Tianna Lyons
PISARKA -- GITARA I PIANINO
Po świecie chodzą miliardy ludzi. W tym całym zamęcie, w tych szarych barwach i odpryskach tęczy kiedyś pojawiła się również Ona. Trochę uśmiechnięta, ale też trochę smutna. Jedyna córka skromnej pielęgniarki i zwykłego właściciela sklepu muzycznego. To ona przygarnęła jednego z tysięcy błąkających się po ulicach kotów. To ona zrobiła sobie mały tatuaż i wstydliwy kolczyk w pępku. To ona zakopała pierwszy zeszyt z piosenkami w wieku ośmiu lat pod wielkim drzewem za domem wraz ze zdjeciem chłopaka, w którym przez długi czas była zakochana. To ona była i jest jedną z tysięcy osób, które mieszają się z tłumem, gdzieś w nim znikają... “Just take my hand, lead, dance with me...and I will simply follow the blueness of the water, the white waves rolling free...where the earth beneath my feet and stars make my heart whole again...in long and priceless moments of shared solitude...”
― Oksana Rus
Powietrze w pokoju było duszne i gęste od dymu. Dante uchylił powieki. Butelka wypadła mu z dłoni, uderzyła z głośnym brzdękiem o podłogę. Odrętwienie zaczynało ustępować. Uniósł ręce i przyjrzał się swoim dłoniom. Oczarował go sposób w jaki światło tańczyło na jego palcach. Przetarł oczy, odpędzając senność. Zsunął sę z kanapy na podłogę. Opadł na kolanach. Przeczołgał się do stołu, pod którym leżało kilka rozrzuconych butelek wody. Sięgnął po jedną z nich, usiadł i z ogromnym trudem pozbył się nakrętki. Pił łapczywie, wylewając część wody na swój nagi tors. Machnięciem ręki odrzucił plastikowy pusty śmieć. Wziął kilka głębokich oddechów i podjął próbę podniesienia się na nogi.
OdpowiedzUsuńW szklankach pływały niedopałki papierosów i jointów. Z kilku tych wciśniętych w popielniczkę wciąż sączyła się stróżka dymu.
Na kanapie leżała pół naga dziewczyna. Na nagich piersiach wciąż widać było resztki białego proszku oraz ślady szminki i to w różnych kolorach. Przeczesał palcami włosy. Nie pamiętał tego jak zakończył się ten szalony wieczór. Był na przyjęciu u przyjaciela. Przeszedł kilka chwiejnych kroków. Na łóżku leżały trzy nagie dziewczyny i jakiś facet z wielkim dildo wciąż tkwiącym w odbycie. Przestąpił nad śpiącym na dywanie innym mężczyzną i ruszył na poszukiwanie kumpla. Pokój i schody do niego prowadzące przyozdobione były różnymi częściami odzieży, ale głównie damskiej.
Zszedł do salonu, w którym odbywała się impreza. Kilka osób spało na kanapach i fotelach. Jakaś naga blondynka, ozdobiona kleksami czekolady, albo czymś do czekolady podobnym, leżała na blacie baru, za którym Takeshi zawsze robił drinki dla swoich gości. Na szklanym blacie stolika wciąż były ślady białego proszku.
Uśmiechnął się. Wspomnienia jak urwane obrazy powoli wracały.
Szum padającego deszczu wydał mu się teraz okropnie głośny, chociaż woda mogła być teraz zbawiennym lekarstwem. Szarpnął za szklane przesuwne drzwi prowadzące na taras. Była prawdziwa burza. Miasto w deszczu miało swój nieodparty urok. Stanął na tarasie, rozkładając ręce. Chłodna woda spływała po rozgrzanej skórze, dając ulgę i orzeźwiając umysł. Zaczesał morke włosy w tył. W tedy dostrzegł, że na poduchach pod zadaszoną częścią tarasu leżą dwie osoby. Jakaś siła przyciągała go w tamto miejsce. Odsunął woal wilgotnej tkaniny wiszącej między filarami podtrzymującymi zadaszenie i zamarł. Na poduchach leżało dwóch mężczyzn, a raczej dwa ciała. Ich już tu nie było. Oczy obu świeciły przekrwionymi białkami.Źrenice zniknęły gdzieś pod powiekami. Twarze wciąż były ubrudzony wymiocinami, które wokół ich głów tworzyły niemal aureole. Ich skóra przybrała niezdrowy szarawy odcień.
Dante stał bez ruchu, wpatrując się w twarz trupa, dawniej należącą do swojego jedynego przyjaciela Takeshiego. Jego umysł odrzucał myśl o tym, że on nie żyje. Że przedawkował. Że facet, który leży obok Takeshiego i Jake, jego najnowszy kochanek i że jego już też tutaj nie ma.
Przez chwilę miał wrażenie, że się udusi. Pochylił się i dotknął dłoni jednego z ciał. Była zimna. Musieli tu leżeć od wczoraj. Cofnął się i zaciskając palce na włosach zaczął krążyć po tarasie, zastanawiając się co zrobić. Zatrzymał się. Sprawdził kieszenie spodni. Na szczęście telefon był w jednej z nich. Szybko wybrał numer swojej menadzer. Potrzebował teraz jej pewnego głosu.
Po zrelacjonowaniu Amber tego co się stało, w odpowiedzi usłyszał tylko:
- Spieprzaj stamtąd...
Media teoretyzowały między samobójstwem a śmiertelnym przedawkowaniem popularnego aktora młodego pokolenia Takeshiego Lovy. Policja i prokuratura bardzo długo nie podawały ostatecznej wersji wypadków tamtej nocy, ale dla Dantego nie miało to znaczenia. Nikt nie wspominał o jego obecności w mieszkaniu denata. O to też zadbała Amber. Dante nie był pewien co się wydarzyło od rozmowy z nią a powrotem do swojego mieszkania. Czas się wypaczył.
Usuń***
Wysiadł z auta. Zsunął palcem ciemne okulary na nos i przyjrzał się budynkowi, który miał się stać jego domem przez najbliższe tygodnie. Terapia połączona z odwykiem i wsparciem duchowym.
- Co za pierdolenie. - mruknął pod nosem i ruszył w stronę drzwi.
Potrzebował całej swojej siły woli by nie zawrócić i nie wsiąść z powrotem do auta z naburmuszoną miną małego dziecka.
OdpowiedzUsuńOd strony kierowcy wysiadła niewysoka kobieta o jasnych gładko przyciętych włosach. Botki na wysokich obcasach sprawiały, że sięgała Dantemu do ramienia. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Oparła ręce na biodrach i pokiwała głową, zadowolona ze swojej decyzji i tego co przyniosła. Tylko ona i Dante wiedzieli ile energii i czasu poświęciła by przekonać go do tego wypoczynku. Znała swojego klienta od kilku lat i wiedziała doskonale, że nie jest człowiekiem prostym w obsłudze.
Stawiała szybkie kroki by dogonić Dantego.
Gospodarze pojawili się w drzwiach.
- Tak, dzień dobry... - odparł mężczyzna. Czuł narastającą złość.
