Hamlet Pyne
Jest. Astrofizykiem, o którym rodzice lubią mówić, że jeszcze trochę, a skończy zamknięty w jednym z tych przytłaczających rozmiarami i nowoczesnością sprzętu laboratoriów NASA i do końca życia będzie budował teoretyczne modele numeryczne zjawisk, których żaden człowiek nigdy nie zobaczył na własne oczy. Znajomym z uczelni, któremu dłonie marzły nawet w samym środku najbardziej upalnego lata ostatniego dziesięciolecia i który zawsze ma gdzieś w torbie zapasowy długopis. Przyjacielem od filiżanki gorącej herbaty albo schłodzonego, bezczelnie drogiego wina, który marszczy nos na dźwięk pierwszych tonów czegokolwiek, co można byłoby zaliczyć do muzyki współczesnej, od puchatych szczeniaków woli niewymagające sansewierie i choć wcale nie chce się do tego przyznać, nałogowo ogląda powtórki America's Next Top Model. Wiecznie obleczonym w opatrzony metką znanego projektanta kochankiem, panem domu i właścicielem, nie ważne tak właściwie, czego dokładnie. Bywa wieloma rzeczami, czasem kilkoma osobami na raz, przybiera wiele twarzy i barw, aż w końcu zaczyna mienić się nimi jak wiecznie zmieniające się obrazy w kalejdoskopie, ale z całą pewnością nie można odmówić mu faktu bycia. Jest jak jedna z tych czarnych dziur, o których pisze pracę doktorską i rozwodzi się podczas prowadzonych okazjonalnie wykładów; pochłania. Kryjąc się, niemożliwy do bycia obserwowanym bepośrednio, a zarazem pozostawiając swój ślad na wszystkim wokół, pochłania, zdobywa, zniewala, przyciąga, aż wszystkie drogi ucieczki zaczynają biec po najdłuższej lub najkrótszej możliwej trajektorii z powrotem ku niemu, zawsze ku niemu, ponad horyzontem zdarzeń w próżnię i pustkę, którą łatwowierni głupcy tak ochoczo mylą z miłością.
don't fret, precious, I'm here
Lysander nigdy nie należał do tych szczególnie rozrywkowych osób. Co prawda kiedy dopiero zaczynał studia, zdarzało mu się czasem wyjść ze znajomymi do klubu, baru albo restauracji, no i to po to, żeby trochę się odprężyć po ciężkim tygodniu nauki czy świętować świeżo zdany egzamin, ale nie było to coś bez czego nie mógł normalnie funkcjonować. Dlatego z czasem zaczął chodzić na takie spotkania rzadziej i rzadziej, tak, szczególnie odkąd poznał Hamleta – po prostu wolał spędzać czas z nim. Tylko z nim. Sam na sam. Jego znajomym się to nie podobało, ale Lys powoli przestawał zwracać uwagę na nich i ich opinie. Najważniejsze, że to on był szczęśliwy, prawda?
OdpowiedzUsuńWiedział, że jego chłopak miał rację, kiedy mówił mu, że nie potrzebuje do szczęścia żadnych innych osób, że wszystko, czego Lysander mógłby kiedykolwiek potrzebować, miał przecież praktycznie na wyciągnięcie ręki. To była bardzo przyjemna i uspokajająca myśl; Lys nie chciał niczego i nikogo oprócz Lottiego, a to, że inni tego nie rozumieli, włącznie z jego znajomymi i rodziną, to nie był jego problem. Gdyby byli milsi dla jego chłopaka, Lysander byłby milszy dla nich, to było dość proste.
Nawet dzisiaj, rano obudził go telefon od mamy i gdy tylko powiedział jej, że ma już plany na weekend i te plany jak najbardziej dotyczą jego i Hamleta, znów usłyszał, że nigdy się nie widują przez tego jego chłopaka i powinien pomyśleć nad swoimi priorytetami w życiu. Naprawdę czasem miał wrażenie, że nikt oprócz niego po prostu nie rozumiał, na czym w ogóle polega bycie zakochanym. Chyba powinien być wdzięczny, że akurat jemu przypadło doświadczyć prawdziwej miłości.
W każdym razie, jak zwykle zbył telefon od rodzicielki i zignorował wiadomości od znajomych, zamiast tego zajmując się przygotowaniem czegoś na kolację. A poprzez przygotowanie, miał oczywiście na myśli zamówienie pizzy, kiedy wieczorem jako pierwszy wrócił do mieszkania i napisał swojemu chłopakowi, że już jest na miejscu, prosto z uczelni. Tak tylko, żeby ten nie musiał się o niego martwić.
