3 września 1998

[KP] Falling slowly sing your melody

it will keep you alive.

 http://data.whicdn.com/images/18768235/XL9Gf170_large.gif
Moriah
zwany niegdyś Tartilumo - 4000 lat - archanioł po pięciokrotnej degradacji - od niedawna zwykły stróż czuwający nad snami - ostatnia szansa na rehabilitację
Sprawiedliwość. Stworzono go, by niósł ją na swych barkach - i robił to, niewzruszony i zimny niczym diamentowa waga. Był sześcioskrzydłym wojownikiem, świetnym strategiem i szanowanym dowódcą jednego z Zastępów. A potem rozpoczął drogę w dół. Jesteś zbyt radykalny, usłyszał. Nie możesz okrywać swych czynów śmiercią, jak niegdyś. Ludzie nie są tak naprawdę źli, dowiedział się. Są tylko zagubieni. I on także odkrył, że się gubi. Stare zasady przestały mieć znaczenie, a on wciąż kurczowo się ich trzymał, bojąc się, czując gdzieś w głębi duszy, że bez nich upadnie. Z dumą znosił kolejne degradacje, a potem zastanawiał się, czy to już pycha. Izolował się od braci, wstydził się, że nie miał siły sprostać wyzwaniom, które przed nim postawiono. Próbował tłumić gniew, który czuł; był zły na świat, który tak nagle się zmienił, i na fakt, że stworzono go tak, by nie znalazł sobie już w nim miejsca. Rozumiał jednak, że nie pasuje - mimo to nie zamierzał się odwracać. Nie chciał. Jego lojalność pozwalała mu zmusić się do znoszenia kolejnych porażek. Leciał w dół. Niżej i niżej, nie radząc sobie z kolejnymi funkcjami. Nie chcąc sobie radzić. Potrafił być na szczycie, ale pozbawiony dwóch par skrzydeł nie był w stanie utrzymać się nawet stopy ponad ziemią. I w końcu na nią upadł, sprowadzony do roli zwykłego stróża, anioła mającego służyć pomocą istocie, przez którą w ogóle rozpoczął wędrówkę w dół. Istocie, którą miał kochać i strzec nawet przed nią samą...cóż za stworzenie samo się krzywdzi? Upadek jednak zadziałał na niego jak zimny prysznic; nagle w pełni do niego dotarło, że dziewczyna jest jego ostatnią deską ratunku. A ty jej, majaczyło mu gdzieś w głowie, gdy pierwszy raz obserwował, jak mamrocze coś przez sen, niespokojnie rzuca się i rozkopuje kołdrę. Tamtej nocy całe to zadanie wydawało mu się dziecinną igraszką. Niemal już widział siebie wspinającego się z powrotem na szczyt. Bo przecież co to jest, naprostować sny jakiemuś maluczkiemu człowiekowi? Cóż, najwyraźniej spore coś. Szczególnie jeżeli dotąd nie próbowało się ludzi rozumieć.

Per pani maluczki człowieczek: Tessa Herondale

4 komentarze:

  1. Sen był bardzo ważny w życiu każdego człowieka. Podczas snu organizm odpoczywał, regenerował siły. Tessa słyszała, że to podczas snu zyskuje się energię i chęci do życia. Niektórzy uciekali do snów, aby nie musieć zmagać się z teraźniejszością. Ich marzenia senne były pełne optymizmu, nie przeciekały strachem i okrucieństwem. Tessa niestety nie zaliczała się do tych szczęśliwców. Dla niej pora spania była najgorszą z możliwych kar. Nie pamiętała, kiedy dokładnie to się stało. Nie pamiętała swojego pierwszego, strasznego snu. Ale doskonale pamiętała, że już jako sześciolatka nie mogła sobie poradzić z koszmarami. Na nic pomagały modlitwy, które razem z rodzicami wygłaszała przed snem. Na nic się zdały dzielni obrońcy w postaci najróżniejszych pluszaków.
    Wraz z kolejnymi koszmarami pojawił się zwyczajny strach przed snem. A to z kolei doprowadziło do bezsenności. Godzinami wpatrywała się w sufit, trzęsąc się ze strachu przed tym, co czeka ją, kiedy zaśnie.
    Te wszystkie dni, które spędziła w szpitalu, skutecznie odebrały jej dzieciństwo. Kiedy próbowała przypomnieć sobie coś radosnego i wesołego z tego okresu, to… nie potrafiła. Nie miała koleżanek, z którymi mogłaby śmigać po placach zabaw. Nie chodziła do normalnej szkoły, bo w jej stanie takie nauczanie było niemożliwe. Czas spędzała głównie na świetlicy, która była połączona z oddziałem dziecięcym. Tam się bawiła szpitalnymi zabawkami. I nie mogła zrozumieć, dlaczego jej koledzy i koleżanki wychodzą, a ona jeszcze musi zostać.
    Sztuczne usypianie i faszerowanie lekami z czasem również przestało działać. Kolorowe tabletki z czasem stały się niczym cukierki, które tak naprawdę nic nie dawały.
    Kiedy jeszcze miała nadzieję, to marzyła o normalnym życiu. Chciała zostać tłumaczką, nawet wybrała ku temu odpowiednie studia. Chciała mieć dom, psa i wspaniałego męża. Niestety, jej były narzeczony nie potrafił zaakceptować jej nocnych krzyków, wiecznie podkrążonych oczu i braku chęci do czegokolwiek. Nigdy nie był dla niej wsparciem. A z upływem czasu stał się okropnym balastem, którego ciężko jej było się pozbyć. Ale odprawiła go, mając dość ciągłych wyrzutów i presji.
    W wieku dwudziestu trzech lat nie miała już nadziei. Przestała marzyć o niestworzonych rzeczach, bo wiedziała, że to i tak niczemu nie pomoże, a tylko dodatkowo ją dołowało. W wieku dwudziestu trzech lat chciała zrobić mieszankę, która w końcu skróciłaby jej życie na tym świecie. I tylko jakaś niewidzialna siła nie pozwalała jej popić pomieszanych tabletek tanim winem.

    Ta noc nie różniła się od innych. Wykończona położyła się do łóżka. Zakryła się ciepłą kołdrą i zamknęła oczy. Sen długo nie przychodził. Leżała bezruchu, starając się o niczym nie myśleć. Czyściła umysł ze wszystkich nieprzyjemności, które się do niego wkradały. Jednak, kiedy przed oczami zobaczyła ciało niemowlęcia rozerwane na pół, gwałtownie otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Wzięła kilka głębszych oddechów i rozejrzała się po pokoju.
    — To nieprawda… — wymruczała do siebie, dokładnie w momencie, kiedy jej wzrok natrafił na jakąś postać. Krew odpłynęła jej z twarzy. — Kim jesteś?! — Krzyknęła. Zamknęła oczy, policzyła do pięciu. To nie pierwszy raz, kiedy widziała jakąś postać w swoim pokoju. Otworzyła oczy i ku swojemu zdumieniu, mężczyzna nie zniknął. — Wynoś się stąd! — Znów krzyknęła i rzuciła w niego poduszką. I przeraziła się, kiedy ta się od niego odbiła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pierwszy raz widziała jakąś postać przy swoim łóżku. Nie była to dla niej żadna nowość. Za każdym razem reagowała tak samo. Bała się, więc krzyczała, bo tylko to jej pozostało. Nie umiała się bronić, nawet jeśli bardzo chciała. Zresztą, czym miała się bronić? Pościel nie była bronią, która mogłaby jej pomóc. Ewentualnie mogłaby nieco zatrzymać przeciwnika, ale nic poza tym.
    Niejednokrotnie rzucała poduszkami w to co widziała. I zazwyczaj poduszka przelatywała dalej. Czasami nie dolatywała. Postać za każdym razem znikała. I nigdy nie zdarzyło się tak, że poduszka uderzyła w postać. To była dla niej zupełna nowość. Nie wiedziała, co miała z tym fantem zrobić. Przecież… to nie było normalne! Jakiś obcy facet był w jej domu! Ba! W jej pokoju! Stał niedaleko niej, wpatrywał się w nią, kiedy prowadziła bezowocną walkę ze snem.
    — Zamknę oczy, a jak je otworzę, to ciebie nie będzie… — powiedziała cicho, będąc na skraju strachu i paniki. Zamknęła oczy, czując jak po policzku spływa pierwsza łza. Powoli odliczyła do pięciu, chcąc się uspokoić. Ostrożnie otworzyła oczy. A on dalej tam stał. Serce podeszło jej do gardła. Nie wiedziała, co teraz powinna zrobić. Uciekać? Nie miała szans. Zresztą, i tak musiałaby go wyminąć. Mogłaby zacząć krzyczeć. Ale rodzice już dawno przestali zwracać uwagę na jej wrzaski. Brali to za element otoczenia. I prawdopodobnie mieli zatyczki, do których nie chcieli się otwarcie przed nią przyznać.
    — Niby jak chcesz mi pomóc? — zapytała, bo jego słowa doszły do niej z pewnym opóźnienie. Pociągnęła nosem, a rękawem pośpiesznie otarła łzy z policzków. — Zabijesz mnie? Tylko to byłoby prawdziwą pomocą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skrzydeł nie zauważyła w pierwszej chwili. O wiele bardziej skupiła się na samym fakcie, że w jej pokoju był zupełnie obcy mężczyzna. Początkowo sądziła, że to jedynie nocny koszmar. W końcu niejednokrotnie widziała obce postaci, które na pierwszy rzut oka były bardzo realistyczne. Mężczyzna początkowo nie wyróżniał się z tłumu. Dopiero, kiedy dwie poduszki zwyczajnie się od niego odbiły, doszła do wniosku, że on naprawdę tutaj był. Nie był kolejnym koszmarem, kolejną zmorą, która chciała wyssać z niej resztkę energii życiowej. Ale w takim razie co tutaj robił?
    Zdążyła przyzwyczaić wzrok do panującej ciemności. A zapalone światło nieprzyjemnie drażniło jej oczy. Skrzywiła się strasznie, mrużąc oczy i szybko mrugając.
    — Jesteś najgorszym stróżem, jaki mógł mi się trafić… — wymruczała sama do siebie. Może nie powinna tak mówić. Ale… czy stróż nie był od tego, żeby ją chronić? Aby nie dopuszczać do takich sytuacji, w jakiej ona się znalazła? I czy, przede wszystkim, nie powinien działać z ukrycia? Zresztą, nawet nie miała pewności, czy on na pewno był dobrym aniołem; Lucyfer z początku był archaniołem i każdy wiedział, jak skończył. Ba!, nie miała nawet pewności, że mężczyzna jest prawdziwym aniołem. Może po tych tabletkach miała jakieś halucynacje? Może powinna przystopować z mieszaniem ich, bo to nie prowadziło do niczego dobrego. I dla odmiany widziała chodzące anioły.
    — Nie wierzę, że jesteś moim stróżem. Nie wierzę w anioły — powiedziała twardo i nerwowo przełknęła ślinę. — I niby, gdzie chcę uciekać? — zapytała, zwalczając narastającą ochotę na użycie przemocy względem mężczyzny. Miała dość jego dziwnego spojrzenia.
    — Możesz się przestać na mnie tak gapić? Nie jestem zwierzątkiem w zoo — mruknęła, siląc się na miły i spokojny ton.

