Bolton mógł wsiąść do środka.

    OdpowiedzUsuń
  40. Dłonie, które zaciskała na kierownicy, były niemal tak białe, jak śnieg. Wydawało jej się jednak, że jeśli choćby odrobinę je rozluźni, te znowu zaczną drżeć, a ona straci panowanie nad samochodem. Jakimś cudem udało jej się prowadzić i nie wjechać w pierwsze lepsze drzewo, co utwierdziło ją w tym, o czym zawsze powtarzał jej ojciec. Prowadzenie samochodu jest jak jazda na rowerze, tego nigdy się nie zapomina. Odetchnęła głęboko, skupiając się na tej myśli, po czym kątem oka zerknęła na Boltona, który wycierał krew z dłoni. Spojrzała na pistolet i przełknęła gulę w gardle, czując jak na nowo ogarnia ją otępienie.
    Zerknęła na nawigację, która nakazywała jej skręcić przy najbliższym rozwidleniu, więc tak też zrobiła, wchodząc w zakręt odrobinę zbyt gwałtownie, gdy usłyszała jego słowa. Wyrównała, po czym pokręciła gwałtownie głową, wyrażając swój oczywisty sprzeciw. - Idę z tobą. - odparła twardo, co nie wynikało z jej chęci ochrony Boltona, a z chęci odzyskania siostry. - Zostawanie w samochodzie jak widać, nie kończy się dobrze. - dodała, wskazując na broń, która leżała na deszcze rozdzielczej.

    OdpowiedzUsuń
  41. Straciła przytomność, gdy szarpiąc się na schodach, mężczyzna uderzył jej głową o ścianę. Przez jej oczami pojawiły się mroczki i choć przez chwilę walczyła, po kilku sekundach poddała się ciemności, która nią zawładnęła. Do rzeczywistości częściowa przywrócił ją zerwany plaster z ust. Jęknęła, mrugając i tym samym próbując pozbyć się mgły, która zawładnęła jej umysłem, ale jej powieki wydawały się ciężkie, niczym zrobione z ołowiu. Wtedy też poczuła mocne uderzenia w policzek, aż jej głowa przekręciła się na bok, a jej świadomość postanowiła wreszcie wrócić. Spojrzała na tego samego mężczyznę, który ją wyprowadzał z piwnicy i bez wahania splunęła na niego, zostawiając okropny czerwony ślad na jego białej koszuli.
    Nie wiedziała, co ją tak zhardziało. Może fakt, iż nie wisiała nad jej głową groźba, iż jej nieposłuszeństwo będzie miało konsekwencje, które odczuje jej siostra, a może to przez pobyt u Boltona i te kilka dni całkowitego spokoju i pozornej normalności, którą jej zapewnił. Czuła, że nie ma już nic do stracenia, ponieważ jej posłuszeństwo i tak nie zostałoby nagrodzone. Nieważne jak będzie odpowiadać, czy będzie posłuszna, czy też nie, jeśli miała zginąć, tak się stanie, bez względu na jej postanowienia. Mogło to nastąpić wcześniej bądź później, lecz nie dostrzegała zbyt wielkiej różnicy.
    Sądziła, że znowu ją uderzy, on jednak odwrócił się, podszedł do komody i zaczął w niej grzebać. W tym czasie rozeznała się w sytuacji. Znajdowała się w niewielkim saloniku na drewnianym krześle, ręce miała skrępowane z tyłu, tak by ramiona były owinięte wokół oparcia. Obie kostki były przywiązane do nóg krzesła, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Po policzku spływała jej krew, która zapewne brała się z rany na głowie, której nabawiła się podczas uderzenia o ścianę.
    - Kto by pomyślał, że jesteś taka harda. - odparł, odwracając się w jej stronę i materiałową chustką dokończył czyszczenie koszuli. Kto w tych czasach miał materiałowe chustki? Najwyraźniej on. - Puść mnie, to się przekonamy. - warknęła, szarpiąc za liny, po czym z jej ust wydostało się głośne „Pomocy”, choć nie liczyła, by tutaj ktoś jej mógł pomóc. Mimo to chęć przetrwania była większa od rozsądku. Jej oprawca z kolei nie miał najwyraźniej ochoty wysłuchiwać jej krzyków i zakneblował jej usta ową chustką, po czym ścisnął w dłoniach jej policzki i zmusił, by patrzyła mu w oczy. Co w nich widział? Nie wiedziała, ale nie spuszczał z niej wzroku, ku przerażeniu, nawet nie mrugał.

