1 stycznia 1970

[KP] Dying in fear of pain
All sense of freedom gone

Kael Arrowood
9:4 Wieku Smoka, Crestwood
Templariusz, świeżo po złożeniu ślubów i przejściu Czuwania Wątpliwa wiara, skrywana pod maską ślepego posłuszeństwa Kręgosłup moralny, niemożliwy do złamania przez samo posłuszeństwo Zakonowi Andrasto, daj mi cierpliwość do tych niemyślących idiotów z mieczami i kijami!

13 komentarzy:

  1. Niezależnie od tego ile problemów sprawiała nikt się tego nie spodziewał. Mogła podbierać jabłka z kuchni, mogła straszyć niewinnych uczniów udając, że wieżę nawiedzają duchy, mogła nawet wrzucać myszy za kołnierz Pierwszego zaklinacza i nazywać Templariuszy puszko-głowymi. Mogła te wszystkie rzeczy robić, a i tak to właśnie ona stanęła w oddziale magów broniących Denerim. Niby wielu magów nie zostało do wyboru, a wiadomo, że potrzeba było każdego do bitwy. Ale przecież była też w Ostagar. Więc ufano jej na tyle by pozwolić wyjść poza mury po raz pierwszy od niemal dwudziestu lat. No bo tak naprawdę po co miałaby uciekać?
    Często sobie zadawała to pytanie, słysząc o kolejnej ucieczce Andersa. Coś musiało być tam na zewnątrz takiego, że go tam ciągnęło. Wielu innych magów ciągnęło. Ale czego ona miałaby tam szukać? Jedyne co pamiętała to bród, smród i ubóstwo Obcowiska. I tak jak mocno walczyła, aby tam pozostać. Jednak szybko się przekonała, że ciepłe posiłki i miękka kołdra są o wiele lepsze, niż cokolwiek co by na nią czekało w Obcowisku.
    Ale tam pod Ostagarem… tam się w końcu poczuła jak więzień. Templariusza obserwowali każdy jej krok, tworząc niewidzialny łańcuch wokół jej szyi. Jednak do ucieczki też dojrzewała długo. Mogła się wymknąć już podczas całego zamieszania w wieży, jednak zdecydowała się ją chronić, zamiast opuszczać swoich pobratymców na pastwę losu. Denerim jednak przeważyło. Widząc takie duże miasto po raz pierwszy, zapragnęła kiedyś je odwiedzić kiedy już będzie w lepszym stanie. No bo jednak podczas bitwy nie wyglądało zbyt obiecująco.
    Szkoda tylko, że nie miała okazji zobaczyć Obcowiska. Ciekawe czy jej rodzina jeszcze… A może to i lepiej, że nie mogła. Jeszcze by sobie przypomniała jakieś beztroskie, dziecięce chwile. Na co jej by to było?
    I w pewnym momencie nikt na nią nie patrzył. Kiedy to arcydemon został w końcu pokonany. Wszyscy spojrzeli w niebo, walka się zatrzymała na te kilka sekund, a Velara wiedziała, że musi podjąć decyzję teraz.
    Gdzieś tak po drodze zgarnęła z ciał kilka flakonów z miksturami, które mogły jej się przydać na… podróż. Nazwała to na razie podróżą. Tak naprawdę nie wiedziała dokąd zmierza. Po prostu musiała przeć na przód.
    Załapała się z jakąś karawaną uchodźców, raz czy dwa, dopóki przestawali jej ufać (kostur tłumaczyła tym, że po prostu komuś go ukradła, a potrzebowała laski bo utykała). Raz jej się udało po prostu zatrudnić jako mag u kupca, którego nie obchodziło kto go będzie bronił, byle to robił. Aż pewnego dnia, w jakiejś niemal wymarłej wiosce, poruszenie wywołał kręcący się templariusz, który o kogoś wypytywał. To była tylko kwestia czasu zanim ją znalazł, musiał mieć jej filakterium.
    Uciekła pod osłoną nocy, prosto w las. Była elfem, chyba powinna sobie poradzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym momencie zaczynała mieć nadzieję, że Templariusz ją złapie. Jej czysta, nowa szata się już podarła w dwóch miejscach, niemal zgubiła kostur, i już trzy razy zaatakowały ją wilki. A poza tym - komary. Stwórca ma dziwne pomysły. Już była na granicy, już prawie się odwróciła by wracać, kiedy nagle zauważyła jakieś źródło światła, przedzierające się przez grube konarzyska drzew. Jej ciekawość okazała się silniejsza od dyskomfortu, więc ruszyła w tamtą stronę. Dotarła do czegoś przypominającego pałac, w połowie już zniszczony, zbudowany z białego kamienia. Rozpoznała styl dawnych elfów, który do tej pory widywała jedynie w księgach. Może i nie pielęgnowała szczególnie mocno tej strony swojej egzystencji, ale musiała przyznać, że była pod wrażeniem budowli swoich przodków. Weszła na coś co mogło być dziedzińcem, światło zapewniały kolumny na których czubkach spokojnie palił się ogień. Całe powietrze drżało od prastarej magii, zaklęć których nikt nigdy nie miał okazji złamać. Kolumny prowadziły aż do schodów, na których końcu czekało na nią wejście. Pokiwała się w przód i w tył, rozmyślając nad swoimi możliwościami. Mogłaby porzucić taką okazję i odejść. Zazwczaj zalecano laikom, aby tego typu ruin unikali. Nawet magowie mogą mieć problem w tak aktywnych miejscach. Z drugiej strony - gdzieś tam za nią czyhał na nią Templariusz. Jednak czy uniknięcie go było warte ryzykowania życia? Niby ją ciekawość tam ciągnęła, ale… tupnęła kilka razy stopą nerwowo, i już miała odejść, ale los znowu ją popchnął w stronę innej decyzji.
