When the golden rule & the jungle meet
There'll be nothing to love & there'll be no one to beat
There'll be nothing to love & there'll be no one to beat
–ISAAC SLAUGHTER –
33 lata --- Morski Diabeł --- Kapitan okrętu ,,Biały Kruk"
Chcecie posłuchać legendy, moi drodzy? Opowieści, przez którą nawiedzą was koszmary, którą matki straszyły niegrzeczne dzieci, a dorośli rozglądali się wokół siebie, sprawdzając, czy nie czai się gdzieś w cieniu. Historii o niezwykłym i porywczym mężczyźnie, sięgającym po wszystko, nie wyznaczającym sobie żadnej granicy, posługującym się szablą równie dobrze jak ciętym językiem. W takim razie wytężcie uszy, ale wpierw dam wam radę. Jeśli tylko go spotkacie, a nie daj Boże, zagarniecie to, co do niego należy, marny wasz los. Ale nie ustępujcie, moi drodzy. On doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo owa rzecz kusi. Dlatego należy do niego. Jeśli od razu odpuścisz, zginiesz. W jego oczach znacznie obniży to wartość przedmiotu. Najlepszym wyjściem będzie kłótnia i nieprzewidywalne ustępstwo. Oto sposób jak ugłaskać Morskiego Diabła, he he! Dobrze, dobrze, już przechodzę do opowieści, która ku zmartwieniu mojej wiernej publiki, jeszcze się nie skończyła, a sam Isaac Slaughter uważa, że nawet się porządnie kurwa nie zaczęła.
FC: Toby Stephens
wątek z latessą
FC: Toby Stephens
wątek z latessą
Pozwoliła odgarnąć sobie zbłąkany kosmyk włosów za ucho, wyszeptać w usta słowa, których nie potrzebowała czy przejechać palcami po obojczyku wystającym spod cienkiej narzutki okrywającej luźno młode ciało. Nie zaprotestowała, gdy jej wargi zmiażdżone zostały przez zachłanne usta bosmana przebywającego z nią w swoich ostatnich godzinach pobytu na wyspie zanim kolejny piracki okręt wypłynie na otwarte morze, pozostawiając po sobie jedynie brud na jej ciele po każdym mężczyźnie, jaki w pijackim upojeniu zdołał w tym czasie trafić do zajmowanego przez nią pokoju w domu madame Goldwin. Część z nich z powodu pijackiego upojenia nie była nawet w stanie rozebrać się samodzielnie zanim nie zasnęli na jej łóżku w rozpiętych koszulach. Rano znikali za to szybko z jej pokoiku zbyt zażenowani swoim zachowaniem, by nakłaniać ją do spędzania z nimi większej ilości czasu, którego Rosalie nawet nie miała. Opiekowanie się takimi przypadkami wymagało jednak mniej wysiłku niż codzienne przymilanie się do piratów będących stałymi klientami zamtuzu. Widzieli w niej jedynie zgrabnie ukształtowane ciało i nietypową dla tych stron urodę, którą większość pragnęła podziwiać w odosobnieniu, ale nie każdy miał taką okazję. Wyjątkowość relacji łączących blondynkę z czterdziestoletnią Georginą Goldwin pozwalała jej na przyjmowanie tylko tych mężczyzn, którym madame ufała. Nie każdego mogły jednak odsyłać w oczekiwaniu na przypłynięcie tego konkretnego statku, z którego w progach pokoju Rosalie miał prawo pojawiać się tylko jeden mężczyzna. Nawet dobroć madame Goldwin posiadała pewne granice o przekroczeniu których Rose nie chciała myśleć. Drugi raz nie miałaby tyle szczęścia podczas swojej ucieczki i nie udałoby jej się zapewne znalezienie miejsca, w którym mogłaby ukryć się przed ciągnącymi się za nią koszmarami. Musiała przyjmować wszystkich przysyłanych do nich piratów szukających przy niej chwili wytchnienia i rozkoszy, a przynajmniej musiała to robić do czasu aż do Port Royal nie zawinął konkretny statek.