- Witam! - zaćwierkotała Amber - Bardzo się cieszę, że udało nam się tu trafić.
Uścisnęła dłoń kobiety, ignorując naburmuszoną minę Dantego.
- Pięknie tu. Właśnie tego nam było trzeba - dodała gdy weszli do środka. - Tak jak rozmawialiśmy, oficjalnie i nieoficjalnie Dantego tu nie ma. Poza mną nikt ma nie będzie go odwiedzał, a jeśli ktoś się zjawi to państwo go pogonią.
Nie pozwalała gospodarzą dojść do słowa, co było w jej zwyczaju. Dantemu nigdy to nie przeszkadzało. On sam należał do milczków - jeśli był trzeźwy.
- Kurwa, potrafię sobie radzić. - mruknął, gdy jej głos zaczynał już mu się boleśnie wwiercać w czaszkę. Amber pokręciła głową, ale nie skomentowała tych słów.
Gdy Amber ponownie analizowała wszystkie punkty umowy z gospodarzami, Dante postanowił zwiedzić dom. Jego menadzerka była niezwykle zajmującą osobą, która chłonęła uwagę innych. Między innymi dlatego była tak dobra w swojej pracy. Zsunął okulary, wsuwając je do kieszonki koszuli. Wnętrze domu było bardzo nie w jego stylu. Było tu bardzo spokojnie i to go przerażało. Już nie pamiętał czasów, kiedy przebywał w tak spokojnym miejscu - bez ludzi, szaleństw, alkoholu, muzyki...
Sam tego chciał. Po prawie miesiącu męki i bezsilnej złości, uświadomił sobie że potrzebuje zmiany. Musi odpocząć w spokojnym miejscu, z dala od zgiełku swojego życia. Wtedy też powiedział przerażonej Amber by znalazła mu ośrodek, ale taki którego nikt nie zna by nikt go tam nie szukał. Mimo konieczności odwołania dwóch koncertów, kobieta zgodziła się. Od dłuższego czasu Dante nie stworzył nic nowego. Zamiast oddawać się swojej pasji, wpadł w wir używek i dzikich imprez, które wybijały go z tak znienawidzonej rzeczywistości.
Nagle dotarło do niego, że trzy osoby wyszły go przywitać. Natomiast Amber porwała tylko dwójkę z nich. Postąpił jeszcze kilka kroków, przeczesując spojrzeniem pomieszczenie w którym się znalazł. Niemal jej nie zauważył. Stała taka szara, zwyczajna, zdecydowanie zbyt ludzka i patrzyła na niego. Przesunął spojrzeniem swych wyjątkowo niebieskich oczu po sylwetce kobiety.
- Cześć. Gdzie śpię?
Udał się za niewyraźną dziewczyną, ciągle powtarzając sobie, że sam tego chciał. Sam pragnął spokoju i odpoczynku. Chciał uwalnić się od swoich demonów i zostawić je daleko za sobą.
OdpowiedzUsuńDom musiał być bardzo stary. Niemal czuł na skórze warstwę kurzu, która pokrywała wszystko wewnątrz. Prawie jak muzeum, do których chadzał w dzieciństwie gdy maka zapominała go odebrać ze szkoły. Któraś z desek zabawnie skrzypnęła gdy postawił na niej stopę obutą w czarne martensy. Ciekawe dźwięki, ukryte w zwykłych rzeczach.
Wszedł do przeznaczonej mu sypialni. Była wręcz okropna.
'Jeszcze mogli tu , kurwa, wymalować na ścianach smerfy i krasnoludki' - pomyślał z rozdrażnieniem. - 'Sam tego chciałeś, pamiętaj'
Zerknął w stronę szafy. Tuż obok niej leżały trzy futerały z gitarami w środku. Otworzył każdy z nich. Gitara klasyczna, elektryczna Yamaha i piękna Santana PRS, jego ulubienica. Czyli wszystko jest na swoim miejscu. Zajrzał do łazienki. Staromodna wanna na mosiężnych nóżkach stała tuż przy oknie. Momentalnie uznał, że gdyby chciał się utopić to właśnie w takiej wannie - w stylu starego Hollywood.
Przeniósł spojrzenie na kobietę, która wciąż na niego nie patrzyła. Na pewno wiedziała kim jest. Jest wystarczająco młoda i rozgarnięta by korzystać z Internetu i słuchać muzyki współczesnej. W mediach mówiono o nim dość często, chociaż zwykle negatywnie.
- Wystarczy Dante. - powiedział, przerywając dziwną ciszę, która nastąpiła. Przez kilka długich sekund patrzył jej w oczy. Trudno było coś z nich wyczytać.
Wyszedł z pokoju. Na schodach, odkrył która to deska skrzypi najgłośniej; trzeba będzie ją omijać. Z tylnej kieszeni spodni wydobył paczkę papierosów. Wsunął jednego między wargi i przypalił. Gryzący dym wypełnił jego płuca, zmuszając umysł go względnego uspokojenia się. Na dole schodów Amber wciąż trajkotała jak nakręcona katarynka. Ona zawsze dostawała czego chciała. Czarowała ludzi swoją radosną osobowością i poczuciem humory, którym maskowała swoją bezwzględność i podłość. Było to nierozłącznym elementem zawodu, którym się parała.
Przeszedł przez szeroko otwarte podwójne drzwi. Uznał, że to główny salon. Kanapy, kominek, telewizor - nic nadzwyczajnego.
Przeszedł przez kolejne drzwi. Ściany zasłonięte były ciężkimi drewnianym regałami, wypełnionymi przez książki. Wypuścił dym z płuc. Jego zapach wymieszał się z wonią starego papieru i czegoś oleistego. Pasty do podłóg? Oleju do drewna?
Oblizał wargi i umieścił papierosa w kąciku ust. Stanął przy niezwykle pięknym czarnym fortepianie. Uniósł pokrywę, odsłaniając rząd białych i czarnych klawiszy. Przesunął palcami po ich gładkiej powierzchni. Siadł na zydlu. Opuszki palców były od dawna zgrubione od szarpania gitarowych strun, przez co też pozostały na tyle silne by bez problemu radzić sobie z klawiszami. Przez chwilę odszukiwał w pamięci melodię, którą stworzył lata temu i która stała się iskrą zapłonową jego kariery.
Dźwięki sączyły się ze strun, uderzanych małymi młoteczkami. Dźwięki układały się w melodię, która już po chwili wypełniła pomieszczenie. Miała w sobie pewien smutek ale też pewną radość nadziei. Nie pamiętał nut. Jego umysł pamiętał melodię a palce ruchy i rytm.
- Chyba już się zadomowił.
Słowa usłyszane tuż za plecami, wytrąciły go z rytmu. Wcisnął naraz wiele klawiszy, zmuszając instrument do wydania z siebie głównego dźwięku dezaprobaty za przerwaną lekcję muzyki. Okręcił się na zydlu. Amber wraz z gospodarzami stali w drzwiach i wpatrywali się w niego z zaciekawieniem. Dante zaciągnął się znów i wypuścił przez nos strużkę dymu.
