24 maja 2014

[KP] Duch ciężki żywot ma

Michał Potocki
Husarz
Niech żyje wojaczka, niech żyje swoboda!

Poltergeist

Niech żyje nieżycie!

Gdybym jeszcze tylko mógł pić


[Zdjęcie autorstwa Pawła Tatarczyka, model to Cezary Banaś.
Cytat to nieco zmodyfikowana Droga do El Dorado
Wątek z Grated Cow]

15 komentarzy:

  1. Gdy Oskar dopiero zaczynał swoją przygodę z nockami w Tesco, uważał, że to świetny pomysł dla kogoś, kto ma tak niewiele czasu i pieniędzy, jak on. Miał stawiać się w magazynie o dziesiątej wieczorem, a kończyć zmianę krótko po szóstej rano. To dawało mu jakieś trzy, w porywach cztery godziny drzemki, po której musiał biec na autobus do drugiej pracy; niewielkiego baru o pospolitej nazwie Blues Caffe, gdzie użerał się z klientelą najprzeróżniejszego rodzaju, od nieprzyjemnie woniejących starszych panów, do bardziej cywilizowanych, elegancko ubranych kobiet z nadmiarem pieniędzy w portfelach, oraz pogrywał, bardziej hobbystycznie, na wieczorkach muzycznych, odgrywając sztampową muzykę filmową przy starym, niestrojącym już Steinwayu. Dzięki temu był w stanie opłacić swoją nędzną kawalerkę w równie nędznej kamienicy w niewielkim miasteczku, do jakiego nieszczęśliwie trafił po studiach.
    Szybko jednak okazało się, że kilka godzin snu dziennie wcale nie sprawi, że człowiek wstanie wypoczęty i pełny energii na następne osiem godzin biegania po sali z tacą pełną szkła i gorących substancji. Już po pierwszym tygodniu Oskar miał ochotę się zwolnić i wrócić pod skrzydła rodziców, w drugim miał dodatkowy dzień wolnego, bo rozlał na siebie wrzątek do herbaty, a po miesiącu było mu już wszystko obojętne, bo i tak nie miał siły na nic więcej, poza naprawdę podstawowymi czynnościami, pomagającymi mu przeżyć do następnego dnia. Albo wypłaty.
    Gdy dowiedział się, że otrzymał w spadku dom, niemal oszalał z radości. To była istna manna z nieba, wynagrodzenie całego gorzkiego zawodu, jakiego doświadczył, nie mogąc znaleźć dla siebie zajęcia adekwatnego dla uzyskanego ciężką pracą wykształcenia. Nie był w stanie opisać swojego pokrewieństwa, ani pociągnąć drzewa genealogicznego do poprzedniego właściciela nieruchomości, niemniej jednak był mu niezmiernie wdzięczny za wyprowadzenie go z klitki, w której żył przez ostatnich parę miesięcy po studiach. Co prawda, przepisany mu w testamencie dom nie był willą godną zamieszkania przez poważanego celebrytę, Oskar nie zniechęcił się jednak, kiedy wraz z paroma znajomymi przewoził swój niezbyt pokaźny dobytek z kawalerki do nowego, własnego kąta.
    Dopiero, gdy został w nim sam, z zapadającym bezlitośnie półmrokiem za oknami, dostrzegł w jak paskudnym stanie znajduje się budynek. Oskar był muzykiem, miał duszę artysty, ale to wcale nie przeszkadzało jego dłoniom trochę się ubrudzić. Nie znał się specjalnie na budowlance, ani remontach, ale nawet głupi dostrzegłby potrzebę wymienienia paru uszczelek w łazience, albo doklejenia odłażącej tapety w salonie. Zewsząd unosiły się drobinki kurzu, oryginalny kolor blatów w kuchni zasłaniała gęsta warstwa brudu, powietrze zaś wypełniała stęchlizna i wilgoć. Cały dom wymagał mnóstwa pracy, aby doprowadzić go do względnie mieszkalnego stanu. Oczywiście, że Oskar nie został o tym uprzednio poinformowany, najwidoczniej sympatyczni urzędnicy stwierdzili, że miło będzie mu jeszcze bardziej utrudnić życie.
    Oskar westchnął, wciąż stojąc niepewnie w przedsionku, z ważącymi tonę kartonami przy nogach. Był cholernie zmęczony i już od dłuższego czasu marzył o ciepłym prysznicu (lodowata woda była codziennością w jego poprzednim lokum) oraz położeniu się do łóżka. Udało mu się jednak znaleźć w szafkach w kuchni parę starych gąbek, które wolne były od nieprzyjemnego aromatu starości i trochę już zeschnięty płyn do mycia powierzchni łazienkowych. Uzbrojony w te zdobycze zabrał się za szorowanie wanny, umywalki, toalety, a potem każdego kafelka z osobna, zabijając po drodze całą armię powykręcanych pająków oraz tajemniczych owadów.
    Może przemęczenie brało nad nim górę, albo taki po prostu był urok przebywania w tak starym budynku, ale Oskar miał wrażenie, że dom jęczy, że się cały porusza tuż za jego plecami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oskar był w trakcie bezmyślnego szorowania przerw między ukruszonymi miejscowo kafelkami, kiedy drzwi za jego plecami zatrzasnęły się z hukiem tak głośnym, że zapewne było go słychać aż na dworze, a oświetlenie zamigotało niepokojąco, zmuszając Oskara do wstania z klęczek i przyjrzenia się lampom.
