14 października 2010

[KP] Nope!

Max Weigl
lat 23 | piłkarz | Bayern Monachium | napastnik

Jak każdy szanujący się piłkarz ma konto na fejsie, snapie, insta i twitterze. Dba o swój pijar wywołując od czasu do czasu jakieś skandale, albo popisując się swoimi umiejętnościami na boisku. Czasem pokłóci się z trenerem, ale to w ostateczności. Relacje z kolegami z drużyny określa jako "dobre". O swojej rodzinie kiedyś się wypowiadał, przebąknął tylko o tym, że pochodzi z bogatej rodziny i właściwie to niczego mu nie brakowało.
Miał już czterech menadżerów. Żaden nie wytrzymał z nim więcej niż cztery miesiące. Nie przepada za dziennikarzami, którzy usilnie usiłują obdzierać ludzi z prywatności, dlatego podczas różnych wywiadów jest arogancki, wredny i niemalże ucina rozmowy w zarodku. Z rzadka prowokuje do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań. Po kilku wypowiedziach, już nie pozwalają mu się wypowiadać, tak na wszelki wypadek.
Trenował od dziecka. Zawsze mierzył wysoko, dzięki temu jest tutaj, w tym właśnie miejscu. Nie żałuje żadnego nawet i najmniejszego wyrzeczenia. Trud i wysiłek się opłacił, teraz przed nim tylko droga na szczyt, bo przecież na to zasługuje, nieprawdaż? Co z tego, że nie jest najlepszy? Jeszcze nie jest najlepszy.

wątek z twórcze słowo

7 komentarzy:

  1. Niektórym kobietom wydaje się, że to tak łatwo odnaleźć się w męskim świecie. Praca wśród otaczających cię wysportowanych przystojniaków? Przecież to czysta przyjemność! Ann już niejednokrotnie spotkała się z opinią, że ma ogromne szczęście, pracując na co dzień niemal wyłącznie z płcią przeciwną. W praktyce wyglądało to trochę inaczej. Jakby na to nie patrzeć, od zawsze była inaczej traktowana tylko dlatego, że urodziła się kobietą. Niekoniecznie musiało być to gorsze traktowanie, ale zawsze inne. Większość osób wychodziło z założenia, że praca z męskimi sportowcami to nie jest właściwy zawód dla płci piękniejszej. Mało kto mówił wprost, że sobie po prostu nie poradzi, ale coś takiego dało się wyczuć. Pewnie dlatego tak wiele damskich menadżerek rezygnowało po pierwszym roku. Obecnie ostało się ich niewiele.
    Ann również przeżyła bolesne załamanie na samym początku pracy. Z pierwszymi dwoma podopiecznymi kompletnie sobie nie poradziła. Do obu podeszła w zły sposób – teraz o tym wiedziała. Z jednym próbowała się zaprzyjaźnić i odnaleźć wspólną nić, dzięki której łatwiej by się im pracowało, jednak okazało się, że została odebrana jako łatwa partia do łóżka. Drugiego potraktowała już zupełnie inaczej. Z dystansem, starając się zachować chłód i pokazać dzielącą ich hierarchię. I po raz kolejny sama strzeliła sobie w kolano. Została wyśmiana i zignorowana. Miała ochotę wszystko rzucić w cholerę, ale to zdecydowanie nie pasowało do jej zawziętego charakteru. Miałaby się poddać? I dać satysfakcję tym wszystkim mężczyznom dookoła, którzy właśnie mówili, że odejdzie przed rokiem? Niedoczekanie. Z każdym człowiekiem można się porozumieć. Nawet, jeśli jest zadufanym w sobie, rozpieszczonym bachorem, któremu lokaj powinien wiązać sznurówki. Ann wiedziała, że to ona popełniła błąd. Nie sprawdziła wcześniej swoich podopiecznych. Nic nie wiedziała o ich podejściu do koszykówki, o ich rodzinie i, przed wszystkim, o ich charakterze. Po raz trzeci nie popełniła już tego samego błędu.
    Kiedy Jared, poprzedni zawodnik, którym się zajmowała, dostał się do Borussii Dortmund, prezes uznał, że może przejąć go inny menadżer. Jared był w pełni ukształtowanym zawodnikiem i mógł zająć się nim ktoś mniej doświadczony, ponieważ nie sprawiał większych problemów. Do tej pory musiała trzy razy oddać swojego podopiecznego komuś innemu i zawsze było to trudne przeżycie. Nie tylko dlatego, że się do nich przywiązywała i po jakimś czasie spokojnie mogła uznać ich za swoich przyjaciół. Bardziej denerwował ją fakt, że teraz ktoś inny będzie sprawował pieczę nad jej solidnie ukształtowanym sportowcem, którego powolutku rzeźbiła przez kilka lat. Za każdym razem odbierała to jako ugodzenie w dumę. To niesprawiedliwe, że teraz miała się od nowa męczyć z jakimś dzieciakiem.
    Teraz czekała ją praca z nowym piłkarzem. Z nowym człowiekiem. Kolejne wyzwanie, do którego pieczołowicie się przygotowała. Zapoznała się ze wszystkimi informacjami, do jakich mogła dotrzeć. Przede wszystkim wypytała o szczegóły jego poprzedniego menadżera, który został zwolniony, dzięki czemu miała wstępny zarys charakteru Maxa.

