11 maja 2020

[KP] Wszyscy jesteśmy wyjątkowi...

Calvin Reed
lat 29 || buntownik 

Kiedyś był nastolatkiem z problemami, który myślał, że nie wyróżnia się spośród swoich rówieśników zupełnie niczym. Jak bardzo się pomylił...
Wszystko jednak ma swoją cenę. Jeśli chcesz być wyjątkowy musisz oddać coś w zamian. W tym przypadku było to stare życie i rodzina.
Ale teraz miał przynajmniej jakiś cel... Był kimś ważnym i posiadał moc, która nie należała do słabych kategorii.

6 komentarzy:

  1. Spuściła wzrok na swoje dłonie, próbując trzymać swoje emocje na wodzy. Nie mogła pokazać, chociażby namiastki swojej niestabilności, w obawie, że ludzie, którzy byli jej ostatnią nadzieją, odwrócą się od niej. Może byli tacy jak ona, może wszyscy tutaj byli inni, aczkolwiek to nie zmieniało faktu, iż czuła się niepewnie. Nigdy tak naprawdę na dłuższą metę nie zastanawiała się, co zrobiłaby, gdyby udało jej się uciec. Po paru latach w ośrodku przestała snuć plany, marzenia czy cele. Prawda była taka, że z roku na rok jakaś cząstka jej waleczności gasła, a ona w końcu się poddała. Nie było sposobu, by udało jej się opuścić to miejsce, nie było nikogo, kto przyszedłby jej z odsieczą, a jakiekolwiek marzenia, które ostatecznie i tak nie mogły się ziścić, jedynie jeszcze bardziej pogrążały ją w otchłani. Może było to żałosne, zapewne była także słaba, ale wreszcie po prostu się poddała. Zgorzkniały głos w jej głowie podpowiadał, że zginie kiedyś właśnie w tym sterylnym laboratorium, aż wreszcie udało jej się uciec i po prostu nie wiedziała co z tym faktem zrobić. Nie mogła wrócić do rodziców, o ile ci jeszcze żyli, ponieważ zapewne znów oddaliby ją w ręce władz. Nie miała żadnych przyjaciół czy rodziny, do których mogłaby się zwrócić. Było tylko jedno miejsce, o którym słyszała. Nie miała pewności, że naprawdę istnieje. Dosłyszała parę plotek i to była jej jedyna nadzieja. Po drodze nie zastanawiała się co stanie się z nią, gdy uda jej się tam dostrzec. Po prostu modliła się, aby to miejsce w ogóle istniało.
    Teraz już tu była, przerażona, zmęczona, ale z iskrą nadziei. Jej usta były przesuszone, gdy zwilżała je językiem, jej dłonie nieznacznie drżały, a ubrania prosiły się o zmianę. Wcześniej miała na sobie cały biały komplet, który składał się ze zwykłych bawełnianych spodni, koszulki z długim rękawem i najprostszych trampek. Wiedziała jednak, że w tym rzucałaby się o wiele za bardzo w oczy, więc po drodze ukradła parę męskich spodni, które u dołu były urwane, gdyż inaczej sunęłaby nimi po ziemi. Jej biała koszulka skrywała się pod dużą czarną bluzą, której kaptur wcześniej cały czas nasunięty był na jej oczy. Podsumowując, była jednym wielkim bałaganem, z zabrudzonymi ubraniami i zadrapaniami na policzkach, aczkolwiek nie zwracała na żadną z tych rzeczy najmniejszej uwagi. Wystarczyło, że podniosła dłoń do szyi i nie wyczuła metalowej obroży, która stała się częścią jej ciała przez ostatnie lata. To było naprawdę dziwne uczucie nie czuć tam tej konkretnej rzeczy, ale jednocześnie to krzyczało teraz jedno słowo „Wolność”. Tego słowa nie było w jej słowniku od dawna.
