Everybody tries to tell me that I’m going through a phase
I don’t know if it’s a phase I just wanna feel okay!
Evan Jones
lat 29 || wokalista The Sinners
Gdyby przejmował się opinią innych nigdy nie zaszedłby tak daleko jak dziś, nigdy nawet nie ośmieliłby się marzyć. Tylko, że minusem spełnionych marzeń jest to, że nasz jedyny cel w życiu znika, a my nie mamy pomysłu co dalej...
Niebezpiecznie jednak robi się wtedy, kiedy w wieku prawie trzydziestu lat masz wszystko, pieniądze, dom, sławę i rodzinę. Wypalasz się znacznie szybciej niż mogłoby się komukolwiek wydawać.
Szukasz nowego celu, ale nie możesz wziąć życia w swoje ręce bo nagle okazuje się, że nie należy ono do ciebie...
[a wiesz, kto to na zdjęciu, czy jakieś randomowe wybrałaś?]
OdpowiedzUsuńRoderick był bardzo w porządku. Na oko był przed sześćdziesiątką, ale ogarniam sprzęt, jakby urodził się już w całkowicie cyfrowych i elektronicznych czasach. Do tego miał świetny słuch i podobno pracował kiedyś dla Guns N’ Ross. Takie przynajmniej chodziły plotki wśród ekipy. Przede wszystkim jednak nie kapował i nie traktował nikogo z góry. Villemo trochę się go na początku obawiała, ale po dwóch miesiącach wspólnej pracy okazało się, że jest najbardziej życzliwą osobą w całej ekipie i zawsze się da z nim dogadać. Nawet mimo różnicy wieku potrafili się porozumieć – czasem tak dobrze, że się dosłownie uzupełniali. Poza tym, przekazywał dziewczynie mnóstwo wiedzy, a na tym przecież najbardziej jej zależało. Twierdził też, że Vill ma czy jak jelonek Bambi i tak na nią wołał, dzięki czemu polubiła go jeszcze bardziej, bo trafił w sedno. A przecież nie mógł wiedzieć, jak na nią kiedyś wołali w szkole. I tak sobie funkcjonowali w tej niemalże symbiozie, dzięki czemu w dniu ostatniego koncertu Villemo mogła się urwać na spotkanie z bratem, który specjalnie dla niej przyjechał do LA. Miała przyjść dopiero później, gdzieś pod koniec koncertu, żeby wtedy to Roderick mógł się urwać. Skoro mieli wyjechać do Europy, to chciał zrobić żonie niespodziankę w formie wystawnej kolacji. Tak więc tak naprawdę to nie Vill podłączała i ustawiała tym razem sprzęt, bo wpadła na zaplecze w trakcie trwania przedostatniej piosenki z setlisty. Jeszcze się poprztykała z ochroniarzem, bo nie chciał uwierzyć w autentyczność jej przepustki, a przecież najbardziej na świecie nie chciała, aby ktoś z ważniaków – czy to menadżer, czy też organizator trasy – ją zobaczył, bo kryli sobie nawzajem z Roderickiem tyłki, nie chcąc, aby ktokolwiek się dowiedział, że nie była na całym koncercie. I że kolega też nie wysiedzi do końca, tylko się ulotni na ‘randkę’. Wysłuchała jeszcze prędkich instrukcji, czyli miała wszystko po koncercie powyłączać i pozwijać co ważniejsze kable i mały sprzęt, po czym została sama. Owszem, słyszała, że Evan trochę się spóźnia z wokalem w tych dwóch ostatnich kawałkach, ale uznała, że pewnie coś sobie chlapnął dla kurażu przed koncertem i to przez to. Dotychczas jakoś nie mieli ze sobą bezpośredniej styczności, ale i na jego temat krążyły wśród ekipy plotki – niestety sprzeczne z wyobrażeniem Villemo. Tak czy siak, swoją pracę wykonała, a ‘po robocie’ jeszcze się kilka osób z grupy spotkało przy wyjściu na rozchodnego papieroska i przy okazji chyba też zgadywali się na kilka drinków w pobliski barze. Josie, asystentka menadżera zaszczyciła ich swą obecnością i akurat opowiedziała coś śmiesznego, przez co praktycznie wszyscy zaczęli się śmiać. Śmiechy jednak umilkły, gdy rozległ się głos nikogo innego, jak wielkiego gwiazdora Evana Jonesa
Dobrze, że słuchawka trafiła w ramię Vill bo gdyby odbiła się od twarzy, to byłoby to nie dość, że jeszcze większe upokorzenie przed ludźmi, to jeszcze skandaliczna zniewaga jej osoby. Tak się nie robi. W każdej firmie, każdy szef powinien wiedzieć, że jeśli chce się zbesztać pracownika, bo coś zrobił źle, to się go wzywa na dywanik i opierdala za zamkniętymi drzwiami, nie przy ludziach. Fakt, że zwrócono jej uwagę przy wszystkich, sprawił, że w Villemo się dosłownie zagotowało. Ekipa i tak zaraz się rozpierzchła, tchórze, ale to nie zmieniało faktu, że byli świadkami tej sytuacji.
