Lindsey Rivers
Ma siedemnaście lat i urodził się w Nowym Jorku. Jego mama, nauczycielka biologii, mieszka na Brooklynie, i on też by tam mieszkał, gdyby był normalny. Nie wie, kim jest jego ojciec; w szkole siedzi od pierwszej klasy, nikt go tam nie musiał ściągać — mama wiedziała, gdzie i kiedy ma się zjawić, żeby zaopiekowali się nim lepiej wykwalifikowani, lepiej przystosowani do tej roli, i powiedziała mu wtedy, że bardzo go przeprasza. Lindsey był wtedy jeszcze mały, mało rozumiał i nie wiedział, o co mamie chodzi, a kiedy mu powiedziano, że wróci po niego dopiero na święta, płakał cały tydzień. Teraz Lindsey ma prawie metr dziewięćdziesiąt i chyba jeszcze trochę podrośnie, co nie bardzo mu się podoba, bo ze swoimi przeraźliwie długimi rękami i nogami już teraz zwraca na siebie więcej uwagi, niż by tego chciał; jest chudy, ma śmieszną twarz z dużym nosem, odstającymi uszami i okularami, których nie ściąga nigdy, nawet na treningi albo manewry, bo jest prawie ślepy. Zajmuje się przede wszystkim udawaniem, że jest trochę potrzebny — opatruje kolegów i koleżanki, ucieka przed strzałami i nie wychyla się, jeżeli nie musi.
Do tej pory sądziła, że w ogóle w żaden sposób nie jest wyjątkowa; że jest jedynie jedną z wielu dziewczyn z bogatego, dobrego domu i raczej nic niezwykłego nie przydarzy się w jej życiu, jeśli osobiście o to nie zadba. Dlatego ścięła włosy i przekłuła nos, i dlatego ciągle próbowała pokazywać matce, że jest już dorosła, choć przecież nie tak dawno skończyła dopiero siedemnaście lat. Matka obawiała się jedynie niezaplanowanej ciąży i narkotyków, mogąc zaakceptować to, że słuchała tych szatańskich zespołów, uciekała z lekcji i przyjaźniła się z podejrzanymi chłopcami.
OdpowiedzUsuńWrzuciła do buzi dwie drażetki miętowych gum do żucia, poprawiła w uszach słuchawki i z ociąganiem wyszła z czarnego samochodu, który należał do jej matki, a który prowadził teraz wujek Harry. Wujek Harry był policjantem i naprawdę robił wszystko, żeby Lyra nie siedziała zbyt długo w areszcie. Tak jak po ostatnim mazaniu sprejem po ścianach jednego z budynków w tej bogatszej części miasta. Lyra wcale tego nie żałowała, stwierdzając, że może powinna zająć się tym po szkole, uznając to za świetną zabawę. Ale wujek Harry zagroził, że następnym razem posiedzi sobie dwanaście godzin w areszcie, więc stwierdziła, że sobie odpuści, choć areszt pod jego okiem wyglądał tak, że siedziała w fotelu, żuła stare krakersy i wpatrywała się w ścianę oblepioną półnagimi kobietami, zastanawiając się nad tym, czemu w ogóle faceci wieszali takie sprośne gówno.
— Bądź grzeczna — zaczął wujek Harry. — Żeby Cię nie wywali ze szkoły zbyt szybko. Dobrze wiemy, że umiesz zaleźć za skórę, dzieciaku.
— Sugerujesz, że nie umiem się zachować? — spytała, prychając pod nosem, gdy sięgała po walizkę. — Zobaczysz, że mnie pokochają.
— Oczywiście — mruknął ze śmiechem, po czym przygarnął dziewczynę do siebie i rozczochrał jej krótkie włosy. — I spróbuj zaprzyjaźnić się z jakąś rówieśniczką. Przyda Ci się damskie towarzystwo.
— Tobie też — stwierdziła, parskając śmiechem i wywinęła się od tych krępujących uścisków, ciągnąc bagaż za sobą. — Jedź ostrożnie!
— Bądź grzeczna! — powtórzył wujek Harry.
Westchnęła pod nosem, zatkała uszy słuchawkami i podniosła podbródek, patrząc wokół. Wcale nie chciało jej się przenosić do tej wyjątkowej szkoły. Tak naprawdę wolałaby zostać w starej i dalej włóczyć się z przyjaciółmi, a teraz życie wepchnęło ją w te mury i kazało jej szukać nowych znajomych, choć Lyra wcale nie miała zamiaru tego robić. Była kimś, kto skupiał przy sobie ludzi, a nie do nich ciągnął. Być może to przez to, że była pewna siebie, a może to przez jej głupie, szalone pomysły.