    Czy spodziewała się innego powitania? Cóż, tak naprawdę niczego nie oczekiwała, więc nie była nawet specjalnie zaskoczona. Cały ich świat składał się z kontroli i podejrzeń. Każdy mógł być zdrajcą, każdy mógł być wrogiem. Poniekąd to rozumiała, aczkolwiek była już wyczerpana i sama nie wiedziała, na co tak naprawdę czekała. Wprowadzili ją do pokoju i nie powiedzieli jeszcze zbyt wiele. Wiedziała jedynie, że tym razem nie była całkiem bezbronna, a upewniała ją w tym dłoń, którą wciąż trzymała na nagiej szyi. Musiała jednak trzymać wszystko, co w niej drzemało na wodzy, więc po prostu walczyła z mocą, która ją wypełniała. Wreszcie usłyszała kroki za ścianą, których zwykły człowiek zapewne by nie usłyszał, a ona przełknęła gulę i napięła ramiona, gotowa by zmierzyć się z tym, co miało ją teraz spotkać. Była już w piekle, nie mogło być gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie dni nie były dla niej idealne. Nie było tak, że po przekroczeniu bramy laboratorium podjechała po nią lśniąca limuzyna, a od tamtej chwili jej życie było usłane różami. Prawda była taka, iż w tej historii księżniczka niestety ratowała się sama, chociaż w rzeczywistości daleko jej było do bajkowej postaci. Pierwsze dni były ciągłym biegiem, szukaniem jakiejkolwiek namiastki transportu, zerkaniem przez ramię, a uczucie strachu nie opuszczało ją nawet na chwilę. Dopiero gdy poczuła, że naprawdę się oddaliła, zdała sobie sprawę z tego, co stało się naprawdę. Uciekła, naprawdę była wolna i wtedy też obrała swój kierunek. Jeden z mieszkańców laboratorium kiedyś wspominał co nieco o buntownikach i miejscu ich położenia. Nie wiedziała, czy to była prawda, ale to był jej jedyny trop, więc nim podążyła i pierwszy raz od wielu lat los się do niej uśmiechnął, gdy zdała sobie sprawę, że naprawdę udało jej się do nich dotrzeć. Była wymęczonym wędrowcem, który przed ostatnie dni wiódł życie bezdomnego uciekiniera, ale nie przeszkadzało jej to, ponieważ, tak czy siak, jej obecne położenie było cudem, którego nie oczekiwała. Czy zastanawiała się co zrobi, gdy ją przepędzą? Czy zastanawiała się co zrobi, gdy postanowią się jej pozbyć? W obu przypadkach odpowiedź brzmiała — nie i niespecjalnie miała siłę, by się tym do końca przejmować. Nie robiła planów, po prostu zamierzała się dostosowywać do rzeczywistości, którą napotykała na swojej drodze.
    Wiedziała doskonale, w którym momencie coś za drzwiami się zmieniło. Nie miała nadludzkiego słuchu, aczkolwiek zwykle wyłapywała więcej niż przeciętny człowiek, taka dodatkowa specyfika jej zdolności. Drzwi się otworzyły, a ona uniosła głowę do góry, wydając z siebie zaskoczone sapnięcie, gdy ktoś się przed nią zmaterializował. W laboratorium spotykała się z różnymi osobnikami, a zatem miała do czynienia z naprawdę wieloma zdolnościami, mimo to nie była do końca na to przygotowana. Zacisnęła dłonie na krześle, na którym siedziała, by uspokoić szybko bijące serce.
    Słysząc głos drugiego chłopaka, którego praktycznie nie widziała, skupiła na nim wzrok, a raczej spróbowała. Westchnęła, przymykając oczy, gdy przykładała dłoń ponownie do szyi. Jak bardzo chciałaby powiedzieć, że jest normalna. Oddałaby naprawdę wiele, byle pozbyć się genu, który posiadała.