      - Kael - rozpoznała Templariusza, który wyłonił się spośród drzew. - W takim razie nie mam wyjścia. Gonisz! - Zaśmiała się radośnie, bo nic innego jej nie pozostało.
      Puściła się biegiem w stronę wejścia. Zastanawiała się, czy ta jego zbroja go będzie spowalniać. Jak bardzo się niej zmęczy. Dawało jej to niejaką złośliwą satysfakcję. Dopadła do wejścia, drzwi nie było, jedynie dziura którą kiedyś mogły zasłaniać. Wpadła do ogromnej hali, unosząc tym samym tumany kurzu i pyłu. Magia tutaj wydawała się gęstsza, wypełniała każdy zakamarek. I wtedy Velara pomyślała, że już stąd nie wyjdą. Jakoś tak… jej się wydawało. Ale to jej nie przeszkodziło biec jeszcze trochę dalej. Dopóki się o coś nie potknęła. A raczej... dopóki koścista dłoń szkieletu jej nie złapała za kostkę.

      Usuń
  2. Szok po zderzeniu z ziemią, ogólny ból rozchodzący się po jej ciele, przez chwilę ją otumanił, i jedyne co była w stanie pomyśleć to jak się mogła ona potknąć w takim momencie? To było niczym jakaś głupawa historyjka miernych lotów. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że jej kostka w czymś ugrzęzła… kawałek podłogi się pod nią zapadł? Może jednak za dużo jadła. Nie, zaraz, położenie nie pasuje. To tak jakby coś ją trzymało. I w końcu usłyszała chrzęst kości, bardzo blisko. Odruchowo już szykowała zaklęcie, kiedy nieumarły nawet nie zdążył się na dobrą sprawę podnieść.
    Zabawne, że sam fakt, że właśnie złapał ją szkielet za nogę jej nie przeraził, aż tak mocno jak miecz który wbił się niemal tuż obok niej. Przez bardzo niezadowolonego Templariusza. To akurat wprawiło ją w niepokój, który nawet błysnął w jej oczach przez ułamek sekundy kiedy obróciła się na plecy i uniosła spojrzenie na mężczyznę. Szybko więc zdusiła w sobie strach bezlitośnie, zasłaniając wszystko swoim zwyczajowym uśmiechem.
    - Jakże miło cię widzieć, mój bohaterze! - przywitała się z nim radośnie podnosząc się do siadu. - Chciałabym zauważyć, że sam za mną tutaj wbiegłeś. Więc kto tutaj… - Urwała, jej spojrzenie powędrowało gdzieś nad jego ramię, bez zastanowienia puściła tam zaklęcie. - Nie używa głowy? - dokończyła jak gdyby nigdy nic.
    Za Kaelem stał kolejny szkielet, który tym razem zdołał unieść miecz, i zastygł w tej pozie, potraktowany paraliżem. Velara podniosła się się szybko, jakoś tak mimowolnie otrzepując się, chociaż chrzęst kości był coraz lepiej słyszalny, głośniejszy, jak gdyby coraz więcej wrogów zaczynało powstawać. Chyba przybycie obcych coś tutaj rozbudziło. Może jednak lepiej było zostać na zewnątrz. Odruchowo spojrzała w stronę z której przybyli. Powinna jeszcze stąd widzieć rozświetlony dziedziniec. Zobaczyła tylko ścianę. Brak drzwi. Brak nawet dziury po drzwiach. Może… może uda jej się potem zrobić własną. Ale najpierw musiała oczyścić sobie drogę. Musieli. Nie była przecież sama, prawda?
    - Pan pozwoli - mruknęła, schylając się po kostur. Przyda jej się. - Proponuję tymczasowy rozejm. Możemy wrócić do tej dyskusji później - powiedziała, już zbierając siły na kolejne zaklęcie, gdy kilka nowych szkieletów wyłoniło się z ciemności. Resztki zbroi zwisały z ich kości smętnie. Zawsze uważała za imponujące jak opętane szkielety potrafią utrzymywać broń, chociaż wyglądało to niemal komicznie, jakby zaraz miały się rozsypać.
    Zerknęła na Kaela jeszcze, jakby chciała się przekonać, że zaraz nie walnie jej po głowie, nie przerzuci przez ramię i nie będzie próbował sforsować ściany samemu, swoim zakutym łbem. W końcu by się do czegoś przydał. Nie ufała mu za nic w świecie, ale chwilowo nie potrzebowała go jako wroga. Nie musiał być nawet jej sojusznikiem. Byle tylko jej nie przeszkadzał w obracaniu tych starych, spróchniałych kości w popiół. Posłała falę płomieni w stronę szkieletów, które znajdowały się najbliżej. Od czegoś trzeba było zacząć. Miała nadzieję, że pan szanowny Templariusz nie będzie miał nic przeciwko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdopodobnie powinna była nieumarłemu pozwolić zaatakować Templariusza. Miałaby go przynajmniej z głowy. Ale siłą odruchu go obroniła, tak jak on zapewne ją. Czy Templariusze mieli obowiązek zaciągać magów do “domu” żywych? To była kwestia nad którą się nie zastanawiała… może jak praktykowali magię krwi. To by miało sens.
    - Na swój bardzo naciągany sposób, to jest mój dom - mruknęła.
    Teoretycznie stali teraz w domu jej przodków… bardzo dalekich. Nigdy nie fascynowała się elficką kulturą, nie pogardzała ludźmi tak jak to robili niektórzy jej pobratymcy w Kręgu. Nie rozumiała czemu elfy tak lubią sobie znajdować wrogów. Nie dość, że są magami i muszą się użerać ze strachem i pogardą od reszty świata, to jeszcze sobie upatrują powody do złoszczenia się na innych magów bo są innej innej rasy. Chociaż jej interakcje z niektórymi ludźmi po jej ucieczce zaczynały trochę usprawiedliwiać to elfie podejście, jednak w Kręgu nie miało to żadnych podstaw. Magowie nie powinni walczyć między sobą w takich sprawach. Już wystarczyło, że każdy miał inny pogląd na życie.
