Annika nie rozumiała fascynacji znajomych humanoidalnymi robotami. Victor zawsze się z nią droczył z tego powodu, znając małe dziwactwa swojej partnerki – Annika nie lubiła mieszać ze sobą różnych rzeczy do tego stopnia, że nawet poszczególne składniki dania nie powinny się ze sobą stykać na jej talerzu, dlatego tak nieswojo czuła się w towarzystwie maszyn wyglądających jak ludzie. Jako planerka różnych eventów musiała znać się na trendach, a Synthy były obecnie najgorętszym towarem na rynku, lecz ona podchodziła do nich z ogromną dozą rezerwy. Sama na co dzień korzystała oczywiście z pomocy robotów, które były niezastąpione w wielu kwestiach, ale dla niej technologia powinna pozostać technologią, zamiast upodabniać się do człowieka do tego stopnia, że bez specjalnych wskazówek niemal niemożliwe stawało się odróżnienie Syntha od istoty ludzkiej. Podczas gdy ich znajomi wydawali astronomiczne kwoty pieniędzy na swoich służących, Annika zagroziła mężowi, że jeśli spróbuje sprowadzić podobne coś do ich domu to go ukatrupi. A teraz jej ukochany nie żył, podczas gdy jego miejsce zajmował Synth zaprojektowany tak, by z najmniejszymi szczegółami oddawać jego fizyczny wygląd, cechy charakteru, a nawet uczucia, jakimi ją darzył. Wszystko działo się tak szybko. Czuła, że zaczynała tracić rozum, popadała w coraz głębszą spiralę rozpaczy, garściami zażywając leki nasenne, które sprawiały, że zapadała w nicość pozbawioną snów, ale przynajmniej nie musiała stawiać czoła rzeczywistości, w której nie było już Victora. Za każdym razem, kiedy się budziła, mierzyła się z tym samym faktem – jej mąż nie leżał koło niej w łóżku, a to sprawiało, że zaczynała zawodzić i demolować ich wspólny dom, który z taką pieczołowitością wykańczali. Teraz, kiedy Victora przy niej nie było, wszystkie te pierdolone dodatki wprawiały ją we wściekłość. Po kuchni wciąż walały się ostre odłamki po zniszczonych przez nią talerzach, przewrócone krzesła, wyrwane gniazdka ze ścian; mieszkanie wyglądało tak, jakby przeszła przez nie klęska żywiołowa. Tylko rzeczy Victora wciąż nietknięte leżały na swoich miejscach, jakby czekały, aż ich właściciel po nie wróci. Ubrania schludnie powieszone w szafie, golarka w łazience podłączona do prądu, aktówka w przedpokoju. W przebłyskach świadomości szukała jeszcze jego niezatartych śladów, jednak z każdym kolejnym dniem było ich coraz mniej. Bała się. Tak cholernie się bała, że zapomni o wszystkich małych szczegółach ich wspólnego życia, że wręcz obsesyjnie żyła wspomnieniami, które z kolei sprawiały jej niewyobrażalny ból. Nie chciała dłużej istnieć. Chciała położyć się i zasnąć na wieczność. Gdyby miała pewność, że Victor na nią czekał, odebrałaby sobie to nic niewarte życie, lecz bez trudu potrafiła sobie wyobrazić jego pełne wyrzutu, rozczarowane spojrzenie. Nie chciał jej tam jeszcze. Ale ona nie chciała być tutaj bez niego. Zakup Syntha był impulsem. Chwilą słabości. Czuła do siebie obrzydzenie, jednak potrzeba zanurzenia się w znajomych objęciach Victora była silniejsza od niej. Była tak kurewsko słaba, wiedziała o tym, wiedziała też, że Synth nie był w stanie zastąpić jej męża, ale… Chciała po prostu, by Victor znów przy niej był, nawet jeśli oznaczało to oszukiwanie samej siebie, życie w fałszywej bańce mydlanej, która miała pęknąć przy pierwszej okazji. Kiedy zobaczyła Syntha o twarzy swojego ukochanego… Jej serce, które przestało bić, znowu podjęło miarowy rytm. Był idealny. Przyłożyła dłoń do jego policzka, czując, jak szorstki zarost łaskocze wnętrze jej palców i płakała, nie potrafiąc rozszyfrować swoich emocji. Ból, ulga, smutek, wzruszenie, tęsknota, złość, radość, nadzieja? Chciała, żeby ją do siebie przytulił i nie wypuścił, by pogładził ją po włosach, powtarzając: już wróciłem, głuptasku, ale choć Synth otworzył oczy i wydawał się być przepełniony tą samą miłością, jaką darzył ją jej nieżyjący partner, Annika cofnęła się przed nim gwałtownie, nie pozwalając mu się dotknąć. Czy to byłaby zdrada? Czy nie posuwała się jednak zbyt daleko w swojej rozpaczy, pragnąc zatracić się w tym czymś?
