1 stycznia 2010

[KP] sweet love illumination




Ἔρως
Eros — rzadziej Amor — grecki bóg pożądania i namiętności seksualnej — według Hezjoda jeden z Protogenoi (bogów pierwotnych) — syn Ereba i Nyks  wedle innych podań jedno z piątki dzieci Afrodyty i Aresa  mąż Psyche  ojciec Hedone  tradycyjnie przedstawiany jako piękny, uskrzydlony młodzieniec  artybutami łuk i strzały, rzadziej delfin lub lew
Ameryka rzeczywiście nie jest przyjazna bogom, i każdy, kto twierdzi inaczej, próbuje albo cię okraść, albo coś ci sprzedać - ostatecznie właściwie na jedno wychodzi, bo jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wyciągniętymi żywcem ze średniowiecznej pieśni wzniosłymi ideałami nie zapłacisz w Walmarcie, a szlachecki rodowód sięgający jedenaście pokoleń wstecz nie ureguluje twojego rachunku za prąd, nawet jeśli bardzo ładnie go poprosisz, w gruncie rzeczy to nawet nie warto, jest chujem i tyle. Bycie Chińczykiem co roku składającym ofiarę zmarłej przed jego narodzinami prababci jest dziś najzwyczajniej w świecie nieopłacalne, w czasach, w których każdy martwi się o czubek własnego nosa i własną kieszeń, bo wiecie jak to mówią, jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą dupę, i tyle. Świat idzie do przodu i tylko babcie moherowe wciąż siedzą w bujanych fotelach, narzekając na dzisiejszą młodzież i dziergając na drutach swetry dla od dawna dorosłych już wnuczków, którzy tylko wepchną gryzące cholerstwo w najgłębszy kąt szafy, a dwie godziny później nie będą już nawet pamiętali o jego istnieniu. Trzeba podążać z duchem czasu, dostosowywać się, zmieniać, jeśli chce się przeżyć, a nie istnieć w stanie wegetatywnym gdzieś na samym skraju społeczeństwa, tam, gdzie nikogo nie będzie się już obchodzić.
Mówi o sobie "neutralny", ale szczerze, gdyby tylko to wszystko wyglądałoby inaczej, już dawno piłby piwo z Technoboyem. Sęk w tym, że nie wygląda. Bezpieczniej jest zająć się swoimi sprawami i dumnie prezentować środkowy palec każdemu, kto spróbuje namówić go na zmianę strony. W końcu każdy dba tylko o własne zaplecze; a man who fights for causes worthy of a fool, a poza tym... czy pożądanie w ogóle może się kiedyś przeterminować?

Elias Vema — 17 II 1988 — właściciel Bramy Isztar — w Sacramento raz na miesiąc — na stałe w Los Angeles — miłośnik podróży, szczególnie zagranicznych — algolagnia (sadomasochizm) w niezbyt ekstremalnej odsłonie — kontrola i manipulacja cudzym libido — Latte — do bólu neutralny — imię używane przez Homera jako rzeczownik oznaczający pragnienie posiadania czegoś, czego się nie ma, i wiążący się z tymże brakiem ból — wyobrażenia z VII-VI wieku BC i te pochodzące z poezji Safony najbliższe rzeczywistości — odrobinę chwiejny emocjonalnie — ładna twarz skutecznie maskująca wybuchowy charakter i naturalną skłonność do okrucieństwa — cicha woda

4 komentarze:

  1. Ikelos zdawał sobie sprawę z tego, że dostanie to, na co miał ochotę. Rzadko było inaczej… choć czasem musiał bardzo się postarać albo ładnie poprosić, temu nie przeczył. Z uśmiechem podniósł z łóżka butelkę lubrykanta rzuconą tam przez Erosa i przyjrzał jej się powoli, uważnie, po czym dość bezceremonialnie rozerwał opakowanie, tak dla lepszego i szybszego dostępu, który z pewnością zaraz będzie im potrzebny. Naprawdę nie przyleciał do Los Angeles jedynie z myślą o pójściu z Erosem do łóżka, ba, nie było to nawet pierwsze i najważniejsze, co skłoniło go do zarezerwowania biletów, ale teraz, gdy cała sprawa z szantażem była chwilowo załatwiona, mógł przecież pozwolić sobie na zmianę priorytetów.
