Michał
Majewski
Polak z krwi i kości; 23 lata; student; z
dobrego domu; wesoły; przyjazny; sympatyczny; dobry człowiek; mediator w korporacji;
lubi polskie morze, nad którym mieszka; od dwóch lat zakochany w pewnym
mężczyźnie; niezdrowy związek; setki malinek na ciele; setki śladów zębów;
setki powodów do rozstania; zero chęci do odejścia;
Aleks nie był skrajnym socjopatą, jednak nie ulegało wątpliwością, iż nienawidził zarówno ludzi jak i zwierząt, chociaż tych drugich odrobinę mniej. Być może i nie miał ku temu jasno sprecyzowanych powodów, lecz niezmiennie tłumaczył to imieniem i nazwiskiem osoby, która jako jedyna w mniejszym stopniu potrafiła do niego dotrzeć. Michał. Ich związek nie należał do najłatwiejszych, a widowiskowe wybuchy olkowej zazdrości jedynie potęgowały unoszącą się w powietrzu toksynę, lecz jak do tej pory wszystko układało się po myśli Zamojskiego, a przynajmniej do momentu, w którym nie usłyszał propozycji wspólnego wyjścia. W innych okolicznościach zgodziłby się bez mrugnięcia okiem, lecz wizja tłoczących się w jednym miejscu osób skutecznie go zniechęciła; o wiele bardziej wolał zostać w domu i w całości oddać się swojemu ulubionemu zajęciu polegającemu na sukcesywnym pozbawianiu Michała poszczególnych części garderoby, przy okazji nie szczędząc mu niespodzianek w postaci przyjemnego bólu. Chcąc nie chcąc, zacisnął jednak zęby, zmuszając się do włożenia czarnej marynarki i błękitnej koszuli, by z miną godną cierpiętnika pomaszerować w kierunku holu, gdzie zapewne czekał już gotowy i przyszykowany Majewski.
OdpowiedzUsuń— Gotowy, misiaczku — mruknął z typową dla siebie obojętnością, mierząc go od stóp do głów. Zżerająca go ciekawość nie pozwalała mu na dłuższe stanie i beznamiętne gapienie się we własne lustrzane odbicie, dlatego też bez słowa zacisnął dłoń na zimnej klamce, w międzyczasie odwracając się przez ramię i posyłając mu spojrzenie mówiące tylko jedno: Tylko ani mi się waż odejść choćby na jeden kroczek...
— Dobrze ci w tym krawacie — dodał konspiracyjnym szeptem, pociągając go za niego w celu przybliżenia do siebie jego twarzy i ust, na których nie omieszkał złożyć zaborczego pocałunku. Przygryzł dolną wargę mężczyzny, czując na języku metaliczny posmak krwi, jednak dość szybko się zreflektował; poprawił klapy jego marynarki, formując z ust szelmowski uśmiech i wyszedł na ciemny korytarz domu.
W mniemaniu Aleksandra, zorganizowane przez szefa korporacji przyjęcie było zbyt głośne i za bardzo wypełnione równie hałaśliwymi ludźmi, a co za tym szło, już na wstępie ocenił je na wielki i idealnie prosty minus. Tylko i wyłącznie Michał sprawiał, że nie wyszedł z pomieszczenia, robiąc przy tym swoją popisową awanturę a'la zbuntowany nastolatek, przy okazji narażając go na nieprzyjemności ze strony kolegów czy pracodawcy. Czuł na plecach spojrzenia obcych, którzy zapewne głowili się nad rozwiązaniem zagadki odnośnie jego osoby; Zamojski nie miał zielonego pojęcia, czy jego życiowy partner chwalił się nim na lewo i prawo, jednak pomimo braku tej wiedzy zamierzał sprawdzić na własnej skórze reakcję wystrojonych kobiet i dorównujących im wyglądem eleganckich mężczyzn, zachowując się naturalnie i nie próbując udawać kogoś, kim w rzeczywistości nie był. Od czasu do czasu lubił szokować i prowokować, a nieuleczalna zazdrość tylko podsycała krążące po głowie myśli, których nie umiał odgonić. Musiał za wszelką cenę pokazać, że stojąca obok niego najbardziej urocza z żyjących istot należy wyłącznie do niego, a nierespektowane przez Aleksandra gesty czy też słowa wysuwane przez wkraczających na jego terytorium intruzów zakończą się mordem, a co najmniej jednym wybitym zębem i dodanym w gratisie pakietem niemiłych wspomnień. — Jasne — skwitował, przytakując mu kiwnięciem głowy. Nigdy nie był zbyt wylewny, nawet dla niego, uważając, że jego wizerunek złowrogiego macho odszedłby w niepamięć, zastąpiony kreacją pseudo romeo, do którego było mu wielce daleko. Aleks już dawno sprzedał uczucia w zamian za czyste, zwierzęce pożądanie, choć momentami nawet jemu zdarzało się szepnąć na ucho Miśka kilka ciepłych słów, utwierdzających go co do tego, iż nie postrzega go jedynie jako maszyny do zaspokajania potrzeb seksualnych czy innych wymyślnych fantazji. — Stolik z alkoholem — powiedział, wskazując głową na mini barek, przy którym powoli zaczynało zbierać się towarzystwo do libacji, która prawdopodobnie nie dorównałaby tym, które sporadycznie organizował Aleks. — Chodź, napijemy się czegoś. A później mnie przedstawisz, skarbie — dodał, łapiąc go za rękę.
OdpowiedzUsuńZamojski posiadał umiejętność dostrzegania tego, co dla Michała praktycznie nie istniało. Jego wyczulony wzrok rejestrował każde ukradkowe zerknięcie i nawet najmniejsze uniesienie kącika ust w geście uśmiechu, wysyłanemu ku Majewskiemu. Zaborczość i nieufność jedynie podsycały chęci sprawdzenia każdej osoby kręcącej się wokół chłopaka, jednak jak do tej pory podejrzenia na całe szczęście okazywały się być wytworem jego ogarniętej złością wyobraźni. Nie zrażał się tymi drobnymi niepowodzeniami i w dalszym ciągu w niemal maniakalny sposób zarzucał znajomym swojego mężczyzny nieudolne próby podrywu, lecz jeszcze żadna z tych osób nie zaintrygowała go tak bardzo jak poznany moment temu Zawada. Roziskrzone spojrzenie i mimowolne wzdrygnięcie się na słowa to mój chłopak, utwierdziły go w przekonaniu co do tego, iż tym razem się nie myli. Był pewien, że Tomasz z wielką chęcią stanąłby na jego miejscu, trzymając dłoń Michała i tytułując się mianem, które mógł otrzymać wyłącznie sam Zamojski. Raptem on jeden mógł być nazywany kotem, kochaniem czy innego tego typu określeniem, które zazwyczaj używały zakochane w sobie pary dwojga dzieciaków, którymi Aleks i Michał rzecz jasna nie byli. Nikt poza nim nie miał prawa wzdychać do jego uległego misiaczka, wyobrażając sobie chwile, które w rzeczywistości nie miały racji bytu.
OdpowiedzUsuń— Może whisky? Wiem, że je lubisz — odpowiedział, mocniej zaciskając palce na jego odpowiedniczkach, przypuszczalnie serwując mu następną porcję lekkiego bólu. Ani na sekundę nie spuścił wzroku z szefa wielkiej korporacji, badając wzrokiem jego twarz milimetr po milimetrze, aby na koniec dojść do wniosku, iż stojący nieopodal mężczyzna może stanowić pewną konkurencję. Był rywalem, którego trzeba było jak najszybciej unicestwić...
— Misiu jest wspaniałym mediatorem, prawda? — zagadnął parę minut później, zwracając się do Zawady z wyczuwalną w głosie wyższością i sarkazmem. Trzymał w dłoni dostarczoną przez kelnera szklankę z alkoholem, powoli sącząc jej zawartość i sugestywnymi szturchnięciami w bok zmuszając Michała do pójścia w jego ślady. Wiedział, że na trzeźwo nie wytrzyma w tym miejscu nawet godziny i tylko przepływająca przez przełyk substancja mogła wynagrodzić mu czas, w którym walczył z samym sobą o utrzymanie kontroli w ryzach. — Zresztą on nie ma sobie równych, szczególnie w łóżku — dodał z błogą satysfakcją, dumny z tego, iż prawdopodobnie nieznacznie podniósł ciśnienie pana Tomasza.
— Ubrudziłeś się — westchnął, gdy z kącika ust Majewskiego spłynęła bursztynowa kropla alkoholu. W ramach kontynuowania show przycisnął usta do jego warg, koniuszkiem języka zlizując pozostałość po whisky.
— Przecież wiesz, że mam w dupie opinię ludzi — odpowiedział zgodnie z prawdą, jednocześnie ignorując wypowiedź szefa. Rzadko kiedy przejmował się tym, co w danym momencie pomyślą gapiący się bezwstydnie tłumy, chociaż wiedział, że Michał rozumował diametralnie inaczej. Obaj byli jak ogień i woda, jednak jakaś nieznana mu siła non stop przyciągała ich do siebie z niezwykłą intensywnością, uzależniając jednego od drugiego tak, iż osobna egzystencja nie miałaby najmniejszego sensu. Aleks nienawidził robić niczego wbrew sobie, a z biegiem czasu przyzwyczaił się do tego, iż praktycznie zawsze otrzymywał to co chciał, bez wkładania w to większego wysiłku, dlatego też nie miał zamiaru wzbraniać się przed publicznym dotykaniem Michasia i skradaniem mu pocałunków, szczególnie jeśli naprawdę miał na to nieodpartą ochotę. Tym razem jego zachowanie ukierunkował jeszcze - a może przede wszystkim - Tomasz, którego za pomocą paru gestów pragnął brutalnie sprowadzić na ziemię i sprawić, by omijał Majewskiego możliwie jak najszerszym łukiem.
OdpowiedzUsuń— Ale dobrze się złożyło, bo pasują ci te rumieńce, skarbie — nachylił się nad jego uchem, szepcząc tych kilka słów, by następnie odsunąć się na bok i przenieść pewne siebie spojrzenie na Zawadę. Nie zdążył jednak otworzyć ust i zrewanżować się wymyśloną naprędce ripostą, gdyż Tomasz uprzedził go o ułamek sekundy, odzywając się tonem przypominającym tym, którego używano podczas ważnych uroczystości wymagających przemówień. Nie zdziwiło go to jednak ani trochę, zważywszy na zawód, który wykonywał.
— Pójdę już Michale, zaraz zjawią się nasi sponsorzy, trzeba zamienić z nimi kilka słów. Wybaczcie — mimo iż ostatnie słowo wypowiedział w liczbie mnogiej, kiwnął głową tylko w stronę Majewskiego, traktując Aleksandra na równi z powietrzem. Ten odprowadził go wzrokiem, odczuwając ulgę uwarunkowaną tym, że wreszcie zostali sami.
— Okej, teraz mogę iść na fajkę i nie martwić się, że ten dupek zacznie się do ciebie dobierać — mruknął, wkładając dłonie do kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki — Czekaj grzecznie i nie ruszaj się stąd — rozkazał zwyczajowo, na pożegnanie przyciągając go do siebie i przyciskając usta do jego szyi, by niczym rasowy wampir zostawić na tej delikatnej skórze malutkiego siniaczka.
Świeże powietrze otrzeźwiło go przynajmniej w tym minimalnym stopniu, chociaż nie tłumaczył swojego stanu wypitym alkoholem, a wykiełkowaną w umyśle złością, która leniwie opuszczała jego odmęty i wychodziła na zewnątrz, aby wybuchnąć w najmniej odpowiednim momencie. Słowa Zawady natrętnie odbijały się echem od jego czaszki, nie pozwalając poukładać myśli i przede wszystkim ochłonąć, tym samym nabierając zbawiennego dystansu. Czuł, że ten mężczyzna nie należał do osób, które odpuszczały już w samych przedbiegach, dobrowolnie rezygnując z rywalizacji i adrenaliny, krążącej po żyłach przy każdej tego typu sytuacji. Być może odszedł, aczkolwiek Aleks wiedział, że prędzej czy później wróci, a po cichu obawiał się tego pierwszego. Zostawienie Miśka samego na pastwę śliniących się na jego widok osób zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, dlatego też w pośpiechu odpalił papierosa, o mały włos nie podpalając zbyt długiego rękawa marynarki. Nawet nikotyna nie była w stanie go uspokoić, choć zazwyczaj działała jak najlepsza melisa na skołatane nerwy. Tym razem mógł odetchnąć z ulgą wyłącznie będąc obok Majewskiego wiedząc, że nikt nie przekroczył wyznaczonej przez niego granicy. Jeszcze nigdy palenie ulubionego mentolowego papierosa nie poszło mu w tak ekspresowym tempie i zapewne jeśli istniałby konkurs na najszybszego palacza, bez problemu zająłby pierwsze miejsce. Dla zachowania pozorów założył na twarz przeznaczoną dla nie wartego poświęcenia uwagi tłumowi maskę czynicznego i zobojętniałego pokerzysty, w międzyczasie rzucając peta na ziemię i zdecydowanym krokiem kierując się z powrotem na wynajetą przez organizatorów salę.
OdpowiedzUsuń— Trzymaj. łapy. przy. sobie. — warknął przez zaciśnięte zęby minuty później, gdy jego oczom ukazała się prawdopodobnie najgorsza z możliwych scen. Nie patrzył na osoby, którym w czasie pokonywania istnego toru przeszkód wbił łokcie w żebra, przepychając się do ewidentnie napastowanego Michała. Nachylony przy nim szef, nieświadom zbliżającego się zagrożenia, jak gdyby nigdy nic szeptał mu do ucha stanowiące dla Olka zagadkę słowa, nie domyślając się tego, co miało się stać. Tego co nieuniknione.
— Odsuń się, Michał — syknął, mocno łapiąc go za nadgarstek i popychając o parę kroków do tyłu. Nie wierzył, by jego partner w jakikolwiek sposób kusił własnego szefa czy świadomie podjudzał go do działania, acz planował załatwić to z nim w domu, na neutralniejszym gruncie. Teraz marzył jedynie o wybiciu z szefowskiej głowy obrazu Majewskiego, zastępując je wspomnieniami nocy spędzonej na izbie ratunkowej. — Lubisz dobierać się do cudzych facetów, co?! — zakpił — Nie twoja liga chuju, więc jak jeszcze raz zobacze jak na niego patrzysz... — zaczął, mierząc rywala morderczym wzrokiem.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż jest jedynie kelnerem, a nie prezesem wielkiej i dobrze prosperującej korporacji, nie mniej nie przeszkodziło mu to w odpowiedzeniu na pogardliwe spojrzenie tym samym, przy jednoczesnym podniesieniu głowy i zadarciu brody a'la profesjonalny bokser stojący na ringu. Paradoksalnie czuł się identycznie jak ci wyuczeni i wyćwiczeni zawodnicy, którzy z konieczności mordowali się wzrokiem, aby następnie rozpocząć krwawą walkę o wyznawane przez siebie ideały, bądź wręcz przeciwnie: toczyli zażartą bitwę w bliżej nieokreślonym celu, uważając za najważniejsze sam tryumf nad pokonanym przeciwnikiem. Olek bez zastanowienia przyporządkowałby samego siebie do tej pierwszej grupy, choć poprzez targające nim sprzeczne emocje nie miał co do tego stuprocentowej pewności. Z całych sił pragnął rozdeptać Zawadę niczym wzbudzającego obrzydzenie robaka, przy okazji zaciekle broniąc czynnika, który jako jedyny dawał mu siły do codziennego wstawania o świcie i wytrwania aż do samego późnego popołudnia. Był urodzonym dyktatorem, a trzymanie za smycz, wydawanie poleceń, widoczna w zachowaniu postawa hedonisty i sporadyczne traktowanie go na równi z żywym przedmiotem, sprawiały mu przyjemność i nie zamierzał z nich rezygnować, lecz mimo wszystko kochał go na swój własny, niezrozumiały sposób. Ciągłe sprzeczki i wybuchy dzikiej zazdrości argumentował troską o jego dobro i nawet przez chwilę przez jego głowę nie przeszła myśl, iż zazwyczaj narażał go jedynie na kłopoty i nerwy. Nie obchodziła go jego praca, którą w każdej chwili mógł stracić i miał głęboko gdzieś opinię ludzi, którzy zapewne po cichu wymieniali kąśliwe uwagi odnośnie wariata, którego Michał o dziwo nazywał partnerem. W uszach dźwięczał mu wyłącznie głos pewnego siebie Tomasza, który jedynie czekał na nadarzającą się okazję do zajęcia jego miejsca i zagrzania go u boku Misiaczka.
OdpowiedzUsuń— Może i nie potrafi trzymać emocji na wodzy — odwarknął, całkiem nieźle naśladując ton wypowiedzi szefa — Za to ty, palancie, nie potrafisz trzymać łapsk przy sobie — syknął, po każdym słowie zbliżając się do mężczyzny — Nie wiem, na ile taki prezesik jest w stanie zrozumieć prosty przekaz, ale może to cię oduczy przystawiania się do cudzych facetów — dodał, formując z ust kpiący uśmiech. Zacisnął prawą pięść, aby po wykonaniu porządnego zamachu wycelować prosto w policzek Tomasza, zahaczając o żuchwę i prawdopodobnie łamiąc - czy solidnie obijając jego szczękę. Dźwięk tłuczonego szkła wypełnił salę w chwili, w której pozornie bezwładne ciało Zawady runęło na stół z alkoholem, pozbawiając gości możliwości kontynuowanie libacji.
Poobdzierane do krwi kostki obu dłoni zaczynały piec i sprawiać irytujący ból. Po wejściu do taksówki wytarł je o i tak już wybrudzone garniturowe spodnie, nie odzywając się do siedzącego obok Michała ani jednym słowem. Powoli docierało do niego to co zrobił, jednak wątpił, aby wyrzuty sumienia nawiedziły go nawet w kilka dni po feralnym incydencie. Nieprzerwanie trwał przy stwierdzeniu iż postąpił słusznie, chociaż domyślał się, jak zareaguje Michał po przekroczeniu progu mieszkania. Zamojski jeszcze nigdy nie podniósł na niego głosu - jeśliby nie liczyć paru sytuacji, w których było to konieczne - acz tym razem miał nieodpartą ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz to, co myślał o jego przeklętym szefie i jeszcze gorszej pracy, którą ku jego skrupulatnie ukrywanej radości mógł lada moment stracić. Olek był zdolny do zatrzymania go w domu nawet na siłę - choć osobiście wolał sukcesywnie wdrażać w życie subtelne podstępy doprowadzające go na sam szczyt, tworząc z ich wspólnego mieszkania prawdziwe więzienie. Wcześniej nie miał żadnych podstaw co do zorganizowania domowego aresztu, lecz w zaistniałych okolicznościach czuł, że pełna izolacja okaże się jedynym i najlepszym rozwiązaniem. On sam, będąc na miejscu Zawady, za nic w świecie nie pozbyłby się takiego pracownika jakim był Michał, i nie chodziło mu jedynie o jego umiejętności skutecznego rozwiązywania konfliktów. W końcu nikt o zdrowych zmysłach dobrowolnie nie wypuściłby z garści osoby pokroju Majewskiego, nawet - a może szczególnie - po byciu naocznym świadkiem wybuchu agresji bliskiej mu osoby, którego nie powstydziłby się uciekinier zakładu zamkniętego dla chorych psychicznie.
OdpowiedzUsuń— Zapłać temu taksówkarzowi — odezwał się przesiąkniętym cynizmem głosem, używanym wyjątkowo rzadko w rozmowach z Miśkiem. Sam opuścił taksówkę i nie czekając na chłopaka powlókł się w stronę ich małego apartamentowca, naciskając przycisk windy i wjeżdżając na czwarte piętro, gdzie od przeszło półtora roku znajdowało się uwite przez niego i Miśka gniazdko. Miejsce, w którym dawał upust swojej frustracji przy jednoczesnym puszczaniu w ruch wodzy fantazji.
— A teraz chodź do mnie i lepiej się pośpiesz — krzyknął, siadając na samym brzegu łóżka i zdejmując wizytowe buty, od których powoli zaczynały boleć go już stopy.
— Nie wiem co ten chuj ci nagadał i nie chcę wiedzieć — odrzekł tym samym lodowatym tonem — Ale może się pierdolić, zawsze będziesz należał wyłącznie do mnie — dodał cichym szeptem, po raz któryś z rzędu wyrażając się o miłości swojego życia w czysto przedmiotowy sposób. Złapał go za ramiona i popchnął na duże łóżko, aby następnie usiąść na nim okrakiem i wpleść palce w brązowe włosy. Pociągnął za nie odrobinę zbyt mocno, dzięki czemu głowa Majewskiego zgodnie z żądaniem Olka odgięła się do tyłu, dając mu przy tym idealny dostęp do jego szyi. — Do nikogo więcej — mruknął, zaczynając oddawać się swojej ulubionej czynności. Jedną ręką rozpoczął odpinanie guzików koszuli Michała, równocześnie skupiając się na podgryzaniu delikatnej skóry na jego szyi.
Olek uwielbiał patrzeć na tę niewinną buzię należącą do misiaczka, wiedząc, iż w rzeczywistości drzemały w nim całe pokłady siły i emocji, które przeczyły tej zewnętrznej podobiźnie prawdziwego aniołka. Jego dotyk i ciche zapewnienie uspokoiły go przynajmniej w tym minimalnym stopniu, lecz domyślał się, iż po wszystkim uraczy go awanturą roku, którą bez trudu usłyszą nawet lokatorzy mieszkający na parterze. Zakaz wychodzenia do pracy i kategoryczny ban na rozmowy z Zawadą prawdopodobnie nie doszedłby do skutku, dlatego też chcąc-nie chcąc, musiał wdrożyć w życie inny plan, polegający na ponownym złapaniu go w swoje niebezpieczne sidła. Musiał raz jeszcze przejąć nad nim pełną kontrolę i sprawić, aby stał się potulny jak baranek, nie posiadający własnego zdania i będący na każde skinienie jego palca. Zacisnął zęby, walcząc ze samym sobą o odrobinę opanowania, które jako jedyne otworzyłoby mu drogę do sukcesu, eliminując wszystkie napotykane w międzyczasie niepowodzenia. Nie zamierzał usilnie udawać czułego kochanka, woląc mimo wszystko pozostać sobą i za pomocą własnej emanującej na wierzch pewności siebie, osiągnąć oczekiwany efekt.
OdpowiedzUsuń— I nic się nie zmieni — wyszeptał w odpowiedzi na jego słowa, na moment odrywając wargi od jego skóry. Zaraz jednak zacisnął palce na biodrach Majewskiego, schodząc z pocałunkami nieco niżej. W czasie, w którym sunął językiem wokół jego sutków, przez jego głowę przemknęła myśl odnośnie tego, co działo się na zorganizowanym bankiecie, który zapewne wciąż trwał w najlepsze. Ciekawiła go kwestia ochrony, która prawdopodobnie otrzymała jego zdjęcie i bezwzględny nakaz niewpuszczania go żadnego z biur. Żywo interesował się także Tomaszem i jego spekulacjami, obejmującymi ewentualne rozstania w asyście niewyobrażalnej kłótni. Uśmiechnął się na myśl o tym, jak bardzo mylił się niczego nieświadomy pan prezes, a następne z poczynań Olka tylko poszerzyły wymalowany na twarzy uśmiech błogiej satysfakcji.
— Rozluźnij się, misiu. Jesteś strasznie spięty — mruknął, kreśląc ustami kółka na jego podbrzuszu i zabierając się za leniwe zsuwanie jego spodni.
Jego ciche jęki odkąd tylko pamiętał przybrały miano ulubionych dźwięków, które mógł wysłuchiwać w nieskończoność, jednak wiedział, że były one zarezerwowane na specjalne okazje, w ich związku nadarzające się szczególnie często. Nie mniej nie zmieniło to faktu, iż Olkowe ego podniosło się o parę stopni w górę, powoli zbliżając się do przekroczenia maksymalnej skali. Pomimo, że nie należał on do najdelikatniejszych i rzadko kiedy obchodziło go to, co przeżywała druga osoba - wyjątkiem był oczywiście Misiaczek, chociaż i wobec niego utrzymywał pewnego rodzaju zdrowy dystans - lecz mimo to lubił mieć świadomość, iż sprawia mu przyjemność. Okupioną optymalną dawką bólu, ale jednak.
OdpowiedzUsuńWciągnął ze świstem powietrze, gdy poczuł jak ciepła dłoń Majewskiego zatrzymuje się na jego zasłoniętym materiałem bokserek kroczu; nie pozwolił sobie na to, by z jego własnego gardła wydobył się identyczny jęk, poniekąd utożsamiany z obcą dla niego uległością. Spojrzał na chłopaka roziskrzonym spojrzeniem, przybliżając się zgodnie z prośbą, której nie mógł zignorować. Związek Olka i Michała składał sie z jasno określonych reguł: jeden prosił, drugi rozkazywał, toteż ewentualny Olkowy sprzeciw z jednej strony równie dobrze mógł zostać odebrany jako złamanie niepisanej zasady, rządzącej ich wspólnym życiem. Dał mu szansę na wykazanie się i w ramach gratisu podarował mu przysłowiowe pięć minut, aby mógł zabłysnąć tak jak zazwyczaj robił to Aleksander.
— Już bliżej być nie mogę — nachylił się tuż na jego uchem, kątem oka zezując na zachęcająco wyglądające wybrzuszenie, w tym samym czasie unosząc biodra w sugestywnym geście.
Można było zarzucić mu bierność i obojętność, szczególnie wtedy, gdy leżał jak kłoda i spod wpół przymkniętych powiek obserwował poczynania Miśka, który najwyraźniej odkrył przed nim swoją drugą twarz, stając się nieprzewidywalnym kusicielem. Paradoksalnie ta nagła zmiana roli nie spodobała mu się tak bardzo jak w zasadzie powinna; bał się, że od tego dnia Majewski zacznie zaskakiwać go jeszcze bardziej, robiąc to, co dotychczas podchodziło pod kategorię trudnej do wyobrażenia abstrakcji. Nie miałby nic przeciwko, gdyby niespodzianki ograniczały się wyłącznie do obszaru ich wspólnego łóżka, lecz wątpił, by sprawy nabrały aż tak przychylnego dla niego obrotu. Czuł, że bankiet i jego następstwa to jedynie wierzchołek góry lodowej, na której szczycie stanie nie kto inny jak Michał.
OdpowiedzUsuńJęknął przeciągle, nie mogąc dłużej tłumić w sobie wykrywających się z gardła dźwięków. Olkowe mięśnie non stop napinały się i rozluźniały, a gromadzące się gdzieś w podbrzuszu ciepło dawało sygnał do przejęcia sterów i udowodnieniu, kto wbrew wszystkiemu jest głównym dowodzącym. Parę chwil później ostrożnie wsuwał się między pośladki Miśka, by następnie nie zważając na pierwszy, nieunikniony dyskomfort, rozpocząć mocne pchnięcia, które nawet jemu samemu nie przypadłyby do gustu, aczkolwiek Aleks żył jednak w głębokim przekonaniu, iż dopóki nie wyciśnie z niego ani jednej kropli łez, dopóty wszystko jest w porządku. Zacisnął palce prawej dłoni na męskości chłopaka, kończąc zaledwie dwie minuty później, jak zwykle nieznacznie plamiąc przy tym czarną pościel.
— Misiek? — zagadnął o dziwo w miarę normalnym tonem głosu, padając na plecy i starając się unormować oddech.
To, że Michał zwykł okazywać uczucia na przeróżne możliwe sposoby, nie było dla niego żadną nowością i musiał przyznać, że to lubił. Bardzo. Od czasu do czasu sam także zgarniał go w swoje objęcia, całując go w czółko i głaszcząc opuszkiem palca po skroni. Za sprawą nikłej ilości powtórzeń tych epizodów, nie pamiętał już kiedy po raz ostatni zrobił którąkolwiek z tych czynności, i domyślał się, że Majewski także utracił część tych pozytywniejszych wspomnień. Z sekundy na sekundę adrenalina i wcześniejsze podniecenie ulatniało się z jego układu krwionośnego, pozwalając mu wyciszyć się i odpocząć po zdecydowanie intensywnym dniu. Zaśmiał się cicho, słysząc dwa krótkie słowa, z początku brzmiące nieco naiwnie. Czasami niedowierzał w to, po tym wszystkim Majewski jak gdyby nigdy nic potrafi bez zbędnych wstępów wyznać mu miłość, ufnie się w niego wtulając i zachowując tak, jak gdyby spędzili calutki dzień w domu, a nie na zwieńczonym bójką bankiecie. Aleks wcale nie uważał własnego chłopaka za skończonego i łatwowiernego naiwniaka; uwielbiał swoje urocze stworzonko, na którego widok jego humor poprawiał się w zastraszająco szybkim tempie.
OdpowiedzUsuń— Ja ciebie też kocham — mruknął, wyznając to po raz pierwszy od dawien dawna. Objął go ramieniem, wyciągając szyję i całując go w policzek, w miejsce, w które aktualnie dosięgał.
— Idź się ubrać i pójdziemy spać — powiedział, równocześnie przygładzając kciukiem skórę na jego ramieniu. — Jutro zaczynam poranną zmianę w kawiarni — nie zwrócił uwagi na to, że napomknął na temat tabu. Praca. Nie obchodziło go, że przypadkowo przywołał demony przeszłości, przypominając chłopakowi o pewnym okresie jego życia, który z jego drobną pomocą definitywnie się zakończył. W jego mniemaniu bez problemu był w stanie utrzymać ich przynajmniej przez najbliższy miesiąc, który Michał powinien spędzić w domu. I poszukać pracy, która także nie będzie wymagać kontaktów z większym kręgiem ludzi.
— Leć, ja zmienię pościel — dodał, mrugając zaczepnie w jego kierunku.
Aleks nigdy nie narzekał na męczące problemy ze spaniem, wręcz przeciwnie; potrafił w mgnieniu oka zasnąć jak małe dziecko, przesypiając książkowe dwanaście godzin - chociaż nie był pewien, czy ta zasada tyczyła się dorosłych, czy niemowlaków. Dodatkowo po tak obfitym w wydarzenia dniu, jego sen stał się wyjątkowo mocny i wolny od jakichkolwiek nocnych obrazów, a sama bliskość Miśka jedynie potęgowała odmalowany na jego twarzy spokój. Zasnął z policzkiem przyciśniętym do poduszki, sporadycznie obracając się z boku na bok i natrafiając na poszczególne części ciała chrapiącego Michała, który już nie raz obudził go łokciem wbitym w żebra czy innego tego typu odskocznią od nocnej monotonii. Tym razem nic nie było w stanie zmusić go do wstania z łóżka i otworzenia oczu, choć cichy głosik, dolatujący do jego ucha gdzieś z oddali, stał się pewnym motywatorem i siłą napędową, dzięki której po paru minutach walki z samym sobą uchylił powieki, spoglądając na aż nadto rozbudzonego Majewskiego.
OdpowiedzUsuń— Jeszcze tylko pięć minuuut — ziewnął przeciągle, przecierając oczy nadgarstkiem. Z impetem obrócił się na prawy bok, tym samym zrzucając z siebie siedzącego mu na biodrach chłopaka, którego zachowanie już po raz drugi w ciągu raptem paru godzin wprawiło go w stan lekkiego zdumienia. Na całe szczęście należące do nich łóżko posiadało stosunkowo spore rozmiary, dzięki czemu Misiek nie upadł na zagraconą podłogę, a wylądował tuż obok jego pleców, w miarę bezpiecznym miejscu.
— Szybki prysznic i spadam do pracy, śniadanie zjem w kawiarni — mruknął wciąż zaspanym głosem, powoli wstając z łóżka i spoglądając przez ramię na rozebranego chłopaka. Zauważył na jego ciele fioletowe malinki i drobne siniaki o identycznym kolorze, za co zapewne szanowny pan Zawada oskarżyłby go o nadużywanie przemocy w typowo patologicznej rodzinie. — Ale wrócę na obiad, wykorzystamy to, że w końcu będziesz w domu o normalnej porze — dodał, będąc święcie przekonanym co do tego, iż jego aniołek nie planował wyjść choćby na dziesięć minut, by skoczyć do kiosku po aktualną gazetę.
— A teraz chodź, kocie — uśmiechnął się słysząc własne słowa, które co najdziwniejsze wypowiedział z wyczuwalnym entuzjazmem spowodowanym tym, iż prawdopodobnie skutecznie unicestwił jedynego przeciwnika, gotowego zaciekle walczyć o uwagę Majewskiego. Chwyciwszy go za rękę splótł ich palce, prowadząc go w stronę łazienki. Wzdrygnął się ledwo zauważalnie, gdy bose stopy zetknęły się z zimnymi płytkami podłogowymi. Zaraz jednak przystanął na okrągłym, puchatym dywaniku, ciągnąc za sobą Michała, na którego skórze pojawiły się już pierwsze oznaki odczuwania chłodu w postaci gęsiej skórki. — Gorący prysznic? — zapytał czysto retorycznie, wchodząc do kabiny i odkręcając kurek z wodą. — I zapomniałbym. Dzień dobry — mruknął, całując go w usta i przymykając oczy, gdy przybierająca na intensywności ciecz zaczęła spływać po jego włosach i twarzy.
W małej kawiarni, znajdującej się zaledwie kilka metrów od plaży, zazwyczaj zbierały się całe tłumy ludzi, w tym w główniej mierze turystów, aczkolwiek tego dnia ruch był wyjątkowo mały, co Aleks przyjął z lekką radością. Usługiwanie natrętnym klientom, których wymagania dość często okazywały się być aż nadto wygórowane, z tygodnia na tydzień zaczynało coraz bardziej go irytować i już parokrotnie o mały włos nie zostawił na długim barowym kontuarze własnego wypowiedzenia. Za każdym razem zaciskał jednak zęby i w miarę swoich możliwości znosił to wszystko ze względu na Miśka, którego nie mógł obarczyć odpowiedzialnością za ich wspólne życie, szczególnie to podlegające pod sferę czysto ekonomiczną. Może i ich związek należał do toksycznych, lecz nie zmieniało to faktu, iż Zamojski aprobował co poniektóre typowe dla partnerów układy.
OdpowiedzUsuńUbrany w czarną polówkę z logo firmy oparł się o blat stolika, korzystając z chwili wolnego i wspominając zapadający w pamięć wieczór, z naciskiem na jego dobre i pozytywne aspekty. Wygiął wargi w nieznacznym uśmiechu na samą myśl o równie miłym poranku, nieprzerwanie mając przed oczami obraz przemoczonego Miśka, przytulającego się do jego identycznie mokrego torsu. Wspominał krótkotrwały moment, w trakcie którego wplątywał oblepione szamponem palce w kosmyki jego włosów i badał pod palcami każdy milimetr powierzchni jego ciała. Gdy z nieznaną sobie delikatnością składał pocałunki na widocznych siniakach i niewinnie wyglądających malinkach, patrząc, jak ślady bladły kiedy przyciskał do nich kciuk z odrobinę większą siłą. Powrócił na ziemię dopiero wtedy, gdy zawitały do kawiarni pracownik oznajmił, iż właśnie przyszła pora na jego popołudniową zmianę. Wiedząc, że w domu czeka na niego Michał z wcześniej przygotowanym obiadem, zignorował przymus przebrania się, jedynie łapiąc za plecak i pędząc w kierunku drzwi wyjściowych, skąd w pośpiechu pomaszerował prosto w stronę ich małego, prywatnego lokum.
Po przekroczeniu progu klatki schodowej z przyzwyczajenia podszedł do skrzynki na listy, by następnie wyciągnąć z niej oficjalnie wyglądającą kopertę, której widok w ułamku sekundy puścił w niepamięć jego dobry humor.
— Michał? — jego poddenerwowany głos rozniósł się echem po korytarzu — Gdzie ty do cholery jesteś?! — warknął w eter, pełen obaw co do tego, iż jego najgorsze obawy mogły się ziścić, a trzymany w dłoniach pognieciony już list tylko podsycał rosnący w Aleksie poziom agresji.
Wodził wzrokiem od linijki do linijki, po każdym przeczytanym zdaniu czując narastającą złość, którą pragnął jak najszybciej rozładować. Trzęsące się ręce ledwo utrzymywały nadszarpaną kopertę, a odbijające się rykoszetem od czaszki słowa, układające się w treść wezwania na ławę oskarżonych, jak na złość nie chciały opuścić jego głowy. Oliwy do ognia dolały zdania, po których usłyszeniu najchętniej uderzyłby pięścią w ścianę, przebijając ją niemal na wylot. Nic nie było wspaniale, przynajmniej nie dla niego. Przeczucia jak zwykle go nie zawiodły, a te z dnia poprzedniego było wyjątkowo silne. Wiedział, że prezes nie przepuściłby okazji do odebrania mu Michała, a już w szczególności nie po zaistniałym incydencie, który w każdej chwili mógł obrócić na swoją korzyść, na co najlepszym dowodem było zaproszenie na przesłuchanie, na którym prawdopodobnie otrzyma w gratisie zawiasy, stanowiące idealny początek dla jego nieistniejącej jeszcze kartoteki. Wstał z kanapy, po wykonaniu dwóch kroków zrównując się z przybyłym już do salonu Majewskim, lecz tym razem nie powitał go uśmiechem czy całusem w policzek. Spiorunował go obojętnym do granic możliwości spojrzeniem, chociaż w środku cały drżął od natłoku sprzecznych emocji. Kochał go, lecz czuł się zdradzony. Nie umiał zaakceptować tego, iż jego chłopak dobrowolnie podpisał pakt z wrogiem, podającym go pod opinię najwyższego organu sprawiedliwości. Nie potrafił zrozumieć, jak po tym wszystkim jego misiu mógł cieszyć się z powrotu do osoby, która ewidentnie próbowała ich zniszczyć. Oczywiście począwszy od Aleksa.
OdpowiedzUsuń— Wspaniale? — zakpił, lustrując go tym samym zaciekłym spojrzeniem — Widzisz jak się cieszę?! — nie był w stanie zrezygnować z wyczuwalnej na odległość kilometra ironii, której nigdy nie kierował do osoby Michała. Mógł zachowywać się jak skończony cham, lecz zawsze hamował się tylko i wyłącznie dla niego, jednak niewskazany optymizm chłopaka ukierunkował poczynaniami Aleksa, stawiając przy nim Michała w zupełnie innym świetle.
— Jak możesz pracować dla tego pierdolonego chuja i się z tego cieszyć? Nie pochwalił się, że pierwsze co zrobił po bankiecie to wizyta w sądzie?! — warknął, wpychając mu w dłoń wyjęty z koperty nakaz stawienia się w określonym miejscu, o określonym co do minuty czasie. — No tak. Pewnie był zbyt zajęty obrabianiem mi tyłka i wmawianiem, że bardziej pasuje na twojego faceta — dodał, przybliżając się do niego i przystając w niemałej odległości od jego twarzy. Nie panował już nad swoimi emocjami; czuł się jak w amoku, zdolny do wszystkiego. Nie sądził, że kiedykolwiek i cokolwiek zmusiłoby go do warczenia na Miśka niczym rasowy bulterier, szykujący się do ataku, który miał lada chwila nastąpić.
