Jack Frost
- 21 lat ciałem, duchem… trochę więcej,
- pochodzi z malowniczego kontynentu – Australii,
- tak, rodzice mieli ubaw, każąc wpisać to właśnie imię w akt urodzenia,
- niestety nikt go nie będzie kojarzyć z Dziadkiem Mrozem, bo nigdy się nie zestarzeje (głupio wyszło, ale już trudno),
- poczucie humoru… tak, czasami mówi coś, co uważa za zabawne… szkoda, że nikt inny poza nim się nie śmieje…,
- pije ludzką krew ze szklanki,
- kocha psy, miał już ich dość sporo, za każdym płakał tak samo mocno,
- podróże to jego drugie imię, Nowy Jork wydaje się być sponio o tym czasie,
- czasami poważny, trochę niecierpliwy,
- kocha się w czekoladzie i malinach,
- chciałby śpiewać, ale jeszcze ktoś go odkryje i będzie chciał zrobić z niego gwiazdę i co?
- robi kolejne studia z nudów, tym razem socjologia, bo czemu nie?
- uwielbia tatuaże, ma już ich kilka na swoim ciele.
Tony zawsze miał dobry humor, kiedy w swoim notatniku widniało imię nowego klienta. To oznaczało, że mógł pokazać swoje umiejętności komuś, kto wcześniej nie miał z nim styczności, a TO wróżyło bardzo dobrze, bo Anthony wypadał ZAWSZE świetnie przy pierwszym spotkaniu. Robił dobre wrażenie za każdym razem. Kiedy jego uszu dobiegł dźwięk dzwoneczków, co zwiastowało przybycie ów ludzia, z łobuzerskim uśmiechem na ustach zerknął w tamtą stronę. Jego spojrzenie zatrzymało się na twarzy cholernie przystojnego mężczyzny, mniej więcej w jego wieku.
OdpowiedzUsuń- A witam, pana! W czym pomóc? - zagaił.
- A i owszem! - rozpromienił się Black.
OdpowiedzUsuńNadal z tym samym uśmiechem podwinął rękawy swojej czerwonej koszuli w kratę, nonszalancko zapiętej jedynie na najwyższy guzik, po czym pokazał klientowi swoje - przyznajmy to szczerze - n i e s a m o w i t e rękawy.
- Większość to moja własnoręczna robota. Myślę, że nie każdy tatuażysta może pochwalić się czymś takim - przyznał z nieskrywaną dumą.