6 marca 2020

[KP] I'm psycho!


Elliot Anders 
lat 27 ♦ schizofrenia ♦ samookaleczenie ♦ zaburzenia osobowości  przymusowe leczenie psychiatryczne ♦ połowa wyroku odsiedziana ♦ skazany za podwójne morderstwo z premedytacją oraz za nieumyślne spowodowanie śmierci ♦ głos w głowie ♦ uzależniony od morfiny ♦ znienawidzona matka 

5 komentarzy:

  1. To był kolejny nudny dzień. Podniesienie ociężałych powiek, wyrwanie się z objęć kołdry i wtopienie się w szare, bezowocne życie. Potem zazwyczaj brała zimny prysznic, spędzając tak pierwsze dwadzieścia minut po przebudzeniu, próbując sobie przypomnieć , co się stało ostatniej nocy. Wiedziała jedynie, że wzięła garść leków od doktor Packs, popijając je tanim winem i tańcząc do chwytliwych, reklamowych sloganów w telewizji.
    Westchnęła pod nosem, rozglądając się po wszystkich twarzach, czując się coraz gorzej z każdym słowem tych złamanych i zranionych przez życie człowieczków. Przez większość takich spotkań po prostu wpatrywała się w martwy punkt, nie myśląc o niczym szczególnym, choć ostatnio zaczęła planować, co zje po tej chaotycznie gadaninie jakiegoś ćpuna, głośnym wyciu byłej prostytutki, a później głos psychoterapeuty: Jesteśmy tutaj po to, żebym Wam pomóc.
    Wtedy uśmiechała się pod nosem, odwracała głowę w jego stronę i podniosła się z miejsca, odkładając krzesło pod ścianę.
    Tym razem w kółeczku wzajemnej adoracji i wsparcia pojawił się ktoś nowy. Gwendolyn ożywiła się mimowolnie, lustrując mężczyznę wzrokiem i czekając aż wyleje z siebie swój żal, ale tego nie zrobił, kupując sobie jej zainteresowanie.
    — Mogę jednego? — spytała, wychodząc przed wyjście, patrząc po unoszącym się papierosowym dymie, myśląc że to znowu Mark, który zawsze gorączkowo rzucał się po fajkę po grupowej terapii.
    Zmierzyła długim, badawczym spojrzeniem tego nowego, który jedynie się przedstawił, i westchnęła ciężko, żegnając się z darmowym papierosem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiechnęła się pod nosem i wzięła papierosa, a później przygarnęła też zapalniczkę i chwilę później odetchnęła głęboko dymem. Zamlaskała cicho, dostrzegając jak bardzo brakowało jej ostatnio fajek, nie mogąc sobie ich kupić przez problemy z zarządzaniem domowym budżetem, a ściślej mówiąc — nie było żadnego domowego budżetu, bo Gwendolyn żyła ze spadku, który został jej zapisany przez dziadków, a przecież nie były to wielkie pieniądze. Ale myśl o tym, że mogłaby gdzieś pracować…
    Oparła się ramieniem o ścianę i zerknęła po nowym bez wcześniejszego zainteresowania. Był podobny do tych wszystkich duszyczek, choć ewidentnie nie miał zamiaru pracować ani otwierać się zbyt szybko. Gwen nie pamiętała, jak długo tutaj przychodziła — i nigdy nic nie mówiła, nie chcąc wspominać tego, co było. Jej miłość do byłego chłopaka umarła, więc nie było o czym mówić, choć czasem żałowała, że odpuszczała sobie tę gadaninę. Może wtedy psychoterapeutka zaznaczyłaby w tym swoim pierdolonym zeszyciku, że zaczęła robić postępy.
    Wypuściła dym przez nos i stanęła przed Elliotem, kucając zaraz obok, krzyżując swoje spojrzenie z jego.
    — Nie jestem tutaj nowa — mruknęła. — Po prostu nie widzę sensu w dzieleniu się z historią z grubasem z zaburzeniami odżywania albo z byłą prostytutką po pięciu aborcjach… — Schwyciła papierosowy filtr w zęby.
    — Chyba nie myślisz, że każdy tutaj odznacza się zrozumieniem i nie mówi o Twoich problemach innym? — Przechyliła głowę w bok. — Jestem pewna, że opowiadają sobie o nas do popołudniowych kaw z tych droższych kawiarenek.
    Parsknęła śmiechem, poważniejąc wolno, gdy Elliot spojrzał w jej stronę krzywo, ignorując zupełnie to, co powiedział potem. Nie obchodziło jej to, co słyszał w głowie, zdając sobie sprawę z tego, co to oznaczało, więc uśmiechnęła się pod nosem i zaciągnęła papierosem tak, że został tylko filtr. Nie wyrzuciła go jednak, czekając aż poparzy jej wargę. I tak się stało z kolejnym oddechem, a wtedy wypluła fajkę i dotknęła drżącą ręką swoich ust.
    Ból sprawiał, że robiła się spokojniejsza, wchodząc w tryb zupełnie normalnej dziewczyny. Być może trochę chaotycznej i źle uczesanej — ale nie myślącej o samobójstwie. Wtedy wydawało jej się przez moment, że może mogłaby żyć w ten sposób, bez leków i taniego, popijanego wieczorem wina, papierosów i narkotyków, a potem ból mijał, a Gwen znów drżała, bojąc się o to, że znowu będzie siedzieć pod zamknięciem.