— Zeznasz w sądzie przeciwko mnie? Do tego też przekonał cię jednym telefonem?! — zacisnął dłoń w pięść, by po przypływie kolejnej fali dzikiej furii wycelować nią w nos Michała, z którego momentalnie pociekł strumień szkarłatnej krwi. Patrzył na jego bladą, zszokowaną buzię, jednocześnie zaczynając nienawidzić samego siebie z całych swoich sił.
— Misiu, to... — zaczął, lecz nie miał okazji do dokończenia.
Był świadom tego, że w jednej chwili zniszczył to, na co pracował calutkie dwa lata, i chodziło mu przede wszystkim o zaufanie, którym w widoczny na pierwszy rzut oka obdarzał go Michał. Jeszcze nigdy na głos nie przyznał się do któregokolwiek z popełnionych przez siebie błędów, żyjąc święcie przekonanym, że ktoś taki jak on jest nieomylnym perfekcjonistą, jednak tym razem miał nieodpartą ochotę wykrzyczeć obelgi skierowane do samego siebie. Na jego dłoni wciąż widniały ślady krwi, która nigdy nie powinna była wypłynąć - a już na pewno nie z jego winy. Nie mógł cofnąć czasu, lecz mimo wszystko chciał ratować stojący nad przepaścią związek, znaczący dla niego niesamowicie dużo. Wątpił, by na dłuższą metę udało mu się pohamować własny temperament i chociaż przez bliżej nieokreślony okres czasu funkcjonować jak normalny mężczyzna, ale wiedział, że musi wynagrodzić mu wszystko, co przeszedł w ostatnich, zdecydowanie ciężkich tygodniach. Był gotów zmierzyć się z jego całkowicie wytłumaczalną złością, przyznając się do winy i biorąc na barki całą odpowiedzialność za niewybaczalny incydent, którego żałował najbardziej w całym swoim życiu. Podniesienie ręki na Miśka podziałało na niego niczym wylany na głowę kubeł z lodowatą wodą; agresję zastąpił strach, a irytację i poczucie zdrady ustąpiły miejsca wyrzutom sumienia. Nie mógł go stracić, acz czuł, że jest ku temu na najlepszej drodze.
OdpowiedzUsuńW pośpiechu założył buty i narzucił na ramiona cienką kurtkę, trzaskając drzwiami i wybiegając z domu, aby gorączkowo rozmyślać nad miejscem, które mógł wybrać Majewski na swoje małe, prywatne schronienie. Szukał go od dobrych piętnastu minut, zatrzymując się co jakiś czas by złapać oddech po morderczym biegu; do głowy przyszło mu tylko jedno, znajdujące się w pobliżu miejsce, dlatego też od razu pomknął prosto do parku, gdzie sporadycznie chodzili razem na wieczorne spacery.
Serce Aleksa zabiło mocniej, gdy ujrzał go skulonego na jednej z ławek. Jego opłakany stan sugerował, iż nie zniósł tego jak na faceta przystało, chociaż sam Olek poniekąd tak go nie traktował. Zawsze widział w nim niewinnego chłopaka o twarzy nastolatka, który potrzebował mieć przy sobie stanowczego, kto potrzyma za stery i pokaże mu jak żyć.
— Michał? — uklęknął naprzeciwko niego, odzywając się możliwie jak najcichszym głosem. Nie chciał go wystraszyć czy sprawić, by uciekł, dlatego też starał się panować nad własnym zachowaniem, już na wstępne trzymając się pewnej granicy której nie mógł przekroczyć. Ostrożnie złapał go za dłonie, odsuwając je od twarzy i przytrzymując w celu subtelnego unieruchomienia. Poczuł przejmujący ból gdzieś w okolicach klatki piersiowej, widząc jego zalaną łzami buzię i nos, z którego wciąż ciekła krew. Trzymając go za ręce wstał z ziemi, siadając na ławce i powoli odwracając głowę w jego kierunku. — Przepraszam, przecież wiesz, że tego nie chciałem... to wszystko wymknęło mi się spod kontroli — zaczął, podejmując marną próbę walki o jego wybaczenie. — To już się więcej nie powtórzy, nic się nie powtórzy — wyrzucił na jednym wydechu, jednocześnie nieśmiało wyciągając dłoń, aby kciukiem wytrzeć mokre ślady na jego skórze. — Misiek, nie płacz — dodał pokrzepiającym tonem, chociaż wiedział, że powinien zachować względną powagę. Z kieszeni kurtki wyciągnął paczkę chusteczek, kładąc ją na jego kolanach, by następnie zdjąć ją z siebie i narzucić na jego przemarznięte ramiona — Przepraszam — dodał, odsuwając się od niego i spuszczając głowę w teatralnym geście.
— Wiem, że nie chciałeś zrobić niczego złego, w porównaniu do mnie — ostatnie cztery słowa wypowiedział w myślach, wciąż nie potrafiąc wyjść ze zdziwienia, jak bardzo zmieniła go zaistniała sytuacja, chociaż wiedział, że była to raptem krótkotrwała transformacja. W chorym umyśle permanentnego szaleńca co sekunda zradzały się coraz to nowsze pomysły odnośnie zatrzymania przy sobie Michała, których w zgodzie z logiką i rozsądkiem nie mógł wprowadzić w życie; ludzie z reguły nie mieli w sobie aż tyle samozaparcia, by trwale odciąć się od przeszłości, której znamiona napotykali na każdym możliwym kroku, a Aleks zdecydowanie należał do członków populacji, którzy nie umieli zerwać z przyzwyczajeniami. Stał się więźniem własnego ja, uzależniając się od destrukcyjnego trybu życia, które wracało do niego jak bumerang. Aktualna poza skruszonego mężczyzny fragmentarycznie oddawała faktyczną rzeczywistość, lecz zaprzeczyłby samemu sobie twierdząc, iż kieruje się wyłącznie miłością do Michała. Oczywiście żałował swojego wybuchu, jednak najważniejszą, przyświecającą mu myślą był przymus ponownego pozyskania jego stuprocentowego zaufania, za ktore gotów był poświęcić tych kilka dni, spędzonych na zachowywaniu się tak jak na idealnego partnera przystało. Tylko ufający mu Majewski mógł stać się łatwym obiektem poddawanym manipulowaniu, i chociaż było to nieetyczne, to nie widział innego wyjścia. Jego uczucie było warte nawet najcięższych poświęceń, wraz z nieodłącznym pakietem spisku i podstępu.
OdpowiedzUsuń— Ale ile razy mam cię jeszcze przepraszać? — zapytał, podejmując wyzwanie i raz jeszcze przysuwając się bliżej, tak, iż ich uda niemal się ze sobą stykały. — Możesz powiedzieć czego chcesz, zrobię wszystko, tylko daj nam szansę — głos Aleksa pobrzmiewał desperacją i w wyuczony do perfekcji sposób załamywał się w odpowiednim czasie, tworząc złudny efekt wewnętrznego rozłamu, który zgodnie z jego założeniem powinien poruszyć serduszko miśka, tym samym działając na korzyść Aleksa. — Zobaczysz, wszystko będzie wyglądać inaczej, tylko wróćmy już do domu — po raz pierwszy to on prosił, nie rozkazywał. Zmniejszył dystans o następne milimetry, biorąc głęboki oddech i po wypuszczeniu powietrza zabierając się za sfinalizowanie aktu zgody, która musiała zakończyć się powodzeniem. Nic innego nie wchodziło w grę. Z wyczuciem złapał go za oba ramiona, równie ostrożnie przyciągając go do siebie i układając jego głowę na wgłębieniu swojej szyi. Zamknął go w żelaznym uścisku, jednocześnie głaskając go po włosach w miarowych i równych odstępach.
— Misiek, trzeba zdezynfekować ten nos — wyszeptał, przypominając sobie o konieczności odkażenia rany. Przejechał palcem po jego policzku, przy okazji zbierając łzy, których nie dosięgła chusteczka.
Aleks nie czuł do niego żadnych pretensji, chociaż prawy policzek pulsował mu nieregularnym bólem. Misiek może i wyglądał jak uosobienie niewinności, jednak bez wątpienia potrafił przywalić. Zamojski miał jedynie nadzieję, że przynajmniej teraz będą kwita, a on sam nie będzie musiał po raz kolejny błagać go o przebaczenie. Mimo wszystko nie zamierzał kajać się przed nim przez nie wiadomo jak dużą ilość czasu, woląc cierpliwie poczekać, aż sam zdecyduje się przerwać milczenie i wyciągnąć do niego rękę w geście zgody. Poniekąd wyrównali rachunki, lecz czuł pod skórą, że to prawdziwego zawieszenia broni jeszcze długa i wyboista droga. Wielokrotnie naoglądał się filmów, w których to szczęśliwie zakochane w sobie pary godziły się koniecznie przy lampce szampana, bukiecie czerwonych róż i wyznaniu dozgonnej miłości. Aleks nie mógł jednak przekupić go kwiatkami, będąc zmuszonym do użycia nieco innej broni o identycznym działaniu. Ich relacji nie można porównać do tych widywanych na tanich romantycznych komediach; prawdopodobnie żadna para darząca się głębszym uczuciem nie podnosiłaby na siebie wzajemnie ręki, by następnie jak gdyby nigdy nic kontynuować prowadzone wcześniej życie.
OdpowiedzUsuńOdprowadził go wzrokiem, wzdychając cicho i szykując się do leniwego pójścia jego śladami. Początkowo chciał puścić się biegiem, złapać go za rękę i wykrzyknąć, aby nigdy więcej nie odwracał się od niego plecami, lecz na szczęście zrefeksował się równie szybko. Zwlókł się z ławki dopiero wtedy, gdy sylwetka Michała zniknęła mu z zasięgu wzroku. Dla uspokojenia wciąż dających o sobie znać nerwów wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów, wkładając jednego między zęby i odpalając z małą pomocą dwóch zapałek. Automatycznie pokonywał drogę dzielącą go od mieszkania, co kilka sekund wypuszczając z ust idealnie okrągłe kółeczka z dymu.
— Michał, wyjdziesz z łazienki? — rzucił w eter po zorientowaniu się, że Majewski przebywa właśnie w tamtym miejscu, a zapalone światło, szum wody i rzucone na podłogę skarpetki tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Korzystając z braku odpowiedzi i stosunkowo dużej ilości wolnego czasu, poszedł do kuchni, chwytając w ręce siatkę z zakupami, z których Michał miał przygotować obiad. Olek nie był dobrym kucharzem, lecz już po upływie czterdziestu minut kuchnię wypełniał zapach kurczaka i makaronu, co i tak było szczytem jego kulinarnych umiejętności.
— Przyjdziesz coś zjeść? — krzyknął z pobrzmiewającą w głosie nadzieją. Złapał za pustą szklankę, wykorzystując ją jako zamiennik lustra i obserwując w niej swoje odbicie; czerwony policzek, na którym zaczynał tworzyć się fioletowawy siniak.
Spoglądał na niego praktycznie non stop, kątem oka obserwując jak je. Poczuł się odepchnięty na dalszy plan, a wszystko to za sprawą laptopa, który do reszty pochłonął całą uwagę Michała. Aleks oczywiście nie wierzył w to, by jeden obiad nagle zmienił ich skomplikowane relacje, jednak mimo tego zarejestrował lekkie ukłucie, połączone z dziwnym skurczem żołądka. Beznamiętnie bawił się widelcem, ani trochę nie interesując się jego zawartością. Raptem od czasu do czasu włożył coś do ust, automatycznie przeżuwając i dalej wpatrując się w misiaczka, zaabsorbowanego wykonywaniem zupełnie innej czynności.
OdpowiedzUsuń— Adwokata? — powtórzył, pod wpływem zdziwienia nie mając bladego pojęcia o co mu chodziło. Pozew rozwodowy rzecz jasna nie wchodził w grę, a pod wpływem natłoku wrażeń przynajmniej na chwilę zapomniał o Zawadzie i akcie oskarżenia, który zapewne już niedługo usłyszy z ust sędziego. Tomasz jako szef wielkiej korporacji, bez problemu mógł pozwolić sobie na najdroższych obrońców, dzięki czemu wygrałby każdą rozprawę bez kiwnięcia palcem. Aleks niestety nie dysponował aż takimi środkami, a domyślał się, iż nie obejdzie się bez pokrycia kosztów rozprawy i zapłacenia niewyobrażalnie wysokiego zadośćuczynienia za obicie prezesowej mordy. Nie łudził się nawet, że jakimś cudem uda mu się wygrać; najważniejszą bitwą toczoną z szefem i tak była batalia o Michała, przy której sądowa potyczka traciła na ówczesnym znaczeniu. — Taaak, będę musiał się tym zająć. I cieszę się, że ci smakowało — mruknął, odkładając talerz na bok. Wstał od stołu, dokładając swoje naczynia do sterty porcelany wpakowanej do zmywarki, po czym okrążył jadalnie i przystanął za plecami Majewskiego. Do natury Olka należało wieczne podglądanie i niekończąca się kontrola, zarówno ta ograniczająca się do codziennego życia jak i do tego prowadzonego w przestrzeni wirtualnej (choć to starał się robić jak najrzadziej), dlatego też spojrzał przez ramię na ekran monitora, otwierając szeroko oczy z niedowierzania. W jednej sekundzie radość wymieszała się z nie mającym prawa bytu przygnębieniem, argumentowanym tym, iż nigdy tak naprawdę nigdy nie pragnął go unieszczęśliwić. Wcześniej marzył o tym, aby w trybie ekspresowym zwolnił się z wykonywanych obowiązków, lecz po ziszczeniu się tego życzenia nie umiał dostatecznie mocno się z tego cieszyć. Może za godzinę, za dzień czy dwa, zatryumfuje nad wielką przegraną Tomasza, jednak obecnie nie dawał rady uformować z ust szerokiego uśmiechu, typowego dla zwycięzcy.
— Chcesz tego? Naprawdę chcesz złożyć wypowiedzenie? — wyszeptał tuż nad jego uchem. Korzystając z tego, że krzesło na którym siedział nie miało oparcia, przylgnął ostrożnie do pleców Michała, oplatając go obiema rękami w pasie i nie myśląc o tym, iż w każdej chwili może go odtrącić. — Lubiłeś tę prace, Misiek.
Uśmiechnął się pod nosem po usłyszeniu słów, po których autentycznie zrobiło mu się lżej na sercu. Nie analizował ich już w kategoriach własnej wygranej, polegającej na wyeliminowaniu Zawady i odzyskaniu Miśka; nigdy nie ekscytował się zbytnio wyznaniem miłości, które z ust Majewskiego padało dosyć często, jednak obecnie ten jeden komunikat nabrał dla niego o wiele większego znaczenia niż zazwyczaj. Doceniał to, że ze względu na niego chłopak zrezygnował z czegoś, co poniekąd sprawiało mu radość i dawało poczucie samorealizacji. Olek oczywiście wiedział, że przed kimś takim jak Michał droga do dalszego rozwoju stoi otworem, a złożenie wypowiedzenia nie było równoznaczne z końcem świata. Misiek jako młody student miał szanse na szybkie zdobycie stażu w wymarzonym miejscu, a nagromadzone w trakcie pracy u Tomasza doświadczenie jedynie im sprzyjało i zwiększało jego łatwy do zauważenia potencjał.
OdpowiedzUsuń— Zawsze mówiłeś, że nie masz czasu się uczyć — zagadnął, odsuwając się i przysiadając obok na krześle. — Teraz nie będziesz musiał zarywać nocy przed egzaminami — dodał, starając się mówić tak, aby jego głos brzmiał względnie neutralnie. Nie zamierzał na siłę przekonywać go do tego, że ma rację i zmuszać, aby poszedł jego tokiem rozumowania. Chciał jedynie pokazać mu, że odejście nie było definicją ostatecznego końca jego kariery, a wręcz przeciwnie. Był to ich wspólny nowy początek, który Michał mimo rozczarowania musiał docenić.
— I nie myśl już o tym adwokacie, porozmawiamy o tym jutro — wyciągnął w jego kierunku rękę, przykrywając dłonią jego własną. Miał lekkie opory przed spojrzeniem mu w oczy, toteż udał, że niezmiernie zainteresował go wiszący w kuchni obraz. Nie miał pewności, czy ta krótka, w miarę normalna rozmowa oznaczała oficjalną zgodę, jednak wolał go o to nie pytać, przynajmniej przez jakiś czas. Zamiast tego wstał od stołu, rzucając mu przelotne spojrzenie i bez wyjaśnień udając się do salonu, w samotności poddając cały dzień ponownej analizie.
Gdy zbliżała się godzina, w której zazwyczaj kładł się spać, umyty i przebrany powlókł się w stronę sypialni, zatrzymując się w progu drzwi i dyskretnie spoglądając na leżącego Michała. Praktycznie w każdym związku, po tego typu kłótniach, jedna z osób lądowała na kanapie, lecz Olek wątpił, by ich także obowiązywała ta niepisana zasada, zatem wszedł do środka, uśmiechając się nieznacznie w celu ocieplenia atmosfery. Po podejściu bliżej przykrył go kołdrą, wślizgując się pod nią i układając głowę na tej samej poduszce, na której spoczywała głowa Michasia. — Zmęczony, kocie? — zapytał, przyciskając wargi do jego skroni.
Olek przez calutką noc poprzedzającą rozprawę nie zmrużył oka, a dzień również nie należał do tych najlżejszych. Godzinami snuł się bez celu, chodząc z kąta w kąt i co chwila zmieniając miejsce aktualnego przebywania. Nawet przed Michałem, z którym stosunki powoli wracały do stanu sprzed, nie odkrył zakorzenionego w umyśle strachu, którego nie umiał się pozbyć. Bał się, że kolejne miesiące spędzi za kratkami, a Majewskiego będzie oglądał tylko i wyłącznie podczas odwiedzin w więzieniu, w dodatku w towarzystwie natrętnego strażnika, odliczającego im upływające minuty i nie dającego ani sekundy prywatności. Oczami wyobraźni widział już, jak za pomocą białej kredy rysuje na murze prościutkie kreseczki, służące mu za jedyny dostępny wyznacznik czasu. Może i naoglądał się za dużo filmów, w których to skazani używali tego prowizorycznego kalendarza jako narzędzia, dzięki któremu nie zatracili całkowitego kontaktu z rzeczywistością, nie mniej irracjonalny lęk podsuwał mu do głowy coraz to gorsze scenariusze odnośnie tego, co paręnaście godzin później miało zapaść na sądowej sali.
OdpowiedzUsuń— Myślisz, że ten facet zna się na rzeczy? — zapytał, gdy trzymając się za rękę odhaczali kolejne metry, dzielące ich od ulokowanego w centrum miasta gmachu sądu. Specjalnie na tę okazję włożył swój najlepszy garnitur i granatową muchę, gdyż miał spore problemy z zawiązaniem krawata. Jak zwykle zresztą. Wolał też nie prosić o pomoc Michasia, którego dłonie trzęsły się równie mocno co jego; stras najwyraźniej był zaraźliwy, a jak dotąd jeszcze nikomu nie udało się znaleźć na niego skutecznego lekarstwa.
— Przecież wiesz, że nawet tydzień bez ciebie byłby koszmarem — wyznał, mocniej ściskając jego palce. Po wejściu do środka rzucił okiem na małą karteczkę, na której przed opuszczeniem domu zapisał numer pokoju sali rozpraw, po chwili namysłu uznając, iż muszą pokierować się prosto na drugie piętro ogromnego budynku. Pociągnął go w stronę marmurowych schodów, oddychając głęboko i czując, jak robi mu się gorąco. Wolną dłonią przetarł wilgotne czoło, w międzyczasie zastanawiając się, czy szanowny pan prezes stawił się już wraz ze swoją obstawą.
— Pięknie... — mruknął z namacalną ironią, kiedy po zmierzeniu się z ostatnim stopniem dostrzegł opierającego się o balustradę Tomasza. Zauważył, iż wzrok szefa automatycznie spoczął na ich złączonych dłoniach, co w pewnym sensie dodało Aleksowi pewności siebie. Misiek wciąż był jego, a Zawada mógł co najwyżej pomarzyć o tym, aby spleść swoje palce z palcami Majewskiego. — Zatrzymaj się tutaj — powiedział konspiracyjnym szeptem, chcąc jeszcze bardziej zdenerwować i upokorzyć znienawidzonego mężczyznę. Jego pięść po raz drugi nie miała prawa wyjść na spotkanie z prezesową szczęką, nosem czy okiem, jednak istniało coś, co wyprowadziłoby go z równowagi w tym samym szybkim tempie: misiaczek.
— I pomóż mi się odstresować — upewnił się, że oczy Tomasza dalej są zwrócone na ich stojącą w bezpiecznej odległości dwójkę, po czym bezceremonialnie objął Michasia w pasie, łącząc ich usta w zaborczym pocałunku. Co rusz muskał subtelnie jego wargi, by następnie zwiększyć obroty i przejść do właściwej akcji. Wsunął język pomiędzy równiutki rząd jego zębów, jednocześnie delikatnie przygryzając jego dolną wargę i ciesząc się z miny Zawady, którą intensywnie sobie wyobrażał.
Nawet nie przeszło mu przez myśl, że Michał mógłby zadziałać na jego niekorzyść. Był o tym w stu procentach przekonany, dlatego też w czasie, w którym sędzia zadał mu to zdecydowanie kłopotliwe pytanie, nie dał po sobie poznać, iż w gruncie rzeczy się denerwuje. Znał Miśka jak nikt inny i wiedział, że kłamstwo nie było jego mocną stroną, a za nic w świecie nie chciał, aby ten z jego powodu naraził się na niepotrzebne nieprzyjemności. Na szczęście sędzia najwyraźniej nie zauważył żadnej podejrzanej wskazówki, która przybliżyłaby go do odkrycia prawdy; musiał przyznać, że Majewski wypadł zdumiewająco dobrze, choć było mu odrobinę głupio, że powiedział nieprawdę w jego obronie. Uderzył go, i to nie podlegało żadnym dyskusjom. Nie miał pojęcia, czy sędzia potraktowałby tę wiedzę w szeroko rozumianych kategoriach przemocy w rodzinie, czy najzwyczajniej zbagatelizowałby całą sprawę, uznając iż od czasu do czasu każdy facet musi dać sobie po twarzy. Tak dla odreagowania. Olek również był tego zdania i w dalszym ciągu szum wokół małego bankietowego incydentu wydał mu się zbyt przesadzony, acz nie wypowiedział tego na głos, woląc nie szkodzić sobie jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńPo cichu dopingował znalezionego przez Majewskiego prawnika, który pomimo iż posiadał całkiem spore doświadczenie, nie miał najmniejszych szans w starciu z prawniczym potworem, znanym jako obrońca Zawady. Karpiński - gdyż tak brzmiało nazwisko wysokiego bruneta, który z pewna siebie miną ściskał w ręce podkładkę pod stos makulatury - bez mrugnięcia okiem odbierał każdy zarzut kierowany ku Tomaszowi, prezentując jego osobę w samych superlatywach, za to nie zostawił suchej nitki po Olku, którego ciśnienie podskoczyło do niebezpiecznie wysokiej skali. Aleks schował ręce za plecami i zacisnął dłonie w pięści, kiedy z słów obrońcy pana poszkodowanego padło stwierdzenie, iż tak niepoczytalnych członków społeczeństwa powinno trzymać się z daleka od tej normalnej, zdrowej na umyśle części. Prychnął cicho po nosem, co nie uszło uwadze prokuratora; zaraz jednak sędzia ogłosił krótką przerwę, w czasie której zadecyduje o tym, co czeka coraz bardziej zirytowanego Aleksa.
— Byłem beznadziejny — mruknął po wyjściu na korytarz, zaciskając palce na materiale marynarki misiaczka. — Słyszałeś? Nawet nie dali mi dojść do głosu... — dodał, przypominając sobie własną, misterną linię obrony, w jego mniemaniu zakończoną widowiskową porażką. Wprawdzie streścił pokrótce przebieg wydarzeń, wspominając o tym, że został ewidentnie sprowokowany, lecz wystarczyło jedno słowo sędziego, aby raz na zawsze zamknąć mu usta. — Ale za to ty byłeś wspaniały — szepnął, owijając ręce wokół jego szyi.
Jeszcze kilka godzin temu szedł do sądu jak na ścięcie i nie wierzył, aby udało mu się z niego wyjść jako stosunkowo wolny człowiek. Teraz jednak poczuł, jak ciężki kamień spada z jego serca, pozwalając mu odetchnąć z nieopisaną ulgą. Zawiasy i kara pieniężna w gruncie rzeczy nie były wyrokiem, nad którym ubolewałby przez niesprecyzowany okres czasu - chociaż nie wyobrażał sobie, by zapłacić Zawadzie aż trzy tysiące złotych odszkodowania, uważając iż suma ta została wzięta z kosmosu. Doskonale wiedział, że budżet zarówno jego jak i Michała znacznie zeszczupleje, lecz to nie miało dla niego najmniejszego znaczenia, przynajmniej nie w tamtej chwili. Uśmiechał się szeroko, patrząc jak rozentuzjazmowany Majewski miażdży jego szyję w stalowym uścisku, najwyraźniej ciesząc się za ich dwóch. Aleks zazwyczaj okazywał nieco więcej powściągliwości, lecz w końcu od tego miał Michała. To w nim kumulowały się wszelkie możliwe emocje, nad którymi praktycznie nie potrafił zapanować i zatrzymać dla siebie, zatem połowa sądu - w tym prokurator, oskarżyciel i protokolant - zostali świadkami wybuchu radości w najczystszej postaci. Objął go w pasie, ponownie zakładając na twarz pokerową maskę i wyciągając rękę w stronę obrońcy, który mimo wszystko spisał się na medal. — Już po wszystkim Misiek, koniec sprawy — mruknął cicho, chcąc ostudzić jego zbytni entuzjazm. Wolał nie dopuścić do sytuacji, w której jego własny chłopak kierowany szczęściem zacznie biegać po calutkim gmachu, rozpuszczając wici o pacyfikacji złego szefa przeklętej korporacji. Być może argumentował to jego wiekiem i tym, że jeszcze przez conajmniej dwa lata tytuować się będzie mianem studenta, Olek traktował go jak wymagającego uwagi dzieciaka, którego sporadycznie trzeba było utemperować. W pewnym sensie czuł się za niego odpowiedzialny, a co za tym szło, wynikał z tego cały szereg sytuacji czy ciągów zdarzeń, które inicjował z własnej, nieprzymuszonej woli. Dla rozluźnienia pogłaskał go po ramieniu, łapiąc za rękę i splatając palce, jak to przystało dla przykładnej i kochającej się pary.
OdpowiedzUsuń— Jeszcze raz dziękujemy. Nie wiem co by się stało, gdyby nie ty — odrzekł, gdy parę minut później przed wyjściem z sądu żegnał się z wynajętym prawnikiem. Po odejściu trzy kroki na bok uregulował rachunek, wkładając prawie pusty porftel do kieszeni i wracajac do czekającego cierpliwie Michała, by wspólnie wrócić do domu i rozpocząć kameralne świętowanie ich wielkiego zwycięstwa.
— Wiesz co, kocie? — zagadnął, ze zmęczenia rzucając się na kanapę. Spojrzał na zdobiący jego lewy nadgarstek zegarek a później za okno; słońce powoli chyliło się ku zachodowi, chociaż wskazówki wybijały dopiero osiemnastą trzydzieści. Wzruszył jednak ramionami, kontynuując zaczętą moment wcześniej wypowiedź. — Była taka chwila, w której myślałem, że naprawdę mnie wsadzą — wyznał, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. — Teraz to już nieaktualne, ale wiem jak bardzo nie lubisz spać sam — dodał, okrążając pokój i podchodząc do stojącej w rogu salony szafy. — I kupiłem to przedwczoraj na wypadek, gdybyś rzeczywiście musiał zostać beze mnie — wyciągnął dużą maskotkę, formując z ust zadowolony uśmiech. Miś o kremowym futerku i odstających uszach patrzał brązowymi oczami z koralików na drugiego Miśka, do którego wbrew różnicom pasował idealnie.
Aleksander lubił spacery po plaży i rzadko kiedy odmawiał, słysząc tę propozycję z ust Michała, jednak tym razem nie miał ochoty na ponowne wyjście z domu. Kusiła go perspektywa ujrzenia rozbijających się o brzegi fal, wdychania specyficznego, morskiego powietrza i zatopienia bosych stóp w piasku, lecz zawsze mogli odłożyć to na jutro. W końcu istniało całkiem wiele rodzajów aktywności, którą bez problemu mogli wdrożyć w życie tuż po kolacji.
OdpowiedzUsuń— Nie, wcale nie uważam, że masz pięć lat — odpowiedział, tłumiąc śmiech. Widok Michasia, trzymającego w rękach maskotkę wydał mu się wyjątkowo rozczulający, dlatego też sam wtulił twarz w zagłębienie jego szyi, przymykając powieki i rozkoszując się tą piękną lecz ulotną chwilą. Czasami nie potrafił wyjść z zadziwiania nad urokiem Majewskiego, który roztaczał wokół siebie na kazdym kroku i nad jego umiejętnością zmiany tej właśnie aury na całkowicie inną. Aktualnie był jego małym aniołkiem przytulającym sie do pluszaka, lecz równie dobrze za niecałą godzinę mógł stać się najlepszym kochankiem, który kiedykolwiek przewinął się przez łóżko Olka.
— Ale ze mną może spać wyłącznie jeden miś — mruknął, odwzajemniając pocałunek. Był już o wiele bardziej spokojny i opanowany niżeli wcześniej, lecz dalej martwił go jeden problem natury finansowej. Nie wiedział, skąd w trybie natychmiastowym weźmie aż trzy tysiące złotych, a biorąc pod uwagę fakt, iż w kawiarni zarabiał marne tysiąc sto, zadanie to przybierało miano ciężkiego do szybkiej realizacji. Kredyt zdecydowanie nie wchodził w grę, dlatego też musiał wznieść się na sam szczyt swojej uśpionej kreatywności, siląc się na wymyślenie pomysłu, ratującego go przed następnymi kłopotami z pasją szykowanymi przez żądnego odwetu Zawadę.
— I nieee, nie mam siły na spacer — dodał, przeciągając sylaby. Siadając na kanapie wyprostował nogi i oparł się stopami o mały stolik, jednocześnie nie spuszczając wzroku z twarzy Michasia. — A ty już zapomniałeś, że nie lubię jak nosisz te dresowe spodnie? — powiedział, udając naburmuszonego. Zaraz jednak uśmiechnął się lekko, mrugając do niego w sugestywnym geście. — Trzeba będzie je ściągnąć po kolacji.
Pod wpływem stresu przestał przejmować się tak przyziemnymi czynnościami jak jedzenie, i dopiero po podłożeniu mu pod nos wyładowanego po brzegi talerza poczuł, jak jego żołądek zaczyna skręcać się i wariować. Od razu chwycił za widelec, jak zwykle nie zwracając uwagi na kulturę przy stole. W końcu nie był w wykwintnej restauracji, a we własnym domu, gdzie mógł robić to na co tylko ma ochotę. Rozmawiał z pełnymi ustami - zresztą tak samo jak Misiek - i ignorował lekki bałagan, który niezmiennie towarzyszył posiłkowi. Już po chwili na podłodze znalazła się jedna piąta porcji sałatki, a jego własna koszulka pokryła się plamą z podanego przez chłopaka czerwonego wina.
OdpowiedzUsuń— Dziękuje — odpowiedział, w międzyczasie głośno przełykając kawałek ryby. Wytarł usta serwetką, zgniatając ją w dłoni i odkładając na bok. Nie wiedział, czy robi to specjalnie, jednak odszedł od stołu już po upływie dziesięciu minut, z całkowicie zapełnionym brzuchem. Stęskniony za dotykiem Michasia, który od feralnego dnia uderzenia stał się czymś przeznaczonym na specjalne okazje, chciał czym prędzej nadrobić stracony czas, wynagradzając sobie trudy ostatnich dni. Był spragniony jego bliskości, przez co był gotów porzucić rolę bezwzględnego dominatora, po raz pierwszy stając się biernym i pozornie bezbronnym. Chciał pozwolić Michasiowi przejąć nad nim kontrolę, na jeden wieczór zamieniając się rolami.
— Mamy na to aż czternaście dni — odpowiedział, siadając na kanapie, na małym fragmencie wolnej przestrzeni, nie zajmowanej przez Majewskiego. Oczywiście mogli zapłacić mu nawet teraz, jednak nie chciał by Zawada pomyślał, że tak łatwo dali się pokonać. Aleks nie był typowym buntownikiem, jednak dla zasady wolał zapłacić mu trzynastego dnia, tuż przed zakończeniem terminu. Chciał, aby Tomasz pomyślał, że z wiadomych, finansowych względów nie otrzyma swoich pieniędzy, ciesząc się z tego, że będzie miał kolejną okazję do złożenia pozwu o niedopełnienie sądowego nakazu. Chciał też zobaczyć jego minę po tym, jak sprawdzi konto i ze złością uzna, iż jego plan ponownego zniszczenia mu życia legł w gruzach. — Zapłacimy innym razem — mruknął, wyciągając się do przodu i siadając okrakiem na jego biodrach, plecami do jego twarzy. — A teraz naprawdę musimy się ich pozbyć. I kupić nowe — dodał, wypinając się zachęcająco w jego kierunku i zahaczając palcami o gumkę dresów, by sukcesywnie ściągnąć je z jego nóg.
Oluś kochał go całego, ale najbardziej lubil, gdy ten go zaskakiwał. Mimo, że zdarzało się to sporadycznie, nie mógł zaprzeczyć, iż Misiek nie był mistrzem niespodzianek, gdyż te wychodziły mu wręcz idealnie. Wcale nie postrzegał aktualnej sytuacji za coś, co nigdy nie powinno było mieć miejsca i tym bardziej nie uważał samego siebie za uległego, a Majewski tym samym nie odmalował się w jego oczach jako dominator z krwi i kości. Dalej był jego uroczym miśkiem, choć może nieco mniej niewinnym. Sam Aleks także nie stał się grzecznym i potulnym facetem, który raz na zawsze zrezygnował z nadanej mu etykietki despotycznego tyrana; ich relacje wbrew wszystkiemu nie zmieniły się ani trochę i Zamojski miał co do tego pewność. Chciał jedynie oderwać się od destruktywnej rutyny i podarować sobie chwilę nieznanej wcześniej przyjemności, która jako jedyna mogła przywołać go do porządku i sprawić, by odnalazł w sobie dawnego Aleksandra: człowieka, którego nie dotyczyły sądowe rozprawy i nad którym nie wisiały burzowe chmury w postaci zawiasów. Ten jeden wieczór miał stać się jednorazową odskocznią od problemów ostatnich tygodni, a najwyraźniej było już za późno na wycofanie się, czego tak czy siak nie chciał. Po wszystkim oczywiście zamierzał dać mu jasno do zrozumienia, iż powtórka nigdy, ale to nigdy nie zazna realizacji, aczkolwiek teraz dał mu szansę na pokazanie pazurków, które zazwyczaj obcinał wyjątkowo ostrymi nożyczkami. — Wiem, że mi się spodoba — odpowiedział, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Uniósł biodra, pomagając mu zdjąć z siebie ostałe jeszcze dolne części garderoby, wciągając do płuc sporą ilość powietrza i wypuszczając je z cichym świstem. Podobał mu się każdy jego dotyk - szczególnie ten pobudzający do życia krążącą po żyłach ekstazę - na który reagował coraz to odważniejszymi jękami. Co chwila napinał mięśnie, rozkładając szerzej nogi i unosząc sie nieco do góry, by wyjść na bliższe spotkanie z jego palcem wskazującym. Za sprawą unieruchomionych nadgarstków nie miał możliwości przyciągnięcia go do siebie i obcałowania poszczególnych fragmentów jego twarzy i szyi, nad czym szczerze ubolewał. Zamiast tego skupił się na dokładniejszym odbieraniu dochodzących z czterech stron świata bodźców, które sukcesywnie mieszały mu w głowie i sprawiały, iż widziany przed oczami obraz stał się rozmazany i niewyraźny.
OdpowiedzUsuń— Jestem cholernym szczęściarzem, że cię mam, kocie — wydyszał, uśmiechając się i wyrywając ręce spod jego kontroli. Zacisnął je na brzegu kanapy, podkurczając nogi pod brodę i czekając na moment kulminacyjny. Na moment, na który być może oboje czekali przeszło dwa lata, choć żadne z nich nie planowało się do tego przyznać.
Zacisnął mięśnie na jego męskości, wpatrując się z niemym uwielbieniem w jego skupioną twarz. Tym razem to jego skórę ozdobią malinki, jednak i Michał nie odejdzie z niczym; po każdym mocniejszym ruchu bioder chłopaka, wbijał w jego plecy własne paznokcie, drapiąc niczym wyjątkowo rozjuszony kocur. Na przemian oddychał głęboko i cicho pojękiwał, uspokajając się dopiero wtedy, gdy poczuł w sobie ciepłą i lepką substancję, równoznaczną z finalizacją stosunku. Uśmiechnął się pod nosem, przewracając się na bok i wplątując palce we włosy misiaczka i lekko pociągając ich końcówki. Dalej był głodny jego dotyku, toteż położył dłoń na jego rozgrzanym torsie, przesuwając nią coraz niżej i niżej, zatrzymując się w okolicach podbrzusza. Celowo ominął jednak wciąż nabrzmiałego penisa kochanka, drażniąc palcami jego jądra.
OdpowiedzUsuń— Było cudownie — odpowiedział, zamykając oczy i na chwilę odpływając do zupełnie innej rzeczywistości. Nie myślał już o jutrzejszej, wczesnej pobudce i pójściu do pracy i nie interesował go Zawada, który ostatnimi czasy stał się tematem przewodnim jego wszelkich rozważań. Wdychał do płuc znajomy zapach Michasia, przepełniony wonią jego ulubionych perfum, towarzyszącego wysiłkowi potu i najważniejszego składnika: seksu.
— Wstawaj i idź do kuchni zjeść śniadanie, a ja uciekam do roboty! — westchnął, po wcześniejszym wykrzyczeniu mu tego komunikatu do ucha. Był zły i bardzo łatwo dało się to zauważyć; najchętniej także zostałby w domu i kontynuował zbyt krótką drzemkę, jednak jak na razie to on był jedyną osobą z ich dwójki, która dzień w dzień posłusznie chodziła do pracy. Od rozprawy minął już tydzień, lecz Aleksowi mimo tego nie śpieszyło się z zapłatą wyznaczonej przez sędziego kwoty. Ignorował ponaglania Michała, jedynie wzruszając ramionami i zbywając go lakonicznym: później. Z jednej strony cieszył się, że Majewski spędzał większość czasu w ich czterech ścianach, aczkolwiek z drugiej było to odrobinę uciążliwe, szczególnie gdy patrzył jak ten smacznie śpi, w międzyczasie szykując się do rychłego wyjścia z mieszkania. — Zrobiłem ci kanapki, rusz tyłek i wstawaj — dodał tak samo zirytowanym głosem, ściągając z niego kołdrę i odrzucając ją na bok. — Wrócę o piętnastej, czekaj z obiadem — mruknął, zakładając plecak i zawiązując plączące się pod nogami sznurówki. — Na razie — rzucił w eter, pochylając się i całując go w usta, by następnie zatrzasnąć drzwi i zbiec po krętych schodach.
