19 września 2018

[KP] Dwie twarze

Ian Smith / agent John Frings 
27  lat • CIA • biegle włada bronią • rodzice zamordowani • cel: wyeliminować bosów • w kręgach mafii od roku • wysoka inteligencja • szybka jazda • głośna muzyka • słabość do whiskey • znany z obojętności • czasem bezwzględny 

11 komentarzy:

  1. Duch Grace Kelly. Prosta kobieta. Dwadzieścia cztery lata, ani jednej przypadkowej ofiary na karku, czego nie mogła powiedzieć o swoim pacjencie... No może nie do końca swoim, nie do końca pacjencie. Przez ostatni biznes z Rosjanami połowa familii miała wstrząsnienia mózgu, pocięte ręce i wiele innych urazów, które były powszechnie uznawane za tak zwane 'nic', a jednak wymagały opatrzenia i tym sposobem młoda Kane musiała ogarniać połowę swoich kuzynów. W ogóle nie widziało jej się bawienie się w pielęgniarkę, ale nawet ona wiedziała, że jak boss daję Ci coś do roboty to trzeba zacisnąć zęby.
    Tata ją kochał, ale nie był ponad unoszeniem ręki na swoje dzieci, nawet teraz gdy były dorosłe. Zresztą to sprawiło, że Megan wyrosła na twardą, że zachowywała się jak dama, gdy było trzeba. I tak miała więcej swobody niż jej starsi kuzyni, którzy mieli kiedyś przejąć biznes. Jej ojciec był legendą, i to definytywnie nie dlatego, że śpiewał dzieciom kołysanki. Wykształcił całe pokolenia najlepszych najemników. Nikt nie mógł się z nim równać. Kanowie niewątpliwie prowadzili największy biznes w Teksasie, z planami złamania granicy stanu w przeciągu najbliższych 6 miesięcy. Byli nie do powstrzymania, a przynajmniej tak to widzieli.
    Megan przeniosła znudzone spojrzenie na chłopaka przed nią i skończyła nakładanie opatrunku. Już trochę tego nie robiła, ostatnimi czasy zajmowała się głównie negocjacjami z małymi spółkami. Niestety była tylko określona ilość rzeczy, którą była w stanie ustalić na odległość, toteż utknęła w swego rodzaju martwym punkcie. Cholernie nie lubiła takich sytuacji, zwłaszcza, że dezaprobata ojca była ewidentna. Machnęła ręką w stronę drzwi i została sama.
    Napawała się spokojem przez dokładnie, uwaga, 15 sekund, bo zaraz potem ojciec poinformował ją, że przez bar pana Corteza, który miei niedługo objąć patronatem, musi przejść jutro i pojutrze dostawa, więc ma przyspieszyć podpisnie umowy, spakować torbę i wpakowywać tyłek do samochodu. Poza tym to bardzo chciał, żeby 'kogoś poznała.' Jakiś stosunkowo nowy gość wykazywał się dużym potencjałem i był najlepszą ochroną jaką pan Kane mógł jej skołować na następne 3 dni na obcym terenie. Cudo.
    Spojrzała na swoje odbicie- nie była w najlepszym stanie, żeby 'kogoś poznać.' Włosy związała w luźnego koka, miała podkrążone oczy i knykcie zdarte do krwi, po tym jak próbowała zedrzeć z czyjejś twarzy parszywy uśmieszek ('próbowała' to słowo klucz, żaden z niej był James Bond). Westchnęła i przerzuciła torbę przez ramię. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem i zeszła na dół.
    Uniosła brew.
    -Megan Kane.- powiedziała, najbardziej profesjonalnie jak tylko umiała i z wyraźnym zaciekawieniem przeniosła wzrok na przybysza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zmarszczyła czoło. Tupet. Intrygujące. Nigdy wcześniej się nie spotkali, ale przy aktualnym romiarze 'przedsiębiorstwa' Kaneów wcale jej to nie dziwiło. Jako dziecko znała wszystkich, teraz ojciec coraz częściej decydował się sprowadzać obcych. Wszyscy pracowali w pocie czoła, a zleceń tylko więcej i więcej. Toteż w zasadzie nie było w spotkaniu z Ianem Smithem nic wyjątkowego. Nieraz dane było jej wyjeżdżać, ale rzadziej z kimś stosunkowo nowym. To znowu było trochę nietypowe. Okazja do świętowania, jakby nie patrzeć. Pytanie brzmi: kim był Ian Smith? I po co był? Miał zdać jej ojcu pełne sprawozdanie? Miał się upewnić, że nie zjedzie z trasy?