- Przykro mi, jestem blondynką, nie mam pojęcia – odpowiedziała zjadliwie i wyraźnie ironicznie. Starała się być spokojna, nawet jeśli w rzeczywistości ją rozsadzało od środka, zwłaszcza, że przecież nie zrobiła niczego złego i to nie ona tym razem zajmowała się słuchawkami.
Schyliła się i ją podniosła. Była uszkodzona. Nie wiedziała tylko, czy stało się to przed chwilą, gdy nią rzucił, czy wcześniej, bo jeśli niechcąco ją upuścił przed koncertem, to nic dziwnego, że coś nie do końca działało.
- Coś jeszcze? – spytała po chwili równie zjadliwym tonem, co wcześniej. Przeniosła też spojrzenie z trzymanej w dłoni słuchawki na Evana; musiała przy tym unieść głowę.- Co za różnica, czy masz słuchawkę, czy nie, skoro z nią również nie trafiasz w tempo? – wyrwało jej się złośliwie, nie zdołała powstrzymać tych słów.- Nie zwalaj wszystkiego na zepsuty sprzęt.
Usuń- Gówno mi płacisz, to gówniane zaangażowanie otrzymujesz - odparowała, choć nie było to do końca zgodne z prawdą. Głównie dlatego, że to nie Evan bezpośrednio jej płacił, tylko agencja koncertowa, a d tego co jak co, ale w pracę Vill angażowała się całą sobą, bo to była jej prawie wymarzona praca. Czyli taka, która lubiła, choć była jedynie etapem w karierze. Ale tak sobie teraz upodobał to słówko, że musiała powiedzieć coś gównianego .
OdpowiedzUsuńNadal się w niej gotowało, choć jeszcze nie wrzało. Zwłaszcza, że oskarżył ją o błąd, którego nie popełniła. Czy wszystkie wielkie gwiazdy od siedmiu boleści były takie zadufane w sobie? Opowieści o sodówce uderzającej do głowy najwyraźniej nie wzięły się znikąd i miała właśnie przed sobą świetny przykład czegoś takiego. I pomyśleć, że kiedyś wydawał jej się taki fajny… Kiedyś, czyli wtedy, gdy miała jeszcze to naście lat i plakat Sinnersów na ścianie.
- Przeceniasz moje umiejętności, zmywak jest zbyt trudny dla takiej blondynki jak ja – powiedziała jeszcze, starając się brzmieć tak, jakby była znudzona.- Najlepiej mi wychodzi wkurzanie takich zadufanych w sobie dupków jak ty.
Bez sensu była ta dyskusja, powinna się odwrócić i odejść bez słowa, zresztą podejrzewała, że to by go właśnie najbardziej wkurzyło, takie jawne zlekceważenie. Chociaż teoretycznie mógł płynąć na kogoś, żeby ją zwolnili… Powinna więc zakończyć tę niezbyt miłą wymianę zdań, ale nie potrafiła. Zresztą, akurat się wtrącił perkusista, więc Vilde wskazała na niego ręką, gdy odchodził, równocześnie patrząc na Evana z wyrzutem.
- No! No właśnie! Zluzuj trochę majty, bo się robisz irytujący. A ten stary ma na imię Roderick i gdyby nie on, to wszystkie koncerty mielibyście gówniane, nie tylko ten.
[pst, odpiszę trochę później, ale po przeczytaniu odpisu mi się przypomniało, że w zamierzeniu jej matka miała być nauczycielką śpiewu, może coś z tym zrobimy?]