Już wcześniej ustalili, że wieczorem nie będą nigdzie wychodzić, albo raczej, że Hamlet nie będzie nigdzie wychodził, u Lysa było to już raczej z góry wiadome, bo miło było raz na jakiś czas po prostu spędzić trochę czasu razem, oglądając seriale albo śmieszne filmiki na youtubie.
Wiedział, o której mniej więcej jego chłopak powinien być w domu, więc do czasu jego powrotu wszystko przygotował. Nie, żeby wymagało to specjalnie dużo wysiłku: zamówił pizzę, wyjął z szafki talerze i coś do picia, włączył telewizor, no i dla dopełnienia luźnego nastroju wyciągnął z szafy dwa kolorowe, miękkie koce.
Kiedy wszystko było już gotowe, zadowolony z siebie usiadł na kanapie i ledwo zdążył włączyć telewizor, a usłyszał jak ktoś otwiera drzwi. Była tylko jedna osoba, której się spodziewał, więc obrócił się w stronę wejścia do pokoju i powitał Hamleta szerokim uśmiechem.
– Hej, kochanie – powiedział, przyglądając mu się z pewnym podekscytowaniem. Pomimo tego, że byli parą już ponad dwa lata, Lys wciąż miał to samo wrażenie, że jest beznadziejnie zakochany jak wtedy, kiedy dopiero co się schodzili. Zaczynał nawet sądzić, że to musiało być po nim widać i że Hamlet jest tego bardzo świadomy, ale jakoś w ogóle mu to nie przeszkadzało. – Głodny? W nastroju na romantyczną pizzę? – zapytał, kiwając głową w stronę pizzy na stole. Cóż, miał nadzieję, że tak.
Lys obserwował swojego chłopaka uważnie, starając się zorientować, w jakim Hamlet był dzisiaj humorze. Zdawało się, że w całkiem niezłym, bo już na wejściu się uśmiechnął i nawet przyszedł pocałować go w czoło, co dobrze wróżyło dla reszty ich wspólnego wieczoru. Lysander wyraźnie się odprężył i również sięgnął po kawałek pizzy, biorąc to, że Lottie zaczął jeść za znak, że i on może pójść w jego ślady.
OdpowiedzUsuń– W porządku. Trochę nudno, wiesz, jak to na uczelni, wykłady, wykłady, więcej wykładów… chociaż może to tylko u mnie, bo wiesz, humanistyczny kierunek. Nie mamy żadnych ciekawych laboratoryjnych zajęć, nie żebym sądził, że mógłby wziąć udział chociaż w jednych i nie spowodować żadnego wybuchu – zaśmiał się. – Ach, no i dzwoniła moja mama… – zaczął, ale zawahał się na chwilę, stwierdzając, że może wcale nie powinien o tym wspominać, żeby przypadkiem nie zepsuć im w miarę przyjemnie zapowiadającego się wspólnego wieczoru. Zerknął na Hamleta, starając się wyglądać na kompletnie niewzruszonego. Wiedział, że teraz musiał już dokończyć myśl; inaczej mogłoby to wyglądać, jakby chciał coś przed nim ukryć. – Chciała, żebym przyjechał na obiad w ten weekend czy coś, ale wiesz, powiedziałem jej, że nie pójdę nigdzie bez ciebie. A nie wiem, czy ty miałbyś ochotę na rodzinną kolację – powiedział, wywracając oczami i kontynuując jedzenie pizzy.
Nie widział w tym, że nie chciał przyjeżdżać sam nic dziwnego; po raz kolejny wyjaśnieniem jego zachowania było po prostu zakochanie; gdyby mógł, nie opuszczałby swojego chłopaka na krok, chciał dzielić się z nim wszystkim, co wiedział i wszystkim, co miał, nawet jeśli nie miał zbyt wiele. A jego mama wszystko psuła, na siłę chcąc ich rozdzielić. Nie rozumiał, czemu jej tak na tym zależało.
Zawsze był wdzięczny Lottiemu za to, że mógł z nim mieszkać, więc siłą rzeczy, tak czy inaczej, spędzali razem całkiem sporo czasu, jak na parę przystało i serio, nigdy nie dojdzie do niego, czemu niektórzy jego znajomi albo nawet członkowie rodziny twierdzili, że to niezdrowe. Chyba sami nigdy nie byli zakochani.
– Ale oczywiście zrobimy, co chcesz, kochanie – zapewnił wesoło, bo jemu rzeczywiście było po prostu obojętnie. Ważne, żeby Lottie był zadowolony i żeby wiedział, że jego zdanie zawsze było dla Lysa najważniejsze. – I kiedy chcesz. I jak chcesz. Bo na to zasługujesz – dodał, przysuwając się do niego bliżej i najpierw tylko oparł się o jego ramię, ale zaraz potem zsunął się trochę niżej, żeby wtulić się w jego klatkę piersiową. Odetchnął głęboko, ciesząc się spokojem i bliskością, jakie mu to zapewniało. Tak było mu wygodnie i jego chłopak też chyba nie miał nic przeciwko. Lysander zadarł nawet głowę, żeby na niego spojrzeć i po raz kolejny uśmiechnął się do niego szeroko.
– Och, a tobie jak minął dzień? Mam nadzieję, że nie za stresująco? Bo wiesz, w razie, gdybyś potrzebował jakiegoś małego… albo dużego masażu, to możesz na mnie liczyć – zaoferował, zachęcająco poruszając brwiami. Oczywiście to była tylko propozycja, bo jeśli Lys widział jakikolwiek sposób, w jaki mógłby się przydać Hamletowi, po prostu zawsze się go łapał.
Widział, że jego chłopakowi nieszczególnie podoba się pomysł z rodzinną kolacją i wcale mu się nie dziwił. Jego rodzice, szczególnie ojciec, chociaż matka nie była dużo lepsza, od samego początku mieli jakieś dziwne uprzedzenia w stosunku do Lottiego, twierdzili, że nie jest odpowiednim partnerem dla Lysa, że nie pozwala mu się rozwijać, że ma na niego zły wpływ, po prostu zawsze mieli jakieś ale. Lysandrowi było przykro, kiedy musiał tego słuchać. Nigdy nie chciał wybierać pomiędzy swoim chłopakiem a rodziną, ale to nie Hamlet postawił go przed takim wyborem, odmawiając widzenia się z jego najbliższymi, dlatego Lys zawsze stawał po jego stronie.
OdpowiedzUsuńI nawet teraz, dobrze wiedząc, że to nie będzie najprzyjemniej spędzony weekend, Lottie wciąż zgodził się zobaczyć z jego rodzicami. Wcale nie próbował go izolować, jak to pewne osobowy próbowały mu wmówić, no i był dla niego dobry. Był dobrym partnerem. Lysander to wiedział, bo go znał, i to tak, jak nie znał go nikt inny. To jego Hamlet przytulał przed telewizorem, to jego głaskał po włosach albo gładził po policzku, to do niego czule się uśmiechał i bez wątpienia dla niego przełączył właśnie kanał na dokument o egipskiej władczyni, chociaż pewnie nie leżało to nigdzie u szczytu jego zainteresowań. Właśnie w takich chwilach, momenty, kiedy ich związek bywał trudny i nieidealny i miewali chwile słabości przestawały mieć znaczenie. Co więcej, zaczynał się zastanawiać, czy sobie tych wszystkich problemów po prostu nie wymyślił, albo przynajmniej porządnie nie wyolbrzymił, bo przecież zawsze miał do tego skłonności. Nikt nie był idealny, ale przecież obaj się starali.
– Naprawdę? No dobrze, skoro nie masz nic przeciwko, to zaraz napiszę jej, że przyjdziemy, niech się cieszy – powiedział, uśmiechając się lekko. Zrobiłby to od razu, ale chwilowo było mu za wygodnie, żeby zmieniać pozycję, więc postanowił jeszcze przez chwilę tak pozostać, przytulając się do swojego chłopaka. – Chociaż wiesz już, że moi rodzice… traktują mnie inaczej odkąd powiedziałem im, że jestem gejem. Nie podoba im się nic, co robię, z kim się spotykam… jak często gdzieś wychodziłem, to było źle, bo nie skupiałem się na nauce, jak teraz rzadko gdzieś wychodzę, to też źle, bo przecież nagle tyyle rzeczy mnie omija. Mam wrażenie, że nigdy im nie dogodzę – stwierdził Lys, wywracając oczami. To prawda, jego relacje z rodzicami nigdy nie były najlepsze, ale ostatnio to już w ogóle przechodzili samych siebie. To było trochę frustrujące, nie mógł zaprzeczyć.
– Przynajmniej zawsze mogę dogodzić tobie. Tak myślę, hm? – dodał, unosząc lekko głowę, żeby spojrzeć na swojego chłopaka i się do niego uśmiechnąć. Odetchnął głęboko i w końcu sięgnął po kolejny kawałek pizzy. Lubił takie wieczory jak te, kiedy mogli po prostu pobyć razem i przez chwilę nie przejmować się tym, co będzie jutro.