    Megan była lojalna mafii, daleko jej było od kontrabandy, ale wiedziała, że w niektórych zachowaniach jej ojciec był, no cóż, zacofany. Pewnych interesów nie robił z kobietami i tym samym i jego córze do pewnych rzeczy nie wolno było się zbliżać. Wujek kiedyś nauczył ją strzelać, ale do teraz robiła to dość nieporadnie. Nie znała nawet podstaw samoobrony, a jako dziecko sztuk walki uczyła się wdając się w bójki na ulicy z każdym, kto był na tyle głupi, żeby nie wiedzieć co zrobi jej ojciec, gdy dowie się o tej małej 'zabawie'. No więc nie można było ukrywać, że Megan nie zawsze naturalnie działała dokładnie tak jak życzyłby sobie pan Kane. Zdawała sobie sprawę, że żaden żołnierz nigdy by jej nie skrzywdził, ale zdarzało się, że próbowali przejmować autorytet, krzyżować jej plany, dzwonić i kablować. Nie wszystko można było w terenie przewidzieć.
    Ian Smith nie wyglądał na potulnego. Zapowiadało się ciekawie.
    Przekrzywiła głowę i zlustrowała go wzrokiem. Nie lubiła rozmawiać przy ojcu, więc została cicho.
    Jego postura świadczyła, że został porządnie wytrenowany. Wielu nowicjuszy zostało zgarniętych ulicy, ale było w nich wtedy coś nieokiełznanego, rozptrzepanego. Mężczyzna przed nią nie tylko sprawiał wrażenie jakby znał się na rzeczy, ale też miał w sobie jakiś dystans, profejsonalizm. Tak jej się wydawało. Dobrze, takich lubiła najbardziej!
    Uśmiechnęła się lekko, wysłuchała ostatnich instrukcji ojca, usiłując nie przewracać oczami (no bo też ile można było słuchać o tym, że ma się nie wychylać, użyć wszystkich środków przekazu, bla bla) i ruszyła na parking.
    Bez zbędnych pożegnań wsiadła do samochodu i gdy tylko rezydencja zniknęła im z oczu odwróciła się do towarzysza.
    -Jak do nas trafiłeś? -spytała spokojnym tonem.
    Nie spodziewała się, że trafił jej się rozmowny egzemplarz, ale nie mogła się powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  3. -Hm. -podsumowała krótko.
    Przyzwyczaiła się już do tego typu historii, co nie znaczy, że z przyjemnością ich słuchała. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Gliny to skurwiele? Przecież wszyscy to wiedzieli, w całym biznesie o to chodziło, żeby ich unikać, manewrować, oszukiwać. Megan nie do końca wiedziała jak to wszystko widzi. Nie podobała jej się idea niezorganizowanej przestępczości. W mafii każdy znał swoje miejsce, nic nie działo się bez przyczyny, toteż młoda Kane widziała w tym zasadę, nie bała się tego. Tego samego nie mogła powiedzieć o jakiś ulicznych porachunkach... A przynajmniej tak to wyglądało w jej głowię pełnej złudzeń i uprzedzeń, durnych wyobrażeń o tym co można, a czego nie, o tym co jest moralne, a co niewybaczalne.
    -Kto Cię wyszkolił? -zmrużyła oczy. - Wyglądasz jakbyś znał się na rzeczy.- urwała, zanim zdążyła dodać 'a nie jak zwykła uliczna szumowina'.
    Przy ojcu nigdy by tyle nie mówiła, nie pytała, ale pana Kane'a nie było w pozbliżu, a to że utknęła w samochodzie z obcym facetem i tak w zasadzie było jego winą. Od zawsze wrzucano ją w niekomfortowe sytuację głową wprzód. Ojciec nigdy nie przejmował się jej opinią, używał jej jak mu się podobało. Skutecznie wyeliminował w Megan, cóż, wszystkie te durne uczucia typowe dla młodych dziewczyn- zażenowanie, wstyd, onieśmielenie, zmieszanie, rumieńce... Została tylko bezczelna kobieta, która mówiła co jej przyszło do głowy, pytała, bo chciała wiedzieć. Sama o sobie nie opowiadała, ale w zasadzie nikt i tak jej o nic nie pytał. Wszyscy ją znali, albo udawali, że ją znają.