OdpowiedzUsuńPrzebywający z nią mężczyzna był akurat człowiekiem, z którym spotkała się bo tak jej kazano. Bosman Tischner traktowany był przez madame Goldwin jako bliski znajomy, któremu zazwyczaj osobiście usługiwała w prywatnym pokoju, dzisiaj jednak nie mogła odmówić jego prośbie o spotkanie z tajemniczą i bardzo dobrze ukrywaną przed nieodpowiednimi ludźmi blondynką. Rosalie z kolei nie mogła zakwestionować tej decyzji. Przez kilka dni z powodu kobiecych przypadłości jej sypialnia musiała stać pusta, zamtuz nie funkcjonował odpowiednio, a dodatkowo miała na uwadze ciężar ostrzegającego spojrzenia posyłanego jej przez Georginę nim ta zamknęła drzwi za wchodzącym bosmanem. Spędził z nią więcej czasu niż początkowo przewidywała, na dodatek z jego słów wynikało, że nie śpieszyło mu się na wypływający wieczorem statek. Nie mogła go wyprosić, nie miała takiego prawa, przynajmniej nie do czasu aż nie rozległo się gwałtowne pukanie do jej drzwi i do pokoju nie wpadła jedna z wystraszonych służących. Rosalie leżała już na łóżku w cienkiej narzutce zawiązanej w pasie paskiem, żeby nie odkrywała każdego fragmentu jej ciała, Tischner za to zawiązywał sznurek od spodni, szykując się powoli do wyjścia. Oboje jednak zerknęli w stronę młodej, może piętnastoletniej dziewczyny, która ściskała w dłoni dzbanek z wodą, którą pewnie niosła do któregoś pokoju.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale madame Goldwin kazała uprzedzić, że On tu jest — powiedziała dziewczyna na tyle szybko, że Rosalie zajęło chwilę zanim przestała zdziwiona marszczyć czoło i niepewnie zerknęla na prawie nagiego bosmana. Skołtuniona pościel, jej ubiór oraz obecność mężczyzny w pokoju mówiły same za siebie, podobnie zresztą jak słowo On, które mogło odnosić się tylko do jednej osoby. Slaughter wrócił na wyspę.
Rose przymknęła na chwilę powieki zanim w ogóle podniosła się z łóżka i na boso podeszła do młodej Kim, którą wyjątkowo lubiła. Pytanie bosmana „jaki on?” tymczasowo zignorowała.
— Zdobądź pościel na zmianę, poproś Tima, żeby chłopcy przynieśli wodę na kąpiel i...
— Zaraz wrócę — obiecała dziewczyna, odstawiając na komodę trzymany wcześniej dzbanek, żeby mieć wolne ręce podczas poszukiwań wszystkiego, czego potrzebowały do załagodzenia nastroju znanego wszystkim kapitana.
Usuń— Hej, chwila! Co tu się dzieje? Nikt nie powiedział, że już z Tobą skończyłem! — Usłyszała kroki Tischnera jeszcze zanim Kim zniknęła za drzwiami. Wiedziała, że stanął blisko niej, bo poczuła jego ciężki oddech na odsłoniętej skórze karku; w tej chwili nawet pożałowała, że zdążyła już zapleść jasne włosy w luźny warkocz. — Nie tak się umawiałem z Georginą.
Rosalie ugryzła się w język, gdy tylko poczuła silne szarpnięcie za ramię, które spowodowało odwrócenie się w kierunku niezadowolonego bosmana. Spojrzała mu prosto w oczy, gdy nieświadomy problemów jakie oboje mogli mieć jeśli natychmiast nie opuści tego pokoju, zwyczajnie stał przed nią bez koszuli i z wściekłym spojrzeniem.
— Teraz to bez znaczenia, Georgina go nie zatrzyma, a Ty powinieneś się ubrać i wyjść jeśli nie chcesz…
Nie zdążyła skończyć, za to syknęła cicho, wyszarpując ramię z coraz silniejszego uścisku bosmana. Nie podobało jej się to. Nie powinno go już tutaj być, nie miał prawa tak jej dotykać. Sama Goldwin pilnowała, by żaden z mężczyzn nie robił im krzywdy. Jakby nie było pracowały ciałem na swoje utrzymanie, a poobijane nie były tak atrakcyjne jak powinny być.
