Now I’m peeling the skin off my face
'Cause I really hate being safe
The normals, they make me afraid
The crazies, they make me feel sane
Szalony Kapelucznik
Tarin - prawdziwe imię znane tylko najbliższym • zawsze z krukiem u boku • przekonanie o tym, że ptak to zaklęty smok • obecnie na służbie okrutnego władcy • porzucił swoje hobby związane z kapeluszami • czasem odwiedza Mroczną Puszczę i tych, którzy zostali wygnani • nie ufa sam sobie • podobnie jak reszta krainy przestał się uśmiechać • potrafi ograć w karty każdego w pałacu
Gdyby ktoś się jej zapytał miesiąc wcześniej, czy wróci do Krainy Czarów uśmiechnęłaby się jedynie zagadkowo, po dłuższym namyśle jedynie wzruszając ramionami. Wiele razy próbowała odnaleźć dziurę starego Królika i dostać się do Sali z małymi drzwiami, jednak trafiała jedynie na ziemię. Zaprzestała, gdy wyrosła z malutkich sukienek i przestawiła się na nowe, o wiele mniej wygodne. Głównie, dlatego nie była w stanie poszukiwać owej krainy – ubrania za bardzo krępowały jej ruchy. Z trudem chodziła, nie wspominając o bieganiu czy schylaniu się. Kucać nawet nie chciała próbować – kto wie, ile czasu zajęłoby jej podniesienie się po upadku. Zmieniła się, choć nie tak bardzo jak inne dziewczęta w jej wieku. Włosy sięgające jej do pasa zazwyczaj upinała w warkocze, które następnie były upinane na samym czubku jej głowy, czego szczerze nie lubiła, gdyż było to po prostu niewygodne. Wyrosła i rzekomo wypiękniała i choć nie mogła się pochwalić bujnym biustem, czy sylwetką osy, nadrabiała wrodzonym wdziękiem i delikatnością. Starała się sprawiać pozory prawdziwej damy, choć głowę trzymała wysoko w chmurach i zawsze musiała wtrącić gdzieś swoje trzy grosze. W końcu życiowa prawda głosił, że kto pyta ten nie błądź. Dlaczego więc miałaby zaprzestać zadawania pytać. Chyba nie dlatego, że jej nie wypada.
OdpowiedzUsuńTak było jednak wcześniej, gdy jej największym zmartwieniem była zgubiona mapa Dubaju, która udało jej się zakupić za połowę ceny. Myśląc o tamtym czasie zdała sobie sprawę, jak wiele utraciła. W większości siebie, gdyż za bardzo zaczęły ją frasować przyziemne sprawy, zamiast rzeczy ambitne. Kiedyś miała głowę pełna marzeń. Nadal kilka w niej chowała, lecz większość z nich wyparła małoznaczącymi informacjami o wszystkim i o niczym. Lecz wracając do sedna sprawy – Kraina czarów.
Nie przypuszczała, by patrząc na stare obrazy mogła odnaleźć tą krainę. Jednak los postanowił znów spłatać jej figla, choć ten akurat zaliczyłaby bardziej do dania kolejnej szansy. Zdążyła już pogodzić się z myślą, że ludzie biorą ją za dziwaczkę z urojeniami, w dodatku dość nieobytą i nieokrzesaną jak zwykła mawiać jej ciotka. Nie starczyłoby jej palców u jednej ręki by wymienić wszystkie wady, jakie wytykały jej panny z towarzystwa. Grunt, że jeszcze matka nie zaczęła jej wypominać jak to z niej nic nie wyrośnie. O zmianie zaczęłaby myśleć dopiero wtedy, gdy jej kochana rodzicielka dałaby jej do zrozumienia, że to konieczne. Tymczasem żyła będąc sobą i nie przejmując się opinią innych. Bywała w towarzystwie często, lecz nie przykładała zbyt dużej uwagi do tych wszystkich konwenansów, jakimi rządziła się arystokracja. Wolała spędzać czas na uboczu czytając kolejną książkę lub słuchając opowieści podróżników z za morza. Sama miała kilka takowych w zanadrzu – dziedzicząc firmę ojca dostała szansę na zwiedzenie szlaków handlowych, dzięki czemu poznała kilka bardziej malowniczych miejsc. Niemniej jednak największym jej pragnieniem, było zobaczenie Indii. Szkoda tylko, że nie wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowała. Miała wypłynąć za tydzień, a jednak stało się coś, co znacząco zmieniło jej plany, albo jak wolała sobie wmawiać, jedynie odłożyło je w czasie.
To stało się dość niespodziewanie. W jednej chwili podziwiała dzieło nieznanego artysty – jego obraz przedstawiał futurystyczną wizję drzewa, którego liście mieniły się tysiącem barw a z gałęzi zwisały kolorowe żarówki, a w drugiej była wewnątrz niego. Wystarczyło jedno dotknięcie zaschniętej farby, a jakaś magiczna siła wciągnęła ją do środka, i zapieczętowała wejście, przez co nawet jakby chciała Alicja nie mogła uciec. Z początku zawładną nią strach i desperacka potrzeba złapania oddechu. Dopiero po kilku dłuższych chwilach, które zdawały się trwać wieczność uspokoiła się na tyle, by na spokojnie ocenić sytuację w jakiej się znalazła.
Rozejrzała się wokoło. Grube sploty korzeni tworzyły coś na kształt małego pomieszczenia, przy czym niektóre miały odgałęzienia, które układały się w schody, prowadzące ku szczytowi pokoju. Alicja intuicyjnie zaczęła wspinać się po nich, uprzednio łapiąc fałdy swojej sukni. Gdzieś w drodze zgubiła swoje trzewiki, kawałek materiału sukni zaczepił jej się o wystający korzeń i przedarł się na pół. Wolała nie wiedzieć, ile liści miała we włosach – im wyżej szła tym spadało ich coraz więcej i więcej, aż w końcu nie była w stanie dojrzeć czubka własnego nosa. Szła po omacku, niemal na klęczkach szukając dłońmi kolejnych stopni. W momencie, gdy straciła nadzieję na wyjście z tej pułapki, poczuła pod palcami piach. Wspięła się jeszcze o kilka stopni, aż wyszła na powierzchnię. Obejrzała się na małą dziurę, z której wyszła nie dowierzają, że w ogóle się w niej zmieściła. Przeniosła wzrok wyżej, przyglądając się miejscu, w którym się znalazła. Z początku myślała, że to sen, ale uszczypnąwszy się kilka razy szybko odrzuciła tę myśl, choć zapewne byłoby to łatwiejszym wytłumaczeniem tej całej sytuacji.
UsuńStała na jakiejś polanie otoczonej przez czerwone drzewa. Z lekkim niepokojem rozejrzała się wokół siebie. Poza nią nad ziemię nie wystawało nic poza sięgającej jej do kostek trawą, o dziwnym kolorze zgniłej gruszki. W oddali słyszała szum wody. Był na tyle wyraźny, że mógł służyć jej za drogowskaz. Ona jednak stała przyglądając się temu nieznanemu miejscu, starając się dociec co też z nim było nie tak?
Doszła do tego po dłuższej chwili. Na polanie panowała kompletna cisza przerywana jedynie jej cichym oddechem, szumem wody oraz szuraniem butów. Nie słychać było ptaków, które przecież w lesie powinny występować, szumu drzew czy dźwięku łamania gałęzi. Las zdawał się być opuszczony, i to bardzo zmartwiło Alicję. To nie była kraina, którą wspominała w snach, pełna życia, aczkolwiek nie do końca przyjazna. Miejsce, w którym się znalazła wręcz krzyczało, by jak najszybciej brała nogi zapas. I chętnie by to zrobiła, gdyby nie niewygodne ubranie.