    Z drugiej strony musiał przyznać, że już od jakiegoś czasu priorytetem był dla niego kochanek i wszystko, co miało jakąkolwiek szansę go zadowolić, ale zbywał to jako pewnego rodzaju oczywistość niewymagająco dalszych przemyśleń. Pewnie, że mu zależało, pewnie, że był zaangażowany w ten związek, pewnie, że nawet myśl o Erosie pieprzącym się z kimś innym uwierała go gdzieś w piersi w nieznajomy dotąd sposób… ale nie mógł przecież tak po prostu mu czegoś takiego powiedzieć, prawda? Prawda? Nawet jeśli, teraz na pewno nie byłaby to odpowiednia chwila. Nie kiedy pod czujnym spojrzeniem swojego kochanka czuł się jak podsunięte mu pod sam nos danie oczekujące na jego aprobatę. I nie miał nic przeciwko temu uczuciu, właściwie to zawsze mu się ono podobało, zawsze z podekscytowaniem wypatrywał znajomego błysku w oku Erosa, który zdradzał, że podoba mu się to, co widzi.
    – Mm, bardzo gorąco – potwierdził, teatralnie wachlując się dłonią dla potwierdzenia swoich słów. – Aż będę musiał się jeszcze bardziej rozebrać – dodał, wcale nie brzmiąc na zmartwionego podobną ewentualnością.
    Eros również nie był zmartwiony, właściwie to był bardzo niezmartwiony i chętny, żeby pomóc mu z dalszym rozbieraniem. Pochylił się do niego i Ikelos poczuł jego dłoń zręcznie zajmującą się odpinaniem mu spodni. Czuł, że i tym razem uzyskał tę aprobatę, na którą tak czekał i zadowolony z takiego obrotu spraw położył rękę na jego karku, żeby przyciągnąć go jeszcze trochę bliżej siebie. Wystarczająco blisko, żeby ich usta wreszcie spotkały się w głębokim, powolnym pocałunku. Nie pierwszym i nie ostatnim pocałunku, to było pewne, a jednak Ikelosowi nagle rzeczywiście zrobiło się naprawdę gorąco.
    – Jeszcze nigdy nie pieprzyłem się w burdelu. Kto by pomyślał, że zacznę od szefa – wymruczał, wciąż jeszcze dotykając jego ust, gdy mówił. Nie pozostawał mu dłużny i już po chwili zsunął dłoń z jego karku na plecy, bok i tors, pod jego koszulę, przeciągając każdy dotyk, ale jednocześnie nie kryjąc swojego oczywistego zamiaru dobrania się do spodni kochanka. Żaden z nich nie potrzebował już ubrań i trzeba było się tym szybko zająć. –… i na szefie skończę – dodał ciszej, ale trochę bardziej zaczepnie, z jakiegoś powodu czując potrzebę, aby podkreślić, że tak naprawdę nie interesuje go żadne inne pieprzenie w burdelu.
    Plotki natomiast miał wielką ochotę jedynie podsycić. Nie tyle chciał podważyć biznesową pozycję Erosa, nie, to wcale nie brzmiało dobrze, po prostu chciał, żeby ludzie wiedzieli i żeby mu zazdrościli. Bo naprawdę było czego zazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ikelos uśmiechnął się pod nosem, słysząc słowa Erosa. Osobiście niedoświadczony było ostatnim słowem, jakim sam by się określił i nie wątpił, że i drugi bóg był tego bardzo świadomy. Nie mógł również zaprzeczyć, że bycie nazywanym skarbem przez Erosa jakoś wcale mu nie przeszkadzało. Nawet, jeśli to był tylko żart, a pewnie był, Ikelos czuł się mile połechtany.
    – Mhm, jasne, jestem praktycznie prawiczkiem, założę się, że pomożesz mi coś z tym zrobić – wymruczał z nieukrywanym rozbawieniem.