    Prezes umówił ich na piątkowy wieczór, już po treningu Weigli z drużyną. Zazwyczaj brał udział w pierwszym spotkaniu piłkarza z jego nowym menadżerem, jednak tym razem coś mu wypadło i Ann musiała przyjechać sama. Co prawda prezes zaproponował jej przełożenie wizyty na jakiś inny termin, jednak Ann nie planowała stchórzyć. Czy to takie straszne, że mają się spotkać sami? Im szybciej przywykną, tym lepiej.
    Zawsze miała problem z odpowiednim strojem. Nie chciała wyglądać zbyt wyzywająco, nie było jej to potrzebne do szczęścia, ale wcale nie planowała tuszować swojej kobiecej strony, by bardziej dopasować się do mężczyzn. Zazwyczaj nosiła obcisłe spodnie, elegancką koszulę i buty na obcasie. Tym razem zdecydowała się na podobny zestaw.
    Wzięła głęboki oddech i nacisnęła dzwonek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewała się ciepłego przyjęcia. Właściwie to myślała, że Max potraktuje ją znacznie gorzej – można nawet powiedzieć, że trochę ją rozczarował tak uprzejmym przywitaniem. Z relacji poprzednich menadżerów wywnioskowała, że tym razem będzie miała do czynienia z naprawdę trudnym przypadkiem. Prawdopodobnie tylko się maskował. Nie miała zamiaru nabrać się na jego prawie-miły uśmiech. I pomyśleć, że wyglądał jak facet, a nie dwudziestotrzyletni nadpobudliwy dzieciak, który nie umie wytrzymać dnia bez siłowni.
    Dobrze wiedziała, że mieszka w drogim apartamencie, jednak nie sądziła, że będzie aż tak ekskluzywny. Nawet Jared, chociaż obecnie był gwiazdą piłki nożnej i miesięcznie zarabiał ogromne sumy, nie mieszkał w takich luksusach. Ale Jared nie był synkiem bogatych rodziców. Chociaż podejrzewała, że arogancją dorównywał Maxowi.
    Skierowała się w stronę pierwszego pokoju, prawdopodobnie salonu. Od razu zainteresował ją minimalistyczny wystrój mieszkania, który w gruncie rzeczy mówił całkiem sporo o charakterze mężczyzny. Żadnych zdjęć czy obrazów. Pusto i zimno. Tak pewnie większość osób powiedziałoby o wnętrzu. Mieliby rację, jednak Ann daleka była od krytykowania podobnego wystroju, ponieważ jej mieszkanie niewiele się różniło. Coś ich łączyło. Pewnie nie tylko to.
    Odwróciła się w kierunku Maxa i spojrzała mu prosto w oczy.
    – Jestem Anna Sanchez i, jak już z pewnością wiesz, prezes zdecydował, że zostanę twoim nowym menadżerem – rzuciła na wstępie. – Przyjęłam już do wiadomości, że nie akceptujesz mnie jako swojej menadżerki. Przykro mi, ale w tej kwestii ani ty, ani ja nie mamy zbyt wiele do powiedzenia. Musimy się dostosować. Tak to działa. Wszędzie - dodała, siadając na fotelu i wyjmując z torebki notes i długopis. – Nie wiem, czy mam ci do powiedzenia coś ciekawego. Sam ocenisz. Jeśli się mylę, to mnie popraw, ale chcesz zostać światowym piłkarzem i oglądanie meczy z trybun niekoniecznie cię satysfakcjonuje. A ostatnio tak to wyglądało, prawda? – rzuciła, nawiązując do jego ostatnich kontuzji, których nabawił się przez własną głupotę. Chcąc nie chcąc, musiał zaakceptować, że była to jego własna wina. Prezes mu to wyraźnie wytknął. Trener również. I nie mógł grać. Chyba nie mogła go spotkać gorsza kara. – Skoro uważasz, że menadżer nie jest ci do niczego potrzebny, to wyjaśnij mi, jak to się stało, że w ciągu ostatnich czterech miesięcy więcej czasu spędziłeś na ławce rezerwowych niż na boisku?

    OdpowiedzUsuń
  3. – Muszę cię zmartwić po raz kolejny. Obecnie prezes dzieli twoje słowa przez trzy, więc nie wystarczy, że się poskarżysz, że jestem taka okropna – rzuciła z lekkim rozbawieniem. To trochę tak wyglądało. Choć Max był dorosłym facetem, to zachowywał się jak dzieciak, który nie potrafi zaakceptować tego, że czasami się myli i może potrzebować pomocy drugiej osoby. Duma? Może częściowo. Przekonanie, że wszystko zrobi najlepiej? Na pewno.
    Pokiwała głową, słuchając jego odpowiedzi. Spodziewała się właśnie mniej więcej takich wymijających słów. Byłoby dużo łatwiej, gdyby na głos przyznał się, że przesadził. An wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Nie przy drugiej osobie, której nie znał i której nie ufał. Sanchez nie miała wątpliwości, że w tym momencie wzbudza niechęć u młodego sportowca, który chciałby sam o sobie decydować. W każdym aspekcie życia.
    – Jestem konkretna od samego początku. Po prostu przypadła mi niewdzięczna rola, by dokładnie palcem wskazać ci sytuacje, w których sam sobie nie poradzisz. Niezależnie od tego jak bardzo cię to denerwuje – stwierdziła i położyła na stole kilka złożonych kartek. – To wyniki twoich badań, które udowadniają, że faktycznie miałeś "gorszy okres". Nadwyrężone mięśnie czworogłowe ud, to samo w przypadku mięśni brzucha. Do tego zwichnięcie stawu skokowego i ogólne przeciążenie organizmu. Jeśli chcesz, by twój "gorszy okres" trwał dalej i zniszczył twoją karierę piłkarską, to w porządku. Mogę wyjść. Nie pomogę komuś, kto uważa, że doprowadzenie swojego ciała do wycieńczenia jest drogą, by zostać mistrzem. W tym tempie to pozostały ci jeszcze ze dwa lata gry na boisku - stwierdziła spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. Nie przebierała w słowach. Liczyła, że Max sam zrozumie, przynajmniej częściowo, że musi coś zmienić w swoim życiu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrząc na twarz Maxa, An mogła z dużą dokładnością stwierdzić, o czym myśli. Oczywiście o tym, że jej nie potrzebuje i ze wszystkim da sobie radę sam. Szkoda tylko, że nie zdawał sobie sprawy, że takie myśli mogą być destrukcyjne. Na świecie nie było osoby, która potrafiłaby sama sprostać wszystkim przeciwnościom. Max nie był wyjątkiem.
    – Czy ja dobrze słyszałam… Na stwierdzenie, że w tym tempie zostały ci tylko dwa lata gry, zareagowałeś na zasadzie: „I co z tego. Przecież mogę dużo zrobić w tym czasie” – spytała szczerze zaskoczona i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Było gorzej niż przypuszczała. Liczyła, że świadomość zakończenia kariery w najbliższej przyszłości sprawi, że Max weźmie jej słowa do serca. Że nad czymś się zastanowi. Chyba błędnie założyła, że mężczyźnie, choć zachowywał się jak chłopiec, faktycznie zależy na karierze piłkarza. – Wygląda na to, że masz rację. Lepiej będzie jak już pójdę. Nie ma potrzeby, bym próbowała coś zmienić, skoro tak naprawdę wcale ci nie zależy, by zostać profesjonalistą, prawda? - rzuciła, wstając. Położyła na stole swoją wizytówkę. – Odezwij się do mnie, kiedy zaczniesz na poważnie traktować swojego trenera, kolegów z drużyny i, przede wszystkim, samego siebie. Nie masz pięciu lat, bym musiała prowadzić cię za rączkę – dodała i ruszyła w kierunku drzwi.
    An liczyła się z tym, że prezes będzie na nią zły, że tak po prostu wyszła. Nie miała jednak zamiaru walczyć z wiatrakami. Co miała zrobić z chłopcem, któremu wydawało się, że pozjadał wszystkie rozumu? Choć z tym mogłaby sobie jeszcze poradzić. Najbardziej ukuło ją to, że Max nie widział różnicy w tym, czy będzie grał przez kolejny rok, dwa czy piętnaście lat. Naprawdę sądził, że zostanie mistrzem w ciągu dwóch lat? Był aż takim marzycielem? Dostał się do Bayernu, świetnie. Teraz jeszcze musiał coś zrobić, by wejść do pierwszego składu, ale z tym się chyba nie liczył. A kontuzja za kontuzją sprawiały, że trener coraz bardziej przyklejał go do ławki, mimo dużego talentu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez kilka dni faktycznie nie odzywała się do Maxa – nie dzwoniła, nie pisała, a już tym bardziej nie pojawiła się osobiście w jego mieszkaniu. Mężczyzna mógł pomyśleć, że zrezygnowała, jednak, z drugiej strony, nie pojawił się również prezes, informując go, że ma nowego menadżera. To było kilka dni ciszy, w trakcie których mógł podejrzewać dosłownie wszystko.
    Sanchez nie zrezygnowała z pracy. Mogła zająć się wieloma rzeczami, nie spotykając się z Maxem twarzą w twarz. Dodatkowo miała jeszcze dwóch innych podopiecznych, za których była odpowiedzialna. A właściwie teraz to nawet trzech, bo zastępowała kolegę, który miał urlop. Nie narzekała na brak pracy. W ciągu kilku dni zdążyła załatwić najpilniejsze sprawy związane z Maxem. Właśnie dlatego w końcu musiała wysłać mu e-mail.

    „Cześć,
    przesyłam ci rozpiskę ćwiczeń na każdy dzień w tygodniu. Nie, to nie są moje bazgroły – wszystko zostało ustalone z twoim trenerem. Jeśli mi nie wierzysz, to sam się spytaj. Przypominam, że jeszcze niedawno miałeś kontuzję, dlatego pamiętaj, by przestrzegać zestawów. I NIE rób WIĘCEJ powtórzeń.
    Umówiłam cię również na kontrolną wizytę do lekarza. Dr Charles Vega powiedział, że przyjmie cię w najbliższy czwartek o godzinie 12. Nie masz wtedy treningów. Jeśli jesteś rozsądny, to pójdziesz i nie ośmieszysz ani siebie, ani mnie.

    Anna Sanchez”

    Jeśli Max choć trochę interesował się piłką nożną, musiał widzieć, że dr Charles Vega to poważany lekarz specjalizujący się w pracy ze sportowcami. Nie tak łatwo było załatwić u niego wizytę. Nawet dla An nie było to takie proste, ale wykorzystała kilka kontaktów i się udało. Tak naprawdę nie była jakimś weteranem w tej pracy. Większość menadżerów była od niej starsza i miała większe doświadczenie. Sanchez ratowała się tym, że była pracoholiczką, której życie kręciło się wokół piłki nożnej. An nie miała ani męża, ani dzieci, dlatego mogła w pełni poświęcić się pracy po skończeniu studiów. Tak naprawdę jej życiem była praca. Całe dnie spędzała w otoczeniu osób z tego świata. To nie tak, że nie miała przyjaciół. Po prostu wszyscy jej znajomi byli związani z pracą, jaką wykonywała. Właśnie dlatego zamiast wyjść z przyjaciółmi na piwo i się rozluźnić, chodziła na piwo z dziennikarzami, wyszukując słabości, które mogłaby potem wykorzystać. A kontakty z prasą zdecydowanie się przydawały. Pogłębiała znajomości z innymi menadżerami i zawodnikami. Dzięki czemu, mimo trzydziestu jeden lat, naprawdę potrafiła sobie poradzić. Kosztem innych rzeczy, ale zawsze tak to wyglądało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dni mijały, a oni się właściwie do siebie nie odzywali. Anna kilka razy pojawiła się na treningu, by porozmawiać z jego trenerem, ale Max był tak zajęty ćwiczeniem, że nawet jej nie zauważył. Od trenera dowiedziała się, że kondycja Maxa zdecydowanie się poprawiła. Najwidoczniej zaczął stosować się do ich zaleceń. Choć An była ciekawa, na jak długo. Wiedziała, że prędzej czy później wróci do swoich nawyków, jeśli nie będzie kogoś, kto będzie stał mu nad głową i pilnował go na każdym kroku. By taka osoba nie była potrzebna, po prostu sam musiał zrozumieć, co robi źle. A na to się na razie nie zapowiadało.

    W trakcie którejś z rozmów z trenerem, jeden z zawodnik w drużynie rzucił, że spotykają się wieczorem w barze i byłoby miło, gdyby wpadła. Właściwie czemu nie. Miała dzisiaj wolne, więc mogła wykorzystać tę okazję, by lepiej poznać graczy z Bayern Monachium. I przy odrobinie szczęście, może nawet samego Maxa. Nie wiedziała, czy przyjdzie. Mógł po prostu zignorować zaproszenie, zostać w domu i dalej się przetrenowywać. Jakby nie wiedział, że dobre relacje z kolegami również mają wpływ na zachowanie podczas meczów.
    Zdecydowała się na czarną, obcisłą spódnicę przed kolano, w którą włożyła czerwoną koszulę na krótki rękaw. Do tego wysokie szpilki i marynarka. Elegancko, odrobinę seksownie, ale nie wyzywająco. Mniej więcej taki efekt chciała uzyskać.
    Na miejscu pojawiła się punktualnie o czasie. Przy stoliku siedziało już kilku zawodników, którzy przywitali ją z zadowolonymi uśmiechami. Anna dostrzegła również kilku graczy z innych drużyn, a także paru menadżerów. Znała tak mniej więcej połowę osób.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ewidentnie nawet los nie chciał im pomóc w próbie poprawienia wspólnych relacji. Ze względu na to, że An siedziała przy jednym końcu stołu, a Max dokładnie przy drugim, nie mieli nawet okazji, by zamienić choćby słowo w ciągu cały dwóch godzin spotkania. Co prawda nie można powiedzieć, że gdyby siedzieli koło siebie, to wdaliby się w pasjonującą dyskusję, ale mieliby przynajmniej jakąś sposobność, by chociaż nawiązać wspólną interakcję. A tak Anna zdążyła już się właściwie pogodzić z myślą, że z Weiglem sobie nie porozmawia, kiedy nagle bramkarz jednego z zespołu coś zaproponował.
    – Proponuję zamianę miejsc, ponieważ byłoby miło, gdyby każdy porozmawiał z każdym – rzucił i część osób ochoczo zgodziła się na jego pomysł. Tym samym sprawił, że tym razem An siedziała prawie naprzeciwko Maxa i, gdyby tylko chcieli, mogliby swobodnie porozmawiać, nie przekrzykując wszystkich przy stole.
    Nim jednak An zdążyła wymyślić jakąś wymówkę, dzięki której udałoby jej się rozpocząć rozmowę z piłkarzem, Max dostał telefon i odszedł gdzieś na bok. Wrócił dopiero po kilku minutach, mówiąc, że wypadło mu coś ważnego i musi iść. Kilka osób coś tam rzuciło na pożegnanie, a Max od razu wyszedł z pubu, zostawiając kluczyki od samochodu na stole.
    – Wybaczcie na chwilę – powiedziała An, wstając. Zarzuciła marynarkę na ramiona, wzięła torebkę oraz kluczyki piłkarza, a następnie również opuściła pomieszczenie. Rozejrzała się na ulicy i dostrzegła mężczyznę, który podchodzi do swojego auta. – Myślę, że mogą ci się przydać – powiedziała, podchodząc bliżej Maxa. Wyciągnęła z kieszeni kluczyki.

    OdpowiedzUsuń