Usuń- Ale ty mnie wkurwiasz, Amber od rana - mruknął swoim aksamitnie wibrującym, głębokim głosem. Kobieta uniosła brwi, ale nic nie odpowiedziała na te zaczepkę. Nie tracąc uśmiechu z ust, rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Na prawdę, pięknie tu. - powtórzyła po raz setny - Wszystko mamy ustalone, także ja już się żegnam z państwem. Przyjadę jutro albo po jutrze. W razie problemów, mają państwo mój numer. Można dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
Podeszła do Dantego i wpatrywała się w niego z nieukrywaną czułością.
- Uważaj na siebie - powiedziała, gładząc go dłonią po twarzy. Mógł ją uspokoić swoim pomysłem z wanną, ale darował sobie. Chciał żeby już wyszła i zostawiła go samego. Teraz pragnął by zeszła mu z oczu i już nie przypominała swoją osobą, głosem i zapachem tego jak podle się zachował wobec Tahashiego, zostawiając jego martwe ciało na kolejne kilka godzin.
Nie odpowiedział nic, Jedynie wypuścił papierosowy dym z ust, prosto w jej twarz. Cofnęła się i udała się w stronę gospodarzy.
- Do widzenia. - pożegnała się z nimi nieco zbyt wylewnie, ściskając każdego z osobna. Po kilku chwilach zanikający warkot silnika oznajmił, że odjechała. A zatem, został tu ze swoim największym wrogiem - samym sobą.
- Jasne. - odparł z pozornym spokojem w głosie. Dopiero zaczynało do niego docierać to co się wokół niego dzieje. Właśnie został sam w starym domu, wraz z trójką dziwnych ludzi. Nie miał kontaktu z żadnym ze swoich znajomych. Nie miał nic co mogłoby mu pomóc uciszyć wstrętne podszepty z wnętrza siebie. Nie chciał by obrazy wspomnień przedostały się za mur, który zbudował. Nie chciał myśleć o przeszłości. Pragnął nie myśleć. Lecz jeśli znów wprowadzi się w ten stan, nie będzie mógł tworzyć. Nawet jego pasja nie dawała już radości. Muzyka stała się obojętna, a przecież dla niej poświęcił tak wiele.
OdpowiedzUsuńParsknął, słysząc jej słowa.
- Weź nie bądź naiwna. Co to w ogóle miał być za tekst? Jak próbujesz mnie poderwać to ci nie wychodzi.
Odprowadził ją spojrzeniem. Dziwna dziewczyna. Kobiety, z którymi miał dotychczas do czynienia były zupełnie inne. Bardziej energetyczne, uwodzicielskie, rozrywkowe... A ta tutaj, nie była nawet zaciekawiona jego osobą. Chyba nie podoała mu się ta jej ignorancja. Może to ona będzie jedyną rozrywką w tym nudnym świecie beżu i puchatych dywanów.
Oblizał wargi. Chciało mu się pić. Przyzwyczaił ciało do stałych dawek alkoholu. Dobrze, że udało mu się przemycić dwie butelki whisky. Powinno na jakiś czas wystarczyć. Jednak alkohol i jego brak nie był głównym problemem.
Może potworna nuda skłoni go do pracy?
Znów zasiadł do klawiszy. Brzdękał coś nieskładnie. Nie mógł się skupić. Wszystko wydawało się zbyt przytłaczające. Przełknął ślinę. Suchość w ustach była okropnym uczuciem. Wszystko się zmienia. Tylko dlaczego właśnie teraz i dlaczego ten świat zostawił go z tym wszystkim samego.
Nuda. Dla Dantego, który poznał wielki świat i wszystko to co się z tym wiązało - to proste życie jakie prowadzili jego obecni gospodarze wydawało mu się dziwnym snem. Gotowanie, sprzątanie, pracę ogródkowe i krzątanie się z kąta w kąt; wszystko to nieziemsko to drażniło. Wlasciwie draznio go tez to, że ludzie oddychają a ptaki śpiewają. Pierwsze krople potu zaczely perlic sie na jego czole juz przy kolacji. Nikt nie komentował ani tego ani też drżenia jego prawej ręki. Zawsze twierdził, że nie jest uzależniony i w każdej chwili Może porzucić używki, dzięki którym miał chęć budzić się każdego dnia. Teraz zaczynał w to wątpić.
OdpowiedzUsuńCzuł się na tyle źle, by nie komentować tutejszej kuchni. W pokoju uraczy ze bardziej konkretną, płynną strawą.
Bez słowa wstał i poszedł do swojego pokoju. Pamiętał opowieść Takeshiego z jego pierwszego odwyku. Gorączka, poty, halucynacje, wymioty i pragnienie aby to się zakończyło.
Spełnił zlew chłodna woda. Chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. Ciekawe. Wiedział że jest przystojny. Zanim stał się sławny nie musiał wysilać się zbyt mocno by oczarować kobietę. Uśmiech, długie spojrzenie i nieco magii głębokiego głosu, którym oczarowywal każdego. Teraz był zbyt znany by musiał się wysilać.
Zanurzył twarz w wodzie. Ćwiczenia oddechowe pozwalały mu na długie wstrzymanie oddechu. Chwilę wsluchiwał się w tępe bulgotanie zatkanych woda uszu. Przyjemny stan zawieszenia między dwoma światami. Podniósł się dopiero gdy płuca zaczynały go palić. Przetarł twarz ręcznikiem.
Musiał coś zrobić z trzesacymi się rękami. Potrzebował zajęcia, na którym będzie mógł się skupić by objawy przestały być tak dokuczliwe. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Krople wody splywaly mu po twarzy, szyi i ramionach. Sięgnął po gitarę. Skupił się na jednym Starym utworze, na którym uczył się grać. Od czasu do czasu zmieniał nutę by dodać do całości więcej ekspresji.
Chociaż może ten numer z wanną nie był taki najgorszy?
[Jak na razie podoba ci się ten watek? Coś zmieniamy, przyspieszony czy jest ok? :)]
Sącząca się zza drzwi muzyka drugiego instrumentu dodała mu otuchy. Jednak ktoś był. Ktoś słuchał.
OdpowiedzUsuńA może to halucynacje? Zwykle omamy, które i tak miały się pojawić ? Niczego nie mógł być pewny.
Zmienił rytm i melodie. Gładko przeszedł do czegoś bardziej skomplikowanego. Ten zza drzwi za nim nadążał i odpowiadał.
Czas wydawał się nie istnieć. Dante tracił poczucie czasu wraz ze wzrostem temperatury ciała. Przerwał grę. Przejrzał się swoim zaczerwienionym palcom. Koszula przykleila mu się do pleców. Nie brał od ledwie dwóch dni, ale czy na prawdę tego chciał? W ciele czuł rozpadnie węgle, które sprawiały, że każdy ruch stawał się coraz trudniejszy. Obciążone kończyny przestawaly reagować na wole ich właściciela.