A jednak nie była w stanie się wycofać. Tego samego dnia ich rzeczy zostały przetransportowane do nowego domu w zupełnie innym mieście oddalonym o kilka godzin jazdy. Tutaj zbyt wiele osób wiedziało o śmierci Victora, nie mogła złapać oddechu, osaczona przez ich pełne współczucia, ostrożne spojrzenia. Nie zrozumieliby. Widzieliby w niej wariatkę. A ona tylko potrzebowała, by miłość jej życia do niej wróciła. Ich pojazd zatrzymał się przy budynku, w którym mieli zamieszkać. Annika próbowała rozluźnić zaciśnięte w pięści dłonie, lecz nie była w stanie. Przez całą drogę była spięta; czuła ulubiony zapach wody kolońskiej Nielsena, uważne spojrzenie, którym śledził jej ruchy, czekając na jej reakcję, ciepło ciała Victora… Nie, nie Victora, Syntha. Annika zacisnęła mocno powieki, starając się odzyskać panowanie nad sobą, jednak drżała na całym ciele. Nie wiedziała, jak miała się zachowywać, jak reagować. Czy pozwolić tęsknocie przejąć nad nią kontrolę i zanurzyć się w kłamstwie, czy może walczyć z pokusą i pozostać przy rozrywającej jej duszy prawdzie? Na razie zmusiła się do tego, by wysiąść z auta i kątem oka zerknęła na towarzyszącego jej mężczyznę. Jak zawsze, gdy na niego patrzyła, przeżywała szok i na chwilę zapominała, że jej mąż tak naprawdę nie żył; nie mogła nawet użyć słowa podobieństwo, bo to naprawdę był Victor. Tak ciężko było jej nie złapać go za dłoń; tak ciężko było jej powstrzymać się przed przeczesaniem palcami jego zmierzwionej, ciemnej czupryny; tak ciężko było jej się nie poruszyć, chociaż miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję i pocałować. – Jesteśmy – odezwała się cicho, niepewnie, zakładając jasne, niesforne kosmyki włosów, które uciekły z luźnego upięcia, za ucho. Nie była pewna, jak powinna się do niego zwracać. – Spieszyłam się, więc lepiej, żebyś nie był zaskoczony, ale parę pomieszczeń wciąż nie jest wykończonych. To nic poważnego, ale trzeba będzie je pomalować i wykończyć… – Urwała. Testowała go? Wiedział, że do poprzedniego mieszkania też wprowadzili się, kiedy wymagało remontu? To były jedne z ich ulubionych wspomnień, farba często zamiast na ścianie lądowała na nich, kiedy bawili się jak dzieci, próbując się nawzajem ubrudzić.
Annika nie rozumiała fascynacji znajomych humanoidalnymi robotami. Victor zawsze się z nią droczył z tego powodu, znając małe dziwactwa swojej partnerki – Annika nie lubiła mieszać ze sobą różnych rzeczy do tego stopnia, że nawet poszczególne składniki dania nie powinny się ze sobą stykać na jej talerzu, dlatego tak nieswojo czuła się w towarzystwie maszyn wyglądających jak ludzie. Jako planerka różnych eventów musiała znać się na trendach, a Synthy były obecnie najgorętszym towarem na rynku, lecz ona podchodziła do nich z ogromną dozą rezerwy. Sama na co dzień korzystała oczywiście z pomocy robotów, które były niezastąpione w wielu kwestiach, ale dla niej technologia powinna pozostać technologią, zamiast upodabniać się do człowieka do tego stopnia, że bez specjalnych wskazówek niemal niemożliwe stawało się odróżnienie Syntha od istoty ludzkiej. Podczas gdy ich znajomi wydawali astronomiczne kwoty pieniędzy na swoich służących, Annika zagroziła mężowi, że jeśli spróbuje sprowadzić podobne coś do ich domu to go ukatrupi.
OdpowiedzUsuńA teraz jej ukochany nie żył, podczas gdy jego miejsce zajmował Synth zaprojektowany tak, by z najmniejszymi szczegółami oddawać jego fizyczny wygląd, cechy charakteru, a nawet uczucia, jakimi ją darzył.
Wszystko działo się tak szybko. Czuła, że zaczynała tracić rozum, popadała w coraz głębszą spiralę rozpaczy, garściami zażywając leki nasenne, które sprawiały, że zapadała w nicość pozbawioną snów, ale przynajmniej nie musiała stawiać czoła rzeczywistości, w której nie było już Victora. Za każdym razem, kiedy się budziła, mierzyła się z tym samym faktem – jej mąż nie leżał koło niej w łóżku, a to sprawiało, że zaczynała zawodzić i demolować ich wspólny dom, który z taką pieczołowitością wykańczali. Teraz, kiedy Victora przy niej nie było, wszystkie te pierdolone dodatki wprawiały ją we wściekłość. Po kuchni wciąż walały się ostre odłamki po zniszczonych przez nią talerzach, przewrócone krzesła, wyrwane gniazdka ze ścian; mieszkanie wyglądało tak, jakby przeszła przez nie klęska żywiołowa. Tylko rzeczy Victora wciąż nietknięte leżały na swoich miejscach, jakby czekały, aż ich właściciel po nie wróci. Ubrania schludnie powieszone w szafie, golarka w łazience podłączona do prądu, aktówka w przedpokoju. W przebłyskach świadomości szukała jeszcze jego niezatartych śladów, jednak z każdym kolejnym dniem było ich coraz mniej. Bała się. Tak cholernie się bała, że zapomni o wszystkich małych szczegółach ich wspólnego życia, że wręcz obsesyjnie żyła wspomnieniami, które z kolei sprawiały jej niewyobrażalny ból. Nie chciała dłużej istnieć. Chciała położyć się i zasnąć na wieczność. Gdyby miała pewność, że Victor na nią czekał, odebrałaby sobie to nic niewarte życie, lecz bez trudu potrafiła sobie wyobrazić jego pełne wyrzutu, rozczarowane spojrzenie. Nie chciał jej tam jeszcze. Ale ona nie chciała być tutaj bez niego.
