Zgodnie z procedurami ustalonymi przez państwo, wszystkie pary zamierzające pobrać się musiały przejść przez klinikę bezpiecznego rozpłodu by sprawdzić czy są według siebie kompatybilne i czy taki związek można legalnie i bez obaw zalegalegalizować. Było to ważne nie tylko pod względem dobra dziecka, ale i bezpieczeństwa obojga partnerów oraz pod względem prawnym, prawo zabraniało par nie kompatybilnych ze sobą czyli mieszanych. Przez tą okropną klątwę która wzięła się niewiadomo skąd wszystkie istoty zostały upodobnione do tych plugawych istot najniższego rzędu - Ludzi, a prawa natury zdawały się być zachwiane przez brak możliwości zobaczenia czy ba, powiedzenia sobie kim się tak naprawdę jest. Prawo również zabraniało mówienia o swojej magicznej bądź też czysto ludzkiej przeszłości. Świat miał jak najbardziej przypominać świat ludzki, zero wyróżniania się, zero magicznych mordów, zero zabawy jednym słowem. Zodia czasami zastanawiała się jak do tego doszło, że ona należąca do tak znamienitej linii czarodziejów, ona którą straszono dzieci gdy były niegrzeczne, została zdegradowana do rolii podrzędnej urzędniczki o ironio w departamencie do spraw nadużyć magii, ona kiedyś nadużywała magii prowadząc mocno hedonistyczny styl życia, bawiąc się na całego, zamykając matke w ciemnym lochu - gdyż wilogć i przewiewy dobrze działały na jej stare kości, nie to żeby chciała się jej pozbyć, to tylko zalecenia czarowne - urządzając wielkie uczty i smakując ludzkie dzieci jak najlepsze słodycze. Uważała tą całą swoją sytuacje za mało śmieszny przytyk od losu, jednak nie sprzeciwiała się, nie chciała kończyć swojego życia, a ludzkie ciało było w dodatku jeszcze takie delikatne! Dodatkowo wyjątkowo śmiesznym zdawało jej się to jak ostrożnie trzeba wybierać partnerów oraz to że nawet te najbardziej intymne sprawy musi kontrolować rząd. Nie istniało coś takiego jak dzieci z nieprawego łoża, wszystkie kobiety które nie były w zalegalizowanym przez rząd małżeństwie a które zaszły w ciąże były pzymusowo zmuszane do aborcji, dla dobra ogółu. Zodia nigdy nie czuła potrzeby posiadania dziecka, zwłaszcza po tym jakie doprawdy czarowne dzieciństwo sprawiła jej matka - której swoją drogą nie mogła dalej zamykać w ciemnej celi, po pierwsze nie mieszały razem, po drugie takie akty według ludzkiego prawa podchodziły pod przemoc domową i mogłaby zgnić w więzieniu - jednak kiedy dostała to obrzydliwie słabe ludzkie ciało, coś się w niej zmieniło, jakby czuła przymus tego że jednak chce dziecko, a żeby mieć dziecko musiała mieć partnera takim oto sposobem związała się z Felixem Harkerem, który miał jedną podstawową zaletę... BYŁ BOGATY, a Zodii marzyło się życie takie jak dawniej, kiedy nie musiała harować jak wół wypełniając sterty papierów i przesłuchiwać podejrzanych o nadużycia petentów. Była całkiem wygodna. Nie kochała Felixa, ale miała do niego pewną słabość - choć bardziej do jego pieniędzy - poza tym mieli te same piorytety, oboje pragneli posiadać dziecko lub parę dzieci. Oboje też chcieli żyć, więc tak to się stało że teraz oboje jako para stali przed kliniką. Odwiedziny w tej instytucji zawsze wiązały się z pewnym ryzykiem. Pary które okazywały się nie kompatybilne ze sobą natychmiastowo zrywały ze sobą oraz dostawały sądowy zakaz zbliżania się do siebie, aby żadnego z dwojga petentów nie korciło by jednak złamać zasady. Zodia nie wiedziała czy Felix jest jednym z jej rodzaju, nie mogli o tym rozmawiać, nie mogli też za bardzo używać swoich magicznych zdolności, dlatego nie mogła ani zapytać ani podejrzeć. Było to frustrujące zważywszy na to że jego znała już całkiem dobrze, nie chciała więc tracić czasu by zaczajać się na kolejnego petenta i zgadywać, niby mogła skorzystać z systemu kojarzenia par w klinice, ale to już do niej nie przemawiała, wolała znaleźć petenta sama niżeli brać ślub z pierwszym lepszym, chociaż czy sam Felix nie był pierwszym lepszym?