    Wdawanie się w konwersację z księżniczką teksańskiej mafii było ryzykowne. Dzisiaj jeden z najemników ojca próbował z Megan swoich sił, bo młoda, głupiutka, bo blondynka, bo Barbie, a wyszedł z tego cało tylko dlatego, że wykazała się, no cóż, litością i obiecała nie mówić ojcu. Często wdawało się w tego typu potyczki, a pan Kane często załatwiał za nią wszystkie problemy, ku jej niezadowoleniu. Czuła się swego rodzaju inwalidą w tym powalonym świecie, w którym rządziła siła i przemoc- dwie rzeczy, w których nie mogła, po prostu nie mogła dorównać cholerom wokół.
    Widząc przejeżdzający obok radiowóz i lekko skinęła głową znajomym policjantom. Nie umiała się powstrzymać i, widząc zdenerwowane spojrzenia policjantów, uśmiechnęła się.
    -I co? Dostałeś sprawiedliwość?- jeszcze raz skierowała spojrzenie na towarzysza.- Była tego warta? Tej smyczy na szyi?

    OdpowiedzUsuń
  4. -Jeśli myślisz, że jesteś wolnym człowiekiem po umowie z moim ojcem, to już jesteś stracony.- powiedziała rozbawiona.
    Spodziewała się, że w końcu puszczą mu nerwy. Zawsze tak było. Oni wszyscy tak się zachowywali. Wierzyli, że są wyjątkowi, niezniszczalni, niezależni, mimo podpisania paktu z diabłem. Nie powinna była otwarcie wypowiadać się przeciwko ojcu, ale, jak już zostało wcześniej ustalone, nie zawsze robiła wszystko dokładnie według scenariusza. W grunie rzeczy mówiła prawdę, nie można jej było za bardzo za to zbesztać. Dużo już widziała facetów szukających zemsty- nie dość, że nie wszyscy ją dostawali, to jeszcze nie wszyscy wychodzili ze swojej misji żywi. Dziesięć lat temu może i by się przejęła, że Ian Smith ją opierdzielił, ale dziś? Już tysiące razy faceci jego pokroju próbowali jej wbić swoje rację do głowy, sprowadzić do pionu. Bez skutku.
    Wzruszyła ramionami i wyjrzała za okno. Powoli wyjeżdżali z miasta, i dobrze. Dystans dobrze jej zrobi.
    Przynajmniej wywołała u niego jakieś emocje... Może i tylko trochę, może i negatywne, ale żerowała na cudzych emocjach, a każda, każda jedna zbliżała ją do poznania Iana Smitha. Z jakiegoś powodu chciała go poznać. Chciała usłyszeć o treningu, który nie był jej sprawą, porozmawiać o tym poczuciu niezależności i go opierdzielić. Powiedzieć, żeby zwiewał, bo nawet najgorsze szumowiny, do których pewnie się zaliczał, nieraz żałowały wejścia w biznes z panem Kanem. I on też pewnie pożałuje. Wyglądał na rozsądnego, to jest, na tyle rozsądnego, na ile można było tego oczekiwać w tej konkretnej sytuacji.
    Westchnęła i postanowiła spróbować raz jeszcze:
    -Nie próbuje Cię urazić, to tylko porada. Pierwsza i ostatnia, nie martw się. - jeszcze moment i zacznie śpiewać 'we're all in this together'.
    [Przepraszam za opóźnienie!]

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydawał jej się zabawny, cała sytuacja wydawała jej się zabawna. Jechali właśnie spotkać się z biednym skurczybykiem, który od dawna wodził Megan za nos, bo nie mógł podpisać papierów przez interesy z Rosjanami, a rozmawiali o rzeczach na granicy akceptowalnych przez najgorszą szmirę w Teksasie... Na pewno dostałaby wpierdziel od ojca, gdyby usłyszał jakie farmazony panienka Kane plecie do jego podwładnych. Ian Smith z drugiej strony niekoniecznie- była przekonana, że nie jeden najemnik podzielał jego poglądy i dostał za to awans. Ponoć lepiej jak ekipa widzi Cię jako bezwzględnego.
