Płomyk lampy chwiał się niepewnie na grubym kordonku. Gideon oderwał spojrzenie od swego odbicia w lustrze by zerknąć czy nie należy uzupełnić naftę w lampie. Nie potrzebował wiele światła, ale teraz wieczory były coraz dłuższe a niebo coraz bardziej pochmurne. Zanieczyszczenia z fabrycznych kominów i domowych pieców zasłaniały słońce i księżyc. Pomarańczowy blask latarni ulicznych, nie pomagał w rozwianiu popołudniowego mroku. Przyjrzał się znów swemu odbiciu. Gustowny frak, elegancka kamizelka przeszywana srebrną nicią i czarna koszula, nadawały mu wygląd modnego i wytwornego młodzieńca z wyższej klasy. Na tym właśnie zależało mu najbardziej. Wbrew oczekiwaniom, na przyjęcie w domu arystokratów łatwiej było wejść niż zdobyć odpowiednie ubrania. Nie miał postury typowego arystokraty; mocna mięśnie rysowały się pod ubraniem, napinając materiał koszuli, spracowane dłonie z nieco pokrzywionymi, po licznych wybiciach kości ze stawów, palcami, wyjątkowo długie nogi, obudowane mięśniami połączone z wąskimi biodrami - trudno było zdobyć pasujące odzienie. Dosztukował odpowiedni zestaw. Lady Felicia, stara burdelmama, u której mieszkał dodała kilka dodatkowych kieszonek i dopasowała poszczególne elementy w taki sposób, by nieco ukryć kształty jego sylwetki. Gideon wdział długi płaszcz, wykrojony z czarnego materiału o niezwykłej strukturze, która zdawała się pochłaniać światło, kryjąc swojego właściciela w cieniu. Sięgnął po maskę kruka, ozdobioną piórami z ogona koguta i znów zerknął na swoje odbicie w tafli wysokiego lustra. - Czas na zabawę - mruknął do siebie, zasłaniając twarz ptasią maską.
Tak jak się spodziewał, ludzie na przyjęciu okazali się głośni, gadatliwi, pijani, odurzeni i rozochoceni. Krążył między arystokratami, zapamiętując która z dam włożyła dziś biżuterię, z którą może pomóc jej się rozstać. Uprzejmie odmówił zaproszeń do tańca - tańczyć nie potrafił i nie miał zamiaru próbować. Zgrabnym ruchem odebrał kilku panią, niezbyt ciężkie i cenne kolczyki, bransoletki i pierścienie. Umieszczał je w przygotowanych w ubraniu kieszonkach. Miał już doświadczenie, nabrane przy okazjach takich przyjęć i bali. Wiedział, że nie może być zachłanny. Jeżeli ktoś zauważy brak swojej biżuterii, zaczną się poszukiwania i cały misterny plan się zawali. Sięgnął po kieliszek szampana i przystanął przy jednej ze ścian. Gdzieś w oddali zegar wybił godzinę 11. Jeszcze godzina, może dwie i ilość alkoholu i innych używek we krwi gości, osiągnie odpowiedni poziom. Wtedy przestaną zwracać uwagę na szczegóły i rozpocznie się krążenie po całym domu, w poszukiwani ustronnego miejsca na różne erotyczne gry, którym z lubością odda się większość gości, których łatwo można było rozpoznać; ci chętni - nie zdjęli masek. Większość młodych panienek, które jeszcze nie znały tych zwyczajów, siedziały już bez masek, na miękkich sofach. On równiez nie zamierzał zdjąć maski, chociaż nie ze względu na chuć. Przyciągał tym do siebie kilka chętnych kobiet i mężczyzn, zaciekawionych tym co ukrywa pod ubraniem. Niestety, nie miał czasu na te zabawy. Kątem oka dostrzegł znikający pod stołem kształt. Uniósł brew. Czyżby ktoś już zaczął zabawę? A może... ktoś z konkurencji? Nie. Niewielu było złodziei, którzy odważyliby się na taką akcję jak on. Niewielu też miało potrzebną do tego wiedzę i zdolności. Podszedł niespiesznym krokiem i energicznym szarpnięciem, poderwał róg materiału. - Dobry wieczór. - powiedział, na widok młodej kobiety - Ktoś był aż tak nachalny, panienko, że miejsce pod stołem stało się kryjówką?
