15 września 2014

„A gdy będzie źle, nie puść mnie.”




Rin Lightwood
20 lat / student prawa / Australia
kochany / dobry / grzeczny / niewinny / kusiciel / nierządny / synek mamusi
apartament po rodzicach / wielki fan malin, tatuażów i motorów / opiekuj się mną

Pragnę Cię (pieprzyć, solić, przyprawić - o orgazm). Jest mi z Tobą miłość.
-  Maria Goniewicz "Listy od Żony"

11 komentarzy:

  1. Sklep był miejscem złym dla takiego młodego człowieka, jak on. Sklep spożywczy już szczególnie. Najdroższe produkty wystawiane tuż przed nosem klienta odciągały uwagę od tych tańszych, ustawionych przy samej podłodze i może mniej wartościowych, ale porządny młody człowiek przecież nigdy nie zwraca na to uwagi. Grunt, aby było tanio – przecież wszystko można zjeść, w jeden lub drugi sposób. A jeśli jeszcze Matt czystym przypadkiem trafiał do alejki z cukierkami, żelkami, czekoladą i innymi cudami natury mógł być pewien, że jego portfel straciłby połowę swojej wagi i zdecydowanie nie byłby z tego zadowolony.
    Sklep był miejscem złym, ale w sumie fajnie było w nim przesiadywać podczas czasu wolnego i patrzeć na rzeczy, na które nie mógł sobie pozwolić bo jego pies kosztował go więcej niż utrzymanie własnego tyłka. Między tymi nieosiągalnymi rzeczami były super-nowoczesne telewizory, śliczne wystroje do wnętrz, dotykowe cuda technologii czy nawet coś tak błahego, jak wino. Kompletnie się nie znał, nie interesował i ogółem nigdy nie ciągnęło go do tematu może także dlatego, że coś tak wykwintnego potrzebowało czyjegoś dojrzałego charakteru, aby być docenione. Po prostu przechodząc obok tej części sklepu zerkał na ludzi którzy zdawali się rozumieć różnice smakowe, kolorowe czy procentowe i ze skupieniem studiowali naklejki na wielu butelkach; sam czasem zatrzymywał się, spoglądał na cenę, chwilę rozmyślał i odchodził. Miał tak z wieloma egzytocznymi produktami. A czasem po prostu stał gdzieś z boku i udawał, że jego marny los wcale go nie rusza.
    Odzywający się do niego nieznani ludzie byli nowością. Szczególnie ludzie w jego wieku, z naprawdę ładnym, wyeksponowanym uśmiechem i małą ilością centymetrów którą zabłysnąć. Kazał sobie wskazać pożądaną butelkę i sięgnął po nią z satysfkacją prezentując nieznajomemu, z jaką łatwością był w stanie to zrobić. Zanim przekazał mężczyźnie przedmiot, jeszcze chwilę spojrzał na etykietkę. Wyższa półka, wyższa cena.
    - Może nie do końca twoja liga, skoro nie możesz dostać – odezwał się po chwili, podnosząc wzrok na mężczyznę i wreszcie oddając mu jego (przyszłą) własność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy Matt podniósł wzrok na nieznajomego, ten robił coś, co najwidoczniej wydało mu się dość interesujące – przygryzał wargę, świadomie lub nie. W sumie, widział wielu ludzi robiących to w geście koncentracji i skupienia, więc zdecydował się uznać to za jakiś podobny odruch: mimo tego, nie wiedzieć dlaczego zdawał się on wręcz przytrzymywać go w miejscu. Chłopak odezwał się i podziękował, jednak w zamian dostał tylko delikatny uśmiech i lekkie wzruszenie ramionami, po czym wzrok bruneta odwrócił się i skoncentrował na czymś przed nim, prawdopodobnie na kolejnej butelce wina, która nigdy nie weszłaby w jego posiadanie, bo był przecież tylko ledwo radzącym sobie studentem. Powinien po prostu odejść z miejsca zdarzenia, bo przecież miał tyle innych, bardziej ciekawych rzeczy do robienia (szukanie czegoś, co nie wywołałoby w jego życiu kryzysu pieniężnego, zazdroszczenie ludziom przesiadujących w sklepach z drogimi zegarkami i biżuterią, unikanie alejki ze słodyczami i próby zrozumienia, jaka karma byłaby najlepsza dla jego psa), ale nie ruszył się. Winę zrzucił na kuszący napój w naczyniach przed nim rozstawionych, ewentualnie na sympatyczną reklamę umieszczoną na ścianie tuż obok chociaż mógł podejrzewać, co powodowało to niezdecydowanie, takie rzadko spotykane w jego życiu. Tkwił więc ze spiętymi ramionami w takiej niepewności zaledwie parę sekund, bo wtedy nieznajomy ponownie się do niego odezwał. Matthew zdał się uradowany takim obrotem spraw i przeniósł na niego swoje spojrzenie, co w sumie wcale mu nie przeszkadzało. Musiał przyznać, że młody mężczyzna był całkiem przyjemny dla oka i aż dziwił się, że to nie było pierwszą cechą, którą w nim zauważył gdy tylko został poproszony o pomoc. Zapewne jego oceniający po pozorach umysł zauważył to po cichu, nie chcąc go dekoncentrować ani na chwilę, bo przecież był w stanie przez przypadek zrzucić na podłogę cały regał z butelkami z winami. Uśmiechnął się delikatnie jednym kącikiem ust i przytaknął ruchem głowy.
    - Jestem na filologii francuskiej – odezwał się natychmiast.

    [Kupimy, na pewno.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Wiedziałam, że jednak skądś kojarzę!]

    Matthew na własne życzenie wyprowadził się z rodzinnego mieszkania, bo żaden z jego rodzicieli nigdy na to nie naciskał. Jeśli tylko płaciłby swoją część czynszu (stwierdzili, że a jak, skoro już zaczął sobie dorabiać niech zacznie też te pieniądze inwestować w coś pożytecznego i niech powoli wprowadza się w życie dorosłego człowieka), sprzątał po sobie, nie rzygał po imprezie trwającej do czwartej nad ranem na ulubione dywany mamy, nie hałasował, nie dręczył kota czy młodszej siostry, jak najbardziej mógł zostać. Jednak wreszcie wieczne upominanie się co do tego, że ten dom nie był jego osobistym hotelem na dłuższy staż, znudziły mu się i zmusiły do podjęcia decyzji, która należała do najważniejszych w jego życiu. Nieliczne rzeczy o walorze osobistym wrzucił do worka i wynajął małą kawalerkę, której drobna powierzchnia wystarczała mu aby wyładował na niej swoją jeszcze nastoletnią potrzebę bałaganu i zamieścił w niej małego psa, który miał mu służyć za motywację do częstszych spacerów i porannych biegów oraz do przyzwyczajenia się do wydawania pieniędzy na inną żywą istotę, niż on sam.
    Po prostu nie mógł nie zauważyć, że coś w dopiero poznanym chłopaku było zdecydowanie inne od otaczającego go codziennie tłumu. Jego uśmiech, sposób poruszania się i obserwowania świata nie był zwyczajny – tkwiła w nim całym jakaś forma niewinności która z pewnością przyciągała do niego ludzi, jednak w tym samym momencie według Sparksa sprawiała wrażenie niebezpiecznej i pełnej kuszenia. To dobrze. On przecież zawsze lubił wyzwania (no chyba, że miały one coś wspólnego ze wczesnym wstawaniem).