— Kim on niby jest, że… — Tym razem to Tischner nie dokończył, a Rosalie nawet nie musiała odwracać się w kierunku drzwi, by wiedzieć kto je otworzył. Pobladły wyraz twarzy bosmana oraz to, jak niemal od razu zrobił trzy kroki do tyłu i założył trzymaną w wolnej ręce koszule mówiły same za siebie. — Slaughter — rzucił niemrawo bosman, potwierdzając jedynie jej przypuszczenia jeszcze zanim opuściła dłoń pocierającą miejsce, za które była wcześniej przetrzymywana i odwróciła się na pięcie. To był pierwszy raz, kiedy przyjmowała klienta, gdy kapitan Białego Kruka do niej przyszedł. Pierwszy, kiedy pojawił się zanim zdążyła się wykąpać czy uprzątnąć sypialnię. Pierwszy, kiedy nie była pewna czy cieszyć się na jego widok, czy może usunąć się w bok i nie wtrącać się w rozwój wydarzeń.
Całe szczęście, że przynajmniej nie była naga ani w trakcie spełnienia którejś zachcianki bosmana.
— I... Witaj — powiedziała niepewnie, kręcą powoli głową. Nigdy nie zwracała się do niego po imieniu przy innych osobach, a chociaż domyślała się, że dzięki temu zwróciłby na nią większą uwagę niż na mężczyznę stojącego za nią, to nie złamała tej prostej reguły.
Rosalie milczała, przyglądając się scenie rozgrywanej na jej oczach. Z jej pełnych warg wydobyło się tylko jedno, ciche westchnienie, kiedy tylko zobaczyła uśmiech kapitana Białego Kruka. Nie był on skierowany do niej, a i tak poczuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa i z nutką niepokoju zerknęła na bosmana. Po części było jej go szkoda, ale z drugiej strony wiedziała, że żadne z nich nie miało wpływu na to, co zaraz nastąpi w tym pomieszczeniu. Gdyby wiedziała czyj okręt przybije dzisiaj do brzegu nie wpuściłaby nikogo za drzwi swojej sypialni, nie pozwoliłaby też na tak długie przebywanie w jej towarzystwie czy ociąganie się z wyjściem. Jej poprzednie słowa powinny stanowić wystarczające ostrzeżenie dla bosmana. Ostatecznie praktycznie każdy wiedział do kogo ona należała, nietrudno było domyślić się o kim mówiła Kim, gdy przerażona zajrzała do sypialni.
OdpowiedzUsuńTylko raz skrzywiła się, kiedy pięść Isaaca zetknęła się z twarzą bosmana. Nie był to przyjemny widok, nie starała się jednak wtrącać w ten pokaz dominacji. Jedna jej uwaga broniąca nieszczęsnego pirata mogłaby tylko bardziej rozjuszyć tego, który był wyższy rangą i z całą pewnością nie był zadowolony z sytuacji, w jakiej zastał swoją kochankę. Rosalie była tego wszystkiego świadoma, a fakt, że wcześniej bosman Tischner szarpał ją za ramię sprawił, że nie miała większych wyrzutów sumienia, jedynie cierpliwie czekając aż Slaughter skończy i nie próbując w żaden sposób rozdzielić mężczyzn. Kłócenie się w pierwszy wieczór po powrocie kapitana na wyspę nie było rozsądnym pomysłem, a bosman też nie był osobą wartą zachodu. Zapłacił wcześniej, więc nawet madame Goldwin nie mogła narzekać na tę niewielką niedogodność. Tym bardziej, że Morski Diabeł zapewniał im obu dochody, które znacznie przewyższały zyski, jakie powinny uzyskiwać z jednego klienta. Dla Rosalie, która do czasu porwania przez piratów nie miała pojęcia, że kiedykolwiek będzie pracować jako kurtyzana, były to tak kolosalne sumy, że nie próbowała nigdy ich kwestionować.
Odsunęła się od drzwi, ułatwiając krwawiącemu i stękającemu bosmanowi wyjście. Zrobiło jej się go nawet szkoda, gdy skulony przechodził obok niej w potarganych ciuchach i z pewnością w o wiele gorszym stanie niż pojawił się tutaj kilka godzin temu. Załagodzenie nastroju mężczyzny nie leżało teraz w jej obowiązkach. Madame Goldwin musiała sama uporać się z problemami, w jakie stworzył im Isaac. Wyjątkowo stęskniony Isaac, co Rose stwierdziła, gdy tylko przygarnął ją do siebie. Samym pocałunkiem wymagał od niej posłuszeństwa, którego nigdy łatwo mu nie dawała. Gdyby wiecznie była uległa, znudziłby się nią w ciągu kilku dni pobytu na wyspie, a już na pewno nie chciałby wracać do niej po każdym powrocie ze statku.