Felix podał jej ramię, ona ślicznie się uśmiechnęła i razem przekroczyli próg kliniki, przywitał ich śnieżnobiały sterylny i szpitalny wygląd obiektu, w środku w poczekalni siedziało już pare par i parę samotnych kobiet, wokół kręcili się ubrani na biało pracownicy obiektu. Felix i Zodia usiedli. - Zobaczysz będzie dobrze - Felix dotknął jej ramienia delikatnie próbując trochę rozluźnić napięcie. To była właśnie ich ostateczna chwila, po tym badaniu i po wynikach które powinni dostać tydzień góra dwa później, dowiedzą się czy dobrze się dobrali. Nie musieli długo czekać by przez głośniki przemówił ciepły wręcz hipnotyzujący głos wołający ich oboje do dwóch różnych pielęgniarzy, badany był każdy z osobna. Lekarz którzy przeprowadzali tą operacje byli objęci tajemnicą, nie mogli powiedzieć swoim pacjentom kim tak naprawdę są, jedyne co mogli powiedzieć to czy jest kompatybilność czy też jej nie ma. Poza tym przez klątwę i przywdzianie ludzkiego ciała, niektórzy potracili zdolność reprodukcji, więc i to było badane. Zodia podążyła za swoim pielęgniarzem do pustego gabinetu. - Proszę się przebrać w to - pielęgniarz wskazał na szpitalne ubranie składające się z dwóch części połączonych ze sobą sznureczkiem, jedna część na przód druga na tył wiązane dwoma sznurkami na ramionach, dawało to taką samą ochrone przed wścibskim wzrokiem jak bycie nagim, materiał był prawie przezroczysty. Zodia rozebrała się, złożyła swoją błękitną sukienkę w kostkę i ubrała szpitalne ubranie czując jak dostaje gęsiej skórki przez chłód jaki panował w pomieszczeniu. Jedyne co jej pozostało to czekać na lekarza.
Do gabinetu wszedł lekarz, Zodia uznała że całkiem przystojny lecz nieco flegmatyczny, jednak kto w dzisiejszych czasach nie był flegamtyczny? Każdy za sprawą tego ludzkiego, słabego ciała wyglądał jakby zaraz miał się przewrócić przy najmniejszym podmuchu wiatru, ona też niewątpliwie możnaby rzec że ładna buzia jednak postury zdecydowanie zbyt delikatnej by stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Nie była już tak wysoka, nie posiadała już tak mocnej skóry nie do przebicia byle tempym nożem, jej skóra utraciła dawny zdrowy szarawy poblask, tylko nieznośnie rumieniła się ciągle w okolicach policzków, oczy z ciemnych kryształów niczym arabska noc przybrały zwykły i do bólu mdły odcień ziemi. Na szczęście nie utraciła swych długich sięgających pasa, ciemnych włosów. Co prawda były one słabsze niż dawniej, jednak w dużej części pozostały bez zmian. - A Pan to...? - chciała wiedzieć z kim ma doczynienia zanim rozchyli przed nim nogi. Nieufnie spojrzała na lekarza, kiedy ten zaczął jej mówić o procedurze, była spięta i jakby gotowa do ataku, nie lubiła gdy ktoś obcy jej dotykał, jednak wiedziała, że to badanie, takie jest prawo także zmusiła się do wykonania jego polecenia, oddychając głęboko by uspokoić swoje ciało, usiadła. - Orzechy - powiedziała nie spuszczając wzroku z lekarza - Mam uczulenie na orzechy. - w zasadzie nie ona, lecz to ludzkie ciało miało problem z orzechami, odkryła to na samym początku lądując przypadkowo po raz pierwszy w życiu w ludzkim szpitalu. Zdecydowanie ta przypadłość nie należała do najprzyjemniejszych. Patrzyła jak idzie w jej kierunku z lśniącą strzykawką, nie podobało jej się to że zostanie z niej upuszczone choć trochę krwi, zmarszczyła czoło wyglądając teraz na bardzo niezadowoloną. Z chęcią to ona upuściłaby teraz trochę jego krwi... Wyglądał jej na wyjątkowo smakowity kąsek, ciekawe czy jest tak naprawdę człowiekiem, a jeśli tak to pewnie był wyjątkowo pulchnym dzieciaczkiem, ach jak ona przepadała za smakiem ludzkich dzieci, na samą myśl poczuła jak ślina napływa jej do ust. Był już przy niej ze strzykawką, a ona ani się obejrzała miała odpowiednio przystoswoaną rękę do pobrania krwi. Złapała go za rękę, bo nagle poczuła się jakoś słabo. - Przepraszam, proszę wkłuć się szybko. - poprosiła i w środku była załamana swoją paniką i samymi słowami, tak jakby prosiła o szybką śmierć. - Proszę mi powiedzieć co będzie dalej, kiedy mogę spodziewać się... Wyników - zacisnęła mocno zęby i oczy kiedy poczuła wkłucie. - Przy pobieraniu krwi proszę być ostrożnym, mam niestety tendencje do omdlewania, także mam nadzieję, że będzie mnie pan łapał. - posłała mu lekki uśmiech, poczuła się odrobinę lepiej