    OdpowiedzUsuń
  3. — Walić ich — powtórzyła z uśmieszkiem i podniosła się wolno, chowając ręce w kieszenie zbyt dużego, bawełnianego swetra. Odetchnęła cicho, gdy zerwał się wiatr, a chwilę później obejrzała kostkę chłopaka, gdy ten podciągnął nogawkę.
    Dobrze wiedziała, co to znaczy. I nie chciała pytać, dlaczego. Wcale jej to nie obchodziło, czując się nagle lepiej z tym, że ktoś jeszcze siedział w więzieniu. Do tej pory miała wrażenie, że spotykają się tutaj jedynie ludzie bez wyroków, ale teraz nagle wydało jej się to wszystko ciekawe. I naprawdę czekała aż nieznajomy powie coś więcej — być może tylko jej a ona zatrzyma to jako swój największy sekret i będzie o tym myśleć każdej nocy.
    — Potrzebujesz narkotyków?
    Przecież to było oczywiste, że musiał brać, skoro cholernie potrzebował dostać się trzy przecznice dalej. Nic nie było warte więcej niż kolejna działka, tym bardziej kiedy było się uzależnionym. Gwen też kiedyś zaliczyła przelotny romans z heroiną i kokainą. Do tej pory wciągała kreskę w momencie, gdy samotność odbijała jej się w głowie zbyt mocno, a po białym, anielskim proszku czuła się lepiej.
    — Mogę Ci w tym pomóc, Elliot. — Uśmiechnęła się do niego zawzięcie, zawijając kosmyk włosów za ucho i uciekając wzrokiem gdzieś dalej. — Tylko że nie zrobię tego za darmo. Dzielimy się towarem po połowie, albo radź sobie sam.
    Nie miała zamiaru grać dobrej duszyczki, bo wcale nią nie była. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio dobrze się bawiła, więc to była dobra okazja, żeby dodać do swojego życia trochę kolorów. Poza tym znajomość z Elliotem zaczęła traktować jak kolejny etap w tej cholernej terapii, sugerując się także tym, że może kiedyś wykorzysta chłopaka do tego, żeby wkurzyć byłego. W dalszym ciągu myślała, że Oliver coś do niej czuł i próbowała do niego jakoś dotrzeć, ale odpowiadała jej jedynie cisza.

    OdpowiedzUsuń
  4. — Jesteś naprawdę ostrożny — mruknęła, przewracając oczami w ten dziecinny sposób, który wcale do niej nie pasował.
    Sięgnęła do kieszeni ciasnych, spranych już jeansów i oddała chłopakowi swój telefon, mrużąc przy tym oczy. Nie trzymała tam żadnych ważnych rzeczy. W folderach były tylko jej zdjęcia, więc nie musiała martwić się tym, że Elliot mógłby znaleźć coś nieodpowiedniego. No, może oprócz tych kilku wyzywający zdjęć, które zdążyła już wysłać Olivierowi.
    — Chcę poczuć się lepiej a nie okradać biedaków z obrożą — powiedziała beznamiętnie i zgarnęła zwinnie pieniądze, wbijając twarde spojrzenie w jego twarz. — Oboje bądźmy grzeczni, to nic się nie stanie.
    Nie bała się go. Mógł mówić to, co chciał i robić to, co chciał, a Gwen patrzyłaby jedynie po tym wszystkim bez większych emocji. Może nawet postarałaby się go wkurzyć, żeby zobaczyć jak się jeży. I może pozwoliłaby żeby podniósł rękę — ból zadawany przez kogoś innego, a nie siebie był zdecydowanie czystszy.
    Oblizała wargę i uśmiechnęła się niewinnie, chowając pieniądze w kieszeń.
    — Gdzie się spotkamy? — spytała. — Możesz przyjść tutaj za godzinę?

    OdpowiedzUsuń
  5. Gwen nie wiedziała, czemu to robiła. Może dlatego, że wyjątkowo się jej nudziło? Albo była zainteresowana tym nowym, który miał za sobą odsiadkę? Uśmiechnęła się do siebie, odrzucając tę gonitwę przypuszczeń. Nie było jej to potrzebne. Poza tym przede wszystkim chodziło o dragi, co zyskało priorytet.
    Wróciła pół godziny później i popatrzyła jak Sam zdecydowanie zbyt wiele mówi do znudzonego tym Elliota. Powstrzymała się od uśmieszku, podchodząc bliżej i przywitała się krótkim: Jestem.
    Pochwyciła spojrzenie Elliota przy sobie, chcąc jak najszybciej pozbyć się grubego Sama. Nie był tutaj potrzebny. Poza tym Gwen nie chciała go mieszać w ten interes, bo Sam nie brał i przypominał raczej tłustą i niewinną pandę — więc nie mógł pogrążyć się w chaos, który trawił Gwen, dlatego uśmiechnęła się do grubego i mruknęła:
    — Możesz już spadać.
    Wyprostowała się mimowolnie, a chwilę później szturchnęła kolanem kolano Elliota. Gwen nie chciała czekać. Poza tym zgodnie z umową — część towaru należała do niej. A gdyby Elliot o tym zapomniał, chętnie mu o tym przypomni.
    — Chodź.
    Poprowadziła mężczyznę za budynek, prosto w ciemną uliczkę, gdzie wyrzucano śmieci. Tutaj także sypiali bezdomni i odbywały się jakieś porachunki, dlatego ściany mieniły się czerwienią. W powietrzu unosił się smród zgnilizny, ale Gwen nie miała zamiaru sprawdzać, czy gdzieś w śmieciach leżał martwy kot, czy człowiek. Wyciągnęła działkę i podsunęła narkotyk pod nos Elliota.

    OdpowiedzUsuń