7 maja 2015

[KP] Roszpunka


Rosemarie "Rose" Ernst

20 lat, studentka rysunku i malarstwa


 Rosemarie urodziła się w bardzo poważanej rodzinie. Była jedynym dzieckiem dlatego rodzice byli zapatrzeni w nią od dnia narodzin. Pojawiła się, gdy wszyscy przestali łudzić się, że kiedykolwiek powitają na świecie taką drobną kruszynę. Nie dane im było nacieszyć się małą. Rok po narodzinach dziewczynka zniknęła. Rozpłynęła się, a ślad po niej zaginął. Mimo usilnych poszukiwań, nikt nie wiedział gdzie jest mała Rose. To sprawiało, że rodzice popadali w coraz większy obłęd. Gdyby wiedzieli cokolwiek, byłoby im łatwiej pogodzić się ze stratą. Ich małym rytuałem stało się coroczne wypuszczanie do nieba lampionów. Dokładnie w rocznicę urodzin i zaginięcia. 
 Rosemarie dorastała w nieświadomości sądząc, że Gertruda była jej prawdziwą matką. Dzieciństwo było dla niej trudne. Opiekunka obsesyjnie dbała o to, aby nikt nie wiedział o istnieniu dziewczynki. Nie mogła bawić się z rówieśnikami na zewnątrz, a kiedy ktoś przychodził do ich domu - Gertruda zamykała Rose w pokoju na piętrze i zabraniała wydawać nawet najmniejszy dźwięk. Była tak bardzo przyzwyczajona do dziwnych zachowań matki, że nie traktowała tego jako coś złe. Po prosu tak było. Nie miała innego spojrzenia na świat, więc nie sprzeciwiała się.
 Lata mijały, a Rose stawała się coraz bardziej dojrzałą i świadomą kobietą. Gertruda nie była w stanie utrzymać jej w czterech ścianach, ale jej obsesja o chowaniu dziewczyny nieco zelżała, gdy jej wygląd zmienił się na tyle wyraźnie, że nie przypominała już porwanego dziecka. Jedynie charakterystyczne oczy cały czas były niczym lustrzane odbicie biologicznej matki.
 Po latach izolacji i zajęć domowych, Rosemarie postanowiła udać się na studia. Po miesiącach namawiania przekonała Gertrude do swojego planu. Musiała jednak pójść na kompromis i wybrać uczelnię najbliższą domu. W ten sposób mogła być pod dalszą kontrolą.
 Mijanie ludzi na ulicach nie było porównywalne do prawdziwych relacji, dlatego obawiała się spotkania z rówieśnikami. Z drugiej strony jej ekscytacja brała górę i historie matki o złym świecie nie były już takie straszne.
 Rose charakteryzuje się pewną nietypową przypadłością, którą miała wpajaną przez cały ten czas. Jest właścicielką długich, sięgających niemalże do kolan włosów. Opiekę nad nimi od zawsze sprawowała Gertruda. Obcinała je, czesała i układała. Przekonana o ich wyjątkowości dziewczyna panicznie boi się, że ktoś może odebrać jej ten skarb. Potrafi godzinami myśleć o tym, że ktoś podbiega do niej z nożyczkami. Dlatego nie pozwala nikomu zbliżać się do nich.

Wątek z Ace

2 komentarze:

  1. Całe swoje życie spędziła w pałacu i w jego obrębie – w ogrodach. Kiedy była malutka, matka ją zabierała do miasta, ale szybko się to skończyło, kiedy królowa została zamordowana. Od tamtego czasu sułtan nie pozwalał wychodzić swojej jedynej córce poza teren pałacu, ogrodzonego wysokim murem. Sułtan był nie tylko najważniejszą osobą w Agrabahu, ale też ojcem, bardzo się bał o swoje dziecko i nie chciał, aby Jasmina narażała swoje życie. Wystarczyło mu, że stracił swoją żonę.
    Dlatego też Jasmina miała nauczanie domowe. Do pałacu przyjeżdżali najróżniejsi nauczyciele, którzy wcześniej byli dokładnie sprawdzani i przeszukiwani nim którykolwiek mógł nawet spojrzeć na księżniczkę. Kiedy Jasmina była tylko dzieckiem, nie rozumiała i godziła się na to, słuchając słów swojego taty. Dopiero dorastając, zapragnęła wyjść na zewnątrz, zobaczyć, jak żyją ludzie na terenie ich królestwa, jak sobie radzą, jak w ogóle wygląda ich królestwo. To wszystko mogła jedynie podziwiać z okien i balkonów ogromnego zamku, w którym wkrótce zaczęła czuć się jak w klatce. Pięknej, ale jednak klatce.
    Miała kilka koleżanek, były to głównie młodsze pracownice pałacu, jedna jej dama dworu była jej bliższą osobą. Poza tą dziewczyną, obok od kilku lat był Rajah, tygrys indyjski, który jako małe kocię uciekł z cyrku i jakimś cudem trafił prosto do nich. Jasmina od razu chciała go zatrzymać. Od tamtej pory Rajah jest jej najlepszym przyjacielem.
    Kiedy ukończyła edukację na poziomie liceum i po zdaniu matury z jednymi z najlepszych wyników, doszła do wniosku, że to idealny moment, aby namówić ojca na wyjazd. Chciała wyruszyć na studia, może do Niemiec, do jednej z najlepszych uczelni na świecie, gdzie uczyły się inne księżniczki, książęta, szlachta, ale też „zwykli” ludzie, którzy również napisali egzaminy dojrzałości bardzo wysoko.
    Po długich namowach sułtan w końcu wyraził zgodę. Ucieszona Jasmina nie mogła się już doczekać wyjazdu.
    Jesień nadeszła szybko. W wakacje księżniczka zastanawiała się, czy powinna poszukać sobie jakiegoś mieszkania blisko uczelni, ale jednak zdecydowała się zamieszkać w akademiku. To zawsze dobry pretekst, aby poznać więcej ludzi.
    Jej współlokatorką okazała się być córka wodza jednego z plemion Indian. Okazało się, że dziewczyna była bardzo miłą osobą, a Jasmina szybko nawiązała z nią nić porozumienia.
    Pierwsze dni na uczelni były ciężkie. Panna Kenzari zupełnie nie znała tego miejsca, więc gubiła się. A na zajęciach dużo zapisywała. Co prawda były to pierwsze godziny i wykładowcy omawiali głównie plan na semestr, a także opowiadali, jak będą wyglądały zaliczenia ich przedmiotów, ale Jasmina nie chciała pominąć nic ważnego.
    W końcu miała chwilę dla siebie, dlatego udała się na mały spacer po kampusie. Zatrzymała się na dłużej przy tablicy z ogłoszeniami i zaczęła je przeglądać. Może powinna zapisać się do jakiejś drużyny albo klubu?
    Nagle zobaczyła ogłoszenie o koncercie. W barze studenckim miał zagrać zespół, składający się po prostu ze studentów. Jasmina uśmiechnęła się do siebie. To wyglądało nawet bardzo ciekawie.
    - Przepraszam – zagadnęła dziewczynę, stojącą obok niej – znasz może ten zespół? Plakat wygląda bardzo ciekawie, więc i muzyka taka musi być.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasmina nie czuła się tak onieśmielona tymi wszystkimi ludźmi, ponieważ będąc w Agrabahu miała styczność z wieloma osobami posiadającymi najróżniejsze tytuły – królewskie, szlacheckie. Służba, która towarzyszyła jej całe życie, składająca się ze „zwykłych” ludzi sprawiła, że księżniczka potrafiła się dogadać z każdym. Była bardzo miła, uczynna i pomocna. Nie przekreślała wszystkich od razu, zawsze dawała ludziom szansę. Chociaż… może jednak nie zawsze. Słyszała o pewnych ludziach, którzy byli po prostu mordercami z zimną krwią. Takim ludziom trudno jej było dać szansę . Wiedziała jednak, że w przyszłości, kiedy zostanie sułtanem Agrabahu, będzie musiała odsunąć emocje na bok i być po prostu sprawiedliwą władczynią swojego kraju.
    Dziewczyna spojrzała na chłopka na plakacie i uśmiechnęła się.
    - Na pewno – obejrzała plakat, a potem jej wzrok skierował się na dziewczynę. Zaraz podała jej dłoń. – A ja Jasmina. Jesteś stąd? Masz taki akcent – zauważyła, zainteresowana nowo poznaną dziewczyną. Wyglądała na miłą, ale też i nieśmiałą. Jasmina chciała ją poznać bliżej, dowiedzieć się, skąd jest, co studiuje i dlaczego akurat tutaj. Chociaż może odpowiedź na to ostatnie pytanie było dość oczywiste; ta uczelnia była jedną z najlepszych na świecie i każdy, kto naprawdę pragnął się uczyć dalej i zdobywać nową widzę, a także odkrywać nowe fakty nieważne, z jakiej dziedziny, chciał tu studiować. Uczelnia sama w sobie była też kosztowna, ale ogromne stypendia, jakie można było zdobyć, rekompensowały wszystko. Dlatego też i akademiki były schludne, eleganckie i wyposażone w nowe sprzęty. – A może chciałabyś się przejść na ten koncert? – zaproponowała po chwili. – To może być niezła zabawa, a ja… cóż, nigdy na prawdziwym koncercie nie byłam… Zwłaszcza w takim mieście… Mogłybyśmy wziąć kogoś ze sobą jeszcze, jeśli miałabyś ochotę – uśmiechnęła się do niej ciepło.
    Oczywiście zamierzała też dać znać swojej współlokatorce o tym koncercie i jej też zaproponować, aby pójść razem. Im większa ekipa, tym lepsza zabawa, więcej śmiechu i milej spędzony czas. Tak przynajmniej sądziła Jasmina.
    Koncert miał odbyć się w najbliższą sobotę o dwudziestej. Jasmina naprawdę chciała się tam wybrać, ale sama nie bardzo miała ochotę tam iść. Nie była przekonana, czy nawiąże z kimś kontakt na miejscu, podejrzewając, że wszyscy, którzy się tam zjawią, będą już w swoich grupkach i nie bardzo będą otwarci, aby przyjąć do swojego grona kogoś nieznajomego. Jasne, oczywiście, że mogła się mylić, ale jednak wolałaby tam pójść chociaż z jedną osobą. Już by było raźniej.

    OdpowiedzUsuń