Aiden Wilkins
DZIENNIKARSTWO -- LAT 25 -- KAWALERKA
Całe życie składa się z pytań, na które ona szuka odpowiedzi. Nieustannie dąży, a ta dociekliwość bywa zgubna. Pragnie bez końca na nowo coś odkrywać. Jest przepełniona dociekliwością. Świat cały czas się kręci, a ona czasami czuje, jakby zatrzymała się w miejscu, obserwując wszystko dookoła. Chce przeżywać i czuć. Dostawać, ale też o coś walczyć. Usilnie stara się zaznaczyć swoje miejsce i dopilnować, by nic jej nie umykało... “For many years, I have been moved by the blue at the far edge of what can be seen, that color of horizons, of remote mountain ranges, of anything far away. The color of that distance is the color of an emotion, the color of solitude and of desire, the color of there seen from here, the color of where you are not. And the color of where you can never go. For the blue is not in the place those miles away at the horizon, but in the atmospheric distance between you and the mountains.
“Longing,” says the poet Robert Hass, “because desire is full of endless distances.” Blue is the color of longing for the distances you never arrive in, for the blue world.”
― Rebecca Solnit
Powiedzieli mu, że jakaś studentka dziennikarstwa prowadzi pracę czy też jakieś badania. Dla niego było to bez różnicy, ale przynajmniej było czymś nowym. Po dwunastu latach spędzonych za kratkami coś takiego było niczym wybawienie. Bo ile można siedzieć w bibliotece i czytać książki? Co prawda ich nie brakowało, a Ed dbał by dostarczano coraz to nowsze do więziennej biblioteki.
OdpowiedzUsuńPoza czytaniem Michael zajmował się też grą w szachy, pomagał staremu Rickowi w gotowaniu bo za dzieciaka całkiem nieźle mu szło i rodzice często chwalili jego talent kucharski. Ciekawe co powiedzieliby teraz wiedząc, że cały bok A ubóstwia jego zupę fasolową, która gotują prawie codziennie. Aż do porzygania.
Miał dwadzieścia siedem lat i za sobą dwanaście lat wyroku. Pozostało mu jeszcze trzydzieści osiem. Nie wierzył, że wyjdzie, że zobaczy jeszcze tamten świat. Początkowo mu to nie przeszkadzało, ale po takim czasie zaczął się po prostu nudzić. Pierwszą apelację o skrócenie wyroku odrzucono kilka lat temu tylko dlatego, że nie chciał się otworzyć przed psychologiem więziennym. I dobrze. Nie zamierzał grać ofiary. A przynajmniej wtedy. Dziś jednak było inaczej. Dziś odczuwał lekką panikę na myśl, że opuści te mury kiedy będzie staruchem, który robi w pieluchy i ma problemy z trawieniem. Nie chciał tego. I wtedy pojawiła się okazja.
Prowadzili go zakutego w kajdanki długim korytarzem w stronę pokoju, gdzie odbywały się wizyty. Jego już nikt nie odwiedzał. Nie miał kto. Po tym co zrobił zniszczył nie tylko życie czterem rodzinom, ale również życie swojej własnej, której właściwie nigdy nie kochał.
Przed wejściem jeden ze strażników dokładnie go obszukał. Drugi między czasie mówił mu jak ma postępować i co mu grozi za złamanie zasad. Nie wolno ci dotykać gościa, nie wolno się zbliżać, nie wolno podnosić głosu, nie wolno to nie wolno tamto... Wszystko to miał w dupie. Kajdanków mu nie zdjęli. Tylko jemu nie.
Wszedł do pomieszczenia, a trzeci strażnik wskazał mu stolik przy którym siedziała całkiem ładna brunetka. Ruszył w jej stronę pewnym korkiem. Odsunął krzesło, usiadł na nim ciężko, ręce położył na okrągłym stoliku i spojrzał na kobietę, która siedziała na przeciwko niego.
-Witaj nieznajoma. -Uśmiechnął się w tej swój szalony sposób. Zmierzył ją wzorkiem. -A więc chcesz poznać prawdę dlaczego zastrzeliłem te dzieciaki?
-Całe Stany Zjednoczone znają moje nazwisko i wiedzą co zrobiłem. -Nie przestawał się uśmiechać. Sam nie widział tych wszystkich wiadomości, nagłówków w gazetach i dokumentów jakie o nim nakręcili. Opowiadali mu o tym więźniowie, którzy przybyli po tym zdarzeniu i po ogłoszeniu jego wyroku. Był sławny niczym Justin Bieber. Tylko trochę w innym znaczeniu. Wtedy był z tego dumny. Dziś nie odczuwał żadnych emocji z tym związanych. Przyzwyczaił się do swojej sytuacji.
OdpowiedzUsuń-Notuj sobie, nagrywaj, rób co musisz. -Odparł zupełnie spokojnie jakby rozmawiali o pogodzie czy o tym kto wygrał ostatni mecz. Obok nich przeszedł właśnie strażnik. Zawsze spacerowali między odwiedzającymi i więźniami by obserwować ich, by przechwycić przemycany towar czy podsłuchać rozmowę, która nie była przeznaczona dla ich uszu. I zawsze coś pomijali. Michael wiedział to od innych. Sam był tu może dopiero czwarty raz. Ojciec odwiedził go tylko raz zaraz po wydaniu wyroku. Matka dwa razy... Potem nie widział już ich więcej.
-Dziennikarstwo co? Całkiem ciekawy zawód. -Skinął głową przyglądając się jej. -Powiedzieli mi, że mamy trochę więcej czasu niż reszta. -Kiwnął za innych więźniów. -W ramach tej twojej pracy. -Oparł się o krzesło i rozsiadł wygodnie. -No dobra pytaj. Postaram się być pomocny i grzeczny jak nigdy.
Michael domyślał się, że dziewczyna musiała starać się o prywatną salę, ale wiedział, że od razu tego nie zrobią. Byli ostrożni zwłaszcza dla takich świrów jak on. Poza tym musieli sobie najpierw wybadać ją i ich relację. Parę spotkań powinno to załatwić, potem dostanie swoją prywatną salę.
OdpowiedzUsuń-Taaaak... -Przekręcił teatralnie oczami. -Ale dobrze wiesz ile mam lat. Mój okres buntu minął już dawno.
Teraz kiedy widział to wszystko inaczej musiał przyznać sam przed sobą, że był cholernie nieznośnym nastolatkiem. Co nie zmienia faktu, że mogli sobie go bezkarnie nazywać potworem w New Your Times. Co to to nie.
-Pewnie mam być szczery, żeby ten twój projekt wypalił. -Przekrzywił głowę teraz wpatrując się w Franka z celi 34. Łysy, czarnoskóry facet siedział przy stoliku ze swoją żoną ich dziesięcioletnią córką. Już nigdy miał ich nie zobaczyć na wolności. -Raczej znaczenie miała pamięć. Widzisz... ktoś kto dostaje wyrok za poczwórne morderstwo musi z czasem pogodzić się z zapomnieniem przez świat. -Znów spojrzał na brunetkę. -Ale nie ukrywam, nie lubię psychologów. Jak dla mnie za bardzo szufladkują... świrów.
Choć on przecież nie został uznany za psychicznie chorego. Stwierdzili, że dokonał zbrodni w pełni świadomy, a skoro był dzieciakiem nie dostał dożywocia. Co za różnica? Zawsze zadawał sobie to pytanie. Przecież w jego przypadku lepiej byłby umrzeć za kratami.
Wrócił wspomnieniem do tego dnia w którym wszystko się skończyło. Do dnia w którym postanowił wprowadzić swój diabelski plan w życie. To nie było tak, że wcześniej upatrzył sobie swoje ofiary. Raczej pewną grupę, która ogólnie go irytowała.
