1 stycznia 2010

[KP] extraterrestrial


[ . . . ]   a   c h i l d   o f   t h e   c o s m o s ,   a   r u l e r   o f   t h e   s k i e s





Nigdy nie miał imienia, bo gdy kanał telepatyczny, spuścizna miliardów lat ewolucji, jest wszystkim, czego potrzebujesz, by porozumieć się z każdym żyjącym stworzeniem, imię jest ci równie zbędne, co skrzela żyrafie. Nigdy nie miał wieku, bo życie spędzane na podróży międzygwiezdnej niweluje każdą konieczność i zdecydowaną większość możliwości wyliczenia, ile obrotów rodzimej planety minęło już, odkąd wyniesiono go ze sterylnego pomieszczenia pielęgniarskiego i oddano przydzielonym wcześniej opiekunom. Płci także nie miał nigdy przedtem; podświadoma potrzeba określania się jako samiec bądź samica, narzucana przez społeczeństwo, jest dla niego tylko kolejną dziwną, nie do końca zrozumiałą kwestią odróżniającą rasę ludzką od jego własnej. Ludzkie ciało jest dla niego zbyt ciężkie, zbyt ciasne i zbyt sztywne, a jego potrzeby zbyt męczące, by mógł szybko do nich przywyknąć, i zdarza się, że gdzieś głęboko pod tą dziwną, gorącą, trzepoczącą miarowo kulą mięśni w jego piersi rodzi się coś na kształt ucisku. Bywa, że zatacza się lekko w prawo, a sekunda dezorientacji łamie prawa fizyki i rozciąga się w pełne trzynaście godzin paniki i okropnego uczucia zamknięcia w formie zbyt małej, pijącej boleśnie na krawędziach. Czasem ma zbyt mokre oczy i jakąś taką dziwną suchość w ustach, i stopy obdarzone piątym, małym, wiecznie narażonym na obrażenia i w gruncie rzeczy wcale niepotrzebnym do zachowania równowagi palcem, a niebieskowłosa istota usadowiona wygodnie obok wydaje z siebie serię dźwięków, które chyba powinny coś dla niego znaczyć, ale tak naprawdę nie znaczą nic. Sam nie wie czemu ma w takich chwilach ochotę nabrać powietrza w płuca i wypuścić je głośno. Telepatycznie wszystko jest prostsze.


7 komentarzy:

  1. Daniel czekał na umówionym miejscu, a właściwie umówionych współrzędnych geograficznych. Trochę nieobecnie zauważył, że wywieźli go gdzieś na obrzeża Kalifornii, gdzie w zasięgu wzroku był jedynie asfalt, sucha trawa i wciąż wpadający mu do oczu i zgrzytający pomiędzy zębami piasek. Towarzyszył mu, jak zwykle znudzony, Eric, jego wyznaczony przez rząd opiekun, który przez ostatnie kilka tygodni z największym zapamiętaniem prał mu mózg formułkami o poświęcaniu się dla dobra ogółu i zdawaniu szczegółowych raportów z misji. Wytrzymał z tym facetem tylko dlatego, że miał naprawdę nieocenioną wiedzę o podróżach kosmicznych. Danny bał się zapytać, skąd on to wszystko właściwie wie i dlaczego nie poleci zamiast niego, skoro jest takim ekspertem.
    Bo tak na dobrą sprawę, to właściwie to nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Wybierał się w kosmos, ale nie był astronautą, miał reprezentować całą ludzkość, ale nigdy nie podjął się nawet funkcji przewodniczącego na studiach, uważając ją za zbyt odpowiedzialną. Miał dogadać się z kosmitami, ale nie potrafił porozumieć się nawet z tym jednym uczniem z wymiany, który słabo mówił po angielsku. Tak. Tak, totalnie miał do tego wszystkiego odpowiednie kompetencje.
    Nie potrafił opanować nagłego ataku zwątpienia i ściskającej go w gardle paniki. Co, jeśli już nigdy nie wróci na Ziemię? Albo gorzej, wpadną w jakiś kosmiczny wir czy inne nie wiadomo co i wróci za ziemskie tysiąc lat? Co, jeśli ci pokojowo nastawieni kosmici wcale tacy nie są? Cóż, w takim wypadku stracenie akurat jego nie będzie zbyt dotkliwe dla świata, prawda?
