1 stycznia 2010

[KP] hard out here for a bitch


Océane Janeston

Ledwie zdążyła przekroczyć magiczną granicę lat trzydziestu, a już w dziwny sposób zaczęły fascynować ją kremy odmładzające na noc i te dzienne, które rzekomo mają wygładzać zmarszczki wspaniałą mocą zawartego w nich kolagenu. Gdyby miała trochę czasu dla siebie, zapewne spędziłaby go w spa, na Bali opalając się z drinkiem z palemką i dobrą książką, albo gdzieś w finlandzkiej łaźni, próbując wypocić z siebie cały ten stres, który zdążył nagromadzić jej się pod skórą i zaczął zapychać pory. Czas zawsze zdawał się być jednak tym, czego nigdy nie miała w nadmiarze, i wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastują, że w najbliższym czasie nic się w tym temacie nie zmieni. Ma niewiele ponad metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, skromną kolekcję szpilek i tytuł honorowego dawcy szpiku, a co najmniej połowa brukowców próbuje przyczepić się do niej z prawie taką samą częstotliwością co brat wiecznie proszący o drobną pożyczkę i równie często obiecujący, że te cztery tysiące, które jest jej winien, odda co do grosza... jakoś tak w przyszłym miesiącu. Ale dopóki jego temat jego hulaszczego życia dominuje coroczne rodzinne spendy, skutecznie wypierając wszelkie wzmianki o tykającym zegarze biologicznym jego siostry, naprawdę, może sobie te pieniądze zatrzymać.


2 komentarze:

  1. Charlie naprawdę lubiła swoją pracę. Wielu z jej znajomych nic tylko narzekało na całe dnie spędzone za biurkiem, bolące plecy i niedobrą kawę z biurowego ekspresu. Nigdy tego nie rozumiała – sama większość dnia spędzała na nogach, śpiesząc się pomiędzy jednym spotkaniem a drugim, jedyne, co ją bolało to stopy od noszenia niewygodnych szpilek (ale to przecież był tylko i wyłącznie jej wybór), no i w jej firmie kawa była całkiem smaczna, co wiedziała, bo zawsze parzyła ją dla wszystkich chętnych, włącznie z sobą. Podejrzewała, że to wszystko sprowadzało się jedynie do sposobu patrzenia na świat: niektórzy widzieli swoją pracę w korporacji jako ludzi zawsze ubranych w te same, stonowane barwy i szereg nigdy niekończących się, takich samych zadań, ona natomiast postrzegała ją głównie jako piękne, błyszczące w słońcu wieżowce i uspokajający, cichy szum wiecznie używanej przez kogoś drukarki.
    Co prawa wciąż była tylko stażystką, ale już nie darmową – nie po to zarywała noce i przesiadywała w uniwersyteckiej bibliotece, pochłaniając książki o finansach i dawaniu z siebie wszystkiego w dużej firmie, żeby po skończeniu szkoły zgodzić się wciąż pracować za nic. Miała dyplom, doświadczenie i szczere chęci do działania, no i, jeśli miałaby być szczera, każda firma powinna być zadowolona z posiadania jej jako pracownicy. Żaden nieodpowiedni komentarz ze strony podstarzałych, wyraźnie zmęczonych życiem przełożonych nie był w stanie zetrzeć uśmiechu z jej twarzy, żadna insynuacja z ust pań na recepcji nie godziła w jej poczucie własnej wartości. Charlotta już dawno rozpracowała cały ten ich system. Korporacja była trochę jak szkoła – należało odnaleźć w niej swoje miejsce, szanując starszych od siebie, ale jednocześnie nie pozwalając im poczuć, że wszystko im wolno.
    Zdawało jej się, że w ciągu pierwszego roku pracy zrobiła naprawdę wiele postępów i pokazała się wszystkim z najlepszej strony, dlatego, kiedy usłyszała, że szefowa, szefowa wszystkich szefów trzeba dodać, chce się z nią widzieć w swoim gabinecie, jej pierwszą myślą było to, że dostanie awans albo podwyżkę, albo najlepiej jedno i drugie. Potem, kiedy jej pierwsza ekscytacja opadła, stwierdziła, że być może było zupełnie odwrotnie, być może powinęła jej się gdzieś noga i dostanie naganę. Ta druga opcja wcale jej się nie podobała; miała wrażenie, że do tej pory dogadywała się z panią dyrektor całkiem dobrze, nawet jeśli ich rozmowy nigdy nie wychodziły poza sprawy czysto profesjonalne. Gdyby rozmawiały o życiu prywatnym, byłoby to chyba zresztą trochę nie na miejscu. Nawet jeśli Charlie nie miałaby nic przeciwko poznaniu jej bliżej.
    Opanuj się, skarciła się w myślach, wkładając kilka dokumentów dotyczących ostatniej transakcji firmy do teczki. Pewnie chce na ciebie nakrzyczeć, a ty się ekscytujesz, że zawołała cię na plotki.
    W każdym razie, tak czy inaczej, musiała stawić się w biurze pani Janeston o wyznaczonej porze, więc upewniła się, że zapuka do jej drzwi równo o drugiej po południu. I tak tez zrobiła. Kiedy usłyszała proszę, weszła do środka, starając się trzymać głowę wysoko i ogólnie prezentować sobą postawę jak najlepszej pracownicy, z lekkim, profesjonalnym uśmiechem na ustach włącznie.
    – Dzień dobry, pani dyrektor. Chciała mnie pani widzieć? – upewniła się grzecznie, podchodząc do biurka kobiety, po czym, oczywiście za jej pozwoleniem, zajęła miejsce na fotelu naprzeciwko niej. Oczywiście, że stresowała się tym, o co może chodzić, ale jednocześnie była podekscytowana, w końcu mogło to być coś jak najbardziej pozytywnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż nie była pewna, dlaczego została wezwana do gabinetu pani dyrektor, ale kobieta nie wyglądała na szczególnie wzburzoną, kiedy ją witała; była za to poważna i profesjonalna jak zwykle. Charlotcie tak właściwie nie udało się niczego wyczytać z jej twarzy i dalej nie wiedziała, czy ma kłopoty, czy też wręcz przeciwnie, powinna przygotować się na jakąś pochwałę. Usiadła na krześle przed biurkiem pani Janeston, która wciąż stała, wpatrując się w jakieś dokumenty. Charlotta zmarszczyła brwi, stwierdzając, że kobieta w sumie wyglądała na trochę rozkojarzoną i nie była pewna, co mogło być tego przyczyną… Ale potem pani Janeston wspomniała o plotkach na swój temat i wszystko stało się trochę bardziej jasne.
    Stażystka od razu również trochę się spięła i odruchowo wyprostowała bardziej plecy, zakładając nogę na nogę i przyjmując poważną pozę, przynajmniej w swoim mniemaniu. Tak, oczywiście, że słyszała o artykule, w którym jej szefowa została oskarżona o molestowanie jednego z pracowników. Całe biuro, wszystkie wydziały, każda osoba w korporacji o tym słyszała i z pewnością wszyscy ten artykuł już czytali, choćby jedynie z ciekawości. Ale nikt (nikt, z kim Charlie o tym rozmawiała w każdym razie, a nie rozmawiała o tym z wieloma osobami, bo nie przepadała za plotkowaniem w pracy) przecież w to nie wierzył. Wszyscy zgadzali się co do tego, że ktoś po prostu był bardzo głodny pieniędzy za milczenie i wycieszenie sprawy, nieważne, czy prawdziwej, albo ewentualne odszkodowania, jakie mógłby dostać za wywołanie podobnego skandalu. Charlotta współczuła jej całej tej negatywnej uwagi, jednak nie rozumiała, dlaczego to właśnie od tego zaczynają rozmowę. Pani Janeston nie sądziła chyba, że ona miała z tym wszystkim coś wspólnego, prawda? Albo być może potrzebowała pracowników, którzy wstawialiby się za nią w jakimś kontr-artykule, który miał oczyścić ją z zarzutów? Czy tak działały media i brukowce? A może to była po prostu rutynowa rozmowa sprawdzająca jej zaangażowanie w funkcjonowanie firmy? Naprawdę nie miała pojęcia, a więc musiała wyglądać na trochę skołowaną, kiedy stosunkowo długo zastanawiała się, co odpowiedzieć.
    – Och, no… no cóż, tak, słyszałam o tym – przyznała dość ostrożnie, bo nie było przecież sensu zaprzeczać. Odchrząknęła trochę nerwowo. – Ale zapewniam panią, że ani ja ani inni członkowie firmy nie wierzą w ani jedno słowo w tym artykule. Ja… przykro mi, że ktoś próbuje wzbogacić się pani kosztem, to p… bezduszne. ¬– Prawie powiedziała popieprzone, co chyba nie byłoby najbardziej profesjonalnym dobrem słów, więc przynajmniej w porę ugryzła się w język i się poprawiła.
    Być może Charlie rzeczywiście była jeszcze po prostu młoda i niedoświadczona i miała za dobre serce, jak to niektórzy zauważali dość złośliwym tonem, chyba po to, żeby ją obrazić, ale krzywda innych naprawdę ją ruszała. Szczególnie, kiedy zdążyła tych innych już trochę poznać i zauważyć, że są porządnymi ludźmi, którzy nie zasługują na to, by być publicznie oczerniani przez jakieś przypadkowe brukowce.
    – Czy… to o tym chciała pani ze mną porozmawiać? Mam jakieś kłopoty? – zapytała w końcu dość niepewnie, bo jeśli miała dostać za coś reprymendę, chyba wolałaby szybko mieć to z głowy. Bo na podwyżkę czy awans, to raczej się nie zapowiadało. Z drugiej strony, nie zrobiła niczego źle, więc jeśli to będzie konieczne, planowała walczyć o swoje.

    OdpowiedzUsuń