Resztkami sil wdrapal się na łóżko. Pora na sen. Długi i głęboki sen. Zamknął oczy. Gdy znów je otworzył, był polmrok. Z cienia wyłoniła się jakąś postać. Nachylila się nad nim. Chyba coś mówiła, ale nie rozumiał ani słowa. Znów zapadł w sen, pełen koszmarów, wątpliwości i marzeń.
[Mi się podoba 😊]
Otworzył oczy. Leżał w swoim łóżku w apartamencie w Los Angeles. Światło odbijało się w drobinach brokatu, które zawierała farba jaką sobie zażyczył na ścianach w sypialni. Na dużym skórzanym fotelu w formie jajka, siedział Takeshi i przeglądał jego notatnik.
OdpowiedzUsuń- Ale zjebałeś. - mruknął Azjata - Po co się tak męczysz? Obaj chcieliśmy odejść, wyjść z tego gówna i zniknąć im wszystkim z oczu. A teraz co? Próbujesz coś zmienić? - parsknął śmiechem. Zamknął notatnik i rzucił go gdzieś w przestrzeń. - Nie ma już nadziei dla takich jak my. Jesteśmy skazani na pozostanie niezapomnianymi. Spójrz na to inaczej - wstał i zbliżył się do łóżka - Nigdy nikt na ciebie nie spojrzy inaczej bo ludzie widzą juz tylko obraz tego jakim się wykreowałeś. Otóż, ja zawsze pozostanę grzecznym chłopcem, wzorem do naśladowania dla młodych pokoleń. Natomiast prawdę o mnie znam ja i ty. Ale to już nie ma znaczenia.
Taheshi przysiadł na skraju łóżka i westchnął głęboko.
- Słuchaj, nie jesteś gotowy by odejść od muzyki. Więc ogarnij się, chłopie.
Przekręcił się na bok, by już na niego nie patrzeć i dać mu do zrozumienia, że ma to wszystko w głębokim poważaniu. Gdy znów uchylił powieki. Było dużo jaśniej. Nie widać było betonowej szarości, czerni ani przytłumionego światła. Rozpoznał Tiannę. Zamrugał kilkukrotnie. Nie był pewien czy jest realna, czy to senna mara.
- Dlaczego tu jesteś? - spytał ochryple.
Zaśmiał się chrapliwie.
OdpowiedzUsuń- I na pewno jesteś zachwycona tą rolą - odparł. Głowa nie ciążyła już tak bardzo. Podniósł się nieco na łokciach by móc ją lepiej widzieć. Wychylił kilka łyków, krzywiąc się nieco. Wolłby by był to gin, ale nie powiedział tego na głos. Znów zamknął oczy.
- Więc, potrafisz grać na gitarze - stwierdził. - Dziwne, nie wyglądasz na taką.
Sięgnął po zwilżoną szmatkę na czole i przetarł chłodną wodą całą twarz i szyję.
- Wyglądam na pewno epicko, co? - prychnął z uśmiechem. Odrzucił kołdrę. Spuścił nogi na podłogę. Zmarszczył nieco brwi. Ktoś go rozebrał do samych gatek. Wstał niespiesznie. Podrapał się po brzuchu. Może nie był Adonisem, ale jak na kogoś z takim trybem życia, wyglądał całkiem dobrze. Podźgał się palcem w miejsce, w którym na brzuchu powinny się uwidoczniać mięśnie. Uznał, e trzeba wrócić do treningów. Na szczęście mięśnie ramion i co najważniejsze, mięśnie zadka, pozostawały w bardzo dobrym stanie. Odwrócił się do kobiety, opierając dłonie na biodrach.
- Tak szczerze... Śmierdzę?
- Mamę? - spytał, unosząc brew. Uśmiechnął się łobuzersko - A po co ją niepokoić? Możesz sama mi pomóc.
OdpowiedzUsuńEh, gdyby nie to że czuje się tak bardzo źle na pewno skorzystałby z tego, że jest prawie nagi a jego urocza pielęgniarka jest tak pięknie zarumieniona.Poza tym był trochę wyposzczony. Ale to nie ten dzień, nieta chwila.
- Dam sobie radę sam.
Powędrodo łazienki. Pochylił się nad wanną. Przekręcił jeden z kurków. Coś zatrzeszczało w rurach a po chwili gorąca woda zaczęła lać się do wanny. Znalazł na półce płyn do kąpieli. Odkręcił butelkę, powąchał i skrzywił się.
- Co do kur... - mruknął. - Malinowy? - spojrzał na etykietę. - Kurwa, malin z truskawką...
Machnął ręką i wlał niemal połowę do wanny.
- Kąpiel przygotowana - zawołał do dziewczyny. - To co? Dołączasz?
Dolał trochę zimnej wody by całość osiągnęła optymalną temperaturę. Piana była jasnoróżowa ale za to bardzo gęsta. Zdjął bieliznę i wszedł do wody. Wyciągnął nogi. Cóż za wygoda.
Oparł głowę o brzeg wanny. Zaskoczylaby to gdyby weszła do wanny. Widocznie nie należała do typu szalonych młodych kobiet, dla której zasady były zamachem na wolność. Dante nienawidził zasad i konwenansów. Całe jego dzieciństwo opieralo się na nakazach i nakazach, które matka stawiała przy każdej okazji, surowo karząc za ich nie przestrzeganie.
OdpowiedzUsuńWciąż byl zamroczony i nieco otępiały. Umysł i ciało domagało się uspokojenia przez kolejne dawki narkotyku. Nie było ty tak silne uczucie jak się spodziewał. Zmuszał się do myślenia o czymś ciekawszym i milszym. Zatem ofiarą jego rozmyślań stała się urocza Tianna.
Musiał przyznać, że od tyłu również nie wyglądała najgorzej.
- Nie bądz taka wstydliwa. Nie udawaj, że nigdy nie widziałaś gołego chłopa
Nabrał trochę różowawej piany na dłoń. Będzie pachniał malinami jak jakiś bobas, naćpany Vibowitem.
- A ty zawsze jesteś taka pruderyjna? - rzucił zerkając na nią spod półprzymkniętych powiek. Chyba nawet bawiła go ta rozmowa ze słodką dewotką. - Chciałem jeszcze porozmawiać o twoich ulubionych pozycjach, ale nie wiem teraz czy ci religia nie zabrania.
OdpowiedzUsuńJaj głos wyrwał go z lekkiej drzemki, w która zapadł. Przez klika krótkich chwil wydawało mu się, że znów jest w swoim mieszkaniu i że na prawdę nic nie zalezy od niego. Uniósł jeden kącik ust w nieco krzywym ale przyjemnym uśmiechu.
- O wiedzę medyczną też bym cie nie podejrzewał.
Nie dał się długo prosić i po prostu wstał. Chyba się tego nie spodziewała. Z resztą, on nie miał się czego wstydzić. Natura może nie była bardzo hojna w jego przypadku ale też nie poskąpiła obdarzenia go zacnym wyposażeniem. Gociaż gwiazdorem porno raczej nie zostanie. To młodzieńcze marzenie pozostanie niespełnione.