    Zerknęła na Kaela kątem oka, unosząc kącik ust.
    - No nie wiem, gorzej już nie będzie - odparła żartobliwie, chociaż obiektywnie rzecz ujmując szkoda by było usmażyć jego twarz. Ale on nie musiał wiedzieć, że Velara potrafi patrzeć na niektóre sprawy obiektywnie. - Co? Nie! Możemy jeszcze się przez nich przebić… wyjście na pewno kontroluje jakiś mechanizm, zaklęcie… - Pociski z jej kostura nie wydawałay się przeszkadzać szkieletom, które wciąż sunęły do przodu. Jeden nawet zbliżył się wystarczająco, aby mogła mu po prostu przywalić po głowie. Czaszka chrupnęła od uderzenia, oderwana od kręgosłupa, potoczyła się po podłodze. - No dobrze - zgodziła się, chociaż nieszczególnie się z tym zgadzała. Obie możliwości były ryzykowne, czy lepiej było zgubić się w magicznych ruinach, czy walczyć przez hordę szkieletów mając nadzieję, że wyjście nadal znajduje się tam gdzie się znajdowało? O wiele bardziej jej się podobało, gdy to dowódca podejmował takie decyzje.
    - Teraz! - Ruchem dłoni postawiła ścianę lodu, aby trochę spowolnić nadciągającą hordę, po czym puściła się biegiem w ruiny. Zatrzymała się, kiedy już miała wrażenie, że nie słyszy chrzęstu kości, a poza tym jej płuca zdawały się płonąć. Może i była lepszej kondycji niż standardowy mag, ale od bardzo dawna nie miała okazji po prostu odpocząć. W lesie też nie było łatwo, a teraz jeszcze miotała zaklęciami na prawo i lewo. Oparła się na kosturze oddychając ciężko. Stali na rozwidleniu, korytarz prowadził albo w lewo, albo w prawo. Pochodnie zapalały się gdy znajdowali się w pobliżu, przynajmniej niektóre. Widać, nie wszystkie zaklęcia jeszcze miały moc.
    - A więc… proponuję, aby każdy poszedł w swoją stronę - zaproponowała. - Ja pójdę w lewo, ty w prawo, i może któreś z nas przeżyje. Wiem jedno, że jak przeżyjemy oboje to będzie mi to bardzo nie na rękę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odruchowo uniosła dłoń do twarzy, palcami sunąc po bliźnie, marszcząc brwi.
    - Sugeruję, abyś się tak moimi ustami nie przejmował - odparła, z lekkim rozdrażnieniem w głosie.
    Być może magia by coś poradziła na ten “defekt”, jednak kilka przeszkód stało na jej drodze. Po pierwsze, jej umiejętności w zakresie magii stworzenia były śmiechu warte. Znała najbardziej podstawowe zaklęcie z uzdrawiania, potrafiła zasklepić niegroźną ranę co najwyżej, czasami zatrzymać krwawienie jeżeli nie było zbyt poważne. Z tego rodziła się druga przeszkoda - aby pozbyć się istniejącej już blizny potrzeba było lepszego uzdrowiciela, nie jakiegoś pierwszego z brzegu. Na przykład Wynne. A Velara wolałaby z własnej woli poddać Wyciszeniu, niż prosić ten stary worek kości o pomoc. Jeszcze by usłyszała o swojej niedojrzałości. Czy czymś tam. Znowu. Jednak obie te przeszkody nie miały aż tak dużego znaczenia, gdy porównało się ją z trzecią. Ona po prostu chciała by zostało tak jak było. Ta blizna to jej własna zasługa. Rana zasklepiona na szybko, w trakcie przegrywanej walki. Dostała ją pod Ostagarem, w momencie w którym myślała, że zginie. Jednak coś ją zmusiło to przetrwania. I na swój sposób ten defekt był symbolem czegoś.
    Może tego momentu w którym po raz pierwszy tak naprawdę zaczęła się zastanawiać co ona ma zamiar zrobić z resztą swojego życia. I czy naprawdę chce je spędzić zamknięta w wygodnym więzieniu.
    To już nie pierwszy raz gdy walczyła z Templariuszem ramię w ramię. Jeszcze stosunkowo nie tak dawno siekała wraz z nimi abominacje w wieży. Przez to też dobrze wiedziała, że to traktowanie się jak “towarzyszy broni” szybko minie, gdy tylko wszystko wróci do normy. To samo więc wydarzy się w dalijskich ruinach.
    Spojrzała niemal z obrzydzeniem na jego dłoń zaciśniętą na jej ramieniu. Oczywiście, próbowała się wyrwać, ale cholernik był silniejszy. To smażenie twarzy stawało się coraz bardziej zachęcające.
    - A co? Boisz się zostać tutaj sam? - syknęła, jak najszybciej cofając się i rozcierając sobie miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego dłoń.
    Obserwowała spokojnie jego poczynania z pancerzem myśląc, że łatwiej by mu było z kimś do pomocy. Dobrze wiedziała jak ciężko się z tych przeklętych zbroi wyswobodzić. Jednak nie miała ochoty oferować swojej pomocy, a on też o nią nie poprosił. I pewnie gdyby to zrobił, to by mu odmówiła w nadzwyczajnie kulturalny i dojrzały sposób (mały templariuszek nie potrafi się przebrać, och jaka szkoda, będzie musiał szybciej dorosnąć w takim razie!). Zazwyczaj bardzo doceniała w innych umiejętność do przyznania się do błędu i poproszenia o pomoc, ale w tym wypadku była zbyt zdenerwowana.
