25 kwietnia 2015

I love the way you hate me



Verveine Hargrove
aktorka głosowa
26 lat

3 komentarze:

  1. [Kiepski ten odpis, ale lepiej nie będzie. Coś ciężko mi się wczuć w klimat. BTW. Urocze zdjęcie.]

    Współpraca z eks nigdy nie brzmi dobrze, szczególnie gdy jedną ze stron minionego konfliktu jest Jacob Blackbourne – mistrz łamania kobiecych serc, bądź po prostu ekspert w rozwalaniu poważnych związków. Nie da się bowiem pokojowo kończyć relacji w momencie, w którym przy zamykaniu rozdziałów towarzyskich korzysta się ze strategii zdzieranego plastra, czyli zdradza się każdą swoją kolejną sympatię. To trochę tak jakby Jake na samo słowo „przywiązanie” czy „partnerstwo” starał się wyeliminować wroga, jakim była ewentualna (podkreślmy: ewentualna) miłość. A ze względu na to, że bardzo nie chciał, by ktoś pomyślał o nim jak o pantoflarzu, często doprowadzał do sytuacji, w których wejście do łóżka byle panny w trakcie chodzenia z tą jedną konkretną okazywało się jedynym słusznym rozwiązaniem. Słusznym dla niego, bo oczywiście strona pokrzywdzona miała co do tego inne zdanie. Wiele z jego partnerek do dziś odczuwało żal na myśl o Jacobie. Właśnie dlatego ponowne spotkania z jego byłymi dziewczynami kończyły się różnorako, ale przeważnie źle. Albo dostawał w twarz, albo spontanicznie pieprzył się z delikwentką w parę miesięcy po rozstaniu, by parę godzin później... dostać w twarz, a jakże inaczej.
    To, że był atrakcyjny dla przedstawicielek płci przeciwnej było wysoce prawdopodobne zważywszy na fakt, że uprawiał seks nawet po przykrej przeszłości z panią X czy Y, ale założenie, że był dupkiem… tego nawet nie trzeba było poddawać dodatkowej analizie, by wiedzieć, że nie tylko jest to wysoce prawdopodobne, ale po prostu prawdziwe. Na szczęście zadośćuczynienie za szkołę średnią to trochę zbyt odległy rachunek sumienia, by musiał go spłacać na bieżąco i dość szybko przekonał się, że Verleine prawdopodobnie jest jedyną dziewczyną przy której nie musi obawiać się o kolejny piekący ślad na policzku. Dlatego przetrzymywał każdorazowo kontakt z nią i nawet potrafił żartować kiedy ona obrzucała go kolejnymi złośliwościami. Ot, tak dla zachowania równowagi.
    Dzisiejszego dnia on również nie był jednak w nastroju. Od rana sprzęt nawalał, przycinając się, a technik zażądał urlopu, więc Jake nie tylko pilnował pracy panny Hargrove, ale również babrał się w kabelkach. Jego ręka tkwiła od jakiegoś czasu pod matrycą, a kolana zaczynały pobolewać od kucania, ale nie poddawał się. Wciąż badał kolorowe druciki w nadziei na sukces i gdy przekładał łącze z jednego gniazdka do drugiego, coś pyknęło, a maszynerię szlag trafił. Byłby skłonny pomyśleć, że to przez niego, gdyby nie fakt, że posypała się cała elektronika, nawet ta, która nie była podłączona pod ten sam obwód elektryczny. Nie pozostało mu więc nic innego jak westchnąć z dezaprobatą.
    — Czemu pytasz o to mnie? — rzucił sucho w odpowiedzi, wyciągając komórkę z kieszeni jeansów i włączając ją tylko po to, by zyskać więcej światła. Studio bez okien to kiepskie miejsce na awarię prądu. Póki nie włączył latarki, zupełnie nic nie widział. Nie mówiąc o tym, że drzwi też były zamykane automatycznie. — No to utknęliśmy — skwitował, wstając z klęczek. Dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę, a przynajmniej w punkt, w który wydawało mu się, że zajmowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Reguła ograniczonego zaufania działa nie tylko na drodze, co warto wiedzieć, gdy była dziewczyna zaczyna powątpiewać nawet w to, że drzwi są zamknięte. Z jednej strony rozumiał, że chciała sprawdzić to na własną rękę (w końcu niejednokrotnie w przeszłości ją okłamał, czasem dla zwykłego żartu), ale... jaki miałby cel w niepokojeniu jej, gdyby nie to, że faktycznie zostali zablokowani w ciasnym studiu? Kobieta, która traci nastrój zazwyczaj z miejsca staje się upierdliwa, więc każdy trzeźwo myślący facet próbowałby za wszelką cenę uniknąć spadku jej humoru choćby dla świętego spokoju. Z nim nie było inaczej. Kiedy mówił, że utknęli, było pewne, że miał dokładnie TO na myśli. Inaczej nie psułby jej i sobie dnia tak głupią odzywką.
    — Nie, Ver, tak sobie tylko pierdolę od rzeczy — zakpił, pozbywając się w ten sposób częściowego napięcia, wynikającego z uziemienia go. Nie czuł się najlepiej ze świadomością o tym, że przyszło mu tkwić w tej klaustrofobicznej pracowni przez cholera wie ile czasu. Gdyby jeszcze trafił do pomieszczenia z jakąś gorącą, łatwą laską, byłoby mu łatwiej przetrawić tę wiadomość, ale Verveine, pomimo tego, że była naprawdę atrakcyjną dziewczyną, niestety stała na przeciwnym biegunie pod względem dostępności. Zamknięta jak iglo na odludziu gdzieś na Antarktydzie w mroźny dzień. Tymczasem Jake nie miał innych pomysłów na zapełnienie sobie czasu poza ewentualnym aktem seksualnym. Nie to, żeby była to jedyna kwestia, jaka zajmowała teraz jego głowę, gdzieś tam na podszewce myśli znajdowała się jeszcze refleksja nad metodami przywrócenia prądu, włączenia systemu alarmowego lub chociażby odblokowania drzwi.