Lys nie przepadał za długimi rozmowami o swojej rodzinie, bo czuł się wtedy jakby tylko się nad sobą użalał, wiec starał się nie przeciągać rozmów o swoich problemach. Zresztą nigdy nie był tym typem osoby, która lubiła się zwierzać, do tego zawsze trzymał się trochę na uboczu, czuł się inny. Kiedy wyszedł z szafy, myślał, że uda mu się to zmienić, że odnajdzie w sobie jakieś nowe pokłady śmiałości, ale nic podobnego się nie stało, okazało się, że taki już po prostu był. I tak naprawdę było mu z tym całkiem dobrze, bo potem poznał Lottiego i jemu to wszystko wcale nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, on nawet uważał, że przyjaciele Lysandra nie powinni tak często wyciągać go na imprezy, no i miał rację. Oczywiście, on zawsze miał rację.
Westchnął głęboko, spoglądając na swojego chłopaka. Rzeczywiście, żaden z nich nie miał szczególnie dobrej relacji ze swoimi rodzicami. Lysander zawsze musiał radzić sobie z nadopiekuńczością i, nie było co owijać w bawełnę, od jakiegoś czasu również zwyczajnym wścibstwem matki i ojca. Ostatnimi czasy ich nieproszone zaangażowanie w jego życie jedynie się rozwijało i ani trochę mu się to nie podobało. Był w końcu już dorosły i potrafił za siebie decydować; kiedy potrzebował opinii rodziców, nie wahał się zadzwonić, ale dawno tego nie robił, bo usłyszał już aż za dużo ich opinii. Natomiast rodzice Hamleta zdawali się po prostu zostawiać syna samemu sobie i nie przejmować się jego losem, może poza zostawieniem mu pieniędzy. Co z jednej strony było miłe, ale z drugiej wyjątkowo nieodpowiednie. Lys nigdy ich nawet nie poznał, pomimo tego, że spotykał się z Lottim już od kilku lat, co wiele mówiło o ich nastawieniu. I to wszystko chyba tylko potwierdzało, że w życiu należy zachować pewnego rodzaju równowagę, której ich rodzicom zdecydowanie brakowało.
OdpowiedzUsuńCóż, przynajmniej mieli siebie, prawda? Na dobre i na złe, kiedy wszyscy inni zawodzili, Lysander wiedział, że może liczyć na swojego chłopaka. Lottie chciał jedynie jego szczęścia, a to, że nieraz się kłócili, nie miało wielkiego znaczenia. Według standardów Lysa, Hamlet był wyjątkowo blisko ideału i nie potrzebował co do tego żadnej drugiej opinii. Wiedział, czego chce. Wiedział, że go kocha.
– Oczywiście, że nie. Nikt mnie ci nie ukradnie – zapewnił, odwracając się w stronę swojego chłopaka, żeby spojrzeć mu w twarz i uśmiechnął się do niego ciepło. Nigdy nawet nie pomyślałby o nikim innym w taki sam sposób, w jaki myślał o Hamlecie. Miał nadzieję, że jego chłopak wie, że rozumie, że Lysander należy tylko i wyłącznie do niego, no i naturalnie, że odwzajemnia to uczucie. Zawsze zapewniał, że tak jest i nie było powodów, żeby mu nie wierzyć.
Lottie wyglądał na całkiem poważnego, zaborczego, chociaż patrzył na niego z uśmiechem i Lys ten uśmiech odwzajemniał. Trudno było tego nie robić; był zadowolony, kiedy jego ukochany był zadowolony. Rozumiał obawy swojego chłopaka, bo sam również nie czułby się dobrze, gdyby rodzice ukochanego tak wyraźnie za nim nie przepadali, na pewno by mu to ciążyło i przepuszczał, że Hamletowi też to ciąży, tylko nie chce za bardzo o tym rozmawiać. Zamiast tego potrzebował zapewnienia, że Lys nigdzie się nie wybiera i mógł to zapewne dostać. I jeszcze raz, i kolejny, bo mieli przecież zostać razem już na zawsze.
– Wiem – odpowiedział miękko, pochylając się w jego stronę, żeby z czułością złapać jego twarz w dłonie. Pogłaskał go po policzku i przyglądał mu się, lekko przechylając głowę w bok. – Wiem też, że ja kocham cię jeszcze bardziej. To przeznaczenie – stwierdził z pewnością w głosie, po czym zbliżył się, żeby go pocałować.
Zdawał sobie sprawę z tego, że wcześniej zupełnie niepotrzebnie martwił się o reakcję swojego chłopaka na to zaproszenie na obiad u rodziców. Dlaczego miałby się zdenerwować? Wiedział przecież, że Lysander nie zgodziłby się na nic bez konsultacji z nim, wiedział też, że byłby gotowy nigdzie nie pójść, jeśli zdecydowaliby, że tak będzie lepiej. Przekładał ich związek ponad wciąż domagającą się o uwagę rodzinę, bo teraz to Lottie był jego rodziną. O niebo lepszą niż wkurzający ojciec i matka.