    -Tak jest, info wywiadowcze z samej góry prosto dla Ciebie, panie Smith. -powiedziała niemalże zachowując powagę . - W takim wypadku- puściła mu oko- witamy w rodzinie.
    Z reguły miała dość poważne usposobienie, ale po takim dniu jak ten każdemu siadł by system nerwowy. Oczy same jej się zamykały, ręka piekła... No właśnie, ręka. Odpieła pas i sięgnęła na tylne siedzenie po apteczkę. Chwyciła gazę, spirytus i bandaż i szybko . Nie była najemnikiem, nie wiedziała jak oni sobie radzą, chodząc tygodnie z wielkimi infekcjami, złamaniami i bóg wie czym jeszcze.
    -Myślisz, że Cunning ma skłonności samobójcze?- rzuciła, tak jakby znali się od lat, nawiązując do swojej wcześniejszej 'bójki', jeśli w ogóle można to było tak nazwać.
    Odkąd tylko Jeffrey Cunning został jej przedstawiony, w sposób nie tak różny od jej pierwszego spotkania ze Smithem, wydawał jej się strasznym, no cóż, idiotą. Wiele razy się z nim ścierała, przekazywał każde słowo jej ojcu, totalnie nie szanował żadnej laski. Pytanie trochę jej się wymsknęło, ale gdyby powiedział, że to jego najlepszy kumpel to przynajmniej dokładnie wiedziałaby z kim ma do czynienia.
    Skrzywiła się, wylewając trochę płynu na rękę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powoli rozprostowała i zgięła palce, po czym uniosła brwi. Najemnik, który mówił o zszywaniu ran? Był chyba pierwszym, którego miała przyjemność spotkać. Ciekawe. Może i potrzebowała szwy, ale nie było opcji, że założy je sobie sama… I to jeszcze bez miejscowego znieczulenia! Nie ma szans. Wydawałoby się, że po takiej ilości opatrzonych cięć nie powinna mieć problemu z własnymi ranami, ale w jej oczach ten argument miał taką samą wartość jak założenie, że neurochirurg jest w stanie operować na własnym mózgu. Po prostu nie było szans, że się na coś takiego rzuci z własnej, nieprzymuszonej woli. Wolała żyć nadzieją, że plaster uciskowy wystarczy, póki miała jeszcze taką możliwość.
    -On się stał. Jest… -uznała, że zaryzykuje i po chwili wahania wykrztusiła- strasznym dupkiem.
    Każdy w tym towarzystwie był strasznym dupkiem, ale ten, ten to już w ogóle! Nikogo nie szanował, odpowiadał tylko na fizyczną siłę, prymityw. Po prostu nie dało się go ustawić w żaden, żaden sposób. Można powiedzieć, że trafił swój na swego.
    -Mam nadzieję, że to wystarczy. -powiedziała, wskazując na nałożony opatrunek.- Nie wzięłam znieczulenia. Nie zszyję siebie bez znieczulenia.
    Nie miała odporności na ból, wychowywała się w szklanej bańce- widziała wszystko, co działo się wokół, ale mało co faktycznie ją dotykało. Jako dziecko była inna, ale teraz? Teraz najmniejsze przecięcie było dla niej problemem. Wyklęła w duszy tą pieprzoną słabość i wróciła do dzisiaj, dzisiejszych zadań, problemów i tym podobnych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej usta ułożyły się w równe ‘o’. Nie spodziewała się takiej oferty. Nie przypuszczała nawet, że Ian umiałby szyć małe cięcia, a co dopiero, że był gotów poświęcić jakieś tam pół sekundy na to, żeby zająć się nią. Z własnej nieprzymuszonej woli. Była przekonana, że każdy inny facet z ich rodzinnej kliki zaśmiałby się tylko, że w ogóle śmie mówić cokolwiek o takim ‘draśnięciu’ i wypomniałby jej, jakie to absurdalne, że wspomina o znieczuleniu. A on nie. Hm. Tylko, czy ufała mu na tyle, żeby wyposażyć w igłę i nić, dać sobie pomóc? Wygląda na to, że nie miała wyjścia.