Podczas gdy on odsączał ją z życiodajnej posoki, ona wpatrywała się na najtłustsze miejsca na jego ciele myśląc jakby to było gdyby mogłaby go zjeść, tak bardzo tęskniła za smakiem ludzkich dzieci, nigdy co prawda nie jadła dorosłych ludzi - niestety z wiekiem tracili na smaku, a ich krew była dla niej często czysto bezużyteczna, czasami tylko wykorzystywała ich zęby do magicznych rytułałów - jednak teraz gdy nieco słabła z każdą uncją krwi, jej umysł pochłaniała myśl zjedzenia tego doktora. Jęknęła gdy wyjął grubą igłę z jej ciała, było to nieprzyjemne odczucie, od razu zrobiło jej się słabo gdy tylko spróbowała wstać czy wykonać choćby gwałtowny ruch głową, próbowała pozostać przytomną i by jej powieki nie opadły za szybko. - Zimno tu - mruknęła ciągle próbując potrzymać z nim kontakt wzrokowy. Była jak zwierze chciała ustalić tu swoją dominacje, może nie mogła zrobić tego za pomocą mocy, ale mogła spróbować wygrać wzrokiem, większość zwykle ulegała i spuszczała przed nią wzrok, jednak ten petent był wyjątkowo wytrwały. Czuła jak jej oddech przyśpiesza z jakieś nieznanej ekscytacji, jej sutki przebijały przez szpitalne ubranie, cóż może to nie podniecenie, może to tylko zwykłe zimno. - Tak myślę że możemy przejść dalej... - jak zawsze przeceniała swoje siły na zamiary, ale chciała mieć tą całą farse, przykry obowiązek za sobą, wstała powoli jednak zakręciło jej się w głowie i lewą dłonią szukając jakiegoś oparcia czy czegoś co uchroni ją przed upadkiem niechcący pacnęła go po twarzy zatrzymując swoje palce na jego koszuli. Nie planowała tego dotyku i poczuła się zupełnie głupio. Jej ciało zdradzało jej zakłopotanie występującymi rumieńcami na twarzy. - Chyba jednak nie jestem gotowa - teraz ona spuściła wzrok i spróbowała na wpół zgięta oparta jedną dłonią na jego piersi drugą na ramie krzesła zasłonić twarz kaskadą długich włosów. Była słaba, upokarzająco słaba, czy tak właśnie musiały czuć się jej ofiary ogołocone z większej ilości krwi? Nie to głupie myśli, te głupie ciało nie będzie wpędzać jej w wyrzuty sumienia. Ciekawe jak Felix to wszystko znosi? - Gdyby Pan mógł mi pomóc - dotykając go odczuwała dziwnego napięcia, miała nawet ochotę by dopuścić się pewnych czynów, wciąż na niego nie patrząc postanowiła zrzucić na siebie kubeł zimnej wody i przytoczyć w rozmowie Felixa. - Chciałabym załatwić to szybko, nie chce by mój narzeczony czekał na mnie. - spróbowała też trochę wytłumaczyć swoją gwałtowność.
Ułożyła się wygodnie na kozetce wzdychając ciężko i wpatrując się w biały sufit. Nawet po wyjściu doktora wciąż odczuwała to napięcie. Nienawidziła tego ludzkiego ciała, za bardzo zdradzało ją i jej emocje. Oddychała jakby przebiegła maraton, postanowiła myśleć o dziecku o dziecku którego pożądała, którego pożądali oboje, Ona i Felix. Jednak co jeśli okaże się że nie mogą być ze sobą? Ile czasu jej pozostanie na zachowanie płodności, znalezienie innego partnera i w końcu zostanie matką? Miała na karku zdecydowanie lat więcej niż teraz w tym ciele, chyba ten jej ludzki wiek odpowiadał temu wiedźmowemu, czy więc jeśli człowiek zmieniłby się ciałem z wiedźmą to miałby ciało małego dziecka? Zastanawiała się jednak wszystkie jej myśli były skupione na dzieciach. To ciało tak bardzo pragnęło dziecka, czuła pustkę, którą musiała zapełnić. W swej prawdziwej formie na pewno nie odczuwałaby takiego pragnienia tak mocno jak teraz, ba, sama nawet nie wiedziała kto był jej ojcem, nigdy nie było takiej potrzeby by miała wiedzieć kto to, w świecie wiedźm potomek albo napatoczył się przypadkiem albo był tworzony za porozumieniem stron by przedłużyć ród, rzadko kiedy czarodzieje łączyli się w pary na stałe, zazwyczaj byli mocno poligamistycznymi