- Podasz mi ręcznik? Jakiś całun może... To będiesz mogła sobie powiesić go potem na ścianie
- Moralność i wyczucie - prychnął - Gdyby to miało coś z tym wspólnego to odwróciłabyś się i patrzyła mi w oczy a nie na mojego małego przyjaciela.
OdpowiedzUsuńZachichotał. Ależ to dziewcze potrafiło być zabawne i w jaki cudowny sposób próbowała nie reagować na jego zaczepki. Zupełnie jak dziecko w przedszkolu.
- Wiesz co nas różni? Ja bez wstydu patrzę na twoje cycki a ciebie krępują moje.
Sięgnął po ręcznik. Wytarł twarz i włosy. Wyszedł z wanny i owinął się ręcznikiem wokół bioder.
- No już już, jaśnie pani. Twa pruderyjna moralność jest już bezpieczna.
Sprawdził jakie ubrania mu przyniosła. Odczekał chwilę, aż Tia poczuje się bezpieczna, po czym sprawnym ruchem opuścił ręcznik na ziemie. Usłyszał coś na kształt jęku rezygnacji. Och, chyba na tej zabitej dechami wsi, zdala od cywilizacji i świata zewnętrznego, odnalazł sens życia na najbliższe pare tygodni - drażnienie się z Tianną.
Była zaiste zabawna.
OdpowiedzUsuńUbrał się, umyl zęby, ułożył włosy i wyszedl z lazienki wygladajac już nieco bardziej ludzko. Wciąż miał gorączkę, ale osłabienie nie było już tak przerażająco silne.
W głowie wirowalo setki myśli. Trudno było skupić się na czymś konkretnym. Drżały mu dłonie. Czuł że nie utrzyma instrumentu w palcach.
Wszystko wydawało się go przerastac. Zetknął na Tie. A może jest homo? Dlatego na niego nie leci jak inne? Coz, tak pewnie jest skoro nie lubi o tym rozmawiać. W sumie to nie jego sprawa. Chociaż jakoś osoba doświadczona wiedział, że żadna dziewczyna nie umie tak obciagac jak podniecony facet.
- idę się przejść. - oznajmił - wciąż mam gorączkę i pewnie twoja matka będzie bardzo zła kiedy się dowie, że zrobiłem sobie krzywdę będąc pod twoją opieką.
Westchnął przeciagle, czekając że zniecierpliwieniem na reakcję.
- Miałem mieć tu dobrą opiekę, a taką krzywą jak obecnie twój dziwny uśmiech. - odparł wzruszając ramionami - No dobrze, pójdę sam. Obym to przeżył... - westchnął teatralnie. Właściwie nie było mu potrzebne jej towarzystwo. Z natury był samotnikiem, który nigdy nie potrzebował akceptacji otoczenia. Głównie dlatego jego ciało pokrywały liczne tatuaże, często nieprzemyślane i dość naiwne.
OdpowiedzUsuń- Gdzie leziesz?
Dante zatrzymał się nagle. Takeshi siedział na komodzie i uśmiechał się w swój hollywoodzki sposób.
- Mieliśmy się ogarniać, pamiętasz? Weź spójrz na tę dziewczynę. Ładna, miła i do tego nie łechta twojego ego. Doceń to, że nie rzuca się na ciebie z gołymi cycami jak większość laseczek, gdy się gdzieś pojawialiśmy. Pamiętasz impreze u DJ Moora?
Dante pokiwał głową, wciąż wpatrując się z niedowierzaniem w swoje widmo.
- Właśnie. Jeśli tak dalej chcesz, to co ty tu właściwie robisz?
Takeshi zsunął się z komody i otworzył okno, wpuszczając do pokoju ciepłe powietrze popołudnia. Dante zamrugał kilkukrotnie. Azjaty już nie było, ale okno pozostało otwarte. A może było otwarte wcześniej? Może to przeciąg? A może po prostu jest jebnięty i ma przepalony mózg?
Odwrócił się do Tianny.
- to idziesz? - takie zaproszenie było w tej chwili szczytem jego możliwości.
Wyszli przed dom. Dante zamknął oczy, wystawiając twarz do słońca. Było popołudnie a nawet późni popołudnie. Wsunął dłonie do kieszeni spodnie.
OdpowiedzUsuń- Może być po ogrodzie. - mruknął. Szedł obok niej, milcząc. Zaczął się poważnie zastanawiać nad tym, czy przypadkiem to nie jest początek jakiejś choroby psychicznej.
- Oczywiście, ze tak. - wzdrygnął się, słysząc tuż za sobą znajomy głos. - Nie odwracaj się. Bo ona zobaczy i uzna cie za wariata, a fajna jest i szkoda by było gdybyś ją zraził.
Westchnął głęboko. Zerknął na Tiannę. Nie słyszała go. Z resztą to nic dziwnego, w końcu świat wciąż opłakiwał śmierć jasno świecącej gwiazdeczki Hollywood. A skoro ciało leżało już w trumnie to nie mógł teraz iść za nim.
- To ten... Czym się interesujesz? - spytał Dante.
- O kurwa! - zaśmiał się Taheshi - Ale pojechałeś z tym tekstem. Ile ty masz lat, co? 12?
- Poza muzyką. - dodał Dante. Starał się ignorować irytujący głos zza pleców. - Wydaje mi się, że twój ojciec miał kiedyś sklep muzyczny.
- Amber coś o tym pierdoliła w samochodzie. Czasem zastanawiam się jak to mozliwe, że jej ciało produkuje tyle śliny.
OdpowiedzUsuńZerknął w bok. Kątem oka nie dostrzegł żadnego ruchu. Widocznie mara znikła. Możliwe, że był to początek prawdziwych kłopotów psychicznych. Ciekawe. Narkotyki, alkohol ani to wszystko co wyprawiał po ich zmieszaniu nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi psychicznej a tutaj szok, psychika mu siadała gdy chciał to wszystko rzucić. A morze rzeczywiście nie warto?
Otarł pot z czoła. Prawa ręka znów zaczęła drżeć. Czuł palącą potrzebę ugaszenia bólu i zabójczego płomienia, rozpalającego do czerwoności mózg i żołądek.
- Jesteś po prostu typową nastolatką. Ile ty właściwie masz lat? Zlokalizował niewysokie stare drzewo. Jego wiedza pozwalała mu ustalić iż była to wierzba. Oparł się o pień i zsunął się na trawę. Musiał odpocząć. A najlepiej strzelić sobie w łeb z pistoletu, który zawsze ze sobą woził.
- Jesteś trochę dziwna. - stwierdził, przymykając powieki.
Prychnął.
OdpowiedzUsuń- Po pierwsze, wcale nie jestem rozkapryszony. A po drugie... I co z tego? Moge być jaki chce. Nie obowiązują mnie smętne morały i konwenanse. Jak uda ci się żyć tak by niczego nie żałować to możesz się uznac za szczęśliwego człowieka. - uchylił jedną powiekę i zerknął na nią swym intensywnie niebieskim okiem. - Lubię dziwnych ludzi. Są nieprzewidywalni. To żałosne, wstydzić się tego kim się jest. Nie rób tak bo żal mi cie. - mruknął i ponownie zamknął oko.