    -Rozumiem, że wiesz jak szyć, że robiłeś to wcześniej? -nie miała zamiaru skończyć jak Frankenstein.
    Przygryzła wargę i postanowiła chłodno ocenić sytuację. Co by zrobiła, gdyby na jej miejscu był ktoś inny? Ręka faktycznie nie wyglądała ciekawie i pewnie jak jej nie zszyje to dłużej będzie jej dolegać. Cholera. Kazałaby szyć, ot co by zrobiła. Nigdy jeszcze nie robiono jej nic takiego bez znieczulenia, co jak nie wytrzyma? Z drugiej strony cała ‘operacja’ zajmie pewnie pięć sekund. To znaczy jej by zajęła pięć sekund. Wzięła głęboki oddech.
    -No dobrze. -powiedziała zrezygnowana.- Tylko mnie nie zabij. I zrób to szybko. Póki jeszcze jest jasno.
    Poczekała aż samochód się zatrzyma i niepewnie podała mu narzędzia, po czym zmrużyła powieki i wystawiła dłoń do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lekko się uśmiechnęła, słysząc jego instrukcję. Nieraz sama je wydawała, nieraz to znaczy niemal codziennie. Spojrzała raz jeszcze na swoją dłoń i ze zdziwieniem stwierdziła, że trafnie ją zdiagnozował. Była przyzwyczajona do oschłości, zimna. Jego profesjonalizm na tym tle wyróżniał się niemal tak samo jak jakakolwiek okazjonalna troska, którą czasem udało jej się doświadczyć, złapać, zamknąć w słoiku i schować na później. Uniosła powieki i zacisnęła drugą dłoń na siedzeniu. Pewnie, że procedura ją bolała, ale zainteresowanie, fascynacja jego doświadczeniami, które sprawiły, że teraz był taki wprawiony, taki szybki, zdecydowanie przyćmiły wszelkie inne doświadczenia. Marszcząc brwi, przyglądała się jego skupieniu i zaangażowaniu w tą prostą czynność. Hm.
    -Wiem.- powiedziała cicho i, pewnie po raz pierwszy w swoim życiu, nie chcąc wyjść na zarozumiałą, dodała- Wiem co i jak. Szyję. Często. -przekrzywiła głową w bok.- Ale nie spodziewałam się, że Ty też. I to jeszcze dość estetycznie, biorąc pod uwagę warunki. -było w tym stwierdzeniu dość oczywiste pytanie.
    Rzadko kiedy otwarcie dziękowała, bo wdzięczność kojarzyła jej się ze słabością, naturalnie, toteż teraz też słowa jakby utknęły jej na końcu języka, ale w końcu udało jej się je wydukać, z niemałym trudem. Uznała, że to w zasadzie dobry moment, żeby wysunąć propozycję, która będzie bezpośrednio kolidować z jego rozkazami, bo nie wiedziała, czy będą jeszcze kiedykolwiek neutralnym gruncie.
    -Myślę, że gdy dojedziemy powinnam się z nim spotkać sama. Dobrze go znam.- powiedziała stanowczo. – Będzie bardziej skłonny do rozmowy jeden do jednego. Dostaniemy lepszą propozycję.

    OdpowiedzUsuń

  9. Roześmiała się mimowolnie. Była przyzwyczajona do bezpośredniości, nieodpowiednich słów i bezpruderyjnych określeń, więc w zasadzie przyrównanie do psa w schronisku jedynie ją rozbawiło. Poza tym to w sumie miał rację, podejrzewała, że spapra robotę. Najbardziej prawdopodobnym, biorąc pod uwagę to, co wiedziała o ludziach ojca i ich (braku) delikatności, czy precyzyjności, było to, że igłę wyciągnie z drugiej strony dłoni, przedziurawiając ją na wskroś i dewastując wszystko po drodze. Chociaż w sumie gdzieś tam, w którymś momencie, uznała, że zrobi satysfakcjonującą robotę, bo inaczej nigdy dobrowolnie nie podałaby mu ręki.