    Czuła, że powinna powiedzieć wszystko. Sęk w tym, że im nie ufała. W tym momencie na świecie były tylko dwie osoby, które darzyła tym uczuciem, jedna znajdowała się daleko stąd, a drugą była ona sama, chociaż zdarzały się momenty, iż nawet samą siebie poddawała pod wątpliwość. Szybko nauczyła się, że świat był brudny i skalany, a gdy dwie najbliższe Ci osoby, które powinny kochać cię bezwzględnie i chronić po prostu oddają cię w ręce obcych ludzi, coś takiego jak łatwowierność po prostu umiera. Może i zwróciła się do buntowników, gdyż nie miała najzwyczajniej w świecie innego wyjścia. Inną opcją było zostanie na ulicy. Wybrała ich, ale im nie ufała, oni najwyraźniej się tym uczuciem odwzajemniali, więc teraz znaleźli się w patowej sytuacji.
    - Manipulacja wibracjami. - odparła wreszcie po długiej chwili milczenia. Wiedziała, że to nie mówi zbyt wiele. Spędziła naprawdę sporo lat w laboratorium i poniekąd rozumiała, dlaczego była jedną z nielicznych, którą tak długo tam trzymali i wciąż prowadzili testy, badania, eksperymenty. Nie spotkali się z osobą, która przejawiałaby takie same zdolności, jak ona. Dlatego próbowali ją zmusić do przekraczania własnych granic, by sprawdzić, co mogła osiągnąć. Sęk w tym, iż Rosaria była fatalną uczennicą.
    - Długo zamierzacie mnie tu trzymać?

    OdpowiedzUsuń
  3. - Wolałabym nie. - odparła, zaciskają usta w cienką linię, gdy posyłała mu twarde spojrzenie. Może spędziła lata w zamknięciu i część dziewczyny, którą kiedyś była odeszła w zapomnienie, lecz jedna rzecz nigdy się nie zmieniła. Była uparta i to wielokrotnie prowadziło do kłopotów. Co więcej, wolność, którą teraz sobie wywalczyła, sprawiła, że znów zamierzała walczyć o siebie, a powrót do laboratorium nie był w planach. Nie była już tą naiwną młodą dziewczyną, która pozwoliła, by rodzice tak po prostu się jej pozbyli. Gdyby mogła cofnąć się do przeszłości, kazałaby młodszej wersji siebie po prostu uciec. Dlatego też poczuła, że rozlewa się w niej złość, ponieważ chyba oczekiwała czegoś więcej po tym miejscu.
    Znów czuła się jak w laboratorium, gdy mówili — Rosaria zrób to, teraz zrób tamto, powtórz, spróbuj ponownie, ponownie, ponownie... Teraz słyszała ich głosy bardzo wyraźnie, jakby byli obok i naprawdę zaczynała czuć, że wariuje. Nienawidziła tego, że większość jej wspomnień dotyczyła tego miejsca. Nie miała do czego uciekać w swojej głowie i po prostu zawsze tam była. Czuła jak rozlewa się w niej cała ta nagromadzona wściekłość i zacisnęła dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę. Wiedziała, że na jej ciele pojawią się kolejne siniaki, gdy będzie próbowała w ten sposób z tym walczyć, ale nie chciała dawać im tej satysfakcji. Gdyby się złamała, dałaby im odpowiedzi, których potrzebowali. Nawet na nich już nie patrzyła, spuściła głowę, gdy oni wciąż się do niej zwracali. Mimo to chwilę później poczuła, jak stół przed nią zaczyna się trząść, a za chwile każda stojąca rzecz w pokoju. Zaraz potem dołączyły do zabawy nawet ściany i podłoga, a wszystko łącznie wyglądało, jakby przez pomieszczenie przechodziło trzęsienie ziemi. Dobrze, że w pokoju nie było żadnych okien, ponieważ zapewne roztrzaskałyby się w drobny mak. Otworzyła oczy, które wcześniej mocno zaciskała, wiedząc, że w tym momencie mienią się intensywnym kolorem niebieskiego, tak jak zawsze w momentach, gdy traciła kontrolę.