OdpowiedzUsuń[Tego to i ona może go nauczyć xD Pomyślałam sobie, że wcześniej by go uczyła czy coś, a że liczył się z jej zdaniem, to teraz jak by wyszło, kim jest, to nie chciałby Vill tak ochoczo zwalniać, bo chciałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale w sumie mam inny pomysł już, więc to nieważne, a później się pomyśli.
OdpowiedzUsuńI co, ma go pocieszać, jak będzie taki zrezygnowany? xD]
Rzeczywiście, aż tak źle z kasą u Villemo nie było, powiedziała to celowo, choć oczywiście nie zarabiała też kokosów. Ot, tyle, by wystarczyło i nie było na styk, ale cóż się dziwić, była młoda, dopiero zaczęła poważną pracę po szkole i nie miała zbyt wiele ‘oficjalnego’ doświadczenia, bo przecież to nabyte w młodości przy obserwowaniu rodziców się nie liczyło. Ale nie narzekała, wszystko miała przed sobą. Musiała jednak coś powiedzieć. Tak samo z tym zmywakiem, przecież nie była zbyt głupia na zmywak, cokolwiek Evan nie sądził. Pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że wiedzę być może w pewnych tematach też ma większą od niego, ale skąd miałby o tym wiedzieć… Wzruszyła wic jedynie ramionami na ten tekst o zmywaku. Ta wymiana zdań już zupełnie nie miała sensu.
- Jasne, proszę bardzo – mruknęła obojętnie. Musiał być naprawdę w dołku, skoro przez taką pierdołę, bez wysłuchania wyjaśnień i bez choćby odrobiny zrozumienia grozić jej zwolnieniem. Miał najwyraźniej jakiś problem ze sobą i musiał się dowartościować, że jest tutaj najważniejszy i ma wpływ na wszystko, nawet na to, czy taki szaraczek jak ona będzie miał pracę.- Gdybyś wyjrzał poza czubek własnego nosa, to zorientowałbyś się, że nie było mnie przy ustawianiu sprzętu, więc nie miałam jak tego zepsuć – zauważyła jeszcze.- A poza tym, halo, trochę zrozumienia, takie wpadki się zdarzają, a wściekasz się, jakby ci ktoś zamordował ulubionego króliczka. Dałeś radę, więc o co ta afera? – pokręciła głową. Na jej twarzy widać było wyraźnie rozczarowanie tym, jak się zachowywał i jak postępował. Zwłaszcza w tych jej dużych oczach Bambi.- Myślałam, że jesteś inny… - powiedziała jeszcze cicho, na sekundę zaciskając usta. Nie dodała, że gwiazdorzy i chyba mu się w dupie poprzewracało od tej całej sławy i od kasy, bo to byłoby już chamskie i prowokowałoby do dalszej niezbyt miłej wymiany zdań, a Villemo miała już dosyć tej dyskusji. Odwróciła się więc i sięgając po swój własny telefon skierowała się do wyjścia. Miała nadzieję, że nie wszyscy jeszcze odjechali, bo chciała się z kimś zabrać.
[pst, a nie miało być tak, że to o samolocie zapomniał? i nie zdążyliby na lotnisko? xD]
OdpowiedzUsuń[Dobra, nieważne, przy następnym xD]
UsuńVillemo nie do końca wiedziała, czy to tak na serio i powinna się spodziewać telefonu z informacją o rozwiązaniu umowy o pracę, czy to tylko czcze pogróżki. Uznała, że to drugie, bo jakoś nikt do niej nie dzwonił, a i wypowiedzenie nie przyszło – ani na tymczasowym adres, pod którym mieszała chwilowo u koleżanki, ani do rodziców w Chicago. Co w sumie było dziwne, bo skoro skończyli trasę, to można było uznać, iż jest niepotrzebna, a co za tym idzie, pozbyć się zbędnego balastu, aby jej nie płacić. Nie zamierzała się jednak nad tym zastanawiać, bo dla niej lepiej, przerwa też by się przydała i Vill akurat siedziała na walizce, próbując ją dopiąć, gdy zadzwonił jej telefon. I nie była to informacja o zwolnieniu, tylko o dalszej trasie przekazana podekscytowanym głosem Josie, asystentki Jake’a.
