22 lutego 2015

This is a rebel love song


Lily Evans
VII rok | 10 i ¼ cala, wierzba | łania

Kalendarz mieszczący się w głowie mówi, że dzisiaj trzeba napisać wypracowanie na transmutację na półtora rolki pergaminu, przeczytać rozdział na historię magii i poćwiczyć jedno z tych nowych zaklęć. A potem jest spotkanie Klubu Ślimaka u Profesora Slughorna. Wieczorem za to trzeba będzie napisać długi list do rodziców, bo już dawno tego nie robiła. Czas jest wypełniony po brzegi, nie ma miejsca na jakieś bzdury, zabawy czy też głupiutkie randki z równie głupimi chłopakami. Jeszcze tego by brakowało.
Skrajnie poukładana, w jej mniemaniu wszystko jest albo czarne, albo białe i ma swoje miejsce w porządku świata. W jej małej rzeczywistości nie ma miejsca na ekscesy. Sprawia wrażenie aż do przesady poważnej i dojrzałej, rzadko się uśmiecha. Stara się nie wyróżniać, błyszczy jednak na zajęciach dzięki wiedzy i inteligencji. Pewna swoich racji i zaciekle ich broniąca. W końcu ma te swoje zasady, których trzyma się zawsze i wszędzie. Pomoże dokładnie każdemu, kto tej pomocy potrzebuje.
Może wydawać się odrobinę oschła i zamknięta w sobie. Wszystko to jednak jest formą obrony wynikającą z tego, że zwyczajnie boi się komukolwiek zaufać. Nic dziwnego, skoro jedyny przyjaciel okazał się być inny niż jej się wydawało.
...a tak naprawdę Lily jest po prostu okropnie samotna.

5 komentarzy:



  1. James nigdy nie miał problemów z dziewczynami. Widział, jak z nimi rozmawiać, jak je dotykać czy całować. Tyle że Lily nie była jak inne dziewczyny, pod żadnym względem. Nie ważne jak bardzo się starał, jak dużo planował i jak uważnie analizował, i tak nie był w stanie przewidzieć jej reakcji. Raz chciała go całować i trzymać za rękę, raz nie. Była blisko a zaraz potem odsuwała się jakby parzył albo śmierdział, mimo że żaden z tych scenariuszy nie był prawdziwy. Zachowywała się jak wiosenna pogoda, zmienna i nieprzewidywalna, co tylko nadawało jej atrakcyjności w oczach Pottera.
    Usiadł obok niej na kanapie zachowując odpowiedni dystans, wyczytując z twarzy Gryfonki, że tamten moment nie był odpowiedni na dotykanie. Umościł się wygodnie na przetartych poduszkach i spojrzał w okno, rozkoszując się zachodem, rozlewającym się na niebie za oknem.
    - Lubię tu czasem przychodzić i patrzeć na słońce, jego wschód i zachód. Mam wrażenie, że z żadnego innego miejsca w zamku nie wyglądają tak pięknie jak z tej sali. To niesamowite. Te wszystkie kolory, jakby nagle wszystko stanęło w płomieniach.
    Chciał jej o tym opowiedzieć. O tym, i o wielu innych rzeczach, jak zdał sobie sprawę. Chciał, żeby wiedziała tak samo bardzo jak on sam chciał poznać wszystkie jej sekrety, mroczne czy też nie. Wszystkie, które składały się na osobę siedzącą obok niego na starej kanapę, o ognistych włosach i pięknych oczach w kształcie migdałów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spodobał mu się dotyk jej dłoni na czole, nawet jeśli trwał tylko przez krótką chwilę. Ta chwila stanowiła więcej niż miał przez ostatnie lata, więc nawet nie zamierzał narzekać, przymknął tylko oczy, rozkoszując się nią póki trwała.
    - Nigdy nie miałem styczności z eliksirem wielosokowym. Po co być kimś innym, skoro jest się mną? - zaśmiał się, próbując zamaskować swoje rosnące zainteresowanie osobą tamtego tajemniczego Krukona, który podrywał Lily w zeszłym roku. Miał nadzieję, że nie łatwo można było wyczytać to z jego twarzy.
    - Poza tym, boli mnie to, że nie wierzysz w moją romantyczną stronę. Kocham zachody słońca, długie wiersze o straconej miłości i jednorożce. Właściwie, to mam nawet jednego, ale skoro taka jesteś, nie zamierzam ci go pokazywać.
    Mówił z twarzą naburmuszonego pięciolatka, założył nawet ręce na szerokiej piersi, pokazując, że mimo duszonego w środku śmiechu, jest jak najbardziej obrażony jej insynuacjami. Dla dodania powagi sytuacji odwrócił się nawet od dziewczyny, dając jej doskonały widok na swoje plecy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez pierwsze kilka sekund miał wrażenie, że się przesłyszał. Odwrócił się nawet z rozdziawionymi ustami, nie będąc w stanie zamaskować szoku, który nim wstrząsnął. Wiersze o zyskanej miłości? Adekwatne do tego, co się dzieje?
    Miał wrażenie, że to tylko sen, wywołany pewnie jakimś okropnym eliksirem, który Smarkerus dodał mu do dyniowego soku gdy ten nie patrzył. Tak, to na pewno to. Jak inaczej wyjaśnić Lily, siedzącą tak blisko i mówiącą takie rzeczy. Rzeczy, które zawsze chciał usłyszeć, lecz nigdy się ich nie spodziewał.
    - Ja mam bardzo kobiecy dotyk - powiedział w końcu słabym głosem, wpatrując się jej w oczy intensywnie. Próbował znaleźć w nich odpowiedzi na wszystkie pytania cisnące mu się na usta.
    Czuł, że trzęsły mu się ręce, nadal ściśle zaplecione na piersi.
    - Chcesz zobaczyć?
    Wyciągnął prawą dłoń, skierowaną wnętrzem do góry, w jej stronę w dość niepewnym geście, nadal gapiąc się na nią niczym ciele na malowane wrota.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powrócił do swojej zawadiackiej postawy z lekkim trudem, lecz nie zamierzał z niej tak szybko rezygnować.
    - Wiesz, niby tak, ale mogę przynajmniej spokojnie hodować jednorożca - powiedział, patrząc z zainteresowaniem na wyciągnięte przed siebie ręce jakby widział je pierwszy raz w życiu, nie znał na pamięć rozkładu maleńkich blizn i śladów po odciskach od kurczowego trzymania się miotły.
    - Sama zauważyłaś przecież, że wolą kobiecy dotyk - dodał, podnosząc wzrok i uśmiechając się do niej szeroko i szczerze, z błyszczącymi oczami.
    Czekał aż poprosi, by pokazał jej jednorożca, w duchu zaciskając kciuki z całej siły.

