Zachary Moon
21 lat / Australia / student
socjologii /
chłopiec do towarzystwa
Nie jestem dziwką, powtarza sobie za
każdym razem, kiedy nieznajomi do niego piszą z propozycją. Ile razy musiał się
wstydzić, kiedy ludzie proponowali mu seks. A przecież nie na tym polega jego
praca! On ma być miłym towarzystwem, którym klient ma się chwalić i czuć się
przy nim dobrze. Inni mają zazdrościć takiego towarzysza. Tu pochwali, tam
skomplementuje. Jest elegancki, schludny, kulturalny. Uśmiecha się serdecznie
do wszystkich. Kiedy na niego patrzą, czują do niego sympatię. Tak ma właśnie
być.
Chciał
wyjechać z rodzinnego kraju odkąd pamięta. Nim skończył liceum, pracował i
zbierał pieniądze na bilet w jedną stronę do Waszyngtonu. Udało mu się, nawet
dostał się na studia. Problemem było jedynie utrzymanie się tutaj. Na szczęście
znalazł rozwiązanie. Znajomi się dziwią, że ma takie drogo wyposażone
mieszkanie, a on mówi im tylko, że ma kasę od rodziców. Przecież nie każdy zrozumie
jego pracę…
Awantura, która zakończyła jego poprzedni związek, jeszcze w tydzień później brzmiała
OdpowiedzUsuńmu w uszach. Znów usłyszał te same wyrzuty, co poprzednio, ba, co zawsze. Enty raz usłyszał, że nie umie okazywać uczuć, jest niemiły, manipuluje faktami. Basil tylko udał, że słucha swojego, teraz już byłego, partnera, po czym oświadczył mu, że jak aż tak bardzo mu się to nie podoba, może spieprzać. Nie sądził, że jego"luby" weźmie te słowa na poważne, ale ku jego zdziwieniu ten naprawdę spakował wszystkie swoje rzeczy i wyszedł.
Był to kiepski moment na zakończenie związku, szczególnie, że stało się to zaledwie półtora tygodnia przed bardzo ważnym, biznesowym przyjęciem. Nie znosił ich, ale wiedział, że musi się na nich pokazywać, robić jak najlepsze wrażenie, a to było znacznie łatwiejsze, gdy mógł pokazać się z dobrze prezentującym się partnerem u boku. Był to właściwie jedyny powód, dla którego żałował tego rozstania, szczególnie w tamte chwili.
Z początku chciał się wymówić z całej tej imprezy złym samopoczuciem, raz mógł sobie na to pozwolić. Jednak przeglądając odmęty internetu, znalazł inne rozwiązanie. Chłopak ze znalezionego ogłoszenia bardzo mu się spodobał, z początku pod względem wizualnym, potem, przy spotkaniu, okazał się również sympatyczny i kulturalny, wydał mu się wręcz idealnym kandydatem do odegrania roli "dobrze prezentującego się towarzysza".
W "sądny dzień" wyszedł z domu trochę zbyt późno, by dotrzeć na czas po chłopaka. Punktualność w sprawach prywatnych, czy nawet takich półprywatnych, takich, jak to przyjęcie, nie była jego najmocniejszą cechą. Na szczęście udało mu się dotrzeć zaledwie kilka minut po umówionej godzinie. Zatrzymał samochód przed domem, w którym mieszkał chłopak i otworzył okno, nie chcąc wysiadać z auta.
– Cześć! – krzyknął i pomachał do stojącego już przed budynkiem.
[Wiem, że moje tempo odpisywania ssie jak cholera, przepraszam za nie z całego serca i, jak babcię kocham, obiecuję poprawę.]
OdpowiedzUsuńBasil w żadnym razie nie obawiał się wtopy. Nawet gdyby ktoś przypadkiem poznał jego towarzysza, nigdy w życiu nie puściłby pary z ust. W jego profesji (i przy okazji środowisku, w którym, chcąc nie chcąc, się obracał) bardzo liczyła się reputacja, nikt nie zaryzykowałby jej przyznając się do tego, że rozpoznał chłopaka i wie, czym ten się para. To wzbudziłoby zbyt wiele podejrzeń. Sam Basil, znalazłszy się w podobnej sytuacji, nigdy by się nie przyznał do posiadania takiej wiedzy; niezależnie od tego, jak bardzo nie lubił tego, co robił, nigdy w życiu nie pozwoliłby sobie na spieprzenie tego przez jeden incydent. Całe to przedsięwzięcie, poza tym, że bez wątpienia ratowało mu tyłek i honor, było dla niego w pewnym sensie ciekawym eksperymentem, który jednak nie miał w żaden sposób odbić się na jego dalszym życiu.