OdpowiedzUsuń-Przechodzisz od razu do rzeczy. Myślałem, że będziemy rozmawiać o pogodzie zanim zadasz te wszystkie pytania po które tutaj przyszłaś. Podoba mi się to. -Uśmiechnął się do niej. Odchylił głowę do tyłu i westchnął ciężko. Zamknął oczy widząc rudowłosego, piegowatego chłopaka, wyższego od niego o głowę. -Jim Harper. Siedział zawsze w ostatniej ławce i naśmiewał się z każdego. Szczerzył te swoje krzywe zęby i komentował dosłownie wszystko. -Otworzył oczy i spojrzał na brunetkę. -To w niego pierwszego strzeliłem. Już się nie uśmiechał.
Przerwał na chwilę swoją opowieść. Jim dostał w brzuch. Ponoć umierał najdłużej i najboleśniej. Kiedy Michael zobaczył jego krew na drżącej dłoni, a potem jak upadał w konwulsjach dostał jakby strzału adrenaliny. Tylko dlatego wystrzelił po raz kolejny.
-Drugą ofiarą była Grace Oswell. Też chodziła ze mną do klasy i znała odpowiedzi na każde pytanie. Każdy z nas miał kiedyś w klasie tego kujona, który zawsze odrabiał prace domowe czy był przygotowany na sprawdzian. Wiesz jak mnie to cholernie drażniło? Nie dlatego, że ja nie potrafiłem się uczyć. Byłem całkiem dobry. Ale dlatego, że ona po prostu nigdy się nie myliła. -Odgarnął włosy, które opadały mu na czoło do tyłu. -W nią wpakowałem dwie kulki. Potem była Juliet Scott. Nie znały nigdy w życiu tak chudej, głupiej i puszczalskiej panienki. Udało mi się ją trafić prosto w tej jej głupi łeb. No i ostatnia gwiazda.... Daniel Collins. Kapitan drużyny szkolnej. Mięśniak, chodzący ideał i obiekt westchnień wszystkich lasek w szkole. To wszystko. -Rozłożył ręce. -Jak wiesz rannych było więcej. Wpakowałem też dwie kulki w bliźniaczki. Jedna dostała w brak, a druga w udo. Obie wyszły z tego cało.
Do tej pory kiedy przypominał sobie tą chwilę gdy stał tam na środku korytarza z bronią w ręku czuł dreszczyk na całym ciele. Nawet teraz kiedy minęło tyle lat. Normalni ludzie nigdy nie będą mieli okazji poznać tego uczucia.... On znał je aż za dobrze.
Nic nigdy nie było czarne albo białe. Nie można było być albo dobrym, albo złym. Każdy z nas miał w sobie coś z psychopaty i anioła. Zazwyczaj wszystko było wyważone równomiernie by nie przekroczyć tej ciemnej strony. Ale on to zrobił.
OdpowiedzUsuń-Próbujesz patrzeć na mnie nie oceniając mnie, ale dobrze wiemy, że w środku aż ściska cię od tego co właśnie powiedziałem. -Oparł policzek o dłoń nie odrywając od niej wzorku. -Jestem potworem. Wiesz to ty i wiem to ja. Wie to też moja matka i każdy kto słyszał o tej sprawie. Ale powiedz... czy ty nie zazdrościłaś nikomu ładniejszych włosów? Lepszej posady? Czy ty nie dostałaś kosza? Każdy to zaliczył i nikt nie zabijał... Co mną kierowało? -Znów się uśmiechnął. Zawsze kiedy to robił robił to z ironią, szyderczością, ale nigdy nie z radości. -Najpierw musisz wiedzieć, że nigdy nie zazdrościłem Garce, ani nie startowałem do Juliet. Obie po prostu mnie wkurwiały. Ale to nie był powód tego wszystkiego. Myślę, że nie znam powodu. Momentu w którym zapaliła się iskra. Ale... -Przerwał. Wyprostował się i opuścił wzrok. Zaczął nerwowo skubać odstającą skórkę od kciuka. -No i masz mnie. -Pokiwał głową przecząco i zaśmiał się pod nosem. -To jest właśnie powód... moja egzystencja. Nie powinienem się urodzić wiesz? Ona nie powinna zdecydować się na dziecko.