Dzień w kawiarni niczym nie różnił się od tych poprzednich. Może z wyjątkiem klientów, których nagromadziła się naprawdę spora ilość. Aleks jak zwykle zręcznie lawirował pomiędzy stolikami, trzymając w rękach tacę z filiżankami wypełnionymi kawą czy herbatą. Podczas piętnastominutowej przerwy odpisał na przeczytanego dopiero co sms'a, uśmiechając się pod nosem i zaciskając kciuki; chyba dojrzał do tego by zrozumieć, iż nie może wiecznie trzymać Michasia pod kluczem. Chciał, aby udało mu się zdobyć wymarzoną pracę i miał nadzieję, że wreszcie po powrocie do domu usłyszy dobre nowiny, które skutecznie ich omijały. Czuł się dokładnie tak, jakby czas stanął w miejscu, dłużąc się niemiłosiernie, chociaż paradoksalnie wskazówki leniwie okrążały tarczę zegarka. Olek jeszcze nigdy nie chodził do pracy z tak wielką niechęcią i z jednej strony nie wiedział, czym było to uargumentowane; siedzenie w domu nie było mu ani trochę na rękę, lecz przestał czerpać też przyjemność z pracy w knajpie. W porównaniu z Michałem, nie miał wyższego wykształcenia i nigdy nie zamierzał podjąć studiów, a co za tym szło, jego perspektywy były znacznie ograniczone. Nie mógł zatem narzekać i wybrzydzać, chociaż z miłą chęcią oddałby służbową koszulkę i dał się ponieść ambicji, która aktualnie zapadła w zimowy sen. Westchnął cicho, przeczesując palcami ciemne włosy i wracając do wypełnienia obowiązków, które zapewniały mu jako taką przyszłość.
OdpowiedzUsuń— Misiek, wróciłem! — krzyknął od progu, rzucając plecak i ciskając nim w kąt, w którym zazwyczaj piętrzył się calutki stos butów. — Uczyłeś się? — zagadnął, marząc jedynie o zjedzeniu ciepłego obiadu i położeniu się na rozłożonej kanapie. Po dziewięciu godzinach pracy stopy bolały go jak po przebiegnięciu kilkukilometrowego maratonu, jednak nawet nie liczył na profesjonalny masaż. Musiał zadowolić się zamoczeniem nóg w gorącej wodzie, umilając sobie w ten sposób czas czekania na posiłek, który Majewski prawdopodobnie przygotowywał. — A co tak śmierdzi? — rzucił pod nosem, naciskając na klamkę i wchodząc do łazienki, gdzie o mały włos nie dostał prawdziwego ataku serca. Na okrągłym dywaniku siedział mały, mokry szczeniak, machając ogonem na widok nowej osoby. Olek instynktownie cofnął się do tyłu, z całych sił starając się nie wybuchnąć złością. — MASZ MINUTĘ NA WYJAŚNIENIE CO TU ROBI TEN PIES! I PIĘĆ MINUT NA POZBYCIE SIĘ GO Z TEGO DOMU! — wrzasnął, odwracając wzrok i próbując nie spojrzeń na plączącego się pod nogami szczeniaka.
Olek nie potrafił przejść obojętnie obok tej słodkiej i uroczej minki, a także miał duże problemy z zignorowaniem fali próśb, bardziej pasujących do małego dziecka niżeli do dorosłego studenta. Zaśmiał się cicho, słysząc mało prawdopodobne zapewnienie o tym, iż szczeniak nie urośnie już do rozmiarów masywnego pitbulla. Ostatecznie mógł się z tym zgodzić, chociaż miał zerową wiedzę o psach - o pozostałych zwierzętach zresztą też. W dzieciństwie posiadał małego i wyjątkowo wrednego chomika, który gryzł go w palce za każdym razem, kiedy tylko próbował otworzyć jego metalową kratkę (którą zresztą jako ośmiolatek postrzegał za najprawdziwsze wiezienie). Od tamtego czasu skutecznie zraził się do wszelkiego rodzaju domowych zwierzaków, stając się wyczulonym na irytujące szczekanie psów, miauczenie kotów czy choćby na najzwyklejszy śpiew ptaków. Nie chciał trzymać pod własnym dachem zapchlonego kundla o niewiadomym pochodzeniu, karmiąc go i wyprowadzając na spacery. Nie miał zamiaru przywiązywać się do kolejnego już stworzenia, które tym razem stałoby się dla niego źródłem niepotrzebnych problemów. Nie chciał, aczkolwiek nie umiał odnowić Michasiowi, który najwyraźniej nie miał zamiaru oddać szczekającego znaleziska z potworem tam, skąd go przyniósł. Olek czuł się jak człowiek postawiony przed faktem dokonanym: teoretycznie miał wybór, lecz w rzeczywistości było całkowicie odwrotnie. Załamał ręce z bezradności, patrząc z uśmiechem na Majewskiego, trzymającego w ramionach świeżo wykąpanego psa. Widział jak zależało mu na zatrzymaniu czworonoga, a jego szczęście poniekąd było dla niego ważniejszej od spokoju, zakłóconego wychodzeniem na długie spacery, kupowaniem suchej karmy, wizytami u weterynarza czy sprzątaniu zanieczyszczeń, które każdy pies pozostawiał po sobie na trawnikach.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, że zachowujesz się jak dzieciak? — zapytał, podchodząc bliżej. Było mu odrobinę głupio, że zrobił aż tak wielki szum o jednego małego psa, lecz jedyną rekompensatę dostrzegał w słowach, które jak na złość nie chciały przejść mu przez gardło. Przełknął ślinę, raz jeszcze rzucając okiem na szczeniaka, którego dopiero po ochłonięciu zobaczył w całej swej okazałości. Przyjaźnie wyglądająca mordka, biała sierść i brązowa obwódka wokół oka o dziwo nie skojarzyła mu się z bestią, których nie znosił przez całe swoje życie: wraz z upływem czasu miękł coraz bardziej, zbliżając się tym samym do zaaprobowania prośby Michasia.
— Ale żeby było jasne: to ty będziesz wychodził z nim na dwór, sprzątał, karmił i robił cała resztę — odrzekł, akcentując dokładnie każde słowo, aby Miśkowi przypadkiem nie umknął żaden ważniejszy fragment tego przekazu. — A teraz jedźmy lepiej do weterynarza, zanim się okaże, że twój nowy przyjaciel ma pchły — mruknął, krzywiąc się nieznacznie. W dalszym ciągu był zmęczony i głodny, nie mniej nie chciał wypuszczać go samego, pomimo wyczerpania woląc mieć go na oku. W końcu nie wiedział co mogło przyjść mu do głowy, zważywszy na dobre samopoczucie i wylewająca się na powierzchnie euforię. — I gdzie "dziękuje"? — upomniał, sugestywnie dotykając się palcem w policzek i usta.
Olek nie protestował, kiedy ostre jak szpilki ząbki zaczęły atakować jego palce, co nie sprawiło mu choćby minimalnego bólu. Kątem oka patrzył, jak zwierzak próbował wyrwać się z ramion Michasia, by dołączyć do dwójki dorosłych psów, rozłożonych na samym środku podłogi. Podziękował w myślach losowi za to, że Majewski nie znalazł bestii pokroju owczarka niemieckiego, który aktualnie prezentował zęby przed przybyłym weterynarzem - a właściwie to wystawiał kły, szykując się do zatopienia ich w najbliżej znajdującym się tyłku pana doktora. Ich wciąż bezimienny sierściuch zdaniem Aleksa, cierpiał na wyjątkowo rozwiniętą formę psiego ADHD: non stop wiercił się na kolanach Misiaczka, szczekając i uderzając długim ogonem o udo Zamojskiego. Nie wiedział, czy reagował tak na stres związany ze zbliżającym się spotkaniem z weterynarzem, czy może trafił im się wyjątkowo nadpobudliwy okaz merdającego ogonem psiaka, lecz jedno było jasna: oboje mogli zapomnieć o nudzie. — Nareszcie — westchnął półtorej i pięć ugryzień później, wybiegając na zewnątrz i wciągając do płuc świeże powietrze, wolne od zapach psów, kotów, jednej papugi i dwóch świnek morskich. — Tyle zmarnowanego czasu... przynajmniej ten mały pchlarz jest zdrowy — mruknął, udając, że wcale go to nie obchodzi, co w istocie było prawdą. Dalej uważał psa za własność wyłącznie Michasia i wątpił, by w najbliższym czasie cokolwiek miałoby się zmienić. Z kieszeni spodni wyciągnął kluczyki od starego lecz niezawodnego samochodu, otwierając drzwi i wpuszczając dwójkę równie podekscytowanych stworzeń do środka. Bał się o swoją idealnie czyściutką i odkurzoną tapicerkę, jednak wolał zachować dla siebie groźbę zrobienia z psa pierwszorzędnej sajgonki po tym, jak ujrzy na materiale ślad zabrudzenia. — Trzymaj go mocno, a jak tylko zsika się w aucie, to osobiście was uduszę — zapewnił, zapinając pasy i włączając warczący silnik, by po kwadransie jazdy znaleźć się pod sporym sklepem zoologicznym.
OdpowiedzUsuń— Idź wybrać tę obroże, smycz i co tam jeszcze potrzebujesz — powiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej i rozglądając się z nikłą ciekawością po całym sklepie. Jego wzrok na dłużej zatrzymał się na ekspediencie, który zdaniem Olka bezwstydnie wgapiał się w twarz misiaczka, zamiast udzielać mu profesjonalnym porad odnośnie pokarmu dla szczeniaków. Powoli zbliżył się w ich stronę, zatrzymując się za plecami i chrząknięciem dając znak o swoim przybyciu.
— Bierz go, bestio — wyszeptał w stronę psa, w międzyczasie zakrywając usta dłonią.
Z drobnym "ale" wziął psa na ręce, trzymając go w trochę zbyt nieporadny sposób. Bał się go zmiażdżyć, uszkodzić czy przypadkiem zrzucić na podłogę, tym bardziej jeśli wciąż był zdenerwowany lustrującym Miśka wzrokiem sprzedawcy. Kwestia finansowa także lekko go zaniepokoiła; w końcu Majewski zapełnił psimi zakupami praktycznie połowę lady, a widmo zapłaty za obicie mordy wciąż wisiało nad jego głową. Nad głową Michasia zresztą też. Trudno. Najwyżej weźmie nadgodziny i w dwa dni wzmożonej pracy nadrobi to, co stracili w sklepie zoologicznym. Stanął ramię w ramię ze swoim mężczyzną, starając się nie pokazać kasjerowi, do kogo należy ten uśmiechnięty od ucha do ucha aniołek. Wiedział, że nie spodobałby mu się kolejny wybuch zazdrości, zatem opanował się w ostatniej chwili, wzdychając cicho i jedynie łapiąc go za rękę, piorunującym spojrzeniem ponaglając zbyt wolnego pracownika.
OdpowiedzUsuń— Zdzierstwo — rzucił pod nosem po wyjściu z galerii. Dźwigał przynajmniej pięć ciężkich siatek z zakupami, wcześniej oddając psa pod opiekę Miśka. Nie rozumiał, jak kawałek czerwonego sznurka nazywanego smyczą, mógł kosztować aż trzydzieści złotych, tak samo jak mała miseczka za piętnaście, za którą osobiście nie zapłaciłby nawet połowy ten sumy. Domyślał się, że ich mały bezimienny stanie się najbardziej rozpieszczonym (oczywiście nie przez Aleksa) psem, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi. Zresztą Olek nie był już tak pewny co do tego, czym czworonóg rzeczywiście nie okazał się trafionym pomysłem; każda przykładna rodzina posiadała swojego pupila i gromadkę dzieci, które w ich przypadku nie wchodziły w grę. Pies w mniejszym lub większym stopniu upodabniał ich do oglądanych w telewizji par, wiodących sielankowe i oderwane od rzeczywistości życie.
— Zanim wejdziesz do auta to załóż mu te szelki — mruknął, rzucając się na fotel kierowcy. — Lepiej żeby nie uciekł po tym, jak wydaliśmy na niego tyle kasy — dodał, ponownie pobudzając do życia uśpiony silnik. — Może przejdziemy się dzisiaj na plażę? — zapytał, niespodziewanie odzyskując część utraconych za sprawą pracy sił. — Chyba, że wolisz niańczyć psa — posłał w jego stronę swój zwyczajowy uśmiech, uchylając szyby i powoli wycofując się z parkingu.
Olek ze względu na Miśka, w trakcie tych dwóch lat naoglądał się sporej ilości animowanych filmów, dlatego też nazwa "Alvin i wiewiórki" nie wydała mu się obca. Nawet lubił tę bajkę, jednak nie był pewien, czy chciałby wołać na psa imieniem, które wdzięcznie nosiła rozgadana i przyszła gwiazda muzycznej sceny, w przerwach ostrząca małe ząbki na ulubionych orzechach. W zasadzie kwestia imienia dla szczeniaka nie robiła mu zbytniej różnicy - zawsze mogli nazwać go Pies, awangarda i absurd podobno powoli wracały do łask - jednak domyślał się, że od czasu do czasu pomimo jego stanowczego NIE, spadnie na niego obowiązek wyjścia z czworonogiem na poranny spacer, szczególnie jeśli Michał po raz kolejny o mały włos nie zaśpi na kolokwium czy poważniejszy wykład na uczelni, których mimo olkowej awersji nie powinien opuszczać. Aleks zatem nie chciał krzyczeć na całe osiedle: "Alvin do nogi", woląc nie zostać z miejsca zabitym śmiechem. Ale jeśli Misiu się uparł, a jemu samemu nie przychodził do głowy żaden inny pomysł na kreatywniejsze imię, to cóż. Jakoś przeboleje to kojarzone z wiewiórkami imię, które najwyraźniej głównemu (nie)zainteresowanemu przypadło do gustu.
OdpowiedzUsuń— Alvin? — powtórzył, patrząc na niego z lekkim sceptycyzmem. Jakby na zawołanie, psiak podbiegł do nich i cichym szczeknięciem zaaprobował pomysł, machając przy tym kudłatym ogonem i podskakując, by dosięgnąć do nadszarpanej nogawki Michasia.
— Zresztą on już i tak zadecydował za nas — dodał, ignorując psa i po ominięciu go wchodząc do kuchni, po której roznosił się już zapach przygotowywanej przez jego chłopaka jajecznicy. Nachylił się nad szafką i wyciągnął dwa talerzyki, układając je na stole i dokładając do nich sztućce i nieodłączny element kolacji - kieliszki do wina. Rzucił okiem na okno a później na zegarek, zastanawiając się, czy zdążą na zachód słońca. Aleks wbrew swojej zmiennej naturze i usposobieniu nienadającymi się do nawiązywania międzyludzkich kontaktów, lubił oglądać jak czerwona kula leniwie znika za linią brzegową morza, w tym samym czasie ściskając rękę Majewskiego i dobierając się do jego ust. — To co, jemy i wychodzimy? — zapytał czysto retorycznie, kiedy po kilku minutach oboje zabrali się za posiłek. Zbyt prędko przełknął pierwszy gorący kęs, czując jak jego gardło płonie żywym ogniem; popił łykiem wina, wzdrygając się równocześnie gdy poczuł gdzieś w okolicach kostki u nogi podgryzanie połączone z odgłosami skomlenia. — Czy teraz każde śniadanie, obiad i kolacja będą tak wyglądały? — syknął przez zaciśnięte zęby, nie mogąc znieść podnoszących mu ciśnienie dźwięków, wydawanych przez błagającego o podzielenie się jedzeniem natrętnego Alvina.
Olek również nie zauważył nigdzie napisu zakazującego wprowadzania psów na plaże ani nie dostrzegł wbitej w piach tabliczki z namalowanym na samym środku czworonogiem, przekreślonym czerwoną i rzucającą się w oczy linią. Mandat za łamanie przepisów był ostatnią rzeczą, której potrzebowali w swoim podporządkowanym finansom życiu - a przynajmniej ostaniami czasy tak właśnie było - dlatego miał nadzieję, że żaden poczciwy, spacerujący po molo staruszek czy równie przyjazny młodszy przechodzień nie zawiadomi błąkającej się po okolicach straży miejskiej mówiąc, iż jeden mały lecz wyjątkowo głośny szczeniak urządza wieczorne rozróby na przeznaczonej do wypoczynku plaży. Zamojski mocniej zacisnął palce na palcach misiaczka, wdychając świeże, morskie powietrze i rozglądając się z ciekawością po opustoszałej "pustyni". Zazwyczaj o tej godzinie zbierały się tam calutkie tłumy, aby podziwiać zachód słońca czy najzwyczajniej posiedzieć na specjalnych leżakach, zasłoniętych materiałową kotarą. Tym razem mało kto postanowił wyjść z domu, zapewne zniechęcony wiejącym wiatrem, który nie należał do tych ciepłych. Aleks przyłapał się na myśli, iż Alvinowi przydałoby się ubranko, szczególnie na tak chłodne dni, które ze względu na nadmorski klimat zdarzały się wyjątkowo często, aczkolwiek zdawał sobie sprawę z tego, iż byłaby to zdecydowana przesada. Prosił w duchu o to, by przypadkiem do głowy Michasia nie napłynęła myśl o zakupie psiej garderoby, co jedynie pogorszyłoby ich wykruszający się budżet. Osobiście mógł zaakceptować ubranego Alvina tylko i wyłącznie w wersji filmowej, jako rozśpiewany wiewiór, a nie rozszczekany kundel, przymierzający się do podbicia modowego, zwierzęcego rynku.
OdpowiedzUsuń— Zimno — poskarżył się, łapiąc za jego koszulę i zgniatając nadmiar materiału. Przybliżył się, redukując niepotrzebny, wyznaczony przez długą smycz dystans, obejmując go w pasie i napierając własnym ciałem na ciało misiaczka. Obijające się o nadbrzeżne skały fale zagłuszały cichsze dźwięki, jednak nie chciał zdzierać gardła i narażać słuch zarówno swój i Michasia na nieprzyjemności; nachylił się nad jego uchem, ignorując zaczepiającego jego nogawkę psa i zapominając o słońcu, które prawdopodobnie w tym samym momencie znikało za horyzontem, by rozbłysnąć na nowo dopiero za kilkanaście godzin. — Dawno nie piliśmy mojego ulubionego drinka, chociaż sex on the beach w wersji alternatywnej też musi być smaczny — mruknął, przenosząc dłonie na jego ramiona i popychając go lekko do tyłu, aby upadł w pozycji siedzącej na miękki piach. — I wciąż jest zimno... musisz mnie rozgrzać, kocie — dodał, siadając tuż obok niego i bez słowa wpijając się w jego usta w zaborczym pocałunku, nie mającym nic wspólnego z delikatnością, którą wymuszał na sobie targany lekkimi wyrzutami sumienia. Wcisnął język pomiędzy jego zęby, przygryzając dolną wargę i wsłuchując się w miarowy oddech, fale i psa, domagającego się kontynuacji przerwanego spaceru.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy rączki Michasia powędrowały ku zapięciu jego spodni. Nigdy nie wątpił w to, że Majewski potrafi wchodzić do jego umysłu i czytać mu w myślach, jednak skłamałby mówiąc, iż ani trochę się nie zdziwił. Sam nie miał zamiaru niczego inicjować i jeszcze nigdy nie przyszło mu do głowy, aby zamienić wygodne łóżko na tonę piachu. Oczywiście wiedział, że nieliczni śmiałkowie uwielbiali ściągać z siebie ubrania w miejscach, które podnosiły im poziom adrenaliny i stopniowo zaprowadzały na skraj szaleństwa, aczkolwiek osobiście nie wyobrażał sobie uprawiania seksu w tak "niebezpiecznym" miejscu jakim była plaża. Wizja nakrycia i podglądania niesamowicie go podniecała, a widok najwyraźniej zadowolonego z takiego obrotu spraw Michała dodatkowo podkręcał atmosferę, sprawiając, iż kotłujące się pod czaszką wątpliwości z wolna ustępowały miejsca pozytywniejszym i bardziej adekwatnym do sytuacji emocjom. Aleks jako typowy egoista od zawsze musiał mieć wszystko dla siebie, a jego definicja słowa wszystko niezmiennie ograniczała się do osoby Michasia; tym razem leżąc z nim na plaży i walcząc z pokusą pozbawienia go niepotrzebnej garderoby czuł, że paradoksalnie dzieli się nim z przypadkowymi osobami, które mogłoby stać się świadkami całego tego spontanicznego zajścia, czego w żadnym razie nie chciał. Pragnienie poznania czegoś nowego kusiło go coraz bardziej, lecz ostały gdzieś w odmętach świadomości zdrowy rozsądek podpowiadał, by podnieść się na równe nogi i grzecznie pomaszerować do domu, oczywiście nie zapominając wcześniej o zabraniu psa, który beztrosko biegał po linii brzegowej, szczekając na morskie fale i rzucając im wyzwanie.
OdpowiedzUsuń— Nie boisz się, że Alvin się zgubi? — wymruczał prosto w jego rozchylone usta, następnie odwracając głowę i wytężając wzrok. Niebo nad nimi przybrało już barwę ciemnego granatu, a samo pole widzenia także zrobiło się nieco ograniczone, co dodatkowo utrudniał wiejący w twarz wiatr. Olek nigdy nie potrzebował pomocy okulisty, dlatego gdy stwierdził, że nie jest w stanie dostrzec choćby zarysu ludzkiej sylwetki majaczącej gdzieś w oddali, może zaryzykować i zrobić coś, na co nigdy w życiu by się nie zdecydował. — Chociaż chyba nawet on już się zmęczył — dodał, gdy odgłosy szczekania ucichły, a szczeniak podbiegł z powrotem do dwójki właścicieli, kładąc się i cierpliwie czekając. — I wiesz, że będziesz miał piasek we włosach, ubraniu, uszach i w każdym innym miejscu? — jego szept przeciął ciszę, zakłócaną sporadycznymi odgłosami wydawanymi przez otaczającą ich przyrodę. Zachęcająco uniósł biodra, odpinając rozporek i ponownie padając plecami na miękkie podłoże. — Zdjąłbym z ciebie te spodnie i koszulkę misiek, ale co jeśli zmarzniesz i się przeziębisz? — zapytał, chcąc jeszcze bardziej go sprowokować. — Będę się musiał wtedy tobą zająć... — niczym prawdziwy Dracula przycisnął wargi do jego szyi, wplątując palce we włosy i odginając jego głowę pod odpowiednim do zrobienia profesjonalnej malinki kątem.
Pragnę cię. Wystarczyły mu raptem te dwa słowa, by wprawić w ruch jego wyobraźnię i sprawić, by rozpoczął sukcesywne spełnianie jego małego marzenia. Dopiero po tym krótkim komunikacie spojrzał na wszystko z zupełnie innej perspektywy, zaczynając zauważać coraz więcej plusów. Przebywając na odsłoniętym terenie, w dodatku z lekko opuszczonymi spodniami i bielizną w pakiecie, zauważał jak budzi się drzemiący w nim dziki instynkt, którego paradoksalnie sam nie rozumiał; czuł się jak zwierzyna posiadająca wyjątkowo duży popęd, nadający się do spożytkowania wyłącznie w trakcie jednej konkretnej czynności. Misiu natomiast stał się jego ofiarą, dzięki której zaspokoiłby niewykorzystane pokłady kumulującej się pod skórą energii, przelewając ją w całości na jego zachęcająco wyglądające ciało. W tym momencie byli jak wygłodzony wilk i niewinna owieczka, którą zamierzał zjeść kawałeczek po kawałeczku. Bez taryfy ulgowej.
OdpowiedzUsuń— Nie poznaje własnego chłopaka — szepnął mu w pół otwarte usta, ponownie złączając ich wargi w zaborczym pocałunku. Całował go po linii szczęki i szyi, jednocześnie przesuwając wzrokiem po wciąż pustej plaży. W głębi duszy trochę żałował, że żaden mieszkaniec Trójmiasta nie wybrał się na spacer; buzująca w żyłach adrenalina dodawała mu odwagi, kusząc go do zwołania całej masy świadków, patrzących z zazdrością na ich popisową interpretacje znanego drinka. — Ale podoba mi się to, misiek — mruknął, zaciskając palce na wyraźnym wybrzuszeniu w okolicach jego krocza. Skrzywił się lekko, gdy chłodny wiatr brutalnie naparł na skórę jego twarzy, wywołując ogarniające całą jej powierzchnię dreszcze; nie był aż takim sadystą by patrzeć jak Michaś marznie, dlatego też sprawnie obrócił go na brzuch, jedynie lekko opuszczając jego spodnie odrobinę ku dołowi, by odsłonić pośladki. Przylgnął do jego pleców, łapiąc za biodra i unosząc je ku górze, ułatwiając zarówno sobie jak i przede wszystkim jemu wykonanie i przeżycie kilku pierwszych pchnięć. Jego jęk zagłuszony został przez odgłosy fali, gdy wilk poszedł na całość, dobierając się do owcy i stając się bardziej brutalny, chociaż i to określenie nijak nie pasowało do ich relacji. Przyśpieszył, wchodząc w niego znacznie głębiej i mocniej, zmuszając własne biodra do szybszej pracy.
Olek wątpił, aby w najbliższym czasie Misiek zgodził się na powtórkę, zapewne tłumacząc to bólem pewnej, znajdującej się najniżej części ciała, dlatego też zdziwiło go jego zachowanie pod prysznicem. Nie zamierzał się kłócić, mimo wszystko woląc korzystać tak długo i intensywnie ile tylko się da. Przynajmniej woda zagłuszała jęki, i był to bez wątpienia jedyny plus całej tej sytuacji. Sporadycznie czas strasznie mu się dłużył, jednak tego dnia był zdania, iż doba wydłużyła się przynajmniej trzykrotnie; nie dowierzał, iż udało mu się odbębnić osiem godzin w pracy, zaliczyć wizytę u weterynarza i zakupy w sklepie zoologicznym, a przede wszystkim zużyć tak sporą masę energii, potrzebną do dwukrotnego seksualnego obcowania, w dodatku raz na świeżym powietrzu. Dlatego też zasnął jak małe dziecko zaraz po wczołganiu się do łóżka, wcześniej zgarniając Miśka w swoje objęcia i rzucając jedno słowo w kierunku Alvina, który prawdopodobnie postanowił spędzić z nimi mało upojną noc. "Zjeżdżaj" na szczęście podziałało, a psiak zniknął za samo zamykającymi się drzwiami (co uwarunkowane było dochodzącym z otwartego na wpół okna, a nie siłą duchów czy olkowym samozaparciem). Spał z twarzą wtuloną w szyję Michasia, jak zwykle marudząc tuż po przebudzeniu i żaląc się na to, jak bardzo nie chce mu się iść do pracy.
OdpowiedzUsuń— Do zobaczenia kochanie? — powtórzył, marszcząc brwi. Z wiadomych względów (studia i dawna praca Majewskiego) misiaczek nigdy nie odprowadzał go do pracy, zatem sam Aleks nie mógł się nim pochwalić, chociaż przelotnie. Poranny spacer z psem był idealna ku temu okazją, dlatego też nie czekając na zgodę pociągnął go za rękę, prowadząc w stronę jego miejsca zatrudnienia. — Alvinowi też dobrze zrobi jak się trochę przejdzie — powiedział, splatając ze sobą ich palce. — Poza tym nie masz pojęcia jak taki szczeniak i przystojny właściciel potrafią namieszać w głowie — mruknął, oczami wyobraźni widząc biednego Michasia, obleganego przez całe tłumy zafascynowanych przechodniów, w tym zapewne o zgrozo dziewczyn, chociaż męska część także by się znalazła. — Jeszcze cię zaatakują i co wtedy? — żałował, że kawiarnia była tak blisko, gdyż już po dziesięciu minutach drogi musieli się rozstać. Aleks jako pracownik nie mógł wejść głównymi drzwiami, będąc zobowiązanym do okrążenia budynku i zameldowaniu się u stojącego przy metalowej furtce ochroniarza, sprawdzającego ich elektroniczne przepustki.
— Właściwie to możesz po mnie przyjść po południu — oznajmił, ciesząc się na samą myśl o tym, iż zacznie i zakończy dzień w znienawidzonej pracy tak miłym akcentem. — Tylko zostaw go w domu — gestem głowy wskazał na plączącego się pod nogami szczeniaka, z którym Michał nie dałby rady wejść do kawiarni. A na tym Olkowi zależało najbardziej. — A teraz uciekaj i szukaj pracy. I odpoczywaj po ostatnich wrażeniach — mrugnął do niego lewym okiem, na chwilkę kładąc dłoń na jego pośladku, by następnie oddalić się i zniknąć za zakrętem wąskiej uliczki.
Aleks nigdy nie postrzegał samego siebie tak jak od zawsze patrzył na Michasia. To o niego był zazdrosny, tłumacząc to jego urokiem osobistym, charakterem, obok którego nie dało rady przejść obojętnie i wdziękiem, który roztaczał wokół siebie na każdym możliwym kroku. Jeszcze nigdy nie wpadło mu do głowy, aby mogło być odwrotnie, poza tym nie zależało mu na tym, żeby to właśnie Majewski demonstrował swoją zaborczość i strach przed utratą i zakończeniem związku. Od czasu do czasu Olek zgadzał się na chwilową zamianę roli, jednak bez wątpienia to jemu dostała się w genach natura nieuleczalnego zazdrośnika. W trakcie spacerów oczy przechodniów zwracały się ku jego partnerowi udając, że drugi meżczyzna nie trzyma go za rękę, przy okazji łypiąc na nich groźnym spojrzeniem. To jego podrywali - a przynajmniej tak zdawało się Zamojskiemu - i nic nie wskazywało, by sytuacja miała się zmienić.
OdpowiedzUsuńDobry humor nie opuszczał go nawet na moment, co zdziwiło zarówno jego szefa, stałych kilentów i współpracowników, którzy znali go od tej innej, zdecydowanie gorszej strony. Perspektywa zobaczenia Michasia w tym miejscu podnosiła go na duchu, dzięki czemu zwiększył swoją pracowniczą wydajność, która zazwyczaj pozostawiała wiele do życzenia. Nie przeszkadzał mu nawet czarny fartuszek, którym po każdej skończonej zmianie ciskał w kąt, uważając jego noszenie za uwłaczanie jego męskiej godności; opinający ciasno biodra skrawek ciemnego materiału nie robił mu już większej różnicy, tym bardziej że domyślał się, że misiaczkowi się spodoba. Pozytywny nastrój poskutkował tym, iż nie zauważył jak dłon obcego faceta zahacza o jego własną, kiedy to nachylał się by postawić przed nim zamówioną latte. Czuł, że klient chce powiedzieć coś więcej poza zwyczajowym "dziękuję", jednak nie dał mu ku temu okazji. Blyskawicznie odwrócił się słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Do końca pracy pozostał mu w prawdzie kwadrans z hakiem, jednak zignorował dwójkę proszących o rachunek klientów, podbiegając do stolika który zajął Michał. Zarzucił mu ręce na szyję, by na wszelki wypadek odwieść pozostałych ludzi od pomysłu polegającego na złapaniu Michasia w swoje sidła.
— Chcesz się czegoś napić, kocie? — zapytał — Jeszcze nie piłeś tutaj naszej popisowej kawy — puścił mu oczko, wracając za ladę i odpalając ekspres, który w szybkim tempie wypełnił wysoką szklankę biało kramowym płynem o smaku przybliżonym czekoladzie do picia. — Jak poszły poszukiwania pracy? — oparł się o stolik, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że siedzący nieopodl mężczyzna nie szpuszcza z niego wzroku. Potrząsnął głową w celu pozbycia się tych irracjonalnych myśli, uśmiechając się lekko do miłości swojego życia. — Zresztą opowiesz mi wszystko po drodzę, pójdę się przebrać, odmeldować i zaraz wracam — mruknął, nie zdając sobie sprawy z tego, iż natrętny i najwyraźniej niezrażony obecnością Majewskiego młody mężczyzna ruszył tuż za nim, by zatrzymać go przed samymi drzwiami i bez słów wcisnąć mu w dłoń pogniecioną karteczkę, z wypisanymi odręcznie dziewięcioma cyferkami.
Był zły i jednocześnie chciało mu się śmiać. Jeszcze nigdy nie widział aż tak rozjuszonego i zaborczego Michasia, chociaż ten próbował zachować się w miarę grzecznie i kulturalnie. Zakrył usta dłonią, wodząc wzrokiem od wciąż stojącego jak słup nieznajomego mężczyzny po Majewskiego, który zapewne najchętniej uderzyłby swojego pierwszego w życiu konkurenta. Olek nie chciał, aby przez głupotę zdeterminowanego faceta jego chłopakowi podskoczyło ciśnienie i obawiał się, że po powrocie do domu czeka go długa i mało przyjemna rozmowa, jednak mimo tego nie potrafił postawić się w jego sytuacji. Zawsze to on przeprowadzał wywiady, wypytywał o to, co Michał robił kiedy tylko nie przebywali razem i nie interesował się tym, czy on sam ma na to ochotę; świdrujące go na wylot spojrzenia paradoksalnie nie były jego winą, aczkolwiek Aleks nie umiał tego zrozumieć. Nie, jeśli nie dotyczyło to bezpośrednio jego osoby. Nie miał sobie nic do zarzucenia; nie traktował klientów indywidualnie, odzywał się jedynie tyle ile było trzeba, a także nie prowokował ich zaczepnymi gestami czy innym odbiegającym od normy zachowaniem. Michaś też nie był winny, lecz Olka to nie obchodziło, nawet w tym najmniejszym stopniu. W tych okolicznościach nie było mowy o zamianie rolami i Zamojski nie miał zamiaru odpuścić. Tylko i wyłącznie on miał prawo do wylewania na wierzch swoich frustracji, nie Misiaczek.
OdpowiedzUsuń— Już spokojnie mój zazdrośniku — uśmiechnął się, przechodząc obok swojego nowego adoratora i przy okazji uderzając go w ramię własnym ramieniem. Bez słowa wpił się w usta Michała, chcąc za pomocą pocałunku pokazać mu, że należy tylko do niego. I z wzajemnością. Aleksowi nigdy nawet przez głowę nie przeszła myśl o tym, iż mógłby pójść do łóżka z kimś innym. Nienawidził monotonii i kochał wszelkie nowe ulepszacze odganiające wytworzoną codziennymi obowiązkami rutynę, jednak to Michał był jego definicją słowa "wszystko". Nie potrzebował karmić ego cudzym uznaniem i wystarczało mu wyłącznie jego zapewnienie, iż kocha go najmocniej na całym świecie. Nic innego nie miało znaczenia.
— Mógłbyś się o mnie pobić? — zapytał z lekkim uśmiechem, gdy parę minut później wyszli z kawiarni. Anonimowy podrywacz uciekł chwilę przed ich wspólnym wyjściem, na całe szczęście znikając za rogiem ulicy i nie doprowadzając tym samym do niepotrzebnego rozlewu krwi. — Pamiętaj kocie, że chodzisz z kryminalistą — mruknął, wbijając wzrok w płytkę chodnikową. — Przez moje zawiasy raczej nie mógłbym wykończyć go w twoim imieniu — dodał, zaciskając palce na jego dłoni. — Ale z kryminalistą, który leci wyłącznie na ciebie — zatrzymał się, gdy sygnalizacja wskazała czerwone światło, wykorzystując okazję i składając na ustach Michasia parę stanowczych pocałunków.
Zachowanie Michasia trochę wyprowadziło go z tropu, tym bardziej że nie wiedział o co tak naprawdę mu chodziło. Aleks w stosunkowo szybkim czasie całkowicie stracił poczucie zaznajomienia się z sytuacją, która nagle stała się wyjątkowo poplątana i niejasna. Nie rozumiał, czy misiaczek był zły na niego samego - i to już z góry uważał za cholernie niesprawiedliwe - czy na niepoważnego adoratora, którego najwyraźniej nie obchodził kręcący pod nogami wyimaginowany konkurent. Był rozkojarzony, a myśli nieustannie krążyły od zamkniętego w łazience Majewskiego po nieznanego z imienia i nazwiska mężczyzny, którego z całą pewnością widział po raz pierwszy w życiu. Nigdy nie dysponował perfekcyjną pamięcią fotograficzną i rzadko kiedy udawało mu się zapamiętać twarz nowo poznanej osoby, zatem mimo jako takiej pewności wolał trzymać język za zębami i zamilknąć, niżeli wyjść przed własnym chłopakiem jak rasowy kłamca. Być może owiany tajemnicą osobnik już od dawna trzymał go na celowniku, wybierając małą knajpkę na miejsce osobistego poligonu walki, którą zamierzał stoczyć z każdym, kto odważyłby się rościć sobie prawa do jego obiektu chorej fascynacji. Zaśmiał się cicho pod nosem słysząc własne myśli; zrezygnowany powlókł się na chwilę do salonu, gdzie rzucił okiem na wmontowane w drzwi szafy duże lustro. Dalej nie postrzegał siebie jako boga seksu i nie potrafił pojąć, jakim cudem zainteresował się nim ktoś drugi. Michasia jeszcze potrafił zrozumieć; w końcu byli ze sobą już ponad dwa lata, a przywiązanie także robiło swoje. Poza tym zazwyczaj - a może za każdym razem - to on zaczynał interesować się jego garderobą, chociaż daleko było mu do znawcy mody. Jako pierwszy rozpinał jego rozporek, ze znudzenia czy braku lepszej aktywności bawiąc się w ozdabianie jego ciała świeżymi malinkami, nie odwrotnie. Michaś jeszcze nigdy nie okazał względem niego zazdrości i Olek był pewien, że jego misiaczek nie widział w nim osoby, która mogłabym wzbudzić czyjekolwiek zainteresowanie. Wszystko wskazywało jednak na to, iż najwyraźniej się mylił. W grę wchodziła także opcja numer dwa: Majewski pobrał nauki od niekorowanego króla zaborczości, z którym dane mu było mieszkać pod jednym dachem. Obrócił głową w lewo i w prawo, mrużąc oczy, by następnie to oddalić się od lustra to ponownie do niego przybliżyć, zachowując się przy tym jak encyklopedyczny przykład narcyza czy początkującej modelki, przygotowującej się do swojego pierwszego wyjścia na wybieg. Dalej nie dostrzegł w sobie niczego nadzwyczajnego, choć jednocześnie nie mógł powiedzieć, że czegoś mu brakowało. Wbrew temu tylko i wyłącznie Michaś miał prawo do naruszania jego szeroko pojętej sfery prywatności, która przy nim odchodziła w zapomnienie. Żaden inny facet - nawet wyglądający jak żywa i oddychająca kopia modela z okładki Playboya - nie mógł równać się przy jego uroczym lecz momentami denerwującym aniołkiem, którego kochał na swój własny, dziwny sposób. Kierowany nie często spotykanym ludzkim instynktem pogłaskał po głowie również osamotnionego szczeniaka, który chyba przyzwyczaił się już do wiecznych pieszczot serwowanych mu przez Michała. Tym razem oboje zostali potraktowani dość oschle, przez co wytworzyła się między nimi cieniutka nić porozumienia, którą Olek natychmiastowo przeciął. Odetchnął głęboko, mając już dosyć pokazu niemile widzianej zazdrości, zostawiając rozszczekanego psa i kierując się w stronę łazienki, z której wciąż dochodził dźwięk odbijającej się o zlew wody.
