22 marca 2014

[KP] Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu

Alexander Weaver
18 lat wilk z Atheygal  pan kapitan  teleportacja na niewielkie odległości   doskonałe oko, celność, spryt i zwinność  wielbiciel samotnych długich spacerów i biegów do miejsc, z których ma widok na cały świat  paniczny strach, który ciężko mu pokonać  miłośnik przyrody tej ożywionej i nieożywionej  za ciastem czekoladowym pójdzie wszędzie  ranny ptaszek  z wiedzy interesuje go tylko demonologia, żeby mógł poznać słabe strony przeciwnika

69 komentarzy:

  1. — Felicity Rose… — zaczął ojciec, doktor Philip Caelum, który przywiózł córkę do Atheygal przed największym tłumem, wyliczając, że w ten sposób uniknie kolosalnych korków, kiedy będzie wracać do domu.
    — Tato. — Przesunęła spojrzeniem po naukowo wyrachowanej twarzy ojca, skupiając wzrok przy grubych okularach w czarnych oprawkach, kiedy słońce liznęło nachalnie szkło.
    — Pamiętaj o tym, żeby nie ściągać rękawiczek — powiedział pouczająco, po czym przyciągnął córkę do siebie i zamknął w swoich ramionach, gładząc delikatnie jej plecy. — I poprowadź Sowy do zwycięstwa.
    — Wiem, tato, nie musisz się o to martwić — mruknęła i objęła go mocno, wdychając jego ciężkie perfumy. Zawsze pachniał cynamonem i cytryną. — I uwierz, że o niczym innym nie marzę. W tym roku wniesiemy się naprawdę wysoko!
    Zaśmiała się dźwięcznie, ucałowała głośno policzek ojca i odsunęła się wolno, obdarowując mężczyznę swoim szczerym uśmiechem.
    — Jestem z Ciebie dumny, panno Caelum — dodał, odwracając się chwilę później.
    Felicity odprowadziła go wzrokiem do kupionego niedawno białego Chevroleta, którego ojciec nazywał pieszczotliwie Chevie, i pomachała w jego stronę energicznie, gdy wsiadł za kierownicę.
    Schwyciła za walizkę i przeszła przez plac, zostawiając swoją walizkę przed Salą Główną. Rozejrzała się wokół, czując to pęczniejące w klatce piersiowej uczucie rywalizacji. Atheygal miało w sobie to coś, czego nie umiało się jednoznacznie nazwać, bo miało się wrażenie, że mury tej szkoły ożywiały coraz bardziej z kolejnym uczniem, prezentując swoje cegły w najlepszy sposób.
    — Ruda! — Agnes Obel rzuciła się w stronę przyjaciółki i uwiesiła się po jej szyi, śmiejąc się głośno. — Tak dawno Cię nie widziałam! Myślałam, że już zostaniesz w laboratorium ojca.
    — Agnes, dobrze wiesz, że nie lubię jak tak do mnie mówisz — mruknęła, obejmując dziewczynę i posyłając jej niezadowolone spojrzenie.
    — Przepraszam. — Zaśmiała się cicho, marszcząc przy tym swój idealny nos. Złapała mocno ramię Felicity i pociągnęła za sobą. — Więc? Opowiadaj! Pracowałaś z ojcem…
    — Tak — przerwała jej i wzruszyła delikatnie ramieniem. — Nie nauczyłam się jednak zbyt wiele, Agnes. Mikrobiologia nie jest dla mnie, i ojciec chyba też w końcu to zrozumiał.
    — Biedny Philip Caelum! — zawołała, drocząc się z przyjaciółką. — Mniejsza z tym, Felicity. Zapomnij o tym, co robiłaś w wakacje, i lepiej powiedz, czy widziałaś już jak bardzo seksowny zrobił się kapitan wilczków.
    — Co? — Parsknęła śmiechem. — Daj spokój. Nie zapominaj o tym, że to nasz wróg. Rywalizujemy ze sobą. I raczej wolałabym, żebyś nie romansowała z żadnym z wilków.
    Felicity zawsze upominała sowy o tym, że wchodzenie w związek z jakimś wilkiem nie kończył się zbyt dobrze, przypominając o tym, że w Atheygal liczy się jedynie zwycięstwo.
    — Witamy ponownie w murach Atheygal. Uczniowie proszeni są o pozostawienie swoich bagaży przed Salą Główną i ustawienie się w rządku wedle domów — wilki po prawej, sowy po lewej, poczynając od kapitanów. Sala zostanie otwarta za kilka minut.
    Caelum wyciągnęła rękę w górę i spojrzała po uczniach, uśmiechając się jak polityk w spocie reklamowym. Sowy ustawiły się w szeregu bez zbędnych rozmów, obliczając idealną odległość od jednej pary do drugiej.
    Felicity wyprostowała się mocno, zawinęła kosmyk włosów za ucho i ruszyła przodem, niemal stykając się ramieniem z Alexandrem Weaverem, który prowadził swoich. Gdyby ktoś zapytał ją o to, co różniło sowy od wilków — powiedziałaby jedynie, że sowy są mądrzejsze, choć czasem wataha tych wysportowanych, wysokich chłopców i pięknych, szczupłych dziewczyn potrafiła się obronić. W tym roku miało być inaczej. Felicity pragnęła pogrążyć stado i pozwolić swoim ptakom wznieść się wyżej niż poprzednio.

    OdpowiedzUsuń
  2. Felicity zawsze prezentowała się nienagannie. Perfekcyjnie wyprasowany mundurek, spięte wysoko w górze rude włosy i skórzane rękawiczki, ściśle przylegające do skóry — specjalnie dla niej zrobione, tłumiące jakiekolwiek czucie w dłoniach. Było to koniecznie z racji tego, że najmniejsze dotknięcie kogokolwiek skończyłoby się dla tej osoby obrzydliwie boleśnie.
    Słyszała jak Sowy milczą i uśmiechnęła się pod nosem. Sowy zawsze były inteligentne, ciche i nie sprawiały żadnych problemów. Felicity pękała z dumy i zawsze chętnie pomagała każdemu ze swojej ptasiej rodziny. Zazwyczaj były to problemy związane z wyciekiem danych z serwerów NASA czy atakiem hakerów — bo właśnie takimi sprawami zajmowały się Sowy. Wykorzystywały swoje umysły do tego, żeby być o krok przed innymi, stając się cichymi bohaterami za komputerem, przechwytując ważne dane i informacje, zabezpieczając systemy narodowe przed atakiem hackerskim, a to wszystko działo się w zaledwie małym pokoiku, z laptopem lub komputerem, podłączonym do sieci. To dzięki Sowom działały wielkie korporacje, banki i tajne organizacje.
    — Czujesz? Coś naprawdę cuchnie mokrym psem — odszepnęła, kiedy Alexander postanowił się do niej odezwać.
    Czasem zastanawiała się nad tym, dlaczego w ogóle to robił. Mógł po prostu ograniczyć się do tych zimnych lub aroganckich spojrzeń, co nie byłoby aż tak irytujące jak jego głos. Felicity irytowała się za każdym razem, gdy kapitan Wilków otwierał swój wilczy pysk — zazwyczaj musiał coś wspomnieć o sówkach i piórach, albo o połamanych skrzydłach, a wtedy Caelum odpłacała się podobnym komentarzem o śmierdzących psach i smyczy.
    Felicity usiadła przy stole ostatnia, czekając aż każda Sowa zajmie swoje miejsce, po czym uśmiechnęła się zbiorowo i opadła obok Agnes.
    — Alex ładnie pachnie? — spytała niewinnie Obel, bawiąc się naszyjnikiem w palcach.
    — Tak, bardzo ładnie. Prawie tak ładnie jak zmokły pies — mruknęła i obrzuciła przyjaciółkę karcącym spojrzeniem. — Po prostu zapomnij, Agnes. Zakazuję Ci zakochiwać się w Alexandrze.
    — Kto powiedział, że chcę się w nim zakochać? — Westchnęła ciężko i sięgnęła po dzbanek z wodą. — Po prostu uważam, że jest niesamowicie seksowny, przystojny i ma naprawdę niezły tyłek. To pewnie przez te ćwiczenia, jak sądzisz?
    — Patrzyłaś na jego tyłek? — Skrzywiła się mimowolnie, odwracając się ukradkiem w stronę chłopaka, po czym pokazała Agnes swój najbardziej krzywy uśmieszek.
    Obel zachichotała pod nosem, rozlewając wody do szklanek, szturchając Felicity ramieniem.
    — Może mogłabyś go wypytać, czy znalazł sobie dziewczynę…? — zaczęła Agnes, ale Caelum uciszyła dziewczynę twardym spojrzeniem.
    Felicity wiedziała, że Agnes szybko się zakochiwała i jeszcze szybciej wylewała łzy w poduszkę w momencie, kiedy jej ukochany nie był tak idealny jak myślała. Wtedy musiała oglądać z Obel komedie romantyczne, jeść lody i słuchać o jej wymarzonym chłopaku — Felicity gubiła się gdzieś przy sto dziesiątej zalecie, zapominając o każdej poprzedniej.
    Podniosła się wolno, bez zbędnych emocji, kiedy dyrektor przywołał kapitanów i zbliżyła się do mężczyzny ze swoim liderskim uśmiechem. Przyjęła kopertę i obejrzała ją kątem oka, oceniając statystycznie, jakie zadanie mogło to być. Biorąc pod uwagę to, że dyrektor zazwyczaj zmieniał treść zadań i zawsze dodawał coś od siebie — istniało milion kombinacji, uwzględniając zadania z poprzedniego roku, więc nie było sensu rozegrać tego matematycznie, chyba że miałoby się urządzenie sprawdzające kombinację liczb w przeciągu minuty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caelum podniosła swoje spojrzenie i omiotła twarz kapitana Wilków. Nic nie zmienił się od tamtego roku. Tak samo wkurzająco wyższy od niej — jakby przez to czuł się lepszy. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Weaver wydawał się silniejszy. Biło od niego poczucie dyscypliny i wyuczonego porządku, ale nikt nie mógł odmówić Felicity naturalnej aury naukowca z głową pełną świeżych pomysłów .
      — Pamiętaj o tym, żeby używać mózgu, choć wątpię że Wam to pomoże. — Schwyciła jego rękę i ścisnęła władczo, nie okazując żadnej słabości, a przy okazji uśmiechając się miło, jakby prowadziła przyjemną rozmowę z chłopakiem z sąsiedztwa.
      Zabrała dłoń, poprawiła chorobliwie rękawiczkę i wróciła do stołu, pochylając się do Sów, żeby wspomnieć o zadaniu, odkładając kopertę po stole. Jedzenie mogło poczekać, bo Felicity naprawdę miała ochotę rozpocząć nowy rok zwycięstwem Sów.

      Usuń
  3. — Musimy to wygrać, Felicity! — jęknęła Agnes, obracając kartkę w dłoniach, jakby chciała się upewnić, że dyrektor nie dopisał czegoś drobnym druczkiem w alfabecie braille'a.
    — Zostawmy siłę Wilkom — mruknął ktoś. — Pewnie ich kapitan nawet nie umie czytać mapy.
    — Nie jesteśmy tutaj po to, żeby snuć domysły o tym, czy kapitan Wilków umie czytać mapę — odezwała się Felicity surowym, pouczającym głosem. — Chyba nie muszę Was prosić o to, żebyście się skupili, prawda?
    Nikt nie miał żadnych najmniejszych wątpliwości, wybierając Felicity Rose Caelum kapitanem Sów także w tym roku. Była bystra, charyzmatyczna i brała odpowiedzialność za to, co mówiła i robiła, nie bojąc się konsekwencji. Poza tym do tej pory nigdy nie zawiodła Sów, rządząc domem rozważnie, z matematyczną precyzją i wyłączeniem emocji, gdy sprawy zaczynały się komplikować. Prezentowała przede wszystkim opanowanie, powściągliwość i rozwagę.
    Poczekała aż ostatnia z Sów zje śniadanie, po czym podniosła się z miejsca i ruszyła przodem, spodziewając się tego, że każdy z domu Sowy będzie potrafił ustawić się w idealnym rządku, zachowując wymierzony odstęp, i tak też się stało.
    Sowy nigdy się nie śpieszyły i nie merdały ogonami jak Wilki, powstrzymując się przed zbędnym wachlarzem emocji. Dom Sowy piętnował górnolotne emocje, mówiąc głośno o tym, że nie powinno się ulegać adrenalinie i euforii, a powstrzymać się i rozeznać w terenie bez zbędnego bagażu, mogąc zająć się wszystkim z wyuczonym, zimnym profesjonalizmem. Każdy błąd pociągał za sobą kolejny — jak w matematyce, a w Atheygal każdy błąd kosztował bardzo dużo.
    — Mamy jeszcze minutę. — Felicity odwróciła się do swoich i spojrzała po każdej z twarzy. — Pamiętajcie o tym, żeby nie dać się wytrącić z równowagi. Wilki zaczną ostro, będą szarżować, szukając wskazówek, ale nie możecie poczuć się tym dotknięci. To Wilki, sprawdzają i oznaczają teren jak pies w ogródku.
    Agnes uśmiechnęła się lekko, objęła przyjaciółkę ramieniem i przytaknęła energicznie, a kiedy po arenie rozniósł się dźwięk zwiastujący oficjalne rozpoczęcie zadania — Obel wyprostowała się i wlepiła wyczekujące spojrzenie w twarz Felicity.
    — Teren areny wynosi jakieś trzy kilometry — zaczęła. — Po drodze zauważyłam parę punktów szczególnych, związanych z Atheygal i dyrektorem, dlatego podzielmy teren matematycznie, dzieląc każdy punkt, idąc od A do B jak wektor z A do B, ustalając kierunek. Każdy z Was weźmie odpowiednią część terenu, obliczając jej pole i prawdopodobieństwo, że właśnie tam może być skrzynia Wilków. Gdy już znajdziecie wskazówkę lub cokolwiek innego, podacie odpowiedź do zadania: Dany jest wektor . Przez jaką liczbę należy go pomnożyć, aby jego długość była równa 1?
    Odpowiedź brzmiała: , i tylko Sowa mogłaby obliczyć to tak szybko. Felicity nie miała zamiaru mówić o komunikacji pomiędzy Sowami głośno, dobrze wiedząc, że Wilki lubiły węszyć.
    — Ale kiedy znajdziecie wskazówkę dla Wilków — dodała. — Zarecytujcie powtarzający się wers w wierszu Baudelaire: Litania do szatana, i zostańcie tam.
    Powtarzający wers zapętlał się do: O Szatanie, mej nędzy długiej się ulituj!
    — A teraz załapmy wilczki za ogony! — Uśmiechnęła się do wszystkich, patrząc po dumnych twarzach, rozjaśnionych przez rywalizację.
    Caelum rozejrzała się po terenie, tworząc w głowie siatkę terenu i rysując po niej współrzędne, ustalając od czego powinna zacząć, a co odrzucić. Matematyka nigdy jej jeszcze nie zawiodła, więc ruszyła spokojnie przed siebie, nie przejmując się rozbieganymi wokół Wilkami.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EDIT:

      Gdy już znajdziecie wskazówkę lub cokolwiek innego, podacie odpowiedź do zadania: Dany jest wektor a = [3,4]. Przez jaką liczbę należy go pomnożyć, aby jego długość była równa 1?
      Odpowiedź brzmiała: k = 1/5, i tylko Sowa mogłaby obliczyć to tak szybko. Felicity nie miała zamiaru mówić o komunikacji pomiędzy Sowami głośno, dobrze wiedząc, że Wilki lubiły węszyć.

      [Bo się liczby nie dodały...]

      Usuń
  4. — 1/5! — wydarł się ktoś.
    Felicity pognała od razu do Sowy i popatrzyła po kostce Rubika. Jednak nie był to popularny egzemplarz, który znał każdy i jego ściany nie były kolorowe, a czarne, z wygrawerowanymi znakami.
    — To jakiś układ — powiedział Thomas, obracający kostkę w dłoniach. — Rozpoznaję tutaj znaki zodiaku, a co za tym idzie…
    — Musimy ułożyć odpowiednio gwiazdozbiory! — zawołała Agnes, uśmiechając się szeroko.
    — Weźcie pod uwagę ostatnie zmiany — dodała Caelum, przypominając sobie ostatni wykład matki przy stole: Dzisiaj biegun jest w pobliżu miejsca, gdzie znajduje się Gwiazda Polarna, najjaśniejsza gwiazda Małej Niedźwiedzicy. Wszystkie gwiazdy co noc obracają się wokół niej, a ona stoi mniej więcej w jednym miejscu. Ale z powodu precesji gwiazda biegunowa się zmienia — w czasach Arystotelesa była nią Kochab, druga co do jasności gwiazda konstelacji Małej Niedźwiedzicy. Kiedy budowano piramidę Cheopsa, Gwiazdą Polarną była Thuban z gwiazdozbioru Smoka, a jeszcze wcześniej — 7,4 tys. lat przed Chrystusem — jedna z gwiazd konstelacji Herkulesa.
    Thomas pokiwał głową i zaczął układać kostkę, mówiąc głośno każdy kolejny gwiazdozbiór, łącząc szereg znaków z precyzją godną neurochirurga. Kiedy wykonał ostatni ruch, kostka otworzyła się mechanicznie, a w jej wnętrzu znajdowała się złota karteczka.
    Agnes schwyciła ją w palce, spojrzała po wszystkich i zmarszczył się mimowolnie.
    — To zagadka — mruknęła. — Zamek z wody, klucz drewniany, mysz uciekła, kot złapany. O czym mowa?
    — Zamek z wody — powtórzył Thomas, dociskając z nerwów okulary do twarzy. — Klucz drewniany? To nie ma sensu.
    — Właśnie takie są zagadki — odparła Obel, oddając karteczkę Felicity.
    Caelum wlepiła spojrzenie w każde słowo, przegryzając wargę. Nie było innego sposobu, żeby wygrać niż rozwiązanie tej zagadki. Zamek z wody, klucz drewniany, mysz uciekła…
    — Ucieczka Żydów z Egiptu! Przeprawa przez morze czerwone. Zamek z wody: morze, klucz drewniany: laska Mojżesza, mysz uciekła: Żydzi uciekli, i kot złapany: morze zamknęło się przed wrogami.
    — Skrzynia jest w pobliżu wody! — Agnes potrząsnęła ramieniem przyjaciółki.
    — Nie mamy wszystkich wskazówek — przypominała Caelum. — Ale możecie to sprawdzić, a ja pomogę reszcie.
    Uśmiechnęła się pokrzepiająco i popatrzyła po Sowach, zatrzymując wzrok przy Thomasie, który bardzo dobrze poradził sobie z zadaniem, choć miał w zwyczaju za panikować jak przestraszony kurczak.
    Była dumna z Sów, że poradziły sobie tak szybko ze znalezieniem kolejnych wskazówek, rozszyfrując zadania i łącząc wszystko w całość. Tak właśnie działał dom Sowy — bo jedyne, co było pewne, to wiedza, bo wiedza jest cnotą.
    Mieli do znalezienia ostatnią wskazówkę i wtedy pozostałoby tylko poszukać skrzyni, co nie mogło być trudne, biorąc pod uwagę ilość wytycznych. Z matematycznego punktu wiedzenia wystarczyłoby ułożyć równanie, żeby dotrzeć do ukrytej skrzyni, nie marnując cennego czasu.
    Felicity kazała reszcie poszukać ostatniej wskazówki i powiadomić o tym kolejnym wersem z Litanii do szatana, każąc dokładnie przeszukać teren, zaznaczając, że dyrektor mógł działać poza schematem, więc powinno się sprawdzić wszystko, choć nie miało to większego sensu, ale w takich zadaniach nie chodziło przecież o sens.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeszła przez gęstwiny lasu, odgarniając wolno gałęzie i wysokie trawy. Była ciekawa, jak radziły sobie Wilki, czy Alexander był o krok przed nią i czy znaleźli już wszystkie wskazówki, szukając już skrzyni. Pomyślała o ładnie wyremontowanym, jasnym pokoju, który zamieniłaby w swoje małe królestwo — do tej pory zajmowała stary pokój o ciemnych, pokrytych wiekową tapetą ścianach.
      Zatrzymała się gwałtownie, słysząc wybuch. W takich momentach spokój i opanowanie zaczynały gdzieś znikać, a strach, podszyty myślą o najgorszym krążył boleśnie w żyłach, paraliżując. Rozejrzała się wokół, chcąc sprawdzić, czy nie był to kolejny głupi żart Wilków, po czym rzuciła się biegiem w stronę prawdopodobnego miejsce eksplozji.
      — Alexander? — wysapała, zostawiając las za sobą. Spojrzała gorączkowo po wszystkim wokół, zawieszając spojrzenie przy sylwetce kapitana Wilków, podchodząc do niego szybko.
      — Co się stało? — spytała. Chciała wyciągnąć ręce do jego twarzy i sprawdzić, czy nie krwawił, choć patrząc po jego bladej twarzy — nie zauważyła krwi.
      Cofnęła jednak dłonie, bojąc się tego, że — jakimś cudem — będzie mogła go skrzywdzić. To był jej najgorszy koszmar: powstrzymywanie się od okazania troski, współczucia czy wsparcia, nie mogąc podać ręki i nie trzęsąc się przy tym, myśląc jedynie o swojej głupiej mocy. Dlatego zacisnęła pięść i posłała Alexandrowi pytające spojrzenie, spodziewając się szybkiej odpowiedzi.
      Dostrzegła to, że był inny niż godzinę temu. Jakby stało się coś, co go dotknęło w ten najgorszy sposób, i jeszcze nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie, i przeczuwała, że musiało się stać coś złego.