istotami. Teraz na samą myśl bycia w takim związku i posiadania dziecka bo się zdarzyło napawało ją wielkim smutkiem. Nie chciała by teraz jej dziecko żyło bez ojca. Durne ludzkie ciało. Doktor długo nie wracał, długo w jej poczuciu czasu, zastanawiała się czy coś jest nie tak z Felixem? Czy może zawtydziła tego człowieka, uśmiechnęła się pod nosem na myśl że mógł się zawstydzić, niestety w tym wypadku byłoby 1 do 1 ona przecież też okazała tą durną emocje. Kiedy przekroczył próg gabinetu podniosła się na kozetce na łokcie, szpitslne ubranie podciągnęło się niebezpiecznie w górę odsłaniając trochę więcej jej zaróżowionego uda niż by chciała. Nawet nie chciała tego poprawiać, za to chciała grać, chciała go może trochę pokusić. - Długo pana nie było - spuściła nogę z kozetki i swawolnie nią poruszyła. - Wydaje mi się że jestem już gotowa - wzrokiem przejechała po jego sylwetce od góry do dołu. Przystojniak coś w niej krzyczało, że przecież to wbrew Felixowi ale przecież nic jeszcze sobie nie ślubowali, a odrobina zabawy nie zaszkodzi. Zwróciła uwagę na jego dłonie, opuszki palców lekko zaczernione jakby umoczył je w jakimś pyle. - Wypadek przy pracy? - spytała unosząc brew i wskazując wzrokiem na dłonie. - Gasił pan pożar że na tak długo mnie pan zostawił? - zmieniła ton głosu na bardziej wesoły i z gracją zeszła z kozetki by lekko się chwiejąc wskoczyć na fotel do badania ginekologicznego. - Jestem gotowa, a pan? - syptała utrzymując z nim kontakt wzrokowy, nieco wyzywająco wszakże nogi miała uniesione i rozwarte, czekała na badanie.
- Czyżby w poprzednim wcieleniu był pan strażakiem? - zapytała ze śmiechem na ustach, wydawało jej się to niezwykle ludzkim zachowaniem. Takie żartowanie, rozmowa, small talk, tak właśnie poznała Felixa, nie w gabinecie ginekologicznym oczywiście i nie w takiej pozycji. Poznała go zupełnym przypadkiem, jego pies - ach co za okropne włochate stworzenie - zerwał się z jego smyczy by doprowadzić go do niej, spokojnie spacerującej i szukającej pewnych chwastów do pewnych rzeczy zupełnie nie magicznych a gdzie tam. Felix stwierdził że to musiało być przeznaczenie, zaczeli rozmawiać, spotykać się i tak oto doszli do momentu kiedy chcieli mieć dziecko, wspólnie. Zabawne jak to wszystko się układa. Nie chciała myśleć nad tym kim jest ów cały doktorek na którego licu chyba zobaczyła rumieńce kiedy wkładał w nią to coś, wolała żeby wkładał co innego, ta sama myśl sprawiła że parsknęła śmiechem. - To łaskocze! - próbowała jakoś zatuszować fakt o którym mogła pomyśleć. Mimo iż starał się być delikatny to średnio mu to wychodziło. Odczuwała dyskomfort i nieprzyjemne łaskotanie tam w środku, wiedziała też że jest mokra ale zdecydowała się przemilczeć ten fakt, ten zdradziecki akt jej ciała. - Czy wszystko w porządku panie doktorze? - spytała niewinnie kiedy po raz kolejny przyłapała go na spoglądaniu na swoją twarz. - Proszę mi powiedzieć nawet jeśli byłoby to coś bardzo - zniżyła głos - Bardzo bardzo okropnego. - badanie zakończyło się choć Zodia wolałaby by trwało dłużej, by on dalej ją tam dotykał choćby przez te paskudne rękawiczki. Jednak musiała sobie przypomnieć po co tu pzyszła i takie zbereźne myśli to już nieco za dużo. Zeszła z fotela o własnych siłach. Kiwnęła w jego stronę głową i zniknęła za kotarą szybko ściągając z siebie to okropne ubranie, przeciągnęła się tak że dłonie wystawały jej poza kotarę która oddzielała jej nagie ciało od jego osoby. Ubrała bieliznę i założyła na siebie sukienkę której nie potrafiła zapiać do końca, musiała poprosić go o pomoc, niby przypadkiem, wysunęła się zza kotary i bezszelestnie stanęła za nim, pochyliła się do przodu, odrobina jej włosów spłynęła na jego ramię. - Co tam pan widzi panie Solberg? - szepnęła - Potrzebuje pana pomocy z zamkiem, obawiam się że sama jej nie zapnę, mógłby pan? - zapytała z szelmowskim uśmiechem, podnosząc się i czekając na jego reakcje. Cóż to byłoby prawdopodobnie ich ostatnie spotkanie. Chciała by jeszcze raz ją dotknął.