    - Śmieszne, ty naprawdę uważasz, że mnie oficjalnie złapałeś i teraz ja będę gotowa grzecznie wrócić do Wieży? - Prychnęła pod nosem, kręcąc głową. - To Zakon tak ogłupia, czy po prostu biorą takich? - zapytała, przekrzywiając głową w bok, jakby naprawdę zainteresowana jego odpowiedzią.
    Mylił się. Życie w Kręgu było przyjemne, szczególnie dla kogoś takiego jak ona. Sprawiała szereg problemów od najmłodszych lat, ale już wtedy wiadomo było, że jej wybryki nie należały do groźnych. A potem po prostu nigdy nie dorosła, bo po co? W Wieży miała spędzić całe swoje życie, mogła się przynajmniej przy tym dobrze bawić. Nie znała niczego innego. I chyba w tym tkwił problem.
    Teraz, zanim w ogóle zdołała posmakować czegoś nowego, trafiła do jakiejś dziury, i to jeszcze z templariuszem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przewróciła oczami. Nie wiedziała czy Kael naprawdę się boi, czy po prostu chciał w ten sposób zakończyć rozmowę, chociaż to nie był aż taki dobry sposób. Bardzo łatwo by mogła przejść w wyśmiewanie go z tego punktu, ale chyba teraz była zbyt zdenerwowana by żartować. Chociaż wyśmiewanie się z takiego powodu byłoby nie w porządku, akurat tutaj miał prawo czuć niepokój. Tego typu ruiny kryły w sobie liczne tajemnice, głównie niebezpieczne.
    - Chciałam cię po prostu tutaj zgubić - mruknęła, odwracając wzrok. Plan nie wyszedł, delikatnie rzecz ujmując. - Masz bardzo ograniczoną wyobraźnię - stwierdziła, patrząc na niego w powątpiewaniem. Jej za to było sobie ciężko wyobrazić, aby się zgodziła grzecznie wrócić do Kręgu i Kael był naiwny jeżeli zakładał, że tak się właśnie stanie. Wolność okazała się bardzo przyjemna, nawet w takich trudnych warunkach. Miała wrażenie, że mogłaby do tego przywyknąć, znaleźć jakieś miejsce w którym by mogła osiąść, jakąś normalną pracę… podejmować za siebie decyzje. Nie będzie łatwo, oczywiście, wciąż nie wiedziała o świecie zbyt wiele, a jako elf już miała trochę utrudnione zadanie, ale może się jakoś by udało. Chciała spróbować.
    Może ten templariusz później będzie zbyt martwy, aby za nią gonić. Jeżeli nie zginie w ruinach to zawsze mogła się go pozbyć jak już wyjdą. Tak z zaskoczenia go zaatakować, gdy jego czujność będzie uśpiona. Przecież nie mogła mu pozwolić zatargać się do z powrotem do wieży, tak samo jak on nie mógł puścić jej wolno.
    Ale w tym momencie potrzebowali siebie nawzajem. Nie przyznałaby tego, ale też lepiej się czuła, wiedząc, że jednak nie jest tu sama, że jest tu ktoś na kim może polegać, chociaż bardzo by nie chciała tego robić.
    - Od kiedy ty musisz się przejmować kontrolą Zakonu? - zapytała kpiąco. Brzmiał tak jakby to on był kontrolowaną jednostką, dobre sobie. - Jak dla mnie to robisz to co lubisz, pilnujesz niewinne osoby w więzieniu i upewniasz się, że ich wolność jest odpowiednio mocno ograniczona - dodała, bez zastanowienia wybierając lewy korytarz. - Zakładam, że po to zostaje się Templariuszami, nie? - zapytała, zerkając na niego przez ramię. Chociaż niektórzy mogli naprawdę dołączać do Zakonu z przyczyn religijnych, wierząc w większą sprawę. Ale dla niej to był jeden wielki żart. - Przyznaj się, chciałeś bym szła przodem, aby patrzeć się na mój tyłek - powiedziała, nawet żartobliwie. Chyba złość jej trochę przechodziła. Skoro nie miała teraz wpływu na sytuację to przynajmniej mogła pożartować. Przecież dobrze wiedziała, że chodziło o to, aby albo to nią zwalić odpowiedzialność jeżeli źle wybierze, albo jeżeli miałoby ich coś zaatakować to lepiej niech jej się dostanie pierwszej, albo zwyczajnie jej nie ufał i w ten sposób łatwiej było ją mieć na oku. Na pewno nie chodziło jej zgrabny tyłek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Horda szkieletów była niczym w porównaniu z hordą mrocznych pomiotów. Miała wrażenie, że nic się temu nie równało. Pamiętała, że przed Ostagarem zastawiała się czy te “stwory z głębin” są równie przereklamowane co Katorga. Jakaż była wtedy naiwna… jakaś głupawo pewna siebie… nie spodziewała się, że jej przyjemne sny koncertujące się głównie na kilkuwarstwowych tortach i okazjonalnie osobach w różnym stopniu ubioru, już wkrótce zapełnią krwiożercze potwory. Czasami bała się zasnąć. A może to “czasami” już awansowało do “codziennie”.
    Zerknęła na niego przez ramię nie odzywając się tym razem, chcąc przetrawić jego słowa.
    A cóż mu chodziło, do licha? Czy sam nie był częścią Zakonu? Czy nie był częścią ogłupiania? Jeżeli jakiś zabłąkany podróżny zaczął przeprowadzać z nim wywiad o statusie magów na Thedas to z pewnością by mu wyrecytował formułkę o tym jacy to magowie są niebezpieczni i to dlatego zamyka się ich w wieży, niczym porwane wątłe niewiasty. Nawet kiecki nosili. Chociaż w tej materii Velara wolała się już wycwanić, jej szaty były trochę krótsze, przypominały bardziej tunikę niż kieckę, i pod tym po prostu nosiła spodnie. Kusiła los już wstarczająco mocno kosturem.
    W końcu nie wytrzymała i zatrzymała się gwałtownie odwracając się do niego z niezadowoloną miną.
    - A więc oświeć mnie, po kiego chuja ktoś zostaje Templariuszem? - zapytała, wyraźnie wzburzona. - Oprócz religii i dziwnego fetyszu - dodała, jakby trochę spuszczając z tonu, jednak wciąż wpatrywała się w niego wyczekująco.
    Może i nie była aż taka mądra jak jej się zdawało. Czasami dopuszczała do siebie taką myśl. Jednak musiała przyznać, że gdy przychodziło do Templariuszy lubiła ograniczać swój światopogląd, bo tak zwyczajnie było łatwiej. Wiedziała dobrze, że nie każdy z nich jest skończonym dupkiem, który lubi kontrolować osoby praktycznie silniejsze od niego, ale przez sytuację stłamszone. Znała takiego jednego co zaufał jej na tyle, by zdradzić to jak bardzo żałował swojego wyboru dopóki… Zacisnęła dłoń na kosturze, jej serce ścisnęła jakaś łatwo wytłumaczalna siła, na samo wspomnienie. Z grubsza wiedziała z czego Templariusz rezygnuje, chociaż też miała świadomość, że nie znała całej prawdy, jako że nie chciała jej znać. Ale różnicę widziała w tym, że on może sobie zrezygnować, ma w tym jakiś wybór. Velara i inni magowie mogą co najwyżej wybrać więzienie fizyczne, albo umysłowe. Albo śmierć, jeżeli ktoś by taki żarcik chciał zrobić podczas swojej Katorgi. Na szczęście, gdy przychodziło do żartów na Templariuszach to co najwyżej mogła im kawałek sera schować za luźną cegłą w czyiś kwaterach (co też kiedyś zrobiła, było to bardzo zabawne, gdy ser zaczął “dojrzewać”, czy to nie był pokój Kaela przypadkiem?).
    Dlaczego teraz zadała to pytanie? Po co to drążyła? Przecież już miała całkowicie się odciąć. Powinna zostać przy dowcipkowaniu i kąśliwych uwagach. Była bardzo bliska temu, aby się wycofać i udać, że pytania nie było.

    OdpowiedzUsuń
  7. Może gdzieś tam, pod tą złością, zniecierpliwieniem i kocykiem ignorancji, którym się szczelnie opatuliła, coś zaczynała rozumieć, może trochę, ociupinkę zaczynało do niej docierać to co do niej mówił, a raczej zaczynała czytać między wierszami. Jednak te wszystkie silne emocje bardzo skutecznie pozbawiły jej umiejętności interpretacji tych ukrytych sygnałów. Dopóki nie dostawała informacji wprost, to nie rozumiała, a także nie chciała rozumieć.
    Gdyby chociaż trochę zapragnęła uwolnić swoją empatię z łańcuchów w które je zakuła, to może zauważyłaby, że jego odpowiedzi wskazują na to, że on miał jakiś inny powód, że jego coś trapiło, że może nawet nie podobało mu się bycie Templariuszem nie tylko dlatego, że mu się nudziło i żarty były słabe (jej żarty były zawsze znakomite, więc nie miała pojęcia kogo mógł mieć na myśli).
    - Skoro ci się tak nie podoba to możesz odejść! Sam sobie wybrałeś taką wspaniałą ścieżkę kariery! Przynajmniej miałeś jakiś wybór! - odparowała. - My możemy co najwyżej wybrać czy wolimy zostać idealnymi sługami, którzy nic nie czują, czy przeżyć resztę swoich dni w więzieniu. Ale tobie pewnie ta pierwsza opcja bardziej by pasowała, żadnych głupich żartów, żadnego demonicznego zagrożenia… - dodała jadowitym tonem. - No bo wiesz, Krąg to tak co tydzień jest atakowany przez demony, dzień jak co dzień, zawsze przynajmniej jeden mag musi wywołać katastrofę… - dodała, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz przypominając sobie abominacje rozrywające kogokolwiek kto stanął im na drodze. To był jakiś powód dlaczego magów powinno się trzymać pod kluczem, ale tak naprawdę gdyby zagrożenie było aż tak ogromne, to codziennie by takie sytuacje miały miejsce, czyli Krąg by już przestał istnieć. Wystarczył jeden człowiek, aby wywołać taką masakrę… jeden bardzo zdesperowany człowiek. Czasami bywały dni kiedy trochę rozumiała dlaczego Uldred zrobił to co zrobił, chociaż nie zgadzała się z jego metodami. Musiała istnieć jakaś inna droga… jednak jaka? Całe lata magowie pokazują, że potrafią się kontrolować, a i tak nic się nie zmienia. - A nie masz pojęcia jakie to jest kuszące. Całe życie utrzymujemy kontrolę i nic z tego nie mamy. I teraz pewnie też wszyscy zapomną o tych którzy się oparli demonom, które opanowały całą wieżę. Będą pamiętać tylko tę bandę zdesperowanych imbecyli, którzy… - Jakiś dziwny odgłos poniósł się po korytarzu tym samym jej przerywając. Serce jej stanęło. Chyba trochę za głośno się zachowywali.
    Odgłos zdawał się docierać zza jej pleców, więc zerknęła przez ramię przygotowując się na atak. Z początku nic mogła dostrzec, kiedy nagle poczuła jakby wokół jej talii owinął się niewidzialny sznur i pociągnął ją w głąb nieoświetlonego korytarza. Wydała nawet z siebie okrzyk przerażenia. Gdy wylądowała boleśnie na plecach, pochodnie wokół zapłonęły, ukazując ogromnego nieumarłego w zardzewiałej, ciężkiej zbroi. Hełm się zdawał być taki skrzydlaty, chociaż jej uwagę głównie zwrócił gigantyczny miecz, który stwór dzierżył w dłoni. Upiór, pomyślała całkiem przytomnie, przypominając sobie rycinę w jakiejś książce.
    Oddychanie się wydawało jakieś takie ciężkie. A gdy musiała się przeturlać w bok, aby uniknąć ciosu przerośniętym mieczem, to miała wrażenie jakby musiała walczyć z każdą komórką swojego ciała, aby się poruszało chociażby odrobinę szybciej i sprawniej. Czy właśnie nie z tego słynęły upiory? Nie dość, że na sam ich widok miękły ze strachu kolana, to jeszcze miały wokół siebie taką aurę która ten efekt magicznie wspomagała. Ciekawe czy Templariusz by mógł coś takiego zniwelować? Ciekawe czy “jej” Templariusz się w ogóle postanowi angażować w tę walkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jako że ich rozmowa nagle została brutalnie przerwana to już nie mogła zapytać czemu miałby przerzucać gnój druwołów, albo czy Krąg to jedyne miejsce zapewniające wygodne łóżko. Tak właściwie w ciągu jej radosnej podróży nauczyła się doceniać wartość wygodnego łóżka, może też by za to wiele oddała. Ale nie wiedziała czy jest to naprawdę tego warte… wiedziała, że Templariusze muszą rezygnować z rodziny, na swój sposób też byli ograniczeni. Ale dlaczego ktoś by się z własnej woli dawał ograniczać? Może to w ustach maga brzmiało groźnie, niektórzy by od razu uznali to za nawoływanie do magii krwii, ale każda inteligentna osoba powinna dobrze wiedzieć, że w to się lepiej nie bawić.
    I trochę może chciała poznać powody Kaela dla których obrał taką drogę, a nie inną. Co sprawiło, że wolał robić w to w co nie do końca wierzył, przynajmniej tak jej się zaczynało zdawać, chociaż ciężko jej było w to uwierzyć. Nie wiedziała czy to lepiej czy gorzej. Tych co ślepo szli za religią i propagandą przynajmniej tłumaczyła głupota.
    Pewnie już nie będzie miała okazji się go o to zapytać. Może po śmierci będzie go pamiętała tylko z tym głupawym wyrazem twarzy z jakim go ostatni raz widziała.
    Po tym pierwszym uniku myślała, że już po niej. Nawet po drugim nie dawała sobie szansy. Przygotowując się do trzeciego, pojawił promyk nadziei w postaci Templariusza. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek jakikolwiek Templariusz będzie jej promykiem nadziei. Podczas gdy Kael odciągnął uwagę upiora Velara zdołała się podnieść. Jej kostur wypadł jej z dłoni, ale nie była w stanie powiedzieć kiedy. Jakoś tak nie miała czasu się wcześniej nad tym zastanawiać. W pierwszej chwili przemknęło jej przez myśl, że może to jest dobry moment, aby zniknąć. Przecież nic dobrego jej tu nie czekało. Nawet jeżeli uda jej się z pomocą Templariusza wyjść z tych ruin, to potem będzie musiała jeszcze jakoś się uwolnić od niego. Nie chciała wracać do wieży.
    Ale też nie godziło jej się go tak zostawić. Mimo wszystko jakieś poczucie odpowiedzialności na nią ciążyło. To samo gdy zapytano kto by chciał walczyć w bitwie. Kto by chciał bronić swojego kraju. Nie dołączyła tylko z ciekawości, czy dla zabawy. Chciała się do czegoś przydać, aby te talenty którymi obdarzył ją Stwórca zostały wykorzystane w jakimś większym celu. I może obrona jednego życia nie była do końca “wyższym celem”, jednak co by to o niej mówiło, jeżeli by tak po prostu uciekła? Pozwalając jakiemuś upiorowi załatwiać jej sprawy?
    - Kael, pod ścianę! - krzyknęła do niego, przygotowując zaklęcie, które także jego mogłoby zranić jeżeli nie zdecyduje się na unik. W momencie, gdy zszedł jej z drogi, posłała w stronę upiora falę płomieni. Odsłonięte cielsko zaskwierczało, stwór ryknął, ale było dobrze widać, że potrzeba będzie więcej takich ataków, aby go powalić. Ale przynajmniej go to rozproszyło na tyle by zaczął wściekle na oślep wymachiwać mieczem tak że łatwo było po prostu wycofać się z jego zasięgu. Korzystając więc jeszcze z okazji, rzuciła jeszcze jedno zaklęcie. Wokół upiora pojawił się czerwony krąg, który powinien przez jakiś czas powstrzymać jego regenerację, osłabiając go stopniowo przy okazji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podczas gdy Kael rzucił się w stronę swojej broni, co chyba było najlepszym możliwym posunięciem z jego strony, ona zajęła się osłabianiem Upiora jeszcze bardziej. Rzuciła w niego pociskiem i rozbiła na nim kamienną pięść, przez co już musiała się oprzeć o ścianę. Już na początku tej walki nie była w najlepszej formie. Od kilku tygodni spała słabo, jadła raz lepiej, raz gorzej, a ta wycieczka po lesie też nie za dobrze jej zrobiła. No i ta wielka ucieczka przed trupami też doprowadziła ją do zadyszki. Jednak musiała jeszcze wytrzymać. Jeszcze chwila.
    Poczuła niewypowiedzianą ulgę, gdy przed oczami mignął jej Kael szarżujący z mieczem. Chyba nawet wydała z siebie okrzyk radości i tryumfu, gdy wbił ostrze w potwora. Miała nadzieję, że to wystarczy jednak Upiór wciąż się trzymał na nogach. Zaklęła szpetnie pod nosem w końcu tracąc cierpliwość i resztki many, gdy zdecydowała się na kolejne zaklęcie, które miała nadzieję, że miało być ostatnim.