Przez moment, jeszcze przed samym wejściem, miał, jak zwykle zresztą, ochotę odwrócić się na pięcie i zrezygnować z całej tej imprezy, ale poczucie obowiązku zwyciężyło; ostatni raz rzucił okiem na Zacharego, przykleił sobie do twarzy wystudiowany uśmiech i ruszyli na podbój bankietu.
Początek jak zwykle był najgorszy; witanie się z ludźmi, których w większości szczerze nie znosił, ale wypadało być dla nich miłym, przedstawianie każdemu z osobna swojego uroczego towarzysza (co akurat było najprzyjemniejszą częścią tej całej szopki; w końcu kto nie lubi pokazywać się z przystojnymi, robiącymi dobre wrażenie ludźmi u boku?) i zwalczanie usilnej chęci wzięcia nóg za pas. Musiał jednak przyznać, że był pod ogromnym wrażeniem uprzejmości i profesjonalizmu, jakimi odznaczał się Zack; cały czas dyskretnie go obserwował, trochę z obawy, że coś mogłoby pójść nie tak, trochę ze zwykłej, ludzkiej ciekawości. W końcu jednak cała ta katorga dobiegła końca.
– Jestem pod wrażeniem – stwierdził z uznaniem. Miał nadzieję, że chłopak właściwie odbierze tę pochwałę; komplementowanie i temu podobne rzeczy były kolejną słabą stroną Basila. – Korzystając z chwili spokoju... Masz ochotę zatańczyć?
[Jeszcze raz przepraszam, taka przerwa się więcej nie powtórzy.]
OdpowiedzUsuńWiększość ludzi na tym przyjęciu pamiętała czasy, kiedy Basil był szczylem, latającym wszędzie za ojcem i matką; tatuś zostawił mu firmę z ugruntowaną, wysoką pozycją (z czego zresztą Dallas był niezbyt dumny; myślał o ludziach, którzy mieli znacznie większe predyspozycje i chęci do pracy prawnika, a mieli nikłe szanse na łatwą karierę, bo nie pochodzili z odpowiednich rodzin. I czuł się przedziwnie z tym, że miał tak łatwo, a nie był w stanie tego dobrze wykorzystać), więc nie dość, że Basil całe towarzystwo znał "od podszewki", to czuł się jak na spotkaniu rodzinnym, wśród wujków, cioć i kuzynów, za którymi szczerze się nie przepada, ale jest się dla nich miłym, bo tak wypada.
– Potraktuj to jako dodatkowy komplement, bo znaczy to tyle, że umiesz dobrze wykorzystać swój niezaprzeczany urok osobisty. Większość z tych ludzi trudno jest zainteresować na dłużej niż dwie minuty czymś, co nie wiąże się z ich pracą – powiedział cicho; tak, by nikt postronny nie usłyszał, ale by równocześnie miał pewność, że dotrze to do uszu jego towarzysza.
Sam ułożył dłoń na boku chłopaka, niezbyt nisko, by broń boże nie naruszyć jego przestrzeni osobistej ani nic z tych rzeczy; zdało mu się, że dostrzegł ten cień zawstydzenia na jego twarzy, ale zareagował na to tylko uśmiechem, chyba pierwszym naprawdę szczerym tego wieczoru; wolał jednak skupić się na tańcu, który jako pierwszy od dawna sprawiał mu przyjemność.
[Jestem zmuszona kolejny raz przepraszać, tym razem problemu narobiła poczta, która posłała z jakiegoś powodu Twój odpis do spamu. Więc przepraszam. :(]
OdpowiedzUsuń– Kurczę, jeszcze trochę i zrobię się zazdrosny – zażartował. Chociaż nie należał do typu wesołków, wychodził w tej chwili z założenia, że miłą atmosferę należy utrzymać jak najdłużej, skoro już zapanowała. Faktycznie, wieczór wyjątkowo nie był dla niego katorgą, tak zazwyczaj dobrze nie czuł się nawet przy swoich stałych (choć było to określenie średnio trafne, wziąwszy poprawkę na fakt, że żaden z nich nie zagrzał miejsca u jego boku na dłużej niż rok, a i to była pojedyncza sytuacja); był stworem wybrednym, dlatego Zack mógł sobie pogratulować wręcz podwójnie.
Pojawienie się obok nich mężczyzny wyraźnie zepsuło Basilowi samopoczucie. Znał go i bynajmniej nie był z tego powodu szczęśliwy. Właściwie, to stwierdzenie było pasowało do wielu osób, które znajdowały się na tej sali.
– Wybacz, ale jesteśmy zajęci rozmową – powiedział; starał się brzmieć uprzejmie, a na twarz przykleił sobie wyjątkowo nieszczery uśmiech. Po chwili jednak się zreflektował i spojrzał na Zacka. – Chyba, że masz ochotę...