    Nie odpowiedziała. Jedynie ponownie zerknęła na broń, po którą sięgnął, a później wróciła wzrokiem na drogę, zaciskając dłonie na kierownicy. Kolejne informacje były stanowczo zbyt nagłe jak na jej oko. Przełknęła, próbując wyprzeć z głowy obraz ochroniarza i jej młodszej siostry. Poczuła gniew, a współczucie zostało przygaszone. Niegdyś ratowała ludzi, teraz patrzyła na ich śmierć, a w jej głowie pojawiała się gorzka myśl, iż sobie na to zasłużyli. Wiedziała, że niebawem spojrzy w lustro i nie pozna osoby, którą się stawała. Zimnej powłoki.
    Naszej Low? Te słowa przykuły jej uwagę, ale ich nie skomentowała. Zaczęła się za to zastanawiać, czy jej siostra przypadkiem przesadnie nie zbliżyła się do Boltona. Może to on czuł wobec niej pewnego rodzaju słabość? Cóż, Willow już tak miała. Miała coś w oczach i ludzie miękli. Jedni sądzili, że muszą ją ratować, a inni chcieli po prostu stać z boku i przypatrywać się jej blasku.
    Skinęła głową i westchnęła, zerkając jeszcze przez ramię na siedzącego z tyłu Matta. Jak na swój stan, wydawało się, że trzymał się naprawdę dobrze. W końcu miał cel, który go napędzał. Tak jak teraz ona, dlatego wysiadła, przedtem jednak sięgając do plecaka i z kieszonki wyciągnęła skalpel. Tłumaczyła sobie, że może się jej przydać do przecięcia lin, w głębi jednak wiedziała, że po prostu chce mieć coś, co da jej jakieś poczucie bezpieczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  42. Rozglądała się przerażona, gdy wchodzili do środka, pewna, że ktoś zaraz wyskoczy zza rogu, gdy oni tak bezceremonialnie postanowili wtargnąć do tego miejsca. Ku jej zaskoczeniu, w polu widzenia nie pojawił się żaden ochroniarz i nie była pewna, czy powinna się z tego cieszyć, czy może to nietypowe zjawisko powinno ją zaniepokoić. A może to tylko Smith miał na każdym rogu jakiegoś żołnierzyka, który strzegł twierdzy.
    Odwróciła głowę na słowa Boltona i sapnęła na widok przywiązanej kobiety. Jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy ten bezceremonialnie skierował w jej stronę pistolet. Oczywiście, że przyszła tu z zamiarem uratowania siostry, ale przecież ta dziewczyna była jedną z pokrzywdzonych. Doskoczyła do mężczyzny, zaciskając mu dłoń na ramieniu, wiedząc, że w życiu nie pozwoliłaby mu pociągnąć za spust. Chciała wierzyć, że sam też by tego nie zrobił, ale niestety, nie ufała mu wystarczająco. Na całe szczęście, gdy kobieta wydusiła z siebie potrzebne informacje, Bolton dał jej spokój, a ją pociągnął na dół, gdzie miała znajdować się Low.
    Niewiele widziała zza ramienia Boltona, ale nim zdążyła zareagować, ten pociągnął za spust, a po chwili coś padło na ziemie. Przepchała się i dostrzegła mężczyznę z dziurą w czole. Szybko jednak odwróciła wzrok i podbiegła do siostry, która na widok trupa szarpała się i próbowała uwolnić z więzów. Vivienn nie była w stanie opisać jaką ulgę poczuła, gdy zobaczyła siostrę żywą.
    - Już, cii, jestem. - szepnęła, zajmując się kneblem i odrzucając materiał na bok. - Boże, przyszliście. - wysapała, gdy Vi schyliła się do jej kostek, by rozwiązać jej nogi. - Nigdy bym cię tu nie zostawiła. Zwariowałaś? - odparła, stając z tyłu i uwalniając jej ręce. Low chwiejnie wstała, pocierając nadgarstki, a Vivienn zaraz znalazła się u jej boku, by pomóc zachować jej równowagę. - Musimy się zbierać. Samochód jest przed domem. - wytłumaczyła, gdy Willow objęła ją w pasie, by się wspomóc.