    Z lekkim uśmiechem przedstawił się i uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń. Według jego światopoglądu, był to pierwszy prawdziwy kontakt, bo przecież stykające się palce podczas przekazu butelki były oczywistym przypadkiem. Obca skóra zdawała się być cieplejsza od jego własnej i miękka, jakby ona także była przesiąknięta niewinnością kompletnie panującą nad tą osobą. Ale wtedy padłe następne słowa, a te pozory zdały się w jednym momencie rozsypać i połamać na własnych szczątkach. Nie wiedział dlaczego tak pomyślał, ale do obrazu drobnego Rina z miękkimi dłońmi wcale nie pasował mu zawód prawnika, sędziego czy czegokolwiek innego związanego z prawem. Uniósł więc brwi w zaskoczeniu i uśmiechnął się szeroko, nie ukrywając swojej niecodziennej reakcji.
    - Mam się zacząć bać przyszłego, dość nietypowego prawnika?

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bardzo prawdopodobnie masz to stare, bo i tak nie zaglądam od wieków...]

    On sam nigdy nie miał specjalnego wsparcia ze strony rodziców, ale nie było przecież tak tragicznie. Nie zachwycali się nim przesadnie gdy był dzieckiem bo nie zdawał się mieć żadnych specjalnych talentów; ot, kolejne zwykłe dziecko bawiące się figurkami dinozaurów i codziennie oglądające Spongeboba w telewizji. Gdy dorósł oczywiście od czasu do czasu złościli się na niego niesamowicie jak wszyscy rodzice w stosunku do swoich nastoletnich dzieci, bo szła w dół nie tylko ilość godzin które spędzał we własnym domu, ale także jego oceny. Ważniejsi byli dla niego znajomi i codzienne spotkania gdzieś na mieście, jednak gdy wreszcie zrozumiał, że musiał coś umieć aby wyjść na ludzi upodobał sobie języki, a w szczególności język miłości. Nie słuchał ludzi mówiących mu, że to zbiór dźwięków gardłowych więc paskudnych, że Francja to kraj pedałów, sera i żabojadów, że w nie aż tak wielu miejscach na świecie można się nim posługiwać – wiedział swoje i na tym postawił, bo od zawsze był człowiekiem nie akceptującym jakąkolwiek pomoc od świata zewnętrznego i gotowym do zrobienia komuś na przekór tylko po to, aby podkreślić swoją indywidualność. Oburzone nauczycielki mówiły, że miał duszę typowego punkowca, a on gdy tylko dostał się na studia i okazało się, że nie radził sobie na nich aż tak źle, miał ochotę odnaleźć wszystkie ich adresy i pokazać im jak bardzo się myliły, to wszystko pod postacią obnażonego środkowego palca.
    Przyzwyczaił się już do tego, że rzadko kiedy ludzie rozumieli co miał na myśli wypowiadając pewne słowa. Nie zawsze miał ochotę (czasu miał aż za dużo) na wytłumaczenia, więc wzruszał nieznacznie ramionami, mówił, że sam nie wiedział co to miało znaczyć lub po prostu odchodził z lekkim uśmiechem na ustach. Przecież nie wszyscy muszą wiedzieć co kryje się w jego głowie.
    W słowach chłopaka było coś co wywołało mrowienie w czubkach jego palców, jakby nie mógł się na coś doczekać. Rin był intrygujący szczególnie dlatego, że uśmiechał się niewinnie, jednak z jego ust wydobywało się coś kompletnie innego niż niewinność – a przynajmniej według uszu Matta, dziwnie czujnych w tym momencie na jakikolwiek dźwięk, westchnięcie, mruknięcie lub słowo. Był niespokojny i powoli zaczął rozumieć, że coś go do tego chłopaka przyciągało i sprawiało, że chciał wiedzieć więcej. Jego wieczna ciekawość z pewnością nie zostałaby zaspokojona przez zwykłe imię, nazwisko i kierunek studiów. Och, no i rodzaj wina, który trafiał w jego gusta. Słowa wypowiedziane przez jego usta były takie soczyste, a on chciał więcej.
    Propozycja która padła zdziwiła go niemało. Aż musiał skupić konkretniej na nim swój wzrok i szybko przeanalizować to, co widział aby upewnić się czy po prostu sobie tego nie zmyślił; jego brwi uniosły się gwałtownie, ale wreszcie jeden kącik ust został nieznacznie pociągnięty do góry przez jakąś niewidzialną nitkę.
    - To brzmi bardzo wytrawnie jak na studenta żyjącego na kanapkach i pizzy, jeśli czasem się trafi – odezwał się, po czym odpowiedział bezmyślnie. Nie obchodziło go to, co miałby z nim wypić; grunt, że miał na to szansę. - Herbata też jest w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejne słowa zdawały się go hipnotyzować, ale przede wszystkim przyciągały, przyciągały coraz bliżej i zdawało mu się, że robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Nie każdego dnia zdarzało się że przypadkowo poznana osoba w spożywczaku prosiła go o zdanie co do własnego obiadu, nie ukrywając przy tym licznych pytań oraz faktu, że chciała ten obiad zjeść z nim. Jeszcze mniej naturalne było to, że on miał zamiar tak po prostu się na to zgodzić, jakby Rin był jakimś starym kumplem z dzieciństwa – szczególnie uroczym i kusząco wyglądającym. Czy on robił to specjalnie? Matthew nie miał o tym pojęcia, jednak spojrzenie rzucone w jego stronę po prostu wyrwało mu wszelkie słowa z ust. Właśnie chciał się zapytać co miał na myśli mówiąc, że nie był zwykłym studentem (to zabrzmiało trochę tak, jakby pluł na jego marną sytuację finansową i niepodległość w stosunku do rodziców, ale to nic, chłopak wciąż był cholernie uroczo-kuszącym stworzeniem i chyba nie potrafił odezwać się do niego złym słowem, czy rzucić gniewne spojrzenie), gdy ten spojrzał na niego w sposób przez który wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł błyskawiczny dreszcz. W takich sytuacjach jego wada co do oceniania po pozorach stawała się jeszcze bardziej nachalna, bo ocenianie po pozytywach przychodziło mu o wiele łatwiej, a jak na razie Rin ukazywał jedynie swoje dobre strony. Bardzo dobre. Jak na przykład sposób w jakim na niego patrzył.
    Bez wątpliwości podążył za nim, ewidentnie kierując się w stronę regału z herbatami. Stanąwszy przed nim od razu zaczął szukać wzrokiem marki, którą kupowali jego rodzice i która kojarzyła mu się z dzieciństwem, więc prawdopodobnie głównie dlatego była taka dobra; już miał sięgnąć po odpowiednią paczkę gdy chłopak znów przemówił. Zerknął na niego przez ramię i uśmiechnął się delikatnie, bo dobrze się składało. Jego dłoń przesunęła się nieznacznie w prawo i zamiast najzwyklejszej herbaty chwyciła tą cytrynową, która była ulubioną Sparksa.
    Uśmiechnął się szeroko, słysząc wielką garść pytań skierowanych w jego stronę. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem ktoś zainteresował się nim na takim poziomie, więc sprawiło mu to niemałą przyjemność; poza tym, no cóż, chłopak był po prostu jeszcze bardziej uroczy gdy w zmieszaniu spuszczał wzrok. Nie wiedząc czemu, Matt miał ochotę wyciągnąć rękę w jego stronę i po prostu przesunąć palce po jego skórze: ona także sprawiała wrażenie specjalnie kuszącej. Oderwał się jednak od swoich bardzo niecodziennych fantazji (przecież zazwyczaj najwyżej przyglądał się przystojnym nieznajomym z daleka, a nie wybierał się z nimi na wycieczki po ulubiony rodzaj herbaty) i pokazał chłopakowi paczkę którą trzymał.
    - Wolę kawę. Taka cytrynowa może być?

    OdpowiedzUsuń
  6. W zasadzie Matthew lubił nie tak bardzo mówić, jak rozmawiać. Uwielbiał prowadzić rozmowy na najprzeróżniejsze tematy (chociaż i tak ich większość była błaha i nie do końca przydatna w prawdziwym życiu), wymieniać się z kimś opiniami lub informacjami, po prostu komunikować się ze światem. Chodziło o to, że był chyba nieco onieśmielony przez to co się aktualnie działo. Chyba każdy by przyznał, że była to dość nietypowa sytuacja: spotkała się całkiem przypadkiem dwójka ludzi i okazało się, że obaj przypadli sobie do gustu, w jeden lub drugi sposób, mniej lub bardziej. Jeden z nich ewidentnie flirtował, przyciągał i kusił, a drugi nawet nie starał się temu oprzeć, bo po co? Nie sądził aby ktokolwiek mógł odmówić tej twarzyczce i temu uroku osobistemu. Przede wszystkim kuszenie Rina odbierało mu mowę, ale nie szkodzi, bo chłopak mówił za ich dwóch. Oczywiście Matt zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę i nieco niezręcznie się z tym czuł, a w efekcie chciał postarać się to zmienić. Nie mógł pozwolić aby chłopak zrezygnował z zaproszenia go do siebie, bo kto wie jak to mogło się skończyć?
    - Kawę piję parę razy dziennie – odezwał się, podając mu herbatę i następnie chowając dłonie za plecami, jak to często robił. - Dobremu studentowi zawsze jest potrzebna.
    Skupił na nim swoje spojrzenie gdy ten uważnie oglądał opakowanie, w tym samym czasie lekko uśmiechając się. Matt spojrzał na jego powieki i rzęsy, ładnie ułożony nos i usta o uroczym kształcie, ale chwilę później musiał odwrócić wzrok i udawać, że wcale nic takiego się nie wydarzyło, bo Rin skończył swoją inspekcję herbaty cytrynowej.
    W pewien sposób gdzieś w głębi podejrzewał, że było jakieś małe (malutkie) prawdopodobieństwo co do zaistnienia tej propozycji, jednak tak czy siak jego serce zrobiło mały podskok w miejscu, a koniuszki palców przeszedł ciepły, przyjemny dreszcz. Coś z całego zachowania Rina podpowiadało mu, że chłopak nie pozwoliłby aby to była znajomość na jedno przypadkowe spotkanie przy alejce z winami, na które Sparksa nie było stać. Wcale mu to nie przeszkadzało, ale... Ale nie mógł być taki oczywisty. Musiał (chciał) się troszkę pobawić.
    - Czy ty nie wiesz ile złych rzeczy mogłoby mi się stać, gdybym akceptował wszystkie zaproszenia na obiad od przypadkowo spotkanych w spożywczaku osób? - zagadnął retorycznie, chociaż i tak na jego twarzy malował się pewien rodzaj uśmiechu podczas gdy skupiał całą swoją uwagę na chłopaku. - Powinienem zrobić selekcję i szczerze powiedziawszy, nie wiem co o tobie myśleć. Wcześniej była jakaś wzmianka o lekceważeniu przeciwnika i o jakiejś taktyce, więc...

    OdpowiedzUsuń
  7. Matt niestety praktycznie zawsze oceniał ludzi po pozorach przy pierwszym spotkaniu, a jego zdanie o nich ewentualnie zmieniało się podczas gdy rozwijała się także ich znajomość. To go przyzwyczaiło nie tylko do zaskoczeń, ale także do uczucia zawodu, które mimo wszystkiego występowało mniej, bo zazwyczaj oceniał negatywnie i wiele razy zniechęcał się do kogoś po prostu patrząc na jego drobne gesty, sposób poruszania się czy mówienia. Rin musiał się więc uważać za wyjątkowego, bo nic w nim nie zdawało się chłopaka odstraszać, wręcz przeciwnie; ale może po prostu robił to specjalnie? Sparks nie wiedział kompletnie co o tym myśleć, bo nie mógł się także domyślić jakie on mógł z tego wyciągnąć wynagrodzenie. Mógł się ucieszyć już faktem, że podobał się Mattowi – a przynajmniej ta drobna część jego którą zdążył poznać w tej krótkiej i bardzo przypadkowej konwersacji. Podobał mu się jego wygląd, ale przede wszystkim sposób kuszenia i przyciągania zmieszany z czystą niewinnością; taka mieszanka nakręcała go niesamowicie.
    Uśmiechnął się cwaniacko na dźwięk słowa randka, który w jego uszach brzmiał tak, jakby był otwarcie i specjalnie dodatkowo podkreślony. Zdecydowanie lubił grać w otwarte karty, lubił bezczelny podryw i może sam zazwyczaj nie posuwał się do takich kroków, ale potrafił bardzo ładnie się za to odwdzięczyć. Lightwood miał u niego już parę punktów na plusie które pozwoliłyby mu odebrać swoją nagrodę, gdyby tylko miał na to ochotę. Sparks zrobiłby to z wielką przyjemnością.
    - Pozwolisz, że jednak skorzystam z twoich umiejętności w kuchni i może wreszcie zjem coś bardziej zdrowego – odezwał się w końcu, chociaż w sumie nie chciał dać mu satysfakcji akceptacji tak szybko. Podobała mu się ta gra, która czasami mogła być denerwująca i frustrująca dla drugiej strony. - Poza tym, śmieciowe jedzenie jest zdecydowanie za mało romantyczne jak na pierwszą randkę – tak jak Rin zrobił to poprzednio, on także specjalne podkreślił te dwa słowa, stawiając na nie nacisk i jeszcze puszczając naprawdę bardzo mało oczywiste oczko do chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  8. [W takim wypadku odpiszę Ci w niedzielę bo naskrobany w tym momencie odpis (na który i tak już długo czekasz, przepraszam) byłby beznadziejny, tyle stresu.]

    OdpowiedzUsuń
  9. Matthew nawet nie myślał o tym, że dopiero co poznany chłopak mógłby okazać się seryjnym mordercą, psychopatą czy skończonym dupkiem, który chciałby go tylko przelecieć, bo... Bo przecież wyglądał tak uroczo, po prostu nie mógł być kimś ze złymi intencjami. Matt patrzył na jego uroczy uśmiech i drobne dłonie i był tego pewien, prawie stuprocentowo, chociaż raczej chodziło o to, że on rzadko kiedy przejmował się ludźmi czy tym, co mogło mu się ewentualnie stać. Ktoś zabawi się nim i pewnego dnia po prostu zniknie bez słowa, pozostawiając go z poczuciem winy i brakiem wytłumaczeń? W porządku. Ale po co martwić się tym teraz, jeśli nadal nie ma się pewności czy to naprawdę się wydarzy, przez co nie można temu zapobiec? Jeśli miał w życiu płakać i się martwić, chciał robić to jedynie w dokładnym momencie przeznaczonym do tego. Nie wcześniej, bo to przecież bez sensu.
    Zadowolony uśmiechnął się i kiwnął głową w odpowiedzi, jednocześnie sięgając po tylną kieszeń wąskich spodni i wyciągając z niej komórkę, na której zapisał adres Rina gdy ten tylko mu go podał. Już nawet we własnej głowie zaczął obmyślać, o której godzinie musiałby wziąć autobus żeby się nie spóźnić i ile dokładnie zajęłoby mu przemierzenie tej trasy.
    - No widzisz – odezwał się. - Gdybym akurat nie patrzył na produkty na które mnie nie stać, nie miałbyś idealnego wina do swojego kurczaka. To prawda, że zainteresowania łączą ludzi...
    -
    Podczas spaceru ze spożywczaka w stronę własnego mieszkania – które, dzięki Bogu, nie było aż tak daleko, bo w przeciwnym wypadku prędzej umarłby przez fatalną kombinację głodu i lenistwa - prawie udało mu się zapomnieć o tym, że miał jeszcze to normalne życie sprzed spotkania z chłopakiem, który zdawał się chcieć kusić go z każdą sekundą coraz bardziej, a jemu jak najbardziej się to podobało. W życiu zdarzało mu się wierzyć w wiele głupot – jak na przykład w sekretną sektę Illuminatich czy istnienie możliwości, że cały świat ludzki to tylko komputerowy eksperyment innej cywilizacji – ale ta akurat zdawała się być bardziej prawdziwa od reszty: nie każdemu zdarza się w tak codziennym miejscu spotkać cholernie atrakcyjną osobę, która w dodatku zdaje się tak po prostu z nim flirtować i zaprasza go na obiad, który zapewne będzie wspominał jeszcze przez dłuższy czas. Ten dzień sprawiał że zaczął myśleć, że może nie jest tylko szarym, zwykłym i leniwym studentem z psem i marzeniem o lisie.
    Gdy przekroczył próg swojego mieszkania rzeczywistość zdała się do niego powrócić jak bumerang agresywnie uderzający o swojego niedoświadczonego właściciela: była ona pod postacią Oscara, który natychmiast zerwał się ze swojego miejsca na kanapie i podbiegł do niego aby zacząć skakać mu po stopach, udając że nie, wcale nie siedział na zakazanym miejscu. Matt rozglądnął się dookoła i zdał sobie sprawę z tego, że zanim zapukałby do drzwi podanego mu adresu musiałby wykonać parę obowiązków... Jak najszybciej, bo pewnych momentów nie chciał przekładać coraz głębiej w czasie.
    -
    Po siedmiu minutach (wcale nie spoglądał na godzinę wypisaną na wyświetlaczu komórki średnio co piętnaście sekund) autobus wreszcie zatrzymał się na odpowiednim przystanku, a Sparks wyszedł i natychmiast skręcił w swoje lewo, trzymając się chodnika i z każdą chwilą zbliżając się do odpowiedniego numeru domu. Podczas tej podróży dotrzymały mu towarzystwa słuchawki w uszach, dzięki którym jego bezmyślne stukanie palcem we wszystko, co w ten sposób wydawało z siebie jakiś dźwięk uzyskało jakiejś postaci rytm; naciskając dzwonek przy nazwisku Lightwood grzecznie ściągnął je i wepchnął gdzieś do kieszeni spodni, a następnie jakby obsesyjnie przeczesał włosy palcami i przesunął jeden opuszek po swoim nostrilu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na jego ustach automatycznie pojawił się uśmiech gdy ujrzał przed sobą nieco drobniejszą od jego postawę Rina. Przywitał się i oczywiście jego uwadze nie mógł umknąć jeden szczegół, który naprawdę ucieszył jego oczy – tatuaże na przedramionach. Podwinięte nogawki jego czarnych spodni aż zdawały się krzyczeć „spójrz na kostki i zachwycaj się”, ale jak na razie nie odezwał się w żaden sposób na temat. Przynajmniej wiedział już na co subtelnie zerkałby od czasu do czasu, siedząc przed nim po drugiej stronie stołu. Sama myśl o tym wywoływała u niego pewien rodzaj podekscytowania.
    Oczywiście rzucił mu się w oczy także ubiór. Podczas gdy Lightwood miał na sobie nieco bardziej elegancką koszulę w kratę, on poprzez te parę godzin jedynie zamienił zwykłą czarną koszulkę na lekki granatowy sweter, który jakoś szczególnie przypadł mu do gustu (i który, w razie konieczności zaistniałej sytuacji, mógł zostać rzucony gdzieś na bok żeby z dumą pokazać tatuaż na klatce piersiowej; nie, Matt wcale nie zaczynał wypisywać mentalnie różnych scenariuszy przeznaczonych na to popołudnie).
    Wszedł z uśmiechem do mieszkania i od razu rozglądnął się po przedpokoju, ciekawsko zerkając także w stronę korytarza i na drzwi, które ukazywały mu kawałki innych pomieszczeń. Zazwyczaj lubił zwiedzać cudze mieszkania: wszystko, co było większe od jego skromnej kawalerki zdawało się bardziej interesujące i fascynujące, jakby nawet ściany zostały wybudowane w inny, bardziej profesjonalny sposób. Dźwięk jego własnego imienia w ustach Rina po raz drugi tego dnia wydał mu się niesamowicie przyjemny, tak samo jak podszyte i ukryte intencje kuszenia, które tak bardzo go do tego człowieka przyciągały; został zaprowadzony do kuchni i podczas tej krótkiej wycieczki zdołał już odnaleźć dookoła pięćdziesiąt szczegołów, które go interesowały.
    - Mieszkasz sam? - zapytał się, stojąc na progu kuchni. Pomyślał o tym, że może dla kogoś innego cała ta sytuacja i potrzeba dowiedzenia się, czy żył tu jeszcze ktoś inny, kto ewentualnie mógł przerwać jego akt kradzieży, zabójstwa lub gwałtu byłyby naprawdę podejrzane, ale widocznie nie dla Rina. Jakimś cudem ufał mu i zapraszał do swojego mieszkania. A może ze wszystkimi tak robił? Może właśnie on był złodziejem, zabójcą lub gwałcicielem?
    Wreszcie zawiesił na dłuższą chwilę wzrok na stole, chociaż dopiero po paru sekundach podszedł bliżej. Doceniał to, że chłopak się dla niego wysilił i nie zmusił na kolejny dzień jedzenia pizzy czy gotowych kotletów z supermarketu, które miały w sobie tyle mięsa, co on dobrego rozsądku.
    - Przyjemnie to wygląda – odezwał się, siadając na krześle przeznaczonym dla niego i łapiąc w swoje sidła spojrzenie Lightwooda, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. - Nie wątpię, że będzie mi smakowało.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Kup sobie kota. Albo psa, jak ja - zaproponował z lekkim uśmiechem, gdy tylko usłyszał wzmiankę o poczuciu samotności. Sam zrobił dokładnie to samo gdy tylko wszedł w świat dorosłości, jednakże jego wybrankiem był... niestety pies, a nie upragniony lis. Taki drobny, rudy i uroczy, żeby mu skakał po łóżku o czwartej nad ranem i gryzł palce podczas snu. Matt od dzieciństwa był zafascynowany takimi zwierzętami i gdy dowiedział się, że gdzieś w Europie niektóre osoby faktycznie posiadały te istotki jako zwierzęta domowe, nie tylko oglądnął chyba wszystkie istniejące filmiki na Youtube na ten temat, ale sam zaczął marzyć o posiadaniu takiego przyjaciela. Najlepiej o imieniu Sammy, bo jest ono takie lisie.
    Oczywiście bardzo subtelny kierunek wzroku Rina pozwolił mu natychmiast zrozumieć, czym chłopak był zainteresowany gdy zadawał mu następne pytanie. Szczerze powiedziawszy trochę liczył na to, aby sprawy obróciły się w ten sposób, ale... Ale musiał odegrać troszkę niedostępnego, bo w innym przypadku po prostu nie byłby sobą. We własnej uległości nie widział niczego interesującego, potrzebował czegoś, co podpięłoby ciekawość do panującej atmosfery. Otwierając wino i kładąc je na stole, ostentacyjnie spojrzał na swojego rozmówcę dopiero po jakimś czasie.
    - Cóż, nie wiem czy jesteś tego godzien - odezwał się, sztucznie unosząc swój ton głosu i niestety nie potrafiąc zdjąć sobie uśmiechu z ust. - Zobaczymy później. Na razie masz punkt dla siebie, bo fundujesz mi darmowe jedzenie, a to bardzo ważne. Mogę? - zapytał delikatnie, wskazując palcem jeden z talerzy.

    OdpowiedzUsuń