Zrobiła z gumy balon i przyjrzała się wszystkiemu. Szkoła jak szkoła, stwierdziła, nie będąc specjalnie tym wszystkim zaskoczona, a spodziewała się zobaczyć jakieś latające stwory czy nagie nimfy. Cóż, najwidoczniej za dużo naczytała się o tych mitologicznych sprawach w Internecie, choć nie mogła ukryć dziwnej ekscytacji przed tym, co mogło się tutaj wydarzyć. Będą jej kazać biegać po lesie z łukiem? A może mieczem? Miała ogromną ochotę nauczyć się walczyć, bo do tej pory były to jedynie uliczne bójki, kiedy któraś z tych trzymających wysoko łeb zdzir próbowała jej dopiec, a Lyra była wybuchowa i nie lubiła, gdy ktoś źle o niej mówił.
Ktoś miał ją oprowadzić po tym wszystkim i wytłumaczyć, o co tak naprawdę chodziło, bo Lyra przyjeżdżając tutaj nie wiedziała zbyt wiele. Jedynie to, że jej ojcem był bogiem wiatru i przez to różni się od innych, nosząc miano herosa czy cherubina, nadal jej się to myliło. Nie była jednak ignorantką. Po prostu ostatnie dwa dni spędziła ze swoimi przyjaciółmi, a nowa szkoła nie miała żadnych przejrzystych broszurek, więc zostało jej pytać, co zamierzała robić. Wypuściła kolejny balon z gumy i poprawiła swoją ocieplaną kurtkę zimową z jeansu, odgarniając śnieg ciężkimi, mocno zawiązanymi butami.
— Cześć — odpowiedziała, lustrując wzorkiem wysokiego chłopaka, który wziął się jakby znikąd, a może Lyra była zbyt zamyślona, żeby zauważyć, że się zbliża.
OdpowiedzUsuńZadarła głowę wysoko, chcąc omieść spojrzeniem jego twarz i uniosła brwi, widząc jego nieporadną minę. Przypominał jak szczeniaczka, który szukał kochających właścicieli, a który ciągle załatwiał się w domu i nie chciał chodzić grzecznie przy nodze. To było dziwne. Zazwyczaj wysocy chłopcy byli pewni siebie, zabawni i raczej trwali w przekonaniu, że wzrost dodaje im trochę męskości, więc nie bali się podchodzić do dziewczyn. Lyra za to miała gdzieś, czy ktoś był wysoki czy niski, nie przejmując się tym za bardzo, tym bardziej że nie przejmowała się wcale swoim własnym wzrostem. Metr sześćdziesiąt nie było jakoś tragiczne, a przez to miała wrażenie, że wszędzie się mieściła.
Rozejrzała się po raz kolejny wokół. Najdziwniejsze dla niej było to, że rośliny były tutaj kolorowe i piękne, jakby zapomniały o tym, że jest zima i czas umierać, żeby wiosną zmartwychwstać. Ten fenomen zainteresowałby zapewne każdego szanującego się biologa, ale Lyra też była ciekawa, jakim cudem to wszystko tak wyglądało. To przez jakieś zaklęcie? Czy latali tutaj z różdżkami jak w tych wszystkich magicznych szkołach? Nikt jej nie powiedział, że powinna kupić miotłę i kociołek.
Patrzyła jak chłopak otwiera usta, a potem je zamyka, uznając to za całkiem zabawne. Bawili ją tacy chłopcy jak ten tutaj. I to nie pod tym względem, żeby go wyśmiać i wsadzić mu łeb do kibla, ale po prostu lubiła przebywać z dziwakami, bo sama uważała się za dziwną.
— Lyra Woods — powiedziała, odwracając się do niego. — Będziesz szedł tak za mną? Jeśli tak, to jest to dość niepokojące, Rivers — dodała, robiąc kolejny balon z gumy.
Dalej pociągnęła za sobą bagaż. Nie był ciężki, bo Lyra nie miała ani za dużo ubrań ani kosmetyków, więc wzięła tylko kilka swoich ulubionych koszulek, jeansów i grubych, wymiętolonych swetrów, uznając, że w razie potrzeby po prostu zadzwoni do wujka Harry’ego, żeby jej coś dowiózł. Bo chyba mogła korzystać z telefonu, prawda? Zatrzymała się nagle, prostując się jak surykatka i zmarszczyła mocno brwi.
— Macie tutaj Internet? — spytała, zezując wyczekująco spojrzeniem w stronę chłopaka, który zdążył stanąć obok niej.
Sięgnęła mimowolnie w kieszeń kurtki po telefon komórkowy i odblokowała go przyciskiem, podnosząc wysoko i szukając zasięgu. Nie wyobrażała sobie żyć tutaj bez Internetu. Prawie każdą wolną chwilę spędzała w sieci, pisząc ze znajomymi, oglądając głupie filmiki z kotami i uzależniając się od gier mobilnych. Przecież nie wytrzymałaby bez Internetu. Co miałaby niby robić w wolnym czasie? Biegać wokół szkoły czy denerwować rówieśników?
— Rivers, słyszysz mnie? — Machnęła mu z trudem ręką przed twarzą i westchnęła ciężko, niemal cierpiętniczo.
Zastanawiała się jeszcze, jakim cudem Rivers dostał fuchę oprowadzacza po szkole, skoro ewidentnie wydawał się być tym wszystkim zmęczony. A może tak naprawdę nie żył i był czymś w rodzaju magicznego zombie? Albo po prostu nie spał przez ostatni miesiąc, pijąc energetyki i grając w World of Warcraft, a gdyby naprawdę tak było, Lyra zapewne szybko znalazłaby sobie nowego kolegę. O ile był w Hordzie, a nie w Przymierzu.
Przegryzła wargę i wyciągnęła telefon wyżej. Nadal nie było nawet kreseczki zasięgu i Lyra zaczęła powoli panikować, zdając sobie sprawę z tego, że nie jest gotowa odpuszczać sobie tej przyjemności oglądania mord w Instagramie, dobijając swoje poczucie własnej wartości, gdy będzie przeglądać zdjęcia tych wszystkich ładnych, szczupłych dziewczyn. Westchnęła po raz kolejny z niedowierzaniem, próbując zebrać myśli. Przecież nie było za późno, żeby rzucić to wszystko w diabły i wrócić do domu.
— Okay. Stołówka i piwnica — powtórzyła wolno i pokiwała głową.
OdpowiedzUsuńDalej trzymała telefon wysoko w górze, sprawdzając, czy złapał zasięg. Zdążyła wstukać wiadomość i kliknąć wyślij, więc wystarczyłaby jedynie kreseczka, żeby SMS się wysłał. Westchnęła ciężko, odwracając głowę w stronę chłopaka, zastanawiając się nad tym, czy nie mógłby jej w tym pomóc. Był wysoki, więc wystarczyłoby jedynie, żeby wyciągnął swoja długą rękę i trochę potrząsnął telefonem, ale odpuściła sobie to, stwierdzając, że River mógłby się poczuć co najmniej dziwnie. Poza tym nigdy o nic nikogo nie prosiła, i tym razem też nie miała zamiaru tego robić. Zazwyczaj dostawała to, czego chciała przez swoją szatańską manipulację. Ludzie zazwyczaj dawali się złapać, a Lyra po prostu korzystała z ich naiwności. Rivers tez wydawał się być naiwny — i raczej nie należał do tych zbyt lubianych, był zbyt…
miękki, niepewny siebie i przypominał szczeniaczka, a mimo to Lyra go nawet polubiła. Nie zadawał głupich pytań i po prostu trzymał łapy przy sobie, co dla chłopów w tym szczególnym, dziwnie buzującym wieku było zapewne dziwne. Czasem wydawało jej się boleśnie, że chłopcy myślą jedynie o tym, co dziewczyny ukrywają pod spódniczkami, więc wcale ich nie nosiła, nie chcąc, żeby ktokolwiek oglądał jej majtki. Poza tym naprawdę nienawidziła jak ktoś bezczelnie wchodził w jej przestrzeń, zabierając jej tlen, dlatego zawsze trzymała jakiś dystans, nie obiecując nikomu niczego.
W starej szkole należała do grupy tych popularnych dzieciaków i wcale jej to nie przeszkadzało. Lubiła być popularna, choć teraz zastanawiała się nad tym, czy ludzie ze szkoły faktycznie ją lubili. Czy nie byli po jej stronie tylko przez pieniądze matki? Szybko odepchnęła jednak od siebie tę myśl. Była popularna, bo zawsze wiedziała, co powiedzieć i zrobić. Poza tym miała w sobie coś, co ludzie nazywali siłą przebicia, więc nie było mowy o przyjaźni przez pieniądze. Gdyby tak jednak było — musiałaby nazwać swoich znajomych prostytutkami.
— Centaury? — zainteresowała się żywo, uznając, że może jednak nie będzie tak nudno jak myślała. — Nimfy i driady… takie prawdziwe, co umieją się zamienić w jakieś drzewo, czy coś?
Spojrzała po swoim nowym koledze, jakby jedynie cos bredził pod nosem i dzielił się z nią swoim chorym bełkotem. Centaury? Nimfy? Driady? Niech jeszcze powie coś o trolach i orkach, a Lyra uzna, że ktoś ją wepchnął w jakąś grę fantasy. Jednak gdyby była jedynie pikselową postacią — zapewne miałaby większe cycki. Kobiety w takich grach zawsze miały duże cycki i skąpy pancerz.