Spojrzała w dół na swoją sukienkę, że zdziwieniem stwierdzając, że niewygodną, czterowarstwową spódnicę oraz ciasny gorset, dwie halki i koszulę zastąpiła lekka sukienka wykonana z błękitnego materiału, przewiązana w pasie białą wstążką. Była ozdobiona srebrnymi kwiatami, które skrzyły się w słońcu. Wysunęła na przód stopę z ulgą stwierdzając, że i one dostały coś dla siebie. Srebrne trzewiki były o wiele wygodniejsze od tych, które miała wcześniej na sobie.
- Przynajmniej to się nie zmieniło – mruknęła pod nosem.
Nie bała się już tak jak wcześniej, jednak postanowiła zachować ostrożność. W powietrzu wisiało jakaś przestroga, i nie zamierzała jej ignorować. Z własnego doświadczenia wiedziała, że Kraina czarów potrafi przerazić.
Warząc każdy swój krok ruszyła w kierunku szumu wody. Zeszła z polanki i weszła głębiej w las. Nie potrafiła stwierdzić ile szła przed siebie, jak przed jej oczami wyrósł strumień. Z ulgą stwierdziła, że chociaż on wyglądał normalnie. Woda w nim płynąca była przejrzysta, tak że Alicja bez problemu mogła dojrzeć kamieniste dno. Zbliżyła się do strumienia i nachyliła się nad nią czerpiąc dłońmi trochę wody. Napiła się kilka łyków i powtórzyła tę czynność kilka razy. Na chwile przestała uważać. Może gdyby nadal skupiała się na otoczeniu dojrzałaby zbliżającą się ku niej postać.
Gdy choć na chwilę odzyskała czujność dojrzałaby lecącego na niego ptaka, Tymczasem, gdy kątem oka dostrzegła zbliżający się kształt, który w pewnym momencie pojawił się również na tafli wody, miała za mało czasu, by umknąć mu w innej miejsce niż woda. Odwróciła się gwałtownie i w ostatniej chwili uskoczyła, chroniąc się przed ostrymi pazurami ptaszyska. Jej sukienka była przemoczona, czego nie była świadoma dopóki nie wstała, szykując się do ucieczki. Lepki materiał spowalniał jej ruchu, przez co jej szanse na ucieczkę zmalały kilkakrotnie. Ptak krążył na nią czekając na dogodny moment, by zaatakować. Gdy ponownie ruszył na nią była gotowa. Uchyliła się przed kolejnym atakiem kruka – tym razem jednak nie udało jej się umknąć w pełni i ptak rozerwał kawałek jej sukienki, raniąc przy tym jej ramię. Przez napływ adrenaliny do jej krwi nie poczuła tego na początku. Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że rękawy je sukienki powoli barwią się na czerwono.
OdpowiedzUsuńZ desperacją rozejrzała wokoło. Dopiero wtedy dostrzegła postać, która majaczyła jej gdzieś wśród drzew. Nie była sama. Za nią warczały dziwne stworzenia, które wyglądem przypominały psy, lecz wyjątkowo małe i ewidentnie gołe. Gdy jej policzki połaskotał powiew wiatru, poczuła zapach zgnilizny, od której momentalnie zrobiło jej się nie dobrze. Z trudem powstrzymała wymioty, w ostatniej chwili przełykając zawartość swoje żołądka.
Tymczasem ptak nie miał zamiaru dać jej spokoju. Gdy wpatrywała się w postać on zaatakował znowu. Szarpnął za tył jej sukni wywracając ją tym samym do wody. Uderzyła plecami o kamienne dno, na chwile tracąc świadomość. Tym razem ból był wręcz oszałamiający. Nie miała jednak chwili na odpoczynek, bo ptaszysko wylądowało na niej próbując wydziobać jej oczy. Każdy jego atak trafiła jednak albo w pusta przestrzeń albo w inną część ciała dziewczyny. W ostatnim desperackim kroku pomiędzy uderzeniami napastnika Alicja chwyciła leżący obok niej kamień i z całej siły uderzyła nim ptaszysko, które odleciało kawałek dalej.
Sama musiała chwilę odczekać by zmusić się do wysiłku i wstać. Wolała nie myśląc w jak tragicznym stanie była, głownie dlatego, że nie miała na to czasu. Kruk zapewne miał być pierwszą z jej przeszkód, te dziwne szkarady zapewne czekały na znak swojego pana, by ostatecznie ją wykończyć. Chwytając za sukienkę ruszyła pędem do najbliższego drzewa i tak jak w dzieciństwie wspięła się na nie na tyle wysoko by te potwory nie mogły jej dosięgnąć. Wiedziała, że ucieczka nie miała sensu, Zapewne dogoniłyby ją szybko, a ona i tak nie miała siły by uciekać. Wraz z traconą krwią uciekały z niej wszystkie siły. Przerażenie, które napędzało ją do działania nie to że osłabło, ale straciło na mocy, przez co nawet hormony nie potrafiły utrzymać jej przy zmysłach.
Umierała i bez pomocy miała zakończyć ten proces dość szybko. Ledwie znalazła się w miejscu, za którym tak tęskniła a już miała je opuścić i nigdy nie wrócić.
- Co ja ci zrobiłam?! – krzyknęła w kierunku postaci. – Kim jesteś?
Z daleka nie potrafiła rozpoznać rysów jego bądź jej twarzy, jednak mimo wszystko wyczuła coś znajomego. Jak gdyby widziała dobrze znany sobie cień.
Mocniej chwyciła się pnia drzewa na wypadek, gdyby postawił ja z niego ściągnąć. Choć zapewne wolałby wziąć ja na przetrzymanie. I tak długo by nie pociągnęła.
Nie wiedzieć kiedy zamknęła oczy. Dłonie zaciskała tak mocno na pniu, że nie zdziwiłoby jej to, że po otwarciu oczu wrosłaby w niego. Knykcie powoli zaczęło ją boleć, choć nie mogły przyćmić innych miejsc o wiele bardziej poranionych.
OdpowiedzUsuńSłysząc zbliżające się kroki i te psy, które okazały się być pozbawionymi skóry stworzeniami o ogromnych zębach i małpich zdolnościach, wczepiła się w drzewo jeszcze mocniej. Lecz gdy usłyszała głos ich pana, momentalnie odpuściła. Przeciągnięte głoski wypowiedziane melodyjnym tonem, lekko za wysokim jak na normalnego mężczyznę były czymś, co dość często pojawiało się w jej sennych fantazjach. Mimo, że z czasem przestała widzieć twarz, ten głos pozostał w jej pamięci niezmienny i kojarzył jej się tylko z lepszymi czasami. Może głupotą było dać się zwieść uczuciom, lecz słysząc jak do niej mówi oderwała dłonie od pnia i spojrzała wprost w twarz mężczyzny. Nie zmienił się ani trochę, choć z przykrością stwierdziła, że chyba nie miał najlepszego czasu. Zdawał się być poszarzały i nadludzko zmęczony. Nie uśmiechał się – od jego postaci biła niechęć i wrogość, która kompletnie do niego nie pasowała. Kiedyś był słońcem Krainy Czarów. Teraz zdawał się bardziej przypominać księżyc.
Kapelusznik.