    Eros rzeczywiście nie tracił czasu i dość dobitnie pokazał mu, czego chce, własnoręcznie upewniając się, że dłoń Ikelosa znajdzie się na jego pośladku. Wykorzystał tę okazję, żeby bezpardonowo złapać go za pośladki obiema dłońmi i ścisnąć, przyciągając go do siebie aż zgrabnie otarli się o siebie biodrami. Ikelos czuł, jak zdradliwy rumieniec, nie wstydu, ale ekscytacji, powoli wpływa mu na policzki.
    Czasem zastanawiał się, czy to całe przyjemne gorąco, które czuł za każdym razem, kiedy Eros go dotykał i które z biegiem czasu zdawało się tylko przybierać na sile, i to podniecenie, które wręcz śmiesznie trudno było mu kontrolować, były w jakiś wysublimowany sposób sprawką boga miłości i namiętności seksualnej, czy też cały ten pociąg rzeczywiście wychodził tylko i wyłącznie od Ikelosa, bo tym razem po prostu wpadł po uszy. Osobiście stawiał na to drugie. I wcale nie miał zamiaru z tym walczyć.
    Rzadko nazywał to, co do kogoś czuł miłością czy zakochaniem, ale niektóre aspekty jego związku z Erosem naprawdę trudno było wyjaśnić w jakikolwiek inny sposób. To, jak za nim tęsknił, kiedy się długo nie widzieli, a poprzez długo miał najwyraźniej na myśli kilka dni, i to, jak myśl o tym, że nie tylko on widywał Erosa takiego jak teraz, podnieconego i chętnego, uwierała go gdzieś głęboko w… sercu? No i oczywiście, to, że myślał o swoim sercu w takim momencie. To musiało coś znaczyć.
    Jeszcze raz gładko przesunął dłońmi po pośladkach Erosa, po drodze zahaczając o jego bieliznę i ściągnął mu ją mniej więcej do połowy ud; najdalej jak mógł, nie zmieniając pozycji.
    Jego ręce powoli znalazły się z powrotem na plecach boga, a potem dość gwałtownie złapał go za biodra i z siebie zrzucił, przewracając go na plecy. Korzystając z elementu zaskoczenia, albo raczej z tego, że Eros mógł mu przeszkodzić, ale tego nie zrobił, Ikelos pochylił się nad nim, spojrzał na niego wyzywająco i z dumnym z siebie uśmiechem dokończył ściąganie mu bielizny.
    – Tak lepiej – powtórzył jego wcześniejsze słowa z zadowoleniem. Gapił się i wiedział, że się gapi; wiedział też, że to tylko podbudowuje już i tak przerośniętego ego Erosa, ale nie mógł nic na to poradzić. Podejrzewał, że to ludzkie powiedzenie, że ktoś wygląda jak młody bóg musiało być wzorowane właśnie na Erosie; na jego idealnej cerze, mięśniach delikatnie rysujących się pod skórą i ponętnym uśmiechu.
    – Tak z czystej ciekawości, jak grube macie tu ściany? – zapytał, łapiąc go za uda i przyciągnął go do siebie, układając się wygodnie pomiędzy jego nogami. – Mam nadzieję, że niezbyt grube – przyznał, pochylając się nad jego biodrami i powoli, leniwie wycałował sobie drogę z jego podbrzusza do wewnętrznej strony jego uda, gdzie bez ostrzeżenia przyssał się do delikatnej skóry z dość oczywistym zamiarem zostawienia mu tam malinki. Och, no co, chyba im się nie śpieszyło?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ikelos podniósł głowę i spojrzał na Erosa, unosząc brwi po jego komentarzu o dźwiękoszczelnych ścianach, po czym z premedytacją klepnął go w udo; lekko, bardziej żartobliwie niż cokolwiek innego, ale to wystarczyło, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
    – Za niecierpliwość – wyjaśnił z uśmiechem, jakby właśnie przez to był zupełnie usprawiedliwiony w swoich czynach, bo i tak właśnie się czuł.
    Mimo wszystko podniósł się trochę i usiadł pomiędzy nogami Erosa, po czym dość sprawnie pozbył się własnych spodni i bielizny, które zrzucił gdzieś za łóżko, no i jakby nie patrzeć, teraz byli kwita. Tak samo nadzy i tak samo – czyli coraz bardziej – podnieceni. Powinien już chyba przestać tak bardzo ekscytować się tym, że widzieli się nawzajem bez ubrań, bo nie był to pierwszy i na pewno nie ostatni raz, ale to zawsze było silniejsze od niego; może tym razem mógł po części zwalić to wszystko na osobliwe, ale całkiem stymulujące okoliczności, w jakich się znaleźli – chwilę przed seksem, w samym środku burdelu. Tak, zdecydowanie coś w tym było.
    – Tak lepiej, szefie? – zapytał, na wpół poważnie, na wpół tylko się z nim drocząc, ale nie miał zamiaru zrezygnować z tego, do czego tak przyjemnie przed chwilą zmierzał, więc z powrotem pochylił się nad Erosem, tym razem wyżej, nad jego twarzą, jedną ręką podpierając się o poduszkę zaraz obok jego głowy.
    – Najpierw to ja dopilnuję, żeby wszyscy usłyszeli ciebie w samej recepcji – wymruczał praktycznie w jego usta. Był tak blisko, że przez chwilę oddychali tym samym powietrzem i ich wargi się o siebie otarły, ale Ikelos nie pokonał tych ostatnich dzielących ich milimetrów i go nie pocałował. Zamiast tego wciąż pozostawał blisko, a jego wolna ręka wręcz drażniąco powoli powędrowała wzdłuż ciała kochanka, przez jego klatkę piersiową, brzuch i podbrzusze, aż w końcu pewnie owinął palce wokół podstawy jego penisa i uśmiechnął się do samego siebie, kiedy Eros westchnął mimowolnie. Schlebiało mu to.
    To prawda, odkąd zaczęli ze sobą sypiać, Ikelos stał się tylko pewniejszy siebie, jeśli chodzi o seks. Nie, żeby wcześniej miał kompleksy pod tym względem, ale romans z bogiem namiętności seksualnej miał to do siebie, że trochę podnosił samoocenę. Do tego, w łóżku Eros był raczej głośny i lubił wyraźnie dawać znać, co mu się podoba, a co nie, co według Ikelosa było jedną z jego najseksowniejszych cech. Uwielbiał to podniecające uczucie robienia czegoś dobrze, kiedy wyraźnie czuł, jak erekcja jego kochanka domaga się dalszej uwagi z każdym powolnym ruchem jego dłoni. Oczywiście, Eros nie był w swoim podnieceniu osamotniony, ale to na nim skupiała się teraz większość uwagi, bo Ikelos wreszcie zdecydował się jednak go pocałować. Ten pocałunek nie miał w sobie nic z delikatności ani niewinności; był gorący i namiętny i niedbały i nabierał tempa wraz z ręką Ikelosa wciąż zajętą Erosem. Aż w końcu stwierdził, że na początek tyle droczenia się wystarczy i po prostu przestał, podnosząc się trochę, żeby spojrzeć swojemu kochankowi w twarz.
    – Chyba minąłem się z powołaniem. Powinieneś mnie tutaj zatrudnić – powiedział, oddychając ciężko i uśmiechnął się, widząc, jak Eros marszczy brwi, wyraźnie niezbyt zadowolony z podobnej perspektywy. – Jako swoją prywatną dziwkę – uściślił bez zająknięcia. Nie, żeby w pewnym sensie już teraz nie był dokładnie tym… i nie, żeby mu się to nie podobało.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie musiał zgadywać, czy Erosowi podobało się to, co robili. Chyba właśnie to było jednym z najprzyjemniejszych aspektów całego ich romansu; jeśli Eros wprost nie mówił, czego chce, załatwiał wszystko językiem ciała, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Być może Ikelos znał go już po prostu na tyle, że żadne niezadowolone westchnienie albo wyzywające przygryzienie wargi nie pozostawało niezauważone. W końcu jako artysta miał oko do detali i nie wahał się z tego korzystać. Raczej nie określał nikogo swoją muzą, ale ostatnio coraz naturalniej przychodziło mu myślenie o Erosie właśnie w ten sposób. To musiało coś znaczyć.