— Zegar, który budzi o czwartej w nocy — mruknęła. — Świetnie się zapowiada. — Westchnęła pod nosem, chowając telefon komórkowy w kieszeń kurtki i zrobiła kolejny balon z gumy. — Zaprowadzisz mnie do mojego pokoju… chcę zostawić swój bagaż, a później możesz wrócić do swojego ziewania i opowiada o szkole.
Posłała mu uśmiech godny największego łobuza, lustrując wzrokiem jego szczeniakowatą twarz.
EDIT:
Usuń— Zegar, który budzi o czwartej w nocy — mruknęła. — Świetnie się zapowiada. — Westchnęła pod nosem, chowając telefon komórkowy w kieszeń kurtki i zrobiła kolejny balon z gumy. — Zaprowadzisz mnie do mojego pokoju…? Chcę zostawić swój bagaż, a później możesz wrócić do swojego ziewania i opowiadania o szkole.
Posłała mu uśmiech godny największego łobuza, lustrując wzrokiem jego szczeniakowatą twarz.
— Po prostu na mnie poczekaj, River — powiedziała, klepiąc go lekko w ramię i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
OdpowiedzUsuńNie miała zamiaru tak szybko odpuszczać chłopakowi, tym bardziej że sam się pewnie wkopał w to całe oprowadzanie. Lyra chciała jedynie zostawić bagaż i zwiać przed wścibskimi dziewczynami, ale oczywiście nic nigdy nie może być łatwe.
Dwie wysokie, jasnowłose dziewczyny dorwały ją pierwsze i wtedy zaczęła się salwa pytań, najpierw o to, jak ma na imię i kim jest jej ojciec, a potem nagle temat zaczął się zmieniać i nagle pojawiły się pytania o starą szkołę. Były też komentarze, dotyczące jej krótkich włosów i kolczyka w nosie, jakby co najmniej była jakąś gwiazdą a nie zwykłą nastolatką.
Koniec końców powiedziano jej tylko tyle, że będzie dzielić pokój z niejaką Cynthią. Podobno była całkiem w porządku i poprzednie współlokatorki nie narzekały. Lyra podziękowała krótko, zostawiła bagaż w pokoju, nawet nie rozglądając się za bardzo. Widziała tylko szare ściany i podłogę w kolorze mlecznej kawy. Omiotła spojrzeniem surową część pokoju, zapewne to było jej miejsce; łóżko, szafka, lampka nocna, biurko z niskim krzesełkiem, szafa i regał, który był już po części zajęty. Myślała jednak, że będzie o wiele gorzej i pokój będzie bardziej przypominał jakąś norę niż pokój. Chyba za dużo nasłuchała się jakiś dziwnych komentarzy od swoich przyjaciół, którzy traktowali tego typu szkoły jak swoisty obóz przetrwania.
Zrzuciła z siebie kurtkę i przeczesała włosy dłonią. Wygładziła też koszulkę z logo Sex Pistols i uciekła od dziewczyn, mówiąc, że czeka na nią Rivers, więc później się jakoś zgadają. Szczerze powiedziawszy Lyra nawet nie miała wielkiej ochoty na siedzenie z dziewczynami. Od zawsze lepiej dogadywała się z chłopcami, lubiąc się wygłupiać i robić dziwne, czasem nieco obrzydliwe rzeczy. Taka już po prostu była, co wcale nie podobało się jej matce.
Zeszła po schodach, rozglądając się wokół. Szkoła była całkiem ładna i Lyra nie czuła się tutaj jak w więzieniu, choć jeszcze nie wiedziała o tym, że nie będzie mogła ot tak opuszczać szkolnych murów. Pewnie gdyby wiedziała, rozkręciłaby awanturę; matka przecież o niczym takim nie wspominała, a Lyra nie miała zamiaru dać się zamykać. Już wolałaby siedzieć w areszcie niż dać się zamknąć w jakiejś szkole, choć to wcale nie różniło się od przymusowego zatrzymania.
Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak River niecierpliwi się przy schodach, po czym rozbiegła się i chwyciła go mocno za ramiona, krzycząc: buu!, a zaraz potem parsknęła głośnym śmiechem, nie mogąc się od tego powstrzymać, gdy zobaczyła minę chłopaka.
— Nie wierzę, że dałeś się tak złapać — wymamrotała i pokręciła głową. Omiotła go jeszcze raz spojrzeniem, po czym odchrząknęła i zerknęła po kilku uczniach, którzy właśnie ich mijali; grupka najpierw popatrzyła po Riversie, a potem skierowała swoje spojrzenie w stronę Lyry.
Dlaczego ja zjadam s w jego nazwisku...? Nie powinnam odpisywać jak jestem głodna. xD
UsuńAle poprawię się! *w*