Z transu wyciągnął ją odgłos zrywanej kory. Spojrzała w dół, a widząc wspinającego się po konarze zwierza, krzyknęła ze strachem. Za nic w świecie nie chciała znaleźć się na dole, gdzie te zwierzęta mogły ją dopaść, nawet jeżeli tam również był jej dawny przyjaciel. O nie, za bardzo się bała i była zbyt osłabiona by podjąć ten nierozsądny krok. Zdobyła się na jedną z ostatnich rzeczy, które mogła w tej chwili zrobić.
- Kapeluszniku! – krzyknęła, połykając łzy, które nie wiedzieć kiedy zaczęły spływać po jej policzkach. – Kapeluszniku, to ja. Alicja! Proszę cię przestań!
Z każdą mijającą sekundą jej głos łamał się coraz bardziej. Nie była w stanie opanować płaczu, który trząsł jej ciałem. Zresztą, co jej innego pozostało, jak nie właśnie płacz? Miała umrzeć i to szybciej niż zdążyłaby wypowiedzieć swoje imię. Poza tym, nie miała siły by walczyć z potrzebami swojego organizmu, tak wiec łzy spływały jej po policzkach, rozmazując na nich zaschniętą krew.
- Nie poznajesz mnie? To ja, ta sama Alicja! Czas na herbatę – pamiętasz?
Psy były coraz bliżej niej a Alicja miała nadzieję, że mężczyzna zaraz je wycofa. Mimo tego jednak zdobyła się na kolejny desperacki krok i oderwawszy jedną z gałęzi rzuciła nią w stwora, który zaraz zleciał na ziemię. Na więcej już nie miała siły. Oparła się o pień wpatrując się zaszklonymi oczyma w postać, która powoli przestawała jej się kojarzyć z radością. W jej oczach zmieniał się powoli w anioła, zwiastującego śmierć. Jej śmierć.
- Kapeluszniku, proszę – jęknęła. – To ja. Alicja. Ta Alicja. Ta sama.
Nieufnie spoglądała na poczynania mężczyzny, nadal mając na uwadze gdyż to z jego polecenia te stwory zrobiły jej krzywdę. Kruk, którego miała okazję zranić, nie wyglądał aby mu to za bardzo przeszkadzało, pies również. W przeciwieństwie do niej.
OdpowiedzUsuńCzy mógł się dziwić, że tak niechętnie podchodziła do zejścia z drzewa? Z jednej strony zastanawiała się w ogóle czy da radę. Z drugiej natomiast bała się, że jeden niewłaściwy ruch i zostanie wykończona, a nie spieszno jej było do grobu. Miała przecież jeszcze tyle zrobić! Indie czekały, nie widziała jeszcze Kota ani nie miała okazji zjeść tych ciasteczek, dzięki którym zmieniała rozmiary. Choć przysporzyły jej ostatnio sporo problemów, to chciała jeszcze raz ich spróbować.
- Nie wierzę – szepnęła. – Niech odejdą dalej!
Dopiero, gdy oddaliły się na tyle, by miała pewność iż w razie potrzeby ma kilka cennych sekund, które mogłyby pozwolić jej uciec, powoli zsunęła się z drzewa. Tym razem jej ruchy były bardzo powolne i koślawe. Co chwila krzywiła się z bólu i szczerze wątpiła, by miała siłę stać. Jej heroizm wyparował w momencie, gdy skończył jej się zapas adrenaliny. Powoli ogarniała ją senność, lecz nie chciała jeszcze zasypiać, choć wydawało jej się to kuszącą propozycją. Zeszła z drzewa chybocząc się na własnych nogach. Spojrzała na Kapelusznika. Teraz była od niego niewiele niższa, nie to co kiedyś, gdy sięgała mu ledwie kilka cali za pępek, tak, że bez problemu chowała mu się pod pachą (jakkolwiek to by się nie wydawało obrzydliwe).
Wpatrywała się w mężczyznę nie wiedząc jak się zachować. Nie była już mała dziewczynką. Była kobietą i to na co mogła sobie pozwolić wcześniej teraz jej nie uchodziło. A chciała go przytulić. Wyściskać tak mocno, że wyplułby płuca. Wywołać na jego twarzy uśmiech. Sprawić, by zaśpiewał. A ponad wszystko chciała wypić z nim, Myszą i Zającem Wielkanocnym herbatkę.
Słysząc jego pytanie zadrżała na całym ciele. W tym całym zamieszaniu nie zadała sobie trudu, by odpowiedzieć na to samej sobie. Dlaczego w ogóle się tu znalazła? Dlaczego teraz? Co się zmieniło przez te ostatnie dwanaście lat, że ponownie znalazła się w tej krainie?
- Nie wiem – odparła drżącym głosem, ledwo panując nad kolejną falą łez. – Nie mam pojęcia. Była w muzeum, a potem w tunelu. Były tam liście i korzenie, szłam w górę, coraz wyżej i wyżej aż wyszłam na polanie… a potem spotkałam ciebie.
Historia ta nie była zbyt długa. Zresztą też długo nie była w tej krainie. Jednak już chciała z niej uciec. Jak najszybciej. Bala się tak strasznie, że jej serce w każdej chwili mogło wybuchnąć. Nie zdziwiłoby to jej. Była dama an litość boską! W Londynie największym strachem napawała ją podarta sukienka, lub banda uliczników. Tutaj były to ostatnie z rzeczy wzbudzających w niej strach. Miała inne rzeczy na głowie, o wiele mroczniejsze. Aktualnie Kapelusznik również należał do tej grupy.
- Dlaczego Kapeluszniku? Dlaczego..- nie dokończyła swojej myśli, gdyż zaraz runęła jak długa bez świadomości. Ostatnim, czego była świadoma była szorstka ziemia i niewyobrażalny ból.
Śniła o magii. Kolorowe obłoczki wychodzące z ust Gąsienicy przybierały różne kształty. To raz mogła dostrzec kółko, to jakieś małe zwierzątko - nie odważyła się jednak niczego dotknąć, lub stanąć na drodze dymu. Wolała uniknąć łzawiących oczu i nieprzyjemnego uczucia zatkania, jakie powstawało gdy nawdychała się tytoniowego dymu, a tymże właśnie były owe uroczo wyglądające obłoczki. W swoim śnie znów była tą małą Alicją, która wpadła jak ostatnia ofiara do króliczej nory, dzielną dziewczynką z głową pełną marzeń i urojeń, podsycanych dodatkowo przez magiczną aurę zaczarowanej krainy.
OdpowiedzUsuńGdy się przebudziła wszystko zniknęło. Nie było już kolorów i uczucia bezpieczeństwa, a strach. Ostatnim co pamiętała był chłód i głód. Po przebudzeniu natomiast towarzyszyło jej tylko jedno z tych uczuć. Czuła się lepiej, choć gdy próbowała ruszyć barkiem poczuła lekki dyskomfort
Otworzyła oczy i zamarła. Zdecydowanie nie znajdowała się w upiornym lesie. Ani w swoim łóżku. Sufit nad jej głową był bogaty w złote malunki przedstawiające historię jakiegoś mężczyzny. Trudno jej było zinterpretować te dzieło, i wyjątkowo żałowała, że nie mogła porozmawiać z kimś, kto się na tych sprawach znał, gdyż całość tworzyła dość imponującą mozaikę.