- Jesteś kurwa tak romantyczny, że Jane Austen by się porzygała z zazdrości - prychnął Takeshi wprost do jego ucha. - Weź jej powiedz coś miłego bo się obrazi. Zajrzyj do wnętrza łba i odszukaj jakiś miły tekst z jakiejś mądrej książki, którą czytałeś. Nie załamuj mnie.
Dante zmarszczył dość zabawnie nos. W książkach, w których gustował nie było wiele romantycznych wątków. Do tego kim kurwa jest Jane Austen?
Po chwili ciszy, mężczyzna wziął głęboki oddech i rzekł.
- Ładnie pachniesz...
- Możesz być słaby albo silny. Żałowanie błędów to ich rozpamiętywanie i nie uczenie się na nich. - mruknął. Ujął mocno swoją prawą dłoń by ograniczyć jej drżenie. Miał szczerą nadzieje, że to przejdzie. Z czymś takim na istotnej kończynie nie można było grać. Kołatała mu się po głowie melodia, której nie znał. Przydałoby się ją spisać, ale na pewno nie teraz. Przechylił głowę w bok. Przyjrzał się dziewczynie, która leżała obok niego i wygrzewała sie w słońcu. Jak bardzo różniła się od jego koleżanek, tylko on wiedział.
OdpowiedzUsuń- Po prostu taki mam charakter. - mruknął. - Nikt ci nie każe mnie lubić. Jak to się stało, że starzy zaciągnęli cie do takiej roboty? To nie twój świat. Kup sobie lepiej prosiaczka i bądź alter.
Nie był pewien dlaczego Tia kojarzyła mu się z jedną z modelek, z która kiedyś się bujał. Dziewczyna była ciągle napalona, a jemu to całkowicie nie przeszkadzało. Zwykle, gdy nie był na koncertach i nie miał prób czy sesji, miał w sobie tyle energii, ze siłownie to było za mało. Blanka poza całkiem dobrze zrobionymi sztucznymi cyckami miała jeszcze trzy zalety - była bardzo głupia a przez to i małomówna, miała zabawnego prosiaka Ricka, którego Dante bardziej cenił niż samą kobietę, oraz miała ufarbowane na różowo włosy, wszystkie włosy a Dante jednak cenił u kobiet skrupulatność. Tia stanowiła całkowitą odwrotność Blanki a jednak to dziewczyna, której najlepszym przyjacielem był mały jeszcze surowy boczek teraz przyszła mu do głowy. Dziwne.
- Ty jesteś zabawna. - odparł wyraźnie rozbawiony. Przetarł wierzchem dłoni czoło, zdejmując ze skóry perlący się pot. Przez sekundę czy dwie zawiesił spojrzenie na tatuażu na swoim nadgarstku. Było to pierwsze dzieło, które na sobie stworzył, drobne ale znaczące najwięcej. Zamknięcie księgi tak zwanych wartości rodzinnych i otwarcie nowej, gdzie nie było już nikogo.
OdpowiedzUsuń- Nie wiedziałem, że masz okres - burknął. - Jak nie chcesz gadać to nie.
Znów zamknął oczy i oparł głowę o pień. Prawa ręka trochę się uspokoiła, ale wciąż czuł nieprzyjemni dreszcz. Uznał, że istotnie jest dziwna. Ale cóż począć? Była jedyną istotą w tym domu z którą mógł w miarę normalnie porozmawiać. Wyglądało na to, że prędzej zwariuje od samotności niż od odwyku.
Nie był pewien ile czasu siedział na trawie. Chyba przysnął albo po prostu zemdlał. Zdarzało się. Podniósł się całkiem sprawnie i przeciągnął. Oblizał językiem wargi. Czas się napić.
Wydobył butelkę whisky z szafy. Dobrze, że miał ich kilka, chociaż teraz już nie był pewien czy pamięta gdzie wszystkie zostały umieszczone. Nie należał do koneserów tego trunku. Nie kupował najdroższych marek chociaż mógłby. Wsunął między wargi papierosa, przypalił go i z butelką w dłoni zszedł do saloniku, w który stał fortepian. Po drodze zwinął szklaneczkę z jednej z witryn. Jego zdaniem, idiotyzmem było prezentowanie w taki sposób szkła, z którego nigdy nie korzystano. Postawił szklankę i butelkę na pokrywie instrumentu. Obok popielniczkę, paczkę fajek i zapalniczkę Zippo, którą kiedyś dostał. Wlał bursztynowy płyn do szklanki niemal do połowy. Wychylił wszystko od razu. Mógłby pić z butelki ale co to byłaby za przyjemność?
wlał znów alkohol do szklanki, tym razem do połowy. Uniósł pokrywę, zabezpieczającą klawisze. Wypuścił kłąb dymu z płuc. Przyjechał tu w końcu rzucić nadmiar narkotyków a nie alkohol i papierosy.
Rozciągnął stawy w palcach. Czas odtworzyć to co kręciło mu się po głowie. Melodia, która powstała nie była podobna do tych, które tworzył wcześniej. Spokojna, delikatna, jakby romantyczna ballada.
'Dziwne' - pomyślał - 'Jest chyba gorzej niż myślałem'
Przyglądał się jej ze spokojem i lekko cynicznym uśmiechem. Chwycił szklankę z alkoholem nim udało jej się ją zgarnąć. Wziął spory łyk. Chwycił zapalonego papierosa leżącego na popielniczce. Zaciągnął się niespiesznie.
OdpowiedzUsuń- Od alkoholu i papierosów nie mam odwyku. Uznałem, że taka do porzygu wzorowa rodzina nie posiada mocniejszych trunków niż nalewka wiśniowa babci i Amol. Zapewniłbym tobie i sobie ciekawe rozrywki, ale nie jestem w formie a oglądanie zawodu na twojej mordce złamałoby mi serce. Ponad 80% stosunków nie kończy się kobiecym orgazmem a ja nie lubię powiększać tej statystyki. Więc co mi pozostało? Pewnie dołączę do klubu 27. i wychylę kielona z Cobeinem i Morrisonem. - obserwował ją z rosnącym rozbawieniem. Kątem oka dostrzegł, że również Takeshi to robi, który oderwał się od przeglądania notatnika dziewczyny leżącego na komodzie.
- Istna burza emocji. Kobieta wulkan. Eh, czyż nie wygląda pięknie w takim szale? No spójrz, tylko brakuje by zaczęła w ciebie rzucać porcelaną. To musi być miłość. - westchnął. - Na pewno to przez ten komplement o jej zapachu. Tak, kobiety zawsze dbają o swój zapach. Zwróciłeś uwagę jak niezwykle układają się jej włosy? Zupełnie jak lwia grzywa...
- Widziałem. - odparł Dante, zerknął w jego stronę. Wyraźnie widział przerzucane kartki notatnika. Więc może, to na prawdę był duch? Z resztą, co to za różnica? Poza tym, miał z nim nie rozmawiać tylko ignorować jego obecność.
- Ma talent - ocenił azjata - zobacz, całkiem nieźle sobie radzi.