    OdpowiedzUsuń
  4. — To przestań się na mnie gapić, jakbym była! — powiedziała odrobinę za głośno niż powinna. Słysząc dziwny szmer za drzwiami, na moment odwróciła głowę w ich stronę. Szmer jednak szybko ustał, więc pomyślała, że zapewne jej się tylko przesłyszało. Jakby to był pierwszy raz.
    — Że co proszę? — zapytała, patrząc na niego uważnie. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, mając nadzieję, że tylko jej się przesłyszało. Cóż, jednak prawdziwie było stwierdzenie, że kobieta i tak usłyszy tylko te złe nowiny. Nieco chwiejnie wstała z łóżka i zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Nie chciała burzyć jego przestrzeni osobistej, lecz jednocześnie chciała sprawdzić, czy jest żywy.
    — Podsumowujmy — zaczęła dość ostrożnie, w duchu modląc się chociaż o odrobinkę odwagi. — Jesteś świrem, który włamał mi się do sypialni. Podajesz się za mojego anioła stróża. Dobra. Dostałeś mnie niedawno. Chociaż nie wiem, ile to jest niedawno dla aniołów. Ale chcąc zastosować nowe metody leczenia, spaprałeś sprawę? — zapytała, co było jawnym oskarżeniem w jego kierunku.
    — Ponadto… chciałeś mieć ze mną kontakt fizyczny, kiedy bym spała?! Chciałeś mnie… nie wiem? Zgwałcić przez sen? — Zadała kolejne pytanie, po czym wyciągnęła rękę w jego kierunku i zacisnęła palce na jego ramieniu, chcąc tym samym sprawdzić, czy jest tak samo materialny jak ona.
    — Dlaczego jesteś… taki? W sensie… Anioły nie są bytami niematerialnymi? — zapytała, ostrożnie zmniejszając odległość, aby jeszcze bardziej móc go zbadać.

    Tessa

    OdpowiedzUsuń