    -Połowa ‘chłopaków’ i jak weterynarz w schronisku pewnie nie dałaby rady.- uniosła brwi.- Sprawy tak mają. Ratownik medyczny, hm? Jestem po studiach medycznych, tak jakby.- nie wyjaśniła.- Medycyna to ciekawa sprawa. Duża zmiana kierunku do tego, co robisz teraz.-to jest zabijania, strzelanie i bycia skurwysynem, nie dodała, ale wierzyła, że zrozumie aluzję.
    Niemal przewróciła oczyma. To ona miała to załatwić i to, czego była pewna to to, że ojciec oczekiwał wyników. Nigdy nie interesował się tym jak załatwiała sprawy, ale zawsze musiał wymyślić coś, żeby jej to utrudnić. Nie wątpiła, że strasznie się wkurzy jak zobaczy wyniki słabsze od tych, które sobie wymyślił, ale oczywiście musiał dać swojemu człowieczkowi takie instrukcje, które praktycznie uniemożliwiały jej jakiekolwiek w miarę akceptowalne rozwiązanie sprawy.
    -Mojego ojca nie interesuje semantyka, interesują go efekty. -powiedziała powoli.- Efekty, których nie dostarczę jak będziesz stał mi nad głową. -otworzyła na telefonie mapę- Miejsce spotkania to stary hangar, możesz zostać na zewnątrz, w samochodzie. Ile zajmie Ci wbiegnięcie do środka? 30 sekund? Nie zastrzeli mnie. Jeśli mamy oboje nie dostać za słabą umowę i wyjść z tego cało, będziesz musiał zaryzykować. -postanowiła, że wyjaśni. – Nie powie słowa przy nieznajomym w zasięgu wzroku, miał za dużo wpadek z glinami. Nie słucha wyjaśnień. - przerwała, po czym dodała sucho.- Mój ojciec nie rozpoznałby go na ulicy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobało jej się, że w końcu udało im się w czymś zgodzić, że mogli być po tej samej stronie mocy, bo to w gruncie rzeczy strasznie denerwujące, jak ma się współpracować z kimś, kto nie słucha głosu zdrowego rozsądku, to jest głosu Megan Kane. Ludzie jej ojca zbyt często zapominali, że jak jechała coś załatwić to priorytetem było załatwianie, a nie rozkazy, nakazy, sugestię, czy cokolwiek w tym rodzaju. Zresztą kopali przy tym własny grób, bo gdy córa nie dostarczyła rezultatów, szef był niezadowolony, a gdy był niezadowolony to z reguły dostawali wszyscy wokół. Spaprana robota nie pasowała do rodzinnego obrazka, poza tym każda taka robota kończyła się dużym ryzykiem przyłapania przez jakieś rządowe szychy. Nikt nie lubił mafijnych porachunków.
    -Przeszukają mnie.- powiedziała, wkładając pilot do kieszeni.- Usłyszysz, jeśli coś pójdzie nie tak.-dodała szybko, bo w zasadzie oboje wiedzieli, że jeśli coś pójdzie nie tak to są ugotowani, a przynajmniej tak jej się wydawało. – Schowam się, ale wiesz, nie jesteśmy u siebie. –‘nie zabijaj, jeśli to nie konieczność’ zawisło niewypowiedziane w powietrzu.
    Zbyt wielu chojraków, którzy zanożowaliby wszystko na swojej drodze już jej towarzyszyło w tego typu sytuacjach. Ciała zawsze były problemem, to jest przynajmniej na obcym terenie, a nie mieli czasu na tą całą szopkę. Tylko kilka dni i miało być po problemie.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Przepraszam, że dopiero teraz. Miałam mnóstwo zaliczeń na studiach. Teraz już powinno być lepiej. Pozwoliłam sobie dodać trochę strzelanki, tak żeby podkręcić nam akcję. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza, a jak przeszkadza to usunę komentarz i zrobię podejście numer dwa😊]
    -Myślę, że nie jestem dzieckiem i byłoby miło, gdybyś przestał odzywać się do mnie jak mój ojciec. – ucięła jego gdybania, bo aż nadto przypominały jej słowa ojca.