Nie wywołało to u niej złości, ale wielkiej radości też nie. No i przynajmniej była już spakowana. Musiała tylko zadzwonić do matki i odwołać wizytę, a ta stwierdziła, że nie ma problemu, niech sobie Vill zobaczy Londyn i ogólnie Europę, bo przecież tam jest cudownie – jako Norweżka miała na ten temat dużo do powiedzenia.
Podróż minęła szybko, a zważywszy na to, że mieli dosyć intensywny i napięty plan trasy – w końcu mieli zaliczyć niemal wszystkie kraje w trzy miesiące – to nie było czasu na leżakowanie i zwiedzanie, od razu musieli się wziąć za robotę. Ekipa oczywiście wcześniej niż zespół, choć i oni w niepełnym składzie w końcu się pojawili. W trakcie próby dźwięku do Rodricka i Vill, zajętych akurat odpowiednim zgraniem perkusji, zajrzał Jake. Nie silił się nawet na powitanie, tylko od razu zrugał Villemo z góry na dół, mówiąc coś o tym, że lepiej, aby się teraz lepiej postarała, bo wyleci w podskokach za jeszcze jedną wpadkę. W Vill się zagotowało, bo przeież tonie ona wtedy zepsuła słuchawkę, bo nawet jej nie było, a jedyną jej winą było to, że miała niewyparzony język i nie pozwoliła po sobie jeździć, tylko odpyskowała. Tym razem nie zdążyła się odezwać, bo Roderick, stojący obok z niewyraźną, bo zaskoczoną miną, się wtrącił, a on akurat miał posłuch z racji doświadczenia. Poza tym, najwyraźniej to on tamtym razem w pośpiechu zawinił, nie dogrywając do końca mikrofonu, bo myślami był już na kolacji z żoną. Na koniec dodał, że jak Villemo wyleci, to i on odejdzie, a nikogo lepszego raczej nie znajdą, o czym Jake wiedział. Menadżera zatkało, dziewczyną zresztą też, ale kiedy się otrząsnęła, miała ochotę swojego nauczyciela uściskać, choć nie miała pojęcia, skąd chęć takiego poświęcenia. Jake się w kocu ocknął, z lekka zrobił się czerwony, ale nie zaprotestował, powiedział jedynie, że Vill ma iść przeprosić Jonesa. Najlepiej natychmiast, w podskokach. A że jeszcze się nie pojawił na hali, to niech go przy okazji pogoni z hotelu, bo się nie mogą spóźnić z koncertem.
Nie mogła się wykręcić, więc wróciła do hotelu w nastroju, jakby szła na ścięcie, tylko że w hotelu Evana nie było. Stojąc w holu, Vill zadzwoniła do Josie, która dosłownie się przeraziła, bo na hali koncertowej też się jeszcze nie pojawił, na co Villemo liczyła, bo może się minęli w drodze. Asystentka zaczęła wydzwaniać do wokalisty, podczas gdy Vill spacerowała chwilę po recepcji, a kiedy oddzwoniła, nie miała zbyt dobrych wieści: Evan nie odbierał. Blondynka miała ochotę zakląć głośno, ale nie wypadało, bo recepcjonistka patrzyła na nią dziwnie. Jakim cudem się w to wszystko wpakowała? Czemu padło akurat na nią? Jak wróci bez najważniejszej osoby, to wszystko się posypie. I, do cholery, dlaczego czuła się w obowiązku, by jednak Evana ściągnąć na koncert? Josie miała jednak jedną w miarę dobrą informację: każdy z członków zespołu musiał mieć włączoną lokalizację w telefonie w razie gdyby za bardzo zabalowali w trakcie trwania trasy. Podała Vill mniej więcej okolicę, w której znajdował się wokalista – czy też raczej jego telefon – jednak bez konkretnego miejsca.Świetnie, zważywszy na to, że Villemo nie znała Londynu. Dobrze, że przynajmniej nie musiała się zmagać z barierą językową. Pierwsze, co zrobiła, to złapała taksówkę.
Słusznie podejrzewała, że znajdzie Evana w jakimś barze, bo kiedy dotarła na podaną ulicę, pierwszym, co rzucało się w oczy, były właśnie bary. Szkoda tylko, że było ich co najmniej siedem. Pół godziny zajęło jej przeszukanie kilku z nich i dopiero w przedostatnim znalazła tę jakże ważną osobistość, której szukała. Siedział przy barze i przymierzał się do wychylenia kolejnego drinka; widać było, że to nie pierwszy ani nawet nie drugi.
