20 października 2014

gold



Blue Vase
To ten rodzaj osoby, którą niekoniecznie widać, ale za to słychać. Ma zdanie na dosłownie każdy temat, choćby nawet nie miała o nim bladego pojęcia. Odzywa się nieproszona, zawsze obstaje przy swoim. Nazbyt często kłóci, chlapie jęzorem bez zastanowienia. Uwielbia być górą, uwielbia wygrywać wszystkie słowne potyczki. Zdecydowanie za często używa ironii. A już na pewno pakuje się w kłopoty z częstotliwością o wiele większą niż przeciętny człowiek.
Gryzie. Fuka. Atakuje. Całkiem jak kot z kolcem wbitym w łapę.
Od zawsze ma wrażenie, że czegoś (lub kogoś) w jej życiu brakuje. Czegoś, bez czego z trudem teraz oddycha.


8 komentarzy:

  1. Od kiedy tydzień wcześniej ogłoszono go nowym szeryfem, Henry miał niezwykle wielką potrzebę znikania nagle w niewytłumaczonych okolicznościach. Nikt, czy to ojciec, narzeczona czy podwładni, nie wiedział, gdzie się podziewa. Widzieli tylko, jak wraca, zsapany i spocony, niezbyt skory do rozmów. Tak też było i tamtego dnia.
    Dobrą godzinę biegał po lesie, korzystając z przerwy w pracy. Właściwie to na komisariacie w Storybrook niewiele się działo. Kilka drobnych przestępstw w tygodniu można było uznać za owocny okres. Masters ani myślał na to narzekać.
    Wspaniale zmęczony, z głową wolną od wszelkich myśli, wbiegł do biura i nie zaszczycając nikogo ani spojrzeniem od razu udał się pod prysznice, których na szczęście nie zlikwidowali ze względu na jego usilne prośby. Policjanci nie pocili się zbyt wiele w tamtych dniach.
    Zdziwił się, gdy Collins, nowy na komisariacie, wlazł do szatni i lekko zmieszany oznajmił mu, że musi przeprowadzić przesłuchanie. Wybrał sobie na to naprawdę dziwny moment, zważywszy na fakt, iż Henry stał właśnie pod strumieniem wody, z szumem obijającym się mu o plecy.
    - Pięć minut - rzucił tylko i odwrócił się do chłopaka plecami. Nie miał ochoty patrzeć mu w oczy znajdując się w takiej sytuacji.
    Niedługo później wyszedł stamtąd, ubrany w biały t-shirt, obcisły w odpowiednich miejscach, i ciemne jeansy, z włosami nadal mokrymi po prysznicu. Stwierdził, że nie warto ich suszyć.
    Od razu skierował się do pokoju przesłuchań, oczekując, że po przekroczeniu progu ujrzy któregoś z miejscowych pijaczków, trafiających do nich tak często tamtymi czasy.
    Nieźle się zdziwił.
    - Dzień dobry - powiedział, patrząc na dziewczynę o dziewczynę o niezwykle intensywnych niebieskich oczach. Były tak piękne, że aż coś go w środku zabolało, a to dziwne uczucie nieznanego pochodzenia, z którym mierzył się od dłuższego czasu, znów rozlało mu się po żołądku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Henry usiadł naprzeciw dziewczyny, która nie uraczyła go nawet jednym spojrzeniem, z wyrazem zdziwienia na twarzy. Nie był przyzwyczajony do bycia ignorowanym. Nie uważał tego za coś złego, co to, to nie. Czasami nawet pragnął, by ludzie nagle przestali go zauważać. Tyle że będąc synem burmistrza w tak małym miasteczku jak to było to po prostu niemożliwe. Szczególnie kiedy samemu dzierżyło się funkcję szeryfa.
    Wciąż wpatrywał się jej w oczy, szukając w nich odpowiedzi. Jakby miały nagle przemówić i go oświecić, rozwiać wszelkie wątpliwości, które męczyły go od dłuższego czasu.
    - Panno... Vase - powiedział po chwili namysłu, posiłkując się jej aktami, leżącymi na blacie tuż przed nim - co panią do mnie sprowadza?
    Nadal przyglądał się jej twarzy uważnie, nie chcąc i nie mogąc oderwać od niej wzroku. Badał każdy jej centymetr, zupełnie jakby była układanką, którą zamierzał rozwiązać. Masters uwielbiał układanki, a szczególnie te, które wymagały od niego większej uwagi.
    - Czy jest pani ranna, panno Vase? - spytał, nie kontrolując zaniepokojenia w swoim głosie, gdy jego wzrok przemknął po zaczerwienionym policzku dziewczyny. Mógłby przysiąc, że widział już powolny proces powstawania wielkiego, fioletowego sińca.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ojej, ależ ona słodka. Aż ma się ochotę zrobić jej krzywdę.]

    OdpowiedzUsuń

  4. Był trochę zdziwiony jej wybuchem, ale nie zamierzał pokazywać tego dziewczynie. Po prostu na nią patrzył, wodząc długimi palcami wokół ust, jak to miał zwykle w zwyczaju gdy się nad czymś zastanawiał. Cały czas nie mógł pozbyć się dziwnego wrażenia, które krążyło mu gdzieś po głowie w okolicach potylicy. Że czegoś mu brakowało. Czegoś, co było niesamowicie blisko, a mimo to poza jego zasięgiem.
    Poczekał, aż dziewczyna skończy mówić po czym wstał i wyszedł z pomieszczenia, co nie było najmilszym zachowaniem, lecz nie pozwolił pannie Vase czekać na siebie długo. Przyniósł ze sobą zimny okład na jej puchnący policzek, który podał jej bez większego ociągania. Potrafił wyobrazić sobie jej drobną buzię z potężnym siniakiem i ten widok przyprawił go o dziwne uczucie w okolicy splotu słonecznego. Coś jak porządne uderzenie, wywołujące mdłości i odejmujące dech w piersi.
    - Powie mi pani, co się pani stało, czy będę musiał zgadywać? - znów spytał odrobinę zbyt protekcjonalnym tonem. Nie potrafił nad sobą zapanować widząc ją w takim stanie, co było dziwne, skoro nawet nie znał tej dziewczyny, pierwszy raz w życiu widział ją na oczy, a ona na dodatek była dla niego niemiła.
    - Nikt, kto bije kobietę, nie będzie siedział sobie spokojnie na wolności, przynajmniej nie w tym mieście.
    Gabinet rozbrzmiał kolejną wzniosłą przemową, z których słynął Henry, od najmłodszych lat oddany sprawie, utożsamiający się z każdym cierpiącym i w każdej mniejszości, zupełnie jak król, jednoczący się zw swoimi poddanymi.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Z chęcią zobaczę ich poobijane oblicza, proszę mi wierzyć - powiedział z nieskrywanym zadowoleniem. Nie podejrzewał drobnej dziewczyny o to, że będzie potrafiła sama się obronić, szczególnie przed przeciwnikami,gdzie położyła nacisk na ich liczbę mnogą.
    - Najlepiej jeśli to będzie za kratkami aresztu. Co powie pani na to, panno Vase?
    Chciał, żeby się zgodziła. Chciał, żeby pozwoliła sobie pomóc, bo nawet przez pryzmat złośliwości i uporu widział w niej niewinną istotkę, której trzeba było pomóc. I on zamierzał to zrobić.
    - Plus, nie wierzę w to, że jest pani groźna - rzucił niby od niechcenia, zerkając na nią jednak uważnie, starając się wyczytać coś z jej twarzy. - Zresztą, ta część z recydywistką też nie trzyma się za bardzo kupy. Ja w tym pokoju siedzę już czwarty raz w tym tygodniu, a proszę na mnie popatrzeć - wskazał sam na siebie rękoma, dotykając materiału koszuli opinającego się na piersi - żaden ze mnie recydywista.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuł jak gdzieś w głębi gardła tworzy mu się zator, zatrzymujący powoli dopływ powietrza, a trzepotanie w piersi powoli stawało się nie do zniesienia. Nie mógł pojąć jak ktoś miał czelność skrzywdzić tak kruchą i delikatną istotę. Jak w ogóle mógł podnieść na nią rękę, skoro była tak... Nie potrafił znaleźć nawet odpowiedniego słowa.
    Bezwiednie wyciągnął rękę i chwycił jej dłoń, tę którą nie przyciskała lodu do policzka, i zaczął gładzić kciukiem kostki w kojącym geście. Nigdy wcześniej niczego takiego nie robił. Nie mógł się jednak pozbyć tego dziwnego kłucia w potylicy, szeptu, podpowiadającego, że robił. Gdzieś dawno temu, prawdopodobnie w poprzednim życiu.
    Tę trwającą jedynie krótką chwilę scenę zaburzyło wejście jednego z podlegających Henry'emu policjantów. Patrzył na nich z uniesionymi brwiami i wymowną miną.
    - Przepraszam - wymamrotał Masters, sam nie wiedząc, za co konkretnie, po czym wstał i opuścił pomieszczenie w ślad za mężczyzną.
    - Dowiedziałeś się czegoś? - spytał tamten, ewidentnie rozbawiony całą sytuacją.
    - I owszem. Panna Vase jest niewinna - odrzekł szeryf, krzyżując przed sobą ramiona i patrząc na tamtego odrobinę wyzywająco. Nie miał zamiaru się powtarzać.
    Policjant, ze szczęściem dla niego samego, jedynie wzruszył ramionami. Dyskutowanie z przełożonym nie leżało najwyraźniej w jego kwestii z czego Henry był więcej niż zadowolony. Nikt przynajmniej nie uświadamiał mu, jak bardzo nieprofesjonalnie zachowywał się w stosunku do Blue.
    Przygotował świeży okład i wrócił do pokoju przesłuchań.
    - Nie za wiele może zrobić z tym lekarz - odrzekł, wskazując głową na jej poobijany policzek, znów czując dziwny ucisk w żołądku - proszę więc pozwolić mi odwieść się do domu.

    OdpowiedzUsuń

  7. - Tyle że istnieje przepis, który nakazuje eskortę wszystkich poszkodowanych przesłuchiwanych - powiedział bez chwili namysłu. Nie kłamał, taki przepis rzeczywiście istniał, brzmiał może trochę inaczej i nie dotyczył dziewcząt ze stłuczonymi obliczami ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie szeryf.
    - Szczególnie że przywieziono tu panią radiowozem, czyli nie przybyła pani o własnych siłach. Nie wiemy, czy nie zemdleje nam pani za rogiem - Znów używał tego dziwnego tonu, w dodatku mówiąc o sobie w liczbie mnogiej jak to zawsze robili przedstawiciele prawa dla poparcia własnego autorytetu i pokazania, że w razie czego mają dziesięciu za sobą więc lepiej im nie podskakiwać. W razie czego.
    - Jako że to mnie przypadło przesłuchiwanie pani, ja jestem zobligowany do odwiezienia panią do domu.
    Miał nadzieję, że nie będzie stawiała oporu tylko zgodzi się na jego lekko naciągane argumenty i da się zawieść. Henry jakoś nie mógł pogodzić się z nadchodzącym rozstaniem, chciał więc przeciągnąć je w czasie jak najdalej.
    Otworzył drzwi i przytrzymał je ręką, jednocześnie wskazując, gdzie dziewczyna ma się udać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wspominała o angielskiej królowej, lecz zostawił jej uwagę bez komentarza. Tak samo jak tę o klaustrofobii. Ktoś z jej kartoteką policyjną nie mógł mówić poważnie, przynajmniej w takich kwestiach. Od samego początku widać było, że za wszelką cenę chce wykręcić się od tej podwózki. Może i powinien jej na to pozwolić, jednak sam przed sobą musiałby skłamać, twierdząc, że miał na to ochotę.
    Otworzył dziewczynie drzwi od strony pasażera i nie czekając na to, aż wsiądzie, obszedł radiowóz i sam wpakował się na miejsce kierowcy. W momencie gdy miał już odpalać silnik, telefon ukryty w kieszeni na piersi zaczął mu wibrować niecierpliwie.
    Twarz narzeczonej rozjaśniła ekran jego smartfona. Dzwoni Anabelle głosił napis nad zieloną słuchawką. Od razu poczuł, jak psuje mu się humor. Pewnie znów dzwoniła, by ustalić szczegóły związane z ich nadchodzącym ślubem. Kolory serwet, styl kieliszków, lista prezentów ślubnych... Henry miał już serdecznie dosyć wszytkich tych spraw. Rozmowa, choćby samo myślenie o nich sprawiało, że miał ochotę wiać, biec przed siebie i nie zatrzymywać się, dopóki nie przekroczy granicy kolejnego hrabstwa.
    Przyglądał się dzwoniącej komórce jeszcze przez kilka sekund, po czym wyciszył ją i wrzucił między siedzenia.
    - To co, ruszamy? - spytał, starając się brzmieć pogodniej niż w rzeczywistości się czuł.

    OdpowiedzUsuń