5 listopada 2010

[KP] allons enfants de la Patrie


h o l d e n   l a p o i n t e
Francja jest jak przeciwieństwo Kanady - ciepła, pełna lawendy i wrzosów, wypełniona winem i serami. Ludzie zupełnie nie przypominają Kanadyjczyków, zwyczaje zresztą też nie. To drobne rzeczy, zauważane w drobnych codziennych czynnościach, ale czasem wciąż sprawiają, że ma ochotę spakować walizkę i wrócić na rodzimy kontynent, do rodzimego Toronto i jego lodowatych wiatrów hulających nawet pod najcieplejszą zimową kurtką. Może kiedyś to zrobi. Ale na pewno nie teraz, jeszcze nie dziś, nie, kiedy w domu czeka na niego żona, dwie córki i kot, który od zawsze go nienawidził, a obrączka ślubna na palcu ciąży bardziej, niż chciałby przyznać.
Kiedyś. To takie jego magiczne zaklęcie, słowo klucz. Choć może nie znalazł jeszcze drzwi, które by otwierało.


3 komentarze:

  1. Od kiedy tylko przyjechał do Rues de Colmar, ciągnąc za sobą walizkę prawie że większą od niego samego i kurczowo trzymając się przewieszonej przez ramię torby transportowej, w której niecierpliwił się już jego kot (nie mógł go przecież zostawić a Paryżu…), starał się nie rzucać w oczy. Co okazało się trudniejsze niż przypuszczał – już jego srebrny, sportowy samochód (który wciąż spłacał, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć) tutaj zdawał się wzbudzać większą sensację niż w Paryżu, no i szybko okazało się, że wieść o tym, że w mieście jest jakiś aktor, zaczęła się trochę roznosić. Czasem ktoś zaczepił go na ulicy i poprosił o zrobienie sobie z nim zdjęcia, dużo rzadziej jakaś pojedyncza osoba poprosiła go o autograf. Do tego, co najdziwniejsze, zdawało się, że większość nie wie o skandalu, w jaki niedawno się wplątał, albo po prostu nikogo to nie obchodziło. Nie spotkało go nic gorszego od kilku nieprzychylnych spojrzeń, kiedy robił zakupy w miejscowym markecie, ale to z kolei mogło mieć też coś wspólnego z trzema dużymi słoikami nutelli, które miał wtedy w koszyku.
    Jego największym krytykiem była chyba jego własna matka – najwyraźniej była oburzona jego hulaszczym trybem życia i dała mu nawet do zrozumienia, że gdyby przedstawił jej jakiegoś miłego młodzieńca zamiast uroczej dziewczyny, to by nawet nie mrugnęła, ale chyba do reszty zwariował, ganiając za żonatymi facetami. Clement tak naprawdę nie mógł się z nią nie zgodzić i chociaż jak zwykle starał się obrócić to wszystko w żart, to z jego mamą takie numery nie przechodziły. Był zmuszony usiąść z nią i porozmawiać od serca, obiecując, że postara się poprawić swoje karygodne zachowanie.
    No i naprawdę się starał, ale to nie znaczyło, chyba że nie mógł się trochę zabawić, prawda? Wybrał się na imprezę tylko dwa razy, jedynie po to, żeby sprawdzić, jaka atmosfera panuje w tutejszych klubach, no i tak jakoś wyszło, że za drugim razem poznał Holdena. Niby nie powinien nawet myśleć o żadnych związkach, szczególnie po swoim ostatnim skandalu, ale skończył w mieszkaniu poznanego wtedy znajomego i nawet został na śniadanie. A potem, kilka dni później, przyszedł na kolację i tak jakoś wyszło, że te spotkania zaczęły wchodzić mu w nawyk. Miał chyba jakąś dziwną słabość do starszych od siebie facetów, którzy swoje życie zawodowe mieli już ułożone. Może po prostu na rękę było mu to, że prawdopodobnie nie będą wiedzieć, kim jest, bo Clemmie randkował kiedyś ze swoimi fanami i raczej nie miał zamiaru tego powtórzyć. W sumie, jak tak teraz o tym myślał, to było aż dziwne, że jego orientacja nie wyszła na jaw wcześniej właśnie przez spotykanie się z fanami.
    W każdym razie, większość dni spędzał na odprężaniu się w domu albo przechadzkach po mieście, ewentualnie odpowiadaniu na służbowe maile, w tym korespondowaniu z Alem, który przekazywał mu najnowsze propozycje ról. Z jakiegoś powodu wyglądało na to, że im dłużej nie udzielał się w mediach, tym bardziej wszyscy byli nim zainteresowani.
    A jemu było w Rues de Colmar całkiem dobrze, dlatego nie miał zamiaru jeszcze wracać. Trochę chodziło o ten jego związek z Holdenem, ale nie chciał tego głośno przyznać. Nawet wtedy, kiedy znów złapał się na tym, że pisał do niego z pytaniem, o której kończy zajęcia, bo trochę się za nim stęsknił. I kiedy otrzymał odpowiedź, że o wpół do czwartej, wpadł na pewien pomysł. Trochę impulsywny, ale… kilka minut po trzeciej wsiadł do auta i podjechał pod szkołę, w której pracował Holly. Po prostu chciał zrobić mu niespodziankę, to chyba nic złego? Na pewno nie, on by się ucieszył, gdyby zobaczył go pewnego razu u siebie w pracy, więc zakładał, że będzie to odwzajemnione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedział, pod którą salą dokładnie powinien czekać, dlatego zaczepił jedną z uczennic wychodzących ze szkoły i zapytał ją, czy wie, gdzie pan Lapointe ma zajęcia, bo ma do niego sprawę. Ta podała mu numer sali, a potem konspiracyjnym tonem zapytała go, czy jest tym Clementem. Clemmie pokiwał głową i zrobił sobie z nią zdjęcie, a potem, odprowadzany zaciekawionymi spojrzeniami innych studentów, wszedł do szkoły. Kiedy wreszcie dotarł pod odpowiednią klasę i usiadł na ławce przy ścianie, rozmawianie z wciąż podchodzącymi do niego uczniami tak go zajęło, że stracił rachubę czasu i nie zauważyłby nawet Holdena, gdyby nie usłyszał nagle jego głośnego chrząknięcia.
      – Holly, hej! – powiedział z uśmiechem, podnosząc na niego wzrok. – Ach, twoi uczniowie są naprawdę mili, właśnie sobie… plotkowaliśmy – oznajmił, ostanie słowo dodając już trochę bardziej niepewnie i uśmiech powoli zszedł mu z twarzy, bo coś w spojrzeniu Holdena mówiło mu, że absolutnie nie powinno go tu być. Głośno przełknął ślinę. – Zły dzień? – spróbował, starając się wyglądać na skruszonego.