-Dokładnie tak uważam. -Musiała wiedzieć, że jego rodzice należeli do zamożnej rodziny i nigdy nie brakowało mu niczego. Podczas procesów uznali, że rodzice zaniedbali syna. Czy faktycznie? On już nic nie widział. Niczego nie mógł być pewny.
OdpowiedzUsuńPo raz drugi strażnik przeszedł obok nich. Michael rozejrzał się w koło. Tu wolno było chociaż palić. Kiwnął więc do mijającego ich Joe.
-Dasz szluga? -Spytał wyciągając dłoń do strażnika.
-Michael... niech to będzie ostatni raz. -Podsunął mu paczkę. Michael wziął jednego papierosa po czym zapalił. Strażnicy często naciągali zasady dla dobra więźniów tylko tak dało się tu w miarę wytrzymać.
Michael zaciągnął się mocno dymem. Pokiwał głową z uznaniem bo dawno nie posmakował papierosa.
-Choć miałem idealne predyspozycje do bycia kochającym synem, moja rodzina była... cóż niezbyt okey. Ale dość o mnie! -Uderzył dłonią w stół. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli w ich stronę. Michael uspokoił ich kiwnięciem dłoni. -W zamian za moją prawdę... żądam twojej. Wiec powiedz mi, skarbie... skąd zamiłowanie do dziennikarstwa? I jak z twoją rodziną?
Według stereotypów to ona powinna siedzieć na jego miejscu. Michaelowi nigdy niczego nie brakowało, miał rodziców, mieszkał w pięknym domu, chodził do prywatnej szkoły, miał przyjaciela, który z resztą był jedną z trzech osób jakie odwiedziły go na samym początku. Miał dobre oceny, rodzice chcieli posłać go na studia, świetnie strzelał od zawsze bo ojciec zaraził go pasją i zabierał na strzelnicę.... Gdyby tylko wiedział jak to się skończy pewnie wyrzuciłby każdy pistolet do pobliskiej rzeki.
OdpowiedzUsuń-I dlaczego cię oddali? -Spytał z zaciekawieniem.
Kiedy porównała swój zawód do detektywa musiał się z nią zgodzi, ale to chyba wtedy w jego głowie narodził się pewien plan. Skoro lubiła grzebać w takich sprawach jak jego dlaczego by jej na to wszystko nie pozwolić? Nie popchnąć jej w kierunku swoich mrocznych wizji.
-Nienawidzisz ich czy im wybaczyłaś? -Zadał kolejne pytanie.
-Cóż może faktycznie to lepiej dla ciebie. Żyła byś w mieszkaniu z gromadą tych rozwydrzonych dzieci, które zajmowałyby się same sobą bo rodzice mieli to głęboko w dupie i nie starczało im kasy na dodatkową porcję obiadu, ale o antykoncepcji wiedzieli tyle co ja o czułości. -Zaśmiał się pod nosem.
OdpowiedzUsuńDokładnie pamiętał pierwszą wizytę matki. Nie wiedziała jak ma się zachować, co ma do niego powiedzieć. Nie mogła przecież spytać co tam u ciebie? Jak się czujesz? Co dali ci na obiad? A jak cela? Z kim ją dzielisz? Nie potrafiła pytać o takie rzeczy po tym jak zabił te dzieciaki. Siedziała tylko i płakała. Do ojca chyba długo nie docierało to co się stało. Dlatego przyjechał do niego dość późno.