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Jamesa Pottera nigdy nie pasowało miano realista czy mocno stąpający po ziemii jednak od kilku ostatnich dni przechodził sam siebie. Co chwilę potykał się na prostej drodze, nie był w stanie skupić na treningu, a wzrok miał ciągle nieobecny. Ktoś postronny nie mógł domyślać się, co działo się pod tą artystycznie zmierzwioną czupryną.
    Rogacz cały czas miał przed oczami twarz Lily, na ustach czuł smak jej ust a jej słodki zapach wciąż otaczał go szczelną powłoką. Był jak w mydlanej bańce. Całkowicie odgrodzony od otaczającej go rzeczywistości.
    Nie powiedział żadnemu z Huncwotów o tym, co wydarzyło się między nim a Evans tej pamiętnej nocy w schowku na miotły. Zresztą, żaden z nich pewnie i tak by mu nie uwierzył. Peter zaśmiałby się histerycznie, Remus polecił, żeby udał się do Skrzydła Szpitalnego, ponieważ na pewno spadł z miotły na którymś z treningów i uderzył się w głowę mocniej niż przypuszczał, a Syriusz... Syriusz pewnie zainsynuowałby pomysł o trójkącie z proferor McGonnagall.
    Nie powiedział im też o tym, gdzie się wybierał, gdy w nocy z czwartku na piątek wymykał się z dormitorium tuż przed północą. Gdy posłali mu pytające spojrzenia, napomknął coś o rozprostowaniu nóg i szybko zamknął za sobą ciężkie drzwi.
    Ubrany w swój najlepszy i najczystczy sweter, parę nowych dżinsów i ze świeżo potarganymi włosami stawił się w Pokoju Wspólnym na minutę przed tym, jak stary zegar nad kominkiem wybił północ. Skroplił się jeszcze szybko wodą kolońską, którą ojciec podarował mu na ostatnie urodziny i był gotowy.

    OdpowiedzUsuń