      Usuń
  2. Holden wyraźnie nie był zadowolony, że go widzi. Już samo spojrzenie, jakie mu posłał nie wróżyło niczego dobrego. Clement nie potrafił ukryć faktu, że czuł się tą reakcją trochę dotknięty, szczególnie, że według siebie samego nie robił absolutnie nic złego – przyszedł się tylko przywitać, zobaczyć, gdzie Holly pracuje i tak dalej. To przecież nie tak, że biegał po szkolnych korytarzach, rozpowiadając, że ze sobą sypiają, nie chciał zaszkodzić jego reputacji ani go zirytować. Samo to, że się znali, a Clemmie brał ostatnio udział w małym skandalu nic jeszcze przecież nie znaczyło. Może byli kuzynami. Dalekimi kuzynami. Właściwie to nastawienie Holdena całkiem pasowałoby do tego wygodnego kłamstwa, bo brzmiał trochę jakby jakiś irytujący członek rodziny złożył mu niezapowiedzianą wizytę, która zrujnowała mu plany na resztę dnia. A jednak tak się składało, że Clement wiedział, że nauczyciel owszem, ma plany, ale z nim. I tak mieli się spotkać, wyskoczyć coś zjeść, spędzić miło popołudnie.
    – Byłem w okolicy, więc stwierdziłem, że wpadnę, skoro i tak zaraz kończysz pracę – skłamał gładko, jakby wcale nie był nadgorliwy, jakby wcale nie ubrał się i nie wyszedł z domu tylko i wyłącznie po to, żeby zobaczyć swojego kochanka trochę szybciej niż już to mieli zaplanowane. Nie wiedziałem, że aż t a k się ucieszysz, chciał dodać z przekąsem, ale się powstrzymał. Wiedział, że nie prowadziłoby to do niczego dobrego, a starał się ostatnio przestać wiecznie robić z wszystkiego problemy.
    – Nie chciałem przeszkadzać – zapewnił zamiast tego, w pewnym sensie autentycznie skruszony, bo nie przyjechał przecież, żeby rozpocząć jakikolwiek konflikt, wręcz przeciwnie. Jego ekscytacja zdecydowanie opadła, bo cóż, zdawał się mieć talent do psucia wszystkiego, szczególnie, jeśli w grę wchodziły uczucia.
    Nie sądził jednak, żeby to było najodpowiedniejsze miejsce na tę rozmowę, bo ciekawi rozwoju sytuacji uczniowie (okej, w większości uczennice) wciąż ich otaczali, mieli więc ograniczoną ilość tematów, jakie mogli tutaj poruszyć. Wcześniej nie wziął tego pod uwagę, ale to dlatego, że nie sądził, że w ogóle zajdzie potrzeba przeprowadzania jakiejkolwiek poważnej rozmowy poza krótkim powitaniem na szkolnym korytarzu.
    Oczywiście po chwili refleksji nad całą tą sytuacją stwierdził, że może rzeczywiście nie powinien był przychodzić, albo powinien był przynajmniej poczekać w aucie, cokolwiek, co nie zirytowałoby Holdena. Wciąż nie rozumiał, dlaczego Holly zdawał się aż tak niezadowolony z obrotu spraw, ale pewnie miał swoje powody. I pewnie już niedługo mu je przedstawi. Clemmie nie był zbyt podekscytowany tą perspektywą, ale na tym etapie nie mógł już nic poradzić. Był na miejscu. Pogadał sobie z kilkoma uczennicami, zrobił z nimi zdjęcia. Stało się.
    – Poczekać na ciebie na zewnątrz? – zapytał, starając się brzmieć na jak najmniej przejętego i przedstawić jakieś w miarę bezkonfliktowe wyjście. Wciąż mógł w końcu po prostu sobie pójść i wrócić do auta, gdzie poczekałby na Holdena i wykład, jaki z pewnością od niego usłyszy, pewnie coś o naruszaniu granic i nachodzeniu go w miejscu pracy. Oczywiście zawsze istniało takie prawdopodobieństwo, że zamiast tego usłyszy, że powinien po prostu wrócić do domu, bo Holly nigdzie z nim nie idzie, ale taka reakcja naprawdę nie pasowała mu do mężczyzny. Chociaż być może znał go jeszcze zbyt krótko, żeby cokolwiek przewidzieć.

    OdpowiedzUsuń