OdpowiedzUsuń— Wchodzę! — warknął, uwalniając każdą skumulowaną pod skórą negatywną energię. Nie lubił podnosić głosu w trakcie rozmów z Michasiem, jednak sporadycznie było to konieczne. Szczególnie, jeśli jego celem było wybicie mu z głowy tych wszystkich głupot.
— Możesz mi łaskawie wyjaśnić o co ci chodzi? — zapytał, zakręcając kurek i krzyżując ręce na klatce piersiowej. — I tak nie mam zamiaru ci się tłumaczyć, to on zaczął — może i brzmiał jak skarżące się i zrzucające winę dziecko, aczkolwiek nie czuł się winny i nie miał nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Chciał jedynie odebrać mu rolę, która należała się tylko i wyłącznie jemu, w międzyczasie odzyskując Michasia, który nie obrażał się jak pierwszorzędna księżniczka. — Jestem tu z tobą, z nikim innym. I to ty dostaniesz po tyłku jak nie przestaniesz pieprzyć tych bzdur, nikt inny, rozumiesz? — czuł, że nie rozumie. Wyprowadzony z równowagi popchnął go ostrożnie w kierunku wanny, zmuszając by usiadł na samym jej brzegu. Pchnięciem kolana rozszerzył mu nogi, klękając między nimi aby ich twarze znajdowały się na równej wysokości. Zacisnął palce na jego włosach, odchylając jego głową do tyłu i przyciskając wargi do jego ust, obdarowując je zachłannymi pocałunkami. Wsunął język pomiędzy jego ząbki, zahaczając własnymi o jego dolną wargę, aby w chwili przeznaczonej na wytchnienie wyszeptać: — Myślisz, że ktokolwiek inny zasłużył by co najmniej na zwykłego całusa, kocurze? — i powrócić do rozpoczętej, pobudzającej czynności.
Usuń— Jesteś tylko mój — wymruczał mu prosto w usta, z zadowoleniem pozwalając mu ściągnąć z siebie koszulkę. Mimo iż mieszkali wspólnie od ponad dwóch lat, nie przypominał sobie, by jeszcze kiedykolwiek wykorzystali wannę do wspólnego obściskiwania się. Prysznic owszem, lecz nie wanna. Tym razem był to także czysty przypadek, że oboje znaleźli się w tej zdecydowanie zbyt szerokiej przestrzeni, jednak Zamojskiemu taki obrót sytuacji zdecydowanie przypadł do gustu. Sam zacisnął palce na materiale jego koszulki, zmuszając go do zajęcia pozycji siedzącej; sam usiadł okrakiem na jego udach, niwelując dzięki temu każdą najdrobniejszą szczelinkę. Ich ciała stykały się ze sobą w każdym możliwym miejscu, co Aleks zamierzał skrupulatnie wykorzystać. Oczywiście nie marzyła mu się upojna przygoda w wannie, a chciał jedynie rozbudzić wyobraźnie Michasia, przy okazji nieco go odstresowując, lecz pomyślał, iż jedno nie przeczy drugiemu. Nie musiał od razu pozbawiać go spodni by sprawić, by na długo zapamiętał ich krótkie sam na sam, argumentowane jego niespotykanym wybuchem desperacji i zazdrości. Wychylił się do przodu, ocierając się odsłoniętym torsem o jego klatkę piersiową, mając dzięki temu lepszy dostęp do jego ust. Całował go zachłannie przed dobrych kilkanaście długich sekund, które dość szybko przerodziły się w calutkie minuty. Powoli kręcił biodrami, odrywając się od jego warg jedynie w celu zaczerpnięcia oddechu; miał nadzieję, iż przynajmniej teraz Michaś uwierzy, że w jego życiu figuruje jako ten jedyny i najważniejszy. Już na samym początku ich znajomości, która w ekspresowym tempie przerodziła się w romans, wiele osób próbowało ich rozdzielić, jednakże nikomu się to nie udało; rodzina Miśka nie pałała do Olka sympatią, jego przyjaciele ze studiów zapewne także nie raz próbowali przemówić mu do rozsądku. Trwali razem wbrew wszystkim przeciwnością, dlatego też ktoś tak anonimowy i nieważny nie mógł stanąć im na drodze do szczęścia. I już Aleks o to zadba.
OdpowiedzUsuń— I też cię kocham, zazdrośniku. Baaardzo — dodał, przeciągając sylaby. Zszedł z jego kolan, wychodząc z wanny i rozprostowując nogi, które za sprawą niewygodnej pozycji zaczęły go trochę boleć. Wciągnął na siebie wygniecioną koszulkę, uśmiechając się zadziornie do Michasia i patrząc na niego wzrokiem, w którym kryło się to samo nieustępliwe pożądanie. Pożądanie, które najlepiej oddawało olkową wierność, o której zazwyczaj nie mówił, uważając opowiadanie o uczuciach za mało męskie. — A teraz chodź wreszcie na tę kolacje i spadamy do łóżka, padam z nóg — powiedział, marząc już wyłącznie o zamknięciu oczu i wdychaniu usypiającego zapachu misiaczka.
Olek zazwyczaj chodził spać stosunkowo późno, w trakcie każdej takiej sytuacji denerwując Miśka, ktory z samego rana musiał wstać grzecznie na zajęcia. Nie pozwalał mu zamknąć oczu, chcąc chociaż przez chwile pozaczepiać go za pomocą sprawdzonych przez siebie metod, w tym wbijania łokcia w jego żebro czy zabierania mu kołdry - chociaż to drugie uważał za odrobinę wredne. Tym razem był cholernie zmęczony, dlatego z ulgą padł na łóżko, nie zwracając nawet uwagi na Alvina, którego Majewski przemycił sądząc, że Aleks niczego nie widział. Zaraz po tym jak Michaś odpłynie, zamierzał wyprosić szczeniaka z ich wspólnego łoża, bojąc się, że wykorzysta ich świeżą, pachnącą kwiatowym płynem do płukania pościel jako przenośny trawnik. Dopóki jego zazdrośnik trzymał psa przy sobie, olkowy czarny scenariusz nie miał prawa się ziścić, a przynajmniej taką miał nadzieję. Objął go mocno ramieniem, patrząc jak głowa chłopaka ląduje na jego piersi; uwielbiał trzymać go w ramionach i w ten sposób zasypiać, chociaż jeszcze nigdy nie powiedział tego na głos, mając pewność, że Misiek o tym wie. Uśmiechnął się słysząc wiadomość o jego nowej pracy, jednak równocześnie poczuł te same irracjonalne obawy, które towarzyszyły mu podczas pracy Michasia w korporacji. Nie chciał drugiego Zawady i planował modlić się o to, aby jego nowym szefem okazała się być kobieta. To z całą pewnością ułatwiłoby sprawę i zapobiegło kolejnej wizycie w sądowym gmachu, czego dla własnego dobra wolał uniknąć.
OdpowiedzUsuń— Gratulacje, kocie — pocałował go w czubek nosa, ciesząc się z jego małego sukcesu. Zastrzyk gotówki przyda im się jak jeszcze nigdy wcześniej, a jeśli Misiek marzył o takiej właśnie posadzie... nic tylko świętować. — Czemu nie pochwaliłeś się wcześniej? — zapytał, żałując, iż przegapili tak rzadko nadarzającą się okazje do uczczenia rzeczy, która w końcu nie przydarzała się zbyt często. Tym bardziej teraz, kiedy jego własna praca w kawiarni stała się istnym koszmarem, nie mówiąc już o klientach próbujących uwieść go w wyjątkowo mało kreatywny sposób. — Ale odbijemy to sobie jutro — dodał, snując plany o wejściu do sklepu i kupieniu ulubionego szampana. — Kiedy zaczynasz? I poznałeś już przełożonego albo innych pracowników? — domyślał się, że obecnie to on brzmi jak prowadzący śledztwo zazdrosny detektyw, aczkolwiek nie mógł temu zaradzić. Nie wygrałby z własną zaborczą naturą, a naprawdę nie pragnął spotkać drugiego Tomasza. Czy kogoś o wiele gorszego... — Pamiętaj, że nie traktuje natrętów tak grzecznie jak ty, kochanie — zażartował, nawiązując do wymiany zdań Michasia i anonimowego Romea z kawiarni. Ziewnął, przekręcając się na lewy boczek i wtulając twarz w ramię Michała, wsłuchując się w jego oddech i jak zwykle czekając, aż ten zaśnie jako pierwszy.
Znał Kacpra i wiedział, że z Miśkiem łączy go jedynie - a może aż - przyjaźń, jednak nie stało mu to na drodze do bycia zazdrosnym. Za swój wielki i osobisty sukces uważał to, iż względnie i w miarę możliwości go tolerował, dzielnie znosząc jego wizyty i patrząc na to, w jaki sposób witają się po długim okresie niewidzenia. Z obiektywnego punktu widzenia nie mógł powiedzieć, że postrzegał Kacpra jako zagrożenie czy realnego konkurenta, którego trzeba było jak najszybciej unicestwić; akurat w tym jednym konkretnym przypadku nie brał pod uwagę ewentualnej zdrady czy utajonego romansu , lecz to nie umniejszało jego zauważalnej frustracji. Zazdrościł tego, iż zna Michasia przynajmniej trzy razy dłużej niż on sam, a co za tym szło, wiedział o nim to, czego Aleks mógł się jedynie domyślać. Mieli też wiele wspólnych wspomnień, chociaż na to drugie nie miał prawa narzekać. Ich dwa lata mimo wszystko obfitowały we wrażenia, które pozostałe pary nagromadzały przez calutkie lata; Olek żałował jednak, że nie poznał Michała wcześniej. Nie widział jak dorasta, nie był naocznym świadkiem tych wydarzeń, które ostatecznie ukształtowały jego charakter i osobowość, w której zakochał się bez opamiętania. Kacper nigdy nie chwalił się opowiadając na głos fragmenty ich obcej dla Zamojskiego historii ani nie obnosił się w ich towarzystwie z wyższością; generalnie zachowywał się jak normalny, książkowy przykład kumpla, nie wysuwającego ku Miśkowi ani jednego podtekstu, lecz dla kogoś takiego jak Aleks nie miało to większego znaczenia. Kontrolował, dyskretnie przysłuchiwał się ich rozmowom, trzymał się możliwie jak najbliżej i za wszelką cenę starał się ograniczyć do minimum ich "sam na sam". Ten rodzaj zazdrości był znacznie trudniejszy i wymagał od mężczyzny większego skupienia, gdyż wiedział, że nie może pozwolić sobie na wybuch. Opinia Kacpra o związku jednego z najlepszych kumpli nie mogła być zszargana czy negatywna i w rękach Zamojskiego leżało utrzymanie tej niewygodnej sytuacji w ryzach. — Kacper? — powtórzył, czując jak odzyskuje część energii potrzebnej do funkcjonowania na granicy snu a rzeczywistości. Podźwignął się do pozycji siedzącej, łapiąc za nadgarstek miśka i delikatnie przyciągając go ku sobie. — Czy on nie wie, która jest godzina? — wychrypiał, wskazując na wiszący na ścianie hałaśliwy zegar. Nie było późno, a niejednokrotnie gościli już w swoim mieszkaniu osoby zjawiające się przed północą niczym Kopciuszek, jednak za sprawą wczesnego pójścia do łóżka stracił poczucie czasu i nie miał ochoty na ponowne wstanie. — Powiedział ci w ogóle o co chodzi? — zapytał, marszcząc brwi w geście podejrzliwości. Domyślał się, iż Kacper nie zaszczycał ich odwiedzinami z byle powodu, to wykreślił już na samym starcie. Musiało stać się coś poważniejszego, lecz nierozbudzony jeszcze umysł nie dawał mu szansy na odgadnięcie tej zagadki. — Zostanie na noc? — kontynuował, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. — Chyba, że planuje wpaść dopiero jutro, jak ja będę w kawiarni, a ty sam w domu... — mruknął tonem głosu, który zarezerwowany był na wygłaszanie przemów nasączonych zazdrością i zaborczością. Nieświadomie zacisnął palce na jego odsłoniętym ramieniu, pozostawiając na nim ślady paznokci.
OdpowiedzUsuńOdetchnął z ulgą dowiedziawszy się, że Kacper przyjdzie dopiero jutro. W dodatku wtedy, kiedy on sam wróci do domu z pracy. Generalnie Olek najchętniej nie szedłby do niej w ogóle i nawet rozważał taką opcję zanim usłyszał te radosne wieści, jednak domyślał się, że Misiek uznałby to za przejaw jeszcze większej zazdrości a nie lenistwa, które w głównej mierze uwarunkowywało jego decyzję. Wprawdzie rzadko kiedy korzystał z jednodniowych urlopów, które mógł zgłaszać nawet w tym samym dniu, aczkolwiek w tym konkretnym przypadku czuł, że byłoby to najlepszym rozwiązaniem i nie chodziło mu wyłącznie o niespodziewaną wizytę Kacpra. Był najzwyczajniej w świecie zmęczony, a skoro Michaś otrzymał wymarzoną posadę... Mógł przekonać go wizją wspólnego śniadania, wyjścia na spacer z Alvinem, późniejszym pójściem na zakupy i przygotowaniem obiadu, który zjedzą już w trójkę, jeśliby brać pod uwagę Kacpra. W mniemaniu Aleksa na prowadzenie wysuwały się same plusy, więc był świecie przekonany, że przekupi misiaczka tak samo jak jego przyjaciel próbował zrobić to z nim. Warczenie... prychnął pod nosem na wzmiankę o cieście. Wcale nie uważał, by w stosunku do dobrego znajomego własnego chłopaka odnosił się jak wściekły pies, którego trzeba było ujarzmiać ulubioną przekąską. Słowa Majewskiego po części uświadomiły mu, że w rzeczywistości tak właśnie było; przynajmniej Kacper nie dostrzegał jego uroku osobistego i innych fragmentarycznie pozytywnych cech, które odsłaniał tylko i wyłącznie przed swoim ukochanym Michasiem.
OdpowiedzUsuń— Chyba nie będzie takiej potrzeby — odpowiedział, ponownie opadając lekko na poduszki. — Napiszę SMS-a do Rafała, wiesz, tego drugiego kelnera, mamy jutro razem zmianę — wyjaśnił, wspominając o koledze, który na całe szczęście był stu procentowym hetero, chociaż i tak jego typ urody mijał się z olkowymi upodobaniami. — Wezmę wolne i zrobimy razem obiad zanim przyjdzie Kacper — dodał, uśmiechając się przy tym w niewinny sposób. Było jasne, że Aleks nie pomoże przy gotowaniu, gdyż jego zdolności kulinarne od zawsze lawirowały od zera do jedynki (potrafił wstawić wodę i zrobić kanapki), jednak zamierzał utrzymać pozory szczerych chęci w połączeniu z dobrym wrażeniem. Na wszelki wypadek od razu chwycił za komórkę, pisząc parę krótkich zdań i wysyłając, zanim Michał zdąży podzielić się swoją niezwykle istotną opinią na ten temat. — Miło by było, gdyby rzeczywiście sobie kogoś znalazł, chociaż nie musi mówić o tym osobiście, to nie ślub — mruknął. Moment później głośne wibracje zapowiedziały nadejście wiadomości zwrotnej, która tak jak przypuszczał, była pozytywna. — A teraz wyjdź z tym psem i wracaj szybko — ponaglił, gdy dochodzące z korytarza szczekanie zaczęło działać mu na nerwy.
Olek zamierzał nawet na niego zaczekać, jednak znudziło mu się to już po kwadransie. Wątpił, aby Michał na spacer z psem zabrał telefon, dlatego też odpuścił i nie atakował go tysiącem nieodebranych połączeń w stylu zdenerwowany kochanek czy nadgorliwy partner. Równie dobrze w momencie, w którym zrezygnowany Aleks zamknął oczy i starał się zasnąć, jego misiek mógł być oblegany przez calutkie tłumy sąsiadów czy przechodniów, dla których widok chłopaka wyprowadzającego szczeniaka był niczym cenny okaz z wyjątkowo znanego muzeum. Musieli się zatrzymać, wyciągnąć rękę i poprosić o pozwolenia na pogłaskanie, zupełnie tak, jak gdyby widzieli psa po raz pierwszy w swoim mało interesującym życiu, a przynajmniej tak myślał Zamojski. Prawdopodobieństwo, że Michał postanowił dać Alvinowi nieco więcej wolności niż planował, wydało mu się dość nikłe w porównaniu z wizją porwania czy przynajmniej zaczepienia, które prędzej czy później musiało się ziścić. Taka dwójka jak oni - tak, Olek w dalszym ciągu upierał się, że szczekający miniaturowy potwór to wcielone zło, które nie jest w stanie nikogo rozczulić - wbrew wszystkiemu przyciągała wzrok i nie stanowiła jedynie tła dla znajdujących się wokoło sklepów czy wysokich mieszkalnych budynków. Michaś samą swoją obecnością nadawał sens tym mało istotnym rzeczom, a Alvin chcąc nie chcąc dopełniał całości. Olek nie zamierzał winić go za to, że zostawił go w łóżku całkiem samego, tak samo jak Majewski nie miał prawa obarczać go pretensjami za nie towarzyszenie mu w trakcie spaceru. W końcu to jemu zależało na przygarnięciu szczeniaka, nie Aleksowi, a ten doskonale pamiętał o paru warunkach, dzięki którym wyraził swoją zgodę. Na samym początku zaznaczył, że nie ma najmniejszego zamiaru brać czynnego udziału w wychowaniu szczeniaka, zrzucając całą odpowiedzialność wraz z obowiązkami na barki Michasia. — Miałeś wrócić szybko... — mruknął pod nosem sam do siebie, sekundy później odpływając niczym padnięte po pełnym wrażeń dniu dziecko. Olek jedynie we śnie wyglądał jak niegroźny i spokojny aniołek, co zmieniało się zaraz gdy tylko otworzył oczy. Zazwyczaj irytowało go wtedy wszystko, począwszy od wczesnej godziny, a skończywszy na promieniach słońca, które sukcesywnie przebijały się przez rozszczelnione żaluzje, doprowadzając go do prawdziwej furii. Po każdym takim epizodzie przyciskał poduszkę do twarzy, o mały włos nie pozbawiając organizmu niezbędnej do funkcjonowania dawki tlenu. Tym razem pod wpływem wczesnego położenia się, obudził się dokładnie o ósmej piętnaście, napotykając na znajdującą się milimetry od niego twarz Miśka sekundy po przetarciu zaspanych oczu. Nie pamiętał kiedy po raz ostatni był tak wypoczęty, dzięki czemu jego humor automatycznie podskoczył go góry, zbliżając się do skali odpowiedzialnej za dobry nastrój. Rozciągnął się jak to miał w zwyczaju, ziewając i przybliżając do leżącego obok Michała. — Dzień dobry, kocurze — podniósł głowę, w ramach powitania łącząc ze sobą ich usta i zaczynając całować je z typową zachłannością, a w ruch niezmiennie poszedł język i zęby, bez których nie wyobrażał sobie udanego i pierwszorzędnego pocałunku. — O której wczoraj wróciłeś? — zapytał, szykując się psychicznie do wstania z łóżka. Perspektywa mocnej kawy i szybkiego prysznica była jak zastrzyk potrzebnej energii, zatem ściągnął z siebie kołdrę, leniwie podchodząc do szafy i wyjmując z niej przyszykowane na dzisiaj ubrania. — Nawet nie słyszałem jak otwierałeś drzwi — poskarżył się, chociaż dźwięk przekręcanych kluczy zawsze wybudzał go nawet z najgłębszego snu. Nie tym razem. — Nikt was nie zaczepiał? — zapytał, wbrew zamiarom używając liczby mnogiej. Dopiero po powrocie na ziemię zdał sobie sprawę z tego, iż już za parę krótkich godzin zobaczy Michasia "czule" witającego się z Kacprem, co wczoraj poprzez wyczerpanie nie wydawało mu się aż tak realne i straszne jednocześnie.
OdpowiedzUsuńNie chciał demonstrować swojej rosnącej podejrzliwości i zazdrości, lecz musiał wysłać mu jeden malutki sygnał dający Michałowi do zrozumienia, że wybrał dobrze. Że żaden inny facet - czy to uliczny, zafascynowany Alvinem spacerowicz - czy długoletni przyjaciel, nie mają z nim szans. Wykorzystując sytuację ponownie podszedł do komody, po czym nachylił się otwartą szufladą by następnie ostentacyjnie zsunąć z siebie bokserki, równocześnie przypadkowo wypinając się w kierunku będącego sporą odległość dalej Miśka. — Jakbyś mnie szukał to będę w łazience, później pójdziemy z psem — mruknął, równie celowo powoli przechodząc przez stosunkowo dużą sypialnie.
UsuńPrychnął pod nosem na wzmiankę o swojej domniemanej zazdrości. W końcu przebywał we własnym domu i mógł od czasu do czasu pochodzić sobie bez ubrania i bielizny, prawo chyba tego nie zabraniało. Tym bardziej, że nie był nudystą, który robił to nagminnie - chociaż kiedyś rozważał próbę przekonania Misiaczka do podjęcia właśnie takiego trybu życia, co dałoby mu możliwość podziwiania jego ciała dwadzieścia cztery na dobę. Wiedział jednak, że nie zniósłby widoku roznegliżowanego chłopaka beztrosko spacerującego sobie po plaży czy innych zakątkach Trójmiasta; musiał zadowolić się rozbieraniem go w sypialni, samemu sporadycznie bawiąc się w sprytnego prowokatora, kuszącego najwyraźniej podatnego na jego osobę Michała. Nie zdążył nawet odkręcić wody i nastawić strumień na odpowiednią temperaturę kiedy poczuł cudze dłonie błądzące po jego pośladkach i podbrzuszu. Westchnął cicho pod wpływem tego przyjemnego głaskania, żałując, że nie mogą sobie pozwolić na więcej, nie przez zbyt załadowany harmonogram dzisiejszego dnia.
OdpowiedzUsuń— Zazdrośnik? — powtórzył, napinając mięśnie, które co chwila rozluźniały się i spinały pod palcami Michasia. Odwrócił się, przylegając nagim ciałem do jego zasłoniętej przez materiał ubrania skóry. — Lepiej być zazdrośnikiem niż zboczeńcem — zaśmiał się, łapiąc go za nadgarstki i odsuwając jego dłonie od swojego tyłka. Nie zważając na obecność chłopaka powoli wszedł do kabiny prysznicowej, zachowując się tak, jakby miśka nie było obok. Nie chciał, aby ten żył w błogim poczuciu tego, że jego facet postrzega jego przyjaciela z dzieciństwa jako zagrożenie. — Idź, zaraz wrócę — mruknął głośno w celu przekrzyczenia zagłuszającej rozmowę wody. Wyszorował się szybko, by następnie ubrać się w zabrane z sypialni ciuchy i wrócić do jadalni, już odświeżony i pachnący. Uśmiechnął się lekko do siedzącego naprzeciwko chłopaka, od razu zabierając się za jedzenie. Olek na całe szczęście posiadał wyjątkowo dobrą przemianę materii, dzięki czemu mógł jeść za trzech i dalej utrzymywać figurę wybiegowej modelki. Po kubku kawy i sześciu tostach miał już jednak serdecznie dosyć i czuł nieodpartą potrzebę wyjścia na zewnątrz. Nawet z Alvinem, który ciągle irytował go z taką samą intensywnością. — Nie wiem, możemy zrobić cokolwiek — odpowiedział, przełykając ostatni kęs tosta. Popił resztką fusiastej kawy, odsuwając od siebie naczynia i jak zwykle nie planując włożyć ich do zmywarki. — Makaron ze szpinakiem i kurczakiem? — zaproponował po chwili namysłu, woląc nie wyjść w jego oczach na osobę, która nie dokłada swoich pięciu groszy do podtrzymywania ich związku. Podniósł się z krzesła, podchodząc do siedzącego wciąż Michasia i zatrzymując się za jego plecami, by objąć go obiema rękami za szyję i przycisnąć wargi do karku. — Gdzie trzymasz te głupie szelki? Założę je szczeniakowi i spadamy do sklepu, kocie — dodał, wbrew temu nie paląc się do ujrzenia Kacpra i przygotowania mu wystawnego powitania.
Olek czasami miał wrażenie, że Misiek czyta mu w głowie. W końcu dopiero co pomyślał o kuszącym acz momentami niewygodnym życiu nudysty, a teraz usłyszał propozycję, obok której nie mógłby przejść obojętnie. Rzucił siatki z zakupami na kuchenny stół, wyobrażając sobie wykonywanie wszystkich tych codziennych czynności bez użycia ubrań; był pewien, że jedzenie posiłków przy jednoczesnym patrzeniu na nagie ciało Miśka smakowałoby o wiele lepiej i wiedział, że nie udałoby mu się trzymać rąk przy sobie. Uwielbiał go zaczepiać i dotykać nawet przez materiał ubrania w najróżniejsze wybrane przez Olka miejsca, zatem miał pewność, że nie dałby mu ani chwili spokoju w tych specyficznych okolicznościach. Michał jeszcze nie wiedział na co z własnej woli się pisał... Aleks nigdy nie dbał o porządek wiedząc, że Majewski tak czy siak posprząta za niego, toteż korzystając z tego, iż w salonie leżały jego wygniecione i nadające się do wyprasowania czarne dresowe spodnie, przebrał się, jak zwykle rzucając niepotrzebnymi ubraniami w stronę oparcia krzesła. Usiadł na kanapie, automatycznie sięgając po pilota i włączając telewizor, przyzwyczajony do tego, że praktycznie zawsze rozmowę czy też ciszę zagłuszał dźwięk puszczanego akurat programu czy filmu. Ze znudzoną miną przełączał z kanału na kanał, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy z sypialni wrócił Michaś, patrząc na niego z tą swoją typową, niewinną minką.
OdpowiedzUsuń— Mówiłeś poważnie? — zapytał, czekając z odpowiedzią na jego przyjście. Chciał zobaczyć wyraz jego twarzy, gdy zacznie wypytywać go o powód, dzięki któremu w jego głowie zrodził się aż tak kontrowersyjny - chociaż nie dla Olka - pomysł. Nie miał zamiaru go wystraszyć czy odwodzić od wysnutego planu, jednak nie mógł odpuści okazji do zabawienia się i niewinnego zagrania na miśkowych nerwach. Uśmiechnął się, wyciągając w jego kierunku rękę i ciągnąc go na kanapę, tuż obok siebie. Objął go mocno ramieniem, czochrając po włosach i pozostawiając je w kompletnym nieładzie. Trudno, do przyjścia Kacpra zostało im jeszcze trochę czasu, więc Michaś będzie mógł w spokoju doprowadzić się do porządku. Chociaż może nawet lepiej, gdy Majewski nie będzie wyglądał jak wyjęty z okładki model, przynajmniej Aleks nie będzie musiał patrzeć jak Kacper spogląda na niego częściej niżeli powinien. — Może akurat jutro odwiedzi nas listonosz czy ktoś inny... otworzysz drzwi całkiem nago, skarbie? — zapytał, tłumiąc śmiech. — Zaczynamy z samego rana, już nie mogę się doczekać — cmoknął go w policzek, mając nadzieję, że gość nie zostanie na noc. A nawet jeśli, to opuści ich mieszkanie jeszcze przed śniadaniem. — A teraz zrób lepiej ten obiad zanim przyjdzie Kacper — mruknął z wyczuwalną w głosie niechęcią.
Nie ukrywał, że był zaskoczony, jednak bez wątpienia pozytywnie. Z biegiem czasu jego Michaś - ten grzeczny, ułożony i aż nadto przewidywalny chłopczyk - zmienił się nie do poznania, co również bardzo mu się podobało. Olek zakochał się w tych cechach jego charakteru, które z dnia na dzień bladły, aczkolwiek jego miłość rosła do tych cech, które nabywał pod wpływem jego osoby - a przynajmniej miał taką nadzieję, że dołożył swoją malutką cegiełkę do rozwoju Michasia. Wcześniej nawet nie pomyślałby o tym, że Majewski może o tak zrezygnować z domowych obowiązków i przygotowania obiadu, by jak gdyby nigdy nic zacząć wkładać ręce do jego bokserek. Zazwyczaj to on z dziką zachłannością atakował jego rozporek, nachodząc go podczas kąpieli czy molestując w każdej innej typowo codziennej sytuacji; lubił tę drobną zamianę ról i nie oponował, kiedy sporadycznie Misiek zaskakiwał go w ten właśnie sposób. Tym razem także nie okazywał choćby najmniejszego sprzeciwu, zapominając o włączonym telewizorze, Kacprze i obiedzie. Podświadomie czuł, że zachowanie Miśka miało na celu uśpienie jego uwagi i przede wszystkim umniejszenie zazdrości skumulowanej wokół osoby jego przyjaciela, lecz miał to gdzieś. Uwielbiał leżeć tak z przymkniętymi powiekami, dając swojemu chłopakowi pełne pole do popisu, reagując na nawet najbardziej subtelny dotyk, odpowiedzialny za pobudzanie odpowiednich komórek olkowego organizmu.
OdpowiedzUsuń— Zboczeniec — powtórzył już drugi raz w ciągu tego dnia, kiedy pozbawiony został dolnej części garderoby. Oparł się wygodniej plecami na dużych poduszkach, wydobywając z gardła całą gamę dźwięków świadczących o tym, iż jest mu dobrze. Mięśnie jego brzucha i ud stały się bardzo napięte, a sam co chwila unosił nieznacznie biodra, nie mogąc powstrzymać kumulujących się emocji. Usta i język Michasia robiły z nim co chciały, zamieniając tyrana w uległą marionetkę, będącą na każde jego skinienie. Jęczał cicho, rosnąc mu w ustach i zbliżając się do osiągnięcia maksimum danej mu rozkoszy, czego nie chciał i nie potrafił opóźnić. Krążące po krwiobiegu endorfiny znacznie poprawiły mu humor, dzięki czemu miał nawet dziwną ochotę przywitać Kacpra z szeroko otwartymi ramionami; wiedział, że pozytywny nastrój nie opuści go na długo, co zawdzięczał tylko i wyłącznie Michasiowi, który był nietytułowanym mistrzem w ugłaskiwaniu warczącego non stop zazdrośnika. — Najlepiej, misiek... — odpowiedział na wpół przytomnie, gdy fala gorąca nagle i zbyt gwałtownie zalała jego podbrzusze. Jęknął przeciągle; nie chciał dojść w jego ustach i zawsze unikał tego jak ognia, a dodatkowo wizja posprzątania podłogi również mu się nie uśmiechała. Mieszkanie na przybycie gościa wbrew wszystkiemu musiało wyglądać względnie normalnie, dlatego też na czas wyrwał się i odsunął od Michasia, pośpiesznie wychodząc do toalety i tam kończąc zaczęte przez jego kocura dzieło. — Wiesz, że cię kocham?! — krzyknął paręnaście sekund później, spuszczając wodę. — Ale teraz przynieść mi spodnie i zacznij gotować.
Olek wiedział, że właśnie tak to się skończy. Stał spokojnie z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, z pokerową miną patrząc, jak jego Michaś przytula inną osobę. Nie dał po sobie poznać, że ten widok poruszył go w tym negatywnym tego słowa znaczeniu; dla Majewskiego i jego spokoju wolał przynajmniej utrzymywać pozory normalności, nie prychając, nie warcząc czy nie komentując ani jednym słówkiem tego, co było sprzeczne z jego zasadami. Wzdrygnął się jednak ledwo zauważalnie, kiedy usłyszał typową dla Kacpra formułkę przywitania. Odwykł od tego, że ktokolwiek nazywał go jeszcze Aleksandrem. Tak wypowiadane imię nawet jak dla niego brzmiało aż nadto poważnie i trochę uroczyście, lecz nie zamierzał pozwalać zwracać się do siebie Olek. To zdrobnienie zarezerwowane było wyłącznie dla Miśka i nikt poza nim - nawet rodzina Aleksa - nie miała prawa tak go tytułować. Uścisnął mu dłoń, jak przystało na dobrego gospodarza prowadząc do salonu, gdzie czekał już na niego rozentuzjazmowany Alvin, merdający ogonem i cieszący się na widok nowej osoby.
OdpowiedzUsuń— Jasne, zaraz przygotuję coś do picia — odkrzyknął, podchodząc do oszklonej szafki i wyjmując z niej trzy kieliszki. Do obiadu zazwyczaj pili wino i tym razem także nie miał zamiaru pić niczego innego. Nalał czerwonej substancji do trzech naczyń, wręczając jeden Kacprowi i samemu wypijając solidnego łyka. Co chwila wodził wzrokiem od Michała do Kacpra, nie zakłócając przy tym wytworzonej nieco krępującej ciszy. Chciał zalać go pytaniami odnośnie powodu jego wizyty, jednak postanowił zaczekać do czasu, aż Michaś wyjdzie z kuchni, by nie wypaść jak marna podróba taniego detektywa.
— Nareszcie, umieramy z głodu — mruknął, usłyszawszy nieformalne zaproszenie. Zaczekał, aż Kacper zajmie miejsce po jednej stronie stołu, następnie siadając możliwie jak najbliżej Michasia. Widział, że wytworzył dzięki temu dwie strony odległej od siebie barykady, ale mógł winić wyłącznie takie a nie inne ustawienie krzeseł i stołu, do którego oboje z Michałem zdążyli się już przyzwyczaić. Tłumaczył sobie, że dopóki nie muszą krzyczeć aby się porozumieć, nie musiał czuć się jak człowiek, który zrobił coś niezgodnego z etyką; może i rzeczywiście Kacper siedział nieco dalej od nich, jednak ani Olek ani Michał nie mogli nic na to poradzić. I nawet nie chciał. — Smacznego — powiedział, wydobywając na wierzch resztki zakorzenionej pod skórą kultury. Przy Kacprze chcąc nie chcąc, wypadałoby zmienić olkowe nawyki i przyzwyczajenia żywieniowe, dlatego też zrezygnował z jedzenia obiema rękoma, ze zbolałą miną sięgając po widelec i nóż, który okazał się być wyjątkowo niewygodny w starciu z burgerem. Westchnął cicho, mrugając do Michała i dając za wygraną, zabierając się za swoją zwyczajową, pozbawioną ładu konsumpcje. — I jak tam Kacper, co nowego? — zapytał, obracając w dłoniach kieliszek — Zastanawialiśmy się z Miśkiem co u ciebie słychać — dodał z nadzieją, że wyciągnie z niego powód wizyty. Choćby i siłą.
Powtarzał w myślach niczym mantrę te trzy wyuczone na pamięć słowa, które zgodnie z jego przypuszczeniami nie przynosiły żadnego rezultatu. "Nie bądź zazdrosny, nie bądź zazdrosny..." w konsekwencji sprawiły, że miał ochotę złapać za talerz i rozbić go na którejś ze ścian, ale powstrzymał się praktycznie w ostatnim momencie. Awantura była paradoksalnie rzeczą, której mimo wszystko wolał uniknąć, a opowieści Kacpra o nowo poznanym chłopaku przynajmniej odrobinę go uspokoiły, choć ciągle czuł irracjonalny żal skierowany ku Michasiowi. Oczywiście wiedział, że nie ma prawa zabraniać mu spotykać się z najlepszym przyjacielem - wiedział to teoretycznie, a olkowa praktyka zazwyczaj diametralnie różniła się od zebranej wiedzy - lecz nie chciał słyszeć o tym, że będą mieli dla siebie mniej czasu niż wcześniej. Może Aleks zrozumiał to opacznie i na swój własny specyficzny sposób, jednakże rozżalony głos Michasia i to konkretne sformułowanie, jego zdaniem zabrzmiało jak przesiąknięta zazdrością wizja rozstania na nieokreśloną ilość czasu. Majewski mógł tęsknić tylko i wyłącznie za nim samym, a zamartwianie się z powodu zbyt napiętego grafiku Kacpra zasługiwało na kare. Karę, którą zamierzał wdrożyć w życie równocześnie z realizacją pomysłu Michasia odnośnie jednodniowej zabawy w bezwstydnego nudystę, lecz na to musiał jeszcze trochę poczekać. Olek jak dotąd żył w przekonaniu, że jego chłopakowi do pełni szczęścia wystarczy jego obecność, a kręcące się wokół niego osoby stanowiły jedynie chwilową odskocznie od tak dobrze znanej codzienności. Cieszył się, że Kacper nareszcie sobie kogoś znalazł, dzięki czemu prawdopodobnie częstotliwość jego i tak rzadkich odwiedzin drastycznie zmaleje, chociaż z drugiej strony miał dziwne przeczucie, że to dopiero początek jego rozwijającej się zazdrości spowodowanej pojawieniem się na horyzoncie kumpla z dawnych lat. W końcu nie miał pewności, czy aby na pewno Kacper nie planował przychodzić do nich wraz ze swoją nową, wielką i jak na razie niespełnioną miłością, żeby chwalić się tak samo jak zawsze robił to Olek.
OdpowiedzUsuń— Nie przesadzasz trochę, kochanie? — pod stołem położył dłoń na udzie Michasia i zacisnął na nim palce, chcąc wybić mu z głowy jeden z najgłupszych pomysłów, jakie ostatnio usłyszał z jego ust. — Daj mu się nacieszyć, ty już masz z kim spędzać czas — dodał. Olek chciał, by jego głos brzmiał w miarę możliwości naturalnie, a całość została odebrana jako forma żartu, aczkolwiek wątpił, by udało mu się pozyskać oczekiwany efekt. — To teraz musisz się postarać, Kacper — zaczął, zabierając rękę spod stołu. Chwycił za stojącą w rogu butelkę z winem , zapełniając kolejno trzy kieliszki. Zrobił przy tym dłuższą pauzę, celowo zwlekając z dokończeniem wypowiedzi. Sugestywnym spojrzeniem zachęcił Michasia do wzniesienia niemego toastu i wypicia sporego łyka wina, co sam także zrobił sekundy później. Nie zamierzał korzystać z serwetki aby wytrzeć usta z pozostałości alkoholowej substancji i nie chodziło mu również o przywołanie obu panów do porządku (i pokazanie kto tu rządzi), jednak bez słowa wychylił się do przodu i wpił w usta Majewskiego, zlizując koniuszkiem języka zauważoną kroplę wina. — Może wam też uda się wytrwać dwa lata, chociaż nie każdy ma takie szczęście.
Prychnął pod nosem. Osobiście wcale nie uważał, by zachował się niegrzecznie, nietaktownie czy po prostu chamsko. Poza tym znajomi Michasia - ze szczególnym naciskiem na Kacpra - doskonale znali olkowe usposobienie i charakter, który niestety nie należał do tych z kategorii najłatwiejszych. Zamojski był trudny do ujarzmienia i udomowienia; praktycznie od zawsze przypominał wyjątkowo dzikiego kota, chodzącego własnymi ścieżkami i akceptującego jedynie garstkę osób ze swojego bliskiego otoczenia. Dla innych pozostawał niedostępną, chodzącą zagadką, ostrzącą pazury na widok realnego bądź też nie zagrożenia. W przypadku kontaktu z takimi stworzeniami ludzie z reguły kierowali się doświadczeniem i nie wchodzili im w drogę, a tym bardziej nie dziwili się, gdy któreś z nich podjęło typową dla nich próbę obrony swojego terytorium. Tak samo było z Olkiem. Wszyscy kojarzyli go od tej gorszej strony i z biegiem czasu zaakceptowali coraz częstsze napady złości, dlatego też nie rozumiał w jakim celu Misiek postanowił go strofować i doprowadzać do porządku. Zresztą dalej uparcie brnął przy stwierdzeniu, że nie powiedział nic, co mogłoby ewentualnie urazić ich wielce szanownego gościa. Najzwyczajniej w świecie wyraził swoje wątpliwości odnośnie przyszłości kwitnącego związku Kacpra z nowo poznanym studentem i ani on, ani przede wszystkim Michał, nie mieli prawa go pouczać.