      Usuń
  5. — Wygraliśmy przez to, że stało się coś, czego nie mogłeś kontrolować — powiedziała dość szorstko. — A takie zwycięstwo nie jest jakimś wybitnym osiągnięciem, Weaver.
    Felicity lubiła wygrywać dobitnie, zaznaczając swoją pozycję i nie biorąc do siebie losowości, uważając, że idealne zwycięstwo składało się jedynie z ciężkiej pracy.
    Kiedy zrobił krok do przodu i się zachwiał, zbliżyła się mimowolnie, żeby go w razie potrzeby złapać, ale Alexander zaklął pod nosem i spojrzał w jej stronę.
    — Więc mówisz, że nic Ci nie jest? — spytała i pokręciła głową. — Mógłbyś nauczyć się lepiej kłamać, wilczku.
    Sięgnęła w kieszeń swojej marynarki, łapiąc za fiolkę z różowym płynem. Alexander musiał kojarzyć syrop z zeszłorocznych zajęć z zielarstwa, gdzie Sowy i Wilki uczyli się przygotowywać wywar o właściwościach pobudzających i leczniczych. Felicity naprawdę polubiła te zajęcia, tym bardziej że prowadząca bardzo luźno podchodziła do tematu, odrzucając typowe założenia przedmiotu. Lekcje zawsze były głośne, a zainteresowanie uczniów sprawiało, że prowadząca nie musiała prosić o uwagę.
    — Proszę. — Oddała fiolkę Alexandrowi i uśmiechnęła się do niego mimowolnie. — Może i jesteś moim wrogiem, i zapewne w innych warunkach utarłabym Ci ten wilczy pyszczek, ale widzę, że dotknęło Cię to wszystko bardziej niż chcesz przyznać, dlatego doprowadź się do porządku i poprowadź swoje stado, Weaver. Chyba nadal jesteś samcem alfa, prawda?
    Nie wiedziała, dlaczego była dla niego miła ani czemu oddała Wilkowi swój zapas syropu, ale czuła, że właśnie tak postąpiłby dobry lider. Nie chciała wygrywać z Alexandrem, kiedy był w takim stanie, że nawet wiatr mógłby go skrzywdzić, a zwycięstwo w tym momencie wcale nie smakowało zbyt dobrze. Była pewna, że Sowy ucieszą się z wyremontowanych pokoi, bo w przeciwieństwie do Wilków — Sowy większość swojego czasu spędzały przy książkach niż biegały. Dlatego dobrze wyposażone, ładne pokoje wydawały się być naprawdę potrzebne, chcąc utrzymać swoje wyniki wysoko w górze, bo to Sowy prezentowały Atheygal w międzynarodowych naukowych olimpiadach. Wilki zawsze zajmowały się sportem, zdobywając złote i srebrne medale.
    — I nikomu o tym nie powiem — dodała. — Sowy dotrzymują tajemnic, więc nie musisz się o to martwić. — Wzruszyła delikatnie ramieniem. — Tylko następnym razem pokaż zęby, żebym mogła się bardziej cieszyć ze zwycięstwa, panie kapitanie.
    Przechyliła się w jego stronę i szepnęła.
    — Zrobię Ci zdjęcie mojego nowego pokoju. — Zerknęła po jego bladej twarzy i uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak zaczął nabierać kolorów.
    Odsunęła się chwilę później i obrzuciła Alexandra swoim spokojnym spojrzeniem, odwracając się od niego. Zacisnęła niezauważalnie pięść, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że zapach Wilka niedbale podrażnił jej nos. Alexander pachniał dziwnie przyjemnie, łagodnie i wcale nie jak zmoknięty pies. Był to zapach, do którego mogłaby się przyzwyczaić — ale odrzuciła tę myśl i przyśpieszyła kroku, chcąc znaleźć Sowy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy ją zawołał i skinął głową — uśmiechnęła się do niego lekko, po czym ruszyła dalej przed siebie. Wcale nie oczekiwała, że dumny Wilk podziękuje jej jakoś wylewnie, bo to nie pasowało do samca alfy, ale poczuła się dziwnie zaaferowana tym, że Alexander Weaver okazał jej swoją wdzięczność. To było jak oswojenie wilka, wyciągając rękę i pozwalając, żeby zwierze ją obwąchało.
    Wyrzuciła kapitana Wilków z głowy dopiero w momencie, kiedy zauważyła Sowy przy znalezionej skrzynce. Agnes gryzła wargę z nerwów, spoglądając po reszcie, chcąc jak najszybciej pozbyć się złotej kłódeczki.
    — Przeczytaj. — Obel wcisnęła w ręce przyjaciółki karteczkę i znowu zaczęła przegryzać wargę.
    — Ślimak znajduje się u podstawy metrowego bambusa. W dzień wspina na wysokość 10cm. W nocy bambus przyrasta o 1m. Następnego dnia ślimak znów wspina się 10cm w górę, lecz następnej nocy bambus znów przyrasta o 1m. I tak codziennie. Oblicz, po jakim czasie ślimakowi uda się dostać na czubek bambusa — powiedziała, marszcząc się mimowolnie i schylając do kłódki, łapiąc ją w dłonie. — Wynik musi być pięciocyfrowy.
    — Wiemy — mruknął Thomas. — Myślimy nad tym od piętnastu minut i próbowaliśmy już trzech kombinacji, ale kłódka się nie otwiera, mimo że nie dostrzegam błędu w swoich obliczeniach.
    — Spróbuj: 12367 — odezwał się Cillian Courtenay. — Pomyliłeś się w momencie, kiedy powiedziałeś, że co dzień procent długości bambusa, jaki przejdzie ślimak jest podwajany. Dlatego wynik był zły.
    Thomas zawstydził się mocno, przeprosił i wpisał wynik, który podał Courtenay — kłódka odskoczyła, a Sowy zebrały się wokół, kiedy Thomas podniósł się i zrobił miejsce dla Felicity Rose. Caelum uśmiechnęła się do niego, otworzyła skrzynię i wyciągnęła pęk kluczy, trzęsąc nimi zwycięsko.
    — Nowe pokoje! — zawołała Agnes, przybijając sobie z Thomasem piątkę.
    Felicity zerknęła w stronę Wilków, łapiąc spojrzenie ich kapitana i uśmiechając się pod nosem, choć dobrze wiedziała, że zwycięstwo Sów było jedynie skutkiem losowości, bo gdyby Alexander Weaver zdobył wskazówkę — Wilki mogłoby wygrać.
    Dyrektor pojawił się chwilę później i zaczął energicznie klaskać w dłonie, patrząc po zadowolonych z siebie Sowach i przygnębionych Wilkach. Pociągnął cicho nosem, czując zapach rywalizacji, który jeszcze się unosił.
    — Gratuluję Sowom — zaczął. — Zagadki nie były wcale takie proste i jestem miło zaskoczony, że udało się Wam znaleźć rozwiązanie każdej z nich. Tym razem udowodniliście, że jedyne, czego potrzebujecie to tęgi umysł. — Odwrócił twarz w stronę Wilków. — Mam nadzieję, że ta porażka nauczy Was, żeby nie lekceważyć Sów, i że przy następnej okazji pokażecie swoją prawdziwą siłę. Kolejny sprawdzian już niedługo, więc będziecie mieli szansę.
    Nowy pokój Felicity był dość duży; o białych ścianach, szarych panelach, z jednoosobowym łóżkiem, którego materac był tak miękki, że zapewne ciężko będzie jej rano wstawać. Żyrandol wisiał nisko, obnażając zakręcone żarówki. Po lewej stronie stało dębowe łóżko z wygodnym, skórzanym krzesłem, a dalej dwa potężne regały i szafa.
    Uśmiechnęła się lekko, zostawiając swoją walizkę w progu i wyciągnęła telefon komórkowy. Zrobiła zdjęcie zajętego pokoju, rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu i poszukała w uczelnianej aplikacji, bo Atheygal miało swój prywatny komunikator między uczniami, ikonkę z twarzą Alexandra Weavera. Próbowała palcami powiększyć zdjęcie, ale nie mogła tego zrobić, więc odpuściła sobie i kliknęła ikonkę, wysyłając chłopakowi zdjęcie wyremontowanego pokoju.
    Do Złego Wilka: Możesz mi już zazdrościć, wilczku.
    Wstawiła też emoji z wilczym pyszczkiem, po czym odrzuciła telefon i zaczęła się rozpakowywać. Pokój traktowała jak swoje małe królestwo i naprawdę nienawidziła, kiedy ktoś dotykał jej rzeczy — bo każdy przedmiot miał swoje idealnie wydzielone miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  7. 'Cause I find myself in your hands
    Don't you be so hard on yourself


    Podniesienie głowy z miękkiej poduszki było naprawdę ciężkie, biorąc pod uwagę to, że do pierwszej w nocy plotkowała z Agnes. To był ich coroczny zwyczaj — wtedy siadały w pidżamach, włączały jakiś tandetny film i chichotały jak te wszystkie stereotypowe dziewczyny, jedząc popcorn i czekoladę.
    Podniosła się z trudem i spojrzała po pokoju, uśmiechając się pod nosem. Jasne ściany zbierały przy sobie światło i odbijały je dalej, dlatego Felicity miała wrażenie, że całe pomieszczenie tonie w tych złotych barwach.
    Zerknęła po swoich nagich dłoniach, lustrując wzrokiem jasną skórę i długie, niepomalowane paznokcie. Ręce Felicity nie wyglądały jak łapy krwiożerczego monstrum, a były delikatne i miękkie, więc nie musiałaby nosić rękawiczek, nie musząc się ani trochę wstydzić, ale za wszelką cenę nie chciała dopuścić do kolejnego przykrego incydentu. W tamtym roku jeden z uczniów musiał zostać niezwłocznie hospitalizowany po tym jak cwanie zerwał jej rękawiczkę i złapał za nadgarstek, chcąc ją zablokować i uziemić, ale chwilę później upadł po deskach w konwulsjach, tocząc pianę z ust. Od tamtej pory Felicity mocno obwiązywała sobie rękawiczki przy nadgarstkach, żeby zapobiec takim wypadkom, czując się tak bardzo przerażona, gdy musiała kogoś dotknąć, bojąc się tego, że skończy się to tak samo jak rok temu.
    — Też tak dobrze spałaś jak ja? — W progu stanęła Agnes Obel, uśmiechając się wesoło i upijając łyk wody z plastikowej butelki.
    Caelum zdążyła wziąć prysznic, umyć zęby i rozczesać włosy — później podłączyła swój komputer, dostając dostęp do sieci i w ten sposób opuściła śniadanie, zapominając w ogóle o tym, że po dziewiątej zaczynają się zajęcia z demonologii z panem Woodem.
    — Co? Tak — mruknęła, nie odrywając wzroku od monitora.
    Agnes westchnęła ciężko, podeszła bliżej i pacnęła przyjaciółkę w ramię.
    — Za piętnaście minut mamy demonologię — oznajmiła. — A Ty opuszczasz śniadanie i prawie olewasz zajęcia dla…
    — To ważny dungeon — odparła. — Kiedy go przejdę…
    — Felicity, proszę Cię. — Agnes odłączyła komputer od prądu, łapiąc za wtyczkę w kontakcie i ciągnąc do siebie.
    — Agnes! — zawołała z wyrzutem, podnosząc ręce w górę i posyłając przyjaciółce mordercze spojrzenie, po czym z westchnięciem zwlekła się z miejsca, złapała za swoją torbę i ruszyła za Obel.
    — Wiesz, czego się jeszcze wczoraj dowiedziałam? — spytała Agnes, gdy przechodziły przez opustoszały korytarz, i nie czekając aż Caelum wykaże choć cień zainteresowanie, dodała: Podobno TEN PRZYSTOJNY I BOGATY Cillian chce Cię zaprosić na tegoroczny bal.
    — O czym Ty mówisz, Agnes? — Westchnęła ciężko, mierząc przyjaciółkę wzrokiem. — Bal dopiero za dwa miesiące, więc niech się lepiej wstrzyma z tym swoim zaproszeniem.
    — Dlaczego taka jesteś? — mruknęła. — Gdyby mnie zaprosił Cillian, przyjęłabym jego zaproszenie od razu.
    Felicity ścisnęła usta, wchodząc do sali i omiatając spojrzeniem Sowy. Sowy zawsze zajmowały rząd ławek po lewej — Caelum siedziała z Agnes w pierwszej. Bezszelestnie zajęła miejsca, wyjęła z torby książkę, zeszyt i długopis, po czym odwróciła się do Obel, pochylając się do niej.
    — Po prostu o nim nie rozmawiajmy — powiedziała. — Dobrze wiesz, że jest trochę nadęty i zawsze próbuje udowodnić, że mógłby mnie wyręczyć w roli kapitana, jeśli będzie za ciężko, a ja prędzej dam się zjeść Wilkom niż oddam mój swój tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  8. Felicity przytaknęła, kiedy nauczyciel się do niej zwrócił i uśmiechnęła miło, prostując się dumnie. Naprawdę była zadowolona z wczorajszej współpracy Sów i cieszyła się z tego, że pomimo różnych charakterów potrafili się dogadać, bo w Sowach było wiele różnych osobowości, często kłócących się ze sobą — bo każdy chciał być najlepszy w grupie.
    — Zapomniałem dodać, że jak zawsze, to ja Was dobieram. Weaver do Caelum — zarządził profesor Wood.
    Caelum odprowadziła wzrokiem Agnes, której przypadł najlepszy przyjaciel kapitana Wilków — Blaise Cross, naczelny łamacz serc, który łapał swoje ofiary w sidła słodkich uśmieszków i czułych słówek. Obel odwróciła się do przyjaciółki, szepcząc: Wcale nie narzekam, po czym pognała do chłopaka ze swoim uroczym uśmiechem, który zawsze się pojawiał, gdy Obel rozmawiała z jakimś przystojniakiem. Felicity dobrze wiedziała, że nie skończy się to zbyt dobrze, a wtedy konflikt pomiędzy domami będzie bardziej dotkliwy — bo Caelum nie miała zamiaru pozwolić Wilkowi oskubać żadnej Sowy z piórek.
    — Czyżbyś się cieszył? — spytała, kiedy Alexander Weaver wspomniał o tym, że znowu się spotykają. — Biorąc pod uwagę to, że widzimy się prawie codziennie, to stwierdzenie, że spotykamy się znowu jest dość błędne, panie kapitanie.
    Lubiła mówić do niego w ten sposób i patrzeć jak przy twarzy chłopaka pojawiła się ten łobuzerski grymas, który zapowiadał dalszy ciąg docinek.
    — Zaraz rozdam Wam pięć rycin z wizerunkami demonów. Macie je rozpoznać, podać wszystkie szczegóły — rasę, potencjalne niebezpieczeństwo, jakie może dla Was stanowić oraz słabe punkty, które pomogą Wam w ich pokonaniu. Nie muszę chyba mówić, że odpowiedzi mają być motywowane argumentami. Powodzenia — oznajmił Wood.
    Felicity lubiła te zajęcia, choć nie tak bardzo jak ziołolecznictwo czy hackerstwo. Demonologia nie była dla niej aż tak ciekawa z racji tego, że prawdopodobnie po skończeniu Atheygal obejmie kierownictwo nad projektem w NASA, który obejmował badania dotyczące demonów. NASA miało ogromną wizję — chciano stworzyć technologię pozwalającą łapać demony i programować je według własnych potrzeb. W ten sposób rząd zyskałby prawie niepokonanych żołnierzy.
    — Czyli jednak coś wiesz — odparła, kiedy Alexander skończył swój wywiad i zapisała wszystko, co mówił z uwzględnieniem szczegółów w rycinie, podkreślając słabe punkty demona. — Chociaż prawdopodobieństwo tego, że akurat coś wiedziałeś jest całkiem duże, i mógł być to po prostu przypadek, więc… pokaż, co potrafisz, Weaver.
    Podsunęła w jego stronę kolejną rycinę i zabrała dłoń, kiedy zauważyła jak chłopak patrzy po skórzanej rękawiczce, jakby zastanawiał się nad tym, co było nie tak z jej dłońmi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Słuchała jak opisywał demona, podając słabe punkty i jak go pokonać, przyglądając się uważnie rycinie. Wyglądał teraz jak Sowa — skupiony i zaangażowany w zdanie, dlatego powstrzymała się od uśmiechu i przytaknęła, zapisując wszystko.
    — Wszechwiedząca pani kapitan? — Omiotła spojrzeniem twarz chłopaka. — Jesteś naprawdę miły, Weaver, ale nie jestem wszechwiedząca. Wiem trochę więcej od innych, ale nie jestem bożkiem, żeby przypisywać mi takie atrybuty.
    Wzruszyła delikatnie ramieniem, patrząc po surowej minie Alexandra, lustrując wzrokiem jego wysokie czoło, prosty nos i idealnie wykrojone usta, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie mogłyby być tak delikatne jak pomyślała.
    — I zdaję sobie sprawę z tego, że istnieje ponad 600 odmian demonów — dodała, chwytając kolejną rycinę. — Po prostu poczułam się trochę zdezorientowana tym, że umiesz opisywać demony w tak dokładny sposób, nie zacinając się ani nie myśląc jakoś długo. Chyba jednak nie jesteś tak najgorszym partnerem jak myślałam, Weaver.
    Uśmiechnęła się do niego i obejrzała dokładnie rycinę. Felicity znała każdy rodzaj demona, który został udokumentowany przez NASA, a w tym także nowe przypadki, które pojawiły się niedawno. Stwierdziła, że podrzuci Alexandrowi książkę, którą dostała ostatnio od matki, kiedy będzie ku temu okazja, skoro siedział w demonologii tak bardzo, że poczuł się dotknięty jej słowami. Felicity nie była żołnierzem, a człowiekiem nauki, który chciał wykorzystać przeciwnika, a nie go zabić, ale warto było umieć pokonać coś, co łaknęło krwi. Książka bardziej przyda się Alexandrowi niż jej.
    — I nigdy nie powiedziałam, że jesteś durniem — mruknęła, przyglądając się rycinie. — Jestem zdania, że Wilki czasem po prostu zapominają używać mózgu z racji tego, że wszystko załatwicie przy użyciu swojej siły, bo wtedy czujecie, że macie kontrolę. Być może tak jest, i siła zawsze idzie w parze z kontrolą.
    Spojrzała prosto w jego oczy.
    — Co do myślenia, panie kapitanie, do tej pory całkiem nieźle sobie pan radzi — dodała, odkładając rycinę i mówiąc: To Verdath. Wyglądem przypomina dziecko, zazwyczaj ośmioletnie, ale łatwo go rozpoznać po pękatym brzuchu i rozerwanych ustach, i wystających zębach. Najczęściej wychodzą w nocy i w ten sposób wabią swoje ofiary. Nauczyły się wykorzystać ludzką empatię, dlatego zabijają około trzysta osób miesięcznie. Ich słabym punktem są żebra, bo tam kości są słabe, w przeciwieństwie od reszty szkieletu, który jest twardy jak beton, dlatego należy celować w żebra, a żeby uniknąć ugryzienia, należy użyć rozpraszacza w postaci wanilii i róży. Ten zapach skutecznie je drażni.

    OdpowiedzUsuń
  10. — To Remy — powiedziała. — Są niegroźne, a ich jad nie jest śmiertelny. Jednak zazwyczaj żerują grupą i w ten sposób zyskują przewagę. Najlepiej mieć przy sobie coś głośnego, bo one tego nie lubią. Są ślepe, więc wykształciły bardzo czuły słuch. Przypominają krety.
    Spisała wszystko dokładnie, a potem czekała aż Weaver zabierze głos, ale chłopak milczał, dlatego obrzuciła go badawczym spojrzeniem, dostrzegając w jego twarzy pustkę. Zerknęła po rycinie demona, którą wziął dla siebie, ale nic nie powiedziała, a jedynie wzięła od chłopaka wizerunek i opisała go sama, czując, że tak będzie dla Alexandra łatwiej. A może zrobiła to dlatego, że była samolubną sówką, która wolała, gdy kapitan Wilków był sobą; tym pewnym siebie samcem alfa, który zawsze wiedział, co powiedzieć i jak zareagować, odgryźć się — a nie zmienionym przez swoje wewnętrzne koszmary kimś, kto przypominał puste naczynie.
    Agnes radziła sobie z opisywaniem demonów bez żadnych zarzutów, umiejąc podać parę słabych punktów i najlepszy sposób, żeby pozbyć się zmory. To wszystko przez to, że jej starszy brat wstąpił do elitarnej jednostki, której celem było eliminowanie demonów i dostarczanie informacji rządowi, więc Obel bardzo dobrze znała te wszystkie łuskowate albo opierzone cielska.
    Co jakiś czas wpatrywała się w Blaise’a, przekonując się o tym, że jej urok był znacznie silniejszy niż mówiono. Przyciągał wzrok, szczególnie w momencie, gdy przeczesywał swoje włosy i uśmiechał się jednym ze swoich rozczulających serce uśmieszków. Agnes czuła, że mógłby być jej idealnym kandydatem do idealnego chłopaka. Był przystojny i zabawny, a do tego miał ciało godne greckiego herosa.
    — Chcesz spróbować? — spytała, podając chłopakowi ostatnią rycinę. — Od razu mówię, że to nie takie oczywiste, bo ten demon jest bardzo podobny do pięciu innych, i chyba nawet ja mam problem z rozróżnieniem, który jest który.
    Przegryzła wargę i wlepiła wzrok w obrazek, opierając końcówkę długopisu o swój policzek.
    — Zastanawiam się nad Etną a Regolem — mruknęła. — Co o tym sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  11. Agnes patrzyła po tych wszystkich uśmiechach chłopaka całkowicie zauroczona. Dobrze wiedziała, że to Wilk i Felicity Rose nie byłaby zadowolona z tego drobnego flirtu, ale Obel nie mogła się powstrzymać. To było silniejsze od niej — poza tym zawsze bardziej interesowali ją Wilki niż Sowy. Może dlatego, że z jajogłowymi przebywała cały czas, a współpraca z Wilkiem była naprawdę ekscytująca.
    — Oczywiście, że zaufam Twojej wilczej, detektywistycznej spostrzegawczości, sir. — Skinęła głową i uśmiechnęła się uroczo, biorąc kartkę i spisując cechy obydwu demonów.
    Caelum oddała zadanie w ręce prowadzącego i utkwiła wzrok w twarzy kapitana Wilków. Popatrzyła po jego uśmieszku, w którym obnażył swoje białe zęby. Gdyby nie musiała nosić rękawiczek — zapewne pokazałaby Alexandrowi swoje ostre pazurki, ale zacisnęła tylko pięści pod stołem i uśmiechnęła się mimowolnie.
    — Tak. Ustaliliśmy, że nie jesteś najgorszym partnerem, odrzuciliśmy prawdopodobieństwo, że Twoja wiedza to przypadek i wciąż wszyscy żyją. — Wzruszyła delikatnie ramieniem. — Dobra robota, Weaver. Mogłabym się przyzwyczaić.
    — Koniec zajęć! Czas minął! — odezwał się Wood. — Każdy teraz oddaje swoje zadanie, a oceny będziecie mogli poznać jutro, więc uzbrójcie się w cierpliwość. Mam jednak nadzieję, że wyśmienicie sobie poradziliście i nie będę musiał nikogo oblewać, a jeśli to zrobię, to dla Waszego dobra, moi mili. — Spojrzał po uczniach. — Możecie się rozejść.
    Felicity schwyciła za torbę i spakowała swoją książkę, zeszyt i długopis, czekając aż Agnes skończy te podchody z Crossem. Rzuciła przyjaciółce znaczące spojrzenie, a wtedy Obel niby przypadek dotknęła silnego ramienia Blaise’a, żegnając się i podeszła do Felicity, łapiąc dziewczynę pod ramię i ciągnąc za sobą.
    — On jest taki cudowny — wymruczała Felicity. Westchnęła ciężko i obrzuciła twarz przyjaciółki przeciągłym spojrzeniem. — Wiem, że mówiłaś, że związek z Wilkiem wszystko komplikuje, ale myślisz, że nie dałoby się tego pogodzić?
    — Teoretycznie dałoby się — odparła. — To bardziej kwestia tego, że przez taki związek będziesz rozdarta między Wilkiem a swoim domem. — Objęła Obel ramieniem i dodała: — Ale jak chcesz się umawiać z Crossem, powiedz mu, że powinien uważać, bo jeden zły ruch, a Wilczek straci ogon.
    Zaśmiała się cicho, kiedy Agnes klepnęła ją w bok, uśmiechając się szeroko, a później dalej ruszyły korytarzem.
    Kiedy weszła do pokoju, ściągnęła z siebie uczelnianą marynarkę i rzuciła się ciężko w łóżko, zamykając oczy. W jej głowie błyszczał wilczy uśmiech Alexandra Weavera, który sprawiał, że Caelum czuła się dziwnie mała, jakby Weaver mógł ją schwycić w swoje duże dłonie i schować sobie do kieszeni. Pokręciła głową z westchnięciem i sięgnęła to torby.
    — Co to? — wymamrotała, sięgając niezidentyfikowane zawiniątko. — Kolejny głupi żart…? — Zawinęła kosmyk włosów za ucho, zastanawiając się chwilę nad tym, czy zerwać papier, ale koniec końców wolno zaczęła otwierać pakunek.
    Schwyciła za szklaną fiolkę i szereg ziół, lustrując spojrzeniem dołączoną karteczkę: Oddaję, co zabrałem. Radość tworzenia pozostawiam Tobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się do siebie, głaszcząc fiolkę w swoich palcach i kręcąc głową. Weaver naprawdę się postarał, wybierając skrupulatnie zioła, oddzielając je od siebie. Przeczytała jeszcze raz wiadomość od chłopaka, czując narastające ciepło w klatce piersiowej — podniosła się wolno, chowając karteczkę w strony tomiku poezji Rilkego, a chwilę później złapała za opasły tom, który ostatnio dostała od matki, oglądając książkę z każdej strony.
      Książka była nowa, świeżo wydrukowana, a Felicity przeczyta la ją zaledwie trzy razy, więc po stronach nie było widać śladów po jej palcach. Schwyciła za kartkę papieru, wycinając z niej zaledwie mały skrawek i napisała: Teraz nie umknie Ci żaden demon.
      Nie podpisywała się swoim imieniem ani nazwiskiem, a wsadziła karteczkę zaraz po okładce, po czym zawinęła książkę w szary papier. Sięgnęła po swój telefon komórkowy, odblokowała go przyciskiem i kliknęła w uczelniany komunikator.
      Do Seth: Seth, mam prośbę. Mógłbyś do mnie wpaść?
      Chwilę później otrzymała wiadomość.
      Do Felicity Rose: Za chwilę przyjdę. Chociaż mogłabyś się bardziej postarać z tym podrywem. Jesteś bardzo bezpośrednia, pani kapitan.
      Dołączył też śmiejącą się minkę. Felicity zaśmiała się krótko pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że Seth w ogóle pomyślał o tym, że chciałaby od niego czegoś więcej niż zwykłej przysługi. Musiała go wykorzystać, żeby podrzucił Weaverowi książkę — Seth był jedynym Wilkiem, z którym w miarę normalnie się jej rozmawiało, więc kiedy przyszedł, wyjaśniła, że paczka powinna trafić tylko w ręce kapitana Wilków, i żeby o niej w ogóle nie wspominał.