    - Przygotuj się do ucieczki! - zawołała do Templariusza, zbierając energię w swoich dłoniach, by w końcu ją wypuścić i zesłać na Upiora kolejny czar.
    Tak naprawdę efektów nie było tak dobrze widać, szczególnie w takim zamieszaniu. Jednak oboje i Velara, i Upiór je poczuli. Nogi pod elfką nagle się ugięły, gdyby nie ściana, to pewnie by padła na ziemię. Upiór zaś ryknął ze wściekłości i ruszył w jej stronę.
    - Zaraz wybuchnie, uciekaj! - krzyknęła do Kaela, odbijając się od ściany. Szarżujący na nią potwór dodał jej trochę sił, chociaż złudnie. Zachybotała się, ale zrobiła kilka niezdarnych kroków. Nie miało to wiele wspólnego z biegiem, w takim tempie z pewnością przed Upiorem nie ucieknie, a przynajmniej nie zdobędzie wystarczająco dużego dystansu, by nie dostać jakimś jego odłamkiem, gdy już wybuchnie… O ile wybuchnie. Miała wielką nadzieję, że był na tyle mocno osłabiony, że jednak zaklęcie go rozsadzi na kawałki za kilka sekund.
    Jeżeli Upiór ją dopadnie, to już nie będzie jej dane tego zobaczyć. Ale może przynajmniej Kael przeżyje. Nie planowała się dla niego poświęcać, gdy rzucała to zaklęcie, ale niech mu będzie. Może ten akt bezmyślności go nawróci z powrotem do przerzucania gówna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie miała nawet nadziei, że z tego wyjdzie, chociaż w tamtym momencie wszystko działo się tak szybko, że niespecjalnie miała czas aby w ogóle o nadziei pomyśleć. Podświadomie po prostu czekała na to, aż dostanie falą uderzeniową własnego zaklęcia (i pewnie jakąś soczystą cząstką ciała Upiora, albo kawałkiem zbroi) bądź dosięgnie ją owy ogromny miecz, którego do tej pory tak zgrabnie udawało jej się unikać. Jednak gdyby miała czas zastanowić się co zrobi teraz Kael, to pewnie by założyła, że ucieknie tak jak rozum nakazywał. Nie znali się tak naprawdę. Ona go nie znała na tyle, by móc sobie wmawiać, że istnieje w nim humanitaryzm (chociaż ich poprzednia rozmowa zaczęła trochę docierać do jej zakutego łba). Chociaż jeżeli nie istniał, to zawsze po prostu mógłby jej pomóc ze względu na jej osobę konkretnie, ale tutaj wkraczał problem podobny - on także jej nie znał. A co znał to pewnie większość złych rzeczy. Tych denerwujących.
    W momencie gdy Kael się po nią wrócił i pociągnął za sobą, używając do tego tak obronnego gestu, aby bardziej uchronić ją niż siebie, straciła całkowicie wiarę w jego inteligencję. A już zaczynała do siebie dopuszczać myśl, że jednak coś ma tej ładnej główce. Kiedy ją objął sama przestała myśleć, a raczej jedna rzecz zaprzątnęła jej głowę - czy znajdują się wystarczająco daleko aby Kaelowi się nic nie stało. I chodziło o jego dobre zdrowie, a nie to czy jego ciało zdoła ją ochronić. Tak naprawdę o sobie nawet przez chwilę nie pomyślała.
    Kiedy przykucnął zmusił ją tym samym do siadu, jej ciało samo stwierdziło, że tak będzie jej znacznie wygodniej.
    I kiedy wszystko ucichło, całym ciałem czułą rozpędzone bicie swojego serca. Zorientowała się, że od kilku chwil wstrzymała w napięciu powietrze, więc odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że ta bitwa się zakończyła sukcesem. Uniosła spojrzenie na Kaela, jego twarz znajdowała się bliżej niż zazwyczaj, ogólnie znajdował się bliżej niż zazwyczaj, i z jednej strony czuła niepokój, wpojony jej przez lata, że im bliżej templariusz się znajduje tym gorzej dla maga (albo dla templariusza, jak niektóre bajki głoszą), z drugiej strony to właśnie te oplatające ją ramiona uchroniły ją przed śmiercią, albo przynajmniej przed poważnym zranieniem (które prawdopodobnie skończyłoby się śmiercią). Już otwierała usta by zapytać się czy nic mu się nie stało, ale ją uprzedził. Uniosła brew na jego słowa, a na jej twarzy zagościł zadowolony uśmiech.
    - Ja też - odparła. - Dziękuję, że po mnie wróciłeś - powiedziała szczerze wdzięczna mu za pomoc. Gdyby nie on to już by leżała rozpłatana podeptana przez Upiora. A tak, to siedziała sobie wygodnie w silnym, ciepłym… i już nie. Ach, dobre rzeczy nigdy nie trwają wiecznie. - Jesteś uroczy, nie spodziewałam się tego - stwierdziła, szczerze, ale mile zaskoczona jego niezręcznym zachowaniem. Chociaż jej policzki też się zaczerwieniły i miała trudność z utrzymaniem kontaktu wzrokowego, to jednak jego mocniejsza reakcja sprawiła, że o wiele lepiej to zniosła ze swojej strony. Bo był uroczy. - Coś ci się stało? - zapytała jednak nagle trochę bardziej zaniepokojona, widząc zmianę w zachowaniu Kaela.