UsuńPrzepchnęła się między ludźmi, co nie było łatwe, zważywszy na to, że należała do raczej małych ludzi. Jeszcze ją jakiś gość zaczepił, ewidentnie wstawiony, pytając, czy się z nim umówi. Nigdy w życiu. W końcu jednak dotarła do baru.
- Hola, hola, kolego! – zawołała głosem pełnym nagany, dosłownie wyrywając Evanowi szklankę z dłoni.- Koncert mamy! Powaliło cię? Jake urwie ci jaja! I mi, cholera, też! – co tam, że wcale nie miała jaj. Nie dosłownie, bo w przenośni to jednak trochę tak.
[Chciałam im po prostu zaserwować przygody z lotem, ale to nic, później się da xD
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to odkryłam, kto to jest na zdjęciu.]
Pewnie tak by było, że cały zastęp ochroniarzy wpadłby, aby go dorwać i doprowadzić siła na koncert, gdyby Jake wiedział, że Evana nie ma w hotelu, bo gdzieś się ulotnił. Ale nie wiedział, wiedziała tylko Vill, bo stamtąd miała go zgarnąć. No i Josie, ale przyrzekła, że póki co nie puści pary z ust. Villemo natomiast nie sądziła, że jak już znajdzie Jonesa, to będzie on w takim stanie. Nawet się jej zbyt bardzo nie czepiał, święto normalnie.
- Nikt mnie nie wysłał – oświadczyła stanowczo. Nie była żadnym chłopcem na posyłki, żeby ją gdzieś wysyłali. Dziewczynka na posyłki też nie. Oszczędziła sobie strzępienia języka, bo miał wrażenie, że jak mu zacznie tłumaczyć, iż Jake kazał jej tylko podjechać do hotelu i go przeprosić za jej niedawne zachowanie, to i tak niewiele by dotarło. Poza tym, wcale nie miała zamiaru przepraszać, nie zrobiła nic złego, jej zdaniem. No i to Evan zaczął.- Jaja sobie robisz? – prychnęła, gdy zaproponował drinka. Nie miała zamiaru z nim tutaj siedzieć i chlać. Aż tak nisko nie upadła.- Nie palę – oświadczyła jeszcze. Z reguły nie paliła, zdarzało jej ię to jedynie niekiedy tak do towarzystwa, ale teraz towarzystwo nie było odpowiednie. Gdyby wzięła papierosa, to mógłby to odebrać nieodpowiednio, jakby miała zamiar tutaj z nim siedzieć jednak. A nie miała takiego zamiaru.
Przewróciła oczami przy jego kolejnych słowach. To będzie trudna przeprawa. Za jakie grzechy musiał się z nim użerać?
- Tu nie chodzi o Jake’a ani o wytwórnię – zaczęła po chwili, starając się mówił łagodnie, a nie opryskliwie, bo taka natarczywość i bycie niemiłych robiły zwykle odwrotną robotę. Mógł się zaprzeć i tyle by wyszło z jej gadania.- Chodzi o fanów. Zapłacili za ten koncert, choć nie chodzi tu o pieniądze. Chcą was zobaczyć. Chcą CIEBIE zobaczyć. Czekają tam już i będą naprawdę mocno rozczarowani, jeszcze bardziej niż ja ostatnio. To dzięki nim jesteś tym, kim jesteś. Lubią twoją twórczość, a ty przez zły humor odbierasz im szansę na obcowanie z nią, z waszą muzyką – no normalnie wspięła się a wyżyny swojej motywacyjnej elokwencji.- To, że się nie pojawisz, ugodzi bardziej w nich, a nie w Jake’a albo wytwórnię. Jeśli oni cię wkurzają, to możesz to załatwić inaczej, żeby się na nich odegrać – wprawdzie nie wiedziała, jak inaczej i co mógłby zrobić, ale teraz powiedziałaby wszystko, byle tylko wstał i wyszedł z nią z tego lokalu, a potem pojechał na ten pieprzony koncert.