OdpowiedzUsuńZ naburmuszoną z wiadomych powodów miną zabrał się za dokańczanie jedzenia, woląc dla własnego spokoju nie odzywać się już ani jednym słowem. Wolał nie pokłócić się z Michałem o coś tak nieważnego - a przynajmniej nieważnego dla Aleksa - jak Kacper, mając przed oczami wizję jutrzejszego dnia, spędzonego diametralnie inaczej niż zazwyczaj. Uśmiechał się na samą myśl o oglądaniu jego nagiego ciała przez calutki dzień i nie mógł dopuścić do tego, by rozzłoszczony Michaś w ramach upomnienia zrezygnował ze swojego wcześniejszego pomysłu. Wiedział, że wtedy zadowolony i zakochany z nieznajomym ze stacji Kacper dostałby za swoje, co najprawdopodobniej poskutkowałoby tym, iż omijałby ich mieszkanie możliwie jak najszerszym łukiem.
— Pomogę ci pozmywać! — Olek nigdy nie rwał się do pomocy, ale nie chciał siedzieć przy jednym stole w towarzystwie Kacpra i znosić uporczywą ciszę, której żaden z nich nie planował przerwać. Szukał też pretekstu do przynajmniej chwilowego pobycia sam na sam ze swoim obrażonym misiaczkiem, którego musiał w jakikolwiek sposób przekupić. — Może pójdziesz do salonu i wybierzesz jakiś film? — zwrócił się do Kacpra, wskazując gestem na wydrążone w jednej ze ścian przejście prowadzące do salonu. Na wysokim stojaku obok wielkiej plazmy jak zawsze ustawione były płyty zawierające ściągnięte z internetu nowości, które tak namiętnie oglądali razem z Michasiem, leżąc na kanapie i przytulając się w momencie, w którym fabuła filmu zaczynała ich nudzić. — A ja skoczę do kuchni po piwo, chyba zdążyło się już schłodzić — dodał, po czym bez słowa ruszył do przodu. Zatrzymał się tuż za plecami kończącego zmywanie Michała, kładąc dłoń na jego ramieniu i zmuszając go tym samym do odwrócenia się w jego stronę. — O co ci chodziło? — zapytał, krzyżując ręce na torsie. Oparł się biodrem o blat stołu, wbijając w miśka spojrzenie z na wpół przymrużonych powiek. — Zresztą nieważne, przecież nic się nie stało — mruknął lekceważąco, woląc udawać obojętnego i zawczasu zbagatelizować temat, niżeli wdawać się w dyskusje kończące się kłótnią. — Otwórz lodówkę, bierz ten sześciopak i idziemy, kocie.
Olek był zadowolony widząc, że Michasiowi najwyraźniej przeszła złość, dzięki czemu wyczekiwany przez niego dzień będzie mógł się urzeczywistnić. Cieszył się na to jak małe dziecko wiedzące, że już lada chwila otrzyma swój wymarzony prezent, który on sam utożsamiał z dwudziestoczterogodzinnym wpatrywaniem się w roznegliżowane ciało. Domyślał się, że nie da rady spokojnie zjeść śniadania czy obiadu, ani skoncentrować się na innych wchodzących w harmonogram codziennego dnia zajęć, mając przed sobą pozbawionego ubrań chłopaka, który działał na niego nawet - a może szczególnie wtedy - gdy miał na sobie wszystkie części garderoby. Aleks uwielbiał rozbierać go wzrokiem, dotykać przez chroniącą jego skórę warstwę materiału i puszczać wodze fantazji na temat tego, co ukrywał pod niepotrzebnymi nikomu do szczęścia ciuchami. Tym razem miał znacznie ułatwione zadanie i nie musiał zmuszać swoich będących na wyczerpaniu szarych komórek do wzmożonej i ciężkiej pracy; dodał szansę, która zdarzała się raz na milion biorąc pod uwagę to, że Michaś zazwyczaj nie zaskakiwał go takimi pomysłami. Olek z reguły nie był typową, wybredną marudą, aczkolwiek nie był pewien, czy na dłuższą metę wytrzymałby jako wyzwolony nudysta; miało to swoje niewątpliwe plusy, jednakże prawdopodobnie nic nie mogło równać się uczuciu, które odczuwał w momencie, w którym leniwie rozpinał rozporek jego spodni, wsuwał dłoń pod cienki materiał bielizny czy nerwowym ruchem ściągał z niego koszulkę, odrzucając ją daleko na bok. Jako wiecznie rozebrany człowiek nie miał okazji do podejmowania tego typu formy rozrywki, od dwóch lat należącej do jego ulubionej, jednak raz na bliżej nieokreślony czas mógł wypróbować czegoś zupełnie nowego tym bardziej, że robiło mu się gorąco na samą myśl o tym właśnie zajęciu. Ciekawiła go także sama reakcja Michała; Majewski nie należał do wstydliwych, ale Olek dosyć często zauważał na jego policzkach lekkie rumieńce, co zawsze uważał za urocze. Zajęty rozmyślaniem nie mógł zasnąć przez calutkie długie godziny, co poskutkowało tym, że obudził nadzwyczaj zmęczony z o dziwo w miarę dobrym humorem. Od razu poszedł prosto do łazienki, po raz pierwszy nie biorąc ze sobą żadnych ubrań; osobiście lubił chodzić nago i robił to dosyć często w obecności Michała - oczywiście w celach zwrócenia na siebie uwagi - ale jeszcze nigdy nie szedł na śniadanie całkiem nago. Uśmiechnął się sam do siebie, biorąc szybki prysznic i następnie udając się do czekającego w kuchni Miśka, będącego jego głównym i najważniejszym daniem dzisiejszego dnia. Żywym deserem, który zamierzał skonsumować przy pierwszej ku temu okazji.
OdpowiedzUsuń— Wiesz co mnie zastanawia? — rzucił w ramach powitania, zatrzymując się obok odwróconego plecami Michasia. Zmierzył jego fartuszek obcesowym spojrzeniem, podchodząc bliżej i zdejmując go jednym szybkim ruchem. — Pozasłaniałeś okna, skarbie, ale jak wyjdziesz dzisiaj z psem? — zapytał, wskazując gestem na leżącego na dywanie Alvina. Uśmiechnął się pod nosem, całując go krótko w kark i w międzyczasie kładąc dłonie na jego odsłoniętych pośladkach, delikatnie je ściskając. — Idę jeść — oznajmił, ostentacyjnie okrążając pomieszczenie i siadając na swoim stałym miejscu, skąd zarówno Olek jak i Michaś mieli na siebie dobry widok.
Aleks cudem uniknął zadławienia się kawałkiem przeżuwanej powoli kanapki, kiedy do jego uszu napłynęła kolejna już z rzędu propozycja nie do odrzucenia. Zaczynał nie poznawać swojego niewinnego, grzecznego i zazwyczaj przewidywalnego misiaczka, jednak moment później odnalazł go w rumieńcach, które pokryły praktycznie każdy fragment jego twarzy, zmieniając kolor na wściekle czerwony. Olek w dalszym ciągu nie rozumiał, dlaczego Michaś aż tak bardzo wstydzi się swoich - w jego mniemaniu genialnych pomysłów - w dodatku w towarzystwie samego Zamojskiego. W ich związku nie istniała definicja zażenowania czy innych synonimów tego całkowicie niepotrzebnego słowa, a przynajmniej Olek wyrzucił je na stałe ze swojego słowniczka. Robił przy nim wszystko, począwszy od rozmów prowadzonych przy stole z pełną buzią, a skończywszy na wchodzeniu do połączonej z toaletą łazienki w wiadomych celach wtedy, gdy Michaś postanowił wziąć prysznic czy dłuższą kąpiel. Zachowanie Miśka niezmiennie uważał jednak za urocze, ale mimo tego widząc jego reakcję, roześmiał się krótko w niekontrolowany przez siebie sposób. Odłożył na bok talerz i kubek z wypitą do połowy parującą herbatą, wstając z krzesła i zbliżając się do swojego chłopaka, który w marny sposób próbował zasłonić twarz kubeczkiem. Wizja takiego rodzaju deseru w niesamowity sposób działała na jego wyobraźnie jednocześnie go podniecając, co poskutkowało tym, iż najchętniej od razu wysłałby go do sklepu. A w końcu Alvin jak każdego poranka musiał wyjść na świeże powietrze, co było idealną okazją do odwiedzenia sklepu, tak przy okazji. Olek nigdy nie mógł poszczycić sie posiadaniem anielskiej cierpliwości, a już zwłaszcza wtedy, gdy miał przed oczami tak kuszącą wizję jaką w mniejszym lub większym stopniu zobrazował mu Michał; postanowił zatem wybić mu z głowy ten komicznie wyglądający wstyd skumulowany na jego obu policzkach, w zamian przekazując mu cząstkę własnego optymizmu.
OdpowiedzUsuń— Od kiedy jesteś taki wstydliwy, kocie? — zapytał, marszcząc brwi. Obszedł go naokoło, w ostatniej chwili zmieniając zdanie co do celu jego króciutkiego spaceru; ponownie wkroczył do kuchni, kucając i otwierając szufladkę zamrażarki. Chciał lody to będzie je miał, a mały, mini pokaz zazwyczaj był potrzebny. Olek chwycił w dłonie zimną kostkę lodu, krzywiąc się lekko i szybkim krokiem wracając do niczego nieświadomego Michała. — Wiesz, że już nie mogę się doczekać, aż cie zjem? — mruknął, ostrożnie siadając mu na kolanach. — A teraz ubieraj się i idź po te lody, jeśli nie zmieniłeś zdania, wstydziochu — pocałował go w czubek nosa, by następnie przesunąć roztapiającą się lecz wciąż zimną kostką lodu po jego skórze, od obojczyka aż do podbrzusza. Widział, jak pod wpływem niskiej temperatury jego mięśnie spinają się, na co sam odpowiedział wygięciem kącików ust w geście uśmiechu; z prawdziwymi lodami będzie w końcu o wiele gorzej i ciekawiej... Przycisnął wargi do pozostawionej na skórze Miśka mokrej ścieżki, zbierając pojedyncze kropelki końcem języka.
Olek uzbroił się w nieistniejące pokłady cierpliwości, grzecznie czekając, aż Michaś powróci z zakupów i krótkiego spaceru z Alvinem, który przestał już przypominać tamtą małą, puchatą kulkę, którą był w chwili, w której Majewski znalazł go na ulicy. Obecnie ten rosnący z dnia na dzień psiak potrzebował coraz to większej porcji ruchu, którą (ku złości Aleksa) Michał mu zapewniał, dlatego też i tym razem nie oczekiwał, że jego kocur powróci już po paru minutach. Korzystając z chwili samotności opadł na kanapę, oddychając cicho i rozpamiętując to, co wydarzyło się w niedalekim czasie. Zastanawiał się - a czuł, że jest to prawdopodobne - po ile jeszcze orgazmów dzisiejszego dnia przeżyje każdy z nich; wcześniej nawet przez olkową głowę nie przeszłaby podobna myśl, jednak w obecnych okolicznościach i przy nowym, nieznanym dotąd dzikim temperamencie Michała nie mógł nie wziąć tego pod uwagę. Miłość jego życia nie wiedząc kiedy, zamieniła się w chodzącą, nieodgadnioną zagadkę, co paradoksalnie bardzo mu sie podobało. Nie chciał jednak, by ten zaskakiwał go bez włączenia w tę czynność choćby najmniejszej i najkrótszej przerwy, dlatego też postanowił bardziej przygotować się na jego powrót; obmyślił niemalże całą strategię działania, snując "kulinarne" plany godne osobnika, który zamierzał zgłosić się do programu MasterChef czy innych kuchennych rewolucji. Wiedział, że gdy przyjdzie co do czego, to i tak nie wykorzysta żadnego z ułożonych w głowie scenariuszy, jednak mimo tego wolał posiąść przynajmniej fragmentaryczny obraz tego, co wyjdzie z połączenia Michasia, owoców i lodów. I nie chciał nawet wyobrażać sobie sposobu, w jaki jego maruda zacznie narzekać na zimno, stanowiące nieodłączny element ich nowej, dość specyficznej lecz równocześnie podniecającej zabawy.
OdpowiedzUsuń— Skończyłeś już? — zapytał długi czas później, a w tonie jego głosu łatwo dało się wyczuć zniecierpliwienie. Zmierzył oceniającym spojrzeniem kupione przez niego maliny, w ostatniej chwili gryząc się w język i nie mówiąc, że sam robi o wiele lepsze... — Jeśli tak to zamknij oczy i otwórz buzie — po upewnieniu się, że nie podgląda, sięgnął po największą truskawkę, wkładając ją do ust Michasia. Sam złapał za jej drugi koniec, aby po wspólnym skonsumowaniu natrafić na swoje usta i złączyć je w pożądliwym pocałunku. Pociągnął lekko za jego dolną wargę, moment później odsuwając się i skinieniem głowy dając mu sygnał, aby wyszedł i skierował się do salonu. Wyjął małą plastikową miseczkę, łyżkę i pudełko lodów, nakładając potrzebną ilość i chowając je z powrotem do zamrażarki. Nie był pewien do czego wykorzystać owoce, zatem w pośpiechu przerobił część z nich na mus za pomocą miksera, zabierając to wszystko i udając się do czekającego na realizacje pomysłu Misiaczka. Położył ręce na jego ramionach i popchnięciem zmusił do położenia się na kanapie; nabrał w usta odrobinę czekoladowego loda, następnie nachylając się nad nim i dotykając zimnymi i wilgotnymi wargami jednego z jego sutków. Zlizywał z niego pozostałości lodów i jednocześnie drażnił je językiem, starając się kątem oka spoglądać na twarz Misiaczka. — Smaczny jesteś — mruknął, leciutko polewając musem z truskawek jego brzuch i podbrzusze, by zająć się nimi w ten sam, wyuczony już sposób. Dłoń Olka w tym samym czasie na ślepo odnajdywała jego krocze, zaciskając palce w tych kilku, strategicznych jak na owy teren miejscach.
Aleks lubił przysłuchiwać się jego jękom i westchnieniom, dlatego też nie przepadał za sytuacjami, w czasie których Michaś próbował uciszyć samego siebie. Z reguły nie obchodziła go opinia sąsiadów, mieszkających zaledwie ściana w ścianę i miał gdzieś, co o nim myśleli. Mogli uważać go za bezczelnego zboczeńca, za sprawą którego ich grzeczny i poukładany sąsiad Michał zamieniał się w wyjątkowo głośne stworzenie, jednak on sam nie zamierzał przestawać. Z każdym kolejnym dniem czy tygodniem podkręcał własne tempo, by na końcu wykorzystać swojego chłopaka jako talerzyk do lodów. Zamruczał cicho, w dalszym ciągu sprawnie manewrując dłonią w oczekiwaniu na to, że już niedługo usłyszy ten ostateczny i napawający satysfakcją jęk, wydobywający się z ust Majewskiego. Nie zrezygnował także z jednoczesnego wodzenia wilgotnym językiem po jego klatce piersiowej i szyi, omiatając jego skórę swoim ciepłym oddechem. Zrobiło mu się gorąco i najchętniej pootwierałby szeroko wszystkie okna, tym samym dając podgląd na to, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich mieszkania. Wiedział jednak, że tego nie zrobi, zatem nie pozostało mu nic innego jak schładzać się lodami, które przynajmniej w małym stopniu otrzeźwić jego umysł, w całości zajęty pochłanianiem widoku nagiego Michasia, który paradoksalnie znał już na pamięć. Za każdym razem patrzył na niego w odmienny, różny sposób, dzięki czemu nie nudził się nim nawet przez chwilę. I wątpił, by zmieniło się to nawet za kilka bliżej nieokreślony czas. Majewski był jego osobistą, żywą odmianą silnie uzależniającego narkotyku, którą dawkował za pośrednictwem zachłannych pocałunków i sugestywnego dotyku, dającego o wiele więcej przyjemności niżeli każda znana mu - nie z autopsji - substancja odużająca.
OdpowiedzUsuń— Ja ciebie też, kocie — odpowiedział, na moment odrywając wargi od jego skóry. Trochę niechętnie odsunął się nieco na bok i podniósł do pozycji siedzącej, by następnie zwinnie wskoczyć prosto na kolana misiaczka. Jedną ręką objął go w pasie, zaciskając palce na biodrach, a drugą sięgając po miseczkę z lodami i łyżeczkę, którą zabrał na potrzeby takich, nieplanowanych czynności. Nałożył na nią trochę loda, podsuwając ją pod lekko rozchylone wargi Michała i wymownym spojrzeniem zachęcając go do zjedzenia. — Stąd chyba będzie ci lepiej smakowało? — zapytał, wcześniej łapiąc go za podbródek i całując w sam środek ust. Rozsiadł się wygodniej na jego udach, odchylając głowę maksymalnie do tyłu i eksponując szyję, z którą Majewski mógł zrobić co tylko zapragnął, - zresztą tak samo jak z pozostałymi częściami ciała - używając przyniesionych z kuchni składników. — Chyba, że już nie jesteś głodny — dodał tonem głosu, który zazwyczaj wskazywał na to, że Olek ma ochotę się z nim podroczyć i wystawić jego cierpliwość na próbę. — Zawsze możemy w spokoju obejrzeć film... — mruknął, formując z ust zadziorny uśmiech.
Olek nie był głodny i nie mógł już patrzeć na miskę z lodami i maliny, którymi tak zajadał się Michaś. Miał ochotę wyłącznie na niego, lecz najwyraźniej na samym Majewskim widok jego ciała nie robił większego wrażenia - a już na pewno nie tak jak jedzenie, które prawdopodobnie wydawało się mu być o wiele bardziej kuszące i przyciągające jego calutką uwagę. Aleks nie chciał wyjść na zazdrośnika, chociaż każdy wiedział, że nim był, jednak tym razem nie miał przed sobą żywego i oddychającego przeciwnika, a miskę owoców, które dla własnego spokoju musiał usunąć z pola widzenia swojego chłopaka. Prychnął pod nosem, z braku lepszego zajęcia wrzucając do ust truskawkę; w jego głowie już dawno zrodziły się pomysły na zabicie przynajmniej piętnastu minut, jednak chwilowo wolał udawać lekko obrażonego. Skoro Michał preferował konsumpcję to proszę bardzo, poza tym zaczął dostrzegać w tym małe plusy. Przecież Olek nie mógł pozwolić mu na bezczynne leżenie na kanapie i równie automatyczne zmienianie kanałów w telewizorze; spalanie kalorii było koniecznością, a Olek już doskonale wiedział jaką formę aktywności mu zaproponuje. Nie czekając na jego pozwolenie oczywiście.
OdpowiedzUsuń— Najadłeś się wreszcie? — zapytał zniecierpliwionym tonem głosu, podsuwając mu pod usta ostatnią już truskawkę umoczoną w czekoladowym lodzie. Pocałował go szybko w kącik ust, badawczym spojrzeniem obserwując wszystko to, co udawało mu się odczytać z wyrazu jego twarzy. — Odłóż to — wskazał gestem na zalegające na kanapie talerzyki i miseczki, które stanowiły jedynie zupełnie niepotrzebny dodatek do ich idealnie uzupełniającej się dwójki. — A teraz zamknij oczy i połóż się wygodnie — rozkazał, nie zapominając o swojej pozycji dyktatora. Od momentu, w którym dowiedział się o ich specyficznym sposobie na spędzenie soboty, czekał przede wszystkim na to, chociaż teoretycznie nie potrzebował szukać pretekstów, aby w całości posiąść swojego wstydliwego Michasia. Okoliczności jednak wydały mu się na tyle sprzyjające, że odczekał aż trzy dni - co na realia Aleksa były wiecznością - aby wreszcie móc rozpocząć konsumpcję deseru z prawdziwego zdarzenia.
— Nie podglądasz? — szepnął, wyginając wargi w uśmiechu. Bezceremonialnie zarzucił jego nogi na swoje plecy, powoli napierając i dla kontrastu szybko poruszając biodrami.
Olek domyślał się, że będzie wspominał ten dzień przed długi okres czasu i był pewien, że już lada moment zacznie swoje typowe marudzenie o jak najszybszą powtórkę. Podobno nie był największą marudą świata, ale zdawał sobie sprawę z tego, że dosyć często zawracał głowę Michasia mało ważnymi - choć dla Olka priorytetowymi - rzeczami i kwestiami, a zapisanie w ich osobistym kalendarzu dnia nudysty zdecydowanie było dla niego czymś istotnym. Mimo tego, że spędzili bez ubrania zaledwie dwadzieścia cztery godziny - co dla większości normalniejszych ludzi wydałoby się calutką wiecznością i zdecydowaną przesadą - jednak on sam zdążył się przyzwyczaić, dlatego też poczuł się nieco dziwnie, kiedy zaraz po przebudzeniu zmuszony został do powleczenia się w kierunku szafy i włożenia na siebie poszczególnych części garderoby. Materiał jeszcze nigdy nie uwierał go tak jak tego poranka, a spodnie czy koszulka nie ważyły tak dużo jak aktualnie; najchętniej ściągnąłby je i do tego samego przekonał Michasia, ale wiedział, że nie może pójść do kawiarni nago. Misiaczkowi również nie pozwoliłby opuścić mieszkania w takim stanie, gdyż prędzej umarłby z zazdrości, a mimo wszystko chciał jeszcze trochę pożyć i przeżyć jeszcze więcej podobnych momentów, dzięki którym poziom krążących po jego organizmie endorfin gwałtownie się rozrastał i wprawiał go w stan prawdziwej euforii. Trzy dni wolnego, spędzone w pozornym zaciszu ich ścian, rozleniwiły go całkowicie i nie wyobrażał sobie aż ośmiu, dłużących się w nieskończoność godzin upływających na lawirowaniu pomiędzy stolikami i spełnianiu zachcianek klientów, ale takie było życie, a Aleks jako teoretycznie dojrzały i odpowiedzialny facet, musiał stawić czoła podłej rzeczywistości i ruszyć swój tyłek w miejsce, które z przyjemnością ominąłby szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuń— Cześć, kocie — mruknął mu prosto do ucha, zwyczajowo całując go na powitanie. Olek zdążył już wziąć prysznic i zjeść szybkie śniadanie w czasie, w którym Misiek wyszedł z Alvinem, zatem nie mieli zbyt wielu okazji do wymienienia się porannymi czułościami. Rzucił okiem na zegarek, wzdychając cicho i ze zbolałą miną szykując się do wyjścia na zewnątrz. — Idziesz na uczelnie? — zapytał czysto retorycznie, raz jeszcze zamykając mu usta pocałunkiem. — Czyli zobaczymy się dopiero po południu — odpowiedział, nie dając mu szansy na dojście do głosu. — Uważaj na siebie — dorzucił, przez kilka sekund mierząc go zaborczym spojrzeniem, by następnie podjąć męską decyzję i udać się do znienawidzonej pracy.
Olek dawno zapomniał już o tamtym incydencie sprzed kilku dni, w którym główną rolę zagrał jego Michaś i nieznajomy podrywacz; był święcie przekonany co do tego, iż był to raptem jednorazowy wyskok, który już nigdy więcej się nie powtórzy. W końcu Michał dał mu dość jasno, że obiekt westchnień anonimowego Romea jest zajęty i żyje w najlepszym i najszczęśliwszym związku, jaki można sobie wymarzyć. Może przez ten spokój, sielankę ostatnich dni i wypełniającą go radość, tak zdziwił go fakt, iż po powrocie do domu miał mały problem z otworzeniem drzwi, które zazwyczaj zamykano jedynie na górny zamek. Tym razem ich mieszkanie zaryglowane było niczym pilnie strzeżona komnata czy równie ważna siedziba zajmowana przez znane osobistości. Brakowało jedynie alarmu, który w razie ewentualnych i nieprzewidzianych okoliczności postawiłby na nogi najbliższych sąsiadów i połowę osiedla. Aleks nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego ukochany postanowił utrudnić mu wejście do środka, ale lada chwila zamierzał się tego dowiedzieć. Westchnął pod nosem, wkładając największy klucz do dolnego zamka, przekręcając go dwukrotnie i po aż dwóch minutach toczonego boju zatrzaskując za sobą drzwi. Jak zwykle zresztą powitał go odgłos szczekania, do którego pomimo swojego wcześniejszego sprzeciwu zdążył się już przyzwyczaić; paradoksalnie nie zależało mu na posiadaniu psa i nawet w stosunku do Alvina podchodził z odpowiednim dystansem, jednak nie wyobrażał sobie dnia bez obowiązkowego spaceru - oczywiście w wykonaniu Alvina i Michasia - głośnego ujadania czy widoku sierści, której śladowe ilości zalegały na kanapie czy w łóżku w ich sypialni - miejscu olkowego sacrum. Poza tym pies zawsze stanowił jako takie zabezpieczenie przed domowymi napadami czy złodziejami, którzy mogliby stanowić zagrożenie dla jego ukochanego kocura. A skoro najwyraźniej Majewski się czegoś obawiał, to obecność zapchlonego sierściucha była wręcz wskazana.
OdpowiedzUsuń— Wróciłem, kochanie! — krzyknął, zachowując się jak typowa, powracająca z pracy żona bądź też mąż, oznajmiający stęsknionej rodzince, że oto jest. Olek pomaszerował prosto do salonu, wcześniej na moment zahaczając o łazienkę i myjąc ręce, by następnie opaść na kanapę i oprzeć się głową o ramię Michasia. — Jak minął dzień? — zapytał, kładąc dłoń na jego policzku i tym samym zmuszając go do spojrzenia mu w oczy. — Pewnie cię wymęczyli na tej uczelni, kocurze — mruknął, wyciągając się do przodu i przyciskając usta do jego warg.
Olek lubił, kiedy Michaś zamieniał się w jego uroczą i niewinną przytulankę, która kleiła się do niego na każdym kroku. Choć zazwyczaj tego nie okazywał, ukrywając się pod maską jako takiej obojętności, to i tak uwielbiał zamykać go w swoich ramionach i przy okazji głaskać po głowie czy całować w skroń. Zazwyczaj oboje zachowywali się tak wtedy, kiedy Michasia dopadał zły humor bądź inny stan nie kojarzony z niczym pozytywnym. Oczywiście Olek pamiętał, że jego kocur miał w zwyczaju przytulać się również po seksie, ale tym razem z wiadomych powodów nawet nie brał tego pod uwagę. Nie miał pojęcia co mogło wydarzyć się pod jego nieobecność, lecz domyślał się, że to nie było nic dobrego. Dodatkowo jego podejrzenia urosły do nieco większej rangi, gdy ten wspomniał o źródle pierwszej michasiowej zazdrości - anonimowym kliencie z knajpy. Z początku pomyślał, iż Majewski biorąc przykład z olkowej zaborczości, bał się tego, że pewnego dnia znudzony domową sielanką Aleks ucieknie wraz z tamtym nachalnym podrywaczem, zostawiając go całkiem samego, jeśliby nie liczyć towarzystwa Alvina. Jego zasmuconą minkę i niecodzienne zachowanie wytłumaczył irracjonalnym strachem przed trudnym do wyobrażenia rozpadem ich związku, nie domyślając się nawet, że w rzeczywistości mogło chodzić o coś zupełnie innego niż przypuszczał.
OdpowiedzUsuńRozsiadł się wygodnie przy stole, biorąc do ręki sztućce i zaczynając jeść, ani na chwilę nie spuszczając z niego wzroku. Jak to Olek, zawsze aby uśpić swoją podejrzliwość, zasypywał go milionem pytań, oskarżając bez wcześniejszego zdobycia dowodów czy wypytując o wszystkie możliwe kwestie, z uwzględnieniem nawet najdrobniejszego szczegółu, jednak w trakcie obiadu siedział cicho, co znacznie kłóciło się z jego naturą typowego apodyktyka. Wolał zaczekać, aż Michaś sam postanowi podzielić się swoimi przeżyciami z minionych godzin.
— Dlaczego pytasz? — odpowiedział pytaniem na pytanie, mrużąc oczy i lustrując go badawczym spojrzeniem. Był pewien, że coś go gryzie i domyślał się, że miało to coś wspólnego ze wspomnianym romeo, dlatego też jak najprędzej musiał wydobyć z niego wszystkie informacje. Widelec, który trzymał w dłoni, zatrzymał się milimetry przed ustami i zawisnął w powietrzu, czekając aż Aleks w pierwszej kolejności dokończy swoje niewinne śledztwo. — Więcej się nie pokazał, to był pewnie jednorazowy wyskok — kontynuował, jednocześnie zabierając się za jedzenie i jak zwykle odzywając się z pełną buzią. — Facet był pijany i zaczął się przystawiać, jedynie sensowne wyjaśnienie — mruknął cicho, chcąc go jakkolwiek uspokoić. Na moment oderwał się od talerza i podniósł z krzesła, obchodząc go na około i zatrzymując się tuż za plecami Michasia. — Wszystko w porządku? — zapytał, głaszcząc go powoli po karku i nachylając się, by zahaczyć zębami o płatek jego ucha. — Wiesz, że zawsze możesz mi powiedzieć — dodał, choć bardziej brzmiało to jak rozkaz, niżeli zachęta do zwierzeń.
Olkowi to wcale nie wydało się śmieszne ani szczególnie zabawne, przeciwnie. Nigdy nie potrafił pogodzić się z tym, iż jakikolwiek anonimowy przechodzień czy co gorsza bliższy znajomy, rzuca ukradkowe spojrzenie na jego Misiaczka, na którego tylko i wyłącznie mógł patrzeć on sam. Jego zazdrość budziła się do życia w najmniej oczekiwanym momencie, chociaż zazwyczaj nie miał ku temu praktycznie żadnych powodów. Po usłyszeniu tego niespodziewanego newsa, nie odczuł jednak typowej dla siebie zazdrości czy zaborczości, a lekką obawę, którą zaraził go Michaś. Zaniepokoiła go również wiadomość odnośnie tego, iż zapewne mało poczytalny - chociaż tego nie wiedział na sto procent - mężczyzna - jak gdyby nigdy nic śledzi jego chłopaka, który ewidentnie się go bał. Olek nie musiał zadawać mnóstwa pytań by zorientować się co do zaistniałej sytuacji; Majewski mógł obrócić to wszystko w żart czy też zbagatelizować problem. Aleks i tak nie miał zamiaru odpuścić i w spokoju czekać, aż niezrównoważony podrywacz postanowi wyeliminować zagrożenie w postaci jego wielkiej, życiowej miłości. Jego Michasiowi nie mógł nawet spaść jeden włos z głowy, nie mówiąc już o czymś poważniejszym, dlatego też powrót do stołu i kontynuowanie jedzenia nie wchodziło w grę. Automatycznie zacisnął palce na jego ramieniu, prawdopodobnie wyrządzając mu tym samym lekki ból, do którego po dwóch latach związku i tego typu zachowań Majewski pewnie zdążył przywyknąć. Drugą dłoń położył na jego policzku i zmusił go od spojrzenia mu prosto w twarz, aby przekonać go, że tym razem mówi poważnie i nie bagatelizuje chodzącego po ulicach Trójmiasta zagrożenia.
OdpowiedzUsuń— Gdzie go widziałeś i o której? — zapytał, robiąc dwa kroki do przodu, po czym usiadł sobie na jego kolanach. Mocno objął go w pasie, jednocześnie powoli przeczesując palcami kosmyki jego włosów. Rzadko kiedy w Olku odzywała się natura troskliwego faceta, której dla zasady nie pokazywał całemu światu, jednak zazwyczaj mało co robiło na nim większe wrażenie; aktualnie wciąż był zaniepokojony, chociaż nie odczuwał ani cienia strachu, przynajmniej nie personalnie. W końcu już wielokrotnie - za czasów młodości brał udział w różnego rodzaju bójkach (i wciąż pamiętał dzień, w którym pod wpływem impulsu obił twarz Zawady) i wiedział, że gdyby tylko miał okazję, poradziłby sobie nawet z najgroźniejszym przeciwnikiem, byle tylko mieć swojego Michasia przy sobie. Miał jednak na uwadze to, że Majewski diametralnie się od niego różnił. Był młodszy, spokojniejszy i o wiele bardziej niewinny, a co za tym szło, stanowił idealny kąsek dla nieprzewidywalnego stalkera. — Jak jeszcze raz go spotkasz to od razu dzwonisz do mnie, ok? — zapytał, pouczając go w sposób, w jaki rodzic poucza małe dziecko. — A na spacer z psem idziemy razem — mruknął mu prosto do ucha, przy okazji owiewając mu szyję swoim oddechem. Cmoknął go w usta, lekko ciągnąc jego dolną wargę i uśmiechając się, by nie wystraszyć go jeszcze bardziej. — To tylko zwykły frajer, tacy nie są groźni — powiedział, wstając z jego kolan i wracając na swoje miejsce, żeby zająć się prawie zimnym już obiadem.
Olek lubił ich wieczorne spacerki i nic w tej kwestii nie uległo zmianie. Nawet pies, który plątał się pod nogami i zaciekle szczekał na każdego napotkanego przechodnia, starając się zwrócić na siebie uwagę. Lubił trzymać go za rękę i demonstrować, że obydwoje należą do siebie; Misiek zwyczajowo wtulony w jego bok, ostatnie już promienia słońca, które przyjemnie muskały jego twarz, lekki wietrzyk i bezwiedne zostawianie w tyle kolejnych uliczek. Po ciężkim dniu pełnym wrażeń - szczególnie tych mało pozytywnych - tego rodzaju aktywność była najlepszym lekarstwem na olkowe zszargane nerwy i zapewne tak samo postrzegał to Michaś. W końcu Aleks znał go nie od dzisiaj, i nawet jeśli ten zaprzeczałby tysiąc razy, to mimo to wiedział, że również przejął się niechcianym spotkaniem z wciąż pozostającym anonimowym mężczyzną. Wiedział to nie tylko po niepewnym wyrazie jego twarzy, ale też po nerwowych gestach takich jak zbyt częste obracanie się przez ramię. Olek szczerze wątpił, by ktokolwiek był zdolny napaść na nich w ciągu dnia - chociaż praktycznie dochodził już wieczór, a słońce powoli zaczynało chować się za horyzontem - dlatego też nie rozumiał irracjonalnego lęku Majewskiego, który bez wątpienia posiadał najlepszą z możliwych obstaw. Olek w roli ochroniarza, przynajmniej w jego własnym mniemaniu, sprawdziłby się idealnie, a ujadający szczeniak, mimo że wyglądem nie przypominał wściekłego pit bulla, mógł narobić hałasu, który bez problemu postawiłby na nogi co co najmniej część ich osiedla. Aleks z wielką chęcią wstąpiłby do sklepu, kupując ich ulubione wino i w swój zwyczajowy sposób aranżując sypialnię, którą przeznaczyłby do czynności innej niż spanie, jednak wiedział, że nie mieli już na to czasu. Ranek nie kojarzył się z wizją długiego wypoczynku, a z powrotem do szarej rzeczywistości, którą każdy z nich utożsamiał z czymś innym; Olek z kawiarnią, Michaś z uczelnią. Poza tym wolał, by jego kocur spokojnie zasnął i dzięki temu zapomniał o czymś, co równie dobrze mogło mu się tylko wydawać, niżeli układał w głowie scenariusze następnego już spotkania z kimś, kto według niego czyhał na jego życie. Zamartwianie się na zapas nie miało najmniejszego sensu, tym bardziej, że jak na razie nie mieli w garści ani jednego dowodu na to, że za plecami Michałka czaił się podejrzany podglądacz. Spacer musiał im niestety wystarczyć, a może jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w następny weekend odbiją sobie te ciche dni...
OdpowiedzUsuń— Już późno, kocie — odpowiedział, przejeżdżając kciukiem po jego dłoni. Nie mógł pozwolić sobie na publiczne okazywanie uczuć, choć zazwyczaj nie miał z tym problemu; zatrzymywanie się na środku chodnika i subtelne obściskiwanie było normą, aczkolwiek po zapadnięciu zmierzchu i w dodatku mając na uwadze lekką paranoję Michasia, postanowił się pohamować. — Wracamy — zarządził, skinieniem głowy wskazując na pasy. Stamtąd już tylko dwie przecznice dzieliły ich od powrotu do mieszkania i schowania się pod ciepłą kołdrą, gdzie do woli mógł trzymać go w swoich ramionach czy całować każdy fragment jego skóry, ze szczególnym uwzględnieniem tych ulubionych obszarów. — Może uda mi się jutro skończyć zmianę nieco szybciej — oznajmił kilka minut później, wyciągając z kieszeni bluzy pęk kluczy. — Przyszedłbym po ciebie pod uczelnie, co? — zagadnął, przekręcając zamek i wchodząc do środka. Po ściągnięciu butów i krótkiej wizycie w łazience skierował się prosto do sypialni, gdzie padł na łóżko i od niechcenia zaczął ściągać z siebie spodnie i koszulkę, by następnie cierpliwie poczekać na swojego chłopaka i zakończyć ten dzień obowiązkowym całusem na dobranoc.
Myślał o nim przez całe siedem godzin swojej zmiany, przez co jak zwykle nie mógł skoncentrować się na wykonywanej pracy. Nie miał złego humoru, jednak od czasu do czasu zdarzyło mu się burknąć na zawracającego mu głowę klienta, który w najmniej odpowiednim momencie postanowił zagrać mu na nerwach i wystawić jego cierpliwość na próbę. W końcu co go interesowało to, czy zrobiona przez niego kawa była odrobinę zbyt gorąca, a pianka znajdująca się na samej górze szklanki miała inny inny kolor niż ta, która widniała na zdjęciu w karcie menu. Jego myśli niezmiennie krążyły wokół Michasia, a on sam zamiast skupić się na pracy snuł wizje tego, co w danym momencie robił jego ukochany Romeo. Wizualizował w głowie obraz chłopaka spokojnie siedzącego na zajęciach i notującego każde słowo profesora - nie miał pewności, czy Majewski tak właśnie robił, aczkolwiek sądząc po jego notatkach, było to wysoce prawdopodobne. Oczywiście aż skręcało go na myśl o tym, że obok niego kręcił się cały tłum studentów czy studentek, którzy mogli w każdej chwili przypadkowo dotknąć ramienia Michasia, zagadać do niego czy zrobić coś, na co Olek z wiadomych przyczyn nie miał wpływu. Nienawidził, kiedy dzieliły ich kilometry, metry czy inny niepotrzebny dystans, przez który nie miał szans na kontrolowanie i nadzorowanie sytuacji. Mimo, iż ostatnimi czasy znacznie poluzował smyczkę, na której od przeszło dwóch lat trzymał Michała, to i tak dla własnego spokoju musiał mieć go na oku, a ani praca, ani studia Majewskiego mu tego nie ułatwiały. Dodatkowo wciąż pamiętał o osobie, która jeszcze parę godzin temu skutecznie wyprowadziła go z równowagi, co na szczęście udało mu się zamaskować; był pewien, że nachalny stalker nie zawita pod uczelnie Michała - o ile już do niej nie uczęszcza - jednak w budynku pełnym ludzi nic nie mogło stać się jego kocurowi, a przynajmniej miał taką nadzieje. A skoro ten obiecał czekać na niego pod szkołą, to nic złego nie miało prawa się wydarzyć. Od razu po pracy wyszedł z kawiarni i szybkim krokiem udał się w kierunku przystanku autobusowego, czekając na transport, który zawiezie go prosto pod gmach uniwersytetu. Nie lubił przemieszczać się miejską komunikacją i równie dobrze mógł iść pieszo, lecz wolał nie dopuścić do sytuacji, w której spóźniłby się chociażby kwadrans. Zazwyczaj nie trzymał się terminów i rzadko kiedy wywiązywał się z umów na czas, lecz jeśli tyczyło się to bezpośrednio Michała, wolał stawić się minutę przed tym, jak Majewski skończy ostatni wykład.