    Sama była potwornie zmęczona i chętnie by jeszcze sobie posiedziała, by trochę odpocząć. Potrzebowała sił, te ruiny wyraźnie nie przyjmowały gości ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdzieś tam, pod tym pewnym uśmiechem, może i zobaczyła cień skrzywienia, pojedynczą zmarszczkę, gdy jego ciało przeszył ból. Przekrzywiła głowę w bok nie rozumiejąc dlaczego by to przed nią ukrywał, jeżeli dobrze jej się zdawało. Nie chciał jej martwić, czy po prostu nie okazywać słabości przed magiem? Miała jedynie nadzieję, że jeżeli naprawdę było to coś poważnego to nie będzie przesadzał. Przecież to mogło okazać się niebezpieczne zarówno dla niego, jak i dla niej. Musiała trochę na nim tutaj polegać, niezależnie od tego jak bardzo jej się to nie podobało.
    A może wszystko było z nim naprawdę w porządku. Przecież to nie tak, że by zależało jej na tyle bardzo, aby odnajdować w jego twarzy jakieś drobne sygnały.
    - Jedno drugiego nie wyklucza - odparła. - Mogę cię nie znosić, nawet jeżeli jesteś uroczy. - Wzruszyła ramionami. Przecież mogła obiektywnie określić kogoś uroczym i nadal go nie lubić… czy to jednak nie tyczyło się tylko aparycji? Czy uznanie kogoś za uroczego było już przejawem sympatii? Jeszcze czego. Chyba w jego snach.
    - Na pewno wszystko w porządku? - zapytała jeszcze raz, widząc, że jednak jego ruchy były znacznie bardziej ostrożne niż u zdrowego, dobrze czującego się człowieka. Nie potrzebowała wiedzy uzdrowiciela by to zauważyć. I chociaż wyglądało na to, że mężczyzna zaczyna czuć się lepiej, a jego ruchy stawały płynniejsze, jakby jakieś ograniczenie znikało, to nadal chciała wiedzieć. To jednak było jej zaklęcie, które by mu krzywdę zrobiło. No i po prostu chciała, aby jej to powiedział sam, a nie musiała się domyślać.
    - Ach, więc następnym razem będę musiała Upiora pokonać sama? No niech będzie - odpowiedziała, rozbawiona kręcąc głową. Coraz bardziej ją zaskakiwał tym dystansem do siebie. A do tej pory myślała, że znaczna większość Templariuszy ma kij od szczotki w dupach.
    - Daj mi chwilkę - poprosiła go, gdy oznajmił, że tym razem on pójdzie przodem. Cofnęła się trochę w stronę z której przybyli, skanując spojrzeniem podłogę. W końcu odnalazła swoją zgubę, podniosła swój kostur. Jakoś bezpieczniej się z nim czuła, wiedząc, że nie będzie też polegała tylko i wyłącznie na zaklęciach, że nawet gdy już nie będzie mogła ich rzucać, to jednak w jakiś sposób będzie kontynuowała atak. Wróciła do Kaela, skinąwszy mu, że mogą dalej ruszać. Nie szła centralnie za jego plecami, bardziej przy jego boku.
    - No. To czemu zostałeś Templariuszem? - zapytała, zastanawiając się, czy znowu nie wsadza kija w mrowisko, chociaż teraz miała bardziej otwarty umysł, niż jeszcze kilka minut temu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Skinęła głową w końcu akceptując jego odpowiedź. Skoro mówił, że wszystko w porządku to znaczyło, że wszystko było w porządku, a przynajmniej mógł normalnie funkcjonować. I to tak naprawdę się powinno tylko liczyć. A oko na niego miała i tak, ze względu na to kim był, a nie dlatego, że się o niego martwiła.
    Przewróciła oczami słysząc jego wstępną odpowiedź. Może jednak to był kij w mrowisko.
    - Próbujesz dostać kosturem? - zapytała rzucając mu zniecierpliwione spojrzenie. A ona myślała, że dążenie do kłótni mieli za sobą. Zaczynała żałować, że w ogóle zapytała starając się utrzymywać otwarty umysł. Już była w stanie uwierzyć, że Kael ją zbyje w ten sposób, kiedy nagle jednak postanowił zachować się jak dorosły człowiek. Coś czego im bardzo brakowało kilka minut temu. Słuchała go z uwagą wpatrując się przed siebie, niby starając się wyłapać zagrożenie zanim postanowi ono na nich wyskoczyć z nienacka, jednak tak naprawdę po prostu przyjmowała słowa Kaela. Miała wrażenie, że już coś podobnego słyszała.
    - Od razu określasz to wszystko jako głupie i dziecinne, bardzo sprytnie - zauważyła na samym początku. - Może i się nasłuchałeś głupot, może i było to naiwne, ale spójrz na to z tej strony, kiedy pojawiła się szansa to się na nią rzuciłeś, nie? Dołączyłeś jak byłeś dzieciakiem, jak rozumiem? - Westchnęła cicho. - Weź nie mów, że to takie głupie i naiwne, ty myślisz, że ja uciekłam aby znowu wam zagrać na nosie?
    Co prawda dużo czytała, jednak rzadko kiedy o innych krainach, bardziej skupiając się na magii i potworach. Geografię Thedas miała opanowaną na raczej podstawowym poziomie. Można by nawet stwierdzić, że często unikała pewnych ksiąg. Chociaż Orzammar zawsze brzmiał interesująco, nie potrafiła sobie wyobrazić miasta zbudowanego pod ziemią. Skoro Denerim zniszczone przez bitwę wywarło na niej wrażenie to co dopiero krasnoludzki thaig?
    Śmieszne. Trochę zaczęła się z nim utożsamiać. Chociaż nie uciekła dlatego, że jej było jakoś wyjątkowo źle, to ona również chciała zobaczyć świat, osiągnąć coś więcej niż zwykły mag zamknięty w wieży. A udział w bitwie udowodnił jej, że nie potrzebuje aby ktoś jej ciągle patrzył przez ramię.

    OdpowiedzUsuń