LUCA LAZZARINI
22-LATEK, BARISTA W LUKSUSOWEJ KAWIARNI
Chciał być Szekspirem, został Werterem. Matka zawsze miała mu to za złe – nie był w stanie dostrzec świata w czarno-białych barwach. Przeżywając go w odcieniach gdzieś pomiędzy, odrzucił myśl o tym, że życie może być właśnie takie – proste. Żadne inne. Mówił: „nigdy nie jest za radośnie” – to wtedy budził w sobie melancholię i cierpienie; „nigdy nie jest nazbyt smutnie” – powtarzał zawsze, gdy w działaniu pokazywał ekscytację z życia. „Nigdy tak samo” – bo przecież egzystencji nie da się uchwycić w absolucie. Kochał za mocno, nienawidził szczerze, będąc romantycznym duchem. A na koniec, poświęcony sprawie, zabił się... swojego ducha. Przez chwilę był Werterem, ale Szekspirem nie został.
Wątek ze spectre
Powinna już przywyknąć do obecności młodego chłopca, który najwyraźniej za cel obrał sobie, aby ją dręczyć. Tak to sobie tłumaczyła, nie będąc świadomą prawdziwych intencji nastolatka. Cóż innego mógłby chcieć taki dzieciak jak on od wiele starszej od siebie kobiety? Będąc w trakcie wypełniania swoich codziennych obowiązków, starała się nie poświęcać mu wiele czasu. Jedynie kątem oka spoglądała czy nie robi czegoś nieodpowiedniego, żeby w razie potrzeby zainterweniować w porę. Dzisiaj jednak trudniej było jej się skupić na czymkolwiek, co związane było z większym wysiłkiem niż bezmyślne kartkowanie książek czy spoglądanie przez okno na zachmurzone niebo.
OdpowiedzUsuńKłótnie z narzeczonym były na porządku dziennym. Dawna miłość, która ich połączyła kilka lat temu, zdawała się powoli ulatywać. Pozostała jedynie frustracja, której nie mogli się pozbyć. Choć sama nie pozostawała bierna, to będąc osobą obdarzoną większą wrażliwością, nie była w stanie przyjąć tego bez emocji. Płacz był jedynym, co pozwalało uwolnić się od tego choć odrobinę i mimo że nie miała w zwyczaju przyzwalać sobie na to podczas pracy, to dzisiaj uczyniła z tego wyjątek.
Luca przyglądał się jej od początku, czuła jego uważny wzrok na sobie. Pamiętała jego imię, chociaż nie było to dużym wyróżnieniem dla nastolatka. Po prostu mogła się pochwalić dobrą pamięcią do twarzy i szybkiego kojarzenia ich z nazwiska. Stąd większość klientów biblioteki rozpoznawała na ulicach miasta, obdarzając ich zawsze delikatnym uśmiechem, choć oni nie zawsze ją kojarzyli. Sama ostatecznie uniosła wzrok i spotykając jego oczy, od razu skupia się ponownie na wpisywaniu danych jednego z klientów, który kolejny raz nie dotrzymał terminu. Odetchnęła ciężko i zaczęła wypisywać druczek, gdy usłyszała jego głos. Dolna warga drgnęła.
Rosa, nie bądź żałosna, nie żal się jakiemuś szesnastolatkowi ze swoich problemów.
— Bardzo dobrze, tak jak zawsze — odparła rzeczowym tonem głosu, starając się ukryć jego drżenie.
Przygarbiona, z całych sił nie chciała ukazać własnej słabości, choć rozdygotana dłoń zdradzała jej prawdziwy nastrój. Och, czym się tutaj denerwować? Pójdzie do domu, a tam czekać będzie na nią bukiet kwiatów, kupionych po kosztach. Zrobi jej kolację, przeprosi, więc z grzeczności mu się odda. Chwilę będzie spokój, a za kilka dni to samo. Mogłaby ten cykl jakoś poetycko nazwać, gdyby ją to jeszcze bawiło.
Wstała od biurka, chcąc wywiesić w drzwiach tabliczkę. Tak, to już ta godzina, pora odbyć swoje domowe obowiązki. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że przecież Luca wciąż tam był. Jak zawsze czekał ostatni, żeby ją zaprosić na kawę. Normalnie odpowiedziałaby krótkim „nie” i poprosiła o wyjście, ale ten dzień był dniem wyjątków. Dlatego nie miała zamiaru tak prędko biec do domu. Odgarnęła grzywkę na bok, poprawiła sweterek narzucony na ramiona i odwróciła się do niego z uśmiechem.
— Wypiłam dzisiaj więcej kaw niż ty pewnie zdążyłeś przez cały tydzień — powiedziała, nieco rozbawiona. — Jeśli masz ochotę, mogę ci zaparzyć jedną filiżankę w swoim ekspresie — dodała, wzruszając ramionami.
Proszę o wybaczenie i obiecuję poprawę. W ramach rekompensaty starałam się włożyć w ten odpis jak najwięcej serducha.