OdpowiedzUsuńDo olkowej głowy czasami wpadały zdecydowanie zbyt głupie pomysły, dlatego też po dotarciu na miejsce postanowił sprawdzić, czy Michał rzeczywiście nadal odczuwa niepokój związany z ewentualną bliższą konfrontacją z nieznajomym. Po ujrzeniu go obok uczelni, po cichu zakradł się i przystanął za jego plecami, wyciągając ręce i zakrywając mu oczy, tym samym ograniczając pole widzenia do zera.
— Cześć kocie — obszedł go naokoło i w ramach powitania bez słowa wpił się w jego usta, całując go przed kilkanaście długich sekund. Odsunął się dopiero wtedy, gdy gdzieś w oddali usłyszał cichy gwizd, pod którym zapewne mogli podpisać się znajomi Michasia. — Jak minął dzień? Nikt podejrzany się nie kręcił? — złapał go za rękę i pociągnął do przodu, chcąc już znaleźć się w domu, położyć się na kanapie, zrobić odrobinę miejsca dla Michała i wspólnie odpocząć po kolejnym z rzędu ciężkim dniu. — Możemy zahaczyć o sklep i kupić coś na obiad. Chyba, że Alvin wcześniej zdemoluje połowę mieszkania... — mruknął, przyśpieszając kroku.
Olek nie zamierzał wtrącać się w coś, o czym nie miał zielonego pojęcia, dlatego też dał Miśkowi wolną rękę i cierpliwie czekał, aż jego osobistych kucharz skończy przygotowywanie domowej pizzy. Sam za to usiadł na kanapie w salonie, skąd miał całkiem dobry widok na to, co działo się w kuchni; pokrótce opowiedział mu o swoim dniu spędzonym w kawiarni, żaląc się na klientów, którzy mimo wszystko byli o wiele lepsi od tamtego pamiętnego mężczyzny, który jednym gestem i paroma słowami zdenerwował go bardziej od całego tłumu równie irytujących gości, dzień w dzień przewijających się przez próg małej kawiarni. Nie wiedział czemu nie potrafił przestać o nim myśleć, chociaż oczywiście był inny sposób myślenia niż ten, kiedy to rozmyślał o swoim Michale. Wtedy nie dopadało go irracjonalne przeczucie, że jego spokój już lada moment się zakończy, a kłopoty, które od dnia sądowej rozprawy z Zawadą omijał szerokim łukiem, gwałtownie zmienią kierunek i wrócą do niego jak bumerang. Przez olkową głowę przeszła myśl, iż może zaczyna wpadać w lekką paranoję, bo jak dotychczas nic nie zapowiadało nadejścia problemów, których tak się obawiał, jednakże jego intuicja, którą co najdziwniejsze posiadał, jeszcze nigdy go nie zawiodła. Otrząsnął się z tych ponurych wizji dopiero wtedy, gdy poczuł przyjemny zapach, którego źródło znajdowało się w rozpalonym piekarniku. Zachęcony podniósł się z kanapy i ruszył do kuchni, uśmiechając się przy tym w swój zwyczajowy sposób. Przystanął tuż obok Majewskiego, wyciągając w jego kierunku rękę i zgarniając opuszkiem palca nagromadzony na policzku pomidorowy sos. Michaś może i był całkiem dobrym kucharzem i Aleks nie miał zamiaru tego negować, ale to, co działo się podczas kuchennych rewolucji czasami wykraczało ponad jego wyobrażania, doprowadzając go do śmiechu i poprawiając humor. Zarzucił ręce na jego szyję, zaczepnie całując go w nos, chcąc tym samym odwrócić jego uwagę od tak przyziemnej kwestii jaką był obiad.
OdpowiedzUsuń— A za tydzień, jak zdasz egzamin — zaczął, przypominając sobie o sesji swojego kocura — może wybierzemy się na całe dwa dni na plażę, pod namiot — wymruczał mu prosto do ucha, nie czekając na odpowiedź i ponownie łącząc ich usta w pożądliwym pocałunku.
Sześć dni upłynęły zarówno jemu jak i Michasiowi pod znakiem niezmąconego spokoju, dzięki czemu zapomniał o wszystkim tym, co ostatnimi czasy podnosiło mu ciśnienie. Jego uwaga została skutecznie uśpiona, co równało się daniem Michałowi odrobinę wolności. Nie odbierał go już z uczelni, dobrowolnie rezygnował ze wspólnych spacerów mających na celu wyprowadzenie Alvina, oraz zachowywał się tak, jakby opowieści jego chłopaka o możliwym śledzeniu jego osoby nigdy nie miały miejsca. — Wstawaj, spóźnisz się! — szybkim ruchem zerwał z Michała kołdrę, starając się go wybudzić oraz zmusić do ruszenia tyłka i pójścia na obowiązkowy egzamin.
Aleks chyba po raz pierwszy w życiu nie miał pojęcia co robić. Kwadrans po piętnastej jego spokój odszedł w zapomnienie, a odbijająca się od ścian głucha cisza jedynie podsycała rosnące zdenerwowanie. Michał nie miał w zwyczaju się spóźniać, a jeśli już miał wrócić później, zawsze wysłał do niego chociażby sms-a. Olek wątpił, by jego chłopak poszedł wraz z innymi znajomymi z grupy świętować napisanie egzaminu, chociaż na początku przeszło mu to przez myśl. W końcu każdy normalny student od czasu do czasu lubił wyrwać się z domu, zwłaszcza po wykańczającym psychicznie zaliczeniu, jednak Michał mimo wszystko trzymał się ustalonych (przez Aleksa) zasad, dla świętego spokoju zawiadamiając go o każdym niezaplanowanym wcześniej wyjściu, które i tak zdarzały się raz na jakiś czas. Odetchnął głęboko, starając się uspokoić i odgonić od siebie natrętne myśli o tym, co ewentualnie mogło się wydarzyć. Seria czarnych scenariuszy przewijała się przez jego głowę, niczym w zwolnionym filmie pokazując mu poszczególne fragmenty scen, w których główne role grały dwie, różniące się od siebie osoby. W jego mniemaniu anonimowy stalker nie mógł być aż tak zdesperowany by pozbywać się niewygodnej konkurencji w najgorszy z możliwych sposobów, aczkolwiek co do tego nie miał stuprocentowej pewności. Nie znał go, dlatego też odgórne zakładanie i snucie tez było pozbawione jakiegokolwiek sensu. Krwawy mord oczywiście wykluczył, ale pobicie, próby zastraszania czy zmanipulowania wziął pod uwagę; wiedział, że Michaś jako jego urocze, kochane i niegroźne stworzenie - i tu nie obchodziła go mało ważna dla Olka kwestia wieku Majewskiego - prędzej umrze ze strachu niż postawi się drugiemu, zapewne silniejszemu osobnikowi. Od ściskania telefonu komórkowego zaczynała boleć go już ręka oraz nie liczył, ile razy wykonał nie przynoszące oczekiwanych rezultatów połączenie. Za każdym razem słyszał wyłącznie te cztery irytujące słowa, przez które miał nieodpartą ochotę wyrzucić telefon przez balkon, wcześniej parę razy odbijając go jeszcze od betonowych ścian. Numer jest poza zasięgiem. Jego strach osiągnął apogeum późnym wieczorem, kiedy to wszystkie pomysły powoli zaczęły się wyczerpywać; dwukrotnie obszedł calutkie osiedle, nawiązując telefoniczny kontakt z zaintrygowanymi kolegami Michała ze studiów, którzy również niczego nie wiedzieli. W ramach jako takiego odstresowania bezwiednie głaskał Alvina po grzbiecie, równocześnie nie zaprzestając trzymania przy uchu rozładowującej się już komórki w nadziei, że tym razem uda mu się połączyć, chociaż na chwilę. Rozdzielenie i brak wiedzy o miejscu przebywania Michasia wywoływały u niego panikę, a świadomość własnej bezradności tylko pogarszała sytuację. Chciał mieć go już przy sobie, zamknąć w swoich ramionach i unicestwić tęsknotę, która nigdy nie powinna mieć miejsca, ale tak bardzo nie wiedział co powinien zrobić. Stukał palcami w ekranik, wpisując ciąg liter, które w efekcie końcowym ułożyły się w zdanie: Michał, gdzie Ty do cholery jesteś?! aby po ich wysłaniu podesłać jeszcze jedną, ostatnią wiadomość; brakuje mi Ciebie, kocie....
OdpowiedzUsuń— Namierz, skąd dzwonił wczoraj ten numer, już — warknął przez zaciśnięte zęby kilka ciągnących się w nieskończoność godzin później, gdy z samego rana pobiegł prosto do znajomego informatyka. Nie wiedział czy była to wina zanikającego non stop zasięgu, lecz nieodebrane połączenie od Michała odnalazł dopiero na minutę przed opuszczeniem mieszkania. Podkrążone oczy i blada skóra były najlepszym dowodem na to, że nie przespał w nocy ani chwili, ale nie odczuwał zmęczenia ani senności. Wyłącznie pełną determinację i gotowość do podjęcia wszelkich starań, mających na celu znalezienie Misiaczka. — Pospiesz się... — ponaglał, chodząc w kółko i lustrując go wymownym spojrzeniem.
Po raz pierwszy od kilkunastu godzin poczuł ulgę i szczęście, w które fragmentarycznie wplątywała się odrobina smutku, całkowicie argumentowana widokiem zmarnowanego Michasia. Olek nie mógł patrzeć na jego łzy, bezczynnie wsłuchiwać się w odgłosy płaczu, w łamiący się głos i słowa, które wywiercały w jego sercu ogromną dziurę. Miał swoje zasady i przyzwyczajenie, jednak w tej sytuacji wszystko to straciło miano swojej dawnej ważności; przynajmniej na parę dni musiał zamienić się w czułego i troskliwego faceta, byle tylko doprowadzić Michała do porządku i sprawić, by zapomniał o tej krótkiej, acz pozostawiającej w psychice ślad przygodzie, po której znamiona będzie nosił jeszcze przez długi, długi czas. Szczerze żałował, że jego intuicja i tym razem go nie zawiodła, aczkolwiek z jednej strony cieszył się, że posiadał wiedzę na temat personaliów osoby, która za tym wszystkim stała. Nie potrzebował znać jego imienia, nazwiska czy adresu; z łatwością rozpoznałby go na ulicy, tym samym raz na zawsze odsuwając od siebie etykietkę dobrego i opiekuńczego Aleksandra. Nie obchodziły go wiszące nad jego głową burzowe chmury w postaci zawiasów i był pewien, że by przy nadarzającej się okazji do konfrontacji nie zrezygnowałby z wyrównania rachunków i odpłacania się za krzywdy Michała. Zdawał sobie sprawę z tego, że w przypływie negatywnych emocji czy w afekcie ludzie są zdolni do wszystkiego, lecz na razie nie zamierzał o tym myśleć; na odpowiednią zemstę przyjdzie jeszcze pora, a teraz priorytetem był jego trzęsący się ze strachu chłopak, który potrzebował jak najszybszej pomocy. Olek nawet nie proponował mu wizyty w szpitalu domyślając się, że i tak odmówi. Zamiast tego wolał zająć się nim w domu i ewentualnie w razie zaistniałej potrzeby, wezwać lekarza rodzinnego prosto do ich skromnej rezydencji. Ścisnął go mocno, równocześnie uspokajająco głaszcząc go po plecach i głowie, co jego zdaniem miało zakończyć trwający i tak już zbyt długo płacz.
OdpowiedzUsuń— Już jestem przy tobie i jedziemy do domu, nic ci nie grozi — odsunął go od siebie i pocałował w czoło, by następnie objąć go w pasie i pomóc dojść do pożyczonego od znajomego informatyka auta. — Jeszcze trochę, kochanie — powiedział, gdy wreszcie znaleźli się na świeżym powietrzu. Otworzył mu drzwi od strony pasażera, zapinając pasy i raz jeszcze całując w skroń, po czym zajął miejsce kierowcy i ruszył, pokonując trasę z zapewne niedowolną prędkością.
— Weźmiesz kąpiel, a ja przygotuje coś do jedzenia, ok? — zapytał kilkanaście minut później, kiedy to zamknęły się za nimi drzwi mieszkania, a stęskniony Alvin wylewnie przywitał się z długo niewidzianym właścicielem. Olek nie chciał traktować Michała jak jajko, które w każdej chwili mogło się rozbić, lecz czuł, że i tak zachowuje się inaczej. Normalność w takich przypadkach nie przychodziła zbyt łatwo, nawet przy dołożeniu całej masy starań. Pomału zaprowadził go do łazienki, odkręcając kurek z ciepłą wodą i wlewając do wanny płyn o ich ulubionym zapachu; szepnął mu na ucho ciche zaraz wracam, biegnąc do ich salonu i zgarniając dla Michała świeże ubrania. Zahaczył także o kuchnie, biorąc wysoką szklankę z wodą i podając mu ją od razu po ponownym znalezieniu się w łazience.
— Możesz zostawić drzwi otwarte, Misiek — dodał szybko, chcąc uniknąć kolejnego niepotrzebnego wybuchu. — Będę cały czas za ścianą, gdybyś tylko mnie potrzebował...
Olek nigdy nie czuł się dobrze w kuchni i nie ukrywał, że lubił gotować. Nie umiał i nie miał zamiaru się nauczyć, jednak dla Misiaka - i zwłaszcza po takich przeżyciach - musiał się postarać. Specjalizował się w robieniu kanapek, ale wątpił, by to wystarczyło. Nie miał jednak czasu na przygotowanie czegoś cieplejszego, dlatego też już po paru minutach postawił przed nim wypełniony po same brzegi talerz i kubek z parującą herbatą. Westchnął cicho, przysuwając sobie krzesło i siadając tuż obok niego; oparł się łokciami o blat stołu, wpatrując się w twarz misiaczka i nadrabiając tych kilkanaście godzin spędzonych w stresie i samotności. Czas, kiedy Michaś w ciszy zajmował się jedzeniem, poświecił na rozmyślanie o najlepszym sposobie na zemstę, która prędzej czy później musiała się urzeczywistnić. W końcu nie mógł pozwolić na to, by oprawca jego życiowej miłości bezkarnie spacerował po ulicach Trójmiasta, nie ponosząc nawet najmniejszej odpowiedzialności za to, co zrobił. Olek nie planował przeistoczyć się w typowego superbohatera, wymierzającego sprawiedliwość na własną rękę. Nie chciał się przed nim popisać czy po raz kolejny wciągać zarówno Michała jak i siebie w kłopoty, ale wiedział, że siedzenie cicho nie wpisywałoby się w jego naturę. To dla własnego spokoju musiał odnaleźć człowieka, przez którego Majewski wyglądał dokładnie jak dziecko, pozostawione samo na noc w dużym, ciemnym i nawiedzonym domu. Olek nie posiadał jeszcze choćby zarysu planu, dzięki któremu kawiarniany natręt zapamięta, że nie warto zadzierać z kimś takim jak Zamojski i przede wszystkim nie zbliżać się na krok do jego bliskich, aczkolwiek był pewien, że coś wymyśli. Miał jedynie nadzieje, że tym razem sprawy potoczą się nieco inaczej niż poprzednio; obicie mordy Zawady znacznie różniło się od powielenia tej czynności na twarzy stalkera, chociaż w obu przypadkach chodziło tylko i wyłącznie o dobro Michała. Kawiarniany natręt, jak przywykł go określać Aleks, mimo awersji do pana Tomasza, o wiele bardziej zasłużył jednak na nieplanowaną wizytę na oddziale szpitalnym, którą Olek planował mu zafundować...
OdpowiedzUsuń— Jak mógłbyś mnie nigdy więcej nie zobaczyć? — zapytał, lekko marszcząc brwi. Podniósł się od stołu, podchodząc do niego i zarzucając mu ręce na szyję. — Myślisz, że przestałbym cię szukać, misiek? — zaczepnie szturchnął go w ramię, całując w nosek i po upewnieniu się, że skończył jeść, złapał za rękę i zaprowadził do sypialni.Dochodziło dopiero południe, a przez nadmiar wrażeń nie miał ochoty na odpoczynek, jednak był gotów leżeć z nim tak długo, jak tylko będzie trzeba. Wślizgnął się pod kołdrę i przyciągnął go do siebie, jak zwykle pozwalając mu ułożyć głowę na swojej klatce piersiowej. — Naprawdę było aż tak strasznie? — zapytał, przegrywając z ciekawością. — Nie widziałeś jego twarzy ani z nim nie rozmawiałeś? — to było pewne, jednak wolał dowiedzieć się tego od źródła. W końcu Michał na miał na sobie żadnych śladów wskazujących na pobicie, czego sam Olek po części nie rozumiał. Nie był psychopatą, acz w jego wizjach kawiarniany natręt nie wyszedłby na wolność bez co najmniej jednej blizny o imponujący rozmiarach.
Usłyszał, jak Misiek wyraźnie akcentuje słowo też, zapewne chcąc dać mu do zrozumienia, że w nadchodzących dniach cała odpowiedzialność za ich dwójkę - za Michała i Alvina - spocznie na barkach Olka, który już dzisiaj dokładał wszelkich starań, byle tylko zatroszczyć się niego tak jak powinien. Na szczęście nie wyczuł w jego głosie kpiny czy rozżalenia, które mogłyby wskazywać na to, że nie poradził sobie z tym na pozór łatwym zadaniem; Olek mógł sprawiać wrażenie całkowicie nieczułego egoisty, który z reguły martwił się tylko i wyłącznie o swój własny tyłek, lecz był przekonany o tym, iż Michał wie, że dla niego byłby w stanie zapomnieć o sobie i poświęcić tyle czasu i zaangażowania, ile tylko było potrzeba. Rozszczekany szczeniak nie miał dla niego większego znaczenia, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że Alvin był dla jego Michasia niezwykle ważnym członkiem rodziny, dlatego też pomimo targającego nim zdenerwowania i stresu, zabrał go poprzedniego dnia na spacer, w roztargnieniu wsypując do jego miski o wiele więcej suchej karmy, niż zazwyczaj robił to Michał. Aleks powoli akceptował to, że w sercu Majewskiego znalazło się jeszcze miejsce dla drugiego osobnika - nawet jeśli był on jedynie hałasującym zwierzakiem - zatem wypieranie tego ze świadomości i ignorowanie plączącego się pod nogami psa nie miało najmniejszego sensu. Mruknął mu do ucha kilka potwierdzających jego pytanie słów, woląc nie wdawać się teraz w dłuższe dyskusje. Michał potrzebował się przede wszystkim wyspać, a na rozmowy o tym, co Olek porabiał podczas jego nieobecności, przyjdzie jeszcze czas.
OdpowiedzUsuń— Ja ciebie też kocham — szepnął tuż po jego zaśnięciu. Cmoknął go w czubek głowy, również zamykając oczy z zamiarem pospania przynajmniej godzinkę. Ani na chwilę jednak nie rozluźnił uścisku, w którym zamknął śpiącego Majewskiego, jakby w obawie, że po przebudzeniu powrócą koszmary z ostatnich kilkunastu godzin, a on ponownie zostanie sam, z dala od swojego uroczego i wystraszonego sensu życia. Obudziło go głośne szczeknięcie połączone z odgłosami wydawanymi przez wiszący na ścianie zegar, które skutecznie uniemożliwiły mu dalszą drzemkę. Obrócił się na prawy bok i kątem oka spojrzał na godzinę, którą wskazywały ruchome wskazówki; dochodziła szesnasta, czyli zwyczajowa pora kolejnego z rzędu spaceru z psem. — Michał? Nie śpisz już? — poklepał go lekko po ramieniu, szykując się do niechcianego wyjścia z domu. Zostawianie Misiaka samego było ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę, jednak obowiązki były obowiązkami i nie zważając na własną niechęć, musiał złapać za smycz i opuścić ich wspólną sypialnię. — Idę z psem — zakomunikował, powoli podnosząc się z łóżka i podchodząc do szafy, by tam przebrać się w coś bardziej odpowiedniego. — Dasz sobie radę? Zostań w łóżku i miej przy sobie telefon, wrócę jak najszybciej się da — usiadł na moment na samym brzegu łóżka, nachylając się ku niemu i dla dodania mu odwagi, złączając ich usta w delikatnym pocałunku.
Olek starał się uwinąć ze wszystkim tak szybko jak to było możliwe, a na całe szczęście Alvin posłusznie postanowił podjąć z nim współpracę, nie utrudniając czynności, której Zamojski tak bardzo nie znosił. Lubił spacery, zwłaszcza te długie, wzdłuż plaży, jednak bez Michasia i z psem u boku nagle tracił chęci do dalszego, pozbawionego sensu snucia się po uliczkach miasta. Bez Michała wszystko traciło swoje dawne kolory, a jedyną nadzieję na ich odzyskanie widział w jak najprędszym powrocie do domu. Nie był w stanie nie uśmiechnąć się tuż po przekroczeniu progów sypialni, wcześniej oczywiście dwukrotnie sprawdzając, czy zatrzasnął drzwi wyjściowe i przekręcił klucz odpowiednią ilość razy. Nie wpadał w paranoję i wątpił, by ktokolwiek - choć tutaj miał na myśli jednego konkretnego człowieka - złożył im niezapowiedzianą wizytę, wchodząc do środka bez wyraźnego pozwolenia. Chciał jednak, aby jego kocur przynajmniej we własnym mieszkaniu czuł się bezpiecznie i komfortowo, nie musząc chować się pod grubą kołdrą na wzmiankę o tym, iż na parę godzin zostanie sam. Aleks rozumiał, że było mu trudno, a przynajmniej starał się zrozumieć, aczkolwiek był zdania, że jedynie powrót do normalności wyleczy jego obawy całkowicie, sprawiając, że strach raz na zawsze opuści sfery jego podświadomości, pozwalając mu ponownie stać się tamtym wolnym od obaw, zadowolonym z życia Misiakiem. Trochę dziwił się, że do ich drzwi nie dobijał się jeszcze Kacper, którego Olek w przypływie paniki uraczył kilkoma nachalnymi telefonami; cieszył się, że nie powiadomił rodziców Majewskiego, którzy zapewne obarczyliby go winą za zniknięcie ich ukochanego syna, ignorując fakt, że Olkowi zależało na nim równie mocno, jak nie mocniej. Czuł jednak, że wizyta Kacpra prędzej czy później się urealni, co może nawet było mu odrobinę na rękę. W końcu zemsta na natręcie z kawiarni we dwójkę miała większe szanse na powodzenie, a jeśli rzeczywiście nie chciał trafić do więzienia, pomoc była wręcz wskazana.
OdpowiedzUsuń— Pluszak? — zapytał, wskazując gestem na pluszaka, którego sam mu kupił. Nie zamierzał jednak tego w żaden sposób komentować; zamiast tego złapał go za rękę i przyciągnął do siebie, robiąc za żywą i o wiele większą przytulankę. Uciął poprzednie pytanie mocnym uściskiem, wypuszczając z ręki smycz i nie patrząc na Alvina, który ruszył do przodu, ciągnąc za sobą długi, niezbyt gruby pasek w kolorze niebieskim.
— Skoro nie wolisz dalej spać, to czemu nie — odpowiedział, kierując się do kuchni. Zbliżała się pora obiadu, zatem pomysł Michała odnośnie gotowania wydał mu się trafiony, nawet jeśli wcześniej zarzekał się, że we wszystkim go wyręczy. — A może później poleżymy na kanapie i włączymy jakąś komedie? — zapytał, wyciągając rękę i zahaczając palcami o kosmyki jego włosów.
Nie spodziewał się, że jego drobne życzenie odnośnie wizyty Kacpra spełni się tak szybko. W końcu dopiero co zdążyli zjeść - Olek pomógł Misiowi pozmywać, co jak zawsze zresztą ograniczył do podawania mu brudnych talerzy - kiedy rozległ się dźwięk dzwonka, za sprawą którego Olek gwałtownie obrócił się twarzą do drzwi wejściowych, a Alvin rozszczekał tak głośno jak jeszcze nigdy wcześniej. Goście ze względu na michasiowe przeżycia, w większości nie byli mile widziani, a poza tym Zamojski nie miał pewności, czy aby na pewno do drzwi pukał ktoś znajomy, mający zdecydowanie dobre intencje. Wątpił, by po całym tym zajściu stalker osobiście postanowił zawitać w ich mieszkaniu, jednak dla pewności w pierwszej kolejności przycisnął jedno oko do uchylonego wizjera, omiatając wzrokiem klatkę schodową i przestrzeń wokół niej. Odetchnął z ulgą, otwierając drzwi i wpuszczając do środka najwyraźniej wciąż pozostającego pod wpływem szoku Kacpra. Rozumiał go doskonale i w tej kwestii nawet nie musiał kłamać; niecodziennie słyszy się, że bliska osoba została porwana w niewiadome miejsce, co gorsza przez osobę, której nie znała z imienia i nazwiska, a takie informacje zdecydowanie mogły wywołać wstrząs. Sądząc po minie Kacpra nabrał nadziei co do tego, iż ten bez chwili wahania zgodzi się mu pomóc, zachowując to wszystko w tajemnicy i nie próbując wybić mu tego pomysłu z głowy. Może i Michał oraz Kacper byli długoletnimi przyjaciółmi, którzy generalnie nie powinni mieć przed sobą żadnych tajemnic, aczkolwiek czasami dla większego dobra można było - a nawet należało - nagiąć tę niezapisaną nigdzie zasadę i postąpić odwrotnie niż robiło się to zazwyczaj. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziło bezpieczeństwo kogoś takiego jak jego kocur.
OdpowiedzUsuń— Dawno cię u nas nie było — w głosie Olka wyczuwało się lekki sarkazm, lecz był on nieodłącznym elementem towarzyszącym jego komunikacji z innymi, zatem Kacper nie mógł go o to winić. Każdy kto choć trochę znał Olka wiedział, że nawet podczas rozmów z wąskim gronem osób, których darzył względną sympatią, nie rezygnował z wtrącania kąśliwych uwag czy przesączonych ironią komentarzy, bez których nie umiał się już obejść. Chociaż może na tym właśnie polegał jego specyficzny urok. — Przyjdź do salonu, a później zanim wyjdziesz muszę zamienić z tobą dwa słowa. Tylko nie wspominaj o tym przy Michale — zmierzył go znaczącym spojrzeniem, rzucając mu w ten sposób niewerbalne wyzwanie, które wbrew chęciom musiał podjąć. Piśnięcie chociaż słówka nie wchodziło w grę i Olek mimo wszystko wierzył, że Kacper miał na tyle oleju w głowie, by siedzieć cicho i trzymać język za zębami. Zostawił go w korytarzu, przyspieszając kroku i wracając do Michasia, by w ramach uspokojenia powiedzieć mu o tej niezapowiedzianej wizycie. Stanął tuż obok niego i położył dłoń na jego ramieniu, formując z warg swój typowy i wyuczony uśmiech. — Kocie, przyszedł Kacper — mruknął mu do ucha sekundy przed tym, jak drugi student przekroczył próg salonu. Cofnął się do tyłu, dając im szansę na przywitanie się, lecz wciąż nie spuszczał wzroku z chłopaka, spoglądając na niego przez ramie Majewskiego i kontrolując, czy aby na pewno nie zamierzał go zdradzić już w przedbiegach.
Aleks obiecał sobie, że przez wzgląd na własne plany zemsty, do których wdrożenia potrzebował wspólnika, pociągnie za swoje wewnętrzne hamulce i zachowa się wobec Kacpra w miarę normalnie i serdecznie. Nie rzuci żadnym uwłaczającym mu komentarzem, nie okaże zazdrości - chociaż skręcało go od środka na widok obejmującej się dwójki - a także nie obrazi go w każdy inny, z góry przekreślający jego zamiary sposób. Potrzebował jego aprobaty i wyraźnej zgody, by na samym finiszu z uśmiechem tryumfu patrzeć, jak kawiarniany porywacz przeżywa dokładnie to samo przez co przechodził Michał. O ile nie przez coś o wiele gorszego. O mało nie złamał danego sobie słowa, słysząc pytanie odnośnie wizyty w szpitalu; w końcu potrafił zająć się własnym chłopakiem i przebywając razem z nim nie dopuścić do sytuacji, w której działaby się mu krzywda. Jedynie czekał na usłyszenie zarzutów sugerującym jakim to nieodpowiedzialnym jest egoistą, jednak na całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło, dzięki czemu w dalszym ciągu mógł nad sobą panować i nie wybuchnąć, jak to miewał w zwyczaju. Cieszył się, że Kacper nie zapytał go wprost o co tak naprawdę mu chodziło, kiedy to szeptem wyrzucił z siebie tamten enigmatycznie brzmiący szyfr. Olek z reguły nie był chodzącą zagadką, dlatego też miał nadzieję, że przynajmniej udało mu się zaintrygować chłopaka i rozbudzić jego ciekawość. To zdaniem Zamojskiego byłoby już pierwszym kluczem do sukcesu, otwierającym bramę do całkowitego dorwania jak dotąd nieuchwytnego stalkera. Alvin po raz drugi tego dnia - zapewne nieświadomie - zechciał z nim współpracować, znacznie ułatwiając mu tym samym przeprowadzenie krótkiej lecz pełnej konkretów rozmowy z Kacprem. Pies złapał w zęby własną smycz, machając ogonem i podbiegając do drzwi wyjściowych, co zazwyczaj robił w chwili, w której potrzebował wyjść na zewnątrz. Aleks nie miał pojęcia kto go tego nauczył, lecz bez wątpienia pomagało to ustalać pory spacerów, zatem nie zawracał sobie tym głowy. Sięgnął po lezące na parapecie klucze, przygotowując się do opuszczenia mieszkania równocześnie z Kacprem.
OdpowiedzUsuń— Kocie, zostaniesz na pięć minut sam? — zapytał, podchodząc do Misiaka i w ramach tego krótkofalowego pożegnania całując go w usta. — Pójdę z nim tylko na trawnik na tyłach bloku — wyjaśnił, żeby w razie czego Michał miał go w zasięgu wzroku. Olek domyślał się, że zostawanie samemu w domu musiało być dla niego trudne - lub chociaż mało przyjemne - więc zamierzał robić co w jego mocy, by nawet pomimo rozłąki znajdować się stosunkowo blisko, choć oczywiście nie zawsze było to możliwe. — Możesz w tym czasie wybrać już jakąś komedie — raz jeszcze cmoknął go w kącik ust, odchodząc i kierując się do korytarza, gdzie czekał już gotowy do wyjścia Kacper, który najwyraźniej celowo zakładał buty trzy razy wolniej niż przewidywała norma, aby móc wkroczyć na klatkę schodową razem z nim. Olek przez kilka długich sekund wyrywał jeszcze smycz ze stalowego uścisku kłów Alvina, żeby następnie z wymalowaną na twarzy złością zapiąć ją do jego obroży i nareszcie zatrzasnąć za sobą drzwi, dwukrotnie przekręcając kluczem. Wolał od razu przejść do sedna sprawy, niżeli zalewać Kacpra morzem wyjaśnień i przekonywujących argumentów, chcąc jak najszybciej otrzymać wiadomość zwrotną. Jakakolwiek by ona nie była. Wyprzedził go w połowie pierwszego piętra, zatrzymując się i zaciskając palce na metalowej poręczy schodów, w celu uniemożliwienia mu dalszego zmagania się ze stopniami.
— Co jeśli powiem ci, że wiem kto mu to zrobił? — zaczął, mierząc go pewnym siebie spojrzeniem sugerującym, że nie bierze pod uwagę ewentualnej porażki. W grę wchodził wyłącznie sukces, bez żadnej innej alternatywy. — Co jeśli dodam, że może istnieje szansa na to, że udałoby się go znaleźć? — kontynuował wierząc, że stalker musi mieszkać gdzieś w okolicach kawiarni. — Chcesz, żeby porywacz twojego przyjaciela pozostał bezkarny? Wchodzisz w to czy nie? — zapytał stanowczym tonem głosu wiedząc, że Kacper natychmiast zrozumie jego intencje. Powoli ruszył do przodu, dając mu chwilę na ochłonięcie i zastanowienie się, czekając wraz z Alvinem w miejscu, o którym wspomniał Michałowi.
UsuńJeszcze nigdy nie nawiązywał sojuszu z żadną osobą, tym bardziej z kimś, kto od wielu lat był bliski dla jego Michała, dlatego wydało mu się to trochę dziwne i nie wiedział, czy poradzi sobie w pracy zespołowej. A wiedział, że ta wymagać będzie pełnej współpracy, przynajmniej częściowego zaufania - w końcu nie mógł całkowicie zaufać komuś, kto na jego oczach obściskiwał się z Michasiem, nawet jeśli pod tym uściskiem nie ukrywał się żaden podtekst - a także wielu ustaleń dotyczących podziału obowiązków. Nie wiedział jeszcze co chciał zrobić, a świadomość tego, że najprawdopodobniej to właśnie on będzie musiał przewodniczyć całej tej misji, nie działa korzystnie na jego wyobraźnie. W głowie Olka panowała kompletna pustka, co jakiś czas zapełniana pojawieniem się strzępków obrazów, które tak często widywał w filmach o porwaniach, mafijnych rozrachunkach czy innych, ociekających brutalnością tematach. Po Kacprze niestety nie spodziewał się niczego konkretnego domyślając się, że jego pomoc zakończy się na przybyciu w ustalone miejsce i ewentualnej asekuracji, kiedy to Aleks w pojedynkę wkroczy do akcji. W tych kwestiach Michaś i Kacper byli do siebie bardzo podobni i być może właśnie z tej racji ich przyjaźń utrzymywała się już tyle długich lat; przemoc nijak nie pasowała do wizerunku tych dwóch studentów, a już tym bardziej nie widoki, które ponownie nawiedziły umysł Zamojskiego. Oczyma wyobraźni widział już to samo ciemne pomieszczenie, usta zaklejone solidną, grubą taśmą, związane mocno nadgarstki i kostki u nóg, krępujące i uniemożliwiające wykonanie choćby ledwo zauważalnego ruchu. Słyszał nieme okrzyki, które wbrew próbom nie miały prawa przebić się przez taśmę, słyszał nerwowe nawoływanie Kacpra, który prawdopodobnie idealnie sprawdziłby się w roli jego prywatnego stopera, wytyczającego granice i pilnującego, by sytuacja nie wymknęła im się z rąk. Żadne zabójstwo oczywiście nie wchodziło w grę i Aleks doskonale o tym pamiętał; chciał jedynie zniszczyć stalkerską psychikę, rozdeptać ją i potłuc na malutkie kawałeczki, w konsekwencji doprowadzając go na skraj szaleństwa. Połamana ręka czy noga w asyście podbitego oka pewnie także dałyby mu nauczkę do końca życia, a skoro Olek był posiadaczem dwóch wprawionych w boju pięści i butów o solidnych, twardych podeszwach, to nie mógł przepuścić tak kuszącej okazji do zasłużonego rewanżu.
OdpowiedzUsuń— Jestem! — krzyknął już od progu, zamykając drzwi i puszczając wolno Alvina, który od razu ruszył prosto do salonu, aby tam dłonie jego prawowitego pana zdjęły obrożę i odpięły przydługą jak na szczeniaka smycz. — Wybrałeś już jakiś film? — zapytał, nie dając po sobie poznać, że ten krótki spacer z psem nie był wyłącznie spacerem, a konspiracyjną zmową przeciwko kawiarnianemu. Usiadł na kanapie, opierając głowę na poduszkach i cierpliwie czekając, aż jego kocur położy się tuż obok, by razem mogli bezmyślnie wgapiać się w ekran telewizora. Olkowi brakowało jego bliskości, dotyku i wszystkich tych rzeczy, do których w trakcie ponad dwóch lat zdążył się przyzwyczaić - bądź uzależnić - acz wiedział, że musi poczekać i w pierwszej kolejności rozprawić się ze źródłem ich ostatnich problemów. Chciał jednak stopniowo, malutkimi kroczkami powracać do normalności, a pierwszy postanowił wykonać już niebawem. — Nie masz ochoty na wieczorną przechadzkę po plaży? — zadał kolejne pytanie w nadziei, że nie wystraszy go aż tak śmiałą propozycją.
Noc, tony piasku, złowrogi szum fal, brak oświetlenia i ograniczony ludzki ruch nie mogły brzmieć kusząco dla kogoś, kto calutki dzień spędził w pełnej izolacji, drżąc ze strachu o własne życie, jednak skoro zawsze oboje uwielbiali przechadzać się po brzegu i oglądać zachód słońca... — Zostawimy Alvina, a wyjście na świeże powietrze dobrze ci zrobi — kontynuował, starając się mówić jak najbardziej przekonywająco. Wykorzystując krótki moment, kiedy Michał krzątał się jeszcze po kuchni, wyciągając z kieszeni spodni telefon i wysyłając krótki szyfr pod numer należący do jego wspólnika: Za dwa dni o czternastej na tyłach kawiarni. A. — Chyba, że wolisz zostać w domu — mruknął, ponaglając go gestem ręki.
UsuńWestchnął cicho, słysząc michasiową odpowiedź, którą od samego początku brał pod uwagę. Sam Olek był pewien, że przy nim jego kocurowi nie spadłby z głowy ani jeden włos, lecz nie mógł nalegać i zmuszać go do wyjścia. Być może za dwa lub trzy dni, z wiadomych przyczyn Michał dobrowolnie zgodzi się opuścić mieszkanie wierząc, że jego porywacz już nigdy nie odważny się do niego podejść, lecz wymagało to wdrożenia w życie jeszcze paru niezaplanowanych jeszcze drobiazgów. Olek oczywiście nie zamierzał po całym tym zajściu chwalić się tym co zrobił, chociaż oczami wyobraźni widział już jak lokalne stacje telewizyjne transmitują obraz pobitego w nieznanych okolicznościach mężczyzny, na którego w biały dzień napadła dwójka nieuchwytnych, anonimowych bandytów. Chciał zobaczyć minę Michasia i zgrywać zaskoczone niewiniątko, które nie miało pojęcia o zaistniałej sytuacji wiedząc, że Majewski i tak nie zarzuci go oskarżeniami, nawet jeśli ktoś podsunąłby mu pod sam noc całą masę dowodów. Olek musiał powoli szykować sobie alibi - tak na wszelki wypadek - do czego niezbędny był mu przede wszystkim Kacper. Teoretycznie mógł powiedzieć, że idzie do kawiarni, aczkolwiek wolał wymyślić coś innego, gdyby Michał nieoczekiwanie postanowił złożyć wizytę w jego miejscu pracy, jednakże wątpił, by coś takiego miało miejsce w najbliższej przyszłości. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez wzgląd na tę dość trudną misją ochrzczoną mianem tej o podwyższonym stopniu ryzyka, powinien zadbać o każdy, nawet najmniejszy szczegół. W końcu organizowane przez niego przedsięwzięcie było o wiele bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać, a każdy błąd mógłby kosztować go może i najwyższą cenę.