Zgodnie z procedurami ustalonymi przez państwo, wszystkie pary zamierzające pobrać się musiały przejść przez klinikę bezpiecznego rozpłodu by sprawdzić czy są według siebie kompatybilne i czy taki związek można legalnie i bez obaw zalegalegalizować. Było to ważne nie tylko pod względem dobra dziecka, ale i bezpieczeństwa obojga partnerów oraz pod względem prawnym, prawo zabraniało par nie kompatybilnych ze sobą czyli mieszanych. Przez tą okropną klątwę która wzięła się niewiadomo skąd wszystkie istoty zostały upodobnione do tych plugawych istot najniższego rzędu - Ludzi, a prawa natury zdawały się być zachwiane przez brak możliwości zobaczenia czy ba, powiedzenia sobie kim się tak naprawdę jest. Prawo również zabraniało mówienia o swojej magicznej bądź też czysto ludzkiej przeszłości. Świat miał jak najbardziej przypominać świat ludzki, zero wyróżniania się, zero magicznych mordów, zero zabawy jednym słowem.
OdpowiedzUsuńZodia czasami zastanawiała się jak do tego doszło, że ona należąca do tak znamienitej linii czarodziejów, ona którą straszono dzieci gdy były niegrzeczne, została zdegradowana do rolii podrzędnej urzędniczki o ironio w departamencie do spraw nadużyć magii, ona kiedyś nadużywała magii prowadząc mocno hedonistyczny styl życia, bawiąc się na całego, zamykając matke w ciemnym lochu - gdyż wilogć i przewiewy dobrze działały na jej stare kości, nie to żeby chciała się jej pozbyć, to tylko zalecenia czarowne - urządzając wielkie uczty i smakując ludzkie dzieci jak najlepsze słodycze. Uważała tą całą swoją sytuacje za mało śmieszny przytyk od losu, jednak nie sprzeciwiała się, nie chciała kończyć swojego życia, a ludzkie ciało było w dodatku jeszcze takie delikatne!
Dodatkowo wyjątkowo śmiesznym zdawało jej się to jak ostrożnie trzeba wybierać partnerów oraz to że nawet te najbardziej intymne sprawy musi kontrolować rząd. Nie istniało coś takiego jak dzieci z nieprawego łoża, wszystkie kobiety które nie były w zalegalizowanym przez rząd małżeństwie a które zaszły w ciąże były pzymusowo zmuszane do aborcji, dla dobra ogółu. Zodia nigdy nie czuła potrzeby posiadania dziecka, zwłaszcza po tym jakie doprawdy czarowne dzieciństwo sprawiła jej matka - której swoją drogą nie mogła dalej zamykać w ciemnej celi, po pierwsze nie mieszały razem, po drugie takie akty według ludzkiego prawa podchodziły pod przemoc domową i mogłaby zgnić w więzieniu - jednak kiedy dostała to obrzydliwie słabe ludzkie ciało, coś się w niej zmieniło, jakby czuła przymus tego że jednak chce dziecko, a żeby mieć dziecko musiała mieć partnera takim oto sposobem związała się z Felixem Harkerem, który miał jedną podstawową zaletę... BYŁ BOGATY, a Zodii marzyło się życie takie jak dawniej, kiedy nie musiała harować jak wół wypełniając sterty papierów i przesłuchiwać podejrzanych o nadużycia petentów. Była całkiem wygodna. Nie kochała Felixa, ale miała do niego pewną słabość - choć bardziej do jego pieniędzy - poza tym mieli te same piorytety, oboje pragneli posiadać dziecko lub parę dzieci. Oboje też chcieli żyć, więc tak to się stało że teraz oboje jako para stali przed kliniką.
Odwiedziny w tej instytucji zawsze wiązały się z pewnym ryzykiem. Pary które okazywały się nie kompatybilne ze sobą natychmiastowo zrywały ze sobą oraz dostawały sądowy zakaz zbliżania się do siebie, aby żadnego z dwojga petentów nie korciło by jednak złamać zasady. Zodia nie wiedziała czy Felix jest jednym z jej rodzaju, nie mogli o tym rozmawiać, nie mogli też za bardzo używać swoich magicznych zdolności, dlatego nie mogła ani zapytać ani podejrzeć. Było to frustrujące zważywszy na to że jego znała już całkiem dobrze, nie chciała więc tracić czasu by zaczajać się na kolejnego petenta i zgadywać, niby mogła skorzystać z systemu kojarzenia par w klinice, ale to już do niej nie przemawiała, wolała znaleźć petenta sama niżeli brać ślub z pierwszym lepszym, chociaż czy sam Felix nie był pierwszym lepszym?
Felix podał jej ramię, ona ślicznie się uśmiechnęła i razem przekroczyli próg kliniki, przywitał ich śnieżnobiały sterylny i szpitalny wygląd obiektu, w środku w poczekalni siedziało już pare par i parę samotnych kobiet, wokół kręcili się ubrani na biało pracownicy obiektu. Felix i Zodia usiedli.
Usuń- Zobaczysz będzie dobrze - Felix dotknął jej ramienia delikatnie próbując trochę rozluźnić napięcie. To była właśnie ich ostateczna chwila, po tym badaniu i po wynikach które powinni dostać tydzień góra dwa później, dowiedzą się czy dobrze się dobrali. Nie musieli długo czekać by przez głośniki przemówił ciepły wręcz hipnotyzujący głos wołający ich oboje do dwóch różnych pielęgniarzy, badany był każdy z osobna. Lekarz którzy przeprowadzali tą operacje byli objęci tajemnicą, nie mogli powiedzieć swoim pacjentom kim tak naprawdę są, jedyne co mogli powiedzieć to czy jest kompatybilność czy też jej nie ma. Poza tym przez klątwę i przywdzianie ludzkiego ciała, niektórzy potracili zdolność reprodukcji, więc i to było badane.
Zodia podążyła za swoim pielęgniarzem do pustego gabinetu.
- Proszę się przebrać w to - pielęgniarz wskazał na szpitalne ubranie składające się z dwóch części połączonych ze sobą sznureczkiem, jedna część na przód druga na tył wiązane dwoma sznurkami na ramionach, dawało to taką samą ochrone przed wścibskim wzrokiem jak bycie nagim, materiał był prawie przezroczysty. Zodia rozebrała się, złożyła swoją błękitną sukienkę w kostkę i ubrała szpitalne ubranie czując jak dostaje gęsiej skórki przez chłód jaki panował w pomieszczeniu. Jedyne co jej pozostało to czekać na lekarza.
Z.
Do gabinetu wszedł lekarz, Zodia uznała że całkiem przystojny lecz nieco flegmatyczny, jednak kto w dzisiejszych czasach nie był flegamtyczny? Każdy za sprawą tego ludzkiego, słabego ciała wyglądał jakby zaraz miał się przewrócić przy najmniejszym podmuchu wiatru, ona też niewątpliwie możnaby rzec że ładna buzia jednak postury zdecydowanie zbyt delikatnej by stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Nie była już tak wysoka, nie posiadała już tak mocnej skóry nie do przebicia byle tempym nożem, jej skóra utraciła dawny zdrowy szarawy poblask, tylko nieznośnie rumieniła się ciągle w okolicach policzków, oczy z ciemnych kryształów niczym arabska noc przybrały zwykły i do bólu mdły odcień ziemi. Na szczęście nie utraciła swych długich sięgających pasa, ciemnych włosów. Co prawda były one słabsze niż dawniej, jednak w dużej części pozostały bez zmian.
OdpowiedzUsuń- A Pan to...? - chciała wiedzieć z kim ma doczynienia zanim rozchyli przed nim nogi.
Nieufnie spojrzała na lekarza, kiedy ten zaczął jej mówić o procedurze, była spięta i jakby gotowa do ataku, nie lubiła gdy ktoś obcy jej dotykał, jednak wiedziała, że to badanie, takie jest prawo także zmusiła się do wykonania jego polecenia, oddychając głęboko by uspokoić swoje ciało, usiadła.
- Orzechy - powiedziała nie spuszczając wzroku z lekarza - Mam uczulenie na orzechy. - w zasadzie nie ona, lecz to ludzkie ciało miało problem z orzechami, odkryła to na samym początku lądując przypadkowo po raz pierwszy w życiu w ludzkim szpitalu. Zdecydowanie ta przypadłość nie należała do najprzyjemniejszych.
Patrzyła jak idzie w jej kierunku z lśniącą strzykawką, nie podobało jej się to że zostanie z niej upuszczone choć trochę krwi, zmarszczyła czoło wyglądając teraz na bardzo niezadowoloną. Z chęcią to ona upuściłaby teraz trochę jego krwi... Wyglądał jej na wyjątkowo smakowity kąsek, ciekawe czy jest tak naprawdę człowiekiem, a jeśli tak to pewnie był wyjątkowo pulchnym dzieciaczkiem, ach jak ona przepadała za smakiem ludzkich dzieci, na samą myśl poczuła jak ślina napływa jej do ust. Był już przy niej ze strzykawką, a ona ani się obejrzała miała odpowiednio przystoswoaną rękę do pobrania krwi. Złapała go za rękę, bo nagle poczuła się jakoś słabo.
- Przepraszam, proszę wkłuć się szybko. - poprosiła i w środku była załamana swoją paniką i samymi słowami, tak jakby prosiła o szybką śmierć. - Proszę mi powiedzieć co będzie dalej, kiedy mogę spodziewać się... Wyników - zacisnęła mocno zęby i oczy kiedy poczuła wkłucie. - Przy pobieraniu krwi proszę być ostrożnym, mam niestety tendencje do omdlewania, także mam nadzieję, że będzie mnie pan łapał. - posłała mu lekki uśmiech, poczuła się odrobinę lepiej
Z.