    To jej się za to dostanie. To jej autorytet zostanie podważony. Musiała nauczyć się ryzykować, bo inaczej nie było dla niej szans. Gdyby nie potrafiła wmawiać sobie, że ma siedem(dziesiąt) żyć to w ogóle musiałaby się wiecznie trzymać z dala od biznesu, z dala od rodziny i pewnie zamknięto by ją w szklanym pudełku. Tak żeby ani jeden blond włos nigdy nie dotknął ziemi, żeby nigdy nie miała guza, żeby mogła ładnie wyglądać i przygotowywać obiady, szukać męża, najlepiej następcy ojca. Bo przecież ona sama nie mogła nikogo zastąpić, nie mogła nic zdziałać. Jedynie przewróciła oczami, słysząc jego rozkaz, a może i jedynie stwierdzenie w nieciekawej formie nakazu. Prychnęła i wysiadła z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami.
    Nie więcej niż pięć sekund później ciężkie metalowe drzwi do magazynu zatrząsnęły się za nią z głośnym hukiem. Na zewnątrz nie było w zasadzie ciemno, ale w środku, w środku panował półmrok. Niemal się zaśmiała, bo scena wyglądała niemal jak z jakiegoś durnego mafijnego serialu netflixa. W ogóle całe to spotykanie się w hangarze było dość dziwnym pomysłem, który wydawał jej się niemałą przesadą, ale znała swojego… Przeciwnika? O ile można było go takowym nazwać. Był pierwszą osobą, z która miała obowiązek pracować, toteż w jakiś sposób wydawał jej się bliższy niż inni. Nawet jeśli miał paranoję, nawet jeśli musiała teraz stać i znosić quasi-obmacywanie, bo nawet po latach nie wierzył, że nie byłaby na tyle głupia, żeby cokolwiek ze sobą przynieść.
    Dzisiaj wydawał się jeszcze bardziej nerwowy niż zwykle, mówił trochę od rzeczy, więc Megan w zasadzie spędziła większość rozmowy intensywnie marszcząc czoło. Miała własne podejrzenia. Najazd? Milicja? Inne gangi? Kłopoty finansowe? Coś ewidentnie było nie tak. Udawała nieświadomą, słodką, udawała taką na jaką wyglądała i powoli skanowała pomieszczenie. Rozkojarzona skierowała rozmowę ku końcowi, ustaliwszy jedynie czas jutrzejszego spotkania plus parę innych nieistotnych szczegółów. Żadna strona nie była gotowa do poważnych negocjacji.
    Kątem oka zobaczyła cień, a rozmówca, podrażając za jej wzrokiem, strzelił w miejsce bez zastanowienia, po czym oboje usłyszeli przenikliwy krzyk jakiegoś młodego chłopaka. Zobaczyła, jak pada na podłogę, dostał w nogę, pewnie w tętnice. Niemal od razu zemdlał. Widziała, jak oczy lecą mu do tyłu, jak uderza o grunt. Stała jak wmurowana, a ręce niemal same powędrowały jej do góry, wokół głowy, gdy tylko usłyszała ten poniekąd znajomy dźwięk strzelaniny.
    Mężczyzna nerwowo się do niej uśmiechnął, wymamrotał coś o problemach z personelem i potwierdził termin spotkania. Wszystko zajęło nie więcej niż kilka sekund. Była pewna, że jej ochroniarz zaraz wparuje z uniesionym pistoletem, ale jak w transie skinęła głową. Zdała sobie sprawę, że jest poniekąd sprawdzana. Miała dać się mu wykrwawić, nie żeby w zasadzie potrafiła cokolwiek z tym zrobić, gdyby nie jej wykształcenie, o którym nikt nie powinien wiedzieć. Gdy towarzystwo zniknęło jej z pola widzenia, krzyknęła ‘apteczka’, przekonana i prawie na kolanach dotarła do chłopaka. Była w kałuży krwi, nie miał dużo czasu. Kurwa. Powinna go zostawić, ale miał może w osiemnaście lat. Wiedziała, że ojciec ją zabije, nie mógł się o tym dowiedzieć. Kurwa mać.
    - Kula ominęła tętnicę. – powiedziała z ulgą. – Ale ciągle jest w nodze. Potrzebuję szczypce, nić, gazę.
    To nie było standardowe zachowanie. Powinna stamtąd uciekać i oboje o tym wiedzieli, ale miała nadzieję, miała nadzieję, że stanowczy, autorytarny ton głosu wystarczy, żeby go przekonać, żeby się zamknął i posłuchał. Chociaż teraz.

    OdpowiedzUsuń