Muzyk złapał notatnik w locie. Musiało to wyglądać na prawdę niezwykle gdy bez widocznej przyczyny, notatnik przeleciał przez pół pokoju. Dany zaciągnął się ostatni raz i wcisnął niedopałek w dno popielniczki. Otworzył na ostatniej zapisanej stronie. Postanowił przeczekać atak. Już jakiś czas temu uznał to za najlepszą taktykę.
Dante należał do inteligentnych ludzi, mimo ze porzucił edukacje w dość wczesnym wieku. Czytał bardzo szybko a czasem dla własnej rozrywki intelektualnej czytał podręczniki akademickie o czym nie wiedział nikt poza Takeshim, który często sobie życzył by Dante czytał mu na głos. Przesuwał wzrokiem po tekstach, przerzucając kolejne strony.
- Więc to miałaś na myśli mówiąc, że twoim hobby jest pisanie. - powiedział, gdy powietrze w pomieszczeniu przestało iskrzyć od jej złosci.
Uśmiechnął się, aż jego oczy zapłonęły istnym błękitnym żarem.
OdpowiedzUsuń- On mi dał - odparł, wskazując ruchem głowy Takeshiego, który siedząc na komodzie pomachał do dziewczyny. Obaj wiedzieli, że ona nie może dostrzec dziwacznych halucynacji Dantego.
- Światy Dantego są tajemnicze, mroczne i wynaturzone. Nie zabrał bym cie do głębi. Nie zasługujesz na taką skazę. - powiedział spokojnym tonem. - Chodź, siadaj. - przesunął się nieco i poklepał miejsce obok siebie. Postawił notatnik na półeczce na nuty. Wybrał jeden ten ostatni tekst. Przesunął palcami po klawiszach, czytając tekst. Ułożył sobie kilka rzeczy w głowie. Zerknął na nią kątem oka i znów się uśmiechnął. Zaczął powoli wciskać klawisze. Dźwieki zaczęły dość szybko łączyć ze sobą i płynąć w niezwykłym rytmie. Melodia trochę przypominała tą, która go od dłuższego czasu dręczyła ale ta była nieco bardziej melancholijna. Magiczna ballada zaczęła powoli nabierać kształtu, a gdy Dany uzna, że ten kształt ma już swą postać zapewne doda do niej i wypisane przez Tiannę słowa.
- Masz rzadko spotykany talent. - powiedział, wciaż wpatrując się w słowa.
Spojrzał na nią z uwagą.
OdpowiedzUsuń- Idź jeśli chcesz. - odparł. - Ale jutro też przynieś ten swój notatnik. I inne teksty jeśli masz
W końcu jakaś rozrywka w tym pozbawionym energii domu. Dobrze było miec się na czym i na kim skupić. Wyglądała całkiem uroczo z tym lekkim rumieńcem i niepewnym spojrzeniem.
Gdyby miał na to tylko trochę sił. Pokręcił lekko głową.
- Idź, bo dostaniesz kurzych łapek jak się nie wyśpisz. - mruknął, wstając. Nie był pewien kto normalny wypuszcza na ludzi kury w nocy i to na tyle ciężkie by zostawiały odciski swoich łapek na skórze, ale na pewno był to wariat.
Zebrał szklankę z pokrywy. Wydobycie butelki whisky ze śmietnika tez nie stanowiło problemu. Dolał sobie i wrzucił butelkę z powrotem do śmietnika. Wyjrzał przez okno. Było juz zupełnie ciemno. Z oddali widać było łunę nocnych świateł miasta. Ciekawe było to, że w centrum noc nigdy nie była tak na prawdę ciemna i groźna. Tutaj każdy cień wydawał się pełznąć w twoim kierunku. Pociągnął spory łyk. Przestał już czuć smak. Alkohol lekko palił w gardle i przyjemnie rozgrzewał. Zdjął koszulkę i pół nagi połozył się na drewnianej podłodze. Szklanke postawił obok siebie. Opadł głowę na skrzyżowanych ramionach. Tak, w tej pozycji myślało mu się zdecydowanie najlepiej. W swoim apartamencie zawsze ocucał go chłód kamiennych płyt na podłodze. Drewno natomiast, było cieplejsze i jakby bardziej miękkie. Dziwnych rzeczy się człowiek uczy każdego dnia.
- Dlaczego dałeś jej odejść?
OdpowiedzUsuńZnajomy męski głos przeciął ciszę, która nastała gdy pozostał sam. Otworzył oczy. Przez krótką chwilę miał wrażenie, że to jego własna wyobraźnia. Po kilku sekundach ciszy i bezruchu, znów zamnął oczy.
- Mówię do ciebie!
Tym razem poderwał się na równe nogi. Wrzasnął mu w prost do ucha. Pomieszczenie było puste. Podniósł szklankę i dopił alkohol.
- Odejdź. - mruknął. Zerknął na butelkę w koszu, ale tylko pokręcił głową i udał się w stronę schodów by dostać się do swojej sypialni.
- Nie. Nie pozwolę ci dołączyć do mnie.
Dante zatrzymał się w połowie schodów i spojrzał w duł. Zaiste, zaczynał wariować. Przetarł dłońmi twarz, pobudzając się do życia. Czas na sen.
Rano, miał wrażenie, że głos i ten dziwny upiór, to tylko długi sen, majaki w gorączce. Podejrzewał, że gdy powtórzy sobie to wystarczająco wiele razy, to to kłamstwo stanie się prawdą. Podobno tak to właśnie na świecie działało. Poranne mdłości ustąpiły po kilku celnych ciosach w wątrobę. Wadą tej sprawdzonej metody był niestety bolesny siniec, ale warto było. Prysznic, garść tabletek na "wszystko" i był w miarę gotowy by zjeść śniadanie. Jednak próba wmuszenia w siebie naleśników zakończyła się niepowodzeniem i obrzyganiem całego stołu. Cóż... Najwidoczniej ciało postanowiło zaprotestować. Nie ma używek - nie ma jedzenia. Pokręcił tylko głową gdy gospodyni zaczęła opowiadać o zbawiennym działaniu na żołądek musu z przetartych jabłek z miodem. Najwyżej schudnie. I tak pewnie będzie wygądał jak szkielet gdy opadną wszystkie zbudowane przez te lata mięśnie.
Wyszedł do ogrodu, zabezpieczony przez gospodynie w duży kubek z gumowym przykrytkiem ze słomką. Siorbanie soczku z tego dziwnego tworu było wręcz poniżające. Zapalił papierosa. Na szczęście nikotyna ucisza głód. Postanowił, że lepiej będzie zejść gospodyni z oczy niż wysłuchiwać jej trajkotania na temat zdrowego żywienia i w ogóle wszystkiego tego co jest dla niego zdrowe i pomoże mu powrócić do normalności. Drażniła go myśl, że ci ludzie uważają że wiedzą cokolwiek o jego normalności. To własnie od niej uciekał.
