3 marca 2020

[KP] Blood on my hands

Michael Bowden
27 lat • wyrok za poczwórne morderstwo • skazany na pięćdziesiąt lat • więzienie stanowe w Detroit •  dwanaście lat wyroku za sobą • bez przyszłości • dużo czyta

-Dlaczego? -Spytał prokurator. -Tylko tyle chcemy od ciebie wiedzieć. Dlaczego to zrobiłeś? To byli twoi koledzy i koleżanki z klasy, ze szkoły. Ich rodzinom należy się chociaż to. Wyznaj prawdę, Michael. Dlaczego?
-Bo chciałem zobaczyć jak to jest być bogiem. -Uśmiechnął się szyderczo zakuty w kajdanki.  Miał piętnaście lat.

9 komentarzy:

  1. Małe pomieszczenie, szare ściany, brak ozdób i kilka stolików. To nie było miejsce, które odwiedzało się, gdy chciało się gdzieś spokojne spędzić czas. To nie było miejsce, które napawało nadzieją czy choćby namiastką jakiegoś cieplejszego uczucia. Było bezosobowe, szare, zimne i obojętne. Jednakże nie przyszła tutaj, by napić się gorzkiej kawy z automatu i porozmawiać o pogodzie. Była tu z misją, która przysłaniała otoczenie i sprawiła, iż jej ciemne tęczówki skupiały się tylko na pustym krześle, które niebawem miała zająć postaci, która w tym momencie była centrum jej zainteresowania. Poczuła ciężar torebki, która wisiała na jej ramieniu, przypominając sobie o jej zawartości, która wcześniej została skrupulatnie przeszukana. Zrobiła kilka kroków do przodu, a jej wysokie buty zastukały o podłogę. Ubrana w czarne spodnie z wysokim stanem i biały T-shirt zapewne prezentowała się trochę jak prawniczka, którą jednak nie była. Podejrzewała jednak, że wielu ludzi, którzy posyłali jej krótkie spojrzenia właśnie tak ją kategoryzowało. W ciszy zajęła wolne miejsce, krzyżując nogi w kostkach pod stolikiem, zawieszając torebkę na oparciu krzesła.
    Wreszcie krzesło przed nią odsunęło się i pojawił się przed nią osobnik, który był przyczyną jej wizyty w tym miejscu. Zmierzyła go czujnym wzrokiem, czując, że on również jej się przygląda. Jej praca polegała na dostrzeganiu detali, a ona nie lubiła, gdy coś jej umykało. Starała się być czujna i przenikliwa, choć oczywiście nie była nieomylna. Jego pytanie odrobinę zbiło ją z tropu, czego nie dała po sobie jednak poznać, w dalszym ciągu posyłając mu skupione spojrzenie. Zamierzała zostać dziennikarką, nie mogła więc pozwalać na to, by wszystko wytrącało ją tak łatwo z równowagi.
    - Widzę, że od razu przechodzisz do rzeczy. To całkiem konkretne przedstawienie sytuacji. - stwierdziła z zaintrygowaniem, sięgając do torebki, by wyciągnąć z niej teczkę, mały notes i telefon. - Wychodzi na to, że zostałeś wprowadzony w to, kim jestem, ale mimo wszystko się przedstawię. Nazywam się Aiden Wilkin, jestem dziennikarką... A tak właściwie zamierzam nią być. - wytłumaczyła neutralnym tonem, bez zastanowienia unosząc rękę, jakby chciała, by wymienili uściski, ale szybko się opamiętała, przypominając sobie o panujących tu zasadach. Ostatecznie nie znajdowali się w kawiarence.
    - Na samym początku, chciałabym wiedzieć, czy masz coś przeciwko, gdybym nagrywała nasze rozmowy? To pomogłoby mi w pracy, ale oczywiście nie jest niezbędne. - dodała, wskazując wzrokiem na telefon, spoczywający spokojnie przed nią na stoliku.