Przekręciła głowę zatrzymując wzrok na kapeluszniku. Jego również nie spodziewała się zastać. Nie po tym co jej zrobił. On i ta jego sfora. Uniosła się na łokciach przeklinając po cichu. Może i to nie przystało jej jako damie, ale aktualnie ani nie czuła się jak londyńska panna, ani nie była w towarzystwie, więc z czystym sumieniem odpuściła sobie tę drobną słabostkę. Pociągnęła się na poduszkach, a gdy kołdra, którą była okryta zjechała nieznacznie, ze strachem stwierdziła, że jest przebrana. Czysta koszula z wiązaniem przy dekolcie sięgała jej do kostek. Czuła, jak materiał plątał się między jej nogami. Może w normalnych warunkach uznałaby t za niewygodne, jednak teraz było jedną ze wspanialszych rzeczy jakich mogła doświadczyć. Znajdowała się w łóżku, przykryta świeżą kołdrą, ktoś opatrzył jej wszystkie rany i nie widziała żadnych dziwnych stworzeń, które mogły jej zrobić krzywdę. Czego mogła chcieć więcej?
Aby jego tu nie było.
Czuła się nieswojo siedząc w jego towarzystwie, choć niedawno oddałaby wiele, by się z nim spotkać. Był inny niż go zapamiętała. Ona też się zmieniła, lecz nie aż tak. W głębi siebie nadal była tą samą małą Alicją, tylko jej ciało przeszło metamorfozę spowodowaną biegnącym czasem. U niego było odwrotnie. Choć wyglądał tak samo zdawał się znikać. Widok takiego kapelusznika sprawiał, że bolało ją serce.
Chrząknęła, starając się zwrócić na siebie jego uwagę.
- Kapeluszniku.
Znów zwróciła się do niego nie po imieniu. Pamiętała je jeszcze będąc dziewczynką, jednak z biegiem lat wypadło jej ono z głowy. Wstyd było się do tego przyznać. W końcu był dla niej ważny.
- Gdzie ja jestem? – zapytała się przechylając lekko głowę. Część włosów opadła jej na twarz, więc szybko odgarnęła je częściowo zakładając za ucho, a częściowo odgarniając za plecy. Powinna je już dawno ściąć, gdyż sięgały jej do pasa i były dość niewygodne. Nigdy jednak nie miała na to czasu.
- Czyj do pokój? Co ja tu robię?
Zmarszczyła brwi przyglądając mu się z uwagą. Jego słowa nie miały sensu. Zdawał się mówić prawdę, lecz w jego ustach brzmiała ona jakby gdzieś był jakiś haczyk. Coś się nie zgadzało, jednak nadal była zbyt osłabiona by dociec co takiego. Składanie elementów układanki z której maczał palce pokrętny umysł Kapelusznika było wyzwaniem, którego nie śmiała się podjąć w tym stanie.
OdpowiedzUsuńSplotła palce opierając je na pościeli. Po chwili jednak schowała je pod kołdrę, gdyż w pokoju było chłodniej, niż się spodziewała. Starała się jakoś uporządkować strzępi informacji jakie od niego otrzymała. Nie było to łatwe, gdyż to co słyszała nie zgadzało się z tym co pamiętała. Czyżby któraś z królowych wyszła za mąż? Prędzej podejrzewałaby o to Królową Kier, choć Biała Królowa również do całkowicie świętych nie należała. Ale żeby pozwolić się komuś tytułować królem? Żadna z nich raczej nie pozwoliłaby na umniejszenie swojej rangi. Coś musiało być na rzeczy. Szkoda, że nie wiedziała co.
- Królowa Kier wyszła za mąż? – spytała się starając wyeliminować choć jedno z pytań kłębiących się w jej głowie. – Choć nie to bez sensu. Nie przypominam sobie by w Krainie był król. – przerwała na chwile by poskładać rozbiegane myśli. Zaraz jednak porzuciła ten wątek, zapominając słowa, które rzekomo miała na końcu języka. Kolejne pytanie z pewnością chciało się przebić przez tabun innych, lecz nie mogła go sobie przypomnieć. Czuła się zagubiona.
- Jak to mój pokój? – rozejrzała się po pomieszczeniu. Szczerze powiedziawszy przytłaczała ją ilość bogactwa, jaka w nim została zamknięta. Złoty sufit to jedno, jednak pozłacana szafa z toaletką oraz biurkiem., świecące się wazony oraz tapeta na ścianach – może i wyglądało to królewsko, jednak bardzo mało gustownie. Wolała raczej minimalizm. Taki przepych stanowił dla niej zbyt dużą przesadę. – Wolę spać w norce Białego Królika. Jest tutaj? A Kot?
Wsłuchując się w jego kolejne zdania zaczęła jednak wątpić, by odpowiedział na którekolwiek z jej pytań. Zdawał się być odległy, nie odpowiadał zagadkami choć z pewnością nie był również z nią do końca szczery. Unikał prawdy a ją ciekawość zżerała od środka. I te pytania, miliony pytań – od tego wszystkiego zaczęła ją boleć głowa.
- Mówiłam ci już – powiedziała spokojnie. – Nie wiem. W jednej chwili byłam u siebie, a w drugiej siedziałam na drzewie uciekając przed – nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa postanowiła użyć jak najbardziej neutralnego, by przypadkiem go nie rozjuszyć – stworzeniami. Nie wiem dlaczego tak się stało, a gdybym wiedziała to nie wiem czy chciałabym ci powiedzieć. Zraniłeś mnie – wytknęła mu, jednocześnie chowając twarz za kaskadą włosów, by ukryć rumieniec jaki wpełzł na jej policzki. Dziwnie jej było mówić do niego tak spokojnie bez żadnych konwenansów jakimi zazwyczaj była obarczona. Normalni ludzie nazywali to kulturą wypowiedzi. Dla niej stanowiło to podchody i zwykłe unikanie prawdy. Nie chciała się w to z nim bawić. Nie miała na to siły.
Prychnęła słysząc jego ostatnie słowa i pokręciła głową.
- Naprawdę? Nie zauważyłam – ostentacyjnie spojrzała na swoje rany. Kilka głębszych na rękach, jedna poniżej obojczyka i dwie, których nie mógł zobaczyć, na brzuchu. Dodatkowo miała kilka mniejszych zadrapań i obtarć oraz więcej niż dziesięć siniaków. – Dlaczego tak? Dlaczego jest tu tak niebezpiecznie? Co się staqło ze słońcem, i dlaczego w lesie nie ma nikogo? Kapeluszniku. Co się stało?
Zdawać by się mogło, że mówił do niej obcym językiem. Nie rozumiała nic z tego, co do niej mówił. Jego słowa jakby wlatywały jej jednym uchem i szybciutko uciekały drugim.
OdpowiedzUsuńJak to nie było jak dawniej? A królowe? A mieszkańcy? Jeśli myślała, że chwilę wcześniej miała mętlik w głowie, to teraz to co przelatywało jej przed oczami było istnym koszmarem. Powoli obraz który budowała w głowie przez tyle lat blaknął, by następnie zostać rozerwanym na drobne kawałeczki, a żeby trudniej go było zrobić, te malutki części były malowane na nowo niepasującymi do siebie kolorami farb.
- Co ty mówisz – szepnęła coraz to mocniej zaciskając dłonie na nogach. Dopiero gdy poczuła pod paznokciami swoją skórę, poluźniła uścisk, wyciągnęła dłonie z powrotem na kołdrę , i spojrzała na umazane we krwi paznokcie. Wytarła je w kołdrę zostawiając na niej czerwone ślady. Nawet nie wiedziała, że potrafiła zrobić sobie krzywdę.