-To ja kazałam im nie przyjeżdżać. Ojciec zrozumiał za pierwszym razem. Matka za drugim. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Cieszę się, że nie muszę ich oglądać, ale matka dalej pisze do mnie listy. Ona chyba... nie wiem w jakiś swój pokręcony sposób nadal uważa mnie za syna. -Oparł się wygodnie o krzesło. Jeden z więźniów wstał gwałtownie odsuwając stolik. Kobieta, która go odwiedziła płakała, miała zaokrąglony brzuch. Najwidoczniej się o coś pokłócili. Mężczyzna podszedł do strażników i pozwolił im odprowadzić się do celi. -Tego zaoszczędziłem sobie. -Kiwnął na całą tą scenę. -Tej dramy. Samowi też powiedziałem, że ma nie przychodzić. Ale on przychodził za każdym razem przez rok tylko, że ja odmawiałem spotkania. Tylko on traktował mnie po tym wszystkim tak ja dawniej. -Pokiwał głową w zamyśleniu na wspomnienie o swoim przyjacielu. -Powinnaś z nim porozmawiać. Przydałby ci się wywiad z przyjacielem takiego psychola. -Zmusił się do uśmiechu.
[Ok rozumiem. Nauka online to jakiś dramat.... ]
OdpowiedzUsuńNo właśnie dlaczego odrzucił Sama? Chyba dokładnie nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Sama znał od podstawówki i praktycznie byli nierozłączni. Razem przesiadywali na internecie, zakładali fałszywe konta, umawiali się z dziewczynami tylko po to by je wystawiać i obserwować z daleka jak odchodzą wkurzone, bawili się w hakerów, grali w strzelanki i na pozór wyglądali na dwójkę normalnych dzieciaków. Tylko Michael nigdy nie był normalny.
-Nie wiem. -Odparł zupełnie szczerze. -Może skończyłem z nim bo on był częścią tamtego życia, które również się zakończyło. A może nie chciałem by wytykali go palcami? By mówili, ej ten grubas przyjaźni się z tym psycholem, który pozabijał naszych kolegów i koleżanki. Może zaoszczędziłem mu zemsty na nim?
Wizyty bliskich powoli dobiegały końca i strażnicy teraz udali się w stronę drzwi by odprowadzić gości. Druga część z kolei skuwała ponownie więźniów w kajdanki by zaprowadzić ich do cel. Oni mieli jeszcze dodatkową godzinę ze względu na pracę kobiety. Micheal postanowił skorzystać z okazji i pociągnąć za odpowiednie sznurki...
-Trudno nie czuć się samotnym dzieląc celę z idiotami. Mam za sobą dwanaście lat i jeszcze kolejne czterdzieści osiem przed. A kto wie może właśnie wychodziłbym na wolność gdybym zeznał inaczej? Gdybym nie ukrywał swoich słabości?
Michael będąc jeszcze dzieckiem nieco odstawał od reszty. Właściwie nie lubił się bawić, wszystkie te zabawy dzieciaków wydawały mu się po prostu głupie. Nie miał w pokoju zbyt dużo zabawek. Za nimi też nie przepadał. Lubił czytać. Czytał tygodniowo po nawet pięć książek. Z domu wychodził rzadko.
OdpowiedzUsuń-Wiesz, że jeśli teraz to powiem będziesz pierwszą osobą, która o tym usłyszy? -Spojrzał na nią, a potem nerwowo podrapał się po głowie. Odchylił się do tyłu na krześle i ciężko westchnął. Już nic nie mogło mu pomóc ani zaszkodzić, więc postanowił wyznać prawdę. A przynajmniej tę prawdę, którą on uznawał.
-Miałem depresję i myśli samobójcze. Nie teraz w więzieniu choć to może wydawać się dziwne. -Zaśmiał się odgarniając włosy do tyłu. Usiadł wyprostowany i położył dłonie na stole. -To zaczęło się dość wcześnie. Miałem może dwanaście lat. A kiedy powiedziałem o tym matce depresja ostro się pogłębiła i lekarz przepisał mi prochy... Nawet działały i pomagały mi się wyciszyć. Wiesz... żebym przestał w końcu planować samobójstwo. -Przerwał na chwilę wpatrując się w dwóch strażników, którzy zostali by go pilnować. Rozmawiali coś stojąc przy drzwiach. Nie zwracali na nich najmniejsze uwagi. -Ale miały skutki uboczne... coś w rodzaju psychozy. A o tym dowiedziałem się już po TYM dniu. Może gdybym powiedział im o lekach, które brałem dziś siedziałbym na wolności.