Zakup Syntha był impulsem. Chwilą słabości. Czuła do siebie obrzydzenie, jednak potrzeba zanurzenia się w znajomych objęciach Victora była silniejsza od niej. Była tak kurewsko słaba, wiedziała o tym, wiedziała też, że Synth nie był w stanie zastąpić jej męża, ale… Chciała po prostu, by Victor znów przy niej był, nawet jeśli oznaczało to oszukiwanie samej siebie, życie w fałszywej bańce mydlanej, która miała pęknąć przy pierwszej okazji. Kiedy zobaczyła Syntha o twarzy swojego ukochanego… Jej serce, które przestało bić, znowu podjęło miarowy rytm. Był idealny. Przyłożyła dłoń do jego policzka, czując, jak szorstki zarost łaskocze wnętrze jej palców i płakała, nie potrafiąc rozszyfrować swoich emocji. Ból, ulga, smutek, wzruszenie, tęsknota, złość, radość, nadzieja? Chciała, żeby ją do siebie przytulił i nie wypuścił, by pogładził ją po włosach, powtarzając: już wróciłem, głuptasku, ale choć Synth otworzył oczy i wydawał się być przepełniony tą samą miłością, jaką darzył ją jej nieżyjący partner, Annika cofnęła się przed nim gwałtownie, nie pozwalając mu się dotknąć. Czy to byłaby zdrada? Czy nie posuwała się jednak zbyt daleko w swojej rozpaczy, pragnąc zatracić się w tym czymś?
A jednak nie była w stanie się wycofać. Tego samego dnia ich rzeczy zostały przetransportowane do nowego domu w zupełnie innym mieście oddalonym o kilka godzin jazdy. Tutaj zbyt wiele osób wiedziało o śmierci Victora, nie mogła złapać oddechu, osaczona przez ich pełne współczucia, ostrożne spojrzenia. Nie zrozumieliby. Widzieliby w niej wariatkę. A ona tylko potrzebowała, by miłość jej życia do niej wróciła.
UsuńIch pojazd zatrzymał się przy budynku, w którym mieli zamieszkać. Annika próbowała rozluźnić zaciśnięte w pięści dłonie, lecz nie była w stanie. Przez całą drogę była spięta; czuła ulubiony zapach wody kolońskiej Nielsena, uważne spojrzenie, którym śledził jej ruchy, czekając na jej reakcję, ciepło ciała Victora… Nie, nie Victora, Syntha. Annika zacisnęła mocno powieki, starając się odzyskać panowanie nad sobą, jednak drżała na całym ciele. Nie wiedziała, jak miała się zachowywać, jak reagować. Czy pozwolić tęsknocie przejąć nad nią kontrolę i zanurzyć się w kłamstwie, czy może walczyć z pokusą i pozostać przy rozrywającej jej duszy prawdzie? Na razie zmusiła się do tego, by wysiąść z auta i kątem oka zerknęła na towarzyszącego jej mężczyznę. Jak zawsze, gdy na niego patrzyła, przeżywała szok i na chwilę zapominała, że jej mąż tak naprawdę nie żył; nie mogła nawet użyć słowa podobieństwo, bo to naprawdę był Victor. Tak ciężko było jej nie złapać go za dłoń; tak ciężko było jej powstrzymać się przed przeczesaniem palcami jego zmierzwionej, ciemnej czupryny; tak ciężko było jej się nie poruszyć, chociaż miała ochotę zarzucić mu ręce na szyję i pocałować.
– Jesteśmy – odezwała się cicho, niepewnie, zakładając jasne, niesforne kosmyki włosów, które uciekły z luźnego upięcia, za ucho. Nie była pewna, jak powinna się do niego zwracać. – Spieszyłam się, więc lepiej, żebyś nie był zaskoczony, ale parę pomieszczeń wciąż nie jest wykończonych. To nic poważnego, ale trzeba będzie je pomalować i wykończyć… – Urwała. Testowała go? Wiedział, że do poprzedniego mieszkania też wprowadzili się, kiedy wymagało remontu? To były jedne z ich ulubionych wspomnień, farba często zamiast na ścianie lądowała na nich, kiedy bawili się jak dzieci, próbując się nawzajem ubrudzić.