[Remington Leith z Palaye Royale. Ale na innych zdjęciach nie wygląda tak fajnie xD]
OdpowiedzUsuń- Może i wybaczą, ale to nie w porządku – skoro przyszli, to poczekają, jasne. Trochę pomarudzą, pokrzyczą, potem obsmarują to w necie i teoretycznie nic złego się nie stanie. Ale i tak nie powinno się traktować ten sposób ludzi, swoich fanów. I członków ekipy również, bo wszystko się przedłużało, cały czas byli w pracy, a przecież też chcieliby odpocząć, bo każdy był zmęczony.- Ty jesteś jeden. A tam są ludzie w tysiącach. Nie wspominając już o pracownikach, którzy chcą wrócić do hotelu czym prędzej. Ty sobie po koncercie pójdziesz, a oni jeszcze będą musieli zająć się sprzętem i tak dalej. Im bardziej zwlekasz, tym dłużej oni pracują – może jej się przed chwila udało coś ładnie powiedzieć, jak to sam stwierdził, ale teraz już nie wiedziała, co ma mówić i co robić. Nie było jej obowiązkiem niańczenie go, ale jednak należała do ekipy technicznej i też musiała siedzieć ‘w pracy’ do końca koncertu, czyli póki Evan się nie pojawi na koncercie, to Vill tam utknie, jak cała reszta, czekając na jaśnie pana.
Zaczynała się denerwować.
Pokręciła głową, gdy chlapnął sobie kieliszek. I później też, przy kolejnych słowach.
- Nie wkurwiam się o tę słuchawkę, bo nie zrobiłam nic złego. To ty się wkurwiłeś. I to bez powodu – sprostowała. Skrzywiła się zaraz po tym, bo przecież nie chciała, aby kończył flaszkę. Jak się całkowicie nawali, to nie będzie w stanie w ogóle śpiewać. Nie chciała tu z nim siedzieć, więc nawet nie drgnęła. Wyciągnęła za to rękę, aby chwycić Evana za łokieć i lekko pociągnąć.- Słuchaj, proszę cię, naprawdę. Nie dasz rady zagrać, jak to wypijesz – odwołała się jeszcze do jego zdrowego rozsądku, choć cały czas zastanawiała się, czy nie byłoby lepszy rozwiązaniem zwrócenie na nich uwagi, na przykład krzycząc do niego po nazwisku. Wtedy byliby zmuszeni się stamtąd ewakuować.
Dziwne było to wzdrygnięcie, jeśli się wzięło pod uwagę, jak często robił sobie zdjęcia z fanami i jak usilnie fanki chciały go objąć – co też czyniły bez wahania i z pozwoleniem. Ale Vill w obecnej sytuacji wszystko składała na karb stanu upojenia alkoholowego.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem, nie interesuje mnie to – rzuciła, już nieco zirytowana tym, że musi się z nim użerać. Tak naprawdę wisiało jej, co tam sobie wciąga, czy łyka, tak samo jak wisiało jej to, jak poczują się fani stłoczeni już na hali i czekający na koncert. Pewnie miałaby potem lekkie wyrzuty sumienia, gdyby go tu zostawiła na pastwę losu i też olała koncert, ale tak ogólnie to nie zależało jej na tym aż tak bardzo, jak to przedstawiła, mówiąc te wszystkie górnolotne frazy.
Może i się wygadał, ale nie znali się na tyle, by Vill miała coś z tym zrobić albo go teraz pocieszać. Albo w jakikolwiek inny sposób pomóc. No i nie należała też do osób, które zaraz leciały i paplały wszystko tabloidom, poza tym przy zatrudnianiu się podpisała umowę, która w skrócie mówiła ‘co się dzieje w trasie, zostaje w trasie’. To, co przed chwilą usłyszała, nie miało nigdy potem wyjść z jej ust, nawet w rozmowie z innym członkiem ekipy koncertowej.
- Daj już spokój, no proszę… - spróbowała jeszcze raz, mówiąc o dziwo łagodnie. Zdecydowała się nawet na to, aby jednak usiąść na wysokim stołku obok Evana, choć w zamiarze tylko na chwilę, no i absolutnie niczego nie chciała pić.- Słuchaj… - zaczęła lekko niepewnie, bo naprawdę nie wiedziała, co ma mówić.- Jedźmy teraz na tę halę, co? Widzę, że nie masz zbyt dobrego nastroju i staram się to zrozumieć, serio. Jeśli potrzebujesz się wyżalić, to mogę posłuchać, ale po koncercie, dobra? Może jutro, jak się wyśpisz i odpoczniesz. Łapię, że ci źle, jesteś rozgoryczony, zmęczony i sfrustrowany. Pewnie nie dam rady pomóc, ale posłuchać zawsze mogę – wątpiła, aby chciał jej o czymkolwiek mówić, ale takie słowa czasem działały cuda; w najgorszym wypadku naprawdę musiałaby go wysłuchać i być może wcale nie byłoby to takie złe.- No i nie powinieneś tutaj siedzieć tak sam, to tylko sprawia, że człowiek czuje się tym bardziej samotny i nastrój mu się pogarsza.
Kto by pomyślał, że będzie takie przemowy fundowała Evanowi Jonesowi. Zwłaszcza, że miała swoje problemy, o których nikomu nie mówiła.
- To w wojsku chyba bardziej – wyrwało jej się, bo to stwierdzenie kojarzyło jej się właśnie z wojskiem, aczkolwiek dużo w tym było analogii w odniesieniu do szołbiznesu. Jeśli raz się w to weszło, to już się należało do tego świata i trudno było się wyrwać. Dlatego Vill nie chciała się w to pakować, stała sobie w cieniu, tylko się ocierając o ten świat. Dla niej ważniejsza była muzyka, a nie promocja tej muzyki.
OdpowiedzUsuńZaiste, miał rację, gówno ją obchodziły problemy gwiazdeczki, bo miał to na własne życzenie, nikt go do tego nie przymusił. Chciał robić karierę ileś tam lat temu, to robił, teraz były tego konsekwencje. Mruknęła jakieś niewyraźne ‘nareszcie’, kiedy uznał, że już wystarczy picia. Pojawiło się uczucie ulgi, bo jednak zaczynała się stresować tą sytuacją. Nie chciała tu być, a już zwłaszcza nie chciała tu być z Jonesem w takim stanie.
Trudno byłoby złapać taksówkę na takiej ulicy, co w sumie było dziwne, bo jeśli się wzięło pod uwagę, że ludzie tutaj pili, to tym bardziej taxi powinno się tam kręcić, aby zarobić. Zaczęła więc grzebać w telefonie, szukając jakieś numeru do korporacji jeszcze zanim Evan o tym wspomniał.
- Nie wiem, czy możesz. Masz kontrakt, dzisiaj grasz koncert. Mogłeś sobie ustawić terminarz nieco inaczej, tak żeby w urodziny mieć wolne, na pewno by się udało – wzruszyła ramionami. Może trochę nawet było jej go szkoda, ale nie potrafiła tego okazać. Bo co niby miałaby zrobić? Przytulić go i pogłaskać po głowie? W innych okolicznościach może by nawet spróbowała, ale teraz akurat śmierdział wódką.- Już szukam taksówki – faktycznie, znalazła aplikacji i zamówiła taksówkę, pokazało, że będzie dokładnie za siedem minut. I teraz mieli tak stać przez te siedem minut przed lokalem? Świetnie. Nawet nie wiedziała, o czym mogliby rozmawiać.- Nawet gdybym była agentką w czerni o kryptonimie V, to i tak nie mogłabym ci o tym powiedzieć – powiedziała poważnym głosem, ale zaraz po tym się uśmiechnęła, bo przecież żartowała.-To na co tak naprawdę masz ochotę w urodziny? Oprócz palenia. Co byś robił, gdyby nie koncert? Omijając chlanie w takim miejscu jak to – machnęła ręką w stronę baru, który dopiero co opuścili.
- Nie, chodziło mi o coś innego – powiedziała szybko, bo jeszcze tego brakowało, żeby teraz wyszło, że Vill jest jakąś cnotką niewydymką, która nigdy w życiu nie pójdzie do baru na piwo.- Oprócz tego rodzaju rozrywek, co innego chciałbyś zrobić. Nieważne – machnęła ręką; to w sumie nie był jej problem, że czegoś nie zrozumiał, bo inaczej odczytaj wypowiedziane przez nią zdanie. Skoro sobie wypił, to nie chciało jej się tłumaczyć, bo wiedziała, że ludzie wtedy nie do końca dobrze ogarniają, nie żeby to jakoś krytykowała, w końcu to normalne, każdy musiał się czasem napić i 90% ludzi nie miało wtedy tak szybkiego przetwarzanie słów.- Sam byś chciał polecieć? – dopytała jeszcze, to w sumie było ciekawe. Villemo wychodziła z założenia, że człowiek prawdziwie szczęśliwy może być tylko z drugą osobą, nawet jeśli się z nią czasem kłócił. Ale jak się było tak totalnie samotnym, to, cóż, kiepsko. Jak tu się cieszyć z życia?