      Usuń
    2. Over the hill I will be waiting for you
      I won't pretend that you don't mean nothing to me


      — Cieszę się z tego, że wszyscy tutaj dotarliście. — Dyrektor popatrzył po uczniach przebranych w żołnierskie mundury. — Mam nadzieję, że dopasowaliście do siebie sprzęt i nie będzie wielkich problemów w terenie, bo przygotowany żołnierz to niepokonany żołnierz. Mundur powinien dobrze przylegać, zasłaniać każdą część ciała. I prosiłbym o to, żeby w czasie zadania nie ściągać hełmów. Mówię to głośno, bo czasem w czasie walki nie myśli się trzeźwo.
      Uśmiechnął się po ojcowsku i wskazał ręką w stronę drewnianej skrzyni, w której lśniły karabiny.
      — Każdy z Was bierze karabin i przydział naboi z farbą fluorescencyjną — dodał. — Po jakimś czasie naboje się skończą, ale nie martwcie się. W lesie są ukryte punkty z dodatkowymi zapasami, więc radzę się rozglądać, żeby nie stać się bezbronną owcą.
      Felicity sięgnęła po karabin i zacisnęła mocno ręce, patrząc jak skórzany materiał rękawiczek napiął się niebezpiecznie. Przy zadaniach w terenie Caelum obawiała się tego, że rękawiczki nie wytrzymają i jej ręce będą nagie.
      — W lesie są także pułapki — powiedział dyrektor. — Czasem bardziej widoczne, a czasem mniej. Dlatego bądźcie uważni. Kiedy traficie swojego przeciwnika w głowę lub klatkę piersiową — wtedy on odpada, ale jeśli będzie to strzał w nogę lub ramię, przeciwnik zostaje, więc celujcie dobrze. Wygrywa dom, który ustrzeli najwięcej przeciwników. Sowy — Wasz kolor farby to zielony, Wilki — Wy macie czerwoną. Nie zostało mi nic innego, jak życzyć Wam powodzenia. Przegrany będzie sprzątał po jutrzejszym obiedzie. Niech wygra lepszy!
      — Za pięć minut zaczynamy. Najpierw do lasu wyruszy drużyna Sów, która wygrała poprzednie zadanie, a dziesięć minut później drużyna Wilków — odezwał się Ernest Sullivan, nauczyciel od samoobrony. — Grę rozpocznie wypuszczona w górę żółta flara, i dopiero po tym znaku będziecie mogli rozpocząć polowanie.
      Agnes uśmiechnęła się pod nosem, trzymając pewnie karabin, oglądając go i nabijając farbą.
      — Nie wiem, czy bieganie po lesie w nocy jest bezpieczne — mruknął Thomas, który dociskał nerwowo okulary do twarzy.
      — Jesteśmy Sowami. Sowy dobrze radzą sobie w ciemnościach — odparła Obel, uśmiechając się pokrzepiająco. — Felicity, ustalamy jakąś strategię?
      — Nie trzymajcie się wszyscy razem w jednym miejscu, bo wtedy jesteście łatwym celem —oznajmiła Caelum. — Pamiętajcie o tym, że musicie myśleć i być sprytni. Z ciężkim sercem przyznaję, że Wilki będą miały tutaj przewagę, ale to nie znaczy, że nie możemy wygrać.

      Usuń
  12. — Agnes, ja nie wiem, czy powinniśmy się rozdzielać — zaczął Thomas, ale Agnes uciszyła go machnięciem ręki i zmusiła do tego, żeby położył się w krzakach.
    — Po prostu nic nie mów — szepnęła. — I trzymaj się mnie — dodała, uśmiechając się pod nosem, a potem podniosła karabin i zestrzeliła Wilka, celując prosto w głowę, dostrzegając jak się skrada i rozgląda, poruszając się zbyt płynnie, żeby mógł być Sową.
    — 1:0, wilczku — mruknęła, podnosząc się zwinnie. — Już możesz wstać, Thomas. Chodź, ukryjemy się tam i poczekamy trochę. Może akurat przewinie się jakiś Wilk.
    Obel bardzo dobrze czuła się w lesie, trzymając karabin. Może to przez to, że w wakacje często jeździła z bratem postrzelać do puszek, więc jej ręce nie drżały a oko potrafiło wymierzyć odległość.
    — Wiesz, że istnieje jakieś 20,99% szans, że wygramy to wyzwanie? — zapytał Thomas, który rozglądał się wokół jak przestraszony kurczak. — I jakieś 60%, że upadnę i zniszczę mundur, a co za tym idzie, będę rany a wiesz, ile bakterii jest w stanie wywołać stan zapalony? Prawie milion!
    Agnes westchnęła ciężko, kryjąc się za głazem i nasłuchując.
    — Po prostu nie strzelaj do swoich, Tommy — mruknęła.
    Caelum ruszyła przodem, rozglądając się wokół. Nie bała się tego zadania, a wręcz przeciwnie — takie wyzwania pokazywały Sowom, że warto było czasem przyłożyć się do siłowych ćwiczeń, żeby nie dostać się w zęby Wilków. Pragnęła wierzyć, że każda z Sów da z siebie naprawdę wszystko i nie zawaha się pociągnąć za spust, kiedy zobaczy swojego przeciwnika, nie dając mu szansy ani na ucieczkę ani na rewanż.
    Usłyszała szelest, więc wycofała się wolno, bez żadnego dźwięku, chcąc zaatakować z zaskoczenia, ale Wilk strzelił do niej pierwszy — prosto w nogę. W każdym innym przypadku zapewne przeturlałaby się w gęstwinę i przeprowadziła kontratak, ale mokry mech pod stopami sprawił, że straciła równowagę a robiąc krok w tył — spadła w dół, który musiał zostać niedawno wykopany, bo ziemia była miękka i mokra. Rozejrzała się gorączkowo wokół, widząc wystające rury kanalizacyjne.
    Kolejny strzał — tym razem prosto w klatkę piersiową. Uniosła wysoko głowę i obejrzała się za Wilkiem, który zostawił ją w pułapce, dotykając rozbryzganej farby przy obojczykach.
    Było ciemno i cicho, i słyszała jedynie dźwięki nocy. Być może w innej chwili doceniłaby świerszcze nieco bardziej, wsłuchując się w ten niecodzienny koncert, ale nie tym razem. Spróbowała wspiąć się po krawędzi, ale ziemia była zbyt miękka, żeby się utrzymać, więc za każdym razem Felicity spadała w dół, boleśnie roztrzaskując sobie tyłek.
    Spojrzała po swoich rękawiczkach, lustrując powstałe w nich dziury — zaklęła, widząc liczne zadrapania i krew. Wszystko przez wystające korzonki i kamienie. Ściągnęła z głowy hełm, gdy zaczęło się jej robić gorąco. Nie chciała wołać o pomoc, żeby nie dekoncertować Sów, a poza tym czuła się dziwnie winna tego wszystkiego. Gdyby była bardziej uważna i usłyszałaby przeciwnika wcześniej — zaklęła po raz kolejny pod nosem. Wzięła głęboki oddech, chcąc pozbyć się miażdżącego uczucia przegranej.
    Ale stało się coś o wiele gorszego. Z wystających rur kanalizacyjnych nagle zaczęła wypływać woda. Przeraźliwie zimna woda. Felicity otworzyła szerzej oczy i przez moment wstrzymała oddech, patrząc jak wody przybiera i sięga do jej kostek.
    Nie byłoby to wszystko aż takim problemem, gdyby nie to, że Felicity Rose Caelum nie umiała pływać. Przycisnęła plecy do ziemistej ściany i zacisnęła ręce w pięści, nie mogąc uwierzyć, że los tak bardzo zabawiał się jej kosztem.
    Woda sięgała już do jej ramion, a Felicity drżała niemiłosiernie, podciągając nosem, i jedyne, co przyszło jej do głowy, to wystrzelenie magazynku z farbą fluorescencyjną. Miała nadzieję, że ktoś będzie w pobliżu i zauważy tę desperacką walkę o ratunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimna woda sprawiała, że cała dygotała, trzęsąc zębami. Wbiła paznokcie głęboko w ziemię, chcąc podnieść swoje ciało w momencie, kiedy zbiornik całkowicie utonie, co da jej parę złotych sekund, żeby odetchnąć i wziąć oddech, próbując go wstrzymać jak najdłużej pod wodą.
      Była przerażona, wypluwając wodę z ust, kiedy było jej już tak dużo, że sięgała do brody. Złość napędzała jeszcze ciało Felicity do desperackiej próby podniesienia się bardziej — ale nie miała już siły w swoich wątłych, chudych ramionach, dlatego zamknęła mocno oczy i czekała aż wody tyle aż będzie musiała wstrzymać oddech, a potem?
      Potem objęłaby ją ciemność i spokój.

      Usuń
  13. — Nie mogę — wymamrotała z trudem.
    Patrzyła mglistym wzrokiem po twarzy Alexandra, choć bardziej była zdania, że chłopak jest jedynie projekcją jej zmęczonego umysłu, a jednak pragnęła jak najmocniej tego, żeby tutaj był.
    — Skrzywdzę Cię, jeśli Cię dotknę… — dodała, wbijając mocniej pięści w ziemię i łapiąc kolejny płytki oddech. — Musisz… Owiń czymś swoje ręce, bo jeśli tego nie zrobisz, nie będę mogła Cię dotknąć, bo oboje umrzemy.
    Chciało jej się płakać, a zmęczenie skutecznie trawiło ciało Felicity. Czuła się tak bardzo słaba i bezbronna, że najchętniej poddałaby się bez krzyków i utonęła, ale była kapitanem Sów, dlatego walczyła o swój oddech. Chciała udowodnić sobie, że jest w stanie wytrzymać jeszcze trochę — przynajmniej do momentu, kiedy Weaver nie owinie czymś swoich rąk, a wtedy złapie się go i nie puści, aż będzie miała pewność, że nie musi już dłużej walczyć o swoje życie.
    — Nie chcę Cię skrzywdzić — wyspała szeptem, kręcąc chaotycznie głową.
    Tak bardzo pragnęła wyrwać się z tego koszmaru i zapomnieć o tym wszystkim, biorąc porażkę do siebie bez zająknięcia. Ale nie mogła złapać się Weavera. To był zbyt niebezpieczne. Dotykać go, poczuć ciepło jego skóry — a później patrzyłaby jak zwija się w konwulsjach, próbując przegryźć sobie język. Ponownie pokręciła głową i zamknęła oczy. Nie mogłaby mu tego zrobić, dobrze pamiętając, co stało się z uczniem, który ją dotknął rok temu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przytaknęła, gdy do niej mówił i puściła się ziemistej ściany, wyciągając od razu ręce do karabinu, kiedy jej ciało miało utonąć w zimnej wodzie. Nie wiedziała, skąd miała w sobie jeszcze tyle siły, żeby złapać się mocno broni i napiąć mięśnie brzucha. Wszystko dla Felicity działo się leniwie, wolno, jakby czas pozwolił jej dostrzec wszystko w wyraźnych szczegółach. Dół, woda, strach, Alex.
    Alex, samiec alfa z Atheygal, ktoś, kto zawsze wiedział, co powiedzieć i zrobić, obnażając swoje zęby w tym swoim łobuzerskim uśmieszku, który zdążyła już polubić.
    Alex, stojący nad dołem, trzymający karabin, starający się jej pomóc — może to dzięki niemu znalazła w sobie jeszcze trochę siły? Był tutaj i nie pozwolił jej się poddać, oferując pomoc i mówiąc do niej głośno i wyraźnie. Być może Zły Wilk był naprawdę Dobrym-złym Wilkiem?
    Złapała się więc karabinu tak, jak powiedział Weaver i spięła się mocno, czekając aż chłopak wciągnie ją do góry. Wypuściła z płuc chaotyczny oddech, kiedy Alexander pociągnął ją do siebie, a potem upadła bez siły w miękki, mokry mech, dotykając rękoma ziemi.
    Nie miała siły się ruszyć, więc leżała w gęstwinie jak postrzelona sowa ze złamanym skrzydłem, drżąca i przestraszona, czekając aż myśliwy strzeli po raz kolejny i ostatni. Przywarła policzkiem do mchu i odetchnęła głęboko, odszukując wzrokiem Alexandra. Nadal tutaj był.
    — Dziękuję — szepnęła. — I przepraszam — dodała zaraz.
    Przez nią Weaver stracił czas, i sterczał nad dołem, zamiast wygrać zadanie, więc z jednej strony była wdzięczna, a z drugiej — było jej potwornie głupio, że to wszystko widział. Strach, irytację i przerażenie przed tym, że mogłaby go skrzywdzić swoim dotykiem. Zamknęła oczy i wypuściła z ust kolejny ciężki oddech.

    OdpowiedzUsuń
  15. — Wystrzelenie magazynka… nie pomyślałam o tym od razu. Byłam zbyt przerażona — przyznała. — Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Poza tym ciężko myśleć, kiedy ma się świadomość tego, że się zaraz umrze.
    Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy poklepał ją po ramieniu. Był to pierwszy raz, gdy Alexander Weaver wyciągnął do niej rękę w ten sposób.
    — Czy Ty chcesz mnie rozbierać? — spytała, opierając plecy o drzewo, gdy chłopak pomógł jej się tam znaleźć. — Nie wiedziałam, że pan kapitan tak chętnie dobiera się do Sów — dodała z rozbawieniem, lustrując go swoim spokojnym, jeszcze zamglonym spojrzeniem.
    Wzięła od niego kurtkę, ale wcześniej zdjęła podziurawione, brudne rękawiczki i spojrzała po swoich bladych dłoniach, nie mogąc uwierzyć w to, że w końcu stało się to, czego tak się bała. Rękawiczki ją zawiodły i Alexander mógłby skończyć jak tamten chłopak rok temu. Cieszyła się jedynie z tego, że była w stanie jeszcze myśleć, bo w innym przypadku — złapałaby się wyciągniętej ręki Weavera, nie bojąc się konsekwencji. Czuła się dziwnie naga bez rękawiczek, więc zrzuciła z siebie kurtkę i założyła tę od Wilka. Była za duża, ale zdecydowanie ciepła i pachniała Alexandrem, dlatego niezauważalnie wtuliła twarz w ramię i odetchnęła cicho.
    — Jestem pewna, że zadanie zaraz się skończy — mruknęła, owijając się w jego kurtkę mocniej, ale nadal było jej zimno i trzęsła się z zimna, nie mogąc przestań dygotać zębami. — Oj tak. Alexander Weaver broni się najlepiej jak nikt inny — dodała z przekąsem, wysyłając mu chochlikowy uśmiech.
    — Alex… możesz usiąść obok mnie? — spytała niepewnie.
    Było jej tak bardzo zimno, a poza tym czuła się zmęczona. Strach wolno opuszczał jej ciało, zostawiając mięśnie wiotkie i słabe, ale Felicity była pewna, że dół napełniający się zimną wodą będzie jej koszmarem nocnym jeszcze przez miesiąc. Przełknęła z trudem ślinę.
    — I mnie objąć? Czuję że zamarzam — szepnęła.

    OdpowiedzUsuń
  16. Odetchnęła cicho, gdy ją objął, a przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele. Zastanawiała się tylko nad tym, czy Alexander rzeczywiście był tak ciepły czy czuła go tak mocno przez to, że marzła. Wtuliła się w niego delikatnie, trzymając ręce przy sobie, uważając, żeby nie dotknąć go przez przypadek. Alexander pachniał naprawdę dobrze, choć czuła również zapach mchu, wody i ściółki leśnej.
    — Zdecydowanie chciałabym już wrócić do szkoły — szepnęła. — Napiłabym się gorącej czekolady. Takiej z piankami.
    Uśmiechnęła się lekko i spojrzała po twarzy chłopaka. Był tak blisko, jak nigdy wcześniej. Czuła, że bicie jej serce znacznie przyśpiesza, próbując uświadomić jej to, że naprawdę przejęła się tym, że Alexander Weaver obejmował ją ramieniem, głaszcząc i uspokajając, marnując swój czas.
    — Już mi cieplej — mruknęła, odwracając od niego wzrok.
    Nie mógł wiedzieć, że pomyślała o nim, a nie o czymś przyjemnym jak kazał, ale czy to nie było w tym momencie tym samym? Czuła się zdecydowanie niepewnie, gdy Alexander był tak blisko niej. Nigdy wcześniej jej emocje nie wyrywały się tak desperacko z klatki, chcąc wybuchnąć i oczarować siedzącego obok niej chłopaka.
    — Tak, to dobry pomysł. — Podniosła się niechętnie, opierając dłonie o drzewo, drżąc mimowolnie. — Będę wdzięczna. — Posłała w jego stronę swój uśmiech. — Ale kurtki Ci nie oddam, wilczku.
    Wpatrywała się w niego, kiedy wstawał, uświadamiając sobie jak malutka była stojąc naprzeciw. Sięgała mu zaledwie ramion. Nigdy wcześniej tego nie zauważała, bo była zbyt zajęta podłapywaniem jego docinków i posyłaniem złośliwych spojrzeń, próbując złapać wilka za ogon.
    — Felicity Rose! — Cillian Courtenay wyszedł spomiędzy drzew, trzymając swój karabin i celując w stronę kapitana Wilków z zimnym, zwycięskim uśmieszkiem. — Widzę, że ktoś tutaj próbuje zmiękczyć serce pani kapitan, Weaver, a przy okazji stracił czujność.
    — Przestań, Cillian — odezwała się Caelum, posyłając chłopakowi przeciągłe spojrzenie.
    — Dlaczego miałbym przestań? Weaver aż sam się prosi, żeby go ustrzelić — odparł, wzruszając ramieniem, ale podniósł broń wyżej w momencie, kiedy Felicity Rose zasłoniła kapitana Wilków swoim ciałem i dopiero teraz dostrzegł, że ubrania dziewczyny są przemoczone, a Caelum drży z zimna.
    — Więc Weaver Cię postrzelił i poczuł się winny? — Zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. Rzucił krótkie spojrzenie w stronę Wilka. — Jesteś naprawdę żałosny, półgłówku. Następnym razem biegnij od razu do swoich, żeby się pochwalić zwycięstwem, i odpuść sobie męczenie Felicity. Jestem pewien, że przez Twoje towarzystwo obumarły jej szare komórki.
    Podszedł do Caelum i podniósł dziewczynę bez większych problemów. W końcu Felicity Rose była drobna, więc nikt nie miałaby z tym problemu. Posłał kolejne spojrzenie kapitanowi Wilków i ruszył przed siebie.
    — Cillian! — warknęła Felicity Rose, klepiąc go bezsilnie w ramię. — Puść mnie, do cholery.
    — Puścić Cię? I może jeszcze mam Cię zostawić w jego towarzystwie? — Przesunął spojrzeniem po zaciętej twarzyczce dziewczyny. — Teraz bardziej potrzebujesz tego, żeby ktoś Cię obejrzał i sprawdził, czy nie jesteś ranna. Tylko Wilk mógł Cię tak urządzić.
    — Nie jestem Twoją własnością, żebyś decydował o tym, kiedy mam się z kimś pożegnać, a kiedy zostać — wycedziła, drżąc z zimna i nerwów. — I daruj sobie te docinki względem kapitana Wilków. Półgłówek? Cofnąłeś się do podstawówki, Cillian?
    — Po prostu uznałem, że należy mu coś powiedzieć — odparł niewinnie. — Nie mogłem znieść tego, jak patrzył w Twoją stronę. Jakbyś była jakimś trofeum, którego się dorobił.
    — To ostatni raz, kiedy tak zrobiłeś — oznajmiła szorstko. — Jestem Twoim kapitanem, a nie jedną z Twoich dziewczyn, więc wymagam szacunku i respektu, który mi się należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cillian uśmiechnął się pod nosem i przytaknął żywo, choć zrobił to bardziej dla Felicity niż dlatego, że się z nią zgadzał. Od samego początku dążył do tego, żeby zbliżyć się do Caelum, zdobyć jej serce, a później przekonać ukochaną o tym, że będzie lepszym kapitanem od niej — w ten sposób zyskały dziewczynę i stołek kapitana, a o niczym innym nie marzył.
      Zaprowadził Felicity Rose do skrzydła medycznego, gdzie od razu została zbadana przez lekarkę. Cały czas sterczał obok, przyglądając się badaniom, siedząc przy łóżku Caelum i zabawiając ją swoimi żarcikami, które zaczynały ją powoli bawić. Cillian chciał w ten sposób sprawić, żeby zapomniała o tym, co stało się w lesie.
      — Skończysz tę kroplówkę i będziesz mogła wrócić do pokoju — oznajmiła pielęgniarka, uśmiechając się pokrzepiająco. — To kroplówka z witaminami. Szybko postawi Cię na nogi.
      — Dobrze. Dziękuję. — Przytaknęła, siadając wygodnie w łóżku, zerkając w stronę chłopaka, który siedział przy niej od dobrej godziny. Pokręciła z niedowierzaniem głową i wtuliła twarz w poduszkę.
      Agnes wyszła z lasu z wyciągniętymi w górze rękoma, a chwilę później zdjęła hełm i spojrzała po grupie Sów. Zaśmiała się głośno, obejmując Thomasa ramieniem, kiedy dostrzegła, że cały jest umazany w czerwonej farbie.
      — Mówiłam, że masz się chować, okularniku — powiedziała, odkładając karabin i wzdychając ciężko. Zerknęła po reszcie. — Chyba przegraliśmy to wyzwanie, co? Szkoda. Naprawdę się starałam.
      — Przegraliśmy — przytaknął Thomas, dociskając okulary do twarzy. — A Felicity Rose jest w skrzydle medycznym. Podobno to nic takiego, ale nie będzie jej. Uznałem, że warto, żebyś o tym wiedziała.
      — Felicity w skrzydle medycznym? Jaja sobie robisz? — Omiotła twarz chłopaka przenikliwym spojrzeniem. — Wiedziałam, że lepiej będzie, jeśli pójdziemy razem. Wiesz coś więcej?
      — Nie, ale Cillian jest z nią — odparł, wzruszając ramieniem.
      — Cillian, co? — Uśmiechnęła się mimowolnie, wyobrażając sobie przyjaciółkę w silnych ramionach tego przystojnego, bogatego chłopca. — Więc chyba nie musimy się aż tak bardzo bać? — Zwołała Sowy do siebie, gwiżdżąc donośnie. — Daliście z siebie wszystko, moje ptaszyska. Dobrze wiem, że to zadanie dało nam w kość, ale wiecie co? Wilki mogą sobie wygrać, ale nikt nam nie powie, że nie walczyliśmy. No i, udało nam się złapać kilka ogonów, prawda?
      Zaśmiała się i popatrzyła po brudnych twarzach uczniów, widząc jak ich zmęczenie i przygnębienie porażką niknie.

      Usuń
  17. Agnes uśmiechnęła się lekko, słysząc dobrze znany jej głos, choć nie potrafiła ukryć zaskoczenia, że w tym całym wariactwie zwycięstwa pomyślał o tym, żeby do niej zgadać, a to sprawiło, że poczuła się nagle ważniejsza od tych wszystkich dziewczyn, które adorował Cross.
    — Pomyślałem, że powinniśmy zajrzeć do Felicity Rose — odezwał się Thomas.
    — Zdecydowanie, Tommy — przytaknęła Obel, ciągnąć chłopaka za sobą do pokoju Caelum, wpadając bez zbędnego pukania.
    Felicity leżała pod kołdrą i kocem, ubrana w ciepłą pidżamę, którą zazwyczaj ubierała, kiedy robiło się zimno, a noce w Atheygal dawały w kość. Ożywiła się jednak, widząc przyjaciół i uśmiechnęła się do nich, podnosząc się do siadu.
    — Nie umarłem! — Wyszczerzył się Thomas, poprawiając okulary. — A Agnes wytrzymała najdłużej pod ostrzałem. Dyrektor powinien to docenić.
    — Cieszę się, że nie umarłeś, Tommy. — Zaśmiała się Caelum i zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem. No proszę, panno Obel. Może powinna panienka pomyśleć o tym, żeby dołączyć do Wilków? — spytała z przekąsem.
    — Myślałam o tym. — Agnes parsknęła śmiechem i objęła mocno rudą. — Jak dobrze, że nic poważnego Ci się nie stało, Felicity. Wyobrażasz sobie Sowy bez swojego uroczego kapitana?
    — Sowy nie zostałyby bez kapitana — mruknęła, przytulając dziewczynę i uśmiechając się delikatnie. — Dobrze wiesz, że musiałabyś mnie zastąpić. Nikomu innemu nie ufam tak bardzo jak Tobie, Nessie.
    — Wiesz, że nie lubię jak tak do mnie mówisz — odsunęła się lekko, marszcząc nos i śmiejąc się głośno.
    — Przepraszam. — Caelum pociągnęła przyjaciółkę do siebie ze śmiechem, po czym spojrzała po przyjaciołach, nie kryjąc tego, że cieszy się z tego, że do niej przyszli.
    — Odpoczywaj, Felicity Rose. — Thomas również uścisnął dziewczynę i wyprostował się jak struna, posyłając kapitan swój uśmiech. — Agnes, powinniśmy się umyć. Zapewne śmierdzimy jak Rubeus Hagrid.
    — Tak, tak, panie Hagrid! — zawołała Abel, cmokając głośno policzek Caelum i uśmiechnęła się szeroko. — Widzimy się jutro, Ruda. Pamiętaj o tym, że jutro są kwalifikacje do programu rządowego, więc lepiej się wyśpij. Są tylko trzy miejsca.
    — Wiem o tym. Mam nadzieję, że się dostaniemy — przytaknęła z uśmiechem, odprowadzając przyjaciół wzrokiem do drzwi, i zaśmiała się głośno, kiedy Agnes pokazała komicznie, że cały czas ją obserwuje, po czym w pokoju zrobiło się przeraźliwie cicho.
    Felicity westchnęła ciężko i złapała za telefon komórkowy. Chciała napisać do Alexandra i przeprosić go za zachowanie Sowy, ale była pewna, że Weaver nie przejął się tym za bardzo. Wpatrywała się więc w ostatnią rozmowę z chłopakiem, przegryzając wargę. Tylko nie obrośnij w piórka, sówko — uśmiechnęła się pod nosem, czytając to zdanie kilkanaście razy. Przypomniała sobie nagle, jak Alexander był blisko niej. Jak pachniał, obejmował ją ramieniem i mówił swoim wyraźnym, wilczym głosem.
    Oprzytomniała, widząc połączenie od mamy. Westchnęła ciężko, uświadamiając sobie, że dyrektor musiał powiadomić Katherine Caelum o tym, co się wydarzyło. Odebrała niepewnie, przykładając telefon do ucha.
    — Felicity Rose — zaczęła poważnie matka. — Czy w ogóle zamierzałaś zadzwonić po tym co się stało?
    — Mamo — jęknęła głośno, chowając twarz w ręce. Spojrzała mimowolnie po nowych rękawiczkach, poruszając miarowo palcami. — Chciałam zadzwonić, ale przetrzymali mnie w skrzydle medycznym, a później zasnęłam i…
    — Myślałam, że dostanę zawału, kiedy dyrektor mi o wszystkim powiedział — wyznała. — Dobrze wiem, że dyrektor nigdy nie pozwoliłby, żeby stała Ci się krzywda, ale tak bardzo się martwiłam, że chciałam do Ciebie przyjeżdżać, ale Twój ojciec mnie uspokoił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Widzisz, mamo, bo tata jest Sową i dobrze wie, że nie trzeba panikować — odparła łagodnie, i zaśmiała się cicho, słysząc matczyny chichot. — Nic mi nie jest, mamo. Czuję się naprawdę dobrze.
      — Gdyby coś się działo, powiedz mi o tym, i pamiętaj o jutrzejszym teście — powiedziała. — Mam nadzieję, że się dostaniesz.
      — Oczywiście, że się dostanę — mruknęła. — Uczyłam się od Ciebie.
      — Racja — przytaknęła Katherine Caelum. — Bądź uważna i nie działaj pod presją. Wierzę w Ciebie, moja żabciu.
      — Mamo! — zawołała. — Nie mam pięciu lat, żebyś tak nadal do mnie mówiła.
      — Dla mnie zawsze będziesz moją rudą żabcią — stwierdziła ze śmiechem. — Oh, muszę kończyć. Tata właśnie wrócił ze sklepu, a obiecałam mu, że nie będę do Ciebie dzwonić, chociaż pewnie się domyśli, że i tak zadzwoniłam. Trudno. — Zaśmiała się. — Kocham Cię, żabciu. Zadzwoń jutro!
      — Ja Ciebie też kocham, mamo!
      Rozłączyła się i jeszcze chwilę wpatrywała się w telefon. Matka zawsze bywała nadopiekuńcza, chcąc bronić swoją jedyną córkę przed złem tego świata. Poza tym miała wybuchowy charakter i działała pod wpływem emocji. Ojciec był jej zupełnym przeciwieństwem — spokojny i powściągliwy. Czasem naprawdę za nimi tęskniła, a najmocniej w momencie, kiedy kończyli rozmawiać ze sobą przez telefon. Tęskniła również za wspólnymi śniadaniami, gdzie ojciec piekł naleśniki z śmietaną i bananami, a matka wracała z porannego joggingu, pytając o kawę.
      Skierowała spojrzenie w stronę drzwi, gdy w progu pojawił się Alexander Weaver. Uśmiechnęła się do niego, lustrując wzrokiem go uważnie wzrokiem, próbując ukryć swoje podekscytowanie tym, że do niej przyszedł.
      — Przepraszam Cię za niego — powiedziała. — Cillian mówi czasem różne rzeczy, ale jest niegroźny. — Wyciągnęła dłonie po gorącą czekoladę z piankami. — Naprawdę mi ją przyniosłeś! — Zaśmiała się i upiła łyk, rozkoszując się słodkim napojem.
      — Czasem mnie zaskakujesz, Weaver — dodała, posuwając się bliżej ściany w ten sposób, żeby chłopak mógł usiąść obok niej. — Może częściej powinnam tonąć?

      Usuń
  18. — Po prostu nie powinien się tak do Ciebie odzywać — stwierdziła. — Nie jesteśmy zwierzętami, żeby rzucać w siebie takie obelgi, tym bardziej kiedy Twój przeciwnik ma przewagę. Cillian czasem tego nie rozumie, ale nie rozmawiamy o nim. Cieszę się, że się nie przejąłeś.
    Posłała mu kolejny uśmiech i upiła kolejny łyk czekolady. Niepewnie ściągnęła rękawiczkę — nie obawiała się tego, że Alexander będzie się dziwnie patrzeć po jej ręce — i złapała w paznokcie piankę, zjadając ją z mruknięciem.
    — To jest tak dobre — wymamrotała i spojrzała po chłopaku, zjadając kolejną piankę. — Czuję się już znacznie lepiej. Ale dziękuję za to, że przyszedłeś, naprawdę to doceniam, Alex.
    Schwyciła za pudełko z jedzeniem, otwierając je szybko. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo jest głodna, więc od razu się zapychając.
    — Zawsze przybywasz, kiedy Cię potrzebuję, Weaver. — Zaśmiała się cicho. — Najpierw w lesie, a teraz przynosisz jedzenie, mimo że nawet nie pomyślałam o tym, że jestem głodna. Przypominasz trochę Kapitana Amerykę.
    Oparła widelec o wargę i zawinęła kosmyk włosów za ucho.
    — Kto powiedział, że mam zamiar rezygnować z docinek, wilczku? — spytała z przekąsem. — Jutro lśnić, panie kapitanie, bo jutro odbywa się test, który kwalifikuje udział w projekcie rządowym, więc dziękuję, że uratowałeś mi życie. Być może uratowałeś Sowę, która kiedyś wynajdzie lek na raka.
    Szturchnęła go lekko łokciem i wróciła do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  19. — Nie bez powodu jestem panią kapitan, co? — Przełknęła jedzenie i oblizała usta. — To przez mojego ojca chciałam objąć ten stołek. Też był kiedyś kapitanem Sów, więc jakbyś się zastanawiał, dlaczego jestem sówką, to powinieneś zacząć obwiniać geny.
    Zaśmiała się cicho i obrzuciła go krótkim spojrzeniem.
    — Możesz trzymać kciuki, Weaver — dodała. — To zawsze jakieś wsparcie, choć w tym roku ma być trudniej. Podobno wyselekcjonowali pytania pod każdego ucznia, wybierając to, co przychodzi komuś z trudem, więc dobrze się przygotowali. Nie chciałaby stracić punktów przy filozofii, bo naprawdę jej nienawidzę. Mam nadzieję, że będzie dużo więcej pracy przy komputerach.
    Dokończyła jedzenie, a chwilę później sięgnęła po czekoladę i zjadła resztę pianek.
    — Mówisz, że nie muszę Ci tak dziękować, ale nie robię tego specjalnie — odparła. — Po prostu tak czuję. Wiem, że zrobiłabym dla Ciebie to samo, bo zgadzam się z Tobą w stu procentach, że najpierw jesteśmy ludzi, a potem Wilkiem albo Sową… ale nie każdy pomógłby drugiej osobie. Być może przez swój strach albo cokolwiek innego, co mogłoby go sparaliżować, więc to, że się wtedy pojawiłeś jest dla mnie jakimś niepisanym zrządzeniem losu, choć ja naprawdę nie wierzę w takie bzdury.
    — A skoro o bzdurach mowa — zaczęła, wyciągając się po swojego laptopa. — Skoro już tutaj jesteś i bawisz się w moją prywatną pielęgniarkę, może obejrzymy prezentację panny Roy z sekcji zwłok demona, którego ostatnio złapało NASA? Wiem, że nie jest to zbyt romantyczne, ale chciałam to obejrzeć, więc…?
    Spojrzała wyczekująco w jego stronę.

    OdpowiedzUsuń
  20. — Romantyczne tylko w momencie, kiedy kapitan Wilków przynosi jedzenie i czekoladę z piankami — odparła, śmiejąc się cicho.
    Okryła się szczelnie kołdrą i wlepiła wzrok w ekran, oglądając jak ubrany w kombinezon mężczyzna opowiada najpierw o demonie, podając dokładny opis tego, jak został złapany i przetransportowany do laboratorium. Później było cięcie i szczegółowe przesunięcie kamerą po ciele zmory. Nie odwróciła spojrzenia w momencie, kiedy mężczyzna wziął piłę i zaczął rozczłonkowywać ciało.
    Uśmiechnęła się lekko, gdy Alex głośno komentował to, co się działo. Obserwowała go kątem oka, nie mogąc zrozumieć, jak to się stało, że był tak blisko. Do tej pory grał w jej życiu jedynie rolę dumnego kapitana Wilków, a teraz siedział obok, zajmując część jej łóżka i ekscytując się sekcją zwłok demona — jak do tego doszło? Pokręciła niezauważalnie głową i wróciła wzrokiem mężczyzny w kombinezonie, choć czuła się coraz bardziej senna.
    Nawet nie wiedziała, w którym momencie oparła głowę o ramię chłopaka i zasnęła, a sen był ciężki, nie serwujący jej koszmarów. Felicity miała wrażenie, że dzisiaj nie będzie żadnych snów, a jedynie pustka, bo Alex Weaver przegonił każdą z czyhających mar.

    there's nothing more you need to know
    there's nothing more you need to show


    Tonęła. Czuła jak przeraźliwie zimna woda dostaje się do jej ust, nosa i uszu — jak ostatni oddech klinuje się w płucach, rozbijając się boleśnie o żebra. Szarpała się w wodzie, machała rękoma i desperacko walczyła o oddech, koniec końców uświadamiając sobie z przerażeniem, że nie będzie w stanie uciec. Utonie, zapadnie w głęboki sen i straci swoją samoświadomość, stając się jedynie czarną, bezosobową materią.
    Tonęła — zerwała się gwałtownie z łóżka, oddychając chaotycznie, rozmasowując dłonią szyję i patrząc gorączkowo po ciemnym pokoju.
    — To tylko sen — mruknęła do siebie, zaczesując włosy w tył i ścierając z przejęciem pot z czoła.
    Zmarszczyła się nagle, przypominając sobie, że oglądała prezentację z Alexandrem, ale jej laptop leżał przy biurku, a w pokoju było ciemno i cicho. Westchnęła ciężko, uświadamiając sobie, że musiała zasnąć, kiedy mężczyzna w kombinezonie zaczął otwierać klatkę piersiową demona.
    Próbowała zasnąć ponownie, wtulając twarz w poduszkę, ale koszmary objęły mocno jej ciało, sprawiając, że czuła się bezbronna i rozdrażniona, dlatego podniosła się wolno, łapiąc kurtkę Weavera, której dalej była posiadaczką. Wtuliła nos w materiał, rozkoszując się zapachem chłopaka, czując go bardzo wyraźnie. To sprawiło, że rozluźniła się mimowolnie, przypominając sobie o tym, że nie było się już czego bać.
    Opuściła bezszelestnie pokój i ruszyła skąpanym w ciszy i mroku korytarzem, chowając swoje ręce w kieszenie kurtki. Musiała nabrać w płuca świeżego powietrza i poczuć się żywa. Doświadczyć zimna przy skórze, wystawić twarz w stronę gwiazd i po prostu głęboko odetchnąć, chcąc przegonić koszmary.

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie spodziewała się go tutaj. Uwierzyłaby nawet w to, że to dalej sen, a nie rzeczywistość, ale Alexander Weaver był przy niej. Naprawdę tutaj był.
    Spięła lekko ramiona, chowając podbródek w zapięciu kurtki i przesunęła spojrzeniem po twarzy chłopaka.
    — Tak. Kiedy zamykam oczy, widzę jedynie ten dół i wodę… — odparła krótko.
    Dobrze wiedziała, że Alexander zdawał sobie z tego sprawę. I pewnie rozumiał, dlaczego zwlekła się z lóżka, chcąc odetchnąć. Uśmiechnęła się do niego niepewnie, czując się dość głupio, kiedy zauważyła jego wzrok przy kurtce — musiał zauważyć, że była jego, a Felicity przywłaszczyła sobie ubranie, próbując otoczyć się czymś, co kojarzyło jej się z bezpieczeństwem. Zawinęła mimowolnie kosmyk włosów za ucho, odwracając spojrzenie, chcąc spróbować się wytłumaczyć z tego, że ubrała jego kurtkę, ale Weaver zapytał o spacer, więc przytaknęła.
    Kroczyła bez pośpiechu przy boku Alexandra, nie zastanawiając się nad tym, jak intymne było to spotkanie, a przecież dało się wyczuć w powietrzu dziwne wibracje. Była tylko ciekawa, czy Weaver też to odczuwa, nie mogąc przeprawić się przez tę falę niewypowiedzianych emocji, a może to z Felicity było coś nie tak? Albo wmawiała sobie to wszystko, bo pragnęła, żeby była to prawda?
    Westchnęła bezdźwięcznie, wciągając przez noc nocne, wilgotne powietrze, gdy budynek stał się jedynie nic nieznaczącym punktem. Rozejrzała się wokół, sunąc spojrzeniem po trawie skąpanej w blasku księżyca, falującej jak srebrne morze w objęciach delikatnego wiatru.
    Zerknęła w górę po bezchmurnym niebie, licząc szereg gwiazd, próbując wychwycić najjaśniejszy punkt. Wokół było cicho, i jedynie szelest podrywanych przez wiatr liści roznosił się echem, wyrażając jedynie spokój.

    OdpowiedzUsuń
  22. — Tak właściwie nie chodzi o to, że Twoja kurtka jest ciepła… po prostu czuję się w niej bezpiecznie — wyznała szczerze, wzruszając delikatnie ramieniem.
    Przytaknęła, kiedy Alexander zaczął iść dalej. Obserwowała wszystko wokół, poświęcając uwagę trawie i krzakom, cieniom, ukrytym gdzieś w lesie, wychylającym swoje łby i przyglądające się intruzom.
    Usiadła obok Weavera, wbijając wzrok w swoje brudne trampki, nie umiejąc wydusić z siebie słowa, gdy chłopak zaczął mówić o tym niespotykanym, zachwycającym widoku, który otaczał szkołę. Rzeczywiście przyciągał spojrzenie, ale Felicity czuła się dziwnie rozdrażniona tym wszystkim, nie mogąc zrozumieć, dlaczego nie potrafi poradzić sobie z tym, co się stało. Przecież zawsze ze wszystkim sobie radziła, nie potrzebując pomocy — więc dlaczego teraz czuła się tak bezsilna?
    — Śniło mi się — zaczęła — że tonę. Próbowałam się jakoś ratować, ale woda była wszędzie, więc koniec końców zrozumiałam, że to mój koniec, i chyba to było najgorsze, bo kiedy uświadomiłam sobie, że umieram, nie czułam się już sobą. Nie byłam już Felicity Rose Caelum, a jakimś bezimiennym tworem, który został pokonany.
    Skuliła się nieco w sobie, obejmując ramionami. Nie patrzyła w jego stronę, nie chcąc dostrzec w spojrzeniu Alexandra niczego, co zmusiłoby ją do tego, że poprosić go jeszcze raz o to, żeby ją objął. To było tak irracjonalne — chcieć jego dotyku, a jednocześnie bać się tego, co może przynieść.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wiatr rozwiał jej włosy i połaskotał w policzki, więc odetchnęła głęboko, patrząc po wszystkim z nabytym spokojem, a kiedy Alexander ją objął — odwróciła twarz w jego stronę. Był tutaj dla niej. I czuła, że nie mogłaby spędzić inaczej tej bezsennej nocy. Wtuliła się w jego bok, powstrzymując się od potoku bezsensownych słów, próbując zrozumieć, co właściwie to wszystko znaczyło.
    Słuchała go uważanie, kiwając delikatnie głową. Nie mogła sobie wyobrazić, jak czuł się Alex, kiedy patrzył jak tonęła. Czy był zły? Rozpaczał? A może obwiniał jedynie siebie i to, że nie zdążył jej uratować?
    — Alex — szepnęła, a chwilę później schowała dłoń w rękaw kurtki i przytknęła do jego policzka.
    Tak bardzo żałowała, że nie może go dotknąć w ten właściwy sposób, poczuć jego skóry pod palcami, przesunąć opuszkami w dół. Przełknęła z trudem ślinę i wlepiła spojrzenie w oczy chłopaka, szukając w nich czegoś, co pozwoliłoby jej nigdy nie zapomnieć o tej nocy. Ale jedyne, co dostrzegała w mroku, to ciepło w jego ciemno brązowych oczach.
    — Uratowałeś mnie — powiedziała cicho. — Dlatego teraz tutaj jesteśmy. Ty i ja, i proszę… nie myśl o tym, co by było, gdyby. Żyję.
    Uśmiechnęła się do niego przekonująco, a chwilę później wysunęła cicho i ucałowała wdzięcznie jego czoło.
    — Uratowałeś mnie — powtórzyła i odsunęła się delikatnie, uwalniając swoje drżące dłonie z rękawów kurtki i wystawiła je przed siebie. Westchnęła ciężko i zapytała: — Nie zastanawiałeś się nad tym, dlaczego nie podałam Ci ręki? Przecież tak byłoby łatwiej. Wystarczyłoby się Ciebie złapać i spróbować się podciągnąć.
    Przegryzła wargę i przez moment zamilkła, ważąc każde swoje kolejne słowo przy języku.
    — To przez to, że mój dotyk mógłby Cię skrzywdzić — oznajmiła, wlepiając spojrzenie w swoje ręce. — Taką mam moc. Mój dotyk prowadzi do bólu, paraliżu, halucynacji, a może i nawet do śmierci. Nie wiem… Pamiętasz tego chłopaka, który musiał opuścić szkołę bo wydarzył się wypadek w czasie zajęć z samoobrony? On mnie dotknął, Alex. Zerwał cholerną rękawiczkę, myśląc, że to jakaś wymyślona przeze mnie moda, i że chcę być fajna, ale kiedy złapał mnie za nadgarstek, żeby zdobyć przewagę, to zasłabł. Upadł, rzucając się w konwulsjach, pluł pianą z ust, i nikt nie potrafił go uspokoić, a ja stałam tam i patrzyłam jak powoli puchnie i traci oddech.
    Wypuściła gorący oddech z ust, próbując powstrzymać łzy. Przeczesała nerwowo włosy i spięła ramiona.
    — Dlatego Cię nie dotknęłam — dodała. — I dlatego noszę rękawiczki, bo wiem, że mogę kogoś skrzywdzić. Ciebie, Agnes i każdego, kogo dotknę. Nie kontroluję tego i nie kontrolowałam od dziecka. — Zacisnęła usta. — Rodzice uważali, że to minie, i że w końcu nauczę się kontrolować, ale było coraz gorzej. Nie pamiętam już nawet, jak to jest dotykać kogoś skóry…

    OdpowiedzUsuń
  24. Wstrzymała oddech, gdy dotknął jej policzek, a później przysnął dłoń do odsłoniętego kawałka skóry przy jej szyi — zamknęła oczy, ale nie udało jej się powstrzymać łez, więc słone, gorące krople spłynęły po policzkach, mocząc palce Alexandra.
    Pokręciła lekko głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa, bo wszystkie wyrazy świata, litery i cały alfabet, wszystko wydało się nie mieć żadnej wartości, co do oceanu uczuć, który zalał jej ciało, sprawiając, że zaczęła drżeć.
    Uśmiechnęła się ciepło, słysząc kolejne jego słowa. Te mówiące o dotyku. Wzięła głęboki oddech, roześmiała się niewinnie i starła z policzków łzy rękawem kurtki, patrząc po twarz chłopaka, jakby nagle stał się najjaśniejszym punktem w mroku, jaśniejszym od wiszących nad ich głowami gwiazd.
    — Ja — zaczęła, ale nie wiedziała, co mogłaby teraz powiedzieć, dlatego wtuliła twarz w jego ręce, czując jak jej serce ściska się boleśnie i rozluźnia, otwierając się przed Alexandrem Weaverem bez żadnego strachu, jakby wybrało sobie opiekuna, a to sprawiło, że Felicity nagle zaczęła się bać.
    Bała się tego, że Weaver robi to wszystko, dlatego, że uważa ją za żałosną dziewczynkę, nie umiejącą sobie z tym wszystkim poradzić, ale czy w takim razie mówiłby do niej w ten sposób?
    Odgoniła od siebie tę myśl. Alexander nie mógłby tego zrobić — wiedziała, że nie mógłby jej tego zrobić, więc odetchnęła bezdźwięcznie i podniosła twarz z jego rąk.
    — Dziękuję za to, co powiedziałeś, Alec — szepnęła i przegryzła wargę. — I dziękuję za to, że mnie tutaj przyprowadziłeś, ale myślę… myślę, że powinnam już iść. Jutro ważny dzień.
    Podniosła się wolno i wzruszyła radośnie ramionami, tuląc się w kurtkę. Ruszyła przodem, ale odwróciła się jeszcze i pomachała w jego stronę niepewnie, po czym przyśpieszyła kroku, uśmiechając się do siebie przez cały czas.
    Rzuciła się w łóżko z westchnięciem, czując uporczywe ciepło przy policzkach. Przyłożyła rękę do skóry i zamrugała, uświadamiając sobie, że były to rumieńce. Schowała twarz w poduszkę i zachichotała, nie mogąc przestać myśleć o Alexandrze Weaverze.
    Sięgnęła jednak po telefon, odblokowała go przyciskiem i kliknęła w komunikator, wybierając rozmowę ze Złym Wilkiem.
    Do Złego Wilka: Jeszcze raz dziękuję. Naprawdę pojawiasz się w momencie, kiedy Cię potrzebuję… Jak Ty to robisz? Dobranoc, panie kapitanie.
    Chciała wstawić zarumienioną emotkę, ale powstrzymała się i wybrała tę śpiącą. Chwilę wahała się przed tym, czy powinna w ogóle do niego pisać, ale kliknęła wyślij i odłożyła telefon, łapiąc poduszkę i zamykając oczy.