    - Gdzieś musi być przeciąg – mruknął, w żałosnym nawyku mówienia do samego siebie. – Może nie domknąłem drzwi? – zastanowił się, stając na palcach, żeby sięgnąć do żarówki starego kinkietu. Dokręcił ją na próbę, znając takie akcje ze swojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Tam spadki napięcia były rzeczą jak najbardziej normalną i Oskar przywykł do nich z jednego prostego powodu; nie miał innego wyjścia.
    Doprawdy zdumiewający był fakt, jak wiele człowiek jest w stanie znieść, kiedy sytuacja finansowa nie pozwala mu na polepszenie sobie bytu.
    - Wadliwa instalacja? Przepięcia? – zgadywał, wspinając się ostrożnie na sedes, aby tak samo dokręcić żarówkę w lampie sufitowej. Oby nie, wynajęcie profesjonalnego elektryka będzie go kosztować połowę wypłaty. Już i tak był w plecy z dochodami, bo stąd nie miał żadnego połączenia autobusowego do Blues Caffe, została mu już tylko dodatkowa praca w tutejszym, mniejszym oddziale Tesco. Trudno, na jakiś czas trzeba będzie przeprosić się z zupkami w proszku.
    Westchnął, zeskakując z powrotem na podłogę. Wtedy też kątem oka dostrzegł poruszenie w lustrze i, co go najbardziej zdziwiło, wydawało mu się, że zobaczył dwa odbicia. Odruchowo obejrzał się za siebie, ale, oczywiście, był w łazience sam. Tętno trochę mu przyśpieszyło i szybko wyszedł na korytarz, od razu kierując się do drzwi wejściowych, aby je otworzyć i ponownie zamknąć, a potem jeszcze dla pewności zastawić kartonami.
    Jak bardzo zdesperowany musiałby być potencjalny złodziej, żeby rabować ruderę taką, jak ta?
    Oskar uśmiechnął się do swoich myśli, przerzucając przez ramię jedną ze sportowych toreb, ciśniętych przez kogoś między pudełka z nutami. Jutro wstanie wcześniej i pójdzie do najbliższego sklepu po środki czystości, dzisiaj i tak nie miał już jak działać. Potrzebował naprawdę solidnych zapasów ścierek, gąbek, mioteł, rękawiczek i przede wszystkim, spreju na insekty, zanim będzie w stanie poważnie nazwać to miejsce swoim nowym domem.
    Miał głęboką nadzieję, że któraś z sypialni prezentuje się w odrobinę lepszym stanie od reszty pomieszczeń; przestarzała sofa w salonie nie wyglądała na szczególnie wygodną.
    Wrócił do łazienki, nucąc pod nosem bliżej niesprecyzowaną melodię. Tak bardzo brakowało mu klawiszy pod palcami. Rzucił torbę na przedpotopową, pożółkłą pralkę, a następnie ściągnął lepiącą się do skóry koszulkę przez głowę.
    Kto by pomyślał, że tyle potu będzie kosztować go ogarnięcie tak niewielkiej powierzchni?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oskar był już w połowie drogi do ściągnięcia spranych dżinsów, kiedy światło ponownie zamrugało, tym razem inaczej, przyciągając jego uwagę. To nie było normalne, może miał jakieś halucynacje z braku snu, bo przecież żaden spadek napięcia nie mógł zmienić koloru światła na tak upiorną, paskudną zieleń i to w dodatku w jednym tylko kinkiecie. Knykcie Oskara pobielały od tego, jak mocno zacisnął dłonie na pasie spodni. Na krótką sekundę wszystko wydawało się wrócić do normy, ale potem ciszę przerwał śmiech. Śmiech kogoś, kogo w ogóle nie powinno być w domu.
    Oskar błyskawicznie poprawił i zapiął dżinsy, rozglądając się po łazience w poszukiwaniu czegoś do ewentualnej obrony. Jego umysł działał na autopilocie, machinalnie chwycił starą szczotkę do ubikacji, mając nadzieję wzbudzić w napastniku może nie strach, ale chociaż obrzydzenie.
    - No dalej, pokaż się, pośmiejemy się razem! – zawołał, wychylając się ostrożnie przez próg łazienki. Przypomniało mu się, że jeden z urzędników przy załatwianiu formalności wspominał mu coś, że przez jakiś czas dom stał pusty i miał wielu odwiedzających; to mogły być jakieś dzieciaki, szukające odosobnionego miejsca do imprezowania, albo okoliczni bezdomni, ale przecież Oskar zamknął drzwi, a wcześniej nikogo nie mogło być w środku. Chyba, że ten ktoś dobrze się schował. - Albo zaraz zadzwonię na policję i już nie będzie ci do śmiechu – dodał, w marnej próbie udawania dorosłego i opanowanego.
    Oskar nie był, co prawda, wyjątkowo zdjęty strachem, sparaliżowany przerażeniem, czy coś w ten deseń, ale czuł lekki niepokój, co było całkiem naturalną reakcją na nieproszonego przybysza we własnym domu.
    - Lubisz podglądać chłopców pod prysznicem? – zapytał głośno, chcąc wzbudzić w intruzie złość i zmusić go tym do ujawnienia się.
    Gdyby tylko miał pod ręką komórkę, dawno już zadzwoniłby na policję i nie musiał się niczym martwić.
    [Nic nie szkodzi, każda pora na odpis jest dobra c:]