Mimo wszystko uśmiechnęła się leniwie, gdy tylko zostawił na chwilę jej usta i pozwolił przyjrzeć się z bliska jego twarzy. Dłonie same powędrowały na szerokie, męskie ramiona przykryte materiałem białej koszuli, która nie była nawet w całości zapięta. Dzięki temu mogła bez problemu dotknąć jasnymi palcami jego opalonego od słońca torsu. Chociaż nigdy się do tego nie przyznawała przed Isaaciem, to zawsze fascynowała ją ta różnica w kolorze ich ciał — im dłużej przebywał na otwartym morzu, tym bardziej opalony wracał do niej po swoich długich wojażach. Przy nim jej skóra zawsze wydawała się wtedy alabastrowa.
— Za Tobą, tak. Za bałaganem, który robisz mi w sypialni już nieszczególnie — przyznała śmiało, nie przejmując się ewentualną reprymendą ze strony kapitana. Nie ukrywała, że tęskniła za chwilami, kiedy mogła spokojnie zasypiać ze świadomością, że on jest gdzieś bezpieczny w obrębie wyspy i nikt oprócz niego nie przyjdzie do niej w nocy do łóżka. Gdy wyjeżdżał zawsze walczyła ze strachem, że może już nigdy nie zawinąć, do tego portu; że jego statek może zatonąć albo zostać zaatakowany przez wrogów Isaaca; że mogą go złapać i stracić w miejscu, gdzie prawo jest ważniejsze od zysków, gdzie piraci uznawani są za najgorszych przestępców i gdzie nikt nie czułby się w obowiązku poinformować kogokolwiek o jego śmierci. Żyła w tej niepewności do czasu, aż nie stawał po kilku miesiącach w jej drzwiach i samą swoją obecnością nie oznajmiał, że nic mu nie grozi. Być może trochę za bardzo przywiązywała się do niego w chwilach, kiedy przebywał na wyspie.
UsuńJuż mniej pewnie skinęła głową, gdy Slaughter przypomniał jej, że raptem godzinę temu należała do innego mężczyzny, czego oboje byli świadomi.
— Posłałam już po wodę — mruknęła, wskazując ręką na stojącą za niewielkim parawanem, w pobliżu kominka, miedzianą wannę. Prawie w tej samej chwili usłyszeli oboje pukanie do drzwi, a na jej krótkie „proszę” do pokoju weszła Kim z jeszcze jedną, dziesięcioletnią służącą i dwóch chłopaków z wiadrami pełnymi ciepłej wody. — Udała Ci się wyprawa? Zdobyliście coś interesującego? — W czasie gdy dziewczyny zajęły się zmienianiem pościeli, Rosalie odsunęła się odrobinę od Isaaca i podeszła do przyniesionego przez Kim talerza pełnego sera, zimnego mięsa oraz owoców. Zapewne był to pomysł madame, która jak nikt inny wiedziała w jaki sposób najlepiej uspokoić mężczyznę — karmiąc go, przynosząc pełny dzban alkoholu i dając mu wszystko to, na co tylko miał ochotę. A już szczególnie kobietę, której pragnął.
Po dwóch minutach sprawnej i szybkiej pracy znowu zostali sami z tą różnicą, że łóżko było świeżo zaścielone, a Rosalie mogła bez problemu zdjąć z siebie cienki materiał i zmyć z ciała zapach bosmana.
— Może chcesz dołączyć? — zagadnęła jeszcze, uśmiechając się i rozwiązując sznurek w obecności Isaaca, ale zdjęła szlafrok dopiero przy wannie, gdzie minimalnie zasłaniana była przez ustawiony parawan. Była pewna, że Slaughter przyszedł do niej zaraz po zejściu ze statku, a to oznaczałoby, że nie skorzystał z żadnych luksusów wyspy.