17 kwietnia 2015

I went looking for trouble and I found her




Billie Creighton
  

Całe życie wściekła na matkę za tak męsko brzmiące imię, zwłaszcza, że w Akademii była jedyną osobą płci żeńskiej na roku. Facetów aktualnie ma powyżej uszu przez częściowe nadskakiwanie a częściowe nabijanie się z niej przez kolegów ze szkoły. Tylko to ona zagrała im później na nosie, zgarniając najlepszą posadę w tak krótkim czasie.
Jest naprawdę dobra w przewidywaniu i rozwiązywaniu spraw, jej konikiem jest ta informatyczna i elektroniczna strona pracy, jedynym niedociągnięciem w całej jej "karierze" jest kwestia fizyczna. Cóż, pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, jeśli stwórca nie dał takowej możliwości.

4 komentarze:

  1. Jones większość czasu uważa się za szczęściarza. Dzięki pewności siebie, odrobinie sprytu i niepoprawnemu uśmiechowi naprawdę wiele udało mu się osiągnąć. Oczywiście, w niektórych aspektach życia dawał dupy, ale z innymi szło mu całkiem nieźle. Miał trzydzieści osiem lat na karku, dobrą pracę, przyjaciół, dom i zero zobowiązań. Oczywiście, poza pracą.
    A praca jako agent FBI wcale nie była byle jaką malizną, tym bardziej kiedy babra się w sprawach kryminalnych, w szczególności w morderstwach. Na swoim stanowisku powinien być przykładem. Odpowiedzialny, skłonny do poświęceń, trzeźwo myślący i nie podejmujący impulsywnych decyzji. Ha! No właśnie, powinien. Jones jednak jest w gorącej wodzie kąpany. I choć jest skuteczny i wykonuje swoją robotę tak jak należy, to niekonwencjonalne metody i narażanie się na niepotrzebne ryzyko nie jest w smak kierownictwa. Wszystko jest w porządku jak przeglądają statystyki i akta zamkniętych przez niego spraw, a wszyscy wychodzą z akcji cali i zdrowi. Gorzej jednak jest kiedy robi to, co robi zawsze, czyli po swojemu i jeszcze spaprze robotę. Wtedy nikt nie jest skłonny przymrużyć oko i zmuszony jest wysłuchać reprymendy, gróźb zawieszenia i innych dyrdymałów.
    Sprawa nie różniła się od innych. Mieli niezbite dowody, dobry zespół i przygotowaną przynętę. I wszystko szlag trafił kiedy wabik obsrał się ze strachu i dał dyla. Wszystkim puściły nerwy, zaczęła się strzelanina. I choć zbrodniarze zostali schwytani jeden z agentów oberwał i teraz leżał w szpitalu. Naturalnie, odpowiedzialność za całe to fiasko ponosił Marcus. Jak zwykle został wezwany na dywanik do starego. Darując sobie garnitur i krawat, wiedząc, że zostanie odesłany na tydzień wolnego, wszedł do budynku agencji w czarnej skórze i przedartych jeansach. Przywitał się z portierem i resztą znajomych po fachu, zabierał jednemu ze świażaków kubek gorącej kawy i zapukał do gabinetu szefa, nie czekając na odpowiedź, wszedł.
    -Dobra miejmy to za sobą- rzucił na wstępie, a dopiero potem zwrócił uwagę na siedzącą w środku blondynkę. Spojrzał na inspektora nieco skonfundowany, rzadko słyszał by stary cieszył się z jego widoku. Przełożył kubek do lewej dłoni, by móc przywitać się z drobną istotką.- Jones, Marcus Jones- przedstawił się, posyłając jej badawcze spojrzenie uniósł lekko kąciki ust. Kiedy jednak usłyszał kolejna słowa inspektora, parsknął śmiechem i wylał trochę kawy na ciemnoszarą wykładzinę.- Przepraszam cię, skarbie- zwrócił się do dziewczyny, po czym zwrócił wzrok na starszego mężczyznę.- Żartujesz, prawda? Wiem, że schrzaniłem, ok. Powiedz co masz powiedzieć, wyślij mnie na tydzień do domu, ale proszę cię nie chrzań!- powiedział tym razem bez uśmiechu na twarzy. Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na blondynkę i pokręcił głową.- Przecież to dziecko!