    OdpowiedzUsuń
  2. - Cóż, wszystkie wspomnienia z czasem blakną, sława przemija. - stwierdziła, nie odwzajemniając jednak jego uśmiechu, ponieważ w dalszym ciągu próbowała go wybadać. Mówiła jednak prawdę. Wybrała jego sprawę, ponieważ była głośna, znana, ale również nie do końca wyjaśniona. Minęło jednak ponad dwanaście lat, a w tym czasie pojawiło się wiele innych spraw. Jego nazwisko z kolei przestało być tak rozpoznawalne. Ona jednakże chciała odnowić tę sprawę, zagłębić się w nią, ponieważ uważała, że w przeszłości wszyscy pisali ciągle o tym samym. Artykuły ograniczały się do tego, co zrobił i kogo skrzywdził. Podawały proste fakty, a ona zawsze była osobą, która drąży temat i nie zadowala się pozorami.
    Skinęła głową z lekkim uśmiechem i uruchomiła dyktafon w telefonie, opierając się wygodniej na krześle. Przelotnie zerknęła na ochroniarza, który ich mijał. Będzie musiała się do tego przyzwyczaić, jeśli zamierzała spędzać z nim więcej czasu. W dalszym ciągu starała się o przyznanie im prywatnej sali, aczkolwiek na takowe liczyć mogli zwykle psycholodzy, a i to rzadko. Ona z kolei musiała się bardziej namęczyć, a i tak nie miała pewności czy uda jej się coś wskórać.
    - Zgadza się. Ze względu na projekt, mamy odrobinę wydłużony czas wizyt o ile wszystko przebiegnie bez zakłóceń. - wytłumaczyła, mając na myśli agresywne zachowania, których na całe szczęście u niego nie dostrzegła. Co z kolei upewniało ją w tym, iż podjęła dobrą decyzję wybierając ten temat. To był odważny krok, nietypowy i ryzykowny, ponieważ mógł nie przynieść spodziewanych efektów, ale liczyła na pozytywny koniec.
    - Cóż, na sam początek chciałabym wiedzieć, co się zmieniło. Wiem, że wcześniej nie byłeś aż tak otwarty i chętny do rozmów. Ma znaczenie to, że jestem dziennikarką, a nie psychologiem? - zapytała, przechylając głowę lekko na bok, uważnie mu się przy tym przyglądając.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokiwała głową ze zrozumieniem, zerkając w stronę teczki, którą ze sobą przyniosła. Faktycznie wiedziała całkiem sporo na jego temat. Jej praca polegała na wyszukiwaniu informacji, a ona starała się jak najlepiej przygotować do tego spotkania. Wcześniej próbowała nawet spotkać się z jego rodzicami, ale ci jasno dali do zrozumienia, że nie życzą sobie kontaktu z dziennikarką, która po tylu latach znów chce wypytywać o ich syna. Należała do osób upartych, ale postanowiła odpuścić. Ostatecznie chciała przedstawić jego historię, dowiedzieć się jak najwięcej właśnie od jego osobowy, nie zamierzała dręczyć dwóch osób, które bez wątpienia i tak wycierpiały wiele, po tym, jak ich syn został skazany za morderstwo.
    - Bez wątpienia ułatwiłoby nam to pracę. Nie jestem księdzem, to nie jest spowiedź, ale gdybyś nie chciał mówić, nie byłoby cię tutaj. - stwierdziła, przedstawiając sytuację ze swojego punktu widzenia. Na początku zakładała, że ostatecznie będzie musiała błagać go o każde słowo, aczkolwiek okazało się, iż mężczyzna sam z siebie był całkiem wygadany, co mogło wiele ułatwić. Podejrzewała też, że w jakiś sposób tego potrzebował. Ona na jego miejscu chyba pragnęłaby kontaktu z drugim człowiekiem, rozmowy, interakcji... Ostatecznie ludzie byli zwierzętami stadnymi, czuli wewnętrzną pustkę, którą zapełnić mogła jedynie druga istota. Oczywiście byli jeszcze współwięźniowie, ale czy z czasem ich tematy się nie wyczerpują?