- To nie możliwe – jęknęła żałośnie, potrząsając przy tym gwałtownie głową. Schowała twarz w dłoniach i kołysząc się w przód i tył powtarzała to sobie jak mantrę. – To nie możliwe. To nie możliwe. To nie możliwe – i tak w kółko. Kiedy w końcu odważyła się unieść wzroków mogłaby przysiąc, że była w nich pustka. – Zaprowadź mnie do niego – rzekła, po czym dodała nieco głośniej patrząc przy tym wprost na Kapelusznika. – Chcę się z nim widzieć.
Nie wiedziała do końca czemu miałaby ta wizyta służyć, lecz chciała zobaczyć człowieka, który zniszczył to, za czym tak bardzo tęskniła. Zanim jednak miała do niego pójść wysunęła się spod kołdry i postawiła stopy na ziemi. Nadal była osłabiona, lecz nie chcąc da© po sobie tego poznać wyprostowała się dumnie i przeniosła cały swój ciężar na stopy, stawiając pierwsze kroki. Nieco się chybotała, lecz nie dała sobie pomóc. Podeszła do szafy, wyciągnęła z niej jedną z bardziej skromnych sukienek i schowała się za parawanem, zaraz wyrzucając za niego poplamiona piżamę. Wyszła dopiero wtedy, gdy uporała się z większością halek. Nie była w stanie jednak zasznurować tyłu sukni. Podeszła do Kapelusznika i odwróciła się doń tyłem.
- Zasznuruj proszę – powiedziała cicho. Dopiero będąc tak blisko zdała sobie sprawę jak bardzo krępująca była ta sytuacja. – I uważaj na opatrunki, proszę.
Jego bliskość wywoływała w niej tabun sprzecznych emocjo. Z jednej strony czując bijące od niego ciepła czuła się dziwnie skrępowana, lecz w ten przyjemny sposób, z drugiej jednak pragnęła jak najszybciej od niego uciec. Tak, bała się go, choć pewna część jej jestestwa nadal żywiła ku niemu cieplejsze uczucia.
OdpowiedzUsuńCzując powiew powietrza na uchu, i słysząc jego szept, zadrżała na całym ciele. Dawno nie czuła się tak zagubiona jak w tej chwili – stojąc tak blisko niego, jednocześnie nie mogąc zrobić nic, by zmienić ta sytuację. Przez chwilę zastanawiała się, co tak naprawdę siedzi w jej wnętrzu. Ciekawość? Odraza? Strach? Radość? A może wszystko na raz? Wiedziała jedynie, że coś ją do niego ciągnęło. Jakaś magiczna siła (zdecydowanie w tej krainie było zbyt dużo magii i niewyjaśnionych zjawisk) chciała by była blisko niego.
Już chciała mu coś odrzec, jednak do środka komnaty wpadł nieuznany jej jegomość. Po sposobie chodu, licznej świcie oraz tryumfalnym uśmiechu szybko dopisała mu nazwę, mając w pamięci słowa Kapelusznika. Walczyła ze sobą, a raczej z chęcią natychmiastowej ucieczki przed aurą jaką roztaczał. Nawet go nie znając czuła jak emanował złem oraz niewyobrażalnym smutkiem. Był kimś, kogo mocno skrzywdzona. A teraz on krzywdził innych.
Koniec końców nie poruszyła ani o milimetr. Wpatrywała się w przybysza ze zmieszaniem wymalowanym na twarzy. W końcu zdobyła się na dygnięcie, które może nie należało do najbardziej udanych, lecz jako tako można je było odczytać, jako wyraz szacunku, którego nie miała do niego za grosz. Mając na uwadze ostrzeżenie Kapelusznika po chwili wymusiła uśmiech, starając się przy tym zapanować nad drżeniem kącików ust.
- Szanowny panie – rzekła miękko. Splotła swoje palce na przodzie sukni, dzięki czemu mogła ukryć zrobione przed chwilą rany. – Nie wiem, czy ten tytuł jest zasłużony. Daleko mi do zacności.
- Ach skromna. Pięknie – odparł swobodnie, po czym skierował się do małego stolika przy oknie, gdzie stały dwa krzesła wykładane miękką tkaniną. Usiadł na jednym z nich i zaprosił ją gestem. Posłusznie wykonała to nieme polecenia, po chwili siedząc blisko niego. Nie wyglądał jej na monarchę, z pewnością daleko mu było do niego, jednak w jakiś sposób zawładną całą krainą, co przemawiało za tym, by zachować przy nim ostrożność. Kątem oka zerknęła na Kapelusznika, który zaczął przygotowywać herbatę. Po pokoju rozniósł się zapach świeżych malin.
- Mam nadzieję, że spało ci się dobrze – głos mężczyzny odciągnął jej uwagę od Kapelusznika. Skinęła głową.
- Tak. Piękny jest to pokój, a łózko wygodniejsze niżeli się zdaje.
- A twoje rany? – spytał się, przyglądając się bacznie widocznym bandażom.
- Prawie nie czuję, że je mam.
- Doskonale. Ach straszne rzeczy się dzieją, gdy nie upilnuje się podwładnych. Takie przykre zdarzenie, nie powinno mieć miejsca. Może – pochylił się nad stołem zmniejszając dzielącą ich odległość – powinienem go ukarać dla ciebie panienko. Dla przykładu.
- Nie! – rzekła szybciej niż zamierzała. Wzięła głęboki wdech, aby powstrzymać rodzącą się w niej desperację. – To nie będzie konieczne – dodała nieco swobodniej, starać się ukryć swoje zdenerwowanie. Była jednak marną aktorką.
- Ach. No cóż, pani strata. Odpowie mi pani jednak na pytanie – jego głos stał się niższy, a twarz stężała. – Co pani robiła w moim lesie?
Przełknęła ślinę. Wyłożyła ręce na stół tylko po to, by po raz kolejny nie zrobić sobie krzywdy. O mały włos a przecięłaby materiał sukni swoimi długimi paznokciami.
- Zgubiłam się – rzekła. – Chyba. Musi mi jaśnie pan wybaczyć, ale nic nie pamiętam. Chyba straciłam pamięć. Może się uderzyłam w głowę…ale nie wiem. Pamiętam tylko las. To wszystko.
UsuńUdawanie Amnezji było dla niej dość wygodne. Jeżeli nie był w Krainie w momencie, gdy zawitała w niej wiele lat temu, nie mógł też jej rozpoznać. Niestety nie mogła tego powiedzieć o reszcie. Przecież nie zmieniła się aż tak bardzo. Poza tym ta Kraina za bardzo się zmieniła, by mogła uchodzić za jej mieszkankę. Jeszcze palnęłaby jakieś głupstwo i mężczyzna przejrzałby jej fortel.
- Poza tym panie… - nie zdołała dokończyć, gdyż przerwał jej w pół słowa.
- Igo Ratt, dla poddanych jaśnie pan wielmożny Ratt, ale dla ciebie panienko może być tylko jaśnie pan. A ja mam przyjemność rozmawiać z ?
- Albertą – rzekła szybko. – Tak mam na imię. Alberta.
Może i postąpiła lekkomyślnie, jednak i tak nie zamierzała się do tego przyznać, gdyż uważała tą decyzję za słuszną. Powątpiewała, by owiany złą sławą Igo podarował jej gdy ujawniłaby swoje prawdziwe imię. Mało tego – mogła dać sobie odciąć rękę, że znalazłaby się na stryczku szybciej, niżeli Królowa Kier zdążyłaby powiedzieć skrócić o głowę. Dodatkowo zdradzając swoje pochodzenie mogłaby wystawić na potencjalne niebezpieczeństwo swój świat. Kto wie, jakie myśli miał pan Ratt i jakie ambicje nim kierowały. W książkach które czytała tacy ludzie zawsze łaknęli więcej. Mimo swoich podbojów nigdy nie mieli dosyć.
OdpowiedzUsuńPuściła słowa kapelusznika mimo uszu. Odwróciła się od niego i padła na łózko. Zanurzyła się w miękkiej pościeli i zaczęła myśleć, co nie było wcale takie łatwe.
- Co zrobiłby na moim miejscu Lancelot? – mruknęła pod nosem. Wyobraziła sobie rosłego rycerza. Szybko jednak odgoniła jego obraz, stwierdzając że zbyt się od niej różni, by mogła go wziąć za przykład. Za to Ginevra, albo Pani Jeziora bardziej nadawały się na jej idolki, choć obydwie miały sporo za uszami. Mimo wszystko jednak jakoś funkcjonowały w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Skoro im się udało, to czemu jej miałoby nie wyjść?
- Myślisz, że jakbym powiedziała prawdę, to coś by zmieniło? Otóż mój drogi wątpię – podniosła się do pionu i wbiła nieco zirytowane spojrzenie w Kapelusznika. Jak każdy mężczyzna chciał nią dyrygować i mówić jak ma myśleć. A ona miała własny rozum. Może jej bajeczka była słaba, jednak dała jej trochę czasu, którego tak rozpaczliwie potrzebowała.
Prychnęła.
- Naprawdę? Myślisz że jakbym wiedziała jak mam się stąd wydostać, to nadal bym tu siedziała? Wybacz, że nie jestem wszechwiedząca. Nie mam pojęcia jak stąd uciec. Nie potrafię nawet wyjaśnić jak się tu znalazłam. Zresztą znasz tę historię. Mówiłam ją już z trzy razy – syknęła. Powoli zaczynał jej działać na nerwy. Zapewne miał ją teraz za rozkapryszoną. Guzik ją to obchodziło. Całe podniecenie jakie wywołał u niej wcześniej zniknęło zastąpione złością. Na jego własne życzenie.
- Możesz mi w końcu wyjaśnić jak to się stało? Co poszło nie tak, że tak się dzieje? I dlaczego dla niego pracujesz? – miała ochotę dodać kilka prostych złośliwości, jednak po jego popisie z psami wolała nie poruszać drażliwych tematów. Jeszcze by ją nimi poszczuł. Znowu.
Zeszła z łóżka i podeszła do stołu. Chwyciła filiżankę i wypiła duszkiem całą herbatę. Rzeczywiście była za słodka, jednak to jej nie przeszkadzało. Lubiła czuć słodycz na języku.
- Ach, więc myślałam się co do ciebie – rzekła po chwili z lekkim smutkiem. – Myślałam, że coś dla ciebie znaczę a tu proszę, jednak jestem niewinnym zerem. Zdajesz sobie sprawę, że on mnie zabije, ale zanim to wyciągnie ze mnie skąd przyszłam? Myślisz że co, wiedząc, że już tu byłam i udało mi się wrócić zostawi tą sprawę w spokoju? Nie mój drogi. Nie będzie. Naczytałam się o takich łachudrach. Nie pozwolę aby skrzywdził moich bliskich. Jeżeli masz z tym problem to śmiało, powiedz mu. Ale w takim razie nie mamy o czym rozmawiać. – Podkasała spódnice i podeszła do okna.
Wyjrzała z niego sprawdzając jak daleko od ziemi się znajdowała. Niestety – za daleko. Podeszła do kolejnego, pod którym był dach, łączący się z pozostałymi. Gdyby tylko miała linę mogłaby się po nich ześlizgnąć…trochę jak Tarzan, no ale cóż Jane też musiała nieco zdziczeć, aby za nim nadążyć.
- Alberta dala mi nieco czasu - bąknęła pod nosem. - Zamierzam go wykorzystać.
Historia ta była smutna, to trzeba było mu przyznać. Nie dała po sobie jednak poznać jak bardzo przeraziły ją jego bliny i kolejny atak agresji. Bała się, że zaraz zrobi jej krzywdę jednocześnie chciała podejść i w jakiś sposób uśmierzyć jego ból.
OdpowiedzUsuńSłuchała go jednocześnie kręcą się po pokoju. Patrzyła na tkaniny szukając takiej która byłaby w stanie udźwignąć jej ciężar. Nie było to łatwe, gdyż poza pościelą w całym pokoju nie było nic co nadawałoby się do jej operacji. Przystanęła w momencie gdy z jego ust padły ostanie słowa. Kot…biedny Kot i biedny Kapelusznik. Swoją drogą aż dziwne, że zdołał wykrzesać z siebie tyle energii by zrobić komukolwiek krzywdę. Zazwyczaj uciekał się do podstępu, a przynajmniej tak słyszała z opowieści. Wolał unikać fizycznego kontaktu.
Historia ta zdawała się jednak nie mieć sensu. Po prostu się pojawił i już? I co to za dziwna harmonijka, która sprawiała że wszyscy chodzili jak w zegarku? Dlaczego nie użył jej na niej? Jedno było pewne – Igo Ratt był kimś niebezpiecznym i musiała na niego uważać. Jeden fałszywy ruch i czekała ją śmierć.
Wolnym krokiem podeszła do Kapelusznika i kucnęła naprzeciwko niego. Niepewnie chwyciła jego dłonie i ścisnęła, starając się tym samym dodać mu nieco otuchy.
- Przykro mi – powiedziała jedynie, po czym ułożyła swoją głowę na jego kolanach. Po prostu była. Miała nadzieję, że na tę chwile nie będzie potrzebował niczego więcej. Nie rozumiała jego poczynań. Nie rozumiała tego świata. Lecz w pewnych aspektach nie różnił się tak bardzo od jej domu. Tutaj też ludzie ponad wszystko łaknęli bliskości.
- Dopóki nie znajdę sposobu by wrócić do domu, będę robić wszystko, by na waszym niebie zaświeciło słońce – rzekła po chwili spoglądając na Kapelusznika. – Nie musisz mi w tym pomagać. Wiem, że z przyczyn koniecznych nie możesz tego zrobić. Ale ja znajdę sposób tak jak jakimś cudem udało mi się tu trafić. Kto wie, może jestem tu właśnie po to, aby pomóc was uratować?
Wstała z klęczek i powłóczyła nogami do drzwi. Zawahałą się przed naciśnięciem klamki. W końcu szanowny jaśnie pan zakazał jej chodzenia w samotności. Odwróciła się przez ramię zerkając na mężczyznę.
- Oprowadź mnie po zamku. Nie powiem ci po co, bo będziesz musiał mu to powiedzieć. Uznaj to jako wycieczkę z ciekawą świata chłopką, która została oczarowana bogactwem tego domostwa.
Mówił o tym, jakby podświadomie chciał dać jej do zrozumienia, że nie da rady. Choć może świadomie również było to jego zamiarem, każde jego słowo skierowane do Alicji krzyczało to proste i niesamowicie demotywujące zdanie. Nie dasz rady.
OdpowiedzUsuńJego brak wiary jednak nie demotywował jej. W ręcz przeciwnie utwierdzał w przekonaniu że cos musi zrobić, aby ostatecznie nie zgorzkniał na tyle, by nie było dla niego odwrotu. Już i tak pozbył się nuty szaleństwa zastępując tą cząstkę siebie chłodnym racjonalizmem, przechodzącym niekiedy w skrajny pesymizm.