OdpowiedzUsuń- Nie jestem zbyt dużą fanką Pottera, więc nie czekam na list z Hogwarta. Wolę Zmierzch i wampiry – powiedziała to poważnie, jakby było całkowicie na serio, choć tak naprawdę chciała się trochę podroczyć i zobaczyć reakcję. Nie cierpiała tego całego zmierzchu, był skrajnie ckliwy i zwyczajnie durny, przynajmniej zdaniem Vill.- Nie przykładam zbyt dużej wagi do urodzin, dzień jak co dzień. Jeśli chcę zrobić dla siebie coś fajnego, t przecież mogę to zrobić w każdy inny dzień, nie?
Na całe szczęście, taksówka pojawiła się na końcu ulicy, a kiedy zatrzymała się przy krawężniku, Villemo otworzyła drzwi, przywitała się z kierowcą i wskazała ręka, aby Evan wpakował się do środka pierwszy.
Różnie mógł do tego podchodzić. Może intensywnośc życia dałamu się we znaki, a może faktycznie to, że niebawem trzydziestka albo obie te rzeczy – że to już taki wiek tu tuż, a życie przeciekło przez palce? Vill nie mogła tego wiedzieć, bo się nie znali w aż takim stopniu. I tak już dosyć mocno się rozczarowała, bo myślała, że jest inny, ostatnią akcją jednak pokazał prawdziwe oblicze. Albo jedno z kilku, bo teraz był całkiem inny, jakiś taki melancholijny – takie miała wrażenie. Ale mogło to wynikać z tego, że trochę sobie wypił, tylko że podobno ludzie pod wpływem są szczerzy, podczas gdy trzeźwi niekoniecznie. Na trzeźwo osoby publiczne zazwyczaj udają.
OdpowiedzUsuńUniosła brwi, gdy wyskoczył z pytaniem. Nie dlatego, że w ogóle się odezwał, choć niespecjalnie miała ochotę na gadkę-szmatkę, tylko dlatego, że wyskoczył z czymś takim, jakby faktycznie go to obchodziło, skąd Villemo jest. Poza tym, tak ogólnie pytał o pochodzenie, czy gdzie wcześniej mieszkała? No właśnie, zawsze miała w tej kwestii dylemat, czy cokolwiek mówić. Skoro chciał pogadać, to mógł zagadnąć o pogodę albo czego najchętniej Vill słucha – o ile miała jeszcze siłę słuchać muzyki po koncercie.
- Z Chicago – powiedziała w końcu lakonicznie, decydując się na druga opcję, czyli nie wspominać zbyt wiele o pochodzeniu, tylko powiedzieć, gdzie spędziła nastoletnie czasy, w jakim mieście.- Dobrze się czujesz? – wyrwało jej się po chwili, gdy wyskoczył z pozostałymi pytaniami.
Halo, przecież dopiero co mówiła mu, że jak chce, to może się wyżalić, więc dlaczego zamiast mówić o sobie, zaczął ją wypytywać o takie rzeczy?
- A ty chciałbyś nadal mieszkać z rodzicami? Raczej nie – zauważyła, odpowiadając dosyć wymijająco. Jakichś głębszych więzi jeszcze nie nawiązała, nie od czasu ostatniego rozstania z drugą połówką, więc co za różnica, gdzie akurat była, czy w Chicago, czy w NYC, czy w Amsterdamie. Wszędzie mogła kogoś poznać. – Ty w ogóle wiesz, jak mam na imię? – spytała podejrzliwie.- Bo wątpię.
Może od tego należało zacząć. Pewnie nawet nie znał imienia, a wyskakiwał z takimi egzystencjalnymi pytaniami, jak to, dlaczego chce pracować akurat w takim zawodzie. Choć mogła odpowiedzieć konkretnie: bo kocham muzykę. Nic więcej nie trzeba by było tłumaczyć.
[Jak wyskoczy z ‘Bambi’, to będzie zabawnie xD]