    — A kiedykolwiek miałaś zasięg w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu? To nie ściana z gipsu jak w mieszkaniu na Upper East Side — jak na człowieka zamkniętego w studiu nagraniowym myślał dość racjonalnie, a to dlatego, że rzadko pozwalał wyjść emocjom na zewnątrz. Samokontrola to dobra rzecz, a on w imię pozostania kawalerem opanował tę sztukę niemal do perfekcji.
    — Gdzieś tu powinien być włącznik do awaryjnego zasilania, po prostu go poszukajmy.
    Nim jednak w ogóle udało mu się za to zabrać, zdążył na nią spektakularnie wpaść. Jego ramię trąciło porządnie drobną, kobiecą sylwetkę, powodując dysharmonię w zazwyczaj płynnych ruchach ciała Jake’a. Nic dziwnego, że skończyło się niepowołanym wypuszczeniem telefonu z dłoni. Wraz z uderzeniem sprzętu o ziemię bateria i obudowa rozsypały się po podłodze w bliżej nieokreślonych kierunkach, a on mógł teraz liczyć tylko na światło z latarki panny Hargrove. Przy okazji okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują – był dupkiem, ale przy całym tym przykrym zdarzeniu zachował się znośnie – machinalnie starał się zamortyzować szkody, łapiąc dziewczynę lekko w talii w razie gdyby miała zaraz stracić równowagę. Może nie był dżentelmenem, ale nigdy nie miał też tendencji do traktowania kobiet jak bydła. Wpadł na nią, ale nie chciał doszczętnie jej staranować. Po prostu stracił koncentrację, oglądając się za guziczkami na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak wylewności u kobiety to coś, do czego nie przywykł, więc automatycznie brał to za oznakę pobłażania, bądź fałszywej rzeczowości. Jakkolwiek dobrze radziła sobie z jego towarzystwem, nie wierzył w to, że dziewczyna nie miała mu nic do powiedzenia (lub dodania) w momencie, w którym ją zaczepiał. Lata temu potrafili godzinami się ze sobą przekomarzać, póki jedno nie zamknęło usta drugiemu pocałunkiem, czy inną, równie absorbującą czynnością.
    — A Ty kiedy zmieniłaś tytuł z Królowej Balu na Królową Lodu? — wolał być złośliwy, niż udawać chłodnego, czy obojętnego, jak robiła to ostatnio ona. Momentami zachowywała się tak, jakby chciała się od niego za wszelką cenę odciąć. Wyznaczyć grubą kreską granicę przeszłości i emocji, jakich może przy nim doświadczać. Ale to tak nie działało. Neutralność nie była możliwa w przypadku byłych partnerów. Zawsze pozostawał cień wcześniejszych relacji, niekiedy przybierał kształt przyjaźni, innym razem zbliżał do wrogości, w zależności od tego jak huczne było rozstanie i jakie znamiona nosiło. Ludzie, którzy kiedyś ze sobą randkowali, czy tym bardziej Ci, którzy dłużej ze sobą chodzili, nie mogli przecież cofnąć się do etapu pustej znajomości choćby dlatego, że to plasowałoby ich w grupie obcych, a za dużo o sobie wiedzieli, by nagle przeskoczyć do tej kategorii. No chyba, że w międzyczasie obie strony pod względem charakteru przekręciłyby się o sto osiemdziesiąt stopni, a ich historia dorastania/wychowywania została zamknięta na cztery spusty.
    — Bez obaw, następnym razem w ogóle Cię nie złapię skoro kontakt ze mną jest dla Ciebie aż tak uciążliwy — rzucił z przekąsem, niezadowolony z rozwoju sytuacji. Normalni ludzie w przypadku uchronienia ich przed upadkiem dziękują, a ona musiała jeszcze ponarzekać. — Chyba, że jest wprost przeciwnie i boisz się, że zaszkodzi Ci to w nowej miłostce — dodał, zupełnie ignorując jej wzmiankę o telefonie. Nie planował pełzać po ziemi w poszukiwaniu części telefonu, bo to byłoby dość kłopotliwe, w zamian bezceremonialnie wyjął jej sprzęt z dłoni, uśmiechając się nieco bezczelnie.
    — Więc jak to jest z tą... bliskością? — mruknął pewnie i zadziornie, przysuwając się do niej znacząco, przy czym mały reflektorek latarki, którą teraz trzymał, mignął obok jej ramienia, by ostatecznie rzucić wąską wiązkę światła na podłogę tuż za jej plecami. To dlatego, że bez ostrzeżenia objął jej drobną sylwetkę, dociskając ją lekko do siebie. W tej sytuacji można było sądzić, że przesadził z prowokacją, ale nie taki miał cel. Ku własnemu zdziwieniu.
    — Nie panikuj, chcę Cię trochę ogrzać...
    Ton był łagodny, zupełnie sprzeczny z tym, co prezentował sobą chwilę temu. Dodatkowo, jakby na potwierdzenie swoich słów, zaciągnął jeden z rękawów bluzy do dołu, pocierając materiałem o ciało na plecach koleżanki. W przeciwieństwie do niej, on nie miał żadnego problemu z krążeniem, a przy warunkach jakie panowały w pomieszczeniu i dobrym doborze garderoby było mu nawet za ciepło, co potwierdzało jego gorące ciało.

    OdpowiedzUsuń