21 września 2014

emotionless

Quenby
Towarzyszy jej wrażenie, jakoby nie miała uczuć i nie odczuwała emocji. Zawsze spokojna, wszystko kalkuluje na zimno.
Trzyma się z boku, nie chcąc się plątać w politykę obozu. Niech robią, co chcą, byle tylko dali radę przetrwać.
Strateg i studnia bez dna do łowienia pomysłów, jak zrobić coś z niczego. Zaplanuje wszystko z zegarmistrzowską precyzją.
Nie szuka posłuchu, choć i tak często decyduje za wszystkich.
Tak naprawdę szuka tylko spokoju i możliwości jako takiego życie bez niebezpieczeństw.

4 komentarze:

  1. Spokojnie siedział na gałęzi. Nie było to nic nowego. Całkiem powszechny wypad w stronę obozowiska przybyłych. Nie powiedziałby, by miał do nich inne nastawienie niż reszta. Zakłócili spokój tych terenów, przybywając z powrotem na Ziemię. Był niemal przekonany o racji twierdzenia, że należy przepędzić ich najszybciej, jak to możliwe. Dlatego też wyczekiwał na sygnał i dłużyło mu się to okropnie. Obserwowanie tych ludzi było zajęciem nużącym, choć od czasu do czasu zdarzały się ciekawsze przerywniki. Dla niego było ich jednak stanowczo za mało. Spojrzał wprost, by zorientować się, co robi jego towarzysz. W przeciwieństwie do niego wbijał wzrok we wszystkich razem i każdego z osobna, jakby szukając dobrego celu. Zielone liście osłaniały ich całkowicie od oczu gapiów a dawały też możliwość swobodnego rozglądania się na wszystkie strony. Pozycja niemal idealna. Niemal, gdyż wycofanie się w niej było praktycznie niemożliwe. Z pozoru szczegół, wcale nie był szczegółem.
    Oparł głowę o chropowatą korę i spojrzał w dół. Nie działo się nadal nic. Czekanie stawało się nieznośne. Nigdy nie należał do tych szczególnie cierpliwych, choć sam nie dostrzegał w tym żadnego problemu. Musiał wreszcie rozprostować kości. Kilka godzin bezczynności to zdecydowanie za wiele. Ciche kukanie rozległo się pośród koron drzew, nad którymi zapadał zmierzch. A więc już nastał czas.
    Zsunął się z drzewa prosto do zarośli. Siedział tam dłuższą chwilę, czekając na resztę. Kilka sylwetek niczym cienie przesunęło się po gałęziach. Ktoś stanął za nim. Obrał sobie cel. Nie było to może jakieś wyzwanie, ale zawsze trzeba od czegoś zacząć. Przesunął się kilka kroków do przodu, mocniej ściszając drzewiec włóczni. Wszystko wydało mu się w jednej chwili jasne. Nic nie mogło go rozproszyć, a przynajmniej takie odnosił wrażenie.

    Dla łatwiejszego podpisywania komentarzy:
    Arrigo

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie działoby się nic ciekawego, gdyby nie fakt, że nagły trzask wypełnił przestrzeń nieopodal jego. Odwrócił głowę w tamtą stronę i pobiegł. Ciekawość znów pchała go gdzieś niezależnie od woli reszty grupy. Musieli się przyzwyczaić, nawet jeśli nie mieli zamiaru tego robić.
    Las był jego środowiskiem i bez trudu mógł podejść każdego, pozostając jednocześnie niezauważonym. Bądź, co bądź, ale mieszkał tam już sporo czasu, nie opuszczając go nawet na krok i był przystosowany wyłącznie go takiej rzeczywistości. Miał zamiar zatem trwać z niej niezależnie od woli przybyłych ludzi, którzy powinni ją niezwłocznie opuścić. Nie potrafił znieść ich widoku. Naruszali całe jego pojęcia o świecie i wprowadzali zamęt w całe życie. Nie obchodziły go powodu, dla których tu przybyli, mieli odjeść.
    Skrył się i przyjrzał przybyłej. Zacisnął mocniej palce na włóczni gotowy ją wykorzystać. Uniósł ją delikatnie do góry i starannie dobrał ścieżkę, zmierzając do kobiety od tyłu. Stanął za nią i przyjrzał jej się jeszcze raz. Zdradziła już swoje położenie i niedługo mogło ich być tam więcej. Nie przejąłby się tym, nie miał ku temu powodu. Zawahał się jednak i nie zrobił tego. Nie potrafił po prostu rzucić w nią grotem, choć byłoby to najprostsze rozwiązanie w tej sytuacji. Stał i patrzył.
    Musiała wyczuć jego obecność i on o tym wiedział. Nie reagował jednak, jakby na coś czekał, chciał się czegoś dowiedzieć. Zdał sobie sprawę z faktu, iż interesuje go jej zachowanie, a nawet samo miejsce, z którego przybyła. Po prostu chciał niektóre rzeczy wiedzieć i nic nie miało tego zmienić. Przybliżył się, osłaniając się dzidą. Postępował po swojemu. Nie potrafił inaczej.
    Przeszył ja swoim spojrzeniem, jakby próbując zrozumieć. Jednak chciał jednocześnie wyrzucić te myśli z głowy. Nie mógł nawet próbować się w nią bratać. Nie była jedną z nich. Była wrogiem, który przybył gdzieś z góry. Powinien ja zabić, bo tylko do tego tam był, a jednak wciąż nie potrafił tego zrobić. Ręka mu drżała i spływał po niej pot. Musiała widzieć jego niezdecydowanie. Chciał się do tego zmusić. Zacisnął zęby i spróbował. Nie dał rady. Pewność siebie gdzieś się ulotniła.

    Arrigo

    OdpowiedzUsuń
  3. Stał dalej, zmuszając się niemal, by w ogóle utrzymać dzidę w ręku. Cieszył się, że nie widzi jego twarzy. Nie potrafił jej zabić, choćby nawet ktoś z jego ludu miał wówczas szanse na przeżycie. Własne ciało stawiało opór. Jakby stracił nad nim kontrolę, choć może właśnie była zbyt duża. Odwrócił się na chwilę, rzucając drzewiec na ziemię. Nie wiedział, co wówczas pomyślała. Nie obchodziło go to. Chciał jak najszybciej pozbyć się tego ciężaru. Zanim mogłoby stać się coś gorszego. Nie odrywając wzroku od mokrego pnia zwalonego na ziemię, powiedział:
    – Uciekaj.
    Nie było go stać na nic więcej. Słuchał już tylko, by wiedzieć kiedy dokładnie nastąpi szelest zarośli. Chwila ciszy była ledwie mgnieniem oka. Wiedział, ze tek będzie, choć wcale nie chciał dopuścić do wiadomości faktu, że zawiedzie. Był pewny, że wszystko pójdzie tak jak powinno. Nawet jeśli nie opracował dla siebie żadnego planu, nie miał ścisłe wyznaczonego celu. Myślał, że nie są mu potrzebne. Być może jednak były.
    Chwilę później rozległo się nawoływanie. Mieli się wycofać i to natychmiastowo. Nie wiedział, że odszedł aż tak daleko. Odgłosy bladły na tle gwaru leśnego, który powoli starał się powrócić do normalnego cyklu życia. Przeszedł kilka korków, zatrzymał się i pobiegł.
    Długo nic nie mówił. Uczucie wstydu było zbyt silne. Przytłaczało całym swoim ciężarem i zdawało się, że nie odejdzie jeszcze przez dłuższy okres. Niektórzy wiedzieli, inni się domyślali. Mógł to przewidzieć. Wieści rozchodziły się szybko. Potrzebował czasu, by jakoś poradzić sobie z dziwnymi spojrzeniami. Chyba po raz pierwszy był zupełnie sam. Starając się nabrać spokoju i pomyśleć, spoglądał na księżyc, jakby czegoś oczekując. Cokolwiek jednak miało to być z pewnością nie nadeszło.
    Ponownie coś szykowali, a on ponownie miał się sprawdzić. Tym razem nie było w nim jednak entuzjazmu, który towarzyszył mu przy pierwszym wypadzie. Nie zrezygnował, ale utkwiło w nim głęboko przekonane, że nic nie zdziała. I ponownie popełni same błędy. Nie poszedł i czuł się z tym dobrze. Hałas go nie dosięgnął, on sam mógł w spokoju cieszyć się własnym domem, korzystając z towarzystwa drzew, trawy i jakichś kamieni. Sceneria niemal idealna, gdyby nie zakłócało jej kilkoro dzieci, bawiących się całkiem wesoło i oczekujących powrotu dorosłych.
    Arrigo

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wybacz opóźnienie, już tłumaczę. Jeśli zachodzi taka potrzeba to mogę coś dopisać, nie ma sprawy. Uznałam, że spotkają się po raz drugi w lesie, tylko pozostawiłam okoliczności tobie (jak wspomniałam mogę opisać, bo to mój błąd). ]

    Arrigo


    OdpowiedzUsuń