    - Cóż, w takim razie nie musimy się o to bać, skoro nie jestem psychologiem. Dziennikarze są z natury otwarci i czekają z osądem. - stwierdziła, przysuwając się trochę na krześle, by znaleźć się bliżej stołu i ułożyć na nim dłonie. - Powiesz mi, kim były twoje ofiary? - zapytała, przyglądając się mu uważnie. Oczywiście wiedziała kto zginął tamtego dnia, nie miałaby co tu robić, gdyby nie wiedziała tak podstawowych informacji. Znała ich imiona, wiek, wiedziała kim są ich rodzice, na jakie zajęcia dodatkowe chodzili... Aczkolwiek chciała wiedzieć, kim byli dla niego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie odwzajemniła uśmiechu, ponieważ ten temat nie sprawiał, że nagle odczuwała radość. Była dziennikarką, wykonywała swoją pracę, ale przede wszystkim była człowiekiem, obiektywnie oceniającym otaczający ją świat, patrzącym z empatią i współczuciem, tego nauczyli ją rodzice, a może się z tym urodziła. To nie był łatwy temat, ale jednocześnie właśnie takie w przyszłości w pracy chciała poruszać. Nie zamierzała pisać o pochmurnym dniu czy o podwyżkach cen paliwa.
    Przełknęła gulę w gardle, gdy zaczął swoją opowieść. Wiedziała kto zginął pierwszy, a kto ostatni, jednakże teraz widziała wszystko jego oczami. W jakimś stopniu czuła się jakby tam była, trzymała broń w dłoni i oddawała strzały. Może dlatego jej ręce zwilgotniały, a ona z trudem powstrzymała się od jakiejkolwiek mimicznej reakcji. Słuchała go w skupieniu, przypatrując się rysom jego twarzy, tak by nie umknął jej żaden grymas, zwątpienie, żal, czy też satysfakcja.
    - Cztery ofiary śmiertelne... -podsumowała, patrząc na niego z uwagą. - Co tobą kierowało? Zazdrość o to, że koleżanka z klasy znała wszystkie odpowiedzi albo o to, że kolega z łatwością może zdobyć każdą dziewczynę? Uczucie odrzucenia, ponieważ ładna dziewczyna nie odpowiedziała na twoje zaloty? Musisz wiedzieć co było tym zapalnikiem, iskrą, która przyczyniła się do tego czynu. - stwierdziła, patrząc na niego z lekką konsternacją. Ludzie nie chodzą i z dnia na dzień nie mordują czterech osób. Chyba że byli niepoczytalni. Wierzyła w to, że ludzie nie rodzą się ani źli, ani dobrzy. Może podejmować grzeszne decyzje, a za chwilę te bardziej moralne. Nie była ideałem, ale nie była też złoczyńcą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiała mu przyznać rację, lecz nie zrobiła tego głośno, obdarowując go jedynie milczeniem i przenikliwym spojrzeniem. Nie co dzień rozmawia się z mordercą, który o swoim czynie opowiada, jakby mówił o tym, co zamierza zrobić na obiad albo czego zapomniał kupić w sklepie. Oczywiście, że w jakimś stopniu była przerażona, aczkolwiek przecież już to wszystko wiedziała. Miała świadomość na co się pisze, przychodząc tutaj. To nie był łatwy temat i może coś było z nią nie tak, gdyż poniekąd ją to intrygowało. Nie była ucieleśnieniem ideałów, nie była chodzącą reklamą cnót i wyznacznikiem wartości moralnych. Była tylko człowiekiem, zdanym na pokuszenie. Ktoś kiedyś zadecydował, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ona w takim razie bez wątpienia już dawno go przeskoczyła.
    - Chcesz mi powiedzieć, że powodem śmierci czterech osób jest tylko to, że żyjesz, oddychasz? Zabiłeś cztery osoby, ponieważ twoja matka zdecydowała się urodzić syna? - zapytała ze słyszalną nutą zdziwienia, ponieważ czuła się, jakby coś jej umykało. - To tak jakbyś powiedział, że urodziłeś się tylko w tym jednym celu, a w to nie mogę uwierzyć. - dodała, z wymalowaną na twarzy konsternacją. Nie sądziła, że już na pierwszym spotkaniu zaczną omawiać takie rzeczy. Faktycznie, ona od razu zaczęła od konkretów, ale uczyniła to dlatego, iż on również od samego początku był otwarty i wyczuła, że nie będzie miał nic przeciwko temu.

    OdpowiedzUsuń
  6. - Dobrze, niech będzie, tym razem odpowiem, ale to nie jest biznes wymienny. - zaznaczyła, rozsiadając się wygodnie, lecz posyłając mu przy tym znaczące spojrzenie. Ostatecznie nie zamierzała zawsze podejmować gry, którą nazwać można byłoby po prostu prawda za prawdę. Jakby nie patrzeć, to ona zamierzała napisać artykuł o nim, nie na odwrót. Nie mogli więc marnować czasu na jej opowieści. Nie chciała być jednak dla niego całkowicie zamkniętą książką, ponieważ on również mógłby się wtedy od niej odciąć, a jak na razie był dosyć wylewny w swoich odpowiedziach, co bardzo jej sprzyjało.
    - Po narodzinach zostałam oddana do domu dziecka. W wieku pięciu lat zostałam adoptowana, aczkolwiek nie było to spełnienie moich marzeń, na całe szczęście mało pamiętam z tamtego okresu. Po kilku miesiącach znów trafiła do domu dziecka, a rok później pojawiła się Juliette z mężem i wzięli mnie pod swoje skrzydła. Są moimi rodzicami w każdym znaczeniu tego słowa, ale mimo to zawsze chciałam dowiedzieć się kim była moja rodzona matka, kim był ojciec, dlaczego mnie oddali. - opowiedziała ze szczegółami, zakładając kosmyk włosów za ucho, gdy zastanawiała się nad dalszą częścią. - Dziennikarz to trochę taki detektyw... Tak sądzę. W każdym razie długo drążyłam temat i nie umiałam odpuścić, aż wreszcie w wieku siedemnastu lat odnalazłam biologicznych rodziców. To małe śledztwo naprawdę mi się spodobało, dążenie do prawdy... Lubię też pisać i przedstawiać wszystko z mojego punktu widzenia, czasami otwierać tym samym ludziom oczy. Właśnie dlatego wybrałam dziennikarstwo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętała, że w przeszłości bardzo często słyszała to pytanie w swojej głowie, nim odnalazła biologicznych rodziców. Jej ciekawska natura pragnęła wiedzieć co pchnęła ich do takiej decyzji, do porzucenia własnego dziecka. Ludzie wokół rzadko wiedzieli, że została adoptowana, a jeśli tak było, zapewne zadawali sobie to samo pytanie, aczkolwiek nie mieli odwagi wypowiedzieć go na głos, bądź też mieli za dużo taktu. Michael najwyraźniej nie miał takich problemów, co zresztą nawet jej nie dziwiło. Był bezceremonialny. Może był taki zawsze, a może stało się to podczas lat spędzonych w więzieniu. Sama nie mogła przewidzieć czy po dwunastu latach w zamknięciu nie stałaby się pyskata, zgorzkniała czy arogancka...
    — Okazało się, że mają już gromadkę dzieci, a raczej mieli. Mieszkali w przyczepie i kolejne dziecko nie było im potrzebne. Jak sami stwierdzili, kolejna gęba do wykarmienia... Mieli wiele możliwości, ale postanowili oddać mnie do domu dziecka. — w jej słowach można było dosłyszeć pewną gorzką nutę. Nie był to w końcu łatwy temat, aczkolwiek zdążyła się z tym już dawno pogodzić i zaakceptować rzeczywistość.
    — W pewnym momencie życia uświadomiłam sobie, że trzymanie w sobie takiego gniewu jest męczące, to był zbędny balast, więc porzuciłam cały gniew. Nie nienawidzę ich. Czy im wybaczyłam? Dzięki nim mam wspaniałą rodzinę więc myślę, że jakoś się zrekompensowali. Po prostu odpuściłam. — wytłumaczyła, wzruszając ramionami. Teraz mówiła o tym z lekkością, ale prawda była taka, że potrzebowała czasu na oswojenie się z tą myślą, na dorośnięcie do niej. Nienawiść była łatwa, można było z nią żyć i nosić ją w sercu, to porzucenie jej okazywało się naprawdę trudne, ale przynosiło ulgę.
    — Dobrze, starczy już o mnie. Wróćmy do ciebie. — odparła, klaskając w dłonie i tym gestem zamykając temat jej osoby. — Wiem, że twoi rodzice cię nie odwiedzają, chciałbyś się z nimi spotkać?