    Przepadał za tymi momentami, kiedy Eros się z nim droczył. Nawet gdy już się trochę niecierpliwił, nie potrafił przepuścić okazji do zasugerowania, że Ikelos równie dobrze mógłby być jego niewolnikiem i w jakiś sposób było to niezwykle ujmujące. Ikelos nie mógł nawet temu zaprzeczyć, mógł się tylko uśmiechnąć z pewnego rodzaju dumą; może i był jego niewolnikiem, może chciał nim być. Może był już trochę zbyt zaangażowany, emocjonalnie i nie tylko, w ten związek, ale nie chciał, żeby to się zmieniało. Myśl, że obaj dali się już trochę ponieść i zostali, czy chcieli to przyznać czy nie, parą, całkiem mu się podobała. W przeszłości najczęściej był zbyt zajęty szeroko pojętą sztuką, żeby mieć czas na związki, ale ostatnio powrót do starych nawyków coraz mniej go pociągał. I wprost proporcjonalnie do tego, zostanie z Erosem na dużo dłużej, niż początkowo planował, pociągało go coraz bardziej. Tak samo, jak i sam Eros, on też był tylko coraz bardziej pociągający.
    Ikelos wciąż często gubił się w swoich własnych myślach i emocjach, szczególnie kiedy byli tak blisko, kiedy jego kochanek go całował, prężył się i nadstawiał mu się ostentacyjnie, jakby chciał sprowokować go do dalszego działania. Wyglądał tak atrakcyjnie i uśmiechał się tak szeroko i bezwstydnie, że Ikelos nie potrzebował dalszej zachęty.
    – Ja, zaniedbany? W łóżku z bogiem seksu? – zapytał z teatralnym wręcz niedowierzaniem, z powrotem pochylając się nad Erosem, który w międzyczasie postanowił po prostu ułożyć się wygodnie na plecach.
    Ikelos nie miał zamiaru go zawieść, w końcu nie musiał długo głowić się nad tym, czego jego kochanek mógłby teraz chcieć. Sięgnął do szafki obok łóżka, z której zgarnął przezornie zostawioną tam buteleczkę lubrykantu. Osobiście uważał, że odpowiedni czas na drażnienie się jest praktycznie zawsze, ale jednocześnie nie chciał, żeby jego kochanek dalej się niecierpliwił, szczególnie po tym, jak gotowy do działania już był. Ikelos chciał jedynie jego podniecenie jeszcze podsycić, przesunął się w dół jego ciała i ułożył się wygodnie pomiędzy jego nogami.
    – Nie wiem, czy wiesz, ale przyjemność zawsze jest po mojej stronie – zapewnił, przelotnie przygryzając dolną wargę i wylał sobie na dłoń trochę lubrynaktu. Już praktycznie słyszał Erosa komentującego, że powinien znaleźć jakieś lepsze zastosowanie dla swoich niezamykających się ust niż gadanie, ale cóż mógł powiedzieć, lubił mieć ostatnie słowo. Od razu delikatnie przesunął ręką po wewnętrznej stronie uda Erosa, naturalnie w kierunku jego krocza. Tym razem jednak z premedytacją ominął jego twardego już penisa i zamiast tego sięgnął pomiędzy jego pośladki.
    – Nie chciałbym ci zepsuć wizerunku, skarbie, z tobą nie da się być zaniedbanym – westchnął, powoli wkładając w niego dwa palce i rozkoszując się delikatnym rumieńcem wpływającym Erosowi na policzki i rozlewającym się po jego torsie. Doskonale wiedział, że nie miało to nic wspólnego z zawstydzeniem, lepiej, było mu dobrze, gorąco. Tak, jak powinno. – Tęskniłeś, hm? – wymruczał z zadowoleniem, poruszając palcami i pochylił się, żeby złożyć na jego podbrzuszu kilka długich, mokrych pocałunków. Ikelos zdecydowanie tęsknił.

    OdpowiedzUsuń