15 lipca 2014

[KP] Niesamowite. Czasem lepiej zrobić coś złego niż dobrego.

– Malachai Verts. Najstarszy syn bogatego kupca, zdolne dziecko, które czyta i pisze bez problemu. Ciepły i otwarty, chętny do rozmów, który, gdy trzeba, pracował zajadle. To przynajmniej o nim mówią. Nie ma pewnie nawet piętnastu lat – mówi mężczyzna chłodno. Patrzy na dzieciaka w celi. Nie jest zabrudzony ani wychudzony. Jest tam krótko, na razie jeszcze nie zdążył nawet poplamić swojego barwnego kubraczka. Od początku siedzi w kącie, patrząc nieustannie na wszystkich, którzy przechodzili. Śle wszystkim swoje puste, lodowate spojrzenie. – Urodzony z magicznym talentem – dodaje mężczyzna z obrzydzeniem.
***
– Kto wam uciekł? – pyta chłodno kobieta, znając jednak odpowiedź.
– Malachai, pani. Czarownik – mówi mężczyzna cicho. – Uczeń Merlina.

Mal

[tytuł to parafraza Dickensa, na zdjęciu Richard Armitage (wierz mi lub nie, ale to naprawdę całkowity przypadek, oba zdjęcia miałam na komputerze wieki :D)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz