6 kwietnia 2014

[KP] Leah Turner

Leah Turner

29 lat ❇ weterynarz w podmiejskiej klinice w trakcie robienia specjalizacji 
z weterynaryjnej diagnostyki laboratoryjnej córka rozwiedzionych prawników  najstarsza z trzech sióstr  introwertyczka

"Wszyscy płacimy(...)nie tyle za nasze winy, ile za etykiety,
 jakimi oklejono nas w tym skostniałym społeczeństwie."- Eduardo Mendoza

4 komentarze:

  1. Las zawsze wydawał jej się dziwny. Było w nim cos niepokojącego, coś, co sprawiało, że miała gęsią skórkę, kiedy tylko przekraczała jego granicę — przez lata uważała, że może to norma, w końcu wchodzi w dzicz, w zarośla, w ciemność i nieznane, ale przecież od dziecka jeździła z siostrami na obozy i biwaki, też do lasów, i tam nie czuła niepokoju ani przez chwilę. Nie lubiła tam chodzić. W podstawówce robili tam przebieżki w ramach wychowania fizycznego, a teraz, w liceum, całe grono jej przyjaciół obsesyjnie ciągnęło do jeziora, do wizji skakania do wody po pijaku, bez nadzoru i wiedzy dorosłych. Tia nie lubiła tych pomysłów; pewnie, chętnie się z nimi napiła, chętnie z nimi wypaliła to i owo, ale w warunkach kontrolowanych, w czyimś domu, może ogrodzie, na jakiejś domówce — nie w środku podmiejskiej głuszy, gdzie nie miała ochoty się zapuszczać.
    Morrison miała problemy z silną wolą, kiedy koleżanki patrzyła na nią z minami zbitych psiaków; stawiały warunki, brzmiące mniej więcej jak jeżeli tam nie pójdziesz, to my też nie, bo z samymi chłopakami nie chcemy, i to będzie twoja wina, że ominie nas najlepsza rzecz w naszych życiach. I chociaż Tia śmiała się z tego, dość otwarcie, i jasno postawiła swoją granicę, i tak jakimś cudem znalazła się na drodze do lasu, z obu stron otoczona przyjaciółkami. Teraz, kiedy z żołądkiem w gardle starła się znaleźć w oddali jezioro, sama nie potrafiła sobie przypomnieć, jakim cudem dała się namówić.
    Kilka razy zbłądziły, szły dłużej, niż było to przewidywane, ale w końcu za dźwiękami imprezy doszły na miejsce, nad jezioro, nad którym — tak przynajmniej im się wydawało, z dużą przesadą — już teraz znajdowało się pół ich szkoły. Żadna z nich nie spodziewała się takiego tłumu; koleżanki próbowały zaciągnąć ją w same centrum rozochoconego zbiegowiska, ale Tia wyrwała im się, wymamrotała coś o tym, że wcale nie ma ochoty, że jednak jej się nie podoba, że chce jej się palić i że zanieczyszczają przyrodę, i obróciła się na pięcie, bez żadnego konkretnego planu działania. Unoszący się nad nimi zapach wydawał się jej ostry i obcy, niepodobny do niczego, z czym się dotychczas spotkała, a niektórzy ludzie w głównym kręgu wydawali się mieć rozbiegane oczy, byli nadpobudliwi i nerwowi. Morrison poczuła, że ściska jej się żołądek, że znowu podchodzi aż do gardła, i oblał ją zimny pot.
    Nasłuchała się od sióstr i matki tego i owego, o tym, jak to dziewczęta mami się i zwabia w dziwne miejsca, jak potem można je łatwo wykorzystać i skrzywdzić, i to wszystko strasznie jej się nie podobało. Odeszła od gwaru i zagłębiła się znowu w dziczy, nie zwracając uwagi na wołanie koleżanki, ale nie zaszła za daleko — w pewnym momencie już ciążący w jej piersi niepokój urósł do niewiarygodnych wymiarów, zaczął wpychać jej do głowy wnioski, do których nigdy by sama nie doszła, zmylił ją i zdezorientował, i Tia stała tak, na środku lasu, sama, z rękami w kieszeniach, prawie płacząc; nie miała pojęcia, gdzie jest. Gdzieś za nią, owszem, powinno być jezioro — ale nie potrafiła go dojrzeć pomiędzy drzewami. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej, i Tia poczuła się strasznie mała i bezbronna; a potem przeszło jej przez myśl, że przecież nie może zostawić dziewczyn samych, że przecież musi je stamtąd wyciągnąć, skoro ma złe przeczucia, ale nie umiała się ruszyć z miejsca.
    Nogi miała niebywale ciężkie, kolana wydawały się nie chcieć zginać, całe jej ciało drżało; do oczu napłynęły jej zły. Niczego nie brała, nie zdążyła i nie miała zamiaru, ale czuła się dziwnie i to, w połączeniu z niepokojem dotyczącym atmosfery dopiero co opuszczonej imprezy, skutecznie doprowadzało ją do stanu paniki. Serce biło jej szybko, coś kłuło ją w klatce, oddech zaczął się rwać; i Tia o niczym innym nie umiała już myśleć, tylko o ogarniającym ją niepokoju, o tym, że coraz trudniej jej ustać i że coś jest nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Serce biło jej zdecydowanie za szybko; krew szumiała jej w uszach i poza tym szumem Tia nie słyszała już nic. Obraz zamazywał jej się przed oczami, łzy popłynęły po policzkach. Przyciskając dłoń do klatki piersiowej, opadła na kolana i zaszlochała, nie będąc w stanie odzyskać kontroli nad nieopanowanym strumieniem myśli, potwornie szybkich, prowadzących ją od faktów do wniosków w zatrważającym tempie. Nie potrafiła pozbierać się do kupy i trwała tak, z kolanami w mokrej trawie, z jedną ręką wbijającą się w wystający korzeń, aż jej oddech nie zaczął się powoli uspokajać. Ta nieokiełznana panika, która ogarnęła ją na chwilę, zawładnęła całym jej ciałem, wystraszyła ją, ale tym razem już normalnie — uczucie było przesiąknięte niepokojem, ale nie doprowadzało jej już do wcześniejszego stanu, nie wywoływało skurczów przypominających zawał serca i wciąż pozwalało jej na resztki racjonalności.
    Jeszcze chwilę zajęło jej pozbieranie się z ziemi; kolana jej się trzęsły, twarz miała mokrą od łez i dalej nie wiedziała, dlaczego to wszystko zdarzyło się tak nagle, tak silnie. Łapczywie łapiąc powietrze, oparła się o pobliskie drzewo, żeby zachować równowagę. Nie czuła już drażniącej woni ogniska, ale żołądek dalej miała w gardle — oczy musiała kilak razy przetrzeć, zanim zaczęły łapać ostrość.
    I wtedy usłyszała szelest, trzask i czyjś głos, i ta mieszanka znowu popchnęła ją w stronę paniki; Tia wrzasnęła, a gdyby nie kolana, trzęsące się jak galareta, pewnie by też podskoczyła. Potem znowu coś przeskoczyło w jej głowie, zwolniło cały potok myśli, znowu wylewający się poza jakiekolwiek granice, pędzący i katastroficzny. Po kilku sekundach Morrison była przekonana, że człowiek, którego głos pochwyciła, jest w rzeczywistości seryjnym mordercą i lepiej, żeby zmarła już teraz, na atak serca, niż pod jego nożem.
    W lesie naprawdę było więc coś dziwnego; cała jego aura byłą niepokojąca, od zawsze, ale dzisiaj jej wyjątkowe połączenie z odgłosami ogniska, tańczącym w powietrzu dymem i gryzącym zapachem, to wszystko sprawiało, że w jej głowie działy się rzeczy, do których nigdy wcześniej nie dochodziło. Cała czaszka wydawała się jej pulsować, serce znowu biło za szybko, ręce i nogi drżały, z oczu ciekły łzy. Nie potrafiła nad sobą zapanować. Najmniejszy szmer wprawiał ją w stan kompletnego rozbicia, po czym czysty, niewyjaśniony strach przejmował kontrolę. Tia, zawsze spokojna, racjonalna, jasno myśląca i pierwsza w rozwiązywaniu problemów, nawet tych nieprzewidywalnych, nigdy jeszcze nie czuła tak silnych emocji; nigdy jeszcze nie utraciła panowania do takiego stopnia, i ten fakt tym bardziej pogłębiał jej lęk.
    — Zostaw mnie… — udało jej się wystękać, gdzieś między urywanymi oddechami i szlochem, wstrząsający całym jej ciałem, i brzmiało to jak skomlenie zbitego psa. — Nie zbliżaj się…

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy Leah ciągnęła ją za rękę, Tia dalej była przepełniona tym wszechogarniającym niepokojem, dalej czuła ucisk w klatce piersiowej i miała wrażenie, że lada moment dostanie zawału; ale dym i jego dziwny zapach już jej tak nie gryzły, zaczerpnęła odrobinę świeżego powietrza, rozruszała się, poczuła, że ma kontrolę nad swoimi kończynami, znowu, w zupełności. I uspokoiła się.
    — Prze… przepraszam — powiedziała w końcu, powolutku układając sobie w głowie cały ten zaistniały wcześniej bałagan. — Kompletnie odpłynęłam, spanikowałam.
    Kim była jedną z przyjaciółek, które w ogóle wyciągnęły ją tutaj, do tego przeklętego lasu. Morrison nagle dotknęły wyrzuty sumienia; oto starsza siostra właśnie jej szuka, a ona, Tia, świadomie zostawiła ją przy ognisku, chociaż wiedziała, że dzieje się tam coś dziwnego. Faktycznie — Kim była zdecydowana i pewnie łatwo nie zrezygnowałaby z wyczekiwanej zabawy, ale przecież mogła chociaż spróbować ją przekonać.
    — Jest przy ognisku. Ona i Grace, obie, gdzieś tam zostały i pewnie dalej się tam kręcą, chłopcy też tam byli, więc, rozumiesz, no. Chciały tam zostać.
    Jako że Tia trzymała się z daleka od lasu, wiadomości o cykliczności spotkań nad jeziorem docierały do niej naokoło, przez pięć czy sześć różnych osób, stąd więc i ich wiarygodność stopniowo spadała; teraz, kiedy razem ze starszą Turner próbowała odnaleźć właściwą drogę w nieprzebytym gąszczu traw, była przekonana, że dzieje się coś niedobrego, prawdopodobnie nielegalnego; i nie chodziło jej wcale o to, że niektórzy przy ognisku dysponowali marihuaną i alkoholem, mimo swojej nieletności.
    Czuła. Zapach wdzierał się jej do nosa, a potem głębiej, otumaniał głowę i mieszał myśli. Morrison za punkt honoru postawiła sobie jednak, aby nie dać się doprowadzić znowu do tego dziwnego, odrealnionego stanu paniki. Zacisnęła pięści i pokiwała głową, chociaż był to raczej gest upewniający ją samą, nie Leah; w lesie było przecież ciemno, ledwo potrafiły rozróżnić swoje sylwetki na tle drzew.
    — Coś jest nie tak. Nie wiem, czy czasami tam, w tamtą stronę — podniosła rękę i wskazała kierunek trochę na lewo od tego, w którym dotychczas szły — nie ma tego ogniska.
    A więc faktycznie, wskazywałoby to na to, że w zasadzie cały czas krążyły na tym samym terenie, w przybliżeniu chociaż. Oczywiście, Tia wysunęła tylko pewne podejrzenie, ale wydawało jej się, że stamtąd właśnie dociera do nich ta charakterystyczna, drażniąca woń.
    — Zawsze to tak wygląda? W sensie, zawsze rozpylają jakieś podejrzane gówno? — O tym, że przy samym ognisku brało się narkotyki czy piło, nie było warto wspominać. To, w całej tej sytuacji, wydało jej się akurat najnormalniejsze, najbardziej odpowiadające okolicznej młodzieży i, w gruncie rzeczy, wcale nie dziwiło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziała, że gdyby po nią matka przysłał którąkolwiek ze starszych sióstr — marny byłby jej los, niezależnie od tego, w jakim stanie, towarzystwie czy miejscu by ją zastały. Kochały się najmocniej, wszystkie trzy, w ogień by za sobą skoczyły, ale żadna z nich nie lubiła niedogodności ściągniętych przez najmłodszą z nich na całą resztę, i dość miały poważnych pogaduszek na temat chłopców, narkotyków, alkoholu i papierosów. Mama nie miała na takie rozmowy czasu; tatę czasem widywały przez laptopa, jak macha im z dalekiego San Francisco, więc na reprymendy z jego strony nie było czasu — ba, wszystkie wolały go utrzymywać w błogiej nieświadomości na temat jakichkolwiek niesnasek czy kłopotów. Układ między dziewczętami od pewnego czasu był więc jasny — nie trzeba Tii robić wykładów, bo Tia nie wpada w tarapaty, nie pali szlugów pod domem i trzyma się z daleka od narkotyków, tym samym poprawiając jakość życia wszystkim dookoła.
    Naciągnęła sweter na nos, według zaleceń starszej i mądrzejszej, i dalej potulnie szła za nią, trochę myśląc o tym, że nie wie gdzie jest, a trochę o tym, że jeżeli nie wróci do domu przed północą, mama będzie wściekła. Siostry, jako organy oficjalnie odpowiedzialne za jej dobrostan, też.
    Już miała coś powiedzieć, skomentować, że faktycznie straszny smród, że kręci jej się od tego głowy i tam, wcześniej, kiedy klęczała na trawie, kompletnie jakby namieszał jej w głowie, zmącił myśli, przyspieszył bicie serca i wprowadził w stan kompletnej paniki; nie zdążyła, kłapnęła tylko ustami, zapowietrzyła się trochę. Cudze głosy wystraszyły ją, ale teraz, w towarzystwie Leah, zachowywała trzeźwe myślenie niemal bez problemu.
    — Ja chyba znam ten głos… — odszepnęła Tia, nieco sceptycznie przyglądając się prowizorycznej kryjówce, ale powoli schylając się, klękając na ziemi. I faktycznie, ten męski głos sprawiał wrażenie znajomego, ale nie potrafiła przypasować go do nikogo konkretnego; po kolei przesuwała przed sobą imiona chłopców, chłopaków, mężczyzn z miasteczka, od kolegów ze szkoły, po samego burmistrza i szeryfa, ale żaden nie trafiał w punkt. — Chyba brzmi trochę jak pastor, ale nie wiem, może mi się wydaje… — rzuciła w końcu, przywarta do rozkopanej ziemi, pewnie już cała brudna, w ciemności — ledwo widoczna. — Mówiłaś coś o jakiejś sekcie? Że to niby wszystko oni?
    Zadała pytanie, owszem, ale wydało jej się ono śmieszne. Sekta — tutaj? W jej rodzinnym, spokojnym miasteczku? Po co, skąd, jak? Tia nie praktykowała może patriotyzmu lokalnego bez opamiętania, wręcz przeciwnie, zamierzała się wynieść z tego końca świata zaraz po skończeniu liceum, ale przecież się tutaj wychowała; znała praktycznie każdy zakamarek w tej okolicy, oprócz niezgłębionego przez nią nigdy wcześniej lasu, tajemniczego i strasznego. Znała swoich sąsiadów, nauczycielki, sprzedawczynie, właścicieli restauracji i innych małych biznesów, każdego kojarzyła chociaż z twarzy i nazwiska, i słowo sekta w kontekście tych samych ludzi, których codziennie mijała na ulicach, brzmiało absurdalnie. Mimo to, teraz, kiedy obie znajdowały się w kropce, była gotowa posłuchać nieco więcej na temat tych domysłów, niezależnie od ich związku z jakąkolwiek prawdą, więc wbiła wzrok gdzieś w ciemność obok siebie, tam, gdzie powinna znajdować się Leah.

    OdpowiedzUsuń