    OdpowiedzUsuń
  43. Vivienn zerknęła za siebie, gdy prowadziła Low, by zobaczyć jak Bolton uwalnia czarnoskórą kobietę, a następnie oddaje jej swoją marynarkę. Teraz zrozumiała, dlaczego przeszukiwał ciało tamtego mężczyzny. Szukał kluczyka i najwyraźniej udało mu się go znaleźć. Mogła sobie wyobrazić co teraz czuła tamta dziewczyna. Po pobycie w takim miejscu słowo „wolność” nabierało całkowicie innego znaczenia, nieosiągalnego, niemal świeckiego. Gdyby mogła, bez wahania zabrałaby kobietę do samochodu, by pomóc jej jeszcze bardziej, ale tak naprawdę, nie mogli jej już nic zaoferować, jeśli sami chcieli odjechać bezpiecznie, dlatego, gdy jej wzrok napotkał spojrzenie dziewczyny, skinęła głową, a ta odpowiedziała tym samym, odbywając w ten sposób niemą rozmową.
    Gdy znalazły się na zewnątrz, od razu podeszła do miejsca pasażera, otworzyła drzwi, wyciągając swój plecak, po czym pozwoliła, by Low opadła na siedzenie, które wcześniej zajmował Bolton. Teraz to on siedział za kierownicą i choć chciała mieć siostrę przy sobie, teraz czuła, że powinna zająć się Mattem, który w dalszym ciągu leżał z tyłu, dlatego zabrała czarny plecak i zajęła miejsce obok niego.
    Już zamierzała coś odpowiedzieć na ten jego twardy ton i krótkie polecenia, ale wtedy odezwał się do Low, więc pokręciła głową i schyliła się, by wyciągnąć apteczkę, choć większość potrzebnych rzeczy miała w plecaku.
    - Wszystko jest dobrze. - odparła wreszcie Low, mrugając kilka razy, by wrócić do rzeczywistości. Spojrzała na niego i posłała mu niewyraźny uśmiech. - Dziękuję. - szepnęła tak cicho, by tylko on mógł ją usłyszeć, po czym oparła głowę o szybę i przypatrywała się widokom, które mijali, dalej nie mogąc pojąć, że żyje, ucieka, kończy z tym wszystkim.
    Vivenn z kolei odsunęła koc Matta na bok i przybliżyła się do niego, by móc mu się lepiej przyjrzeć. - Czy zawsze muszę mieć z tobą pełne ręce roboty? - zapytała z lekkim uśmiechem, po czym zaczęła przemywać jego rany, nasączonym wcześniej wacikiem. Warunki były, jakie były i wiedziała, że dopóki się nie zatrzymają, nie jest w stanie w pełni się nim zająć. Poza tym była jeszcze Low, której też zamierzała się przyjrzeć. - Bolton, pilnuj, by Willow nie zasypiała. - rzuciła jeszcze, ponieważ w obecnej chwili musiała się skupić na swoim pokiereszowanym pacjencie i nie chciała co chwile zerkać przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  44. Wywróciła oczami, ale nie odpowiedziała na ten komentarz. Wiedziała, jak miał na imię, rzecz w tym, iż w dalszym ciągu zamierzała zwracać się do niego po nazwisku. Lepiej byłoby, gdyby w ogóle nie musieli współpracować, a ona mogłaby zabrać siostrę jak najdalej od niego i jego powiązań, lecz niestety sprawa nie była aż taka prosta, a ona nie mogła robić, tego, na co miała ochotę.