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Przepraszam, że ostatnio jestem mniej aktywna, aczkolwiek studiowanie online pochłania i czas i energię, więc niestety ciężej zasiąść do pisania. ]

    - Cóż, niektórzy mogą patrzeć na to tak jak ty, co jest dosyć cyniczne, a niektórzy mają mniej poszarzały obraz rzeczywistości. - stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion. Niezbyt często rozmawiała na te tematy, nie dlatego, że ją to bolało, ponieważ uporała się z tym problemem, aczkolwiek dlatego, że po prostu był to temat, który nie wypływał zbyt często. Była adoptowana i w dalszym ciągu niewiele osób o tym wiedziało. Nie wstydziła się tego, aczkolwiek swoich przybranych rodziców uważała za biologicznych i tak też ich przedstawiała, chyba że ktoś, tak jak dzisiaj Michael, pragnął konkretnej odpowiedzi. Jemu powiedziała całą prawdę, ponieważ tego samego oczekiwała od niego, po prostu. Poza tym w jakimś stopniu jego opinia na temat jej sytuacja dawała jej pogląd na to, jak mężczyzna patrzy na pewne sprawy.
    - Jesteś jej synem, więc cię za niego uważa. Nie rozumiem czemu nie chcesz się z tym pogodzić. - przerwała swoją wypowiedź i zerknęła w stronę zamieszania, które rozwinęło się w pomieszczeniu. Współczuła kobiecie, na której twarzy malował się ewidentny smutek i żal. Nie była matką, nawet teraz tego nie planowała i nie potrafiła sobie wyobrazić z czym musiała się mierzyć teraz ciężarna kobieta.
    - Jesteś samotny. Nie możesz temu zaprzeczyć, gdyby tak nie było, nie chciałbyś ze mną rozmawiać. Musisz być złakniony jakiegoś kontaktu ze światem poza więzieniem. Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego odtrącasz rodziców, przynajmniej poniekąd, ale przyjaciela? Jak sam mówisz, Sam traktował cię normalnie. Oczywiście, to nie jest zwyczajne miejsce do spotkań, ale skoro był gotowy przychodzić tu przez rok, dlaczego odmawiałeś?

    OdpowiedzUsuń
  9. Aiden przyglądała się mu w skupieniu, wyobrażając sobie o wiele młodszego chłopca, który ze swoim rówieśnikiem spędzał czas w sposób typowy dla dzieci w ich wieku. Ona w czasach podstawówki dużo rysowała, jeździła na hulajnodze i godzinami mogła skakać na skakance. Uwielbiała, gdy ojciec bujał ją na huśtawce zawieszonej na podwórku za domem, tak wysoko, iż wtedy wydawało jej się, że sięga nieba. Wieczorami często wyciągała swój zestaw karaoke, wyśpiewując nieporadnie fragmenty tekstów, zapewne fałszując bardziej, niż można byłoby przypuszczać. Nie mogła sobie wyobrazić, by pewnego dnia po prostu coś w jej umyśle przeskoczyło, a ona postanowiłaby schwycić za strzelbę i popełnić masowe zabójstwo.
    - Myślę, że tylko ty znasz odpowiedź na to pytanie. - odparła spokojnie, wzruszając ramionami, ponieważ ona po tej jednej rozmowie nie mogła w żadnym razie stwierdzić, dlaczego Michael zdecydował się zrezygnować z przyjaciela. Chronił siebie czy jednak jego? Chwilami przejawiał w swojej postawie empatię, aczkolwiek za chwilę ukazywał się jako pozbawiony skrupułów człowiek, niczego więc nie mogła być pewna.
    - Co masz przez to na myśli? Jakich słabości? - zapytała, przyglądając się mu uważnie, aczkolwiek z pewnym dystansem. W jej pracy chodziło o przedstawianie prawdy, ona właśnie tego szukała. Szukała szczerości, nawet jeśli oznaczało to podwójny trud, by się do niej dostać. Dlatego musiała uważać na kłamstwa, być wyczulona na oszustów. W innym przypadku jej praca nie miałaby dla niej sensu, gdyby polegała na przedstawieniu pozbawionych weryfikacji informacji.

    OdpowiedzUsuń