    Wstała, przewracając krzesło i kierując swoją otwartą dłoń w stronę ściany, by chwilę później wygenerować skupioną falę wibrującego powietrza i stworzyć dużych rozmiarów wgłębienie w ciemnym tynku. Cóż, przynajmniej nie rozbiła ściany, mogli być jej wdzięczni, choć kompletnie się tym nie przejmowała, gdy obracała się w ich stronę, wyciągając dłoń w ich kierunku, ale powstrzymując się przed kolejnym podmuchem. Jej ręka drżała, gdy ciężko oddychała, wpatrując się w nich rozbieganym wzrokiem. Także tyle, jeśli chodzi o zgrywanie pozorów dziewczyny mającej nad wszystkim kontrolę. Wtedy jej twarz zatrzymała się na chłopaku, który wcześniej był ukryty w cieniu.
    Zmarszczyła brwi, gdy tak mu się przyglądała, gdy dziwne uczucie zaległo na dnie jej żołądka. Czuła się tak jakby jej umysł próbować przywołać konkretny obraz, to jedno ważne wspomnienie, a gdy wreszcie jej się to udało, otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Nie zapomniałaby tej twarzy. Teraz może był dojrzalszy, rysy miał twardsze, ale pamiętała go bardzo dobrze, mimo upływu lat. - To ty... - mruknęła, gdy obrazy z przeszłości zaczęły napływać do jej umysłu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po tym, jak zniknął, a ona jakiś czas później trafiła do laboratorium, zrobiła wszystko by ze szczegółami zapamiętać jego twarz. Spędziła wiele miesięcy wypatrując go w murach budynku, próbując go dostrzec. Jakaś jej część wierzyła, że to właśnie dlatego zniknął. Był taki jak ona, a raczej ona była taka, jak on, choć dowiedziała się o tym z opóźnieniem, aczkolwiek założyła, że skoro ona tam trafiła, on również tam był. Ta myśl dawała jej nadzieję, ponieważ w jej wyobraźni miał pewne miano kogoś silnego, niepokonanego. Nie czuła się stracona, gdy liczyła, że gdzieś tam, wśród innych ludzi ze zdolnościami, wypatrzy również jego. Jednakże mijały miesiące, a ona go nigdy nie dojrzała i po prostu zrozumiała, że jego wcale tam nie było. Wtedy też pozwoliła, by nadzieja z nim związana odeszła, pozwoliła chłopcu ze swojego umysłu odejść. Nigdy nie przypuszczała, że trafił do buntowników. Nigdy nie przypuszczała, że to jego tutaj spotka, a teraz siedziała na niewygodnym krześle, wpatrując się w niego i nie czuła się tak, jakby spotkała wybawiciela, a egzekutora.
    Popatrzyła na chłopaka, który niechętnie opuścił pomieszczenie i jakaś jej część wolała, aby został. Poniekąd chyba nie chciała zostać sama z Calvinem. Calvin Reed, chłopak, który spojrzeniem powalił trzy razy większą od siebie osobę, chłopak, który z dnia na dzień po prostu zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Teraz już wiedziała, że on w przeciwieństwie do niej musiał podjąć dobrą decyzję. Uciekł i skończył tutaj, ona z kolei postanowiła się ujawnić i skończyła w laboratorium.
    Przez chwilę milczała, wreszcie przenosząc wzrok na swoją wciąż wyciągniętą dłoń. Przełknęła, opanowując drżenie i przymykając powieki, do momentu, aż wszystko w pomieszczeniu się uspokoiło i przestało trząść. Dopiero wtedy otworzyła oczy, wiedząc, że już nie mienią się nienaturalnym blaskiem. Opuściła dłoń do boku, zginając i rozprostowując palce, nim wzruszyła ramionami.
    - Krótko po twoim zniknięciu zaczęły się dziać dziwne rzeczy, ale początkowo tego nie rozumiałam. Rozbiła się szklanka, zatrzęsła ławka… Dopiero po silniejszych epizodach zdałam sobie sprawę, że coś jest ze mną nie tak. - odparła, przypominając sobie czasy, gdy to wszystko się zaczęło. Kiedyś zastanawiała się, czy istniał sposób, by to zatrzymać, ale nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Poza tym, czy to teraz coś by zmieniło?