    Low bez sprzeciwu wzięła telefon, otworzyła tylną klapkę, po czym wysunęła małą kartę i przełamała ją na pół, po czym tak jak polecił, rozsunęła szybę i wyrzuciła ją za okno. Przez chwilę rozkoszowała się zimnym powietrzem, które smagało jej skórę i tym uczuciem wolności, które ją wypełniało, choć w dalszym ciągu nie doszła do siebie po tym co się stało. Gdy Bolton wspomniał o gwiazdach, mimowolnie uniosła wzrok do góry. Chciała wierzyć, że to koniec, że zostawiają wszystko za sobą i teraz będzie dobrze, ale sam fakt, iż musieli ciągle się przemieszczać, zapewniał, że ta straszna historia nie dobiegła jeszcze końca. Wreszcie zasunęła szybę i obróciła się w drugą stronę. Oparła głowę o siedzenie i zaczęła przyglądać się dla odmiany Boltonowi. Wiedziała, że jej siostra mu nie ufa, ale czy nie dowiódł już, że wcale nie jest taki jak tamci?
    - Nie powalasz urodą na kolana, ale dojdziesz do siebie. - odparła Vivienn z uśmiechem, po czym odsunęła się tak, by móc podciągnąć jego koszulkę do góry i obejrzeć jego żebra. - Teraz musisz zagryźć zęby i zrobić wdech. - ostrzegła, unosząc na chwilę wzrok na jego twarz, po czym przyłożyła chłodne palce do jego rozgrzanej skóry, by przeprowadzić badanie palpacyjne. - Nie kaszlesz, nie masz też zasinienia szyi, ani powiększonych żył, więc płuco nie przebiło ani opłucnej, ani płuc. Będzie boleć jak cholera, ale to nieskomplikowane złamanie, więc wystarczą leki przeciwbólowe i rozkurczowe. Przez najbliższe dni będziesz musiał głównie leżeć, więc to chyba dobrze, że trochę sobie pojeździmy. - oznajmiła, odsuwając się od niego. - Muszę wiedzieć, co Bolton ci podał. - dodała, wracając wreszcie do tematu tych nieszczęsnych tabletek.

    OdpowiedzUsuń
  45. Willow była ciekawa do kogo pisał Nick, jakaś jej część miała ochotę wychylić się i zerknąć, cóż tak pilnego wystukiwał. W szczególności interesowało ją do kogo. Może kogoś, kto miał im pomóc? W przeciwieństwie do swojej siostry ufała mu i wierzyła, że na następnym zakręcie nie czeka na nich pułapka, toteż nie miała nawet najmniejszego zamiaru go szpiegować, dlatego nawet nie uniosła głowy, którą w spokoju opierała o oparcie fotela. Uśmiechnęła się, gdy mężczyzna za nią spojrzał i puścił jej oczko, zapewne doskonale zdając sobie sprawę, że przez kilka ostatnich minut uważnie śledziła jego ruchy. Nie przeszkadzało jej to i nawet nie poczuła się zawstydzona. To była ona, dziewczyna, którą kiedyś widziała w lustrze, nim zaczęła się to wszystko. Miała świadomość, że nie odzyska swojego życia, nie odzyska siebie. Nie pogodziła się z tym, jeszcze nie, ale wierzyła, że uda jej się wywalczyć jakąś część z tego, co straciła.
    Vivienn zignorowała kolejny przytyk dotyczący jego imienia, słysząc, że jej siostra parska cichym śmiechem z siedzenia pasażera. Bolton mógł sobie walczyć ile chciał, ale ona z uporem zamierzała trzymać się tylko tego określenia. Mógł ją poprawiać w nieskończoność, ale ona już postanowiła. Zwróci się do niego po imieniu, gdy mu zaufa, a na to się nie zapowiadało. - Jestem pewna, że leczyłeś się czymś jeszcze mocniejszym. - prychnęła pogardliwie, po czym sięgnęła do torby i zwinnie przygotowała zastrzyk, co nie było łatwym zadaniem podczas jazdy. Całe szczęście, iż w ostatnim czasie robiła to zapewne częściej niżeli wcześniej jako pielęgniarka. Sięgnęła po rękę Matta, owijając drugą dłoń wokół jego nadgarstka. Wykonała szybki zastrzyk domięśniowy, po czym schowała wszystko do małego pudełeczka i wrzuciła z powrotem do torby.
    - Zadziała rozkurczowo. Za niedługo zrobisz się senny, ale to nic. Twoje ciało potrzebuje regeneracji. - wytłumaczyła, zerkając na niego z nieznacznym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń