Willow
Howard
Jej życie nie było usłane porażkami i trudnościami. Była jednym z tych szczęśliwszych dzieci, które urodziły się w pełnej i kochającej rodzinie, a za stróża miały niesamowitego starszego brata, gotowego zabić w twojej obronie. Od dziecka była prawie wzorową uczennicą, choć kosztowało ją to sporo pracy. Jednakże nie potrafiła odpuścić i zrezygnować. Zawsze tkwił w niej syndrom młodszej siostry, drugiego dziecka, tego, na które zwraca się mniejszą uwagę. Kochała swojego brata, ale jednocześnie na każdym kroku starała się mu dorównać, byleby zobaczyć iskierki uznania w oczach rodziców. Nieraz pewnie padnie pytanie, czy na nieskazitelnym szkle, jakim jest jej życie, znajdą się jakieś rysy. Niestety, nic nie może być całkowicie idealne. Jej rysami są lata, podczas których rodzice ratowali swoje małżeństwo. Przepłakane dni i nadzieja, że wieczne kłótnie nie przerodzą się w coś nieodwracalnego. Kolejną bruzdą była utrata przyjaciela, który odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie. A co uwiera ją teraz? Miłość, która pojawiła się dawno i do tej pory nie chce odejść. Uczucie tak nieodwzajemnione, że praktycznie przeradza się w idiotyzm…
To miała być impreza dokładnie taka, jak każda inna. Dużo ludzi, dużo alkoholu i mnóstwo zmieszanych zapachów rozpoczynać od perfum, na zapachu spoconego ciała otulonego papierosowym dymem kończąc. Czyli… tak jak zawsze, jak za każdym razem gdy wychodził z domu w celu zaznania odrobiny rozrywki. Wówczas skupiał się jedynie na chwili obecnej, trwającej. Nie zastanawiał się nad tym co może być później, nie myślał o poranku o bolącej głowie, suchości w ustach i ogólnie złym samopoczuciu. Był przyzwyczajony do kaca, tego alkoholowego jak i moralnego i chyba właśnie dlatego na imprezach pozwalał ponieść się emocjom, pozwalał sobie na więcej niż powinien, bo w końcu to on sam mógł wybrać, z którą z dziewczyn spędzi upojną noc, koło której piękności obudzi się o poranku, starając się nie myśleć o tym co będzie działo się dnia następnego. Nie myśleć o wieczorze spędzonym na pracy, której tak bardzo nienawidził, za którą nie był w stanie spojrzeć ze spokojem w swoje lustrzane odbicie. Gdy unikasz swojego własnego spojrzenia w lustrze, oznacza to, że już dawno przestałeś się szanować. Z drugiej strony masz świadomość, że nie możesz sobie pozwolić na rzucenie tego, nawet, jeżeli tak bardzo, cholernie tego pragniesz. Musisz znieść swój własny widok, przełknąć ślinę wraz z własnym honorem i… iść przed siebie udając, że wszystko jest najlepszym porządku. Udając, że żyjesz dokładnie tak, jak żyć zawsze chciałeś. Nawet…
OdpowiedzUsuńTo miała być impreza, jak każda inna. Mnóstwo ludzi dookoła i alkoholu wlewanego w gardło. Trochę dla rozrywki, trochę dla reputacji. Nawet się nie zorientował, gdy zgłosił się na ochotnika do jednego z tych beznadziejnych wyzwań, podczas którego w określonym, niezwykle krótkim czasie, miał wypić określoną, jakże sporą(!) ilość trunku, najlepiej przechylając butelkę, czy tam szklankę do pionu i po prostu wlewać jej zawartość bezpośrednio do przełyku, co wcale nie było tak łatwe. Gwizdy, oklaski i krzyki aprobaty były tym co tak przyjemnie łaskotało jego ego, jednocześnie ukajając poczucie winy i ten okropny wstyd, który czuł każdego dnia.
— Isaac, jesteś najlepszy. — Usłyszał gdzieś zza siebie, czując ciężkie klepanie pełne aprobaty po plecach. Uśmiechnął się tylko głupkowato i powiedział coś, czego nawet sam nie zrozumiał i w końcu odszedł od tłumu, przystając gdzieś na boku, próbując ogarnąć co takiego się właściwie dzieje. Zerknął gdzieś przed siebie, a gdy jego spojrzenie spotkało się z tak dobrze znanym mu spojrzeniem oczu dziewczyny, młodszej siostry swojego kumpla, uśmiechnął się tylko łobuzersko.
— Cześć Willow. — Wydusił tylko z siebie, ścierając dłonią kropelki alkoholu z kącików ust, które powodowały delikatny dyskomfort. — Dobrze się bawisz? — Wymruczał, cały czas się uśmiechając.
Nie był ślepy, nie był głupi i zdawał sobie sprawę w jaki sposób dziewczyna na niego patrzy. Ale to była młodsza siostra jego kumpla, wiedział, że tak się nie robi. Owszem, podobała mu się. Miała w sobie coś niesamowitego przez co może i mógłby spróbować, mógłby złamać ten cholerny braterski kodeks i po prostu zakręcić się koło niej, ale… dobrze wiedział, że nie zasługuje na nią, że na świecie jest mnóstwo lepszych facetów, takich, którzy faktycznie na nią zasługiwali. A on? Co on mógł jej dać? Prezenty kupione za pieniądze, które zarobił sypiając z innymi kobietami? Małą kawalerkę, za którą również płacił tymi samymi pieniędzmi? Nie mógł. Nie mógł nawet dopuścić do siebie myśli, aby kiedykolwiek potraktować ją jako osobę, z którą mógłby być, do której mógłby cokolwiek poczuć. Owszem, była, widział ją, dostrzegał ją, ale sam sobie narzucił, że jest to owoc zakazany. Owoc, którego najzwyczajniej w świecie nie można mu dotknąć, ponieważ nie jest dla niej wystarczająco dobry. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że rolę węża kuszącego go na wyjście z bram Edenu była ona sama. Patrząca na niego, uśmiechająca się do niego i kusząca tymi wszystkimi gestami, trzepotaniem rzęs czy przygryzaniem kształtnych warg.
OdpowiedzUsuń— To dobrze. — Odparł, cały czas się uśmiechając. Nie myślał już trzeźwo, a wypicie tyle ilości mocnego, wyskokowego alkoholu nie pomogło mu w zachowaniu owego stanu, wręcz przeciwnie. Sprawiło jedynie tyle, że mocniej go chwyciło. Mocniej i szybciej co z łatwością mogła zauważyć po jego błyszczącym, odrobinę nieobecnym spojrzeniu. Po uśmiechu, który nie schodził z jego ust i odrobinę zachrypniętego, pijackiego tonu. — Na imprezach, zawsze trzeba się dobrze bawić. — Oznajmił, jakby właśnie odkrył najbardziej chronioną tajemnicę świata, jednak nie był tego świadom. Nie był świadom, że stoi przed nim dokładnie ta sama Willow, której nie powinien dotknąć palcem, na którą nie powinien nawet patrzeć, na której dekolt i usta… Uśmiechnął się łobuzersko, podchodząc do niej odrobinę bliżej, jakby odległość która pomiędzy nimi nie była odpowiednia, a była i to właśnie taki dystans powinien zostać utrzymany. Isaac jednak stracił już umiejętne ocenianie sytuacji i wpatrywał się tylko w nią, jak w obrazek zastanawiając się nad kolejnymi słowami, którymi mógłby ją obdarować. — Wyglądasz dziś bardzo ładnie. Niesamowicie wręcz. — Dodał w końcu po chwili. Gdyby tylko spotkał ją wcześniej, mówiłby inaczej, nie pożerałby jej spojrzeniem, nie przeszłoby mu nawet przez myśl to, co przechodziło w tym momencie. — Myślisz, że powinniśmy zatańczyć? W końcu wszyscy się bawią, też powinniśmy się zabawić. — Wymruczał i nie czekając na jej odpowiedź po prostu chwycił mocno jej dłoń i ruszył w stronę miejsca, w którym wszyscy tańczyli. Nie przyszło mu nawet przez myśl, że dziewczyna mogłaby mu odmówić, że mogłaby nie chcieć, no bo jak to tak? Przecież uśmiechała się i nawet do niego podeszła! A on miał ochotę się dzisiejszej nocy zabawić, porządnie zabawić, tak jak dawno się nie bawił i to w dodatku z kimś, kogo zwyczajnie lubił. A dziewczynę lubił. Tak po prostu, bez żadnego drugiego dna, zwyczajnie jak kolega lubi koleżankę. Ładną koleżankę.