Podczas gdy on odsączał ją z życiodajnej posoki, ona wpatrywała się na najtłustsze miejsca na jego ciele myśląc jakby to było gdyby mogłaby go zjeść, tak bardzo tęskniła za smakiem ludzkich dzieci, nigdy co prawda nie jadła dorosłych ludzi - niestety z wiekiem tracili na smaku, a ich krew była dla niej często czysto bezużyteczna, czasami tylko wykorzystywała ich zęby do magicznych rytułałów - jednak teraz gdy nieco słabła z każdą uncją krwi, jej umysł pochłaniała myśl zjedzenia tego doktora.
OdpowiedzUsuńJęknęła gdy wyjął grubą igłę z jej ciała, było to nieprzyjemne odczucie, od razu zrobiło jej się słabo gdy tylko spróbowała wstać czy wykonać choćby gwałtowny ruch głową, próbowała pozostać przytomną i by jej powieki nie opadły za szybko.
- Zimno tu - mruknęła ciągle próbując potrzymać z nim kontakt wzrokowy. Była jak zwierze chciała ustalić tu swoją dominacje, może nie mogła zrobić tego za pomocą mocy, ale mogła spróbować wygrać wzrokiem, większość zwykle ulegała i spuszczała przed nią wzrok, jednak ten petent był wyjątkowo wytrwały. Czuła jak jej oddech przyśpiesza z jakieś nieznanej ekscytacji, jej sutki przebijały przez szpitalne ubranie, cóż może to nie podniecenie, może to tylko zwykłe zimno.
- Tak myślę że możemy przejść dalej... - jak zawsze przeceniała swoje siły na zamiary, ale chciała mieć tą całą farse, przykry obowiązek za sobą, wstała powoli jednak zakręciło jej się w głowie i lewą dłonią szukając jakiegoś oparcia czy czegoś co uchroni ją przed upadkiem niechcący pacnęła go po twarzy zatrzymując swoje palce na jego koszuli. Nie planowała tego dotyku i poczuła się zupełnie głupio. Jej ciało zdradzało jej zakłopotanie występującymi rumieńcami na twarzy.
- Chyba jednak nie jestem gotowa - teraz ona spuściła wzrok i spróbowała na wpół zgięta oparta jedną dłonią na jego piersi drugą na ramie krzesła zasłonić twarz kaskadą długich włosów. Była słaba, upokarzająco słaba, czy tak właśnie musiały czuć się jej ofiary ogołocone z większej ilości krwi? Nie to głupie myśli, te głupie ciało nie będzie wpędzać jej w wyrzuty sumienia. Ciekawe jak Felix to wszystko znosi?
- Gdyby Pan mógł mi pomóc - dotykając go odczuwała dziwnego napięcia, miała nawet ochotę by dopuścić się pewnych czynów, wciąż na niego nie patrząc postanowiła zrzucić na siebie kubeł zimnej wody i przytoczyć w rozmowie Felixa. - Chciałabym załatwić to szybko, nie chce by mój narzeczony czekał na mnie. - spróbowała też trochę wytłumaczyć swoją gwałtowność.
omdlewająca Z
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUłożyła się wygodnie na kozetce wzdychając ciężko i wpatrując się w biały sufit. Nawet po wyjściu doktora wciąż odczuwała to napięcie. Nienawidziła tego ludzkiego ciała, za bardzo zdradzało ją i jej emocje. Oddychała jakby przebiegła maraton, postanowiła myśleć o dziecku o dziecku którego pożądała, którego pożądali oboje, Ona i Felix. Jednak co jeśli okaże się że nie mogą być ze sobą? Ile czasu jej pozostanie na zachowanie płodności, znalezienie innego partnera i w końcu zostanie matką? Miała na karku zdecydowanie lat więcej niż teraz w tym ciele, chyba ten jej ludzki wiek odpowiadał temu wiedźmowemu, czy więc jeśli człowiek zmieniłby się ciałem z wiedźmą to miałby ciało małego dziecka? Zastanawiała się jednak wszystkie jej myśli były skupione na dzieciach. To ciało tak bardzo pragnęło dziecka, czuła pustkę, którą musiała zapełnić. W swej prawdziwej formie na pewno nie odczuwałaby takiego pragnienia tak mocno jak teraz, ba, sama nawet nie wiedziała kto był jej ojcem, nigdy nie było takiej potrzeby by miała wiedzieć kto to, w świecie wiedźm potomek albo napatoczył się przypadkiem albo był tworzony za porozumieniem stron by przedłużyć ród, rzadko kiedy czarodzieje łączyli się w pary na stałe, zazwyczaj byli mocno poligamistycznymi istotami. Teraz na samą myśl bycia w takim związku i posiadania dziecka bo się zdarzyło napawało ją wielkim smutkiem. Nie chciała by teraz jej dziecko żyło bez ojca. Durne ludzkie ciało.