    - Niestety nie byłam taka mądra, jak ty, chociaż moi rodzice na początku mi nie uwierzyli. Później… Cóż, gdy szyby w ich salonie roztrzaskały się w drobny mak, zdecydowanie uwierzyli. - stwierdziła, podchodząc do ściany, w której widniało ogromne wgłębienie, jakby wielkolud wielkości domu postanowił wbić w nią swoją pięść. Przesunęła palcem po nierównym tynku, przygryzając dolną wargę. - Myślę, że to nie szyby ich tak przestraszyły. Chyba decyzję podjęli w momencie, gdy zobaczyli, że ich córka samymi dłońmi potrafi wygenerować coś w rodzaju wiru ze stężonych cząsteczek powietrza i zrobiła im dziurę w ścianie. Nie uznali tego, jako dodatkowe drzwi. - opowiedziała, przypominając sobie tamten dzień. Wraz z rozwojem jej mocy, traciła nad nią kontrolę, a fakt, iż tak naprawdę nie wiedziała co się z nią działo, zdecydowanie nie pomagał. Wiedziała, czym jest dorastanie, aczkolwiek w żadnym poradniku nie pisali, jak poradzić sobie z nieokiełznaną mocą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzią na jego pytanie było jedynie krótkie i enigmatyczne skinienie. To jej rodzice ją oddali. Prawda była taka, że w jakimś stopniu dalej ją to bolało. To pozostawiło w niej dziurę, której tak naprawdę nigdy nie zaleczyła. Ufała im, byli jej schronieniem, bezpieczną przystanią. Wierzyła, że kochali swoją jedyną córką, aczkolwiek gdy sprawa stała się skomplikowana, tak po prostu się jej pozbyli. Nie wiedziała na co liczyli. Może sądzili, że zostanie wyleczona? A może po prostu skazali ją na śmierć?
    Słysząc jego pytanie, a raczej ich ciąg, uniosła wreszcie spojrzenie, uważnie mu się przypatrując. Nikt z nich zapewne nie wiedział, jak to jest spędzić nie dzień, nie tydzień, czy miesiąc, lecz długie lata w zamknięciu, czując się jak zwykły laboratoryjny szczur. Znów przyłożyła rękę do szyi, nie wyczuwając pod nią metalu, po czym wlepiła wzrok w jakiś punkt na ścianie, próbując dać mu jakąś sensowną odpowiedź.
    - Wszystko tam jest zaplanowane i ma swój rytm. Każdy z nas odgrywa jakąś rolę, ale nikt tak naprawdę jej nie zna. Są tam osoby, które mają naprawdę różne zdolności, ale podstawowy podział to ci fizyczni i ci psychologiczni. Są tam osoby, które dotknięciem potrafią roztrzaskać dwumetrowy głaz, ale też takie, które w jednej sekundzie wleją w ciebie strach, który całkowicie cię sparaliżuje. - opowiedziała, gdy przez jej umysł przepływały twarze osób, o których mówiła. To byli ludzie, którzy nie uciekli, którzy dalej tam żyli, wciąż w tym nieustającym koszmarze.
    - Mało osób zostaje tam na bardzo długo. W końcu znajdują przeznaczenie dla jej mocy albo ona po prostu ginie. W ostatnim czasie dużo pracowałam z tymi, którzy wykazywali zdolności psychologiczne. Czytanie w myślach, wywoływanie emocji, iluzji. Tych, którzy ingerowali w twój umysł, ponieważ z powodu moich umiejętności, zwykle inaczej reagowałam na ich moce. - dodała, nie wspominając o wcześniejszych eksperymentach, które na niej przeprowadzali. Było tego tak wiele, poza tym to nie było tak, że nagle zaczęła mu ufać.