    [ Przepraszam, że tyle kazałam na siebie czekać. W końcu uporałam się z wszystkimi innymi sprawami i mam czas przysiąść, i coś napisać.]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jones absolutnie nie zalicza się do szowinistów. Jak nikt wielbi kobiety i niesamowicie cieszy się z ich towarzystwa. I z żadnym wypadku, nie dyskryminuje ich na tle zawodowym, w biurze spotkał wiele uzdolnionych i świetnych, w tym co robią, agentek. Zapewne większość z nich była lepsza od niego samego a on nie zamierzał się z tym spierać.
    Kiedy blondynka odchyliła się na krześle, on nie mógł powstrzymać krótkiego, gardłowego śmiechu.
    - Meow, kociaku. Schowaj pazurki- powiedział rozbawiony, po czym odstawił kubek na biurko szefa. W jego oczach jednak oprócz rozbawienia, było coś jeszcze. Ślicznotka właśnie zdobyła pierwszego plusa, może wcale nie będzie taką porażka.- Teraz, proszę, wyjdź. Mam do pogadania z tatuśkiem- puścił jej oczko i kiwnął w stronę drzwi. Inspektor pokiwał głową na znak, żeby zostawiła ich samych. Gdy tylko zamknęły się drzwi Marcus uderzył dłonią o blat biurka. Rozmowa z przełożonym niewiele mu dała. Naturalnie, dostał potwierdzenie tego, że ma to być jego pokuta. Wychodząc ukłonił się przed starszym mężczyzną. Na zewnątrz czekała jego podopieczna.- Za mną- rzucił jedynie, kierując się do swojego gabinetu. Nabrał powietrza w płuca, pokręcił głową i przetarł twarz dłonią.- Do jutra masz znać sprawę od podszewki. Niech będzie jak papa chce, ale Ty jesteś pod moją pieczą, więc teraz powiem Ci jak będzie to wyglądać- wyprostował się i milcząc przez krótką chwilę, przyglądał się stojącej przed nim, wątłej blondynce.- Masz być jak mój cień. Obserwujesz, notujesz i nie odzywasz się a pytania zadajesz, kiedy ci na to pozwolę- uniósł gwałtownie rękę, podejrzewając, że zamierza mu przerwać.- Nie myśl nawet o pracy na własną rękę. Robisz co ci mówię, kiedy mówię i na kiedy mówię. Możesz się skarżyć ile chcesz, ale koniec końców i tak zrobisz co do ciebie należy. W dupie mam twoje życie prywatne, masz być na każde wezwanie- otworzył pierwszą szufladę i wyciągnął z niej cienką teczkę, sięgnął po małą karteczkę i szybko zapisał ciąg liczb- Masz się uczyć i to jak najszybciej jak możesz. Lekcja pierwsza: zawsze bądź krok do przodu. Tutaj znajdziesz uzupełnienie tego co dostałaś wcześniej i mój numer telefonu, w razie pytań a propos sprawy.

    [Nie wiem jak mają się sprawy wieku w tej dziedzinie, więc uznajmy, że jest OK :D Najwyżej czeka ją długa droga do tego by być samodzielną agentką czy coś...]

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli naprawdę sądziła, że uda jej się coś ugrać próbując robić coś za plecami Marcusa- najwyraźniej ona nie doceniała go bardziej niż on jej. Miał naprawdę wystarczająco kłopotów na głowie, by jeszcze dokuczała mu jakaś nadgorliwa studencina. Chcieli, żeby szkolił młodych, proszę bardzo. On im wszystkich wyszkoli.
    Spojrzał na karteczkę, która odsunęła mu z powrotem i uniósł lekko brew. Pamięć fotograficzna odnotował w myślach sznurując usta, nie komentując tego w żaden sposób. Kiedy jednak poinformowała go jak to dobrze zna sprawę i zapewniła o swojej gotowości, w ciągu dziesięciu minut, nie mógł powtrzymać parsknięcia i pokiwał głową. Pewnie na innych, cały ten jej profesjonalizm zrobiłaby wrażenie.
    - Naprawdę, wzrusza mnie do głębi twoja determinacja i zaangażowanie w sprawę, zawsze uważałem, że brakuje nam tu czirliderek- odparł, nie szczędząc sobie ironii.- I zapewne, twoje uwagi będą bardzo cenne, nic tak nie działa jak burza mózgów i jestem przekonany, że wniesiesz do sprawy świeżość i może nawet przełom, którego póki co nie odkrył skład 6 najlepszych agentów, w całym tym pieprzonym mieście, ale ja dzisiaj wracam do domu. W tym momencie- oznajmił i zadzwonił kluczykami do samochodu przed jej nosem.- Ja przygotowałem się na tygodniowy urlop, więc skoro mam się bawić w niańkę, to od jutra. Miłej zabawy- ukłonił jej się lekko i ruszył w kierunku drzwi. Zaklął pod nosem, wciskając guzik przywołujący windę. Teraz naprawdę udało im się dopiec krnąbrnemu agentowi. Może i zachowywał się dziecinnie, ale wzięli go z zaskoczenia. Dlatego też, potrzebował chwili by wszystko przetrawić, najlepiej z pomocą szklaneczki dobrego alkoholu.

    [ Wiem, że kolejna dług nieobecność, ale wszystko spada na mnie znienacka! Teraz będę miała luzu trochę, więc mam nadzieję udzielać się.
    A co do wątku: przydałoby się omówić co to właściwie za sprawa ma być, nad czym pracują, ja teraz kompletnie wyprana z pomysłów jestem, ale coś wykminimy.]

    OdpowiedzUsuń
  4. Całą noc przesiedział robiąc porządek w papierach, przed czym uciekał tak długo, że wisiał godzinami nad długim stołem w swojej jadalni. Pudła, segregatory i teczki, a nad ranem zamiast liter przed oczami jawiły mu się kolorowe szlaczki. W końcu zasnął, z nosem w papierach, a obudził go natarczywy, wwiercający się w umysł dzwonek telefonu. Ocknął się, delikatnie zdezorientowany, robiąc wielkie oczy. Krótkie kurwa przemknęło mu przez myśl, gdy nacisnął zieloną słuchawkę. Chwilę później zebrał cały bajzel, przeszedł przez łazienkę, by obmyć twarz zimną wodą. Widząc swoje odbicie skrzywił się lekko, przejeżdżając dłonią po zarośniętym policzku. W drodze ze schowka wygrzebał niebieską gumę balonową, którą zapewne zostawił tam młody Hale i wpakował do ust dwa listki.
    Dotarł na miejsce po czterdziestu minutach. Wysiadając poprawił poluzowany krawat, włożył białą koszulę do spodni, a na wierzch założył czarną marynarkę. Mógł prezentować się znacznie lepiej, jednak na ten moment to wszystko, na co było go stać. Bez słowa minął ciekawskich i roztrzęsionych świadków, do których i tak jeszcze wróci, a przy taśmie pokazał odznakę, po czym wszedł na równiutko skoszoną, soczyście zieloną trawę. Wokół krążyło paru techników i kilku policjantów.
    - Agent specjalny, Marcus Jones- wylegitymował się, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać.- Ugh- rzucił, zdecydowanie za głośno, podchodząc do zwłok, dopiero po chwili reflektując się. Nie lubił martwych ludzi i całego tego zamieszania na miejscu zbrodni. W takich chwilach był wdzięczny, że nie jada śniadań. Rozglądał się szybko, pokręcił lekko głową i ponownie zbliżył się do denata. Zupełnie zignorował swoją nową podopieczną, jedynie pokazując jej dłonią, że ma siedzieć cicho.- Co my tu mamy? Ktoś musiał nabroić- dodał, już bardziej do siebie, wyciągając mały notatnik.- Kto tu dowidzi…? A, pan? Dobra, teraz sprawę przejmuję FBI, to znaczy moi.-Póki co nie wiedział nic ani o ofierze ani o motywach, jednak było pewne, że mają do czynienia z morderstwem.- Kulka w tył głowy, najwyraźniej wcześniej więziony, ślady po sznurze na nadgarstkach. Skoro tak dobrze studiowałaś akta, to już wiesz, że tak samo zginęła poprzednia ofiara. Egzekucja.

    OdpowiedzUsuń