OdpowiedzUsuńDoktor długo nie wracał, długo w jej poczuciu czasu, zastanawiała się czy coś jest nie tak z Felixem? Czy może zawtydziła tego człowieka, uśmiechnęła się pod nosem na myśl że mógł się zawstydzić, niestety w tym wypadku byłoby 1 do 1 ona przecież też okazała tą durną emocje.
Kiedy przekroczył próg gabinetu podniosła się na kozetce na łokcie, szpitslne ubranie podciągnęło się niebezpiecznie w górę odsłaniając trochę więcej jej zaróżowionego uda niż by chciała. Nawet nie chciała tego poprawiać, za to chciała grać, chciała go może trochę pokusić.
- Długo pana nie było - spuściła nogę z kozetki i swawolnie nią poruszyła. - Wydaje mi się że jestem już gotowa - wzrokiem przejechała po jego sylwetce od góry do dołu. Przystojniak coś w niej krzyczało, że przecież to wbrew Felixowi ale przecież nic jeszcze sobie nie ślubowali, a odrobina zabawy nie zaszkodzi. Zwróciła uwagę na jego dłonie, opuszki palców lekko zaczernione jakby umoczył je w jakimś pyle.
- Wypadek przy pracy? - spytała unosząc brew i wskazując wzrokiem na dłonie. - Gasił pan pożar że na tak długo mnie pan zostawił? - zmieniła ton głosu na bardziej wesoły i z gracją zeszła z kozetki by lekko się chwiejąc wskoczyć na fotel do badania ginekologicznego.
- Jestem gotowa, a pan? - syptała utrzymując z nim kontakt wzrokowy, nieco wyzywająco wszakże nogi miała uniesione i rozwarte, czekała na badanie.
Z.
- Czyżby w poprzednim wcieleniu był pan strażakiem? - zapytała ze śmiechem na ustach, wydawało jej się to niezwykle ludzkim zachowaniem. Takie żartowanie, rozmowa, small talk, tak właśnie poznała Felixa, nie w gabinecie ginekologicznym oczywiście i nie w takiej pozycji. Poznała go zupełnym przypadkiem, jego pies - ach co za okropne włochate stworzenie - zerwał się z jego smyczy by doprowadzić go do niej, spokojnie spacerującej i szukającej pewnych chwastów do pewnych rzeczy zupełnie nie magicznych a gdzie tam. Felix stwierdził że to musiało być przeznaczenie, zaczeli rozmawiać, spotykać się i tak oto doszli do momentu kiedy chcieli mieć dziecko, wspólnie. Zabawne jak to wszystko się układa. Nie chciała myśleć nad tym kim jest ów cały doktorek na którego licu chyba zobaczyła rumieńce kiedy wkładał w nią to coś, wolała żeby wkładał co innego, ta sama myśl sprawiła że parsknęła śmiechem.
OdpowiedzUsuń- To łaskocze! - próbowała jakoś zatuszować fakt o którym mogła pomyśleć. Mimo iż starał się być delikatny to średnio mu to wychodziło. Odczuwała dyskomfort i nieprzyjemne łaskotanie tam w środku, wiedziała też że jest mokra ale zdecydowała się przemilczeć ten fakt, ten zdradziecki akt jej ciała.
- Czy wszystko w porządku panie doktorze? - spytała niewinnie kiedy po raz kolejny przyłapała go na spoglądaniu na swoją twarz. - Proszę mi powiedzieć nawet jeśli byłoby to coś bardzo - zniżyła głos - Bardzo bardzo okropnego. - badanie zakończyło się choć Zodia wolałaby by trwało dłużej, by on dalej ją tam dotykał choćby przez te paskudne rękawiczki. Jednak musiała sobie przypomnieć po co tu pzyszła i takie zbereźne myśli to już nieco za dużo. Zeszła z fotela o własnych siłach. Kiwnęła w jego stronę głową i zniknęła za kotarą szybko ściągając z siebie to okropne ubranie, przeciągnęła się tak że dłonie wystawały jej poza kotarę która oddzielała jej nagie ciało od jego osoby. Ubrała bieliznę i założyła na siebie sukienkę której nie potrafiła zapiać do końca, musiała poprosić go o pomoc, niby przypadkiem, wysunęła się zza kotary i bezszelestnie stanęła za nim, pochyliła się do przodu, odrobina jej włosów spłynęła na jego ramię.
- Co tam pan widzi panie Solberg? - szepnęła - Potrzebuje pana pomocy z zamkiem, obawiam się że sama jej nie zapnę, mógłby pan? - zapytała z szelmowskim uśmiechem, podnosząc się i czekając na jego reakcje. Cóż to byłoby prawdopodobnie ich ostatnie spotkanie. Chciała by jeszcze raz ją dotknął.
Z.