    - Pytałeś jeszcze o czip… Nie wiem, czy spotkałeś kogoś takiego, jak ja, ale to tak, jakby mój organizm odbierał więcej częstotliwości, żył na inną skalę, był w ciągłym ruchu. Dlatego zaszczepienie mi czegoś takiego byłoby trudne, poza tym wyczułabym to. Albo po prostu roztrzaskałoby się we mnie przy pierwszej lepszej utracie kontroli, której zresztą przed chwilą byłeś świadkiem. - stwierdziła, spoglądając na niego wreszcie i wzruszając przy tym ramionami. Zawsze mogła powiedzieć, że sam może sprawdzić. Sęk w tym, że nie była do tego taka chętna i wolała zachować pewien dystans, jeśli tylko mogła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy do pomieszczenia wszedł nowy mężczyzna, jedynie uniosła głowę. Widziała, że Calvin się spiął i wyprostował, więc podejrzewała, że obowiązywała tu jakaś hierarchia, lecz ona jej nie czuła. Ostatecznie była więźniem, co za różnica. Patrzyła na niego, gdy mówił, a gdy skończył, po prostu wstała i w milczeniu skierowała się w stronę wyjścia. Wiedziała, że jej nie ufał, jednocześnie się mu nie dziwiła, a z drugiej strony była zła. Trudno było do końca określić co finalnie czuła w związku ze sposobem, w jaki ją traktowali. Bądź co bądź spotykała się już z gorszymi rzeczami. Tutaj przynajmniej nie stosowano przemocy, jeszcze…
    Wywróciła oczami, gdy drzwi się przed nią otworzyły i zerknęła przez ramię na mężczyznę, po czym wyszła i posyłając w stronę drzwi słaby podmuch wibracji, zatrzasnęła je za sobą. Stanęła z boku, czekając zapewne na Calvina. Nie wiedziała jaką rolę młody chłopak tu odgrywał, lecz była pewna, że znajdował się pod tym w garniturze, więc musiał słuchać jego poleceń.
    Schowała się w sobie, słysząc jego obojętny ton. W związku z nim miała mieszane uczucia. Przypominał jej dom, przez kilka chwil wydawał się nawet miły, a teraz był niemal wrogi. Cóż, najwyraźniej nie powinna w nim szukać sprzymierzeńca. Nic nowego. Od lat była sama, cóż, poniekąd, ale nie mogła teraz o tym myśleć. Po prostu w ciszy wsiadła na windy, rozglądając się dookoła.
    - Nie przejmujesz się nimi, prawda? Wszystkimi, którzy tam zostali, którzy każdego dnia modlą się o koniec, o coś, od czego inni uciekają, o śmierć. - rzuciła, patrząc na niego z grymasem, lecz nie oczekiwała odpowiedzi, ponieważ sama jej sobie udzieliła. Wszystko, co powiedziała, było prawdą, bo jeszcze niedawno ona sama błagała nieistniejącego Boga o to, by zakończył to życie. Gdy człowiek tracił nadzieję, tracił też chęć do tego, by rano wstać. Nie miała celu, więc kolejne lata były jej zbędne. Jego słowa jedynie umocniły ją w niechęci, jaką odczuwała, ponieważ wiedziała, że on tego nie rozumiał i może nawet nie chciał zrozumieć.
    - Niczego nie potrzebuję. - dodała na koniec, odwracając od niego spojrzenie. Tak, zapewne potrzebowała kilku rzeczy i gdy zostanie sama, zda sobie z tego sprawę, ale w tym momencie wolała siedzieć w zabrudzonych i za dużych ciuchach niżeli o cokolwiek go prosić. Owinęła ramiona wokół siebie, przyjmując bezpieczną pozycję, tym samym odgradzając się od świata i od chłopaka. Może życie w pojedynkę byłoby łatwiejsze? Błąkałaby się po ulicach i ciągle uciekała, ale byłaby wolna. Jednocześnie jednak stanowiłaby zagrożenie. Tutaj też była niebezpieczna, lecz w tym budynku znajdywały się osoby podobne do niej, które umiałyby ją obezwładnić, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Gdy winda się zatrzęsła, a ona potknęła się i poleciała na chłopaka, przeklęła pod nosem. - Przepraszam. - mruknęła, szybko się wycofując, uciekając od jakiegokolwiek dotyku. Przeklinała swój brak kontroli i laboratorium, które jedynie pogorszyło sprawę.

    OdpowiedzUsuń