[Bardzo podoba mi się imię twojej bohaterki]
OdpowiedzUsuńPłomyk lampy chwiał się niepewnie na grubym kordonku. Gideon oderwał spojrzenie od swego odbicia w lustrze by zerknąć czy nie należy uzupełnić naftę w lampie. Nie potrzebował wiele światła, ale teraz wieczory były coraz dłuższe a niebo coraz bardziej pochmurne. Zanieczyszczenia z fabrycznych kominów i domowych pieców zasłaniały słońce i księżyc. Pomarańczowy blask latarni ulicznych, nie pomagał w rozwianiu popołudniowego mroku.
Przyjrzał się znów swemu odbiciu. Gustowny frak, elegancka kamizelka przeszywana srebrną nicią i czarna koszula, nadawały mu wygląd modnego i wytwornego młodzieńca z wyższej klasy. Na tym właśnie zależało mu najbardziej. Wbrew oczekiwaniom, na przyjęcie w domu arystokratów łatwiej było wejść niż zdobyć odpowiednie ubrania. Nie miał postury typowego arystokraty; mocna mięśnie rysowały się pod ubraniem, napinając materiał koszuli, spracowane dłonie z nieco pokrzywionymi, po licznych wybiciach kości ze stawów, palcami, wyjątkowo długie nogi, obudowane mięśniami połączone z wąskimi biodrami - trudno było zdobyć pasujące odzienie. Dosztukował odpowiedni zestaw. Lady Felicia, stara burdelmama, u której mieszkał dodała kilka dodatkowych kieszonek i dopasowała poszczególne elementy w taki sposób, by nieco ukryć kształty jego sylwetki.
Gideon wdział długi płaszcz, wykrojony z czarnego materiału o niezwykłej strukturze, która zdawała się pochłaniać światło, kryjąc swojego właściciela w cieniu. Sięgnął po maskę kruka, ozdobioną piórami z ogona koguta i znów zerknął na swoje odbicie w tafli wysokiego lustra.
- Czas na zabawę - mruknął do siebie, zasłaniając twarz ptasią maską.
Tak jak się spodziewał, ludzie na przyjęciu okazali się głośni, gadatliwi, pijani, odurzeni i rozochoceni. Krążył między arystokratami, zapamiętując która z dam włożyła dziś biżuterię, z którą może pomóc jej się rozstać. Uprzejmie odmówił zaproszeń do tańca - tańczyć nie potrafił i nie miał zamiaru próbować. Zgrabnym ruchem odebrał kilku panią, niezbyt ciężkie i cenne kolczyki, bransoletki i pierścienie. Umieszczał je w przygotowanych w ubraniu kieszonkach. Miał już doświadczenie, nabrane przy okazjach takich przyjęć i bali. Wiedział, że nie może być zachłanny. Jeżeli ktoś zauważy brak swojej biżuterii, zaczną się poszukiwania i cały misterny plan się zawali.
Sięgnął po kieliszek szampana i przystanął przy jednej ze ścian. Gdzieś w oddali zegar wybił godzinę 11. Jeszcze godzina, może dwie i ilość alkoholu i innych używek we krwi gości, osiągnie odpowiedni poziom. Wtedy przestaną zwracać uwagę na szczegóły i rozpocznie się krążenie po całym domu, w poszukiwani ustronnego miejsca na różne erotyczne gry, którym z lubością odda się większość gości, których łatwo można było rozpoznać; ci chętni - nie zdjęli masek. Większość młodych panienek, które jeszcze nie znały tych zwyczajów, siedziały już bez masek, na miękkich sofach. On równiez nie zamierzał zdjąć maski, chociaż nie ze względu na chuć. Przyciągał tym do siebie kilka chętnych kobiet i mężczyzn, zaciekawionych tym co ukrywa pod ubraniem. Niestety, nie miał czasu na te zabawy. Kątem oka dostrzegł znikający pod stołem kształt. Uniósł brew. Czyżby ktoś już zaczął zabawę? A może... ktoś z konkurencji? Nie. Niewielu było złodziei, którzy odważyliby się na taką akcję jak on. Niewielu też miało potrzebną do tego wiedzę i zdolności. Podszedł niespiesznym krokiem i energicznym szarpnięciem, poderwał róg materiału.
- Dobry wieczór. - powiedział, na widok młodej kobiety - Ktoś był aż tak nachalny, panienko, że miejsce pod stołem stało się kryjówką?