Zauważył ją po kilkunastu minutach chowania się przed tą okropną kobietą i jej mężem, którzy teraz w planie mieli dla niego jogę. Joga... Zawsze myślał, że to taka choroba psychiczna. Zerwał długą trawkę zakończoną brązowawym pióropuszem. Uzbrojony w nią, kubek z soczkiem oraz z prawdziwą potrzebą zajęcia się czymś twórczym, podkradł się do najwidoczniej zajętej czymś istotnym dla siebie, ale nieistotnym dla niego, dziewczyny. Idealnie wymierzonym ruchem zaczął ją łaskotać po kawałku nieosłonionego ciała na boku.
- Gdybym był mordercą już byś nie żyła. - powiedział, wpatrując się w nią spod półprzymkniętych powiek. - To zielsko to, obecnie moja broń na gorgony.
OdpowiedzUsuńWsunął sobie trawę za ucho i usiadł na kocu. Chwycił książkę i parsknął. Przekartkował ją i zaczął czytać w losowym momencie.
- William... - mruknął. - Kochanek Scarlett. Fascynuje mnie to, że ludzie czytają romanse zamiast samemu je przeżywać. Można wtedy dokonywać swoich własnych wyborów, mniej lub bardziej durnych. Miałem kiedyś taką panienkę... Była bystra. Dużo czytała. I przez to własnie miała dziwaczny sposób patrzenia na świat. - odłozył książkę i pociągnął łyk z kubka. - Wyobrażała sobie swoje życie, zamiast przeżywać go każdego dnia. Dla niej zachciało mi się czytać podręczniki akademickie i nawet się uczyć. Miała w sobie takie coś. - odstawił kubek na trawę. - Potem okazało się, że wyśniła już całe swoje życie. Zrobiła plan tego co się po kolei wydarzy, ignorując to, że świat nigdy nic nie ułatwia. Spodziewała się, że dla niej rzucę muzykę, pójdę na studia, zostanę człowiekiem nawróconym by mogła wziąć ze mną ślub i być panią na zamku. - rozciągnął się wygodnie na trawie. - Wolała swoje naiwne wyobrażenia niż rzeczywistość. Ale wtedy byłem jeszcze dzieciakiem... Zakochanym dzieciakiem, który dopiero zaczynał karierę. Nie chciałem się zmieniać dla nikogo. Albo zaakceptuje to kim jesteśmy albo nie. Wysyłała mi długie wiadomości z cytatami z książek o tym jak powienienm wyglądać, jak do niej mówić... śmieszne, co? Wybierać sobie na ideał kogoś, kto się nigdy nie urodził. Ty za to, potrafisz robić coś, o czym inni mogą tylko marzyć a uciekasz jak głupia do swoich dziwacznych wymyślonych światów, zamiast przyznać się przed samą sobą, że mnie potrzebujesz.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwało głośne siorbanie Dantego.
- Dostałem od Sammi. Po tym jak obrzygałem wasz zabytkowy stół w jadalni.
- Ja? Ja znam się na ludziach. Spotkałem osobników w przekroju tak szerokim jak stąd do słońca. Nie ma normalnych ludzi. To co jest normalne dla mnie jest chaosem dla ciebie.
OdpowiedzUsuńZnów pociągnął kilka łyków z kubka. Przyglądał się młodej kobiecie. Miała w sobie dziwne ciepło. Zabawne, ogniste iskierki tańczyły w głębi jej oczu. Była niemal interesująca, niemal egzotyczna.
- Jestem potrzebny milionom ludzi na świecie. - wzruszył ramionami. - Nie jesteś terapeutą i kiepsko ci to wychodzi. Jestem zbyt skomplikowany byś mogła powiedzieć, że moje zachowanie wynika z relacji z matką. Jestem jaki jestem i powiem ci, moja miła, że nikim innym nie chciałbym być.
Przymknął powieki. Co on tu właściwie robił? Rozmawiał z jakąś kobietką o tym, że jest potrzebny czy też nie? Mieli go pilnować by nie umarł zbyt szybko. Ah, ta nuda... Ta cisza, spokój i brak towarzystwa. Jakże puste teraz było jego życie.
- No bo każdy normalny człowiek, nie chce zarabiać na swoim talencie, nie mówiąc już o zafundowaniu rodzicom normalnej emerytury by nie musieli już się zajmować sprzątaniem rzygów gwiazdy rocka na detoksie. - pokiwał głową, z udawanym zamyśleniem. - Taaak. Masz racje, lepiej nie przyjmować propozycji współpracy z kimś takim jak ja. Niech duma każe ci harować w barze za grosze.
Położy się na kocu. Musiał przyznać, że wybrała wyjątkowo przyjemne miejsce do odpoczynku. Podniósł swój kubek i pociągnął przez słomkę kilka ostatnich łyków.
- Doceniam to, że nie liżesz mi tyłka od pierwszej sekundy naszej znajomości. - mruknął.
- Wcale się nie dziwie, ze twoi starzy uważają, że brakuje ci przyjaciół i jesteś aspołeczna. – parsknął śmiechem. – Ciebie nikt nie lubi a ja nie lubię nikogo – wzruszył ramionami. – Ciebie też właściwie nie lubię. Jesteś strasznie pyskata i pesymistyczna.
OdpowiedzUsuńOdstawił kubek i przymknął powieki, kładąc się wygodnie. Dziwne uczucie. Mógłby się z nią pokłócić a nawet śmiertelnie obrazić, ale nie zmieniało to faktu, że czuł się przy niej całkiem normalnie, jak za starych dobrych czasów, gdy wszystko było proste. Po cóż miałby się do kogoś zwracać? O pomoc? Wsparcie? To dawali mu ludzie za darmo, wciskając niemal swoje usługi, nawet gdy nie były szczere. Trudno było tęsknić za czymś czego nigdy się nie miało ani nie poznało.
- Przynajmniej mnie stać na to wszystko – odparł, unosząc nieco kąciki ust. Tak, zdecydowanie brakowało mu ludzi. Wielobarwnego, głośnego tłumy, którego energię wyczuwało się w powietrzu. Właśnie to kochał podczas swoich koncertów.
Otworzył oczy po kilku chwilach ciszy i bezruchu. Takeshi siedział obok, grzebiąc sobie źdźbłem trawy w zębach.
- Może gdybyś się dowiedział, dlaczego jest ci tu tak bardzo źle, mógłbyś to zmienić. – powiedział Taksehi, wpatrując się w poruszane wiatrem liście.
- Wiem dlaczego. Chyba wiem. – mruknął. Musiał się stąd wyrwać, choćby na chwilę. Inaczej zwariuje całkowicie. Usiadł na kocu. Jeden telefon wystarczy by wieczorem zjawiło się tu imprezowe stado. Jego stado.
Wstał niespiesznie. Jeśli sprowadzi tu kogoś, straci swój azyl a przecież tego właśnie potrzebował. Zatem, skoro nie oni tu… To on tam. Wyciągnął z kieszeni telefon i ruszył w stronę domu, jednocześnie szybkimi ruchami kciuków, pisząc wiadomość. Wiedział, że Amber spełni każde jego życzenie i że jeszcze przed wieczorem, na podjeździe stać będzie stary dobry Harley Davidson.