- Jak to w zamku dyktatora– mruknęła pod nosem jednocześnie pozdrawiając mijającą ich straż. Wymusiła uśmiech, który w jej mniemaniu miał być uroczy. Zapewne jednak rezultat można by porównać do grymasu jaki występował u zarzynanego prosięcia. No cóż, daleko jej było do uroczej panny w opałach. Skoro udało jej się podnieść firmę ojca i zwiedzić kawał świata, to dlaczego nie miałoby się jej udać uratować jednego mężczyzny?
- Może jednak zaryzykuję – rzekła, po czym ruszyła w kierunku zejścia do stajni, pokonując po dwa stopnie. Widok zwierząt zmroził jej krew w żyłach, i mogła dać sobie rękę odciąć, że była jeszcze bledsza niż zwykle. Psy były przerażające, jednak konie o dwóch głowach, pyskach z których sączyła się zielona piana, całkowicie białych oczach w odpowiednich warunkach mogły doprowadzić do zawału.
- O mój boże – wymsknęło się jej, kiedy jedno ze zwierząt spojrzało wprost na nią. Dwie pary oczy przewiercały ją na wylot, aż poczuła gęsią skórkę rozchodząca się po jej plecach. Mimo tego jednak odważyła się podnieść dłoń i pogłaskać jeden z łbów. Możliwe, że robiła największa głupotę w życiu, jednak gdy zwierzę przyjaźnie wypchnęła łeb w jej stronę, mimo strachu nie zaniechała czynności. Skórę miał twardą jak stal, gdzieniegdzie dodatkowo lepką od śluzu, które wydzielały ogromne pryszcze, znajdujące się w wielu miejscach na tułowiu.
- Tyle cierpienia – szepnęła spoglądając na Kapelusznika. – A co z królową Kier? Jest na zamku? A biała królowa? Nie wieżę, że obydwie się poddały. Musi być jakiś sposób by to odczynić – spojrzała na Kapelusznika pełnym nadziei wzrokiem. Wtem coś zaszeleściło w sianie. Odwróciła się gwałtownie w tym kierunku, a dostrzegłszy znajomy pyszczek uśmiechnęła się szeroko.
- Suseł!
Królowa Kier! To paskudne babsko było tuż pod jej nosem i stanowiło klucz do ratunku. Nie zamierzała się z nią bratać, lecz wyjątkowo uciec się do najbardziej desperackiej czynności, jaką kiedykolwiek udało jej się wymyśleć – poprosić ją o pomoc. W końcu znała zamek najlepiej. Ba, ziemię wokół niego też. Nawet, jak była zaczarowana przed Ratta nie mogła zmienić się aż tak. Ona stanowiła jej klucz do ratunku poza Kapelusznikiem, który był niezbyt chętny do współpracy. Oczywiście w jakiś logiczny sposób starał się to jej, i również sobie, wytłumaczyć ale nie szło mu to najlepiej. Z każda chwilą niestety tracił w jej oczach. Choć jego opieka nad zwierzętami jej zaimponowała. Gdzieś w głęboko w serduszku poczuła ukłucie rozczulenia. Szybko odgoniła je jednak ze względu na ważniejsze sprawy, którymi musiała niezwłocznie zająć.
OdpowiedzUsuń- Suseł!- podskoczyła do niego w kilku susach i kucnęła obok niego. Zwierzak przyjrzał jej się ufnie, niepewnie dotknął łapką jej włosów i dopiero wtedy rozpoznał ją.
- Nie możliwe – szepnął przyglądając jej się z niedowierzaniem. – Nie może być! Alicjo, ty tutaj? Jak to się stało?
- To długa historia – rzekła, uśmiechając się do niego promiennie. – Nie na teraz. Ale jestem tu i zamierzam pomóc?
Suseł skrzywił się na jej słowa. Zerknął przez jej ramię na Kapelusznika, szukając w nim swojego sprzymierzeńca. Najwyraźniej miał podobne zdanie co do jej planu.
- Alicjo, nie narażaj się – powiedział po chwili łapiąc jej dłoń w swoje drobne łapki. – Wielu próbowało, i próbuje dalej…
- Jak to próbuje dalej? – przerwała mu wpół zdania a gdy chciał ją puścić chwyciła go za łokieć. – Mów. – rzekła twardo, starając się wzrokiem wywiercić mu dziurę w skromnym ubranku.
- Nie mogę. Nie tutaj – szepnął wyrywając się z jej uścisku. – Ściany mają uszy. Alicjo pamiętaj, nie jesteś sama…ale teraz…teraz muszę już iść – zgrabnie uwolnił się z jej chwytu i czmychnął w siano. Nie zdążyła go złapać a szkoda. Miała tyle pytań, i z pewnością Suseł znał większość odpowiedzi. W przeciwieństwie do Kapelusznika może nawet był skory się nimi podzielić. Z cichym westchnieniem wstała z klęczek i otrzepawszy swoją spódnicę odwróciła się do Kapelusznika. Znów emanowała irytacją i smutkiem.
- Ktoś walczy – rzekła. – Kto? – w kilku susach znalazła się przy mężczyźnie. Stanęła blisko niego, tak że ich klatki piersiowe niemal się stykały. Zadarła głowę wysoko, spoglądając wprost w jego ciemne oczy. – Kto?
Czyżby byłą do któraś z królowych? Jeżeli tak, to miała szczęście. Mogła zrealizować swój plan.
Jego obecność była oszałamiająca i nieco pesząca, wręcz nie przyzwoita. Lecz to ona doprowadziła do takiego zaniku przestrzeni między nimi i zamierzała się wycofać. Hardo spojrzała mu w oczy starając się uspokoić bijące jak dzwon serce które nagle zaczęło bić jeszcze szybciej, a wszystko to za sprawą ciepła jego oddechu. Nie wiedzieć kiedy zeszli do szeptu a ta scena, podsycana jej gniewem i irytacją, stała się niesamowicie intymna. Powoli przesiąkali swoim zapachem. Oddychali w równym rytmie.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała co rzec. Jego propozycja była kusząca, zwłaszcza jeśli brała pod uwagę jego wersję opowieści. Ruch oporu, bo tak postanowiła ich nazywać, był bezpiecznym zakątkiem którego potrzebowała. Niemniej jednak nie mogła wiedzieć co ją w nim czeka. Kraina się zmieniła i możliwe, że jej mieszkańcy też. Kto wie jak mogą zareagować na jej obecność? Nie wszyscy przepadali za nią ostatnim razem.
- Chcę pomóc – szepnęła niemalże wprost w jego usta. Nie wiedzieć kiedy sięgnęła do jego dłoni i splotła ich palce. Ten niewinny gest miał dodać mu otuchy, jednocześnie stanowił jej barierę silnej woli. Trzymał ja w jednej pozycji nie pozwalając na zrobienie czegoś, czego mogła żałować. Choć bardzo tego chciała.
Jej wzrok ześlizgnął się na chwile na usta Kapelusznika. Z trudem powstrzymywała się przed dotknięciem ich. Spuściła wzrok, po czym odsunęła się od niego psując nastrój który stworzyli. Brnięcie w to dalej mogło im tylko zaszkodzić.
- Pomogę. Jak tylko umiem. Może oni wiedzą jak mam wrócić do domu – rzekła, lecz nie podniosła głosu. W końcu ściany mają uszy. Zerknęła przez ramię mężczyzny na schody. – Chodźmy stąd. Powiesz mi co i jak, ale nie tutaj.