    Rozmyślał nad tym i właśnie wtedy je zobaczył. UFO. Tak. Tak, UFO, zobaczył UFO. Na początku było tylko małą, lśniącą kropką gdzieś na niebie, ale ta kropka z sekundy na sekundę stawała się coraz większa i większa, aż w końcu podmuch powietrza, który towarzyszył jej podchodzeniu do lądowania prawie go przewrócił. Rozwiany piasek jeszcze agresywniej zaatakował jego oczy, ale i tak był w stanie stwierdzić, że statek kosmiczny wyglądał jak nic, co o tej pory widział. Przypominał trochę wielki, jasnoszary samolot, ze sporymi oknami i rozłożystymi skrzydłami, chociaż coś było z nim nie tak, coś dziwnie niepokojącego i zdecydowanie zbyt nowoczesnego. Jak to, z jaką łatwością i lekkością lądował albo jak zdawał się praktycznie nie wydawać żadnych dźwięków.
    Jedne z drzwi statku otworzyły się powoli, ukazując płynnie wysuwające się, idealnie białe schody. Nikt nie wyszedł na zewnątrz, żeby się przywitać. W okolicy panowała kompletna cisza. Daniel nie wiedział, co robić. Zerknął na Erica pytającą, ale ten jednie ze zniecierpliwieniem kiwnął głową w kierunku wejścia. Kurwa, kurwa, zwariowałem, oszalałem, kurwa, przelatywało Denny’emu przez myśl raczej mało elokwentnie, ale siłą stłumił w sobie nagłą chęć odwrócenia się i ucieczki gdzie pieprz rośnie. Zabrał swój napakowany po brzegi plecak, jedyny bagaż, jaki ośmielił się wziąć na tę wycieczkę (walizka wyglądałaby dziwnie, prawda? A może wcale nie powinien był się pakować?) i ruszył w stronę statku.
    A niech się dzieje, co chce. Podjął mocne postanowienie przyjęcia wszystkiego z wysoko uniesioną głową, nie wykazując żadnego zawahania. Wszystkiego, cokolwiek czekało go na pokładzie, jakkolwiek oni właściwie wyglądali…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszyna jakimś cudem dokładnie wiedziała, kiedy Daniel pokonał ostatni stopień, bo schody schowały się płynnie, a wejście zasunęło zaraz za nimi. Przyglądał się temu, a potem odwrócił się przodem do jasnego, przestronnego wnętrza statku, chcąc się rozejrzeć i znaleźć gospodarzy zanim wystartują, ale gdy tylko się obejrzał, jego wzrok padł na stojącego naprzeciwko niego chłopaka. No właśnie, chłopaka. Był… nie, wyglądał zupełnie jak człowiek, do tego nawet gdzieś mniej więcej w jego wieku. Nie miał żadnego dodatkowego oka ani kończyny, nie był zielony ani niebieski i… właściwie to był całkiem przystojny. Zdradzały go chyba tylko te naprawdę dziwacznie dobrane, za duże ubrania (dobrze, że przynajmniej wiedział o istnieniu ubrań) i to coś w jego spojrzeniu, czego nie dało się opisać inaczej jak tylko nie z tego świata. Tak. Gdyby Daniel spotkał go kiedyś przypadkowo, pewnie zafascynowałby go właśnie ten jego błysk w oku….
      Potrząsnął głową, odrzucając od siebie podobne myśli. Cholera, skup się, Danny! Skoro koleś musiał maskować się ludzką skórą, jak wyglądał w swojej naturalnej postaci? Czy ubrał na siebie człowieka, żeby go nie przestraszyć? Czemu Daniel, na miłość boską i wszystko, co święte, przed chwilą rozmyślał na jego oczach?
      – O hej. Dzień dobry. Nazywam się Daniel Sevenson – powiedział w końcu, przerywając ciszę i odruchowo wyciągnął dłoń w jego stronę. Chłopak spojrzał na niego jakby w zaskoczeniu. Nie rozumiał angielskiego? Podawania ręki? Jedno i drugie? Daniela stres zaczynał już zjadać od środka. Zaśmiał się nerwowo. – Och, to… taki ziemski zwyczaj, wiesz, ludzie potrząsają sobie dłońmi na powitanie, a jak widzą się po raz pierwszy, to mówią jak się nazywają… ale ty oczywiście nie musisz… rozumiesz mnie? – zapytał z pewnego rodzaju zmartwieniem, opuszczając niezręcznie wiszącą w powietrzu rękę, bo to rzeczywiście stanowiłoby pewien problem. Zakładał, że to kosmici będą mieli jakieś zaawansowane technologie lub niezwykłe mózgi zdolne rozszyfrować jego nieskomplikowaną, ludzką mowę.

      Usuń
  2. Daniel prawie zszedł na zawał dosłownie minuty po postawieniu stopy na pokładzie statku kosmicznego, tak, zanim w ogóle wystartowali. A to wszystko dlatego, że kosmita nie tylko zdawał się w ogóle nie rozumieć koncepcji rozmowy. Nie, chłopak przyjrzał mu się uważnie, po czym jakimś cudem telepatycznie przekazał mu ciąg myśli o kwaterach i czymś, czego Danny nawet nie wyłapał, zbyt zajęty panikowaniem z powodu jego całego umysłu potencjalnie wystawionego jak na talerzu dla obcych form życia. Czy to tak u nich działało? Czy to znaczyło, że kosmita dosłownie czytał mu w myślach? Czy rozumiał je po angielsku, czy jakimś cudem tłumaczył je na swój własny język, czy może czytał tylko jego emocje? I jakim cudem on właśnie zrozumiał, że chodziło o kwatery? Co tu się działo?!
    – Czytacie w myślach?! – wyrwało mu się zupełnie odruchowo i zapewne całkowicie niepotrzebnie. Nie otrzymał żadnej słownej odpowiedzi i chociaż wcale się jej nie spodziewał, wciąż był trochę zawiedziony. Westchnął głęboko, przetwarzając wszystko, czego właśnie się dowiedział.
    Słyszysz, co teraz myślę? I rozumiesz? Czy wy… nie rozmawiacie? Nigdy? Wow, pomyślał, czując się co najmniej idiotycznie, ale nie potrafił znaleźć innego sposobu na chociażby próbę dopasowania się do tego sposobu komunikacji. Czy jego myśli mogły zostać w jakiś zrozumiały sposób przekazane nawet jeśli sam nie był telepatą? Trudno mu było w to uwierzyć, co mogło wydawać się zabawne, szczególnie biorąc pod uwagę, że stosunkowo niedawno dowiedział się, że kosmici naprawdę istnieją i trochę telepatii nie powinno go dziwić… a jednak uderzyło go, jak bardzo się różnili i jak problematyczne mogło okazać się całe to gromadzenie informacji, jakiego oczekiwali od niego przełożeni oraz filtrowanie tego, co sam będzie zdradzał o całej rasie ludzkiej. Naprawdę się do tego nie nadawał. Ale teraz było już za późno, stał na pokładzie cholernego UFO, wszyscy na niego liczyli, a pewien kosmita przyglądał mu się z czymś, co można było chyba opisać jako zainteresowanie. Albo pobłażanie, ale Daniel wolał tę pierwszą opcję.
    – W porządku, to em… tak, oprowadź mnie. Jak powinienem na ciebie mówić? Masz… imię? Tytuł? – zapytał, chociaż był prawie pewny, że nie zostanie zrozumiany. Tak dla pewności, jakkolwiek głupio się z tym czuł, powtórzył to wszystko w myślach. Ale nie potrafił się powstrzymać przed mówieniem, słowa same cisnęły mu się na usta, zawsze za dużo gadał, kiedy się stresował i to nie był żaden wyjątek.
    Nieco nerwowo przestąpił z nogi na nogę, zaczesując do tyłu opadające mu na czoło włosy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a serce podeszło mu do gardła, kiedy poczuł delikatne szarpnięcie i doszło do niego, że chyba właśnie wystartowali. A więc to już. Zostawiał Ziemię za sobą na nie miał pojęcia ile, leciał nie wiadomo gdzie i tak naprawdę nie wiadomo po co. Ale to zdecydowanie nie był odpowiedni moment na kwestionowanie całej tej wyprawy.
    – Nie wiesz, że ludzie rozmawiają, ale ktoś powiedział ci o ubraniach – zauważył z uśmiechem, po namyśle stwierdzając, że mógł być to tylko jakiś inny kosmita niemający z ludźmi nic wspólnego albo ktoś, kto ma dokładnie zero jakiekolwiek gustu. Tak, wciąż był przerażony, tak trochę, ale nie była to żadna przeszkoda dla jego wątpliwego poczucia humoru.
    Próbował kontrolować swoje myśli, recytować alfabet czy coś, ale nie potrafił, za dużo się działo. Po raz trzeci w ciągu jakichś kilku minut upomniał się, że niepotrzebnie się odzywa, ale co innego mógł zrobić? Nikt nie powiedział mu, że będzie zmuszony siedzieć cicho przez całe tygodnie, miesiące, może i lata spędzone w kosmosie. Gdyby wiedział, to by się jakoś przygotował. Cóż, być może nikt nawet nie wiedział, że tak będzie. Z drugiej strony, sprawa mogła nie być jeszcze stracona. Wyglądało na to, że kosmici są zdecydowanie na wyższym poziomie intelektualnym od ludzi, było więc prawdopodobne, że szybko złapaliby koncept mowy, prawda? Angielski też nie był nawet najtrudniejszym językiem, jaki mógł im się trafić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Daniel z zainteresowaniem słuchał wszystkiego, co kosmita miał mu do powiedzenia. Albo raczej do przekazania telepatycznie, do wlania informacji prosto do jego umysłu, tak, to byłoby chyba najtrafniejsze określenie. Porozumiewanie się w taki sposób wciąż było dla Danny’ego nieznajome i wydawało się dziwnie bezosobowe nawet pomimo sporego poziomu intymności, jaki niosło za sobą zaglądanie do czyichś myśli. Społeczeństwo, w którym nikt nie ma nawet imienia przypominało mu tylko o tych filmach i książkach sci-fi opowiadających o dalekiej przyszłości, w której wszyscy ludzie wyglądają tak samo, a zamiast imion przedstawiają się numerkami. Nie podobało mu się to, choć oczywiście wiedział, że sprawa z rasą chłopaka, który go oprowadzał wyglądała całkiem inaczej.
    – Wiem, że dla ciebie to nic nie znaczy… – zaczął, wciąż rozglądając się po statku, wciąż pod wrażeniem tego, że nawet nie czuł, że już dawno wystartowali. Znów niepotrzebnie się odzywał, ale nie był w stanie tak po prostu porzucić tego przyzwyczajenia, nie tak od razu. – Ale to trochę dziwne, kiedy nie wiem, jak się do ciebie zwracać. Powinieneś mieć imię. W sumie wyglądasz… wyglądasz mi na Kevina. Mogę ci mówić Kevin? – zapytał, spoglądając na niego z uśmiechem, chociaż zgadywał, że wszystko, co chciał przekazać i tak zostało wyciągnięte z jego myśli, a nie ust.
    W porządku, być może imiona to był tylko ziemski niezbyt ważny wymysł, ale przecież nie mógł po prostu myśleć o nim jako o Tym Kosmicie przez cały swój pobyt na statku i innych planetach i sam nie wiedział, gdzie jeszcze. Z drugiej strony, jeśli nadawanie imion nie wchodziło w grę, będzie musiał poradzić sobie jakoś inaczej.
    Byli już przed kwaterami Daniela, kiedy chłopak wyraził chęć nauczenia się jego języka i Danny nie potrafił opanować wpływającego mu na usta uśmiechu, gdy tylko to usłyszał. Albo raczej odebrał? Nieważne, tak czy inaczej nagle stał się świadomy, że jest przynajmniej jedna umiejętność, którą on posiada, a chłopak nie… nawet jeśli była to umiejętność zupełnie niepotrzebna.
    – Jasne, chcesz wejść teraz? Dotrzymasz mi towarzystwa? ¬– zapytał, odruchowo szukając klamki, ale wystarczyło nacisnąć przycisk, żeby drzwi po prostu płynnie się rozsunęły, ukazując schludne, przestronne wnętrze. Daniel westchnął głęboko, z ciekawością zaglądając do środka. Ziemskie technologie wydawały się tutaj naprawdę prymitywne. Nie, żeby ludzie nie słyszeli o drzwiach otwieranych guzikami, po prostu… zdecydowanie nie był to standard. No i nie zdziwiłby się nawet gdyby okazało się, że drzwi były inteligentne i działały na jego odciski palców, energię czy cokolwiek w tym guście.
    W każdym razie, Daniel chyba właśnie po to tu był, aby podzielić się swoimi doświadczeniami, aby opowiedzieć trochę o ludziach i Ziemi i być może byłoby to łatwiejsze, gdyby nauczył się kontrolować swój umysł, a jego przewodnik podłapał parę przydatnych słów, choćby tylko jako ziemską ciekawostkę, którą będzie mógł przekazać swoim znajomym. Bo miał znajomych, prawda? Inne rasy wiedziały, co to znajomi? Cóż, na tym etapie naprawdę nie mógł być pewny niczego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na tym etapie swojej kosmicznej przygody Daniel już powinien spodziewać się naprawdę wszystkiego, ale kiedy razem z Kevinem (który nie zaprotestował przeciw używaniu tego imienia, więc miał zamiar się go trzymać) weszli do jego kwater i fragment przeciwległej ściany oderwał się od reszty pokoju i zaczął formować coś w rodzaju kanapy, Dannyze zdziwienia aż otworzył usta i aż przetarł oczy, żeby upewnić się, że dobrze widzi.
    – Wow – westchnął tylko, przyglądając się chłopakowi siedzącemu na kanapie zupełnie jakby nic niezwykłego wcale nie miało miejsca. No bo dla niego pewnie nie miało, to tylko Danny był pod wrażeniem dosłownie wszystkiego, czego się dowiadywał. Możliwość tworzenia mebli praktycznie z niczego, i to tylko za pomocą umysłu należało przecież do jakichś dzikich futurystycznych fantazji radem z filmu sci-fi, albo do świata Harry’ego Pottera, nie do rzeczywistości. A jednak.
    Teraz po prostu musiał sprawdzić, czy jego słaby umysł również jest w stanie zmieniać cholerną rzeczywistość. Skupił się więc na zwyczajnej, szarawej kanapie, którą przed chwilą umieścił tam Kevin i przymknął oczy, starając się myśleć tylko i wyłącznie o tym, żeby… kilka długich sekund później kanapa była cała pastelowo różowa i pluszowa, zupełnie jak ta jedna kanapa, którą widział kiedyś w sklepie i której zakupu po prostu nie potrafił nijak usprawiedliwić. Daniel uśmiechnął się szeroko, a ten uśmiech jedynie się poszerzył, kiedy zauważył, że jego gość wygląda na trochę zdezorientowanego. Wiedział, że to technologia, a nie żadne czary, ale wciąż czuł się jakby właśnie coś wyczarował.
    Zadowolony z siebie, dołączył do Kevina na kanapie, zatapiając się w różowych, mięciutkich poduszkach i z dumą stwierdził, że jest dokładnie tak wygodna, jak to sobie wyobrażał.
    – Och, ja… obawiam się, że to raczej nie jest wyposażenie każdego przeciętnego ziemskiego domu. Trafiłeś na Ziemianina z naprawdę tandetnym gustem, to wszystko – spróbował wyjaśnić, tak na wypadek, gdyby miało to być w jakiś sposób ważne.
    Spojrzał na Kevina i lekko przechylił głowę w bok, nagle zastanawiając się, jak właściwie udało mu się zapewnić sobie tak prawdziwie ludzki wygląd. Bo czysto powierzchownie, nic go nie zdradzało. Był… naprawdę przystojny, ale równocześnie wcale nie niepokojąco idealny i gdyby Danny spotkał go kiedyś na uczelni i gdyby obaj mieli akurat wolny wieczór… nie, stop. Prawie zapomniał, że nie miał już swoich myśli na własność. Z drugiej strony, wątpił, żeby kosmici rozumieli koncepcję atrakcyjności. Uważali pewnie, że ludzie wyglądają dziwacznie. Daniel nie wiedział, czy w ogóle jest gotowy na rozważenie, jak Kevin może wyglądać w swojej oryginalnej formie, bo wierzył, że takową miał.
    – Z ziemskiego punktu widzenia… to wszystko jest naprawdę niesamowite, wiesz? Cudowne, gdybym tego nie widział, to bym nie uwierzył – powiedział, bo wciąż miał wrażenie, że w każdej chwili może obudzić się w swoim własnym łóżku, bo to wszystko było tylko długim, dziwacznym snem. – Jeszcze coś. Powiedz, ilu ludzi… um, kosmitów… pasażerów jest na tym statku? – dodał po chwili, marszcząc brwi, bo nie sądził, aby to, że są tu tylko we dwoje było szczególnie przekonującą możliwością. Statek był wielki, potrzebował chyba kapitana? Pracowników? Wątpił też, żeby przejmowali się oni wejściem w ludzką skórę jak zrobił to Kevin, więc jego ciekawość tym bardziej rosła.

    OdpowiedzUsuń
  5. W normalnych okolicznościach Daniel poczułby się urażony, gdyby ktoś nazwał go ograniczonym, ale w tym wypadku najzwyczajniej w świecie musiał po prostu zgodzić się z tym stwierdzeniem. W porównaniu z Kevinem i pewnie z całą resztą załogi statku, Danny był tylko niezbyt rozwiniętym Ziemianinem, którego fascynowały sprawy dla nich z pewnością zupełnie oczywiste. Jak na przykład to, że jego rozmówca (o ile to, jak się komunikowali można było wciąż nazwać rozmową) zdawał się już podłapywać angielski w stopniu, którego opanowanie zwykle zajmowało ludziom… Tygodnie? Miesiące? Może lata, w zależności od poziomu ich oporności na wiedzę.
    Daniel spojrzał na Kevina z podziwem i pomyślał, że może i on nie miałby nic przeciwko zostawieniu swojego ludzkiego ciała za sobą, jeśli miałoby mu to pomóc w innych dziedzinach życia, takich jak rozwój intelektualny. I tak, rozumiał, że to i tak nigdy nie miałoby miejsca, że to tak nie działa, nie bez mileniów ewolucji i tak dalej, ale mógł przecież pomarzyć, prawda?
    Jeszcze bardziej zainteresowało go to, co Kevin przekazał mu potem, to o inteligentnym statku i obecnych na nim badaczach i laboratoriach. Danny karcił się za to w myślach, ale po raz kolejny nie mógł powstrzymać się przez zauważeniem, jak bardzo sci-fi to wszystko brzmiało. Gdyby tylko był lepszym pisarzem, malarzem, albo jakiegokolwiek innego rodzaju artystą, to na pewno chciałby to jakoś kreatywnie uwiecznić, ale jako że takie rzeczy nie należało do jego mocnych stron, mógł tylko postarać się jak najwięcej zapamiętać. Co zresztą i chyba tak powinien robić, bo ludzie z NASA podobno mieli się z nim co jakiś czas kontaktować, a on miał przekazywać im informacje. Naprawdę wciąż nie do końca dochodziło do niego, w co właściwie się wplątał.
    – Naprawdę? Możesz pokazać mi statek? Laboratoria? Tak, pewnie, że chcę – powiedział od razu z uśmiechem, kiwając głową. Oczy musiały błyszczeć mu z ekscytacji i brzmiał chyba trochę jak sześciolatek, który właśnie dowiedział się, że rodzice zabierają go do Disneylandu, ale nie potrafił tego powstrzymać, w końcu kogo takie kosmiczne technologie by nie podniecały, gdyby miał je dosłownie na wyciągnięcie ręki? Nie potrafił sobie nawet w pełni wyobrazić, jak to wszystko musi wyglądać, skoro kosmici są w stanie dosłownie tworzyć coś z niczego. To znaczy, teraz on też mógł to robić, ale tylko dzięki ich technologii.
    – A oni… oni wiedzą, że tu jestem, co? Wiesz, nie chciałbym nikogo przestraszyć swoją ludzką formą – powiedział z rozbawieniem i dopiero po czasie dotarło do niego, że Kevin może nie do końca załapać ten żart. Albo jakikolwiek inny żart. Czy kosmici mieli poczucie humoru, czy może byli ponad to? Jeśli byli ponad to, to co robili dla rozrywki? Mieli w ogóle jakieś rozrywki? Potencjalne pytania zdawały się piętrzyć i, piętrzyć i nigdy się nie kończyć, ale Danny wiedział, że jeszcze będzie miał okazję je zadać. Nie wybierał się w końcu do domu w najbliższej przyszłości, miał czas. – Och, tylko żartowałem. Wiem, że nie jestem zbyt straszny – dodał mimo wszystko, tak na wszelki wypadek. Chociaż z drugiej strony, kto wie, co mieszkańcy innych planet uznaliby za przerażające albo dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Daniel naprawdę nie był pewny, czy powinien czuć się urażony, czy też skomplementowany tym, w jaki sposób Kevin go opisał. Nie straszny, dziwny, delikatny, mały i głośny? Cóż, musiał przyznać, że nie mógł się z tym nie zgodzić, bo w rzeczy samej, dla wszystkich obecnych na statku to on był kosmitą, był dziwny i kruchy i do tego pewnie zdecydowanie za dużo gadał. Zdążył już zauważyć, że Kevin i z pewnością również cała reszta jego gatunku preferowała ciszę, a jemu wciąż trudno było się do tego przyzwyczaić.
    Nie miał jednak wiele czasu, żeby się tym przejmować, bo razem przeszli przez długi, szeroki korytarz, który doprowadził ich do pomieszczenia, które musiało być jednym z wielu laboratoriów na statku. Wszystko wyglądało bardzo sterylnie; było czyste, błyszczące, pełne gładkich, jasnych blatów i półek zastawionych całym asortymentem pojemników pełnych bliżej niezidentyfikowanych substancji. Oczywiście, że był ciekawy, co dokładnie się w nich znajdowało, ale z drugiej strony nie był pewny, czy w ogóle zrozumiałby odpowiedź, nawet gdyby ją otrzymał.
    Musiał porządnie ugryźć się w język, żeby głośno nie skomentować niczego, co widział, szczególnie, kiedy uświadomił sobie, że przez skupianie się na wystroju wnętrz, nie od razu zarejestrował pięciu… badaczy? Naukowców? Cóż, pięciu dziwacznych, wysokich jak cholera kosmitów, tak mógł to najlepiej ująć. Wszyscy wyglądali tak samo, przynajmniej dla niego. Byli znacznie wyżsi od niego, mieli nienaturalnie (jak na ziemskie standardy) długie kończyny, byli… nie do końca przeźroczyści, bo ich skóra miała lekko mleczne zabarwienie, które Danny, z braku lepszych opcji, chętnie przyrównałby do tych sporych meduz, które widział jako dziecko, kiedy rodzice zabrali go do oceanarium. Ach, no i, co było według niego najbardziej niepokojące, nie mieli ust. Telepatyczne porozumiewanie się nabrało nagle jeszcze większego sensu i tak, wiedział, że każdy, kto chciał, mógł pewnie w tej chwili wysłuchać wszystkich jego myśli, ale wątpił, że taki ziemianin jak on był jakoś szczególnie interesujący dla tych naukowców, w końcu żaden z nich nawet nie podniósł na niego wzroku. Być może powinien być przerażony, bo właśnie znajdował się w obecności prawdziwych obcych we własnej osobie, ale przecież właśnie na to się przygotowywał, a kosmici… w pewien sposób mu się podobali. Byli inni. Fascynujący. To pewnie właśnie tak Kevin wyglądał pod swoją ludzką warstwą.
    Za pozwoleniem, Daniel rozejrzał się trochę po pomieszczeniu. Niczego nie dotykał, nawet nie podchodził zbyt blisko do żadnego z pojemników z dziwną zawartością, ale teraz, gdy widział je trochę dokładniej, i tak z zafascynowaniem starał się ustalić, co mogło być w środku. Czy to mogły być jakieś… próbki? Pobrane od, na przykład, innych form życia, takich jak Danny? Cóż, jeśli tak, to pewnie niedługo się dowie. Z jakiegoś powodu wizja Kevina proszącego go poważnie, żeby napluł do kubeczka niezmiernie go bawiła. NASA naprawdę wybrało do tej misji zupełnie nieodpowiednią osobę.
    Otworzył usta i już miał coś powiedzieć, kiedy dotarło do niego, że nie powinien, więc natychmiast je zamknął i powoli wrócił do drzwi, przy których czekał na niego jego ulubiony kosmita-przewodnik. Dziękuję, to bardzo interesujące, pomyślał wyraźnie i uśmiechnął się do Kevina. Możemy iść dalej. Albo wracać. Jestem trochę zmęczony. Wiesz, skoro ty teraz też z zewnątrz jesteś człowiekiem, to zgaduję, że będziesz musiał się przyzwyczaić do spania i w ogóle… może też ci się na coś przydam.
    Daniel zdał sobie sprawę, że nawet kiedy teoretycznie nie mówi, nie potrafi przestać paplać. Cóż, taki chyba był już jego urok. Czy coś.

    OdpowiedzUsuń