Czuł jak po plecach spływa mu stróżka potu. Zdjął plecak i usiadł ciężko na nagrzanym słońcem głazie. Przymknął powieki i wystawił twarz do słońca. - Panie doktorze! Westchnął głęboko. Już miał nadzieję, że będzie miał kilka chwil na odpoczynek. Podniósł plecak i wrócił do namiotu. Czuł przyjemny ciężar wciąż pełnej butelki w plecaku. Może później znajdzie kilka chwil by trochę zmniejszyć jej ciężar. Austriacka archeolożka, doktor Elsa Schneider oparła dłonie na biodrach i zmarszczyła brwi. - Mam wrażenie, że cie to nudzi. - prychnęła. Lancelot wymusił na sobie uśmiech. Był zmęczony. Praca w tym niezwykłym miejscu była prawdziwie fascynująca. Ruiny świątyni i czegoś co Knight ocenił jako pozostałości kompleksu, który obecnie nazwany zostałby klasztorem zostały dokładnie zasypane i zamaskowane. Samo odkopanie zajęło trzy miesiące, podczas których kilkakrotnie zostali zaatakowani przez miejscowe ludy, dwóch członków ekspedycji zmarło nagle, a pozostawiane ostrzeżenia przed dalszą pracą były coraz bardziej dosadne. Prace wstrzymane były już trzykrotnie. Jednak za każdym razem władze tego nadzwyczajnego kraju, tajemniczy sponsorzy oraz władze uczelni, odnawiali kontrakty, dokładając coraz to nowe środki finansowe do badań. Lancelot usiadł na chybotliwym rozkładanym krzesełku i zerknął na rysunki i zdjęcia, rozłożone na stole. - Nie o to chodzi... Po prostu... Ostatnio bardzo źle sypiam. Zwłaszcza, że mają przysłać jakichś najemnych żołdaków do ochrony. - Żołdaków. - powtórzyła Elsa z uśmiechem. - Nie sądziłam, że ktoś jeszcze używa takich słów. Dodatkowa ochrona nam się przyda. Ci ludzie są coraz odważniejsi. Podchodzą coraz bliżej obozu... - Jak się boisz, to zawsze możesz do mnie przyjść. Zmieścimy się we dwoje w łóżku. Tak zawsze bezpieczniej. - pożałował zaraz po wypowiedzeniu tych słów. Co on gadał?! Jeszcze Elsa nie uzna tego za żart i będzie musiał się potem tłumaczyć... - Zapamiętam. - odparła. Odgłos pracy silnika stawał się coraz głośniejszy. Lancelot wstał, gdy już był pewien że będą mieli gości. Plandeka namiotu zafalowała gdy do środka wtoczył się profesor Anderson. Otarł wiecznie spocone czoło nieodłączną chusteczką i poprawił nasunięte na nos okrągłe okulary. - Przyjechali już. - Kto przyjechał? - dopytał Knight. Czasem żałował tego, że na spotkaniach nie zawsze słuchał tego, co nie dotyczyło bezpośrednio wykopalisk. Anderson przetarł chusteczką kark i szyję. - Nowa ochrona. Będą pilnować bezpieczeństwa i pomagać w pracach. Lancelot Knight westchnął głęboko i pokręcił głową. Kolejni nieproszeni goście na jego wielkim odkryciu. Wraz z Elsą wyszedł za profesorem by powitać nowych ludzi na tym krańcu świata, o którym większość już zapomniała.
Lancelon otarł nadgarstkiem perlący się na czole pot. Jego organizm dawał wyraźne sygnały, że brakuje mu codziennej porcji alkoholu. Stał jeszcze chwilę bez ruchu, wpatrując się w wyrośnięte pagórki mięsa, które miały zapewnić bezpieczeństwo pracom na stanowisku. Właściwie mógłby poprosić któregoś z braci, by stanowili ochronę. Jednak to miało być tylko jego odkrycie. Cała chwała miała przypaść jemu. Mówił się zatem zadowolić tym co ma. - No to... Witamy - zaczął, przyciągając tymi słowami uwagę mężczyzn. - Tak, tak. Witamy - powtórzył Anderson. - Skromnie tu u nas, ale na pewno znajdziecie dla siebie jakieś miejsce. Jestem profesor Anderson a to... - wskazał na Elsę i Lancelota - ...doktor Elsa Schneider i doktor Lancelot Knight. Doktorze Knight, proszę pokazać naszym nowym towarzyszom miejsca, w których będą spali. Przydałoby się też ich oprowadzić... Knight zmarszczył lekko brwi. Oczywiście najgorsza robota musiała przypaść jemu. - No to już formalności załatwione. - westchnęła Elsa, odwróciła się i wróciła do namiotu. Lancelot został sam z obcymi. Archeolog zerknął na trzymany w ręce plecak. Wyraźnie czuł ciężar jego zawartości. W ciężarówce powinna być opieczętowana skrzynia, o którą poprosił i której zawartość była dużo lepsza niż to co posiadał obecnie. - Tędy. - powiedział tylko, kierując się w stronę jednego z namiotów. Wszystkie namioty były takie same. Składały się z dwóch łóżek, przejścia między nimi i niedużego miejsca, w którym trzymano torby i ubrania. - Te dwa namioty są wasze. Musicie się jakoś podzielić. - powiedział, wchodząc do jednego z nich. Luksusów tu nie było, ale moskitiery były całe i dobrze zabezpieczały przed robalami. Gdy wyszyscy mężczyźni weszli do środa, Lancelot wydobył butelkę z plecaka i usiadł na jednym z łóżek. - Szklaneczek i lodu nie ma. - wyjaśnił, odkręcając butelkę whisky. - Ale początek współpracy trzeba by opić, by dobrze się układało. Wyciągnął butelkę w stronę pierwszego z mężczyzn.
Czuł jak po plecach spływa mu stróżka potu. Zdjął plecak i usiadł ciężko na nagrzanym słońcem głazie. Przymknął powieki i wystawił twarz do słońca.
OdpowiedzUsuń- Panie doktorze!
Westchnął głęboko. Już miał nadzieję, że będzie miał kilka chwil na odpoczynek. Podniósł plecak i wrócił do namiotu. Czuł przyjemny ciężar wciąż pełnej butelki w plecaku. Może później znajdzie kilka chwil by trochę zmniejszyć jej ciężar.
Austriacka archeolożka, doktor Elsa Schneider oparła dłonie na biodrach i zmarszczyła brwi.
- Mam wrażenie, że cie to nudzi. - prychnęła. Lancelot wymusił na sobie uśmiech. Był zmęczony. Praca w tym niezwykłym miejscu była prawdziwie fascynująca. Ruiny świątyni i czegoś co Knight ocenił jako pozostałości kompleksu, który obecnie nazwany zostałby klasztorem zostały dokładnie zasypane i zamaskowane. Samo odkopanie zajęło trzy miesiące, podczas których kilkakrotnie zostali zaatakowani przez miejscowe ludy, dwóch członków ekspedycji zmarło nagle, a pozostawiane ostrzeżenia przed dalszą pracą były coraz bardziej dosadne.
Prace wstrzymane były już trzykrotnie. Jednak za każdym razem władze tego nadzwyczajnego kraju, tajemniczy sponsorzy oraz władze uczelni, odnawiali kontrakty, dokładając coraz to nowe środki finansowe do badań.
Lancelot usiadł na chybotliwym rozkładanym krzesełku i zerknął na rysunki i zdjęcia, rozłożone na stole.
- Nie o to chodzi... Po prostu... Ostatnio bardzo źle sypiam. Zwłaszcza, że mają przysłać jakichś najemnych żołdaków do ochrony.
- Żołdaków. - powtórzyła Elsa z uśmiechem. - Nie sądziłam, że ktoś jeszcze używa takich słów. Dodatkowa ochrona nam się przyda. Ci ludzie są coraz odważniejsi. Podchodzą coraz bliżej obozu...
- Jak się boisz, to zawsze możesz do mnie przyjść. Zmieścimy się we dwoje w łóżku. Tak zawsze bezpieczniej. - pożałował zaraz po wypowiedzeniu tych słów. Co on gadał?! Jeszcze Elsa nie uzna tego za żart i będzie musiał się potem tłumaczyć...
- Zapamiętam. - odparła.
Odgłos pracy silnika stawał się coraz głośniejszy. Lancelot wstał, gdy już był pewien że będą mieli gości. Plandeka namiotu zafalowała gdy do środka wtoczył się profesor Anderson. Otarł wiecznie spocone czoło nieodłączną chusteczką i poprawił nasunięte na nos okrągłe okulary.
- Przyjechali już.
- Kto przyjechał? - dopytał Knight. Czasem żałował tego, że na spotkaniach nie zawsze słuchał tego, co nie dotyczyło bezpośrednio wykopalisk. Anderson przetarł chusteczką kark i szyję.
- Nowa ochrona. Będą pilnować bezpieczeństwa i pomagać w pracach.
Lancelot Knight westchnął głęboko i pokręcił głową. Kolejni nieproszeni goście na jego wielkim odkryciu.
Wraz z Elsą wyszedł za profesorem by powitać nowych ludzi na tym krańcu świata, o którym większość już zapomniała.
Lancelon otarł nadgarstkiem perlący się na czole pot. Jego organizm dawał wyraźne sygnały, że brakuje mu codziennej porcji alkoholu.
OdpowiedzUsuńStał jeszcze chwilę bez ruchu, wpatrując się w wyrośnięte pagórki mięsa, które miały zapewnić bezpieczeństwo pracom na stanowisku. Właściwie mógłby poprosić któregoś z braci, by stanowili ochronę. Jednak to miało być tylko jego odkrycie. Cała chwała miała przypaść jemu. Mówił się zatem zadowolić tym co ma.
- No to... Witamy - zaczął, przyciągając tymi słowami uwagę mężczyzn.
- Tak, tak. Witamy - powtórzył Anderson. - Skromnie tu u nas, ale na pewno znajdziecie dla siebie jakieś miejsce. Jestem profesor Anderson a to... - wskazał na Elsę i Lancelota - ...doktor Elsa Schneider i doktor Lancelot Knight. Doktorze Knight, proszę pokazać naszym nowym towarzyszom miejsca, w których będą spali. Przydałoby się też ich oprowadzić...
Knight zmarszczył lekko brwi. Oczywiście najgorsza robota musiała przypaść jemu.
- No to już formalności załatwione. - westchnęła Elsa, odwróciła się i wróciła do namiotu. Lancelot został sam z obcymi. Archeolog zerknął na trzymany w ręce plecak. Wyraźnie czuł ciężar jego zawartości. W ciężarówce powinna być opieczętowana skrzynia, o którą poprosił i której zawartość była dużo lepsza niż to co posiadał obecnie.
- Tędy. - powiedział tylko, kierując się w stronę jednego z namiotów. Wszystkie namioty były takie same. Składały się z dwóch łóżek, przejścia między nimi i niedużego miejsca, w którym trzymano torby i ubrania.
- Te dwa namioty są wasze. Musicie się jakoś podzielić. - powiedział, wchodząc do jednego z nich. Luksusów tu nie było, ale moskitiery były całe i dobrze zabezpieczały przed robalami. Gdy wyszyscy mężczyźni weszli do środa, Lancelot wydobył butelkę z plecaka i usiadł na jednym z łóżek.
- Szklaneczek i lodu nie ma. - wyjaśnił, odkręcając butelkę whisky. - Ale początek współpracy trzeba by opić, by dobrze się układało.
Wyciągnął butelkę w stronę pierwszego z mężczyzn.