    OdpowiedzUsuń
  25. — Mówiłam, że się dostaniemy! — Agnes Obel objęła przyjaciółkę ramieniem i wyszczerzyła swoje małe, proste zęby.
    — Tak, chociaż nie było łatwo — odparła Felicity i spojrzała po dziewczynie ze swoim pouczającym uśmieszkiem. — Już dzwoniłam do mamy. Była zachwycona, i od razu kazała tacie otwierać szampana. Chyba już wcześniej go przygotowali.
    Zaśmiały się głośno, a Agnes pokręciła głową i opadła ciężko w łóżko.
    — Twoi rodzice zawsze Cię tak bardzo wspierają — stwierdziła. — Chyba Ci trochę tego zazdroszczę.
    — Czasem aż za bardzo — mruknęła, wlepiając spojrzenie w Agnes. — Ale przez to czuję też tak ogromną presję. Boję się, że kiedyś ich zawiodę i będą musieli się przeze mnie wstydzić.
    Przypomniała sobie o wiadomości od Alexandra Weavera, który życzył jej powodzenia, dołączając w tym swoje zdjęcie z zaciśniętą pięścią. Przez moment nie wiedziała, jak zareagować, uśmiechając się jedynie zbyt szeroko do siebie, gdy siadała przed komputerem, wiec odpisała chłopakowi jedynie: Zobaczysz, że się dostanę!
    — Przestań, Felicity. Jesteś najlepsza. No i, i tak Ci trochę zazdroszczę — przyznała, wtulając twarz w poduszkę. — Twoja mama zawsze wie, co powiedzieć, i wydaje się taka…
    — Nessie. — Caelum położyła się obok niej i oparła policzek o ramię przyjaciółki. — Dobrze wiesz, że w każdej chwili możesz zwrócić się do mojej mamy. Przecież powiedziała, że zawsze Ci pomoże, gdy będziesz czegokolwiek potrzebować, więc jeśli Ci ciężko i czujesz się tym wszystkim przytłoczona, zadzwoń do niej.
    — Wiem — odparła. — Pamiętam, jak spędziłam u Ciebie dwa miesiące po śmierci mamy, a Katherine wciąż była przy mnie. Prawie ze mną spała w jednym łóżku.
    — Nadal przy Tobie jest — szepnęła. — I ja też przy Tobie jestem, Nessie.
    Felicity bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, dlaczego Agnes wspominała o tym, że po śmierci swojej matki, Penélope Obel, zatrzymała się u niej w domu. Zbliżała się druga rocznica śmierci kobiety i Agnes wpadała przez to w podły nastrój.
    — Wiem. — Obel podniosła się do siadu i objęła mocno rudą. Odsunęła się zaraz potem, uśmiechając się szeroko. — I wiem też, że mama dałaby mi pstryczka w nos, widząc jak siedzę tutaj i użalam się nad sobą, więc zróbmy coś, co robią dziewczyny w naszym wieku.
    — Czyli co? — Felicity zamrugała, nie rozumiejąc, co właściwie dokładnie robiły dziewczyny w ich wieku, więc wbiła wyczekujące spojrzenie w twarz przyjaciółki.
    — Jak to co? Idą na imprezę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. There's things I wanna say to you,
      But I'll just let you live
      Like if you hold me without hurting me
      You'll be the first who ever did


      — Felicity, ściągaj ten cholerny sweter! — Agnes westchnęła ciężko, lustrując wzrokiem wełniany pulower, który wisiał po chudych ramionach Caelum. — Nie wypuszczę Cię w tym z pokoju. To impreza, a nie klub szachowy. Będą chłopcy, muzyka i podobno ktoś przyniesie alkohol, więc to nie jakaś tam zwykła potańcówka. Poza tym to Twoja szansa, żeby się do kogoś zbliżyć, zakręcić się i no wiesz, może w końcu znajdziesz swoją miłość.
      Agnes również miała nadzieję, że odnajdzie dzisiaj swoją miłość. Zaprosiła w końcu jednego z Wilków, tego najbardziej czarującego i przystojnego z tego głośnego stadka, a on jej odpisał, wiec liczyła, że przyjdzie.
      — Naprawdę myślisz, że szukam miłości? — spytała, ściągając z siebie sweter z głośnym westchnięciem. Posłała Agnes krótkie spojrzenie, przegryzając wargę. — Właściwie to… jest ktoś, kto mi się podoba, ale to chyba nic poważnego.
      — Felicity Rose Caelum! — pisnęła Obel, potrząsając mocno ramieniem dziewczyny. — Ale z Ciebie niegrzeczna dziewczynka! Ktoś Ci się podoba, a Ty mi nie mówisz, kim jest ten szczęściarz? — Cmoknęła ustami z niezadowoleniem, odsuwając się i otwierając gwałtownie szafę przyjaciółki.
      — Czy Ty naprawdę masz same swetry? — Westchnęła ciężko. — Musimy koniecznie odświeżyć Twoją garderobę. Te swetry wyglądają koszmarnie.
      — Ani się waż — mruknęła ostrzegawczo. — Lubię się tak ubierać, bo przede wszystkim cenię sobie wygodę i…
      — I brak talii, rozumiem — przerwała jej Obel, śmiejąc się głośno. — Możesz zostawić ten czarny golf, żeby Twoje rękawiczki się nie odznaczały, ale ubierasz to. — Złapała za kremową sukienkę i odwróciła się do Caelum.
      — Nie wydaje Ci się, że jest trochę za krótka? — spytała niepewnie.
      — Nie, dlaczego? Masz ładne nogi, Felicity, i musisz je w końcu zacząć pokazywać — stwierdziła Agnes, uśmiechając się przekonywująco. — Poza tym sukienka sięga do połowy uda, więc nie jest aż tak źle. Musisz zapamiętać jedną ważną rzecz, jeśli chodzi o sukienki. Kiedy się schylasz, a nie widać Ci majtek, długość jest odpowiednia.
      Felicity parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie kupowanie sukienek w ten sposób w sklepie. Pokręciła głową i złapała za ubranie, przykładając materiał do swojego ciała.
      — Ubierz ją. Każdy chłopak oszaleje, jak Cię zobaczy. — Obel uśmiechnęła się zachęcająco.
      — Wątpię. Jesteś zbyt mocną konkurencję, Nessie. — Zaśmiała się i zerknęła po kusej sukience Agnes, odkrywającej smukłe ramiona i dekolt. — Ślicznie wyglądasz.
      — Obie ślicznie wyglądamy — odparła, obejmując przyjaciółkę ramieniem. — To nasz wieczór, Felicity. Dostałyśmy się do rządkowego projektu i mamy prawo to świętować, więc pieprzyć zasady i chodźmy się zabawić!

      Usuń
    2. Let's play
      A game right now
      Just you and I
      I'm yours, you're mine


      Thomas sterczał pod ścianą i ruszał się sztywno w rytm muzyki, lustrując spojrzeniem wszystkie Sowy. Pił sok winogronowy i zastanawiał się nad tym, kiedy będzie mógł wrócić do pokoju, bo imprezy tego typu nigdy nie były dla niego interesujące. Być może dlatego, że zawsze stał z boku, opijając się sokiem i stalkując resztę.
      — Tommy! — zawołała Agnes, obejmując mocno chłopaka.
      — Uważaj! — Podniósł swój kubek w górę i posłał Obel krytyczne spojrzenie. — Przez Ciebie prawie wylałem sok.
      — Prawie wylałeś sok? Co to byłaby za strata! — Zakryła teatralnie usta dłonią i roześmiała się głośno. Chwilę później utkwiła wzrok w kolorowej muszce przy szyi chłopaka. — Widzę, że się wystroiłeś, przystojniaczku.
      — Wcale się nie wystroiłem — odparł, poprawiając okulary przy nosie.
      — To pewnie dla Polly Walker — stwierdziła, szturchając konspiracyjnie ramię Felicity. — Powinieneś poprosić ją do tańca, Tommy.
      — Wiesz, że istnieje 50% szans, że może odmówić? — Rzucił dziewczynie krytyczne spojrzenie i prychnął głośno.
      — Tak, ale istnieje też 50% szans, że się zgodzi, więc rusz tyłek i ją zaproś. — Zabrała chłopakowi kubek, popchnęła go w stronę stojącej pod ścianą Polly Walker i upiła łyk jego soku, odwracając głowę w stronę Caelum.
      — Odpuść mu trochę. — Felicity spojrzała za Thomasem, który niezdarnie próbował odezwać się do Polly Walker. — Dobrze wiesz, że jest wrażliwy.
      — Wiem, ale chcę dla niego jak najlepiej — odparła Obel. — W dzisiejszy wieczór nikt nie powinien być samotny.
      Felicity zaśmiała się i przytaknęła, pozwalając, żeby Agnes pociągnęła ją w stronę tańczących Sów. Obel ruszyła się dokładnie w rytm, kołysząc swoim ciałem i uśmiechając się pod nosem, bardzo dobrze wiedząc o tym, że umie tańczyć w taki sposób, żeby przyciągnąć wzrok płci przeciwnej. Caelum trochę jej tego zazdrościła. Tej pewności siebie, wyzwolenia i porzucenia zasad w ten wieczór.
      — Tańczysz o wiele lepiej niż w tamtym roku, pani kapitan — odezwała się Agnes, wyciągając ręce do przyjaciółki i rozczochrując jej rude włosy z szerokim uśmiechem.
      — Przestań. — Felicity parsknęła śmiechem, wycofując się koniec końców i zostawiając Nessie, tłumacząc, że strasznie chce jej się pić.
      Podeszła do stołu, szukając dla siebie plastikowego kubka, a kiedy go znalazła, sięgnęła po karton soku bananowego. Upiła łyk, odgarniając z twarzy włosy i przesuwając spojrzeniem po reszcie, zatrzymując wzrok przy sylwetce Alexandra Weavera. Prawie zakrztusiła się sokiem, więc odwróciła się gwałtownie i kaszlnęła, nie spodziewając się tego, że jego obecność tak bardzo ją poruszy.

      Usuń
  26. Agnes zaśmiała się cicho, gdy Blaise Cross ujął jej dłoń i przyciągnął ją do siebie. Nie sprzeciwiała się temu, a płynnie zbliżyła twarz do jego twarzy, chcąc dobrze słyszeć, co do niej mówił.
    — Wiedziałam, że się pojawisz, sir — odparła z uśmiechem, lustrując chłopaka swoim spojrzeniem. — I oczywiście, że możesz prosić, panie Cross, chętnie z Tobą zatańczę.
    Obel nie przejmowała się tym, że większość dziewczyn wbiła swój rozmarzony wzrok w sylwetkę Blaise’a. Dobrze wiedziała o tym, że chłopak był popularny — ale w tym momencie liczyło się dla niej tylko to, że był tak blisko niej. Aż czuła jego wilczy zapach.
    Oparła ręce o silne ramiona Wilka i zakręciła biodrami w tym muzyki, patrząc prosto w jego stalowo-niebieskie oczy. Czuła tę gęstą atmosferę pomiędzy nimi, nie mogąc zrozumieć, dlaczego tak się działo. Chwilę temu była po prostu jedną z tańczących Sów, a teraz to, że była Sową przestało mieć znaczenie, bo przed Crossem stała Agnes Obel, najlepsza przyjaciółka pani kapitan, matematyczny geniusz i wulkan energii.


    — Nie było zbyt dużo filozofii — powiedziała ze śmiechem Caelum, odkładając kubek i patrząc ukradkiem po skórzanej kurtce kapitanie Wilków. Pasowała do niego.
    — Agnes również się udało — dodała, nie wspominając jednak o tym, że Cillian Courtenay zajął trzecie miejsce, choć Felicity bardzo mocno wierzyła w to, że będzie to Thomas.
    Wlepiła wzrok w jego wyciągniętą rękę.
    — Nie umiem zbyt dobrze tańczyć, Weaver — odparła, pesząc się mimowolnie, ale złapała niepewnie jego dłoń, parząc jak materiał rękawiczki dotyka skóry chłopaka, żałując, że nie mogą to być jej palce. — Ale możemy chyba spróbować…
    Wzruszyła delikatnie ramieniem i uśmiechnęła się do niego, pozwalając, żeby poprowadził ją w tłum.


    — No nie wierzę! — zawołała Obel, patrząc jak Caelum idzie za rękę z kapitanem Wilków. Ujęła twarz Blaise’a w dłonie i odwróciła jego głowę w stronę tego jakże nieprawdopodobnego obrazka.
    — To najdziwniejsza rzecz, jaką widziałam od początku nauki w Atheygal — stwierdziła ze śmiechem i zabrała ręce z policzków chłopaka, lustrując wzrokiem parę. — Czyli już wszystko wiem. Nawet nie muszę już pytać, kto się jej podoba.
    Klepnęła delikatnie ramię chłopaka, który również przyglądał się tej dójce, lustrując parę podejrzliwym, ale rozbawionym wzrokiem.
    — Myślisz, że będziemy mieli porozumienie domów? — spytała, próbując powstrzymać śmiech.

    OdpowiedzUsuń
  27. Agnes cały czas się uśmiechała. Cieszyła się z tego, że napisała do chłopaka i zaprosiła go dzisiaj. Mimo że impreza dotyczyła tylko i wyłącznie Sów, Obel była zdania, że imprezy powinno się spędzać razem, a nie osobno, dlatego przysunęła się do niego bliżej i wstrzymała oddech, czując jego policzek przy swoim.
    — Bo mam idealnego partnera — stwierdziła, wzruszając niewinnie ramieniem i roześmiała się wesoło, kiedy Blaise zrobił obrót.
    Pozwoliła, żeby wyciągnął ją z tłumu, a potem obserwowała jak Blaise Cross bawi się w rolę swatki, kręcąc z rozbawieniem głową. Dobrze wiedziała, że Felicity znienawidziłaby ją za to wszystko, ale Agnes zgadzała się z Crossem: Czasem szczęściu trzeba dopomóc. Poza tym uważała, że Felicity i Alexander naprawdę do siebie pasowali, choć byli od siebie tak bardzo różni. Caelum wydawała się być przy Wilku małym płomyczkiem, który świecił jaśniej niż kiedykolwiek, a Weaver prężył się dumnie, wyglądając jak prawdziwy samiec alfa. Obel uśmiechnęła się do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, że dopiero teraz to zauważyła — Felicity Rose Caelum i Alexander Weaver byli jak dwie różne części tej samej układanki.
    Nie powstrzymała się od kolejnego uśmiechu, gdy Blaise złapał jej rękę i wyciągnął do tańca. Pozwoliła, żeby objął ją w talii, a ona zrobiła krok w jego stronę i otoczyła ramionami szyję — dotknęła palcami miękkich włosów chłopaka przy karku, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Zastanawiała się nad tym, czy właśnie tak powinien wyglądać taniec z kimś, kogo się lubiło, bo Agnes Obel zadurzyła się w tym czarującym wilku przy okazji zajęć z demonologii, ale nie chciała się narzucać i stać się jedną z jego fanek. Pragnęła go poznać, wymieniać się wiadomościami, przesyłać sobie głupie filmiki i spotykać się w wolnym czasie, żeby móc po prostu go zobaczyć i zapytać, czy wszystko u niego w porządku.
    Spuściła nagle wzrok, tracąc cały dobry humor, kiedy dopadł ją dziwny smutek, którego nie potrafiła ukryć. Nie chciała się od niego odsuwać, ale wszystkie negatywne emocje się z niej wylały — być może dlatego, że poczuła się bezpiecznie, będąc tak blisko Blaise’a, i nie musiała udawać, że radzi sobie z nadchodzącą rocznicą śmierci matki.
    — Przepraszam, ale muszę złapać oddech — szepnęła, robiąc krok w tył i odwracając się w pośpiechu, chcąc wyjść z tego zatłoczonego pomieszczenia i wziąć głęboki oddech, który pozwoliłby się jej uspokoić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I look at you now and I want this forever
      I might not deserve it but there's nothing better
      Don't know how I ever did it all without you
      My heart is about to about to jump out of my chest


      — Ufam Ci, panie kapitanie — odparła Caelum i przytaknęła, przysuwając się bliżej.
      Patrzyła po swoich stopach, obawiając się tego, że go podepcze, a to nie byłoby zbyt miłe, dlatego nie spuszczała wzroku ze swoich butów, ale Alexander zrobił obrót i roześmiała się jak dziecko, nie mogąc uwierzyć w to, że naprawdę razem tańczyli.
      Był tutaj i wyglądał tak niesamowicie obłędnie, i patrzył w jej stronę swoimi ciepłymi, ciemno brązowymi oczami, a Felicity czuła, że coraz bardziej gubi się w tym spojrzeniu.
      Zerknęła po wszystkich, kiedy piosenka zmieniła się na wolniejszą i pary objęły się ciasno. Nie wiedziała, co zrobić, więc czekała jedynie aż Weaver stwierdzi, że miło się tańczyło i będzie mogła wrócić pod ścianę, ale Alexander objął ją w talii.
      Przełknęła z trudem ślinę i wyciągnęła się mimowolnie, chcąc otoczyć jego szyję rękoma. Teraz wcale jej nie przeszkadzało, że był o wiele wyższy od niej. Przesunęła spojrzeniem po twarzy Alexandra, nie mogąc oderwać wzroku. Czuła się jak księżniczka w objęciach swojego wymarzonego księcia.
      — Dziękuję — szepnęła, gdy ją skomplementował, nie powstrzymując się od dużych rumieńców przy policzkach, dlatego objęła go ciaśniej i przytknęła głowę do jego ramienia. — Tak naprawdę to nie spodziewałam się tutaj Ciebie, Weaver, ale chyba zawsze zapominam o tym, że pojawiasz się w najbardziej nieoczekiwanych momentach. I nawet chyba się z tego cieszę.
      Nie chciała się od niego odsuwać, czując że Alexander prowadzi ją w rytm, delikatnie kołysząc, więc nie bała już się tego, że go nadepnie. Właściwie nie bała się niczego, oprócz tego, że Weaver się odsunie.

      Usuń
  28. Agnes wzięła głęboki oddech, opierając się o barierki. Czuła się podle, że uciekła od Blaise’a, ale ciężko jej było zostać w tłumie ludzi i odbijać od siebie tę falę bolesnych wspomnień. Matka była dla niej wszystkim, a kiedy umarła — Agnes czuła, że w jakiś niewypowiedziany sposób umarła też jakaś część jej samej. Ojciec starał się jak mógł, żeby ją zastąpić, ale to nie było to samo, choć Obel naprawdę doceniała jego wysiłki, rozumiejąc, że on także strasznie przeżywał tę stratę. Być może jeszcze bardziej niż ona i Raphael, bo obwiniał się o jej śmierć.
    Odwróciła się wolno, gdy usłyszała głos Blaise’a i zmierzyła go szklanym spojrzeniem. Naprawdę starała się z całych sił, żeby się nie rozpłakać, dlatego przełknęła ciężko ślinę i pozwoliła, żeby chłopak złapał ją za rękę.
    — Nie martw się. To nie Twoja wina — wymamrotała, badając spojrzeniem jego twarz. Wzięła głęboki oddech, oblizała suchą wargę i dodała: — Po prostu zbliża się druga rocznica śmierci mojej mamy. Zawsze w tym czasie robię się dość oschła, więc to nic wielkiego… próbuję sobie radzić.
    Zesztywniała mimowolnie, gdy Cross ją do siebie przytulił, ale wystarczył kolejny oddech, a złapała w pięści jego koszulę i wtuliła się w niego, zamykając oczy.
    — A Ty zostawiłeś imprezę i tutaj przyszedłeś — szepnęła. — Jesteś prawdziwą zagadką, Blaise.
    Prędzej spodziewałaby się zobaczyć Felicity albo Tommyego, ale Blaise Cross? Wpakowała twarz w jego ramię i odetchnęła.
    — Zazwyczaj nie lubię się nad sobą użalać — dodała. — Po prostu czuję się dziwnie, będąc w tłumie ludzi, mając świadomość tego, że moja mama nie może tutaj być i cieszyć się razem ze mną tym wszystkim. To dla mnie tak cholernie bolesne.


    They thought they were made for each other
    One thinking of one another
    Never thinking just for one second
    She would take a different attraction


    — Zdecydowanie umiesz dodać otuchy, panie kapitanie. — Zaśmiała się mimowolnie. — Tańczę okropnie, i gdyby nie to, że mnie prowadzisz, podeptałabym Cię ze sto razy.
    Odchyliła się lekko, żeby móc spojrzeć po jego twarzy. Był tak blisko i wystarczyłoby tylko stanąć na palcach i posmakować jego ust, tych ust uśmiechających się do niej łobuzersko i delikatnie, pewnie i troskliwie.
    — Chyba trochę zbyt długo Wilk kręci się przy Sowie. Nie powinieneś zajmować się jakąś wilczycą, Weaver? — Cillian Courtenay podszedł do nich, poprawiając okulary i obrzucając zimnym spojrzeniem Weavera. — Felicity Rose, uczyniłabyś mi ten zaszczyt, i zatańczyłabyś ze mną?
    Caelum odwróciła głowę do chłopaka i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, próbując powstrzymać się od rumieńców i dziwniej tęsknoty za spojrzeniem Alexandra. Zawinęła nerwowo kosmyk włosów za ucho i przytaknęła, a wtedy Cillian posłał zwycięskie spojrzenie kapitanowi Wilków i ujął delikatnie dłoń dziewczyny, prowadząc ją za sobą.
    Courtenay nie krył się ani trochę z tym, że Felicity Rose bardzo mu się podobała. Zawsze był dla niej miły i starał się zwrócić jej uwagę. I nie mógł znieść tego, że tańczyła tak blisko z tym śmierdzącym i głupim Wilkiem, Alexandrem Weaverem. Czuł się w obowiązku wyrwać Felicity z objęć tego kundla, który myślał, że może obejmować Caelum w ten sposób.
    — Ślicznie dzisiaj wyglądasz — powiedział, zatrzymując ręce przy talii dziewczyny.
    — Dziękuję — odparła krótko, chwytając jego dłonie i podciągając je wyżej.
    Nie podobało jej się to, że Cillian zachowywał się tak względem niej. Zawsze próbował ją zdominować i dopasować do tego, co on czuł, nie rozumiejąc, że Felicity oddała swoje serce Wilkowi. Felicity też jeszcze tego nie rozumiała i nie wiedziała, dlaczego taniec z Cillianem był dla niej jedynie tańcem, a nie czymś intymnym jak z Alexandrem. Nie wiedziała też, dlaczego nagle poczuła się tak przeraźliwie samotna bez niego, a stopy zaczęły się plątać, zdradzając, że wcale nie umie tańczyć.

    OdpowiedzUsuń
  29. — Felicity — zaczął Courtenay, ujmując w swoje ręce drobne dłonie dziewczyny. — Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać.
    — Porozmawiamy o tym jutro — odparła szybko, widząc jak Cillian zbliża do niej swoją twarz. Uśmiechnęła się sztucznie, zabrała ręce i wycofała się wolno. — Chyba daruję sobie dalszą imprezę. Jestem zmęczona. Pójdę już do siebie. I jeszcze raz gratuluję, że dostałeś się do projektu, i mam nadzieję, że to nie będzie Twój jedyny wielki sukces w tym roku.
    Nie chciała być tutaj z Cillianem. Pragnęła odnaleźć spojrzenie ciepłych, ciemno brązowych oczu Alexandra Weavera, ale przechodząc przez tłum — nie dostrzegła go nigdzie, dlatego wycofała się dalej i ruszyła korytarzem.
    Zatrzymała się gwałtownie przed balkonem, widząc kogoś przy barierkach i stanęła w progu, lustrując wzrokiem sylwetkę kapitana Wilków i Izabelli Courtenay. Byli bardzo blisko siebie i Felicity zdawała sobie sprawę z tego, że Izabella musi czuć jego oddech przy swoich policzkach. Wstrzymała oddech, czując jak jej serce kurczy się boleśnie, zwija ze wstydu, szepcząc: Głupia Sówko, a Ty myślałaś, że coś dla niego znaczysz.
    Zakryła sobie usta dłonią, próbując nie wydać z siebie żadnego dźwięku, ale z jej warg uleciało niemal bolesne jęknięcie, a wtedy odwróciła się gwałtownie i rzuciła się biegiem przez korytarz.
    Wpadła do pokoju, trzaskając drzwiami i opierając się o nie, zjechała bezsilnie po drewnie i usiadła z ciężkim westchnięciem.
    Nie mogła pozbyć się tego bolesnego uścisku w klatce piersiowej. Czuła, że się rozpada od wewnątrz, jak ból łapie jej serce i ściska swoje paluchy. Przycisnęła kolana do piersi, obejmując nogi, nie rozumiejąc, dlaczego to, co zobaczyła tak bardzo ją zabolało. Alexander Weaver mógł się spotykać z kim chciał, a Isabella była przecież ładna, wysportowana i przede wszystkim należała do jego stada, więc musiał być blisko niej.
    Przypomniała sobie jego słowa: zasługujesz na każdy dotyk świata, zdając sobie nagle sprawę z tego, że pragnęła tylko czuć jego ciepło, ale Alexander oddał je Isabelli, dlatego pociągnęła cicho nosem, utkwiła wzrok w sufit i powstrzymała łzy.
    — Będą idealną parą — szepnęła do siebie, chcąc się przekonać, że to prawda i że lepiej będzie widzieć go szczęśliwego z Izabellą niż marzyć o tym, że to ona będzie w jego ramionach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tell me it's love, tell me it's real
      Touch me with a kiss, feel me on your lips


      Słuchała jak Blaise mówi do niej spokojnym, łagodnym głosem, dobierając słowa tak, że nie umiała wydusić z siebie niczego, więc jedynie przytakiwała głową i uśmiechała się delikatnie, wlepiając szklany wzrok w jego twarz.
      — Spacer? — Pociągnęła cicho nosem, przegryzając wargę.
      Nigdy wcześniej żaden chłopak nie zapraszał ją na spacer. Spacer brzmiał tak niewinnie i właściwie. Spotykała się już wcześniej z chłopcami ze szkoły i nie żałowała żadnej ze swoich randek, ale nie pamiętała ich dokładnie, bo po pierwszych trzech dnia zaczęły się rozmywać, bo nic dla niej nie znaczyły. Spacer z Crossem wydawał się jej jednak czymś, co mogłoby zostać z nią do upadłego, i jego słowa, i to jak wziął jej ból do siebie, przygarnął i rozdmuchnął.
      Chciała go zatrzymać, kiedy przeskoczył przez barierkę, bojąc się tego, że mógłby coś sobie zrobić, ale był przecież Wilkiem, i zapewne radził sobie z gorszymi przeszkodami. Posłała mu swój radosny uśmiech, kiedy wyciągnął do niej ręce.
      — Ufam Ci, sir — powiedziała. — Ale jak na madame przystało, poradzę sobie sama.
      Spojrzała jeszcze za siebie, żeby sprawdzić, czy nikt nie widzi, że wykrada się z imprezy razem z Crossem, a później wyskoczyła, lądując miękko, ale specjalnie przechyliła się w stronę chłopaka, opierając dłonie o jego silne ramiona.
      — Czy możemy ten spacer uznać za randkę? — spytała, przechylając głowę w bok z lekkim, chochlikowym uśmiechem, marszcząc przy tym zabawnie nos.