OdpowiedzUsuń— Włącz już tą kreskówkę jak musisz — odpowiedział trochę zbyt obcesowym tonem głosu, lecz ostatnie słowa Misiaka zbiły go z tropu, zmuszając go do zatrzymania się i przeanalizowania komunikatu, którego nigdy nie spodziewał się usłyszeć. Policja i składanie zeznań było ostatnimi rzeczami, których potrzebował w ich spokojnym i poukładanym życiu, tym bardziej na niecałe dwa dni przed planowanym atakiem. Przekręcił się na prawy bok, lustrując go pytającym spojrzeniem, które mogło mówić tylko jedno: zapomnij o tym. Położył dłoń na klatce piersiowej Michasia, walcząc z pokusą wybicia mu tego pomysłu z głowy, jednocześnie udając, że zaciekawiły go napisy początkowe, zwiastujące rozpoczęcie włączonej kreskówki. — Misiek, przecież nie pamiętasz dokładnie co tam się działo, a opowiadanie tego przed obcym policjantem nie będzie proste — mruknął, kreśląc kółka na jego torsie. Nie mógł pozwolić, by ktoś trzeci wtrącił się w jego własne nieuregulowane jeszcze porachunki, wyręczając go w zadaniu, które bezargumentacyjnie musiał wykonać on sam. Z malutką pomocą cudem zwerbowanego wspólnika. — Uwierz, nie chcesz siedzieć zamknięty w pokoju przesłuchań — dodał, przypominając sobie swoje własne przygody z udziałem policji, między innymi tą, w której główna rolę odegrał Zawada. A wizja zamknięcia zdaniem Olka powinna wystarczyć, by Michał zapomniał o swoim nietrafionym pomyśle. — A teraz oglądaj, mój supermanie — uśmiechnął się pod nosem, ponownie przenosząc wzrok na ekran telewizora aby zaobserwować, jak superbohaterowie rozprawiają się złymi mocami, oczyszczając miasto od nikomu nie potrzebnych przestępców. Ucz się Olek, niedługo i ciebie to czeka..., pomyślał, zgarniając Miśka w swoje ramiona.
Olek dołączył do niego po kilkunastu minutach, dając za wygraną i kierując się w stronę sypialni. Na widok leżącego na łóżku Alvina głośno zaczerpnął powietrza, jednak o dziwo nie skomentował tego ani słowem. Generalnie pies pomimo olkowych zarzutów potrafił się zachować, a skoro Michasiowi lepiej spało się w towarzystwie tej włochatej kulki, to Olek nie miał już nic do powiedzenia. Mógł jedynie położyć się na drugim końcu łóżka i po cichu walczyć ze szczekającym rywalem, do którego aktualnie przytulał się jego kocur. Przystanął i oparł się biodrem o framugę drzwi, po czym odchrząknął cicho w celu zwrócenia na siebie uwagi. Jakoś przebolał to, że po raz kolejny zostali w domu, zmusił się do obejrzenia kilku odcinków kreskówki i nie zaczął kląć gdy tylko ujrzał spoczywającego na pościeli psa, a wszystko to dla powodzenia misji, która zbliżała się wielkimi krokami. W dalszym ciągu nie miał sprecyzowanego planu, zatem postanowił improwizować, co wydało mu się być najlepszym rozwiązaniem. W końcu już nie raz takie zachowanie pomogło mu wydostać się z kłopotów, które nie mogły równać się ze złapaniem kawiarnianego natręta. Polowanie na porywacza przyjęło miano łatwego do realizacji, chociaż Olek nie był pewien, czy celowo, dla własnego wewnętrznego spokoju nie umniejszał rangi postawionego przed nim i przed Kacprem zadania; oczywiście, że się denerwował, lecz wmawianie sobie, że wszystko pójdzie gładko i bez komplikacji, w pewnym stopniu jeszcze bardziej motywowało go do działania. Determinacja podszyta nutką strachu przed niepowodzeniem działała niczym najlepszy motor napędowy, czego następstwa mogły być jedynie pomyślne. Inna alternatywna nie wchodziła w grę i Aleks obiecał samemu sobie, że zrobi co w jego mocy, aby w trakcie swojego osobistego odwetu przynajmniej dorównać oglądanym nie tak dawno postaciom, obdarzonych super-mocami.
OdpowiedzUsuń— A ten co tu robi? — zapytał, wskazując na rozłożonego na całej długości łóżka Alvina. Zaraz jednak przypomniał sobie, że miał nie robić mu z tego powodu wyrzutów; z nieco skwaszoną miną położył się do łóżka, układając głowę na michasiowym boku, by po wymruczeniu mu do ucha cichego, dobranoc mój batmanie, zamknąć oczy i poudawać, że zmęczenie wzięło nad nim górę.
Dwa dni później, co najmniej trzy godziny przed ustaloną godziną spotkania z Kacprem, nerwowo okrążał całe mieszkanie, oczywiście robiąc to poza zasięgiem wzroku Majewskiego. Miał nadzieję, że uda mu się wrócić względnie szybko; specjalnie na tę okazje ponownie pożyczył samochód wiedząc, że nie pozbędzie się stalkera wioząc go za miasto autobusem. — Kocie? — krzyknął z kuchni, przywołując do siebie Michałka. — Pamiętasz, że za chwile muszę wyjść? Mówiłem ci o tym wczoraj — dla zachowania normalności zarzucił mu ręce na szyję, przechylając głowę pod odpowiednim kątem i łącząc ich usta w pożądliwym pocałunku. Od tamtego felernego dnia wszystko w ich relacjach ograniczało się do skradania całusów i godzin spędzonych na przytulaniu, acz już niedługo zdaniem Olka miało się to zmienić, — Mam coś do załatwienia na mieście, zostaniesz z Alvinem.
Olkowi ulżyło gdy wszystko wskazywało na to, że jego misiak powoli wracał do siebie. Teoretycznie wiedział, że nie powinien się rozpraszać, jednak jego zachowanie skutecznie utrudniło mu koncentrację. Zamiast myśleć o czekającym na niego Kacprze i tym, co mieli w najbliższym czasie wykonać, wyobrażał sobie powrót do domu i natychmiastowe wejście do sypialni, gdzie po ponad tygodniu - choć równie dobrze mogło minąć znacznie więcej czasu - wreszcie będzie mógł zająć się Michałem tak jak należy. Nie musieć uważać na każdy swój ruch, prosić o coś, co nie tak dawno było ich codziennością i nie martwić się o to, czy wyczekiwany powrót do normalności jeszcze kiedykolwiek nadejdzie. Mruknął mu cicho do ucha, wsuwając dłoń pod jego koszulkę i przesuwając palcami po skórze brzucha i torsu, aby na samym końcu tej krótkiej wędrówki zahaczyć o rozporek, nie dający możliwości zejścia znacznie niżej. Poza tym jeśli nie chciał się spóźnić, musiał lada moment opuścić mieszkanie, zostawiając Michasia sam na sam z Alvinem. Przynajmniej wiedział, że będzie czekać na niego coś, co naprawdę sprawiało mu przyjemność, a dla takiej formy rozrywki wcześniej warto było się trochę pomęczyć.
OdpowiedzUsuń— Tylko nie nago — szepnął mu do ucha, podgryzając lekko jego płatek. W tych kwestiach Aleks nigdy nie żartował, chociaż ton jego głosu mógł na to wskazywać. Nie lubił nie dokładać swoich pięciu groszy do ich wspólnych zabaw, chcąc w każdej takiej sytuacji mieć nad wszystkim kontrolę. A już zwłaszcza nad ślepo uległym Michałem, którego tym razem zamierzał potraktować nieco inaczej niż zazwyczaj, jednocześnie nie rezygnując ze swoich osobistych przyzwyczajeń.
— Sam cię rozbiorę, kocie — dodał, całując go szybko w nosek i odsuwając się, aby niepotrzebnie nie przedłużać tej chwili. Klamka zapadła i nie było już odwrotu; przyszła pora na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość i zrobić to co najsłuszniejsze. Bez patrzenia na ewentualne konsekwencje przy jednoczesnym zapomnieniu o istnieniu kręgosłupa moralnego, który u Olka już od dawna powoli zanikał. — Zobaczymy się w sypialni — odwrócił się na pięcie i bez słowa odszedł w kierunku drzwi, zatrzaskując je i dwukrotnie przekręcając w zamku kluczem.
Z piskiem opon zatrzymał się na parkingu tuż przy kawiarni, dziwiąc się, że nie dostał ani jednego mandatu za przekroczoną prędkość. Od razu po dojechaniu na miejsce zgasił silnik, udając się za tyły budynku, gdzie w oddali na ławce zauważył już siedzącego na ławce Kacpra.
— Gotowy? — zapytał czysto retorycznie, machając mu przed nosem kluczykami do auta w celu ponaglenia go do wstania. — Pora skopać komuś tyłek — mruknął pod nosem, pewny swojej racji czekając, aż kawiarniany stalker zgodnie z przypuszczeniami przespaceruje się dokładnie tym chodnikiem, wpadając prosto w ich sidła.
Czuł, że stalker już za chwilę się obudzi; w końcu uderzenie nie było aż tak mocne, aby jego ofiara musiała odzyskiwać przytomność przez kolejne długie godziny. Miało ono jedynie na celu ogłuszenie go na czas jazdy do miejsca, o którego istnieniu Trójmiasto już dawno zapomniało, na całe szczęście. Opuszczony dom na samych obrzeżach Trójmiasta wpadł w oko Olkowi już jakiś czas temu, kiedy podczas jednej z samochodowych przejażdżek mijał ten przerażająco wyglądający budynek, dlatego też nie musiał tracić czasu na zastanawianie się, gdzie zabrać kawiarnianego natręta. Przywiązany do krzesła mężczyzna nie miał żadnej szansy na ucieczkę, a liczebna przewaga tylko działała na ich korzyść; poza tym szczerze wątpił, aby po tym wszystkim co zamierzał - z małą pomocą Kacpra - mu zafundować, był w stanie pokonać tych kilkanaście kilometrów dzielących go od centrum, wydostając się z tej jednej wielkiej pułapki. Wzdrygnął się mimowolnie, kiedy obwiązana sznurem ręka zaczęła się nieznacznie poruszać, wskazując na to, że już zaraz powieki jej właściciela uniosą się, a on sam dozna zrozumiałego szoku, spowodowanego znalezieniem się w tak dziwnym miejscu, w dodatku w asyście pulsującego w skroniach bólu głowy i świadomości, że każdy jego ruch ogranicza krępująca nadgarstki i kostki lina.
OdpowiedzUsuń— Nie powinniśmy byli zasłonić mu oczu? — zapytał konspiracyjnym szeptem, jednocześnie przyciskając dłoń do ust, by stłumić swój głos do minimum. Z jednej strony chciał, żeby stalker ujrzał jego wykrzywioną w grymasie wściekłości twarz, przy okazji uzmysławiając sobie, że decyzja o tamtym spontanicznym i nieudanym podrywie była błędem jego życia. Zdecydowanie trafił nie na tę osobę, na którą powinien, zamiast wyśnionego, gorącego romansu otrzymując serię ciężkich do wyleczenia urazów.
— Budzi się... — porozumiewawczo szturchnął go w ramię, na moment wstrzymując oddech i odpychając od siebie to irracjonalne uczucie poddenerwowania. Oczywiście nie chciał trafić do więzienia, a wizja wysokiej grzywny również ani odrobinę mu się nie uśmiechała, jednak rosnąca w nim determinacja i żądza jak najszybszej zemsty podsycały pragnienie podejścia do ich ofiary i wymierzenia pierwszego, celnego ciosu.
— Myślałeś, że ci do daruję? To, co zrobiłeś Michałowi? — głos Aleksa, z pozoru spokoju, na krótką chwilę zawisł w powietrzu, by sekundy później przeistoczyć się w krzyk, który wstrząsnął próchniejącymi murami opuszczonego domu. — Powinienem cię za to kurwa zabić, ale to byłoby za proste — wysyczał, na początek z całych sił kopiąc w rozchybotaną nogę od krzesła, które runęło na ziemie razem z siedzącym na nim, przywiązanym do drewnianych belek kawiarnianym porywaczem.
Aleks nigdy nie był typem urodzonego dyplomaty, jednak mimo tego powstrzymywał się przed uciszeniem Wraszczyńskiego, dając mu szansę na kontynuowanie swojego monologu. Sam zazwyczaj działał zdecydowanie bardziej impulsywnie, co udowodnił między innymi podczas firmowego bankietu zorganizowanego przez Zawadę. Przytłumione głosy, które rejestrował słuch chwilowo oślepionego stalkera mogły brzmieć złowrogo i przerażająco, lecz Aleksowi od początku chodziło o coś innego. Przybył w o miejsce w jednym konkretnym celu; wyrządzeniu mu takiej krzywdy, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył w całym swoim życiu. Przypominanie mu o porwaniu, moralizowanie i próby poruszenia jego sumienia nie miały najmniejszego sensu; przyszła pora na zakończenie tego tu i teraz, by w krótkim czasie móc powrócić do czekającego w sypialni Misiaka, nie mającego bladego pojęcia o tym, co aktualnie porabiał jego chłopak i najlepszy przyjaciel.
OdpowiedzUsuń— Starczy już, Kacper — poklepał go lekko po ramieniu, przesuwając się na pierwszy plan i ostrożnie wychylając do przodu, ku leżącemu na brudnej podłodze stalkerowi.
— Myślałeś, że mógłbym na ciebie spojrzeć? Ja? — w głosie Olka wyczuwalna była przede wszystkim drwina, a mimika jego twarzy przywoływała na myśl wizerunki typowych, owładniętych żądzą wymierzenia sprawiedliwości psychopatów, jedynie czekających na nadejście tej odpowiedniej ku temu okazji. — Pierdolony Romeo — podsumował, jednocześnie wymierzając pierwszy cios czubkiem buta. Nie patrzył gdzie celował. Na zmianę kopał i okładał zaciśniętymi pięściami, przestając dopiero wtedy, gdy tak jak w przypadku epizodu z Tomaszem, jego kostki zaczęły piec, a po dłoniach spłynęły pojedyncze kropelki krwi. Przez cały ten czas utrzymywał nad sobą względną kontrolę, nie wypuszczając na powierzchnię maksymalnych podkładów własnej siły. Wolał, żeby kawiarniany stalker pomimo pragnienia zabicia go na wszelkie znane ludzkości sposoby, nie stracił resztek przytomności, dzięki czemu trauma Michała nie będzie mogła równać się z tym, co najpewniej stanie się z psychiką ich ofiary.
— Kacper? — zagadnął beztroskim głosem, nijak nie pasującym do zaistniałej sytuacji. — Chyba nasz znajomy chce coś wreszcie powiedzieć — uklęknął na kolanach, raz jeszcze uderzając go prosto w twarz, by następnie złapać go mocno za włosy i zmusić do skrzyżowania z nim lekko zamglonego wzroku. — A teraz chyba powinieneś błagać i prosić o ułaskawienie — mruknął, idąc tropem tych wszystkich obejrzanych na przestrzeni lat filmów o zabarwieniu kryminalnym.
Stał nam na drodze do szczęścia.
OdpowiedzUsuńTego było już zdecydowanie za wiele, a olkowa cierpliwość wyczerpała się całkowicie. Zrozumiał już, że nie ma co czynienia ze zwykłym stalkerem - chociaż wiedział, że żadnego stalkera nie można zdefiniować jako zwykłego - a z prawdziwym psychopatą, który był zdolny do wszystkiego. Jego pięści, krzyki, odmowy i tłumaczenia nie miały prawa na nic się zdać, a oczekiwania względem przeprowadzanej właśnie misji w konsekwencji byłyby inne od wcześniejszych przypuszczeń. Mógł bić go do to utraty przytomności, a na pożegnanie poczęstować porcją paru ostrzejszych epitetów, nie mniej wątpił, by w zamian za to otrzymał to, po co tutaj przyszedł. Spokój dla siebie i Michała. W tym celu musiał niestety zapomnieć o Planie A i jak najszybciej przejść do nie wymyślonej jeszcze alternatywy; tak czy siak nie zamierzał tracić czasu na snucie kolejnej już koncepcji, gdyż targająca nim wściekłość pozbawiła go umiejętności racjonalnego myślenia. Nie mógł spokojnie stać i czekać, aż sytuacja się powtórzy, lub co gorsza wydarzy się coś tragiczniejszego. Narażanie Misiaka na niebezpieczeństwo było ostatnią rzeczą, którą Olek zrobiłby w całym swoim życiu, dlatego też w przypływie obezwładniającego szału musiał dać temu kres i sprawić, by Michał już nigdy nie bał się wyjść samemu z domu, nawet bez pilnującego go Alvina. Zaczerpnął głośno powietrza, zaciskając obie dłonie w pięści i stopniowo zniwelował dystans pomiędzy nim a leżącym na podłodze, ociekającym krwią i szaleństwem mężczyzną.
— Jedyną przeszkodą stojąca na drodze do mojego szczęścia jesteś ty — warknął przez zaciśnięte zęby, wymierzając cios czubkiem buta, tym razem odrobinę mocniejszy.
— Może powinniśmy oddać go na leczenie... — mruknął pod nosem sam do siebie, nieznacznie przekręcając głowę w kierunku Wraszczyńskiego. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że leczenie jego chorej psychiki nie przyniesie efektów, a po wyjściu na wolność historia zatoczy koło, przypominając im o minionych, zapadających w pamięć wydarzeniach.
— Ale nawet na to kurwa nie licz — wysyczał, ponownie wpadając w furię. — Nigdy więcej nie zbliżysz się do mojego chłopaka. Nigdy — kopał tak długo, aż próby wyrwania się i wrzaski ustały, a w opuszczonym domu zaległa całkowita cisza, zagłuszana jedynie przyśpieszonym oddechem i cichym posapywaniem. Olek odsunął się i spojrzał na stojącego obok Kacpra, rzucając mu pytające spojrzenie.
— Chyba nie żyje — wyrzucił z siebie cichym lecz dobrze słyszalnym głosem, nawet nie mając zamiaru tego sprawdzać. Po głowie chodziła mu wyłącznie jedną myśl: uciekać.
Wytarł z czoła kropelki zimnego potu, który spływał po skroniach i przypominał o tym, co stało sie niedaleki czas temu. Przez całą drogę powrotną rozmyślał wyłącznie o stalkerze, którego pozostawili bez wcześniejszych oględzin; mimo tego nie zamierzał zawracać, a wcześniej także nie pomyślał o sprawdzeniu pulsu i upewnieniu się, że ich ofiara jedynie straciła przytomność. Z jednej strony ani trochę go to nie obchodziło, lecz z drugiej nie potrafił odpędzić kotłujących się w głowie myśli o ewentualnych następstwach tego, czego możliwe że nie dało się już odwrócić. Nie odczuwał żalu czy wyrzutów zanikającego sumienia; adrenalina wciąż dawała o sobie znać i wątpił, by ustąpiła nawet po ponownym znalezieniu się w domu, zwłaszcza w obecności Michasia. Na chwilę obecną czuł przede wszystkim ciekawość, której nie był w stanie zaspokoić i znaleźć odpowiedzi na pytania, które tak bardzo go nurtowały, szczególnie na dwa najważniejsze. Czy Misiakowi nie groziło już żadne niebezpieczeństwo, oraz czy z osoby, która specjalizowała się w obijaniu ludzkich twarzy, stał się mordercą, zabijającym bez cienia zahamowania.
OdpowiedzUsuńPrzycisnął mocno pedał gazu, przyspieszając i co jakiś czas zerkając ukradkiem na siedzącego obok Kacpra, którego mina również nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Starał skupić się na obserwowaniu drogi i sprawdzaniu, czy aby na pewno żaden podejrzany samochód nie śledzi ich zdecydowanie zbyt szybkiej jazdy. Kostki u obu olkowych dłoni łatwo mogły skojarzyć się z bójką, jednak otarcia i ślady krwi ostatecznie dałby radę zakamuflować i wytłumaczyć. Domyślał się, że ciężej będzie zachować normalność i utrzymywać swoje zachowanie w ryzach. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji wydawał mu sie sam Michał i to, co od zawsze działalo na niego odstresowująco i relaksująco. Jedynie w sypialni mógł zapomnieć o konspiracyjnej wyprawie z Wraszczyńskim, wracając do niej dopiero następnego dnia.
— Naprawdę myślisz, że tylko odleciał? — zapytał, zaciskając mocniej ręce na kierownicy. Z każdą kolejną minutą zbliżali się z powrotem do miasta, przez co denerwował się jeszcze bardziej. Odetchnął głęboko, minimalizując prędkość i zwalniając, by po następnym z rzędu ostrym zakręcie wjechać do oddalonej o parę minut od ich osiedla uliczki.
— Oby tak było — mruknął, podjeżdżając pod parking kawiarni, by stamtąd pieszo udać się do czekającego na niego Majewskiego, przed tym żegnając się ze swoim wspólnikiem słowami: Nie waż się nikomu o tym mówić.
Po wejściu do domu od razu zamknął się w łazience, kontrolując w lustrze swój wygląd. Jedynie dłonie stanowiły pewien dowód zbrodni, dlatego też zanurzył je pod lodowatą wodę, zmywając z siebie każde wydarzenie z tego dnia. Dopiero po względnym dojściu do siebie mógł bez obaw pójść do sypialni, aby z wyuczoną miną i towarzyszącym jej lekkim uśmieszkiem rzucić się na łóżko i położyć tuż obok Michasia. — Co robiłeś, jak mnie nie było? — bez zbędnych wstępów usiadł na nim okrakiem i dobrał się do michasiowych warg, całując je z typową zachłannością. Aleks nie dał mu szansy na podzielenie się tym, co porabiał pod jego nieobecność; tęsknota za jego bliskością zmieszana z czekającymi na ujarzmienie nerwami zrobiła swoje, kumulując się i powoli wydostając na powierzchnię.
Nie potrafił się zrelaksować. Nie po tym, co wydarzyło się raptem dwie godziny wcześniej. Usilnie starał się skupić całą swoją uwagę na Michasiu - jego uroczej, osobistej odskoczni od wszelkich możliwych rozterek, lecz mimo tego przed oczami wciąż majaczyła mu twarz kawiarnianego natręta, który prawdopodobnie leżał martwy gdzieś w starym, opuszczonym domu daleko za miastem. Nie był w stu procentach pewien, czy aby na pewno stał się pełnoprawnym mordercą z prawdziwego zdarzenia; pomimo posiadania jako takiej wiedzy na ten temat, nie dopuszczał do świadomości wizji odnośnie pozbawionego życia mężczyzny, który stracił je wyłącznie z olkowej winy. Naiwnie łudził się, że zamknięte oczy, zwolniony oddech i zaprzestanie z góry skazanej na porażkę walki spowodowała nagła utrata przytomności, nie mająca nic wspólnego z definitywnym odejściem z tego świata. Obecnie jednak wolał nie zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy i wbrew trudnością spróbować przynajmniej na moment powrócić do czasów, w których wszystko wydawało się być o wiele prostsze i łatwiejsze. Doskonale pamiętał miesiące, w trakcie których skóra na szyi Michasia przez długie tygodnie niezmiennie pokrywała się malinkami, przypominając im obu o najlepszych chwilach w ich związku. To, co jeszcze nie tak dawno było na porządku dziennym, aktualnie przybrało miano rzadkich i wyjątkowo cennych epizodów, z których musiał czerpać możliwie jak najwięcej. Pragnął przegonić myśli o starej ruinie, śladach krwi i rosnącej niepewności, wykorzystując w tym celu łapczywe pocałunki, którymi co sekunda obdarzał wargi Majewskiego. Błądził dłońmi po jego odsłoniętym torsie, zatracał się w doznaniach i dotyku, którego brakowało mu jak niczego innego w całym dotychczasowym życiu. Walczył o odnalezienie spokoju w michasiowych ramionach, równocześnie pomagając mu dotrzeć na sam skraj szaleństwa, które powoli udzielało się także Aleksowi.
OdpowiedzUsuń— Ja też tęskniłem — mruknął mu prosto do ucha, owiewając kark swoim ciepłym oddechem. — Nigdy więcej mi nie uciekaj. Nigdy — zahaczył palcami o gumkę jego bokserek, aby po upływie krótkiego czasu dorzucić je do sterty zbędnych ubrań i w asyście cichego jęku rozpocząć ostateczne dobieranie się do swojej kolejnej ofiary...
Pomogło. Uspokoił się przynajmniej częściowo, zapominając o źródle swoich problemów. Miarowy oddech, lekko zaróżowione policzki i błysk w oku przywołały z pamięci obraz dni, których tak bardzo mu brakowało. Z jednej strony niesamowicie kusiło go, by sięgnąć po komórkę i zatelefonować do Kacpra, acz powstrzymał się w ostatniej chwili, postanawiając zaczekać z tym do rana. Zastanawiało go, czy Wraszczyński także na swój własny sposób przeżywał ich nietypową przygodę, mającą już na zawsze pozostać pilnie strzeżoną tajemnicą. Być może właśnie siedział samotnie w którymś z lokali, pochylając się nad kuflem piwa i rozważając identyczne ewentualności jak te, które zapewne nawiedzą Olka z jednym z gorszych nocnych koszmarów. Tego nie wiedział, lecz cieszył się, że miał przy sobie Miśka, nie dającego mu okazji do zamartwiania się dłużej niż parę ulotnych minut. Miśka i Alvina, ignorującego ich upojne, wytęsknione chwile sam na sam i biegającego po sypialni, która dalej nosiła na sobie ślady niedawnych, bez wątpienia miłych wydarzeń.
— Wyjedźmy stąd. Chociaż na tydzień — kreślił kółka na jego klatce piersiowej, coraz poważniej myśląc nad zmianą otoczenia, chociażby i na siedem dni.
Nie miał kompletnie nic przeciw wyprawie w góry. Po ponad dwudziestu kilku latach spędzonych nad morzem miał już serdecznie dość piasku, plaży, wyższej temperatury i specyficznego klimatu wybrzeża, zatem chętnie zamieniłby ten przydomowy krajobraz na coś zupełnie innego. Kilkugodzinne spacery po szlakach, ewentualne wspinaczki i wzmożona fizyczna aktywność mogły w pozytywny sposób wpłynąć na jego nadszarpnięte ostatnimi wydarzeniami nerwy, przy okazji regenerując siły i pozwalając odzyskać dawną formę, raz na zawsze odcinając go od kawiarnianego natręta i myśli lawirujących wokoło jego osoby. Spontaniczny i możliwie czym prędzej wdrożony w życie wyjazd zdaniem Olka był czymś, czego podświadomie potrzebował zarówno Michaś jak i on sam; planował całkowicie odciąć się od Trójmiasta i wszystkich rzeczy, kojarzonych bezpośrednio z pracą, uczelnią Majewskiego, domniemanym morderstwem czy widmem kary, zapoczątkowanej poznaniem Tomasza Zawady. Wyłączony telefon, brak dostępu do internetu i osobistego źródła najświeższych, interesujących go informacji w postaci Wraszczyńskiego. Oddanie mu pod opiekę Alvina, którego niestety nie mogli wziąć ze sobą - nad czym Olek wcale nie ubolewał - było dobrą sposobnością do wymienienia paru zdań na temat zawiązanego w konspiracji porozumienia, stanowiących definitywne zamknięcie tej sprawy i zostawienie jej daleko w tyle, tak samo Trójmiasta, które zaczynało denerwować go coraz mocniej, tracąc w jego oczach cały dotychczasowy urok.
OdpowiedzUsuń— Mogą być góry — mruknął, odprowadzając go wzrokiem. Kąciki jego ust automatycznie uniosły się ku górze, gdy z zadowoleniem spoglądał na jego nagie ciało, jeszcze parę minut wcześniej całkowicie podporządkowane olkowemu dotykowi. Może pod wpływem zmiany otoczenia jego ulubiona forma rozrywki stałaby się na porządkiem dziennym, a nie mógł odpuścić sobie podjęcia prób odzyskania dawnego, lepszego życia.
— Co proponujesz? Zakopane? — zazwyczaj nie jedli w łóżku, dlatego też zdziwił się, kiedy Michał powrócił z dwoma talerzami i obiadem. Przykrył się cienkim prześcieradłem i cierpliwie zaczekał, aż jego kocur usiądzie tuż obok. — Wolne mógłbym wziąć nawet od zaraz, to nie pora na wczasy, więc turystów nie będzie zbyt wielu — chciał mieć mały góralski hotel wyłącznie dla ich dyspozycji, nie musząc martwić się, że tłumy obcych ludzi natrętnie kręcą się po korytarzach, z zainteresowaniem wysłuchując tego, co działoby się z ich zamkniętymi drzwiami. — Podrzucimy Alvina Kacprowi i ruszamy — wychylił się do przodu i cmoknął go w czubek nosa, zabierając się za jedzenie. Podróżowanie autem nie była mu na rękę, biorąc pod uwagę spędzenie przynajmniej ośmiu godzin za kółkiem, lecz z drugiej strony nie był także wielkim fanem transportu kolejowego; dla Michała był jednak w stanie zacisnąć zęby i zająć miejsce kierowcy, aby po pokonaniu trasy rozpocząć te siedmiodniowe, nieplanowane wakacje poza przeznaczonym w tym celu sezonem. — Dasz radę się do jutra spakować, kocie? — zapytał, powoli kończąc posiłek. Odłożył prawie pusty talerz na bok, przysuwając się bliżej Majewskiego; pogłaskał go plecach, wzdychając cicho i nie mogąc doczekać się spaceru górskimi szlakami.
Nie spuszczał nogi z gazu, chcąc jak najszybciej dojechać do wybranej przez Michasia miejscowości. Miał nadzieję, że przy utrzymaniu właśnie takiej stałej prędkości uda im się wyskoczyć na obiad gdzieś w górskim miasteczku, nie musząc parkować w okolicy żadnej stacji benzynowej czy innego, równie podejrzanego miejsca. Nie wpadał w paranoję związaną z nie tak dawno popełnioną zbrodnią, jednak wolał niepotrzebnie nie zatrzymywać się i nie wzbudzać podejrzeń. Pozasezonowe wyjazdy nie były niczym dziwnym i każda normalna para raz na jakiś czas miała prawo do odpoczynku, nawet jeśli wiązał się on z przemierzeniem całego kraju wzdłuż i wszerz. Aleks nie potrafił znaleźć racjonalnych wyjaśnień tłumaczących swoją nadwrażliwość, lecz nie chciał dopuscić do sytuacji, w której ich krótkie wakacje zakłóciłby obojętnie jaki negatywny czynnik, psujący tak dobrze zapowiadającą się sielankę. Wszystko, począwszy od podróży a skończywszy na spędzonym w górach tygodniu musiało obfitować w najlepsze wspomnienia, tak diametralnie różne od tego, do czego przywykł w ostatnich dniach.
OdpowiedzUsuń— Ja ciebie też, kociaku — odpowiedział, ani na moment nie odrywając wzroku od przedniej szyby. Ruch o tak wczesnej porze ogarniczony był do mimimum, aczkolwiek ostałe resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, aby nie tracił czujności i nie sugerował się z pozoru pustymi ulicami, które w każdym momencie mogły ponownie ożyć i znacznie spowolnić ich szybkie pokonywanie trasy.
— A teraz mnie nie rozpraszaj — wygiął wargi w ledwo zauważalnym uśmiechu, wygodniej układając dłonie na kierownicy. Na całe szczęście wygląd jego kostek wrócił już do stanu sprzed, zatem nie musiał głowić się nad takim sposobem prowadzenia samochodu, żeby ręce pozostały poza zasięgiem wzroku Michała. Nie rozumował jak rasowy kryminalista, zakopujący głęboko pod ziemią każdy, nawet ten najdrobniejszy dowód świadczący przeciw niemu, chociaż przez wzgląd na pozostałe, mniej poważne epizody z przeszłości wiedział, że dla własnego dobra powinien zwracać uwagę na tak błahe szczegóły, które w konsekwencji mogły sprowadzić na niego falę niewygodnych pytań, od których wolał trzymać się możliwie jak najdalej.
— Mów jak będziesz chciał się na moment zatrzymać — mruknął, dociskając pedał i pozostawiając na asfalcie podłużną, ciemną smugę w asyście unoszącego się w powietrzu kłębu dymu. Kierowanie autem odkąd tylko pamiętał działało na niego terapeutycznie, dlatego też nie planował przesiadać się na miejsce pasażera; parę godzin jazdy nie wymagało włożenia w to nie wiadomo jak dużej ilości wysiłku, a skoro przy okazji mógł się odprężyć i zregenerować siły...
Nie zatrzymali się. Dopiero gdy na wyświetlaczu olkowej komórki pojawiła się godzina czternasta, do jego uszu napłynął pisk opon, gdy zaparkował pojazd na parkingu niedużej, typowo góralskiej noclegowni. Na pięciogwiazdkowy hotel nie mogli sobie pozwolić, ale wygląd wnętrza nie był najistotniejszy, przynajmniej dla Olka. O ile motel będzie dysponować w miarę wygodnym łóżkiem, on sam nie będzie narzekał.
— I jak, podoba się? — zapytał, odpinając pasy i łapiąc za kluczyki. Wokoło rozprzestrzeniał się wyłącznie las, a do miasteczka prowadziła wytyczona drogowskazami ścieżka, jednak nie byłby sobą, gdyby nie spytał.
Cieszył się, że Miśkowi się podobało. Ich hotelowy pokój także nie należał do tych z kategorii najgorszych, zatem wszystko szło ku dobremu, a przynajmniej tak się zapowiadało. I oczywiście, że był zmęczony, chociaż na pierwszy rzut oka nie dawał tego po sobie poznać; skrycie marzył o drzemce, wyprostowaniu nóg, które po długotrwałym tkwieniu w kompletnym bezruchu zaczynały się buntować czy zwykłym, zasłużonym odpoczynku, jednak nie chciał wchodzić z butami w michasiowe plany, skoro on najwyraźniej zamierzał zjeść obiad w ich nowym, tymczasowym miejscu zamieszkania. Sam Olek ewentualnie wolał wyjść już na zewnątrz i poszukać jakiejś miłej, góralskiej knajpy niżeli zadowalać się motelową stołówką, ale nigdy nie zaszkodziło chociaż zejść na dół i przyjrzeć się karcie z menu. W końcu gdyby tylko coś im się nie spodobało, zawsze mogli wycofać się i skierować z powrotem do auta, udając w zdecydowanie krótszą podróż do centrum miasta.
OdpowiedzUsuńSplótł ze sobą ich palce, nie puszczając michasiowej dłoni aż do momentu zejścia po schodach i przejścia obok recepcji. Publiczne okazywanie uczuć od samego początku było nieodłącznym elementem w ich związku, ale o wiele łatwiej było robić to w Trójmieście, gdzie większość ludzi znała ich chociażby z widzenia. Przytulanie i całusy musiały zatem poczekać; wyobrażał już sobie spacer po wąskich górskich szlakach, Michała przyciśniętego do jednej ze skał, widział własne dłonie wsuwające się pod materiał jego niezbędnej w tych warunkach kurtki, czuł na skórze zimny powiew wiatru i w ułamku sekundy zapragnął tylko jednego: jak najprędszego dotarcia do odosobnionego miejsca, w którym nie znajdzie się nikt inny poza nim i Miśkiem.
— Znajdziemy sobie później jakąś ładną polankę? — zagrodził mu przejście, zatrzymując się niedaleko drzwi wejściowych stołówko-restauracji, po czym przeniósł obie ręce na jego szyję. Przyciągnął go do siebie i po wcześniejszym upewnieniu, iż w pobliżu nie kręci się żaden wścibski pracownik, ostrożnie musnął wargami jego wargi, aby po tej niewinnej grze wstępnej przejść do konkretów i zatopić się w krótkim pocałunku ze znacznie większą intensywnością.
— Weźmiemy koc i poleżymy na trawie... — uniósł brew w porozumiewawczym geście, uśmiechając się pod nosem i naciskając na klamkę. W jadalni oprócz ich dwójki znajdowały się jeszcze cztery osoby, acz rozmieszczenie stolików pozwalało zachować względną prywatność. Wybrał ten ulokowany na samym końcu pomieszczenia, daleko poza zasięgiem wzroku pozostałych gości i stojącej za ladą kelnerki.
— Pójdziesz zamówić coś dobrego? — sam opadł na krzesło, patrząc na Majewskiego z dołu z miną, która świadczyła o tym, iż nie miał najmniejszego zamiaru wstawać i narażać się na jeszcze większe zmęczenie. A od czegoś miał swojego kochanego Misiaczka.
Prychnął pod nosem. Wcale nie miał piegów, chyba że to górskie słońce tak działało na skórę olkowej twarzy. Uśmiechnął się jednak lekko, obracając na lewy bok i wpatrując w plecy odwróconego tyłem Michasia; wystarczył mu szybki prysznic, zjedzenie obiadu i kilka dłuższych chwil spędzonych w łóżku, aby odzyskać siły i chęci do wyruszenia w dalszą, nieco krótszą drogę. Nie ciągnęło go do kierownicy i tę przyjemność zamierzał zostawić dla Majewskiego; sam planował wygodnie rozsiąść się na fotelu kierowcy, podziwiać widoki i co najwyżej mówić Miśkowi gdzie należy skręcić, nic ponad to. W tym przypadku chciał dać mu pełną swobodę, którą zabrałby z powrotem wyłącznie do siebie zaraz po zaparkowaniu na wyznaczonym miejscu; w końcu nie zależało mu na bezczynnym leżeniu na kocyku, trzymaniu się za rękę i spoglądaniu na idealnie błękitne niebo. Polana większości ludzi zapewne kojarzyła się jedynie ze spacerami, rosnącymi wszędzie kwiatami i napierającą z czterech stron świata przyrodą, lecz Olekowe horyzonty sięgały odrobinę dalej niż pozostałych. On sam polanę postrzegał w odmiennych kategoriach, traktując pojęcie obcowania z naturą trochę inaczej. W końcu jeśli ściągał już michasiowe spodnie na piaszczystej, pogrążonej w mroku nocy plaży, to nic nie stało na przeszkodzie by zrobił to w miejscu, w którym byli wspólnie po raz pierwszy w całym swoim życiu. Górskie, czasem chłodne powietrze przenikające przez uchylone okno motelu jedynie zachęcało go do wyjscia na zewnątrz, a odchodzące w niepamięć zmęczenie zmuszało do szybkiego wstania z łóżka. Aleks z reguły nie przepadał za typowym nic nie robieniem, chociaż z drugiej strony kochał leżeć w łóżku i przyciskając do siebie Michała; jeśli tylko ten oddalał się z zasięgu jego wzroku, ta czynność traciła na swoim wcześniejszym uroku, dzięki czemu tracił chęci do biernego tkwienia w jednym miejscu, nawet po długiej i wyczerpującej podróży, po której już niebawem miały pozostać tylko mgliste wspomnienia.
OdpowiedzUsuńZiewnął, zakrywając usta dłonią i psychicznie szykując się do wstania z wygodnego łóżka. Przysiadł na jego brzegu, uzbrajając sie w cierpliwość i czekając, aż Michał będzie gotowy do drogi. Nie miał pojęcia co należałoby ze sobą wziąć, zatem podjął dezycje o niezabieraniu niczego, oprócz portfela, komórki, dokumentów i kluczy czyli to, co miał przy sobie zawsze. Jak zwykle nie bardzo przejął się tym, iż inicjatywa polanki wyszła od niego; na barkach Michałka spoczywało zabranie miękkiego koca i martwienie się o znalezienie odpowiedniego miejsca. Kochał swojego kocura najmnocniej na świecie, ale w tej sprawie wolał mieć jak najmniej do powiedzenia, rzecz jasna do czasu.
— Michał? — ponaglił, kucając na podłodze i otwierając podróżną torbę, z której jakimś sposobem udało mu sie wyjść czystą koszulkę i rozpinaną bluzę. Po przebraniu się przystanął przy drzwiach, irytująco pukajac kostkami dłoni w drewno. — Łap — wcisnął mu do ręki klucze od auta, uśmiechając się przy tym w swój wyuczony sposób. Pamiętał o zakazie czułości na oczach recepcjonistki i hotelowych pracowników, dlatego też zawczasu przyciągnął chłopaka do siebie i pocałował kącik jego ust, zaczepiając się palcami o materiał t-shirtu i mrucząc mu na ucho krótkie: wezmę się za ciebie później, co oboje mogli zinterpretować w dwojaki sposób.
— Wiesz w ogóle gdzie mamy jechać? — zagadnął, kiedy schodzili w dól po krętych schodach. Nawet nie spojrzał na hotelowy hol, od razu kierując się na zewnątrz, ku schowanemu w cieniu samochodowi. — Raczej nie podjedziemy do informacji turystycznej i nie zapytamy, gdzie w pobliżu są polany — otworzył drzwi od strony pasażera i wsiadł do środka, zatrzaskując je i z przyzwyczajenia zapinając pasy. — Ale jeśli wolisz, poszukamy na własną rękę — mrugnął do niego w porozumiewawczym geście, po odpaleniu silnika zamierzając się do włączenia zainstalowanego w aucia radia, którego dźwięki często towarzyszyły im podczas jazdy.
Nie wiedział dokąd prowadziła ścieżka, jednak mimo tego ciągnął Michała za rękę, ciesząc się że nie podążała za nimi żadna inna osoba. Domyślał się, że mało kto wybrałby właśnie te drogę, decydując się tym samym na pieszy spacer w bliżej nieznane miejsce, ale tym lepiej dla niego i Michasia. W końcu żaden z nich nie chciał, aby ktokolwiek ich podglądał, zakłócał spokój i uniemożliwiał realizację planów, dla których pokonywali kolejne metry dzielące ich od dojścia do celu. Nie planował jednocześnie zapuszczać się zbyt daleko, w razie potrzeby gotów zawrócić; włóczenie się bez celu aż do zapadnięcia zmroku nie napawało go wielkim entuzjazmem, a w dalszym ciągu nie miał pewności, czy ich wymarzona polanka faktycznie istniała. Na pewno gdzieś daleko, gdzie zgodnie z olkowymi domniemaniami górscy pasterze trzymali swoje owce, znajdowało się idealne miejsce na wylegiwanie się na kocu i powolne dobieranie do Majewskiego, chociaż jak dotąd wciąż pozostawało dla nich niedostępne. Wierzył jednak, że uda im się znaleźć przynajmniej mały skrawek pokrytej trawą przestrzeni, na której będą mogli spędzić swoje upojne chwile sam na sam, dlatego też nieprzerwanie szedł przed siebie, co jakiś czas oglądając się przez ramie i upewniając, czy któryś z ciekawskich turystów przypadkiem nie zboczył z wytyczonej trasy, idąc tropem dwójki wyłamujących się facetów. Jeszcze tego mu brakowało, aby stać się samozwańczym przewodnikiem tłumu, kreującym nowe trendy odnoszące się do badania okolicy; do szczęścia potrzebny był mu tylko wyłącznie misiak, odrobina prywatności i jego wystawione na widok publiczny ciało, w stu procentach podporządkowane pod jego niego.
OdpowiedzUsuń— I jak, o coś takiego chodziło? — zapytał dobrych dwa kwadranse później, kiedy ścieżka otoczona z dwóch stron lasem zaczęła się zwężać, odkrywając przed nimi zupełnie inne, podobne do tego z olkowych wyobrażeń miejsce. Może nie była to polana żywcem wycięta z górskich pocztówek czy prezentowanych w internecie zdjęć o tej tematyce, acz posiadało to, co z definicji musiała posiadać każda polana, a w tym wypadku raczej nieużywana i opuszczona przez właściciela ziemia, gdzieniegdzie pokryta wystającymi źdźbłami trawy, usychającymi kwiatami i okalającymi wszystko wokoło sosnami. W oddali majaczyły schowane za lekką mgłą skały i szczyty, a dostający się do uszu świergot ptaków może i irytował, ale równocześnie wytwarzał coś na kształt romantycznego nastroju, którego z reguły nie potrzebował. Wakacje miały służyć przede wszystkim odprężeniu, zamknięciu rozdziału, w którym główna rola przypadała kawiarnianemu natrętowi oraz czerpaniu jak najwięcej z towarzystwa Michasia, którego aktualnie pragnął mocniej i silniej niż zazwyczaj.
— Rozkładaj ten koc i nie próbuj marudzić — mruknął mu tuż nad uchem, ostrożnie przygryzając jego płatek. Palce Olka natychmiastowo powędrowały pod koszulkę Michasia, a wargi kreśliły szlaczek wzdłuż jego szyi, pozostawiając na niej wilgotne plamki. Przez ułamek sekundy walczył z pokusą złapania go za ramiona, przewrócenia na plecy i dobrania się do niego niczym wygłodniała zwierzyna do bezbronnej ofiary, jednak powstrzymał się używając do tego jednej drugiej swojej wystawionej na próbę silnej woli. Objął go w pasie i przycisnął jego ciało do swojego, przy jednoczesnym wpijaniu się w jego usta i kierowaniu dłoni w rejony niebezpiecznie blisko oddalone od rozporka.
— Szkoda, że nikogo tu nie ma — szepnął, gdy na krótki czas udało mu się zaprzestać szamotania z kocem i warstwami Michasiowej górnej, odzieży. Świetnie rozumiał, że górski klimat miał to do siebie, że nawet latem wypadałoby założyć coś na wierzch, jednak zdejmowanie z Michała bluzy w ostateczności tylko powiększyło zakres jego zniecierpliwienia. Już zaraz planował skutecznie go rozgrzać, tak że nawet halny wiatr nie okaże się być żadną przeszkodą nie do pokonania. — Wiedzieliby, że należysz tylko do mnie... — dokończył, brzmiąc dokładnie jak stary, zazdrosny i zaborczy Olek, którego poprzez zmianę otoczenia udawało mu się odnaleźć i przywołać do życia.
Olek naprawdę nie znosił kiedy jego Michaś zaczynał się stawiać, chociaż ostatnimi czasy i tak dawał mu dużo swobody. Może nie nazwałby tego typowym stawianiem, a chwilowym negowaniem olkowych pomysłów, jednak nie zmieniało to faktu, że nie podobało mu się to ani trochę. Nie wiedział, czy Michał wziął jego słowa na poważnie, czy może celowo próbował w mniejszym stopniu zepsuć mu dobry humor, ale oczywiście nie zależało mu na tym, by zebrać wokoło nich całe tłumy gapiów, którzy z szeroko otwartymi oczami przyglądaliby temu, co lada chwila zamierzali robić. Mógł mówić dużo rzeczy, nie zawsze zgodnych ze stanem faktycznym i tym co naprawdę myślał, acz nigdy w życiu nie wystawiłby swojego kocura na widok publiczny, zwłaszcza kiedy sam zamierzał dobrać się do niego jak nigdy wcześniej. W końcu odkąd tylko sięgał pamięcią wściekał się, kiedy mijający Majewskiego przechodzień przypadkowo obrócił się przez ramię i nawiązał z nim krótki kontakt wzrokowy, dlatego też nie rozumiał tego wielkiego oburzenia, które na szczęście minęło równie szybko jak przyszło. Olek dość często zaskakiwał i można było spodziewać się po nim niemal wszystkiego, ale jedno było pewne: swojego Michała od początku ich związku najchętniej trzymałby pod kluczem, a wzmianka o zaproszeniu cichych obserwatorów była co najwyżej rzuconymi ot tak nieprzemyślanymi słowami, które nie miały szansy się urzeczywistnić.
OdpowiedzUsuń— Myślałeś, że mógłbym cię komukolwiek pokazać? Nago? — zapytał, kiedy było już po wszystkim. W jego żyłach dalej krążyło podniecenie w czystej postaci, a adrenalina stopniowo ustępowała miejsca normalnym stanom, ale nie miał jeszcze zamiaru puszczać Michała, ubierać się i grzecznie wracać do hotelu. Sytuacje takie jak ta zdarzały się raz - w ich przypadku dwa razy na milion - zatem nie mógł tak po prostu zakończyć tego w momencie zauważalnego na pierwszy rzut oka finiszu.
— Wiesz dobrze, że nie dziele się z byle kim — korzystając z okazji, iż ciało miśka swobodnie opadło na jego własne, złapał go za podbródek i zmusił go uniesienia głowy do góry, aby bez problemu móc przycisnąć usta do jego ust i złączyć je w długim pocałunku. Parokrotnie poruszył biodrami, zaciskając dłonie na pośladkach Michała; czuł się odrobinę nieswojo z tym, iż musiał patrzeć na niego z dołu, ale nie narzekał. Było dobrze tak jak było, szczególnie że żaden z nich nie musiał panować nad byciem względnie cicho, mogąc skupić się wyłącznie na dawanej sobie wzajemnie przyjemności.
— Chyba pora stąd iść — westchnął po jakimś czasie, cmokając Michasia w nos i unosząc biodra, by móc ostrożnie go od siebie odsunąć. Poprzez nadmiar wrażeń stracił poczucie czasu i nie miał pojęcia jak długo przebywali na polance, ale owiewające jego skórę zimne powietrze było dobrym powodem do powrotu do hotelu, ewentualnie przespacerowania się w jego okolicach. Poza tym chciał jeszcze przedłużyć swój wewnętrzny spokój uzyskany po kontaktach z Michałem, a do tego celu potrzebował spoczywającego gdzieś w kieszeni spodni telefonu, do którego nie zaglądał już od dobrych kilku godzin.
— Na pewno zmarzłeś. Ubieraj się i jedziemy — pocałował go w kącik ust aby nie wyjść na rządzącego się tyrana, podnosząc się z koca i sięgając po rzucone gdzieś od w biegu bokserki i spodnie. — Może napiszę do Kacpra, zapytam co tam u Alvina — mruknął, próbując brzmieć jak najbardziej naturalnie, choć samo to, że wspomniał o Wraszczyńskim mogło budzić podejrzenia. — Ubrałeś się? — zapytał, patrząc w jego kierunki przy jednoczesnym błądzeniu myślami gdzieś daleko, poza granice górskiej miejscowości.
Olek nie zwariował ani nie miał żadnej gorączki, ale nie miał też prawa wyznać Michasiowi całej prawdy, nawet jeśli skrycie by tego chciał - chociaż oczywiście nie chciał. Mógł jedynie udawać, że nagle i nieoczekiwanie zapałał wielką sympatią do Kacpra, do którego wcześniej podchodził z dość sporym dystansem. Tajemnice, a szczególnie te owiane mroczną historią, jednak w jakiś sposób łączyły ludzi sprawiając, że zapominali o dawnych niechęciach i powodach, przez które darzyli się aż taką antysympatią. Olek od ponad dwóch spędzonych z Majewskim lat żył w przekonaniu, że kluczem do dobrego związku jest brak ukrywanych przed sobą sekretów, lecz ta wyznawana przez niego zasada tyczyła się wyłącznie Michała, nie jego osobiście; to od niego wymagał codziennych spowiedzi z czasu spędzanego osobno, nie dając mu w zamian tego samego, chociaż uważał, że i tak nie miałby mu o czym mówić. W kawiarni zazwyczaj nie działo się nic ciekawego (może poza epizodem ze stalkerem, o którym Michał doskonale wiedział), czego nie mógł powiedzieć o uczelni swojego chłopaka. Tam zapewne kręcił się cały tłum osób, o które Olek w każdej chwili mógłby być zazdrosny, dlatego też był w obowiązku wypytywać się o każdy najmniejszy szczegół, w zamian zatajając coś tak istotnego. Robił to przede wszystkim dla spokoju Michasia, co jego zdaniem tłumaczyło go w stu procentach; w końcu wiadomość o własnoręcznym wymierzeniu sprawiedliwości nie była tą, którą na ogół chciało się słyszeć. Po raz kolejny zmuszony był wymyślić na poczekaniu prawdopodobnie brzmiące kłamstwo, za sprawą którego Michał nie wmawiałby mu nabycia w tak krótkim czasie poważnej psychicznej choroby czy innego silnego urazu głowy.
OdpowiedzUsuń— Daj już spokój — nie chciał wdawać się teraz w dyskusje i tracić czas na tłumaczenia, tym bardziej że wciąż miał przed oczami rozłożonego na kocu Michała, wolnego od zbędnych w tamtym wypadku ubrań. Rozmawianie po czymś takim na tematy, których obiecał sobie unikać było ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę; o wiele bardziej wolał po prostu wrócić do hotelu, przyrządzić jakieś łatwe do zrobienia jedzenie w jego prowizorycznej kuchni i pójść spać, by nazajutrz obudzić się z siłami do całodziennego przemierzania górskich szlaków.
— Wyjazd to był mój pomysł prawda? W dodatku zrealizowany w jeden dzień — zaczął, kiedy po zrobieniu zakupów jechali tą samą drogą prowadzącą do ich wynajętej noclegowni. — Kacper nie miał dużo do powiedzenia, właściwie to zostawiliśmy mu psa i wyszliśmy — uśmiechnął się kącikiem ust na samą myśl o minie Wraszczyńskiego, zmuszonego do opiekowania się wyjątkowo głośnym i sprawiającym wychowawcze kłopoty szczeniakiem. — Chyba wypadałoby przynajmniej napisać jednego sms-a i zapytać, czy jeszcze nie zdemolował mu mieszkania — dodał, nerwowo obracając telefon w obu rękach w oczekiwaniu na odpowiedź, a gdy wreszcie ją otrzymał, tradycyjnie sprzedał ją Michasiowi w nieco przeinaczoną wersji, mówiąc o tym, że jak dotychczas z Alvinem wszystko w porządku. Podobnie jak z ciszą wokoło tematu stalkera, co w porównaniu do historii o psie zachował tylko dla siebie.
Nie wiedział jakim cudem dał się namówić. Nie znosił zachowywać się jak turysta z prawdziwego zdarzenia, który godzinami spacerował wzdłuż niekończącej się uliczki, z każdej strony oblężonej przez małe sklepiki bądź stoiska z pamiątkami, tak samo jak nie lubił całego tabunu ludzi, którzy non stop hamowali ruch i uniemożliwiali swobodne spacerowanie. Co chwila z któregoś zakamarka wychodzili przebrani w stroje niedźwiedzi czy innych kojarzonych z górskimi miejscowościami ludzie, zapraszający do zrobienia wspólnego zdjęcia, żeby na końcu z satysfakcją wygłosić cenę wyciągniętą z kosmosu, co irytowało go jeszcze bardziej. W końcu przyjechał tu w jednym celu; chciał pobyć sam na sam z Michałem, z dala od przyglądających się im z dezaprobatą przechodniów.
Nie planował puścić michasiowej dłoni, a gdyby zaszła taka potrzeba, z przyjemnością zacząłby całować go na środku przejścia, jednak jak na razie obyło się bez tego. Wystarczyło posłanie im pseudomorderczego spojrzenia, ucinającego każdą toczoną w myślach dyskusję na temat dwójki mężczyzn i ich splecionych w akcje miłości palców.
Usuń— Mogliby gapić się na te pluszowe owce — podsumował, trochę za głośno niż planował.
— Chciałeś tu kupić coś konkretnego? — zapytał, rozglądając się ze znudzoną miną, która nie zmieniała się pod wpływem mijanych stoisk, nie robiących na Olku żadnego wrażenia.
A mogli zostać w domu i cieszyć się świętym spokojem... Ale nie, Olek musiał wybrać miejsce, które praktycznie o każdej porze roku cieszy się zainteresowaniem turystów, chociaż tymi aktualnie przejmował się najmniej. W pewnym stopniu przyzwyczaił się już wymownych spojrzeń i cichej wymiany komentarzy - jak dotąd nikt nie odważył się jeszcze powiedzieć mu czegokolwiek w twarz i sam Olek nie rozumiał dlaczego. W końcu już na pierwszy rzut oka kojarzył się z miłym i pogodnym człowiekiem, który jedynie czasamizarażał innych swoim złym humorem. Tym razem powodem, poprzez który na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas nie był otaczający go tłum, który już parokrotnie o mały włos nie stratował go za sprawą wzajemnych przepychanek ku wypatrzonym z daleka stoiskom, a zaproszenie, z którego paradoksalnie powinien się ucieszyć. Domyślał się, że jego Michaś tylko o tym marzy, a przecież na jego szczęściu zależało mu najbardziej. Majewski zasłużył na odrobinę niecodziennej rozrywki, szczególnie po tym co przeżył jakiś czas temu, a nie codziennie miało się okazję do wzięcia udziału w typowej góralskiej imprezie, dlatego chcąc nie chcąc musiał się zgodzić i co więcej, pójść tam razem z nim. Nie miał już siły na wysłuchiwanie michasiowych próśb, które jak zdążył zauważyć lata temu mogły ciągnąć się nawet przez całe długie i trwające wieczność minuty, zatem nie pozostało mu nic innego jak skomentowanie słów nieznanego górala krótkim prychnięciem, które mimowolnie wydobyło się z jego ust. Uliczką, którą spacerowali, przechodziły także dziesiątki innych osób, lecz z niewiadomych Olkowi przyczyn wybór padł akurat na nich; może i w późniejszej godzinie ten sam mężczyzna zaprosi kolejnych nieświadomych turystów, planując urządzić im pokaz góralskiej gościnności. Tego nie wiedział, ale jednego był pewien: nawet Michał nie zobaczy go tańczącego radośnie z ciupagą w dłoni, chyba że we własnych snach. Nie zamierzał zabraniać mu się bawić, nie mniej nie planował też brać w niej czynnego udziału. Ewentualnie mógł stanąć gdzieś pod ścianą i mieć na wszystko oko, obserwując zadowoloną minę swojego misia i co jakiś czas marudzić mu na ucho, żeby wreszcie wrócili już z powrotem do motelu, aby właśnie tam rozpocząć prawdziwą zabawę, której niestety żaden z tutejszych nie będzie miał szansy zobaczyć. Uniósł brew na wzmiankę o kapeluszu, który miałby stanowić wyłączną część jego garderoby i jak się domyślał, bynajmniej nie wylądowałby na olkowej głowie. Może i góralska impreza nie była aż takim nietrafionym pomysłem, a jeśli w miejscu jej organizacji znajdzie się jakiś wolny pokoik na poddaszu i łóżko wyłożone kocem z owczej wełny; wtedy już całkowicie uzna zaproszenie górala za strzał w dziesiątkę i zapomni o swojej wcześniejszej niechęci wobec spontanicznego zaproszenia.
OdpowiedzUsuń— Musisz jeść ten ser? — na czole Olka pojawiła się pionowa zmarszczka, kiedy mierzył swojego chłopaka na wpół ostrym, na wpół rozbawionym spojrzeniem. Nie przepadał za oscypkami i wątpił, by z tego względu w najbliższej przyszłości pocałował swojego Michałka, acz widok jego uśmiechu rekompensował mu praktycznie wszystko. Te krótkie wakacje z jednej strony miały uwolnić go od uroków Trójmiasta i zamazać wspomnienia o stalkerze, ale głównie miał na uwadze poprawę nastroju Michała i sprawienie, by w ich związku ponownie było tak jak kiedyś. — I trzymam za słowo, poszukamy kapelusza — dodał, formując z ust lekki uśmiech.
Tak bardzo nie miał ochoty tam pójść. Celowo ubierał i szykował się w ekstremalnie zwolnionym tempie, powstrzymując się przed rzuceniem pod nosem wiązanki przekleństw w asyście oznajmienia, iż nigdzie nie idzie. Z miłą chęcią wróciłby już do Trójmiasta, odebrał Alvina i na drugi dzień pomaszerował do pracy w kawiarni, jednak miał świadomość, że jeszcze co najmniej przez dwa dni musi podziwiać górskie widoki, wcześniej biorąc udział w imprezie, na którą jakim cudem dał się wmanewrować.
— Gotowy? — zapytał, chociaż Michała już dziesięć minut temu zniknął z zasięgu jego wzroku. Sam Olek jak zwykle wolał się przesadnie nie stroić i z góry nie nastawiać na coś, co później mogłoby minąć się z jego oczekiwaniami. — I pamiętaj Misiek, idziemy tylko na chwilę — zaznaczył, chociaż domyślał się, że michasiowa chwila potrwa zdecydowanie dłużej niż powinna.
UsuńMimo, że przebywali w typowej góralskiej restauracji - ku zdziwieniu Olka, który początkowo był pewien, że trafią do jakiejś małej chatki, charakterystycznej dla tych rejonów kraju - to w środku panował hałas nie do wytrzymania, chociaż bawiące się osoby nie zwracały na niego uwagi, w tym pochłonięty tańcami Michaś. Olek mógł jedynie obserwować kątem oka, jak jego uszczęśliwiony do granic możliwości Misiu podpatruje kroków i próbuje w jakimś stopniu je odtworzyć, co nie bardzo przypominało to, co robili ubrani w góralskie stroje mężczyźni. Ale skoro sprawiało mu to radość i wywoływało na jego twarzy uśmiech, to sam Aleks nie mógł narzekać. Nie byłby jednak do końca sobą, gdyby wytrzymał cały wieczór bez narzekania na cokolwiek, a w tych warunkach miał ku temu dużo okazji. Wściekał się, gdy tłum ludzi nieświadomie otaczał jego chłopaka z każdej strony, w trakcie parkietowych popisów ocierając się o jego ramie czy dotykając w inny, niekontrolowany sposób. Wątpił, by ktokolwiek posunął się do czegoś poważniejszego, ale w końcu nie mógł ręczyć za osoby, które widział po raz pierwszy w całym swoim życiu, tym bardziej, że część z nich z minuty na minutę zaczynała bawić się aż za dobrze. A pewnie nawet góral - czy góralka - nie przeszłaby obojętnie obok głównej atrakcji wieczoru w postaci przybyłego z nieco cieplejszych rejonów dwudziestoparolatka, cieszącego się jak dziecko na widok specyfiki imprezy i klimatu, którego nie doświadczał na co dzień.
OdpowiedzUsuń— Michał, możesz tu wreszcie podejść?! — nerwowo zacisnął dłoń na oparciu krzesła, mając już serdecznie dość patrzenia na czające się wokół Majewskiego osoby, które w oczach Olka wykorzystywały sytuację, bezczelnie kręcąc się wokół jego kocura. Mało brakowało, a zerwałby z krzesła i zapoczątkował jedną z tych stereotypowych góralskich bójek, kiedy tylko zobaczył jak na michasiowe ucho ktoś szepcze instrukcje odnoszące się do prezentowanego właśnie na środku pomieszczenia tańca. Powstrzymał się jednak w ostatnim momencie, w dwóch łykach opróżniając zawartość szklanki i mierząc wzrokiem działające mu na nerwy towarzystwo. Mógł kontrolować się do czasu, dopóki nikt celowo nie zaczepi Majewskiego i nie wysunie propozycji odnośnie nauczenia go paru kroków, jednak nie zmieniało to faktu, że nie zamierzał siedzieć cicho i nie skomentować tego chociażby słowem.
— Mam to zdjąć ze ściany i zrobić z nimi porządek? — uniósł brew i obrócił głowę ku wiszącej na ścianie ciupadze, służącej jako ozdoba restauracji. Zaraz jednak uformował z warg lekki uśmiech, przyciągając go do siebie i kładąc obie dłonie na jego barkach. — Starczy już tego tańcowania — był zazdrosny, jak zresztą zawsze, ale był równocześnie przekonany, że Michaś wybawił się już nadto, przynajmniej jeśli chodziło o zabawy na parkiecie. A w końcu ich priorytetem było znalezienie kapelusza, a nie przyswajanie na pamięć ludowej choreografii. — I jak ci się tu podoba? — zapytał, głaszcząc go po karku. Zdołał już zignorować bębniącą w uszach muzykę, chociaż i tak do uzyskania jego osobistego komfortu jeszcze dużo brakowało. — Niedługo trzeba wracać z powrotem do domu i uwolnić Kacpra od Alvina — mruknął, jednak jego głos zagłuszony został przez ryk któregoś z górali, który donośnie oznajmiał zgromadzonym gościom - zarówno tym spokojnie siedzącym przy stoliku i pochylającym się nad talerzami, jak i zajętymi podbijaniem parkietu, o zaplanowanych na dalszy wieczór i noc atrakcjach, przerastających olkową cierpliwość co najmniej trzykrotnie.
Generalnie całkiem miło wspominał pobyt w górach, nawet jeśli nie do końca przypadła mu do gustu impreza u górali, w trakcie której jedynie mierzył wzrokiem otaczających Michała mężczyzn - kobietami jak to miał w zwyczaju się nie przejmował - jednocześnie próbując walczyć ze swoją wrodzoną zazdrością. Wyjazd miał jednak przede wszystkim pomóc Majewskiemu w pełni dojść do siebie po przymusowym zamknięciu w jednej ze stoczni, co jak sądził przyniosło zamierzony efekt, lecz z drugiej strony miał również stać się osobistą olkową terapią po tym, co jego zdaniem wyrządził kawiarnianemu stalkerowi. Wyjechał żeby odciąć się od tego, co bezpośrednio kojarzyło się mu z wmawianym od kilku dni zabójstwem, aby po upływie przeznaczonego na wypoczynek czasu powrócić do domu z teoretycznie czystym kontem i głową wolną od lawirujących wkoło niewygodnego tematu myśli. Nie miał pewności, czy po wkroczeniu do mieszkania czy kawiarni (nie mówiąc już o spotkaniu z Kacprem) ponownie nie zacznie zachowywać się jak domniemany zbrodniarz, który w każdej sytuacji dopatruje się skierowanemu przeciw niemu spisku, mającego na celu jak najszybciej wsadzić do za kratki. Wątpił by tak właśnie się stało; w końcu zadbał o najmniejszy szczegół, nie pozostawiając śladów i nie wzbudzając podejrzeń, podobnie czyniąc z samą ofiarą, przy której nawet najlepszy policjant śledczy nie znalazłby żadnego dowodu potwierdzającego tożsamość. Jeśli pod ich nieobecność w Trójmieście rozgorzała wielka dyskusja o znalezionym i porzuconym w tajemniczych okolicznościach ciele, a lokalne media prześcigały się w opisywaniu tego zdarzenia z uwzględnieniem własnych spekulacji na temat sprawcy, to i tak nikt nie pomyślałby, że za tym wszystkim stał Aleks. Chyba, że Wraszczyński pomimo zapewnień nie wytrzyma ewentualnej presji i zdradzi sekret osobie, która przez długie lata powinna żyć w pełnej nieświadomości. Misiakowi.
OdpowiedzUsuńOdwrócił głowę, przez chwilę wlepiając wzrok w zaparowaną szybę samochodu; zbliżali się do Trójmiasta, pozostawiając w oddali góry i wszystko to, co kojarzyło się ze spędzonym poza domem czasem. Przeniósł obie dłonie na kierownicę, co parę sekund kątem oka spoglądając na Michała, któremu już dwa razy pozwolił zasiąść za kółkiem, jednocześnie zastanawiając się, czy w pierwszej kolejności nie podjechać do mieszkania Wraszczyńskiego. Oczywiście w celu odebrania psa, nie porozmawiania o tym, co rządziło Trójmiastem w czasie, w którym oni bawili się wraz z góralami.
— To co, jedziemy po Alvina? — zapytał, naciskając mocniej na pedał gazu. Pies, a zwłaszcza stęskniony, nie mógł ułatwiać rozpakowywania walizek i ogarniania się po wyjeździe, ale nie mogli odkładać jego odbioru w nieskończoność. Poza tym Olka prędzej zjadłaby ciekawość gdyby kazano mu przełożyć zobaczenie się z Kacprem na później; brzmiało to dość absurdalnie, ale odcięty reszty świata nie miał pojęcia, czy aby na pewno nikt nie odnalazł zwłok stalkera, a tę informacje mógł zasięgnąć wyłącznie od źródła. — I pamiętasz co mi obiecałeś? — wygiął wargi w lekkim uśmiechu, przypominając sobie o schowanym na dnie jednej z toreb góralskiego kapelusza, który w przeddzień wyjazdu udało im się kupić.
— Chociaż może tobie będzie w nim lepiej — mruknął, zdecydowanie preferując rozbieranie Michasia i pozostawienie go w samym nakryciu głowy niżeli odwrotnie.
Kilkadziesiąt minut później z piskiem opon zaparkował pod budynkiem zamieszkiwanym przez Kacpra. Był zmęczony i najchętniej zamknąłby się we własnej sypialni, ale po cichu liczył na to, że po odebraniu szczekającego współlokatora dostanie przynajmniej trochę spokoju. — A teraz chodź po tego psa — miał nadzieję, że z jego głosu nie dało się wyczytać lekkiego zdenerwowania, wynikającego ze złożenia wizyty wspólnikowi.
Po tych krótkich wakacjach, na których nie robił kompletnie nic - oczywiście poza tymi nielicznymi czynnościami, bez których nie wyobrażał sobie swojego życia - powrót do pracy wydawał się być najgorszą karą, jaką przyszło mu kiedykolwiek wykonywać. Nie myślał już o stalkerze i o tym, czy pod ich nieobecność policja nie dobijała się do drzwi ich mieszkania, polując na mordercę, który nagle zniknął i nie pozostawił po sobie niemal żadnych śladów. Skoro Kacper najwyraźniej nie przejmował się tym co się wydarzyło na chwilę przed wyjazdem, to Olek tym bardziej nie zamierzał dłużej zawracać sobie tym głowy; wszystko wskazywało na to, że ich mały sekret w dalszym ciągu pozostawał tajemnicą, co pozwoliło mu wreszcie uwierzyć, że od teraz już nic nie odstąpi od normy i tego, do czego z biegiem czasu zdążył się już przyzwyczaić. Nawet cieszył się, że największym dylematem każdego poranka ponownie będzie podjęcie decyzji o wstaniu z łóżka i pójściu do kawiarni, chociaż z drugiej strony kiedy przyszła pora na oficjalne zakończenie urlopu, jego zapał zmalał do zera. Brakowało mu kawiarni - w bardzo minimalnym stopniu, ale zawsze - to i tak wolał zostać w domu razem z Misiakiem i ewentualnie Alvinem, który od ich przyjazdu stał się jeszcze bardziej rozszczekany niż zazwyczaj. Albo to Zamojski zapomniał, jak bardzo ten szczeniak potrafił być względem niego irytujący.
OdpowiedzUsuńKwadrans przerwy jak zwykle upłynął mu szybciej niż powinien, a widok co najmniej trzech nowych klientów nie wpłynął korzystnie na humor, który do dobrych zdecydowanie nie należał. Zamiast skupić się na profesjonalnej obsłudze, jak przystało na najlepszego kelnera, wyobrażał sobie wieczór i wyciągnięty z dna torby góralski kapelusz, który miał posłużyć Michałowi jako niezbędnik przy ich upojnych chwilach sam na sam. Westchnął i poprawił przylegający do bioder czarny fartuszek - największy minus pracy w tej knajpie - po czym ruszył prosto w kierunku stolika, który od razu rzucił mu się w oczy. Klienci rzadko kiedy zakrywali się kartami z menu i być może to zaintrygowało Olka do tego stopnia, że postanowił obsłużyć tego niecodziennego gościa w pierwszej kolejności; przez głowę w ułamku sekundy przemknął mu cień obawy, iż za tym kamuflarzem chowa się osoba, którą przez cały czas uważał za zmarłą. Szybko jednak wybił sobie z niej ten absurdalny pomysł, okrążając stolik i kierowany ciekawością zatrzymując się za plecami dziwnego klienta. I nie żałował, że tym razem nie rozpoczął rozmowy typowym: "Dzień dobry, w czym mogę pomóc", jak zwykle wypowiadanym z maksymalnym zobojętnieniem w głosie.
— Michał? — pewnie, że się zdziwił. Widok Majewskiego, wychodzącego z domu samotnie mógł zaszokować, chociaż kiedyś odwiedziny w miejscu pracy były czymś normalnym. Jednak nigdy jego kocur nie zachowywał się przy tym jak podejrzany i uciekający przed wzrokiem innych ludzi kryminalista, ewentualnie podglącz z tanich komedii, wykorzystujący to co miał akurat pod ręką do zakrycia twarzy i życia w przeświadczeniu, że jakimś sposobem udało mu się zlać z tłem.
— Możesz mi wyjaśnić co ty robisz? — nie chciał zwracać na siebie uwagi innych pracowników czy siedzących niedaleko osób, ale to co wyprawiał Majewski naprawdę wykroczyło daleko poza granicę olkowego zrozumienia. Wyjazd w góry może faktycznie go odmienił, ale żeby aż do tego stopnia... — Chodź — niepostrzeżenie złapał go za rękę, ciągnąc przez całą kawiarnię do wyjścia dla pracowników, prowadzącego na nieduże objętnościowo zaplecze, wypełnione głównie kartonami. — Przyszedłeś podrywać kelnera? — mruknął mu prosto do ucha, zarzucając obie ręce na jego szyję. Jeśli rzeczywiście tak było to nie chciał mu tego przerywać i jednocześnie psuć planów, acz stracić pracy również nie chciał, a przecież nie mógł ręczyć za szefa czy wzburzonych klientów, skarżących się na wyjątkowo spowolnioną obsługę i pracownika, zbyt zajętego jednym, konkretnym gościem kawiarni.
— To powiedz czego sobie życzysz — opuszkami palców przejechał po jego karku, moment później odwracając się przez ramię w celach zbadania terenu, na szczęście pustego. Wiedział, że muszą powrócić i zachować pozory relacji pracownik&ulubiony klient, lecz nie mógł nie przyznać przed samym sobą, że wizja "spędzenia czasu" z Michałem w miejscu jego zatrudnienia była bardzo kusząca. Bardziej, niż pamiętne minuty na plaży, tak samo wiążące się ściśle z uwielbianą przez Aleksa adrenaliną.
UsuńOlek lubił tego rodzaju niespodzianki, tak samo jak być zaskakiwanym przez Michała, który nieczęsto przychodził po niego do pracy lub zabawiał się w udawanie tajemniczego klienta, chcącego poderwać jednego z najlepszych i najprzystojniejszych kelnerów jakich widziało Trójmiasto. Takiego podrywacza mógł gościć w kawiarni w każdy dzień przypadający na jego zmianę, w czasie przerwy zabierając go na zaplecze i robiąc z nim to, na co akurat miałby ochotę, ewentualnie kończąc po powrocie do domu i wstąpieniu do sypialni. Ten zdecydowanie zbyt krótki epizod z zaplecza jedynie podsycił olkowy apetyt, utrudniając mu skupienie się na pracy, chociaż z tym miał problemy odkąd tylko pamiętał. Niecierpliwił się, ale otrzymany sms jakoś zrekompensował mu to długie oczekiwanie; kiedy wreszcie mógł oficjalnie zakończyć pracę, zgodnie z treścią wiadomości udał się w kierunku tylnego wyjścia, formując z ust lekki uśmiech na widok zauważonej od razu osoby. Oplótł rękami jego szyję, jednocześnie przyciskając wargi do jego karku, mrucząc mu cicho na ucho, że owszem, jest głodny i tylko on może ten głód zaspokoić. Złapał go za rękę i splótł ze sobą ich palce, ignorując psa i plątającą się pod nogami smycz, podporządkowaną pod ruchy jak zwykle nadpobudliwego szczeniaka. Przyspieszył kroku, gdy poczuł jak dłoń Majewskiego zaczyna robić się coraz chłodniejsza; wiejący od morza wiatr dodatkowo potęgował to wieczorne zimno, sprawiając że Olek chciał jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu i tam ogrzać się z małą, niezawodną pomocą Misiaka.
OdpowiedzUsuń— Powiesz mi teraz skąd ten pomysł? — zapytał, zbliżając się do sąsiadującej z domem uliczki. Chodziło mu oczywiście o to dziwne ale intrygujące zachowanie w kawiarni, które zaprzątało jego głowę nawet teraz. Zazwyczaj to właśnie Aleks inicjował wszelkie dziwne zachowania, aranżował sytuacje i wychodził z inicjatywą, będącą początkiem czegoś większego, ale powoli przyzwyczajał się do tego, że sporadycznie role się odwracały. A Olek poza szalejącą wyobraźnią i czekającymi na wyjaśnienie pytaniami nie miał z tym najmniejszego problemu, przeciwnie. Podobało mu się to i nie planował ostudzać Michasiowego zapału, aby przypadkiem nie zniechęcić go do dalszych niespodzianek tego typu. A do pełni szczęścia brakowało mu już tylko urzeczywistnienia planów snutych w górach, w których dość ważną rolę odkrywał kapelusz.
— Ale muszę przyznać, niespodzianka udana, Misiek — dodał zaraz po wejściu na klatkę schodową. Ominął sypialnię i wstąpił do kuchni, ze znudzoną miną zaglądając do lodówki; jego cierpliwość tego dnia została i tak wystawiona na niezłą próbę, zatem nie chciało mu się ponownie celowo odwlekać tego, co miało z góry zagwarantowaną kontynuację. Z drugiej strony parę minut w tą czy w tą nie stanowiło większej różnicy i chyba w napiętym olkowym harmonogramie znalazłoby się miejsce na obiad. A dopiero później nastąpi kolej na deser w postaci swojego ukochanego. — I jak myślisz — zaczął, rozsiadając się przy stole i kątem oka spoglądając na krzątającego się obok chłopaka. — Udało ci się poderwać kelnera, czy po kolacji będziesz próbował ponownie? — zapytał, unosząc do góry jedną brew.
Przyciągnął go do siebie, wpijając się w jego usta, z każdym kolejnym krokiem przybliżając się do salonu i kanapy. To miejsce lubił nawet bardziej niż sypialnię, a do tej drugiej miał aktualnie stanowczo za daleko, stąd wybór był prosty i nie wymagał ani chwili zastanowienia.
— A może zamiana ról? — mruknął mu na ucho, lekko przygryzając jego płatek. — może to kelner poderwie swojego klienta? — usiadł i pociągnął go za rękę, zmuszając do zajęcia miejsca tuż obok. Opuszkiem palca jednej ręki powoli przejechał po jego szyi, natomiast drugą w tym samym spokojnym tempie wsunął pod jego koszulkę, unosząc ją do góry i ściągając jednym płynnym ruchem. Zapowiadał się całkiem miły wieczór, a zabawa w kelnera i podstępem zaciągniętego do domu klienta kawiarni mogła być ku temu powodem.