    OdpowiedzUsuń
  4. Oskar spodziewał się doprawdy wszystkiego; bandyty rodem z amerykańskich dreszczowców, biednego bezdomnego, chcącego skryć się przed chłodem nocy, zdeprawowanych nastolatków, szukających własnego kąta na zabawy, ale zupełnie przenigdy w całym swoim dwudziestosześcioletnim życiu nie spodziewałby się, że zobaczy ducha.
    Bo to musiał być duch, prawda? Edukacja kościelna Oskara skończyła się na podstawówce, wraz z pierwszą komunią i wtedy też jego kontakt z biblią urwał się bezpowrotnie, bo rodzice również nie byli specjalnie wierzący, w każdym razie nikt nigdy więcej nie próbował wmawiać mu, że istnieje jakieś życie po śmierci. Nie przepadał szczególnie za horrorami, ale nawet jeśli jakiś oglądał, bardziej naśmiewał się z pokracznych istot, nawiedzających ludzkie domostwa, niźli się ich bał.
    Oskar zamrugał, kiedy światło ponownie rozegnało mroki, panujące w łazience. Tym razem nie był w niej sam; przed lustrem stała postać młodego chłopaka, ubranego w strój ewidentnie nie panujący do obecnej epoki. Czysty surrealizm. Oskar wypuścił z dłoni wstrętną szczotkę do ubikacji, cofając się o parę kroków. Wciąż nie czuł przejmującego strachu, bardziej nie mógł się połapać w tym, co właśnie działo się na jego oczach.
    To było zderzenie zdrowego rozsądku z bajkami o powracających duszach, uwięzionych w zaklętych przedmiotach, albo przywiązanych do danych miejsc. To zupełnie nie mieściło się Oskarowi w głowie. Co innego przykuło jednak jego uwagę.
    - Zaraz… jak to „gospodarz”? – mruknął, zdziwiony, wędrując spojrzeniem po stroju zjawy. Zatrzymał wzrok na doczepionej do pasa szabli. Coś świtało mu w głowie, lektury w liceum, kilka starych filmów. Dalej ciężko było mu w to uwierzyć. – Byłeś tu przez cały czas? Czy to jest… to musi być prank, prawda? Gdzie jest ukryta kamera? – zapytał, rozglądnąwszy się w prawo i lewo po kątach.

    [W porządku, wybacz mi, proszę, że tak późno i króciutko odpisuję, ale przytłoczyły mnie strasznie zaliczenia i egzaminy. Jak wrócisz, to będę już w pełni sił c:]

    OdpowiedzUsuń
  5. Oskar przez dłuższą chwilę stał nieruchomo, patrząc na istotę przed nim ze zmarszczonymi brwiami. Więc… więc to jednak była zjawa. Najprawdziwszy, najrealniejszy duch. Polte… poltergeist? Brzmiało, jak nazwa jakiejś metalowej, garażowej kapeli. Czy coś takiego nie powinno być przerażające? Próbować go zabić, a przynajmniej opętać?
    Oskar skinął nieśmiało głową, starając się przybrać bardziej zachęcającą minę.
    - Sawicki – mruknął, trochę nieobecnie, raz jeszcze zerkając na szablę u boku Michała. Wszystkie prawa horrorów mówiły, że duchy są niematerialne, to logiczne, ta szabla nie mogła zrobić mu krzywdy, odciąć mu głowy, czy coś w tym stylu. To było coś… jak rekwizyt.
    Oskar podniósł głowę, spoglądając w końcu poltergeistowi w oczy.
    - Nazywam się Oskar Sawicki i… hmm, przepraszam za wcześniej – poprawił się, bardziej rzeczowym tonem, sięgając po rzuconą na pralkę koszulkę. Wciągnął ją szybko przez głowę, czując się już nieco pewniej, w każdym razie na pewno mniej obnażony. – Nie na co dzień spotykam dusze zmarłych ludzi z poprzednich epok – wyjaśnił, zastanawiając się pokrótce, czy nie urazi tym w jakiś sposób Michała. – Wygląda też na to, że teraz obydwoje jesteśmy gospodarzami domu. Wiem, że na pewno jesteś tu dłużej ode mnie, zresztą, nie tylko tutaj, ale w ogóle na świecie, ale z nas dwojga to ja zapłaciłem wodociągom i elektrowni, żeby podpięły ten dom do życia i mam zamiar uczynić go z powrotem mieszkalnym i byłoby miło, gdybyś nie próbował, nie wiem, rzucać we mnie przedmiotami, albo w jakikolwiek inny sposób próbować mnie stąd przepędzić, bo przecież zawsze możemy się dogadać, prawda? Dom jest duży, zmieścimy się w nim bez problemu – dodał, rozkładając ramiona, jakby chciał tym pokazać swoje czyste intencje.
    - Bo byłeś tu sam? Nie ma więcej… poltergeistów? – Wolał się upewnić, bo szczerze wątpił, czy byłby w stanie znieść przymusowe towarzystwo jeszcze jednej, a co dopiero kilku osób.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tego właśnie Oskar się obawiał, że duch nie da się tak łatwo ugłaskać, ułożyć . Ciężko było sobie wyobrazić życie z takim rodzajem towarzystwa, Oskar nie miał pojęcia nawet, czego powinien się po nim spodziewać. Michał był niematerialny, nie można było zwyczajnie wziąć go za fraki i wyrzucić za drzwi. Cóż, to tłumaczyło przynajmniej, dlaczego nikt nie rościł praw do posesji.
    Wolał nie wdawać się w dyskusje z poltergeistem na temat tego, co ten byłby w stanie Oskarowi zagwarantować, bo na pewno nie pomocną rękę przy remontowaniu spróchniałych schodów, popękanych desek podłogowych, zwalczaniu zanieczyszczeń od wilgoci na ścianach, czy odrestaurowywaniu starych mebli na błysk.
    Z wykształcenia Oskar był muzykiem, pianistą, zakochanym nie tylko w Chopinie, ale też w Henryku Wieniawskim, czy Stanisławie Moniuszko. Chociaż się do tego nie przyznawał, a świat dwudziestego pierwszego wieku stopniowo i dokładnie zabijał w nim każdą tego cząstkę, Oskar miał duszę wrażliwego romantyka, próbującego odnaleźć piękno w brzydocie mijanych dni nowoczesnego, „lepszego” życia. Nie znaczyło to jednak, że nigdy nie ubrudził rąk ciężką pracą. Jego rodzice byli raczej starszej daty, wychowywali go pod wzór dziadków, nie rozpieszczali, na wszystko zapracował sobie sam, bez niczyjej pomocy, prowadzenia za rękę. Nie chcieli, żeby brał się za coś tak niepewnego, jak muzyka, woleli, żeby poszedł na bardziej przyszłościowe studia; medycyna, ekonomia, cokolwiek, po czym miałby stałą pracę. Oskar jednak nie potrafił odejść od pianina, dodatkowe godziny, które spędzał w szkole muzycznej, w ćwiczeniówce, pieszcząc klawisze długimi, szczupłymi palcami, były najlepiej spędzonymi z całego dnia.
    To, że skończył, gdzie skończył, w starym, wyniszczonym domu, z kilkusetletnim duchem w roli współlokatora, a jego praca skupiała się głównie na porządkowaniu półek w TESCO i dźwiganiu kartonów, zniechęcało go jedynie trochę, bo wierzył, że to tylko chwilowy stan.
    W końcu Oskar miał jeszcze przed sobą długie życie, jak pisał Teodor Dreiser, lepsze czy gorsze, zawsze piękne.
    - W porządku, wierz mi, że nie miałem na celu urażenie twojej osoby, Michale – westchnął, przecierając ze zmęczeniem kąciki oczu. – Chciałbym się tylko odświeżyć i, jeżeli nie masz nic przeciwko, położyć spać. Możemy przełożyć tę rozmowę na jakąś rozsądniejszą porę? – zapytał, bo to była jego pierwsza wolna noc od dłuższego czasu i miał zamiar spędzić ją w śpiączce do samego południa.

    [Możemy zrobić taki mały przeskok, powiedzmy, parudniowy, w którym Oskar zdążyłby się mniej więcej rozgościć w nowym domu? Nasi panowie mogliby nie mieć okazji do rozmowy, bo Oskar albo unikałby Michała, albo ciągle miał coś do roboty (zakupy, zaczątki remontu, pracę?). Przez te kilka dni mogliby powoli zacząć się przyzwyczajać do wzajemnej obecności, bo pewnie tak samo, jak dla Oskara, dla Michała nowością będzie życie pod jednym dachem z młodym mężczyzną, przyzwyczajonym do postępu technicznego? Tak chyba będzie najbardziej wiarygodnie, jeżeli chodzi o ich relację, jak myślisz? c:]

    OdpowiedzUsuń
  7. Następnych parę dni zleciało tak szybko, że w odczuciu Oskara słońce wstawało i zachodziło krótko po sobie, tak, że chłopak miał wrażenie, że nie robi nic innego, poza spaniem, pracowaniem, remontowaniem i drzemaniem. Nowe obowiązki trochę rozsunęły w czasie cały jego dotychczasowy rozkład dnia, więc zamiast spać po nockach w Tesco do samego południa, budził się jeszcze przed dziesiątą, wypijał kubek mocnej, czarnej kawy i zabierał się za stopniowe doprowadzanie domu do jego wcześniejszej świetności. Wiele rzeczy, czy mebli bał się w zasadzie dotykać, świadomy własnej niewiedzy dotyczącej cennego materiału, ale nie przejmował się tym, postanawiając odłożyć odrestaurowywanie umeblowania do czasu, kiedy nie zamontuje w domu modemu z internetem.
    Z racji dosyć napiętego grafiku, ciągłych wycieczek wiecznie opóźnionym autobusem do Castoramy, oraz martwego ciągu w pracy, Michała widywał tylko kątem oka, w biegu między jednym zajęciem a drugim. W pewnym sensie było to wybawiające; Oskarowi wciąż ciężko było przywyknąć do myśli, że ma w domu martwego od stuleci współlokatora, a ignorowanie tego faktu pozwalało mu zachować zdrowy rozsądek i w miarę wysoki poziom skupienia. Nie znaczyło to wcale, że Oskar nie czuł głęboko w sobie wyrzutów sumienia, pokój, który przydzielił mu Michał, był wręcz idealny i Oskar szybko się w nim zadomowił, gościnność gospodarza też była bardzo ujmująca, no i przede wszystkim Oskara zaczęło zastanawiać, dlaczego właściwie Michał kręcił się po starym domostwie, zamiast przebywać w tym domniemanym lepszym świecie, który reklamował na każdym kroku kościół? Dlaczego zmarł tak młodo?
    To nie były pytania, które można było zadać komuś beznamiętnie w twarz, a Michał, nie ważne, czy materialny bardziej lub mniej, wciąż był człowiekiem, kiedyś w jego żyłach też płynęła przecież krew, marznął, kosztował smaków i goryczy życia, wiódł normlane, ludzkie życie.
    Wracając z Castoramy, Oskar przyglądał się współpasażerom autobusu. Starał się to robić dyskretnie, ale jakaś dziewczyna pochwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się nieśmiało. Kiwnął jej głową, po czym odwrócił się do okna.
    Może nie był sam? Może w tym samym autobusie jechała jakaś inna osoba, która też mieszkała z duchem, jakkolwiek nierealistycznie by to nie brzmiało? Może to wcale nie było takie dziwne, jak Oskarowi mogło się z początku wydawać? Może po prostu propaganda horrorów ustawiła jego umysł na odbieranie zjawisk paranormalnych jako idiotycznych mrzonek, albo czegoś złego, co wymaga natychmiastowej wizyty egzorcysty?
    Ale Michał wcale nie wydawał się być wcieleniem samego szatana, podstępnym demonem, krwiożerczą bestią rodem z miejskich, amerykańskich opowieści. To dlatego Oskar czuł się ze sobą tak podle, po prawie tygodniowym ignorowaniu jego istnienia.
    Ścisnął mocniej trzymaną na kolanach torbę z dwoma ciężkimi wiadrami z farbą do drewna. Dzisiaj miał wolne, postanowił więc odnowić kolor schodów w domu, wykorzystać ostatnie chwile dobrej pogody i suchego powietrza. Dosłownie resztką sił dotargał wiadra z farbą z przystanku do domu. Zrzucił torbę w progu, prostując z ulgą plecy. Ściągnął solidnie już znoszone tenisówki, po czym zawahał się krótką chwilę, nim zawołał.
    - Wróciłem! – Rozglądnął się niepewnie po korytarzu, chwytając za pasek od torby. Pociągnął ją po ziemi do podnóża starych, drewnianych schodów, które miał zamiar malować na wieczór. Przeskoczył po parę stopni, kierując się do swojego pokoju. Musiał wynieść najpotrzebniejsze rzeczy na dół, do salonu, żeby potem nie zadeptać świeżej farby.
    Chwycił z szafy piżamę, oraz ubrania na zmianę, a potem zabrał z łazienki szczoteczkę i pastę do zębów, wraz z ręcznikiem. Położył to wszystko na kanapie w salonie, uśmiechając się pod nosem.
    Z racji tego, że jego pierwsze spotkanie z Michałem miało miejsce właśnie w łazience, Oskar przyłapał się na tym, że każdym razem, kiedy brał po tym zdarzeniu prysznic, czuł lekką panikę, że Michał znowu zjawi się w mniej odpowiednim momencie. Wyjdzie z lustra, albo wyleci z jakiegoś innego, dziwnego miejsca. Do tego chyba można było przywyknąć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oskar podskoczył, dusząc w sobie okrzyk zaskoczenia, z którego pozostał jedynie cichy świst powietrza, opuszczającego płuca. Serce co najmniej dwukrotnie przyśpieszyło dotychczasowe obroty w jego klatce piersiowej, mógłby też przysiąc, że momentalnie dostał gęsiej skórki. To było idiotyczne zachowanie, ale Oskar nie mógł nic poradzić na odruchowe reakcje jego organizmu.
    Myśl o nim, jakby był żywy - powtórzył w duchu, odwracając się do Michała. W ramach chęci nawiązania dobrego kontaktu ze współlokatorem, Oskar spróbował wyobrazić go sobie wyglądającego jak normalny, młody chłopak dwudziestego pierwszego wieku; w podartych dżinsach, luźniejszym podkoszulku i w modnie przystrzyżonych włosach. Teraz przywołał to wyobrażenie i to trochę go uspokoiło, pomogło postrzegać Michała, jako rozumną istotę, a nie pozbawioną woli marę z telewizji.
    - Oczywiście. – Kiwnął głową, uśmiechając się cokolwiek niepewnie. – Zanim jednak… chciałem cię przeprosić, ostatnie dni były… trudne – dodał pośpiesznie, przeklinając w myślach wrodzoną niezręczność do prowadzenia rozmów o podłożu emocjonalnym. Westchnął, rozglądnąwszy się po salonie w rozpaczliwym poszukiwaniu pomocy na dokończenie myśli. – Zapomnijmy może o tym fatalnym pierwszym wrażeniu? To miejsce jest teraz też i moim domem, poza tym, nie mam nic, ty jesteś tutaj sam, powinniśmy wiesz… trzymać się razem – dokończył, powracając spojrzeniem do Michała. Miał nadzieję, że wyraził się w miarę zrozumiale, w końcu już wcześniej wyłapał istotną różnicę w posługiwaniu się językiem u Michała, co było całkowicie zrozumiałe, zważywszy na dzielącą ich przepaść czasu. Oskar pomyślał nawet, że mógłby spróbować „zaktualizować” go do dzisiejszych trendów, pokazać, na jakiej zasadzie działa internet, zaznajomić ogólnie z sytuacją Polski, niestety, coraz bardziej poplątaną z dnia na dzień. – Może chciałbyś czasem potowarzyszyć mi przy remoncie? Przyznam, że niewiele wiem o tym, jak zaopiekować się tutaj niektórymi rzeczami… jeżeli chcesz, nie przymuszam cię, ani nic w tym rodzaju, po prostu powiedz, jeżeli coś ci się nie podoba, nie będę wchodzić ci w drogę, ten pokój na górze jest wystarczający, naprawdę nie potrzebuję więcej, nawet nie zauważysz, że jestem w domu, postaram się nie hałasować…! – Gestykulował dziko, akcentując swoją możliwość całkowitego podporządkowania się, cały czas praktycznie na jednym wdechu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oskar obserwował z uniesionymi brwiami proces rozwiązywania sakiewki i wyciągania na światło dzienne kamieni szlachetnych. Jakżeby inaczej, widział je pierwszy raz na oczy, może nie znał ich wartości, ale był pewien, że na pewno jakąś mają. Cieszyły oko, jak to błyskotki, ale Oskar nie czuł przemożnej chęci przejęcia ich dla siebie.
    Nie odziedziczył po rodzicach żądzy pogoni za pieniądzem.
    Podszedł jednak do Michała, bliżej, niż zwykle, pochylając się lekko nad jego dłonią. Ciekawiło go, jak chłopak może utrzymywać coś materialnego w dłoni? Wypadało o to zapytać?
    - Są… piękne. – Oskar wyciągnął ostrożnie rękę, dotykając opuszkiem palca najbliższy kamień. Skrawkiem skóry wyczuł chłodną, całkiem jednak normalną, a w każdym razie rzeczywistą, strukturę. Spojrzał na Michała, szczerze zaintrygowany. – Nie ciążą w dłoni? – zdziwił się, korzystając z okazji, że pierwszy raz widzi ducha z tak bliska, powędrował śmielej spojrzeniem po detalach w jego ubraniu, których wcześniej nie był w stanie dostrzec. W tym… umarł? Z jakiej rodziny pochodził? Czy ta szabla mogłaby zrobić Oskarowi krzywdę?
    Im dłużej przebywało się w towarzystwie Michała, tym więcej rodziło się pytań, na które ciężko było znaleźć odpowiedź.
    - Och… nie mogę ich przyjąć – zreflektował się Oskar, pojmując nagle intencje chłopaka. Nie przelewało się mu, jeżeli chodzi o dochody, ale wierzył, że z kilkudziesięcioma dodatkowymi godzinami pracy i zaciśnięciem pasa przez parę tygodni, będzie w stanie ogarnąć zarówno siebie, jak i stopniowo, remont. Zmieszał się lekko, bo jak mógł się w ogóle prezentować przy Michale? Przy nim wyglądał co najmniej śmiesznie w swoich znoszonych tenisówkach, startych dżinsach i powyciąganych swetrach z jednego z najbliższych second handów. – To… za dużo, naprawdę, wiem, że pewnie widziałeś lepszych ludzi ode mnie, ale mogę sobie z tym wszystkim poradzić, musisz mi po prostu dać trochę czasu, zobaczysz, że można mi zaufać. – Cofnął się o krok, oddając Michałowi trochę skradzionej przestrzeni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nad tym Oskar się nie zastanawiał. Nad tyloma latami spędzonymi w jednym miejscu, zupełnie, jakby ten dom stał się dla Michała więzieniem. Wyglądało jednak na to, że chłopak nie odbierał tego w ten sposób; zależało mu na odnowieniu domu, bo, jak sam przyznał, tylko tyle zostało z jego świata. Oskar poczuł nagle przejmujący smutek; jak straszne musiało być uczucie obserwowania stopniowego rozkładu starego budynku? Jak można było spędzić tutaj tyle czasu w samotności i nie postradać zmysłów?
    - W porządku – powiedział, po chwili zastanowienia. Sięgnął po kamienie, rozłożone w dłoni Michała. I tak nie miał zamiaru i sprzedać, tylko schować przed czujnym spojrzeniem ducha. Chciał, żeby Michał czuł, że ma wpływ na remont domu, to z pewnością dobrze by mu zrobiło, a skoro świadomość pomocy finansowej mogła się ku temu przyczynić, Oskar był gotów na niewinne kłamstewko.
    O ile wcześniej był niejako przymuszony do renowacji poszczególnych pomieszczeń, ze względu na wygodę życia, teraz czuł dodatkową motywację, a nawet presję, aby przywrócić pokojom i meblom dawny blask. Na nowo odkryć ich duszę.
    - Zajmę się nimi jutro – obiecał, pozwalając sobie odebrać Michałowi sakwę i powoli wsunąć kamienie do środka. Ściągnął wiązanie rzemyka, podnosząc z powrotem wzrok na Michała. – Chciałbyś mi pomóc przy malowaniu schodów? – zapytał, z błyskiem w oku. – Mam dwa pędzle, myślisz, że dałbyś radę… no wiesz? – Zacisnął wolną dłoń w powietrzu, imitując chwyt. – Zawsze możesz też obserwować, co robię. Nie mam pojęcia, jak to wszystko wyglądało kiedyś, ale ty masz, twoja pomoc ułatwiłaby mi wiele rzeczy.
    Oskar położył sakiewkę z kamieniami na górkę swoich rzeczy, tymczasowo przeniesionych do salonu.
    - Mogę do ciebie mówić na ty, prawda? – zapytał, nagle, nie przemyślawszy wcześniej tej dziwacznej kwestii.

    [Dziękuję, będę cierpliwie czekać na odpis! c:]

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgoda Michała na pomoc w remoncie była odrobinę zaskakująca, gdzieś w sobie Oskar przeczuwał, że chłopak jednak odmówi, ale przeczucie to okazało się być całkowicie mylne.
    - Okej – westchnął, klasnąwszy w dłonie i przechodząc do przedpokoju. – To farba do drewna, specjalna, nie zmieni koloru, ma sprawić, żeby wyglądało świeżej – wyjaśnił, nie bez trudu obracając wiaderko z substancją. Chwycił następnie opakowanie z folią malarską i rozwarł je paznokciami. – Mam specjalną paletę, wylejemy na nią farbę i zaczniemy malować od góry do dołu.
    Rozłożył zwiniętą podwójnie folię przy schodach, po czym przeniósł na nią ciężkie wiadro. Podważył sprawnymi palcami wieko, po czym ostrożnie przelał trochę farby na paletę. Wymieszał ją pędzlem; ostry, charakterystyczny zapach uniósł się w powietrze.
    - A ty… nie masz żadnych pytań? – zapytał, bardziej swobodnie, jakby rozmawiał z nowo poznanym kolegą, a nie duchem. – Mamy dwa tysiące siedemnasty rok, na pewno zauważyłeś, jak wiele się pozmieniało. – Przetarł załzawione od opar oczy wierzchem przedramienia. – Poczekaj, aż zamontują tu internet, gwarantuję ci, że nie oderwiesz się od komputera.
    Oskar wszedł na pierwszy stopień schodów, wyciągając w stronę Michała dodatkowy pędzel.
    - Zagrajmy w grę – zaproponował tajemniczo, uśmiechając się kątem ust.

    [Przepraszam za zwłokę, chyba najdłuższą, jaka mi się tutaj przytrafiła, ale nie miałam internetu w związku z przeprowadzką, ani pakietu na telefonie, więc było ciężko :c]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Nie ma problemu, trzymam kciuki za projekt! c: ]

    OdpowiedzUsuń
  13. Zmiana w głosie Michała wzbudziła w Oskarze coś na kształt rozbawienia; nie takiego złośliwego, ale prawdziwego podekscytowania, wynikającego z tej wysublimowanej sytuacji. Wciąż było to dla niego nowe, chociaż powoli czuł, że przyzwyczaja się do myśli posiadania wiekowego kolegi.
    Powiódł spojrzeniem za dłonią Michała, wstrzymując oddech do momentu, kiedy palce chłopaka nie zacisnęły się w magiczny sposób na uchwycie pędzla.
    - Grę – powtórzył, kiwając głową. Namoczył pędzel w farbie, wspinając się ostrożnie na szczyt trzeszczących schodów. – Prostą, pytanie za pytanie. To trochę inna wersja „prawda, fałsz”, graliśmy w nie na przerwach w gimnazjum, nagrodą były pocałunki od koleżanek, chociaż ja zawsze uważałem je za karę – zaśmiał się niezręcznie, kucając, aby wygodnie przeciągnąć pędzlem po powierzchni najwyższego stopnia. – Wam chyba było ciężej zdobyć pocałunek od ukochanej osoby – zauważył na wpół gorzko, chociaż wciąż z nutą rozbawienia w głosie. – Zaczynaj. Zadaj mi jakieś pytanie, a potem ja zadam jakieś tobie.

    [Wybaczam :D I wciąż niezmiernie się cieszę!]

    OdpowiedzUsuń
  14. Tym razem Oskar musiał powstrzymać się, by nie parsknąć śmiechem; nie chciał, żeby Michał uznał jego zachowanie za lekceważące, ale słowa „upiornego” współlokatora o żywieniu nadziei co do nagrody były… cóż sarkastyczne, lecz zabawne, przynajmniej w mniemaniu Oskara.
    - Och, nie wiesz, co tracisz – powiedział ciszej, w podobnym tonie, w domyśle nie zamierzając wcale wypowiadać tego na głos. Nie przerywając pracy udał teatralnie, że się zastanawia. – Kiedyś, dawno temu… w sensie, nie tak dawno, jak w twoim pojęciu – wyjaśnił, maczając pędzel ponownie we farbie. – Poprosiłem koleżankę, żeby była moją dziewczyną i się zgodziła. Mieliśmy nie więcej, niż pięć… sześć lat? Zerwaliśmy po kilku dniach chodzenia razem na podwórko, wiesz, ja chciałem grać w kapsle, a ona wolała swoje lalki. To nie działało. Potem była… Krysia, Ola, a potem Monika i to już nie było tylko trzymanie się za ręce, ale też nie… - Oskar przerwał, zorientowawszy się, że za bardzo to wszystko rozwleka. Po Monice był jeszcze Daniel, ale przeczucie podpowiadało mu, że nie powinien o tym wspominać na tak wczesnym etapie znajomości. Nie, kiedy Michał wciąż tkwił w słodkim mroku niewiedzy o dzisiejszych czasach. – Miałem dziewczyny, ale nie kochanki – przyznał, trochę jednak zawstydzony tym, jakie to może wywrzeć wrażenie na Michale. Oskar był w końcu młodym mężczyzną, ale nie mógł nic poradzić na to, że nie leżał we standardach, określanych przez jego rodzinę i nieco mniej nowoczesnych w patrzeniu na życie ludzi.
    - A ty? – zapytał szybko, schodząc o stopień niżej. – Kim była wybranka twojego serca?

    OdpowiedzUsuń
  15. Omawiana relacja z Zosieńką brzmiała tak niewinnie i pięknie, niczym z powieści. Dzisiaj ludzie już się tak nie kochali, okazanie czegoś takiego uznawano za słabość. Emocje stały się staroświeckie, nawet Oskar, mimo, iż nienawidził zakłamania, przyłapywał się na tym, że drobne kłamstewka od jakiegoś czasu stały się jego codziennością. Może tak jest po prostu łatwiej żyć? Bez zawodów, przykrości i wstydu, z drugiej zaś strony, co to za życie? Tylko muzyka potrafiła dać schronienie, jedynym językiem miłości, którego Oskar się nie wstydził, była harmonia instrumentów.
    Tak strasznie tęsknił za chłodną strukturą klawiszy pod palcami.
    Przerwał pracę, odkładając pędzel na plastikową formę. Przetarł wierzchem dłoni łzawiące oczy i odwrócił się na chwilę od farby. Naprawdę nie rozumiał ludzi, którzy rozkoszowali się takim zapachem.
    - Chyba cię zawiodę – zaczął z lekkim rozbawieniem – Ale nie władam żadną. Nie lubię broni. Mój ojciec miał kiedyś w biurze pistolet, nielegalnie i czasami pozwalał mi na niego popatrzeć. Raz zabrał mnie do lasu, żeby pokazać, jak się strzela, ale… ten huk, sama świadomość, że mogę tym kogoś zabić… to nie dla mnie – stwierdził stanowczo. – To coś innego, niż miecze, czy noże. Przed pociskiem nie da rady uciec, ani się obronić. Taka władza uzależnia.
    Wyciągnął rękę z wyprostowanym palcem wskazującym i kciukiem. Wycelował w Michała.
    - Pif-paf i cię nie ma. Przydałoby się to wam przeciwko Turkom, na pewno byliby zaskoczeni. – Oskar ponownie chwycił za pędzel. – Pamiętasz, kiedy wyruszyłeś na wojnę?

    OdpowiedzUsuń