      Usuń
  30. Ucieszyła się w momencie, kiedy przyznał, że to randka. W takim razie ten wieczór okazał się jeszcze lepszy. I Agnes nie umiał powstrzymać przypływu szczęścia, bo czuła niemal jak się w tym wszystkim zanurza bez pamięci.
    — To Twoja zasługa — odparła. — Bez Ciebie nie byłoby mojego uśmiechu. — Złapała go pod łokieć i pozwoliła, żeby poprowadził ją za sobą.
    Obserwowała nocny krajobraz, który rzadko widywała, nie zauważając tego, że wokół Atheygal było naprawdę pięknie. Las, jezioro, błonie — to wszystko miało swój niepowtarzalny urok. Odetchnęła chłodnym, wilgotnym powietrzem i przesunęła spojrzeniem po jeziorze, w którym odbijał się księżyc i gwiazdy. Jakby w wodzie również ktoś umieścił całe niebo, schowane przed ignorantami, nie potrafiącymi tego dostrzec.
    — Chętnie z Tobą jeszcze raz zatańczę, sir. — Odwróciła twarz w jego stronę i uśmiechnęła się subtelnie, kłaniając się przed nim jak jedna z tych szlachetnych dam i zaśmiała się cicho, przybliżając się do niego i łapiąc ciepłe dłonie Blaise’a w swoje.
    Nie wyobrażała sobie teraz siebie nigdzie indziej. Tak było idealnie — i chyba właśnie tak wyglądała wymarzona randka z wymarzonym chłopakiem. Agnes czuła wibracje unoszące się w powietrzu, opadające po ramionach, szepczące o tym, że jest we właściwym miejscu. Nie mogła powstrzymać się od kolejnego uśmiechu, tego bardziej rozmarzonego.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiała się głośno, gdy ją podniósł i zakręcił się wesoło. Czuła się jak księżniczka, choć Agnes wcale nie zamierzała gubić pantofelka ani nic z tych rzeczy. Dlatego objęła mocno jego szyję i wpatrywała się w twarz Blaise’a, nie mogąc uwierzyć w to, że był tak blisko niej.
    — Od Ciebie także nie można oderwać wzroku — stwierdziła, zbliżając się do niego, kiedy objął ją ramieniem. — Cieszę się z tego, że tutaj jesteś… że poszedłeś wtedy za mną. To wiele dla mnie znaczy.
    Dotknęła stokrotki, którą wpiął w jej włosy i uśmiechnęła się uroczo. To był gest, który wyrażał więcej niż linijki pięknych słów. I wcale nie potrzebowała więcej, ale wtedy Cross pochylił się i ucałował jej policzek, a ona utkwiła w niego wzrok, nie rozumiejąc, co się właśnie stało.
    Chwilę później odzyskała jednak pewność siebie i również ucałowała policzek chłopaka, trącając jeszcze ślad po swoich ustach nosem.
    — To naprawdę idealna randka, panie Cross — przyznała szeptem. — Ale będzie jeszcze lepsza, gdy odprowadzisz mnie do pokoju i tam pożegnamy się jak przystało, sir. — Cmoknęła jego policzek jeszcze raz i podniosła się wolno, wyciągając rękę w jego stronę.
    — Mam nadzieję, że kolejna randka będzie równie udana — dodała, gdy złapał jej dłoń w swoją i pociągnął w stronę szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  32. And as I lay here in my bed at night
    The only thing that's truly mine
    Is my fear of falling asleep
    And not waking up


    — Caelum i Courtenay — odezwał się Ernest Sullivan, który przez moment wpatrywał się w swój notes, a później podniósł wzrok i popatrzył po dziewczynach. — Dzisiaj to Wy będziecie walczyć. Zero używania mocy ani żadnych dodatkowych gadżetów. Zostają tylko pięści, i tylko to się liczy. Każdy chwyt poza tym jest dozwolony. Walczycie, żeby wygrać, i postarajcie się zrobić show.
    Courtenay uśmiechnęła się pod nosem, lustrując wzrokiem kapitan Sów. Felicity Rose była od niej niższa i drobniejsza, co Izabella miała zamiar wykorzystać i zaatakować od razu, bez zbędnej gadaniny. Kiedy pokona panią kapitan — poniży Sowy i udowodni siłę Wilków.
    — Musisz to wygrać, Felicity — mruknęła Agnes Obel, patrząc jak przyjaciółka związuje wysoko włosy. — Ktoś już dawno temu powinien skopać dupę Courtenay.
    — Nessie, po prostu tutaj stój i patrz. — Uśmiechnęła się do niej i odwróciła się wolno, podchodząc do rozłożonych mat.
    Sullivan popatrzył uważnie po przeciwniczkach.
    — Nie będę Was powstrzymywać przed żadnym ciosem i same kontrolujecie to, co się dzieje, więc musicie przerwać tę walkę zgodnie z własnymi ograniczeniami — oznajmił szorstko. — Powodzenia!
    Felicity Rose zmierzyła konkurentkę beznamiętnym spojrzeniem. Dobrze pamiętała o tym, co stało się wczoraj i to była dobra okazja, żeby pozbyć się tego obrazka z głowy. Poza tym nie mogła pozwolić jej wygrać.
    — Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę, sówko — rzuciła Izabella, zaczynając krążyć wokół niej.
    — Ktoś tutaj za dużo szczeka — odparła, rzucając się w stronę Courtenay, zginając kolana i robiąc wślizg.
    — Czyli naprawdę chcesz walczyć. — Zaśmiała się pod nosem, podskakując i robiąc unik, łapiąc mocno za ramię Felicity Rose, ciągnąc do siebie.
    Caelum powstrzymała się od bolesnego jęknięcia, a potem wysunęła się bardziej aż ból w ramieniu stał się obrzydliwie dotkliwy i wyrwała się gwałtownie, wyskakując w górę wysoko, przeskakując za Courtenay i uderzając mocno kolanem w jej spięte plecy.
    — Leżeć, wilczku — szepnęła, uśmiechając się pod nosem i doskakując do Izabelli, gdy upadła po kolanach, a wtedy złapała za jej ramię i wykręciła mocno, uderzając pięścią prosto w jej ładną buźkę.
    Ale Courtenay zawarczała pod nosem, schwyciła nadgarstek Felicity Rose i zerwała rękawiczkę ukrywającą jej dłoń. Podniosła się dumnie z kolan, kiedy Caelum się od niej gwałtownie odsunęła.
    — Zawsze byłam ciekawa, dlaczego je nosisz. — Wytarła krew z nosa nadgarstkiem i potrząsnęła ściągniętą rękawiczką. — Próbujesz być modna?
    — Nie mogę dalej walczyć. — Felicity zwróciła się do nauczyciela, ale ten pokręcił głową i kazał jej kontynuować pojedynek, więc zacisnęła pięści i wypuściła z ust gorący oddech, zerkając nerwowo po zebranych.
    Naprawdę pragnęła zetrzeć z twarzy Courtenay ten jej uśmieszek, ale dobrze wiedziała o tym, że kiedy jej dotknie, stanie się coś o wiele gorszego niż złamane wczoraj serce, tym bardziej że wszyscy oglądali tę walkę. Felicity Rose Caelum stałaby się potworem w ich oczach.
    Uniknęła ciosu Izabelli, odchodząc w bok, a wtedy zobaczyła, że ktoś rzucił pod jej nogi kawałek bandażu, więc nie zastanawiając się długo, złapała za materiał, obwiązując sobie dłoń i rzucając się w stronę Courtenay w momencie, kiedy dziewczyna podniosła swoją pięść, i zakończyła walkę ciosem w brzuch, sprawiając, że Izabella zaczęła się krztusić i pluć, nie mogąc złapać powietrza w płuca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Poddaję się! — warknęła z trudem Courtenay, posyłając Felicity Rose mordercze spojrzenie. — Następnym razem złamię Ci skrzydełka, sówko — wyspała, ale Sullivan zaczął klaskać i kazał im zejść z mat.
      — Ruda! — zawołała Obel, obejmując mocno przyjaciółkę. — Wyglądałaś jak prawdziwa królowa Sów! — Zaśmiała się wesoło i obejrzała lekko posiniałą wargę Felicity Rose, wzdychając ciężko. — Co się właściwie stało? Dlaczego chciałaś zakończyć walkę?
      — Zerwała mi rękawiczkę z ręki — szepnęła. — Nie chciałam rezygnować, Nessie, ale ktoś rzucił w moją stronę bandaż i…
      — Tak. Dobrze widziałam, kto to zrobił — wymruczała z zadowolonym uśmieszkiem, szturchając lekko ramię dziewczyny. — To kapitan Wilków.
      Caelum zmierzyła badawczym spojrzeniem twarz przyjaciółki, próbując wyłapać jakieś kłamstwo, ale Agnes nie mogłaby jej okłamać, więc westchnęła ciężko i usiadła, rozmasowując obolały bark.
      — Nie cieszysz się z tego, że Ci pomógł? — spytała.
      — Bardziej bym się cieszyła, jakby trzymał się swojego ogona — odparła szorstko, posyłając Agnes znaczące spojrzenie, żeby nie drążyła tematu.

      Usuń
  33. Felicity podniosła się z trudem, dopiero teraz rozumiejąc, że walka z Courtenay zmęczyła ją bardziej niż myślała. Po raz pierwszy Caelum była tak zdeterminowana, żeby wygrać, i nie przełknęłaby łatwo swojej porażki, mając wrażenie, że walczy o to, żeby nie rozpaść się pod tym wrednym uśmieszkiem Izabelli Courtenay.
    — Może powinnaś odpocząć? — spytał Cillian, lustrując spojrzeniem kapitan Sów, nie ukrywając tego, że jest z niej dumny. — To była naprawdę dobra walka, Felicity Rose.
    — Poradzę sobie — odparła krótko i rozmasowała jeszcze bark, wkładając dłoń w słój z kulkami.
    Obejrzała ją z każdej strony — 6. Błagała los, żeby nie być w parze z Courtenay. Nie mogłaby współpracować z tą nazbyt dumną wilczycą i słuchać jej irytującego głosu, bo prędzej rzuciłaby dziewczynę w paszczę demona niż stanęła w jej obronie.
    Westchnęła ciężko, patrząc jak Agnes sięga po kulkę a później podchodzi ze swoim uroczym uśmieszkiem do Blaise’a Crossa, pokazując Wilkowi swój numerek. Zmierzyła tę dwójkę wzrokiem, powstrzymując się od uśmieszku. Więc dlatego Agnes trajkotała od rana jak skowronek, i Felicity Rose zrozumiała, że coś musiało się stać pomiędzy nimi. Była jednak pewna, że Obel niedługo się wygada, bo zawsze opowiadała jej o wszystkich swoich chłopakach.
    Podniosła spojrzenie, gdy Alexander Weaver zapytał o to, kto ma taki sam numerek jak on, więc zerknęła po karteczce z cyfrą i pokręciła mimowolnie głową. To musiał być jakiś okrutny żart.
    — Też mam szóstkę — odezwała się szorstko, nie obejmując nawet jego twarzy spojrzeniem. — Spotkamy się za pięć minut przed wyznaczonym sektorem. Muszę wziąć broń — dodała i odwróciła się od niego, nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo bolało ją serce, gdy był obok. Czuła się tak okropnie, udając, że nic dla niej nie znaczy — ale dzielnie to znosiła.

    No matter how much you're hurting right now
    You know that everything will change in time
    So let me carry your burden
    Let me carry your burden


    Caelum złapała za metalowy kijek. Z zewnątrz wyglądał niewinnie i raczej nie nadawał się do walki, ale kijek podwajał swoją długość i zamieniał w kij bojowy z jadeitowym ostrzem z każdej strony. Felicity była niska i drobna, więc kij pozwalał jej się odbijać od powierzchni i trzymać dystans, a w razie potrzeby — szybko zaatakować i wycofać się zwinnie, wracając do pozycji obronnej.
    Przypięła kijek do paska, odetchnęła głęboko i pokręciła głową. W tym momencie najważniejsze było zadanie, a nie wachlarz negatywnych, bolących uczuć. Felicity nie miała zamiaru dostać złej oceny przez to, że za dużo sobie wyobrażała w związku z osobą Alexandra Weavera, więc wyprostowała się dumnie i ruszyła korytarzem, żeby spotkać się z Wilkiem przed ich sektorem.
    Tym razem jednak spojrzała krótko po jego twarzy i odezwała się krótko:
    — Skoro nie wiemy z czym mamy walczyć, jestem zdania, że powinniśmy trzymać się blisko, żeby uniknąć ewentualnego starcia. Poza tym skoro oceniana jest nasza współpraca, apeluję o to, żebyśmy współpracowali.

    OdpowiedzUsuń
  34. — Dobrze, jeśli coś zobaczę — zaczęła — to dam znać, choć nie wiem, czy jestem w stanie uwierzyć, że zrobisz to samo.
    Była tak zła i poruszona, że emocje niemal w niej buzowały. Sięgnęła po kijek i potrząsnęła nim, a wtedy podwoił swoją długość, prezentując się w całej swojej okazałości. Rozglądała się uważanie wokół, wytężając słuch. Dobrze wiedziała o tym, że to zdanie miało ocenić ich współpracę, ale Felicity wcale nie miała ochoty być tutaj teraz z Weaverem i słuchać jego trafnych spostrzeżeń ani budowania strategii. Chciała wrócić już do pokoju, złapać za słuchawki i zapomnieć o tym wszystkim, nie wracając do tego, co stało się wczoraj i dzisiaj.
    — Jako Wilk powinieneś być bardziej szczery — dodała, zaglądając bezszelestnie do jednego z pomieszczeń. — Pusto — mruknęła, prostując się miarowo. — Ale może nie chcesz się do niczego przyznawać i próbujesz grać przede mną miłego, zatroskanego Alexandra Weavera. Po co to robisz? Chcesz wykorzystać moje słabości? A może już szepnąłeś co nieco swojej dziewczynie, i dlatego ściągnęła mi rękawiczkę? To był cios poniżej pasa, ale czego spodziewać się po wilkach.
    Mówiła spokojnie, bez żadnych emocji, choć w ciemno szarych oczach widać było wszystko, czego nie słychać było w głosie. Złość, rozczarowanie, smutek, determinację. Rozejrzała się po raz kolejny po korytarzu, przesuwając się wzdłuż ściany i obserwując otoczenie, jakby chciała, że demon zaatakował właśnie w tym momencie.

    OdpowiedzUsuń
  35. — Ty chyba sobie teraz żartujesz, Weaver — warknęła. — Czyli całowanie się z Isabellą uważasz za nic nie znaczący? Świetnie. Brawo, panie kapitanie, i oby tak dalej. Mam nadzieję, że miło spędziłeś z nią wieczór. Balkon to takie romantyczne miejsce, nieprawdaż?
    Wlepiła w jego twarz swoje wściekłe spojrzenie.
    — Mój chłoptaś? Cillian? Proszę Cię… Nic mnie z nim nie łączy, oprócz sowiej więzi — wycedziła. — I wiesz co? Mogłeś wcale nie podawać mi tego bandaża. Świetnie bym sobie poradziła bez Twojej pomocy, Weaver, i nie myśl, że będę Ci za to wdzięczna, bo uznałeś, że ktoś z Twojego domu zachowuje się nie fair.
    Wypuściła gwałtownie powietrze z płuc, patrząc jak się do niej odwraca, dlatego złapała go za ramię i zmusiła, żeby się odwrócił, przykładając jadeitowe ostrze do piersi chłopaka.
    — Nie zamierzasz ze mną współpracować? Świetnie. Sama znajdę i zabiję tego demona, ale jeśli przez Ciebie dostanę złą ocenę, uwierz mi, że pogonię Twoje stadko i tę Twoją nie-dziewczynę — oznajmiła szorstko. — Nie baw się moimi uczuciami, Weaver! — krzyknęła.
    — Nie jestem zabawką, żebyś to robił, i nie chcę się tak czuć, rozumiesz?! Najpierw wyciągasz mnie z wody, martwisz się o mnie i po prostu jesteś, kiedy Cię potrzebuję, grasz sobie ze mną w jakieś chore gierki, sprawiasz, że ciągle o Tobie myślę, a potem całujesz się z Isabellą Courtenay i udajesz, że nic się wielkiego nie wydarzyło. O co Ci właściwie chodzi?!
    Odsunęła od niego ostrze i wyminęła go, trącając chłopaka ramieniem.
    — Możesz wracać — dodała szeptem. — Sama się zajmę tym demonem.

    OdpowiedzUsuń
  36. Tyle ciężkich, prawdziwych słów i rozmycie wszelkich jej domysłów. Alexander Weaver wcale nie pocałował Isabelli, i to, co wiedziała było jedynie częścią tej układanki. Miał rację — mogła zostać i poczekać, zobaczyć, co się stanie, ale wtedy tak bardzo ją to wszystko dotknęło, że nie potrafiłaby tam zostać.
    Wydała z siebie cichy krzyk, kiedy Weaver ją popchnął. I wtedy wszystko potoczyło się tak szybko, że jedyne, co zarejestrowała, że demon, który pełzał gdzieś obok, to Aquarius. Wstrzymała oddech, gdy Alexander złapał ją za koszulkę i wepchnął we wnękę. Czuła jego szybki oddech przy policzkach, a kiedy zaczął mówić i skończył, zakryła jego usta ręką i wyciągnęła się mocno, żeby złożyć pocałunek w miejscu, gdzie ich wargi powinny się złączyć. Spojrzała prosto w jego ciepłe, ciemno-brązowe oczy i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Przestań mówić takie głupoty, Weaver — szepnęła, zabierając dłoń. — Po prostu… poczułam się zazdrosna i zła, bo myślałam, że próbujesz coś uzyskać tym, że się do mnie zbliżysz, a później ta walka z Isabellą i ściągnięcie rękawiczki. Byłam zła.
    Wstrzymała oddech, kiedy usłyszała zbliżającego się demona, który strzelał swoim biczem po gołych ścianach.
    — Po prostu nie daj się zabić, wilczku — szepnęła. — I nie znikaj mi z oczu — dodała, cmokając go krótko w brodę i wysunęła się wolno.
    Wiedziała, że demon, z którym przyjdzie jej się zmierzyć, kontrolował wodę. Zazwyczaj grasował w jeziorach i porywał ofiary z jazgotem, topiąc je i rozczłonkowując. Tutaj jednak nie było żadnego wodnego zbiornika, więc zmora nie mogła skryć się w mule, choć poruszała się bardzo cicho i szybko.
    Czuła swój śmierdzący strach i obawiała się tego, że demon zamknie ją w jakimś wodnym więzieniu i zabierze jej oddech, dlatego ściskała mocno ręce, trzymając kij wysoko, chroniąc twarz i szyję. Uniknęła ciosu wodnym biczem, wpadając boleśnie w ścianę.

    OdpowiedzUsuń
  37. — Alec! — krzyknęła przeraźliwie, patrząc jak stwór łapie chłopaka i zabawia się jego ciałem jak kukłą.
    A ona stała w miejscu, bojąc się zrobić cokolwiek. Wyobrażała sobie, że demon ruszy w jej stronę i znowu znajdzie w dole, topiąc się bezlitośnie, ale tym razem nikt nie mógłby jej pomóc. Potrząsnęła głową i wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Nie mogła pozwolić Weaverowi tutaj umrzeć, choć wątpiła w to, że Sullivan nie zareagowałby w momencie, gdyby stwór naprawdę miał zatopić zęby w szyi chłopaka. Z drugiej strony — Sullivan przygotowywał ich wszystkich do walki w terenie, bo po skończeniu szkoły każdy z nich będzie wykwalifikowanym zabójcą demonów.
    Zacisnęła pięści, rozbiegła się i uderzyła kijem w posadzkę, wybijając się wysoko, dotykając sufit, a później złapała mocniej broń i wbijał jadeitowe ostrze prosto w wodą mackę. Stwór zaryczał, a Caelum zasłoniła leżącego Wilka swoim ciałem, obracając kijem tak, że ten stworzył coś w rodzaju tarczy.
    — Alex, broń! — zawołała, kopiąc jak najmocniej mogła zostawiony miecz w jego stronę i przeturlała się pod ścianę, robiąc Weaverowi miejsce do ataku.
    Czuła jak jej serce chce się wyrwać, zostawiając ją z potworem, i choć strach coraz słabiej płynął w jej żyłach — to cała drżała, choć nieustannie trzymała kij w swoich rękach, czujnie obserwując bestię. Tutaj nie chodziło już o jej strach, a o to, żeby przetrwać, i zaatakowałaby monstrum jeszcze raz, gdyby Alexander znalazłby się w niebezpieczeństwie. Strach pokonany przez…?
    Miłość, wdzięczność, chęć zdobycia najlepszej oceny?
    Nie wiedziała, ale odbiła się od ściany i użyła kija, żeby przeskoczyć za plecy demona, żeby udaremnić mu ucieczkę. Ona z tyłu — Alex z przodu. Aquarius nie miał gdzie się ruszyć.

    OdpowiedzUsuń
  38. — Uważaj na siebie, Weaver, i czekaj — powiedziała jedynie i wybiegła z pomieszczenia, przemierzając biegiem korytarzem.
    Budynek był stary. W starych konstrukcjach kable zazwyczaj biegły u góry i chowały się w puszkach, łącząc się w całość. W takim przypadku w jednym punkcie zbierało się całe zasilanie, i gdyby w jednym pomieszczeniu wywaliłoby prąd — nie byłoby go nigdzie.
    Zatrzymała się przy ścianie i zlustrowała wzrokiem rozgałęzienie kabli, przegryzając walkę. Złapała kij mocniej i uderzyła ostrzem jak najmocniej w tynk, a ten odpadł, obnażając sieć łączy. Schwyciła za kabel i pociągnęła do siebie, odrywając sznur od sufitu i ciągnąc aż do ściany naprzeciwko. Otworzyła również skrzynkę z szeregiem bezpieczników, starając się jak najszybciej dostać się głębiej i złączyć kable, tworząc śmiertelną sieć. Układ musiał być zamknięty i Felicity tego dopilnowała, zwijając sznury ciasno za sobą i nacinając ostrzem tak, żeby do siebie pasowały.
    — Teraz! — wrzasnęła i odsunęła się w momencie, kiedy Alex wybiegł z pomieszczenia i ruszył w jej stronę.
    Jeśli nie udało się jej podłączyć kabli w najbardziej kompatybilny sposób — demon mógłby dorwać Weavera bez żadnych przeszkód i zatopić zębiska w szyi chłopaka, żłopiąc krew z jazgotem…
    Potrząsnęła gwałtownie głową. To nie był czas, żeby wątpić w swoje umiejętności. Felicity Rose Caelum nigdy wcześniej nie miała żadnych wątpliwości, jeśli chodziło o to, czy jest w stanie coś zrobić, ale teraz chodziło o coś więcej. I bała się jedynie tego, że zawiedzie Weavera.
    — Schyl się! — Uderzyła metalowym kijek w skrzynkę i patrzyła jak wbiegający w siatkę okablowania demon zostaje porażony prądem aż jego wnętrzności zaczęły się gotować.
    Złapała kij w obie ręce, a ten podwoił swoją długość, a Caelum zamachnęła się i jadeitowe ostrze odcięło łeb zmory. Oddychała ciężko, drżąc mimowolnie i patrząc jak z cielska monstrum wylewa się wyda i jego ugotowane wnętrzności.

    OdpowiedzUsuń
  39. Agnes cieszyła się z tego, że jej parą był Blaise Cross. Przede wszystkim dlatego, że zwyczajnie za nim tęskniła, rozpamiętując przed snem jego pocałunek i ściskając z podekscytowania poduszkę, nie mogąc zrozumieć, czemu Cross zainteresował się właśnie nią. Nigdy nie myślała o sobie najgorzej — ale to był czarujący Wilk, Blaise Cross, który mógłby mieć każdą z Atheygal, a wybrał ją.
    — Spokojnie, sir, w razie kłopotów z przyjemnością Cię obronię. — Zaśmiała się i cmoknęła czule jego policzek, zbliżając się do niego, a później odsunęła się i rozejrzała po ciemnym korytarzu.
    Ciemne zaułki sprzyjały demonom, które lubiły się kamuflować, więc walka będzie znacznie trudniejsza niż mieliby zmierzyć się z takim, który się nie ukrywał. Schwyciła za swoje wachlarze przypięte po bokach i rozłożyła je miarowo, nasłuchując każdy szmer dochodzący zza ściany. Agnes lubiła walczyć swoimi wachlarzami, były jak przedłużenie jej ręki, a poza tym kończyły się ostrzem i w wirze walki dało się niemal niezauważalnie zranić przeciwnika. Obel była zwinna i umiała to wykorzystać, wiec walka twarzą w twarz nie sprawiała jej żadnych trudności.
    — Czujesz? Ten słodki, mdlący zapach — wymruczała, poruszając się wolno wzdłuż ściany. — Jestem niemal pewna, że to Oak.
    Oak, demon, który wydzielał trujący gaz, poruszający się w ciemnościach. Skryty zabójca o wystających, ostrych zębach. Słabo widział, ale słuch miał bardzo wyostrzony i to dzięki niemu namierzał swoje ofiary. Jedynym sposobem, żeby pokonać demona było zamknięcie go w jednym pomieszczeniu, uniemożliwiając mu ucieczkę. Oak zazwyczaj uciekał, gdy wypuszczał trujący gaz, bo dla niego także był trujący.
    — Jak długo potrafisz wstrzymać oddech, Blaise? — spytała.

    OdpowiedzUsuń
  40. — Bądź ostrożny — szepnęła i spojrzała troskliwie po jego twarzy. — Mam nadzieję, że szybko się z nim uporamy i zdążymy zjeść obiad…
    Uśmiechnęła się do niego i przytaknęła, kiedy zaproponował zawody w: Kto dłużej wytrzyma. Blaise Cross nie wiedział jednak, że Agnes amatorsko nurkowała, co było jednocześnie hobby jej mamy. Obel pokochała to równie mocno jak ona, mogąc obserwować podwodny świat, będąc tak blisko tego, co zawsze ukrywało się przed wścibskim okiem.
    Przełknęła z trudem ślinę w momencie, gdy Cross złapał ją za rękę i ścisnął mocno. Zerknęła po demonie, który kręcił się niecierpliwie, chcąc w końcu coś upolować. Jego zębiska poruszały się niezależnie od siebie, ostre i krzywe. Zadrżała mimowolnie i cofnęła się o krok, wchodząc butem w porozrzucane wokół kamienie, przykryte tynkiem i kurzem.
    Oak poruszył się gwałtownie i skoczył w stronę Agnes, ale Blaise popchnął ją w bok, a demon odbił się od ściany z piskliwym wrzaśnięciem, ostrząc pazury o podłogę. Zaczął nasłuchiwać, pociągając łeb w górę i wytężając słuch, wypuścić z nozdrzy ciemnozielony pył.
    Agnes wstrzymała powietrze i zanim Oak uciekł, zagrodziła swoim ciałem wyjście, podnosząc wachlarze, kiedy demon zaryczał i rzucił się w jej stronę. Wzrokiem pognała za Blaisem, który ustawił się z drugiej strony i pokiwała głową. Chłopak musiał trafić demona prosto w czerep, więc Obel zamachnęła się i jednym ruchem przecięła cielsko demona, kopiąc go prosto w otwartą szczękę — a ten odsunął się od niej i zasyczał, próbując znaleźć drogę ucieczki.

    OdpowiedzUsuń
  41. — Tommy! — Obel patrzyła po przyjacielu, nie mogąc uwierzyć w to, że Thomas dał się w ten sposób złapać. Posłała beznamiętne spojrzenie Razielowi, nie kryjąc swojej niechęci do chłopaka, po czym przytaknęła, kiedy Cross powiedział, co ma robić.
    Nie wyobrażała sobie nawet, co Lingus mógłby zrobić z biednym Thomasem, który raczej nadawać się do siedzenia przy komputerze niż walki z czymś takim. Agnes często mu powtarzała, że powinien zrezygnować z zajęć, ale Thomas był uparty i powtarzał, że chce umieć zabić demony. Zawsze dziwiła ją jego odwaga.
    — Tam jest moja dmuchawka! — zawył, wskazując w ciemny zaułek.
    Obel przytaknęła, rozbiegła się i schwyciła za dmuchawkę, odbijając się od ściany i wchodząc w wir walki w najbardziej chamski sposób, żeby odwrócić uwagę małych gagatków. Bała się jedynie o to, że Tommy skończy z gałęzią w brzuchu, ale kiedy Blaise pojawił się przy demonie — zapomniała o tym wszystkim, wierząc w to, że Cross będzie w stanie zabić zmorę. Przecięła w pół miniaturową wersję Lingusa, warcząc pod nosem i łypnęła groźnie w stronę Raziela, który właściwie nie ruszył się z miejsca, a obserwował to wszystkim z zimnym, wyrachowanym spojrzeniem. Agnes obiecała sobie, że zatrze mu ten uśmieszek z twarzy, dlatego wskoczyła w szereg małych demonów, rozkładając wachlarze i tnąc wokół jak rzeźnik, po czym kopnęła jednego z gagatów prosto w twarz Raziela.

    OdpowiedzUsuń

  42. — To za to, że chciałeś zostawić Tommyego bez pomocy. Nie wiadomo, co by się stało, gdybyśmy nie usłyszeli jego wołania! — warknęła w stronę Raziela, posyłając chłopakowi kolejne wściekłe spojrzenie.
    Nienawidziła takich typków jak Raziel. Uważali się za nie wiadomo kogo, a gdy mieli się zmierzyć z jakimś niebezpieczeństwem, zasłaniali się innymi, a biedny Thomas był po prostu naiwny. Wilk po prostu to perfidnie wykorzystał.
    Agnes pokonała ostatniego z małych stworków i odwróciła się w stronę walczącego z kreaturą Blaise’a, wydając z siebie krzyk. Patrzyła jak Lingus łapie go za szyję i już chciała rzucić się w jego stronę i wbić wachlarze w plecy demona, ale Thomas złapał ją mocno w talii, przetrzymując, a Obel wyrywała się jak opętana. Słyszała jedynie płaczliwy głos Tommyego: Nie możesz nic zrobić.
    Wstrzymał oddech, gdy Cross schwycił w ostatnim momencie włócznie i przebił ostrzem serce zmory. A potem wszystko działo się tak szybko: jego upadek, panika, krew, krzyk.

    So if you love me, let me know
    We don't have to fall so fast, take it slow
    Unless you want to hold me close
    We can make a good thing last, don't let go


    — Podaliśmy mu bardzo silne środki przeciwbólowe — powiedziała pielęgniarka, wzdychając ciężko. — Nie wiem, ile będzie spać, ale ktoś musi przy nim być jak się obudzi.
    — Zostanę z nim — szepnęła Agnes, siedząc przy nieprzytomnym chłopaku, trzymając jego rękę w swoich zimnych dłoniach.
    — Stracił dużo krwi — wymruczał Thomas. — Czy to bezpieczne, żeby leżał w swoim łóżku, a nie w skrzydle medycznym?
    — Blaise otrzymał już transfuzję i zrobiliśmy wszystko, co jesteśmy w stanie, żeby doprowadzić do jakichkolwiek powikłań — odparła rzeczowo pielęgniarka. — Teraz musimy czekać aż się obudzi, więc nie ważne, gdzie leży pacjent, ważne żeby się obudził.
    Thomas pokiwał energicznie głową i odprowadził kobietę wzrokiem do drzwi, a zaraz potem wlepił wzrok w bladą twarz Blaise’a.
    — Przepraszam, Agnes, to wszystko moja wina — wymamrotał płaczliwie, pociągając nosem.
    — Zapomnij, Tommy — szepnęła. —To wszystko przez tego dupka… Raziela. Najważniejsze, że Tobie nic się nie stało, a Blaise żyje. — Odwróciła głowę do Sowy i uśmiechnęła się pokrzepiająco. — Wszystko będzie w porządku, Tommy. Wracaj do pokoju i połóż się.
    Tommy przytaknął i zostawił Agnes z nieprzytomnym chłopakiem, próbując się nie rozpłakać. Żałował, że dał się wciągnąć w plan Raziela, i nie mógł sobie wybaczyć tego, że to wszystko potoczyło się w ten sposób.
    Obel położyła się bezszelestnie przy boku Blaise’a, wpatrując się w jego twarz. Wyciągnęła dłoń, głaszcząc zimny policzek chłopaka, przegryzając wargę i nie rozumiejąc, jak do tego wszystkiego doszło. Wtuliła się mimowolnie w jego ramię i westchnęła, prosząc Wszechświat o to, żeby Cross obudził się jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  43. Agnes zasnęła, wpatrując się w bladą twarz chłopaka. Była zmęczona, a przerażenie i strach wolno z niej ulatywało. Nie wyobrażała sobie tego, co mogłoby się stać, gdyby Blaise nie złapał za włócznię — czy byłaby w stanie pogodzić się z jego stratą? Być może dlatego nigdy nie traktowała żadnego chłopaka zbyt poważnie, bojąc się tego, że kiedyś przyjdzie czas, żeby się rozstać, a Obel nie była za dobra w pożegnaniach, i wcale nie chciała tego robić, czując, że zbyt szybko się przywiązywała, ale Blaise był inny. Zgarnął sobie jej serce, gdy wyszedł za nią i zabrał cały smutek, który ją obejmował.
    Obudziła się w momencie, kiedy Alexander Weaver wpadł do pokoju, omal nie tracąc zębów — przetarła leniwie oczy nadgarstkiem i popatrzyła po kapitanie Wilków, który posłał jej krótkie spojrzenie, dlatego uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i pomachała od razu, kiedy skierował się do wyjścia.
    — Wiesz, że właśnie wywaliłeś swojego przyjaciela z pokoju? — spytała, ale nie pozwoliła Blaise’owi odpowiedzieć, bo zamknęła jego usta swoimi w miękkim, czułym pocałunku, łapiąc się mocno jego bluzki.
    — Tak się o Ciebie bałam… — szepnęła, gdy oderwała się od niego i oparła czoło o czoło chłopaka, wzdychając ciężko. — Myślałam, że tam umrzesz, a ja tylko patrzyłam i nie mogłam nic zrobić. Jest mi tak cholernie przykro, Blaise, że nawet nie umiesz sobie tego wyobrazić.
    Wplątała palce w jego włosy i pocałowała go mocno.
    — Nigdy więcej tak nie rób — dodała. — Nie możesz mnie teraz zostawić…

    Felicity Rose zdążyła wziąć prysznic, przebrać się w za duży sweter i spodenki, a teraz wycierając włosy ręcznikiem i spoglądając w laptopa, przyglądała się włączonej transmisji NASA. Za piętnaście minut miał się odbyć start jednej z rakiet, o której opowiadała jej matka przez telefon. Podobno Katherine Caelum pracowała przy całym projekcie, więc Felicity nie chciała tego przegapić.
    Kiedy usłyszała pukanie, przerzuciła ręcznik przez krzesełko, westchnęła cicho i pociągnęła za klamkę z grymasem mówiącym, że nie ma najmniejszej ochoty słuchać o ciałach jednorodnych pływających w wodzie, będących w równowadze w dowolnej orientacji, z czego wynikałoby tylko to, że owe ciało mogłoby być kulą — ale nikt tego jeszcze nie udowodnił, a Sowy zajęły się mechaniką i próbowały rozwiązać jedno z nierozwiązywalnych zagadnień, co mogłoby okazać się jakimś przełomem, ale były rzeczy ważne i ważniejsze, a dla Felicity ważniejszą od ciał jednorodnych był jednorazowy start rakiety — choć NASA często udostępniała obraz z całego wydarzenia, począwszy od wykładu i skończywszy w kłębie dymu startującej rakiety.
    — Blaise i Agnes? No tak, mogłam się tego spodziewać. — Wpuściła chłopaka, zamykając drzwi i przegryzła wargę. — Napijesz się czegoś? Kupiłam w automacie dwie puszki gazowanego soku jabłkowego, ale skoro Agnes jest zbyt zajęta… cóż, możesz uznać, że to Twój szczęśliwy dzień, Weaver.
    Uśmiechnęła się do niego i zmierzyła chłopaka krótkim spojrzeniem, przypominając sobie ich kłótnię. I to jak się to wszystko skończyło, i również to, że prawie go pocałowała, gdyby nie jej dłoń przy jego ustach.
    — Oglądam właśnie startowanie rakiety — dodała. — Chcesz się przyłączyć? Czy raczej wolisz zrobić coś bardziej… młodzieżowego? — Zaśmiała się cicho, podając mu puszkę z gazowanym sokiem.

    OdpowiedzUsuń
  44. — To rakieta, przy której pracowała moja mama — wyjaśniła. — To był dla niej ważny projekt, więc po prostu oglądając ten start, czuję że wspieram ją w jej pracy. To trochę głupie, ale cóż, nic nie mogę z tym zrobić. — Wzruszyła delikatnie ramieniem. — Moja mama pracuje w NASA — dodała szybko.
    Związała włosy wysoko w niechlujny kok i odwróciła się do chłopaka.
    — Dostaliśmy maksymalną ilość punktów — odparła z uśmiechem. — Sullivan był zadowolony i stwierdził, że współpracowaliśmy jak konie przy ciągnięciu wozu, cokolwiek to znaczy. — Zaśmiała się cicho i otworzyła puszkę.
    Upiła łyk napoju, oblizała wargę i zerknęła po laptopie. Zostało jeszcze pięć minut do wielkiego startu i Felicity czuła się tym podenerwowana. Przy takim starcie zawsze mogło pójść coś nie tak, a wtedy rakieta rozbiła się o ziemię w kłębach dymu i ognia.
    — Hej… — szepnęła, gdy Alexander zaczął się otwierać, wyrzucając z siebie to, co go męczyło. Owinęła rękę w rękaw swetra i pogłaskała delikatnie policzek chłopaka, słuchając uważnie tego, co mówił.
    — Wiem, Alec, ale wszystko dobrze się skończyło. Cross żyje i z tego, co słyszałam, uratował Tommyego przed zamienieniem się w drzewo, więc masz szczęście, że Twój najlepszy przyjaciel zachował się w ten sposób. Jak bohater — powiedziała z delikatnym uśmiechem. — Poza tym o jego opiekę nie musisz się martwić. Zdążyłam zauważyć, że jego i Agnes łączy coś więcej niż współpraca Wilk-Sowa, więc jest w dobrych rękach, panie kapitanie, i może pan spocząć i rozkoszować się moim towarzystwem.
    Przesunęła przeciągłym spojrzeniem po jego twarzy. Był tak blisko niej — i znowu nie mogła powstrzymać się od objęcia wzrokiem jego ust, ale chwilę później zabrała rękę i dodała:
    — I nie przepraszaj. Czasem warto powiedzieć o tym, co się czuje niż trzymać to w sobie, ukrywać i dusić. Jestem tutaj i chętnie Cię wysłucham, Alec.
    Gdyby Felicity Rose stosowała się do tego, co powiedziała, wyznałaby Alexandrowi Weaverowi swoje uczucia, a nie próbowała je jakoś przy sobie zatrzymać, ale gram hipokryzji jeszcze nikomu nie zaszkodził.

    — Po prostu nie narażaj się tak bardzo — szepnęła i odetchnęła głęboko, gdy ją przytulił. — Tommy czuje się winny temu wszystkiemu, a przecież nie zawinił ani trochę. To wszystko przez tego dupka… Wkurza mnie tak strasznie, że następnym razem jak go spotkam, to dam mu w twarz.
    Raziel naprawdę ją denerwował i uważała, że wszystko mogło potoczyć się zupełniej inaczej. Ale ten kretyn musiał zgrywać jakiegoś twardziela, a w ten sposób naraził Tommyego i siebie, bo nie umiał pokonać zmory.
    — Jesteś głodny? — spytała. — Mogę coś nam przynieść i zjemy razem — stwierdziła, cmokając czule policzek chłopaka.
    Odsunęła się lekko, żeby spojrzeć po jego twarzy i pogłaskać jego roztrzepane włosy. Uśmiechnęła się do niego uroczo, marszcząc nosem i odetchnęła po raz kolejny. Nie wyobrażała sobie zostać z tym wszystkim bez Blaise’a. Czuła, że przez ten incydent zakochała się w chłopaku jeszcze bardziej i ciężko jej było to ukrywać, a bała się jedynie, że Cross wyczuje jej zaangażowanie i się wycofa, nie chcąc być w związku z Sową.

    OdpowiedzUsuń
  45. — Blaise, skarbie — zaczęła Agnes, uśmiechając się delikatnie. — Jak to nie wiesz, czym sobie zasłużyłeś? Uratowałeś Tommyego, mnie i tego dupka przed demonem, a teraz mówisz tak, jakbyś tego nie wiedział.
    Ujęła jego twarz w swoje dłonie i pogłaskała policzki.
    — Ty zostajesz tutaj. — Ucałowała jego miękkie, idealne usta. — A ja pójdę po obiad — dodała, po czym po raz kolejny po pocałowała, uśmiechając się swawolnie pod nosem.
    Podniosła się wolno i wyciągnęła mocno, uświadamiając sobie, że przez ten cały czas nigdzie się nie ruszyła. Rozejrzała się mimowolnie po pokoju, lustrując wzrokiem męską jaskinię. Nigdy wcześniej tutaj nie była.
    — Wrócę za chwilkę — dodała. — I mógłbyś poszukać dla mnie jakąś swoją koszulkę? Wezmę u Ciebie prysznic.
    Cmoknęła go jeszcze w czoło i opuściła pokój. Nie chciała zostawiać Blaise’a samego, a tym bardziej zmuszać go do tego, żeby gdziekolwiek się ruszał, skoro miał leżeć i odpoczywać. Obiecała sobie, że zajmie się chłopakiem i zadba o to, żeby się nie przemęczał.
    Zgarnęła więc z kuchni pełną tacę z obiadem, prosząc kucharkę o dodatkowy kawałek czekoladowego ciasta, łapiąc kobietę w swój uroczy uśmiech.
    — Jestem! — zawołała, z trudem otwierając drzwi i odłożyła tacę przy najbliższym biurku, odgarniając z czoła zawieruszone kosmyki włosów. — Nie wiedziałam, co byś chciał zjeść, więc wzięłam wszystkiego po małej porcji. I mam nadzieję, że lubisz ciasto czekoladowe.

    — Weaver, czy Ty mnie podrywasz? — spytała, śmiejąc się i słysząc komentarz o inteligentnej córce. Upiła łyk gazowanego soku, zerknęła w jego stronę i szturchnęła go łokciem. — Jeszcze trochę a się z Tobą umówię, panie kapitanie.
    Wróciła spojrzeniem do ekranu, przegryzając wargę w momencie, kiedy zaczęło się dziesięciosekundowe odliczanie. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9… — 10! Chmura szarego dymu wzbiła się wokół rakiety a silniki zapaliły się gwałtownie, podnosząc statek w górę. Naukowiec, który prowadził transmisję potwierdził, że start odbył się bez żadnych przeszkód i za kilka minut rakieta powinna przedrzeć się przez chmury. Felicity klasnęła w dłonie i objęła mocno szyję chłopaka, potrząsając nim mimowolnie, nie mogąc ukryć swojej ekscytacji, a kiedy jej telefon zadzwonił — rzucił się po aparat i odebrała video rozmowę od mamy.
    — Wszystko widziałam! — zawołała Caelum, wpatrując się w uśmiechniętą twarz Katherine. — Jestem z Ciebie taka dumna, mamo!
    — Dziękuję. Dobrze wiedziałam, że wszystko musi się udać, bo przecież nie mogłabym się pomylić w obliczeniach — odparła krótko, kierując swoje spojrzenie w stronę nieznanego jej chłopaka. — A kto to tam z Tobą siedzi? Myślałam, że Ty z nikim się nie spotykasz, żabciu, a teraz widzę jakiegoś chłopca i muszę przyznać, że…
    — Mamo! — Felicity zaśmiała się nerwowo i odchrząknęła. — To Alexander Weaver. Kapitan domu Wilków.
    — Cześć, Alexander. — Katherine uśmiechnęła się przyjaźnie i obrzuciła chłopaka badawczym spojrzeniem, po czym wzruszyła delikatnie ramieniem. — Dobrze więc. Nie będę Wam przeszkadzać w takim razie, tylko proszę… Zabezpieczajcie się! Kocham Cię, żabciu!
    Felicity niemal rzuciła telefon o ścianę, słysząc przemowę mamy o zabezpieczeniu się, jakby akurat to było najbardziej kluczowe w tym wszystkim. Przecież ona go nawet jeszcze nie całowała!, a co dopiero zaczynać rozmowę o zabezpieczeniu się przed niechcianą ciążą. Zaczerwieniła się mocno, przegryzając wargę i zerknęła niepewnie w stronę Wilka.

    OdpowiedzUsuń
  46. — A chciałbyś się ze mną umówić? — spytała, nie patrząc już w jego stronę. Przygładziła nerwowo włosy i odchrząknęła, podnosząc się wolno. — W sumie nie musisz odpowiadać. Chciałam dalej ciągnąć to wszystko, żeby nie czuć zażenowania, ale nadal je czuję, więc… Przepraszam Cię za moją mamę. Ona po prostu mówi to, co myśli.
    Wzruszyła delikatnie ramieniem, nie mogąc się doczekać aż oddzwoni do matki i wyrzuci jej ten komentarz o zabezpieczeniu się. To była jedna z najbardziej żenujących scen w jej życiu, i Felicity obawiała się tego, że szybko o niej nie zapomni.
    — Tak. Dogadujemy się z mamą… chociaż była Wilkiem. — Zaśmiała się cicho. — A mój tata Sową. Nieprawdopodobne, co? Czasem myślę, że są tak bardzo różni od siebie, a chwilę później uzupełniają się wzajemnie, jakby nie mogli bez siebie żyć.
    Dopiła napój gazowany i zgniotła puszkę.
    — Jak chcesz… to możesz spać tutaj — stwierdziła. — Oczywiście nie ze mną… W sensie, jakbyś… no możesz poleżeć w moim łóżku i w ogóle, ale wolałabym nie spać razem, w sensie, moglibyśmy spać razem, ale myślę że… Ugh. — Potarła nerwowo kark. — Możesz zająć podłogę.

    — Cieszę się z tego, że mogę Ci pomóc — stwierdziła i cmoknęła go głośno w nos. — Czyli Blaise Cross słodycze? Idąc tym myśleniem, sir, musisz też lubić moje usta. — Zaśmiała się cicho i wstała wolno, choć bardzo niechętnie.
    — Zaraz do Ciebie wrócę. — Złapała za koszulkę. Będzie za duża, ale przynajmniej materiał będzie mógł zasłonić to, co trzeba. — Wybierz coś i zrób dla mnie trochę miejsca.
    Uśmiechnęła się do niego, puściła oczko i zniknęła w łazience. Chciała zmyć z siebie kurz, strach i zmęczenie, spróbować zapomnieć o tym, co mogło się stać i cieszyć się tym, co działo się teraz. Była szczęśliwa i już nie odmawiała sobie żadnych uczuć, nie chcąc tego dusić, bo ciężko było powstrzymać się od pocałunków czy drobnych, czułych gestów względem Blaise’a. I miała nadzieję, że chłopak czuje to samo, i nie zapomni o niej niedługo. Miał w końcu opinię podrywacza i ciągle widywany był we wianuszku ładnych, rozmarzonych dziewczyn, więc może Cross wcale nie chciał tworzyć niczego poważniejszego?
    Wzięła prysznic, a potem ubrała jego koszulkę i odetchnęła cicho, wychodząc. Użyła jego płynu do kąpieli, więc miała wrażenie, że przejęła jego zapach, dlatego nie mogła przestać się uśmiechać.
    — Wybrałeś coś? — spytała, wślizgując się pod kołdrę i całując go mocno w kącik ust.

    OdpowiedzUsuń
  47. Felicity odpowiedziała krótko: słodkich snów i wtuliła twarz w poduszkę. Długo jednak myślała nad tym, co powiedział jej wcześniej Weaver. Wcale się przy nim aż tak nie stresowała, a jedynie niektóre sytuacje doprowadzały Caelum do plątania się języka. Żałowała, że nie umie po prostu tego wyłączyć i zachowywać się normalnie, ale nie umiała trzymać dystansu, a jednocześnie spędzać z Alexandrem tak wiele czasu, oglądając głupie filmiki czy śmiejąc się z jego żartów. To było ponad jej siły i z matematycznego punktu widzenia szansa, że powie Weaverowi co do niego czuje wzrastała z każdą kolejną godziną.
    Zasnęła, oddychając spokojnie. Nie miała żadnych snów, a wszystko był spokojnie i ciche, ale sen potłukł się gwałtownie w momencie, kiedy przez pokój przeszedł krzyk: Blaise, nie!
    Podniosła się z łóżka, przetarła szybko oczy nadgarstkiem i obrzuciła Weavera przeciągłym spojrzeniem, wodząc po jego niemal embrionalnej pozycji. Ześlizgnęła się z kołdry i uklękła przy nim, łapiąc go za nadgarstki i wchodząc pomiędzy jego nogi, przytuliła go mocno do siebie. Nie zamierzała pytać ani upewniać się w tym, czy wszystko w porządku, a przytulała go do siebie, uspokajająco gładząc jego włosy z cichym pomrukiem: jestem tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  48. — Nie rozmawiajmy o tym — szepnęła i pokręciła głową.
    Dobrze widziała w jakim był stanie i nie chciała go dobijać swoimi pytaniami. Była pewna, że Alexander kiedyś jej o tym wszystkim powie, jak będzie gotów. Teraz jednak uśmiechała się uspokajająco w jego stronę.
    — Wiem, że miałeś koszmar — zaczęła — ale znam sposób, żebyś mógł dalej spać.
    Podniosła się z miejsca i schwyciła swoją kołdrę. Potem wzięła krzesło i przesunęła je bliżej — kołdra wylądowała w górze, robiąc za prowizoryczny dach. Felicity wzięła też poduszkę i rzuciła obok posłania, gdzie spał Alexander i rozejrzała się po pokoju. Ostatnio zaczęła się bawić w robotykę i pierwsze, co udało jej się stworzyć, to przenośną lampkę z niemal księżycowym blaskiem, wiec sięgnęła po nią i włączyła, rozjaśniając nieco fort, który zbudowała.
    — Umówmy się, że to nasz zamek, a w zamku jest bezpiecznie i nikogo nie dręczą koszmary — oznajmiła szeptem, kładąc się po podłodze i wtulając twarz w poduszkę. — Chodźmy spać, Weaver. Nic Ci już nie grozi. Jesteś teraz w zamku księżniczki Caelum, więc rozgość się.
    Owinęła dłoń w rękaw i wyciągnęła do niego ufnie, wierząc, że Alexander jej zaufa.

    OdpowiedzUsuń
  49. Well I know there can come fire from the sky
    To purify pure as the canes
    Even though
    I know this fire brings me pain
    Even so
    enjoys the same


    — Chyba się zakochałam, Felicity — oznajmiła Agnes Obel, wbijając widelec w smażone jajka, wzdychając ciężko.
    — Blaise? — spytała, a przyjaciółka pokiwała głową. — A dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś się z tego nie cieszyła?
    — Bo nie wiem, czy jest się z czego cieszyć… Nic sobie nie obiecywaliśmy, a ja czuję, że chciałabym, żeby zaproponować mi jakiś związek, czy coś — mruknęła, podnosząc wzrok po twarzy Felicity.
    — To zacznij rozmowę — odparła. — Ty go lubisz, i on też Cię lubi, a wczoraj spędziliście razem noc, więc wystarczy, że się otworzysz, Nessie. Przecież jest dla Ciebie ważny, widzę to, a dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz, młoda damo.
    Agnes zaśmiała się cicho i pokiwała energicznie głową, sięgając po kubek z kawą. Niemal się jednak zakrztusiła, widząc jak do Sali Głównej wchodzi Cillian Courtenay z bukietem pięknych, czerwonych róż.
    — O kurwa… — wyrwała się jej mimowolnie, a potem niemal z otwartą szeroko buzią patrzyła jak Courtenay podchodzi do nich, patrząc w stronę Felicity Rose. — Ruda, czy on właśnie…
    Caelum przełknęła sok i popatrzyła po chłopaku, który wręczał jej właśnie bukiet róż, uśmiechając się jak amant z jednego z tych komedii romantycznych. Nie denerwował się jednak, wiedząc, że zaproszenie Felicity Rose będzie jedynie czymś formalnym, bo wiedział, że dziewczyna jest jego. Bo jak mogłoby być inaczej?
    — Felicity Rose Caelum, chciałbym Cię prosić o to, byś była moją najjaśniejszą gwiazdą — zaczął. — Dlatego mam nadzieję, że zgodzisz się przyjąć moje zaproszenie i zgodzisz się być moją uroczą partnerką…
    — Cillian, ja — wymamrotała. — Kwiaty są piękne, dziękuję. Ale nie mogę ich przyjąć, Twojego zaproszenia również nie.
    — Słucham?
    — Po prostu nie mogę. — Podniosła się wolno i uśmiechnęła się delikatnie, bez większych emocji. Była kapitanem Sów, więc bardzo dobrze radziła sobie z powściągliwością. Chyba że w pobliżu był Alexander Weaver.
    — Myślę, że zasługujesz, żeby iść z kimś lepszym niż ja — dodała. — Nie jestem zbyt dobrą partnerką do tańca, o czym się zresztą przekonałeś, więc statystycznie rzecz biorąc, wynudziłbyś się w moim towarzystwie.
    Patrzyła jak Cillian zaciska szczękę i jak zostawia jej kwiaty, wychodząc z Sali, trzęsąc się z nerwów.
    — Więc z kim pójdziesz? — zainteresowała się Obel. — Odrzuciłaś jednego z lepszych kandydatów i nie wiem, kto… Ah, Weaver!
    — Ciszej! —syknęła, zasłaniając Agnes usta. — Weaver mnie nie zaprosił, więc nie wiem, o czym mówisz. Po prostu nie chciałam iść z Cillianem. W jego towarzystwie czuję się tak jakbym nie była sobą.

    OdpowiedzUsuń
  50. Agnes i Felicity wracały właśnie z dodatkowych zajęć z programowania, żywo ze sobą rozmawiając. Felicity z podekscytowaniem mówiła o tym, co udało jej się stworzyć, nie chcąc jednak głośno, co dokładnie planuje zrobić, więc Agnes podjęła próbę rozszyfrowania tej tajemnicy ze śmiechem, koniec końców obejmując przyjaciółkę ramieniem i siadając przy stole.
    — Dzisiaj biorę tylko sałatkę — zakomunikowała Obel. — Po zadaniu z demonem stwierdziłam, że chyba bardziej chcę działać w terenie.
    — Czemu nie? Jesteś w tym niezła — stwierdziła Felicity, sięgając po napój.
    — Ty też byś mogła — stwierdziła, wbijając widelec w liście sałaty. — Ruszasz się na tym swoim kijku jak cholernie elastyczne piórko, wiec jakby dali Ci silnego partnera, Wasz team byłby idealny.
    — Może spróbuję pracy w terenie, ale nie jak długo — odparła. — Dobrze wiesz, że bardziej wolę pracować nad tym jak wykorzystywać demony a nie je zabijać. No i, chciałabym założyć rodzinę, więc nie mogłabym pracować w terenie cały czas. Ktoś musiałby zostać z dziećmi.
    — Ah, Felicity Rose Caelum! Jak zwykle myśli o wszystkim. — Wyszczerzyła się i rozejrzała wolno wokół, gdy światła zgasły.
    A potem światło padło po sylwetce Blaise’a, a drugie stanęło przy niej. Zerknęła nerwowo po stole, po czym podniosła spojrzenie i spojrzała w stronę chłopaka, nie rozumiejąc z tego nic a nic, ale kiedy zaczął recytować Shakespeare’a, wstrzymała oddech.
    Słuchała tego, co mówił, rozpływając się z każdym kolejnym słowem. Blaise Cross właśnie do niej mówił, robiąc całą tę aferę z jej powodu. Dobrze czuła spojrzenia wszystkich zebranych, ale była zbyt szczęśliwa, żeby się tym teraz przejmować.
    Złapała jego rękę pewnie i uśmiechnęła się uroczo, patrząc w stalowo niebieskie oczy chłopaka. Wydawało jej się jedynie, że widzi tylko jego. Że Blaise zgarnął dla siebie całą jej uwagę i nie miała do niego o to żalu.
    — Tak! — zawołała głośno i objęła mocno jego szyję, śmiejąc się. — Jesteś niemożliwy! Oczywiście, że pójdę z Tobą na bal. Teraz, za rok, za dwa lata, a nawet za dwadzieścia!

    OdpowiedzUsuń
  51. Felicity nie wiedziała, co powiedzieć, kiedy Weaver wcisnął jej kopertę z tekstem: To dla Ciebie. Spojrzała za nim, niczego nie rozumiejąc, a później przerzuciła spojrzenie do Agnes, ale Obel wzruszyła jedynie ramieniem i uścisnęła ją mocno, żegnając się wesoło. Musiała w końcu poszukać odpowiedniej sukienki.
    Felicity westchnęła ciężko, wchodząc do pokoju. Może nie powinna odrzucać Cilliana? Przynajmniej miałby jakieś towarzystwo, choć byłoby to towarzystwo kogoś, kto zdecydowanie lubił być zawsze ponad wszystko, co go otaczało. Caelum bardzo dobrze wiedziała, z kim chciałaby pójść, ale za każdym razem, gdy myślała o Alexandrze czuła jakiś niezwykły niepokój. A może już kogoś poprosił? Albo jakaś dziewczyna przejęła inicjatywę?
    Zerknęła po kopercie w swoich dłoniach, dobierając się do niej w końcu. Złapała za papier i prześledziła wzrokiem tekst, czerwieniąc się mimowolnie. Czuła jak jej serce przyśpiesza, chcąc wyrwać się ku Alexandrowi Weaverowi. Nie wiedziała, co powinna zrobić, więc oparła plecy o drzwi i schowała twarz w kartkę, uśmiechając się ciepło do siebie. Nikt nigdy nie zrobił dla niej takiego czegoś, tym bardziej nie spodziewała się tego, że Wilk będzie w stanie ułożyć zaproszenie z wierszy Baudelaire.
    Odetchnęła cicho, po czym opuściła pokój i ruszyła korytarzem. Miała zamiar znaleźć kapitana Wilków i powiedzieć, że się zgadza, i że chętnie stanie przy jego boku. Nie była już nieśmiała ani rozkojarzona tym wszystkim, a raczej oddawała się w objęcia młodzieńczej radości, nie mogąc wierzyć w to, że Alexander Weaver zaprosił ją na bal. ZAPROSIŁ JĄ. Nikogo innego.
    Zapukała więc do drzwi, a kiedy usłyszała krótkie proszę, złapała za klamkę i przeszła przez próg. Weaver był sam, leżał w łóżku, ale podniósł się momentalnie, gdy ją zobaczył. Nagle zapomniała, co chciała powiedzieć, straciła tę swoją odwagę i sterczała przez chwilę w miejscu, lustrując sylwetkę chłopaka, nie odzywając się w ogóle.
    — Pójdę z Tobą… i dziękuję za zaproszenie. Jest cudowne, Ty… jesteś cudowny — powiedziała cicho, a potem podszedł do niego, cmoknęła go w policzek i wyszła z pokoju, niemal potykając się o własne nogi.

    OdpowiedzUsuń
  52. — Wyglądasz tak ślicznie, Nessie. — Felicity uśmiechnęła się lekko, lustrując wzrokiem beżową sukienkę z okrytymi ramionami.
    Agnes naprawdę dobrze w niej wyglądała. Prawie jak księżniczka, od której nie dało się oderwać wzroku. Felicity zawsze uważała, że jej przyjaciółka jest naprawdę ładna, ale dopiero teraz mogła przyznać, że pokazała wszystko, co w niej najlepsza. Nie dziwiła się wcale, że Blaise Cross wręcz oszalał, bo tylko szaleniec zrobiłby swój teatr w Sali Głównej — dziewczyny wspominały o tym jeszcze długo, ekscytując się całym przedstawieniem, po czym Agnes powiedziała: kocham go.
    A Felicity jej uwierzyła.
    — Ty też ślicznie wyglądasz — odparła i szturchnęła Caelum w bok. — Weaver ma świetny gust. Muszę mu o tym powiedzieć, kiedy się spotkamy.
    — Agnes! — zawołała ze śmiechem, poprawiając swoje rude włosy z lekkim podenerwowaniem, czując, że jedynie czego teraz chciała to tylko to, żeby wszystko wypadło jak w tych idealnych filmach o szczęśliwym zakończeniu.
    Ruszyły korytarzem, rozmawiając żywo ze sobą. Agnes zapowiedziała, że zamierza porozmawiać z Blaisem o tym, co ich łączyło i określić tę relację, a Felicity — cóż, Felicity miała nadzieję, że spędzi miły wieczór u boku Alexandra Weavera.
    — Hej! Moja niedoszła najjaśniejsza gwiazdo! — zawołał Cillian Courtenay. Zmierzył Felicity Rose spojrzeniem, wodząc po zapewne delikatnym, łososiowym kolorze sukienki z wszczepionymi przy głębokim dekolcie i ramionach mniejszymi i większymi kwiatami.
    — Agnes, idź do swojego Romea, a ja zaraz dojdę — stwierdziła Caelum, a Obel posłała badawcze spojrzenie Cillianowi, po czym oddaliła się wolno. — Śpieszę się, Cillian… — zwróciła się do niego.
    — Rozumiem, jednak chciałem powiedzieć Ci coś ważnego — odparł, podchodząc do niej bliżej i schylając głowę mimowolnie, bo Caelum była od niego zdecydowanie niższa. — Nie obchodzi mnie, kogo wybrałaś, skoro się tutaj dzisiaj pojawiłaś, ale czuję się niemal żywo dotknięty tym, że to nie mogę być ja. Weaver jest jedynie Wilkiem, a oni znajdują sobie inne dziewczyny w przeciągu tygodnia. On nie doceni tego, jak wyjątkowa jesteś, Felicity… ale nie będę Cię dłużej zatrzymywać, po prostu chcę żebyś wiedziała o tym, że zawsze jestem po Twojej stronie, pani kapitan.
    Ujął jej dłoń w swoje ręce i ucałował w rękawiczkę, oddalając się ociężale, a Felicity sterczała jeszcze w miejscu, trawiąc to, co powiedział Cillian. Wiedziała, że był wobec niej zaborczy ale nie spodziewała się takiego wyzwania, a nawet nie zdążyła zareagować, bo chłopak się oddalił.
    Potrząsnęła głową. Cillian mógł sobie mówić, co chciał, bo Felicity była pewna swoich uczuć do Alexandra Weavera, i nie uwierzyłaby w to, żeby mógł ją skrzywdzić. Nie po tym wszystkim, co się między nimi stało, dlatego uśmiechnęła się do siebie i ruszyła dalej.
    Przekroczyła próg i rozejrzała się po pięknie udekorowanej sali, nie mogąc wyjść z zachwytu. W ten jeden wieczór uniósł się w murach szkoły jakiś magiczny nastrój. Jakby ktoś obudził klimat dawnych przyjęć, z królową i królem, szlachtą i rozbawionymi gośćmi.

    OdpowiedzUsuń
  53. — Ja też się cieszę z tego, że mogę tutaj być razem z Tobą — odparła i popatrzyła jak Weaver całuje ją w rękę. Uśmiechnęła się do niego ciepło, mierząc jego sylwetkę wzrokiem. — Ty też naprawdę dobrze wyglądasz, panie kapitanie. Wilk pod muchą…
    Poprawiła muszkę przy jego szyi i przechyliła lekko głowę. W tym momencie naprawdę nie przeszkadzało jej to, że był od niej wyższy. Właściwie czuła się jak jedna z tych szlachetnie urodzonych panienek, dla której takie bale były czymś zwyczajnym, choć tak naprawdę jej serce biło szybciej niż zazwyczaj a twarz rozjaśniał uroczy rumieniec.
    Wiadomo jednak było, że bal nie może odbyć się bez głównego tańce, gdzie pary ustawiały się za sobą i przechodziły przez salę w rytm muzyki. Felicity jako kapitan Sów zajmowała miejsce pierwszej pary wraz z Weaverem, który również nosił owy tytuł, więc ustawili się jako pierwsi i czekali aż reszta dobranych par stanie za nimi. Caelum nie stresowała się samym tańcem, bo wiedziała, że Alexander ją poprowadzi, więc uśmiechała się miło wokół, jakby co najmniej prowadziła paradę.

    OdpowiedzUsuń
  54. — Bo nie umiem — odparła. — Po prostu czekam aż mnie poprowadzisz — dodała ciszej z ciepłym uśmiechem.
    Wsłuchała się w słowa dyrektora i przytaknęła mimowolnie. Dobrze wiedziała o tym, że różnice pomiędzy domami zaczęły ich godzić, a nie rozdzielać, jakby uznali, że wzajemnie się uzupełniają. Przynajmniej w większości przypadków, bo niektórzy nadal trwali w swoich skorupach, łypiąc groźnie w stronę przeciwników. Felicity jednak miała zamiar poprowadzić Sowy do zrozumienia tego, że czasem lepiej było się pogodzić z tym, że Wilki bywały lepsze niż toczyć bezowocną walkę. Nie znaczyło to mimo wszystko, że Caelum będzie teraz mniej uparta, o nie, planowała kolejne zwycięstwo Sów, a jej uczucia do Alexandra Weavera nie będą ostudzały jej zapału. Wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że będzie starać mu się dopiec w ten swój uroczy sposób, mówiąc: Wygrałam, wilczku.
    Odetchnęła cicho w jego ramionach, gdy pary rozlały się po parkiecie, a ona i Weaver tańczyli w tym tłumie. Nie spuszczała wzroku z twarzy chłopaka. Był przystojny i tak bardzo ciepły; był jej własnym słońcem i Felicity czuła jedynie, jak bardzo jest przy nim szczęśliwa.
    — Weaver, będziemy musieli poważnie porozmawiać — oznajmiła, przegryzając wargę. — To nic poważnego, ale chyba warto w końcu Ci coś wyznać, zanim znów wrócimy do zadań, ścigania się o zwycięstwo i swoich docinek, które swoją drogą bardzo lubię. — Zaśmiała się cicho, po czym wzięła głęboki oddech. — Chciałam powiedzieć, że coś do Ciebie czuję. Nie wiem, co to dokładnie i jak zdefiniować swoje uczucia, ale po prostu chcę spędzać z Tobą czas. Nie mówię tego, bo oczekuję od Ciebie, że powiesz to samo, a raczej dlatego, żebyś o tym pomyślał, kiedy no wiesz, być może zaczniesz się z kimś spotykać na poważnie. Wiem, że nie mam do tego prawa, żeby Cię o to prosić, ale czułabym Cię strasznie widząc Cię z kimś innym.

    OdpowiedzUsuń
  55. Słuchała tego, co mówił z przejęciem, szklanym spojrzeniem, jakby wzruszenie opadło po jej ramionach i otoczyło mocno. Nigdy wcześniej nie czuła się tak jak teraz i miała wrażenie, że jest teraz najszczęśliwszą dziewczyną w Atheygal. Nie spodziewała się jednak, że Alexander odpowie jej w ten sposób, i że zabrzmi to w jego ustach tak cudownie.
    Uśmiechnęła się do niego, a potem zrobiła krok i wtuliła się mocno w jego tors, wdychając cicho zapach chłopaka. Był tak blisko niej. I nie chciała, żeby w ogóle się odsuwał. Miała wrażenie, że jest jej brakującym elementem, który znalazł się w momencie, kiedy naprawdę go potrzebowała. Nie umiała opisać tego, co dokładnie czuła do tego kochanego, troskliwego, przystojnego kapitana Wilków, który z jednej strony ją denerwował, a z drugiej sprawiał, że chciała go pocałować tak mocno, że straciłby oddech. Schowała twarz w jego pierś i pokręciła mimowolnie głową.
    — I co my z tym zrobimy? — spytała szeptem. — Będziemy rzucać sobie spojrzenia i udawać, że nic nas nie łączy? — Odsunęła się lekko i przesunęła spojrzeniem po jego twarzy. — Myślisz, że to ma w ogóle sens? Ty i ja, Wilk i Sowa? Nie zrozum mnie źle, Alec, jesteś cudowny i czuję się teraz jak księżniczka, będąc tutaj i mogąc być tak blisko, ale boję się jedynie o to, że oboje się skrzywdzimy. To tak jak z moim dotykiem… Powstrzymuję się od tego, bo wiem, że jest to niebezpiecznie, więc… czy nasza relacja nie będzie skomplikowana? Czy jesteśmy w stanie podjąć ryzyko?
    Jak zwykle za dużo myślała i analizowała, chcąc zrozumieć szereg skomplikowanych uczuć, ale przecież nie dało się zrozumieć tego przez statystkę i prawdopodobieństwo. Uczucia i relacje były skomplikowane i często bilansowały między miłością a nienawiścią.

    OdpowiedzUsuń
  56. — Dobrze… — szepnęła, uśmiechając się delikatnie. — Masz rację. Nie warto udawać, że nic nas nie łączy i żyć po prostu dalej. Chyba bym tego nie wytrzymała, ale musiałam wiedzieć, co Ty o tym myślisz, i czy czujesz to samo.
    Nie chciała, żeby pomyślał sobie o niej źle, ale związek Sowy i Wilka, tym bardziej kapitanów, mógł być odebrany w dwojaki sposób, choć teraz Felicity nie przejmowała się tym tak bardzo. Dla niej liczyło się jedynie to, że Alexander Weaver odwzajemniał jej uczucia, i nie było teraz nic lepszego. Nawet od zwycięstwa, ale ta myśl sprawiła, że uśmiechnęła się pod nosem, obejmując mocno szyję chłopaka i wtulając twarz w jego szyję.
    — I tak skopię Ci tyłek przy następnym zadaniu, Weaver — szepnęła i cmoknęła go w ucho ze śmiechem. — Ale nie martw się. Będę delikatna.
    Lubiła się z nim droczyć, a teraz, kiedy wyjaśnili sobie wszystko i wiedziała, co się między nimi dzieje, nie musiała się powstrzymywać ani zawstydzać, bo Alexander bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z jej uczuć. Dlatego dogryzanie mu było dla Felicity tak kuszące. Poza tym lubiła jak się wtedy ożywiał, a w jego czekoladowych oczach pojawiał się łobuzerski błysk. I chyba właśnie za to tak naprawdę go lubiła. Był jednocześnie jak miękki, ciepły kocyk i dawka adrenaliny z uśmiechem godnym łamacza serc.
    — Wiesz, że obliczyłam prawdopodobieństwo tego, że mnie odrzucisz? — spytała, nie odsuwając się od niego, a chuchając gorącym oddechem w jego szyję. — Wyszło, że było aż 40% szans, że wyjdę na kompletną idiotkę… Ale cieszę się że zaryzykowałam.

    OdpowiedzUsuń