Dziwiło ją, że taki władca jak Ratt daje sobie odsapnąć. Być może terror jaki rozsiał był na tyle wielki, że rzeczywiście mógł sobie na to pozwolić. Patrząc na Kapelusznika, czy innych przechadzających się po zamku, dochodziła do wniosku, że właśnie ten strach w sercach mieszkańców w Krainy Czarów pozwalał mu na rozkoszowanie się spokojem. Szkoda, że był na tyle głupi.
OdpowiedzUsuńPodążała za Kapelusznikiem dość szybko. W pewnym momencie o mały włos a nie zaliczyłaby nieprzyjemnego spotkania z ziemią. Suknia, mimo iż na początku wydawała jej się niezwykle wygodna, nie sprawdzała się ni to w biegu ani w szybkich chodzie, zwłaszcza, gdy na ziemi leżały stare gałęzie z różanych krzewów.
Pamiętała ten ogród ze swojej poprzedniej wizyty. Teraz przypominał melinę. Zaniedbaną, brzydką i niesamowicie smutną przestrzeń wypełniały jedynie szkielety roślin i tylko one przypominały o pięknie, które niegdyś można był tu dostrzec.
Znów stanęła blisko Kapelusznika wsłuchując się w jego szept. Jej brwi machinalnie uniosły się do góry w momencie gdy usłyszała wzmiankę o Króliku. A więc jednak potrafił być przywódcą, przeszło jej przez myśl. Poza nim mogłaby do tej roli typować jedynie Kapelusznika. No i królowe, ale nie wiedziała za dużo o losie żadnej z nich. Pozostał więc Królik. Słuszna decyzja.
- Kiedy możesz mnie do niego zabrać? – spytała się szybko. Wolała nie tracić czasu w tym zamku. Nie spodziewała się jednak natychmiastowej odpowiedzi. Nie mieli możliwości, aby popełnić błąd. Ten przywilej stracili, o ile w ogóle go posiadali.
- Myślisz, że się zgodzi? – rzuciła z nutą nadziei w głosie spoglądając wprost w oczy mężczyzny. – Co mam zrobić, by się zgodził?
Miała kilka pomysłów, jednak wolała je odstawić na później i nie zakładać najgorszego. Prawda jednak dotycząca jej sytuacji była dość smutna – jeśli Królik jej odmówi, to zostanie w tym wrogim miejscu kompletnie sama rozdarta pomiędzy obydwiema stronami, a wtedy nikt nie będzie się wahał. Zginie i już nigdy nie zobaczy Indii.
Nie wiedzieć czemu ta myśl ją rozczuliła. Niewiele myśląc wtuliła się w Kapelusznika ukrywając swoje łzy w jego kamizelce. Dawno nie płakała, więc nawet nie potrafiła zatamować wodospadu jaki zaczął płynąć z jej oczu. Stała obejmując mężczyznę w pasie i roniła kolejne łzy.
Odwróciła się w ramionach Kapelusznika spoglądając na postać Królika. Był...inny, to określenie idealnie pasowało do opisu jego obecnego wyglądu. Fakt, że nieco urósł można było pominąć, bo przecież w Krainie Czarów to nie był problem. Był jednak dotknięty przez los nawet bardziej niż Kapelusznik, choć zdawał się mniej emanować smutkiem, a bardziej rozgoryczeniem. Stał się mroczną wersja siebie którą mamy mogłyby straszyć swoje dzieci podczas wieczornego opowiadania bajek. Nawet Alicja, która przecież wyrosła z tego wzdrygnęła się przyglądając się przybyszowi. Chciała w nim dostrzec Królika, jakiego poznała kiedyś.
OdpowiedzUsuńNie dostrzegła.
- Króliku… - zaczęła niepewnie postępując krok na przód. Szybko obtarła łzy jakie jeszcze płynęły po jej policzkach. Nie tak to miało wyglądać. Stając przed nim miała nie płakać a pokazać, jaka jest silna. Nie była, ale chciała by on tak myślał. Może wtedy uzna ja za przydatną. Może też weźmie pod uwagę przebieg ich znajomości. W końcu to on po raz pierwszy ją tu sprowadził.
Nadzieja matką głupich.
- Sama chciałam – rzekła mimowolnie stając w obronie Kapelusznika. – Chcę pomóc. We wszystkim co robisz i co będziesz robił. Tylko chcę wiedzieć, czy ty wiesz jak mam wrócić do domu. Zrobię Wszystko Króliku. Bez względu na cenę jaką przyjdzie mi płacić – może i biła od niej desperacja lecz wyjątkowo jej to nie przeszkadzało. Musiała jakoś przekonać go że się przyda., Ciężkie to było zadanie gdyż nawet Kapelusznik nie wierzył w jej wartość a z nich dwóch to właśnie jego można było łatwiej przekonać.
Królik drgnął jakby tchnęła w niego jakaś nieznana siła. Nadal jednak zdawał się być niewzruszony jej błaganiem. Wpatrywał się to w nią to w Kapelusznika i myślał. O czym? Alicja bardzo chciałaby znać odpowiedź na to pytanie.
- Nie - rzekł po chwili zbierając się do odejścia.
Była zdruzgotana. Straciła tak naprawdę jedyną możliwość aby wrócić do domu i jednocześnie pomóc komukolwiek w tej krainie. Sama była słaba, pozbawiona mocy i wiedzy. Jej całe nadzieja, o której mogłaby mówić godzinami, uleciała niemal w całości. Pozostała jej malutka iskierka, która musiałaby bardzo długo pielęgnować, aby wydobyć z niej coś konkretnego. Wiedziała jednak, że ten zabieg wymagał czasu. A ona go nie miała.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na Kapelusznika i jęknęła żałośnie. Nie mogąc znieść jego wzroku i tej całej sytuacji po prostu się odwróciła i pobiegła przed siebie. Mijała zaniedbane drzewa i krzewy, skręcała w to kolejne alejki, a gdy się w końcu zatrzymała stwierdziła, że nie ma pojęcia jak wrócić. Nie przerażało jej to. Wątpiła, by cokolwiek mogło stłumić obudzony w niej żal. Płakała rzewnymi łzami mocząc swoją sukienkę, jednocześnie idąc przed siebie. Byle dalej od istot które złamały jej serce.
Kiedyś ta kraina kojarzyła jej się z tajemnicą ale i beztroską. Mimo rządów królowej Kier ludziom i innym istotom nie żyło się aż tak źle. Były oczywiście miejsca gdzie jej władza zdawała się być wręcz przytłaczająca, ale przynajmniej stworzenia nie bały się wystawić nosa z dziupli. Teraz strach wisiał w powietrzu, gdzieniegdzie można go było kroić jak ciasto. Musiała cos z tym zrobić. Musiała temu jakoś zaradzić. Tylko jak?
Nim się spostrzegła wylądowała przed drzwiami wejściowymi do zamku. Powłóczyła nogami ku nim, przeszła te wszystkie kręte korytarza, a dotarłszy do swojej komnaty obiecała sobie, że przez następny dzień jej nie opuści. Nie chciała nikogo widzieć. Za dużo kosztowało ją to nerwów. Chyba, że miałaby okazję porozmawiać z Susłem. On jeden okazał się być dla niej życzliwy. Kapelusznik próbował, ale koniec końców okazał się być gorszy nawet od Ratta. Dał jej nadzieję, a potem ją zniszczył. I pomyśleć, że w jego obecności jej serce tańczyło z radości. Nie powinno tak być. Nie chciała tego czuć. Chciała go nienawidzić. Ale nie potrafiła.